3.11.2017

*30*

[muzyka]
Katherina nerwowo tupała stopą o podłogę w Gospodzie Pod Świńskim Łbem. Dostała przed kolacją informację o pierwszym spotkaniu Zakonu Feniksa na którym miała się stawić praktycznie jak najszybciej. Wykręciła się z kolacji pod pretekstem ćwiczenia nowych zaklęć i miała nadzieję, że wypadła przekonująco.

Siedziała obok matki, która starała się zachować spokój, ale widziała jak nerwowo drżą usta Caroline. Powoli przybywało więcej osób. Przywitała się już z Doreą i Charlusem, którzy teraz rozmawiali z Paulem i jej ojcem, kiwnęła głową do Tobiasa Levena, Moody zjawił się z kilkoma innymi aurorami chwilę temu. Profesor Dumbledore rozmawiał ze swoim bratem i teraz Katherina rozumiała dlaczego właściciel Gospody wydawał się być taki znajomy. Było też wiele osób których nie znała. Jako jedni z ostatnich weszli Stephanie Pronton i Edward Meadows. Parkes myślała, że może przyjdzie ktoś z jej przyjaciół, ale widocznie tylko ona była w Zakonie Feniksa.
Miała nadzieję, że jej rodzice w końcu zauważą, że nie jest taka słaba jak im się wydaje.
Jej dziadkowie rozmawiali z dziadkami Jamesa, którzy byli widocznie czymś podenerwowani. Wywnioskowała już z zachowania obecnych, że wydarzyło się coś złego.
Naliczyła, że w sali jest ponad trzydzieści osób i kiedy do Gospody weszła rudowłosa para, jeden z aurorów zablokował drzwi, a Dumbledore podniósł rękę, aby uciszyć zebranych. Do niego dołączył Alastor Moody.
 – Witam na pierwszym zebraniu Zakonu Feniksa po Wielkanocy. Nasza organizacja powiększyła się o cztery osoby. Chciałbym powitać Artura i Molly Weasley'ów, Edwarda Meadowsa i Katherinę Parkes. Zadaniem Zakonu Feniksa jest walka z Lordem Voldemortem i Śmierciożercami. Zajmujemy się również zbieraniem informacji i rekrutowaniem nowych członków. – Dumbledore uśmiechnął się lekko, kiedy przedstawiał nowych członków. – Arturze i Molly, od was oczekujemy przede wszystkim informacji i uczestnictwa w misjach, gdzie obserwujemy śmierciożerców. Oczywiście Molly ze względu na to, że ostatnio rodzina wam się powiększyła i macie małe dzieci, będzie lepiej jeżeli nie będziesz brała udziału w misjach. Liczymy jednak na twoje umiejętności przy innych działaniach Zakonu. Drogi Edwardzie... Kilkanaście lat temu nie mieliśmy do ciebie zaufania ze względu na twojego ojca. Jednak w świetle ostatnich wydarzeń doceniamy twoje zaangażowanie i liczymy na twoje działania w Australii. Mamy nadzieję, że w razie potrzeby przybędziesz nam z pomocą tutaj. Katherina Parkes to nasza najmłodsza członkini. Za dwa i pół miesiąca kończy Hogwart. Jest bardzo zdolna i wraz z Alastorem Moodym zaproponowaliśmy jej dołączenie do Zakonu Feniksa. Do końca szkoły będziesz uczestniczyła w spotkaniach, poznasz nasze metody działania i po skończeniu szkoły będziesz mogła aktywnie działać w organizacji.
 – Dzisiaj miał miejsce atak na mugoli w Holland Park. Aurorzy zdołali dotrzeć na miejsce bardzo szybko, ale niestety są ranni i ofiary. Udało nam się złapać czterech Śmierciożerców, trzech zdołało uciec. – Powiedział Moody ochrypłym głosem, a Katherinie przebiegły po ciele dreszcze. – Jedenastu mugoli jest w szpitalu, a trzech zabito. To pierwszy taki przypadek ataku w centrum miasta. Śmierciożercy do tej pory wybierali wioski, które są w całości zamieszkane przez mugoli. Minister Magii skontaktował się już z Premierem i ochrona miasta będzie wzmocniona. Biuro Aurorskie będzie patrolowało okolice. Nie wykluczamy otworzenia nowej jednostki, kiedy podobny atak znów będzie miał miejsce. Brakuje nam aurorów jak i członków Zakonu. Na następnym spotkaniu z pewnością będzie więcej nowych twarzy. Chciałbym jeszcze, żeby każdy z was przemyślał, kto mógłby do nas dołączyć. Potrzebujemy osób, które nie będą się bały misji, lub które będą miały dostęp do różnych informacji. Niestety aurorzy mimo wysokich umiejętności nie są całkowicie skuteczni. Były plany, aby obniżyć wymagania dla rekrutów na kursy, ale musimy trzymać odpowiedni poziom. Więc pamiętajcie, żeby dobrze przemyśleć swoich kandydatów. Nie chcielibyśmy mieć szpiega w swoich szeregach.
 – Ostatnie nasze misje wytropiły kilku śmierciożerców. Jedynie od kilku udało się wydobyć informacje przed procesem. Wiadomo już, że nawet osoby zajmujące wysokie stanowiska Ministerstwa Magii są zwolennikami Voldemorta. W naszym Departamencie również nie brakuje takich osób. Do tej pory nie udało się nam uzgodnić, kto może stanowić problem, więc ci z was, którzy pracują w Ministerstwie Magii, miejcie oczy i uszy dookoła głowy. Jeżeli kogoś podejrzewacie, to przekażcie nam te informacje. – Powiedział Charlus Potter i spojrzał przez chwilę na Moody'ego jakby wahał się przed kolejną wypowiedzią. – Obecny Minister Magii obiecał nam, że jeżeli dostarczymy dowody, na to, że osoby pracujące w Ministerstwie są Śmierciożercami, to odbędą się procesy.
 – Warto dodać, że niektórzy powoli przekonują się do ideologii Voldemorta. Nie działają w szeregach, ale są otwarci na zmiany, które proponuje Voldemort. Takie osoby warto obserwować, ale nie można im nic zrobić. – Zabrał głos ojciec Katheriny. – Myślę, że po prostu chcą być bezpieczni w razie niebezpieczeństwa.
 – Musimy przede wszystkim skutecznie ocenić sytuacje. Nie możemy kogoś winić za to, że się boi i nie opiera się poglądom Voldemorta. Musimy wyłapywać osoby, które już w tym siedzą i działają. Musimy wyłapywać również ich informatorów. – Zagrzmiał Moody i wyjął z wewnętrznej kieszeni swojego płaszcza kilka zwoi pergaminów. – Tutaj są raporty z ostatnich misji, które omówimy. Później rozdzielimy kolejne misje, które już indywidualnie będą omawiane w następnych dniach.
 – Zazwyczaj po każdym spotkaniu są trzy misje i omawiane są bez reszty członków. W razie niepowodzenia krąg podejrzanych o szpiegostwo się zmniejsza. Jeszcze nigdy nie było takiej sytuacji, ale na wszelki wypadek tak to działa. – Wytłumaczył szeptem do ucha Katheriny Tobias Leven. – Podobnie jak w biurze aurorów. Im mniej osób zna szczegóły tym lepiej.
 – Założę się, że Śmierciożercy działają podobnie. – Odszepnęła mu, a on cicho się roześmiał i pokręcił głową.
 – Właśnie nie. Są pewni swojego zwycięstwa i wszyscy szczycą się tym, że Voldemort docenia ich czystość krwi i tak dalej. Oczywiście żółtodzioby mają ograniczony dostęp do informacji, ale Śmierciożercy, którzy już działają bardzo czynnie wiedzą znacznie więcej. Próbowaliśmy mieć kilku szpiegów, ale nie udało się. Nikt nie jest na tyle odważny, żeby atakować i zabijać mugoli, i mugolaków. – Po ciele Parkes przebiegł złowrogi dreszcz. A więc jest już tak źle, że próbowali wysłać kogoś, żeby był Śmierciożercą i dostarczał informacji. – Przemyśl, i to głęboko, kto mógłby być w Zakonie i dostarcz listę jutro Dumbledore'owi. Od lipca może nasza przyszłość wyglądałaby nieco barwniej.
 – Tak... Sęk w tym, że moja lista i wasza lista zapewne się pokrywa. – Drgnęła gdy chwycił jej ramię i zniżył głowę by spojrzeć jej prosto w oczy.
 – Dlatego mówię, żebyś przemyślała naprawdę głęboko, Parkes. – Puścił jej ramię, w momencie, gdy zorientowała się, że wstrzymała oddech. – A teraz chodź, wraz z moim partnerem wytłumaczymy ci powoli przebieg misji.
 – Partnerem? – Zaschło jej nagle w ustach, bo nie sądziła, że Tobias jest tego typu facetem. Musiała wyglądać na naprawdę zszokowaną.
 – Działamy razem jako aurorzy. Poza tym przyjaźnimy się, cóż, jakieś trzynaście lat. Poznasz wreszcie Edgara Bonesa.
*******
Lily od kilku dni starała się być cieniem Dorcas, mimo że ta próbowała ją niejednokrotnie zgubić. Wstawała nawet chwilę wcześniej, żeby nic jej nie umknęło, bo po powrocie z przerwy Wielkanocnej, znów zamknęła się w sobie. Ruda starała sobie wmawiać, że po prostu Meadows stara nie rzucać się w oczy, żeby uciec od ciekawskich spojrzeń. Ale kiedy dzień wcześniej rozmawiała z Jess, Jane i Katheriną, wspólnie doszły do wniosku, że za chwilę Dorcas zostanie bez rodziny. Jej matka czekała na wyrok, babcia miała wrócić do Francji, a ojciec do Australii. Postanowiły być bliżej niej, niż kiedykolwiek wcześniej.
Zdziwiła się, gdy wstała, a przyjaciółka szykowała się do wyjścia. Były tylko we dwie w dormitorium.
 – Poczekasz na mnie? Szybko się ubiorę i zdążymy na śniadanie. – Meadows spojrzała na nią i przygryzła wargę.
 – Jane mnie niedawno obudziła. – Zaczęła brunetka i usiadła obok Lily. – McGonagall poprosiła mnie żebym przyszła do niej przed śniadaniem. Wydaje mi się, że wiem co usłyszę.
 – Oh, Dor... – Evans chciała ją chwycić za dłoń, ale ta szybko wstała i założyła na siebie kamizelkę.
 – Do zobaczenia później. – Wszeptała Dorcas lekko łamiącym się głosem i wyszła z dormitorium.
*******
Katherina pomachała Lily, która prawie wbiegła do Wielkiej Sali. Już nie biegła, ale szybkim marszem przemierzyła dzielącą ich odległość. Usiadła obok Jane i nalała sobie wody. Wypiła ją duszkiem i zabrała się za jedzenie.
 – Widzę, że ktoś tu ma apetyt. – Jess podała jej tosty.
 – Spieszyłam się, żeby was złapać. Czemu nie poczekałyście? Miałyśmy uważać na Dor. – Rzuciła Evans z wyrzutem.
 – Obudziłam ją zaraz po tym jak McGonagall powiedziała mi, że ma do niej przyjść. Od razu wiedziała o co chodzi i poprosiła nas, żebyśmy na nią nie czekały i żebyśmy się uczyły bez niej. – Jane spojrzała na nią z przepraszającą miną. –Też się o nią martwimy Lily, ale ona nas odtrąca. Możemy być jedynie w pobliżu, ale nie uda nam się być jej cieniem.
 – Wiem. Rano była chłodna. Nie wiem już co mam robić. – Ukryła twarz w dłoniach i po chwili na nie spojrzała. – Myślałam, że po czasie spędzonym z ojcem będzie lepiej. Ale on niebawem wyjedzie, a jej babcia już jest we Francji.
 –Wydaje mi się, że wiem co zrobić. – Szepnęła Katherina i spojrzała na przyjaciółki z obawą. – Dorcas mnie znienawidzi.
 – Co masz... – Zaczęła Lily, ale urwała, gdy Parkes wstała od stołu i uśmiechnęła się nerwowo. Serce biło jej mocno z nerwów. Dorcas była jej przyjaciółką i przekonywała się to najlepsze rozwiązanie. Odeszła dosłownie kilka kroków dalej i wcisnęła się na miejsce między Syriuszem a Jamesem.
 – Cześć. – Mruknął James, a ona kiwnęła głową i poczuła że zbiera ją na mdłości. – Jesteś strasznie blada, stało się coś?
 – Mamy problemy. – Wyszeptała i spojrzała smutno na Syriusza, który mocno się zdziwił.
 – Nie mów tylko, że zorientowali się, jak wygraliśmy razem finał? – Na chwilę ją zmroziła, bo już kompletnie zapomniała o tej sytuacji. Pokręciła głową i wzięła głęboki oddech.
 – Tu chodzi o Dorcas. – Chwyciła jego dłoń i mocno ścisnęła. – My już nie możemy jej pomóc. Zostałeś tylko ty.
*******
Był kretynem. Głupim kretynem, który słuchał Jamesa Pottera. Gdyby nie sześć lat szczęśliwej przyjaźni, to nie nazywałby go swoim najlepszym przyjacielem. Stał przy murku w Sali Wejściowej, a w głowie kotłowało mu się od myśli. Dorcas od prawie trzech tygodni zachowywała się bardzo dziwnie i w końcu Katherina mu powiedziała, co jest tego przyczyną. Patrzył na Parkes nie wierząc do końca w to, co mówiła. Ale aż tak dziwne zachowanie jego byłej dziewczyny, mogło być spowodowane niemałymi problemami.
 – Tak naprawdę ona została z tym wszystkim sama. Staramy się ją wspierać, ale udaje, że wszystko jest w porządku, a sam doskonale zauważyłeś, że daleko jej od normalności. – Katherina spojrzała na niego błagalnie. – Boimy się, że kompletnie się odetnie i ją stracimy. Nie musisz być dla niej nawet miły. Wkurzasz ją i może aż tak ją zdenerwujesz, że wreszcie przestanie udawać, że jest dobrze.
Zamilkła na chwilę, a on poczuł się nieco urażony. Nie musiał być nawet miły? Na brodę Merlina!
 – Naprawdę myślisz, że jestem takim dupkiem, Katy? – Zapytał ją, a ona otworzyła usta, żeby coś powiedzieć, ale uciszył ją gestem ręki. – Gdyby to tylko ode mnie zależało, to dzień w dzień walczyłbym o to, żeby do niej wrócić.
 – Trochę to romantyczne, ale przede wszystkim to głupie! Do diabła, Syriuszu z tym wszystkim! Ona prędzej czy później będzie w Zakonie. Jesteś kompletnym idiotą skoro twierdzisz, że ona od tego ucieknie! – Warknęła rozdrażniona. Nozdrza mu lekko zadrżały. Od kilku miesięcy Katherina mu to powtarzała i okazało się, że ma rację.
 – Powinienem ciebie słuchać zamiast Jamesa. – Mruknął zrezygnowany, a ona uśmiechnęła się pokrzepiająco.
 – Co zamierzasz zrobić? – Zapytała, a on wyciągnął z kieszeni swetra starannie złożony kawałek pergaminu.
 – Będę knuł coś niedobrego. – Mrugnął do niej okiem i dostrzegł w jej oczach łzy. Zdziwił się gdy uścisnęła go mocno i ucałowała w policzek.
 – Nawet nie wiesz jak bardzo cię kocham, Syriuszu. – Uśmiechnął się do niej, czując ciepło wypełniające jego pierś. Poczochrał jej włosy, zanim od niego odeszła i jeszcze chwilę czekał, zanim użył Mapy Huncwotów. Tak, zdecydowanie powinien słuchać Katheriny.
*******
Stała przy oknie i patrzyła na las. Mgła jeszcze nie opadła, a ciemne chmury powoli poruszały się po niebie, zapowiadając deszcz. Kilku uczniów spacerowało po błoniach i wydawało jej się, że widzi jakiś ruch na boisku do quidditcha, ale nie była pewna, bo widziała jedynie zarys pętli, reszta boiska i trybuny były schowane za jedną z wież. Według McGonagall jej ojciec miał się zjawić w trakcie śniadania, aby z nią porozmawiać i pożegnać się. Opiekunka Gryfonów nie powiedziała nic na temat jej matki, ale wiedziała, że jak ojciec wyjeżdża, to już jest po procesie. Oparła czoło o zimny mur i czekała...
 – Cześć Meadows. – Drgnęła przestraszona, gdy usłyszała Syriusza. Odwróciła się powoli i poczuła strach. On jeszcze o niczym nie wiedział.
 – Nie wchodź mi w drogę Black, bo nie mam ochoty się kłócić... Nawet z tobą. Idź sobie, po prostu. – Ostatnie słowa prawie wyszeptała. Patrzył na nią i dostrzegła małą zmarszczkę na czole. – Proszę.
 – Wiesz, że raczej cię nie posłucham? – Zapytał uśmiechając się do niej delikatnie. Podszedł bliżej bardzo powoli i pewnie jeszcze miesiąc temu już by od niego uciekała, a teraz po prostu się poddała i stała nieruchomo. – Katherina wszystko mi opowiedziała.
 – Och... – Nie wiedziała co więcej powiedzieć. Poczuła jak wszystko się sypie i nie panowała nad drżeniem ramion. Syriusz podszedł jeszcze bliżej, bardzo powoli i objął ją lekko.
 – Daj już temu spokój, Dor. Po prostu się poddaj. – Wyszeptał, a ona przytuliła się do niego mocniej, całym ciałem, jakby tylko on mógł ją uratować. Odpowiedział jej równie mocnym uściskiem, ale i tak chciała by ją zgniótł swoimi ramionami. Zaczęła głośno płakać i schowała głowę w zagłębieniu jego szyi, a on głaskał ją po głowie. – Nie wierzę, że nie przyszłaś z tym do mnie Dor.
 – Po tym wszystkim, co ci miałam powiedzieć? – Zapytała szlochając cicho.
 – To co Katherina. Chciałbym, żebyś mi o wszystkim opowiedziała jak się uspokoisz. – Powiedział i kiwnęła głową.
 – Czekam na ojca. Dziś wraca. Nie powinieneś... – Zaczęła powoli, ale jej przerwał.
 – ...Cii, Dorcas. Potem będziemy się martwić. – Chwilę tak trwali i po pewnym czasie uspokoiła się. Odsunęła się od niego i rękawem otarła twarz. Chciała oprzeć się o parapet i zerwać kontakt ich ciał, ale Black objął ją ramieniem w pasie i kciukiem głaskał jej wcięcie w talii. Czekali i nie odzywali się do siebie. W myślach zaczęła się modlić, żeby nikt tędy nie przechodził. Zapewne plotka o tym, że ona i Syriusz stoją sobie objęci obiegłaby Hogwart z prędkością światła. Spojrzała na niego dyskretnie, zastanawiając się, co będzie potem. Odszedł od niej, każde poszło w swoją stronę, a raczej próbowało znaleźć swoją nową drogę. Po tylu tygodniach całkiem dobrze im szło, potem, jak już miała wszystko zaplanowane, zaczął na nowo być obecny w jej życiu. Teraz miała zbyt wiele na głowie i miała nadzieję, że Black szybko da jej spokój...
 – Merlinie, wiesz, że prawie słyszę twoje myśli? – Zapytał ją, a Dorcas spojrzała na niego zdziwiona i spięła się bardziej. – Nie myśl o tym. Po prostu przestań... Teraz z tobą będę, a jak już będziesz spokojna to wtedy pomyślisz, co zrobić ze mną. Nieważne ile to potrwa.
 – Ale ludzie... – Zaczęła i zamilkła, gdy zrobił sceptyczną minę.
 – Pieprzyć ludzi. Nie byliśmy tylko parą. Byliśmy też przyjaciółmi. Czas sobie o tym przypomnieć, Dor. – Kiwnęła lekko głową, czując jak w jej piersi rozlewa się ciepłe uczucie. Odwróciła wzrok, bo Syriusza wzrok potwierdzał to, co ona myślała. To będzie bardzo ciężka przyjaźń.
Odsunęła się gwałtownie od Syriusza, gdy chimera przesunęła się i zauważyła znajomą sylwetkę. Podeszła szybko do wychodzącego na korytarz ojca i przytuliła się do niego.
 – Cześć tato! – Zrobiła krok w tył i próbowała się uśmiechnąć.
 – Cześć, córeczko. – Edward spojrzał na nią i wzruszyła się. Mimo krótkiego czasu jaki ze sobą spędzili udało im się stworzyć więź. Widziała w jego oczach miłość i do tej pory sądziła, że tylko przy nim, w tej trudnej sytuacji może sobie pozwolić na okazanie prawdziwych emocji. Drgnęła, gdy poczuła na plecach ciepłą dłoń Syriusza.
 – A to...? – Jej ojciec spojrzał na niego pytająco i brunetce zrobiło się trochę słabo. Bała się reakcji ojca, no bo w końcu jej matka zabiła Blacków.
 – Syriusz Black, jestem... – Wyciągnął dłoń do Edwarda i zakrztusił się.
 – ...moim przyjacielem. – Dokończyła szeptem unikając wzroku ojca. – To jest mój tata, Edward Meadows.
 – Cóż, nie sądziłem, że kiedykolwiek pana poznam. – Spróbował zażartować Syriusz, ale nastała krępująca cisza. – Przepraszam, po prostu się stresuję.
 – Nie ma czego. Jestem tylko ojcem Dorcas. – Edward wzruszył ramionami.
 – No właśnie. – Mruknął Black pod nosem i jej ojciec spojrzał na nią z uniesioną brwią. Kolejna wspólna cecha, zauważyła i dodała do listy "wspólnych cech" jaką sobie stworzyła w głowie.
 – Chwila... To o tobie opowiadała Stephanie? Jesteś synem Walburgi i Oriona Blacków? – Patrzył a to na nią, a to na Syriusza, który miał nietęgą minę.
 – Tak, to ja. – Odpowiedział w końcu, a Dorcas poczuła jak jego dłoń powoli przesuwa się z pleców na jej talię. Zaschło jej w ustach i czuła rozlewające się ciepło na jej ciele, gdy przez chwilę ją tam głaskał. – Trochę dziwna sytuacja.
 – Tak, Stephanie mi powiedziała, że raczej nie będziesz miał żalu do Dorcas o tą sytuację. – Black kiwnął głową.
 – Nie, nie mam żalu. Nie wiem jak mój młodszy brat, ale myślę, że zrozumie tą sytuację, tak jak ja. – Brunetka wciągnęła głęboko i głośno powietrze, bo zapomniała o Regulusie. Syriusz jakby wyczuł jej nagłe spięcie i pogłaskał ją w talii. – Spokojnie Dor, załatwię to.
 – Wracając do twojej matki. – Edward sięgnął do kieszeni i spojrzał na dłoń Blacka, która nadal ją głaskała. Ojciec ponownie spojrzał na nią z uniesioną brwią i poczuła, że jest czerwona na twarzy. Wyciągnął z kieszeni kopertę, ale nie otworzył jej. – Elizabeth jest już po procesie. Skazano ją na pocałunek dementora za zabójstwo czterech osób, oszustwa i fałszerstwo. Przykro mi.
 – Wiem. – Zdołała wyszeptać i starała się pohamować napływające łzy. Poczuła jak ramię Syriusza mocniej przyciska ją do siebie i szczerze w duchu przyznała, że jest jej to teraz bardzo potrzebne.
 – Rzeczy z domu o które prosiłaś są już u Stephanie. Cała reszta została sprzedana razem z posiadłością. Elizabeth... Bardzo żałowała, że to dotyczyło też ciebie Dorcas, naprawdę żałowała. Twoja skrytka w banku jest już utworzona i nie jest pusta, ale to dowiesz się, kiedy przyjdzie ci list z Gringotta. – Wysunął do niej dłoń z kopertą. – Mama zostawiła ci list.
 – Dziękuję. – Wzięła go i bez słowa schowała do kieszeni swetra. Patrzyli na siebie przez chwilę i widziała, że ojciec jest smutny.
 – Za godzinę mam Świstoklik do Australii. Musimy się już pożegnać. – Syriusz momentalnie ją puścił i od razu przytuliła się mocno do ojca. Głaskał ją chwilę po głowie i kiedy się odsunął, ucałował jej czoło. – Jestem szczęśliwy, że jesteś moją córką Dorcas. Jesteś silna i mądra. Zdaj spokojnie owutemy, dostań się na kursy i w wakacje przyjedź do Australii.
 – Dziękuję, przyjadę na pewno. Pozdrów wszystkich. – Odsunęła się od niego i poczekała aż pożegna się z Syriuszem. Spodziewała się zwykłego uścisku dłoni, ale Edward uścisnął chłopaka i poklepał go po plechach.
 – Opiekuj się nią. – Pewnie myślał, że ona tego nie usłyszy, ale dosłyszała, co jej ociec mruknął Blackowi. Ten jedynie kiwnął głową i stanął obok niej.
 – Będę tęsknić, tato. – Powiedziała zanim chimera zasłoniła go. Pomachała mu dłonią i poczuła jak po policzkach zaczynają spływać jej łzy.
 – Ja też. – Odpowiedział, odwrócił się i zaczął wchodzić po schodach do gabinetu Dumbledore'a. Z cichym trzaskiem chimera zasłoniła przejście, a Syriusz znów ją przytulił mocno.
 – Jestem przy tobie. – Usłyszała jego zapewnienie, chociaż nie musiał tego mówić. Znów płakała długo w jego ramionach i miała gdzieś, czy ktoś ją zobaczy i zacznie rozsiewać plotki.
*******
Ostatnimi czasy rzadko zdarzało się, aby razem spędzały czas. Lily przez ostatnie tygodnie starała się być cieniem Dorcas, Katherina też miała małe problemy z Paulem i Willem, no i Jane... Odkąd wyjechał Paul miała więcej czasu, który i tak poświęcała nauce. Ona z kolei w ostatniej chwili zgłosiła się do pisania owutemów. McGonagall o dziwo wyglądała na zadowoloną, że się zgłosiła. Sama jej przyznała, że nic nie traci, możliwe nawet, że kiedyś jej się to przyda. I teraz starała się powtórzyć te kilka lat nauki. Na dwa miesiące przed egzaminami. Codziennie przed snem, jak dopadały ją wątpliwości, to powtarzała sobie, że nic nie traci. Oprócz nerwów, oczywiście.
Usłyszała jak Katherina udaje, że kaszle. Podniosła na nią wzrok i zdziwiła się, gdy to na nią patrzyła.
 – Czy jest coś o czym chciałabyś mi powiedzieć? – Jess spojrzała na nią zdziwiona i pokręciła powoli głową.
 – Nie? – Zapytała, bo kompletnie nie wiedziała o co jej chodzi.
 – A imię Adalbert coś ci mówi? – Katherina uniosła jedną brew do góry i Jess westchnęła ciężko. Popatrzyła się z wyrzutem na Jane, która miała przepraszającą minę.
 – Przepraszam... Myślałam, że Katy wie! Sprawiała wrażenie jakby wiedziała. – Jane z kolei spojrzała z wyrzutem na Katherinę, która wzruszyła ramionami. Nie poczuła skruchy.
 – Taki już mój przyszły zawód. – Uśmiechnęła się lekko. – A co z Remusem.
 – Nic. – Odpowiedziała Jess zgodnie z prawdą. Po ataku w Hogsmead już nie zapraszał ją na randki. Fakt, kilka razy spędzili ze sobą czas, ale z jej strony było to koleżeńskie spotkanie.
 – Myślałam, że skoro już wiesz o nim, no i to, że sam stara się być bliżej ciebie... – Zaczęła powoli i Jess mimowolnie westchnęła.
 – Katy... To nie wypali. Co z tego, że wiem? Znam go na tyle, by wiedzieć, że to nie ruszy. Zawsze będzie się bał, że w końcu się wystraszę. Poza tym z mojej strony jest to tylko zauroczenie. Remus jest fajnym facetem i imponuje mi jego mądrość, ale kiedy dowiedziałam się o nim całej prawdy, to byłam zła na was wszystkich, że mi nie powiedzieliście, a nie tylko na niego. Jest mi przykro, że tak jest i on o tym wie. Wydaje mi się też, że pochlebiało mu moje zainteresowanie, ale raczej nie jestem dobrym materiałem na dziewczynę dla niego. – Katy wyglądała jakby jej tyrada jej nie przekonywała.
 – I twoje spojrzenie na to, nie ma związku z tym, że jakiś Adalbert do ciebie napisał? Poza tym, dlaczego przez prawie rok nic a nic o nim nie wspomniałaś? – Cay zamknęła oczy i starała sobie przypomnieć za co lubi Katherinę. Tak, za to że się martwi o przyjaciół, za to że jest szczera, nie bawi się w gierki i nie owija w bawełnę... Dopóki to zachowanie nie dotyczy jej samej.
 – Szukasz dziury w całym, Katy. Bert i ja znamy się od małego, bo to mój sąsiad. Cztery lata temu pokłóciliśmy się, on skończył szkołę i wyjechał do Japonii. Teraz napisał, bo wraca. Koniec historii. – Wytłumaczyła spokojnie Jess. Czuła jak powoli jej cierpliwość się kończy.
 – Jane mówiła, że poszło o pałkarza Puchonów. Między wami coś było. – Cay parsknęła śmiechem, gdy Katherina zmrużyła oczy.
 – Nie to co myślisz. To była przyjaźń. Fakt, jest ode mnie starszy o cztery lata i wtedy byłam jeszcze dzieckiem. Bardziej traktowaliśmy się jak rodzeństwo. – Blondynka wzruszyła ramionami mając nadzieję, że Katy odpuści.
 – Kręcisz. Po tylu latach wraca i chce się spotkać... – Zaczęła Parkes a Jess jej przerwała.
 – ... Załóżmy, że z dniem końca szkoły kłócisz się z Willem. On wyjeżdża do dziadków, ty do domu, dostajesz sowę, że masz kursy i na szybko starasz się coś powtórzyć. Will z kolei dostaje list ze Stanów, że go przyjęli i jedzie na testy praktyczne. Od razu wie czy się dostał, czy nie. Przez kilka lat się mijacie. Ty masz swoje kursy, on ma swoje kursy w Stanach i rzadko jest w Anglii. Wraca po kilku latach. Chciałabyś się z nim zobaczyć? – Zapytała szybko i dość długo czekała na odpowiedź. Parkes patrzyła na nią z lekko rozchylonymi ustami.
 – Katy? – Lily pomachała jej dłonią przed oczyma. Pokręciła głową, jakby wyrwana z myśli.
 – Ja... Na śmierć zapomniałam, że chce mieć kursy w Stanach. – Wyszeptała drżącym głosem. Jess zauważyła, że oczy nieco jej się zaszkliły.
 – Przepraszam, Katy... Po prostu... Moje przemyślenia nie mają związku z Adalbertem. Remus i on, to tylko przyjaciele i z żadnym nie będzie nic więcej. Tak po prostu jest. – Uśmiechnęła się lekko, a Parkes kiwnęła lekko głową.
 – Też przepraszam. Do tej pory miałam dobry dzień w byciu przyjaciółką, a tak bardzo bym chciała, żebyś ty i Remus byli szczęśliwi. – Jęknęła z rezygnacją. – Kiepska ze mnie swatka.
 – Ale ja jestem szczęśliwa i póki co nie czuję potrzeby żeby z kimś być. Wreszcie wiem, co chcę robić i chcę się temu poświęcić. Kiedyś na pewno spotkam kogoś z kim chciałabym być, ale na siłę nie szukam. – Chwyciła Katherinę za dłoń i ścisnęła ją. – A ty i William na pewno przetrwacie te kilka lat.
 – Nie wierzę! – Wyszeptała Lily i wszystkie spojrzały na wejście do Pokoju Wspólnego. Nie tylko one zwróciły uwagę na parę, która weszła przez portret Grubej Damy. Syriusz i Dorcas podeszli do nich. Cay spojrzała na Meadows z troską. Jej twarz była nieco opuchnięta i zaczerwieniona od płaczu. Na szczęście teraz nie płakała, ale widać było, że mocno się powstrzymuje.
 – Chodźcie do dormitorium do chłopaków. Musimy porozmawiać. – Syriusz mocniej objął brunetkę ramieniem i poprowadził w stronę schodów do męskich dormitoriów.
*******
Jeszcze nigdy nie był w Gospodzie Pod Świńskim Łbem. Wszedł tylnim wejściem, bo o tej porze było już zamknięte i Dumbledore mówił, że kilkadziesiąt osób wchodzących od frontu budziłoby zainteresowanie. Ominął kałużę błota, ale i tak poczuł, że ubrudził podeszwy. Myślał, że początek maja będzie ciepły, ale mylił się. Padało od kilku dni, czasami z przerwami na wiatr i burze. Fakt, dzięki takiej pogodzie siedział i się przygotowywał do owutemów, testów teoretycznych oraz praktycznych, no i nie ciągnęło go, żeby wyjść z zamku. Miał ochotę nawet ominąć poranne bieganie, ale Katherina i Syriusz się uparli, i chcąc nie chcąc, on i James zwlekali się z łóżek. Ale przynajmniej potwierdzało się to co zaobserwował. James potrafił postawić do pionu Syriusza, a i Black jako jedyny sprawiał, że Potter bierze się za przygotowywania. No i zauważył, że w sumie James nie potrzebuje aż takiego rygoru jak oni. Byli zdolni, ale Rogacz miał doskonałą pamięć i zazdrościł mu tego. Naprawdę niewiele czasu potrzebował na zapamiętywanie czegokolwiek. Nawet z Historii Magii mimo że połowę zajęć przesypiał. Fakt, ziewał przy recytowaniu dat, ale bezbłędnie podawał formułki o które go pytali. Gdyby nie to, że Eliksiry i Zielarstwo szły mu nieco gorzej, byłby lepszy od Remusa.
Wytarł buty i starał się już nie myśleć o codzienności. Teraz musiał się skupić. Jego pierwsze zebranie w Zakonie Feniksa. Robert Parkes zaproponował mu dołączenie do tej tajnej organizacji, po Bożym Narodzeniu. Oczywiście od razu się zgodził i Parkes natychmiast powiedział mu czego od niego oczekuje. Miał się nauczyć od podstaw jak wyciągnąć od kogoś informacje i jak pozyskać zwolenników. Miał nadzieję, że może będzie miał jakąś misję, ale rozwiał jego wątpliwości. Póki był w Hogwarcie nie mógł brać udziału w misjach Zakonu, jedynie miał uczestniczyć w zebraniach. Potem, gdy wyjedzie w lipcu do Stanów Zjednoczonych, miał zbierać informacje, przekazywać je i szukać popleczników. Z tego, co donosili członkowie Zakonu w Stanach, Voldemort powoli znajduje tam swoich popleczników. Byli pewni, że to Anglia jest miejscem, które będzie atakowane. Póki kraj nie ugnie się pod jego terrorem, inne kraje będą bezpieczne.
Stanął jak wryty na widok burzy blond loków. Katherina stała obok Paula i jakiegoś Aurora, i śmiała się z czegoś. Ogólnie, z tego co widział ludzie byli raczej rozluźnieni i zdziwił się, bo jednak myślał, że będzie panowała grobowa cisza i smutny nastrój. Jakaś ruda para pokazywała innej parze zdjęcia swoich dzieci, również rudych. Pierwszy dostrzegł go Paul i kiwnął na niego głową. Zaczął podchodzić i Katy odwróciła się, obdarzając go uroczym uśmiechem.
 – Właśnie mówiłam Tobiasowi i Paulowi, że dałam McGonagall listę z kandydatami. Założyliśmy się, że będzie jedenaście nowych członków ode mnie. – Stanął obok niej i zmarszczył zdziwiony czoło. – To już moje drugie spotkanie.
 – I nic mi nie powiedziałaś? – Zapytał ją czując ukłucie złości. Wzruszyła ramionami i nie spodziewał się jej uszczypliwego tonu.
 – Ty mi też nic nie powiedziałeś, że dziś wychodzisz na spotkanie. – Paul parsknął śmiechem i usłyszał jeszcze jak Katy szepta – Uznaję, że jesteśmy kwita.
 – Jestem Tobias Leven, chyba nie mieliśmy jeszcze okazji. – Zwrócił się do niego młody Auror i Will uścisnął mu dłoń.
 – William Kartney. – Uśmiechnął się lekko do niego.
 – Cóż, przyszedł Edgar to do niego dołączę. Pewnie potem już nie zdążymy porozmawiać, to się pożegnam. – Uścisnął dłoń jemu i Paulowi, a Katherinie ramię. – Dbaj o siebie, Katy.
 – Ty o siebie też! – Odpowiedziała mu i odprowadziła go wzrokiem.
 – Dbaj o siebie, Katy? – Powtórzył za nim cicho, a Parkes westchnęła ciężko.
 – Daj spokój, jest jakieś sześć lat starszy, poza tym daje mi wskazówki na co zwrócić uwagę w przygotowywaniu się do testów. Moje zdolności są już prawie opanowane, ale chcą mnie przyjąć w równej walce, tak jak wszystkich, a nie dlatego, że tylko dobrze się pojedynkuję. Gdyby nie obecność moich rodziców i wujostwa, to bym cię inaczej przekonała. – Mrugnęła do niego okiem i roześmiał się. Paul wydał z siebie dźwięk jakby był obrzydzony. – Jane!
 – Jane? – William parsknął śmiechem, gdy brat Katy odwrócił się w stronę wejścia. Elliot wyglądała na równie zdziwioną, ale po chwili uśmiechnęła się i zarumieniła delikatnie.
 – Och, jakie to urocze. – Zakpiła Katherina, gdy jej przyjaciółka podeszła wolno.
 – Cześć. – Uśmiechnęła się do nich i widać było, że nie bardzo wie jak ma się zachować.
 – Cześć, Jane. – Tak, Paul wiedział jak się zachować. Will poczuł się nieco nieswojo obserwując ich. Parkerson pogłaskał ją delikatnie po policzku i po chwili przytulił ją krótko.
 – Ale wylewnie. – Skomentowała Katherina, a Paul rzucił jej ostre spojrzenie.
 – Są tu rodzice i Dumbledore. Nie za bardzo wiem jak to przyjmą, bo cóż... Nie do końca wiadomo, czy nie złamałem jakiegoś regulaminu. – Skarcił szybko Katy, a ona machnęła ręką. Od początku starała się im mówić, że nie zrobili niczego złego, ale i tak ta dwójka miała małego stracha.
 – Złamaliśmy. – Poprawiła go Jane i znów się do siebie uśmiechnęli. Zamilkli, gdy niedaleko nich stanął Moody wraz z dwójką Aurorów. Co chwilę rzucał im dyskretne spojrzenia, ale pewnie każdych nowych członków obrzucał badawczym spojrzeniem. Zaczęli rozmawiać o szkole i nauce, potem Katy i Paul pogrążyli się w rozmowie na rodzinny temat i się wyłączył.
 – Och to cudownie! – Szybko spojrzał na Katherinę, która miała łzy w oczach i szeroki uśmiech na twarzy. Spojrzał na nią pytająco, a ona jeszcze szerzej się uśmiechnęła. – Ojciec i Paul złożyli wniosek o zmianę nazwiska Paula! Niedługo będzie Parkesem!
 – Trochę z tym zachodu będzie. Wiesz, trzeba zmienić dokumenty ze szkoły, z ministerstwa, ze szpitala. Ale chciałbym mieć już to za sobą. – Powiedział dosyć spokojnym tonem, ale widać było, że też się cieszy. – I przeprowadziłem się do rodziców. Nadrabiamy czas... Jest mi przykro, że ciebie nie ma Katherina. Babcia stara się opowiadać trochę o tobie, ale mówiła, że dużo ją ominęło.
 – Jeszcze dwa miesiące. – Uśmiechnęła się do niego i ścisnęła jego dłoń. Nagle usłyszeli jak ktoś się kłóci i odwrócili się, żeby spojrzeć na ganek przy wejściu.
 – Co wy do cholery tu robicie? – Stali niedaleko i widzieli jak James patrzy ze złością na Lily i Dorcas. Remus i Syriusz spojrzeli na siebie szybko porozumiewawczo.
 – Merlinie, James, daruj sobie kazania. – Meadows wzięła na siebie konfrontację z Potterem. W przeciwieństwie do chłopaka wydawała sie jedynie lekko poirytowana. Nawet nie podniosła tonu głosu. Odkąd zakopała z Syriuszem topór wojenny i tak jakby, zaczęli się przyjaźnić, była dużo spokojniejsza. Odbyli szczerą rozmowę w dormitorium chłopaków, a potem w dormitorium dziewcząt, Meadows przeprosiła je i podzieliła się z nimi swoimi emocjami. Wszystkie wtedy długo płakały, ale dobrze im to zrobiło. Czasami wspólnie się uczyły z Huncwotami. James i Lily nadal mało ze sobą rozmawiali, ale dostrzegał, że Rogacz patrzy na nią maślanym wzrokiem, a i ją czasami udawało się przyłapać na obserwowaniu chłopaka.
 – Czy wy sobie zdajecie sprawę, że to niebezpieczne? – Lily i Dorcas spojrzały na siebie, a potem na Rogacza i kiwnęły głowami ze zdecydowaniem. James jęknął ze zrezygnowaniem i przeczesał dłonią włosy. Spojrzał na Syriusza, jakby szukając ratunku, ale on patrzył na Dorcas takim wzrokiem, że znów mu się zrobiło nieco nieswojo.
 – Twój ojciec miał rację James. – Powiedział jedynie, minął ich i wszedł do sali. – Przepraszam za to.
 – Przyzwyczaiłam się, że się to na nas odbija. – Katy uśmiechnęła się do niego pokrzepiająco. Odsunęła się nieco na bok i pociągnęła za sobą Kartneya. Nachyliła się tak, żeby nikt jej nie słyszał, tylko on. – Obiecasz mi coś Will?
 – Zależy co. – Spojrzał na nią uważnie, a ona chwilę myślała.
 – Jak się rozstaniemy... Nieważne jakby to popaprane było, druga strona da sobie spokój i po prostu nie będzie między nami wojen, nikt nie będzie walczył, a im się powie, że tak jest lepiej i to wspólna decyzja. Nie chciałabym, żeby znów przez to przechodzili. Zróbmy to jak dorośli. – Mówiła wolno i wiedział, że stara się starannie dobrać słowa. Parsknął śmiechem, ale jej poważna mina wskazywała mu, że nie robi sobie żartów.
 – Obiecuję Katy. – Szepnął, a ona uśmiechnęła się lekko i ścisnęła dłoń. Wróciła z powrotem do przyjaciół, a on jeszcze chwilę stał i zdał sobie sprawę, że Moody się na niego patrzy. Kilka sekund nie spuszczali z siebie wzroku, aż w końcu auror chyba się do niego uśmiechnął, albo skrzywił, i odwrócił się w stronę swoich rozmówców. On też wrócił do przyjaciół, akurat w momencie, kiedy do sali weszli Frank, Alicja i Meredith, a Dumbledore zablokował za nimi drzwi. Katherina zaczęła sie rozglądać, a gdy skończyła wyglądała na zdziwioną.
 – Dlaczego nie ma Jess? Była siódma na mojej liście.
*******

Jak zawsze, zapraszam do komentowania.
Pozdrawiam,

SBlackLady.

4 komentarze:

  1. Rozdział super długi! Bardzo miło czytało mi się fragment o pogodzeniu się Syriusza z Dorcas. Dobrze, że jednak postanowił ją wspierać, a ona nie odrzuciła tej pomocy. A że w ich przypadku od przyjaźni do miłości krótka droga, to myślę, że niedługo się zejdą. W końcu chłopcy już odpokutowali swój błąd i mogliby wszyscy nareszcie pójść za głosem serca. Żal mi Dorcas, z powodu jej matki. Cokolwiek by nie zrobiła złego, to żadne dziecko nie jest w stanie sobie samo z tym poradzić. A jeśli chodzi o Zakon Feniksa to zastanawiam się, jakie misje mogą być przygotowane dla tak młodych ludzi, jeszcze niemal dzieci. W końcu to nie zabawa i w każdej chwili będą narażać życie. Tutaj przecież nie wystarczy po prostu dobrze się pojedynkować. Jestem ciekawa tych rozdziałów po skończeniu Hogwartu.

    A tak w ogóle to bardzo się cieszę, że czytasz naszego bloga! Już nie mogę się doczekać Twojego komentarza ;) i bardzo fajnie, że poinformowałaś mnie o swoim nowym rozdziale.

    Na kolejny wpis czekam z niecierpliwością! Serdecznie pozdrawiam
    Drama

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hej,
      dziękuję za komentarz- jak zawsze odpowiem. :D
      Sytuacja z Dorcas będzie trochę ciężka. Prawie od zawsze sama sobie radziła ze wszystkim i właśnie sytuacja z jej matką pokazała jej, że czasami po prostu nie da przez wszystko przejść samemu. Naprawdę poświęciłam dużo czasu, przeglądałam jakieś porady psychologiczne, czytałam historie osób, które poznawały późno swoich biologicznych rodziców i starałam się, żeby ta postać wypadła bardzo wiarygodnie. Mam nadzieję, że się udało. :)
      Co do Zakonu Feniksa... "Wtedy to były czasy", powiedziałaby moja babcia. Wydaje mi się, że mimo młodego wieku, ludzie (tak do lat 80.) byli dojrzali. Z resztą, są sytuacje, które sprawiają, że człowiek musi dorosnąć, musi walczyć.
      Po skończeniu Hogwartu, najbardziej będą narażone postacie, które zostaną w Anglii, więc głównie na nich się skupię. Myślę, że tak rok "po Hogwarcie" zacznie się mocny terror.

      Myślę, że do przyszłej niedzieli wstawię Wam komentarz-epopeję na blogu :)

      Również pozdrawiam!

      Usuń
  2. Iiiiiii udało się! Jest 30! Jestem już poza połową, jestem z siebie dumna :D
    Bardzo się cieszę, że Katherina poszła po pomoc w sprawie Drocas do Syriusza. Dziewczynie takiego silnego ramienia potrzeba było. Nawet się ucieszyłam, że nie podejmowali żadnego głębszego tematu dotyczącego ich związku, bo sytuacja, w której jest dziewczyna nie jest dobrym momentem na takie rozmowy. Mam nadzieję, że po wyjeździe z Hogwartu uda się coś naprawić.
    I proszę, James nie ochronił Lily odchodząc od niej. Sama wstąpiła do Zakonu. Założę się, że Potter teraz pluje sobie w brodę, że popełnił błąd. Ciekawe ile czasu mu zajmie, żeby wziąć się za naprawianie tego.
    Ciekawa jestem Adalberta, intryguje mnie jego postać. Swoją drogą Jessica idealnie pokazuje na mój opanowany stan, z rozdziału na rozdział zżywam się z nią coraz bardziej :D
    Kolejny świetny rozdział, niby są teraz dłuższe notki, a ja mam wrażenie, że czytam je szybciej, bo tak wciągają :D
    Pozdrawiam Cię serdecznie! :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zdecydowanie jesteś za połową i mam nadzieję, że szybko pójdzie z resztą :)
      Katherina zdecydowanie podjęła dobrą decyzję, żeby pójść do Syriusza z tym, co się dzieje z Dorcas. Facet poniekąd też w tym siedzi, więc fajnie, że jest dla niej wsparciem.
      Oj tak. James będzie długo żałował swojej decyzji, ale szczerze powiem, że choć z początku żałowałam, że tak poprowadziłam ten wątek, to później wyszła z tego całkiem słodka historia :D Aż sie nie mogę doczekać, aż będziesz czytała te rozdziały po Hogwarcie :D
      Adalbert to człowiek tajemnica. Moja przyjaciółka go nie lubi, ale Drama, czy Elizabeth (dwie stałe czytelniczki) lubią go. Mam nadzieję, że nie będziesz go nienawidzić :)
      Uff... Ulga, że długości nie czuć, bo coś się dzieje ;)
      Buziaki :*

      Usuń

Cześć Drogi Czytelniku!
Jeśli przeczytałaś/eś rozdział, podziel się ze mną swoją opinią i uwagami.
Przyjmuję konstruktywną krytykę – ale pamiętaj, żeby zachować kulturę wypowiedzi.
Jedna obelga, to jeden smutny labrador!

Masz jakieś pytania?
Czegoś nie pamiętasz lub nie do końca wiesz, co autorka miała na myśli?
Zapytaj o to w komentarzu – SBlackLady zawsze odpisuje!

Theme by Lydia | Land of Grafic