24.07.2018

*46*


Od połowy sierpnia, na każdym spotkaniu Zakonu Feniksa, wyczekiwała jakichś nowych informacji o zaginięciach, czy atakach, ale śmierciożercy znów się uspokoili, więc było pewne, że szykują coś, co będzie miało większy zasięg.
Ostatnie spotkania ze Snape'em nie dostarczały jej zbyt wielu informacji. Dumbledore uznał jednak, że to, co im przekazuje też coś wnosi, bo Zakon miał również innych informatorów i kiedy dowództwo w czasie spotkań konfrontuje te informacje, to dzięki temu można domyślić się, co planują poplecznicy Voldemorta.

Na zebraniu Moody pochwalił zespół, który był na ostatniej misji. Spojrzała z zazdrością na Jane i Paula, którzy uczestniczyli w akcji przeciwko olbrzymom w Górach Pennińskich. Udało im się zapobiec atakowi niedaleko Edale.
Zamierzała w niedługim czasie poprosić o jakieś zadanie, bo gdyby nie to, że miała informatora, to czułaby się zupełnie bezużyteczna.
Wiedziała, że zbyt krytycznie na to patrzy, ale nie lubiła siedzieć bezczynnie. Co z tego, że opanowała oklumencję? Co z tego, że była na kursie aurorskim i to w pierwszej trójce najlepszych kursantów? Co z tego, że jej umiejętności się rozwijały i teraz walczyła z ojcem oraz Charlusem jednocześnie?
Z początku nie szło jej, ale kiedy wytłumaczyli jej, jak ma się zachować podczas czasie walki z kilkoma osobami, to po kilku próbach udało jej się podtrzymać walkę i miała niezłą zabawę.
Odetchnęła z ulgą, kiedy Moody zakończył zebranie i dowództwo weszło do jadalni.
Jess i Bert podeszli do nich i przywitali się szybko.
– Wreszcie wrzesień. – Cay przytuliła ją, chyba dlatego, że przez ostatni tydzień nie widziały się wcale. Ten pierwszy tydzień września na kursach był cięższy. Już nie pamiętała jak wiele razy odwiedzała Pokątną po nowe szaty, książki czy inne przybory, które miały ułatwić jej naukę.
– A ty nadal w grzywce. – Uśmiechnęła się do niej, a Adalbert zachichotał, bo Cay zarumieniła się.
– No, powiedz im... – Szturchnął ją w żebra i dziewczyna zrobiła się jeszcze bardziej czerwona na twarzy. Nic się nie odezwała, tylko dłonią poprawiła grzywkę tak, żeby było widać jej czoło.
– Co ci się stało?! – Lily jako jedyna patrzyła na nią bez rozbawienia.
– Nie umiem opanować tych zaklęć, których uczyła mnie pielęgniarka. Nie widzę i nie mam brwi. – Myślała, że Jess będzie bardziej speszona, ale słychać było tylko lekkie zirytowanie.
– Nie widzisz? Merlinie, Jess! Idź do Munga! Od kiedy to się dzieje? – Evans posadziła przyjaciółkę na fotelu, a Cay spojrzała na nią, jakby wołała o pomoc, a Katy pokazała jej tylko język.
– Od dwóch tygodni. Zmienia mi się kolor oczu, ale muszę je mrużyć, żeby coś zobaczyć. Brwi chyba mi już odrastają, ale nie jestem pewna. W poniedziałek mam wolne i pójdę do uzdrowiciela. Miałam straszne urwanie głowy. – Katherina parsknęła śmiechem, bo blondynka mówiła to takim tonem, że Lily już nie kontynuowała tematu.
Siedzieli przez chwilę w dziesiątkę, ale Peter stwierdził, że musi wracać, bo znów ma dużo papierkowej roboty, Frank i Alicja zobaczyli, że rodzice chłopaka chcą już wyjść, więc też poszli, a Jane oznajmiła, że musi się umyć i poczeka na Paula w sypialni. Zaraz za nią Bert i Jess również się pożegnali, więc zostali we czwórkę. Syriusz jak zawsze po zebraniu nalał im po szklance Ognistej i rozłożył się na kanapie, którą chwilę wcześniej zajęła.
– Nie za wygodnie ci? – Mruknęła spychając ze swoich ud jego nogi, które próbował tam umieścić kilka razy. – Black, wybieraj. Twoje nogi na podłodze, albo tycały na poziomie dywanu.
– Po co od razu taka agresja? – Zapytał i usiadł tak, żeby nogi mieć na podłodze. – Zostaw ją na kurs z Andym.
– Nie denerwuj mnie nawet. – Upiła łyk alkoholu i pokręciła głową.
– Aż tak źle? – Zapytała Lily, a ona kiwnęła.
– Dajcie spokój. Na pierwszym roku jakoś to z nim było, a teraz, kiedy już oficjalnie mnie z nim sparowali, to chyba uważa, że to już na całe życie. Minął dopiero tydzień, a ja mam ochotę go zabić. Wszędzie za mną chodzi i zagaduje. Nawet jak kogoś śledzimy, to nie potrafi siedzieć cicho. Rozumiem jeszcze, jakby potrafił rozmawiać i śledzić równocześnie, to wtedy dobrze. Ale on jak zacznie gadać, to się rozprasza i nie uważa zupełnie na nic! – Wyrzuciła z siebie i opróżniła szklankę jednym haustem. – Na Glamsona nie narzekałam, ale jeśli to się nie zmieni do końca września, to poproszę wujka, żeby spróbował coś z tym zrobić, bo przełożony stwierdził, że on nic nie może.
– Mam porozmawiać z Andym? – Zapytał Syriusz, a ona parsknęła śmiechem.
– I co mu powiesz?
– Że jeżeli twoja ocena w listopadzie będzie niższa, niż ta, którą otrzymałaś na koniec pierwszego roku, to zrobię wszystko, żeby uprzykrzyć mu życie i prawdopodobnie skończy się tym, że nie będzie w stanie ukończyć kursu. – Powiedział całkiem poważnie i mocno ją zaskoczył.
– A ja ci pomogę. – James kiwnął ochoczo głową. Lily zachichotała, bo o ile Łapa wyglądał poważnie, tak Rogacz chyba uznał, że to będzie świetna zabawa.
– Jak do końca września się nie ogarnie, to zgłoszę się do was, chłopaki. – Obiecała kręcąc z rozbawienia głową i odwróciła się w kierunku drzwi do jadalni, które otworzyły się skrzypiąc. – Nasmaruj je, Syriuszu.
– Przydałby mi się skrzat... Gdybym nie miał pewności, że Stworek i Regulus to kółko wzajemnej adoracji, to od roku już by tu był.
– Stworek czy Regulus? – Zapytał James złośliwie, a Black posłał mu sceptyczne spojrzenie i nie odpowiedział.
– Lily, możemy cię prosić do gabinetu? – Matka Jamesa podeszła w ich stronę. Katy zerknęła szybko na Łapę, bo jednak kiedy podejrzewali, że szykuje się jakaś misja, to zazwyczaj proszono ludzi zaraz po zebraniach, a teraz było zdecydowanie za późno, więc chodziło o coś innego.
– Już idę. – Evans odłożyła szklankę na stolik i wstała, posyłając Jamesowi pełne niezrozumienia spojrzenie.
– Katherina. – Skrzywiła się, bo kiedy odwróciła się gwałtownie w stronę Tobiasa, to strzyknęło jej w szyi. Nie wyglądał na zadowolonego. – Do ciebie, natychmiast.
*******
Miał nadzieję, że Edgar nie dostrzegł tego, że jest wzburzony. Dosłownie, ze dwa tygodnie wcześniej, rozmawiał z Katheriną na temat tej całej Jessiki i tegp, że jest bezużyteczna, a dziś dowiedział się od Bonesa, że jak wpadała na niego w Kwaterze, to już ze trzy razy przekazała mu malutki pergamin z kilkoma nazwiskami. Podobno były to osoby, które mają wypalony na przedramieniu Mroczny Znak. Pierwsze dwie karteczki zawierały nazwiska osób, które wcześniej podejrzewali o działanie na rzecz Voldemorta. Dzisiejszy pergamin wcisnęła mu jakoś w środku zebrania i jeszcze przed wejściem do jadalni dowiedział się od przyjaciela, że chyba musi powiadomić dowództwo, bo jedno nazwisko nie znajdowało się na ich liście potencjalnych śmierciożerców, więc doszła im jeszcze jedna osoba do sprawdzenia.
Wiedział, że to sprawka Katheriny i na spotkaniu nie wypowiedział się na ten temat, bo najpierw wolał z nią to załatwić. Lubił ją, a gdyby teraz wyśpiewał, że Parkes podsunęła pannie Cay te nazwiska, to straciłby jej zaufanie. Tego nie chciał, bo dziewczyna miała duży potencjał, chłonęła wiedzę jak gąbka i miała zadatki na świetnego aurora. Jednak stworzenie gwiazdy w Biurze Aurorów podnosiło też jego kwalifikacje, a nigdy nie ukrywał, że w przyszłości chce zostać Szefem Biura i Katherina Parkes mogła być jednym z kluczy do tego celu.
Kiedy omówili już wszystkie plany na najbliższy tydzień i potwierdzili, kto, gdzie i kiedy ma sprawdzić zaklęcia ochronne, wykonać misję lub śledzić kilku podejrzanych, to wrócono do sprawy Lily Evans.
– Horacy nie zawsze może przybyć nam z pomocą, a ona była jego najlepszą uczennicą od kilkunastu lat. Pierwszy rok w Rosji zakończyła z oceną Wybitną. Jeżeli w Akademii nie przeniosą jej na drugi rok, to będzie miała dużo czasu, bo część materiału się pokrywa. Poza tym, rozwinęłaby skrzydła. – Uśmiechnął się lekko, bo mimo że Dorea Potter mówiła rzeczowo, to słychać było, że jest dumna ze swojej przyszłej synowej i wprost ją uwielbia. – Wiem, że nasze środki szybko topnieją, ale sądzę, że będziemy potrzebować zapasów. Pamiętacie misję z Jamesem i Syriuszem? Brakło nam esencji dyptamu, a to podstawa w uleczeniu ran!
– Wydzielimy dla niej jedno pomieszczenie, kupimy sprzęt i składniki. Emmelina i Caroline zrobią listę podstawowych eliksirów potrzebnych do wyleczenia najczęstszych schorzeń. Jeżeli się sprawdzi, to... – Zaczął Moody surowo, a pani Potter parsknęła śmiechem.
– Jeżeli się sprawdzi? Nie rozśmieszaj mnie, Moody! Na konkursie uwarzyła veritaserum, eliksir spokoju i Wywar Żywej Śmierci... Nie mów, że to nie robi na tobie wrażenia. Miała wtedy osiemnaście lat. – Odkąd poznał żonę Pottera, zawsze był pod wrażeniem, że nie kuli się pod Alastorem i czasami brzmi tak, jakby sobie z niego kpiła.
– Nie zmusisz mnie do tego, żeby się nad nią zachwycać tak jak ty, ale przyznaję, że wszystko wskazuje na to, że jest zdolna. Daję jej miesiąc... – Zaczął, a Dorea znów mu przerwała.
– Daj jej czas do końca listopada. Na Merlina, Moody! Ona ma ślub w październiku, a potem... Nawet nie chcę sobie wyobrażać... – Urwała i patrzyła wyczekująco na Szefa, aż ten kiwnął głową.
– Czyli wszystko ustalone? Pilnujemy Fletchera, czy na pewno gra dla naszej drużyny. Przymykamy oczy na nieobecności Lupina, bo jest już z innymi wilkołakami... Leven, zapoznasz twojego brata z McSweeney'em i niech mu przekaże szczegóły. Ma tyle czasu, co Evans. Do końca listopada ma się zakręcić wokół nielegalnych wyścigów. Bones... Informuj mnie o następnych nazwiskach, możliwe, że to tylko plotki przyniesione przez głupich klientów, a krawcowej raczej wszystko można wcisnąć... – Wyliczał Moody, a Caroline Parkes prychnęła. Dorea z kolei znów mu przerwała.
– Przestań strzępić sobie na niej język, Alastorze! Zapewniamy, że wszytko idzie w dobrym kierunku. – Szef nawet nie mrugnął, gdy patrzyła na niego karcącym wzrokiem.
– I gratulujemy wam drugiego dziecka w drodze. – Kontynuował, jakby wcześniej mu nie przerwano. – Czy chcesz, żeby twoja działalność była mniej intensywna? Jednak to już dwójka...
– Omówiliśmy wszystko i zostaje po staremu, Moody. Jestem w pełni zaangażowany. – Edgar uśmiechnął się do niego, a ten tylko kiwnął głową. Cecilia była już w trzecim miesiącu ciąży, Marcus dopiero miał z osiem miesięcy, a agresywniejsza i brutalniejsza wojna wisiała w powietrzu. Niezbyt idealny moment na zakładanie rodziny, ale mimo wszystko, przyjaciele wydawali się być szczęśliwi, że rodzina im się powiększa.
– Poproście Evans do gabinetu. Poinformujemy ją o wszystkim. Zrobi listę potrzebnych przyrządów, a kiedy Vance i Caroline przygotują wykaz eliksirów, to kupimy jej składniki, i zacznie zabawę w mistrza eliksirów. To wszystko na dzisiaj. Widzimy się w czwartek Pod Trzema Miotłami z Dumbledorem. – Alastor pozbierał pergaminy z biurka i jako pierwszy opuścił jadalnię.
– Przyjdziesz jutro na śniadanie? – Zapytał Edgar, a on kiwnął głową. Niedzielne poranki u Bonesów stały się już chyba tradycją. W południe zwykle teleportował się do domu rodzinnego, gdzie spędzał resztę dnia chyba, że miał dużo pracy lub kogoś śledził. Wtedy darował sobie obiad z rodziną.
– Jasne, będę jak zawsze. – Wstał z miejsca i zdziwił się, że przyjaciel jeszcze siedzi.
– Muszę skończyć raport. – Wskazał na teczkę przed sobą i wyjął pióro z torby wiszącej na oparciu krzesła. – Do jutra!
Klepnął go po plecach i wyszedł do salonu. Lily Evans minęła go, uśmiechając się przy tym. Miała zarumienione policzki i w sumie to nie był zdziwiony, bo zauważył na stole puste szklanki po Ognistej.
– Katherina. – Spojrzał na blondynkę z burzą loków, która siedziała obok Blacka. – Do ciebie, natychmiast.
Przeszedł w korytarz w bok i kilka kroków później już był w saloniku, w jej wieży. Zamknęła za sobą drzwi i usłyszał, jak mruczy pod nosem "rozgość się". Nie chciał siadać, bo stojąc znacznie nad nią górował, a chciał, żeby zdała sobie sprawę z tego, że jest wkurzony i jej postawa nie jest dobra dla Zakonu, i jest to bardzo poważna sprawa.
– Wszystko w porządku? – Zapytała cicho patrząc mu prosto w oczy. Miała przyjemne, ciepłe, jasnobrązowe oczy.
– Może ty mi powiesz? – Chwilę milczał i patrzył na nią, próbując dostrzec oznaki zdenerwowania, albo zawstydzenia, ale wyglądała na zdziwioną. – Czy to nie dziwne, że prawie dwa tygodnie temu rozmawialiśmy o tym, że twoja przyjaciółka jest bezużyteczna i od tamtego czasu Edgar dostaje od niej liściki z osobami, które rzekomo mają Mroczny Znak? Tak się składa, że to ty masz informatora i to podobno jakiegoś dobrego, więc zapytam tylko raz, Katherina. Czy podajesz te nazwiska Jessice, a ona przekazuje je Edgarowi, jako informacje, które sama zdobywa?
– Nie! – Zaprzeczyła szybko z szeroko otwartymi oczami. Wyglądała na jeszcze bardziej zdziwioną niż wcześniej. – Jess ma jakieś inne źródło, to nie ja!
– Jesteś pewna, że nie mówiłaś o nikim?
– Oczywiście... Przekazuje wszystko czego się dowiaduje tylko Dumbledore'owi. Sprawdzaliście tę listę? – Usiadła na fotelu i zdecydował, że też usiądzie.
– Tak. Do tej pory znaliśmy już te nazwiska, które nam podawała, ale dziś pojawiło się nowe. Zobaczymy, czy przyniesie coś więcej. – Spojrzał w kominek, w którym stały świeże drwa. – Może to Adalbert? On pracuje w bardziej niebezpiecznym środowisku.
– Może... Nie mam pojęcia. Mam ją wypytać? – Zapytała całkiem poważnie i wyglądała, jakby też mocno zastanawiała się nad tym, skąd Cay ma te informacje.
– Delikatnie. I pamiętaj o dyskrecji. Jeżeli ktoś więcej się o tym dowie, to wiesz, jak to może się dla niej skończyć? – Wiedział, że zrozumie aluzję. W odpowiedzi kiwnęła mu jedynie głową. Pożegnał się i wyszedł z saloniku, zostawiając ją samą.
*******
Po przedwczorajszym spotkaniu Zakonu Feniksa miał dużo szczęścia, bo Edgar Bones został sam w jadalni, nie miał stuprocentowej pewności co do tego, czy mu na pewno odpowie na wszystkie pytania, ale wiedział, że na tyle ile może, to auror mu pomoże. Nie zawiódł się.
Sprzedał mu taką samą bajeczkę jak Bercie Jerkins. Był dobry z transmutacji i chciałby być animagiem. Mógłby spytać bezpośrednio Moody'ego, czy Charlusa, ale nie chce im zawracać głowy. Edgar przyznał, że są w Biurze aurorzy animadzy, ale Leven może mu o tym więcej opowiedzieć.
Teraz czekał na Tobiasa, który zwykle w poniedziałkowe popołudnia siedział nad jakimiś papierami w Kwaterze.
Czekał na niego już kilkadziesiąt minut i zaczynał wątpić w to, czy auror się pojawi.
Nawet nie drgnął, kiedy drzwi otworzyły się gwałtownie i Leven wszedł do środka.
– Ty tutaj? – Zatrzymał się, jak tylko zamknął drzwi i patrzył wyczekująco.
– To w końcu nadal mój dom. Usiądziesz? – Wskazał ręką na krzesło przed biurkiem. Brunet uniósł brew do góry, ale usiadł i położył na blacie skórzaną teczkę. – Chciałbym porozmawiać.
– O czym? – Syriusz chwilę milczał, bo jednak nie wiedział jak zacząć. Było zbyt dużo pytań i jeśli zacząłby od niewłaściwego, to mógłby nie uzyskać odpowiedzi na żadne z nurtujących go kwestii.
– O Jess. – Powiedział, obserwując uważnie jego reakcję. Auror nawet nie mrugnął, a on miał ochotę się uśmiechnąć. Czyli macie coś za uszami. – Wiadomo coś więcej?
– Nie wiadomo, dlaczego akurat ją zaatakował. Nie ustaliliśmy też żadnych powiązań ze śmierciożercami, więc zamknęliśmy sprawę. – Odpowiedział rzeczowo. – To już koniec?
– To dopiero początek, Tobiasu. – Oparł się łokciami o biurko i nie spuszczał z niego wzroku. – Rozmawiałem z Jess i powiedziała mi o tym, jak przebiegło przesłuchanie. Podobno zabiła wampira.
– Zaklęcie tnące.
– I naprawdę myślisz, że ona w to uwierzyła? – Rzucił z rozbawieniem i w końcu Leven się poruszył niespokojnie. – Sęk w tym, że Jess całkiem sporo pamięta. Na przykład dużego, szarego zwierza rzucającego się na wampira. Sądzi, że był to animag. Oczywiście, pomyślałem, że może miała halucynacje, ale sprawa trochę śmierdzi, no bo tak się składa, że byłem tam i widziałem rany wampira dość wyraźnie, i były to rany szarpane. Na miejscu pojawił się sam wielki Alastor Moody, potem zemdlałem w dość dziwnych okolicznościach, a w czasie nauki oklumencji przypadkowo użyłem legilimencji, i zobaczyłem ciebie, w gabinecie Szefa, z krwią wampira na koszuli. Dobrze to rozpracowałem?
– Niech cię diabli, Black. – Leven pokręcił głową i roześmiał się. – Jeżeli powiem, że dobrze to rozpracowałeś, to będzie równoznaczne z tym, że słaby ze mnie auror?
– Skądże znowu! – Rozsiadł się wygodniej na fotelu i miał gdzieś to, że wyglądał na zadowolonego z siebie. – Nie rozumiem tylko po co to wszystko? Zamietliście wszystko pod dywan, sprzedaliście jej jakąś bajeczkę. Biedna miała dylemat, czy to wy jesteście idiotami, czy z niej chcecie zrobić idiotkę.
– Możesz jej powiedzieć, że to my jesteśmy idiotami, jeśli poprawi jej to humor. – Zacisnął szczęki, gdy to usłyszał i tylko westchnął ciężko. – Swoją drogą... Dobra z niej kłamczucha.
– Po prostu ma dobrze rozwinięty instynkt samozachowawczy. Co zamierzaliście zrobić, gdyby wam powiedziała prawdę? – Zapytał, choć domyślał się, jak rozwiązaliby tę sprawę.
– Modyfikacja pamięci. Biuro chroni informacje o aurorach animagach. No i mogłaby przypadkiem coś wypaplać. – Znów zmarszczył brwi, słysząc złośliwość w głosie Levena.
– A teraz? Co z nią zrobisz? – Zadał to pytanie, bo jednak Jess nie miała halucynacji, co do tego jak zginął wampir.
– To już zależy od ciebie, Syriuszu. – Auror wzruszył ramionami, jakby od niechcenia, ale następna wypowiedź nie była ani zabawna, ani lekka. – Może to zostać między nami, powiesz, że nic nie ustaliłeś, a twoja przyjaciółka będzie nadal udawała, że nic nie pamięta. Możesz też jej o tym opowiedzieć, ale wtedy zmodyfikuję pamięć i tobie, i jej. Zależy co wybierzesz.
*******
Obudziło ją oślepiające białe światło, które raziło ją w lewe oko, a następnie w prawe. Zamrugała kilka razy powiekami, aż w końcu zostawiła je tylko delikatnie otwarte, żeby przyzwyczaiły się do jasnego światła. Zaczęła dostrzegać jakieś kształty, aż wreszcie dostrzegła, że nad nią pochyla się jakiś mężczyzna w białym fartuchu. Chciała zaprotestować, kiedy wlał w jej usta jakiś ohydny eliksir i odchylił głowę tak, że musiała go połknąć. Zakaszlała kilka razy, czując pieczenie w przełyku. I potem znów nastała ciemność.
Detoks trwał trzy dni, tak powiedział uzdrowiciel. Przez kolejne pięć dni leżała, patrzyła się w sufit, próbowała rozmawiać z ojcem, jadła, przyjmowała coraz mniejsze dawki Eliksiru Słodkiego Snu i spała.
Dziewiątego dnia nie dostała eliksiru. Przez całą noc, która wydawała się być wiecznością, pociła się, miała drgawki, a czasami wydawało jej się, że widzi coś w mroku i krzyczała. Bała się, że jak zamknie oczy, to zacznie snuć przemyślenia, otworzy oczy i zobaczy coś, co ją przerazi.
Dziesiątego dnia rano zrozumiała dlaczego znajduje się w szpitalu, chociaż uzdrowiciel codziennie powtarzał jej diagnozę, jak mantrę: jest pani uzależniona.
Nie od Smoczego Ziela ani Wywaru Iluzji.
Od Eliksiru Słodkiego Snu.
Wiedziała, że można się od niego uzależnić, ale przecież dawkowała go rozważnie i myślała, że jej to nie dotyczy. Dziesięć kropelek w szklance wody, tylko po to, żeby szybciej zasnąć.
Przecież czasami nawet miała sny... A następnego dnia zwiększałam dawkę...
Dziesiątego dnia wieczorem dostała eliksir i choć ciężko było jej usnąć, to udało się.
Jedenastego dnia czuła się znacznie lepiej i zaczęła panikować.
– Ponad tydzień nie było mnie na zajęciach. Jak to mnie nie puścicie do domu? – Mierzyła uzdrowiciela nienawistnym spojrzeniem, ale nawet się nie speszył.
– Podpisała pani wczoraj dokumenty wyrażające zgodę na leczenie. Miesiąc hospitalizacji. Zostało pani jeszcze dwadzieścia dni. – Ściągnęła usta w wąską linię i była pewna, że ma minę jak profesor McGonagall. – Daliśmy już informację o pani pobycie w szpitalu na kursach.
– Świetnie! Niech wiedzą! – Warknęła z ironią i patrzyła na uzdrowiciela, jakby pod siłą jej spojrzenia miał zmienić zdanie. – Nie mogę przecież cały czas leżeć tutaj i czekać na wieczór, aż dacie mi eliksir, żeby iść spać! Negocjujmy warunki leczenia. Wyciągnijcie mój plan zajęć. Będę chodziła na kurs, wracała do szpitala na leczenie i potem rano znów na zajęcia... Może tak być?
– Panno Meadows... – Spojrzał na nią, jakby już nie miał siły, a ona jęknęła.
– Nawet nie wie pan, jak dużo poświęciłam, żeby być wśród najlepszych na kursie! Wiem, że zdrowie jest najważniejsze, ale jeżeli potem wrócę i nie zdążę nadrobić zaległości, to zapewne wrócę do Eliksiru Słodkiego Snu, albo sięgnę po coś dużo gorszego... – Miała nadzieję, że jej wygląd również oddawał zdesperowanie.
– Porozmawiamy o tym wieczorem. – Powiedział jedynie i zaklęła, gdy wyszedł, bo wiedziała, że powiedział tak tylko, żeby dała mu spokój.
Tego samego dnia wieczorem zdziwiła się, bo pozwolono jej na opuszczanie szpitala, żeby uczestniczyła w zajęciach, ale jej leczenie miało trwać tydzień dłużej. Chcąc nie chcąc zgodziła się. W końcu miesiąc to nie jest długo...
Nie chciała, żeby ją ktokolwiek odwiedzał. Z początku uszanowano jej decyzję i tylko ojciec wpadał do niej wieczorami, ale juz od trzeciego tygodnia leczenia zaczęła odwiedzać ją też Grace, a pod koniec września wpadła Alsephina.
Ojciec i macocha już nie mieli tak zmartwionego wyrazu twarzy, więc jak zobaczyła minę ciotki, to poczuła wstyd, który palił jej policzki.
– Cześć Dorcas. – Brunetka podeszła do jej łóżka i na stoliku położyła bukiecik kwiatów.
– Cześć. – Uśmiechnęła się słabo, kiedy kobieta ucałowała ją w czoło i poczuła wyrzuty sumienia. To ciotka ją wtedy znalazła i zabrała do szpitala, i od tamtego czasu jej nie widziała, bo nie życzyła sobie towarzystwa, a to z nią pierwszą powinna się zobaczyć.
– Och, Dorcas. – Alsephina patrzyła na nią z rozczarowaniem i miała pewność, że jest czerwona na twarzy. – Dziecko, coś ty najlepszego zrobiła?
– Źle odmierzyłam... – Zaczęła mówić, ale zamilkła, bo ciotka spojrzała na nią z oburzeniem. – To znaczy... Nie powinnam! Wiem, o tym doskonale, ale od ponad roku nie potrafię inaczej...
– Od ponad roku? – Echund przytuliła ją do siebie, gdy zaczęła płakać. – Wiedziałam, że za łatwo ci to przyszło... Musisz z kimś porozmawiać.
– Wstydzę się. Nawet nie wiesz, jak bardzo mi wstyd, za to jaką jestem osobą. Wstydzę się, jak o tym myślę, a co dopiero z wami rozmawiać? – Wyszeptała i łzy znów jej popłynęły, z oczu, gdy Alsephina przytuliła ją mocniej.
– Miałam na myśli specjalistę, Dorcas.
*******
– Katy?! – Jess próbowała kolejny raz przekrzyczeć muzykę i chyba w końcu jej się udało. Pomachała do przyjaciółki, która wydawała się być bardzo zaskoczona jej obecnością na koncercie Fatalnych Jędz, na otwarciu nowego klubu dla czarodziei Lete. Gdyby nie wejściówki, które Adalbert miał od Sama, to nawet nie pomyślałaby o tym, żeby tu przyjść.
Klub reklamowano w Czarownicy i Proroku Codziennym, a ich hasło reklamowe było nawet chwytliwe: zapomnij się.
– Jessie, ty tutaj? – Parkes podeszła do nich i posłała jej szczęśliwy uśmiech. Kiwnęła jedynie głową i zapiszczała z resztą fanów, gdy Samuel zapowiedział ostatni kawałek z ich nowej płyty, którą mieli zaprezentować dopiero na Boże Narodzenie.
– Uwielbiam ten kawałek! – Krzyknęła do przyjaciółki, słysząc pierwsze brzmienie gitary.
– Skąd...? – Blondynka zaczęła formułować pytanie, ale zbyła ją machnięciem ręki.
– Jak byłaś w Hiszpanii... – Przerwała, żeby zapiszczeć, gdy Sam zapytał tłum "czy jesteście gotowi?"
Kilka razy widziała się z nim i zawsze po spotkaniach widziała w nim chłopca z romantyczną duszą, ale na scenie wychodził z niego prawdziwy rockman.
Nie dziwiła się, że dziewczyny w tłumie reagują na niego tak żywo. Sama zachowywała się podobnie.
Ruszała się na tyle energicznie, na ile pozwalały jej wysokie obcasy, kręciła się wokół własnej osi, gdy w refrenie była mowa o obracaniu się w koło. Odgarnęła z czoła różową grzywkę, która przylepiła się jej do skóry.
Było gorąco jak w kotle, a już od ponad godziny szalała w tłumie fanów.
– I to się nazywa taniec hipogryfa! Dzięki wielkie i do zobaczenia wkrótce! – Zaryczał do mikrofonu i poczuła ból gardła, kiedy znów zapiszczała. Zespół zszedł ze sceny i poczuła chłodne palce zaciskające się wokół jej lewego łokcia. Oblały ją zimne poty i próbowała wyrwać rękę z uścisku, równocześnie odwracając się w lewą stronę.
– Przestraszyłaś mnie... – Odetchnęła z ulgą, bo to Katherina próbowała wyciągnąć ją z tłumu.
– Gdzie zgubiłaś Berta? – Usłyszała pytanie i wskazała dłonią na bar. – Mamy towarzystwo!
– Co? – Zapytała i kiedy udało jej się wyjść ze ścisku pod sceną, gdzie zapewne mieli wyjść jeszcze muzycy, spostrzegła, że nie mówi do niej. – Och, cześć.
– Cześć. – Odpowiedział Leven, kiwając jej głową. Niech mnie diabli, słodki Merlinku... Miała nadzieję, że w półmroku nie widać było tego, jak mimowolnie, zmierzyła go spojrzeniem. Chyba zawsze widziała go w szacie aurora i widok ten zaliczała do jednych z najlepszych widoków w całym swoim życiu, a dzisiaj... Hola, hola! Nie rozpędzaj się, Jess!
– Idziemy do baru? – Katy znów ją chwyciła za ramię, na szczęście nie zareagowała już tak gwałtownie. Poszła za przyjaciółką, i kiedy wreszcie dostrzegła Adalberta wyprzedziła Parkes, i objęła go za szyję.
– Nie wierzę, że wymiękłeś! – Uśmiechnęła się, kiedy odwrócił się na krzesełku barowym i objął ją w talii. Katherinie brwi podjechały prawie pod linię czoła i przez chwilę patrzyła to na nią, to na McSweeney'a.
– Jeszcze impreza po, nie pamiętasz? Oszczędzałem siły. – Podał jej szklankę z ognistą, którą chętnie opróżniła. Zmrużyła bardziej oczy, bo dalej dostrzegła jakąś znajomą sylwetkę. – Jess? Co...?
– Och, przepraszam. – Uśmiechnęła się sztucznie i spróbowała się rozluźnić, bo nagle stała się spięta.
– Jess? Cała się trzęsiesz... – Zauważył, a ona nadal patrzyła na człowieka, który stał zaledwie kilka jardów dalej i nawet jej nie dostrzegał. Znam nawet jednego wampira... Usłyszała w głowie cichy głosik, który powtarzał te cztery słowa coraz głośniej, i głośniej...
– Muszę do łazienki! – Krzyknęła i nie zważając na to, że Katherina coś do niej mówi przepchnęła się do łazienki, gdzie było zdecydowanie ciszej.
I nawet pachniało ładniej. Zaleta nowych klubów.
– Nie wierzę... – Mruknęła do swojego odbicia, a jakaś dziewczyna obok spojrzała na nią jak na wariatkę. Weszła do pustej kabiny i zaczęła grzebać w torebce. – Gdzie jesteście, jak was potrzebuję...
Uśmiechnęła się, kiedy wyciągnęła różdżkę i puderniczkę z małym lusterkiem.
Chciałeś wampira, to masz wampira, ty dupku!
Jęknęła, bo pierwsza próba nie poskutkowała i chyba dopiero za czwartym razem udało jej się przywrócić żółty kolor tęczówek. Z zębami zeszło jej ciut dłużej, ale gdy uniosła górną wargę, to kły były wyraźnie dłuższe i widoczne, nawet jak miała lekko otwarte usta.
– Chwila! – Krzyknęła, gdy ktoś po drugiej stronie kabiny zaczął dobijać się do drzwi. Wytarła różową szminkę z ust i wygrzebała z torebki bordową. – Wychodzę!
– Zatwardzenia dostałaś? – Warknęła na nią dziewczyna, gdy wyszła z kabiny. Spojrzała na nią, miała nadzieję, że groźnie, i uśmiechnęła się. Nie zdziwiła się, gdy szatynka szybko zamknęła za sobą drzwi, mówiąc coś o bezpieczeństwie.
Spojrzała na duże lustro i wzięła głęboki oddech.
Wyszła z łazienki i skierowała swe kroki w stronę baru. Zerknęła na Katherinę, która rozdziawiła usta ze zdziwienia. Pewnie zobaczyła jakim jestem potworem...
Minęła ją i stojącego obok niej Levena, i poszła dalej.
– Peter! – Uśmiechnęła się niby radośnie do reportera z Proroka Codziennego i miała nadzieję, że nie widać satysfakcji jaką czerpie z tego, iż chłopak po chwili obserwacji wyglądał na przestraszonego.
– Jess! Co ci...? – Zaczął, a ona machnęła ręką, którą zaraz położyła mu na ramieniu.
– Zaatakował mnie wampir. Na szczęście udało mi się go zabić, ale jak widać, przeszło na mnie. – Wbiła w jego ramię paznokcie i zbliżyła się tak, żeby mieć pewność, że usłyszy ją tylko on. – Dasz mi namiary na twojego kolegę wampira? Pomógłby mi się odnaleźć w nowej sytuacji...
– Wyjechał, gdzieś do Transy...
– Oj, naprawdę? Widocznie mam pecha!– Zakpiła i przejechała językiem po kłach. – Pozdrów ode mnie Barnabasza, może wpadnę do niego na małą przekąskę.
Odwróciła się szybko zanim zdążył cokolwiek powiedzieć i wróciła do przyjaciół, siedzących przy barze.
– Nie patrz na mnie, wyglądam okropnie. – Powiedziała do Katheriny, która wyglądała, jakby chciała pomacać jej kły.
– Chyba naprawdę zacznę się ciebie bać. – Przyjaciółka podsunęła jej szklankę z ognistą. – Widzisz już dobrze? Nie mrużysz oczu.
– Lily mnie zabije, ale nie poszłam do uzdrowiciela. O dziwo, w tej wersji widzę dobrze, ale jak rzucam zaklęcie to znów źle widzę. – Uśmiechnęła się i syknęła, bo przygryzła sobie wargę ostrym kłem. Otarła kropelkę krwi i zlizała ją z palca. – Mhm... Pyszna.
– Merlinie... Nie rób tak. – Jęknął Bert, jakby robiła coś bardzo przerażającego. – Już nie liczę ile tatarów, kaszanek i krwawych steków zjadła.
– Najpierw to, potem ty. Muszę się przyzwyczajać, skarbie. – Uśmiechnęła się i zaczęła udawać, że chce go ugryźć w szyję, ale zręcznie ją od siebie odpychał. W końcu się poddała i przyjęła kolejny kieliszek alkoholu.
– Kto to był? – Zapytała Katherina, wracając do pytania o Petera.
– Znajomy... – Odkrzyknęła jej i miała opowiedzieć o swoich przypuszczeniach, ale przypomniała sobie, że jest w klubie. – To nie miejsce na opowieść! Chodź, potańczymy!
*******
Betula Meadows była zbyt częstym gościem w Kwaterze i gdyby nie to, że to jednak babcia Dorcas, to zacząłby się do niej odzywać. Po ślubie Franka i Alicji postanowił milczeć, gdy kobieta znów zacznie insynuować mu szpiegostwo, zdradę i inne pierdoły, więc od tamtego czasu mówił jej tylko "dzień dobry" i "do widzenia".
Gdy wiedział, że kobieta będzie w Kwaterze, to starał się w tym czasie być gdzie indziej. Ostatnimi czasy szukał Muszka, bo kocur zaginął gdzieś w okolicy i miał jednak nadzieję, że się odnajdzie, bo James podejrzewał, że w szopce na miotły są myszy.
Kiedyś nawet wypuścił się w las, który rósł niedaleko, ale kot nie reagował na jego wołania.
Po kolejnym sobotnim zebraniu ucieszył się, że zostało więcej osób niż ostatnio. Dzień wcześniej Katherina z Levenem oraz Jess z Bertem byli na koncercie Fatalnych Jędz. Katy rano przyznała się, że ona i Tobias to raczej mieli misję, bo otworzono nowy lokal i starali się wypatrzeć czegoś niepokojącego, ale widocznie nic złego tam się nie działo. Sam wyjął gitarę z futerału i kiedy uznał, że już jest nastrojona zagrał kilka akordów.
– Hogwart, Hogwart, Pieprzo–Wieprzy Hogwart? – Zapytała Katherina, bo nikt nie rozpoznał melodii, a jednak hymn Hogwartu każdy śpiewał jak chciał.
– Zawsze śpiewałam to do Celestyny Warbeck. – Parsknął śmiechem, gdy usłyszał nutę tęsknoty w głosie Cay.
Ukradłeś mój kociołek? – Rzucił złośliwie, a dziewczyna rzuciła w niego serwetką. Katherina i Lily zachichotały, ale im posłała jedynie ironiczny uśmieszek. Klasnął w dłonie, bo James namówił Sama do tego, żeby akompaniował do pieśni o mężnym Odonie.
– Chodź, Jess. Zadebiutujesz w duecie z gwiazdą! – Samuel zawołał Cay, która zarumieniła się. – No nie daj się prosić!
– Raz ci powiedziałam, że umiałam grać... – Mruknęła pod nosem i fuknęła zła na Berta, kiedy wypchał ją w stronę pianina. – Nie grałam z dwa lata! Dajcie spokój!
– Merlinie, przecież ona jest doskonała... – Amelia Bones zaśmiała się, słysząc uwagę swojego brata. – Świetnie gotuje i szyje, jej Upiorogacek to mistrzostwo, lata na miotle i jeszcze gra na pianinie.
– Nie słyszałeś jak śpiewa. – Rzucił przez ramię Adalbert, który w końcu posadził Jess na taborecie przy pianinie i trzymał dłonie na jej ramionach, chyba żeby mieć pewność, że dziewczyna nie ucieknie.
– O nie... Do tego mnie nie namówisz!
– Gotowa?
– Nie! – Jess na próbę uderzyła w kilka klawiszy, nadal rumiana na twarzy, skrzywiła się. – To upokarzające.
– Jesteś wśród przyjaciół.
– Nie pocieszasz... Miejmy to z głowy. – Wypuściła głośno powietrze i patrzyła wyczekująco na Sama, aż ten zacznie grać. Wyglądała na bardzo niepewną tego co robi i była w tym wszystkim naprawdę urocza. Zerkała niepewnie na wokalistę Fatalnych Jędz i gdy nie była pewna dźwięków to kuliła się nieco na taborecie, jakby tym gestem miała trafić w odpowiedni klawisz.
– Odo, bohater, przyniesiony do domu,
Do miejsca, które chłopcem będąc znał,
Złożony na spoczynek z kapeluszem na lewej stronie
I różdżką na pół złamaną, a przez to smutek się stał.
Jak tylko skończyli śpiewać wstała od pianina i dopiero teraz dostrzegł, jak bardzo czerwona jest na twarzy.
– Błagam, nie dajcie mu zaśpiewać tego na naszym weselu... Chcę mieć miłe wspomnienia. – Jęknęła Lily, bo Rogacz nieźle fałszował i nie wyglądał jakby mu było przykro z tego powodu.
– Oj, Ruda... Będziesz w takim stanie, że będzie ci wszystko jedno. – Katherina machnęła ręką i oberwała od Evans w ramię, kiedy Potter zaczął znów śpiewać, przesadnie przy tym fałszując.
– Dobra, który pierwszy do miary? – Zapytała, a on zerwał się ze swojego miejsca. Ślub Jamesa i Lily był coraz bliżej, i Jess już powoli zaczęła szyć szaty. – Już wiesz co chcesz?
– Oczywiście. Trzyczęściowy garnitur, z resztą zdaję się na ciebie. – Uśmiechnął się do niej przymilnie, kiedy stanęła przed nim. – Jesteś urocza.
– Oj, zamknij się, Black. – Mruknęła rumieniąc się lekko i łypnęła na niego groźnie żółtymi oczami.
– No pokaż kły. – Próbował ją namówić i ponownie posłała mu groźne spojrzenie. – No nie bądź taka.
– Błagam, ogłuszcie go. Pacjent nie chce współpracować. – Parsknął śmiechem, ale grzecznie wyciągnął ręce do góry, kiedy klepnęła go w ramię. Metr krawiecki zebrał miarę, a ona na pergaminie zapisywała wymiary. Przeszła za niego i skrzywił się, bo miarka trochę ciasno ścisnęła go w szyi.
– Co ty tam, tak długo robisz? – Zapytał i nie zdziwił się, kiedy najpierw zaśmiała się, a potem odpowiedziała.
– Podziwiam twój tyłek. Nieprędko będę miała okazję być blisko niego. – Katherina i Bert parsknęli śmiechem z jej ironicznej uwagi.
– Możesz się wybrać ze mną na przejażdżkę, Jessie i uwierz mi, że będziesz jeszcze bliżej. – Mruknął nisko i choć nadal była za nim, to uśmiechnął się powoli. – Pokażę ci świat takim, jakim jeszcze nigdy go nie widziałaś.
– Jesteś niepoprawny, Syriuszu. – Skomentowała i stanęła na przeciwko niego. – Ale skorzystam z propozycji. W końcu moje skórzane wdzianko na coś się przyda.
– To wpadnij jutro wieczorem. – Mrugnął do niej okiem.
– Ale ja prowadzę. – Odmrugnęła mu i kiwnęła na Remusa. – Teraz twoja kolej.
– Ej, a to nie jest konflikt interesów? – Zapytała Katherina i spojrzał na nią zdziwiony. – Umawianie się z klientem. Och! I jeszcze nie masz tego zezwolenia na motocykl!
– Nie psuj innym zabawy, Katy. Przecież nie wsadzisz mnie do Azkabanu. – Jess posłała jej karcące spojrzenie i w końcu pokazała kły, na co parsknął śmiechem.
– A mi nie pokazałaś! – Fuknął udając obrażenie i Cay wzruszyła ramionami.
– Może też ci coś pokażę po przejażdżce? – Powiedziała tajemniczo, a Parkes jęknęła, bo zarówno Jessica, jak i on, uśmiechnęli się do siebie znacząco.
– To co robicie jest nieprzyzwoite. Świntuchy!
*******
– Jess... – Usłyszała cichy głos Adalberta i podniosła głowę znad stołu kuchennego, gdzie rozłożyła materiały do skrojenia.
– Tak? – Zapytała odkładając nożyce. Przyjrzała mu się uważnie, bo wyglądał, jakby zrobił coś złego. – Bert?
– Pamiętasz, co mi obiecałaś? – Zmrużyła oczy, jakby tym gestem miała wyczuć podstęp.
– Tak?
– Spotykam się z kimś. – Wyznał w końcu i otworzyła usta ze zdziwienia.
– Adalbercie... Wiesz, że masz moje błogosławieństwo, ale... Sam mówiłeś, że nie zamierzasz się z nikim wiązać, a teraz? – Zapytała delikatnie i usiadła na krześle.
– Bo to nie jest na poważnie, Jess! – Zajął miejsce naprzeciwko i miał taką minę, jakby próbował ją przekonać. Każdy tak mówi... Zaczyna się "to nie na poważnie", a potem złamane serce, funty zeżartej czekolady i galony wypitej Ognistej. – Wiesz, że nie mogę na poważnie... Ale i tak potrzebuję twojej pomocy.
– Tylko nie każ mi odwoływać randki z Syriuszem i Samem. – Mruknęła ironicznie, a on parsknął śmiechem i podszedł do niej. Odetchnęła głośno, kiedy przytulił ją i pocałował w czoło.
– Dzięki, Jessie. – Spojrzała na niego z dołu i posłała mu słaby uśmiech. Jeszcze dwa lata i niecałe siedem miesięcy...
*******
Dagny już półtora miesiąca wcześniej zabrała go do wilkołaków. Nie zabawił tam długo, bo tylko jedno popołudnie. Myślał, że będzie bywał tam częściej, ale jego następna wizyta była później niż myślał.
Dopiero od jakiegoś tygodnia wiedział dokładnie gdzie znajduje się miejsce, gdzie wilkołaki się gromadzą i spędzał tam prawie całe dnie. Nie spodziewał się prowizorycznych namiotów, czy szałasów dobrze ukrytych w Cotwall End pod Wolverhampton.
Miał wiele szczęścia. Z tego, co udało mu się ustalić Greyback udał się na wschód Europy i miało go nie być, więc do czasu jego powrotu chciał zostać zaakceptowany przez resztę watahy. Wiedział, że wilkołak pogryzł wiele osób i pewnie nie pamięta większości swoich ofiar, ale on został pogryziony w innych okolicznościach, i miał pewność, iż na pewno go pamięta. Przecież była to długo planowana zemsta na jego ojcu. Takich rzeczy się nie zapomina.
Poradził się Dumbledore'a co ma robić. Żeby dobrze poznać stado, musiałby z nimi często przebywać, a miał obowiązki. Praca, przyjaciele, zebrania Zakonu. W dodatku mieszkał jeszcze z rodzicami i już po wrześniowej pełni wiedział, że musi z czegoś zrezygnować. Wspólnie zdecydowali, że będzie to praca. Pan Pringle nie był zadowolony, ale nie skomentował sprawy, zapewne dlatego, że do jego wypowiedzenia dołączony był list od Dumbledore'a.
Nadal mieszkał z rodzicami, chociaż zdarzyło mu się nocować kilka razy w obozie. Myślał, że Dagny będzie równie zagubiona, co on, ale radziła sobie znakomicie. Nie zostawiała go samego, jak ktoś łypał na niego nieufnie, to ona stawała w jego obronie. Wolał nie wiedzieć, co takiego zrobiła, że zasłużyła sobie na taki szacunek.
Przed jego pierwszą pełnią w obozie miał do czynienia jedynie z kilkoma wilkołakami. Dopiero po wspólnej pełni zdał sobie sprawę, że jest ich znacznie więcej niż na początku sądzili, a było pewne, że kwestią czasu będzie to, jak stado powiększy się, bo z kontekstu czyjejś rozmowy wywnioskował, że Fenrir wybrał się na wschód, właśnie po nowych rekrutów. Miał szczerą nadzieję, że jak w pełni zaangażuje się w przynależność do watahy, to w końcu dostanie jakieś pewniejsze informacje, a nie domysły wysnute ze strzępek podsłuchanych rozmów.
– Jesteś dziś dziwnie milczący. – Zauważyła Dagny obracając zająca na rożnie, który piekł się nad ogniskiem. Zdołał powstrzymać obrzydzenie na myśl o świeżo upolowanym mięsie upieczonym bez przypraw.
– Po prostu nie spodziewałem się, że to tak wygląda. – Wzruszył ramionami i dostrzegł, że nie tylko ona spojrzała na niego z zainteresowaniem. – Bywam tu od ponad miesiąca i do tej pory nie wiem do czego to zmierza.
– To znaczy? – Zapytał Benjamin, jeden z wilkołaków, który według Dagny był godny zaufania.
– Po co to wszystko? Przebywacie tu już kilka miesięcy i tak naprawdę nie wydaje mi się, żebyście mieli jakiś plan... Po prostu jesteście, żyjecie ze sobą, ale odnoszę wrażenie, że tylko chcecie trzymać się razem i nie macie żadnego celu. – Próbował dobrać ostrożnie słowa, ale czuł, że porusza dość czułą strunę. Nie zdziwił się, kiedy Ben najpierw obdarzył Dagny długim spojrzeniem, a potem znów przeniósł wzrok na niego.
– Masz rację tylko w jednym, Remusie. – Odpowiedział głębokim, ciepłym głosem. Był przekonany, że ludzie, którzy dopiero co go poznają, mają o nim dobre zdanie, bo swoją postawą, barwą głosu i przenikliwym spojrzeniem wzbudzał sympatię. – Wydaje ci się.
*******
Patrzyła na swoje palce, wsłuchując się w tykanie zegara. Pierwszym razem też tak robiła, choć wtedy dźwięk ten był dla niej bardziej nieznośny.
Teraz, odgłos zegara był dla niej uspakajający i skutecznie odwracał jej myśli od dręczących ją spraw.
Uzdrowicielka, Mirion Dimeru, była chyba najbardziej cierpliwą osobą jaką znała. Dorcas nie podnosiła na nią wzroku, a i tak czuła na sobie spojrzenie kobiety. Ciotka Alsephina poradziła jej terapię i zgodziła się, chociaż sądziła, że zacznie ją później, ale zapisała ją na pierwszą wizytę już na początku października.
Oczywiście, poszła na nią, ale tylko się przedstawiła i słuchała przez pół sesji wywodów pani Mirion. Przez resztę spotkania siedziały w milczeniu.
Właśnie była w trakcie drugiego spotkania i nadal nie wiedziała, jak zacząć.
W sumie, to nie wiedziała nawet od czego zacząć.
Całe jej życie było bałaganem i nie miała pojęcia, gdzie jest początek. Jakie wydarzenie najbardziej odpowiada za to wszystko.
Na szczęście Dimeru nie naciskała. Siedziała, tak samo jak ona i milczała. Gdy Meadows weszła, to uzdrowicielka przywitała się z nią i powiedziała, żeby zaczęła, gdy będzie gotowa.
– Widocznie nie jesteś jeszcze gotowa, Dorcas. – Podniosła na nią wzrok, czując wstyd. Nie dość, że zmarnowała sobie czas, to jeszcze odebrała tej kobiecie godzinę z jej życia. A w tym czasie, mogła przyjąć innego pacjenta, lub spędzić czas z rodziną.
– Przepraszam. – Mruknęła i znów spojrzała na swoje palce.
– Nie przepraszaj, Dorcas. – Kobieta była sympatyczna. Mówiła ciepłym, spokojnym głosem i powtarzała jej imię często, jakby było wyjątkowe.
– Może prościej byłoby, gdybyś zadawała mi pytania? – Podsunęła jej z nadzieją, że zacznie to robić, a kobieta uśmiechnęła się delikatnie.
– Jak się czujesz przed ślubem przyjaciół? – Zapytała ją, a ona otworzyła usta ze zdziwienia. Jednak myślała, że zacznie ją pytać o eliksir Słodkiego Snu, o jej lęki, rodzinę, a nie zacznie od pogawędki.
– Dobrze. – Uśmiechnęła się na myśl o Lily i Jamesie. – Dawno ich nie widziałam i cieszę się, że wreszcie ich zobaczę. No i też... Nie sądziłam, że tata przyjmie to z takim spokojem, że jednak... Po tym, co się stało, decyduję się na podróż do Anglii. Fakt, to tylko niecałe dwa dni, ale w tej sytuacji, wydaje mi się, że to i tak długo.
– Chciałabyś być dłużej?
– Nie. – Odpowiedziała całkiem szczerze, znów patrząc na paznokcie. – To chyba nie byłoby dla mnie dobre. Pod koniec nauki... Miałam wrażenie, że wszyscy na mnie patrzą i szepczą o tym, co ona zrobiła. Były dni, kiedy miałam świadomość tego, że sama się nakręcam, ale czasami naprawdę myślałam, że wszyscy wiedzą i gardzą mną... Starałam się być silna i chciałam sama dać sobie z tym radę. Chyba dlatego zdecydowałam się na wyjazd do Australii. Sądziłam, że jak zmienię otoczenie, jak nikt nie będzie mnie tu znał, to poradzę sobie sama, ale...
– Ale? – Zapytała, kiedy zamilkła na dłuższą chwilę.
– Ale widocznie nie wyszło. – Wyszeptała i westchnęła ciężko. – W końcu zobacz, gdzie wylądowałam.
******* [muzyka]
– Przytrzymam! – Jess krzyknęła do jakiegoś chłopaka, który trzymał wielkie pudło w dłoni i nogą próbował otworzyć drzwi. Podbiegła, i kiedy wszedł do kamienicy, również weszła.
– Dzięki. – Uśmiechnął się do niej szczerze. – Szkoda, że nie ma windy. Zostało mi jeszcze kilka pudeł, a wprowadzam się na trzecie.
– Pod szóstkę? – Zapytała, a on kiwnął głową.
– Mieszkam pod piątką. – Uśmiechnęła się i wskazała na pudło. – Mogę wziąć jedno.
– Weźmiesz to najmniejsze? Jesteś tak drobna, że inne pudła mogłyby cię złamać. – Zaśmiała się i chwyciła lekkie pudełko. Zanim zaczęli wchodzić po schodach przedstawiła mu się i on zaczął jej z podekscytowaniem opowiadać o sobie. Miał na imię Tim i budował komputery. Teraz wprowadzał się na kilka miesięcy do Londynu, bo starał się o pracę w CERN–ie. Ucieszyła się, kiedy dotarli na trzecie piętro, bo nie miała pojęcia o czym mówi.
– Dzięki, Jessica! – Położyła pudło na podłodze i wycofała się na korytarz. Pożegnała się z nim szybko, i kiedy weszła do mieszkania czym prędzej zamknęła drzwi.
– Pali się? – Zapytał Bert, stawiając na stoliku w kuchni parującą kawę.
– Mamy nowego sąsiada. – Poinformowała go, a on popatrzył na nią, jakby to było dość normalne. – To mugol.
– No i?
– Buduje jakieś komputery... – McSweeney parsknął śmiechem tak głośnym, że drgnęła przestraszona jego reakcją. – To nie jest śmieszne.
– Co zrobiłaś? – Podszedł do niej, a ona zdjęła kurtkę i zaczęła z niej wyciągać materiały, nici, nożyce i inne potrzebne rzeczy.
– Pożegnałam się i przyszłam tu. Wyszłam pewnie na dzikuskę. – Nagle zaczęła się przejmować tym, co o niej myśli. Drgnęła, gdy ktoś zapukał do drzwi.
– Hej, to ja! – Usłyszała głos Katheriny i otworzyła drzwi.
– Merlinie, powinnaś mieć swój komplet. – Mruknęła i z wieszaka wzięła klucze, i dała Katherinie. – Tylko nie zgub. Nie chce mi się za każdym razem przychodzić i ci otwierać.
– Stałaś koło drzwi. – Zauważył Bert, a ona wzruszyła ramionami. Miała coś odpowiedzieć, ale z łazienki wyszedł Samuel. Wilgotne włosy miał potargane i wyglądał na speszonego.
– Sam, co ty tu robisz? – Katy uścisnęła go, a ona spojrzała na Adalberta z wyrzutem, a potem na wokalistę Fatalnych Jędz, z którym miała się spotkać wieczorem. Na randce.
– Mam mu uszyć nową koszulę, a potem idziemy na drinka. – Powiedziała zanim się odezwał i chwyciła rolkę materiału. – Zrobisz obiad, Bert? Ja szybko załatwię sprawy z Samem i wrócimy do was.
– Jasne! – Brunet wyglądał, jakby był jej wdzięczny, a ona w środku zaczęła się gotować ze złości. Zamknęła za Samuelem drzwi do sypialni. Muffliato!
– Tak się nie robi, Sam. – Powiedziała rzucając materiały na łóżko.
– Spanikowałem.
– Spanikowałeś?! Od kilku tygodni twoje życie musi być jedną, wielką paniką! – Wyrzuciła z siebie zła. – Bo od kilku tygodni mnie podrywasz i gdzieś wyciągasz, a to tylko po to, żeby nie wzbudzać podejrzeń? Naprawdę?!
– Merlinie, Jess... Przecież robisz to dla Berta...
– Robię to dla niego, bo sama mu to zaproponowałam i to dobre kilka lat temu, więc nie porównuj sytuacji, bo ty mnie nawet nie poprosiłeś! Jakbyś chciał, żebym i ciebie kryła, to mogłeś mnie zapytać, a nie grać na dwa fronty! Bo to właśnie robiłeś! – Chłopak spojrzał na swoje buty, jakby został przyłapany na gorącym uczynku.
– My tylko się widujemy, to wszystko. Chciałem uniknąć niepotrzebnych plotek. – Teraz już miała całkowitą pewność z kim się spotyka Bert, ale jednak McSweeney zapewniał, że to tylko koleżeństwo. Widocznie wokalista Fatalnych Jędz miał inne spojrzenie na tę relację.
– Skoro wiedziałeś, jak to działa u mnie i u niego, to trzeba było zapytać. – Powtórzyła, a on spojrzał na nią, jakby mu było bardzo przykro.
– Przepraszam, Jess... Zrobisz to też dla mnie?
– Nie dla ciebie. – Powiedziała nadal urażona. – Robię to tylko dla niego.
*******
Ukryła zwinięty pergamin w szwie kurtki i sprawdziła, czy na pewno dobrze go zabezpieczyła. Odkryła nowe zastosowanie zaklęć, używanych przy szyciu i wiedziała, że ich nadużywa, ale była nimi wręcz zafascynowana, i gdyby mogła to ukryłaby w szwie hipogryfa.
Już od miesiąca podawała Edgarowi zwitki pergaminu, gdzie spisywała klientów, którzy według niej mieli wypalone Mroczne Znaki. Nie sądziła, że to będzie takie proste i nawet dostarczało jej to dużo frajdy.
Po koncercie Fatalnych Jędz wreszcie udała się do uzdrowiciela. Okazało się, że opanowała już zaklęcia, ale z początku przez swoje słabe umiejętności popsuła sobie wzrok. Wypiła kilka eliksirów na poprawę, ale w całości nie wyleczyła wady, i kiedy za pomocą czarów zmieniała kolor tęczówek, to słabo widziała, i musiała nosić okulary. Jej nowe oczy nie miały wady, a nawet wydawało jej się, że widzi wyraźniej niż wcześniej.
Powoli oswajała się z tym jak wygląda. Wiedziała, że do pracy raczej tak nie pójdzie, bo liczba klientów spadnie, ale w mieszkaniu, czy w Kwaterze już się nie peszyła, ani nie bała, że ktoś ucieknie z krzykiem. Raczej wzbudzała niemałe zainteresowanie, więc nawet zaczęła już żartować z Prewettami, czy Syriuszem. Adalbert z kolei uwielbiał prawić jej komplementy. Fakt, robił to też zanim miała specyficzny wygląd. Najmilszy komentarz jaki od niego usłyszała, był taki, że bardzo jej to pasuje, do tatuaży, kolorowych włosów, ubrań i osobowości. No i wreszcie jak chciała, to potrafiła wyglądać na groźną.
– Allez riez! Milord! Allez chantez! Milord! Tada dada dada... – Zanuciła pod nosem do piosenki z gramofonu, układając szatę na Gustavie. – Mais ouis, dansez, Gustav!
Przeklęła, kiedy usłyszała dzwonek od drzwi wejściowych, bo ukłuła się w palec. Ściągnęła okulary z nosa... Potem jak kuła klientów, to zwalała winę na wadę wzroku i wybaczano jej niezdarność. Wyszła do sklepu z radosnym uśmiechem, który nieco osłabł, gdy zobaczyła, kto przyszedł.
– Dzień dobry. – Postawiła na oficjalny ton, bo w końcu była w pracy.
– Cześć. – Leven uniósł prawą dłoń, jakby jej machał.
– Potrzebujesz czegoś konkretnego? – Zapytała siląc się na lekki ton.
– Szaty aurorskiej. – A na sobie, to co masz? Parsknęła śmiechem do swoich myśli, ale szybko zamilkła, gdy zmarszczył brwi.
– Gdyby nie koncert Fatalnych Jędz, to nadal bym sądziła, że masz tylko tę jedną szatę. – Wytłumaczyła szybko.
– Gdyby nie to, że widziałem skutki twojego Upiorogacka, to pomyślałbym, że nie potrafisz czarować. – Zamrugała szybko powiekami, bo nie spodziewała się tak chamskiego komentarza i szczerze żałowała, że zmniejszyła kły, bo chętnie wbiłaby zęby w jego szyję. Jakbym do niej dosięgła.
Stanął na podwyższeniu i teraz to już w ogóle patrzył na nią z góry. Wiedziała, jak ważne jest uczucie wyższości w kłótniach, że jednak przewaga we wzroście pomaga zbić z pantałyku przeciwnika, a ona już dawno sobie uświadomiła, że tak rozgromi jedynie dzieci, bo miała wrażenie, że tylko dzieci są od niej niższe. No i Molly Weasley.
– Wiesz, zastanawia mnie, co ja ci takiego zrobiłam? – Zapytała nie bawiąc się w żadne złośliwości. – Odkąd pojawiłam się u Katheriny w szpitalu traktujesz mnie z góry, jakbym była kimś gorszym. Zupełnie tego nie rozumiem. Fakt, może nie ukończyłam kursów, owutemy pisałam dla świętego spokoju i raczej słaba ze mnie uczennica, ale...
– Nie życzę ci źle, ale porwałaś się na głęboką wodę. – Przerwał jej, a ona cofnęła się o krok. Sądziła, że auror zaprzeczy lub skończy temat. Nie spodziewała się szczerości. – To cię kiedyś przerośnie. Na początku to mnie denerwowało. Potem było już gorzej. Śmierć siostry, ucieczka rodziców i siostrzenicy? Dwa tygodnie później byłaś w ramionach jakiegoś faceta i nie było widać po tobie smutku. Jakieś większe ataki? Jak trwało zebranie byłaś wstrząśnięta, ale potem wszystko wracało, jakby nic się nie zdarzyło. Atak na Portree? To samo. Atak wampira? To samo. Szybko przechodzisz do porządku dziennego, tak jakby ciebie to nie dotyczyło. Jednego dnia płaczesz, a drugiego tańczysz pijana na stole po koncercie. Nie sądzę, żebyś była do końca z nami szczera i powiem to otwarcie. Nie ufam ci i wydaje mi się, że masz bliższy kontakt z tą przeciwną drużyną, bo skąd byś miała dostęp do nazwisk?
Chwilę milczała, kiedy przestał mówić i starała się zachować kamienną twarz. Najbardziej z tej litanii zabolało ją to, że zasugerował, iż jest szpiegiem. No i mogła się domyślić, że Edgar wypapla się przyjacielowi. A mówią, że to kobiety plotkują!
– Wyjaśnijmy coś sobie. – Powiedziała idąc do niego z miarą. Wolała zająć ręce czymś pożytecznym, chociaż obawiała się tego, że mu przyłoży. – Jeżeli jeszcze raz zasugerujesz mi, że nie gram do tych samych pętli, to zacznę wrzeszczeć. W sumie teraz bym zaczęła, ale ze względu na Katherinę i Edgara postaram się być spokojna, choć wierz mi, że bardzo mnie tym obrażasz... Nie skończyłam, więc nie przerywaj mi! Skąd mam dostęp do nazwisk? Nie mogę ci tego powiedzieć, bo musiałabym cię zabić, ale możesz być pewny, że działam sama i nie robię nic nielegalnego. Pozwolisz mi mieć tajemnice?
– Oczywiście. – Mruknął, chyba speszony, jakby chciał, żeby skończyła już mówić.
– No i nie wszyscy są tacy jak ty. Nie połknęłam kija i nie ma potrzeby, żebym zachowywała się jak sztywniara. – Spojrzała mu w te jego piękne oczy i dostrzegła w nich irytację. Poczuła jakąś dziwną ekscytację na myśl, że to co mówi, nie podoba mu się. – Mam dziewiętnaście lat, a ty? Jak tak patrzę do daję ci trzydzieści jeden.
– Dwadzieścia pięć. – Mruknął, a ona kiwnęła głową. – Trzydzieści jeden?
– Wyglądasz na dwadzieścia sześć, zachowujesz się jak sześćdziesięcioletni pan... Średnia to trzydzieści jeden. – Wzruszyła ramionami i zamrugała szybko powiekami, bo parsknął śmiechem. Nie wierzę... Rozśmieszyłam go. Mogę umierać.
– Jaka średnia? – Miała ochotę jęknąć, bo spojrzał na nią jak na idiotkę.
– Ważona. – Wycedziła przez zęby i przeszła za niego. – Jestem młodą nie–sztywniarą i jestem świadoma w jakich czasach żyję. Fakt, mój przyjaciel zapewnia mnie, że będę żyła długo i szczęśliwie, ale mam spore wątpliwości. Dlaczego mam się nie cieszyć życiem skoro mogę niedługo umrzeć? Nie wiem, co jest po śmierci, ale nie chciałabym mieć potem świadomości, że... Nie skorzystałam z młodości. A nawet jeśli przeżyję... Cóż... Wiem, że będzie taki czas, że będę bardzo nieszczęśliwą osobą, więc wolę teraz się wyszaleć... Przepraszam, to co mówię jest głupie.
– To było smutne. – Cieszyła się, że jest odwrócony do niej plecami, bo miała czas na to, żeby rękawem osuszyć łzy.
– Zebrałam już miarę. Możesz podejść do lady. – Poszła za blat i wpisała jego dane do księgi.
– Po prostu uważam, że nie jesteś wystarczająco twarda na tę wojnę. – Powiedział a ona kiwnęła głową. – Jesteś znośna.
– Ty z kolei jesteś jak sernik z rodzynkami. – Mruknęła pod nosem, i gdy znów parsknął śmiechem spojrzała na niego.
– Przecież lubisz sernik. – Musiała mieć zaskoczony wyraz twarzy. – Najczęściej robisz sernik.
– A czy ma rodzynki? – Zapytała, a kiedy pokręcił głową, to ona parsknęła śmiechem. – No właśnie.

16 komentarzy:

  1. Przeczytałam i... przez zmęczenie znowu mi ciężko zebrać myśli. Zacznę od odrobiny krytyki:
    Na początku trochę ciężko się połapać z czyjej perspektywy piszesz, szczzególnie wtedy kiedy to fragment Levana, nie wiem, może to efekt mojego zmęczenie, może tego, że nie byłam przygotowana na to, że możesz pisać z perspektywy jeszcze kogoś innego, a może faktycznie coś tam nie do końca gra.
    Po drugie: gdzie jest mój William do cholery?! Ja już naprawdę za nim tęsknie, po nocach mi się śni z tą swoją Colinowatością, a Ty mi to cały czas robisz. Jesteś afee!
    A teraz już tak na serio, to pierwsze co muszę napisać to:
    WIEDZIAŁAM, WIEDZIAŁAM, WIEDZIAŁAM! Wiedziałam, że to będzie Levan, czułam to po prostu, i wiedziałam, że Moody go naprowadza! Jesteś genialna z tym (ja odrobinę też bo zgadłam).
    A teraz już po kolei pokomentuję bohaterów:
    Fragment o Katy bardzo mi się podobał, był taki totalnie jej, trochę zakręcony, trochę poważny, trochę śmieszny, trochę przyjacielski, a trochę roszczeniowy. Cieszę się, że wreszcie się pojawiła na trochę dlużej chociaż mam nadzieję, że opiszesz niedługo jakieś jej kolejne spotkanie z Severusem, i że będzie jej coraz więcej, bo ona i Jess to chyba aktualnie moje ulubione postacie.
    Syriusz i jego dociekliwość i to przyjacielskie oddanie coraz bardziej urzeka mnie w każdej notce. Ciekawa jestem co zdecyduje się zrobić, ale coś mi mówi, że Jess dowie się wszystkiego i na pewno jakoś obejdzie to co powiedział mu Levan. W ogóle to świetna jest ta jego dociekliwość, czuję, że będzie dobrym aurorem i widać jak bardzo wydoroślał ostatnio.

    Lika

    (reszta w drugim komentarzu bo się nie zmieściło

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jess jak zawsze jest rewelacyjna, jej wizerunek jaki tworzę sobie w głowie mega mi się podoba i cieszę się, że wpadła na to by wykorzystać patent z igłą, i że sobie radzi. Podobało mi się to jej przejście i zaakceptowanie siebie i przyznam szczerze, że przez chwilę chodziło mi po głowie, że Barabeusz maczał palce w jej ataku, ale to była zaledwie iskierka, więc mimo wszystko nieco mnie zaskoczyłaś. Trochę boli mnie to, jak Levan ją traktuje, i że w gruncie rzeczy Katy też nie uwierzyła, że ona sama zdobywa te nazwiska i mam wrażenie, że wszyscy mają Jess za takiego totalnego lekkoducha, po którym wszystko spływa, i który w gruncie rzeczy jest cholernie słaby, a ona kurde jest silniejsza niż wszyscy możemy przypuszczać. I te jej metafory i porównania. Sernik z rodzynkami - sztosik!
      Remus jest słodki, taki niewinny i zagubiony, mam wrażenie, że bardzo ciąży mu ta sytuacja i nie do końca umie sobie z nią poradzić, ale się stara. Zresztą nawet nie wyobrażam sobie jak mocno musi to wszystko przeżywać.
      Lily i James - dwa słodkie cukiereczki, jeden mądry, drugi wieczny rozrabiaka z przebłyskami dorosłości. Coraz bardziej widzę ten dysonans między Syriuszem i Jamesem, o ile ten pierwszy ewidentnie wydoroślał, to ten drugi jednak ma w sobie jeszcze dużo z Huncwota z czasów szkoły.
      Cieszę się, że mimo, że nie lubisz Petera, to starasz się go jakoś wpleść w to, doceniam to.
      Jane i Paul - czekam na wątek z ich udziałem.
      Dorcas cholernie mi szkoda, ale poniekąd jest sama sobie winna. W sensie, wiem jak to źle brzmi, ale chodzi mi o to, że ona naprawdę ma masę ludzi, dla których jest mega ważna, a w ogóle tego nie zauważa i stara się wszystko załatwić sama. Mam cichcą nadzieję, że będzie jej teraz ciut więcej, i że będzie się czuć coraz lepiej. Gratuluję opisu detoksykacji i procesu leczenia, widać, że profesjonalnie do tego podeszłaś, chociaż tutaj też mi się jakieś rachunki nie zgadzały, ale to chyba moja wina akurat.
      I na samym końcu Levan - człowiek zagadka, który drażni jak cholera, wydaje się być zadufanym, zadzierającym nosa, wielkim panem aurorem, ale mimo wszystko ma w sobie to coś. Strasznie mnie intryguje i chyba nawet chcę go więcej. Tymbardziej, że to chyba przystojniak. W ogóle mam wrażenie, że coś tutaj się kroi między nim i Jess i ta jego niechęć ma jeszcze jakieś inne podstawy.
      Reasumując, fajnie to wszystko wplotłaś, cieszę się, bo sporo rzeczy jednak odgadłam i ciekawa jestem co będzie dalej, świetnie prowadzisz akcję i jak zawsze jest rewelacyjnie. Z uwag to chcę wreszcie Willa.

      Ach, i ten Milord to chyba z myślą o mnie i moich potyczkach z francuskim :D

      Pozdrawiam cieplutko, śle uściski

      Lika

      http://magicznarewolucja.blogspot.com

      P.S. Berta dalej nie lubię :D

      Usuń
    2. Jutro postaram się przeczytać rozdział i poprawię trochę z tą perspektywą, żeby od razu było wiadomo z czyjego punktu widzenia jest akcja. :) Jak czytam przed dodaniem, to jednak muszę pamiętać, żeby mieć w myślach to, czy czytelnik będzie wiedział czyja to perspektywa, więc przeczytam raz jeszcze, i na przyszłość postaram się nie grzeszyć więcej :)
      William jest w Stanach. Pojawi się w 47 lub 48, jeszcze nie wiem, czy dać jeden dłuugi rozdział, czy dwa krótsze, więc zadecyduję dopiero wtedy, kiedy będę już orientacyjnie wiedziała ile stron mi wyjdzie.
      Brawa za spostrzegawczość! Leven to animag, który uratował Jess, ale Moody nie naprowadził Syriusza!
      To był wypadek przy pracy, bo Syriusz nieświadomie użył legilimencji na nim, a tego Alastor się nie spodziewał! Już nie myśl, że Moody jest taki wspaniałomyślny, bo gdyby chciał, żeby Black wiedział, to nie ogłuszyłby go, kiedy przybył z aurorami na miejsce zbrodni. :D
      Katheriny od następnego (lub 48) będzie już więcej i powoli będziemy się zbliżać do tego, aż w końcu zacznie działać w Zakonie (tzn. kombinować, misje, itd.). Ze Snapem będzie miała scenę w przyszłym rozdziale, ale nie wiem jak to zrobić, więc tu proszę o radę (jeżeli inni czytelnicy to czytają, to proszę, wypowiedzcie się):
      Nie chcę robić zbędnego pitu pitu i czy sceny ze Snapem robić takie krótkie (oddzielone gwiazdkami od innych scen), czy wplatać to jako wspomnienie Katheriny (odznaczone kursywą)? Proszę o radę!
      I tu jeszcze zaznaczę, wtrącę, czy obiecam, że Severus i Katy będą mieć wspólny jeden cel, i wydaje mi się, że ich współpraca będzie ciekawa. :D Nie mogę się doczekać!
      Tu zaspoileruje, że Jess nie będzie wiedziała o tym, że to Leven ją uratował (przynajmniej nie w ciągu najbliższych kilku lat, a może nawet w ogóle?). Sprawa przycichnie i będzie żyć swoim życiem, w świętym spokoju. Tak, właśnie tu chciałam pokazać, że Black ma zadatki na świetnego aurora i nie jest na kursie z przypadku, i też nie z przypadku jest w najlepszej trójce.
      W najbliższej przyszłości będzie coraz mniej Jess. Tzn. będę pisała sceny z jej perspektywy, ale już nie będą tak wiodące, jak to jest teraz. Część tego, co się dzieje z nią będę przemycała do innych bohaterów, więc będzie wiadomo co u niej, ale już nie będzie dominowała aż tak bardzo.
      Mam utworzony plik z tekstami Jess i zapisuję pomysły, a potem je wplatam i wychodzą takie śmieszne momenty :D
      Jak myślę o Remusie i wilkołakach, to mam przed oczami scenę z Króla Lwa, jak Simba jest otoczony przez hieny. :D
      Kontakt z innymi wilkołakami, to dla niego nowa sytuacja. Dodakowo jest na terytorium wroga i najpierw woli poznać hierachię oraz ludzi, a potem zacznie wnikać w szczegóły.
      Z Jamesem to jest tak, że wróciła Lily i jest szczęśliwy, i zajęty właśnie nią, bo przecież tyle czasu (z jego winy, ofc) stracili.
      Dodatkowo treningi, kurs, przygotowania do ślubu, to pochłania dużo energii oraz czasu i dużo rzeczy mu umyka, i nawet nie jest tego świadomy.
      Ale wkrótce zobaczysz, że nie jest już gówniarzem :)
      Petera to ja bardzo nie lubię i nie przypadkiem są z nim sceny.

      Usuń
    3. Dorcas musi się otworzyć na terapię. Póki co, chodzi tam trochę za karę, więc musi przyznać się przed samą sobą, że potrzebuje pomocy i musi się zaangażować. No i nie wszystkie problemy da się rozwiązać z rodziną i przyjaciółmi. Każdy inaczej podchodzi do życia i problemów, a ona musi sobie wszystko poukładać w głowie, i tak naprawdę tylko jedna osoba z jej bliskich, ma świadomość tego, jak bardzo jest źle. Do rozwiązania problemów też trzeba być gotowym, bo na siłę nie da się zmienić niczego. Już wcześniej pisałam, że przyśpieszyłam ten wątek i tu też stanie się to szybciej, i chyba już przed 50 rozdziałem będzie zaangażowana w to, żeby wszystko sobie poukładać.
      Od kilku miesięcy myślałam o tym jak najlepiej oddać to, co się dzieje z Dorcas i zrobiłam niezły research, więc cieszę się, że mi wyszło. Jednak chciałabym, żeby jak najwięcej wątków miało swój wstęp, rozwinięcie i zakończenie, które są spójne i logiczne. Nie zawsze wychodzi, ale staram się jak tylko mogę!
      O Levenie będzie znacznie więcej i tu będę chciała trochę przemycić moje wyobrażenie na temat pracy aurorów. Zdradzę, że z jego perspetkywy zacznę następny rozdział.
      Pojawi się też jego brat, który myślę, że nieco ociepli tę postać.
      Bo ogólnie, to zauważ, że on zupełnie inaczej zachowuje się przy Katy, Edgarze, czy Syriuszu, i wtedy da się go lubić, i nie jest takim sztywniakiem.
      Jest strasznie przystojny i już nawet nie pamiętam po jakim ja serialu, czy filmie byłam, że postanowiłam stworzyć taką postać. Och, i on ma już taką męską urodę, jednak te lata robią swoje :P
      What? Że co się kroi?
      Nie ukrywam, że ich drogi nieraz się będą krzyżować, ale to na zasadzie, że wspólni znajomi.
      Przyszły rozdział (i pewnie 48 też) będą już lżejsze. Będzie więcej rozrywki i słodkości <3 (Ślub Jamesa i Lily :D!)
      I będzie Will.
      Milord, no nie do końca z myślą o tobie. Motyw francuskiej kultury i Jess nie jest przypadkiem, i to będzie miało jakieś takie swoje małe odniesienie w przyszłości. :D

      Również pozdrawiam i dzięki za tak dłuugi komentarz (chociaż początkowo myślałam, że zmęczenie sprawi iż będzie o połowę krótszy :P)

      Czekam z niecierpliwością na nowość u Ciebie. Chcę już Anielę i Twoich Huncwotów!

      Buziaki! :*

      P.S. Berta, to ty polub! :D

      Usuń
    4. No dobra, dobra, nie chodziło mi o to, że jest taki cudowny i naprowadził Syriusza świadomie, ale że jednak za jego sprawą to się wydarzyło - źle sformułowam.
      Z jednej strony żałuje, że motyw Jess nie będzie już dominował, bo bardzo ją lubię, ale z drugiej myślę, że to nawet nie jest takie najgłupsze rozwiązanie, bo ostatnio na prawdę było o niej dużo i reszta zeszła na dalszy plan.
      Za Williamem tęsknie cholernie i niezmiennie (wiem, Drama nie podziela mojej tęsknoty i najchetniej pewnie ugotowałaby go w jakimś wrzącym kociołku podpierdzielonym Lily, ale cóż poradzić :P )i nie mogę się doczekać kolejnego (albo jeszcze kolejnego rozdziału).
      Jeśli chodzi o sceny z Severusem to ja chyba głosuję by go jednak wpleść w to opowiadanie jako oddzielne wydarzenia, motyw ze wspomnieniami z kursywą nie do końca do mnie przemawia, ale jeśli go wybierzesz, to jak Cię znam, wyjdzie świetnie.
      Może to i dobrze, że Jess nie będzie wiedziała? Z jednej strony Syriusz wtedy już na prawdę pokaże, że jest świetnym aurorem, który gdy trzeba trzyma język za zębami, a z drugiej ona pewnie tak czułaby się nieco dłużna Levanowi i to też w jakiś sposób wpłynęło by na ich relacje.
      Levan kogoś mi przypomina, ale jeszcze nie wiem kogo, jak sobie uświadomie to dam znać.
      Remus i porównanie z królem Lwem, jest genialne, też chyba będę go od teraz tak widziec, bo to doskonale to oddaje.
      Jeśli chodzi o Dorcas to na prawdę dużo pracy w to włożyłaś i to widać, widać, że jej osobowść jest złożona i problem ewidentnie jest. Bardzo dobrze do tego podeszłaś od strony psychologicznej, etapy uzależnienia, niechęć do leczenia, samotność, propsuje.
      Tak podejrzewałam, że ten Milord to nie do końca dla mnie, ale cóż, pomarzyć zawsze można :D

      śle buziaki,

      Lika

      http://magicznarewolucja.blogspot.com

      Usuń
    5. Głowa do góry :) Jess będzie obecna i właśnie mi się przypomniało, że w ciągu najbliższych pięciu rozdziałów jednak będzie w pewnym momencie jej więcej, więc nawet nie zdążysz zatęsknić.
      Hm... Rozsądek podpowiadał mi, żebym właśnie tak poprowadziła sceny z Severusem i chyba na to się zdecyduję. Dzięki :D
      Gdyby Jess wiedziała, że to Leven ją uratował to zapewne musiałaby trzymać przy nim język za zębami, a do tego nie mogę dopuścić! :D

      Również buziam :*

      Usuń
  2. Okej, przeczytałem rozdział 45, ale nie będę już opisywał moich emocji, bo mija się to z celem:D Przejdźmy do czterdziestki szóstki, bo jest o wiele ciekawsza, przynajmniej według mnie, wszystko mi się bardziej spodobało.
    Rozdział naprawdę dobry, spodobał mi się, dużo zwrotów - Levan, ciekawe fragmenty, śmieszne z Kejti. Na plus! Wybacz, że tak krótko, następny skomentuję już dłużej. Obejrzałem dopiero film i jestem nieco przygnębiony :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cieszę się, że po raz kolejny nie jesteś zawiedziony rozdziałem :) W następnych notkach będzie mniej akcji, więc mam nadzieję, że mimo to, będziesz zadowolony z treści. :)
      Jaki film oglądałeś? Ja złapałam dwudniową depresję po Braveheart (na myśl o tym filmie mam łzy w oczach i łapę pięciominutowego doła, więc chyba Cię rozumiem :D).

      W takim razie czekam aż wstawię następny rozdział, bo lubię czytać o przemyśleniach czytelników i odnosić się do nich :D

      Pozdrawiam!

      Usuń
  3. Żeby nie zapomnieć zacznę od tego, że sceny z Severusem również wolałabym jako osobne wydarzenia oddzielone *, bo jednak to spotkanie ze śmierciożercą i fajnie nie wiedzieć, czy ona jednak wyjdzie z tego cało, a w przypadku wspomnienia już nie byłoby takiej niepewności.

    Ale się cieszę, że Jess przestała się wstydzić swojego nowego wyglądu! Już nawet nie chodzi o to, że przez to zepsuła sobie wzrok, ale dobrze, że czuje się swobodnie z przyjaciółmi. Akcja z Barabaszem była kozacka xd szkoda, że się nie posikał ze strachu, powinno go spotkać takie upokorzenie za to, jak traktował Jess. I kończąc ich wątek zapytam: czy Bert randkuje z Samem, czy tylko z perspektywy Sama tak to wygląda? Bo się jednak pogubiłam (w sumie mam nadzieję, że nie, bo nadal trochę paruję Berta z Jess).

    Z perspektywy Katy fajny fragment, ona zawsze jak lwica broni swoich przyjaciół i za to trzeba ją szanować. Dobrze, że się stawia tym starszym burakom z biura. Urocza scena z Syriuszem, te słowne gierki, przy czym Black wydawało się, że mówił poważnie o uprzykrzeniu życia komuś, przez kogo Katy dostanie gorszą ocenę. Czyżby jemu zaczynało na niej zależeć? #teamKaty ❤

    Trochę brak mi perspektywy Jamesa lub Lily. Oni teraz przewijają się w każdej notce, ale tak trochę na uboczu, na drugim planie - tak jakby oprócz ich ślubu nic więcej się u nich nie działo. Tak samo dawno nie było Jane i Paula, zastanawiam się, czy on się jednak jej oświadczy, czy się nie odważy?

    U Remusa i Dagny... hmmm... ten fragment nieco mi się dłużył. W sumie nic się w nim nie wydarzyło, a już po pierwszym zdaniu, jak zobaczyłam co to, to spodziewałam się jakiegoś napięcia i emocji... no cóż, poczekajmy na Greybacka, wtedy bez napięcia się nie obejdzie.

    No i Dorcas. Ostatnio pomarudziłam, że u niej nic ciekawego, a tu nagle taki przełom! Dziękuję bardzo - nie żebym znów zaczęła uwielbiać tą postać, ale przynajmniej ciekawie się to czytało.

    Jeszcze nie zapraszam do siebie, chociaż ponoć Furii zostały 3 akapity do napisania... Ale ja już po praktykach i mam mocne postanowienie, żeby codziennie usiąść chociaż na chwilę do pisania, może chociaż uzupełnię swoje luki i wtedy będę zapraszać. Ty za to teraz mkniesz jak burza z fabułą tak, że ja ledwo nadążam czytać i komentować, ale mimo wszystko muszę napisać na koniec, że czekam na ciąg dalszy! Pozdrawiam ❤
    Drama

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ok., to już postanowione, że sceny z Severusem będą oddzielone.
      Jess w klubie to spotkała Petera (kolega Barabasza z pracy) i jedynie poprosiła, żeby przekazał byłemu kilka słów pozdrowień :P
      Co do Berta i sama, to jedynie z perspektywy Sama wygląda to poważniej. Dla Berta (na razie) jest to jedynie koleżeństwo, bo ma ważniejsze rzeczy na głowie.
      Syriuszowi już od dawna zależy na Katherinie, ale wszystko jest w ramach przyjaźni.
      Ej, ale przecież Paul i Jane to już są zaręczeni! Tylko czekają ze ślubem na lepszy czas (w końcu Elliot była już jedną nogą na ślubnym kobiercu i nie wspomina tego najlepiej). :D
      Poniekąd u Jamesa i Lily tak jest, ale ona już zaczęła kursy, tu dostala zadanie od Zakonu, więc powoli zaczyna się dziać. :)
      Remusa bardzo powoli wprowadzam w świat wilkołaków i na początku on tam niczego konkretnego nie będzie wiedział, nie będzie się wychylał, bo musi poznać, jak to wszystko działa, a kiedy już pozna, to zacznie robić swoje. Więc chyba dlatego tak nudno wyszło.
      Greyback wróci jakoś końcem października i pokaże, kto jest szefem :D
      Kurka... Jestem ciekawa Twojego stosunku do Dorcas po rozdziale 47 i 48, kiedy to dojdzie do spotkania z Blackiem :D

      Cieszę się, że jednak widać światełko w tunelu i wkrótce coś się u Was pojawi. Ostatnio mam mały zastój, ale to chyba przez to, że mój planner skończył się na rozdziale 47, ale już rozpisałam kolejne trzy rozdziały, więc myślę, że jutro uda mi się siąść do tego. Wydaje mi się, że pod koniec tego tygodnia powinnam dodać rozdział (planuję też, że jeżeli będzie długi, to podzielę go na dwie części, więc wstawię dwa rozdziały jednego dnia).
      Potem w sumie do 50 będzie takie pitu pitu wprowadzenie do akcji, a od 50 już co rozdział będzie coś się działo. Wojna ruszy mocno do przodu i nie mogę się doczekać, żeby to opisać :D

      Dzięki wielkie za komentarz (oj, jak ja go wyglądałam :D), niczego nie obiecuję, ale pod koniec tego tygodnia powinnam wstawić nowość, także do następnego!

      Buziaki :*

      Usuń
    2. Co do tych wpadek:
      1. Rozdział jest dość długi i czytałam go na pół wczoraj i dziś, stąd pomyłka z Barabaszem.
      2. Co do zaręczyn Jane i Paula - to tylko dowodzi, jak dawno ich nie było!

      A tak serio to strasznie mi głupio z powodu tej gafy w komentarzu, nie powinnam się tak mylić :( przepraszam i obiecuję poprawę!
      Drama

      Usuń
    3. Jejku, niech Ci głupio nie będzie. Jakbym miała dwóch bohaterów na krzyż, to byłaby duża gafa, ale przy tylu bohaterów ma prawo Ci się mylić ;)
      Obiecuję, że w następnej będzie coś z perspektyy i Jane i Paula :)

      Usuń
  4. Droga SBlackLady :)

    Najmocniej przepraszam za takie opóźnienie i za niezbyt długi komentarz tym razem, ale nie było kiedy skrobnąć paru słów. Muszę się przyznać, że ja tak jak Lika miałam problem w niektórych momentach żeby połapać się kto i co, ale wystarczyło się cofnąć parę linijek wyżej i było już dobrze :)

    Jak dokładnie wiesz udało mi się odgadnąć tożsamość obrońcy Jess - dalej jestem z siebie bardzo dumna :D za to wciąż nie wiem czego się spodziewać za 2 lata i 7 miesięcy w kwestii Adalberta, ale mam nadzieję że do tego czasu ta postać będzie szczęśliwa, bo zdążyłam go naprawdę polubić ;) Jess i Katy wciąż uwielbiam, Syriusza i jego chemię z dziewczynami! :) Na obecnym etapie widzę go i z jedną i z drugą, byle w końcu był szczęśliwy ;) Leven chyba też coś czaruje, zastanawiam się czy z Katy wiąże tylko nadzieje karierowe, czy może jednak coś więcej... ;) Ale wydaje mi się, że jego relacja z Jess też ma potencjał - nie wiem czy to celowy zabieg, ale te ich słowne przepychanki i wzajemna niechęć zdają się ewoluować w kierunku czegoś większego, a to mogłoby by naprawdę ciekawe :) Dobrze, że u Dorcas coś ruszyło do przodu, czekam z niecierpliwością na zapowiadaną konfrontację z Syriuszem :D Wątek Remusa się na razie spokojnie ładuje, ale emocje zdają się zbliżać wielkimi krokami! :)
    Czekam na ślub!!! :D

    Ode mnie dzisiaj to chyba tyle, dalej uwielbiam i czekam na nowy rozdział :)
    Elizabeth

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Od kilku miesięcy na gwałt szukam bety, bo niewątpliwie mam problem z pisaniem, tak żeby było jasne z czyjej perspektywy, chociaż staram się jak mogę i obiecuję, że będę uważała na to, ale nie wiem czy wyjdzie. :(

      Też jestem z Ciebie dumna, że odgadłaś kto to :D
      Hmm...ogólnie to z Adalbertem ma się wydarzyć za około 4-5 lat, a przez 2 lata i 7 miesięcy to Jess ma być "jego". W tej kwestii pozostanę nieustępliwa i niczego nie zdradzę :)
      Aczkolwiek przypomnę, że Adalbert ma jeszcze dwie tajemnice i jedna zostanie odkryta jakoś do rozdziału 56, ale jeszcze nie wiem w którym dokładnie. :D
      Z Syriusza trochę taki bawidamek się zrobił, ale póki co tak go widzę i nie mam pojęcia jak długo to potrwa, także cieszę się, że podoba Ci się to, jaki jest teraz :D
      Odnośnie Levena mam już plan do końca jak będzie wyglądała jego postać. W następnym rozdziale pojawi się coś odnośnie tego jak podchodzi do życia. Hm... Co do parowania go z dziewczynami to napiszę tak: przy nim widzę osobę już dojrzałą, wyrozumiałą i lojalną. Ze wszystkich głównych bohaterek najlepiej pasowałaby do niego Jane, potem Lily, Katherina, Dorcas i Jess, w takiej kolejności to widzę. :D
      A jego słowne przepychanki z Jess jeszcze się nie skończą, więc co dobrego wymyślę, to szybko zapisuję, żeby nie wyleciało z głowy :D
      Jak pisałam komentarz wyżej, następny rozdział wstawię końcem tego tygodnia (albo max do wtorku), więc to już niedługo, obserwuj na weekendzie czy wstawiłam rozdział (lub rozdziały, bo jak będzie długi, to na dwie części przedzielę).

      Dzięki wielkie za miłe słowa <3
      Pozdrawiam! :*

      Usuń
  5. Poszłam do pracy, koleżanki spojrzały na mnie i po trzech godzinach wygoniły mnie do domu... Muszę naprawdę fatalnie wyglądać.
    Siedzę teraz pod grubaśnym kocykiem z kubkiem gorącej herbaty z ekstraktem z Eliksiru Pieprzowego i modlę się, by przetrwać jeszcze dwa najbliższe dni, a w sobotę przetrwać cztery godziny w klimatyzowanym pociągu :D
    A między modłami wracam tutaj, coś w końcu muszę robić :D

    "Lily zachichotała, bo o ile Łapa wyglądał poważnie, tak Rogacz chyba uznał, że to będzie świetna zabawa." - no gdzie ten mój chochlik? Poważny Syriusz! Niech się chłopak trochę rozluźni :D
    "Uśmiechnął się lekko, bo mimo że Dorea Potter mówiła rzeczowo, to słychać było, że jest dumna ze swojej przyszłej synowej i wprost ją uwielbia." - to takie teściowe istnieją?! <3 :')
    "– Daj jej czas do końca listopada. Na Merlina, Moody! Ona ma ślub w październiku, a potem... Nawet nie chcę sobie wyobrażać..." - och, Doreo, potem będzie miesiąc miodowy, ale dobrze, że nie chcesz sobie tego wyobrażać :D :D :D
    Tak właśnie myślałam, że to Leven był tym animagiem, choć pewności nie miałam. Kurde, Syriusza zawsze kochałam, ale ostatnio jest moją najulubieńszą postacią w opowiadaniu :D Stał się taki pewny siebie, trochę nonszalancki, a jednak dużo poważniejszy... Awwwwwwwww, chyba się zakochałam! *_*
    Szkoda mi Dorcas :( Ale terapia jest jej potrzebna i mam nadzieję, że to jej pomoże. Sama nie potrafi sobie poradzić, może teraz jakoś uda się jej ogarnąć to wszystko, co się z nią dzieje. Ale z pewnością przyjaciele nią nie gardzą :(
    Scena w klubie :OOO Jess pokazała pazur :D A raczej kły :P Może uda się jej dorwać tego innego wampira, jestem tylko ciekawa, co będzie chciała z nim zrobić :)
    Oooooo, nowe talenty u Jess odkrywamy :D <3 Pianino niczym Grace *_*
    Jess i Syriusz są naprawdę nieprzyzwoici :D
    Dwa lata i siedem miesięcy. ALE DO CZEGO KURKA WODNA?! Już nie mogę się doczekać, aż mnie skręca z nieświadomości!
    Misja Remusa także coraz bardziej mnie intryguje, coraz mniej rozumiem, muszę cierpliwie czytać dalej! Skoro Remusowi się uda, to jestem dobrej myśli :)
    Powoli zaczynam się gubić w relacji Jess-Bert-Sam. Ja dobrze myślę, że Bert i Sam ten teges, a Jess udaje, że się spotyka z... Bertem czy Samem czy obydwojgiem? Przepraszam, naprawdę się pogubiłam XD
    LEVEN JEST JAK SERNIK Z RODZYNKAMI, NO NIE MOGĘ! Dziewczyno, za każdym razem poprawiasz mi humor :D Uwielbiam Cię!!!
    Mam nadzieję, że kryzys między Tobiasem a Jess został już zażegnany, byłoby mi miło, jakby już więcej spięć nie było :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Na chorobę polecam shota: trochę cytrynówkę, syrop imbirowy i szczypta pieprzu. Po kilku (lub kilkunastu) o chorobie się zapomina. :P
      Syriusz może być poważny. Szczególnie jeżeli chodzi o kurs, bo jednak stara się, aby wszyscy trzymali jak najwyższy poziom. To ambitny kawaler. :D A Andy to taka kula u nogi Katheriny. :D
      Takie teściowe istnieją, ale tylko w przypadku, gdy jest się taką osobą jak Lily. :P
      Hahaha :D Nie sądziłam, że będę miała taki ubaw z komentarza. :D Tak... lepiej, żeby Dorea sobie nie wyobrażala. :P
      Syriusz to taki pluszak <3 Muszę go trochę obrzydzić w Twoich oczach! :P
      Dor ostatnio nie rozumuje zbyt najlepiej, ale dajmy jej czas. :)
      Jess jest bardzo utalentowana artystycznie i na szczęście wcześnie się zorientowano, i od najmłodszych lat rozwijane były jej talenty. No i pianino... Boże... Dałabym sobie stopę odciąć za taką szansę w dzieciństwie. *.*
      Jess i Bert oni nie twierdzą, że ze sobą są, ale jednak niektóre sytuacje i dialogi (celowe z ich strony) wskazują na to, że coś między nimi jest. Robią tak dla przykrywki, żeby nie wyszło na jaw, że Bert woli chłopców. Sam z kolei jest biseksualny i Jess spotykała się z nim, i dopiero teraz się zorientowała, że tak naprawdę Sam zrobił sobie z niej przykrywkę, żeby nie wyszedł jego "związek" z Bertem, bez jej zgody. Jednak chciała z nim coś więcej, no ale już raz z Bertem pokłócili się o faceta, także powtórki z rozrywki nie chce. :P
      Sernik z rodzynkami zawsze przegra z sernikiem solo. :P Cieszę się, że doceniasz ten tekst :D Jeszcze pojawi się kiedyś :P
      Tobias teraz próbuje trochę zmydlić jej oczy, bo nadal coś mu nie gra i wkrótce, dzięki niemu (albo przez niego), coś zostanie wywęszone. :D
      Buziaki! :*

      Usuń

Cześć Drogi Czytelniku!
Jeśli przeczytałaś/eś rozdział, podziel się ze mną swoją opinią i uwagami.
Przyjmuję konstruktywną krytykę – ale pamiętaj, żeby zachować kulturę wypowiedzi.
Jedna obelga, to jeden smutny labrador!

Masz jakieś pytania?
Czegoś nie pamiętasz lub nie do końca wiesz, co autorka miała na myśli?
Zapytaj o to w komentarzu – SBlackLady zawsze odpisuje!

Theme by Lydia | Land of Grafic