Sześć lat? To chyba
dlatego wydawało jej się, że minęło kilka wieczności nim się obudziła...
Poczuła uścisk w piersi i zamknęła oczy, żeby nie patrzeć na Adalberta.
Sześć
długich lat...
Na
gacie Merlina... Czy rodzice wrócili na wieść o moim stanie? Co się właściwie
działo przez tyle lat? Pewnie mięśnie mi zwiotczały i mam trupi odcień skóry.
Jęknęła głośno i gdyby
mogła, to ukryłaby twarz w dłoniach. Mam
dwadzieścia pięć lat... Ćwierć życia za sobą i zero osiągnięć...
– Czy Voldemort został
pokonany? Merlinie! Co ze ślubem Jamesa i Lily? Poczekali na mnie? Pewnie
nie... Rodzice wrócili? A Dorcas? – Zaczęła dopytywać. Dwadzieścia pięć lat... Dwadzieścia pię... Obraz lekko jej się
rozmazał, gdy do oczu napłynęły jej łzy szczęścia i wzruszenia – Bert! Mam
dwadzieścia pięć lat! Rozumiesz?!
– Byłaś nieprzytomna
niecałe dwa dni. Przepraszam, że zażartowałem w ten sposób. – Przyznał cicho,
gasząc w niej radość. Starała się jak mogła, żeby ukryć przygnębienie, tak jak
robiła to przez ostatnie miesiące.
– Ja tam sie trochę
uśmiałem... Jeszcze nigdy nie byłem świadkiem tego, jak w ciągu minuty ktoś
potrafi być zdziwiony, przerażony, zdezorientowany, wzruszony, szczęśliwy, a na
koniec zdruzgotany. – Usłyszała głos Edgara Bonesa, który podszedł do łóżka.
– To był wampir? Cały
czas w myślach widzę wampira... – Patrzyła to na McSweeney'a to na aurora.
– Tak... Syriusz cię
znalazł i wezwał pomoc... – Ktoś inny odchrząknął i Adalbert zamilkł. Teraz w
polu jej widzenia pojawiła się twarz Tobiasa Levena.
– Zaraz powinien
przyjść uzdrowiciel. Musi zapoznać cię ze stanem zdrowia. Muszę też powiadomić
Moody'ego i przesłuchamy cię... – Cay kiwnęła głową i zamknęła na chwilę bolące
oczy.
– Uwolnicie mnie z
tych pasów? – Zapytała i ponownie jęknęła głośno, gdy przypomniała sobie swój
pierwszy komentarz po przebudzeniu. Czuła, że się zarumieniła z zażenowania.
– Uzdrowiciel to
zrobi. – Gdy otworzyła oczy, Bones uśmiechał się lekko i kiedy do sali wszedł
mężczyzna w białym, kitlu pogłaskał jej dłoń. – Dobrze, że już jesteś z nami.
Zobaczymy się niedługo.
Poczuła przerażenie,
kiedy opuścili salę, a uzdrowiciel otworzył teczkę i zaczął przeglądać jej
dokumenty.
– Nazywam się
Hipokrates Smethwyck i jestem dyżurnym uzdrowicielem oddziału urazów
magizoologicznych. Poproszę, żeby pani powiedziała jak się nazywa, gdzie i
kiedy się pani urodziła, i proszę o podanie imion rodziców. – Mężczyzna
uśmiechnął się do niej przyjaźnie, więc udzieliła mu tych informacji. Domyśliła
się, że ma to na celu, sprawdzenie, czy z jej głową jest wszystko w porządku.
Uzdrowiciel odnotował coś w jej karcie i miała nadzieję, że uznał ją jako
zdrową psychicznie.
Później zaczął
opowiadać jej z jakimi obrażeniami tu trafiła. Ugryzł ją wampir, mężczyzna, który ją
znalazł wyssał jad z rany i zmiany, które w niej zaszły nie są groźne.
– Panie
Hipokratesie... Czy mógłby pan mówić prostszym językiem? – Zapytała, bo nie
zrozumiała co miał na myśli mówiąc, o tych zmianach. Ogólnie miała wrażenie, że
nie dochodzi do niej nic z tego, co on mówi. – I czy mógłby mnie pan uwolnić z tych
pasów?
– Oczywiście. –
Machnął różdżką i pasy, które oplatały jej kostki, nadgarstki i tułów opadły
luźno z łóżka. Uśmiechnęła się niemrawo, gdy mężczyzna pomógł jej usiąść. –
Przetoczyliśmy i oczyściliśmy pani krew z jadu. Kiedy wampir gryzie człowieka,
to najpierw dochodzi do zmian wizualnych, natomiast później zachodzą te w funkcjonowaniu organizmu. Miała pani wiele szczęścia i doszło jedynie do
naprawdę drobnych zmian wizualnych.
Była pełna podziwu, bo
powiedział to wszystko i wydawało jej się, że nie brał przy tym oddechu. Czyli ugryzł mnie i nie jestem wampirem, ale
jednak coś się we mnie zmieniło. Nie wiedziała czemu przejechała językiem
po górnych zębach i pisnęła, kiedy natrafiła na coś dziwnego.
– Co do Merlina
Potężnego? – Jęknęła i palcami wymacała dwa wydłużone kły.
– O tym właśnie
mówiłem. – Szatyn podał jej lustro, a kiedy spojrzała w swoje odbicie wrzasnęła
przerażona i odrzuciła zwierciadło, jakby ją parzyło. Szum w uszach nie
zakłócił brzdęku tłuczonego przedmiotu, który roztrzaskał się na podłodze. –
Proszę głęboko oddychać i się uspokoić.
– Jak mam się
uspokoić, do cholery, kiedy wyglądam jak potwór?! – Krzyknęła i poczuła łzy pod
powiekami.
– Nie wygląda pani jak
potwór. – Hipokrates przysiadł na łóżku i chwycił ją za ramiona, i nawiązał z
nią kontakt wzrokowy. – To wygląd i da się go zmienić. Ma pani tylko dłuższe
kły i inne oczy. Nic więcej się nie zmieniło. Ma pani jeszcze ranę, która musi
się zagoić, a tak to nie widzimy przeciwwskazań, żeby panią wypuścić. Wszystko
jest z panią w porządku.
– Wyrwijcie mi te
zęby! – Powiedziała nerwowo i poczuła ciepłe łzy, które poleciały z jej oczu, a
mężczyzna poklepał ją jedynie po ramieniu. Wcale ją to nie pocieszyło.
– Nie będzie takiej
potrzeby. Dobrze reaguje pani na zaklęcia i po przesłuchaniu pielęgniarka
pokaże pani, jak zaklęciem skrócić kły. – Znów ją poklepał po ramieniu i
spojrzała na niego krzywo.
– Jeszcze raz mnie pan
poklepie, to odgryzę panu ręce. – Syknęła zła, a uzdrowiciel uśmiechnął się do
niej i uniósł dłonie do góry.
– Ma pani dużo
szczęścia. Przyślę tu pielęgniarkę, jak będzie już po wszystkim. – Hipokrates
wstał z łóżka, napisał coś jeszcze w karcie i wyszedł z sali. Westchnęła ciężko
i spojrzała na kawałki lustra na podłodze. Podniosła jeden i zaczęła przyglądać
się swojej twarzy. To, co zobaczyła w odbiciu nie spodobało jej się. Miała
dłuższe kły, zaczerwienioną skórę wokół oczu, a jej tęczówki były żółte...
– Ciekawy kolor. –
Usłyszała głos Moody'ego i spojrzała w stronę korytarza.
– Zupełnie nie pasuje
mi do włosów. – Odpowiedziała z nutką histerii w głosie i odłożyła odłamek
lusterka na stolik. Alastor i Leven weszli do sali, a Edgar zamknął drzwi i
został na zewnątrz. W myślach przeklęła, bo jednak byłoby jej miło, gdyby w sali
była chociaż jedna przyjazna twarz.
Spodziewała się, że
przesłuchanie będzie wyglądało podobnie do tego, jakie miała, gdy zginęli
Jocunda i Charlie. Przez krótką chwilę jej wyobraźnia podsuwała jej obrazy
wściekłego, warczącego Moody'ego, oraz jej, płaczącej i rozhisteryzowanej.
Cóż... Na końcu nie miałaby szansy wyjścia z sali, pokazania aurorowi
środkowego palca i trzaśnięcia drzwiami, jak to zrobiła prawie dziewięć
miesięcy temu.
Tak naprawdę tylko
jedno zgodziło się z jej wyobrażeniami. Auror był warczący, ale nie wściekły, a
ona nie płakała, ani nie histeryzowała.
Opowiedziała dokładny
przebieg tego feralnego wieczora, a Tobias skrupulatnie wszystko zapisywał.
– ...I wtedy pojawił
się Syriusz. – Powiedziała, gdy opisała jak upadła i złamała rękę.
– Black? – Moody
spojrzał na nią uważnie, tak samo jak drugi auror znad pergaminu, gdzie
zapisywał zeznania.
– Pamiętam, że... –
Zaczęła i miała nadzieję, że opinia Katheriny była szczera, i naprawdę jest
świetna w kłamaniu. – Upadłam, trzasnęła mi kość w ręce, wampir wrzasnął,
miałam drgawki i szyja mnie paliła, i tak jakby przez mgłę widziałam twarz
Syriusza. Zaraz po obudzeniu Adalbert przyznał, że to właśnie Syriusz mnie
znalazł.
– Czy pamiętasz, jak
wampir został zabity? – Zamknęła na chwilę oczy i przypomniała sobie dużego, szarego psa, który rzucił się wampirowi do szyi.
– Nie... – Zająknęła
się i pociągnęła nosem. Moody zerknął na chwilę na Levena i z powrotem, z uwagą
jej się przyglądał.
– Przejrzeliśmy
rzeczy, które przy tobie znaleźliśmy i rzuciliśmy na różdżkę zaklęcie Prior
Incantato. Naprawdę niczego nie pamiętasz? – Zapytał Leven, a ona pokręciła
głową. Przez chwilę milczeli, aż w końcu Alastor kiwnął głową i zrobił ruch
dłonią, aby młodszy auror zaczął mówić. – Ostatnie zaklęcie, jakie zostało
rzucone z twojej różdżki, to zaklęcie tnące, a wampir miał rany cięte. Wydaje
mi się, a uzdrowiciel to potwierdzi, bo mieliśmy podobne przypadki, że
byłaś w szoku i rzuciłaś zaklęcie, które doskonale znałaś.
– Chwileczkę... –
Podniosła dłoń, żeby go uciszyć. – Zabiłam wampira?
– Wszystko na to
wskazuje. – Potwierdził, a jej na chwilę pociemniało przed oczami. Patrzyła to
na Levena, to na Moody'ego, aż oczy zaczęły jej łzawić. Merlinie! Jak się z tego wykręcić... To przecież Syriusz... Pójdę
siedzieć! – Ile mi za to grozi?
– Z racji tego, że
działałaś w obronie koniecznej, to nie wsadzimy cię do Azkabanu. – Przełknęła
głośno ślinę, gdy usłyszała spokojny głos Alastora. Zmrużyła oczy i
podejrzliwie spojrzała na niego oraz Tobiasa, bo co chwilę na siebie zerkali.
– Coś się jeszcze
stało? – Zapytała powoli, a Moody pokręcił głowa.
– Tak. – Rzucił Leven.
– Dumbledore ściągnął tu twoją mamę. Z tego, co wiem, to teraz odpoczywa w
Edynburgu, ale powiadomimy ją zaraz jak wyjdziemy.
*******
– Cześć, pechowa dziewczyno!
– Syriusz starał się, żeby ton jego głosu brzmiał dziarsko. Jessica odwróciła
głowę w jego stronę i uśmiechnęła się szeroko. Dzień wcześniej wybudziła się i
Adalbert przekazał im, że nic groźnego jej się nie stało, i ma tylko wydłużone
zęby trójki oraz żółtą tęczówkę oka. Teraz patrzyła na niego oczami, które były
takie, jak zawsze, a jej uśmiech pozbawiony był długich kłów. Pielęgniarka
schowała jakiś pergamin do szuflady, poklepała Cay po ramieniu i wyszła,
zostawiając ich samych.
– Cześć, bohaterze. –
Powiedziała miękko i klepnęła miejsce obok siebie na łóżku. Gdy podszedł bliżej
zauważył, że ma łzy w oczach i szczerze miał nadzieję, że dziewczyna nie
rozpłacze się ze wzruszenia. Usiadł obok niej i położył na jej kolanach
paczuszkę. Pisnęła i zaczęła otwierać pudełeczko.
– Sernik! – Skrzywił
się trochę, bo powiedziała to zdecydowanie za wysokim tonem głosu.
– Bez rodzynek. –
Dodał, kiedy oderwała kawałek i wsadziła go sobie do ust, jęknęła, i opadła na
poduszkę. Parsknął śmiechem, bo gdy na nią spojrzał, to miała zamknięte oczy i
błogi wyraz twarzy. – I puszysty.
– Właśnie taki
najbardziej lubię. – Uśmiechnęła się, kiedy przełknęła i podniosła się do
pozycji siedzącej. – Rozpieszczasz mnie, Syriuszu. Najpierw uratowałeś mi
życie, teraz przynosisz mi sernik. Wyjdź za mnie.
– Z tego, co słyszałem
to masz innego narzeczonego. – Rzucił złośliwie i poruszył brwiami. Jess
machnęła ręką i oderwała kolejny kawałek sernika.
– Mam tu tylko
Adalberta, więc powiedział lekarzom, że jest moim narzeczonym, żeby miał dostęp
do informacji. Nie powiedziałam mu, że jest zapisany w karcie jako osoba
kontaktowa. – Wzruszyła ramionami, a on przyjrzał się jej uważniej.
– Masz też nas, Jess.
– Powiedział powoli, bo jednak już wiele razy odniósł wrażenie, że dziewczyna
twierdzi, iż może liczyć tylko na McSweeney'a.
– Chodzi mi o rodzinę,
Syriuszu. Rodziców tu nie ma, Jo... Jo nie żyje. A Adalbert był dla mnie jak
brat odkąd pamiętam. – Znów wzruszyła ramionami i uśmiechnęła się do niego
słabo. – Czy nadal mam obstawę pod salą?
– Tak, jak wchodziłem
to kręcił się tam Caradoc. – Cay westchnęła ciężko.
– Nie rozumiem po co
ta cała szopka, z tym pilnowaniem? Przecież nie jestem kimś ważnym. –
Wymamrotała z pełną buzią. – Rzucisz zaklęcie wyciszające? Musimy porozmawiać,
a raczej to, co powiem nie jest legalne.
– Jasne! – Roześmiał
się, słysząc jej konspiracyjny ton. Muffliato!
– Więc?
– Więc... – Zaczęła
poważnie, patrząc mu prosto w oczy. – Dziękuję ci za to, że mnie uratowałeś,
Syriuszu, narażając przy tym też siebie. Do późna szyłam, ostatnie zaklęcie, którego użyłam, to było zaklęcie tnące i uznali, że byłam w szoku, i rzuciłam
je na wampira, i to go zabiło. Nie powiedziałam im, że to byłeś ty.
– O czym ty mówisz? –
Zmarszczył brwi zdziwiony. – Jak cię znalazłem, to wampir już nie żył.
– Co? – Wyglądała na
mocno zdziwioną. – Przecież... Zamieniasz się w psa! A wampira zabił duży,
szary pies! Mam to cały czas przed oczami!
– Tak, zamieniam się w
psa, ale czarnego. – Powiedział i przez chwilę patrzyli na siebie w kompletnej
ciszy.
– Nie wymyśliłam sobie
tego, Syriuszu. Jakiś wielki pies rzucił się na niego i rozerwał mu gardło. –
Wyszeptała i dostrzegł w jej oczach desperację.
– Wierzę ci, Jess.
Widziałem wampira i zdecydowanie jego rany nie były cięte, a szarpane. –
Uścisnął jej ramię, gdy broda zaczęła jej drżeć. – Jak to się wszystko
wydarzyło?
– Na przesłuchaniu
powiedziałam, że nie pamiętam za wiele, i że w pewnym momencie miałam
przebłysk, i zobaczyłam twoją twarz, bo myślałam o tym, żeby cię chronić. W
końcu jesteś nielegalnym animagiem. – Wzięła głęboki wdech i odstawiła
pudełeczko na szafkę. – Wyszłam z naszego lokalu i poszłam w boczną uliczkę, bo
jest tam wyjście na mugolską ulicę, i stamtąd jest dość blisko do mieszkania.
Zaskoczył mnie, kiedy wyszłam już za budynki. Chwycił mocno w pasie, wgryzł mi
się w szyję i przez chwilę mnie tak trzymał. Potem coś nas powaliło. Upadłam na
bruk, złamałam chyba rękę, ale uwierz mi, że nie poczułam tego. Czułam się,
jakby ktoś przyłożył mi rozżarzone żelazo do szyi i wlał gorący olej w żyły, i
nadal go podgrzewał, tylko brakowało charakterystycznego skwierczenia. Chciałam
się cofnąć, ale nie mogłam i on... on zaczął się znów zbliżać i wtedy, zza mnie, wyskoczył ten pies. Prosto na niego i rozszarpał jego grdykę. Jak o tym
pomyślę, to mi słabo. Wszędzie unosił się zapach zgnilizny, czy stęchlizny, ale
nie jak zepsute jedzenie, a jego krew... Nie była taka jak u człowieka, tylko
szara. Nie srebrna jak u jednorożca, tylko w takim złowieszczym odcieniu
szarości... Grafit, albo antracyt...
– ...Nic mi to nie
mówi. – Pokręcił głową lekko rozbawiony z dość szczegółowego opisu Jess.
– Och, wiem. Jak Bert
powiedział mi, że to ty mnie znalazłeś, to byłam przekonana, że ten pies, to
ty. A jeżeli, to nie byłeś ty, to kto? – Zadała to pytanie, a on westchnął
ciężko. Nie chciał mówić na głos, że wszystko jest uszyte strasznie grubymi
nićmi. Jeszcze nie był aurorem, a rozpoznał od razu rany szarpane u wampira,
więc był pewny, że aurorzy z Działu Technicznego, Moody i Leven, też to wiedzą.
Chociaż... Może skóra wampira jest inna i zaklęcie tnące inaczej na nią
podziałało? A może chcą uciszyć sprawę, żeby w spokoju to zbadać? Może rzucają
podejrzenia, gdzieś indziej i depczą temu animagowi po piętach? A może to był
celowy atak na członka Zakonu Feniksa i teraz sprawdzają, czy istnieje grupa
wampirów, która działa dla Voldemorta?
– Nie podoba mi się
to, o czym myślisz. – Usłyszał zaniepokojony ton głosu Jess i spojrzał na nią z
uspokajającym uśmiechem.
– Spróbuję dowiedzieć
się czegoś więcej. Wydaje mi się, że chyba będzie lepiej, żebyś utrzymywała
wersję z przesłuchania.
– To da się zrobić. –
Kiwnęła głową i szturchnął ją w bok.
– Musisz wypaść
przekonująco.
– Oj, Black. To moja
specjalność. – Mruknęła żartobliwie i wzięła ze stolika pudełeczko z ciastem. –
To jak mnie uratowałeś?
– Wyssałem jad z rany.
– Znów wrócił do lekkiego tonu. Zdziwił się, kiedy Jess westchnęła żałośnie.
– I ja tego nie
pamiętam? – Roześmiał się głośno, bo Cay wydawała się być załamana tym, że ma
lukę w pamięci.
*******
– Jak się czuje Jess?
– Zapytał Leven, kiedy otworzyła czekoladę. Lekcje oklumencji były
przyjemniejsze, kiedy potrafiła bronić swojego umysłu. Poczęstowała go
kawałkiem i sama wzięła jeden.
– Całkiem dobrze, jak
na to, co jej się przytrafiło. Codziennie bywa w szpitalu, bo nadal nie
opanowała zaklęć... W niedzielę podobno przesiedziała cały dzień w pokoju.
Nawet Adalbertowi nie pozwoliła wejść. Widziałeś ją wtedy, naprawdę to wygląda
tak strasznie? – Katherina zapytała go zaniepokojona. Bardzo się zmartwiła,
kiedy dziadek przybył do Hiszpanii po matkę Jess, bo zaatakował ją wampir.
Martwiła się jak cholera, ale dziadek uspokoił ją. Syriusz wyssał jad i nie
doszło do przemiany. Wróciła do Anglii dopiero dwa dni po wybudzeniu
przyjaciółki, kiedy miała pewność, że Williama nie ma w kraju. Na całe
szczęście Cay nie miała jej za złe, że nie była przy niej, bo i tak przez
prawie całe dwa dni, przesiedziała z matką, która po tygodniu wróciła do
Hiszpanii.
– Wygląda dość
normalnie, jak na to, co się jej stało. – Tobias wzruszył ramionami. Słyszała
od Adalberta, że Jess ma wydłużone kły i żółte oczy, i nawet nie krył
ekscytacji, co potęgowało zdenerwowanie Cay. – A przypomniała sobie coś więcej?
– Nie... W tym
wszystkim, to jest najgorsze. Przeżyła atak wampira i nawet tego nie pamięta.
Merlinie... Ona nawet nie pamięta jak go zabiła! – Naprawdę żałowała, że
przyjaciółka pamięta tak niewiele. Już z tego żartowała, a raczej ze sposobu w
jaki uratował ją Syriusz. Minęły dwa tygodnie od jej wyjścia i kiedy odwiedzała
ją w mieszkaniu, to Jess opowiadała jakie zmiany zauważyła. Unikała tematu
swojego wyglądu. Gdy poruszyła tę kwestię, to przyjaciółka prawie się
rozpłakała i powiedziała tylko, że wygląda jak potwór.
– To chyba dobrze? –
Zagadnął, a ona niechętnie kiwnęła głową.
– Opowiadała mi o
przesłuchaniu... – Zaczęła powoli. – To miłe, że tym razem Moody był bardziej
przystępny. Po jej przesłuchaniu w listopadzie chyba przez godzinę ją
uspokajałam. Naprawdę dobrze, że nie pamięta tego jak go zabiła, bo to chyba by
ją totalnie załamało. Fakt, zasłużył sobie, no bo przecież ją zaatakował...
Merlinie...
– Próbowaliśmy
ustalić, czy to ma jakiś związek ze śmierciożercami, ale nic na to nie
wskazuje. Nie mówiła, czy mogła się komuś narazić? – Zapytał, a ona spojrzała
na niego krzywo.
– Czemu jej o to nie
zapytasz? – Parsknęła śmiechem, kiedy odpowiedział jej prawie takim samym
spojrzeniem. – Naprawdę nie rozumiem, czemu jesteś do niej tak uprzedzony...
– Nie jestem
uprzedzony. – Zaprzeczył, a ona znów parsknęła śmiechem.
– Jesteś. – Wstała z
kanapy i podeszła do okna. – Ciągle mam do ciebie żal o to, że negowałeś jej
członkostwo w Zakonie.
– Nie tylko ja... –
Zaczął, a ona prychnęła. Nie sądziła, że zdanie, które za chwilę padnie, wyprowadzi ją z równowagi. – Poza tym, nadal uważam, że jej obecność w Zakonie
nic nie wnosi.
– Ty sobie żartujesz?
– Odwróciła się do niego oburzona.
– Nie, Katy. Nie
żartuję. Twoja mama i Dorea Potter poświęcają jej swój czas. Podobno są efekty,
ale jej nauka to powolny proces. Mdleje na widok krwi, ma problem z prostymi zaklęciami.
Fakt, Protego i Upiorogacka ma opanowane do perfekcji, ale w walce też trzeba
atakować. Nie nadaje się na misje i raczej jej obecność tutaj, tylko dostarcza
rozrywki, no i smaczne potrawy, a nie o takie efekty nam chodziło. –
Zarumieniła się ze złości i podeszła do niego powoli. – Idealnie pasuje pod
profil szpiega, ale póki jesteśmy w mniejszości, nie można jej sprawdzić.
– Przestań, Jess to
jedna z ostatnich osób, którą można o to podejrzewać. A to, że według ciebie
nic nie robi, nie oznacza, że nie ma prawa być tu z nami. Śmierciożercy zabili
jej siostrę... – Zaczęła, a Leven warknął zniecierpliwiony.
– Daj spokój, Katy.
Gdybyśmy rekrutowali rodziny wszystkich pokrzywdzonych przez śmierciożerców, to
byłoby nas z cztery razy więcej. A Jess trzymamy tu tylko dlatego, że jej
przyjaciele też należą do Zakonu i jednak wiedziała więcej niż nam się
wydawało. – Spojrzała na niego, czując, że uchodzi z niej powietrze.
– Mam dużo pracy...
Chyba powinieneś już iść.
– Wiem, że to było
brutalne, ale taka jest prawda. – Powiedział już łagodniejszym tonem głosu.
– Nie dostrzegasz
prawdy. To jest twój problem. A Jess ma wiele talentów, tylko jeszcze nie
wiadomo, jak je wykorzystać.
*******
– Morze Karaibskie, to to nie jest, ale przynajmniej woda czysta. – Zauważył James, kiedy wreszcie udało
im się dojść do plaży w Polperro. Zaczął rozkładać koc, który ze sobą wzięli i
po chwili już na nim siedzieli.
Ucieszył się, kiedy
zaproponował Lily, aby udali się gdzieś na kilka dni. O świstoklik dla niego
było ciężko, bo wiązało się to z kilkoma przesłuchaniami, więc zostali w
Anglii. Poinformował jeszcze tylko przyjaciół i rodzinę, żeby kontaktowali się
z nimi jedynie w naprawdę ważnych sprawach, a tak to przez te cztery dni chciał
być tylko z Evans.
– Nie potrafię się
zrelaksować. – Wyznała Ruda wyciągając przed siebie nogi. Parsknął śmiechem, bo
był trzeci dzień ich wycieczki, a Lily już na początku drugiego dnia marudziła,
że powinna teraz wspierać Alicję, tak jak robiły to Jess, Jane i Katy. Ślub
Franka i Brown miał odbyć się już za tydzień, a panna młoda od wypadku Cay
zaczęła panikować. Szatynka miała złe przeczucia po ataku na Jessikę, bo tak
jak większość, podejrzewała, że wampir działał na zlecenie śmierciożerców i
ataki staną się częstsze.
– Jutro wieczorem
wracamy. Odbijesz sobie niańczenie Alicji na wieczorze panieńskim. – Parsknął
śmiechem, kiedy posłała mu krzywe spojrzenie. – Dziewczyny na pewno dają sobie
świetnie radę. Przynajmniej radzą sobie lepiej od Franka.
– Bo on bagatelizuje
jej zdenerwowanie. Przecież pamiętasz, że na ślubie Jane doszło do ataku... –
Zaczęła Evans, a on objął ją ramieniem.
– Chwała za to
Merlinowi! – Jeżeli ktoś zapytałby go o chociaż jeden atak śmierciożerców,
który przyniósł coś dobrego, to zdecydowanie atak na ślubie Jane, byłby tego najlepszym przykładem.
Nikomu nic się nie stało, a Elliot nie wyszła za swojego byłego narzeczonego.
Wtedy aż tak bardzo nie dostrzegał tego, że przyjaciółka jest stłamszona.
Teraz, kiedy mieszkał z nią już od prawie roku, dostrzegł zmiany jakie zaszły w
Jane i w dodatku jaka jest szczęśliwa z Paulem. Przy Jacku taka nie była.
– Ostatnio o coś nie
pytałeś. – Zaczęła cicho i ostrożnie.
– Umówisz się ze mną,
Evans? – Uśmiechnął się zawadiacko, a ona parsknęła śmiechem, kiedy odsunęła
się i spojrzała na niego z powątpieniem.
– Nie to pytanie. –
Ponownie przytuliła się do jego boku. Miał ochotę wykonać ręką gest zwycięstwa,
bo wreszcie Lily sama zaczęła ten temat.
– To kiedy bierzemy
ślub? – Zapytał.
– Hm... Dorcas zaczęła
drugi rok i z tego co wiem, to może zgłosić nieobecność na miesiąc przed
wyjazdem... A tak z innej beczki. Jak długo przygotowuje się ślub czarodziejów?
Wiesz, zgłoszenie do Ministerstwa, jakieś szaty, zaproszenia, stroje,
lokalizacja? – Zapytała, a on zmarszczył czoło.
– Niektórzy potrafią w
tydzień wszystko zorganizować. – Znów wyszczerzył zęby, kiedy spojrzała na
niego i pokręciła głową. – Nie wiem, Lily. Nigdy nie zajmowałem się
szczegółami. Dwa miesiące? Może koniec października?
– Zbyt blisko rocznicy
śmierci Jocundy. – Potter kiwnął głową i chwilę się zamyślił.
– Druga sobota
października? Będziesz już miesiąc na kursie, Jess będzie miała we wrześniu
luźniej w pracy, i to jakieś trzy tygodnie przed rocznicą. – Zaproponował, a ona
zmarszczyła brwi.
– Druga sobota
października. To gdzie? – Parsknął śmiechem i pchnął ją na koc, żeby się
położyła.
– Nie mam
najmniejszego pojęcia, Evans. Wrócimy, powiemy, że wybraliśmy datę i resztę
będziemy planowali już z Kwatery. Tutaj jestem rozproszony. – Spojrzał na nią z
góry i odgarnął jej z policzka kosmyk włosów. Lily zarumieniła się delikatnie i
roześmiała.
– A podobno szum fal
uspokaja. – Powiedziała obejmując jego szyję i przyciągając go do siebie.
– Evans, pamiętaj, że
to plaża publiczna... – Wymruczał w jej usta zanim zaczęli się całować.
*******
– Alicjo, upewniam
się, czy nie złapałaś pietra. – Syriusz stał w drzwiach i patrzył jak
dziewczyny coś jeszcze majstrują przy pannie młodej. Katherina podeszła do
niego ze zmartwioną miną, a Jess rzuciła im zaniepokojone spojrzenie.
– Obiecałam jej kilka
dni temu, że w razie czego siłą ją tam zaciągnę, ale od rana płacze. –
Wyszeptała, wyprowadzając go na korytarz.
– Mam przysłać Franka?
Jak nie wyjdzie, to zawsze będzie można zrzucić winę na to, że zobaczył ją
przed ślubem. – Spróbował zażartować, ale szybko przeprosił, gdy spojrzała na
niego sceptycznie. – Tłumaczyłyście jej, że aurorzy pilnują domu, część gości
nie przyszła, a reszta jest sprawdzanych?
– Oczywiście, że tak!
– Zapewniła i potarła skronie. – Próbowaliśmy wszystkiego, nawet poprosiliśmy
jej rodziców, ale wyszli przed chwilą, bo odprawiła ich z kwitkiem!
– Jest jeszcze jedna
możliwość. – Powiedział zza jego pleców Remus i po chwili stanął obok niego. –
Augusta.
– Przecież Alicja mnie
zabije! – Domyślił się, że Lupin też zrobił do Katheriny słodkie oczy, bo
patrzyła to na niego, to na Lunatyka i zmiękła. – Przyjdę do was, jak coś
zdziałam i zaczniemy tę ceremonię. Nie mogę uwierzyć, że pierwszy ślub ludzi,
którzy się z nami uczyli w szkole i panna młoda odwala takie cyrki... Oby Lily
mniej dramatyzowała.
– Dziwisz jej się? –
Zapytał Remus, a Katy westchnęła.
– Od tygodnia co
chwilę płakała, a odkąd się dowiedziała o ataku, to nie może przestać. Nie
wiem, czy to emocje, czy co, że się tak zachowuje, ale przecież dom jest
chroniony przez aurorów z Zakonu, ma przy sobie różdżkę, na sali będzie dużo
zdolnych czarodziei i wszystko jest tak przeorganizowane, że śmierciożercy
musieliby zrobić podkop, żeby dostać się na uroczystość. – Pokręciła głową i
wypuściła głośno powietrze. – Tak, chyba tylko Augusta Longbottom sprawi, że ta
kupka nerwów wyjdzie z pokoju na własnych nogach.
Poklepał ją jeszcze po
ramieniu, kiedy ich minęła i skręciła w prawo.
– Przekażesz wszystko
Frankowi? Ja zejdę już na dół i upewnię się, że czekamy tylko na pannę młodą. –
Lupin kiwnął głową i poszli w przeciwnych kierunkach.
Black zszedł po schodach
i uśmiechnął się pod nosem, gdy jakieś dwie nieznane kobiety nawet nie kryły
się z niechętnym wzrokiem. Zaczęły sobie coś szeptać do uszu, ale przestały,
kiedy przechodząc obok nich, ukłonił się z przymilnym uśmiechem.
Trochę mu było głupio
tak się szczerzyć i to niecałe pięć dni po tym, jak śmierciożercy zaatakowali
mugolski wyścig jachtów. Wywołali tak potężny sztorm, że zostało zniszczonych
wiele jachtów i zginęło piętnaście osób. Ministerstwo Magii wysłało kilkunastu
pracowników na kanał La Manche, żeby powstrzymać sztorm, ale też usprawnić
akcję ratunkową.
– Syriusz Black. –
Usłyszał dziewczęcy głos za sobą i zanim się odwrócił, to zmarszczył brwi. Miał
nadzieję, że szybko ukrył zdziwienie na widok Juliet, kuzynki Franka. Przecież to ślub jej rodziny, kretynie!
– Juliet. – Uśmiechnął
się nonszalancko, a ona skrzywiła się.
– Powinnam ci dać w
twarz, ale nie będę robiła sceny na ślubie kuzyna. – Zbliżyła się do niego, a
jemu mina zrzedła. – Baw się dobrze. Tylko nie przesadź z szampanem.
– I wzajemnie. –
Mruknął pod nosem, kiedy odeszła w stronę jakiegoś chłopaka.
– Wzgardzona kochanka?
– Uśmiechnął się na widok Jess, która zeszła do salonu.
– Ma prawo mnie nie
lubić. – Wzruszył ramionami. – Co z Alicją?
– Augusta wkroczyła do
akcji. Widziałeś gdzieś babcię Dorcas? Lily prosiła, żeby ją znaleźć, bo chcemy
się przywitać przed ceremonią... – Stanęła na palcach i rozejrzała się po
tłumie, ale widocznie nie odnalazła jej wzrokiem, bo stanęła już normalnie, i
zrobiła niezadowoloną minę. – Dobra, Syriusz, Prawdopodobnie twoja towarzyszka
tu zaraz przyjdzie, a ja muszę znaleźć Berta. Widzimy się w ogrodzie!
Tak jak mówiła,
Katherina zeszła chwilę później i nie wyglądała już na zdenerwowaną.
– Kryzys zażegnany. –
Obdarzyła go szerokim uśmiechem i chwyciła pod ramię. – Zaraz panna młoda
zejdzie do ogrodu, więc najwyższa pora, żeby zająć miejsca.
– Całe szczęście.
Wreszcie mogę ci powiedzieć, że wyglądasz pięknie i nie powiesz mi, że myślę o
pierdołach. – Poczuł jak trzęsie się od chichotu i spojrzał na nią. Założyła
buty na obcasie, ale na szczęście nadal był od niej trochę wyższy.
– Zachowaj swoje
popisowe teksty, dla którejś samotnej panny. Wypatrzyłeś już jakąś? –
Rozejrzała się, gdy usiedli, a on parsknął pod nosem.
– Myślałem, że mam żyć
w celibacie.
– Och, jeden numerek
to nie związek. – Puściła mu oczko i wstała z miejsca, bo zauważyła, jak woła
ją jej mama.
– Można? – Usłyszał za
sobą i zaczynał mieć już dość, że ludzie tak go zachodzą. Najpierw Remus, potem Juliet, a teraz ta baba.
– Oczywiście. – Powiedział
z chłodną uprzejmością i zabrał kwiaty, które wcześniej tam zostawił, a kobieta
zajęła miejsce po jego lewej stronie. Merlinie, Katy, pośpiesz się...
– Wilk w stadzie
owiec. Nie spodziewałam się, że Moody do tego dopuści. Praca totalnie wypaliła
mu szare komórki. – Spojrzał na nią zdziwiony i utrzymał z nią kontakt
wzrokowy. Niebieskie oczy na chwilę się zmrużyły, jakby próbowała dostrzec
jakiś podstęp, lub fałsz w jego twarzy.
– Został
przegłosowany. – Odpowiedział po chwili, i gdy wyczuł, że kobieta jeszcze nie
skończyła, to przekręcił się nieco w jej stronę.
– Pewnie nie może się
doczekać, aż złapie cię na gorącym uczynku... Ciekawie jaką karę ci przygotował?
Utrata pamięci, proces, a może śmierć, którą zatuszuje, jakąś bajeczką o walce,
i że nie miał wyjścia, i musiał cię zabić? – Zastanawiała się na głos i już
wiedział, że ma do czynienia z wariatką. – Oczywiście, że proces. Już widzę te
nagłówki w gazetach. Będziesz gwiazdą
w Azkabanie, drogi chłopcze.
– Nie jestem chłopcem,
stara wariatko. Jestem... – Zaczął.
– ...Syriusz! Och,
zrób mi miejsce! – Lily poklepała go po ramieniu i odsunął krzesełko do tyłu. –
Pani Betula!
– Lily Evans! Pięknie
wyglądasz, kochanie! – Wcięło go, gdy kobieta nagle zrobiła się miła, wstała i
wyściskała rudowłosą, jakby co najmniej znały się całe życie.
– Jak się cieszę, że
chociaż pani udało się dotrzeć! – Ruda odsunęła się od niej i spojrzała na
Syriusza. Wyglądała na mocno zdziwioną. – Och, nie chciałam przeszkodzić w
rozmowie.
– To raczej
przypominało zamach na moją godność. – Mruknął ironicznie, a kobieta prychnęła.
– Chyba na jej
resztki!
– Oj, cicho bądź
wreszcie... – Wymamrotał zniecierpliwiony i znudzony już przytykami kobiety.
– Syriusz! Opanuj się,
na Merlina! – Syknęła Evans i dostrzegł rumieniec na jej twarzy. Przez chwilę
wytrzeszczała na niego oczy, jakby chciała mu przekazać jakąś supertajną
wiadomość, ale wzruszył ramionami, bo nie wiedział, co ma na myśli. – Widzę, że
już się pani poznała z moim przyjacielem, ale jak słyszę, chyba nie zostaliście
sobie przedstawieni.
– I bardzo dobrze. –
Rzucił pod nosem, ale na szczęście tak cicho, że pewnie nie zrozumiały, co
powiedział.
– Pani Betulo, to jest
Syriusz Black. Syriuszu, to jest pani Betula Meadows. – Ruda uśmiechnęła się
krzywo, trochę niezręcznie, kiedy podniósł szybko na nią wzrok przerażony. O kurwa. – Babcia Dorcas.
Zapadła cisza. Patrzył
to na Lily, to na Betulę, aż w końcu utkwił wzrok w plecach jakiegoś gościa,
który dopiero co usiadł przed nimi.
– Bardzo mi miło. –
Przerwał niezręczną ciszę, i kiedy na nią zerknął, to zauważył jej kpiący wzrok.
– Przepraszam, że tak panią obraziłem, ale zazwyczaj właśnie tak reaguję, jak
ktoś zarzuca mi zdradę.
– Na co dzień, Syriusz to
bardzo przyjaźnie nastawiony, szarmancki i kulturalny chłopak. – Stanęła w jego
obronie Lily i był jej naprawdę wdzięczny. – To też najlepszy przyjaciel
Dorcas. Zapewne widziała go pani na obrazie.
– Ach, tak? –
Wiedział, że usłyszy jakąś bombę, bo uśmiechnęła się złośliwie. – To pewnie
ten, któremu przykleiła kartkę na głowę, żeby go nie oglądać?
– Proszę zająć
miejsca! – Zagrzmiał mistrz ceremonii i reszta gości usiadła.
Ucieszył się, kiedy zaproponował Katherinie zamianę miejsc i ta się zgodziła.
Miał gdzieś, że otwarcie dał do zrozumienia, iż nie chce siedzieć obok babci
swojej byłej dziewczyny.
Zapatrzył się na
kwiaty i inne pierdoły, i szybko podniósł się z miejsca, gdy Parkes szturchnęła
go w żebra, bo pomiędzy rzędami krzesłeł szła Alicja w białej sukni. Opadł na
krzesło i miał ochotę jęknąć żałośnie.
Wyzwałeś
ją od starych wariatek, koleś... Niezłe pierwsze wrażenie.
Wiedział, że Dorcas
żyje blisko z babcią z Australii, bo Katy mu opowiadała o tym. Lily
potwierdziła, że to równa babka, ale chyba tylko dla niej, bo dla niego okazała
się być jędzą.
Miał ochotę wychylić
się trochę i przyjrzeć kobiecie, ale powstrzymał się. Ciekawe, czy Dor jej coś opowiadała o mnie... Nie dziwię się, że mnie
poznała. W końcu jestem bardzo podobny do ojca, a...
– O nie... – Jęknął
cicho i przejechał dłonią po policzku. Katy syknęła na niego, żeby był cicho,
bo Alicja była w trakcie wygłaszania przysięgi, ale on i tak ich nie słuchał. Przecież jej mąż zginął w moim domu
rodzinnym. Fakt, zabiła go matka Dor, ale to nie zmienia faktu, że Blackowie
maczali w tym palce.
– Mógłbyś chociaż
udawać, że cię to interesuje. – Wyszeptała mu do ucha Katy, kiedy ukrył twarz w
dłoniach. Posłał jej nikły uśmiech i wyprostował się na swoim miejscu.
– Słabo się poczułem.
– Powiedział i rozluźnił krawat. Kto
wymyślił śluby w sierpniu i to wtedy, kiedy słońce świeci w zenicie? Jeszcze,
kto, u licha, wykazał się tak zacnym poczuciem humoru, że posadził babcię
Dorcas obok niego. Pośle temu komuś butelkę Ognistej. Z wolnodziałającą,
bolesną trucizną.
Z opóźnieniem zaczął
klaskać, gdy zorientował się, że było już po ceremonii. Roześmiał się, kiedy
Augusta Longbottom zwołała wszystkie panny, a Jess złapała Katherinę za rękę i
pociągnęła na przejście, aby przygotować się na rzut bukietem. Kiedy panny już
się zebrały, Alicja kilka razy przymierzała się do rzucenia, a gdy wypuściła
kwiaty z dłoni, poleciały prosto w wyciągnięte dłonie Cay. Uniosła bukiet do
góry, jakby trzymała jakiś puchar i uścisnęła się z szatynką.
– Chyba o czymś nie wiemy.
– Zażartował James i klepnął go w ramię. Wstał z miejsca, poczekał na Katherinę
i we czwórkę, wraz z Lily poszli do rozstawionego namiotu, gdzie miała sie
odbyć reszta uroczystości.
*******
– Dlaczego to musi być
dzisiaj? – Zapytał Remus idąc za Dagny przez jakieś chaszcze w lesie niedaleko
Wolverhampton. Wyciągnęła go w środku tygodnia z księgarni, teleportowali się w
nieznane mu miejsce i dopiero jak weszli do lasu powiedziała mu, gdzie są.
– Nie ja dyktuję
warunki. W sumie, to powinieneś się trochę cieszyć, bo dziś jest nów. –
Powiedziała to takim tonem, że go zaintrygowała.
– Przecież to bez
znaczenia. – Zauważył, a ona pokręciła głową.
– Dla ciebie i dla
mnie, tak. – Uśmiechnęła się niezręcznie i chwyciła jego dłoń. – Chodzi o to,
że nie wszyscy są tacy, jak ja, albo ty. Są jeszcze gorsi...
– I teraz mi to
mówisz? – W myślach zaklął siarczyście, bo jego notatki nie obejmowały gorszych
opisów. Miał nadzieję, że uda mu się wyjąć pergamin i ołówek z kieszeni, i
zdoła zebrać jak najwięcej informacji. Albo chociaż, żeby zdołał wszystko
doskonale zapamiętać.
– Bałam się, że się
wystraszysz... – Mruknęła cicho. – Wiesz... Ja nie pilnuję się w trakcie pełni
i jak ktoś się nawinie, to zaatakuję go, i zabiję, ale po pełni już nikogo nie
ranię. Są osoby, które atakują, kiedy chcą. Nieważne, czy jest pełnia, czy też
nie. Oczywiście, jak nie ma pełni to nie da się zarazić ofiary, ale i tak to
paskudne. W czasie nowiu są spokojniejsi, obce zapachy nie są tak drażniące...
Więc będą przyjaźniej nastawieni. Rozumiesz?
– Rozumiem. –
Powiedział, chociaż szumiało mu w uszach. Jak
to w ogóle możliwe, że atakują też poza pełnią? – Jak wielu ich jest?
– Może z pięciu. Tego
najgorszego... Tego, co kieruje tym wszystkim nie ma. – Powiedziała i miał
ochotę zapytać kto to jest, ale wyprzedziła go. – To Fenrir Greyback. Remusie?
Coś się stało?
– Nie nic... – Nawet
nie zorientował się, kiedy stanął, a ona szarpnęła kilka razy jego ręką. –
Trochę się boję...
– Och, Remusie. –
Wyszeptała miękko i zbliżyła się tak, że blizny na jej twarzy rozmyły mu się
przed oczami. Ucałowała miękko jego usta i przytuliła go mocno. – Jestem z
tobą.
*******
Dzień nie zaczął mu
się jakoś bardzo udanie, bo myślał cały czas o tym, że wieczorem ma zajęcia z
oklumencji. Moody warczał na niego, bo jego oklumencja była żałosna. Nie chciał
umniejszać zdolnościom Alicji, ale podobno radziła sobie dużo lepiej od niego,
a on nadal potrafił bronić się tylko za pomocą różdżki. Samym umysłem też
potrafił, ale Moody potrafił się przebić przez jego ochronę. Ćwiczył przed
snem, medytował, starał się, ale widocznie trafił na mocnego przeciwnika. Ich
lekcje wydłużyły się trochę, bo jednak blokował umysł dobrych kilka minut, ale
auror zawsze potrafił znaleźć jakąś rysę przez którą zdołał się przecisnąć.
Cieszył się, że już
zaczął się nowy tydzień, bo na niedzielnym obiedzie u Parkesów starał się
zagadać Charlusa o to, czy wiadomo coś w sprawie Jess. Tak jak sądził, sprawa
dziwnie ucichła i raport wylądował już w archiwum, co oznaczało, że całe
postępowanie zostało zakończone. Spróbował podpytać o jakieś odstępstwa od
procedur, ale powiedział mu tylko o tym, że Dawlish trochę zawalił, ale tego
był akurat świadkiem.
Nowy
tydzień, nowe perspektywy.
Uśmiechnął się lekko,
gdy przekroczył próg Ministerstwa Magii. Zobaczył, że kilka wind jest na
poziomie Atrium, więc podbiegł do jednej i wsiadł zanim się zamknęła.
Wyszczerzył zęby do jakiejś czarownicy pracującej dla Departamentu
Międzynarodowej Konfederacji Czarodziejów i wcisnął przycisk z numerem dwa.
Jazda w górę dłużyła mu się. Chłodny kobiecy głos powiedział "Departament
Przestrzegania Prawa Czarodziejów" i kraty rozsunęły się. Wyszedł na
korytarz i miał nadzieję, że nie spotka nikogo znajomego. Skręcił w korytarz,
gdzie znajdowały się gabinety Urzędów Niewłaściwego Użycia Czarów. Odnalazł
drzwi z plakietką "Rejestr Animagów" i zapukał dwa razy. Otworzył
je i wszedł do ciasnego gabinetu, gdzie stały dwa biurka. Na szczęście była
tylko jedna urzędniczka. Berta Jorkins.
– Dzień dobry. –
Usiadł na krześle, które było przeznaczone dla interesanta i wlepił wzrok w
pulchną czarnoskórą, brunetkę. Pamiętał ją z czasów, kiedy chodziła jeszcze do Hogwartu. W
myślach przyznał, że nic się nie zmieniła. Ręce jej się trzęsły, na biurku
miała bałagan i wyglądała na obrażoną.
– Witam. – Podniosła
na niego wzrok i dostrzegł, że jest zdziwiona, ale w końcu obdarzyła go
uśmiechem. – Syriusz Black.
– Berta Jorkins, kopę
lat! – W myślach gratulował sobie tego, że byli z Jamesem na czwartym roku,
kiedy ona kończyła Hogwart i byli na etapie żartowania z rówieśników lub
młodszych uczniów. Na piątym roku na pewno wzięliby ją w obroty i uprzykrzyliby
jej życie. Wtedy pewnie już byłby za drzwiami.
– Szukasz pracy? Bo
chyba mnie wyleją. – Odłożyła niedbale pióro i pisnęła, bo rozlała atrament.
Parsknął śmiechem i wyczyścił atrament zaklęciem.
– Nie... Potrzebuję
rzucić okiem na Rejestr Animagów. – Uśmiechnął się przymilnie i przybrał
wygodniejszą pozę. Wzrok dziewczyny zjechał na jego tułów, a potem ponownie w
jego oczy. Poprawiła się na miejscu i odgarnęła grzywkę z czoła.
– Przykro mi, ale
dostęp do Rejestru wydajemy jedynie po pokazaniu pozwolenia. Posiadasz je? –
Zapytała, a on oblizał usta i na moment spuścił wzrok na swoje dłonie, ale po
chwili znów na nią spojrzał.
– Problem w tym, że
nie, Berta. Pamiętasz, że byłem dobry z transmutacji? Och, na pewno pamiętasz,
jak popisywaliśmy się z Jamesem swoimi umiejętnościami w Pokoju Wspólnym. No
przyznaj! – Wyszczerzył do niej zęby, a ona zarumieniła się i kiwnęła głową. –
Jestem teraz na kursie aurorskim i myślę, żeby zostać animagiem, ale nie mam
pojęcia, czy nie jestem za słaby.
– Ty? Słaby? –
Zapytała, jakby nie wierzyła i oparła się o blat biurka.
– Ale niech to
zostanie w tych ścianach. – Wskazującym palcem zrobił w powietrzu okrąg. –
Zerknę na nazwiska w Rejestrze, wiesz, że znam wiele osób. Może okaże się, że
jest tam ktoś, kto jest słabszy ode mnie? No proszę cię Berta! Pomóż młodszemu
Gryfonowi spełnić marzenia.
– Słuchaj, Black. –
Powiedziała poważnie patrząc mu w oczy. – Rejestr nie jest trzymany pod
kluczem. Jest o tam, na tamtej półce w białej teczce. Wystarczy mieć zgodę od
nauczycieli w Hogwarcie, czy przełożonego, żeby go dostać... Nie mogę ci pomóc,
ale bardzo miło było cię spotkać. Musze szybko zanieść ten papier do Dolores
Umbridge, ale jak wrócę to dokończymy rozmowę?
– Mi też bardzo
przykro, Berto. Oczywiście. Ja tu na ciebie poczekam. – Uśmiechnął się do niej
powolnie i jej wzrok uciekł na jego usta. Puściła mu oczko, kiedy go mijała i
wyszła, a odgłos jej obcasów powoli cichł na korytarzu.
Praktycznie rzucił się
do półki i wyjął białą teczkę. Parsknął śmiechem, bo w teczce był tylko jeden
pergamin z sześcioma pozycjami.
– Minerwa McGonagall,
kot, rok 1956... Łasica, borsuk, trzmiel? – Parsknął śmiechem. – Kulik, lis...
Patrzył w pergamin pod
różnymi kątami i pod światło, ale nie było nic więcej. Duży, szary pies... Kolejny niezarejestrowany animag? A może lista
wymaga aktualizacji? Może jakieś zaległe wnioski?
Szybko schował
pergamin do teczki i odłożył ją na półkę, gdy usłyszał stukot obcasów. Opadł na
krzesło i założył nogę na nogę. Przybrał znudzony wyraz twarzy w momencie,
kiedy drzwi otworzyły się.
Berta usiadła za
biurkiem i obdarzyła go filuternym uśmiechem.
– Mam nadzieję, że
byłeś grzeczny. – Zaczęła bawić się kosmykiem włosów i zalotnie na niego
zerkała, spod długich rzęs.
– Jak widać. –
Rozłożył ręce, jakby nie miał nic do ukrycia. – Słuchaj Berta. Bo przypomniałem
sobie, że profesor McGonagall opowiadała nam co nieco.
– U-hum... –
Wymruczała nisko.
– I coś wspominała, że
póki co, to w tym stuleciu tylko sześć osób zostało animagami... Naprawdę tak
mało? Jest przecież dużo osób, które dorównują jej poziomem, a ona oczywiście
nam powiedziała, że jest w tym rejestrze. – Bawiło go to, że podjęła jego grę.
Widocznie też miała niezłą zabawę.
– Pamiętam, że u nas
też o tym opowiadała. – Klasnęła w dłonie, jakby właśnie przypomniała sobie coś
bardzo zabawnego. – Jest więcej osób animagów, ale to albo Niewymowni, albo
aurorzy. Jak kończą karierę w Ministerstwie, to są rejestrowani. Po Pierwszej
Wojnie Czarodziejów wszedł dekret i osoby z Rejestru, które pracowały w
Departamencie Tajemnic lub w Biurze Aurorów zostały wykreślone. No i dużo
animagów zginęło też wtedy, a w Rejestrze są tylko żyjący animagowie.
– Och... Czyli jak
będę aurorem i animagiem, to nie będę w rejestrze? – Zapytał, a ona kiwnęła
głową.
– Dopóki nie
zakończysz pracy. Proszę, proszę... Największy rozrabiaka Hogwartu zostanie
aurorem. Z taką tendencją do łamania zasad? – Parsknął znów śmiechem.
– Wyszalałem się,
teraz już będę grzeczny. – Puścił jej oczko, a ona zachichotała. – A ty, Berto?
Taka z ciebie gaduła i zostałaś urzędniczką tak nudnego urzędu? Tu w ogóle
można mówić?
– Można, ale nie za
dużo. – Rzuciła żartobliwie. – Nawet nie wiesz jak bardzo potrzebuję rozmowy.
Przyjaciele urwali kontakt, kuzynka wyjechała do Albanii... Rodzicom nie będę
się przecież zwierzać.
– Niczego nie
obiecuję, ale w piątkowy wieczór będę w Dziurawym Kotle. Nie wiem, czy będę
bywał tam często. – Wstał z miejsca i wyciągnął do niej dłoń. Podała mu rękę i
ucałował wierzch jej dłoni. – Nie będę odciągał cię od pracy. Miło było cię
spotkać, Berto.
– Ciebie również. Może
kiedyś na siebie wpadniemy! – Widział, że była lekko zawiedziona, ale
uśmiechała się przyjaźnie. Kiwnął głową i wyszedł z gabinetu.
Auror
lub Niewymowny...
Te dwa słowa powtarzał
jak mantrę przez kilka najbliższych godzin. Kiedy zostało mu pół godziny do
zajęć z Moodym zaczął uspokajać myśli. Będzie musiał się postarać, bo przecież
będzie miał przechlapane jak Alastor znów się wedrze do jego umysłu. Jedną
tajemnicę było łatwo chronić, ale z dwoma mógł mieć problem.
Siedział po turecku,
jak jakiś budda z obrazu, który widział gdzieś w Hogwarcie i brakowało tylko
tego, żeby zaczął mruczeć "aummmm aummmm", jak robiła to Katherina.
– Wstawaj, Black. –
Merlinie, jak on kochał i nienawidził tych zajęć. Nie wiedział, czy Moody jest
naprawdę tak małomówny. Wiedział, że jest człowiekiem, ma ludzkie odruchy,
chociaż dbał o to, żeby ludzie uważali inaczej. Przecież dawał ślub Charlusowi
i Dorei, to świadczyło o tym, że darzy ich sympatią.
Ogarnij
się, Black...
Zebrał się w sobie, żeby nie rozpraszać się niepotrzebnymi myślami i spojrzał w
oczy aurora.
Dostrzegł minimalny
ruch ręki Alastora i wiedział, że już się zaczęło. Przed oczami stanęła mu
scena ze ślubu Franka i Alicji, kiedy to babka Dorcas nazwała go wilkiem w
stadzie owiec. Reszta słów i obraz rozmyły się, kiedy skupił całą swoją wolę na
odparciu Alastora. Chwycił mocniej różdżkę, angażując też chyba cały swój mózg
na tym, żeby nie ulec. Protego!
Przed oczami miał
kilka scen i prawie upadł oszołomiony, ale szybko uspokoił oddech, i umysł. Jestem w głowie Moody'ego!
Syriusz przeszedł
razem z nim obok Amelii Bones, która właśnie dopinała płaszcz i wychodziła z
Biura Aurorów. Wszedł z nim do gabinetu i rozejrzał się po pomieszczeniu, w
którym panował porządek. Kilka fałszoskopów na półkach zaczęło wibrować i Szef
warknął na nie pod nosem. Kiedy usiadł i otworzył teczkę, urządzenia ucichły.
Wydawało mu się, że coś w obrazie się zmienia. Chciał zobaczyć, co będzie dalej, i kiedy scena stawała się ciemniejsza, starał się jakoś przez nią przedrzeć,
choć sam nie wiedział, co ma robić.
Warknął, kiedy coś,
jakby go odpychało. Obraz czasami się pojawiał, czasami znikał i było to
naprawdę irytujące. Siłą woli przedarł się przez tą dziwną moc i zanim upadł,
zobaczył jeszcze Tobiasa Levena w białej koszuli na której była dziwna,
ciemnoszara substancja.
– Dość, Black! –
Jęknął, bo upadł na kość ogonową. Pierwszy raz, Szef Biura Aurorów wyciągnął do
niego rękę, aby pomóc mu wstać. Przyjął pomoc i czekał, aż zacznie go opieprzać.
– Powtórz to na następnych zajęciach, Prewettowie się zdziwią. Jestem pewny, że
nawet Parkes tego nie potrafi! Dobra robota, Black. Jutro o tej samej porze!
*******
Patrzyła w swoje
odbicie i wytarła czerwone od płaczu oczy. Zmrużyła je i kiedy wzrok jej się
wyostrzył dostrzegła, że faktycznie są zaczerwienione. Uniosła górą wargę, żeby
zobaczyć w jakim stopniu udało jej się skrócić zęby. Nadal były dłuższe niż
miała kiedyś. Ale przynajmniej nie
straszą, jak u wampira.
Nadal mrużąc oczy,
przypudrowała twarz i użyła trochę różu. Była bledsza niż zwykle i nie
wiedziała, czy to dlatego, że ugryzła ją krwiopijcza bestia, czy dlatego, że
wychodziła jak słońce jeszcze nie wzbiło się ponad wysokie budynki miasta, a
wracała jak księżyc oświetlał jej drogę.
Czy ona kiedyś nie
wspominała, że nienawidzi sierpnia?
W tym roku
nienawidziła go jeszcze bardziej.
Madame Malkin odsunęła
ją od klientów, bo zapomniała się i uśmiechnęła się do dziecka, któremu
poprawiała szatę. Na domiar złego, to dziecko było mugolakiem, które dopiero
miało zacząć naukę w Hogwarcie. Chłopiec wybiegł z krzykiem, bo zobaczył jej
długie kły. Ćwiczyła zaklęcia, które dostała od pielęgniarki, ale dopiero tego
dnia zauważyła pierwsze efekty. Zęby miała w miarę normalne, kolor oczu
identyczny jak wcześniej, tylko niestety nabawiła się przy okazji wady wzroku i
dopiero, gdy mrużyła oczy, to widziała świat wyraźniej.
Przyjrzała się swojemu
odbiciu, zastanawiając się czego jej brakuje... Puder, tusz, róż, kły schowane, oczy wyjściowe... Kurwa...
– Nie wierzę! –
Jęknęła i czuła jak w oczach zbierają jej się łzy. – Gdzie jesteście?!
Macała miejsce nad
oczami, gdzie powinny być brwi, a ich nie było. Bez brwi też straszę klientów! Otworzyła szafkę schowaną za lustrem
i wyjęła grzebień oraz nożyczki.
Kilka minut później
wyciągnęła ze zlewu ścięte włosy i wyrzuciła je do kosza. Poprawiła grzywkę
tak, aby opadała jej na oczy i utrwaliła ją Ulizanną.
Wyszła do pracy,
uważając na to, aby nie wpaść na coś po drodze. Miała nadzieję, że Madame
Malkin doceni jej starania i pozwoli jej obsługiwać klientów. Dwa tygodnie bez
pogaduszek i kontaktu z ludźmi w godzinach pracy, nie działały na nią zbyt
dobrze. Lubiła ludzi. Lubiła widzieć, jak na nich wygląda szata, a nie na
manekinie. Miała już dość manekina. Nienawidziła Gustava.
Weszła od zaplecza i
ucieszyła się, że szefowa już jest. Na wstępie pochwaliła ją, bo kolejny dzień
zaczynały bez zaległości w szatach szkolnych i zazwyczaj wtedy przez pierwsze
dwie godziny kończyła poważniejsze projekty, a Madame Malkin załatwiała sprawy
w Gringocie. Miała ochotę tańczyć po zapleczu, gdy szefowa powiedziała, że to
ona dziś przyjmuje klientów.
Przez pierwszą godzinę
pracy pojawiły się jedynie dwie czarownice, które przeszły się po sklepie,
zatrzymały w kilku miejscach, przesunęły parę wieszaków, pomacały szatę, albo
manekina i wyszły zapewniając, że wrócą przed południem. Jak teraz jest przedpołudnie!
Dopiero po dziesiątej
ruch się zwiększył. Na szczęście żaden dzieciak nie uciekł z krzykiem.
Nienawidziła szyć szat uczniowskich, ale lubiła dopasowywać szaty dla niektórych
uczniów Hogwartu. Starsi opowiadali jej, co się zmieniło. Szyła nawet szatę dla
dziewczyny, która teraz zaczynała siódmy rok i znały się z widzenia, bo też
była w Gryffindorze. Wiedziała, że ma tęskny wyraz twarzy i czuły uśmiech, gdy
ta mówiła o tym, że bez Huncwotów jest nudno, i kilku uczniów próbowało ich
pobić, ale ich żarty były mało spektakularne, a ich kariera krótka.
Przy następnym
kliencie wiedziała, że musi się skupić, ale czuła dziwną tęsknotę.
Lucjusz
Malfoy. Jeżeli chwilę wcześniej twierdziłam, że nienawidzę manekina, to cofam
te słowa!
– Dzień dobry! –
Uśmiechnęła się, ale bez entuzjazmu. Nie widziała nawet sensu, bo on nigdy nie
odpowiadał tym samym. Stały klient, Łapy
jego mać!* – Proszę stanąć na podwyższeniu. Metr krawiecki zbierze wymiary,
a ja wszystko dopasuję.
– Tylko szybko! Za pół
godziny mam zebranie w Ministerstwie. – Nagle zrobiło się chłodno i wiedziała,
że to od jego głosu. Rzuciła zaklęcie na miarę, która szybko owijała się wokół
ciała Lucjusza. W powietrzu obok niego lewitował pergamin i samopiszące pióro,
które zapisywało wymiary blondyna. Wzięła jedną z szat, która była zbliżona
wymiarami i zaczęła szpilkami podpinać materiał, aby wiedzieć jak potem ją
wyprofilować. Co by potem Narcyza nie
marudziła, że jej nie pasujesz do paska. Uśmiechnęła się ironicznie do
swoich myśli i szybko przyjęła uprzejmy wyraz twarzy, żeby nie dać po sobie
poznać, że tego klienta nie chce obsługiwać.
– Mógłby pan unieść
ręce na wysokości klatki piersiowej? – Standardowe zdanie, które wypowiadała po
długiej ciszy w jego towarzystwie. Jak zawsze spełnił jej prośbę i zaczęła
upinać rękawy. Podkreślimy panu te
szczuplusieńkie ramiona! Będzie pan zadowolony! Tak skroję panu tę szatę, że
Cyzia pana też skroi!
Uśmiechnęła się do
niego szybko, żeby nie zorientował się, że w myślach odbywa z nim rozmowę. Ciekawe, czy używa legilimencji? Może
powinnam się nauczyć oklumencji? Mogłabym poprosić o to panią Doreę...
Zamrugała oczami, gdy jakiś paproch wpadł jej do oka, ale na szczęście szybkie
ruchy powiekami sprawiły, że paproch zatrzymał się na dolnych rzęsach.
Skończyła poprawiać
prawy rękaw i zaczęła poprawiać lewy...
– Auć! – Wrzasnął,
kiedy przypadkowo wbiła szpilkę w jego przedramię. Przyciągnął rękę do klatki
piersiowej i zaczął ją rozmasowywać.
– Przepraszam, coś mi
wpadło do oka i słabo widzę! – Powiedziała rzucając mu szybkie spojrzenie. Malo
co widziała, bo miała jeszcze łzy w oczach po paprochu. Zmrużyła szybko oczy i
z szybko bijącym sercem wyszukała szpilkę, którą ostrożnie wyjęła.
Dłonie jej się nie
trzęsły, zachowała spokój, ale jej wnętrze było jedną, wielką galaretą
postawioną na stole niedaleko miejsca, gdzie tańczyły olbrzymy.
Pracę dokończyła w
ciszy i ucieszyła się, kiedy po zdjęciu szaty, Malfoy miał jeszcze tak dużo
czasu, że przeszedł się po sklepie i kupił dla Cyzi nową tiarę, którą kazał
zapakować w ozdobny papier, i wysłać Sowią Pocztą. Kiedy wyszedł, czekała
chwilę na nowego klienta. Policzyła w myślach do dziesięciu i wybiegła na
zaplecze, gdzie mogła głęboko odetchnąć. Oparła się o manekina i obserwowała
drżące dłonie.
– Och, Gustavie. On ma
wydziarany Mroczny Znak!
*******
Otarła łzy, jak za
każdym razem, gdy czytała listy od dziewczyn. Odkąd Lily napisała jej o
zaręczynach z Jamesem, to nie mogła już się powstrzymywać i przy każdej
wiadomości od przyjaciółek ryczała z tęsknoty. Evans opisywała jej ślub Franka
i Alicji, na którym miała się pojawić, ale przez atak na jakieś jachty
zatrzymano wszystkie świstokliki, chyba że ktoś zostawał ponad cztery dni w
Anglii. Ona miała być wtedy przez dwa dni i Ministerstwo Magii odwołało jej podróż.
Oczywiście babcia przekazała młodej parze prezent oraz życzenia od niej wraz z
listem.
Czekała aż chłopcy
uciszą się za ścianą i wtedy otworzyła list od babci. Spodziewała się tego, że
zacznie jej pisać coś o Syriuszu, bo Evans opisała jej starcie Betuli z
Blackiem. Fakt, babcia była nieprzyjemna zaczynając konwersację od twierdzenia,
że jest zdrajcą, ale Łapa mógł okazać szacunek starszej kobiecie i nie wyzywać
jej od wariatek.
Czuła się
rozczarowana, kiedy pobieżnie przejrzała list i nie było tam nic o jakimś
niewychowanym chłopaku.
Zaczęła uważniej
czytać te trzy pergaminy opisujące powrót Betuli do ojczyzny... Po prawie
dwudziestu latach...
Bliższe memu sercu było zawsze Anglesey, ale po zostawieniu rzeczy u Augusty, udałam
się do Snowdon. Wypatrywałam cienia smoka walijskiego czerwonego w chmurach,
tak na szczęście. Nie widziano go od ponad wieku, a miejscowi nadal
wierzą, że on tam jest. Tylko schował się, żeby świat dał mu spokój... Nawet
nie wiesz, jak to dobrze być w domu, dziecino.
Otarła spływające łzy,
które moczyły poduszkę. Jak to dobrze być
w domu... Jak to dobrze być w domu... Przestałam uciekać, dziecino.
A ja tu utknęłam, sama.
A ja tu utknęłam, sama.
Pociągnęła nosem
przekręcając się chyba po raz setny na łóżku.
Nienawidziła stanu w
jakim się znalazła. Udawanie przychodziło jej tak łatwo, ale kiedy nadchodziła
noc nie potrafiła usnąć od ciężaru wyrzutów, wątpliwości, tęsknoty, znów
wyrzutów, pretensji, zakłopotania...
W ciemności poszukała
różdżki. Lumos!
Starała się cicho
chodzić po pokoju, bo nie chciała zbudzić Lorcana i Laurentego, z którymi
została, bo Grace i ojciec poszli na jakieś wesele.
Kucnęła przy kufrze i
skrzywiła się, kiedy przeraźliwie zaskrzypiał. Wymacała między ubraniami zimną
fiolkę i wyciągnęła ją. Na paluszkach wróciła do łóżka.
– Witaj, fioletowy
przyjacielu. – Mruknęła pod nosem i odkorkowała buteleczkę. Wlała kilka kropel
do szklanki z niedokończoną Ognistą i wypiła do dna. Położyła się wygodnie i
czekała aż sen ją zmorzy.
Ale to nie
nadchodziło.
Przekręciła się na
bok.
Raz...
Drugi...
Trzeci...
Jeden
pufek.
Drugi
pufek.
Trzeci
pufek.
Czwarty
pufek.
Piąty
i dziesiąty...
Pufek
okrągły.
Pufek
mięciutki.
Przekręciła się w
stronę szafki i wymacała fiolkę z eliksirem. Korek przeleciał jej przez palce i
kilka razy głośno odbił się od drewnianej podłogi. Przechyliła fiolkę
opróżniając butelkę aż do ostatniej kropelki. Opadła na poduszkę.
Pierw...
*******
Stały
klient, Łapy jego mać!
(od: Psia jego mać!) – to Jess, ona
lubi zmieniać niektóre powiedzenia.
Rozdział totalnie
niepoprawiony. Napisany, raz sprawdzony i pewnie dużo błędów. Do poniedziałku
na pewno poprawię, co tam mi wyłapiecie.
Zapraszam do Proroka
Niecodziennego!
Czołem!
OdpowiedzUsuńWstęp był mega, właśnie zastanawiałam się jak to rozegrasz, bo bylam niemal pewna, że to nie może być 6 lat. Bardzo podobało mi się to jak Jess zareagowała na swoją przemianę i całą tę sytuację, dobrze opisałaś jej odczucia, podobało mi się to jak opowiadała Syriuszowi to co czuła i daję Ci dużego plusa za opis jej odczuć osamotnienia? Nie wiem jak to nazwać, chodzi mi o ten fragment, że ma tylko Berta, i że on jest dla niej jak rodzina, bardzo mocno uderzyło mnie to, że reszty tak nie traktowała. Co do Jess jeszcze to scena z Malfoyem czuję, że ma potencjał.
Teraz Syriusz: on i Betula = mistrzostwo. Trochę nie podobala mi się jego reakcja, ale generalnie opis 10/10. Podoba mi się to jak opiekuje sie Jess, mam wrażenie, że oni sa do siebie nieco podobni i dlatego tak dobrze się dogadują. Mam też takie drobne przypuszczonko, że Młody go trochę celowo wpuścił do swoich myśli.
Remus byl ostro słodki w tej swojej niewiedzy, zdziwieniu i naiwności na temat wilkołaków, ciekawa jestem co z tego wyjdzie.
Chcialam cos jeszcze napisać o Jamesie, Lily i Katy ale jestem tak zmęczona, ze już nie mam siły, wybacz. I wybacz, że troche nieskładnie.
Ślę uściski,
Lika
http://magiczna rewolucja.blogspot.com
To znowu ja, dziś mam trochę więcej siły, więc dokończę wywód:
UsuńBardzo propsuję za Hipokratesa! W punkcik! Wiem, że pisałam to już we wcześniejszym komentarzu, ale Jess jest tutaj fenomenalna i wcale mi nie przeszkadza, że jest jej ostatnio ciągle pełno. To jak potrafi okazać momentami całą paletę uczuć, a zarazem jak skryta i zagubiona jest, jak mało o sobie mówi i pokazuje jest świetne. Bardzo mi się podoba w takim wydaniu nieco postrzelonej, szalonej, lekkodusznej dziewczyny, która jednak ma bardzo złożoną psychikę i coś czuję, że ona wcale nie jest taka krucha, delikatna i naiwna jak myślą o niej inni, i że jeszcze nam pokaże.
Levan mnie w tym rozdziale mega wkurzył. Ta jego oziębłość i pewność, że Cay tu nie pasuje. Tzn fajnie, że pojawił się ten głos, bo to pokazuje, że jednak ludzie w Zakonie nie są jednomyślni, i że każdy ma swoje zdanie. Trochę żałuję, że akurat na niego padło, bo mimo wszystko bardzo go lubię, a tutaj zasiałaś mi niepewność, że może on coś wie o tym ataku, etc (chociaż w sumie wątpię, ale taki uczucie na sekundkę się pojawiło).
Katy, hmmm... za pierwszym razem chyba nie zwróciłam na nią uwagi w tym rozdziale, jest jakaś taka nijaka i też nie podobało mi się to, że nie wróciła do Jess wcześniej, tylko dopiero jak wyjechał Will. Rzoumiem, że byli tam wszyscy i na logikę nie bybła tam potrzebna, ale to dla mnie minimalna skaza na niej, bo jednak panna Cay była przy niej ciągle, a poza tym może taka konfrontacja coś by dała. Jakoś też nie podbiła mojego serca ogarnianiem całego przyjęcia i sytuacji. Tzn fajnie to było opisane, ale nie urzekło mnie tak, jak to robi większość scen z jej udziałem. To co mi się podoba, to jej relacja z Syriuszem, taka prawdziwie przyjacielska, mogą na siebie liczyć, pośmieszkować, etc.
Remusa było mi trochę za mało, zebym mogla napisać coś ponad to co ostatnio, i chyba jakoś ten potencjalny romans z Dagny mnie też nie przekonuje, mam wrażenie, że to nie jest coś poważnego, z czego może coś wyjść, ale cieszę się, że się ona pojawiła, i że sprawi trochę radości Luniakowi, i że i on sobie trochę poromansi, tylko niekoniecznie w moim odczuciu to partnerka dla niego (chociaż tu co rozdział zmieniam zdanie, to się nie przywiązuj).
Willa nie było nad czym ubolewam postokroć.
Lily i Jamesa omówię razem - kocham tę parę! Kocham, kocham, kocham i ciągle czekam na więcej z nimi. Nie są przesadnie romantyczni, ale też nie krygują się przy innych, są taką uroczą zwykłą parą i nie mogę się doczekać ich ślubu.
O Dorcas się poważnie martwię. Ktoś powinien ją wreszcie pociągnąć mocno za ramiona, bo się ewidentnie pogubiła ze swoim życiem, tylko cholera jasna nie ma kto. Zaniepokoiłaś mnie trochę tym końcem, bo wygląda nieco dramatycznie, jakby przedawkowało, a Ty wiesz, że ja wiem, jak to może wyjść. Mam nadzieję, że dziewczyna się wreszcie opamięta i komuś powie co się dzieje, że nie musi wiecznie być silna, zimna i niezależna. Mam nadzieję, że może jakoś wróci, cokolwiek.
Berta dalej nie lubię.
to chyba na tyle dzisiaj.
Ślę uściski i czekam na więcej,
http://magicznarewolucja.blogspot.com
Och zapomniałabym! Piosenka jest cudowna, a z ciekawostek dodam, że znałam ją trochę wcześniej, bo moja koleżanka jeszcze z liceum (czasy dinozaurów he, he, he) występuje w teledysku.
UsuńTeraz to serio wszystko!
Ślę uściski,
Lika
http://magicznarewolucja.blogspot.com
Rozegrałam jak to ja (z tymi sześcioma latami), pośmieszkowałam :D
UsuńPodoba mi się w Jess to, że jest właśnie taka emocjonalna. Wszystko mocno czuje, przeżywa, pokazuje to i może czasami wychodzi przy tym na histeryczkę, ale uwielbiam to opisywać :D
Tak... Jess czuje się osamotniona, i mimo że ma paczkę oddanych przyjaciół, to brakuje jej jednak rodziny, i jeszcze dużo czasu minie, aż resztę zacznie tak traktować.
Teraz nawiążę do drugiego komentarza :D
Hipokrates – on w kanonie występował. Cały czas miałam ochotę, żeby Jess nazwała go Sokratesem, ale przecież ona ma taką pamięć do ludzi, więc nie mogła. A tak chciałam napisać na niego: Sokrates :D
Co do Jess mam już plan. Ogólnie jak o niej myślę, co będzie dalej, jak sobie ułoży życie, to za każdym razem mam łzy w oczach. Układam już jakieś dialogi, zapisuje pomysły, bo jednak rozwinięcie tego wszystkiego i wyjaśnienie będzie się toczyło przez jakieś najbliższe cztery lata czasu blogowego.
Cieszę się, że Ci nie przeszkadza, bo przynajmniej mam mniej wyrzutów, że tak ostatnio jej pełno, ale już niedługo to się zmieni. Ogarnie swoją rolę w Zakonie, ogarnie relację z Bertem i odnajdzie się na chwilę w tym chaosie.
Scena z Lucjuszem według mnie też ma potencjał.
Syriusz i Betula <3 Nie wiem, czy idealnie oddaję swoją inspiracją inną postacią, ale ten fragment nie mógł inaczej wyglądać. Syriusz teraz trochę gra pod skrzypce Moody'ego, więc niejednokrotnie zrobi coś, co nie do końca mu się spodoba. Normalnie, pewnie zacząłby czarować babcię Dorcas, ale musi w pewnych sytuacjach dolewać oliwy do ognia :)
W sumie to jak się zastanowię, to masz rację. Jess i Syriusz są trochę podobni, ale tak to w życiu jest, że jednak musimy mieć jakieś cechy wspólne z przyjaciółmi. :)
Moody nie wpuścił go celowo do głowy. Po prostu Black zaczął ogarniać, o co chodzi z oklumencją :D
Coraz bardziej boję się wprowadzać plan dotyczący Remusa. O Merlnie, już chyb w 49 lub 50 zobaczysz co wymyśliłam.
Leven jest ambitny, ciężko pracuje i wierzy w wiedzę oraz umiejętności, a Jess to lekkoduch, nawet w czasach wojny. Poza tym on wie dużo więcej niż główni bohaterowie, bo jest bardzo blisko Moody'ego. Szpieg jest w Zakonie, są różne plotki i poszlaki, i kilka osób jest podejrzanych. Poza tym przez jakiś czas śledził ją i jej zachowanie widocznie nie było do końca niewinne. :)
Katy jest bardzo nijaka i wydaje mi się, że poniekąd w tym momencie trochę nadałam jej własnych cech. Co z tego, że ma kursy i jest w Zakonie, jak nie ma misji, i czuje się pomijana? Ona musi działać, jak nie działa, to nie żyje. :D
Tak, nie zachowała się jak oddana przyjaciółka, bo jednak miała cykora, choć nie ona powinna go mieć. Skaz na niej będzie więcej, kiedy pojawi się zwątpienie. To chyba będzie w 52 lub 53 :P
Nie mogę się doczekać, aż wreszcie weźmie swój tyłek w garść i wróci stara Parkes. :)
Sama nie jestem przekonana do Remusa i Dagny, i póki co, to jest takie wszystko jeszcze naiwne, że próbują, ale się wycofują, i nie wiedzą... Jak długo to potrwa, i czy coś z tego wyjdzie? Sama nie wiem :D
Will będzie w 48 dopiero :) Potem myślę, że będę dawała jakieś sceny ze Stanów, bo coś za nim tęsknisz :D
Cieszę się, że tak odbierasz parę na wariackich papierach :D
Tak jak pisałam wielokrotnie w komentarzach wcześniejszych, które dotyczyły (głównie) Dorcas oraz Syriusza. Ona się mocno pogubiła w swoim życiu. Co dokładniej się wydarzyło, będzie w następnym rozdziale.
Berta, to ty polub :P
Dziękuję bardzo za aż tyle słów pochwał, wątpliwości i przemyśleń. To bardzo inspirujące :*
I jestem bardzo wdzięczna, za wskazanie błędów :D
Buziaki! :*
Jess ucieszyła się z tego, że to 6 lat, jakby za ten czas już nie spodziewała się zobaczyć Adalberta wśród żywych. Wiem, że i tak nie zdradzasz tajemnicy, ale spytać muszę xd czy on umrze za 3 lata? Podobała mi się panika Jess odnośnie swojego wyglądu i w sumie trochę szkoda, że tak łatwo udało się usunąć te zmiany w wyglądzie. Z kłami i żółtymi tęczówkami byłaby naprawdę groźna. Chociaż wtedy nie mogłaby pracować, ale może przynajmniej wtedy Leven nabrałby trochę szacunku do niej. Musiałabym się sporo powtarzać, bo Lika powiedziała już bardzo wiele rzeczy, z którymi się zgadzam (np. Remus i L+J, po części Katherina) dlatego przejdę teraz przez cały rozdział wprost do Dorcas. Przyznam szczerze, że jeśli chodzi o tą postać ogólnie to bardzo ją lubię i niezbyt wyobrażam sobie opowiadania z Ery Huncwotów bez niej (dlatego też z Furią prowadzimy jej perspektywę). I Twoją Dorcas z czasów Hogwartu również bardzo lubiłam, a teraz... ona coraz bardziej mnie denerwuje (ja wiem, problemy ze sobą itd.), ale ja autentycznie powoli przestaję ją lubić. W tym momencie mojego osobistego przeżywania Twojej historii, ona mogłaby już w ogóle nie wracać z tej Australii. Już od kilku notek jestem #teamKaty i jak znów będziesz parować Dorcas z Syriuszem, to bedzie mi trochę smutno xD
OdpowiedzUsuńKorzystaj z wakacji i odpoczynku! A w międzyczasie oczywiście wstawiaj nam nowe rozdziały ;) pozdrawiam ❤
Drama
Nie, Adalbert nie umrze za 3 lata :)
UsuńOoo tak, Jess z kłami i tęczówkami, wyglądałaby groźnie, ale też zwracałaby na siebie uwagę, a ona tego nie chce.
Leven nabierze do niej szacunku... Może i nie do końca jej ufa, ale przynajmniej mam świetną zabawę teraz, przy pisaniu 46 :D Ostatnia scena z rozdziału będzie śmieszna (tak mi się wydaje :P).
Bardzo się cieszę, że odnosicie takie wrażenie odnośnie Remusa, Lily i Jamesa, a także Dorcas. W sumie to do całości opowiadania, bo to jednak zmierza w dobrą stronę, jak opko jest tak odbierane.
Chociaż teraz czuję, że jak Dor będzie w rozdziale 48, to poużywacie sobie na niej i na tym, co ona odwala. :D Ale też będę miała frajdę z pisania tego <3
Mnie też Dorcas denerwuje (oj, uwierz mi) i dlatego mocno przyśpieszyłam jej wątek, bo to się jeszcze miało ciągnąć przez jakiś rok, ale wydłużanie tego, wprawiałoby w większą frustrację, dlatego szybciej to daję.
Będę wstawiała jak mogę. Możliwe, że końcem sierpnia będą częściej posty, ale niczego nie obiecuję.
Nadal czekam na nowość u Was (może jakiś malutki dodatek? :P)
Słoneczka, ciepełka i czasu wolnego życzę <3
Buziaki! :*
PS Praktycznie od kilku dni siedziałam na mailu opowiadaniowym i sprawdzałam, czy nie pojawił się komentarz od Ciebie.
Ach. I udało mi się włączyć Newsletter, to jakbyś chciała mieć powiadomienia to zapraszam (ale przychodzą kilka godz. później od wstawienia rozdziału).
Nad newsletterem jeszcze się zastanowię, bo w sumie dużo częściej po prostu wchodzę na bloga, niż na otwieram skrzynkę mailową i chyba zapisywanie się nie miałoby większego sensu.
UsuńJeśli chodzi o nas, to na razie ciężko z kolejnymi rozdziałami (bo Furia dalej na obczyźnie, ale ponoć od początku sierpnia wraca do domu i może ruszymy z miejsca), ale zdecydowałyśmy zmienić połowę z początkowych rozdziałów bloga (bo teraz wydają się nam takie beznadziejne, że same ledwo możemy to czytać). Tak więc Dorcas nie pojawi się w Kwaterze w tej samej chwili, co Lily i już teraz wiemy, że zupełnie zmienione będą notki D2-5, L5, S4, a co do reszty jeszcze decyzja nie zapadła, lub zmienią się tylko drobne szczegóły związane z brakiem obecności Dorcas (ale tak naprawdę możliwa jest zmiana wszystkich 2-5; od 6 w górę raczej zostaje to, co jest obecnie). Jak oczywiście mogłaś się spodziewać, moje rozdziały prawdopodobnie pojawią się wcześniej, ale o nich Cię poinformuję. Bonusy pojawią się wg planu zawartego w zakładce i nie będziemy ich przyspieszać.
Przepraszam za ten spam, ale sprowokowałaś mnie tym pytaniem o dodatek xd
Jeszcze raz pozdrawiam <3
Drama
Ps. Nie wiem, o co chodzi, ale nie mogę otworzyć Twojego bloga na telefonie (ciągle otwiera mi się strona, o treściach nieodpowiednich dla niepełnoletnich i nie puszcza mnie dalej, mimo moich szczerych chęci i nie wiem, co mam robić, bo ja 95% czytania i komentowania wykonuję przez telefon :(
Dobra, to informuj o zmianach :) Na szczęście czas mi szybko leci, więc pewnie nim się obejrzę, to coś wstawicie :)
UsuńKurde, właśnie już kilka osób mi zgłosiło (hłe hłe, trzy :P) ten problem z otwieraniem bloga, więc za chwilę zniosę to o ograniczeniach, ale potem jak dostanę bana na bloga, to wiedz czyja to wina (tej trójki, w tym Ciebie) :P
Ciesz się, bo zaliczasz się do grona osób, u których toleruję taki spam :D Jednak jesteś już ze mną z rok czasu :D
Buziole <3
Droga SBlackLady :)
OdpowiedzUsuńOto dotarłam w końcu z komentarzem, jestem po drugim czytaniu i jak bardzo było warto!!! :) Mamy zdecydowanie kilka spraw do omówienia :D
Po pierwsze chcę się odnieść do komentarza wyżej, bo potem zapomnę :) - u mnie już wszystko działa, proszę wypisać mnie z listy osób z problemami xD Jeżeli ściągnięcie ostrzeżenia grozi banem to nie rób tego - założę się, że nie tylko ja bym się wkurzyłam gdybym zobaczyła informację o jakimkolwiek zablokowaniu bloga :D
Przechodząc teraz do głównego tematu... :) Na początek cytat z mojej głowy, jak pierwszy raz przeczytałam początek tego rozdziału - "O ty łobuzie!" :D (ten łobuz to Ty jakby coś :) - wierzyć mi się nie chce, że nie wpadłam na to, że Adalbert tylko zażartował, najsensowniejsze wyjaśnienie, a mimo to tak zaskoczyło :)
Jess... Ehh.. Próbuję jakoś składnie napisać to co mam w głowie ale mi nie wychodzi. Wydaje mi się, że jej króciutka radość wynikała z faktu nie że on żyje, tylko że ona żyje w wieku 25 lat. Myślę, że w którejś z wizji Bert musiał zobaczyć śmierć Jess w młodym wieku, zdaje się że nieuchronną, skoro dostosowali do tego swoje życia... Podpowiedz czy dobrze kombinuję :) Czekam na dalsze wskazówki, będę główkować bardziej, choć temat ciężki i nieprzyjemny, bo bardzo polubiłam twoją uroczą Jess, która w okresie szkolnym wydawała mi się mało istotna, a teraz wiedzie prym i jest fantastyczna :) Podoba mi się pomysł ze skutkami ubocznymi po ugryzieniu wampira, wprowadza nutę realizmu, rzekła bym :)
Druga ważna rzecz w wątku Jess to pytanie kto ją uratował i tu z kolei jestem na 99% pewna, że znalazłam odpowiedź już w tym rozdziale! :) Jeśli dobrze rozumuję, to jest ona naprawdę bardzo subtelnie ukryta ;) nie wiem czy pisać dokładnie co i gdzie odnalazłam, bo nie chcę nikomu niczego spoilerować, także wystarczy mi tylko potwierdzenie z twojej strony, że odpowiedź na to pytanie naprawdę jest ukryta w tym rozdziale i będę zadowolona :D
A teraz przechodząc do reszty. Uwielbiam twojego Syriusza, który ma fantastyczną chemię z dziewczynami, jest trochę zaczepny, flirciarski, dowcipny, ale jednocześnie zawsze widać troskę o dziewczyny, jest dla nich przyjacielem-opiekunem, uwielbiam to <3. Szkoda mi jego związku z Dorcas, bo byli fantastyczną parą, ale chyba już za dużo się wydarzyło w międzyczasie żeby było co zbierać... Także może jednak Katy ;) BTW mam nadzieję, że szykujesz dla niej jakiś solidny wątek w najbliższym czasie bo naprawdę nam jej już brak!
A skoro już o brakach mowa to gdzie się podziali Jane i Paul?! Już dawno nie było ich perspektywy, także może czas ich odkurzyć ;)
Dorcas... Tu aż nie wiadomo co napisać, szkoda jej, na własne życzenie dziewczyna się wpakowała w bagno, a zakończenie tego rozdziału wygląda szczególnie nieciekawie... Mimo tego, że ostatnimi czasy była tylko nieznośna, to i tak będę jej kibicować.
U Remusa akcja posuwa się powoli do przodu, jestem nieco ciekawa co z tego wyjdzie, aczkolwiek przyznaję się bez bicia, że Remus nie jest w czołówce interesujących mnie postaci, więc na wątek z jego udziałem też średnio wyczekuję.
Na koniec moi ulubieńcy, James i Lily <3 naprawdę liczę na to, że u Ciebie będą wiedli ze sobą szczęśliwe życie, bo różne historie już czytałam, niektóre były dla nich naprawdę okrutne, więc mam nadzieję, że Ty im oddasz sprawiedliwość i dasz razem ze sobą szczęśliwie pożyć. Także jak dla mnie to więcej romansowych i szczęśliwych wątków z Lily i Jamesem - człowiek jednak czasami chciałby poczytać trochę więcej takich słodkich historii, rozumiem że równowaga musi być ale mimo wszystko więcej ;)
Jakby jeszcze mi coś przyszło do głowy to będę się odzywać :)
Pozdrawiam i czekam na kolejny rozdział, Elizabeth :)
Ok. Za pamięci: napisz do mnie na kociol1794@gmail.com, kto mógł uratować Jess, a ja Ci odpiszę czy tak, czy nie. Wilk będzie syty, no i owca cała :D
UsuńJeżeli dostanę bana na opowiadanie, to jest jeszcze na wattpadzie, więc tam w razie Wu go szukaj :D
A teraz reszta :)
Nie chodzi o śmierć Jess. Z tą sprawą nie dam żadnych podpowiedzi, chyba że będzie naprawdę blisko. Planuję, że w okolicach rozdziału 65-70 czytelnicy się dowiedzą, no a bohaterowie opowiadania jeszcze później. A Bert z wizji wie, że Jess będzie za kilka lat szczęśliwa, więc spokojna głowa :)
Właśnie jestem po pisaniu scen z Syriuszem w 46 i tam jest jeszcze bardziej uroczy i czarujący <3
Ogólnie znowu jestem zainspirowana jego pięknem (jakby nie patrzeć, rodzina Blacków opisywana jest jako piekna), dodatkowo wyobrażam sobie, że miał w sobie jakiś wabik na kobiety :D Eh... Spodoba ci się. :D
Jane i Paul będą odkurzeni w 47 bardziej, a w 48 jeszcze bardziej. Potem na pewno będą już częściej, bo dojdzie trochę akcji (tak mi się wydaje).
Ja nadal mocno kibicuję Dorcas. W następnym rozdziale jeszcze taka trochę zagubiona będzie, obrażona na świat, ale powoli będzie do niej dochodziło, co się dzieje. Potem myślę, że znów ją pokochacie :P
Z Remusem nie wiem co zrobić... Nie planowałam kompletnie takiego wielkiego romansu ze scenami i świeczkami w związku z Dagny. To miała być tylko i wyłącznie czysta fascynacja, i chyba zostawię to tak jak jest. Może od czasu do czasu będą jakieś nieśmiałe gesty, czy coś, bo jakoś na więcej chyba nie mam weny, a jednak w 49 zacznie się dziać więcej i wtedy już nie będzie czasu na amory :D Także kolejny powód do zadowolenia. Widzisz jak Cię rozpieszczam? :P
Och, James i Lily <3
Niech oni się cieszą swoim narzeczeństwem, tym że są razem, że niedługo ślub, że wszystko jest dobrze i że są razem mimo wszystko... Nie obiecuję, że będzie tej słodkości więcej (jednak trzymam się zasady max 20 stron i czasami skracam sceny, skracam :D), no bo mam trochę pomysłów w głowie dotyczących wojny i wkrótce to na nich się skupię, ale obiecuję, że będę robiła co mogę, żeby dawać takie słodkie sceny z nimi :D
Dzięki wielkie za opinie i sugestie.
Aaa, co do Lily i Jamesa, to wiszę Ci jedną scenę 18+ nimi :P także szykuj się, bo to już niedługo :D
Napisz mi jeszcze maila kogo podejrzewasz o ratunek. Przeczytam raz jeszcze scenę, bo nie pamiętam czy dawałam jakieś sugestie tam :)
Pozdrawiam i ciepełka życzę :*
Chyba muszę iść spać...
UsuńMyślałam cały czas, że jestem na etapie 44, a ja przecież 45 już wstawiłam :P
Tak, tu już zasugerowałam, kto ją uratował. Ale to napisz, upewnię się czy to to :D
Myślałam, że tylko ja jestem na tyle szalona, że do 3 siedzieć przed komputerem, ale jednak nie ;D
OdpowiedzUsuńSądziłam, że dobre odczytanie jednej reakcji wystarczy, a jednak nie :) cieszę się, że tajemnica jest bardziej zawiła - jak intrygująco się dzięki temu robi! Będę grzecznie czekać na więcej :)
Już się nie mogę doczekać powrotu Jane i Paula, Lily i Jamesa też nigdy dość :D no i Syriusz... ;)
Widzisz, to był największy błąd, że człowiek usiadł i pochłonął te ponad 40 rozdziałów jak jeden, ale po prostu nie szło się oderwać :) największe przekleństwo czytania czy oglądania czegoś co nam się podoba - najpierw lecimy w tempie ekspres bo nie możemy się powstrzymać, a potem żałujemy, że trzeba czekać na kolejną część :D nic tylko przeczytać jeszcze raz od nowa! :)
Jestem mega pod wrażeniem, że tak chętnie wchodzisz z czytelnikami w interakcje i odpisujesz na nasze wypociny w komentarzach :) Możliwość dialogu z autorem jest bezcenna, także dzięki ;*
Dalszej nieskończonej weny Ci życzę i motywacji do pisania :)
To oczywiście miała być odpowiedź do Twojego wcześniejszego komentarza, gapa jestem i nie kliknęłam w odpowiedź tylko od razu w okienko :D
UsuńTakże jakby coś to dalej ja, Elizabeth ;D
Wczoraj nakurzałam do piątej rano z 46. Zostało mi jeszcze troszkę do opisania i możliwe, że we wtorek lub środę pojawi się nowy rozdział (o ile zacznę pisać 47).
UsuńOgólnie, to nie wiem czy zauważyłaś, ale u Dramy i Furii, to ja poematy zostawiam i cieszy mnie to, że ktoś te poematy zostawia u mnie. I żeby nie było głupio, to muszę odpowiedzieć, również poematem :D
Nie no, wolę coś wytłumaczyć, uspokoić, ewentualnie zwrócić na coś uwagę, bo jednak treści jest dużo i można się pogubić. No i też dzięki Czytelnikom wiem do czego bardziej się przyłożyć, jakich wątków nie ciągnąć, co przyśpieszyć (akcja z Dorcas miała być znacznie później), czy czego w ogóle nie wprowadzać. :)
Ogarnęłam, że to ty :P
Teraz to życz mi czasu na pisanie, bo z tym mam problem (zachciało się zarabiać pieniążki :()
Do następnego! :*
Witam Panią serdecznie :D A stwierdziłam, że jeszcze jeden rozdział dzisiaj sobie machnę, a co :D
OdpowiedzUsuńCałe szczęście, że to nie było sześć lat! O matulu, tak sobie żartować z biednej Jess! Nosz skandal!
"Jeszcze raz mnie pan poklepie, to odgryzę panu ręce" - That's my girl :D :D :D
Całe szczęście, że Jessice nic poważnego się nie stało! No i że nie poniesie konsekwencji za martwego wampira. Świat się tej dziewczynie ostatnio wali, a ja zbyt ją polubiłam na przełomie kilkunastu ostatnich rozdziałów, by to przeżyć.
No i jestem baaaaardzo ciekawa, co to był za pies, który zabił wampira. Opowiadanie zaczęło się robić coraz bardziej tajemnicze. I like it :D
Och, Leven mógłby dostrzec jakieś zalety w Jess. Ja wiem, że trochę racji może mieć w swoich opiniach, ale jednak jakby trochę odpuścił, byłoby milej. Cieszę się, że Katy stanęła po stronie przyjaciółki <3
"– Umówisz się ze mną, Evans?" - czy to zawsze musi mnie przyprawiać o wielkiego banana na twarzy? :D <3 Merlinie, daj mi takiego chłopaka!
Ale fajnie, że wyjechali i nic nie popsuło im odpoczynku <3 Po takim rozstaniu należało im się kilka dni tylko dla siebie <3 Moje ulubione gołąbeczki *_*
Konfrontacja Syriusza i Juliet - lepiej zrobić tego nie mogłaś :D A na Drocas czekam i czekam :(
"– Och, jeden numerek to nie związek. – Puściła mu oczko i wstała z miejsca, bo zauważyła, jak woła ją jej mama." - na mojej twarzy wymalowane jest wielkie OOOOO, hahahah XD
No w takim tempie to nawet jak Dorcas ponownie będzie chciała być z Syriuszem, to on zostanie zmiażdżony przez jej rodzinę XD Mimo iż to Betula zaczęła, to po prostu nie mogę tak po prostu mieć jej czegokolwiek za złe, bo ta scena była genialna XD
Jejciu... Niech Dagny nie całuje mojego Remusa, noooo! Ja naprawdę ich NIE shippuję! Ale tak naprawdę naprawdę! I czekam na wyjaśnienie całej tej sprawy!
O matko, ja mam nadzieję, że mimo wszystko nie będzie żadnego romansu z Bertą, tego bym nie przeżyła XD
Ale jestem dumna, że Syriuszowi udało się wejść do głowy Moody'ego, chociaż na chwilę :D No i sam Moody go pochwalił *_* Ciekawe, czy jego wizje, które zobaczył Black, będą miały później znaczenie :)
"Tak skroję panu tę szatę, że Cyzia pana też skroi!" - dziewczyno, ja na codzień jestem bardzo ironiczna, a sarkazm to moje drugie imię, a w opowiadaniach tak po prostu nie potrafię, więc naprawdę masz u mnie milion dodatkowych punktów za ten rozdział, bo jest bardzo owocny w takowe teksty :D
Kurczę, trochę mi szkoda Jess. Mam nadzieję, że te jej dolegliwości są tylko chwilowe i uda się jej z nimi walczyć, bo widzę, jak ją to trapi. Poza tym słaby wzrok to już nie jest jakaś pierdoła, która dotyczy tylko samego wyglądu...
Nie podoba mi się uzależnienie Dorcas od eliksiru. Wiem, że dziewczyna swoje przeżyła, ale... Ale jednak. Jej psychika trochę podupadła. Swojego czasu wiele przeżyła, więc się nie dziwię. Nie winię jej też za to, że jest słabsza od przyjaciół i nie radzi sobie z pewnymi sytuacjami. Jednakowoż sama podjęła decyzję o wyjeździe i musi zmierzyć się z jej konsekwencjami, przede wszystkim z tęsknotą. Mam jednak ogromną nadzieję, że mimo wszystko uda się jej wrócić do Anglii choć na chwilę, może zobaczenie się z przyjaciółmi by pomogło :)
Kochana, lecę spać! Dobranox :*
Uszanowanko!
OdpowiedzUsuńKobieto, czytaj trochę wolniej przed Świętami, bo nie nadążam odpowiadać! :D
Prawda jest taka, że Jess zapewne też zażartowałaby w ten sposób. :P Także nie ma uwagi, aczkolwiek trochę przykro. Jednak jakaś jej część żałuje, że to nie sześć lat.
I tak jak pisałam, ona to ma pecha.
Leven widzi w niej zalety, ale niestety nie widzi zastosowania tych zalet w Zakonie, a tylko na tym mu zależy. Poza tym, skupia się na pozorach, jakie ona stwarza.
Katherina zna ją lepiej i jednak myśli trochę inaczej o jej roli w Zakonie, chociaż do końca też nie wie, co i jak, w końcu nie siedzi w dowództwie. :D
Niestety Lily wkrótce zmienia nazwisko (cały czas zapominam, że już nie jest Evans), więc to było ostatnie "Umówisz się ze mną, Evans?" :( Ooo tak... Zdecydowanie potrzebowali kilku chwil sam na sam, szczególnie teraz, jak wszyscy chcą nadrobić stracony czas. I niby mieszkają w Kwaterze, ale o chwile prywatności czasami ciężko.
Syriusz tak naprawdę stwarza pozory. Jedyne co daje innym paniom to flirt, może kilka buziaczków, ale na tym się kończy. Staram się nie kreować go na wielkiego Casanovę i Playboy'a, który w każdym mieście ma po kilka dziewcząt. Niewątpliwie ma urok osobisty i z niego korzysta, ale nic więcej nie ma z tymi laskami. Tylko pozory. Żeby plotkowali, spekulowali i źle o nim myśleli. Bo tak kazał Moody. (To takie niedopowiedzenie z mojej strony i postaram się już w okolicach 54 to wyjaśnić w rozmowie Syriusza z kimś ;))
Betula to siekiera, która miała na pieńku z Blackami, więc logiczne, że i Syriusza musi sponiewierać. :D
Ej no, masz takie prośby i pytania, że jakbym miała odpowiadać na wszystko, to chyba musiałabym Ci streścić całą wizję zakończenia opowiadania. ;D
Także milczę co do Dagny i Berty. :D
Też uwielbiam ironię i sarkazm. No i bardzo się cieszę, że mogę je tutaj wplątywać i jednak pasują do sytuacji. :D
Niestety, ale Jess widzi bez problemu tylko w tych zmienionych po ataku oczach. Jak zmienia zaklęciami wygląd tęczówki, to niestety problemy pojawiają się i musi nosić okulary.
Pamiętaj, że Dorcas w momencie wyjazdu ma zaledwie osiemnaście lat, a teraz dziewiętnaście. Była nauczona radzić sobie sama, a raczej myślała, że umie sobie poradzić. Wyjazd tak naprawdę był najlepszą decyzją jaką podjęła, choć teraz tego nie widać. I fakt tęskni za przyjaciółmi, ale jest też coś za czym tęskniła całe życie, i nawet nie zdaje sobie z tego sprawy.
Tylko musi odzyskać komfort psychiczny i oswoić swoje lęki.
Za wczesna pora na życzenie dobrej nocy, także do zobaczenia pod kolejnymi!
Buziaki :*
Nie mogę wolniej! Nie da się! Zwłaszcza, jak się jest chorym! Nie martw się, jutro idę na uczelnię, a po jutrze planuję pójść do pracy, po pracy mikołajki z przyjaciółką, a w sobotę o 5:30 mam pociąg, więc jeśli zwolnię na przełomie dwóch najbliższych dni... To obudzisz się w sobotę ze spamem :D
UsuńOj, no ja to mam nadzieję, że w końcu wymiękniesz i kiedyś odpowiesz na którekolwiek z moich podchwytliwych pytań :D
Ale jak to... Ostatnie "Umówisz się ze mną, Evans?"...? Ja... Ja nie przeżyję bez tego tekstu! James musi wymyślić sobie jakiś nowy tekst na podryw! :D