14.07.2018

*45*

Sześć lat? To chyba dlatego wydawało jej się, że minęło kilka wieczności nim się obudziła... Poczuła uścisk w piersi i zamknęła oczy, żeby nie patrzeć na Adalberta.
Sześć długich lat...
Na gacie Merlina... Czy rodzice wrócili na wieść o moim stanie? Co się właściwie działo przez tyle lat? Pewnie mięśnie mi zwiotczały i mam trupi odcień skóry.
Jęknęła głośno i gdyby mogła, to ukryłaby twarz w dłoniach. Mam dwadzieścia pięć lat... Ćwierć życia za sobą i zero osiągnięć...

– Czy Voldemort został pokonany? Merlinie! Co ze ślubem Jamesa i Lily? Poczekali na mnie? Pewnie nie... Rodzice wrócili? A Dorcas? – Zaczęła dopytywać. Dwadzieścia pięć lat... Dwadzieścia pię... Obraz lekko jej się rozmazał, gdy do oczu napłynęły jej łzy szczęścia i wzruszenia – Bert! Mam dwadzieścia pięć lat! Rozumiesz?!
– Byłaś nieprzytomna niecałe dwa dni. Przepraszam, że zażartowałem w ten sposób. – Przyznał cicho, gasząc w niej radość. Starała się jak mogła, żeby ukryć przygnębienie, tak jak robiła to przez ostatnie miesiące.
– Ja tam sie trochę uśmiałem... Jeszcze nigdy nie byłem świadkiem tego, jak w ciągu minuty ktoś potrafi być zdziwiony, przerażony, zdezorientowany, wzruszony, szczęśliwy, a na koniec zdruzgotany. – Usłyszała głos Edgara Bonesa, który podszedł do łóżka.
– To był wampir? Cały czas w myślach widzę wampira... – Patrzyła to na McSweeney'a to na aurora.
– Tak... Syriusz cię znalazł i wezwał pomoc... – Ktoś inny odchrząknął i Adalbert zamilkł. Teraz w polu jej widzenia pojawiła się twarz Tobiasa Levena.
– Zaraz powinien przyjść uzdrowiciel. Musi zapoznać cię ze stanem zdrowia. Muszę też powiadomić Moody'ego i przesłuchamy cię... – Cay kiwnęła głową i zamknęła na chwilę bolące oczy.
– Uwolnicie mnie z tych pasów? – Zapytała i ponownie jęknęła głośno, gdy przypomniała sobie swój pierwszy komentarz po przebudzeniu. Czuła, że się zarumieniła z zażenowania.
– Uzdrowiciel to zrobi. – Gdy otworzyła oczy, Bones uśmiechał się lekko i kiedy do sali wszedł mężczyzna w białym, kitlu pogłaskał jej dłoń. – Dobrze, że już jesteś z nami. Zobaczymy się niedługo.
Poczuła przerażenie, kiedy opuścili salę, a uzdrowiciel otworzył teczkę i zaczął przeglądać jej dokumenty.
– Nazywam się Hipokrates Smethwyck i jestem dyżurnym uzdrowicielem oddziału urazów magizoologicznych. Poproszę, żeby pani powiedziała jak się nazywa, gdzie i kiedy się pani urodziła, i proszę o podanie imion rodziców. – Mężczyzna uśmiechnął się do niej przyjaźnie, więc udzieliła mu tych informacji. Domyśliła się, że ma to na celu, sprawdzenie, czy z jej głową jest wszystko w porządku. Uzdrowiciel odnotował coś w jej karcie i miała nadzieję, że uznał ją jako zdrową psychicznie.
Później zaczął opowiadać jej z jakimi obrażeniami tu trafiła. Ugryzł ją wampir, mężczyzna, który ją znalazł wyssał jad z rany i zmiany, które w niej zaszły nie są groźne.
– Panie Hipokratesie... Czy mógłby pan mówić prostszym językiem? – Zapytała, bo nie zrozumiała co miał na myśli mówiąc, o tych zmianach. Ogólnie miała wrażenie, że nie dochodzi do niej nic z tego, co on mówi. – I czy mógłby mnie pan uwolnić z tych pasów?
– Oczywiście. – Machnął różdżką i pasy, które oplatały jej kostki, nadgarstki i tułów opadły luźno z łóżka. Uśmiechnęła się niemrawo, gdy mężczyzna pomógł jej usiąść. – Przetoczyliśmy i oczyściliśmy pani krew z jadu. Kiedy wampir gryzie człowieka, to najpierw dochodzi do zmian wizualnych, natomiast później zachodzą te w funkcjonowaniu organizmu. Miała pani wiele szczęścia i doszło jedynie do naprawdę drobnych zmian wizualnych.
Była pełna podziwu, bo powiedział to wszystko i wydawało jej się, że nie brał przy tym oddechu. Czyli ugryzł mnie i nie jestem wampirem, ale jednak coś się we mnie zmieniło. Nie wiedziała czemu przejechała językiem po górnych zębach i pisnęła, kiedy natrafiła na coś dziwnego.
– Co do Merlina Potężnego? – Jęknęła i palcami wymacała dwa wydłużone kły.
– O tym właśnie mówiłem. – Szatyn podał jej lustro, a kiedy spojrzała w swoje odbicie wrzasnęła przerażona i odrzuciła zwierciadło, jakby ją parzyło. Szum w uszach nie zakłócił brzdęku tłuczonego przedmiotu, który roztrzaskał się na podłodze. – Proszę głęboko oddychać i się uspokoić.
– Jak mam się uspokoić, do cholery, kiedy wyglądam jak potwór?! – Krzyknęła i poczuła łzy pod powiekami.
– Nie wygląda pani jak potwór. – Hipokrates przysiadł na łóżku i chwycił ją za ramiona, i nawiązał z nią kontakt wzrokowy. – To wygląd i da się go zmienić. Ma pani tylko dłuższe kły i inne oczy. Nic więcej się nie zmieniło. Ma pani jeszcze ranę, która musi się zagoić, a tak to nie widzimy przeciwwskazań, żeby panią wypuścić. Wszystko jest z panią w porządku.
– Wyrwijcie mi te zęby! – Powiedziała nerwowo i poczuła ciepłe łzy, które poleciały z jej oczu, a mężczyzna poklepał ją jedynie po ramieniu. Wcale ją to nie pocieszyło.
– Nie będzie takiej potrzeby. Dobrze reaguje pani na zaklęcia i po przesłuchaniu pielęgniarka pokaże pani, jak zaklęciem skrócić kły. – Znów ją poklepał po ramieniu i spojrzała na niego krzywo.
– Jeszcze raz mnie pan poklepie, to odgryzę panu ręce. – Syknęła zła, a uzdrowiciel uśmiechnął się do niej i uniósł dłonie do góry.
– Ma pani dużo szczęścia. Przyślę tu pielęgniarkę, jak będzie już po wszystkim. – Hipokrates wstał z łóżka, napisał coś jeszcze w karcie i wyszedł z sali. Westchnęła ciężko i spojrzała na kawałki lustra na podłodze. Podniosła jeden i zaczęła przyglądać się swojej twarzy. To, co zobaczyła w odbiciu nie spodobało jej się. Miała dłuższe kły, zaczerwienioną skórę wokół oczu, a jej tęczówki były żółte...
– Ciekawy kolor. – Usłyszała głos Moody'ego i spojrzała w stronę korytarza.
– Zupełnie nie pasuje mi do włosów. – Odpowiedziała z nutką histerii w głosie i odłożyła odłamek lusterka na stolik. Alastor i Leven weszli do sali, a Edgar zamknął drzwi i został na zewnątrz. W myślach przeklęła, bo jednak byłoby jej miło, gdyby w sali była chociaż jedna przyjazna twarz.
Spodziewała się, że przesłuchanie będzie wyglądało podobnie do tego, jakie miała, gdy zginęli Jocunda i Charlie. Przez krótką chwilę jej wyobraźnia podsuwała jej obrazy wściekłego, warczącego Moody'ego, oraz jej, płaczącej i rozhisteryzowanej. Cóż... Na końcu nie miałaby szansy wyjścia z sali, pokazania aurorowi środkowego palca i trzaśnięcia drzwiami, jak to zrobiła prawie dziewięć miesięcy temu.
Tak naprawdę tylko jedno zgodziło się z jej wyobrażeniami. Auror był warczący, ale nie wściekły, a ona nie płakała, ani nie histeryzowała.
Opowiedziała dokładny przebieg tego feralnego wieczora, a Tobias skrupulatnie wszystko zapisywał.
– ...I wtedy pojawił się Syriusz. – Powiedziała, gdy opisała jak upadła i złamała rękę.
– Black? – Moody spojrzał na nią uważnie, tak samo jak drugi auror znad pergaminu, gdzie zapisywał zeznania.
– Pamiętam, że... – Zaczęła i miała nadzieję, że opinia Katheriny była szczera, i naprawdę jest świetna w kłamaniu. – Upadłam, trzasnęła mi kość w ręce, wampir wrzasnął, miałam drgawki i szyja mnie paliła, i tak jakby przez mgłę widziałam twarz Syriusza. Zaraz po obudzeniu Adalbert przyznał, że to właśnie Syriusz mnie znalazł.
– Czy pamiętasz, jak wampir został zabity? – Zamknęła na chwilę oczy i przypomniała sobie dużego, szarego psa, który rzucił się wampirowi do szyi.
– Nie... – Zająknęła się i pociągnęła nosem. Moody zerknął na chwilę na Levena i z powrotem, z uwagą jej się przyglądał.
– Przejrzeliśmy rzeczy, które przy tobie znaleźliśmy i rzuciliśmy na różdżkę zaklęcie Prior Incantato. Naprawdę niczego nie pamiętasz? – Zapytał Leven, a ona pokręciła głową. Przez chwilę milczeli, aż w końcu Alastor kiwnął głową i zrobił ruch dłonią, aby młodszy auror zaczął mówić. – Ostatnie zaklęcie, jakie zostało rzucone z twojej różdżki, to zaklęcie tnące, a wampir miał rany cięte. Wydaje mi się, a uzdrowiciel to potwierdzi, bo mieliśmy podobne przypadki, że byłaś w szoku i rzuciłaś zaklęcie, które doskonale znałaś.
– Chwileczkę... – Podniosła dłoń, żeby go uciszyć. – Zabiłam wampira?
– Wszystko na to wskazuje. – Potwierdził, a jej na chwilę pociemniało przed oczami. Patrzyła to na Levena, to na Moody'ego, aż oczy zaczęły jej łzawić. Merlinie! Jak się z tego wykręcić... To przecież Syriusz... Pójdę siedzieć! – Ile mi za to grozi?
– Z racji tego, że działałaś w obronie koniecznej, to nie wsadzimy cię do Azkabanu. – Przełknęła głośno ślinę, gdy usłyszała spokojny głos Alastora. Zmrużyła oczy i podejrzliwie spojrzała na niego oraz Tobiasa, bo co chwilę na siebie zerkali.
– Coś się jeszcze stało? – Zapytała powoli, a Moody pokręcił głowa.
– Tak. – Rzucił Leven. – Dumbledore ściągnął tu twoją mamę. Z tego, co wiem, to teraz odpoczywa w Edynburgu, ale powiadomimy ją zaraz jak wyjdziemy.
*******
– Cześć, pechowa dziewczyno! – Syriusz starał się, żeby ton jego głosu brzmiał dziarsko. Jessica odwróciła głowę w jego stronę i uśmiechnęła się szeroko. Dzień wcześniej wybudziła się i Adalbert przekazał im, że nic groźnego jej się nie stało, i ma tylko wydłużone zęby trójki oraz żółtą tęczówkę oka. Teraz patrzyła na niego oczami, które były takie, jak zawsze, a jej uśmiech pozbawiony był długich kłów. Pielęgniarka schowała jakiś pergamin do szuflady, poklepała Cay po ramieniu i wyszła, zostawiając ich samych.
– Cześć, bohaterze. – Powiedziała miękko i klepnęła miejsce obok siebie na łóżku. Gdy podszedł bliżej zauważył, że ma łzy w oczach i szczerze miał nadzieję, że dziewczyna nie rozpłacze się ze wzruszenia. Usiadł obok niej i położył na jej kolanach paczuszkę. Pisnęła i zaczęła otwierać pudełeczko.
– Sernik! – Skrzywił się trochę, bo powiedziała to zdecydowanie za wysokim tonem głosu.
– Bez rodzynek. – Dodał, kiedy oderwała kawałek i wsadziła go sobie do ust, jęknęła, i opadła na poduszkę. Parsknął śmiechem, bo gdy na nią spojrzał, to miała zamknięte oczy i błogi wyraz twarzy. – I puszysty.
– Właśnie taki najbardziej lubię. – Uśmiechnęła się, kiedy przełknęła i podniosła się do pozycji siedzącej. – Rozpieszczasz mnie, Syriuszu. Najpierw uratowałeś mi życie, teraz przynosisz mi sernik. Wyjdź za mnie.
– Z tego, co słyszałem to masz innego narzeczonego. – Rzucił złośliwie i poruszył brwiami. Jess machnęła ręką i oderwała kolejny kawałek sernika.
– Mam tu tylko Adalberta, więc powiedział lekarzom, że jest moim narzeczonym, żeby miał dostęp do informacji. Nie powiedziałam mu, że jest zapisany w karcie jako osoba kontaktowa. – Wzruszyła ramionami, a on przyjrzał się jej uważniej.
– Masz też nas, Jess. – Powiedział powoli, bo jednak już wiele razy odniósł wrażenie, że dziewczyna twierdzi, iż może liczyć tylko na McSweeney'a.
– Chodzi mi o rodzinę, Syriuszu. Rodziców tu nie ma, Jo... Jo nie żyje. A Adalbert był dla mnie jak brat odkąd pamiętam. – Znów wzruszyła ramionami i uśmiechnęła się do niego słabo. – Czy nadal mam obstawę pod salą?
– Tak, jak wchodziłem to kręcił się tam Caradoc. – Cay westchnęła ciężko.
– Nie rozumiem po co ta cała szopka, z tym pilnowaniem? Przecież nie jestem kimś ważnym. – Wymamrotała z pełną buzią. – Rzucisz zaklęcie wyciszające? Musimy porozmawiać, a raczej to, co powiem nie jest legalne.
– Jasne! – Roześmiał się, słysząc jej konspiracyjny ton. Muffliato! – Więc?
– Więc... – Zaczęła poważnie, patrząc mu prosto w oczy. – Dziękuję ci za to, że mnie uratowałeś, Syriuszu, narażając przy tym też siebie. Do późna szyłam, ostatnie zaklęcie, którego użyłam, to było zaklęcie tnące i uznali, że byłam w szoku, i rzuciłam je na wampira, i to go zabiło. Nie powiedziałam im, że to byłeś ty.
– O czym ty mówisz? – Zmarszczył brwi zdziwiony. – Jak cię znalazłem, to wampir już nie żył.
– Co? – Wyglądała na mocno zdziwioną. – Przecież... Zamieniasz się w psa! A wampira zabił duży, szary pies! Mam to cały czas przed oczami!
– Tak, zamieniam się w psa, ale czarnego. – Powiedział i przez chwilę patrzyli na siebie w kompletnej ciszy.
– Nie wymyśliłam sobie tego, Syriuszu. Jakiś wielki pies rzucił się na niego i rozerwał mu gardło. – Wyszeptała i dostrzegł w jej oczach desperację.
– Wierzę ci, Jess. Widziałem wampira i zdecydowanie jego rany nie były cięte, a szarpane. – Uścisnął jej ramię, gdy broda zaczęła jej drżeć. – Jak to się wszystko wydarzyło?
– Na przesłuchaniu powiedziałam, że nie pamiętam za wiele, i że w pewnym momencie miałam przebłysk, i zobaczyłam twoją twarz, bo myślałam o tym, żeby cię chronić. W końcu jesteś nielegalnym animagiem. – Wzięła głęboki wdech i odstawiła pudełeczko na szafkę. – Wyszłam z naszego lokalu i poszłam w boczną uliczkę, bo jest tam wyjście na mugolską ulicę, i stamtąd jest dość blisko do mieszkania. Zaskoczył mnie, kiedy wyszłam już za budynki. Chwycił mocno w pasie, wgryzł mi się w szyję i przez chwilę mnie tak trzymał. Potem coś nas powaliło. Upadłam na bruk, złamałam chyba rękę, ale uwierz mi, że nie poczułam tego. Czułam się, jakby ktoś przyłożył mi rozżarzone żelazo do szyi i wlał gorący olej w żyły, i nadal go podgrzewał, tylko brakowało charakterystycznego skwierczenia. Chciałam się cofnąć, ale nie mogłam i on... on zaczął się znów zbliżać i wtedy, zza mnie, wyskoczył ten pies. Prosto na niego i rozszarpał jego grdykę. Jak o tym pomyślę, to mi słabo. Wszędzie unosił się zapach zgnilizny, czy stęchlizny, ale nie jak zepsute jedzenie, a jego krew... Nie była taka jak u człowieka, tylko szara. Nie srebrna jak u jednorożca, tylko w takim złowieszczym odcieniu szarości... Grafit, albo antracyt...
– ...Nic mi to nie mówi. – Pokręcił głową lekko rozbawiony z dość szczegółowego opisu Jess.
– Och, wiem. Jak Bert powiedział mi, że to ty mnie znalazłeś, to byłam przekonana, że ten pies, to ty. A jeżeli, to nie byłeś ty, to kto? – Zadała to pytanie, a on westchnął ciężko. Nie chciał mówić na głos, że wszystko jest uszyte strasznie grubymi nićmi. Jeszcze nie był aurorem, a rozpoznał od razu rany szarpane u wampira, więc był pewny, że aurorzy z Działu Technicznego, Moody i Leven, też to wiedzą. Chociaż... Może skóra wampira jest inna i zaklęcie tnące inaczej na nią podziałało? A może chcą uciszyć sprawę, żeby w spokoju to zbadać? Może rzucają podejrzenia, gdzieś indziej i depczą temu animagowi po piętach? A może to był celowy atak na członka Zakonu Feniksa i teraz sprawdzają, czy istnieje grupa wampirów, która działa dla Voldemorta?
– Nie podoba mi się to, o czym myślisz. – Usłyszał zaniepokojony ton głosu Jess i spojrzał na nią z uspokajającym uśmiechem.
– Spróbuję dowiedzieć się czegoś więcej. Wydaje mi się, że chyba będzie lepiej, żebyś utrzymywała wersję z przesłuchania.
– To da się zrobić. – Kiwnęła głową i szturchnął ją w bok.
– Musisz wypaść przekonująco.
– Oj, Black. To moja specjalność. – Mruknęła żartobliwie i wzięła ze stolika pudełeczko z ciastem. – To jak mnie uratowałeś?
– Wyssałem jad z rany. – Znów wrócił do lekkiego tonu. Zdziwił się, kiedy Jess westchnęła żałośnie.
– I ja tego nie pamiętam? – Roześmiał się głośno, bo Cay wydawała się być załamana tym, że ma lukę w pamięci.
*******
– Jak się czuje Jess? – Zapytał Leven, kiedy otworzyła czekoladę. Lekcje oklumencji były przyjemniejsze, kiedy potrafiła bronić swojego umysłu. Poczęstowała go kawałkiem i sama wzięła jeden.
– Całkiem dobrze, jak na to, co jej się przytrafiło. Codziennie bywa w szpitalu, bo nadal nie opanowała zaklęć... W niedzielę podobno przesiedziała cały dzień w pokoju. Nawet Adalbertowi nie pozwoliła wejść. Widziałeś ją wtedy, naprawdę to wygląda tak strasznie? – Katherina zapytała go zaniepokojona. Bardzo się zmartwiła, kiedy dziadek przybył do Hiszpanii po matkę Jess, bo zaatakował ją wampir. Martwiła się jak cholera, ale dziadek uspokoił ją. Syriusz wyssał jad i nie doszło do przemiany. Wróciła do Anglii dopiero dwa dni po wybudzeniu przyjaciółki, kiedy miała pewność, że Williama nie ma w kraju. Na całe szczęście Cay nie miała jej za złe, że nie była przy niej, bo i tak przez prawie całe dwa dni, przesiedziała z matką, która po tygodniu wróciła do Hiszpanii.
– Wygląda dość normalnie, jak na to, co się jej stało. – Tobias wzruszył ramionami. Słyszała od Adalberta, że Jess ma wydłużone kły i żółte oczy, i nawet nie krył ekscytacji, co potęgowało zdenerwowanie Cay. – A przypomniała sobie coś więcej?
– Nie... W tym wszystkim, to jest najgorsze. Przeżyła atak wampira i nawet tego nie pamięta. Merlinie... Ona nawet nie pamięta jak go zabiła! – Naprawdę żałowała, że przyjaciółka pamięta tak niewiele. Już z tego żartowała, a raczej ze sposobu w jaki uratował ją Syriusz. Minęły dwa tygodnie od jej wyjścia i kiedy odwiedzała ją w mieszkaniu, to Jess opowiadała jakie zmiany zauważyła. Unikała tematu swojego wyglądu. Gdy poruszyła tę kwestię, to przyjaciółka prawie się rozpłakała i powiedziała tylko, że wygląda jak potwór.
– To chyba dobrze? – Zagadnął, a ona niechętnie kiwnęła głową.
– Opowiadała mi o przesłuchaniu... – Zaczęła powoli. – To miłe, że tym razem Moody był bardziej przystępny. Po jej przesłuchaniu w listopadzie chyba przez godzinę ją uspokajałam. Naprawdę dobrze, że nie pamięta tego jak go zabiła, bo to chyba by ją totalnie załamało. Fakt, zasłużył sobie, no bo przecież ją zaatakował... Merlinie...
– Próbowaliśmy ustalić, czy to ma jakiś związek ze śmierciożercami, ale nic na to nie wskazuje. Nie mówiła, czy mogła się komuś narazić? – Zapytał, a ona spojrzała na niego krzywo.
– Czemu jej o to nie zapytasz? – Parsknęła śmiechem, kiedy odpowiedział jej prawie takim samym spojrzeniem. – Naprawdę nie rozumiem, czemu jesteś do niej tak uprzedzony...
– Nie jestem uprzedzony. – Zaprzeczył, a ona znów parsknęła śmiechem.
– Jesteś. – Wstała z kanapy i podeszła do okna. – Ciągle mam do ciebie żal o to, że negowałeś jej członkostwo w Zakonie.
– Nie tylko ja... – Zaczął, a ona prychnęła. Nie sądziła, że zdanie, które za chwilę padnie, wyprowadzi ją z równowagi. – Poza tym, nadal uważam, że jej obecność w Zakonie nic nie wnosi.
– Ty sobie żartujesz? – Odwróciła się do niego oburzona.
– Nie, Katy. Nie żartuję. Twoja mama i Dorea Potter poświęcają jej swój czas. Podobno są efekty, ale jej nauka to powolny proces. Mdleje na widok krwi, ma problem z prostymi zaklęciami. Fakt, Protego i Upiorogacka ma opanowane do perfekcji, ale w walce też trzeba atakować. Nie nadaje się na misje i raczej jej obecność tutaj, tylko dostarcza rozrywki, no i smaczne potrawy, a nie o takie efekty nam chodziło. – Zarumieniła się ze złości i podeszła do niego powoli. – Idealnie pasuje pod profil szpiega, ale póki jesteśmy w mniejszości, nie można jej sprawdzić.
– Przestań, Jess to jedna z ostatnich osób, którą można o to podejrzewać. A to, że według ciebie nic nie robi, nie oznacza, że nie ma prawa być tu z nami. Śmierciożercy zabili jej siostrę... – Zaczęła, a Leven warknął zniecierpliwiony.
– Daj spokój, Katy. Gdybyśmy rekrutowali rodziny wszystkich pokrzywdzonych przez śmierciożerców, to byłoby nas z cztery razy więcej. A Jess trzymamy tu tylko dlatego, że jej przyjaciele też należą do Zakonu i jednak wiedziała więcej niż nam się wydawało. – Spojrzała na niego, czując, że uchodzi z niej powietrze.
– Mam dużo pracy... Chyba powinieneś już iść.
– Wiem, że to było brutalne, ale taka jest prawda. – Powiedział już łagodniejszym tonem głosu.
– Nie dostrzegasz prawdy. To jest twój problem. A Jess ma wiele talentów, tylko jeszcze nie wiadomo, jak je wykorzystać.
*******
– Morze Karaibskie, to to nie jest, ale przynajmniej woda czysta. – Zauważył James, kiedy wreszcie udało im się dojść do plaży w Polperro. Zaczął rozkładać koc, który ze sobą wzięli i po chwili już na nim siedzieli.
Ucieszył się, kiedy zaproponował Lily, aby udali się gdzieś na kilka dni. O świstoklik dla niego było ciężko, bo wiązało się to z kilkoma przesłuchaniami, więc zostali w Anglii. Poinformował jeszcze tylko przyjaciół i rodzinę, żeby kontaktowali się z nimi jedynie w naprawdę ważnych sprawach, a tak to przez te cztery dni chciał być tylko z Evans.
– Nie potrafię się zrelaksować. – Wyznała Ruda wyciągając przed siebie nogi. Parsknął śmiechem, bo był trzeci dzień ich wycieczki, a Lily już na początku drugiego dnia marudziła, że powinna teraz wspierać Alicję, tak jak robiły to Jess, Jane i Katy. Ślub Franka i Brown miał odbyć się już za tydzień, a panna młoda od wypadku Cay zaczęła panikować. Szatynka miała złe przeczucia po ataku na Jessikę, bo tak jak większość, podejrzewała, że wampir działał na zlecenie śmierciożerców i ataki staną się częstsze.
– Jutro wieczorem wracamy. Odbijesz sobie niańczenie Alicji na wieczorze panieńskim. – Parsknął śmiechem, kiedy posłała mu krzywe spojrzenie. – Dziewczyny na pewno dają sobie świetnie radę. Przynajmniej radzą sobie lepiej od Franka.
– Bo on bagatelizuje jej zdenerwowanie. Przecież pamiętasz, że na ślubie Jane doszło do ataku... – Zaczęła Evans, a on objął ją ramieniem.
– Chwała za to Merlinowi! – Jeżeli ktoś zapytałby go o chociaż jeden atak śmierciożerców, który przyniósł coś dobrego, to zdecydowanie atak na ślubie  Jane, byłby tego najlepszym przykładem. Nikomu nic się nie stało, a Elliot nie wyszła za swojego byłego narzeczonego. Wtedy aż tak bardzo nie dostrzegał tego, że przyjaciółka jest stłamszona. Teraz, kiedy mieszkał z nią już od prawie roku, dostrzegł zmiany jakie zaszły w Jane i w dodatku jaka jest szczęśliwa z Paulem. Przy Jacku taka nie była.
– Ostatnio o coś nie pytałeś. – Zaczęła cicho i ostrożnie.
– Umówisz się ze mną, Evans? – Uśmiechnął się zawadiacko, a ona parsknęła śmiechem, kiedy odsunęła się i spojrzała na niego z powątpieniem.
– Nie to pytanie. – Ponownie przytuliła się do jego boku. Miał ochotę wykonać ręką gest zwycięstwa, bo wreszcie Lily sama zaczęła ten temat.
– To kiedy bierzemy ślub? – Zapytał.
– Hm... Dorcas zaczęła drugi rok i z tego co wiem, to może zgłosić nieobecność na miesiąc przed wyjazdem... A tak z innej beczki. Jak długo przygotowuje się ślub czarodziejów? Wiesz, zgłoszenie do Ministerstwa, jakieś szaty, zaproszenia, stroje, lokalizacja? – Zapytała, a on zmarszczył czoło.
– Niektórzy potrafią w tydzień wszystko zorganizować. – Znów wyszczerzył zęby, kiedy spojrzała na niego i pokręciła głową. – Nie wiem, Lily. Nigdy nie zajmowałem się szczegółami. Dwa miesiące? Może koniec października?
– Zbyt blisko rocznicy śmierci Jocundy. – Potter kiwnął głową i chwilę się zamyślił.
– Druga sobota października? Będziesz już miesiąc na kursie, Jess będzie miała we wrześniu luźniej w pracy, i to jakieś trzy tygodnie przed rocznicą. – Zaproponował, a ona zmarszczyła brwi.
– Druga sobota października. To gdzie? – Parsknął śmiechem i pchnął ją na koc, żeby się położyła.
– Nie mam najmniejszego pojęcia, Evans. Wrócimy, powiemy, że wybraliśmy datę i resztę będziemy planowali już z Kwatery. Tutaj jestem rozproszony. – Spojrzał na nią z góry i odgarnął jej z policzka kosmyk włosów. Lily zarumieniła się delikatnie i roześmiała.
– A podobno szum fal uspokaja. – Powiedziała obejmując jego szyję i przyciągając go do siebie.
– Evans, pamiętaj, że to plaża publiczna... – Wymruczał w jej usta zanim zaczęli się całować.
*******
– Alicjo, upewniam się, czy nie złapałaś pietra. – Syriusz stał w drzwiach i patrzył jak dziewczyny coś jeszcze majstrują przy pannie młodej. Katherina podeszła do niego ze zmartwioną miną, a Jess rzuciła im zaniepokojone spojrzenie.
– Obiecałam jej kilka dni temu, że w razie czego siłą ją tam zaciągnę, ale od rana płacze. – Wyszeptała, wyprowadzając go na korytarz.
– Mam przysłać Franka? Jak nie wyjdzie, to zawsze będzie można zrzucić winę na to, że zobaczył ją przed ślubem. – Spróbował zażartować, ale szybko przeprosił, gdy spojrzała na niego sceptycznie. – Tłumaczyłyście jej, że aurorzy pilnują domu, część gości nie przyszła, a reszta jest sprawdzanych?
– Oczywiście, że tak! – Zapewniła i potarła skronie. – Próbowaliśmy wszystkiego, nawet poprosiliśmy jej rodziców, ale wyszli przed chwilą, bo odprawiła ich z kwitkiem!
– Jest jeszcze jedna możliwość. – Powiedział zza jego pleców Remus i po chwili stanął obok niego. – Augusta.
– Przecież Alicja mnie zabije! – Domyślił się, że Lupin też zrobił do Katheriny słodkie oczy, bo patrzyła to na niego, to na Lunatyka i zmiękła. – Przyjdę do was, jak coś zdziałam i zaczniemy tę ceremonię. Nie mogę uwierzyć, że pierwszy ślub ludzi, którzy się z nami uczyli w szkole i panna młoda odwala takie cyrki... Oby Lily mniej dramatyzowała.
– Dziwisz jej się? – Zapytał Remus, a Katy westchnęła.
– Od tygodnia co chwilę płakała, a odkąd się dowiedziała o ataku, to nie może przestać. Nie wiem, czy to emocje, czy co, że się tak zachowuje, ale przecież dom jest chroniony przez aurorów z Zakonu, ma przy sobie różdżkę, na sali będzie dużo zdolnych czarodziei i wszystko jest tak przeorganizowane, że śmierciożercy musieliby zrobić podkop, żeby dostać się na uroczystość. – Pokręciła głową i wypuściła głośno powietrze. – Tak, chyba tylko Augusta Longbottom sprawi, że ta kupka nerwów wyjdzie z pokoju na własnych nogach.
Poklepał ją jeszcze po ramieniu, kiedy ich minęła i skręciła w prawo.
– Przekażesz wszystko Frankowi? Ja zejdę już na dół i upewnię się, że czekamy tylko na pannę młodą. – Lupin kiwnął głową i poszli w przeciwnych kierunkach.
Black zszedł po schodach i uśmiechnął się pod nosem, gdy jakieś dwie nieznane kobiety nawet nie kryły się z niechętnym wzrokiem. Zaczęły sobie coś szeptać do uszu, ale przestały, kiedy przechodząc obok nich, ukłonił się z przymilnym uśmiechem.
Trochę mu było głupio tak się szczerzyć i to niecałe pięć dni po tym, jak śmierciożercy zaatakowali mugolski wyścig jachtów. Wywołali tak potężny sztorm, że zostało zniszczonych wiele jachtów i zginęło piętnaście osób. Ministerstwo Magii wysłało kilkunastu pracowników na kanał La Manche, żeby powstrzymać sztorm, ale też usprawnić akcję ratunkową.
– Syriusz Black. – Usłyszał dziewczęcy głos za sobą i zanim się odwrócił, to zmarszczył brwi. Miał nadzieję, że szybko ukrył zdziwienie na widok Juliet, kuzynki Franka. Przecież to ślub jej rodziny, kretynie!
– Juliet. – Uśmiechnął się nonszalancko, a ona skrzywiła się.
– Powinnam ci dać w twarz, ale nie będę robiła sceny na ślubie kuzyna. – Zbliżyła się do niego, a jemu mina zrzedła. – Baw się dobrze. Tylko nie przesadź z szampanem.
– I wzajemnie. – Mruknął pod nosem, kiedy odeszła w stronę jakiegoś chłopaka.
– Wzgardzona kochanka? – Uśmiechnął się na widok Jess, która zeszła do salonu.
– Ma prawo mnie nie lubić. – Wzruszył ramionami. – Co z Alicją?
– Augusta wkroczyła do akcji. Widziałeś gdzieś babcię Dorcas? Lily prosiła, żeby ją znaleźć, bo chcemy się przywitać przed ceremonią... – Stanęła na palcach i rozejrzała się po tłumie, ale widocznie nie odnalazła jej wzrokiem, bo stanęła już normalnie, i zrobiła niezadowoloną minę. – Dobra, Syriusz, Prawdopodobnie twoja towarzyszka tu zaraz przyjdzie, a ja muszę znaleźć Berta. Widzimy się w ogrodzie!
Tak jak mówiła, Katherina zeszła chwilę później i nie wyglądała już na zdenerwowaną.
– Kryzys zażegnany. – Obdarzyła go szerokim uśmiechem i chwyciła pod ramię. – Zaraz panna młoda zejdzie do ogrodu, więc najwyższa pora, żeby zająć miejsca.
– Całe szczęście. Wreszcie mogę ci powiedzieć, że wyglądasz pięknie i nie powiesz mi, że myślę o pierdołach. – Poczuł jak trzęsie się od chichotu i spojrzał na nią. Założyła buty na obcasie, ale na szczęście nadal był od niej trochę wyższy.
– Zachowaj swoje popisowe teksty, dla którejś samotnej panny. Wypatrzyłeś już jakąś? – Rozejrzała się, gdy usiedli, a on parsknął pod nosem.
– Myślałem, że mam żyć w celibacie.
– Och, jeden numerek to nie związek. – Puściła mu oczko i wstała z miejsca, bo zauważyła, jak woła ją jej mama.
– Można? – Usłyszał za sobą i zaczynał mieć już dość, że ludzie tak go zachodzą. Najpierw Remus, potem Juliet, a teraz ta baba.
– Oczywiście. – Powiedział z chłodną uprzejmością i zabrał kwiaty, które wcześniej tam zostawił, a kobieta zajęła miejsce po jego lewej stronie. Merlinie, Katy, pośpiesz się...
– Wilk w stadzie owiec. Nie spodziewałam się, że Moody do tego dopuści. Praca totalnie wypaliła mu szare komórki. – Spojrzał na nią zdziwiony i utrzymał z nią kontakt wzrokowy. Niebieskie oczy na chwilę się zmrużyły, jakby próbowała dostrzec jakiś podstęp, lub fałsz w jego twarzy.
– Został przegłosowany. – Odpowiedział po chwili, i gdy wyczuł, że kobieta jeszcze nie skończyła, to przekręcił się nieco w jej stronę.
– Pewnie nie może się doczekać, aż złapie cię na gorącym uczynku... Ciekawie jaką karę ci przygotował? Utrata pamięci, proces, a może śmierć, którą zatuszuje, jakąś bajeczką o walce, i że nie miał wyjścia, i musiał cię zabić? – Zastanawiała się na głos i już wiedział, że ma do czynienia z wariatką. – Oczywiście, że proces. Już widzę te nagłówki w gazetach. Będziesz gwiazdą w Azkabanie, drogi chłopcze.
– Nie jestem chłopcem, stara wariatko. Jestem... – Zaczął.
– ...Syriusz! Och, zrób mi miejsce! – Lily poklepała go po ramieniu i odsunął krzesełko do tyłu. – Pani Betula!
– Lily Evans! Pięknie wyglądasz, kochanie! – Wcięło go, gdy kobieta nagle zrobiła się miła, wstała i wyściskała rudowłosą, jakby co najmniej znały się całe życie.
– Jak się cieszę, że chociaż pani udało się dotrzeć! – Ruda odsunęła się od niej i spojrzała na Syriusza. Wyglądała na mocno zdziwioną. – Och, nie chciałam przeszkodzić w rozmowie.
– To raczej przypominało zamach na moją godność. – Mruknął ironicznie, a kobieta prychnęła.
– Chyba na jej resztki!
– Oj, cicho bądź wreszcie... – Wymamrotał zniecierpliwiony i znudzony już przytykami kobiety.
– Syriusz! Opanuj się, na Merlina! – Syknęła Evans i dostrzegł rumieniec na jej twarzy. Przez chwilę wytrzeszczała na niego oczy, jakby chciała mu przekazać jakąś supertajną wiadomość, ale wzruszył ramionami, bo nie wiedział, co ma na myśli. – Widzę, że już się pani poznała z moim przyjacielem, ale jak słyszę, chyba nie zostaliście sobie przedstawieni.
– I bardzo dobrze. – Rzucił pod nosem, ale na szczęście tak cicho, że pewnie nie zrozumiały, co powiedział.
– Pani Betulo, to jest Syriusz Black. Syriuszu, to jest pani Betula Meadows. – Ruda uśmiechnęła się krzywo, trochę niezręcznie, kiedy podniósł szybko na nią wzrok przerażony. O kurwa. – Babcia Dorcas.
Zapadła cisza. Patrzył to na Lily, to na Betulę, aż w końcu utkwił wzrok w plecach jakiegoś gościa, który dopiero co usiadł przed nimi.
– Bardzo mi miło. – Przerwał niezręczną ciszę, i kiedy na nią zerknął, to zauważył jej kpiący wzrok. – Przepraszam, że tak panią obraziłem, ale zazwyczaj właśnie tak reaguję, jak ktoś zarzuca mi zdradę.
– Na co dzień, Syriusz to bardzo przyjaźnie nastawiony, szarmancki i kulturalny chłopak. – Stanęła w jego obronie Lily i był jej naprawdę wdzięczny. – To też najlepszy przyjaciel Dorcas. Zapewne widziała go pani na obrazie.
– Ach, tak? – Wiedział, że usłyszy jakąś bombę, bo uśmiechnęła się złośliwie. – To pewnie ten, któremu przykleiła kartkę na głowę, żeby go nie oglądać?
– Proszę zająć miejsca! – Zagrzmiał mistrz ceremonii i reszta gości usiadła. Ucieszył się, kiedy zaproponował Katherinie zamianę miejsc i ta się zgodziła. Miał gdzieś, że otwarcie dał do zrozumienia, iż nie chce siedzieć obok babci swojej byłej dziewczyny.
Zapatrzył się na kwiaty i inne pierdoły, i szybko podniósł się z miejsca, gdy Parkes szturchnęła go w żebra, bo pomiędzy rzędami krzesłeł szła Alicja w białej sukni. Opadł na krzesło i miał ochotę jęknąć żałośnie.
Wyzwałeś ją od starych wariatek, koleś... Niezłe pierwsze wrażenie.
Wiedział, że Dorcas żyje blisko z babcią z Australii, bo Katy mu opowiadała o tym. Lily potwierdziła, że to równa babka, ale chyba tylko dla niej, bo dla niego okazała się być jędzą.
Miał ochotę wychylić się trochę i przyjrzeć kobiecie, ale powstrzymał się. Ciekawe, czy Dor jej coś opowiadała o mnie... Nie dziwię się, że mnie poznała. W końcu jestem bardzo podobny do ojca, a...
– O nie... – Jęknął cicho i przejechał dłonią po policzku. Katy syknęła na niego, żeby był cicho, bo Alicja była w trakcie wygłaszania przysięgi, ale on i tak ich nie słuchał. Przecież jej mąż zginął w moim domu rodzinnym. Fakt, zabiła go matka Dor, ale to nie zmienia faktu, że Blackowie maczali w tym palce.
– Mógłbyś chociaż udawać, że cię to interesuje. – Wyszeptała mu do ucha Katy, kiedy ukrył twarz w dłoniach. Posłał jej nikły uśmiech i wyprostował się na swoim miejscu.
– Słabo się poczułem. – Powiedział i rozluźnił krawat. Kto wymyślił śluby w sierpniu i to wtedy, kiedy słońce świeci w zenicie? Jeszcze, kto, u licha, wykazał się tak zacnym poczuciem humoru, że posadził babcię Dorcas obok niego. Pośle temu komuś butelkę Ognistej. Z wolnodziałającą, bolesną trucizną.
Z opóźnieniem zaczął klaskać, gdy zorientował się, że było już po ceremonii. Roześmiał się, kiedy Augusta Longbottom zwołała wszystkie panny, a Jess złapała Katherinę za rękę i pociągnęła na przejście, aby przygotować się na rzut bukietem. Kiedy panny już się zebrały, Alicja kilka razy przymierzała się do rzucenia, a gdy wypuściła kwiaty z dłoni, poleciały prosto w wyciągnięte dłonie Cay. Uniosła bukiet do góry, jakby trzymała jakiś puchar i uścisnęła się z szatynką.
– Chyba o czymś nie wiemy. – Zażartował James i klepnął go w ramię. Wstał z miejsca, poczekał na Katherinę i we czwórkę, wraz z Lily poszli do rozstawionego namiotu, gdzie miała sie odbyć reszta uroczystości.
*******
– Dlaczego to musi być dzisiaj? – Zapytał Remus idąc za Dagny przez jakieś chaszcze w lesie niedaleko Wolverhampton. Wyciągnęła go w środku tygodnia z księgarni, teleportowali się w nieznane mu miejsce i dopiero jak weszli do lasu powiedziała mu, gdzie są.
– Nie ja dyktuję warunki. W sumie, to powinieneś się trochę cieszyć, bo dziś jest nów. – Powiedziała to takim tonem, że go zaintrygowała.
– Przecież to bez znaczenia. – Zauważył, a ona pokręciła głową.
– Dla ciebie i dla mnie, tak. – Uśmiechnęła się niezręcznie i chwyciła jego dłoń. – Chodzi o to, że nie wszyscy są tacy, jak ja, albo ty. Są jeszcze gorsi...
– I teraz mi to mówisz? – W myślach zaklął siarczyście, bo jego notatki nie obejmowały gorszych opisów. Miał nadzieję, że uda mu się wyjąć pergamin i ołówek z kieszeni, i zdoła zebrać jak najwięcej informacji. Albo chociaż, żeby zdołał wszystko doskonale zapamiętać.
– Bałam się, że się wystraszysz... – Mruknęła cicho. – Wiesz... Ja nie pilnuję się w trakcie pełni i jak ktoś się nawinie, to zaatakuję go, i zabiję, ale po pełni już nikogo nie ranię. Są osoby, które atakują, kiedy chcą. Nieważne, czy jest pełnia, czy też nie. Oczywiście, jak nie ma pełni to nie da się zarazić ofiary, ale i tak to paskudne. W czasie nowiu są spokojniejsi, obce zapachy nie są tak drażniące... Więc będą przyjaźniej nastawieni. Rozumiesz?
– Rozumiem. – Powiedział, chociaż szumiało mu w uszach. Jak to w ogóle możliwe, że atakują też poza pełnią? – Jak wielu ich jest?
– Może z pięciu. Tego najgorszego... Tego, co kieruje tym wszystkim nie ma. – Powiedziała i miał ochotę zapytać kto to jest, ale wyprzedziła go. – To Fenrir Greyback. Remusie? Coś się stało?
– Nie nic... – Nawet nie zorientował się, kiedy stanął, a ona szarpnęła kilka razy jego ręką. – Trochę się boję...
– Och, Remusie. – Wyszeptała miękko i zbliżyła się tak, że blizny na jej twarzy rozmyły mu się przed oczami. Ucałowała miękko jego usta i przytuliła go mocno. – Jestem z tobą.
*******
Dzień nie zaczął mu się jakoś bardzo udanie, bo myślał cały czas o tym, że wieczorem ma zajęcia z oklumencji. Moody warczał na niego, bo jego oklumencja była żałosna. Nie chciał umniejszać zdolnościom Alicji, ale podobno radziła sobie dużo lepiej od niego, a on nadal potrafił bronić się tylko za pomocą różdżki. Samym umysłem też potrafił, ale Moody potrafił się przebić przez jego ochronę. Ćwiczył przed snem, medytował, starał się, ale widocznie trafił na mocnego przeciwnika. Ich lekcje wydłużyły się trochę, bo jednak blokował umysł dobrych kilka minut, ale auror zawsze potrafił znaleźć jakąś rysę przez którą zdołał się przecisnąć.
Cieszył się, że już zaczął się nowy tydzień, bo na niedzielnym obiedzie u Parkesów starał się zagadać Charlusa o to, czy wiadomo coś w sprawie Jess. Tak jak sądził, sprawa dziwnie ucichła i raport wylądował już w archiwum, co oznaczało, że całe postępowanie zostało zakończone. Spróbował podpytać o jakieś odstępstwa od procedur, ale powiedział mu tylko o tym, że Dawlish trochę zawalił, ale tego był akurat świadkiem.
Nowy tydzień, nowe perspektywy.
Uśmiechnął się lekko, gdy przekroczył próg Ministerstwa Magii. Zobaczył, że kilka wind jest na poziomie Atrium, więc podbiegł do jednej i wsiadł zanim się zamknęła. Wyszczerzył zęby do jakiejś czarownicy pracującej dla Departamentu Międzynarodowej Konfederacji Czarodziejów i wcisnął przycisk z numerem dwa. Jazda w górę dłużyła mu się. Chłodny kobiecy głos powiedział "Departament Przestrzegania Prawa Czarodziejów" i kraty rozsunęły się. Wyszedł na korytarz i miał nadzieję, że nie spotka nikogo znajomego. Skręcił w korytarz, gdzie znajdowały się gabinety Urzędów Niewłaściwego Użycia Czarów. Odnalazł drzwi z plakietką "Rejestr Animagów" i zapukał dwa razy. Otworzył je i wszedł do ciasnego gabinetu, gdzie stały dwa biurka. Na szczęście była tylko jedna urzędniczka. Berta Jorkins.
– Dzień dobry. – Usiadł na krześle, które było przeznaczone dla interesanta i wlepił wzrok w pulchną czarnoskórą, brunetkę. Pamiętał ją z czasów, kiedy chodziła jeszcze do Hogwartu. W myślach przyznał, że nic się nie zmieniła. Ręce jej się trzęsły, na biurku miała bałagan i wyglądała na obrażoną.
– Witam. – Podniosła na niego wzrok i dostrzegł, że jest zdziwiona, ale w końcu obdarzyła go uśmiechem. – Syriusz Black.
– Berta Jorkins, kopę lat! – W myślach gratulował sobie tego, że byli z Jamesem na czwartym roku, kiedy ona kończyła Hogwart i byli na etapie żartowania z rówieśników lub młodszych uczniów. Na piątym roku na pewno wzięliby ją w obroty i uprzykrzyliby jej życie. Wtedy pewnie już byłby za drzwiami.
– Szukasz pracy? Bo chyba mnie wyleją. – Odłożyła niedbale pióro i pisnęła, bo rozlała atrament. Parsknął śmiechem i wyczyścił atrament zaklęciem.
– Nie... Potrzebuję rzucić okiem na Rejestr Animagów. – Uśmiechnął się przymilnie i przybrał wygodniejszą pozę. Wzrok dziewczyny zjechał na jego tułów, a potem ponownie w jego oczy. Poprawiła się na miejscu i odgarnęła grzywkę z czoła.
– Przykro mi, ale dostęp do Rejestru wydajemy jedynie po pokazaniu pozwolenia. Posiadasz je? – Zapytała, a on oblizał usta i na moment spuścił wzrok na swoje dłonie, ale po chwili znów na nią spojrzał.
– Problem w tym, że nie, Berta. Pamiętasz, że byłem dobry z transmutacji? Och, na pewno pamiętasz, jak popisywaliśmy się z Jamesem swoimi umiejętnościami w Pokoju Wspólnym. No przyznaj! – Wyszczerzył do niej zęby, a ona zarumieniła się i kiwnęła głową. – Jestem teraz na kursie aurorskim i myślę, żeby zostać animagiem, ale nie mam pojęcia, czy nie jestem za słaby.
– Ty? Słaby? – Zapytała, jakby nie wierzyła i oparła się o blat biurka.
– Ale niech to zostanie w tych ścianach. – Wskazującym palcem zrobił w powietrzu okrąg. – Zerknę na nazwiska w Rejestrze, wiesz, że znam wiele osób. Może okaże się, że jest tam ktoś, kto jest słabszy ode mnie? No proszę cię Berta! Pomóż młodszemu Gryfonowi spełnić marzenia.
– Słuchaj, Black. – Powiedziała poważnie patrząc mu w oczy. – Rejestr nie jest trzymany pod kluczem. Jest o tam, na tamtej półce w białej teczce. Wystarczy mieć zgodę od nauczycieli w Hogwarcie, czy przełożonego, żeby go dostać... Nie mogę ci pomóc, ale bardzo miło było cię spotkać. Musze szybko zanieść ten papier do Dolores Umbridge, ale jak wrócę to dokończymy rozmowę?
– Mi też bardzo przykro, Berto. Oczywiście. Ja tu na ciebie poczekam. – Uśmiechnął się do niej powolnie i jej wzrok uciekł na jego usta. Puściła mu oczko, kiedy go mijała i wyszła, a odgłos jej obcasów powoli cichł na korytarzu.
Praktycznie rzucił się do półki i wyjął białą teczkę. Parsknął śmiechem, bo w teczce był tylko jeden pergamin z sześcioma pozycjami.
– Minerwa McGonagall, kot, rok 1956... Łasica, borsuk, trzmiel? – Parsknął śmiechem. – Kulik, lis...
Patrzył w pergamin pod różnymi kątami i pod światło, ale nie było nic więcej. Duży, szary pies... Kolejny niezarejestrowany animag? A może lista wymaga aktualizacji? Może jakieś zaległe wnioski?
Szybko schował pergamin do teczki i odłożył ją na półkę, gdy usłyszał stukot obcasów. Opadł na krzesło i założył nogę na nogę. Przybrał znudzony wyraz twarzy w momencie, kiedy drzwi otworzyły się.
Berta usiadła za biurkiem i obdarzyła go filuternym uśmiechem.
– Mam nadzieję, że byłeś grzeczny. – Zaczęła bawić się kosmykiem włosów i zalotnie na niego zerkała, spod długich rzęs.
– Jak widać. – Rozłożył ręce, jakby nie miał nic do ukrycia. – Słuchaj Berta. Bo przypomniałem sobie, że profesor McGonagall opowiadała nam co nieco.
– U-hum... – Wymruczała nisko.
– I coś wspominała, że póki co, to w tym stuleciu tylko sześć osób zostało animagami... Naprawdę tak mało? Jest przecież dużo osób, które dorównują jej poziomem, a ona oczywiście nam powiedziała, że jest w tym rejestrze. – Bawiło go to, że podjęła jego grę. Widocznie też miała niezłą zabawę.
– Pamiętam, że u nas też o tym opowiadała. – Klasnęła w dłonie, jakby właśnie przypomniała sobie coś bardzo zabawnego. – Jest więcej osób animagów, ale to albo Niewymowni, albo aurorzy. Jak kończą karierę w Ministerstwie, to są rejestrowani. Po Pierwszej Wojnie Czarodziejów wszedł dekret i osoby z Rejestru, które pracowały w Departamencie Tajemnic lub w Biurze Aurorów zostały wykreślone. No i dużo animagów zginęło też wtedy, a w Rejestrze są tylko żyjący animagowie.
– Och... Czyli jak będę aurorem i animagiem, to nie będę w rejestrze? – Zapytał, a ona kiwnęła głową.
– Dopóki nie zakończysz pracy. Proszę, proszę... Największy rozrabiaka Hogwartu zostanie aurorem. Z taką tendencją do łamania zasad? – Parsknął znów śmiechem.
– Wyszalałem się, teraz już będę grzeczny. – Puścił jej oczko, a ona zachichotała. – A ty, Berto? Taka z ciebie gaduła i zostałaś urzędniczką tak nudnego urzędu? Tu w ogóle można mówić?
– Można, ale nie za dużo. – Rzuciła żartobliwie. – Nawet nie wiesz jak bardzo potrzebuję rozmowy. Przyjaciele urwali kontakt, kuzynka wyjechała do Albanii... Rodzicom nie będę się przecież zwierzać.
– Niczego nie obiecuję, ale w piątkowy wieczór będę w Dziurawym Kotle. Nie wiem, czy będę bywał tam często. – Wstał z miejsca i wyciągnął do niej dłoń. Podała mu rękę i ucałował wierzch jej dłoni. – Nie będę odciągał cię od pracy. Miło było cię spotkać, Berto.
– Ciebie również. Może kiedyś na siebie wpadniemy! – Widział, że była lekko zawiedziona, ale uśmiechała się przyjaźnie. Kiwnął głową i wyszedł z gabinetu.
Auror lub Niewymowny...
Te dwa słowa powtarzał jak mantrę przez kilka najbliższych godzin. Kiedy zostało mu pół godziny do zajęć z Moodym zaczął uspokajać myśli. Będzie musiał się postarać, bo przecież będzie miał przechlapane jak Alastor znów się wedrze do jego umysłu. Jedną tajemnicę było łatwo chronić, ale z dwoma mógł mieć problem.
Siedział po turecku, jak jakiś budda z obrazu, który widział gdzieś w Hogwarcie i brakowało tylko tego, żeby zaczął mruczeć "aummmm aummmm", jak robiła to Katherina.
– Wstawaj, Black. – Merlinie, jak on kochał i nienawidził tych zajęć. Nie wiedział, czy Moody jest naprawdę tak małomówny. Wiedział, że jest człowiekiem, ma ludzkie odruchy, chociaż dbał o to, żeby ludzie uważali inaczej. Przecież dawał ślub Charlusowi i Dorei, to świadczyło o tym, że darzy ich sympatią.
Ogarnij się, Black... Zebrał się w sobie, żeby nie rozpraszać się niepotrzebnymi myślami i spojrzał w oczy aurora.
Dostrzegł minimalny ruch ręki Alastora i wiedział, że już się zaczęło. Przed oczami stanęła mu scena ze ślubu Franka i Alicji, kiedy to babka Dorcas nazwała go wilkiem w stadzie owiec. Reszta słów i obraz rozmyły się, kiedy skupił całą swoją wolę na odparciu Alastora. Chwycił mocniej różdżkę, angażując też chyba cały swój mózg na tym, żeby nie ulec. Protego!
Przed oczami miał kilka scen i prawie upadł oszołomiony, ale szybko uspokoił oddech, i umysł. Jestem w głowie Moody'ego!
Syriusz przeszedł razem z nim obok Amelii Bones, która właśnie dopinała płaszcz i wychodziła z Biura Aurorów. Wszedł z nim do gabinetu i rozejrzał się po pomieszczeniu, w którym panował porządek. Kilka fałszoskopów na półkach zaczęło wibrować i Szef warknął na nie pod nosem. Kiedy usiadł i otworzył teczkę, urządzenia ucichły. Wydawało mu się, że coś w obrazie się zmienia. Chciał zobaczyć, co będzie dalej, i kiedy scena stawała się ciemniejsza, starał się jakoś przez nią przedrzeć, choć sam nie wiedział, co ma robić.
Warknął, kiedy coś, jakby go odpychało. Obraz czasami się pojawiał, czasami znikał i było to naprawdę irytujące. Siłą woli przedarł się przez tą dziwną moc i zanim upadł, zobaczył jeszcze Tobiasa Levena w białej koszuli na której była dziwna, ciemnoszara substancja.
– Dość, Black! – Jęknął, bo upadł na kość ogonową. Pierwszy raz, Szef Biura Aurorów wyciągnął do niego rękę, aby pomóc mu wstać. Przyjął pomoc i czekał, aż zacznie go opieprzać. – Powtórz to na następnych zajęciach, Prewettowie się zdziwią. Jestem pewny, że nawet Parkes tego nie potrafi! Dobra robota, Black. Jutro o tej samej porze!
*******
Patrzyła w swoje odbicie i wytarła czerwone od płaczu oczy. Zmrużyła je i kiedy wzrok jej się wyostrzył dostrzegła, że faktycznie są zaczerwienione. Uniosła górą wargę, żeby zobaczyć w jakim stopniu udało jej się skrócić zęby. Nadal były dłuższe niż miała kiedyś. Ale przynajmniej nie straszą, jak u wampira.
Nadal mrużąc oczy, przypudrowała twarz i użyła trochę różu. Była bledsza niż zwykle i nie wiedziała, czy to dlatego, że ugryzła ją krwiopijcza bestia, czy dlatego, że wychodziła jak słońce jeszcze nie wzbiło się ponad wysokie budynki miasta, a wracała jak księżyc oświetlał jej drogę.
Czy ona kiedyś nie wspominała, że nienawidzi sierpnia?
W tym roku nienawidziła go jeszcze bardziej.
Madame Malkin odsunęła ją od klientów, bo zapomniała się i uśmiechnęła się do dziecka, któremu poprawiała szatę. Na domiar złego, to dziecko było mugolakiem, które dopiero miało zacząć naukę w Hogwarcie. Chłopiec wybiegł z krzykiem, bo zobaczył jej długie kły. Ćwiczyła zaklęcia, które dostała od pielęgniarki, ale dopiero tego dnia zauważyła pierwsze efekty. Zęby miała w miarę normalne, kolor oczu identyczny jak wcześniej, tylko niestety nabawiła się przy okazji wady wzroku i dopiero, gdy mrużyła oczy, to widziała świat wyraźniej.
Przyjrzała się swojemu odbiciu, zastanawiając się czego jej brakuje... Puder, tusz, róż, kły schowane, oczy wyjściowe... Kurwa...
– Nie wierzę! – Jęknęła i czuła jak w oczach zbierają jej się łzy. – Gdzie jesteście?!
Macała miejsce nad oczami, gdzie powinny być brwi, a ich nie było. Bez brwi też straszę klientów! Otworzyła szafkę schowaną za lustrem i wyjęła grzebień oraz nożyczki.
Kilka minut później wyciągnęła ze zlewu ścięte włosy i wyrzuciła je do kosza. Poprawiła grzywkę tak, aby opadała jej na oczy i utrwaliła ją Ulizanną.
Wyszła do pracy, uważając na to, aby nie wpaść na coś po drodze. Miała nadzieję, że Madame Malkin doceni jej starania i pozwoli jej obsługiwać klientów. Dwa tygodnie bez pogaduszek i kontaktu z ludźmi w godzinach pracy, nie działały na nią zbyt dobrze. Lubiła ludzi. Lubiła widzieć, jak na nich wygląda szata, a nie na manekinie. Miała już dość manekina. Nienawidziła Gustava.
Weszła od zaplecza i ucieszyła się, że szefowa już jest. Na wstępie pochwaliła ją, bo kolejny dzień zaczynały bez zaległości w szatach szkolnych i zazwyczaj wtedy przez pierwsze dwie godziny kończyła poważniejsze projekty, a Madame Malkin załatwiała sprawy w Gringocie. Miała ochotę tańczyć po zapleczu, gdy szefowa powiedziała, że to ona dziś przyjmuje klientów.
Przez pierwszą godzinę pracy pojawiły się jedynie dwie czarownice, które przeszły się po sklepie, zatrzymały w kilku miejscach, przesunęły parę wieszaków, pomacały szatę, albo manekina i wyszły zapewniając, że wrócą przed południem. Jak teraz jest przedpołudnie!
Dopiero po dziesiątej ruch się zwiększył. Na szczęście żaden dzieciak nie uciekł z krzykiem. Nienawidziła szyć szat uczniowskich, ale lubiła dopasowywać szaty dla niektórych uczniów Hogwartu. Starsi opowiadali jej, co się zmieniło. Szyła nawet szatę dla dziewczyny, która teraz zaczynała siódmy rok i znały się z widzenia, bo też była w Gryffindorze. Wiedziała, że ma tęskny wyraz twarzy i czuły uśmiech, gdy ta mówiła o tym, że bez Huncwotów jest nudno, i kilku uczniów próbowało ich pobić, ale ich żarty były mało spektakularne, a ich kariera krótka.
Przy następnym kliencie wiedziała, że musi się skupić, ale czuła dziwną tęsknotę.
Lucjusz Malfoy. Jeżeli chwilę wcześniej twierdziłam, że nienawidzę manekina, to cofam te słowa!
– Dzień dobry! – Uśmiechnęła się, ale bez entuzjazmu. Nie widziała nawet sensu, bo on nigdy nie odpowiadał tym samym. Stały klient, Łapy jego mać!* – Proszę stanąć na podwyższeniu. Metr krawiecki zbierze wymiary, a ja wszystko dopasuję.
– Tylko szybko! Za pół godziny mam zebranie w Ministerstwie. – Nagle zrobiło się chłodno i wiedziała, że to od jego głosu. Rzuciła zaklęcie na miarę, która szybko owijała się wokół ciała Lucjusza. W powietrzu obok niego lewitował pergamin i samopiszące pióro, które zapisywało wymiary blondyna. Wzięła jedną z szat, która była zbliżona wymiarami i zaczęła szpilkami podpinać materiał, aby wiedzieć jak potem ją wyprofilować. Co by potem Narcyza nie marudziła, że jej nie pasujesz do paska. Uśmiechnęła się ironicznie do swoich myśli i szybko przyjęła uprzejmy wyraz twarzy, żeby nie dać po sobie poznać, że tego klienta nie chce obsługiwać.
– Mógłby pan unieść ręce na wysokości klatki piersiowej? – Standardowe zdanie, które wypowiadała po długiej ciszy w jego towarzystwie. Jak zawsze spełnił jej prośbę i zaczęła upinać rękawy. Podkreślimy panu te szczuplusieńkie ramiona! Będzie pan zadowolony! Tak skroję panu tę szatę, że Cyzia pana też skroi!
Uśmiechnęła się do niego szybko, żeby nie zorientował się, że w myślach odbywa z nim rozmowę. Ciekawe, czy używa legilimencji? Może powinnam się nauczyć oklumencji? Mogłabym poprosić o to panią Doreę... Zamrugała oczami, gdy jakiś paproch wpadł jej do oka, ale na szczęście szybkie ruchy powiekami sprawiły, że paproch zatrzymał się na dolnych rzęsach.
Skończyła poprawiać prawy rękaw i zaczęła poprawiać lewy...
– Auć! – Wrzasnął, kiedy przypadkowo wbiła szpilkę w jego przedramię. Przyciągnął rękę do klatki piersiowej i zaczął ją rozmasowywać.
– Przepraszam, coś mi wpadło do oka i słabo widzę! – Powiedziała rzucając mu szybkie spojrzenie. Malo co widziała, bo miała jeszcze łzy w oczach po paprochu. Zmrużyła szybko oczy i z szybko bijącym sercem wyszukała szpilkę, którą ostrożnie wyjęła.
Dłonie jej się nie trzęsły, zachowała spokój, ale jej wnętrze było jedną, wielką galaretą postawioną na stole niedaleko miejsca, gdzie tańczyły olbrzymy.
Pracę dokończyła w ciszy i ucieszyła się, kiedy po zdjęciu szaty, Malfoy miał jeszcze tak dużo czasu, że przeszedł się po sklepie i kupił dla Cyzi nową tiarę, którą kazał zapakować w ozdobny papier, i wysłać Sowią Pocztą. Kiedy wyszedł, czekała chwilę na nowego klienta. Policzyła w myślach do dziesięciu i wybiegła na zaplecze, gdzie mogła głęboko odetchnąć. Oparła się o manekina i obserwowała drżące dłonie.
– Och, Gustavie. On ma wydziarany Mroczny Znak!
*******
Otarła łzy, jak za każdym razem, gdy czytała listy od dziewczyn. Odkąd Lily napisała jej o zaręczynach z Jamesem, to nie mogła już się powstrzymywać i przy każdej wiadomości od przyjaciółek ryczała z tęsknoty. Evans opisywała jej ślub Franka i Alicji, na którym miała się pojawić, ale przez atak na jakieś jachty zatrzymano wszystkie świstokliki, chyba że ktoś zostawał ponad cztery dni w Anglii. Ona miała być wtedy przez dwa dni i Ministerstwo Magii odwołało jej podróż. Oczywiście babcia przekazała młodej parze prezent oraz życzenia od niej wraz z listem.
Czekała aż chłopcy uciszą się za ścianą i wtedy otworzyła list od babci. Spodziewała się tego, że zacznie jej pisać coś o Syriuszu, bo Evans opisała jej starcie Betuli z Blackiem. Fakt, babcia była nieprzyjemna zaczynając konwersację od twierdzenia, że jest zdrajcą, ale Łapa mógł okazać szacunek starszej kobiecie i nie wyzywać jej od wariatek.
Czuła się rozczarowana, kiedy pobieżnie przejrzała list i nie było tam nic o jakimś niewychowanym chłopaku.
Zaczęła uważniej czytać te trzy pergaminy opisujące powrót Betuli do ojczyzny... Po prawie dwudziestu latach...
Bliższe memu sercu było zawsze Anglesey, ale po zostawieniu rzeczy u Augusty, udałam się do Snowdon. Wypatrywałam cienia smoka walijskiego czerwonego w chmurach, tak na szczęście. Nie widziano go od ponad wieku, a miejscowi nadal wierzą, że on tam jest. Tylko schował się, żeby świat dał mu spokój... Nawet nie wiesz, jak to dobrze być w domu, dziecino.
Otarła spływające łzy, które moczyły poduszkę. Jak to dobrze być w domu... Jak to dobrze być w domu... Przestałam uciekać, dziecino.
A ja tu utknęłam, sama.
Pociągnęła nosem przekręcając się chyba po raz setny na łóżku.
Nienawidziła stanu w jakim się znalazła. Udawanie przychodziło jej tak łatwo, ale kiedy nadchodziła noc nie potrafiła usnąć od ciężaru wyrzutów, wątpliwości, tęsknoty, znów wyrzutów, pretensji, zakłopotania...
W ciemności poszukała różdżki. Lumos!
Starała się cicho chodzić po pokoju, bo nie chciała zbudzić Lorcana i Laurentego, z którymi została, bo Grace i ojciec poszli na jakieś wesele.
Kucnęła przy kufrze i skrzywiła się, kiedy przeraźliwie zaskrzypiał. Wymacała między ubraniami zimną fiolkę i wyciągnęła ją. Na paluszkach wróciła do łóżka.
– Witaj, fioletowy przyjacielu. – Mruknęła pod nosem i odkorkowała buteleczkę. Wlała kilka kropel do szklanki z niedokończoną Ognistą i wypiła do dna. Położyła się wygodnie i czekała aż sen ją zmorzy.
Ale to nie nadchodziło.
Przekręciła się na bok.
Raz...
Drugi...
Trzeci...
Jeden pufek.
Drugi pufek.
Trzeci pufek.
Czwarty pufek.
Piąty i dziesiąty...
Pufek okrągły.
Pufek mięciutki.
Przekręciła się w stronę szafki i wymacała fiolkę z eliksirem. Korek przeleciał jej przez palce i kilka razy głośno odbił się od drewnianej podłogi. Przechyliła fiolkę opróżniając butelkę aż do ostatniej kropelki. Opadła na poduszkę.
Pierw...
*******

Stały klient, Łapy jego mać! (od: Psia jego mać!) – to Jess, ona lubi zmieniać niektóre powiedzenia.

Rozdział totalnie niepoprawiony. Napisany, raz sprawdzony i pewnie dużo błędów. Do poniedziałku na pewno poprawię, co tam mi wyłapiecie.

Zapraszam do Proroka Niecodziennego!

17 komentarzy:

  1. Czołem!

    Wstęp był mega, właśnie zastanawiałam się jak to rozegrasz, bo bylam niemal pewna, że to nie może być 6 lat. Bardzo podobało mi się to jak Jess zareagowała na swoją przemianę i całą tę sytuację, dobrze opisałaś jej odczucia, podobało mi się to jak opowiadała Syriuszowi to co czuła i daję Ci dużego plusa za opis jej odczuć osamotnienia? Nie wiem jak to nazwać, chodzi mi o ten fragment, że ma tylko Berta, i że on jest dla niej jak rodzina, bardzo mocno uderzyło mnie to, że reszty tak nie traktowała. Co do Jess jeszcze to scena z Malfoyem czuję, że ma potencjał.
    Teraz Syriusz: on i Betula = mistrzostwo. Trochę nie podobala mi się jego reakcja, ale generalnie opis 10/10. Podoba mi się to jak opiekuje sie Jess, mam wrażenie, że oni sa do siebie nieco podobni i dlatego tak dobrze się dogadują. Mam też takie drobne przypuszczonko, że Młody go trochę celowo wpuścił do swoich myśli.
    Remus byl ostro słodki w tej swojej niewiedzy, zdziwieniu i naiwności na temat wilkołaków, ciekawa jestem co z tego wyjdzie.
    Chcialam cos jeszcze napisać o Jamesie, Lily i Katy ale jestem tak zmęczona, ze już nie mam siły, wybacz. I wybacz, że troche nieskładnie.

    Ślę uściski,
    Lika

    http://magiczna rewolucja.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To znowu ja, dziś mam trochę więcej siły, więc dokończę wywód:
      Bardzo propsuję za Hipokratesa! W punkcik! Wiem, że pisałam to już we wcześniejszym komentarzu, ale Jess jest tutaj fenomenalna i wcale mi nie przeszkadza, że jest jej ostatnio ciągle pełno. To jak potrafi okazać momentami całą paletę uczuć, a zarazem jak skryta i zagubiona jest, jak mało o sobie mówi i pokazuje jest świetne. Bardzo mi się podoba w takim wydaniu nieco postrzelonej, szalonej, lekkodusznej dziewczyny, która jednak ma bardzo złożoną psychikę i coś czuję, że ona wcale nie jest taka krucha, delikatna i naiwna jak myślą o niej inni, i że jeszcze nam pokaże.
      Levan mnie w tym rozdziale mega wkurzył. Ta jego oziębłość i pewność, że Cay tu nie pasuje. Tzn fajnie, że pojawił się ten głos, bo to pokazuje, że jednak ludzie w Zakonie nie są jednomyślni, i że każdy ma swoje zdanie. Trochę żałuję, że akurat na niego padło, bo mimo wszystko bardzo go lubię, a tutaj zasiałaś mi niepewność, że może on coś wie o tym ataku, etc (chociaż w sumie wątpię, ale taki uczucie na sekundkę się pojawiło).
      Katy, hmmm... za pierwszym razem chyba nie zwróciłam na nią uwagi w tym rozdziale, jest jakaś taka nijaka i też nie podobało mi się to, że nie wróciła do Jess wcześniej, tylko dopiero jak wyjechał Will. Rzoumiem, że byli tam wszyscy i na logikę nie bybła tam potrzebna, ale to dla mnie minimalna skaza na niej, bo jednak panna Cay była przy niej ciągle, a poza tym może taka konfrontacja coś by dała. Jakoś też nie podbiła mojego serca ogarnianiem całego przyjęcia i sytuacji. Tzn fajnie to było opisane, ale nie urzekło mnie tak, jak to robi większość scen z jej udziałem. To co mi się podoba, to jej relacja z Syriuszem, taka prawdziwie przyjacielska, mogą na siebie liczyć, pośmieszkować, etc.
      Remusa było mi trochę za mało, zebym mogla napisać coś ponad to co ostatnio, i chyba jakoś ten potencjalny romans z Dagny mnie też nie przekonuje, mam wrażenie, że to nie jest coś poważnego, z czego może coś wyjść, ale cieszę się, że się ona pojawiła, i że sprawi trochę radości Luniakowi, i że i on sobie trochę poromansi, tylko niekoniecznie w moim odczuciu to partnerka dla niego (chociaż tu co rozdział zmieniam zdanie, to się nie przywiązuj).
      Willa nie było nad czym ubolewam postokroć.
      Lily i Jamesa omówię razem - kocham tę parę! Kocham, kocham, kocham i ciągle czekam na więcej z nimi. Nie są przesadnie romantyczni, ale też nie krygują się przy innych, są taką uroczą zwykłą parą i nie mogę się doczekać ich ślubu.
      O Dorcas się poważnie martwię. Ktoś powinien ją wreszcie pociągnąć mocno za ramiona, bo się ewidentnie pogubiła ze swoim życiem, tylko cholera jasna nie ma kto. Zaniepokoiłaś mnie trochę tym końcem, bo wygląda nieco dramatycznie, jakby przedawkowało, a Ty wiesz, że ja wiem, jak to może wyjść. Mam nadzieję, że dziewczyna się wreszcie opamięta i komuś powie co się dzieje, że nie musi wiecznie być silna, zimna i niezależna. Mam nadzieję, że może jakoś wróci, cokolwiek.
      Berta dalej nie lubię.

      to chyba na tyle dzisiaj.

      Ślę uściski i czekam na więcej,

      http://magicznarewolucja.blogspot.com

      Usuń
    2. Och zapomniałabym! Piosenka jest cudowna, a z ciekawostek dodam, że znałam ją trochę wcześniej, bo moja koleżanka jeszcze z liceum (czasy dinozaurów he, he, he) występuje w teledysku.

      Teraz to serio wszystko!

      Ślę uściski,

      Lika

      http://magicznarewolucja.blogspot.com

      Usuń
    3. Rozegrałam jak to ja (z tymi sześcioma latami), pośmieszkowałam :D
      Podoba mi się w Jess to, że jest właśnie taka emocjonalna. Wszystko mocno czuje, przeżywa, pokazuje to i może czasami wychodzi przy tym na histeryczkę, ale uwielbiam to opisywać :D
      Tak... Jess czuje się osamotniona, i mimo że ma paczkę oddanych przyjaciół, to brakuje jej jednak rodziny, i jeszcze dużo czasu minie, aż resztę zacznie tak traktować.
      Teraz nawiążę do drugiego komentarza :D
      Hipokrates – on w kanonie występował. Cały czas miałam ochotę, żeby Jess nazwała go Sokratesem, ale przecież ona ma taką pamięć do ludzi, więc nie mogła. A tak chciałam napisać na niego: Sokrates :D
      Co do Jess mam już plan. Ogólnie jak o niej myślę, co będzie dalej, jak sobie ułoży życie, to za każdym razem mam łzy w oczach. Układam już jakieś dialogi, zapisuje pomysły, bo jednak rozwinięcie tego wszystkiego i wyjaśnienie będzie się toczyło przez jakieś najbliższe cztery lata czasu blogowego.
      Cieszę się, że Ci nie przeszkadza, bo przynajmniej mam mniej wyrzutów, że tak ostatnio jej pełno, ale już niedługo to się zmieni. Ogarnie swoją rolę w Zakonie, ogarnie relację z Bertem i odnajdzie się na chwilę w tym chaosie.
      Scena z Lucjuszem według mnie też ma potencjał.
      Syriusz i Betula <3 Nie wiem, czy idealnie oddaję swoją inspiracją inną postacią, ale ten fragment nie mógł inaczej wyglądać. Syriusz teraz trochę gra pod skrzypce Moody'ego, więc niejednokrotnie zrobi coś, co nie do końca mu się spodoba. Normalnie, pewnie zacząłby czarować babcię Dorcas, ale musi w pewnych sytuacjach dolewać oliwy do ognia :)
      W sumie to jak się zastanowię, to masz rację. Jess i Syriusz są trochę podobni, ale tak to w życiu jest, że jednak musimy mieć jakieś cechy wspólne z przyjaciółmi. :)
      Moody nie wpuścił go celowo do głowy. Po prostu Black zaczął ogarniać, o co chodzi z oklumencją :D
      Coraz bardziej boję się wprowadzać plan dotyczący Remusa. O Merlnie, już chyb w 49 lub 50 zobaczysz co wymyśliłam.
      Leven jest ambitny, ciężko pracuje i wierzy w wiedzę oraz umiejętności, a Jess to lekkoduch, nawet w czasach wojny. Poza tym on wie dużo więcej niż główni bohaterowie, bo jest bardzo blisko Moody'ego. Szpieg jest w Zakonie, są różne plotki i poszlaki, i kilka osób jest podejrzanych. Poza tym przez jakiś czas śledził ją i jej zachowanie widocznie nie było do końca niewinne. :)
      Katy jest bardzo nijaka i wydaje mi się, że poniekąd w tym momencie trochę nadałam jej własnych cech. Co z tego, że ma kursy i jest w Zakonie, jak nie ma misji, i czuje się pomijana? Ona musi działać, jak nie działa, to nie żyje. :D
      Tak, nie zachowała się jak oddana przyjaciółka, bo jednak miała cykora, choć nie ona powinna go mieć. Skaz na niej będzie więcej, kiedy pojawi się zwątpienie. To chyba będzie w 52 lub 53 :P
      Nie mogę się doczekać, aż wreszcie weźmie swój tyłek w garść i wróci stara Parkes. :)
      Sama nie jestem przekonana do Remusa i Dagny, i póki co, to jest takie wszystko jeszcze naiwne, że próbują, ale się wycofują, i nie wiedzą... Jak długo to potrwa, i czy coś z tego wyjdzie? Sama nie wiem :D
      Will będzie w 48 dopiero :) Potem myślę, że będę dawała jakieś sceny ze Stanów, bo coś za nim tęsknisz :D
      Cieszę się, że tak odbierasz parę na wariackich papierach :D
      Tak jak pisałam wielokrotnie w komentarzach wcześniejszych, które dotyczyły (głównie) Dorcas oraz Syriusza. Ona się mocno pogubiła w swoim życiu. Co dokładniej się wydarzyło, będzie w następnym rozdziale.
      Berta, to ty polub :P

      Dziękuję bardzo za aż tyle słów pochwał, wątpliwości i przemyśleń. To bardzo inspirujące :*
      I jestem bardzo wdzięczna, za wskazanie błędów :D

      Buziaki! :*

      Usuń
  2. Jess ucieszyła się z tego, że to 6 lat, jakby za ten czas już nie spodziewała się zobaczyć Adalberta wśród żywych. Wiem, że i tak nie zdradzasz tajemnicy, ale spytać muszę xd czy on umrze za 3 lata? Podobała mi się panika Jess odnośnie swojego wyglądu i w sumie trochę szkoda, że tak łatwo udało się usunąć te zmiany w wyglądzie. Z kłami i żółtymi tęczówkami byłaby naprawdę groźna. Chociaż wtedy nie mogłaby pracować, ale może przynajmniej wtedy Leven nabrałby trochę szacunku do niej. Musiałabym się sporo powtarzać, bo Lika powiedziała już bardzo wiele rzeczy, z którymi się zgadzam (np. Remus i L+J, po części Katherina) dlatego przejdę teraz przez cały rozdział wprost do Dorcas. Przyznam szczerze, że jeśli chodzi o tą postać ogólnie to bardzo ją lubię i niezbyt wyobrażam sobie opowiadania z Ery Huncwotów bez niej (dlatego też z Furią prowadzimy jej perspektywę). I Twoją Dorcas z czasów Hogwartu również bardzo lubiłam, a teraz... ona coraz bardziej mnie denerwuje (ja wiem, problemy ze sobą itd.), ale ja autentycznie powoli przestaję ją lubić. W tym momencie mojego osobistego przeżywania Twojej historii, ona mogłaby już w ogóle nie wracać z tej Australii. Już od kilku notek jestem #teamKaty i jak znów będziesz parować Dorcas z Syriuszem, to bedzie mi trochę smutno xD

    Korzystaj z wakacji i odpoczynku! A w międzyczasie oczywiście wstawiaj nam nowe rozdziały ;) pozdrawiam ❤
    Drama

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie, Adalbert nie umrze za 3 lata :)
      Ooo tak, Jess z kłami i tęczówkami, wyglądałaby groźnie, ale też zwracałaby na siebie uwagę, a ona tego nie chce.
      Leven nabierze do niej szacunku... Może i nie do końca jej ufa, ale przynajmniej mam świetną zabawę teraz, przy pisaniu 46 :D Ostatnia scena z rozdziału będzie śmieszna (tak mi się wydaje :P).
      Bardzo się cieszę, że odnosicie takie wrażenie odnośnie Remusa, Lily i Jamesa, a także Dorcas. W sumie to do całości opowiadania, bo to jednak zmierza w dobrą stronę, jak opko jest tak odbierane.
      Chociaż teraz czuję, że jak Dor będzie w rozdziale 48, to poużywacie sobie na niej i na tym, co ona odwala. :D Ale też będę miała frajdę z pisania tego <3
      Mnie też Dorcas denerwuje (oj, uwierz mi) i dlatego mocno przyśpieszyłam jej wątek, bo to się jeszcze miało ciągnąć przez jakiś rok, ale wydłużanie tego, wprawiałoby w większą frustrację, dlatego szybciej to daję.

      Będę wstawiała jak mogę. Możliwe, że końcem sierpnia będą częściej posty, ale niczego nie obiecuję.

      Nadal czekam na nowość u Was (może jakiś malutki dodatek? :P)

      Słoneczka, ciepełka i czasu wolnego życzę <3
      Buziaki! :*

      PS Praktycznie od kilku dni siedziałam na mailu opowiadaniowym i sprawdzałam, czy nie pojawił się komentarz od Ciebie.
      Ach. I udało mi się włączyć Newsletter, to jakbyś chciała mieć powiadomienia to zapraszam (ale przychodzą kilka godz. później od wstawienia rozdziału).

      Usuń
    2. Nad newsletterem jeszcze się zastanowię, bo w sumie dużo częściej po prostu wchodzę na bloga, niż na otwieram skrzynkę mailową i chyba zapisywanie się nie miałoby większego sensu.

      Jeśli chodzi o nas, to na razie ciężko z kolejnymi rozdziałami (bo Furia dalej na obczyźnie, ale ponoć od początku sierpnia wraca do domu i może ruszymy z miejsca), ale zdecydowałyśmy zmienić połowę z początkowych rozdziałów bloga (bo teraz wydają się nam takie beznadziejne, że same ledwo możemy to czytać). Tak więc Dorcas nie pojawi się w Kwaterze w tej samej chwili, co Lily i już teraz wiemy, że zupełnie zmienione będą notki D2-5, L5, S4, a co do reszty jeszcze decyzja nie zapadła, lub zmienią się tylko drobne szczegóły związane z brakiem obecności Dorcas (ale tak naprawdę możliwa jest zmiana wszystkich 2-5; od 6 w górę raczej zostaje to, co jest obecnie). Jak oczywiście mogłaś się spodziewać, moje rozdziały prawdopodobnie pojawią się wcześniej, ale o nich Cię poinformuję. Bonusy pojawią się wg planu zawartego w zakładce i nie będziemy ich przyspieszać.

      Przepraszam za ten spam, ale sprowokowałaś mnie tym pytaniem o dodatek xd

      Jeszcze raz pozdrawiam <3
      Drama

      Ps. Nie wiem, o co chodzi, ale nie mogę otworzyć Twojego bloga na telefonie (ciągle otwiera mi się strona, o treściach nieodpowiednich dla niepełnoletnich i nie puszcza mnie dalej, mimo moich szczerych chęci i nie wiem, co mam robić, bo ja 95% czytania i komentowania wykonuję przez telefon :(

      Usuń
    3. Dobra, to informuj o zmianach :) Na szczęście czas mi szybko leci, więc pewnie nim się obejrzę, to coś wstawicie :)

      Kurde, właśnie już kilka osób mi zgłosiło (hłe hłe, trzy :P) ten problem z otwieraniem bloga, więc za chwilę zniosę to o ograniczeniach, ale potem jak dostanę bana na bloga, to wiedz czyja to wina (tej trójki, w tym Ciebie) :P

      Ciesz się, bo zaliczasz się do grona osób, u których toleruję taki spam :D Jednak jesteś już ze mną z rok czasu :D

      Buziole <3

      Usuń
  3. Droga SBlackLady :)

    Oto dotarłam w końcu z komentarzem, jestem po drugim czytaniu i jak bardzo było warto!!! :) Mamy zdecydowanie kilka spraw do omówienia :D

    Po pierwsze chcę się odnieść do komentarza wyżej, bo potem zapomnę :) - u mnie już wszystko działa, proszę wypisać mnie z listy osób z problemami xD Jeżeli ściągnięcie ostrzeżenia grozi banem to nie rób tego - założę się, że nie tylko ja bym się wkurzyłam gdybym zobaczyła informację o jakimkolwiek zablokowaniu bloga :D

    Przechodząc teraz do głównego tematu... :) Na początek cytat z mojej głowy, jak pierwszy raz przeczytałam początek tego rozdziału - "O ty łobuzie!" :D (ten łobuz to Ty jakby coś :) - wierzyć mi się nie chce, że nie wpadłam na to, że Adalbert tylko zażartował, najsensowniejsze wyjaśnienie, a mimo to tak zaskoczyło :)
    Jess... Ehh.. Próbuję jakoś składnie napisać to co mam w głowie ale mi nie wychodzi. Wydaje mi się, że jej króciutka radość wynikała z faktu nie że on żyje, tylko że ona żyje w wieku 25 lat. Myślę, że w którejś z wizji Bert musiał zobaczyć śmierć Jess w młodym wieku, zdaje się że nieuchronną, skoro dostosowali do tego swoje życia... Podpowiedz czy dobrze kombinuję :) Czekam na dalsze wskazówki, będę główkować bardziej, choć temat ciężki i nieprzyjemny, bo bardzo polubiłam twoją uroczą Jess, która w okresie szkolnym wydawała mi się mało istotna, a teraz wiedzie prym i jest fantastyczna :) Podoba mi się pomysł ze skutkami ubocznymi po ugryzieniu wampira, wprowadza nutę realizmu, rzekła bym :)
    Druga ważna rzecz w wątku Jess to pytanie kto ją uratował i tu z kolei jestem na 99% pewna, że znalazłam odpowiedź już w tym rozdziale! :) Jeśli dobrze rozumuję, to jest ona naprawdę bardzo subtelnie ukryta ;) nie wiem czy pisać dokładnie co i gdzie odnalazłam, bo nie chcę nikomu niczego spoilerować, także wystarczy mi tylko potwierdzenie z twojej strony, że odpowiedź na to pytanie naprawdę jest ukryta w tym rozdziale i będę zadowolona :D

    A teraz przechodząc do reszty. Uwielbiam twojego Syriusza, który ma fantastyczną chemię z dziewczynami, jest trochę zaczepny, flirciarski, dowcipny, ale jednocześnie zawsze widać troskę o dziewczyny, jest dla nich przyjacielem-opiekunem, uwielbiam to <3. Szkoda mi jego związku z Dorcas, bo byli fantastyczną parą, ale chyba już za dużo się wydarzyło w międzyczasie żeby było co zbierać... Także może jednak Katy ;) BTW mam nadzieję, że szykujesz dla niej jakiś solidny wątek w najbliższym czasie bo naprawdę nam jej już brak!
    A skoro już o brakach mowa to gdzie się podziali Jane i Paul?! Już dawno nie było ich perspektywy, także może czas ich odkurzyć ;)
    Dorcas... Tu aż nie wiadomo co napisać, szkoda jej, na własne życzenie dziewczyna się wpakowała w bagno, a zakończenie tego rozdziału wygląda szczególnie nieciekawie... Mimo tego, że ostatnimi czasy była tylko nieznośna, to i tak będę jej kibicować.
    U Remusa akcja posuwa się powoli do przodu, jestem nieco ciekawa co z tego wyjdzie, aczkolwiek przyznaję się bez bicia, że Remus nie jest w czołówce interesujących mnie postaci, więc na wątek z jego udziałem też średnio wyczekuję.

    Na koniec moi ulubieńcy, James i Lily <3 naprawdę liczę na to, że u Ciebie będą wiedli ze sobą szczęśliwe życie, bo różne historie już czytałam, niektóre były dla nich naprawdę okrutne, więc mam nadzieję, że Ty im oddasz sprawiedliwość i dasz razem ze sobą szczęśliwie pożyć. Także jak dla mnie to więcej romansowych i szczęśliwych wątków z Lily i Jamesem - człowiek jednak czasami chciałby poczytać trochę więcej takich słodkich historii, rozumiem że równowaga musi być ale mimo wszystko więcej ;)

    Jakby jeszcze mi coś przyszło do głowy to będę się odzywać :)

    Pozdrawiam i czekam na kolejny rozdział, Elizabeth :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ok. Za pamięci: napisz do mnie na kociol1794@gmail.com, kto mógł uratować Jess, a ja Ci odpiszę czy tak, czy nie. Wilk będzie syty, no i owca cała :D
      Jeżeli dostanę bana na opowiadanie, to jest jeszcze na wattpadzie, więc tam w razie Wu go szukaj :D

      A teraz reszta :)
      Nie chodzi o śmierć Jess. Z tą sprawą nie dam żadnych podpowiedzi, chyba że będzie naprawdę blisko. Planuję, że w okolicach rozdziału 65-70 czytelnicy się dowiedzą, no a bohaterowie opowiadania jeszcze później. A Bert z wizji wie, że Jess będzie za kilka lat szczęśliwa, więc spokojna głowa :)
      Właśnie jestem po pisaniu scen z Syriuszem w 46 i tam jest jeszcze bardziej uroczy i czarujący <3
      Ogólnie znowu jestem zainspirowana jego pięknem (jakby nie patrzeć, rodzina Blacków opisywana jest jako piekna), dodatkowo wyobrażam sobie, że miał w sobie jakiś wabik na kobiety :D Eh... Spodoba ci się. :D
      Jane i Paul będą odkurzeni w 47 bardziej, a w 48 jeszcze bardziej. Potem na pewno będą już częściej, bo dojdzie trochę akcji (tak mi się wydaje).
      Ja nadal mocno kibicuję Dorcas. W następnym rozdziale jeszcze taka trochę zagubiona będzie, obrażona na świat, ale powoli będzie do niej dochodziło, co się dzieje. Potem myślę, że znów ją pokochacie :P
      Z Remusem nie wiem co zrobić... Nie planowałam kompletnie takiego wielkiego romansu ze scenami i świeczkami w związku z Dagny. To miała być tylko i wyłącznie czysta fascynacja, i chyba zostawię to tak jak jest. Może od czasu do czasu będą jakieś nieśmiałe gesty, czy coś, bo jakoś na więcej chyba nie mam weny, a jednak w 49 zacznie się dziać więcej i wtedy już nie będzie czasu na amory :D Także kolejny powód do zadowolenia. Widzisz jak Cię rozpieszczam? :P
      Och, James i Lily <3
      Niech oni się cieszą swoim narzeczeństwem, tym że są razem, że niedługo ślub, że wszystko jest dobrze i że są razem mimo wszystko... Nie obiecuję, że będzie tej słodkości więcej (jednak trzymam się zasady max 20 stron i czasami skracam sceny, skracam :D), no bo mam trochę pomysłów w głowie dotyczących wojny i wkrótce to na nich się skupię, ale obiecuję, że będę robiła co mogę, żeby dawać takie słodkie sceny z nimi :D

      Dzięki wielkie za opinie i sugestie.
      Aaa, co do Lily i Jamesa, to wiszę Ci jedną scenę 18+ nimi :P także szykuj się, bo to już niedługo :D

      Napisz mi jeszcze maila kogo podejrzewasz o ratunek. Przeczytam raz jeszcze scenę, bo nie pamiętam czy dawałam jakieś sugestie tam :)

      Pozdrawiam i ciepełka życzę :*

      Usuń
    2. Chyba muszę iść spać...
      Myślałam cały czas, że jestem na etapie 44, a ja przecież 45 już wstawiłam :P
      Tak, tu już zasugerowałam, kto ją uratował. Ale to napisz, upewnię się czy to to :D

      Usuń
  4. Myślałam, że tylko ja jestem na tyle szalona, że do 3 siedzieć przed komputerem, ale jednak nie ;D

    Sądziłam, że dobre odczytanie jednej reakcji wystarczy, a jednak nie :) cieszę się, że tajemnica jest bardziej zawiła - jak intrygująco się dzięki temu robi! Będę grzecznie czekać na więcej :)

    Już się nie mogę doczekać powrotu Jane i Paula, Lily i Jamesa też nigdy dość :D no i Syriusz... ;)
    Widzisz, to był największy błąd, że człowiek usiadł i pochłonął te ponad 40 rozdziałów jak jeden, ale po prostu nie szło się oderwać :) największe przekleństwo czytania czy oglądania czegoś co nam się podoba - najpierw lecimy w tempie ekspres bo nie możemy się powstrzymać, a potem żałujemy, że trzeba czekać na kolejną część :D nic tylko przeczytać jeszcze raz od nowa! :)

    Jestem mega pod wrażeniem, że tak chętnie wchodzisz z czytelnikami w interakcje i odpisujesz na nasze wypociny w komentarzach :) Możliwość dialogu z autorem jest bezcenna, także dzięki ;*

    Dalszej nieskończonej weny Ci życzę i motywacji do pisania :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To oczywiście miała być odpowiedź do Twojego wcześniejszego komentarza, gapa jestem i nie kliknęłam w odpowiedź tylko od razu w okienko :D
      Także jakby coś to dalej ja, Elizabeth ;D

      Usuń
    2. Wczoraj nakurzałam do piątej rano z 46. Zostało mi jeszcze troszkę do opisania i możliwe, że we wtorek lub środę pojawi się nowy rozdział (o ile zacznę pisać 47).
      Ogólnie, to nie wiem czy zauważyłaś, ale u Dramy i Furii, to ja poematy zostawiam i cieszy mnie to, że ktoś te poematy zostawia u mnie. I żeby nie było głupio, to muszę odpowiedzieć, również poematem :D
      Nie no, wolę coś wytłumaczyć, uspokoić, ewentualnie zwrócić na coś uwagę, bo jednak treści jest dużo i można się pogubić. No i też dzięki Czytelnikom wiem do czego bardziej się przyłożyć, jakich wątków nie ciągnąć, co przyśpieszyć (akcja z Dorcas miała być znacznie później), czy czego w ogóle nie wprowadzać. :)

      Ogarnęłam, że to ty :P
      Teraz to życz mi czasu na pisanie, bo z tym mam problem (zachciało się zarabiać pieniążki :()

      Do następnego! :*

      Usuń
  5. Witam Panią serdecznie :D A stwierdziłam, że jeszcze jeden rozdział dzisiaj sobie machnę, a co :D

    Całe szczęście, że to nie było sześć lat! O matulu, tak sobie żartować z biednej Jess! Nosz skandal!
    "Jeszcze raz mnie pan poklepie, to odgryzę panu ręce" - That's my girl :D :D :D
    Całe szczęście, że Jessice nic poważnego się nie stało! No i że nie poniesie konsekwencji za martwego wampira. Świat się tej dziewczynie ostatnio wali, a ja zbyt ją polubiłam na przełomie kilkunastu ostatnich rozdziałów, by to przeżyć.
    No i jestem baaaaardzo ciekawa, co to był za pies, który zabił wampira. Opowiadanie zaczęło się robić coraz bardziej tajemnicze. I like it :D
    Och, Leven mógłby dostrzec jakieś zalety w Jess. Ja wiem, że trochę racji może mieć w swoich opiniach, ale jednak jakby trochę odpuścił, byłoby milej. Cieszę się, że Katy stanęła po stronie przyjaciółki <3
    "– Umówisz się ze mną, Evans?" - czy to zawsze musi mnie przyprawiać o wielkiego banana na twarzy? :D <3 Merlinie, daj mi takiego chłopaka!
    Ale fajnie, że wyjechali i nic nie popsuło im odpoczynku <3 Po takim rozstaniu należało im się kilka dni tylko dla siebie <3 Moje ulubione gołąbeczki *_*
    Konfrontacja Syriusza i Juliet - lepiej zrobić tego nie mogłaś :D A na Drocas czekam i czekam :(
    "– Och, jeden numerek to nie związek. – Puściła mu oczko i wstała z miejsca, bo zauważyła, jak woła ją jej mama." - na mojej twarzy wymalowane jest wielkie OOOOO, hahahah XD
    No w takim tempie to nawet jak Dorcas ponownie będzie chciała być z Syriuszem, to on zostanie zmiażdżony przez jej rodzinę XD Mimo iż to Betula zaczęła, to po prostu nie mogę tak po prostu mieć jej czegokolwiek za złe, bo ta scena była genialna XD
    Jejciu... Niech Dagny nie całuje mojego Remusa, noooo! Ja naprawdę ich NIE shippuję! Ale tak naprawdę naprawdę! I czekam na wyjaśnienie całej tej sprawy!
    O matko, ja mam nadzieję, że mimo wszystko nie będzie żadnego romansu z Bertą, tego bym nie przeżyła XD
    Ale jestem dumna, że Syriuszowi udało się wejść do głowy Moody'ego, chociaż na chwilę :D No i sam Moody go pochwalił *_* Ciekawe, czy jego wizje, które zobaczył Black, będą miały później znaczenie :)
    "Tak skroję panu tę szatę, że Cyzia pana też skroi!" - dziewczyno, ja na codzień jestem bardzo ironiczna, a sarkazm to moje drugie imię, a w opowiadaniach tak po prostu nie potrafię, więc naprawdę masz u mnie milion dodatkowych punktów za ten rozdział, bo jest bardzo owocny w takowe teksty :D
    Kurczę, trochę mi szkoda Jess. Mam nadzieję, że te jej dolegliwości są tylko chwilowe i uda się jej z nimi walczyć, bo widzę, jak ją to trapi. Poza tym słaby wzrok to już nie jest jakaś pierdoła, która dotyczy tylko samego wyglądu...
    Nie podoba mi się uzależnienie Dorcas od eliksiru. Wiem, że dziewczyna swoje przeżyła, ale... Ale jednak. Jej psychika trochę podupadła. Swojego czasu wiele przeżyła, więc się nie dziwię. Nie winię jej też za to, że jest słabsza od przyjaciół i nie radzi sobie z pewnymi sytuacjami. Jednakowoż sama podjęła decyzję o wyjeździe i musi zmierzyć się z jej konsekwencjami, przede wszystkim z tęsknotą. Mam jednak ogromną nadzieję, że mimo wszystko uda się jej wrócić do Anglii choć na chwilę, może zobaczenie się z przyjaciółmi by pomogło :)

    Kochana, lecę spać! Dobranox :*

    OdpowiedzUsuń
  6. Uszanowanko!
    Kobieto, czytaj trochę wolniej przed Świętami, bo nie nadążam odpowiadać! :D
    Prawda jest taka, że Jess zapewne też zażartowałaby w ten sposób. :P Także nie ma uwagi, aczkolwiek trochę przykro. Jednak jakaś jej część żałuje, że to nie sześć lat.
    I tak jak pisałam, ona to ma pecha.
    Leven widzi w niej zalety, ale niestety nie widzi zastosowania tych zalet w Zakonie, a tylko na tym mu zależy. Poza tym, skupia się na pozorach, jakie ona stwarza.
    Katherina zna ją lepiej i jednak myśli trochę inaczej o jej roli w Zakonie, chociaż do końca też nie wie, co i jak, w końcu nie siedzi w dowództwie. :D
    Niestety Lily wkrótce zmienia nazwisko (cały czas zapominam, że już nie jest Evans), więc to było ostatnie "Umówisz się ze mną, Evans?" :( Ooo tak... Zdecydowanie potrzebowali kilku chwil sam na sam, szczególnie teraz, jak wszyscy chcą nadrobić stracony czas. I niby mieszkają w Kwaterze, ale o chwile prywatności czasami ciężko.
    Syriusz tak naprawdę stwarza pozory. Jedyne co daje innym paniom to flirt, może kilka buziaczków, ale na tym się kończy. Staram się nie kreować go na wielkiego Casanovę i Playboy'a, który w każdym mieście ma po kilka dziewcząt. Niewątpliwie ma urok osobisty i z niego korzysta, ale nic więcej nie ma z tymi laskami. Tylko pozory. Żeby plotkowali, spekulowali i źle o nim myśleli. Bo tak kazał Moody. (To takie niedopowiedzenie z mojej strony i postaram się już w okolicach 54 to wyjaśnić w rozmowie Syriusza z kimś ;))
    Betula to siekiera, która miała na pieńku z Blackami, więc logiczne, że i Syriusza musi sponiewierać. :D
    Ej no, masz takie prośby i pytania, że jakbym miała odpowiadać na wszystko, to chyba musiałabym Ci streścić całą wizję zakończenia opowiadania. ;D
    Także milczę co do Dagny i Berty. :D
    Też uwielbiam ironię i sarkazm. No i bardzo się cieszę, że mogę je tutaj wplątywać i jednak pasują do sytuacji. :D
    Niestety, ale Jess widzi bez problemu tylko w tych zmienionych po ataku oczach. Jak zmienia zaklęciami wygląd tęczówki, to niestety problemy pojawiają się i musi nosić okulary.
    Pamiętaj, że Dorcas w momencie wyjazdu ma zaledwie osiemnaście lat, a teraz dziewiętnaście. Była nauczona radzić sobie sama, a raczej myślała, że umie sobie poradzić. Wyjazd tak naprawdę był najlepszą decyzją jaką podjęła, choć teraz tego nie widać. I fakt tęskni za przyjaciółmi, ale jest też coś za czym tęskniła całe życie, i nawet nie zdaje sobie z tego sprawy.
    Tylko musi odzyskać komfort psychiczny i oswoić swoje lęki.
    Za wczesna pora na życzenie dobrej nocy, także do zobaczenia pod kolejnymi!
    Buziaki :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie mogę wolniej! Nie da się! Zwłaszcza, jak się jest chorym! Nie martw się, jutro idę na uczelnię, a po jutrze planuję pójść do pracy, po pracy mikołajki z przyjaciółką, a w sobotę o 5:30 mam pociąg, więc jeśli zwolnię na przełomie dwóch najbliższych dni... To obudzisz się w sobotę ze spamem :D
      Oj, no ja to mam nadzieję, że w końcu wymiękniesz i kiedyś odpowiesz na którekolwiek z moich podchwytliwych pytań :D
      Ale jak to... Ostatnie "Umówisz się ze mną, Evans?"...? Ja... Ja nie przeżyję bez tego tekstu! James musi wymyślić sobie jakiś nowy tekst na podryw! :D

      Usuń

Cześć Drogi Czytelniku!
Jeśli przeczytałaś/eś rozdział, podziel się ze mną swoją opinią i uwagami.
Przyjmuję konstruktywną krytykę – ale pamiętaj, żeby zachować kulturę wypowiedzi.
Jedna obelga, to jeden smutny labrador!

Masz jakieś pytania?
Czegoś nie pamiętasz lub nie do końca wiesz, co autorka miała na myśli?
Zapytaj o to w komentarzu – SBlackLady zawsze odpisuje!

Theme by Lydia | Land of Grafic