4.05.2018

*40*

Dagny była wilkołakiem.
Była Norweżką, a do Anglii przybyła w grudniu. Wcześniej mieszkała niedaleko Bergen i któregoś wieczora usłyszała, że jeden z wilkołaków w Anglii zaczyna tworzyć stado. Opowiadała mu, że w Norwegii miała styczność z innymi wilkołakami, ale nie zdecydowali się oni stanąć u jej boku, kiedy planowała wyjść ze swojego ukrycia. Zarażeni likantropią nie mieli żadnych praw, musieli ukrywać swoją przypadłość i żyli w odosobnieniu.
Był pewien, że to nie jego szukała, ale nie powiedział jej tego wprost. Posiadała wiele informacji, bo przez dwa miesiące odwiedzała największe speluny w Anglii, żeby znaleźć jakieś wskazówki, co do miejsca, gdzie może znaleźć tworzące się stado. Powiedział jej jedynie, że też szuka innych wilkołaków, bo jest ciekawy, jak to naprawdę wygląda.
Wydawała się być wolna i pogodzona ze swoim losem. Mógłby nawet uznać, że jest dumna ze swojego wilkołactwa. Była wilkołakiem od trzynastego roku życia. Rodzice porzucili ją w górach po tym, gdy w czasie pierwszej przemiany wydostała się z klatki i zabiła mugola.
Góry stały się jej domem i nauczyła się żyć w samotności. Tak jak inne wilkołaki, trzymała się jak najdalej od ludzi. Wszystko zmieniło się, kiedy zaczęto polować na jej pobratymców. To wtedy zrozumiała, że to nie ona jest problemem, a ludzie. Przez kilka lat polowała na zwierzęta, pełnie spędzała w klatce, bo miała nadzieję, że w ten sposób zadośćuczynia społeczeństwu, ale oni mieli to gdzieś. W oczach ludzi zawsze była bestią, nieważne co robiła.
Przestała zamykać się w klatce i w czasie pełni całkowicie traciła nad sobą kontrolę. Po pełni słyszała czasami plotki, że ktoś zaginął, lub znalezione czyjeś pogryzione zwłoki, ale nie czuła już wyrzutów sumienia. Poddała się instynktom i choć przemiany nadal były męczące, to czuła się dobrze z tym, że jest wilkołakiem.
Przerażało go to, że zabiła co najmniej kilkanaście osób, ale było w niej coś intrygującego, dlatego wynajął jej pokój w Ingleton. Po pełni podał jej eliksiry wzmacniające, chociaż wyglądała, jakby tego nie potrzebowała. Było wiele rzeczy, o których on nie miał pojęcia. Miał do niej tak dużo pytań i miał nadzieję, że odpowie na nie, ale na odpowiedzi musiał poczekać kilka dni.
Spędził z nią dzień po pełni, zrobił kilka notatek dla Zakonu i miał nadzieję, że kiedy wróci do Ingleton za kilka dni, to ona nadal tam będzie.
Dumbledore nie krył zadowolenia z przebiegu misji i raportu jaki złożył. Jemu mogło się nie udać znaleźć stada, bo nie wiedział jak ma szukać innych wilkołaków. Ona nie była oswojonym wilczkiem, tak jak on. Miała wiedzę potrzebną do wytropienia wilkołaków. Trochę martwiło ich to, że zabiła tyle osób i nie wydawała się tym faktem przejęta. Przemilczał, że imponowało mu to, że jest dumna z tego kim jest. Jednak przez całe życie się ukrywał i gdyby nie dyrektor Hogwartu, nie miałby szansy na to, żeby uczyć się i chociaż czasami czuć się jak normalny, zdrowy czarodziej.
Spotkanie z Dagny sprawiło, że na nowo rozmyślał nad tym, co by było gdyby...
Co by było, gdyby Dumbledore nie dał mu szansy?
Co by było, gdyby chłopaki nie zostali animagami i sam musiałby spędzać pełnie?
Co by było, gdyby nie poszedł do Hogwartu?
Czy jego rodzice wyrzuciliby go z domu, kiedy zaczęłoby ich to przerastać?
Czy żyłby tak jak Dagny?
Czy teraz dołączyłby do innych wilkołaków?
Czy dołączyłby do Voldemorta?
Czy utraciłby swoje człowieczeństwo?
Odgonił od siebie te dziwne myśli i spróbował wsłuchać się w to, co mówił Moody. Auror opowiadał w jakich miejscach w Londynie zostaną umieszczone delegacje z poszczególnych krajów. Szczyt miał się odbyć na bagnach Wicken, gdzie znajdował się angielski narodowy stadion quidditcha. Według niego, wszystkie sprawy organizacyjne były dopięte na ostatni guzik. Nazajutrz mieli pojawić się aurorzy z innych państw, a pojutrze oficjalne delegacje. Cały szczyt miał trwać tydzień i Dumbledore miał szczerą nadzieję, że czas ten nie wydłuży się.
Już od kilku lat dyrektor szkoły piastował stanowisko Najwyższej Szychy Międzynarodowej Konfederacji Czarodziejów i na tym szczycie nie było inaczej. Chciał on poruszyć szerzące się zagrożenie ze strony Voldemorta w innych krajach. Póki co, raporty z innych państw nie wskazywały na to, że działania Czarnego Pana wykraczają poza Wielką Brytanię, chociaż we Francji istniała grupa czarodziejów popierająca Voldemorta.
– Wiemy już, po co były Voldemortowi informacje na temat dermagrafik! Śmierciożercy, którzy są w jego szeregach mają wypalany na lewym przedramieniu Mroczny Znak! – Myślał, że w salonie będzie cicho, ale kilka osób zaczęło szeptać między sobą. Katherina nachyliła się do Jamesa i Syriusza, i coś im powiedziała. Adalbert kiwał jedynie głową, ale widać było, że czeka aż Moody skończy. Peter poblakł i skulił się bardziej na krześle. Współczuł przyjacielowi, bo ostatnio wyglądał mizernie. W Departamencie Międzynarodowej Współpracy Czarodziejów było urwanie głowy. Przydzielili go do delegacji francuskiej i miał ich nie odstępować na krok. Myśleli, że brak znajomości języków obcych w tej pracy będzie problemem, ale Glizdogon był tam tylko chłopcem na posyłki, więc nie potrzebował zbyt wielu umiejętności.
–Voldemort i śmierciożercy mogą siebie wzywać za pomocą wypalonego Mrocznego Znaku. – Powiedział Charlus Potter.
– Czy ci, którzy twierdzą, że są pod działaniem Imperiusa też mają wypalany znak? – Zapytał zaczepnie jeden z bliźniaków Prewett i kilka osób parsknęło śmiechem.
– Póki co, nic nam nie wiadomo na ten temat. Wiemy jedynie, że Voldemort tak znaczy śmierciożerców. – Odpowiedział ojciec Jamesa i znów kilka osób zaczęło szeptać między sobą. Zdziwił się, kiedy zebranie zakończyło się. Myślał, że może powiedzą coś o wilkołakach i olbrzymach, bo przecież Jane już dawno wróciła z misji, a na zebraniu nie powiedzieli żadnych szczegółów.
Rozejrzał się za Jess, bo chciał ją prosić o kilka ubrań dla Dagny, ale nie mógł jej znaleźć. Podszedł do przyjaciół i uśmiechnął się lekko, gdy Katherina go przytuliła.
– Nawet nie wiesz, jak się cieszę, że cię widzę! – Spojrzała na niego zmartwiona i pogłaskała policzek. – Marnie wyglądasz. Idź do Marleny, to może da ci coś na te rany.
– Przecież to nie pierwszy raz. – Machnął ręką. Nieraz wzruszała go troska blondynki. – Jest Jessica?
– Znów jej nie ma. –Katy wyglądała na rozgoryczoną. Spojrzała na Adalberta, jakby zrobił coś złego. – Podobno z ciebie taki wielki przyjaciel! Zrobiłbyś coś!
– Jess musi do pewnych rzeczy dojść sama, Katherino. – Powiedział urażonym tonem. Kiedy nadal patrzyła na niego ze złością, on westchnął ciężko. – Nie mogę nic z tym zrobić.
– Wystarczyłoby, że byś z nią porozmawiał. – Parkes nie dawała za wygraną, a Syriusz pokiwał głową. Bert spróbował coś powiedzieć, ale twarz mu poczerwieniała i musiał odkaszlnąć.
– Przepraszam... – Chwilę jeszcze męczył się z kaszlem, a raczej łapaniem oddechu.
– Wszystko w porządku? – Zapytał go Remus. Wyglądał, jakby jakaś niewidzialna siła go podduszała.
– Spróbuję to tak powiedzieć, żeby przeszło mi przez gardło. – Zakaszlał i chwilę się zastanawiał. – Mnie i Jess łączy naprawdę mocna przyjaźń i wizje jakie mam, najczęściej dotyczą mnie oraz jej.
– Nie możesz mówić o wizjach... – Zaczęła Katherina podnieconym tonem, kiedy chłopak znów zaczął się krztusić. Bert kiwnął głową.
– Chyba, że w wizji jest inaczej. Jeżeli próbowałbym zrobić coś, co mogłoby zmienić wydarzenia, to nie skończyłoby się dobrze. – Uśmiechnął się smutno, a Parkes powoli kiwała głową. James i Syriusz patrzyli na niego z zainteresowaniem.
– Czekaj... – Zaczął Łapa i Remus widział, że chłopak układa sobie coś w głowie. – Masz wizję. Jak chcesz o niej powiedzieć, to cię przydusza, a jeżeli zrobiłbyś coś, co jest jakby wbrew wizji, to los się ukarze?
– Tak... Tak było w przypadku mojego powrotu. Miałem wizję, że wracam do Portree, a tego nie chciałem, bo zostawiłem Jess w naprawdę podły sposób. Myślałem, że umrę z bólu, kiedy próbowałem odeprzeć od siebie wizję. Musiałem wrócić. Pewne rzeczy muszą się wydarzyć – Mruknął nieco zawstydzony i wzruszył ramionami.
– Przerąbane... Nie chciałbym być wróżbitą. – Powiedział James, a McSweeney parsknął śmiechem.
– Oddałbym wszystko, żeby być wróżbitą. To co widzę w wizjach zawsze się zdarza. Nie mogę tego zmienić, nieważne jak bardzo bym tego chciał. – Słychać było udręczenie w jego głosie.
– Szkoda, że nie możesz nic z tym zrobić. – Katherina westchnęła przygnębiona, a Bert uśmiechnął się do niej lekko.
– Ja nie mogę, ale ty...
*******
Szczyt Międzynarodowej Konfederacji Czarodziejów zakończył się po sześciu dniach. Jedynym powodem do zadowolenia był fakt, że Najwyższe Szychy z innych państw przystały na warunki Dumbledore'a.
Tak jak przypuszczali – chwilowa bierność śmierciożerców była ciszą przed burzą.
Pierwszego dnia szczytu zawalono tunel niedaleko Grantshouse. Zginęło dwóch mugoli.
Drugiego dnia szczytu śmierciożercy wysadzili kopalnię niedaleko Wigan. Zginęło dziesięciu mugoli.
Trzeciego dnia szczytu spalono kilka domów. Zginęło jedenastu mugoli i trzech czarodziei.
Czwartego dnia szczytu olbrzymy zrównały z ziemią wioskę niedaleko Kendal. Zginęło osiemnastu mugoli.
Piątego dnia szczytu atak miał miejsce na autostradzie niedaleko Wicken. Zginęło dwudziestu dwóch mugoli i czterech pracowników Ministerstwa Magii.
Szóstego dnia porwano Najwyższą Szychę z Francji, a resztę delegacji zamordowano.
W sześć dni zamordowano sześćdziesięciu trzech mugoli i osiemnastu czarodziei.
*******
Pisnęła, kiedy weszła do swojej sypialni w domu pani McSweeney i zobaczyła w niej Katherinę. Blondynka siedziała na fotelu i wiedziała, że ma kłopoty, bo Parkes nie uśmiechała się.
– Cześć Katy. – Rzuciła skórzaną kurtkę na łóżko i zaczęła wyciągać z kieszeni zestaw nożyc oraz rolkę materiału.
– Cześć Jessie. – Jessie, więc nie jest tak źle... Usiadła na łóżku i uśmiechnęła się do niej, starając się, aby było widać, że ma wyrzuty sumienia. – Jess, nie podoba mi się to.
– Wiem... Miałam być na zebraniach i na urodzinach Jamesa, ale nie mogłam się wyrwać. – Powiedziała szybko. – Może, gdyby Barnabasz wiedział o Zakonie, to by mnie puszczał...
To by cię puszczał?– Parkes spojrzała na nią jakby się przesłyszała. – Gdyby nie to, że przyszłam do ciebie do pracowni, to miesiąc byśmy się nie widziały! Ja rozumiem, że masz chłopaka, ale żeby przez miesiąc nie odwiedzić przyjaciół?
– Przepraszam. Na następnym spotkaniu... – Zaczęła ostrożnie, ale Katy roześmiała się gorzko.
– Barnabasz cię nie puści. – Wytknęła jej przyjaciółka, a ona poczuła, że się rumieni ze wstydu. Nie podoba im się to, że z moją pomocą zaczynasz być odpowiedzialna i mniej naiwna. Przypomniała sobie słowa chłopaka i wzięła głęboki wdech.
– Przestań... Obrażasz go tylko dlatego, że przestałam was słuchać we wszystkim! – Warknęła i sama się zdziwiła, że powiedziała to takim tonem. Przez chwilę było między nimi kompletnie cicho. Odwróciła wzrok, gdy blondynka poprawiła się na miejscu. Wyglądała na bardzo urażoną.
– Nie obraziłam go. – Nie spodziewała się tego, że przyjaciółka przemówi spokojnym, pełnym troski tonem głosu. – Nigdy, przenigdy nie mówiliśmy ci, co masz robić, Jess. Wszystkie decyzje, jakie podejmujesz są tylko twoje, a to, że czasami prosisz nas o radę, nie oznacza, że kierujemy twoimi wyborami.
– Wiem, przepraszam. Ja nie wiem czemu to powiedziałam.– Wyszeptała zawstydzona, a Parkes westchnęła.
– Mówił, że będziemy próbowali go oczernić w twoich oczach? – Cay przypomniała sobie o tym jak reagował, gdy chciała wyrwać się na zebrania Zakonu. Jesteś na skinienie ich palca... Nie lubią mnie, bo to dzięki mnie jesteś mniej naiwna i głupia... Czas, żebyś dorosła i zasłużyła na ten związek...
– Katy... – Zaczęła delikatnie, zastanawiała się chwilę jakich słów użyć. – Nie wysuwajcie pochopnych wniosków. Po śmierci Jocundy jest naprawdę ciężko w Proroku. Dodatkowo martwi się o mnie, bo przecież może mi się przytrafić to, co jej. Wiem, że mu nie ufacie, bo prawie w ogóle go nie znacie, ale nie kierujcie się uprzedzeniami.
– Merlinie... – Katherina spojrzała na nią z niedowierzaniem. – Nie wierzę, że to mówisz, Jess. My wszyscy jesteśmy uprzedzeni? Przypominam ci, że byliśmy już w podobnej sytuacji, kiedy Adalbert zjawił się znikąd! Ani razu nie wspominałaś o nim, dopóki nie dostałaś od niego pierwszego listu. Zapewniałaś, że to nic wielkiego i wydawało mi się, że rozstaliście się w dość napiętych stosunkach, aż tu nagle, na peronie padacie sobie w ramiona, jakbyście czekali na to spotkanie całe życie! Nigdy wcześniej nie widziałam, żebyś na kogoś tak patrzyła i zdecydowanie coś było nie tak. Na początku lipca też skupiłaś się tylko na nim, ale zaufałam ci... My wszyscy ci zaufaliśmy, chociaż było to dla nas dziwne, bo co innego mówiłaś w Hogwarcie, a inaczej zachowałaś się, jak go zobaczyłaś. Jak tylko mogłam, to miałam na niego oko, ale facet szybko nas kupił. Spędzaliście z Remusem przerwy, czasami wpadał na nasze spotkania i teraz nie dziwię się, że padłaś mu w ramiona, bo jest naprawdę porządnym gościem. On cię zna i rozumie lepiej niż ktokolwiek, i jego obecność cię uszczęśliwiła, Jess. Ufaliśmy ci w jego kwestii i jak poznałaś Barabasza, to nie wtrącaliśmy się, bo zdaliśmy się na twoją intuicję. Ale to spotkanie było beznadziejne i czuję, że wiesz, że to nie jest nasza wina. Martwię się o ciebie. Proszę, powiedz mi, co się tak naprawdę dzieje? Co on ci mówi?
– On mówił... Że jestem w paczce, żebyście patrzyli na mnie i szczycili się jak wysoko jesteście. – Wyszeptała zawstydzona, czując lekką panikę po słowach, które usłyszała od Katheriny.
– I ty mu uwierzyłaś? Ty? Po tym wszystkim? – Broda jej zadrżała, kiedy blondynka podniosła głos oburzona.
– Nie wiem! – Krzyknęła ocierając łzy upokorzenia. – Znał Jo, robi wszystko, żeby mnie chronić!
– Co takiego robi, Jess? Izoluje cię od przyjaciół? Zabrania ci pić i mówić cokolwiek, co nie godzi się z jego opinią? Podważa twoje zdolności i umniejsza twoją pracę? – Zamknęła oczy, gdy Katherina zaczęła wyliczać spokojnym tonem. – Merlinie! Nie widzisz, że on ci robi pranie mózgu?
– Nie jest tak! – Warknęła na nią i spojrzała w jej pełne troski, bursztynowe oczy.
– Miałaś takie plany, żeby otworzyć butik, a jak rozmawialiśmy o tym, to on pieprzył, że nie przebijesz się, że idzie wojna i nie będzie ruchu, że to nie wypali! Powinien cię, do jasnej cholery, wspierać! Naprawdę myślisz, że zasługujesz na kogoś takiego? Na kogoś, kto cię poniża i uwłacza twojej osobie? Naprawdę, Jess? – Krzyknęła Parkes, a ona zaszlochała głośno. Blondynka wstała i westchnęła głośno ze zrezygnowaniem. – Obraża też twoich przyjaciół i sprawia, że się od nas odsuwasz. Ale wiesz, jest coś dużo gorszego. Używa pamięci o Jocundzie, żeby wpędzić cię w poczucie winy i to sprawia, że jesteś mu całkowicie posłuszna.
*******
Słowa Katheriny prześladowały ją przez kilka kolejnych dni. Czuła frustrację, bo każdy gest chłopaka wydawał jej się być fałszywy.Siedziała między Barnabaszem, a Peterem w Dziurawym Kotle i słuchała tego, jak rozprawiają o tym, co się działo w czasie szczytu. Po niecałym miesiącu... Jak odważnie! Cisnęło jej się na usta prychnięcie.
Z przyjaciółmi nie rozmawiała od ponad tygodnia. Chciała porozmawiać z Bertem o tym, co powiedziała jej Katherina, ale nie mieli ostatnio okazji na rozmowy w cztery oczy, bo przyjechała jego ciotka, która pilnowała, żeby przypadkiem nie zostawali sami w pomieszczeniu. Nawet chciała wyjść wcześniej z pracy, żeby z nim się zobaczyć, ale Cuffe już na nią czekał. Kiedy powiedziała mu, że chciałaby porozmawiać z Adalbertem i dołączy później, to wściekł się... Już wcześniej urządzał jej sceny zazdrości o McSweeney'a, ale ta była ciężka do opanowania. Chyba pół godziny go przepraszała, a przecież nic nie zrobiła.
Nie wiedziała, czy to podświadomość, tak działała i teraz wszystko jej się wydawało być takie, jak mówiła Katherina, czy faktycznie takie było.
Nie sądziła, że przekona się o tym tak szybko.
Zaczęło się od tego, że napomknął Peterowi o wyprowadzce do jego rodziców do Francji, bo boją się, że coś się im tutaj stanie, a słyszeli o tym co działo się w czasie szczytu.
– A praca? – Zapytała go, bo sądziła, że jednak Prorok Codzienny jest dla niego ważny.
– Myśleliśmy, że otworzymy coś swojego z Emmą i Peterem. We czwórkę mogłoby się nam udać we Francji. – Uśmiechnął się do niej i pogładził jej dłoń. Wtedy poczuła, jak żołądek jej się ściska.
– We czwórkę? – Ledwo wypowiedziała te słowa, a on kiwnął głową.
– Ja, ty, Emma i Peter. – Wyliczył, a ona kiwnęła głową.
– Ale wiesz, że ja nie piszę? Poza tym mam tu pracę. – Powiedziała cicho, tak jak to ostatnio miała w zwyczaju.
– Och, włożysz w nasz interes fortunkę od rodziców i będziesz żyć z procentów. – Rzucił lekko, a ona starała się wyglądać jak zagubione dziecko we mgle.
– Nie mam fortunki. Zapłaciłam już Adalbertowi. – Rzuciła i skuliła się, gdy walnął ręką o stół.
– Co zrobiłaś? – Krzyknął oburzony, a ona powtórzyła. – Oszalałaś?
– Przecież wiedziałeś, że kupujemy ten lokal na Pokątnej! – Spojrzała na niego hardo i nie wiedziała, czego ma się po nim spodziewać.
– Nie szkodzi... Odkręcimy to. – Powiedział nagle uspokojony i uśmiechnął się do niej uroczo. Odpowiedziała mu przepraszającym uśmiechem i pogładziła po dłoni. Znów zaczął rozmowę z Peterem. Próbowała cały czas się uśmiechać, ale w głowie aż huczało jej od myśli. Nie przeszkadzało mu to, żeby wywlekać brudy i opieprzać ją przy znajomych. Nawet jego znajomi ją upominali. Spojrzała na niego ukradkiem, zastanawiając się, co będzie dalej. Co on zrobi? Jak się zachowa, gdy powie coś, co mu się nie spodoba, a potem dosadnie się sprzeciwi?
Podniosła wzrok, gdy do zatłoczonego baru wbiegła Emma. Przeciskała się między ludźmi, a w dłoni ściskała gazetę. Rzuciła ją na stół i wyszczerzyła zęby w uśmiechu.
– Mamy to! Wielkanocne wydanie przejdzie do historii! – Krzyknęła radośnie i usiadła naprzeciwko. Barnabasz chwycił Proroka Codziennego i wydał z siebie okrzyk radości, kiedy skończył wreszcie czytać. Podał jej pismo i zbladła.
– Żartujecie sobie? – Zapytała, kiedy z grubsza przeczytała tekst. Spojrzała na zdjęcie uśmiechniętego Gregory'ego Nurmana na pierwszej stronie Proroka. – Naprawdę ten artykuł będzie jutro w Proroku?
– Rita wykonała świetną robotę. – Pochwaliła koleżankę Squiggle, a Jess zaśmiała się szyderczo. Żałowała, że nie było z nią Katheriny. Pięć miesięcy. Tyle na was zmarnowałam.
– TO ma przejść do historii? – Zapytała szczerze zdziwiona, czując wzbierającą złość. – Hmm... A powiedzcie mi, co z resztą listy z artykułu z października? Może tak na Wielkanoc opublikujecie kolejne nazwiska?
– Zniszczyliśmy wszystko, zanim zrobiło się gorzej... Tak było bezpieczniej, chyba nie muszę ci mówić. – Powiedział oczywistym tonem głosu Cuffe.
– Przekazaliście ją do Biura Aurorów? – Zapytała, a Emma pokręciła głową, a kiedy szatynka chciała coś powiedzieć, to rzuciła Prorokiem o stół.– Właśnie tak byłoby bezpieczniej. A ten gniot, to wybitnie spieprzone gówno.
– To nie jest gniot, Rita wykonała świetną robotę... – Zaczęła Emma takim tonem, jakby mówiła do dziecka. Niech Merlinowi będą dzięki za Katherinę!
– No i Moody ma na oku inne sprawy. – Wtrącił Peter i parsknęli śmiechem. – I to na prawym...
– Wyśmiewanie osób, które według niej są "nienormalne", to jest świetna robota? Wyciąganie jakiś brudów i naciąganie faktów, to jest świetna robota? Jak to było... Zboczenie to sprawiło, że podał niewinnej uczennicy Wywar Iluzji? Och, naprawdę? Raczej to nie jest wina tego zboczenia, że zrobił coś takiego, a ludzi pokroju tej Skeeter! – Patrzyła na Squiggle hardo, ignorując Petera. Czuła jak policzki palą ją ze złości.
– Jesteś zbyt tolerancyjna... – Zaczął Barnabasz.
– Nie kończ nawet. – Powiedziała chłodno i chwyciła torebkę. – Muszę lecieć.
– Pewnie do Bertiego, co? – Usłyszała jego szyderczy ton, gdy odchodziła. – Lecisz do tego wróżbity od siedmiu boleści? Powróży ci z kuli, fusów czy z kart?
– Kolejny cudak. – Parsknęła kpiącym śmiechem Emma, a chłopaki jej zawtórowali. No tego, to ci nie daruję... Mimowolnie też parsknęła śmiechem, w myślach po raz kolejny błogosławiąc dzień, w którym Merlin postawił na jej drodze Katherinę Parkes i jej szczerość. Roześmiała się głośniej, z rozkoszą obserwując, jak i oni zanoszą się śmiechem.
– Jesteście żałośni. Ty Emmo, dodatkowo jesteś wredną suką. – Wysyczała wściekle i uśmiechnęła się słodko do dziewczyny, a potem do Barnabasza. – To koniec, ty dupku!
*******
Jak zawsze przed zebraniem Zakonu Feniksa siedzieli w kuchni i wymieniali się informacjami od Lily, Dorcas oraz Williama. Nie miała ochoty wiedzieć, o tym, co się dzieje u Kartney'a, ale przyjaciele przestali reagować na jej prychnięcia i nienawistne spojrzenia. Wcześniej obgadali też Jess. Streściła im ich rozmowę i to, że od tamtej pory nie widziała się z przyjaciółką. Martwili się o nią, bo z jej facetem ewidentnie było coś nie tak. Nawet Remusowi się nie spodobał, a on był naprawdę wyrozumiały.
Potem obgadali Lily, Dorcas i Kartney'a. Po szczycie Międzynarodowej Konfederacji Czarodziejów w Rosji i w Stanach Zjednoczonych widoczne były zmiany. Wprowadzono dodatkowe kontrole w Ministerstwach i przesłuchano osoby z Anglii. Podobno utworzono nawet spis emigrantów, ale Biuro Aurorów jeszcze tego nie potwierdziło.
– ...A w Australii sielanka. Dorcas ma za półtora miesiąca egzaminy. Potem ma trochę wolnego, ale Lily znów ją odwiedzi.– Powiedziała Jane, a Katy uważnie obserwowała Syriusza, który dosłownie spijał słowa z ust Elliot. Z tego co wiedziała, to napisał do niej trzy listy, a nie odpowiedziała na żaden. Dorcas przekazała przez nią prezent urodzinowy i prezent na święta dla Blacka, ale dołączone liściki były krótkie. Domyślała się, jak beznadziejnie musi się czuć Syriusz.
Nagle coś mocno trzasnęło w przedpokoju, a James zerwał się z miejsca i wyciągnął różdżkę. Jess zatrzymała się w drzwiach kuchni i chyba nie spodziewała się, że ktoś będzie w nią celował różdżką. Potter odsunął się od drzwi. Nie widziała spojrzenia, jakie kuzyn posłał Cay, ale ta speszyła się trochę.
– Przepraszam, musiałam czymś trzasnąć. – Powiedziała drżącym głosem i głośno wciągnęła powietrze. – Lepsze to, niż kogoś zabić, co?
– Co się stało? – Zapytała ją Jane, a ona zaśmiała się histerycznie.
– Barabasz się stał! Merlinie, jaka ja głupia byłam! – Pokręciła głową, jakby nie wiedziała do końca, co się dzieje, a Katherina mimowolnie się roześmiała.
– Jest i moja dziewczyna! – Adalbert uśmiechnął się radośnie. Cay ponownie pokręciła głową i padła w jego ramiona.
– No już, już. Pomigdalicie się później! – Zacmokał Edgar Bones, bo dopiero co wszedł do kuchni. Za nim weszła Amelia i Tobias.
– Świętujecie coś? – Zapytała Bones. Dopiero teraz zdała sobie sprawę z tego, że wszyscy się szczerzą.
– Koniec Barabasza. – Cay usiadła na krześle i westchnęła. – Dzięki, Katy. Bez ciebie straciłabym rozum, godność, marzenia, przyjaciół i pieniądze.
– Polecam się na przyszłość. – Parkes uśmiechnęła się. – Jak to pieniądze?
– Długa historia... – Mruknęła. Katy domyśliła się, że nie chce im wszystkiego opowiadać przy Bonesach i Levenie. Chciała coś powiedzieć, ale w drzwiach pojawił się Moody z czarną przepaską na oku. Łypnął na nich groźnie zdrowym okiem, wycofał się i pewnie poszedł do salonu. Bonesowie i Leven poszli za nim.
– Co mu się stało w oko? – Zapytała Jess patrząc nadal w miejsce, gdzie przed chwilą stał szef Biura Aurorów. Zdziwiła się, gdy dostrzegła w jej oczach łzy, kiedy Syriusz powiedział jej, że stracił prawe oko.
– Długo cię nie było, chodź na zebranie. Wszystko nadrobisz. – Adalbert podał jej dłoń i uśmiechnął się do niej lekko. Parkes czuła, że długa noc przed nimi. Jessica nie wiedziała o naprawdę wielu sprawach. Do kuchni wszedł Paul i praktycznie od wejścia patrzył się na nią tak, że poczuła ucisk w żołądku. Tylko nie rodzice...Nie spojrzał nawet na Jamesa, który się do niego odezwał. Stanął nad nią i nachylił się do jej ucha.
– William tu zaraz będzie. – Pisnęła i zakryła usta dłonią, gdy usłyszała jego szept. Wprawdzie odetchnęła z ulgą, bo myślała, że coś złego stało się rodzicom, ale nie przyniósł jej dobrych wieści. Prawie przewróciła krzesło, gdy wstała gwałtownie od stołu.
– Bardzo źle się czuję! Taka jest wersja! Tego się trzymacie! – Syknęła i spojrzała po wszystkich spanikowana. – Jess, przyjdziesz potem do mnie do wieży?
– Jasne! – Odpowiedziała Cay patrząc na nią uważnie.
– Pospiesz się, Katy! Streszczę ci potem zebranie. – Paul popchnął ją w kierunku drzwi, a ona wybiegła na korytarz. Minęła rodziców Franka Longbottoma, którzy zaczęli coś do niej mówić, ale ich zignorowała. Skręciła w drugą część korytarza i uciekła do swojej wieży.
*******
– Co jej się stało? – Zapytał Remus pocierając swędzący policzek. Syknął, bo rozdrapał nowe zadrapanie.
– William będzie na zebraniu. – James parsknął śmiechem, a Black gwizdnął cicho. No to teraz nie dziwił się, że Katherina wybiegła tak nagle z kuchni. – Dobra, sprawiajmy wrażenie, że nic się przed chwilą nie stało. On tu będzie lada moment...
– ...Coś marnie wyglądasz, Lunatyku. – Zagadnął go Syriusz bardzo uprzejmym tonem.
– Serio, Łapo? Dopiero co skończyła się pełnia. Powinienem to odsypiać, a jeszcze po zebraniu mam pogadankę z Dumbledorem i Moody'm. – Miał nadzieję, że szybko go puszczą i wróci do Ingleton, gdzie znów zostawił Dagny.
– Jak było? – Jess spojrzała na niego zatroskana, a on wstał i objął ją lekko.
– Jak widać, wróciłem w jednym kawałku, więc było dobrze. – Uśmiechnął się i odsunął się od niej. – A ty? Dałaś sobie radę?
– Powiedziałam, że są żałośni. Nazwałam go dupkiem. – Powiedziała uśmiechając się lekko. Zaczerwieniła się lekko i dodała – a jego przyjaciółkę nazwałam suką.
Razem z chłopakami parsknęli głośnym śmiechem. Zauważył, że kąciki ust Jane lekko drgnęły. Chwyciła pod ramię Jessicę i poklepała ją po plecach.
– Pewnie jej się należało. – Powiedziała Elliot, a Black zaśmiał się głośno.
– Nigdy nie słyszałem, żebyś nazwała kogoś suką, Jess. – Blondynka zarumieniła się bardziej.
– Kto jest suką? – Usłyszał rozbawiony głos i w drzwiach kuchni stał William.
– Will! – Jane uściskała go z nieukrywanym entuzjazmem, a Jess wycofała się w stronę Adalberta, gdy z resztą Huncwotów poszli przywitać się z blondynem. Wymienili się uściskami dłońmi i kilkoma klepnięciami w plecy. Na szczęście Kartney pamiętał, że po pełni jest obolały i nie poklepał go tak mocno, jak wcześniej Syriusz.
Odsunął się, kiedy Will podszedł do Jess. Zdziwił się, gdy blondynka objęła go szybko. Przez chwilę wydawało mu się, że jest to dla niej niezręczne.
– Nie ma Katheriny? – Zapytał rozglądając się po kuchni.
– Och, bardzo źle się czuje. – Powiedziała Cay zirytowana. – Wiesz... Znów ma bolesny okres i niestety nie będzie dziś ze mną świętowała, tego, że zerwałam z chłopakiem.
– Zerwałaś z chłopakiem? – Zapytał ją zaskoczony, a ona kiwnęła głową.
– Idziemy na zebranie? – Posłała mu nerwowe spojrzenie i kiwnął głową w kierunku drzwi. Minęła Williama i przeszła szybko do salonu, i to tam Lupin ją dorwał.
– Co się dzieje? – Zapytał ją, kiedy stanęła jak najdalej drzwi. Machnęła ręką, ale nadal była dziwnie spięta.
– Remusie, nie było mnie na zebraniach od dwóch miesięcy, zerwałam z Barnabaszem... – Zaczęła wymieniać i dodała drżącym głosem – przed chwilą widziałam Moody'ego, który wygląda jak pirat...
– ...Dycha dla mnie, bracie! – Lunatyk spojrzał w kierunku braci Prewett, którzy stali niedaleko. Jeden z rudzielców mrugnął do niego okiem, kiedy drugi rudzielec zaczął grzebać w kieszeni. Prawie jęknął głośno, kiedy zauważył Alastora Moody'ego, którego wcześniej zasłonili swoimi postawnymi sylwetkami.
– Cay, po zebraniu masz się stawić w głównym gabinecie... O ile nie zapomniałaś, gdzie to jest. – Warknął na nią szef Biura Aurorów, a kiedy odszedł w stronę Dumbledore'a, to ona westchnęła ciężko. Bliźniaki podeszli do nich i uśmiechnęli się do niej prawie identycznie.
– Gideon twierdził, że nikt nie odważy się powiedzieć w jego obecności, że przypomina pirata. Dzięki tobie, jestem bogatszy o dziesięć galeonów. – Wyszczerzył zęby w szerokim uśmiechu i wyciągnął do niej rękę. – Fabian Prewett.
– Jessica Cay. – Uścisnęła ją, a rudzielec wydawał się być zaskoczony.
– Fajnie dopasować twarz do nazwiska. – Powiedział, a Lupin zauważył, że dziewczyna skrzywiła się.
– Ja jestem Gideon. – Drugi rudzielec też podał jej dłoń, a ona powtórzyła swoje imię. – Przyszła Molly... Pewnie pogadamy jeszcze kiedyś. Trzymajcie się, dzieciaki!
Remus kiwnął im głową, a Jess wymamrotała pod nosem coś to brzmiało "nie jestem dzieciakiem", ale był pewny, że Prewettowie jej nie usłyszeli. Jane stanęła obok Jessiki i chwilę po niej dołączyli do nich chłopaki. Z tego co widział, to brakowało jeszcze paru osób, więc nie dziwił się, że oficjalna część zebrania jeszcze się nie zaczęła.
– To co się dziś wydarzyło? – Zapytał Remus Jessikę, a ona ponownie westchnęła. Syriusz spojrzał na nią z zainteresowaniem, a Peter przybliżył się.
– Pewnie wiecie, że Katy ze mną rozmawiała... – Zaczęła, a oni kiwnęli głowami. – Przez ostatnie kilka dni czułam się jakbym dostawała paranoi. Nie wiedziałam, czy czasami czegoś nie odbieram inaczej, przez tą rozmowę z nią, czy naprawdę tak jest. W ciągu tych kilku dni zaczęłam go trochę testować... Merlinie... Nawet nie wiecie, jak mi głupio, że tak mną manipulował!
– Poznałaś go zaraz po śmierci siostry, nie byłaś wtedy do końca sobą, Jess. – Powiedział delikatnie William, a ona posłała mu uśmiech wdzięczności.
– Dziś oznajmił, że we czwórkę wyjedziemy do Francji. Rozumiecie? Oznajmił, że jadę z nim i jego przyjaciółmi do Francji, żeby przeczekać to, co się dzieje i tam stworzą nową gazetę. Oczywiście ja nie nadaję się do pisania, to stwierdził, że mogłabym władować w ten biznes pieniądze, które zostawili mi rodzice i mieć udziały. – Mówiła spokojnym tonem, ale jej policzki zaczynały być różowe. Parsknęła śmiechem i dostrzegł łzy w kącikach jej oczu. – Powiedziałam mu, że zapłaciłam już Adalbertowi za lokal...
– ...Przecież jeszcze tego nie zrobiłaś. – Wtrącił McSweeney, a ona kiwnęła głową.
– Trochę się wściekł, a kiedy się postawiłam, to oczywiście zmiękł, tylko żeby mnie uspokoić. Potem przyszła Emma z Wielkanocnym wydaniem Proroka. Byli tacy dumni i zadowoleni z tekstu z pierwszej strony, a to jest jedno wielkie świństwo... – Rzuciła szybkie spojrzenie na Adalberta, który kiwnął głową, żeby mówiła dalej. – Rita Skeeter dorwała się do Grega Nurmana. Cała pierwsza strona jest tylko o nim. Dotarła do jego oskarżenia i ja nie bronię tego, co on zrobił Katherinie, ale...
– ...Chwila, to on jeszcze nie miał procesu? – Zapytał William oburzony.
– Ostatnio jest dużo spraw przed Wizengamotem i chyba jego ojciec pociągnął za kilka sznurków, więc jeszcze czeka. Oczywiście przez ten czas musi kilka razy w tygodniu stawiać się w Ministerstwie i płacić miesięczne kaucje... No i ma zakaz zbliżania, ale raz udało im się spotkać... – Powiedział James, a Syriusz szturchnął go w bok i rzucił mu ostrzegawcze spojrzenie. Tak, zdecydowanie Katy nie byłaby zadowolona z tego, że dzieli się z Williamem takimi informacjami.
– Żartujesz sobie? – Jess przewróciła oczami, gdy Kartney prawie krzyknął.
– Merlinie... Czytasz Proroka? – Zapytała go, a on kiwnął głową. – To tak w skrócie: był na liście, ludzie mają go za śmierciożercę, co mu nie odpowiada i prosił Katherinę, żeby wycofała to. Jak mi wiadomo, Czarownicy nie czytasz, a kilka tygodni temu udzielił wywiadu, a Rita ostro się do niego odwołuje. Greg podał jej ten Wywar, bo wiesz... woli chłopców. Myślał, że Katherina poleci do gazet, będzie miał łatkę podrywacza i łamacza damskich serc, i już nie będą szeptać o jego orientacji. No i Rita nieźle sobie używa... Wyraziłam swoje zdanie na temat artykułu, no i oczywiście, to ja się nie znam i jestem aż nazbyt tolerancyjna! Zdenerwowałam się i chciałam wyjść, bo nie chciałam już gadać z tymi idiotami. Barnabasz zaczął kpić z Adalberta, Emma nazwała go cudakiem, więc powiedziałam, że jest suką, a z Barnabaszem zerwałam.
– Już wiem z kogo nie możemy się nabijać, Rogaczu. Nie chcę jej podpaść. – Parsknął śmiechem Black, a Cay zarumieniła się bardziej.
– To było za całokształt, Syriuszu. Oni są straszni! Jak zobaczyłam dziś Moody'ego to zrozumiałam, co Peter miał na myśli mówiąc, że ma dużo spraw na oku i to prawym. Gdyby Moody był obok nich, to robiliby pod siebie, tchórze pieprzeni. – W oczach znów zalśniły jej łzy, a McSweeney objął ją ramieniem. Sam miał ochotę ją objąć i dodać jej otuchy. – Rozumiem, jakby jeszcze Moody coś im złego zrobił, ale oni chyba go nie widzieli w odległości kilku jardów! Kto normalny w takim przypadku cieszy się z cudzego nieszczęścia?
*******
Czekała w głównym gabinecie już od paru minut. Jeszcze nikt się nie pojawiał, ale postanowiła, że będzie cierpliwie siedziała. Wiedziała, że ma kłopoty i zastanawiała się, czy ją wyrzucą z Zakonu, czy zmodyfikują jej pamięć, czy może gdzieś zamkną?
Drgnęła, gdy drzwi otworzyły się i odwróciła się w stronę wejścia. Szlag. Miała nadzieję, że będzie miała pogadankę tylko z Moodym i może rodzicami Jamesa, ale w gabinecie miała same sławy Zakonu Feniksa. Najpierw wszedł Moody, za nim rodzice Jamesa, potem rodzice Katheriny, bracia Prewettowie, Bones, Leven, Paul, jakaś starsza para, której nie znała i Dumbledore. Prawie jak na owutemach. Przywitała się, ale tylko kilka osób jej odpowiedziało i czekała aż usiądą. Nieznany starszy mężczyzna usiadł obok Charlusa i przyjrzała mu się uważniej. Kilka kasztanowych pasemek było widocznych wśród siwych włosów. Twarz pokryta była paroma głębszymi zmarszczkami. Miał łagodne rysy, ale był skupiony i przez to wyglądał trochę surowo. Zupełnie jak Amelia... A więc to są słynni Bonesowie...
Spojrzała na Moody'ego i odwróciła szybko wzrok, bo patrzył na nią groźnie.
– To ile cię nie było? Trzy miesiące? – Zapytał, a ona spojrzała na niego z ponurą miną, gdy usłyszała kpinę w jego głosie.
– Dwa, ale wcześniej też opuściłam dwa spotkania. Nie chciałam wszystkich rozczarować. – Wyszeptała i spojrzała na Doreę Potter, która uśmiechnęła się do niej delikatnie. Moody parsknął i przeniosła na niego wzrok.
– Wszystkich nie rozczarowałaś. Od początku mówiłem, że się nie nadaje i nie utrzyma tego. – Powiedział patrząc na Dumbledore'a.
– To nie tak, że nie dałam sobie radę. Po prostu tak wyszło. – Odwróciła głowę w stronę Paula szukając u niego ratunku. Otworzył usta, ale ktoś inny mu przerwał.
– Z tego co wiem, to źródło jej rozproszenia zostało wyeliminowane. – Odezwał się Edgar Bones, a ona westchnęła ciężko.
– Naprawdę będziemy dyskutować o moim życiu uczuciowym? – Wyrwało jej się niecierpliwie, a Prewettowie parsknęli śmiechem. – Przepraszam. Tak, to prawda. Opuszczałam spotkania, bo mój były zajmował mi każdą wolną chwilę. Z początku mówiłam, że mam spotkania z przyjaciółmi, ale później już to do niego nie trafiało... Naprawdę muszę to tłumaczyć? Czuję się trochę zażenowana...
– Ja też, bo muszę słuchać o rozterkach sercowych naiwnej nastolatki. – Warknął Moody, a ona zaczerwieniła się upokorzona. Spojrzała na swoje splecione dłonie. – Co mu mówiłaś o Zakonie?
– Nic.
– Ani razu nie wspomniałaś ani nie dałaś do zrozumienia, że wiesz o Zakonie, lub w nim jesteś? – Zapytał, a ona pokręciła głową.
– Nie sądzę, żeby takie sytuacje miały miejsca. – Odpowiedziała po chwili. Przecież uważał, że po szklance Ognistej nie będzie w stanie uciekać, więc na pewno nie podejrzewał, że mogłaby być w Zakonie.
– Na pewno? – Zaczęła czuć lekką irytacją.
– Na pewno. – Powiedziała i spojrzała ponowie na Doreę, a potem na Dumbledore'a. – Przepraszam, że nie było mnie na tych zebraniach, ale obiecuję poprawę. Tak jak powiedział Edgar, główne źródło mojego rozproszenia zostało wyeliminowane.
– Jeszcze jedna taka sytuacja i osobiście zmodyfikuję ci pamięć. – Warknął Moody, a ona nie mogła powstrzymać uśmiechu. – Możesz wyjść. Bones, idź po Lupina.
Jess wstała z miejsca i wymamrotała jakieś słowa pożegnania. Edgar przepuścił ją w drzwiach i kiedy je zamknął wypuściła głośno powietrze.
– Myślałam, że będzie gorzej. Nieźle spieprzyłam. – Przyznała speszona i dostrzegła, że patrzy na nią uważnie.
– Trochę cię nie było. – Oznajmił i wyczuła nutkę oskarżenia w jego głosie.
– Dziękuję, że się wstawiłeś. Wiem, że to co się ze mną działo nie było normalne, ale przez te pięć miesięcy tego nie wiedziałam. Nadal nie rozumiem, co się stało i pewnie trochę minie…– Mruknęła zawstydzona, a on objął ją lekko.
– Na przyszłość bądź ostrożniejsza, szczególnie teraz, Jess. Wojna to ciężki czas do szukania miłości, bo możesz trafić na wroga. No chyba, że poszukasz w Zakonie. – Rzucił lekko, a ona parsknęła śmiechem.
– Moody nadal wolny? – Rozluźniła się, kiedy zaśmiał się głośno. Zatrzymała się nagle i chwyciła jego ramię. – Merlinie! Kompletnie zapomniałam! Przecież syn ci się urodził!
– Tak, Cecilia zaczęła rodzić, jak byłem na misji prawie półtora miesiąca temu. – Uśmiechnął się lekko, a ona uścisnęła go.
– Gratulacje! Jak ma na imię? – Zapytała.
– Marcus.
– Naprawdę? Bóg wojny? – Uniosła wysoko brwi, a on parsknął śmiechem.
– Tak na to nie patrzyłem.
– Mam nadzieję, że szybko postaracie się o córkę i nazwiecie ją Victoria. – Rzuciła przechodząc przez korytarz, a on znów się zaśmiał. Weszła do salonu, gdzie siedzieli Huncwoci. Peter jak zawsze siedział zgarbiony i coś przeżuwał, James położył się na sofie i patrzył w sufit, Syriusz zajął fotel i ściskał w dłoni szklankę z Ognistą, a Remus stał koło okna i wycierał chusteczką krwawiące zadrapanie na twarzy.
– Będę miał to na uwadze, Jess. Pilnuj się, bo uwierz mi, ale nie chcesz drugi raz mieć podobnej pogadanki. – Ścisnął jej ramię, a ona kiwnęła głową. – Remusie, zapraszam do gabinetu.
– Adalbert nie zaczekał? – Przysiadła na wolnym fotelu i chwyciła szklankę, którą podał jej Syriusz.
– Wiedział, że zostaniesz tu na noc z Katheriną. – Mruknął Łapa. Spojrzała na niego uważnie, bo wyraźnie był czymś zdenerwowany.
– Coś się stało? – Zapytała delikatnie, a on prychnął.
– Dorcas zaprosiła Williama na ślub ciotki. – Uśmiechnął się gorzko i opróżnił szklankę.
– To chyba dobrze. – Powiedziała ostrożnie i przeszył ją takim spojrzeniem, że trochę się przestraszyła. – Spójrz na to tak, że to jednak ktoś znajomy, więc przynajmniej wiesz, że nie pojawił się w jej życiu nowy chłopak.
– Nawet już nie chodzi o to, czy jest z kimś, czy też nie, Jess! Niedługo minie rok od naszej ostatniej, normalnej rozmowy. Z wami potrafi utrzymać kontakt, potrafiła zaprosić Willa na ślub, a mnie olewa. Nie oczekiwałem od niej tego, że codziennie będzie do mnie coś pisała, ale miałem nadzieję, że jednak nie odetnie się ode mnie. Widocznie, myliłem się.– Nie miała pojęcia, co mu odpowiedzieć, więc chwilę milczała. Kiedy stwierdziła, że jednak nie wie, jak podnieść go na duchu, to wstała i poszła do Katheriny.
Sądziła, że przyjaciółka zamknie się w wieży, ale zdziwiła się, kiedy nacisnęła na klamkę i drzwi otworzyły się. Siedziała na fotelu w saloniku i pisała coś na pergaminie.
– Co robisz? – Usiadła na kanapie i nalała wina do dwóch lampek, które stały na stoliku.
– Kończę opieprzać Dorcas. – Mruknęła i jeszcze przez chwilę skrobała coś piórem po pergaminie.
– Syriusz ci powiedział? – Zapytała ją, kiedy skończyła a Parkes pokręciła głową.
– Jane tu na chwilę była. Syriusz prawie uderzył Williama, ale James go powstrzymał. – Upiła łyk wina i westchnęła.
– Jest w paskudnym humorze. Dorcas praktycznie go wykreśliła ze swojego życia. – Stwierdziła, a Katherina pokręciła głową.
– Czasami lepiej robić uniki. Mniej boli. – Powiedziała smutno. Następne pytanie wypowiedziała z taką tęsknotą, że prawie pękło jej serce. – Jak on wygląda?
– Prawie nic się nie zmienił. – Zamyśliła się przez chwilę, przypominając sobie, jak zaledwie godzinę temu widziała Williama i rozmawiała z nim. – Byłam trochę wredna. Nie potrafiłam odciąć się od tego co ci zrobił, a kiedy zaczęłam opowiadać o Barnabaszu, to było takie dziwne, bo on prawie nie wiedział, co się działo. Jestem na niego wściekła, ale z drugiej strony... Czasami mi go brakuje.
– Mi też. – Wyszeptała Katherina a w jej oczach zalśniły łzy. – Nienawidzę go, ale tak bardzo mi go brak... Opowiedz mi trochę.
– Wyglądał na zadowolonego. Na pewno cieszył się ze spotkania z nami, ale pytał też o ciebie. Powiedziałam, że masz okres, więc jak to facet, nie dopytywał o szczegóły. Nadal przejmuje się tym, co u nas. Przez chwilę miałam wrażenie, że jest dumny z tego jak poradziłam sobie z Barnabaszem. Nie patrzył na mnie jak na idiotkę, że tak dałam się podejść. – Uśmiechnęła się lekko, bo przypomniała sobie, jak William patrzył na nią z uznaniem, gdy skończyła opowieść o tym, jak zerwała z Cuffe.
– Nie jesteś idiotką, Jess. – Katherina spojrzała na nią z taką czułością, że prawie się popłakała.
– Jestem. Dla faceta rzuciłam prawie wszystko o czym marzyłam. Kto wie, co by się stało, gdybyś ze mną nie porozmawiała? – Wstyd jej było, że przez te kilka miesięcy tak nią manipulował.
– Pewnie Adalbert by go zabił. Albo Syriusz i James. Ewentualnie Remus załatwiłby to pogawędką... Przy świetle księżyca. – Mrugnęła jej Parkes i mimowolnie parsknęła śmiechem. – Dam ci radę, Jess.
– To już ten stan? Po jednej lampce? – Zapytała i dolała jej wina.
– Jess... Masz natychmiast spieprzać w siną dal od osób, które zaburzają twoją pewność siebie. To moja rada. – Katy stuknęła się z nią kieliszkiem, a ona uśmiechnęła się smutno. – Nie miej takiej miny. Nie warto otaczać się ludźmi, którzy czekają na twoje potknięcie, lub ciągle w ciebie nie wierzą. Myślisz, że dlaczego wyprowadziłam się z domu?
– Myślałam, że codzienne chcesz oglądać facjatę Blacka. – Wymruczała, starając się brzmieć uwodzicielsko, a Parkes zaśmiała się.
– Bruneci nigdy nie byli dla mnie. – Mrugnęła do niej. – No i nie chodzę w przechodzonych butach.
– Porównujesz Blacka do buta? To profanacja tego nazwiska! – Oburzyła się, a przyjaciółka wzruszyła ramionami.
– Nigdy nie patrzyłam na niego w ten sposób. I jednak moja romantyczna strona natury twierdzi, że kiedyś będzie z Dorcas. Tylko nasza przyjaciółka musi się ogarnąć w tej Australii. Myślę, że przez te trzy lata kursu zrozumie, że jej miejsce jest u boku Syriusza. – Powiedziała rozmarzonym głosem. Jess mimowolnie uśmiechnęła się.
– Wiesz, że nie wyobrażam sobie już nikogo nowego w tej paczce? Tak powinno być... Lily i James, Jane i Paul, Dorcas i Syriusz, Ty, Remus, ja i... – Zaczęła wymieniać, a Katy jej przerwała.
– ...Ty i Adalbert? – Poruszała znacząco brwiami, a ona zarumieniła się czując ogarniające przygnębienie.
– Może w innych okolicznościach... Nie... W innym życiu moglibyśmy być razem, ale to nie miejsce, to nie czas i to nie okoliczności... – Wyszeptała Cay starając się nie wybiegać w myślach w zakazane rejony, a Parkes przekrzywiła nieco głowę i patrzyła na nią z zainteresowaniem. Starała się przełknąć gorycz, która pojawiała się za każdym razem, gdy dłużej myślała o Adalbercie. – Och, Katy, wielu rzeczy o nas nie wiesz.
– To mi powiedz. – Zaproponowała uśmiechając się delikatnie i słodko, jak zawsze, gdy chciała coś z kogoś wyciągnąć.
– Nie mogę, Katy... Muszę go chronić... I to za wszelką cenę. 

16 komentarzy:

  1. Wreszcie znalazłam chwilę by zostawić komentarz.

    Po pierwsze: cieszę się, że Jess wreszcie kopnęła w 4 litery Barabasza i przejrzała na oczy, bo wkurzał mnie jak nikt inny. Był tak świetnie przez Ciebie wykreowany, że aż idealnie odpychający w swoim pewniactwie, manipulanctwie i byciu wszechwiedzącym. Dobrze, że już się go pozbyła, chociaż brakowało mi jakiegoś wylania piwa czy coś :D
    Po drugie: mega zaintrygowała mnie postać Dagny i jej totalnie inne podejście do swojej przypadłości niż u Remusa. Oczywiście wiadomo co jest tego powodem, ale fajnie, że to pokazałaś, i że przedstawiłaś jak inni mogą to widzieć. Czekam na dalszy rozwój wątku z nią, bo raz że ona mnie intryguje, a dwa, że pewnie wtedy będzie więcej mojej miłości - Remusa.
    Po trzecie: mrau! Will! Wreszcie! Uwielbiam, kocham i ubóstwiam, chociaż jest skończonym frajerem. I znowu fajne to trochę dziecinne zachowanie Katy na wieść o nim. Poczułam z nią wtedy więź :P

    Co do błędów i uwag to już Ci o nich wcześniej napomknęłam, ale generalnie jest dobrze. Podoba mi się Twój styl, chociaż o ile ja idę w skrajność ze zbyt rozbudowanymi zdaniami, tak u Ciebie czasami chętniej bym połączyła parę zdań w jedno :D

    Więcej się nie rozpisuję, bo jestem ciekawa co teraz wymyślisz.
    Weny, i do następnego!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie spodziewałam się komentarza od Ciebie tak szybko, bo jednak masz małe urwanie głowy. Także dziękuję, że znalazłaś trochę czasu :*

      W rozdziale 41 będzie coś dużo lepszego niż wylanie piwa, uwierz mi. Czasami mam wrażenie, że ten związek powstał tylko dla tej sceny.
      Będziesz z niej dumna. :)
      Cieszę się, że tak odbierasz Dagny. Dopiero od 42 wrócę do niej i Remusa, więc chwilę na to poczekasz :P
      Katy będzie się tak zachowywała przed długi czas. Jednak minie kilka lat zanim dojdzie do konfrontacji. Teraz sądzę, że mogłaby go zabić, gdyby stanął na jej drodze :D No a jednak mam takie plany, że potrzebny jest mi żywy William.

      Postaram się przejrzeć przyszłe rozdziały, żeby stworzyć dłuższe zdania (znając życie pewnie tego nie wyłapię :P). Ciągle szukam bety, ale nie idzie mi to :(

      Jeszcze raz dziękuję, że znalazłaś tak szybko czas :)
      Wena się przyda, bo nie mogę się zebrać, żeby dokończyć 42, ale sądzę, że dziś mi się uda :) albo jutro :P

      Pozdrawiam! ❤️

      Usuń
  2. Jestem, jestem, jestem! Miałam co nadrabiać... :)

    Rozdział mi się podobał. Ciesze się, że postacie nadal mają swój charakterek i potrafią pokazać pazurki, każdy z nich.
    Oczywiście jako fanka Syriusza i Dorcas - w głębi serca niecierpliwie oczekuje na ich spotkanie! Mam wrażenie, że u Ciebie w histoii jest im tak cieżko być razem, jak czasem u mnie XD ale przynajmniej zawsze się coś dzieje!

    Postać Dagny - zaintrygowałaś mnie.

    Czekam na następny rozdział i ciesze się, że w końcu jestem na bieżąco!

    Pozdrawiam❤️

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nawet nie wiesz jak się cieszę, że wróciłaś i do siebie z rozdziałami, i do mnie ❤️
      Syriuszowi i Dorcas jest teraz bardzo ciężko. Głównie z winy Dorcas, która trochę się miota sama ze sobą.
      Zdradzę, że niedługo powrócę do ich wątku (w okolicach 47-49 się spotkają) :)
      Jest mi miło, że póki co nie zawodzę Cię z ich historią, bo chyba jesteś ich największą fanką (na tym blogu) :P

      Dagny to kawał zwierzaka. :D
      Nie sądziłam, że wzbudzi aż tak wielkie zainteresowanie i przez to mam kilka nowych pomysłów na nią, które nie pokłócą się z rolą jaką musi odegrać :)

      Też się cieszę, że jesteś :) brakowało mi Cię, bo niewątpliwie jestes fanką nr. 1 Syriusza i Dorcas ❤️

      Dziękuję za miłe słowa :)
      Również pozdrawiam! ❤️❤️

      Usuń
  3. Ło matulu! Ile tu się dzieje! Po pierwsze i chyba najważniejsze, jestem dumna z Jess, że w końcu przejrzała na oczy. Należało mu się takie zerwanie i to jeszcze w tak spektakularny sposób. Wiadomo, że Katy również miała w tym swój udział, ale to bardzo dobrze dla Cay, że w końcu posłuchała przyjaciółki a nie tego bencwała Barabasza. To, że nie pozwalał jej spotykać się z przyjaciółmi jeszcze mogła znieść, ale zarządzanie jej przyszłością, pracą i pieniędzmi przelalo szalę goryczy. Po drugie - dlaczego niby ona i Bert nie mogą być razem? Co się stało między nimi takiego, czego nie można przeskoczyć? Może gdzieś mi to umknęło, jeśli tak, to przepraszam. A co z tymi jego wizjami? One naprawdę muszą się spełnić? Jeśli tak, to on jest najbiedniejszym człowiekiem na ziemi. W ogóle nie może uważać się za pana własnego losu. Mam nadzieję, że chociaż nie pojawiają się często i nie spojlerują mu całego życia. Będzie wyjaśnienie, skąd taka umiejętność u niego? A ten parszywy William to już mógłby nawet nie patrzeć w stronę Katy. Aż się we mnie gotuje, jak czytam, jak bezczelnie włazi do kwatery i jeszcze jest zdziwiony, że czemu jej nie ma. A wracając do początku, to fajnie, że wyjaśnilaś trochę o Dagny, ale szkoda, że nie opisałaś żadnej interakcji między nią, a Lupinem. Chciałbym wiedzieć, o czym on rozmawiałby z innymi wilkołakami i jak zachowywałby się w ich towarzystwie.

    Czekam na więcej i życzę miłego weekendu ❤
    Drama

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Merlinie, zorientowałam się, że popełniłam błąd w datach przyszłych wydarzeń :D (obecnie mamy 1979 r. w opowiadaniu).

      Och, jak ja na Ciebie czekałam 😁
      Już spieszę z wyjaśnieniami.
      Na początku - znowu mam radochę, że Barnabasz tak został odebrany. W przyszłym rozdziale będziesz jeszcze bardziej dumna z Jess, uwierz mi.
      Bert i Jess: nigdzie nie było wspominane to, co się wydarzyło między nimi te 5 lat wcześniej.
      Adalbert ma mocno przechlapane o te wizje i mam nadzieję, że czytelnicy będą o tym pamiętać w kontekście przyszłych rozdziałów.
      Cała ich historia zostanie wyjaśniona dopiero w 1982-1983 roku czasu blogowego. Wcześniej (w 1981 r.) będzie nakreślona tylko część ich historii, która związana jest z wizjami i to będzie pierwsza scena napisana z jego perspektywy. No i w rozdziałach do roku 1981 opiszę kilka sytuacji, które dadzą trochę swiatła na jego postać. Zdradzę, że chyba w każdej scenie miedzy nim a Jess będzie (i jest) odniesienie do ich tajemnic i możliwe, że do wiosny 1980 r. będzie można skleić teorię z wydarzeń, które miały miejsce. Ten wątek będzie się ciągnął naprawdę długo 😊
      William jeszcze wiele razy zadziała Ci na nerwy, przykro mi 😉
      Brak interakcji między Remusem a Dagny jest wywołana tym, że spędził z nią niecały dzień i zdążył ją "przesłuchać". Dopiero w 42 będzie opisany dialog między nimi (właśnie nad nim pracuję), więc postaram się napisać go tak, żeby zaspokoić Twoją ciekawość 😊

      Czasami żałuję, że mam tyle postaci, bo właśnie „tyle się dzieje” i nawet myślałam sobie „kogo by tu zabić”, ale jakoś mi żal. Także często będzie „tyle się dzieje”.

      Również życzę miłego weekendu :)

      Uściski ❤️

      Usuń
    2. Jeśli byś już miała kogoś odstrzelić, to się poważnie zastanów nad Williamem ;D

      Usuń
    3. Hahaha :D Lika! Gdzie jesteś? William potrzebuje obrony! :D Hahahahaha :D

      Usuń
    4. A tak poważnie, Will akurat jest mi potrzebny. Zastanawiałam się nad innymi postaciami - z perspektywy których piszę oczywiście, bo kilku drugoplanowych postaci niestety umrze.
      Winter is coming :(

      Usuń
    5. O nie! Przyjme na siebie wszystkie kule, ktore mialyby byc wycelowane w Willa. Nie dam zabić mojego chofzacego ideału i wcielenia Collinowatości. Nie i już. Owszem zachował się jak świnia, ale nie on pierwszy i nie ostatni.

      Bedego bronib zawsze i wszędzie. I koniec. I kropka :D

      Usuń
    6. Wiedziałam, że można na Ciebie liczyć, ale ja nadal nie widzę tego podobieństwa do Colina :P

      Usuń
  4. Ze mną już lepiej, postaram się napisać coś dłuższego i lepszego, może ciekawszego niż poprzednio. Historia Dagny jest smutna, ale ciekawa - jak to jest tułać się po różnych spelunach w poszukiwaniu stada; nie podoba mi się jedynie fakt, że ona jest z tego swojgo wilkołactwa dumna; może to brak tolerancji z mojej strony, ale faktycnzie nie powinna być na to taka obojętna, szczególnie że istnieje szansa na to, że te pogryzione zwłoki to jej sprawa.
    Fajnie, że przedstawiasz początki Zakonu tak jak mogły wyglądać - dociekanie dlaczego Voldemort robi to, dlaczego tamto; Harry Potter ma o tyle łatwiej, że już większość rzeczy mu przekazali, oni muszą dochodzić do tego sami, czekać na rozwój wydarzeń.
    Dobrze, że wspominasz o aktywności popleczników Voldemorta - warto wiedzieć, że nie próżnują, że zabijają i mugoli i czarodziejów, nie tylko na terenie Wielkiej Brytanii, ale również w innych krajach Europy.
    Awantura z Jess mnie lekko zdziwiła - szkoda, że dziewczyna nie może przyjąć do głowy odpowiednich wniosków, ale cóż - chyba tak właśnie jest w prawdziwym życiu, ludzie mają różne charaktery, jedni toksyczne, inni umiarkowane, a jeszcze inni okropne.
    Cały przebieg gadaniny Zakonu Feniksa ciekawy, nie powiem że nie. Wciąż nie wiem jak tak zgrabnie wplątujesz tyle postaci.:)

    Wybacz za zwłokę, lecę dalej się uczyć! Czekam na rozdział.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cieszę się, że już jest lepiej ;)
      Obojętność Dagny na jej poczynania w czasie pełni wynikają z tego, że w pewnym momencie była już bezsilna. Przestała walczyć o akceptację i poddała się. Niestety nie wybrała życia w izolacji w czasie pełni. Póki co, w Anglii w trakcie przemian będzie towarzyszyła Remusowi, ale co dalej... Los pokaże.
      Nawet nie wiesz jak długo zajmuje mi wymyślenie tego wszystkiego z Zakonem. Staram się, żeby to było jak najbardziej spójne. Bo jednak dowództwo nie jest jednogłośne. Mam nadzieję, że to co będzie dalej, nie będzie rozczarowujące :)
      W sumie pisałam trochę tekstu o Jess wyrzucając Ci że "olaboga! nie pisz tak, przecież to Jess, ona jest taka i owaka", ale skasowałam i napiszę: i dobrze, że tak sądzisz. Bo o to mi przecież chodzi :) Mam nadzieję, że dotrwasz do czasów, kiedy wszystko się wyjaśni :) (rok 1983-1984 czasu opowiadania) :D
      Cieszę się, że już się nie gubisz z tymi postaciami. Wydaje mi się, że mój "sukces" leży w tym, że naprawdę lubię te postacie. Wobec każdego z nich mam plany, które sukcesywnie staram się realizować. :)

      Dziękuję za komentarz! Mam nadzieję, że następnym razem już będzie z Tobą dobrze :)
      Powodzenia w nauce!
      Pozdrawiam!

      Usuń
  5. Dzień dobry! Cześć i czołem! Otwieramy szampana, udało się dojść do rozdziału czterdziestego, a to już coraz piękniejsza liczba! A, uwaga, uwaga, jeszcze z jeden mam zamiar dzisiaj przeczytać!
    Pamiętam o tym prankowym rozdziale, który jest podzielony na dwie części, co sprawia, że praktycznie zaległości nam więcej niż teoretycznie...

    Dobra, już nie filozofuję, czas pomówić o rozdziale :D

    Dagny jest postacią mocno intrygującą. Niby jest niczym otwarta księga. Powiedziała Remusowi o swojej przeszłości, o swoich poglądach. A jednocześnie jej charakter pozostaje dla mnie nieco spowity tajemnicą. Tajemnicą pod tym względem, że nie do końca jestem w stanie ocenić, czy jest ona bezpieczna. To smutne, że nie ma w sobie żadnych wyrzutów, ale niestety nikt jej nie nauczył mieć sumienie. Jej rodzice tego sumienia nie mieli, więc jak mogłaby ona. Ale może akurat znajomość z Remusem otworzy jej oczy na niektóre rzeczy. Może ona stanie się mniej dzika, a on bardziej... wolny? No zobaczymy :)
    Szkoda mi Berta, gdy próbuje powiedzieć cokolwiek o swojej wizji, a przy ty tak cierpi. Mam nadzieję, że znajdzie się kiedyś sposób na obejście tych tortur. No i sama świadomość tego, że zdarzy się coś, na co on nie ma wpływu jest w pewnym sensie torturą... :( Chciałabym bardzo poznać te jego wizje, muszą być ciekawe.
    Oj, aż mi włoski na karku dęba stanęły, gdy tak zaczęłaś wyliczać te wszystkie ofiary. Widzę, że Śmierciożercy przerwali ciszę i robi się coraz bardziej niebezpiecznie, zwłaszcza, że do ofiar dochodzą już czarodzieje.
    Bardzo się cieszę, że Katherina nawiedziła Jessicę. Bardzo, bo Katy powiedziała jej samą prawdę. Nie nakłaniała jej do zmiany zdania, tylko do przemyślenia pewnych spraw. Tym samym udowodniła jej, że Huncwoci (mówię ogółem na całą paczkę) są jej prawdziwymi przyjaciółmi. Wiem, że stateczny krok należał do Jessici, KTÓRA SAMODZIELNIE ZERWAŁA Z BARABASZEM (FANFARYYYYYY), ale myślę, że gdyby nie Katy, to dalej nie przejrzałaby na oczy. Katy przetarła jej ściereczką okulary, żeby Jess mogła lepiej widzieć :)
    A co do samego zerwania... Ten gnojek chciał jej pieniędzy! No i jeszcze dochodzi sprawa jego wybuchowości... Kto wie, co by się stało, gdyby w napadzie złości uderzył Jess? Myślę, że byłby do tego zdolny, bo jak widać - nie potrafił się opamiętać i w stół uderzyć już musiał. Co działoby się potem? Lepiej, że Jess to zakończyła, naprawdę.
    Cieszę się też, że William nie dostał okazji do zobaczenia Katheriny. Nie zasłużył na to. Ja wiem, że on wciąż martwi się o przyjaciół, że innym krzywdy nie wyrządził, ale mimo wszystko mam do niego ogromny żal i nie potrafię się z powrotem przełamać. Bardzo bym chciała, żeby za tym zerwaniem był jakiś heroiczny motyw, ale dwa razy do tej samej rzeki się nie wchodzi, więc wątpię w takie zakończenie dla tej sprawy. Mimo wszystko bardzo tęsknię za nim w tym opowiadaniu, tak samo jak i za Lily :(
    Co do Dorcas (już druga osoba, którą Katy postanowiła opieprzyć w tym rozdziale), to też uważam, że nie tak powinna postępować. Ja wiem, że oni się rozstali, ale kurczę. Albo niech sama mu napisze list i wyśle prezent osobiście albo niech nie bawi się jak głupia w przekazywanie czegokolwiek, bo to taki niski poziom moim zdaniem. Szkoda mi Syriusza. Zrobił głupotę, ale nie zasłużył na taki los :( Chciałabym, żeby był bardziej szczęśliwy, najlepiej u boku Dorcas. Oby słowa Katy się spełniły i ich przyszłość się połączyła. To już by było spełnienie moich drobnych marzeń <3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. "– Jess... Masz natychmiast spieprzać w siną dal od osób, które zaburzają twoją pewność siebie. To moja rada. – Katy stuknęła się z nią kieliszkiem, a ona uśmiechnęła się smutno. – Nie miej takiej miny. Nie warto otaczać się ludźmi, którzy czekają na twoje potknięcie, lub ciągle w ciebie nie wierzą. Myślisz, że dlaczego wyprowadziłam się z domu?" - ojej, to taka ciocia dobra rada <3 Ciepło mi w serduszku teraz dzięki Katy <3 Oj, oby każdy (i mówię teraz o prawdziwym życiu) miał możliwość usłyszenia takich słów, gdy toksyczni ludzie owiną się wokół nich niczym Diabelskie Sidła. Takie moje drobne marzenie <3 :)

      Chciałam powiedzieć, że ten rozdział był bardzo, ale to bardzo dojrzały, czego serdecznie gratuluję :) Fajnie, że poruszasz takie tematy w umiejętny sposób. Sporo osób się ich podejmuje i nie zawsze im to wychodzi, a Tobie się udało. Brawo! :*

      Pozdrowionka! :*

      PS Oficjalnie to mój najdłuższy komentarz tutaj, bo nie chciał mi przejść w jednej notce, stąd tutaj moja odpowiedź na mój komentarz. Po prostu nie wszystko weszło w powyższy i musiałam dzielić :)

      Usuń
    2. Szampan otwarty i już wkładam następnego, niech się chłodzi!
      Już coraz bliżej, doganiasz peleton :P

      Hmm... wydaje mi się, że nie do końca da się rozgryźć Dagny, bo była wychowana w zupełnie innym środowisku. Remus, jako wilkołak, miał ciężko, ale miał też większe wsparcie i możliwości niż inni. Dagny była zdana sama na siebie, od kilkunastu lat byla praktycznie samotna.
      Pewnie gdybym się bardziej zgłębiła w jej osobowość, to wyszedłby całkiem fajny tekst. Niestety nie planuję :P Nie mam czasu na dodatkową osobę! :D
      Ale fajnie mieć przedstawione takie dwa skrajne poglądy :D
      No Adalbert nie ma lekko, ale nauczył się żyć z tymi wizjami. Ale ma przy sobie Jess, która też wie jak sobie poradzić :)
      A co do obejścia tych tortur, to coś się wydarzy. Planuję, że za jakieś 2-3 lata czasu blogowego czegoś ciekawego się o nim dowiemy. :D
      Ogólnie w wątku Adalberta i Jess dużo jest tego za 2-3-4 lata czasu blogowego, taże przyzwyczajaj się na takie odpowidzi :D
      Czy kiedyś poznamy jego wizje? Jako takiego opisu przeżywanej wizji nie będzie, ale coś w stylu: byłaś tu i tu, stałaś tam i tam. :P No nie planuję z jego perspektywy wielu scen (w sumie może będą ze dwie maksymalnie), ale to jakoś w 1981 r. :)
      Kiedy mogę to daję wzmianki o atakach itd. Później jest tego mniej, ale zamierzam do tego porządnie wrócić ;)
      Tak... Katy potrafi walczyć o swoich.
      Barnabasz nie uderzyłby ją tak z piąchy. Prędzej walnąłby ją jakimś zaklęciem, ale nie wydaje mi się, żeby był taki odważny, żeby kogokolwiek uderzyć.
      Zawsze jak słyszę, że "dwa razy się nie wchodzi do tej samej rzeki" to muszę odpowiedzieć: woda już nie ta, więc rzeka nigdy nie jest taka sama.
      Sytuacja z Williamem i Katheriną jest ciężka, i konfrontacja ich będzie w sumie dość późno. Tak naprawdę Katherina nigdy mu tego nie wybaczy, a on nawet za to nie przeprosi.
      Sprawa z Dorcas też jest ciężka i w sumie to już za kilka rozdziałów w sumie coś będzie więcej o niej.

      Katherina to w sumie kiedyś będzie żałowała tych słów, które wypowiedziała do Jess. Zdradzę, że Parkes będzie bawiła się w swatkę i Jess wytknie jej te słowa po jednej randce :P

      Cieszę się, że poraz kolejny podobał Ci się rozdział! :*
      Wydaje mi się, że jeszcze kilka razy zdarzy Ci się komentarz na dwa komentarze :P

      Byle do 50!
      Buziaki :*

      Usuń

Cześć Drogi Czytelniku!
Jeśli przeczytałaś/eś rozdział, podziel się ze mną swoją opinią i uwagami.
Przyjmuję konstruktywną krytykę – ale pamiętaj, żeby zachować kulturę wypowiedzi.
Jedna obelga, to jeden smutny labrador!

Masz jakieś pytania?
Czegoś nie pamiętasz lub nie do końca wiesz, co autorka miała na myśli?
Zapytaj o to w komentarzu – SBlackLady zawsze odpisuje!

Theme by Lydia | Land of Grafic