Od połowy sierpnia, na
każdym spotkaniu Zakonu Feniksa, wyczekiwała jakichś nowych informacji o
zaginięciach, czy atakach, ale śmierciożercy znów się uspokoili, więc było
pewne, że szykują coś, co będzie miało większy zasięg.
Ostatnie spotkania ze
Snape'em nie dostarczały jej zbyt wielu informacji. Dumbledore uznał jednak, że
to, co im przekazuje też coś wnosi, bo Zakon miał również innych informatorów i
kiedy dowództwo w czasie spotkań konfrontuje te informacje, to dzięki temu
można domyślić się, co planują poplecznicy Voldemorta.
Na zebraniu Moody
pochwalił zespół, który był na ostatniej misji. Spojrzała z zazdrością na Jane
i Paula, którzy uczestniczyli w akcji przeciwko olbrzymom w Górach Pennińskich.
Udało im się zapobiec atakowi niedaleko Edale.
Zamierzała w niedługim
czasie poprosić o jakieś zadanie, bo gdyby nie to, że miała informatora, to
czułaby się zupełnie bezużyteczna.
Wiedziała, że zbyt
krytycznie na to patrzy, ale nie lubiła siedzieć bezczynnie. Co z tego, że
opanowała oklumencję? Co z tego, że była na kursie aurorskim i to w pierwszej
trójce najlepszych kursantów? Co z tego, że jej umiejętności się rozwijały i
teraz walczyła z ojcem oraz Charlusem jednocześnie?
Z początku nie szło
jej, ale kiedy wytłumaczyli jej, jak ma się zachować podczas czasie walki z kilkoma
osobami, to po kilku próbach udało jej się podtrzymać walkę i miała niezłą
zabawę.
Odetchnęła z ulgą,
kiedy Moody zakończył zebranie i dowództwo weszło do jadalni.
Jess i Bert podeszli
do nich i przywitali się szybko.
– Wreszcie wrzesień. –
Cay przytuliła ją, chyba dlatego, że przez ostatni tydzień nie widziały się
wcale. Ten pierwszy tydzień września na kursach był cięższy. Już nie pamiętała
jak wiele razy odwiedzała Pokątną po nowe szaty, książki czy inne przybory,
które miały ułatwić jej naukę.
– A ty nadal w grzywce.
– Uśmiechnęła się do niej, a Adalbert zachichotał, bo Cay zarumieniła się.
– No, powiedz im... –
Szturchnął ją w żebra i dziewczyna zrobiła się jeszcze bardziej czerwona na
twarzy. Nic się nie odezwała, tylko dłonią poprawiła grzywkę tak, żeby było widać
jej czoło.
– Co ci się stało?! –
Lily jako jedyna patrzyła na nią bez rozbawienia.
– Nie umiem opanować
tych zaklęć, których uczyła mnie pielęgniarka. Nie widzę i nie mam brwi. –
Myślała, że Jess będzie bardziej speszona, ale słychać było tylko lekkie
zirytowanie.
– Nie widzisz?
Merlinie, Jess! Idź do Munga! Od kiedy to się dzieje? – Evans posadziła
przyjaciółkę na fotelu, a Cay spojrzała na nią, jakby wołała o pomoc, a Katy
pokazała jej tylko język.
– Od dwóch tygodni.
Zmienia mi się kolor oczu, ale muszę je mrużyć, żeby coś zobaczyć. Brwi chyba
mi już odrastają, ale nie jestem pewna. W poniedziałek mam wolne i pójdę do
uzdrowiciela. Miałam straszne urwanie głowy. – Katherina parsknęła śmiechem, bo
blondynka mówiła to takim tonem, że Lily już nie kontynuowała tematu.
Siedzieli przez chwilę
w dziesiątkę, ale Peter stwierdził, że musi wracać, bo znów ma dużo papierkowej
roboty, Frank i Alicja zobaczyli, że rodzice chłopaka chcą już wyjść, więc też
poszli, a Jane oznajmiła, że musi się umyć i poczeka na Paula w sypialni. Zaraz
za nią Bert i Jess również się pożegnali, więc zostali we czwórkę. Syriusz jak
zawsze po zebraniu nalał im po szklance Ognistej i rozłożył się na kanapie,
którą chwilę wcześniej zajęła.
– Nie za wygodnie ci?
– Mruknęła spychając ze swoich ud jego nogi, które próbował tam umieścić kilka
razy. – Black, wybieraj. Twoje nogi na podłodze, albo ty–cały na poziomie
dywanu.
– Po co od razu taka
agresja? – Zapytał i usiadł tak, żeby nogi mieć na podłodze. – Zostaw ją na
kurs z Andym.
– Nie denerwuj mnie
nawet. – Upiła łyk alkoholu i pokręciła głową.
– Aż tak źle? –
Zapytała Lily, a ona kiwnęła.
– Dajcie spokój. Na
pierwszym roku jakoś to z nim było, a teraz, kiedy już oficjalnie mnie z nim
sparowali, to chyba uważa, że to już na całe życie. Minął dopiero tydzień, a ja
mam ochotę go zabić. Wszędzie za mną chodzi i zagaduje. Nawet jak kogoś
śledzimy, to nie potrafi siedzieć cicho. Rozumiem jeszcze, jakby potrafił
rozmawiać i śledzić równocześnie, to wtedy dobrze. Ale on jak zacznie gadać, to
się rozprasza i nie uważa zupełnie na nic! – Wyrzuciła z siebie i opróżniła
szklankę jednym haustem. – Na Glamsona nie narzekałam, ale jeśli to się nie
zmieni do końca września, to poproszę wujka, żeby spróbował coś z tym zrobić,
bo przełożony stwierdził, że on nic nie może.
– Mam porozmawiać z
Andym? – Zapytał Syriusz, a ona parsknęła śmiechem.
– I co mu powiesz?
– Że jeżeli twoja
ocena w listopadzie będzie niższa, niż ta, którą otrzymałaś na koniec
pierwszego roku, to zrobię wszystko, żeby uprzykrzyć mu życie i prawdopodobnie
skończy się tym, że nie będzie w stanie ukończyć kursu. – Powiedział całkiem
poważnie i mocno ją zaskoczył.
– A ja ci pomogę. –
James kiwnął ochoczo głową. Lily zachichotała, bo o ile Łapa wyglądał poważnie,
tak Rogacz chyba uznał, że to będzie świetna zabawa.
– Jak do końca
września się nie ogarnie, to zgłoszę się do was, chłopaki. – Obiecała
kręcąc z rozbawienia głową i odwróciła się w kierunku drzwi do jadalni, które
otworzyły się skrzypiąc. – Nasmaruj je, Syriuszu.
– Przydałby mi się skrzat...
Gdybym nie miał pewności, że Stworek i Regulus to kółko wzajemnej adoracji, to
od roku już by tu był.
– Stworek czy
Regulus? – Zapytał James złośliwie, a Black posłał mu sceptyczne spojrzenie i
nie odpowiedział.
– Lily, możemy cię
prosić do gabinetu? – Matka Jamesa podeszła w ich stronę. Katy zerknęła szybko
na Łapę, bo jednak kiedy podejrzewali, że szykuje się jakaś misja, to zazwyczaj
proszono ludzi zaraz po zebraniach, a teraz było zdecydowanie za późno, więc
chodziło o coś innego.
– Już idę. – Evans
odłożyła szklankę na stolik i wstała, posyłając Jamesowi pełne niezrozumienia
spojrzenie.
– Katherina. –
Skrzywiła się, bo kiedy odwróciła się gwałtownie w stronę Tobiasa, to
strzyknęło jej w szyi. Nie wyglądał na zadowolonego. – Do ciebie, natychmiast.
*******
Miał nadzieję, że
Edgar nie dostrzegł tego, że jest wzburzony. Dosłownie, ze dwa tygodnie
wcześniej, rozmawiał z Katheriną na temat tej całej Jessiki i tegp, że jest
bezużyteczna, a dziś dowiedział się od Bonesa, że jak wpadała na niego w Kwaterze,
to już ze trzy razy przekazała mu malutki pergamin z kilkoma nazwiskami.
Podobno były to osoby, które mają wypalony na przedramieniu Mroczny Znak.
Pierwsze dwie karteczki zawierały nazwiska osób, które wcześniej podejrzewali o
działanie na rzecz Voldemorta. Dzisiejszy pergamin wcisnęła mu jakoś w środku
zebrania i jeszcze przed wejściem do jadalni dowiedział się od przyjaciela, że
chyba musi powiadomić dowództwo, bo jedno nazwisko nie znajdowało się na ich
liście potencjalnych śmierciożerców, więc doszła im jeszcze jedna osoba do
sprawdzenia.
Wiedział, że to
sprawka Katheriny i na spotkaniu nie wypowiedział się na ten temat, bo najpierw
wolał z nią to załatwić. Lubił ją, a gdyby teraz wyśpiewał, że Parkes podsunęła
pannie Cay te nazwiska, to straciłby jej zaufanie. Tego nie chciał, bo
dziewczyna miała duży potencjał, chłonęła wiedzę jak gąbka i miała zadatki na
świetnego aurora. Jednak stworzenie gwiazdy w Biurze Aurorów podnosiło też jego
kwalifikacje, a nigdy nie ukrywał, że w przyszłości chce zostać Szefem Biura i
Katherina Parkes mogła być jednym z kluczy do tego celu.
Kiedy omówili już
wszystkie plany na najbliższy tydzień i potwierdzili, kto, gdzie i kiedy ma
sprawdzić zaklęcia ochronne, wykonać misję lub śledzić kilku podejrzanych, to
wrócono do sprawy Lily Evans.
– Horacy nie zawsze
może przybyć nam z pomocą, a ona była jego najlepszą uczennicą od kilkunastu
lat. Pierwszy rok w Rosji zakończyła z oceną Wybitną. Jeżeli w Akademii nie
przeniosą jej na drugi rok, to będzie miała dużo czasu, bo część materiału się
pokrywa. Poza tym, rozwinęłaby skrzydła. – Uśmiechnął się lekko, bo mimo że
Dorea Potter mówiła rzeczowo, to słychać było, że jest dumna ze swojej
przyszłej synowej i wprost ją uwielbia. – Wiem, że nasze środki szybko
topnieją, ale sądzę, że będziemy potrzebować zapasów. Pamiętacie misję z
Jamesem i Syriuszem? Brakło nam esencji dyptamu, a to podstawa w uleczeniu ran!
– Wydzielimy dla niej
jedno pomieszczenie, kupimy sprzęt i składniki. Emmelina i Caroline zrobią
listę podstawowych eliksirów potrzebnych do wyleczenia najczęstszych schorzeń.
Jeżeli się sprawdzi, to... – Zaczął Moody surowo, a pani Potter parsknęła
śmiechem.
– Jeżeli się sprawdzi?
Nie rozśmieszaj mnie, Moody! Na konkursie uwarzyła veritaserum, eliksir spokoju
i Wywar Żywej Śmierci... Nie mów, że to nie robi na tobie wrażenia. Miała wtedy
osiemnaście lat. – Odkąd poznał żonę Pottera, zawsze był pod wrażeniem, że nie
kuli się pod Alastorem i czasami brzmi tak, jakby sobie z niego kpiła.
– Nie zmusisz mnie do
tego, żeby się nad nią zachwycać tak jak ty, ale przyznaję, że wszystko
wskazuje na to, że jest zdolna. Daję jej miesiąc... – Zaczął, a Dorea znów mu
przerwała.
– Daj jej czas do
końca listopada. Na Merlina, Moody! Ona ma ślub w październiku, a potem...
Nawet nie chcę sobie wyobrażać... – Urwała i patrzyła wyczekująco na Szefa, aż
ten kiwnął głową.
– Czyli wszystko
ustalone? Pilnujemy Fletchera, czy na pewno gra dla naszej drużyny. Przymykamy
oczy na nieobecności Lupina, bo jest już z innymi wilkołakami... Leven,
zapoznasz twojego brata z McSweeney'em i niech mu przekaże szczegóły. Ma tyle
czasu, co Evans. Do końca listopada ma się zakręcić wokół nielegalnych
wyścigów. Bones... Informuj mnie o następnych nazwiskach, możliwe, że to tylko
plotki przyniesione przez głupich klientów, a krawcowej raczej wszystko można
wcisnąć... – Wyliczał Moody, a Caroline Parkes prychnęła. Dorea z kolei znów mu
przerwała.
– Przestań strzępić
sobie na niej język, Alastorze! Zapewniamy, że wszytko idzie w dobrym kierunku.
– Szef nawet nie mrugnął, gdy patrzyła na niego karcącym wzrokiem.
– I gratulujemy wam
drugiego dziecka w drodze. – Kontynuował, jakby wcześniej mu nie przerwano. –
Czy chcesz, żeby twoja działalność była mniej intensywna? Jednak to już
dwójka...
– Omówiliśmy wszystko
i zostaje po staremu, Moody. Jestem w pełni zaangażowany. – Edgar uśmiechnął
się do niego, a ten tylko kiwnął głową. Cecilia była już w trzecim miesiącu
ciąży, Marcus dopiero miał z osiem miesięcy, a agresywniejsza i brutalniejsza
wojna wisiała w powietrzu. Niezbyt idealny moment na zakładanie rodziny, ale
mimo wszystko, przyjaciele wydawali się być szczęśliwi, że rodzina im się
powiększa.
– Poproście Evans do
gabinetu. Poinformujemy ją o wszystkim. Zrobi listę potrzebnych przyrządów, a
kiedy Vance i Caroline przygotują wykaz eliksirów, to kupimy jej składniki, i
zacznie zabawę w mistrza eliksirów. To wszystko na dzisiaj. Widzimy się w
czwartek Pod Trzema Miotłami z Dumbledorem. – Alastor pozbierał pergaminy z
biurka i jako pierwszy opuścił jadalnię.
– Przyjdziesz jutro na
śniadanie? – Zapytał Edgar, a on kiwnął głową. Niedzielne poranki u Bonesów
stały się już chyba tradycją. W południe zwykle teleportował się do domu
rodzinnego, gdzie spędzał resztę dnia chyba, że miał dużo pracy lub kogoś
śledził. Wtedy darował sobie obiad z rodziną.
– Jasne, będę jak
zawsze. – Wstał z miejsca i zdziwił się, że przyjaciel jeszcze siedzi.
– Muszę skończyć
raport. – Wskazał na teczkę przed sobą i wyjął pióro z torby wiszącej na
oparciu krzesła. – Do jutra!
Klepnął go po plecach
i wyszedł do salonu. Lily Evans minęła go, uśmiechając się przy tym. Miała
zarumienione policzki i w sumie to nie był zdziwiony, bo zauważył na stole
puste szklanki po Ognistej.
– Katherina. –
Spojrzał na blondynkę z burzą loków, która siedziała obok Blacka. – Do ciebie,
natychmiast.
Przeszedł w korytarz w
bok i kilka kroków później już był w saloniku, w jej wieży. Zamknęła za sobą
drzwi i usłyszał, jak mruczy pod nosem "rozgość się". Nie chciał
siadać, bo stojąc znacznie nad nią górował, a chciał, żeby zdała sobie sprawę z
tego, że jest wkurzony i jej postawa nie jest dobra dla Zakonu, i jest to
bardzo poważna sprawa.
– Wszystko w porządku?
– Zapytała cicho patrząc mu prosto w oczy. Miała przyjemne, ciepłe,
jasnobrązowe oczy.
– Może ty mi powiesz?
– Chwilę milczał i patrzył na nią, próbując dostrzec oznaki zdenerwowania, albo
zawstydzenia, ale wyglądała na zdziwioną. – Czy to nie dziwne, że prawie dwa
tygodnie temu rozmawialiśmy o tym, że twoja przyjaciółka jest bezużyteczna i od
tamtego czasu Edgar dostaje od niej liściki z osobami, które rzekomo mają
Mroczny Znak? Tak się składa, że to ty masz informatora i to podobno jakiegoś
dobrego, więc zapytam tylko raz, Katherina. Czy podajesz te nazwiska Jessice, a
ona przekazuje je Edgarowi, jako informacje, które sama zdobywa?
– Nie! – Zaprzeczyła
szybko z szeroko otwartymi oczami. Wyglądała na jeszcze bardziej zdziwioną niż
wcześniej. – Jess ma jakieś inne źródło, to nie ja!
– Jesteś pewna, że nie
mówiłaś o nikim?
– Oczywiście...
Przekazuje wszystko czego się dowiaduje tylko Dumbledore'owi. Sprawdzaliście tę
listę? – Usiadła na fotelu i zdecydował, że też usiądzie.
– Tak. Do tej pory
znaliśmy już te nazwiska, które nam podawała, ale dziś pojawiło się nowe.
Zobaczymy, czy przyniesie coś więcej. – Spojrzał w kominek, w którym stały
świeże drwa. – Może to Adalbert? On pracuje w bardziej niebezpiecznym
środowisku.
– Może... Nie mam
pojęcia. Mam ją wypytać? – Zapytała całkiem poważnie i wyglądała, jakby też
mocno zastanawiała się nad tym, skąd Cay ma te informacje.
– Delikatnie. I pamiętaj
o dyskrecji. Jeżeli ktoś więcej się o tym dowie, to wiesz, jak to może się dla
niej skończyć? – Wiedział, że zrozumie aluzję. W odpowiedzi kiwnęła mu jedynie
głową. Pożegnał się i wyszedł z saloniku, zostawiając ją samą.
*******
Po przedwczorajszym
spotkaniu Zakonu Feniksa miał dużo szczęścia, bo Edgar Bones został sam w jadalni,
nie miał stuprocentowej pewności co do tego, czy mu na pewno odpowie na
wszystkie pytania, ale wiedział, że na tyle ile może, to auror mu pomoże. Nie
zawiódł się.
Sprzedał mu taką samą
bajeczkę jak Bercie Jerkins. Był dobry z transmutacji i chciałby być animagiem.
Mógłby spytać bezpośrednio Moody'ego, czy Charlusa, ale nie chce im zawracać
głowy. Edgar przyznał, że są w Biurze aurorzy animadzy, ale Leven może mu o tym
więcej opowiedzieć.
Teraz czekał na
Tobiasa, który zwykle w poniedziałkowe popołudnia siedział nad jakimiś
papierami w Kwaterze.
Czekał na niego już
kilkadziesiąt minut i zaczynał wątpić w to, czy auror się pojawi.
Nawet nie drgnął,
kiedy drzwi otworzyły się gwałtownie i Leven wszedł do środka.
– Ty tutaj? – Zatrzymał
się, jak tylko zamknął drzwi i patrzył wyczekująco.
– To w końcu nadal mój
dom. Usiądziesz? – Wskazał ręką na krzesło przed biurkiem. Brunet uniósł brew
do góry, ale usiadł i położył na blacie skórzaną teczkę. – Chciałbym
porozmawiać.
– O czym? – Syriusz
chwilę milczał, bo jednak nie wiedział jak zacząć. Było zbyt dużo pytań i jeśli
zacząłby od niewłaściwego, to mógłby nie uzyskać odpowiedzi na żadne z
nurtujących go kwestii.
– O Jess. –
Powiedział, obserwując uważnie jego reakcję. Auror nawet nie mrugnął, a on miał
ochotę się uśmiechnąć. Czyli macie coś za
uszami. – Wiadomo coś więcej?
– Nie wiadomo,
dlaczego akurat ją zaatakował. Nie ustaliliśmy też żadnych powiązań ze
śmierciożercami, więc zamknęliśmy sprawę. – Odpowiedział rzeczowo. – To już
koniec?
– To dopiero początek,
Tobiasu. – Oparł się łokciami o biurko i nie spuszczał z niego wzroku. –
Rozmawiałem z Jess i powiedziała mi o tym, jak przebiegło przesłuchanie.
Podobno zabiła wampira.
– Zaklęcie tnące.
– I naprawdę myślisz,
że ona w to uwierzyła? – Rzucił z rozbawieniem i w końcu Leven się poruszył
niespokojnie. – Sęk w tym, że Jess całkiem sporo pamięta. Na przykład dużego,
szarego zwierza rzucającego się na wampira. Sądzi, że był to animag.
Oczywiście, pomyślałem, że może miała halucynacje, ale sprawa trochę śmierdzi,
no bo tak się składa, że byłem tam i widziałem rany wampira dość wyraźnie, i
były to rany szarpane. Na miejscu pojawił się sam wielki Alastor Moody, potem
zemdlałem w dość dziwnych okolicznościach, a w czasie nauki oklumencji
przypadkowo użyłem legilimencji, i zobaczyłem ciebie, w gabinecie Szefa, z
krwią wampira na koszuli. Dobrze to rozpracowałem?
– Niech cię diabli,
Black. – Leven pokręcił głową i roześmiał się. – Jeżeli powiem, że dobrze to
rozpracowałeś, to będzie równoznaczne z tym, że słaby ze mnie auror?
– Skądże znowu! –
Rozsiadł się wygodniej na fotelu i miał gdzieś to, że wyglądał na zadowolonego
z siebie. – Nie rozumiem tylko po co to wszystko? Zamietliście wszystko pod
dywan, sprzedaliście jej jakąś bajeczkę. Biedna miała dylemat, czy to wy
jesteście idiotami, czy z niej chcecie zrobić idiotkę.
– Możesz jej
powiedzieć, że to my jesteśmy idiotami, jeśli poprawi jej to humor. – Zacisnął
szczęki, gdy to usłyszał i tylko westchnął ciężko. – Swoją drogą... Dobra z
niej kłamczucha.
– Po prostu ma dobrze
rozwinięty instynkt samozachowawczy. Co zamierzaliście zrobić, gdyby wam
powiedziała prawdę? – Zapytał, choć domyślał się, jak rozwiązaliby tę sprawę.
– Modyfikacja pamięci.
Biuro chroni informacje o aurorach animagach. No i mogłaby przypadkiem coś
wypaplać. – Znów zmarszczył brwi, słysząc złośliwość w głosie Levena.
– A teraz? Co z nią
zrobisz? – Zadał to pytanie, bo jednak Jess nie miała halucynacji, co do tego
jak zginął wampir.
– To już zależy od
ciebie, Syriuszu. – Auror wzruszył ramionami, jakby od niechcenia, ale następna
wypowiedź nie była ani zabawna, ani lekka. – Może to zostać między nami,
powiesz, że nic nie ustaliłeś, a twoja przyjaciółka będzie nadal udawała, że
nic nie pamięta. Możesz też jej o tym opowiedzieć, ale wtedy zmodyfikuję pamięć
i tobie, i jej. Zależy co wybierzesz.
*******
Obudziło ją
oślepiające białe światło, które raziło ją w lewe oko, a następnie w prawe.
Zamrugała kilka razy powiekami, aż w końcu zostawiła je tylko delikatnie
otwarte, żeby przyzwyczaiły się do jasnego światła. Zaczęła dostrzegać jakieś
kształty, aż wreszcie dostrzegła, że nad nią pochyla się jakiś mężczyzna w
białym fartuchu. Chciała zaprotestować, kiedy wlał w jej usta jakiś ohydny
eliksir i odchylił głowę tak, że musiała go połknąć. Zakaszlała kilka razy,
czując pieczenie w przełyku. I potem znów nastała ciemność.
Detoks trwał trzy dni,
tak powiedział uzdrowiciel. Przez kolejne pięć dni leżała, patrzyła się w
sufit, próbowała rozmawiać z ojcem, jadła, przyjmowała coraz mniejsze dawki
Eliksiru Słodkiego Snu i spała.
Dziewiątego dnia nie
dostała eliksiru. Przez całą noc, która wydawała się być wiecznością, pociła
się, miała drgawki, a czasami wydawało jej się, że widzi coś w mroku i
krzyczała. Bała się, że jak zamknie oczy, to zacznie snuć przemyślenia, otworzy
oczy i zobaczy coś, co ją przerazi.
Dziesiątego dnia rano
zrozumiała dlaczego znajduje się w szpitalu, chociaż uzdrowiciel codziennie
powtarzał jej diagnozę, jak mantrę: jest pani uzależniona.
Nie od Smoczego Ziela
ani Wywaru Iluzji.
Od Eliksiru Słodkiego
Snu.
Wiedziała, że można
się od niego uzależnić, ale przecież dawkowała go rozważnie i myślała, że jej
to nie dotyczy. Dziesięć kropelek w szklance wody, tylko po to, żeby szybciej
zasnąć.
Przecież czasami nawet
miała sny... A następnego dnia
zwiększałam dawkę...
Dziesiątego dnia wieczorem
dostała eliksir i choć ciężko było jej usnąć, to udało się.
Jedenastego dnia czuła
się znacznie lepiej i zaczęła panikować.
– Ponad tydzień nie
było mnie na zajęciach. Jak to mnie nie puścicie do domu? – Mierzyła
uzdrowiciela nienawistnym spojrzeniem, ale nawet się nie speszył.
– Podpisała pani
wczoraj dokumenty wyrażające zgodę na leczenie. Miesiąc hospitalizacji. Zostało
pani jeszcze dwadzieścia dni. – Ściągnęła usta w wąską linię i była pewna, że
ma minę jak profesor McGonagall. – Daliśmy już informację o pani pobycie w
szpitalu na kursach.
– Świetnie! Niech
wiedzą! – Warknęła z ironią i patrzyła na uzdrowiciela, jakby pod siłą jej
spojrzenia miał zmienić zdanie. – Nie mogę przecież cały czas leżeć tutaj i
czekać na wieczór, aż dacie mi eliksir, żeby iść spać! Negocjujmy warunki
leczenia. Wyciągnijcie mój plan zajęć. Będę chodziła na kurs, wracała do
szpitala na leczenie i potem rano znów na zajęcia... Może tak być?
– Panno Meadows... –
Spojrzał na nią, jakby już nie miał siły, a ona jęknęła.
– Nawet nie wie pan,
jak dużo poświęciłam, żeby być wśród najlepszych na kursie! Wiem, że zdrowie
jest najważniejsze, ale jeżeli potem wrócę i nie zdążę nadrobić zaległości, to
zapewne wrócę do Eliksiru Słodkiego Snu, albo sięgnę po coś dużo gorszego... – Miała
nadzieję, że jej wygląd również oddawał zdesperowanie.
– Porozmawiamy o tym
wieczorem. – Powiedział jedynie i zaklęła, gdy wyszedł, bo wiedziała, że
powiedział tak tylko, żeby dała mu spokój.
Tego samego dnia
wieczorem zdziwiła się, bo pozwolono jej na opuszczanie szpitala, żeby
uczestniczyła w zajęciach, ale jej leczenie miało trwać tydzień dłużej. Chcąc
nie chcąc zgodziła się. W końcu miesiąc
to nie jest długo...
Nie chciała, żeby ją
ktokolwiek odwiedzał. Z początku uszanowano jej decyzję i tylko ojciec wpadał
do niej wieczorami, ale juz od trzeciego tygodnia leczenia zaczęła odwiedzać ją
też Grace, a pod koniec września wpadła Alsephina.
Ojciec i macocha już
nie mieli tak zmartwionego wyrazu twarzy, więc jak zobaczyła minę ciotki, to
poczuła wstyd, który palił jej policzki.
– Cześć Dorcas. –
Brunetka podeszła do jej łóżka i na stoliku położyła bukiecik kwiatów.
– Cześć. – Uśmiechnęła
się słabo, kiedy kobieta ucałowała ją w czoło i poczuła wyrzuty sumienia. To
ciotka ją wtedy znalazła i zabrała do szpitala, i od tamtego czasu jej nie
widziała, bo nie życzyła sobie towarzystwa, a to z nią pierwszą powinna się
zobaczyć.
– Och, Dorcas. –
Alsephina patrzyła na nią z rozczarowaniem i miała pewność, że jest czerwona na
twarzy. – Dziecko, coś ty najlepszego zrobiła?
– Źle odmierzyłam... –
Zaczęła mówić, ale zamilkła, bo ciotka spojrzała na nią z oburzeniem. – To
znaczy... Nie powinnam! Wiem, o tym doskonale, ale od ponad roku nie potrafię
inaczej...
– Od ponad roku? –
Echund przytuliła ją do siebie, gdy zaczęła płakać. – Wiedziałam, że za łatwo
ci to przyszło... Musisz z kimś porozmawiać.
– Wstydzę się. Nawet
nie wiesz, jak bardzo mi wstyd, za to jaką jestem osobą. Wstydzę się, jak o tym
myślę, a co dopiero z wami rozmawiać? – Wyszeptała i łzy znów jej popłynęły, z
oczu, gdy Alsephina przytuliła ją mocniej.
– Miałam na myśli
specjalistę, Dorcas.
*******
– Katy?! – Jess
próbowała kolejny raz przekrzyczeć muzykę i chyba w końcu jej się udało.
Pomachała do przyjaciółki, która wydawała się być bardzo zaskoczona jej
obecnością na koncercie Fatalnych Jędz, na otwarciu nowego klubu dla czarodziei
Lete. Gdyby nie wejściówki, które Adalbert miał od Sama, to nawet nie
pomyślałaby o tym, żeby tu przyjść.
Klub reklamowano w
Czarownicy i Proroku Codziennym, a ich hasło reklamowe było nawet chwytliwe: zapomnij
się.
– Jessie, ty tutaj? –
Parkes podeszła do nich i posłała jej szczęśliwy uśmiech. Kiwnęła jedynie głową
i zapiszczała z resztą fanów, gdy Samuel zapowiedział ostatni kawałek z ich
nowej płyty, którą mieli zaprezentować dopiero na Boże Narodzenie.
– Uwielbiam ten
kawałek! – Krzyknęła do przyjaciółki, słysząc pierwsze brzmienie gitary.
– Skąd...? – Blondynka
zaczęła formułować pytanie, ale zbyła ją machnięciem ręki.
– Jak byłaś w
Hiszpanii... – Przerwała, żeby zapiszczeć, gdy Sam zapytał tłum "czy
jesteście gotowi?"
Kilka razy widziała
się z nim i zawsze po spotkaniach widziała w nim chłopca z romantyczną duszą,
ale na scenie wychodził z niego prawdziwy rockman.
Nie dziwiła się, że
dziewczyny w tłumie reagują na niego tak żywo. Sama zachowywała się podobnie.
Ruszała się na tyle
energicznie, na ile pozwalały jej wysokie obcasy, kręciła się wokół własnej
osi, gdy w refrenie była mowa o obracaniu się w koło. Odgarnęła z czoła różową
grzywkę, która przylepiła się jej do skóry.
Było gorąco jak w
kotle, a już od ponad godziny szalała w tłumie fanów.
– I to się nazywa
taniec hipogryfa! Dzięki wielkie i do zobaczenia wkrótce! – Zaryczał do
mikrofonu i poczuła ból gardła, kiedy znów zapiszczała. Zespół zszedł ze sceny
i poczuła chłodne palce zaciskające się wokół jej lewego łokcia. Oblały ją
zimne poty i próbowała wyrwać rękę z uścisku, równocześnie odwracając się w
lewą stronę.
– Przestraszyłaś
mnie... – Odetchnęła z ulgą, bo to Katherina próbowała wyciągnąć ją z tłumu.
– Gdzie zgubiłaś
Berta? – Usłyszała pytanie i wskazała dłonią na bar. – Mamy towarzystwo!
– Co? – Zapytała i
kiedy udało jej się wyjść ze ścisku pod sceną, gdzie zapewne mieli wyjść
jeszcze muzycy, spostrzegła, że nie mówi do niej. – Och, cześć.
– Cześć. –
Odpowiedział Leven, kiwając jej głową. Niech
mnie diabli, słodki Merlinku... Miała nadzieję, że w półmroku nie widać
było tego, jak mimowolnie, zmierzyła go spojrzeniem. Chyba zawsze widziała go w
szacie aurora i widok ten zaliczała do jednych z najlepszych widoków w całym
swoim życiu, a dzisiaj... Hola, hola! Nie
rozpędzaj się, Jess!
– Idziemy do baru? –
Katy znów ją chwyciła za ramię, na szczęście nie zareagowała już tak
gwałtownie. Poszła za przyjaciółką, i kiedy wreszcie dostrzegła Adalberta
wyprzedziła Parkes, i objęła go za szyję.
– Nie wierzę, że
wymiękłeś! – Uśmiechnęła się, kiedy odwrócił się na krzesełku barowym i objął
ją w talii. Katherinie brwi podjechały prawie pod linię czoła i przez chwilę
patrzyła to na nią, to na McSweeney'a.
– Jeszcze impreza po,
nie pamiętasz? Oszczędzałem siły. – Podał jej szklankę z ognistą, którą chętnie
opróżniła. Zmrużyła bardziej oczy, bo dalej dostrzegła jakąś znajomą sylwetkę.
– Jess? Co...?
– Och, przepraszam. –
Uśmiechnęła się sztucznie i spróbowała się rozluźnić, bo nagle stała się
spięta.
– Jess? Cała się
trzęsiesz... – Zauważył, a ona nadal patrzyła na człowieka, który stał zaledwie
kilka jardów dalej i nawet jej nie dostrzegał. Znam nawet jednego wampira... Usłyszała w głowie cichy głosik,
który powtarzał te cztery słowa coraz głośniej, i głośniej...
– Muszę do łazienki! –
Krzyknęła i nie zważając na to, że Katherina coś do niej mówi przepchnęła się
do łazienki, gdzie było zdecydowanie ciszej.
I nawet pachniało
ładniej. Zaleta nowych klubów.
– Nie wierzę... –
Mruknęła do swojego odbicia, a jakaś dziewczyna obok spojrzała na nią jak na
wariatkę. Weszła do pustej kabiny i zaczęła grzebać w torebce. – Gdzie
jesteście, jak was potrzebuję...
Uśmiechnęła się, kiedy
wyciągnęła różdżkę i puderniczkę z małym lusterkiem.
Chciałeś
wampira, to masz wampira, ty dupku!
Jęknęła, bo pierwsza
próba nie poskutkowała i chyba dopiero za czwartym razem udało jej się
przywrócić żółty kolor tęczówek. Z zębami zeszło jej ciut dłużej, ale gdy
uniosła górną wargę, to kły były wyraźnie dłuższe i widoczne, nawet jak miała
lekko otwarte usta.
– Chwila! – Krzyknęła,
gdy ktoś po drugiej stronie kabiny zaczął dobijać się do drzwi. Wytarła różową
szminkę z ust i wygrzebała z torebki bordową. – Wychodzę!
– Zatwardzenia
dostałaś? – Warknęła na nią dziewczyna, gdy wyszła z kabiny. Spojrzała na nią,
miała nadzieję, że groźnie, i uśmiechnęła się. Nie zdziwiła się, gdy szatynka
szybko zamknęła za sobą drzwi, mówiąc coś o bezpieczeństwie.
Spojrzała na duże
lustro i wzięła głęboki oddech.
Wyszła z łazienki i skierowała
swe kroki w stronę baru. Zerknęła na Katherinę, która rozdziawiła usta ze
zdziwienia. Pewnie zobaczyła jakim jestem
potworem...
Minęła ją i stojącego
obok niej Levena, i poszła dalej.
– Peter! – Uśmiechnęła
się niby radośnie do reportera z Proroka Codziennego i miała nadzieję, że nie
widać satysfakcji jaką czerpie z tego, iż chłopak po chwili obserwacji wyglądał
na przestraszonego.
– Jess! Co ci...? –
Zaczął, a ona machnęła ręką, którą zaraz położyła mu na ramieniu.
– Zaatakował mnie
wampir. Na szczęście udało mi się go zabić, ale jak widać, przeszło na mnie. –
Wbiła w jego ramię paznokcie i zbliżyła się tak, żeby mieć pewność, że usłyszy
ją tylko on. – Dasz mi namiary na twojego kolegę wampira? Pomógłby mi się
odnaleźć w nowej sytuacji...
– Wyjechał, gdzieś do
Transy...
– Oj, naprawdę?
Widocznie mam pecha!– Zakpiła i przejechała językiem po kłach. – Pozdrów ode
mnie Barnabasza, może wpadnę do niego na małą przekąskę.
Odwróciła się szybko
zanim zdążył cokolwiek powiedzieć i wróciła do przyjaciół, siedzących przy
barze.
– Nie patrz na mnie,
wyglądam okropnie. – Powiedziała do Katheriny, która wyglądała, jakby chciała
pomacać jej kły.
– Chyba naprawdę
zacznę się ciebie bać. – Przyjaciółka podsunęła jej szklankę z ognistą. –
Widzisz już dobrze? Nie mrużysz oczu.
– Lily mnie zabije,
ale nie poszłam do uzdrowiciela. O dziwo, w tej wersji widzę dobrze, ale jak
rzucam zaklęcie to znów źle widzę. – Uśmiechnęła się i syknęła, bo przygryzła
sobie wargę ostrym kłem. Otarła kropelkę krwi i zlizała ją z palca. – Mhm...
Pyszna.
– Merlinie... Nie rób
tak. – Jęknął Bert, jakby robiła coś bardzo przerażającego. – Już nie liczę ile
tatarów, kaszanek i krwawych steków zjadła.
– Najpierw to, potem
ty. Muszę się przyzwyczajać, skarbie. – Uśmiechnęła się i zaczęła udawać, że
chce go ugryźć w szyję, ale zręcznie ją od siebie odpychał. W końcu się poddała
i przyjęła kolejny kieliszek alkoholu.
– Kto to był? –
Zapytała Katherina, wracając do pytania o Petera.
– Znajomy... –
Odkrzyknęła jej i miała opowiedzieć o swoich przypuszczeniach, ale przypomniała
sobie, że jest w klubie. – To nie miejsce na opowieść! Chodź, potańczymy!
*******
Betula Meadows była
zbyt częstym gościem w Kwaterze i gdyby nie to, że to jednak babcia Dorcas, to
zacząłby się do niej odzywać. Po ślubie Franka i Alicji postanowił milczeć, gdy
kobieta znów zacznie insynuować mu szpiegostwo, zdradę i inne pierdoły, więc od
tamtego czasu mówił jej tylko "dzień dobry" i "do
widzenia".
Gdy wiedział, że
kobieta będzie w Kwaterze, to starał się w tym czasie być gdzie indziej.
Ostatnimi czasy szukał Muszka, bo kocur zaginął gdzieś w okolicy i miał jednak
nadzieję, że się odnajdzie, bo James podejrzewał, że w szopce na miotły są
myszy.
Kiedyś nawet wypuścił
się w las, który rósł niedaleko, ale kot nie reagował na jego wołania.
Po kolejnym sobotnim
zebraniu ucieszył się, że zostało więcej osób niż ostatnio. Dzień wcześniej
Katherina z Levenem oraz Jess z Bertem byli na koncercie Fatalnych Jędz. Katy
rano przyznała się, że ona i Tobias to raczej mieli misję, bo otworzono nowy
lokal i starali się wypatrzeć czegoś niepokojącego, ale widocznie nic złego tam
się nie działo. Sam wyjął gitarę z futerału i kiedy uznał, że już jest
nastrojona zagrał kilka akordów.
– Hogwart, Hogwart,
Pieprzo–Wieprzy Hogwart? – Zapytała Katherina, bo nikt nie rozpoznał melodii, a
jednak hymn Hogwartu każdy śpiewał jak chciał.
– Zawsze śpiewałam to
do Celestyny Warbeck. – Parsknął śmiechem, gdy usłyszał nutę tęsknoty w głosie
Cay.
– Ukradłeś mój kociołek? – Rzucił złośliwie, a dziewczyna rzuciła w
niego serwetką. Katherina i Lily zachichotały, ale im posłała jedynie ironiczny
uśmieszek. Klasnął w dłonie, bo James namówił Sama do tego, żeby
akompaniował do pieśni o mężnym Odonie.
– Chodź, Jess.
Zadebiutujesz w duecie z gwiazdą! – Samuel zawołał Cay, która zarumieniła się.
– No nie daj się prosić!
– Raz ci powiedziałam,
że umiałam grać... – Mruknęła pod nosem i fuknęła zła na Berta, kiedy wypchał
ją w stronę pianina. – Nie grałam z dwa lata! Dajcie spokój!
– Merlinie, przecież
ona jest doskonała... – Amelia Bones zaśmiała się, słysząc uwagę swojego brata.
– Świetnie gotuje i szyje, jej Upiorogacek to mistrzostwo, lata na miotle i
jeszcze gra na pianinie.
– Nie słyszałeś jak
śpiewa. – Rzucił przez ramię Adalbert, który w końcu posadził Jess na taborecie
przy pianinie i trzymał dłonie na jej ramionach, chyba żeby mieć pewność, że
dziewczyna nie ucieknie.
– O nie... Do tego
mnie nie namówisz!
– Gotowa?
– Nie! – Jess na próbę
uderzyła w kilka klawiszy, nadal rumiana na twarzy, skrzywiła się. – To
upokarzające.
– Jesteś wśród
przyjaciół.
– Nie pocieszasz...
Miejmy to z głowy. – Wypuściła głośno powietrze i patrzyła wyczekująco na Sama,
aż ten zacznie grać. Wyglądała na bardzo niepewną tego co robi i była w tym
wszystkim naprawdę urocza. Zerkała niepewnie na wokalistę Fatalnych Jędz i gdy
nie była pewna dźwięków to kuliła się nieco na taborecie, jakby tym gestem
miała trafić w odpowiedni klawisz.
–
Odo, bohater, przyniesiony do domu,
Do
miejsca, które chłopcem będąc znał,
Złożony
na spoczynek z kapeluszem na lewej stronie
I
różdżką na pół złamaną, a przez to smutek się stał.
Jak tylko skończyli
śpiewać wstała od pianina i dopiero teraz dostrzegł, jak bardzo czerwona jest
na twarzy.
– Błagam, nie dajcie
mu zaśpiewać tego na naszym weselu... Chcę mieć miłe wspomnienia. – Jęknęła
Lily, bo Rogacz nieźle fałszował i nie wyglądał jakby mu było przykro z tego
powodu.
– Oj, Ruda... Będziesz
w takim stanie, że będzie ci wszystko jedno. – Katherina machnęła ręką i
oberwała od Evans w ramię, kiedy Potter zaczął znów śpiewać, przesadnie przy
tym fałszując.
– Dobra, który
pierwszy do miary? – Zapytała, a on zerwał się ze swojego miejsca. Ślub Jamesa
i Lily był coraz bliżej, i Jess już powoli zaczęła szyć szaty. – Już wiesz co
chcesz?
– Oczywiście. Trzyczęściowy
garnitur, z resztą zdaję się na ciebie. – Uśmiechnął się do niej przymilnie,
kiedy stanęła przed nim. – Jesteś urocza.
– Oj, zamknij się,
Black. – Mruknęła rumieniąc się lekko i łypnęła na niego groźnie żółtymi
oczami.
– No pokaż kły. –
Próbował ją namówić i ponownie posłała mu groźne spojrzenie. – No nie bądź
taka.
– Błagam, ogłuszcie
go. Pacjent nie chce współpracować. – Parsknął śmiechem, ale grzecznie
wyciągnął ręce do góry, kiedy klepnęła go w ramię. Metr krawiecki zebrał miarę,
a ona na pergaminie zapisywała wymiary. Przeszła za niego i skrzywił się, bo
miarka trochę ciasno ścisnęła go w szyi.
– Co ty tam, tak długo
robisz? – Zapytał i nie zdziwił się, kiedy najpierw zaśmiała się, a potem
odpowiedziała.
– Podziwiam twój tyłek.
Nieprędko będę miała okazję być blisko niego. – Katherina i Bert parsknęli
śmiechem z jej ironicznej uwagi.
– Możesz się wybrać ze
mną na przejażdżkę, Jessie i uwierz mi, że będziesz jeszcze bliżej. – Mruknął
nisko i choć nadal była za nim, to uśmiechnął się powoli. – Pokażę ci świat
takim, jakim jeszcze nigdy go nie widziałaś.
– Jesteś niepoprawny,
Syriuszu. – Skomentowała i stanęła na przeciwko niego. – Ale skorzystam z
propozycji. W końcu moje skórzane wdzianko na coś się przyda.
– To wpadnij jutro
wieczorem. – Mrugnął do niej okiem.
– Ale ja prowadzę. –
Odmrugnęła mu i kiwnęła na Remusa. – Teraz twoja kolej.
– Ej, a to nie jest
konflikt interesów? – Zapytała Katherina i spojrzał na nią zdziwiony. –
Umawianie się z klientem. Och! I jeszcze nie masz tego zezwolenia na motocykl!
– Nie psuj innym
zabawy, Katy. Przecież nie wsadzisz mnie do Azkabanu. – Jess posłała jej
karcące spojrzenie i w końcu pokazała kły, na co parsknął śmiechem.
– A mi nie pokazałaś!
– Fuknął udając obrażenie i Cay wzruszyła ramionami.
– Może też ci coś
pokażę po przejażdżce? – Powiedziała tajemniczo, a Parkes jęknęła, bo zarówno
Jessica, jak i on, uśmiechnęli się do siebie znacząco.
– To co robicie jest
nieprzyzwoite. Świntuchy!
*******
– Jess... – Usłyszała
cichy głos Adalberta i podniosła głowę znad stołu kuchennego, gdzie rozłożyła
materiały do skrojenia.
– Tak? – Zapytała
odkładając nożyce. Przyjrzała mu się uważnie, bo wyglądał, jakby zrobił coś złego.
– Bert?
– Pamiętasz, co mi
obiecałaś? – Zmrużyła oczy, jakby tym gestem miała wyczuć podstęp.
– Tak?
– Spotykam się z kimś.
– Wyznał w końcu i otworzyła usta ze zdziwienia.
– Adalbercie... Wiesz,
że masz moje błogosławieństwo, ale... Sam mówiłeś, że nie zamierzasz się z
nikim wiązać, a teraz? – Zapytała delikatnie i usiadła na krześle.
– Bo to nie jest na
poważnie, Jess! – Zajął miejsce naprzeciwko i miał taką minę, jakby próbował ją
przekonać. Każdy tak mówi... Zaczyna się
"to nie na poważnie", a potem złamane serce, funty zeżartej czekolady
i galony wypitej Ognistej. – Wiesz, że nie mogę na poważnie... Ale i tak
potrzebuję twojej pomocy.
– Tylko nie każ mi
odwoływać randki z Syriuszem i Samem. – Mruknęła ironicznie, a on parsknął
śmiechem i podszedł do niej. Odetchnęła głośno, kiedy przytulił ją i pocałował
w czoło.
– Dzięki, Jessie. –
Spojrzała na niego z dołu i posłała mu słaby uśmiech. Jeszcze dwa lata i niecałe siedem miesięcy...
*******
Dagny już półtora
miesiąca wcześniej zabrała go do wilkołaków. Nie zabawił tam długo, bo tylko
jedno popołudnie. Myślał, że będzie bywał tam częściej, ale jego następna
wizyta była później niż myślał.
Dopiero od jakiegoś
tygodnia wiedział dokładnie gdzie znajduje się miejsce, gdzie wilkołaki się
gromadzą i spędzał tam prawie całe dnie. Nie spodziewał się prowizorycznych
namiotów, czy szałasów dobrze ukrytych w Cotwall End pod Wolverhampton.
Miał wiele szczęścia.
Z tego, co udało mu się ustalić Greyback udał się na wschód Europy i miało go
nie być, więc do czasu jego powrotu chciał zostać zaakceptowany przez resztę
watahy. Wiedział, że wilkołak pogryzł wiele osób i pewnie nie pamięta większości
swoich ofiar, ale on został pogryziony w innych okolicznościach, i miał
pewność, iż na pewno go pamięta. Przecież była to długo planowana zemsta na
jego ojcu. Takich rzeczy się nie zapomina.
Poradził się
Dumbledore'a co ma robić. Żeby dobrze poznać stado, musiałby z nimi często
przebywać, a miał obowiązki. Praca, przyjaciele, zebrania Zakonu. W dodatku
mieszkał jeszcze z rodzicami i już po wrześniowej pełni wiedział, że musi z
czegoś zrezygnować. Wspólnie zdecydowali, że będzie to praca. Pan Pringle nie
był zadowolony, ale nie skomentował sprawy, zapewne dlatego, że do jego
wypowiedzenia dołączony był list od Dumbledore'a.
Nadal mieszkał z
rodzicami, chociaż zdarzyło mu się nocować kilka razy w obozie. Myślał, że Dagny
będzie równie zagubiona, co on, ale radziła sobie znakomicie. Nie zostawiała go
samego, jak ktoś łypał na niego nieufnie, to ona stawała w jego obronie. Wolał
nie wiedzieć, co takiego zrobiła, że zasłużyła sobie na taki szacunek.
Przed jego pierwszą
pełnią w obozie miał do czynienia jedynie z kilkoma wilkołakami. Dopiero po
wspólnej pełni zdał sobie sprawę, że jest ich znacznie więcej niż na początku
sądzili, a było pewne, że kwestią czasu będzie to, jak stado powiększy się, bo
z kontekstu czyjejś rozmowy wywnioskował, że Fenrir wybrał się na wschód,
właśnie po nowych rekrutów. Miał szczerą nadzieję, że jak w pełni zaangażuje
się w przynależność do watahy, to w końcu dostanie jakieś pewniejsze
informacje, a nie domysły wysnute ze strzępek podsłuchanych rozmów.
– Jesteś dziś dziwnie
milczący. – Zauważyła Dagny obracając zająca na rożnie, który piekł się nad
ogniskiem. Zdołał powstrzymać obrzydzenie na myśl o świeżo upolowanym mięsie
upieczonym bez przypraw.
– Po prostu nie
spodziewałem się, że to tak wygląda. – Wzruszył ramionami i dostrzegł, że nie
tylko ona spojrzała na niego z zainteresowaniem. – Bywam tu od ponad miesiąca i
do tej pory nie wiem do czego to zmierza.
– To znaczy? – Zapytał
Benjamin, jeden z wilkołaków, który według Dagny był godny zaufania.
– Po co to wszystko?
Przebywacie tu już kilka miesięcy i tak naprawdę nie wydaje mi się, żebyście
mieli jakiś plan... Po prostu jesteście, żyjecie ze sobą, ale odnoszę wrażenie,
że tylko chcecie trzymać się razem i nie macie żadnego celu. – Próbował dobrać
ostrożnie słowa, ale czuł, że porusza dość czułą strunę. Nie zdziwił się, kiedy
Ben najpierw obdarzył Dagny długim spojrzeniem, a potem znów przeniósł wzrok na
niego.
– Masz rację tylko w
jednym, Remusie. – Odpowiedział głębokim, ciepłym głosem. Był przekonany, że
ludzie, którzy dopiero co go poznają, mają o nim dobre zdanie, bo swoją
postawą, barwą głosu i przenikliwym spojrzeniem wzbudzał sympatię. – Wydaje ci
się.
*******
Patrzyła na swoje
palce, wsłuchując się w tykanie zegara. Pierwszym razem też tak robiła, choć
wtedy dźwięk ten był dla niej bardziej nieznośny.
Teraz, odgłos zegara
był dla niej uspakajający i skutecznie odwracał jej myśli od dręczących ją
spraw.
Uzdrowicielka, Mirion
Dimeru, była chyba najbardziej cierpliwą osobą jaką znała. Dorcas nie podnosiła
na nią wzroku, a i tak czuła na sobie spojrzenie kobiety. Ciotka Alsephina poradziła
jej terapię i zgodziła się, chociaż sądziła, że zacznie ją później, ale
zapisała ją na pierwszą wizytę już na początku października.
Oczywiście, poszła na
nią, ale tylko się przedstawiła i słuchała przez pół sesji wywodów pani Mirion.
Przez resztę spotkania siedziały w milczeniu.
Właśnie była w trakcie
drugiego spotkania i nadal nie wiedziała, jak zacząć.
W sumie, to nie
wiedziała nawet od czego zacząć.
Całe jej życie było
bałaganem i nie miała pojęcia, gdzie jest początek. Jakie wydarzenie
najbardziej odpowiada za to wszystko.
Na szczęście Dimeru
nie naciskała. Siedziała, tak samo jak ona i milczała. Gdy Meadows weszła, to
uzdrowicielka przywitała się z nią i powiedziała, żeby zaczęła, gdy będzie
gotowa.
– Widocznie nie jesteś
jeszcze gotowa, Dorcas. – Podniosła na nią wzrok, czując wstyd. Nie dość, że
zmarnowała sobie czas, to jeszcze odebrała tej kobiecie godzinę z jej życia. A
w tym czasie, mogła przyjąć innego pacjenta, lub spędzić czas z rodziną.
– Przepraszam. –
Mruknęła i znów spojrzała na swoje palce.
– Nie przepraszaj,
Dorcas. – Kobieta była sympatyczna. Mówiła ciepłym, spokojnym głosem i
powtarzała jej imię często, jakby było wyjątkowe.
– Może prościej
byłoby, gdybyś zadawała mi pytania? – Podsunęła jej z nadzieją, że zacznie to
robić, a kobieta uśmiechnęła się delikatnie.
– Jak się czujesz
przed ślubem przyjaciół? – Zapytała ją, a ona otworzyła usta ze zdziwienia.
Jednak myślała, że zacznie ją pytać o eliksir Słodkiego Snu, o jej lęki,
rodzinę, a nie zacznie od pogawędki.
– Dobrze. –
Uśmiechnęła się na myśl o Lily i Jamesie. – Dawno ich nie widziałam i cieszę się,
że wreszcie ich zobaczę. No i też... Nie sądziłam, że tata przyjmie to z takim
spokojem, że jednak... Po tym, co się stało, decyduję się na podróż do Anglii.
Fakt, to tylko niecałe dwa dni, ale w tej sytuacji, wydaje mi się, że to i tak
długo.
– Chciałabyś być
dłużej?
– Nie. – Odpowiedziała
całkiem szczerze, znów patrząc na paznokcie. – To chyba nie byłoby dla mnie
dobre. Pod koniec nauki... Miałam wrażenie, że wszyscy na mnie patrzą i szepczą
o tym, co ona zrobiła. Były dni,
kiedy miałam świadomość tego, że sama się nakręcam, ale czasami naprawdę
myślałam, że wszyscy wiedzą i gardzą mną... Starałam się być silna i chciałam
sama dać sobie z tym radę. Chyba dlatego zdecydowałam się na wyjazd do
Australii. Sądziłam, że jak zmienię otoczenie, jak nikt nie będzie mnie tu
znał, to poradzę sobie sama, ale...
– Ale? – Zapytała,
kiedy zamilkła na dłuższą chwilę.
– Ale widocznie nie
wyszło. – Wyszeptała i westchnęła ciężko. – W końcu zobacz, gdzie wylądowałam.
******* [muzyka]
– Przytrzymam! – Jess
krzyknęła do jakiegoś chłopaka, który trzymał wielkie pudło w dłoni i nogą
próbował otworzyć drzwi. Podbiegła, i kiedy wszedł do kamienicy, również
weszła.
– Dzięki. – Uśmiechnął
się do niej szczerze. – Szkoda, że nie ma windy. Zostało mi jeszcze kilka
pudeł, a wprowadzam się na trzecie.
– Pod szóstkę? –
Zapytała, a on kiwnął głową.
– Mieszkam pod piątką.
– Uśmiechnęła się i wskazała na pudło. – Mogę wziąć jedno.
– Weźmiesz to
najmniejsze? Jesteś tak drobna, że inne pudła mogłyby cię złamać. – Zaśmiała
się i chwyciła lekkie pudełko. Zanim zaczęli wchodzić po schodach przedstawiła
mu się i on zaczął jej z podekscytowaniem opowiadać o sobie. Miał na imię Tim i
budował komputery. Teraz wprowadzał się na kilka miesięcy do Londynu, bo starał
się o pracę w CERN–ie. Ucieszyła się, kiedy dotarli na trzecie piętro, bo nie
miała pojęcia o czym mówi.
– Dzięki, Jessica! –
Położyła pudło na podłodze i wycofała się na korytarz. Pożegnała się z nim
szybko, i kiedy weszła do mieszkania czym prędzej zamknęła drzwi.
– Pali się? – Zapytał
Bert, stawiając na stoliku w kuchni parującą kawę.
– Mamy nowego sąsiada.
– Poinformowała go, a on popatrzył na nią, jakby to było dość normalne. – To
mugol.
– No i?
– Buduje jakieś
komputery... – McSweeney parsknął śmiechem tak głośnym, że drgnęła
przestraszona jego reakcją. – To nie jest śmieszne.
– Co zrobiłaś? –
Podszedł do niej, a ona zdjęła kurtkę i zaczęła z niej wyciągać materiały,
nici, nożyce i inne potrzebne rzeczy.
– Pożegnałam się i
przyszłam tu. Wyszłam pewnie na dzikuskę. – Nagle zaczęła się przejmować tym,
co o niej myśli. Drgnęła, gdy ktoś zapukał do drzwi.
– Hej, to ja! –
Usłyszała głos Katheriny i otworzyła drzwi.
– Merlinie, powinnaś
mieć swój komplet. – Mruknęła i z wieszaka wzięła klucze, i dała Katherinie. –
Tylko nie zgub. Nie chce mi się za każdym razem przychodzić i ci otwierać.
– Stałaś koło drzwi. –
Zauważył Bert, a ona wzruszyła ramionami. Miała coś odpowiedzieć, ale z
łazienki wyszedł Samuel. Wilgotne włosy miał potargane i wyglądał na
speszonego.
– Sam, co ty tu
robisz? – Katy uścisnęła go, a ona spojrzała na Adalberta z wyrzutem, a potem
na wokalistę Fatalnych Jędz, z którym miała się spotkać wieczorem. Na randce.
– Mam mu uszyć nową
koszulę, a potem idziemy na drinka. – Powiedziała zanim się odezwał i chwyciła
rolkę materiału. – Zrobisz obiad, Bert? Ja szybko załatwię sprawy z Samem i
wrócimy do was.
– Jasne! – Brunet
wyglądał, jakby był jej wdzięczny, a ona w środku zaczęła się gotować ze
złości. Zamknęła za Samuelem drzwi do sypialni. Muffliato!
– Tak się nie robi,
Sam. – Powiedziała rzucając materiały na łóżko.
– Spanikowałem.
– Spanikowałeś?! Od
kilku tygodni twoje życie musi być jedną, wielką paniką! – Wyrzuciła z siebie
zła. – Bo od kilku tygodni mnie podrywasz i gdzieś wyciągasz, a to tylko po to,
żeby nie wzbudzać podejrzeń? Naprawdę?!
– Merlinie, Jess...
Przecież robisz to dla Berta...
– Robię to dla niego,
bo sama mu to zaproponowałam i to dobre kilka lat temu, więc nie porównuj
sytuacji, bo ty mnie nawet nie poprosiłeś! Jakbyś chciał, żebym i ciebie kryła,
to mogłeś mnie zapytać, a nie grać na dwa fronty! Bo to właśnie robiłeś! –
Chłopak spojrzał na swoje buty, jakby został przyłapany na gorącym uczynku.
– My tylko się widujemy,
to wszystko. Chciałem uniknąć niepotrzebnych plotek. – Teraz już miała
całkowitą pewność z kim się spotyka Bert, ale jednak McSweeney zapewniał, że to
tylko koleżeństwo. Widocznie wokalista Fatalnych Jędz miał inne spojrzenie na
tę relację.
– Skoro wiedziałeś,
jak to działa u mnie i u niego, to trzeba było zapytać. – Powtórzyła, a on
spojrzał na nią, jakby mu było bardzo przykro.
– Przepraszam, Jess...
Zrobisz to też dla mnie?
– Nie dla ciebie. –
Powiedziała nadal urażona. – Robię to tylko dla niego.
*******
Ukryła zwinięty
pergamin w szwie kurtki i sprawdziła, czy na pewno dobrze go zabezpieczyła.
Odkryła nowe zastosowanie zaklęć, używanych przy szyciu i wiedziała, że ich
nadużywa, ale była nimi wręcz zafascynowana, i gdyby mogła to ukryłaby w szwie
hipogryfa.
Już od miesiąca podawała
Edgarowi zwitki pergaminu, gdzie spisywała klientów, którzy według niej mieli
wypalone Mroczne Znaki. Nie sądziła, że to będzie takie proste i nawet
dostarczało jej to dużo frajdy.
Po koncercie Fatalnych
Jędz wreszcie udała się do uzdrowiciela. Okazało się, że opanowała już
zaklęcia, ale z początku przez swoje słabe umiejętności popsuła sobie wzrok.
Wypiła kilka eliksirów na poprawę, ale w całości nie wyleczyła wady, i kiedy za
pomocą czarów zmieniała kolor tęczówek, to słabo widziała, i musiała nosić
okulary. Jej nowe oczy nie miały wady,
a nawet wydawało jej się, że widzi wyraźniej niż wcześniej.
Powoli oswajała się z
tym jak wygląda. Wiedziała, że do pracy raczej tak nie pójdzie, bo liczba
klientów spadnie, ale w mieszkaniu, czy w Kwaterze już się nie peszyła, ani nie
bała, że ktoś ucieknie z krzykiem. Raczej wzbudzała niemałe zainteresowanie,
więc nawet zaczęła już żartować z Prewettami, czy Syriuszem. Adalbert z kolei
uwielbiał prawić jej komplementy. Fakt, robił to też zanim miała specyficzny
wygląd. Najmilszy komentarz jaki od niego usłyszała, był taki, że bardzo jej to
pasuje, do tatuaży, kolorowych włosów, ubrań i osobowości. No i wreszcie jak
chciała, to potrafiła wyglądać na groźną.
–
Allez riez! Milord! Allez chantez! Milord! Tada dada dada... – Zanuciła pod nosem do piosenki z
gramofonu, układając szatę na Gustavie. – Mais
ouis, dansez, Gustav!
Przeklęła, kiedy
usłyszała dzwonek od drzwi wejściowych, bo ukłuła się w palec. Ściągnęła okulary
z nosa... Potem jak kuła klientów, to zwalała winę na wadę wzroku i wybaczano
jej niezdarność. Wyszła do sklepu z radosnym uśmiechem, który nieco osłabł, gdy
zobaczyła, kto przyszedł.
– Dzień dobry. –
Postawiła na oficjalny ton, bo w końcu była w pracy.
– Cześć. – Leven
uniósł prawą dłoń, jakby jej machał.
– Potrzebujesz czegoś
konkretnego? – Zapytała siląc się na lekki ton.
– Szaty aurorskiej. – A na sobie, to co masz? Parsknęła
śmiechem do swoich myśli, ale szybko zamilkła, gdy zmarszczył brwi.
– Gdyby nie koncert
Fatalnych Jędz, to nadal bym sądziła, że masz tylko tę jedną szatę. – Wytłumaczyła
szybko.
– Gdyby nie to, że
widziałem skutki twojego Upiorogacka, to pomyślałbym, że nie potrafisz
czarować. – Zamrugała szybko powiekami, bo nie spodziewała się tak chamskiego
komentarza i szczerze żałowała, że zmniejszyła kły, bo chętnie wbiłaby zęby w
jego szyję. Jakbym do niej dosięgła.
Stanął na podwyższeniu
i teraz to już w ogóle patrzył na nią z góry. Wiedziała, jak ważne jest uczucie
wyższości w kłótniach, że jednak przewaga we wzroście pomaga zbić z pantałyku
przeciwnika, a ona już dawno sobie uświadomiła, że tak rozgromi jedynie dzieci,
bo miała wrażenie, że tylko dzieci są od niej niższe. No i Molly Weasley.
– Wiesz, zastanawia
mnie, co ja ci takiego zrobiłam? – Zapytała nie bawiąc się w żadne złośliwości.
– Odkąd pojawiłam się u Katheriny w szpitalu traktujesz mnie z góry, jakbym
była kimś gorszym. Zupełnie tego nie rozumiem. Fakt, może nie ukończyłam
kursów, owutemy pisałam dla świętego spokoju i raczej słaba ze mnie uczennica,
ale...
– Nie życzę ci źle,
ale porwałaś się na głęboką wodę. – Przerwał jej, a ona cofnęła się o krok.
Sądziła, że auror zaprzeczy lub skończy temat. Nie spodziewała się szczerości.
– To cię kiedyś przerośnie. Na początku to mnie denerwowało. Potem było już
gorzej. Śmierć siostry, ucieczka rodziców i siostrzenicy? Dwa tygodnie później
byłaś w ramionach jakiegoś faceta i nie było widać po tobie smutku. Jakieś
większe ataki? Jak trwało zebranie byłaś wstrząśnięta, ale potem wszystko
wracało, jakby nic się nie zdarzyło. Atak na Portree? To samo. Atak wampira? To
samo. Szybko przechodzisz do porządku dziennego, tak jakby ciebie to nie
dotyczyło. Jednego dnia płaczesz, a drugiego tańczysz pijana na stole po
koncercie. Nie sądzę, żebyś była do końca z nami szczera i powiem to otwarcie.
Nie ufam ci i wydaje mi się, że masz bliższy kontakt z tą przeciwną drużyną, bo
skąd byś miała dostęp do nazwisk?
Chwilę milczała, kiedy
przestał mówić i starała się zachować kamienną twarz. Najbardziej z tej litanii
zabolało ją to, że zasugerował, iż jest szpiegiem. No i mogła się domyślić, że
Edgar wypapla się przyjacielowi. A mówią,
że to kobiety plotkują!
– Wyjaśnijmy coś
sobie. – Powiedziała idąc do niego z miarą. Wolała zająć ręce czymś
pożytecznym, chociaż obawiała się tego, że mu przyłoży. – Jeżeli jeszcze raz
zasugerujesz mi, że nie gram do tych samych pętli, to zacznę wrzeszczeć. W
sumie teraz bym zaczęła, ale ze względu na Katherinę i Edgara postaram się być
spokojna, choć wierz mi, że bardzo mnie tym obrażasz... Nie skończyłam, więc
nie przerywaj mi! Skąd mam dostęp do nazwisk? Nie mogę ci tego powiedzieć, bo
musiałabym cię zabić, ale możesz być pewny, że działam sama i nie robię nic
nielegalnego. Pozwolisz mi mieć tajemnice?
– Oczywiście. –
Mruknął, chyba speszony, jakby chciał, żeby skończyła już mówić.
– No i nie wszyscy są
tacy jak ty. Nie połknęłam kija i nie ma potrzeby, żebym zachowywała się jak
sztywniara. – Spojrzała mu w te jego piękne oczy i dostrzegła w nich irytację.
Poczuła jakąś dziwną ekscytację na myśl, że to co mówi, nie podoba mu się. –
Mam dziewiętnaście lat, a ty? Jak tak patrzę do daję ci trzydzieści jeden.
– Dwadzieścia pięć. –
Mruknął, a ona kiwnęła głową. – Trzydzieści jeden?
– Wyglądasz na
dwadzieścia sześć, zachowujesz się jak sześćdziesięcioletni pan... Średnia to
trzydzieści jeden. – Wzruszyła ramionami i zamrugała szybko powiekami, bo
parsknął śmiechem. Nie wierzę...
Rozśmieszyłam go. Mogę umierać.
– Jaka średnia? –
Miała ochotę jęknąć, bo spojrzał na nią jak na idiotkę.
– Ważona. – Wycedziła
przez zęby i przeszła za niego. – Jestem młodą nie–sztywniarą i jestem świadoma
w jakich czasach żyję. Fakt, mój przyjaciel zapewnia mnie, że będę żyła długo i
szczęśliwie, ale mam spore wątpliwości. Dlaczego mam się nie cieszyć życiem
skoro mogę niedługo umrzeć? Nie wiem, co jest po śmierci, ale nie chciałabym mieć
potem świadomości, że... Nie skorzystałam z młodości. A nawet jeśli przeżyję...
Cóż... Wiem, że będzie taki czas, że będę bardzo nieszczęśliwą osobą, więc wolę
teraz się wyszaleć... Przepraszam, to co mówię jest głupie.
– To było smutne. –
Cieszyła się, że jest odwrócony do niej plecami, bo miała czas na to, żeby
rękawem osuszyć łzy.
– Zebrałam już miarę.
Możesz podejść do lady. – Poszła za blat i wpisała jego dane do księgi.
– Po prostu uważam, że
nie jesteś wystarczająco twarda na tę wojnę. – Powiedział a ona kiwnęła głową.
– Jesteś znośna.
– Ty z kolei jesteś
jak sernik z rodzynkami. – Mruknęła pod nosem, i gdy znów parsknął śmiechem
spojrzała na niego.
– Przecież lubisz
sernik. – Musiała mieć zaskoczony wyraz twarzy. – Najczęściej robisz sernik.
– A czy ma rodzynki? –
Zapytała, a kiedy pokręcił głową, to ona parsknęła śmiechem. – No właśnie.
Przeczytałam i... przez zmęczenie znowu mi ciężko zebrać myśli. Zacznę od odrobiny krytyki:
OdpowiedzUsuńNa początku trochę ciężko się połapać z czyjej perspektywy piszesz, szczzególnie wtedy kiedy to fragment Levana, nie wiem, może to efekt mojego zmęczenie, może tego, że nie byłam przygotowana na to, że możesz pisać z perspektywy jeszcze kogoś innego, a może faktycznie coś tam nie do końca gra.
Po drugie: gdzie jest mój William do cholery?! Ja już naprawdę za nim tęsknie, po nocach mi się śni z tą swoją Colinowatością, a Ty mi to cały czas robisz. Jesteś afee!
A teraz już tak na serio, to pierwsze co muszę napisać to:
WIEDZIAŁAM, WIEDZIAŁAM, WIEDZIAŁAM! Wiedziałam, że to będzie Levan, czułam to po prostu, i wiedziałam, że Moody go naprowadza! Jesteś genialna z tym (ja odrobinę też bo zgadłam).
A teraz już po kolei pokomentuję bohaterów:
Fragment o Katy bardzo mi się podobał, był taki totalnie jej, trochę zakręcony, trochę poważny, trochę śmieszny, trochę przyjacielski, a trochę roszczeniowy. Cieszę się, że wreszcie się pojawiła na trochę dlużej chociaż mam nadzieję, że opiszesz niedługo jakieś jej kolejne spotkanie z Severusem, i że będzie jej coraz więcej, bo ona i Jess to chyba aktualnie moje ulubione postacie.
Syriusz i jego dociekliwość i to przyjacielskie oddanie coraz bardziej urzeka mnie w każdej notce. Ciekawa jestem co zdecyduje się zrobić, ale coś mi mówi, że Jess dowie się wszystkiego i na pewno jakoś obejdzie to co powiedział mu Levan. W ogóle to świetna jest ta jego dociekliwość, czuję, że będzie dobrym aurorem i widać jak bardzo wydoroślał ostatnio.
Lika
(reszta w drugim komentarzu bo się nie zmieściło
Jess jak zawsze jest rewelacyjna, jej wizerunek jaki tworzę sobie w głowie mega mi się podoba i cieszę się, że wpadła na to by wykorzystać patent z igłą, i że sobie radzi. Podobało mi się to jej przejście i zaakceptowanie siebie i przyznam szczerze, że przez chwilę chodziło mi po głowie, że Barabeusz maczał palce w jej ataku, ale to była zaledwie iskierka, więc mimo wszystko nieco mnie zaskoczyłaś. Trochę boli mnie to, jak Levan ją traktuje, i że w gruncie rzeczy Katy też nie uwierzyła, że ona sama zdobywa te nazwiska i mam wrażenie, że wszyscy mają Jess za takiego totalnego lekkoducha, po którym wszystko spływa, i który w gruncie rzeczy jest cholernie słaby, a ona kurde jest silniejsza niż wszyscy możemy przypuszczać. I te jej metafory i porównania. Sernik z rodzynkami - sztosik!
UsuńRemus jest słodki, taki niewinny i zagubiony, mam wrażenie, że bardzo ciąży mu ta sytuacja i nie do końca umie sobie z nią poradzić, ale się stara. Zresztą nawet nie wyobrażam sobie jak mocno musi to wszystko przeżywać.
Lily i James - dwa słodkie cukiereczki, jeden mądry, drugi wieczny rozrabiaka z przebłyskami dorosłości. Coraz bardziej widzę ten dysonans między Syriuszem i Jamesem, o ile ten pierwszy ewidentnie wydoroślał, to ten drugi jednak ma w sobie jeszcze dużo z Huncwota z czasów szkoły.
Cieszę się, że mimo, że nie lubisz Petera, to starasz się go jakoś wpleść w to, doceniam to.
Jane i Paul - czekam na wątek z ich udziałem.
Dorcas cholernie mi szkoda, ale poniekąd jest sama sobie winna. W sensie, wiem jak to źle brzmi, ale chodzi mi o to, że ona naprawdę ma masę ludzi, dla których jest mega ważna, a w ogóle tego nie zauważa i stara się wszystko załatwić sama. Mam cichcą nadzieję, że będzie jej teraz ciut więcej, i że będzie się czuć coraz lepiej. Gratuluję opisu detoksykacji i procesu leczenia, widać, że profesjonalnie do tego podeszłaś, chociaż tutaj też mi się jakieś rachunki nie zgadzały, ale to chyba moja wina akurat.
I na samym końcu Levan - człowiek zagadka, który drażni jak cholera, wydaje się być zadufanym, zadzierającym nosa, wielkim panem aurorem, ale mimo wszystko ma w sobie to coś. Strasznie mnie intryguje i chyba nawet chcę go więcej. Tymbardziej, że to chyba przystojniak. W ogóle mam wrażenie, że coś tutaj się kroi między nim i Jess i ta jego niechęć ma jeszcze jakieś inne podstawy.
Reasumując, fajnie to wszystko wplotłaś, cieszę się, bo sporo rzeczy jednak odgadłam i ciekawa jestem co będzie dalej, świetnie prowadzisz akcję i jak zawsze jest rewelacyjnie. Z uwag to chcę wreszcie Willa.
Ach, i ten Milord to chyba z myślą o mnie i moich potyczkach z francuskim :D
Pozdrawiam cieplutko, śle uściski
Lika
http://magicznarewolucja.blogspot.com
P.S. Berta dalej nie lubię :D
Jutro postaram się przeczytać rozdział i poprawię trochę z tą perspektywą, żeby od razu było wiadomo z czyjego punktu widzenia jest akcja. :) Jak czytam przed dodaniem, to jednak muszę pamiętać, żeby mieć w myślach to, czy czytelnik będzie wiedział czyja to perspektywa, więc przeczytam raz jeszcze, i na przyszłość postaram się nie grzeszyć więcej :)
UsuńWilliam jest w Stanach. Pojawi się w 47 lub 48, jeszcze nie wiem, czy dać jeden dłuugi rozdział, czy dwa krótsze, więc zadecyduję dopiero wtedy, kiedy będę już orientacyjnie wiedziała ile stron mi wyjdzie.
Brawa za spostrzegawczość! Leven to animag, który uratował Jess, ale Moody nie naprowadził Syriusza!
To był wypadek przy pracy, bo Syriusz nieświadomie użył legilimencji na nim, a tego Alastor się nie spodziewał! Już nie myśl, że Moody jest taki wspaniałomyślny, bo gdyby chciał, żeby Black wiedział, to nie ogłuszyłby go, kiedy przybył z aurorami na miejsce zbrodni. :D
Katheriny od następnego (lub 48) będzie już więcej i powoli będziemy się zbliżać do tego, aż w końcu zacznie działać w Zakonie (tzn. kombinować, misje, itd.). Ze Snapem będzie miała scenę w przyszłym rozdziale, ale nie wiem jak to zrobić, więc tu proszę o radę (jeżeli inni czytelnicy to czytają, to proszę, wypowiedzcie się):
Nie chcę robić zbędnego pitu pitu i czy sceny ze Snapem robić takie krótkie (oddzielone gwiazdkami od innych scen), czy wplatać to jako wspomnienie Katheriny (odznaczone kursywą)? Proszę o radę!
I tu jeszcze zaznaczę, wtrącę, czy obiecam, że Severus i Katy będą mieć wspólny jeden cel, i wydaje mi się, że ich współpraca będzie ciekawa. :D Nie mogę się doczekać!
Tu zaspoileruje, że Jess nie będzie wiedziała o tym, że to Leven ją uratował (przynajmniej nie w ciągu najbliższych kilku lat, a może nawet w ogóle?). Sprawa przycichnie i będzie żyć swoim życiem, w świętym spokoju. Tak, właśnie tu chciałam pokazać, że Black ma zadatki na świetnego aurora i nie jest na kursie z przypadku, i też nie z przypadku jest w najlepszej trójce.
W najbliższej przyszłości będzie coraz mniej Jess. Tzn. będę pisała sceny z jej perspektywy, ale już nie będą tak wiodące, jak to jest teraz. Część tego, co się dzieje z nią będę przemycała do innych bohaterów, więc będzie wiadomo co u niej, ale już nie będzie dominowała aż tak bardzo.
Mam utworzony plik z tekstami Jess i zapisuję pomysły, a potem je wplatam i wychodzą takie śmieszne momenty :D
Jak myślę o Remusie i wilkołakach, to mam przed oczami scenę z Króla Lwa, jak Simba jest otoczony przez hieny. :D
Kontakt z innymi wilkołakami, to dla niego nowa sytuacja. Dodakowo jest na terytorium wroga i najpierw woli poznać hierachię oraz ludzi, a potem zacznie wnikać w szczegóły.
Z Jamesem to jest tak, że wróciła Lily i jest szczęśliwy, i zajęty właśnie nią, bo przecież tyle czasu (z jego winy, ofc) stracili.
Dodatkowo treningi, kurs, przygotowania do ślubu, to pochłania dużo energii oraz czasu i dużo rzeczy mu umyka, i nawet nie jest tego świadomy.
Ale wkrótce zobaczysz, że nie jest już gówniarzem :)
Petera to ja bardzo nie lubię i nie przypadkiem są z nim sceny.
Dorcas musi się otworzyć na terapię. Póki co, chodzi tam trochę za karę, więc musi przyznać się przed samą sobą, że potrzebuje pomocy i musi się zaangażować. No i nie wszystkie problemy da się rozwiązać z rodziną i przyjaciółmi. Każdy inaczej podchodzi do życia i problemów, a ona musi sobie wszystko poukładać w głowie, i tak naprawdę tylko jedna osoba z jej bliskich, ma świadomość tego, jak bardzo jest źle. Do rozwiązania problemów też trzeba być gotowym, bo na siłę nie da się zmienić niczego. Już wcześniej pisałam, że przyśpieszyłam ten wątek i tu też stanie się to szybciej, i chyba już przed 50 rozdziałem będzie zaangażowana w to, żeby wszystko sobie poukładać.
UsuńOd kilku miesięcy myślałam o tym jak najlepiej oddać to, co się dzieje z Dorcas i zrobiłam niezły research, więc cieszę się, że mi wyszło. Jednak chciałabym, żeby jak najwięcej wątków miało swój wstęp, rozwinięcie i zakończenie, które są spójne i logiczne. Nie zawsze wychodzi, ale staram się jak tylko mogę!
O Levenie będzie znacznie więcej i tu będę chciała trochę przemycić moje wyobrażenie na temat pracy aurorów. Zdradzę, że z jego perspetkywy zacznę następny rozdział.
Pojawi się też jego brat, który myślę, że nieco ociepli tę postać.
Bo ogólnie, to zauważ, że on zupełnie inaczej zachowuje się przy Katy, Edgarze, czy Syriuszu, i wtedy da się go lubić, i nie jest takim sztywniakiem.
Jest strasznie przystojny i już nawet nie pamiętam po jakim ja serialu, czy filmie byłam, że postanowiłam stworzyć taką postać. Och, i on ma już taką męską urodę, jednak te lata robią swoje :P
What? Że co się kroi?
Nie ukrywam, że ich drogi nieraz się będą krzyżować, ale to na zasadzie, że wspólni znajomi.
Przyszły rozdział (i pewnie 48 też) będą już lżejsze. Będzie więcej rozrywki i słodkości <3 (Ślub Jamesa i Lily :D!)
I będzie Will.
Milord, no nie do końca z myślą o tobie. Motyw francuskiej kultury i Jess nie jest przypadkiem, i to będzie miało jakieś takie swoje małe odniesienie w przyszłości. :D
Również pozdrawiam i dzięki za tak dłuugi komentarz (chociaż początkowo myślałam, że zmęczenie sprawi iż będzie o połowę krótszy :P)
Czekam z niecierpliwością na nowość u Ciebie. Chcę już Anielę i Twoich Huncwotów!
Buziaki! :*
P.S. Berta, to ty polub! :D
No dobra, dobra, nie chodziło mi o to, że jest taki cudowny i naprowadził Syriusza świadomie, ale że jednak za jego sprawą to się wydarzyło - źle sformułowam.
UsuńZ jednej strony żałuje, że motyw Jess nie będzie już dominował, bo bardzo ją lubię, ale z drugiej myślę, że to nawet nie jest takie najgłupsze rozwiązanie, bo ostatnio na prawdę było o niej dużo i reszta zeszła na dalszy plan.
Za Williamem tęsknie cholernie i niezmiennie (wiem, Drama nie podziela mojej tęsknoty i najchetniej pewnie ugotowałaby go w jakimś wrzącym kociołku podpierdzielonym Lily, ale cóż poradzić :P )i nie mogę się doczekać kolejnego (albo jeszcze kolejnego rozdziału).
Jeśli chodzi o sceny z Severusem to ja chyba głosuję by go jednak wpleść w to opowiadanie jako oddzielne wydarzenia, motyw ze wspomnieniami z kursywą nie do końca do mnie przemawia, ale jeśli go wybierzesz, to jak Cię znam, wyjdzie świetnie.
Może to i dobrze, że Jess nie będzie wiedziała? Z jednej strony Syriusz wtedy już na prawdę pokaże, że jest świetnym aurorem, który gdy trzeba trzyma język za zębami, a z drugiej ona pewnie tak czułaby się nieco dłużna Levanowi i to też w jakiś sposób wpłynęło by na ich relacje.
Levan kogoś mi przypomina, ale jeszcze nie wiem kogo, jak sobie uświadomie to dam znać.
Remus i porównanie z królem Lwem, jest genialne, też chyba będę go od teraz tak widziec, bo to doskonale to oddaje.
Jeśli chodzi o Dorcas to na prawdę dużo pracy w to włożyłaś i to widać, widać, że jej osobowść jest złożona i problem ewidentnie jest. Bardzo dobrze do tego podeszłaś od strony psychologicznej, etapy uzależnienia, niechęć do leczenia, samotność, propsuje.
Tak podejrzewałam, że ten Milord to nie do końca dla mnie, ale cóż, pomarzyć zawsze można :D
śle buziaki,
Lika
http://magicznarewolucja.blogspot.com
Głowa do góry :) Jess będzie obecna i właśnie mi się przypomniało, że w ciągu najbliższych pięciu rozdziałów jednak będzie w pewnym momencie jej więcej, więc nawet nie zdążysz zatęsknić.
UsuńHm... Rozsądek podpowiadał mi, żebym właśnie tak poprowadziła sceny z Severusem i chyba na to się zdecyduję. Dzięki :D
Gdyby Jess wiedziała, że to Leven ją uratował to zapewne musiałaby trzymać przy nim język za zębami, a do tego nie mogę dopuścić! :D
Również buziam :*
Okej, przeczytałem rozdział 45, ale nie będę już opisywał moich emocji, bo mija się to z celem:D Przejdźmy do czterdziestki szóstki, bo jest o wiele ciekawsza, przynajmniej według mnie, wszystko mi się bardziej spodobało.
OdpowiedzUsuńRozdział naprawdę dobry, spodobał mi się, dużo zwrotów - Levan, ciekawe fragmenty, śmieszne z Kejti. Na plus! Wybacz, że tak krótko, następny skomentuję już dłużej. Obejrzałem dopiero film i jestem nieco przygnębiony :D
Cieszę się, że po raz kolejny nie jesteś zawiedziony rozdziałem :) W następnych notkach będzie mniej akcji, więc mam nadzieję, że mimo to, będziesz zadowolony z treści. :)
UsuńJaki film oglądałeś? Ja złapałam dwudniową depresję po Braveheart (na myśl o tym filmie mam łzy w oczach i łapę pięciominutowego doła, więc chyba Cię rozumiem :D).
W takim razie czekam aż wstawię następny rozdział, bo lubię czytać o przemyśleniach czytelników i odnosić się do nich :D
Pozdrawiam!
Żeby nie zapomnieć zacznę od tego, że sceny z Severusem również wolałabym jako osobne wydarzenia oddzielone *, bo jednak to spotkanie ze śmierciożercą i fajnie nie wiedzieć, czy ona jednak wyjdzie z tego cało, a w przypadku wspomnienia już nie byłoby takiej niepewności.
OdpowiedzUsuńAle się cieszę, że Jess przestała się wstydzić swojego nowego wyglądu! Już nawet nie chodzi o to, że przez to zepsuła sobie wzrok, ale dobrze, że czuje się swobodnie z przyjaciółmi. Akcja z Barabaszem była kozacka xd szkoda, że się nie posikał ze strachu, powinno go spotkać takie upokorzenie za to, jak traktował Jess. I kończąc ich wątek zapytam: czy Bert randkuje z Samem, czy tylko z perspektywy Sama tak to wygląda? Bo się jednak pogubiłam (w sumie mam nadzieję, że nie, bo nadal trochę paruję Berta z Jess).
Z perspektywy Katy fajny fragment, ona zawsze jak lwica broni swoich przyjaciół i za to trzeba ją szanować. Dobrze, że się stawia tym starszym burakom z biura. Urocza scena z Syriuszem, te słowne gierki, przy czym Black wydawało się, że mówił poważnie o uprzykrzeniu życia komuś, przez kogo Katy dostanie gorszą ocenę. Czyżby jemu zaczynało na niej zależeć? #teamKaty ❤
Trochę brak mi perspektywy Jamesa lub Lily. Oni teraz przewijają się w każdej notce, ale tak trochę na uboczu, na drugim planie - tak jakby oprócz ich ślubu nic więcej się u nich nie działo. Tak samo dawno nie było Jane i Paula, zastanawiam się, czy on się jednak jej oświadczy, czy się nie odważy?
U Remusa i Dagny... hmmm... ten fragment nieco mi się dłużył. W sumie nic się w nim nie wydarzyło, a już po pierwszym zdaniu, jak zobaczyłam co to, to spodziewałam się jakiegoś napięcia i emocji... no cóż, poczekajmy na Greybacka, wtedy bez napięcia się nie obejdzie.
No i Dorcas. Ostatnio pomarudziłam, że u niej nic ciekawego, a tu nagle taki przełom! Dziękuję bardzo - nie żebym znów zaczęła uwielbiać tą postać, ale przynajmniej ciekawie się to czytało.
Jeszcze nie zapraszam do siebie, chociaż ponoć Furii zostały 3 akapity do napisania... Ale ja już po praktykach i mam mocne postanowienie, żeby codziennie usiąść chociaż na chwilę do pisania, może chociaż uzupełnię swoje luki i wtedy będę zapraszać. Ty za to teraz mkniesz jak burza z fabułą tak, że ja ledwo nadążam czytać i komentować, ale mimo wszystko muszę napisać na koniec, że czekam na ciąg dalszy! Pozdrawiam ❤
Drama
Ok., to już postanowione, że sceny z Severusem będą oddzielone.
UsuńJess w klubie to spotkała Petera (kolega Barabasza z pracy) i jedynie poprosiła, żeby przekazał byłemu kilka słów pozdrowień :P
Co do Berta i sama, to jedynie z perspektywy Sama wygląda to poważniej. Dla Berta (na razie) jest to jedynie koleżeństwo, bo ma ważniejsze rzeczy na głowie.
Syriuszowi już od dawna zależy na Katherinie, ale wszystko jest w ramach przyjaźni.
Ej, ale przecież Paul i Jane to już są zaręczeni! Tylko czekają ze ślubem na lepszy czas (w końcu Elliot była już jedną nogą na ślubnym kobiercu i nie wspomina tego najlepiej). :D
Poniekąd u Jamesa i Lily tak jest, ale ona już zaczęła kursy, tu dostala zadanie od Zakonu, więc powoli zaczyna się dziać. :)
Remusa bardzo powoli wprowadzam w świat wilkołaków i na początku on tam niczego konkretnego nie będzie wiedział, nie będzie się wychylał, bo musi poznać, jak to wszystko działa, a kiedy już pozna, to zacznie robić swoje. Więc chyba dlatego tak nudno wyszło.
Greyback wróci jakoś końcem października i pokaże, kto jest szefem :D
Kurka... Jestem ciekawa Twojego stosunku do Dorcas po rozdziale 47 i 48, kiedy to dojdzie do spotkania z Blackiem :D
Cieszę się, że jednak widać światełko w tunelu i wkrótce coś się u Was pojawi. Ostatnio mam mały zastój, ale to chyba przez to, że mój planner skończył się na rozdziale 47, ale już rozpisałam kolejne trzy rozdziały, więc myślę, że jutro uda mi się siąść do tego. Wydaje mi się, że pod koniec tego tygodnia powinnam dodać rozdział (planuję też, że jeżeli będzie długi, to podzielę go na dwie części, więc wstawię dwa rozdziały jednego dnia).
Potem w sumie do 50 będzie takie pitu pitu wprowadzenie do akcji, a od 50 już co rozdział będzie coś się działo. Wojna ruszy mocno do przodu i nie mogę się doczekać, żeby to opisać :D
Dzięki wielkie za komentarz (oj, jak ja go wyglądałam :D), niczego nie obiecuję, ale pod koniec tego tygodnia powinnam wstawić nowość, także do następnego!
Buziaki :*
Co do tych wpadek:
Usuń1. Rozdział jest dość długi i czytałam go na pół wczoraj i dziś, stąd pomyłka z Barabaszem.
2. Co do zaręczyn Jane i Paula - to tylko dowodzi, jak dawno ich nie było!
A tak serio to strasznie mi głupio z powodu tej gafy w komentarzu, nie powinnam się tak mylić :( przepraszam i obiecuję poprawę!
Drama
Jejku, niech Ci głupio nie będzie. Jakbym miała dwóch bohaterów na krzyż, to byłaby duża gafa, ale przy tylu bohaterów ma prawo Ci się mylić ;)
UsuńObiecuję, że w następnej będzie coś z perspektyy i Jane i Paula :)
Droga SBlackLady :)
OdpowiedzUsuńNajmocniej przepraszam za takie opóźnienie i za niezbyt długi komentarz tym razem, ale nie było kiedy skrobnąć paru słów. Muszę się przyznać, że ja tak jak Lika miałam problem w niektórych momentach żeby połapać się kto i co, ale wystarczyło się cofnąć parę linijek wyżej i było już dobrze :)
Jak dokładnie wiesz udało mi się odgadnąć tożsamość obrońcy Jess - dalej jestem z siebie bardzo dumna :D za to wciąż nie wiem czego się spodziewać za 2 lata i 7 miesięcy w kwestii Adalberta, ale mam nadzieję że do tego czasu ta postać będzie szczęśliwa, bo zdążyłam go naprawdę polubić ;) Jess i Katy wciąż uwielbiam, Syriusza i jego chemię z dziewczynami! :) Na obecnym etapie widzę go i z jedną i z drugą, byle w końcu był szczęśliwy ;) Leven chyba też coś czaruje, zastanawiam się czy z Katy wiąże tylko nadzieje karierowe, czy może jednak coś więcej... ;) Ale wydaje mi się, że jego relacja z Jess też ma potencjał - nie wiem czy to celowy zabieg, ale te ich słowne przepychanki i wzajemna niechęć zdają się ewoluować w kierunku czegoś większego, a to mogłoby by naprawdę ciekawe :) Dobrze, że u Dorcas coś ruszyło do przodu, czekam z niecierpliwością na zapowiadaną konfrontację z Syriuszem :D Wątek Remusa się na razie spokojnie ładuje, ale emocje zdają się zbliżać wielkimi krokami! :)
Czekam na ślub!!! :D
Ode mnie dzisiaj to chyba tyle, dalej uwielbiam i czekam na nowy rozdział :)
Elizabeth
Od kilku miesięcy na gwałt szukam bety, bo niewątpliwie mam problem z pisaniem, tak żeby było jasne z czyjej perspektywy, chociaż staram się jak mogę i obiecuję, że będę uważała na to, ale nie wiem czy wyjdzie. :(
UsuńTeż jestem z Ciebie dumna, że odgadłaś kto to :D
Hmm...ogólnie to z Adalbertem ma się wydarzyć za około 4-5 lat, a przez 2 lata i 7 miesięcy to Jess ma być "jego". W tej kwestii pozostanę nieustępliwa i niczego nie zdradzę :)
Aczkolwiek przypomnę, że Adalbert ma jeszcze dwie tajemnice i jedna zostanie odkryta jakoś do rozdziału 56, ale jeszcze nie wiem w którym dokładnie. :D
Z Syriusza trochę taki bawidamek się zrobił, ale póki co tak go widzę i nie mam pojęcia jak długo to potrwa, także cieszę się, że podoba Ci się to, jaki jest teraz :D
Odnośnie Levena mam już plan do końca jak będzie wyglądała jego postać. W następnym rozdziale pojawi się coś odnośnie tego jak podchodzi do życia. Hm... Co do parowania go z dziewczynami to napiszę tak: przy nim widzę osobę już dojrzałą, wyrozumiałą i lojalną. Ze wszystkich głównych bohaterek najlepiej pasowałaby do niego Jane, potem Lily, Katherina, Dorcas i Jess, w takiej kolejności to widzę. :D
A jego słowne przepychanki z Jess jeszcze się nie skończą, więc co dobrego wymyślę, to szybko zapisuję, żeby nie wyleciało z głowy :D
Jak pisałam komentarz wyżej, następny rozdział wstawię końcem tego tygodnia (albo max do wtorku), więc to już niedługo, obserwuj na weekendzie czy wstawiłam rozdział (lub rozdziały, bo jak będzie długi, to na dwie części przedzielę).
Dzięki wielkie za miłe słowa <3
Pozdrawiam! :*
Poszłam do pracy, koleżanki spojrzały na mnie i po trzech godzinach wygoniły mnie do domu... Muszę naprawdę fatalnie wyglądać.
OdpowiedzUsuńSiedzę teraz pod grubaśnym kocykiem z kubkiem gorącej herbaty z ekstraktem z Eliksiru Pieprzowego i modlę się, by przetrwać jeszcze dwa najbliższe dni, a w sobotę przetrwać cztery godziny w klimatyzowanym pociągu :D
A między modłami wracam tutaj, coś w końcu muszę robić :D
"Lily zachichotała, bo o ile Łapa wyglądał poważnie, tak Rogacz chyba uznał, że to będzie świetna zabawa." - no gdzie ten mój chochlik? Poważny Syriusz! Niech się chłopak trochę rozluźni :D
"Uśmiechnął się lekko, bo mimo że Dorea Potter mówiła rzeczowo, to słychać było, że jest dumna ze swojej przyszłej synowej i wprost ją uwielbia." - to takie teściowe istnieją?! <3 :')
"– Daj jej czas do końca listopada. Na Merlina, Moody! Ona ma ślub w październiku, a potem... Nawet nie chcę sobie wyobrażać..." - och, Doreo, potem będzie miesiąc miodowy, ale dobrze, że nie chcesz sobie tego wyobrażać :D :D :D
Tak właśnie myślałam, że to Leven był tym animagiem, choć pewności nie miałam. Kurde, Syriusza zawsze kochałam, ale ostatnio jest moją najulubieńszą postacią w opowiadaniu :D Stał się taki pewny siebie, trochę nonszalancki, a jednak dużo poważniejszy... Awwwwwwwww, chyba się zakochałam! *_*
Szkoda mi Dorcas :( Ale terapia jest jej potrzebna i mam nadzieję, że to jej pomoże. Sama nie potrafi sobie poradzić, może teraz jakoś uda się jej ogarnąć to wszystko, co się z nią dzieje. Ale z pewnością przyjaciele nią nie gardzą :(
Scena w klubie :OOO Jess pokazała pazur :D A raczej kły :P Może uda się jej dorwać tego innego wampira, jestem tylko ciekawa, co będzie chciała z nim zrobić :)
Oooooo, nowe talenty u Jess odkrywamy :D <3 Pianino niczym Grace *_*
Jess i Syriusz są naprawdę nieprzyzwoici :D
Dwa lata i siedem miesięcy. ALE DO CZEGO KURKA WODNA?! Już nie mogę się doczekać, aż mnie skręca z nieświadomości!
Misja Remusa także coraz bardziej mnie intryguje, coraz mniej rozumiem, muszę cierpliwie czytać dalej! Skoro Remusowi się uda, to jestem dobrej myśli :)
Powoli zaczynam się gubić w relacji Jess-Bert-Sam. Ja dobrze myślę, że Bert i Sam ten teges, a Jess udaje, że się spotyka z... Bertem czy Samem czy obydwojgiem? Przepraszam, naprawdę się pogubiłam XD
LEVEN JEST JAK SERNIK Z RODZYNKAMI, NO NIE MOGĘ! Dziewczyno, za każdym razem poprawiasz mi humor :D Uwielbiam Cię!!!
Mam nadzieję, że kryzys między Tobiasem a Jess został już zażegnany, byłoby mi miło, jakby już więcej spięć nie było :)
Na chorobę polecam shota: trochę cytrynówkę, syrop imbirowy i szczypta pieprzu. Po kilku (lub kilkunastu) o chorobie się zapomina. :P
UsuńSyriusz może być poważny. Szczególnie jeżeli chodzi o kurs, bo jednak stara się, aby wszyscy trzymali jak najwyższy poziom. To ambitny kawaler. :D A Andy to taka kula u nogi Katheriny. :D
Takie teściowe istnieją, ale tylko w przypadku, gdy jest się taką osobą jak Lily. :P
Hahaha :D Nie sądziłam, że będę miała taki ubaw z komentarza. :D Tak... lepiej, żeby Dorea sobie nie wyobrażala. :P
Syriusz to taki pluszak <3 Muszę go trochę obrzydzić w Twoich oczach! :P
Dor ostatnio nie rozumuje zbyt najlepiej, ale dajmy jej czas. :)
Jess jest bardzo utalentowana artystycznie i na szczęście wcześnie się zorientowano, i od najmłodszych lat rozwijane były jej talenty. No i pianino... Boże... Dałabym sobie stopę odciąć za taką szansę w dzieciństwie. *.*
Jess i Bert oni nie twierdzą, że ze sobą są, ale jednak niektóre sytuacje i dialogi (celowe z ich strony) wskazują na to, że coś między nimi jest. Robią tak dla przykrywki, żeby nie wyszło na jaw, że Bert woli chłopców. Sam z kolei jest biseksualny i Jess spotykała się z nim, i dopiero teraz się zorientowała, że tak naprawdę Sam zrobił sobie z niej przykrywkę, żeby nie wyszedł jego "związek" z Bertem, bez jej zgody. Jednak chciała z nim coś więcej, no ale już raz z Bertem pokłócili się o faceta, także powtórki z rozrywki nie chce. :P
Sernik z rodzynkami zawsze przegra z sernikiem solo. :P Cieszę się, że doceniasz ten tekst :D Jeszcze pojawi się kiedyś :P
Tobias teraz próbuje trochę zmydlić jej oczy, bo nadal coś mu nie gra i wkrótce, dzięki niemu (albo przez niego), coś zostanie wywęszone. :D
Buziaki! :*