18.05.2018

*41*

Teoretycznie mieszkała u Syriusza już prawie dziesięć miesięcy, ale jeśli odliczy weekendy, które spędzała w Conwy, to wyjdzie siedem i pół miesiąca. Czasami po pracy lub zajęciach odwiedzała rodziców, żeby utrzymać z nimi dobry kontakt, ale nie zostawała wtedy na noc.

Z tego co wiedział, to jej matka nadal była upierdliwa, ale Jane nie zdradziła mu szczegółów, bo nie chciała psuć sobie humoru. W zeszłą niedzielę spytała go, czy nie chciałby towarzyszyć jej podczas obiadu u rodziców. W sumie to ucieszył się, że go zaprosiła, bo jednak wolał oficjalnie poznać jej rodziców przed tym, co planował. Nieważne, że na chwilę przed...
Pamiętał, jak w czerwcu zeszłego roku teleportował się wraz Jane do Conwy. Wtedy przez moment miał styczność z jej matką i raczej nie było to bardzo udane spotkanie. Wahał się chwilę nim otworzył furtkę.
Katherina zapewniła go przed wyjściem, że wygląda świetnie. Zostawił siostrę zalaną łzami, bo rano, jak pojawiła się na Kamiennym Wzgórzu to powiedział jej o swoich planach. Chyba jeszcze nigdy tak mocno go nie wyściskała.
Zapukał do drzwi dłonią, w której trzymał kwiaty i obserwował jak kilka drobnych płatków opada na jego buty. Strząsnął je zanim drzwi otworzyły się. Jane uśmiechnęła się promiennie i kiedy wszedł do środka przytuliła go oraz pocałowała w usta.
– Hej, widzę, że trafiłeś. – Zarumieniła się lekko. Widział, że denerwuje się tym spotkaniem. Gdyby tylko wiedziała, jakiego on ma stracha.
– Przecież już tu byłem. – Przypomniał jej, a ona kiwnęła głową.
– Chodź, miejmy już to za sobą. – Chwyciła go pod ramię i poprowadziła go przez krótki korytarz do salonu. Ledwo co weszli, matka Jane szybko wstała z sofy i szeroko uśmiechnęła się na ich widok. Pan Elliot wstał chwilę później i stanął obok żony, a przy jej drugim boku stanął brat Jane.
Zdecydowanie miał największego cykora w swoim dotychczasowym życiu.
– Chciałam wam przedstawić Paula, mojego chłopaka. – Powiedziała cicho Jane i spojrzała na niego. – To są moi rodzice i Mick.
– Miło mi. – Skinął głową do pani Elliot, kiedy wręczył jej kwiaty i uścisnął dłoń z ojcem i bratem blondynki.
– Nam również. – Kobieta uśmiechała się i powąchała bukiet. – Wstawię kwiaty do wazonu i podam obiad. Jane, kochanie, zaproponuj Paulowi coś do picia. Mick, wstaw wino na chwilę do chłodni.
– Oczywiście, mamo. – Odpowiedział jej syn i wyszedł z salonu.
– Napijesz się czegoś? – Zapytała Jane, ale on odmówił. Zdecydowanie wolał, żeby dziewczyna trzymała się blisko niego w czasie tego spotkania. Przeszli do jadalni i odsunął krzesło dla blondynki. Usiadł obok niej, a jej ojciec zajął miejsce u szczytu stołu.
– Jane mówiła, że pracujesz u nas w departamencie. – Zagadnął jej ojciec i w myślach się ucieszył, bo pracy mógł rozmawiać godzinami.
– Póki co, jestem chłopcem na posyłki, ale po roku pracy na pełnym etacie mogę starać się o awans. – Powiedział, a Mick, który wszedł do pomieszczenia spojrzał na niego zdziwiony.
– Jesteś już po kursach? – Usiadł naprzeciwko niego i Parkes kiwnął głową.
– Trochę wcześniej zdałem owutemy w Bułgarii, no i dzięki temu, że prowadziłem zajęcia w Hogwarcie, to wcześniej ukończyłem kurs. – Wytłumaczył, a brat Jane parsknął śmiechem.
– A tak, słyszałem tę historię. – Uśmiechnął się lekko, kiedy zauważył, że jego dziewczyna zarumieniła się.
– A ty, czym się dokładniej zajmujesz? – Zapytał Micka. Wiedział, że chłopak w marcu wrócił z kursów i znalazł pracę w Ministerstwie Magii. Do jadalni weszła pani Heydy z półmiskiem z jakąś parującą pieczenią. Jane podała mu talerz ziemniaczkami, a następnie z sałatą. W tym czasie jej matka kroiła pieczeń i pewnie James stwierdziłby ze śmiechem, że go polubiła, bo nałożyła mu aż dwa kawałki mięsa.
– Zacząłem pracę w Urzędzie Świstoklików. Dużo papierkowej roboty, a mało zaklęć. – Skrzywił się trochę i zaczęli jeść. – Jak będzie się dało, to przeniosę się do Komisji Kwalifikacyjnej Teleportacji. Przynajmniej tam coś się dzieje.
– Katherina jest tam na dodatkowym kursie. – Poinformowała go Jane. – Ale z tego, co wiem, to już niedługo skończy. Miała licencję, ale czuła się niepewnie, a jednak auror musi umieć się teleportować.
– Nadal nie mogę uwierzyć w to, że Katherina zdecydowała się na kurs aurorski. – Powiedziała pani Heydy z niedowierzaniem. – Jeszcze w takich czasach... Pewnie rodzice są przerażeni.
– Dość dobrze to znoszą. Jest ambitna i pracowita, z pewnością będzie świetnym aurorem. – Zapewnił Paul.
– Na spotkaniach rady w Hogwarcie odniosłem wrażenie, że wasz rocznik jest bardzo uzdolniony. Na zakończeniu roku profesor McGonagall była bardzo dumna, że tak dużo osób zdecydowało się na owutemy i kursy. – Pan Jacob posłał córce uśmiech. – A nasza Jane zdobyła same Wybitne, była w Afryce i teraz ma kurs w Ministerstwie.
– Nie samymi kursami człowiek żyje. Już dość długo ze sobą jesteście, może czas na kolejny krok? Jeszcze w tych czasach... – Zaczęła dość delikatnie pani Elliot.
– Mamo, zapewniam cię, że śmierciożercy przed zabiciem mnie nie będą pytać o mój status materialny... – Rzuciła ironiczną uwagą Jane i mimowolnie się uśmiechnął. – Poza tym, już raz byłam zaręczona, pamiętasz?
– Tylko dlatego, że nie dajesz mi zapomnieć. – Jej matka nieco się speszyła.
– Bo znów zaczynasz... – Mruknęła pod nosem blondynka, ale był pewny, że tylko on i jej ojciec to usłyszeli. – Najpierw myślę o skończeniu kursu, dopiero potem będzie wiadomo, co dalej z innymi sprawami. Nie spieszymy się.
– Ani trochę. – Dodał Paul i miał nadzieje, że nie wygląda, jakby usiadło na nim stado hipogryfów. Chwycił pod stołem dłoń Jane i uścisnął ją lekko. Małe, atłasowe pudełeczko, które miał schowane w wewnętrznej kieszeni marynarki, zaczęło dziwnie mu ciążyć. Cokolwiek chcesz, Jane. Wszystko przyjmę, co mi ofiarujesz.
*******
Prawie dostała ataku paniki, kiedy przygotowywała obiad z babcią, a jej mama weszła do kuchni i powiedziała, że mają dodatkowych gości. Czuła jak krew odpłynęła jej z twarzy, ale do kuchni weszła Jessica i wtedy odetchnęła z ulgą.
– Przepraszam, mamo. Zaprosiłam Jess i Berta, ale zapomniałam cię poinformować. – Mruknęła przepraszająco i podeszła do przyjaciółki, aby odebrać od niej blachę z ciastem. Jej matka stanęła obok Cay i objęła ją ramieniem.
– Wiesz, jak lubię gości. – O tak, matka uwielbiała gości. – Po obiedzie z Doreą opowiemy ci trochę o Zakonie...
– ...O nie. – Jęknęła Jess. – Nawet nie wie pani jak mi jest przykro. Należy mi się chłosta...
Katherina wybuchnęła śmiechem razem z matką i babcią.
– Moody pewnie się do tego palił. – Rzuciła Beatrisha, a Caroline pokręciła głową.
– Musimy się umówić, bo miałaś nauczyć się uzdrawiać drobne rany i możliwe, że będziesz pomagać przy innych pracach. – Wyjaśniła jej matka, a Jess zarumieniła się. Miała nadzieję, że przyjaciółka nie odbierze tego źle.
– Dobrze, dziewczynki. Idźcie już do salonu i powoli proście wszystkich do jadalni. Z tego, co widzę to Potterowie już są. – Trisha praktycznie wypchnęła je przez drzwi w kuchni, ale miała rację. W przedpokoju byli już Potterowie z Syriuszem.
– Kopę lat! – Black objął Jess i ucałował jej policzek, ją też nie ominęły te czułości. James pokręcił głową i machnął im jedynie dłonią. Przywitały się z wujostwem i zajęła się odbieraniem płaszczy.– Dzięki za śniadanie, Cay. Nie chcesz się wprowadzić?
– Marzę o tym. – Mruknęła Jessica i poprawiła kucyka. – Ciotka Berta jest nieznośna.
– Ej, gdzie go zostawiłaś? – Zapytała, a przyjaciółka kiwnęła brodą w stronę salonu. Nie do końca wiedziała jak jej zawsze racjonalny ojciec zareaguje na McSweeney'a, więc trochę się zaniepokoiła. – Babcia prosi już do jadalni. Za chwilę poda obiad.
Uśmiechnęła się jak grzeczna służka i wskazała na łuk w ścianie, który znajdował się obok drzwi do gabinetu ojca. Potem przeszła do salonu, żeby poinformować ojca, dziadka i Berta, że zaraz obiad.
– ...wcześniej zdawał owutemy, kurs też zakończył wcześniej niż powinien i pewnie w lipcu wyląduje w Wizengamocie. Oczywiście Trisha twierdzi, że to przez jednorożca, ale bez dobrych genów, to by nie wyszło. – Stanęła w wejściu do salonu i usłyszała dumny głos ojca. Poczuła uderzenie gorąca na policzkach, ale miała nadzieję, że nie jest bardzo czerwona na twarzy. Na kursach, dopiero co zaczęli pracę nad ukrywaniem emocji, ale już wiedziała, że nigdy nie da sobie rady z ukryciem urazy i zazdrości, kiedy jej ojciec piał z dumy nad Paulem, a ją praktycznie miał za nic. Nieważne, że prawie wszystkiego o bracie dowiedziała się sama. Nieważne, że bez jego wsparcia dostała się do Zakonu i na kursy aurorskie. Nieważne, że dysponuje mocami, którymi nie dysponuje Paul. Nigdy nie będziesz synem, Katy... Nawet Williama faworyzowali...
– Za chwilę będzie obiad. – Zdziwiła się, że zabrzmiała, tak oschle i nawet zauważyła zdumiony wzrok dziadka. Adalbert wyglądał na zaciekawionego wcześniejszą rozmową i zaczął dopytywać o coś ojca.
Przeszła do jadalni i zajęła wolne miejsce obok Syriusza. Jess spojrzała na nią z naprzeciwka trochę zaniepokojona.
– Merlinie, byłaś w salonie przez pół minuty, a masz taki wzrok, jakbyś miała już dość. – Poczuła na szyi łaskotanie, gdy Łapa pochylił się do niej, żeby jej to wyszeptać. Zaczerwieniła się, kiedy Cay posłała jej teraz znaczące spojrzenie, jakby mówiła: wczoraj porównałaś go do znoszonych butów.
Ucieszyła się, bo do jadalni weszli ojciec, dziadek i Adalbert, a po chwili babcia oraz matka, niosące półmiski z jedzeniem.
Plusem tego obiadu było to, że byli goście i nie musiała za dużo się odzywać. Przyjaciele doskonale wiedzieli, co się u niej dzieje, tak samo jak rodzice i dziadkowie. Ciotka Dorea zaczęła opowiadać Jessice, czego zamierzają ją nauczyć. Z tego co słyszała, to Adalbert rozmawiał z Syriuszem i Jamesem o Nimbusie 1500.
Kiedy skończyli jeść, wstała od stołu, żeby pomóc mamie i babci posprzątać po obiedzie.
– Robert... – Jej matka spojrzała na ojca, jakby o czymś mu przypominała.
– Katy, możemy przejść na chwilę do gabinetu? – Zapytał ją ojciec, a ona spojrzała na mamę podejrzliwie. Podała jej talerze, które zebrała i poszła za ojcem oraz wujkiem do gabinetu. Zamknęła drzwi i usiadła na fotelu. Zastanawiała się przez chwilę, jak ostatnio zachowywała się na kursie i czy na pewno oddała wszystkie prace domowe, ale szybko stwierdziła, że na pewno o to nie chodzi, bo naprawdę uważała, żeby na kursach aurorskich zachowywać się wzorowo.
Zdziwiła się, gdy ojciec przesunął po blacie Proroka Codziennego. Spojrzała na niego zaskoczona, dostrzegła jak tata i wujek zerknęli na siebie szybko.
– Nie przeczytasz? – Zapytał ją Edward, a ona pokręciła głową.
– Wczoraj wieczorem Jess powiedziała mi o tym artykule i czytałam go dziś rano. – Zerknęła na zdjęcie Gregory'ego Nurmana uśmiechającego się z pierwszej strony gazeta. Rita Skeeter nie zostawiła na nim suchej nitki.
– Malcolm McGonagall przekazał mi przed południem informację, że Dolores Umbridge wniosła o ustalenie daty rozprawy. – Powiedział wujek.
– A ona nie jest w Urzędzie Niewłaściwego Użycia Czarów? – Zmarszczyła brwi zdziwiona.
– Jest też członkiem Wizengamotu. Mimo że jest Wielkanoc, to udało jej się wszystko przyspieszyć i Albertowi nie uda już się tego przesunąć. – Wyjaśnił ojciec.
– Merlinie... Rozprawa będzie przed całym Wizengamotem? – Zapytała, a wuj kiwnął głową. Wiedziała, że proces nie ominie Grega, ale wcześniej jego rozprawa miała być w Departamencie Substancji Odurzających i obecny miał być oskarżyciel, obrońca oraz Greg.
– Jeżeli członkowie Wizengamotu przyjdą, to tak. Katherina... – Zaczął jej ojciec, a ona pokręciła głową z bezsilności. Wiedziała, że w wyniku skandalu obyczajowego, który wybuchł po jego wyznaniu, proces może przebiec dużo gorzej niż myślała. Zasługiwał na karę, ale wiedziała, że Umbridge zrobi wszystko, żeby była dużo cięższa niż mu się należy.
– Domyślam się jak ważna będzie moja obecność jako świadka... – Zaczęła próbując dobrać słowa. – Tato...
– Nie musisz tego robić. – Powiedział jej ojciec i był naprawdę zmartwiony. Uśmiechnęła się do niego słabo.
– Ale chcę.
*******
Zdziwił się, kiedy wszedł do salonu i zauważył Katherinę. Sądził, że nie zastanie jej wieczorem na Kamiennym Wzgórzu, ale widocznie postanowiła zostać. Jak tylko go zobaczyła zerwała się z miejsca.
– Powiedziała "tak"? – Spojrzała na niego z mieszanką ekscytacji i zaciekawienia, a on posępniał. – Powiedziała "nie"?
– Nie. Nie poprosiłem jej. – Usiadł na kanapie, a ona opadła obok niego.
– Przestraszyłeś się? – Zapytała, a on westchnął.
– Nie. Jej mama zasugerowała, że moglibyśmy poważniej pomyśleć o naszym związku, a Jane powiedziała, że pomyślimy o tym jak skończy kursy. – Wymamrotał, a Katy parsknęła śmiechem.
– Przepraszam. Jane poradziła sobie świetnie, bo jednak pani Elliot miała niezłego fioła, kiedy była zaręczona z Jackiem. Myślę, że nie chce powtórki z rozrywki. – Tak, do tego wniosku doszedł już wcześniej, ale miło było, że siostra podziela jego zdanie. – Co zamierzasz?
– Poczekam aż Jane skończy kurs. – Powiedział zrezygnowany. Nie widział sensu, żeby ukrywać przed Katheriną, jak bardzo chce włożyć na palec Jane pierścionek, a potem obrączkę. Merlinie, przecież ona była idealna. Była ucieleśnieniem tego, czego oczekiwał w związku od kobiety, więc choćby jej kursy miały trwać pół wieku, to warto było czekać. Spojrzał na siostrę, która uśmiechała się do niego łagodnie.
– Wiesz, myślę, że nie musisz czekać. Możesz porozmawiać z Jane, poprosisz ją o rękę i przekonasz się, co ci odpowie. Nie musicie brać ślubu od razu, a jeżeli jej matka będzie nalegać, to pamiętaj, że ona jest tylko jedna, a nas jest dużo więcej. Poradzimy sobie z nią. – Zaśmiał się krótko i objął Katherinę ramieniem. – Nawet nie wiesz jak się cieszę, że jesteś z moją przyjaciółką.
– Ja też się cieszę. Przynajmniej nie musiałem jej przedstawiać rodzicom. No i lubili ją na długo przed tym, jak zaczęliśmy się spotykać. – Zachichotała cicho.
– Kiedy im powiedziałeś, że jesteś z Jane? – Zapytała.
– Jakoś rok temu. To były początki budowania więzi. Wróciłaś po Wielkanocy do Hogwartu, a ja tu byłem prawie codziennie. Któregoś wieczora babcia zapytała, czy mam jakąś koleżankę... – Zaczął, a ona znów zachichotała.
– ...bo przecież taki z ciebie urodziwy młodzieniec. – Zaśmiał się, gdy zaczęła naśladować głos babci.
– Coś podobnego. – Powiedział i oparł policzek o jej głowę. – Nie myślałaś, żeby powiedzieć rodzicom o Williamie?
– Musiałabym się wtedy przenieść na drugi kraniec świata. – Mruknęła pod nosem i zdziwił się, bo brzmiała na strasznie udręczoną. – Byłabym już całkowicie pogrążona w oczach ojca. Póki co, mam jeszcze nadzieję, że kiedyś przestanę go rozczarowywać i pewnego dnia będzie ze mnie dumny.
*******
Nie spodziewała się, że we wtorek pojawi się wielu klientów, więc zdziwiła się, kiedy tuż po otwarciu usłyszała dzwonek, który zasygnalizował jej czyjeś przyjście. Wyszła z zaplecza i jeszcze bardziej zdziwiła się, gdy zauważyła Barnabasza.
– Cześć Jessica! Chyba musimy poważnie porozmawiać. – Uśmiechał się do niej i podszedł bliżej, a ona przeszła za kontuar. Wolała być od niego czymś odgrodzona.
– Wydaje mi się, że powiedziałam ci wystarczająco dużo w sobotę i nie ma sensu przeciągać tej rozmowy, więc jeżeli nie masz zamiaru zamówić szaty, to możesz opuścić ten lokal. – Powiedziała spokojnie i wskazała na drzwi, ale zignorował ją.
– Zareagowałaś wtedy zbyt gwałtownie, Jess. Wcale tak nie myślałaś. – Oparł się o kontuar, a ona cofnęła się. Chwilę patrzyła na niego i poczuła mdłości, bo teraz jego mimika i cała postawa, były fałszywe, a ona głupia przez pięć miesięcy tego nie dostrzegała.
– A właśnie, że tak myślałam, Barnabasz, więc nie wmawiaj mi, że jest inaczej! – Warknęła na niego i wyszła zza lady, żeby otworzyć mu drzwi. Szybko wyrwała rękę z uścisku jego dłoni, gdy ją złapał i odwróciła się do niego.
– Wściekasz się o ten głupi artykuł? – Zapytał rozdrażniony, a ona westchnęła i pokręciła głową z bezsilności.
– Uwierz mi, to tylko wierzchołek góry lodowej. – Mruknęła i skrzyżowała na piersiach ręce. Spojrzała na niego hardo i kiwnęła na drzwi. – Wyjdziesz sam?
– Jess, kochanie... – Prawie jęknęła, gdy patrzył na nią jakby była naiwnym dzieckiem. – Nie rób scen. Wiem, że bardzo chcesz postawić na swoim, ale nie warto. Rozumiem, że w pewnych sprawach się nie zgadzamy i bywam za ostry, ale robię to wszystko dla twojego dobra... Nie chcę, żeby stało ci się to, co Jo...
– Przestań wpędzać mnie w poczucie winy! – Syknęła, a on miał minę jakby go uraziła.
– Takie są fakty, Jess. Twoja siostra zginęła, a ja narażam się, żeby nas obronić. – Parsknęła śmiechem, bo nawet trochę ją rozbawił.
– Ty się narażasz? Niby jak? – Zapytała kpiąco i zaczęła wyliczać. – Niszcząc resztę listy z artykułu? Rozprawiając na temat tych wszystkich ataków, kiedy wszystko ucichnie? Nabijając się z Moody'ego, bo stracił oko?! Strofując mnie i pouczając praktycznie o wszystko, co ci się tylko nie spodoba? I ty się boisz, że podzielisz los Jocundy? Musiałbyś mieć jaja, żeby martwić się o to, że coś ci się stanie! W życiu nie widziałam większego tchórza!
– Myślisz, że jesteś lepsza, Jess? Kto cię teraz obroni?– Nie zdziwiła się, gdy się zdenerwował, ale przestraszyła się dopiero wtedy, gdy wyciągnął różdżkę i machnął w stronę okna, a żaluzje opadły z trzaskiem i zapanował półmrok. Nie myślała zbyt długo nad tym, co robić. Po prostu szybko chwyciła swoją różdżkę i wycelowała w niego, odsuwając się przy tym o kilka kroków. Zaśmiał się szyderczo i spojrzał na nią rozbawiony.
Drętwota! – Krzyknął, a z końca jego różdżki wystrzeliły czerwone iskry. Protego! Zaklęcie tarczy odbiło czar rzucony przez Barnabasza. Paul będzie dumny, że te pięć miesięcy kursu nie poszło na marne.
Expelliarmus! – Różdżka wyleciała mu z dłoni, upadła na podłogę i potoczyła się pod drzwi. – Nie spodziewałeś się, co?
Nie mogła się powstrzymać i uśmiechnęła się z wyższością. Cuffe zrobił się czerwony na twarzy i kiedy zaczął się do niej zbliżać znów machnęła różdżką.
Furnunculus! – Zatrzymał się, kiedy zapewne poczuł, jak na twarzy wyskakują mu białe krosty, które po chwili zaczęły pękać. Spojrzał na nią z wściekłością i zrobił krok w jej stronę, ale znowu machnęła różdżką, a żółtozielone iskry trafiły go w nos.
– Co, u diabła! – Wrzasnął chwytając się za nos i osunął się na kolana. Uważnie go obserwowała i pisnęła, kiedy spomiędzy jego palców wyleciał nietoperz. Chłopak odsunął dłonie przestraszony i wtedy kolejny gacek wyleciał z prawej dziurki nosa. Patrzyła na to zaciekawiona i dumna, że udało jej się rzucić Upiorogacka. Dorcas piałaby z zachwytu...Odwróciła się w stronę drzwi, gdy usłyszała dzwonek. Pierwszy raz nie ucieszyła się na widok Edgara Bonesa.
– Wszystko w porządku? Zauważyliśmy opuszczone... – Przerwał, kiedy wszedł do sklepu i zauważył klęczącego Barnabasza. Zaklęła pod nosem, kiedy za nim weszli: auror, który zapewne miał tyle lat co Charlus Potter oraz Tobias Leven.
– Zaatakowała mnie! – Krzyknął Cuffe, a ona spojrzała na niego oburzona. – Jestem Barnabasz Cuffe, chciałem tylko wyjaśnić z nią kilka spraw, a ona się na mnie rzuciła!
– Broniłam się! To on zasłonił żaluzje i mnie zaatakował! – Auror, którego nie znała podniósł różdżkę Barnabasza. Spojrzała na niego uważniej i ją olśniło. Dawlish, przecież szyłam mu szatę roboczą. – Rozbroiłam go.
– Bo się broniłem przed tą wariatką! – Krzyknął znów, a ona schowała różdżkę do kieszeni i nawiązała kontakt wzrokowy z Edgarem, który o dziwo nie wyglądał na rozzłoszczonego. Rzuciła krótkie spojrzenie Barnabaszowi, któremu z nosa znów wyleciał nietoperz.
– Wyjaśnimy to w Biurze Aurorów. – Powiedział Tobias Leven rzeczowym tonem i spojrzała na niego przestraszona. Tylko nie to... – Jest to bardzo poważne naruszenie nietykalności cielesnej. Panie Cuffe, obiecujemy, że całą sprawą zajmie się sam Alastor Moody.
– Ja z kolei obiecuję, że złożę wyczerpujące zeznania, tylko pozwólcie mi zawiadomić Madame Malkin, że muszę dziś zamknąć wcześniej. – Zwróciła sie do nich, ale wyglądali jakby jej nie słuchali.
– Nie ma takiej potrzeby. – Wyjąkał Barnabasz, kiedy Edgar miał coś powiedzieć. – Zabierzcie mnie tylko od tej świruski!
– Jest pan pewien? – Leven spojrzał na niego i miała wrażenie, że naprawdę martwi się o chłopaka, a Cuffe obdarzył ją nienawistnym spojrzeniem.
– Może faktycznie trochę ją sprowokowałem. – Powiedział i oczy mu zaszły łzami, gdy dwa nietoperze jednocześnie wyleciały z dziurek jego nosa.
– W takim razie, pan Dawlish zabierze pana do św. Munga, a my pouczymy panią... – Tobias spojrzał na nią, jakby jej nie znał.
– ...Pannę Cay. – Wyjąkała.
– Właśnie. – Kiwnął i przytrzymał drzwi, kiedy auror pomógł wstać Barnabaszowi i poprowadził go do wyjścia.
– Kiedyś odbije ci się to czkawką, Jess. – Rzucił jej mściwie na odchodne Barnabasz i zanim odpowiedziała "spieprzaj, strachajle", to Leven zamknął już drzwi i odwrócił plakietkę, która przyczepiona była do szyby, na stronę z napisem "Zamknięte".
– Lubisz mieć ostatnie słowo, co? – Zapytał Edgar surowo, a ona wzruszyła ramionami.
– Chyba jak każda kobieta. – Spojrzała na sufit pod którym dość chaotycznie latały nietoperze. – Da się z tym coś zrobić?
– Nie potrafisz posprzątać po zaklęciu, które rzuciłaś? – Zapytał Leven uszczypliwie i machnął różdżką w sufit. Nietoperze zatrzymały się w miejscu i gdy drugi raz wykonał ruch różdżką, to został po nich tylko opadający szary pył.
– Nie doszłam jeszcze do tego rozdziału w książce. – Przyznała zawstydzona i postanowiła mu coś wytknąć. – Nie przypominam sobie, żebyśmy przeszli na "ty".
– Może najwyższa pora to zmienić? – Zaproponował Edgar, a Leven parsknął śmiechem, ale urwał, gdy Bones patrzył na niego wyczekująco. Westchnął, jakby był do czegoś zmuszany i wyciągnął w jej stronę rękę.
– Tobias. – Powiedział oschłym tonem.
– Jessica. – Posłała mu ironiczny uśmiech i uścisnęła jego chłodną, dużą dłoń. Szybko ją puściła i skrzyżowała dłonie na piersiach.
– Co dalej? – Zapytała cicho, bo jednak trochę narozrabiała.
– Nic. – Edgar wzruszył ramionami. – Powiedział, że nie chce wyjaśniać tej sprawy. Nie wyglądał, jakby miał zmienić zdanie. Co się tak właściwie wydarzyło?
Oparła się o kontuar, kiedy rozsiedli się wygodnie na kanapie pod dużym oknem.
– Pokłóciliśmy się, nie chciał wyjść, chciał mnie zaatakować i się obroniłam. – Wzruszyła ramionami, tak jak wcześniej Bones. Uśmiechnęła się lekko pod nosem, bo jednak czuła dumę, że sobie poradziła. Przeprosiła ich na chwilę i weszła na zaplecze. Owinęła ozdobnym papierem ścinki materiałów i upchała je w dwóch firmowych torbach. Wyszła ponownie na sklep, podeszła do nich i wręczyła im je.
– Merlinie, nie potrzebujemy nowych szat. – Powiedział Leven, a ona skrzywiła się.
– Aż tak szybko nie potrafię szyć. Nie chcę, żeby na Pokątnej kojarzono mnie z aurorami. Nie wiadomo kto was zobaczy, a jednak wyjdziecie z zamkniętego sklepu, w którym dodatkowo opuszczone są żaluzje. – Powiedziała i podeszła do okna, żeby podnieść rolety. Zrobiło się jaśniej i jęknęła, bo musiała jeszcze posprzątać pył po nietoperzach. – Jak coś, to byłam tak uprzejma i przyjęłam was przed otwarciem, i trochę wam zeszło.
– Jakby cię niepokoił, to daj znać, Jess. – Edgar wstał z kanapy i poklepał ją po ramieniu. Uśmiechnęła się z wdzięcznością i otworzyła im drzwi.
– Dziękuję. Dałam wam ścinki materiałów, więc po prostu wyrzućcie je gdzieś. – Mruknęła, gdy przechodzili obok niej, a gdy już wyszli na zewnętrz zawołała – do widzenia, zapraszam ponownie!
*******
Kiedy w Wielkanoc wujek Charlus powiedział, że Umbridge wniosła o ustalenie daty rozprawy, to wiedzieli, że zostanie również oskarżycielem.
Na szczęście, nie wszyscy członkowie Wizengamotu postanowili uczestniczyć w tym procesie, a gdy protokolant oznajmił, że zjawi się Naczelny Mag Wizengamotu, to nawet odetchnęła z ulgą, bo wiedziała, że w przeciwieństwie do Dolores Umbridge, profesor Dumbledore nie kieruje się uprzedzeniami i rzadko wierzy plotkom.
Proces rozpoczęto od zadawania pytań Gregowi. Nie próbował się wybielić w kwestii tego, że podał jej Wywar Iluzji. Rzetelnie przedstawił motywy, które nim kierowały, wyraził skruchę, i po raz kolejny ją przeprosił. Następnie Umbridge poprosiła go, o zabranie głosu w sprawie jego domniemanej współpracy ze śmierciożercami, ale Dumbledore uchylił jej prośbę, bo nie było to przedmiotem rozprawy.
Była najważniejszym świadkiem i wiedziała, że jej zeznania będą miały wpływ na decyzję członków Wizengamotu, którzy z pewnością mieli zastrzeżenia, co do wysokości wyroku. Chyba dobry kwadrans mówiła o tym jak poznała się z Gregorym, jak z nim imprezowała i szalała po Londynie, nawet wtedy, kiedy trwał już rok szkolny. Oczywiście wspomniała też o tym, że została zawieszona w prawach ucznia i o odjęciu masy punktów za jej wybryki. Potem z palącymi policzkami opowiedziała, w jakich okolicznościach dodał jej Wywaru Iluzji i co działo się dalej. Następnie zwróciła się do Grega i przyjęła jego przeprosiny, a także powiedziała kilka słów, między innymi, że mu wybacza. Nie dała się wyprowadzić z równowagi, kiedy Umbridge dość bezpośrednio pytała ją o szczegóły powstałej iluzji, bo jak mówiła: "dla młodej dziewczyny musiało to być traumatyczne". Odpowiedziała jej wtedy, że ma jedynie żal do Grega o skutki uboczne eliksiru, bo zdarzało jej się mdleć i musiała mieć przeprowadzoną bolesną hemodializę.
Kolejnym wezwanym świadkiem był Sam, który swoją odpowiedzią potwierdził pobudki, którymi kierował się Greg.
Zeznania jej ojca były jedynie potwierdzeniem tego, że dość dobrze znała się z Gregiem oraz tego, że nie ma po tym traumy, co mogą potwierdzić badania psychologiczne, którym była poddawana przy przyjęciu na kurs aurorski.
Profesor Dumbledore poprosił o wygłoszenie mów końcowych przez obie strony. Umbridge starała się przekonać resztę członków, że było to działanie z premedytacją, żeby "biednej dziewczynie stała się krzywda" a linia obrony, którą przedstawił Greg, jest wątpliwa. Kilka razy nazwała ją "biedną dziewczyną, która wpadła w sidła zboczeńca o nienormalnych zapędach i którą próbuje zrobić współwinną". Uznała, że za popełnione zbrodnie, powinien zostać skazany na trzy lata w Azkabanie.
Jego ojciec, jako obrońca, najpierw poprawił Madame Umbridge i rzeczowo przedstawił argumenty, które działają na korzyść Gregory'ego. Nie wybielał syna, i nie próbował też obarczyć odpowiedzialnością Katheriny, tak jak to sugerowała Dolores. Wniósł o dziesięć miesięcy kary w Azkabanie oraz zapłacenie grzywny w wysokości tysiąca galeonów.
Obrady Członków Wizengamotu nie trwały długo. Umbridge szeptała coś do pana Bonesa, który jedynie kiwał głową, ale miała wrażenie, że chyba jej nie słuchał.
Profesor Dumbledore rozejrzał się po osobach zasiadających obok niego i gdy kilku z nich kiwnęło głową, odkaszlnął i wstał ze swojego miejsca.
– Kto jest za tym, że pan Gregory Nurman powinien zostać skazany na trzy lata Azkabanu? – Zapytał głośno, a ręka Dolores Umbridge wystrzeliła od razu w powietrze. Oprócz niej, jeszcze sześciu innych czarodziejów uniosło dłonie. – Kto uważa, że pan Gregory Nurman powinien zostać skazany na dziesięć miesięcy Azkabanu i grzywnę wysokości tysiąca galeonów?
Odetchnęła głośno z ulgą, kiedy reszta członków Wizengamotu uniosła dłonie. Profesor Dumbledore podyktował protokolantowi, że siedem osób opowiedziało się za surowszym wymiarem kary, natomiast czternaście przychyliło się do wniosku obrony.
– Zostaje pan skazany na dziesięć miesięcy Azkabanu oraz grzywnę wysokości tysiąca galeonów! – Ogłosił wyrok profesor Dumbledore. Do Gregory'ego podeszło dwóch aurorów, którzy mieli go zabrać do więzienia. Gdy miał już wychodzić, odwrócił się jeszcze, uśmiechnął do niej z wdzięcznością i kiwnął głową.
Policzki nadal paliły ją ze wstydu, że ojciec musiał słuchać jej zeznań, ale przynajmniej miała pewność, że Gregory został sprawiedliwie osądzony.
*******
Czuła się bardzo nieswojo, kiedy przed spotkaniem Zakonu Feniksa podchodziły do niej niektóre osoby i mówiły jej, jak bardzo są pod wrażeniem tego, co zrobiła dla Nurmana. Nie wiedziała, czy ma dziękować, czy co innego mówić, więc tylko bezradnie wzruszała ramionami i zmieniała temat rozmowy.
Zdziwiła się, kiedy zauważyła Samuela wchodzącego do salonu. Podeszła do niego, nie kryjąc zaskoczenia.
– Nie mówiłeś, że tu będziesz! – Rzuciła z nutką oskarżenia w głosie, a on uniósł brwi.
– Ty też mi nie mówiłaś, że tu będziesz. – Założył ręce na piersiach i patrzył na nią wyczekująco. – Chociaż wiem, że z twojego polecenia tu jestem.
– Rychło w czas. – Pokręciła głową trochę z niedowierzaniem, bo jeszcze jak była w Hogwarcie, to dawała dowództwie znać, że lider Fatalnych Jędz mógłby dołączyć do Zakonu Feniksa.
– Niedługo minie rok odkąd należę do Zakonu. – Powiedział, a ją zatkało. – Graliśmy koncerty i nie mogę być w dwóch miejscach naraz.
– I dowództwo to akceptuje? – Zapytała, bo jednak Jessica tydzień wcześniej była na dywaniku.
– Dzięki mnie i paru innym osobom, mamy dostęp do informacji z różnych kręgów, Katy. – Spojrzał na nią, a ona kiwnęła głową. Domyślała się, że nie zna wszystkich członków Zakonu Feniksa i z pewnością jest ich więcej, niż ta garstka, która bierze udział w cotygodniowych spotkaniach.
– Domyślam się. – Mruknęła, a on objął ją ramieniem.
– Jak się czujesz po rozprawie? – Zapytał z troską. Mimowolnie westchnęła ciężko, co zostało źle przez niego odczytane. – Przepraszam cię. Gdybym wiedział dokładnie, co się z tobą działo w trakcie działania Wywaru i potem, to nie starałbym się go tłumaczyć i w pewnym sensie bronić...
– No nie było to zbyt uprzejme z twojej strony. – Przyznała, ale uśmiechnęła się lekko, bo wyglądał jakby mu było bardzo przykro.
– Wiesz, że jesteś niesamowita? – Parsknęła śmiechem, gdy usłyszała podziw w jego głosie.
– Nie jestem niesamowita, Sam. Staram się zrobić wszystko, żeby być dobrym aurorem. Dużo osób na moim miejscu chciałoby go wysłać na dożywocie, ale to za wysoki wyrok za to przestępstwo, no i jego linia obrony była bardzo przekonywująca. Poszłam tam, bo wiedziałam, że Umbridge będzie chciała dać mu więcej, niż zasługiwał. – Wzruszyła ramionami i umilkła tak jak wszyscy, gdy do salonu wszedł dyrektor Hogwartu. – Ale wydaje mi się, że nie poszłabym, gdybym wcześniej wiedziała o tym, że Dumbledore będzie prowadził proces.
– Dla niego dużo to znaczyło, Katy. Po odsiadce wróci do Bułgarii. Skeeter doszczętnie go zniszczyła tym artykułem. – Parkes pokręciła z niedowierzeniem głową. Już Jessica wyraziła się w ciężkich słowach o tym, co wyprawia Prorok Codzienny. Nie chciała mówić tego Cay, ale pełna pasji była po prostu śmieszna. Słowa wylewały się z niej wtedy z tym szkockim akcentem, który normalnie ukrywała i ledwo potrafiła ją zrozumieć.
Chwyciła Sama za dłoń i pociągnęła w stronę przyjaciół, którzy obstawiali jeden z rogów salonu. Prawie parsknęła śmiechem, gdy Syriusz przywitał się niezręcznie z szatynem. Czasami, żeby mu dopiec, pytała w imieniu Sama, czy nie zmienił przypadkiem orientacji. Odpowiadał jej, że pewnie jego serce szybciej zabije wtedy dla Jamesa albo Remusa.
– Nie będę próbował cię poderwać. – Samuel puścił mu oczko, a Black parsknął śmiechem.
– To dobrze, nie chciałbym dać ci kosza. – Mruknął ze znaną mu nonszalancją, ale znała już go tak dobrze, że wiedziała iż nadal jest trochę spięty.
– Znasz już Jess i Adalberta? – Zapytała wokalistę Fatalnych Jędz i spojrzał z zainteresowaniem na jej przyjaciółkę, która trzymała pod ramię McSweeney'a.
– Tylko z opowieści. – Uśmiechnął się szeroko i przedstawił im się. Zaczęli rozmawiać, ale uciszyła ich, zanim zrobił to Moody.
*******
– Myślałem, że tylko mnie wezwali. – Syriusz usiadł na krześle w jadalni obok Katheriny. James siedział po drugiej stronie i uniósł brwi.
– Myślałem, że mówicie mi o wszystkim. – Mruknął Potter i wydawał się być urażony.
– Jak to było? Przyganiał kocioł… – Parsknęła Katherina, ale przerwała, gdy do jadalni wszedł Frank Longbottom. – Poza tym, ciocia powiedziała mi, że mam to zachować dla siebie.
– To samo powiedział mi twój ojciec, James. – Przyznał Syriusz uśmiechając się nieco kpiąco. – A tobie, kto tak powiedział?
– Bones… – Rogacz uśmiechnął się tak jak zawsze, gdy przyłapano go na gorącym uczynku.
– Mi Moody. – Frank usiadł obok Pottera, a Katy gwizdnęła cicho i wyszeptała „zaszczytnie”.
– A mi Tobias Leven. – Black zaśmiał się głośno, gdy usłyszał za sobą Alicję Brown. Longbottom wydawał się być bardzo zaskoczony. – No nie spodziewałam się ciebie tutaj zobaczyć, kochanie. Z mamą wszystko dobrze?
– Alicja… Musiałem… – Zaczął Frank przepraszającym tonem, a szatynka usiadła obok niego i machnęła ręką.
– Wiem, że musiałeś. Wszyscy musieliśmy. – Zauważyła i pogłaskała go po dłoni.
– Oślepiasz mnie blaskiem tego diamentu. – Rzuciła złośliwie Katherina i zasłoniła dłonią oczy, jakby światło odbijające się od brylantu w pierścionku zaręczynowym Alicji, faktycznie oślepiało blondynkę.
– To nie blask diamentu. To zazdrość. – Mruknął kąśliwie James, a Parkes wydała z siebie taki dźwięk, jakby kuzyn zabił ją tą ripostą. Jak tylko dowiedzieli się o zaręczynach Franka i Alicji, to oczywiście ucieszyli się, ale potem we trójkę wpadli w tak przygnębiający nastrój, że gdyby narzeczeni wtedy z nimi zostali, to mieliby obiekcje do szczerości ich wcześniejszych gratulacji. Już dawno przestał czuć wstyd przy Katherinie, kiedy się uzewnętrzniał. Spity, prawie cały czas mógł mówić o tym, że już dawno byliby z Dorcas po ślubie, że pewnie teraz pod sercem nosiłaby ich pierwsze dziecko. Że byłby najszczęśliwszym człowiekiem na świecie.
Rogacz na szczęście nie był gorszy w użalaniu się nad sobą. Lubił słuchać jak James opowiadał o tysiącach sposobów na oświadczenie się Lily. Katherina co chwilę parskała śmiechem, bo wiedziała, że Evans nie chciałaby zaręczyn z rozmachem, a właśnie takie wymyślał James.
Blondynka z kolei nie uzewnętrzniała się.
Kiedy spici z Jamesem otwarcie zazdrościli Frankowi i Alicji szczęścia, ona prawie nic nie mówiła. Siedziała z nimi i piła z nimi, ale nie rozmawiała z nimi o uczuciach.
Wyglądała na bardziej nieszczęśliwą od nich i to go martwiło.
– Kiedy ślub? – Zagadnęła Parkes, a Brown jęknęła.
– Po egzaminach będziemy o tym myśleć. – Powiedział Frank takim tonem, jakby wyuczył się tej odpowiedzi.
– Poćwicz jeszcze trochę, może kiedyś ci uwierzę. – Rzucił Syriusz uszczypliwie, a Longbottom skrzywił się trochę.
– Nie będę dobry na przesłuchaniach. – Jęknął, a Katherina zaczęła chichotać.
– Polecam Jessikę do ćwiczeń. Ostatnio siedziałyśmy w kuchni z Remusem, no i Peterem, i robiłam jej przesłuchanie. Z Remusem wyłapaliśmy wszystkie kłamstwa, bo jednak ją znamy, a Pettigrew łyknął wszystko, co powiedziała. Och i też dawała dużo wskazówek, jak mam się zachowywać, gdzie być groźnym... – Zaśmiała się perliście i otarła łzę z kącika oczu. – Naprawdę, gdybym jej nie znała, to bym uwierzyła, że Lily eksperymentuje z dość bolesnym Eliksirem Prawdy.
– To chyba faktycznie się do niej zgłoszę. – Powiedział Frank przekonany, a Alicja kiwała głową, jakby to był świetny pomysł.
– Brzmi jak świetna zabawa… – Black spojrzał na nią i mimowolnie się uśmiechnął. Gdy Jess pojawiła się na spotkaniu Zakonu zaraz po tym jak zerwała z Barnabaszem, to fakt, ucieszył się, ale jednak miał myśli, że Cuffe ją udobrucha i jeszcze wprawi ją w poczucie winy. Przecież nieraz był tego świadkiem, gdy obserwował ją na Pokątnej.
Po ostatnim spotkaniu Zakonu Feniksa, Bones opowiedział mu, że we wtorek po Wielkanocy, wraz z Levenem i Dawlishem, interweniowali u Madame Malkin. Poczuł dumę, gdy Edgar skończył opowieść tym, że Dawlish odprowadził Cuffe’a do św.Munga i to nie oni go tak urządzili.
Wyprostował się, gdy do jadalni wszedł Moody, a za nim Charlus, Dorea, Bones, Leven, bracia Prewett i rodzice Katheriny. Zajęli miejsca wokół stołu i Moody rozłożył przed sobą pergaminy.
– Nie jest za ciekawie. – Zaczął Alastor i spojrzał po nich lewym okiem. Jak zawsze, jego zaszczycił dłuższym spojrzeniem, a on odpowiedział mu kpiącym uśmiechem. – Nadal nie udało nam się odnaleźć Najwyższą Szychę z Francji, nie mamy nawet żadnego tropu, ani nie możemy tego powiązać z żadnym z podejrzanych.
– Moody… – Zaczął Charlus, jakby go upominał. – Nie o tym…
– …Wiem, do cholery, że nie o tym miałem mówić, ale gówniarze muszą wiedzieć z czym się mierzą! – Warknął zirytowany szef Biura Aurorów. – Za dużo wiedzą jak na żółtodziobów, a nie wiemy, kto jest wtyczką w Biurze i w Zakonie!
– Oczywiście, nie będzie to podejrzane, jak najlepsza piątka na kursie będzie umiała więcej, bo i tak już doszły do nas informacje, że umiejętnościami przewyższacie rówieśników. – Powiedział Potter i spojrzał na Moody’ego jakby mówił: kontynuuj.
– Drugi rok na kursie, zaczynacie od intensywnej nauki oklumencji, a legilimencja jest w drugim półroczu. Wy zaczniecie się tego uczyć zaraz. – Syriusz spojrzał na Jamesa i uśmiechnęli się do siebie porozumiewawczo. Przez chwilę zastanawiał się o ile tym razem się założą. Na pewno kwota będzie wysoka, a ile przy tym będzie ekscytacji! Przy legilimencji trzeba będzie obstawić pewnie z tysiąc galeonów...
– Potter, ciebie będzie uczył ojciec. Black, ze mną. Leven z Brown. Bones i Longbottom. Dorea, z Parkes. – Zarządził Moody i zauważył, jak James, Frank i Alicja kiwają głowami.
– Przepraszam… – Zaczęła Katherina cicho i niepewnie, a on spojrzał na nią zdziwiony. – Wiem, że to nie koncert życzeń, ale są pewne rzeczy, o których wolałabym, żeby ciocia… żeby nikt z rodziny nie wiedział. W sumie, to najlepiej, żeby nikt nie wiedział…
– Masz rację… – Powiedział Moody i wyglądała jakby jej ulżyło. – To nie koncert życzeń, Parkes!
– Nie będzie tak źle, Katherina. – Rzucił na pocieszenie James, gdy blondynka zarumieniła się i wyglądała na przerażoną.
– Tak, James. Z pewnością chcesz, żeby twój tata oglądał twoje przeróżne wspomnienia. – Powiedziała takim tonem, że i on zaczął rozumieć, co ma na myśli.
– Czy ja też mogę poprosić o zmianę? – Zmienił zdanie Rogacz i Blackowi wymsknęło się parsknięcie. Już on dobrze wiedział jakie wspomnienia chce ukryć Rogacz. Cóż… Charlus przynajmniej wiedział, że Lily i James byli razem, więc pewnie nie byłby zdziwiony, no ale jednak… Nie kończ tej myśli, Syriusz! Ona jest jak siostra!
– Na brodę Merlina! Wy tak poważnie? – Zapytał Fabian lub Gideon Prewett.
– Mogłoby być trochę niezręcznie. – Potter uśmiechnął się do rudzielca znacząco. Sądząc po minie bliźniaków, zrozumieli co miał na myśli.
– Mogę wziąć Alicję, a Tobias zajmie się Katheriną. Od początku ją wtajemniczał w Zakon, więc chyba to najrozsądniejsze rozwiązanie. – Zaproponowała Dorea, a Katy pokiwała głową z entuzjazmem.
– Jeżeli nie macie nic przeciwko… – Zaczęła blondynka, ale Alicja machnęła ręką i uśmiechnęła się do matki Jamesa.
– Mogę wziąć Syriusza… – Zaczął Charlus, ale Moody mu przerwał.
– Black zostaje ze mną! Weźmiesz Franka, a Bones Pottera. Pod koniec wakacji sprawdzą was Prewettowie, możliwe, że też was przemagluję. – Rzucił Alastor i spojrzał na nich uważnie. – Pierwsza lekcja odbędzie się zaraz. Black, za mną do gabinetu!
*******
– Wiesz czym jest oklumencja? – Zapytał ją Leven, a ona usiadła na fotelu w saloniku w swojej wieży. Kiwnęła głową, ale kiedy tak milczał dłuższą chwilę, zrozumiała, że chce, żeby odpowiedziała.
– Oklumencja to obrona przed legilimencją. – Uśmiechnął się, gdy powiedziała jedną z najprostszych definicji. Machnął ręką, żeby kontynuowała i usiadł na kanapie. Zdziwiła się, kiedy zdjął buty i podciągnął nogi na tapicerkę. Wyglądało to trochę śmiesznie, bo jednak był wysoki, miał długie nogi, a kanapa była dla niego zdecydowanie za niska. – Jest to umiejętność obrony przed wniknięciem innego czarodzieja w nasz umysł.
– Jak można się bronić? – Zapytał ją, a ona zarumieniła się.
– Nie wiem. – Odpowiedziała całkiem szczerze.
– Można obronić się na wiele sposobów. – No co ty nie powiesz… – Przede wszystkim musisz wiedzieć, że legilimencja to nie tylko wnikanie we wspomnienia i emocje, ale też kontrola nad umysłem. Czarodziej, który wysoce opanował sztukę legilimencji może też ten umysł kontrolować, a nawet podsyłać nieprawdziwe wizje.
– To już skądś znam. – Mruknęła pod nosem ironicznie, a on spojrzał na nią uważnie.
– Wywar Iluzji przy tym to woda. – Powiedział Tobias. – Poprzez legilimencję, można dowiedzieć się czy ktoś kłamie, można poznać czyjeś słabości, sekrety i pragnienia. Legilimencja może być też wymyślną torturą, zależy, co chce osiągnąć czarodziej, który się nią posługuje, czy chce informacji, czy chce złamać drugiego człowieka.
– A co jeśli, nie zauważę jak ktoś używa na mnie legilimencji? – Zapytała go, a on potarł skronie, jakby zabolała go głowa.
– Poczujesz, że ktoś wtargnął do twojego umysłu. Ważny jest kontakt wzrokowy i większość osób używa zaklęcia werbalnie. Możesz być pewna, że Moody potrafi zrobić to niewerbalnie. – Wziął głęboki wdech i przymknął na chwilę oczy. – Najważniejsze, żeby nie panikować. Należy skupić się nad kontrolą własnego umysłu tak, żeby nic nie czuć i nic nie myśleć. Musisz nauczyć się uspokajać własne myśli, dlatego byłoby dobrze, żebyś w ramach ćwiczeń, codziennie przed snem medytowała.
– Tylko tyle? – Spytała zdziwiona, a on zaśmiał się krótko.
– Nie. Uspokojenie myśli, to dobre podłoże do użycia oklumencji. Zaczniemy od obrony za pomocą magii. Potem nauczysz się chronić myśli własnym umysłem, a na samym końcu postaram się nauczyć cię tego, jak wyprowadzić kogoś na manowce. – Uniosła brwi zdziwiona, kiedy odparł tajemniczo. – Czarodziej, który świetnie opanował sztukę oklumencji, może przekazywać w swoich wspomnieniach informacje, które mogą zmylić.
– To strasznie popieprzone, wiesz o tym? – Zapytała go, czując powoli narastający strach. Tobias westchnął ciężko i wstał.
– Na kursach lepiej to tłumaczą, ale wydaje mi się, że po kilku lekcjach zrozumiesz, jak ważne jest to, żeby nauczyć się chronić własny umysł. – Wyciągnął różdżkę, a ona wstała i obeszła kanapę. – Gotowa? Na raz, dwa…
– …Czekaj! – Krzyknęła i uniosła dłoń, żeby go powstrzymać. Palce drżały jej, jakby wypiła co najmniej galon kawy. Dostrzegła, że jest trochę zniecierpliwiony, ale też zatroskany. – Muszę ci coś powiedzieć…
– …Nie będę cię oceniał, Katherina. Cokolwiek zobaczę, to zostaje między nami, w tym pomieszczeniu. Jeżeli ta myśl, jest dla ciebie tak ważna, to odepchnij ją w najciemniejszy zakamarek swojego umysłu. Gdy poczujesz, że jednak jestem na jej tropie, to spróbuj mi podsunąć coś innego… Jesteś zdolną czarownicą i czuję, że to mogłoby się udać. – Uśmiechnął się do niej łagodnie i cofnął się o krok. – A teraz zamknij oczy i spróbuj oczyścić swój umysł.
*******
– Wstawaj, Black! – Warknął na niego po raz kolejny Moody i podniósł się z kolan. Miał już cholernie dość pierwszej lekcji oklumencji. Naprawdę sądził, że to dużo łatwiejsze. Skupiał się, starał się nie myśleć, wydawało mu się, że o niczym nie myśli, a tu nagle Legilimens i czuł, jakby do jego głowy wbito ogromny kamień. A to Moody niezbyt delikatnie penetrował jego myśli. Musiał przyznać, że Szef Biura Aurorów miał niezłą wprawę. Wiedział czego i gdzie szukać, co omijać… Co według niego jest bezużyteczne. Jednak tym razem udało mu się podsunąć aurorowi coś innego. Było tak blisko… – Za słabo się starasz, Black. Musisz wszystko od siebie odsunąć. Wiedziałem, że będzie ci ciężko z oklumencją, bo nie potrafisz kontrolować emocji. Wystarczy nazwać cię zdrajcą i dodać, że jesteś jak reszta Blacków, i wyglądasz jakbyś miał wybić połowę świata. – Syriusz spojrzał niechętnie w lewe oko Moody’ego i chłonął każde słowo. – Przestań się mazgaić, chłopcze. Dowództwo ci ufa, ja udaję, że ci nie ufam i tylko Leven o tym wie. Zacznij traktować swoją przeszłość jak broń, a nie jak słabość. Podejrzenia o zdradzie będą ci towarzyszyć dopóki nie wyjdzie na jaw to, że sprawdzałem cię Eliksirem, dlatego musisz nauczyć się oklumencji i musisz nauczyć się tak grać, żeby nawet pieprzona wtyczka sądziła, że też jesteś wtyczką, Black. Rozumiemy się?
– Jasne. – Odpowiedział i myślał, że znów będą próbować, ale auror schował różdżkę.
– Masz się ogarnąć. Pojutrze kolejna lekcja. – Warknął i wyszedł z gabinetu zostawiając go samego. Syriusz uśmiechnął się pod nosem i usiadł na fotelu za biurkiem. Wtedy też, zamknął oczy i zaczął ćwiczyć.
*******
Uwielbiał patrzeć jak pisała eseje na temat magicznych zwierząt, które potem czytała kilka razy, jakby miała tam znaleźć rażący błąd. Była tak skupiona, że miał wrażenie, że nie dostrzega tego, co się dzieje wokół niej. Doskonale wiedział, że jedynie jakaś ciekawa lektura mogłaby ją tak wciągnąć, że zapomniałaby o całym świecie. Praca domowa na kurs nie wciągnęłaby jej tak bardzo, więc wiedział, że jest świadoma jego obecności.
Rozmowę z Katheriną analizował od ponad tygodnia i za każdym razem dochodził do jednego wniosku: muszę oświadczyć się Jane Elliot.
Spojrzała na niego, kiedy ruszył w jej stronę. Zatrzymał się obok niej i schylił się, żeby ją pocałować. Smakowała kawą i herbatnikami. Jak zawsze, gdy się uczy.
– Myślałam, że będziesz jutro. – Uśmiechnęła się delikatnie. Przysunął sobie drugie krzesło i usiadł obok niej. Chwycił jej lewą dłoń i pogłaskał jej wierzch.
– Wiesz dobrze, jakie są zebrania. Pewnie skończyłbym dużo później, a ty byłabyś zmęczona… – Zaczął i spojrzał w jej szare oczy. – …i pewnie straciłbym odwagę, Jane.
– Odwagę na co? – Zapytała i wyglądała na naprawdę zdziwioną. Wziął głęboki oddech i włożył lewą dłoń do kieszeni marynarki.
– Wiem, jakie jest twoje zdanie na temat ślubu, Jane i obiecuję, że nie będę naciskał, nie będę się spieszył. Obiecuję, że poczekam aż będziesz gotowa, ale teraz… Teraz chciałbym cię zapytać: wyjdziesz za mnie? – Wyciągnął z kieszeni atłasowe pudełeczko, otworzył je i położył na jej niedokończonym eseju. Przez chwilę patrzyła na pierścionek z ametystem, który dostał od babci Beatrishy już kilka miesięcy temu. Wysunęła lewą dłoń z jego uścisku i trzymała ją między nimi.
– Wyjdę za ciebie. – Spojrzała na niego z szerokim uśmiechem na twarzy. Był pewny, że nie widzi go wyraźnie, bo miała łzy w oczach. Pospiesznie wyciągnął pierścionek z pudełka i włożył go na jej lewy, serdeczny palec. Chwycił twarz w swoje dłonie i pocałował ją delikatnie.
– Kocham cię, Jane. – Wyszeptał przy jej ustach i na palcach poczuł wilgoć jej łez. Znów ją pocałował i mruknęła coś, co pewnie miało brzmieć: też cię kocham.
*******
Wygładziła ozdobny papier uważając, żeby nie zrobić niepotrzebnego zagniecenia. Serce biło jej szybciej, bo jednak miała mały powód do nerwów. Mały powód do nerwów? Dobre sobie! Jess spojrzała w sufit i kilka razy zamrugała powiekami, aby łzy nie wyleciały jej na policzki.
Wzięła kilka głębokich oddechów. Spojrzała w lustrze i zmarszczyła brwi… Czegokolwiek by nie zrobiła, to wyglądała jak kupka nieszczęść. Niedługo tak się będziesz nazywała, Kupka Nieszczęść.
Wyszła z pokoju, który zajmowała w domu Adalberta i przeszła kilka kroków dalej. Stanęła przed drzwiami do jego pokoju i zapukała. Kiedy usłyszała ciche „proszę”, to weszła powoli do środka.
– Nie będę ci życzyła stu lat… – Zaczęła cicho, starając się brzmieć sarkastycznie, a on uniósł brwi wysoko i wstał ze swojego łóżka. – Przecież nie obchodzisz urodzin, ale chciałabym ci dać coś małego, tak, żeby było ci przyjemnie.
– Dzięki, Jess. Jakby nie patrzeć, to jednak liczymy lata, co nie? – Brzmiał prawie tak jak ona chwilę temu. Nie popłacz się, nie popłacz się, nie popłacz się…
– Pięć lat. – Wyszeptała, a on ją objął ramionami, paczka którą trzymała między nimi zaszeleściła. No i się popłakałam…
– Jessie, spokojnie… Poza tym nie wiadomo, czy to będzie pięć lat, czy mniej. – Mruknął nachylając się do jej ucha. Pociągnęła nosem i znów wzięła kilka głębokich oddechów. Nie pomagało jej to, że mówi o tym z taką beztroską.
– Jak ciebie nie było, to było mi łatwiej. – Przyznała odsuwając się o kilka kroków. Wyciągnęła w jego stronę paczkę i wziął ją. Rozerwał pognieciony papier i uśmiechnął się na widok ciemnozielonej marynarki. Założył ją od razu, wygładzając materiał i wyciągając ręce w rękawach.
– Dobrze wyglądam? – Zapytał ją takim tonem, jakby ich dziwna rozmowa nie miała miejsca, a ona przewróciła oczyma.
– Świetnie... Jak zawsze. – Rzuciła posępnym tonem. Adalbert westchnął, podszedł do niej powoli i położył dłonie na ramionach.
– Nie zadręczaj się, Jess. Teraz nie jesteś szczęśliwa i może wydaje ci się, że nie będziesz szczęśliwa już nigdy, ale wizje jakie mam, mówią mi, że mimo wszystko będziesz szczęśliwa. I to bardzo. – Przytulił ją ponownie, a ona wtuliła twarz w zagłębienie jego szyi.
– W tej kwestii nie potrafię ci uwierzyć. Po tym wszystkim, co się stało... – Westchnęła, przypominając sobie, że już pięć lat wcześniej czuła podobną pustkę. Wtedy, kiedy praktycznie od niej uciekł. Teraz mu wierzyła, że to była wizja i to musiało się stać, ale nadal czuła smutek, jak o tym myślała. – Złamałeś mi wtedy moje nastoletnie serduszko.
– Do końca życia będę ci to wynagradzał. – Rzucił ironicznie, a ona mimowolnie uśmiechnęła się, choć nie powinna. – Trzeba się z tym pogodzić, Jess. Zrób to dla mnie. Przestań o tym dłużej myśleć. Przejdź nad tym i ciesz się ze mną z powrotu tutaj, a kiedy ojciec da o sobie znać, to będziemy gotowi na to spotkanie. Pamiętasz co mi zaproponowałaś pięć lat temu? Poniekąd już to robisz, ale chciałbym przyjąć twoją ofertę... Jeśli jest aktualna.
– Jest aktualna, ale ma datę ważności. Trzy lata, Bert. Tyle ci dam. Będę twoja przez ten czas, a potem pozwolisz mi być wściekłą, dobrze? – Zapytała miękko, chociaż głos jej drżał, bo miała ściśnięte gardło. Przytulił ją mocniej, tak że poczuła ból w żebrach.
– To nadal za mało czasu, Jess, ale to brzmi nawet dobrze. Wiesz, co jest w maju? – Odsunął się i spojrzał w jej oczy.
– Nie? – Zapytała, a McSweeney uśmiechnął się przygryzając przy tym dolną wargę. Wiedziała, że szykuje bombę.
– Which Witch? – Puścił jej oczko, a ona zapiszczała podekscytowana, ale jej entuzjazm szybko się ulotnił.
– Nie wiem, czy dostanę wolne. – Jęknęła. Madame Malkin była cudowna, to wiedziała już od dawna. Od Wielkanocy pracowała po prawie dziesięć godzin dziennie, żeby pokazać, że ostatnie pięć miesięcy były jedynie zamroczeniem. Przeprosiła ją za to, że czasami wychodziła wcześniej „bo Barnabasz”, a kobieta patrzyła na nią i wiedziała, że nie ma jej za złe. – Na ile?
– Trzy tygodnie? – Zapytał, jakby bał się jej reakcji. Wciągnęła głośno powietrze.
– Żartujesz sobie? Cholera, nikt przy zdrowych zmysłach nie da mi po niecałym roku pracy trzech tygodni wolnego, Bert! Przecież pokaz trwa cztery dni… – Zaczęła, a on pogładził jej policzek i uśmiechnął się tak, że wiedziała, że ma dla niej jeszcze większą bombę.
– Tydzień Paryż, trzy dni Moskwa, cztery dni Sydney, pięć dni Tokio i dwa dni Vitoria… Może udałoby się załatwić spotkanie z rodzicami i małą Jo. – Patrzył na nią wyczekująco, a ona starała się znów nie popłakać. Zobaczyłabym rodziców, Lily, Dorcas… Oblizała nerwowo wargi i kiwnęła głową.
Czas zacząć trzy lata…

15 komentarzy:

  1. Co to za 3 lata? 5 lat? Jesteś taka tajemnicza! To jest tak intrygujące, że nie mogę przestać się zastanawiać, o co chodzi. I miałaś rację, po raz kolejny dumna jestem z Jess przez to, jak poradziła sobie z Barabaszem. Należało mu się! Dobrze, że Katy doradziła Paulowi, żeby jednak się oświadczył. Już myślałam, że po tej spalonej próbie rzeczywiście będzie chciał czekać do samego końca kursów. A oni muszą być razem i to jak najszybciej, bo są taką uroczą, rozczulającą parą... A druga rozczulająca rzecz w tym rozdziale to sposób, w jaki Syriusz opowiada o Dorcas po pijaku. Na te słowa o dziecku pod sercem łza w oku się kręci :(

    Wpis jest naprawdę extra! I długi, co też się bardzo ceni, ale też naszpikowany ciekawą treścią w każdym fragmencie! Naprawdę kawał dobrej roboty, ten rozdział! Oby takich jak najwięcej ;)

    Weny życzę, pozdrawiam serdecznie i niecierpliwie czekam na dalszy ciąg ❤
    Drama

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Przez 3 lata Jess będzie wierną kompanką Adalberta, więc jeżeli w przyszłych notkach, będzie Ci się wydawało, że on nią manipuluje i że jest na każde jego zawołanie, to pamiętaj, że to są właśnie te 3 lata, które ona mu ofiaruje.
      5 lat, ma z kolei dwojaki wydźwięk. Pierwszy, to taki, że dokładnie pięć lat wcześniej (czyli w 1974 r.) oni się pokłócili i on "ją zostawił", a drugi, dotyczy tego co stanie się za maksimum pięć lat, możliwe, że mniej. Dobra... Zdradzę, że tu chodzi o ojca Berta :D
      Wrócę do tego, kiedy ich tajemnice zaczną wychodzić na jaw :) Ale bardzo się cieszę, że zwróciłaś na to uwagę, bo to w sumie jest podstawa ich relacji i tego, że Jess czuje się za niego odpowiedzialna.
      Już ja wiedziałam, co napisać, żeby czytelnicy byli dumni z Jessie :D
      Wiedziałam też, że zaręczyny Paula i Jane będą musiały dojść do skutku. Chociaż jeszcze przez długi czas nie opiszę sceny z nimi, na ślubnym kobiercu :)

      Bardzo mi miło, że rozdział przypadł Ci do gustu. Powiem (nie w tajemnicy), że 42 to petarda, a 43 to bomba i coś czuję, że dostarczy Ci wielu emocji.
      Tak mnie kusi, żeby to wcześniej dodać, ale nie! Dodam za 2 tygodnie, zgodnie z terminarzem :D

      Ja to się zawsze cykam, bo ostatnio piszę rozdziały po jakieś 15-19 stron i tak sobie myślę, że to za dużo, ale nie mam nawet jak tego rozbić na części, lub co gorsza, skrócić.

      Dziękuję Ci za miły komentarz – miód dla mych oczu :D

      Ja też czekam, ale na ciąg dalszy odbicia chłopaków z Ministerstwa! :) Mam nadzieję, że Furia już kończy rozdział :P

      Również pozdrawiam :*
      SBlackLady

      Usuń
    2. Furia właśnie siedzi i pisze. Ja sama cieszę się jak dziecko, jak słyszę te paluszki biegające po klawiaturze xdd rozdział będzie zgodnie z terminem!

      Usuń
    3. To cudownie! Już tak długo na to czekam ❤️

      Usuń
  2. Rozdzial przeczytałam rano, ale dopiero teraz znalazłam chwile by skomentować (kochane pociągi).
    Również zacznę od pochwały Jess i tego jak swietnie poradzila sobie z Barabszem. Nim sie obejrzelismy wyrosła nam mądra, dojrzala dziewczyna. A Barabasz to dupek i maminsynek i dobrze mu tak.
    Sceny z Jane i Paulem sa tak slodko rozczulajace, ze "o ja Cię! Ekstra!" Po prostu aż milo się o nich czyta. Sa taka parą jaką pewnie każda z nas sobie gdzies tam w wyobraźni tworzy, tylko, że że sobą w roli głównej. Szkoda

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Lika18 maja 2018 23:33
      Wiedziałam, że dodawanie komentarzy w pociągu to średni pomysl, bo tamten wstawił mi sie przez przypadek w polowpo wywodu. Ale wracając: szkoda, że jeszczesl trochę poczekamy na ich ślub. Mam też taką mala prośbę od siebie: zrob komus zarefzyny w górach :D
      Podpisuje się pod tym co Drama naoisala o Syriuszu, rozczulające.
      Jestem tez dumna z Katy i jej sily i dobrego podejścia do sprawy Grega. Jest w tym taka dorosła, że nic tylko podziwiać. Bardzo mi sie podobal opis całej tej sceny (trochę widziałam wcześniej, ale całościowo to się super zgrało).
      Ćwiczenie oklumencji bylo mega. Alastor jest swietnie wykreowany przez Ciebie.
      Brakowało mi tutaj tylko Remusa, ale jego zawsze będzie mi brakować. I Willa. Ale tu jestem nieobiektywna :D

      Nie kaz mi tak dlugi czekać na tę bomby i petardy!!

      Weny, czasu i dobrej zabawy!

      Ściskam cieplo!

      Lima

      Usuń
    2. Teraz ja Ci będę odpisywała z pociągu (widzimy się za niecałą godzinę 😁). Taki ze mnie rebel 😁

      Co do zaręczyn w górach to dość śmieszne, bo takie zaręczyny będą 😂 nie zdradzę kto komu się będzie oświadczać. 😊
      Tak, dziewczyny robią się już dorosłe i dojrzałe, bardzo mi miło, że udało mi się to tak opisać, że widać ich zmianę w zachowaniu, myśleniu i podejściu do życia 😊
      Moody jest dla mnie wielkim wyzwaniem, bo jednak po serii mam wyrobione o nim zdanie i robię wszystko, żeby mój odbiór tej postaci jak najlepiej tutaj przedstawić. Dobrze więc, że Ci się podoba jego kreacja, przynajmniej wiem, że wszystko zmierza w dobrym kierunku 😊
      Remusa będziesz miała trochę w 42 i 43, czekaj cierpliwie 😁

      Co do petardy i bomby to masz pewne informacje na ten temat, chociaż pamiętaj co Ci mówiłam kiedyś, że w 43 będzie coś rly wow 😁
      Niestety musisz poczekać na te rozdziały, bo nie chcę zawieszać bloga na dwa miesiące 😊

      Chyba uda mi się dodać ten komentarz 😊 i te emotikonki ❤️ Polubiłam pisanie komentarzy na telefonie 😁

      Wena i czas mi się przydadzą, a dobra zabawa w ten weekend jest pewna!

      Też ściskam ❤️
      Do zobaczenia!

      Usuń
    3. I jeszcze raz dzięki za pokazanie mi tych błędów (juz poprawione!). Nadal szukam bety i znaleźć nie mogę ☹️

      Usuń
  3. Polecam sie ;)
    Zresztą Ty tez mi w tej kwestii pomagasz ❤️
    I Tobie pisanie w pociągu wychodzi duzo lepiej.

    Wiem, wiem, wiem, że nie mozesz zawiesić, i ze musze czekać, ale jestem trochę niecierpliwieniem :p

    Pozdrawiam, Lika (właśnie ogarnelam, że zrobilam nawet błąd w podpisie wczoraj, brawo ja!)

    OdpowiedzUsuń
  4. Hej! Nareszcie zabrałem się do czytania, wybacz za zwłokę... hm, co by tutaj dużo mówić, wybacz, że zacznę od napisania... w sumie to nie można nazwać tego błędem, raczej przeoczeniem.
    "W zeszłą niedzielę spytała go, czy nie chciałby towarzyszyć jej podczas u rodziców." To chyba drugi akapit; o ile wiem o co chodzi, o tyle ktoś w przyszłości może zacząć się mocno czepiać. Na przykład jeśli zamierzałabyś poddać opowiadanie ocenie, zrezstą, lepiej mieć czyste i ładne. :)
    Jejku, ale takie spotkania z rodzicami muszą być ciężkie. Musisz odpowiednio się zachować, poza tym zawsze są jakieś utrudnienia, na przykład taka Jane, która chyba potrafi skutecznie popsuć wszystkoe plany. Nieświadomie, ale jednak - szkoda mi Paula już na tym etapie czytania.
    O matko XDDD Miałem komentować wszystko na bieżąco, a już przeoczyłem tyle tekstu. Dobra, streszczę swoje wrażenia; faktycznie, dobrze jest mieć przyjaciółkę jak Kejti, daje dobre(przynajmniej według mnie) rady, pomaga jeśli ma się jakieś wątpliwości. Chociaż nie wiem czy tak naprawdę Paul miał jakiekolwiek wątpliwości; on zwyczajnie nie chciał się jej oświadczyć, bo... bo powiedziała, że się nie śpieszą. Chyba był pewien, że tego nie zrobi.
    Bójka między Barnabaszem, a Jess była naprawdę ciekawa, dobrze opisana. Upiorogacek był straszny, nietoperze wylatujące z dziurek od nosa.. fuj, bolesne. I jeśli jeszcze pamiętam - wybacz, za daleko zaszedłem i jestem dzisiaj zbyt roztargniony - Edgar miał dobre wejście. Och, ostatnio za dużo w moim życiu rozpraw sądowych - cały czas o nich słyszę! I chyba każdy się na tym zna, podobnie jak i ty, bo nieźle to wszystko napisałaś, podobnie jak i pojedynek. Umbridge zrobiła trochę błędów, nie powinna mówić tak bezpośrednio w sądzie, ale... no wiadomo jaka ona jest.
    "Zapytał głośno, a ręka Dolores Umbridge wystrzeliła od razu w powietrze. Oprócz niej, jeszcze szczęściu innych czarodziejów uniosło dłonie."
    literówka/autokorekta, cokolwiek. :D
    Dobra, teraz na chwilkę przestanę relacjnować, bo niewygodnie mi się czyta i włącza co chwilę notatnik. Muszę się skupić, bo jak widzę, mega dużo się dzieje!

    Okej, koniec! REasumując, naprawdę świetny rozdział, całkiem dużo Jess, w sumie bardzo dużo - podoba mi się to.
    Tydzień Paryż, trzy dni Rosja, cztery dni Australia, pięć dni Japonia i dwa dni Hiszpania…
    ostatni błąd; mzieniłbym Paryż na Francję, ewentualnie podał stolice innych państw, bo trochę dziwnie to wygląda.
    Czekam na następny rozdział! Weny!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki wielkie za wskazanie błędów – już je poprawiłam. Sama nie wiem, czy to autokorekta, czy moje wieczne niewyspanie. :) Raczej nie zgłoszę się nigdzie do oceny, bo jednak teraz czerpię frajdę z pisania i pewnie po ocenie, straciłabym wiarę w swoje umiejętności :)
      Jane musiała w czasie obiadu być dosadna, bo tylko w ten sposób udało jej się ostudzić zapędy jej matki. Jak wiesz, była w takiej sytuacji i pani Elliot nieźle świrowała, i Jane wtedy nie była aż tak bardzo asertywna.
      Paul z kolei właśnie bał się trochę, że jeżeli jej się oświadczy, to ona znowu poczuje się jak w klatce, a tego nie chciał, dlatego odpuścił, gdy w czasie obiadu Jane powiedziała, że będzie myślała o tym później. Jednak liczy się dla niego to, żeby ona się realizowała i nie chce popełnić takich samych błędów, jak jego poprzednik :)
      Przyznam szczerze, że scenę z Wizengamotu pomagała mi pisać Lika, bo nie miałam pojęcia, czy dobrze wszystko opisuje. Sąd to ja znam tylko z Magdy M, Prawa Agaty i z Legalnej Blondynki :D No i z Suits :D

      Właśnie Jess jest dużo i to mnie trochę martwi, ale chyba w 42 i 43 jest już mniej z jej perspektywy. Och, ale Ci się podoba, więc w sumie nie jest źle :)
      Ach i zmieniłam jednak na nazwę miast, tak jak zasugerowałeś, i fakt, lepiej wygląda :)

      Dzięki za komentarz!
      Do następnego i również życzę weny!
      SBlackLady :*

      Usuń
  5. Udało mi się zaliczyć jeszcze jeden rozdział, jestem z siebie dumna :D Jeszcze dziesięć rozdziałów dzieli mnie od bycia na bieżąco :D Jestem zachwycona :D

    Cieszę się, że spotkanie u rodziców Jane przebiegło w miarę pomyślnie. Wiem, że nie było idealne, ale mimo wszystko lepsze takie, niż zakończone kłótnią, wyjściem z domu i trzaśnięciem drzwiami.
    Bardzo się cieszę, że Paul oświadczył się Jane. Myślę, że dobrze, że nie zrobił tego przy jej rodzicach. Matka tylko zbędnie by się nakręciła i znów nie dała spokoju córce. A tak przez chwilę mogą to zatrzymać tylko dla siebie. Kolorowe Misie (przejmuję to określenie <3) są tak słodkie i urocze *_* Naprawdę ich uwielbiam. Zwłaszcza to, jak Paul postrzega Jane *_*
    No i jeszcze kocham to, że Paul ma takie wsparcie w siostrze <3 Awwww!
    Chciałabym w końcu, żeby rodzice Katy byli dla niej lepsi, zwłaszcza ojciec. I tak jest lepiej, ale wymarzona relacja to nie jest... :/
    Podziwiam Katherinę za to, że poszła w roli świadka na sprawę Gregorego. Chłopak głupi bo głupi, ale na aż trzy lata w Azkabanie sama bym go nie skazała, więc cieszę się, że dostał dziesięć miesięcy i myślę, że zeznanie Katy pomogło w tym wyroku.
    Ale że Sam będzie w Zakonie? Tego bym się nie spodziewała :D Nie przestajesz mnie zadziwiać :D
    I uczą się oklumencji, ale super! :D Coś czuję, że Syriusz będzie miał z Moodym nie lepiej niż Harry z Severusem :D Ale to może dobrze, będą mistrzami w tej dziedzinie :D <3
    Kochana, zmykam się uczyć! Widzimy się jutro pod kolejnym rozdziałem <3 :*
    Dobrej nocy, buziaki! :*
    Ada

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A dobry wieczór.
      W sumie to jedenaście rozdziałów, bo po drodze jest taka miniaturka o Nocy Duchów i w sumie, to są jakby sceny wyrwane z rozdziału 48 :D
      Ale to już bliżej niż dalej :) Gratuluję wytrwałości :D
      Też jestem zachwycona *.*

      Paul na szczęście dobrze odgaduje potrzeby Jane. No i z pewnością zawsze będzie brał jej stronę, i nie pozwoli sobie wejść na głowę ;)
      Misie Kolorowe (brzmi bardziej uroczo niż Kolorowe Misie, więc tylko tak tego używaj :D)
      Co do relacji Katy-ojciec nie będę się odnosiła, bo to już wkrótce zostanie poruszone.
      Jest dużo więcej osób w Zakonie, ale nie wszystkich znamy. Będą się pojawiały od czasu do czasu jakieś nowe twarze, których na stałych spotkaniach nie ma. :)
      Zdradzę, że Syriusz będzie sobie radził słabiutko, ale jak już załapie, to będzie dla niego jak z jazdą na rowerze :P
      O tej porze to spać, a nie nauka! :D

      Również dobranoc, no i owocnej nauki :*
      Buziaki :*

      Usuń
    2. A tam spać, a tam nauka!
      Weszłam jeszcze, bo ZAPOMNIAŁAM O CZYMŚ BARDZO WAŻNYM!A mianowicie mam wielkiego pytajnika na czole po ostatniej scenie z Adalbertem! Tyle tylko chciałam jeszcze powiedzieć, bo naprawdę nie rozumiem z tej sceny nic :O Ale wierzę, że za kilka(naście) rozdziałów dowiem się, o co chodzi :O

      Usuń
    3. Za kilka rozdziałów (po 54 jakoś) wyjaśni się część tajemnic Adalberta :) Ale tak, żeby wszystkie, no to jeszcze kilkanaście rozdziałów :)

      Usuń

Cześć Drogi Czytelniku!
Jeśli przeczytałaś/eś rozdział, podziel się ze mną swoją opinią i uwagami.
Przyjmuję konstruktywną krytykę – ale pamiętaj, żeby zachować kulturę wypowiedzi.
Jedna obelga, to jeden smutny labrador!

Masz jakieś pytania?
Czegoś nie pamiętasz lub nie do końca wiesz, co autorka miała na myśli?
Zapytaj o to w komentarzu – SBlackLady zawsze odpisuje!

Theme by Lydia | Land of Grafic