[muzyka]
– Cześć Syriusz. – Rzuciła nerwowo podciągając
kołdrę pod samą brodę. Dolna warga drżała jej ze zdenerwowania. Zapanowała
niezręczna cisza. William leżał za Katheriną i, równie speszony jak ona, patrzył
się na Syriusza, który doznał ciężkiego szoku.
– Idę spakować swoje rzeczy z łazienki i jak
wrócę, to macie być już ubrani, i ogarnięci. A ty, Katherina masz tu siedzieć i
nie uciekać do swojego dormitorium. – Łapa spojrzał na nich nieco poważniej niż
miał w zwyczaju patrzeć na znajomych i odszedł do łazienki.
– Jasny gwint! – Rzuciła Katherina schodząc z
łóżka. – Musiałeś je tam wyrzucać?
– Nie wiem. – William założył spokojnie
koszulę i zapinał guziki. Po chwili włożył spodnie i skarpetki, i patrzył jak
Parkes nieudolnie próbuje się ubrać. Naciągnęła na siebie szybko odzież nie
patrząc, czy dobrze zakłada ją stronami. – Sweterek tył na przód.
– Dzięki. – Wyjęła ręce z rękawów i
przekręciła sweter. Usiadła na łóżku Jamesa i przygładzała spódnicę na
kolanach. Z łazienki wyszedł Syriusz.
– Więc? – Zapytał z lekkim uśmiechem na
twarzy.
– Co więc? – Zapytała nieco opryskliwie, ale
szybko się zreflektowała. – Przepraszam, to z nerwów.
– Czemu nic nie mówiliście? – Sprecyzował
pytanie, a William westchnął ciężko.
– Nie zrozumiesz. – Mruknął cicho, a myśli
Parkes toczyły wewnętrzną walkę. Uznać to
za impuls, czy opowiedzieć jak jest naprawdę?
– Nic nie mówiliśmy, bo to nic nie znaczy. –
Powiedziała nie patrząc na Syriusza. Kiedy się nie odzywał spojrzała na niego i
zauważyła, że potrzebuje wyjaśnień. – Spotykamy się od czasu do czasu. Bez
zobowiązań.
– Przecież nic w tym… niedobrego… Aż tak
bardzo. – Rzucił Łapa, a ona spojrzała na niego jak na idiotę.
– Dobra, dziewczynom można jeszcze zaufać. Ale
James? Zrobiłby aferę. Wielki obrońca mego dziewictwa, przecież. A w ogóle ta
wasza głupia reguła. Że rodziny przyjaciół się nie dotykacie. – Rzuciła z
pretensją.
– Ej. Ta reguła ustalona była na pierwszym
roku, a już na czwartym wiedzieliśmy, że to niewypał. – Spojrzał na nią
urażony, a ona kiwnęła głową.
– Powiedz to Jamesowi. – Mruknęła i skryła
twarz w dłoniach. – Z resztą. Jak to wygląda?
– No jak? – Zapytał Syriusz patrząc to na nią,
to na Williama.
– Pomagałem jej w nauce, zaczynamy się
przyjaźnić, a jednocześnie ze sobą sypiamy. Trochę nienormalne. A poza tym
gdyby jej rodzice się dowiedzieli to miałbym przechlapane, a nie chce mieć
przechlapane. Z kolei… – Zaczął Kartney, a Parkes mu przerwała.
– … Z kolei nie chcemy przestać się spotykać,
bo jest nam to potrzebne, dlatego nikomu nie mówiliśmy, bo to by się rozniosło.
– Prawie kończyła tłumaczyć. – Fakt, rodzice chcieli, żebym miała z nim dobry
kontakt, ale chyba nie o to im chodziło. Tym bardziej, że ufają mu bardziej niż
mnie i ojciec by go zabił, gdyby się dowiedział na co mnie namówił.
– Namówiłeś ją? – Syriusz prawie krzyknął i
patrzył na Williama jak na złoczyńcę.
– Merlinie! Prawie od razu się zgodziłam, więc
nie patrz na niego jakby był jakimś zboczeńcem. Jestem tak samo popieprzona jak
on. – Katherina przekręciła oczyma ze zniecierpliwienia. – Zrozum, że jest
dobrze. Tylko nie chcę żeby to się wydało. Każdy będzie oczekiwał na poważny
związek między nami, a nic z tego nie będzie. Więc Syriuszu, obiecaj, że nikomu
nie powiesz o tym, dobrze?
– Dobrze. – Spojrzał na nią jakby się nad
czymś zastanawiał. – To ty mu te plecy podrapałaś?
– Tak. – Przyznała nieco speszona, a Black się
roześmiał.
– Dobra, idź do siebie i niech cię więcej nie
widzę w negliżu w naszym dormitorium. – Posłał jej złośliwy uśmiech, a ona
odwdzięczyła się tym samym.
– Do jutra. – Pożegnała się z nimi i posłała
Williamowi delikatny uśmiech. Wyszła szybko z dormitorium, a Kartney już prawie
wstał ze swojego łóżka.
– Ty tego nie odbierasz jak ona, prawda? –
Black patrzył na niego ze zmrużonymi oczyma.
– Prawda. – Ciężko było mu to przyznać.
– Będą z tego same problemy. – Syriusz spojrzał
na zegar wiszący na ścianie. – Ale nie żałuj tego.
*******
– Gdzie William? – Zapytała Katherina siadając
obok okna w zajętym przez nich przedziale. Byli prawie wszyscy, oprócz
Kartney’a.
– Pewnie nas szuka. A czemu pytasz? – Parkes
spojrzała na Syriusza i miała ochotę mu odszczeknąć czymś niemiłym, ale
powstrzymała się.
– Po śniadaniu poszedł do kuchni, bo go
poprosiłam. – Wytłumaczyła, co było prawdą.
– Nie boisz się, że przytyjesz? Dużo jesz
ostatnio. – Stwierdził James, a ona prychnęła.
– Mam pieniądze to jem. – Zaśmiała się do
kuzyna. – A co cię to w ogóle obchodzi? Tego, że nie jem kolacji, tylko popijam
sok dyniowy, to nie widzisz.
– A co z tego jak po kolacji obżerasz się
ciastkami? – Potter nie dawał za wygraną, a i ona nie wyglądała jakby miała
odpuścić.
– Ale jestem w ciągłym ruchu! – Powiedziała
nieco głośniej niż planowała.
– Tak… Z Pokoju Wspólnego do kuchni. Cały czas
przeżuwając jakieś ciasteczko. – Spojrzała na kuzyna i odpuściła. James
znakomicie się bawił, kiedy tak się z niej podśmiewał.
– I tak jestem chudsza od Lily. – Mruknęła
cicho, ale i tak wszystko słyszeli. – Bez urazy Lily.
– Już niedługo. – Zaśmiała się Evans i
spojrzała na Jamesa ostro, kiedy otwierał usta, żeby coś powiedzieć.
– Uważam… – Zaczęła Jessica bardzo poważnie,
na co Katherina zaczęła się śmiać. – Że Katherina przeżyła ostatnio wiele
wyczerpujących chwil…
– Syriusz! – Parkes uderzyła go w ramię, kiedy
parsknął śmiechem.
– …wielokrotnie trafiała do Skrzydła
Szpitalnego, a Pomfrey twierdzi, że to wyczerpanie. A jak wiadomo jedzenie, a
szczególnie słodycze, dostarczają energii. Katherina powinna dużo jeść, żeby
się nie wyczerpywać szybko. – Zakończyła Jessica i przez chwilę kiwała głową z
powagą.
– Kocham ją. – Jane patrzyła na Cay z wielkim
uśmiechem.
– Ja też. – Parkes złapała Jess za dłoń
udając, że jest wzruszona. – Co nie zmienia faktu, że chcę żeby William tu się
zjawił!
– Twoje życzenie jest dla mnie rozkazem! –
Blondyn zjawił się prawie na zawołanie i usiadł naprzeciwko Katheriny. Wręczył
jej papierową torbę, a ona pisnęła jak mała dziewczynka. Rozłożył mały
stoliczek tuż pod oknem i postawił tam termos.
– Grzaniec? – Zapytała a on kiwnął głową.
Spojrzała na niego z wdzięcznością i skrzywiła się, kiedy dostała w żebra z
łokcia Syriusza. – Podzielę się z Tobą.
– Mam nadzieję. – Wymienił spojrzenie najpierw
z Katheriną, a potem z Williamem i znów z Katheriną.
– Już odpłynęła? – Parkes wskazała na Dorcas,
która spała na ramieniu Blacka.
– Do późna rozmawialiśmy. I wcześnie wstała,
bo oczywiście nie spakowała się. – Pokręcił głową. – Ani wyjść, ani się ruszyć.
– Związki mają swoje wady. – Blondynka
poklepała go po ramieniu. – Ktoś ma ochotę na ciasteczko?
*******
– Zestresowana? – Zapytał James, kiedy wyszedł
za Lily z dworca.
– Zapytaj jak będziemy przed drzwiami do domu
twoich dziadków. – Spojrzała na niego ze strachem w oczach. Evans bardzo się
stresowała.
– Jesteśmy pięć minut wcześniej. Musimy czekać
na tatę. – Zatrzymał ją przed budką telefoniczną i patrzył co chwilę na
zegarek.
– Jak się tam dostaniemy? – Ruda usiadła na
kufrze i pocierała ramiona dłońmi.
– Świstoklik. – Spojrzał na nią z góry nie
kryjąc rozbawienia.
– Ty masz szczęście, bo nie poznasz moich
najbliższych. – Rzuciła z przekąsem i ukryła twarz w dłoniach.
– Będzie dobrze. – Już nie śmiał się z jej
nerwów. – Polubią cię. A jak nie, będziemy skazani na wygnanie.
– James… Proszę cię. – Parsknęła śmiechem, ale
nadal czuła niemały ucisk żołądka. – Twój tata idzie.
– Tato! – Krzyknął Potter machając do niego
ręką. Gdy ojciec się zbliżył wymienili męski uścisk, a Lily wstała.
– Dzień dobry. – Kiwnęła głową i wyciągnęła
dłoń do Charlusa, a ten ją uścisnął.
– Witaj Lily. – Evans zdziwiła się, kiedy
ojciec Jamesa zwrócił się do niej po imieniu i lekko uśmiechnął. – Chodźcie w
tamten zaułek. Wyślę wasze rzeczy, a świstoklik przeniesie nas na łąkę nieopodal
domu moich rodziców.
– Czemu tak daleko? – Zapytał James stając
przed ojcem w cichym zaułku.
– Zaklęcia ochronne. – Mruknął Charlus, kiedy
rzeczy Lily i Jamesa zniknęły. Wyjął z kieszeni mugolską gazetę i rzucił na nią
zaklęcie.
– Chwyćcie. – Polecił, a oni tak zrobili. Ruda
po chwili poczuła niemiłe szarpnięcie w okolicy żołądka, a świat wokół niej
zaczął się kręcić.
Upadła na kolanach i dłoniach,
zdusiła w sobie potrzebę położenia się na śniegu. Powoli wstała, korzystając z
pomocy Jamesa, który stał obok ojca. Zapewne on i Charlus niejednokrotnie
korzystali ze świstoklików, bo tylko ona upadła. Otrzepała kolana i dłonie ze
śniegu, i spiorunowała Rogacza wzrokiem. Nie krył rozbawienia.
– Jeszcze kilka razy i stwierdzisz nawet, że
to przyjemne. – Uśmiechnął się złośliwie, a ona miała ochotę mu przywalić.
– Wolę fiuu. – Mruknęła i chwyciła go za
łokieć, gdy jego ojciec ruszył, a on tego nie dostrzegł. Milczeli w czasie
kilkuminutowego marszu w stronę posiadłości Potterów. Nagle Charlus zatrzymał
się i obrócił w stronę Jamesa oraz Lily. Wyciągnął w ich stronę karteczkę:
Henry i Ophelia Potter
Eagle’s Hill
Killarney, hrabstwo Kerry.
– Zapamiętaj Lily. – Polecił, a kiedy kiwnęła głową
przyłożył różdżkę do karteczki i po chwili spłonęła. – Powtarzaj w myślach ten
adres.
Evans spojrzała na Pottera, który
patrzył przed siebie z poważnym wyrazem twarzy. Odwróciła od niego wzrok i
zamknęła oczy. Powtarzała w myślach, to co było napisane na karteczce.
Otworzyła oczy i prawie westchnęła z zachwytu. Przed nią pojawiła się
posiadłość. O takich posiadłościach czytała w wielu mugolskich książkach.
Majestatyczne ogrodzenie, duży ogród wokół domu, brama i furtka, u których
żelazne pręty wywijały się w cudaczne esy floresy. Dom, a raczej dwór zachowany
w stylu wiktoriańskim na tle lasu sprawił, że Evans stała z otwartymi ustami.
– Nie myliłaś się twierdząc, że pochodzę z
bogatej rodziny. – Usłyszała głos Jamesa i wtedy zamknęła usta.
– Czuję jakbym cofnęła się w czasie. – Charlus
stał już za otwartą furtką i czekał, aż oni ruszą.
– Wnętrze to też skansen. – Pan Potter
parsknął śmiechem, kiedy tylko James to powiedział. To on nazywał tak miejsce
swojego wychowania. Lily przeszła przez furtkę i szła powoli po odśnieżonej
śnieżce za Charlusem Potterem. Śnieg zdecydowanie pasował do tego miejsca, ale
Evans miała nieodparte wrażenie, że latem spodobałoby jej się tu jeszcze
bardziej.
– Gdybym wiedział, że zakochasz się w tym
miejscu od razu, to już na pierwszym roku przedstawiłbym cię moim dziadkom. –
Stwierdził James ze złośliwym uśmiechem. Walnęła go w ramię nieco wstydząc się
swojej reakcji. – Wiem… Prędzej ożeniłabyś się wtedy z moim dziadkiem…
– … James! – Lily jęknęła zakrywając rękoma
uszy. Ojciec Jamesa odwrócił się do nich i Evans była zdziwiona widząc, że się
śmieje i kręci głową w stronę syna.
– Próbuję nieco złagodzić twój stres. – Objął
ją ramieniem patrząc na nią takim wzrokiem, który sprawił, że nie miała
wyrzutów. Pochylił się nieco przyciskając usta do jej włosów. – Będzie dobrze.
Mama już jest od wczoraj, więc jakby reszta cię nie polubiła, to trzymaj się
jej.
Odsunął się nieco, kiedy zaczęli
wchodzić bo schodach. Przystanęli tuż przed drzwiami, a Lily czuła się, jakby
miała żołądek w innym miejscu, niż rzeczywiście był. Charlus otworzył drzwi i
przepuścił ją w progu. Weszła powoli na trzęsących się nogach. Póki co, nikt
ich nie przywitał. Byli w przedpokoju i widząc półki oraz szafę, wiedziała, że
tu musi zostawić płaszcz i buty. James już zakładał kapcie, kiedy ona szarpała
się z suwakiem. Charlus przeszedł obok nich i poklepał Jamesa po ramieniu.
– Daj to, kobieto. – Rogacz odsunął jej ręce
od zamka błyskawicznego i sam się nim zajął. Po chwili odebrał od niej płaszcz.
– Masz kapcie. Ogólnie to chodzi się tu w kapciach, ale na kolacje włożysz
pantofle.
– Jesteście spokrewnieni z Królową, czy coś? –
Zapytała wkładając laczki na stopy.
– Nie żartuj sobie. – Pokręcił głową
uśmiechając się lekko. – Są pewnie w salonie. Jak wiedzą, że ktoś ich odwiedza,
to wszyscy są w salonie przy witaniu gościa. Dopiero potem, po pogawędce, można
się rozejść i zająć swoimi sprawami.
– James… Teraz mi to mówisz? Mogłeś wcześniej
mnie przygotować z zasadami, a nie teraz. Połowa wyleci mi z głowy. – Evans
zbladła jeszcze bardziej.
– Przepraszam. – Przytulił ją lekko. Dopiero
teraz zobaczył, że Lily jest naprawdę zestresowana, a on tylko pogarsza. –
Chodźmy już.
– Mogę cię trzymać za rękę, czy nie wypada? –
Zapytała szeptem, kiedy przechodzili w głąb domu, a on momentalnie puścił jej
dłoń.
– Dzięki, że przypomniałaś. – Puścił jej oczko
i zaśmiał się widząc jej minę.
– W co ja się wpakowałam… – Zdążył jeszcze
usłyszeć nim weszli do salonu.
*******
– Czemu mnie to nie dziwi? – Katherina weszła
do pustego domu i puściła rączkę kufra, który upadł z hukiem na ziemię.
– Mogłabyś być trochę delikatniejsza. –
Powiedział William, układając swój kufer obok schodów.
– Nie mogłabym. – Warknęła na niego. W sumie
to nie dziwił się, że ma taki humor.
– Zrobić ci herbatę? – Zapytał kierując się w
stronę kuchni. Nie odpowiedziała. Szybko wbiegła po schodach na piętro
zostawiając na schodach ślady po butach. – Czyli nie.
Nastawił czajnik na kamiennym
piecu kuchennym. Usiadł przy stole nie wiedząc dokładnie co robić. Dwa dni
mieli spędzić w domu i dopiero pojutrze – w pierwszy dzień świąt – ojciec
Jamesa miał ich wziąć do posiadłości Potterów na dwa dni. Tam dopiero mieli
spotkać się z rodzicami Katheriny, którzy mieli mieć dzień wolnego w swojej
misji. Usłyszał schodzącą Parkes po schodach i po chwili widział ją w kuchni.
– Mamy oddzielne pokoje. – Powiedziała kiedy
usiadła przy stole.
– Szkoda. – Mruknął uśmiechając się lekko.
– No wiesz… – Zaczęła a on zauważył złośliwe
ogniki w jej oczach i uśmiechu. – Możemy skorzystać z sypialni rodziców.
– Katy… – Kartney poczerwieniał lekko, a ona
zaśmiała się jak mała dziewczynka.
– Wiesz, że żartowałam. – Wstała i wyjęła z
szafki kubek. Wiedział, że jest zdenerwowana, kiedy usłyszał jak kubek uderza o
blat mebli. – Wyremontowali poddasze. Z tego co się zorientowałam, to mój dawny
pokój jest teraz pokojem gościnnym. Drugi pokój gościnny jest też na poddaszu i
też tam są nasze sypialnie. Możemy przechodzić do siebie przez łazienkę bo mamy
wspólną. Dobrze, że gościnny musi korzystać z łazienki na piętrze. Na co im
pokoje gościnne? Nigdy nie mieliśmy i jakoś się żyło. Poza tym jest jeszcze
druga część domu.
– Myślą na przyszłość. – Stwierdził i prawie
serce mu pękło, kiedy zauważył, że tak naprawdę Katherina nie była
zdenerwowana. Ona była zrozpaczona.
*******
– Dobrze sobie radzisz. – Dorcas zeszła do
salonu i zastała swoją matkę czyszczącą ozdoby na choinkę.
– Dorea mi pomaga. – Uśmiechnęła się do niej,
a córka odwzajemniła gest. Wyglądała zdecydowanie lepiej niż w wakacje i była
naprawdę szczęśliwa, że jej matka szybko dochodzi do siebie.
– Czy ktoś oprócz Potterów wie, że żyjesz? –
Zapytała i stwierdziła, że matka znieruchomiała.
– Dumbledore. – Powiedziała cicho i spojrzała
na Dorcas. – Muszę odzyskać siły i nabrać wprawy… Od ponad dziesięciu lat nie
używałam magii.
– Rozumiem. – Usiadła obok niej i chwyciła za
szmatkę. – Jak wiadomości się rozejdą, to możesz cieszyć się niemałym
zainteresowanie. Myślisz, że babcia się dowie?
– Na pewno. Ma tu mnóstwo znajomych. –
Odłożyła ostatnią bombkę. – Syriusz nie przyjedzie wcale?
– Mamo… – Zaczęła, bo nie chciała zmieniać
tematu. – Nie przyjedzie.
– Szkoda. Chciałam go zobaczyć. – Wstała i
podeszła do kominka. – Myślałam, że chociaż na obiad wpadnie.
– Powiedz o co ci chodzi. – Zauważyła, że
matka zachowuje się dokładnie tak jak ciotka, kiedy próbowała coś od niej
wyciągnąć.
– Myślałam, że może coś planujecie. – Dorcas
parsknęła śmiechem. I po chwili śmiała się na głos. – Czemu się śmiejesz?
– Kiedy myślałam, że Syriusz mi się oświadcza
tak naprawdę klęczał żeby dosięgnąć magazyn w którym pokazany był motor, który
kupił. – Wytłumaczyła szybko. – Raczej w najbliższym czasie mi się nie
oświadczy. Pewnie zrobi to dopiero po ślubie Lily i Jamesa, ponieważ moja ruda
przyjaciółka ma szczęście, bo jej facet wie czego chce. I na pewno nie będzie
czekał z oświadczynami długo.
– To Syriusz nie wie czego chce? – Dorcas
zaczęła żałować, że jej się to wyrwało.
– Po prostu czasami nie jest tak jak powinno
być. Z resztą… – Machnęła ręką i uśmiechnęła się. – Co ma być to będzie, mamo.
– Jak chcesz. – Elizabeth znów usiadła na
kanapie i spojrzała na nią z poważną miną. – Ale żądam, żeby przyjechał tu na
obiad.
– Dobrze mamo. – Uśmiechnęła się delikatniej i
wyszła starając się nie okazywać prawdziwych emocji.
*******
Jane siedziała w swoim małym
pokoju i czesała włosy. Wróciła dość niedawno, a i tak musiała od razu się
odświeżyć oraz przyszykować na kolację. Rodzice spodziewali się gości i
niestety nie mogła odpocząć. Musiała też w tym uczestniczyć. Usłyszała charakterystyczne
pukanie do drzwi.
– Wejdź Mick! – Zawołała i drzwi otworzyły
się.
– Jesteś gotowa? Matka każe ci zejść. –
Spojrzała na niego z kwaśną miną i wstała od biurka. – Jane?
– Tak? – Zapytała kiedy zakładała sweter.
– Nie chcę żebyś miała niespodziankę. Rodzice
zaprosili rodzinę Jacka. – Miała ochotę przytulić starszego brata. Często
ludzie dziwili się, że mogą na siebie zawsze liczyć. Nie działali sobie na
szkodę, tylko współpracowali. Przez chwilę patrzyli się na siebie i Jane
wiedziała, że jego mina nie wróży niczego dobrego. – Nie wiem co w nich
wstąpiło, ale są naprawdę zdeterminowani…
– Mick… – szepnęła ze łzami w oczach, a on w
sekundzie znalazł się przy niej i objął ją ramionami.
– Uciekaj, Mała. Daję ci dziesięć minut. –
Usłyszała jego szept przy prawym uchu i zobaczyła, że przy drzwiach stoją jej
buty, a obok nich ułożony jest płaszcz. Odsunął się od niej. – Jak będziesz
bezpieczna to…
– Masz. – Zdjęła swój zegarek, który dała jej
Dorcas w listopadzie na imprezie. Miała nadzieję, że działa na duże odległości,
bo tak szybko skontaktowałaby się. – Załóż go i jak poczujesz drgania, to
wystarczy przesunąć palcem po tej krawędzi. Tylko nie mów nikomu o tym cacku,
bo mnie Dor zabije.
– Dobra. – Założył jej zegarek i ucałował w
czoło. – Zawsze będę z tobą.
– Odezwę się. – Mruknęła zakładając płaszcz. –
Idź i miej na nich oko.
– Powodzenia. – Zamknął drzwi od jej pokoju w
tym samym momencie, kiedy ona otwierała okno.
*******
Jessica otworzyła drzwi i przez
chwilę stała kompletnie zdziwiona. Wprawdzie powiedziała Jane, że w razie
problemów może u niej się zatrzymać, ale nie sądziła, że zobaczy ją tego samego
dnia, co wróciła do domu.
– Wchodź. – Zaprosiła ją do środka i nie
wiedziała co robić dalej. Widziała, że Jane jest roztrzęsiona, ale przynajmniej
nie płakała.
– Przepraszam… – Zaczęła łamiącym się głosem.
– Chociaż na jedną nockę.
– Nie ma mowy. – Cay odwróciła się i przeszła
kilka kroków korytarzem.
– Jess proszę. – Jess odwróciła się z
uśmiechem na twarzy.
– Zostajesz tu do Nowego Roku. – Wyciągnęła do
niej dłoń. – Moi rodzice jeszcze nie wrócili, ale myślę, że nie będą mieli nic
przeciwko temu. Przynajmniej nie będzie mi się nudziło. Wiesz… Jocunda i
Charlie biorą małą Jo do mamy Charlie'go i wpadną pewnie po świętach.
– Dziękuję ci. – Jane weszła za nią do kuchni.
– Kufer później zaprowadzimy do mojego pokoju.
– Blondynka usiadła na krześle i spojrzała na przyjaciółkę z zainteresowaniem.
– Powiesz czemu?
– Ech… – Elliot również usiadła i pokręciła
głową. – Mick dał mi cynk, że rodzice zaprosili Jacka i jego rodzinę na
kolację. Powiedział, żebym zwiewała… To zwiałam.
– Brawo. – Pogładziła jej dłoń i wstała. – Tylko
będziesz musiała pomóc mo i mamie w ogarnięciu domu. Wiesz… Sprzątanie,
gotowanie i dekoracja domu, a później będziesz musiała się ze mną uczyć.
– Co tylko chcesz! – Uśmiechnęły się do siebie
promiennie. – Pożyczysz zegarek? Zostawiłam swój Mickowi i muszę się z nim
skontaktować.
Przeszły powrotem do przedpokoju
i Jane zabrała swój kufer. Potem przeszły w drugą część domu, gdzie znajdował
się przestronny pokój Jess. Elliot nigdy nie pomyślałaby, że właśnie tak będzie
wyglądał pokój przyjaciółki. Spodziewała się ciepłych barw ścian, a przywitały
ją jasnoszare ściany i czarne meble. Nawet pościel miała czarną.
– Zawsze wyobrażałam sobie ciebie w różowej
pościeli. – Jess zaśmiała się z tej uwagi.
– W wolnych chwilach jestem dziewczyną
szatana. – Rzuciła jej zegarek i ruszyła w stronę drzwi.
– Będę w kuchni. – Zniknęła na korytarzu i po
chwili zajrzała do pokoju. – Nie każ mi na siebie długo czekać.
– Idź! – Elliot zaśmiała się, kiedy Cay
uśmiechnęła się uwodzicielsko.
*******
Lily weszła za Jamesem do salonu i
miała ochotę uciec. Zatrzymała się tuż obok niego – teoretycznie w samym
centrum pomieszczenia. Zdawała sobie sprawę z tego, że będzie dużo osób, ale
jak widziała tyle nowych twarzy, to poczuła się strasznie dziwnie. Każdy na nią
patrzył z zaciekawieniem. Nie wiedziała w którą stronę patrzeć i czuła jak
czerwone robią się jej policzki. Spojrzała na Doreę, która siedziała obok
brązowowłosej kobiety. Uśmiechała się do niej lekko, jakby chciała dodać jej
otuchy. Pewnie dwadzieścia lat temu przechodziła przez to samo. Ukradkiem
zerknęła na Jamesa, który szczerzył zęby. Znała na pamięć jego uśmiechy i
widziała, w tym uśmiechu odrobinę dumy i wyższości. Przywitał się pocałunkiem w
policzek z babcią i wymienił męski uścisk z dziadkiem. Po kolei ściskał
kolejnych członków rodziny, a ona stała nie bardzo wiedząc co zrobić. Chwilę
później znów stał obok niej, a ona poczuła się gorzej.
– Chciałem przedstawić wam Lily. – Powiedział
poważnym tonem. – Moją dziewczynę.
– Dzień dobry. – Słyszała jak drży jej głos i
mocno zdziwiła się, kiedy jego babcia ją wyściskała.
– Coś chudziutka jesteś. – Spojrzała ponad jej
ramię na uśmiechniętego Jamesa i sama się uśmiechnęła. Odetchnęła z ulgą zaraz
po tym geście ze strony Ophelii. Uścisnęła dłoń dziadka Jamesa i przywitała się
z pozostałymi Potterami. Nie spamiętała od razu imion jego kuzynów, ale
wiedziała, że w ciągu kilkunastu minut uda jej się nie mylić ich.
– Lily! – Dorea podeszła do niej i przytuliła
jak własną córkę. – Myślałam, że karmią was w Hogwarcie.
– Karmią. – Uśmiechnęła się już mniej
stremowana. – Ale jest tyle stresów, że i tak odechciewa się jeść.
– Jem za nią, mamo. – Rogacz objął ją
ramieniem i spojrzał na nią czule. – Katherina też z resztą wyżera słodycze,
które przynoszę Lily.
– Katherina? – Ożywił się jeden z kuzynów
Jamesa.
– Tak, Henry. Ma wzmożony apetyt. Po zajęciach
do kuchni, po kolacji do kuchni… Ciastka, słodycze, kawa, gorąca czekolada… –
Rogacz machnął ręką. – Cudem będzie jeżeli zmieści się w cokolwiek z wakacji…
Albo w drzwi.
– … Nie przesadzaj. – Skorciła go Evans. –
Dużo schudła od października i od kilkunastu dni dopiero tak…
–… Opycha się. – Dokończył za nią a Dorea
parsknęła śmiechem.
– Dziwisz się? – Zapytała, a on przestał się
uśmiechać.
– Dobrze Lily. Skończmy. – Przekręcił oczyma i
dostał od Lily lekko w żebra.
– Jesteście głodni? Kolacja wprawdzie za
półtora godziny, ale mogłabym coś zrobić. – Zaproponowała Dorea, a oni
pokręcili głowami.
– Myślę, że pokażę Lily jej sypialnię. –
Uśmiechnął się do reszty rodziny. – Zejdziemy na kolację, dobrze?
– Odświeżcie się i odpocznijcie. – Ophelia
nadal uśmiechała się miło, tak jak reszta rodziny Jamesa.
– Nie było tak źle. – Powiedział James kiedy
wyszli z salonu i przyciągnął Lily bliżej do siebie. – Taka nieśmiała jesteś
strasznie pociągająca.
– James. – Zaśmiała się i objęła go w pasie. –
Masz fajną babcię.
– Merlinie! – Spojrzał na nią z
niedowierzaniem. – Powiedzieć kobiecie, że jest chuda i od razu ma się jej
sympatię.
*******
– Cicho. – Głaskał ją po plecach jedną dłonią,
a drugą przyciskał delikatnie do swojej piersi.
– Przepraszam. – Wychlipała cicho pociągając
nosem. Odsunęła się od niego nadal mając łzy w oczach i na policzkach. Otarł je
z czułością i patrzył na nią łagodnie. – Wiesz… Będę miała kobiece dni.
– Czyżby? – Zapytał, a ona spuściła wzrok na
kieszeń u jego koszuli.
– To wiesz… Potęguje. – Oparła głowę na jego
piersi i pozwoliła, żeby ją objął. Sama po chwili trzymała swoje dłonie na jego
plecach. – Rodzice i w ogóle. Nie pisali do mnie od jakiegoś czasu. W sprawie
świąt też kontaktowali się z tobą. Nie wyjechali na peron, bo są ważniejsze
sprawy. Wigilię spędzimy sami, bo są inne sprawy. Potem do dziadków Jamesa
wpadną na kolację, bo wtedy mogą mieć wolne. A później do twoich dziadków. Po
co w ogóle tu przyjeżdżałam? Jak prosili, to myślałam, że chociaż posłucham sobie
przez kilka dni jaka to jestem córka marnotrawna. Ale nie… Pusty dom, a potem
jakaś nudna kolacyjka i reszta dni u ludzi, których nie znam. Bez urazy.
– Spokojnie. – Uśmiechnął się lekko. –
Wolałabyś zostać w Hogwarcie?
– Tak. – Odpowiedziała bez zastanowienia. –
Tam święta są magiczne. Po prostu. Ostatni rok w Hogwarcie, a ja zjechałam do
domu nawet nie wiem po co. Myślałam, że ten ślub mi planują, a przecież nie
poznam ich kandydata, bo ich nie ma. Choinkę też musiała ubrać. Tu nie ma nic
do roboty…
–… Jestem ja. – Parkes zamilkła na chwilę i
poczuła się głupio. Jego głos zabrzmiał strasznie smutno i miała wyrzuty.
– Nie o to mi chodziło. – Wyszeptała patrząc
na niego przepraszającym wzrokiem. – Po prostu… czuję się tu nieswojo. Jest
czysto, w lodówce jest zapewne jedzenie na najbliższe dni. Mam leżeć przez dwa
dni i bąki zbijać?
– Wymyślę coś. – Ucałował jej skroń i znów
poczuła się dziwnie.
– Chciałabym gdzieś wyjść, ale wiem, że nam
nie wolno, bo jest zbyt niebezpieczne. – Parsknęła śmiechem i odsunęła się od
niego. – Idę spać.
– Katy… – Zaczął William, próbując ją
zatrzymać, ale wyszła z kuchni prawie bezgłośnie. Usiadł przy stole i wypił łyk
gorącej herbaty. Poczuł jak napój parzy go w gardło i przełyk. Miał nadzieję,
że obejdzie się bez pęcherzy. Myślał o niej. O jej nieszczęśliwej minie i
słowach, które wypowiedziała. Nie czuła się tutaj najlepiej, a on nie mógł nic
na to poradzić.
Prawie nic.
Pomysł pojawił się w jego głowie
zaskakująco szybko i nie myśląc dokładnie nad nim, udał się na chwilę do
salonu. Napisał coś pośpiesznie na pergaminie i zapakował go w kopertę. Potem
wyszedł na dwór do wieżyczki, gdzie sowy Parkesów mogły odpocząć i zjeść. Kilka
minut później patrzył na horyzont, gdzie duży puchacz zmieniał się powoli w
małą plamkę na niebie, a następnie zniknął gdzieś między chmurami.
*******
– Wchodź James! – Krzyknęła Lily słysząc jak
puka do drzwi. Tak jej się wydawało, że to on.
– To nie James. – Odwróciła się w stronę drzwi
i szybko uśmiechnęła się w stronę dwóch kuzynek Rogacza. Nie były do siebie
podobne, a Lily nie wiedziała czemu. Zorientowała się, kiedy po chwili weszły
kolejne dwie kuzynki Jamesa.
– James prosił nas żebyśmy sobie przyczepiły
kartki z imionami, ale uznałyśmy, że to strasznie głupie. – Powiedziała jedna z
kuzynek. – Zabawa będzie o wiele prostsza.
– Merlinie, ty znowu z tym? Wybacz Lily, ale
moja siostra w prawie każdą sytuację próbuje wtrącić jakieś głupie zabawy… –
Zaczęła kolejna i Evans domyśliła się, że muszą być siostrami.
– One nie są głupie… Dzieci tak się uczą imion
innych dzieci. – Zauważyła, kiedy zabrała z łóżka Lily podgłówki i rozstawiła
je w kółku.
– Ale zauważ, że Lily ma tyle lat co ty. Nie
jest dzieckiem. – Ruda uśmiechnęła się słysząc jak zniecierpliwiony ton ma
druga z sióstr. Niby się kłóciły, ale nie widać było w tym wredności i
złośliwości.
– Zaufaj mi Marie… Wiem co robię. – Usiadła na
jednym z podgłówków i nakazała ruchem ręki, żeby też usiadły.
– Faktycznie… Byłaś najlepszą przedszkolanką w
wakacje. – Mruknęła z przekąsem Marie.
– Dobrze Lily. Zaczniemy ode mnie. Zabawa
polega na tym, że ja mówię swoje imię. Później osoba siedząca obok mnie
powtarza moje imię i na końcu mówi swoje i tak do ciebie. Jeśli dojdzie do
ciebie to ty powtarzasz po kolei imiona i na koniec mówisz swoje. Łatwiej
zapamiętasz. Rozumiesz? – Lily kiwnęła głową a Marie uśmiechnęła się szeroko.
Teraz Evans zauważyła, że obie z jej siostrą mają ten sam odcień piwnych oczu.
Brązowe plamki, połączone z zielonkowatymi i szarymi.
– Więc tak. – Zaczęła z wielkim uśmiechem na
twarzy. – Wendy.
– Och Wendy… – Marie jęknęła, ale widząc
spojrzenie siostry westchnęła ciężko i przyłączyła się do zabawy. – Wendy,
Marie.
– Wendy, Marie, Susann.
– Wendy,
Marie, Susann, Alissa.
–
Wendy, Marie, Susann, Alissa… – Mówiła powoli Lily patrząc na każdą i mrużąc
oczy. – Lily!
– Widzisz Lily! Dobrze było. – Uśmiechnęła się
do niej brunetka i przygładziła swoje krótko ścięte czarne włosy. – Ja, Marie i
Sunny jesteśmy siostrami, a naszym bratem jest John. Alissa jest z kolei
siostrą Kevina i Henry'ego, przypomnę ci, kto jest kim, w czasie kolacji.
– Zaproponuj tą zabawę. Wendy zajmowała się
dziećmi w czasie wakacji i stąd jej upodobania do zabaw. – Marie spojrzała na
sufit, jakby prosiła Merlina o łaskę dla siostry.
– Przyda jej się. – Mruknęła Susann. –
Będziemy podrzucać jej dzieci.
– Sunny! – Siostra uderzyła ją lekko w dłoń.
Evans patrzyła na to z lekkim uśmiechem.
– Jest z nas najmłodsza więc przyjęło się, że
jest naszym Sunny*. – Wytłumaczyła jej Alissa. Była brunetką, tak jak Wendy.
Nawet długość włosów miały podobne. Lekko opadały na ramiona, ale nie sięgały
łopatek.
– Już cię urabiają? – Evans spojrzała na
drzwi, w których stał James. Opierał się o futrynę z delikatnym uśmiechem i
rękoma założonymi na piersi. Lily musiała przyznać, że wygląda nonszalancko.
– Ktoś musi, skoro nic jej nie mówiłeś. –
Alissa oskarżycielsko wskazała na niego palcem.
– Mówiłem! – Bronił się i wszedł dalej do
pokoju. – Ale biedna była w takim stresie, że prawie zapomniała jak się nazywa.
– James! – Lily poczerwieniała na policzkach,
a oni roześmiali się.
– Przyszedłem bo wołają was do pomocy. –
Usiadł na łóżku swojej dziewczyny i czekał aż kuzynki wyjdą. – No sio mi stąd!
Lily zostaje.
– Do kolacji. – Mruknęła Susann i wyszły nieco
ociągając się.
– Nasłuchałaś się już historii, które mnie
kompromitują? – Ruda usiadła obok niego i pokręciła głową.
– Chyba czekają, aż będzie ciemno z tymi
historiami. – Stwierdziła i westchnęła. – Miłe są.
– To cecha dominująca u Potterów. –
Wyszczerzył zęby w uśmiechu a ona parsknęła śmiechem. – Podoba ci się pokój?
– Tak. – Przysunęła się bliżej niego i oparła
głowę na jego ramieniu. Nagle ogarnęła ją senność.
– Jakby ci było zimno… – Zaczął Potter czując
dreszcze w miejscu, gdzie oddech Lily zatrzymywał się na jego ciele.
– Ile mamy do kolacji?
– Pół godziny. Zmęczona jesteś? – Nie czekał
na odpowiedź. – Wiesz… Myślę, że oprowadzę cię trochę po domu…
– …zamku. – Wtrąciła, a on pokręcił głową.
– Dużym domu. – Sprostował i wstał, kiedy ona
podniosła się z łóżka. – Jest tu wiele kącików i zakamarków. I coś co lubisz...
– Biblioteka? – Zapytała z iskierkami w oczach
a on kiwnął głową.
– Mniejsza niż w Hogwarcie. – Powiedział,
otwierając drzwi i przepuszczając ją pierwszą.
– A ma dział ksiąg zakazanych? – Odwróciła się
do niego szybko, a on prawie w nią wpadł.
– Lily Evans… – Zaczął śmiertelnie poważnym
tonem. – Jesteś bardzo niegrzeczna. Ale nie… Nie ma tu działu ksiąg zakazanych.
– To szkoda. – Odwróciła się i dała
poprowadzić się z powrotem na parter.
*******
Syriusz pociągnął łyk Ognistej i
skrzywił się nieznacznie. Obok niego leżała już jedna opróżniona butelka i jak
był trzeźwy miał nadzieję, że uda mu się wypić dwie butelki.
– Wiesz bracie… To nie jest tak, że związek to
jest jakiś obowiązek… Znaczy jest. – Wybełkotał do pół przytomnego Lupina. –
Ale widzisz… Zamiast być u niej to ja siedzę z tobą i nie rozumiem… Dlaczego?
– Nie wiem. – Mruknął Remus i odstawił pustą
butelkę na podłodze. Podparł dłonią brodę i patrzył na Blacka, który miał coś
mówić.
– A wiem… Powinienem być u Andromedy. Pół dnia
temu. – Spojrzał na zegarek i ponownie umoczył swe gardło rozkosznym trunkiem.
– Ale jak jutro do niej dotrę to nic się nie stanie… Lunatyku… Masz przesrane.
– Uhmm… – Jęknął blondyn. Syriusz nie
zauważył, że jego kompan zaliczył tak zwanego „zgona”.
– Jutro Wigilia, pojutrze święta… A wtedy
pełnia. Dobrze, że na Sylwestra wydobrzejesz… Może wreszcie ci się uda coś
upolować… – Łyknął raz jeszcze i jego bełkot był ledwo wyraźny. – Jak chcesz to
mogę przyjechać… Ale pewnie mała Dora wykończy wujka Syriusza. Swoją drogą…
Powiem ci Luniaczku, że nie spodziewałem się tego po naszej cichej Katy. Nigdy
nie była jakaś cnotliwa, ale o takie zażyłości z Willem, to nikt by jej nie
podejrzewał. I jeszcze Parkerson. Lata do niego kilka razy w tygodniu, są na "ty"…
Lunio?
Syriusz szturchnął Lupina, a ten
opadł bezwiednie na podłogę w dziwnej pozycji.
– Masz ci Lunio. – Black przycisnął gwint
butelki do ust, pijąc jak najwięcej dało się wypić. Trochę pociekło mu po
brodzie, ale po kilku łykach sam opadł obok Remusa, a niedokończona butelka
Ognistej Whisky spoczywała w jego zaciśniętej dłoni.
Moja pierwsza myśli: o jeju, jaki długi rozdział :D
OdpowiedzUsuńJem sobie właśnie kolację, która tak naprawdę jest obiadem i zastanawiam się nad tym, jak bardzo zmarnowałam dzisiejszy dzień :D Więc stwierdzam, a co tam, pomarnuję go jeszcze trochę go pomarnuję, posiedzę tutaj i poczytam, a dopiero później się wykąpię i pouczę :D No, jak mi się zechce, w końcu niedzielę ma się tylko jedną :D
Jak ja się cieszę, że Syriusz podszedł do sprawy jak prawdziwy przyjaciel, nie oceniał ani Katheriny, ani Williama. Złapał moje serce swoim zachowaniem. No i fakt, że zauważył, iż Will faktycznie coś czuje do Katie i wcale nie chce, aby to było takie "bez zobowiązań" :D
Co do sceny w pociągu: ja także kocham Jessikę. Wypowiada się i zachowuje w taki sposób, że chyba każdy ją kocha *_*
Jestem w świątecznym nastroju. Dzisiaj wyjęłam świąteczne dekoracje i pisałam rozdział piąty, w którym także wszyscy szykują się do świąt, więc ten rozdział na zakończenie dnia jest strzałem w dziesiątkę :D
Miałam dużo Jamesa i Lily <3 Oj, jak ja ich razem uwielbiam! Za mało ich mam na osobności, ale oni zawsze są tacy słodcy *_* Zwłaszcza James! Jakby mógł, to by Lily wychuchał, wydmuchał i postawił na samym środku swoich trofeów <3
Szkoda mi Jane, ale bardzo podoba mi się jej relacja z bratem. Cieszę się, że mogła zatrzymać się u Jess. Swoją drogą, też spodziewałam się czegoś kolorowego w jej sypialni :D Ale szatan dobry jest, zwłaszcza ten, który jest grany przez Toma Ellisa :D
Jakie to słodkie, że William tak przeżywa wszystko, co związane jest z Katheriną! Szkoda mi jej bardzo, jej rodzice zaczynają mnie już wkurzać, i to bardzo, bardzo.
Ciekawa jestem, czy Syriusz dotrze na święta do Tonksiątek, no i do Dorcas. Swoją drogą ten jego zgon i Lupina to mistrzostwo. Ciekawa jestem, czy Lupin będzie pamiętał coś na następny dzień. Zwłaszcza wzmiankę o Katie.
Oj, na dzisiaj koniec :D Mam nadzieję, że do końca przyszłego tygodnia dotrę do 20 rozdziału :D
Tymczasem idę się wykąpać i coś tam pouczyć, żeby nie było, że jedyne, co zrobiłam przez cały dzień to... nic :D
Pozdrawiam. Trzymaj się ciepło i dobrej nocki <3
NOX!
Ada
Aż sprawdziłam ile zajmuje ten rozdział i to tylko 12 stron :P Przygotuj się na to, że będą rozdziały liczące około 20 ;)
UsuńSyriusz to prawdziwy przyjaciel i zawsze próbuje zrozumieć drugiego człowieka :D
Nie trudno się domyślić, że William coś do Katheriny, bo ona jest naprawdę świetną laską (z wyglądu) i charakter, jak ma dobre dni, też ma niezły. :D
Dokładnie Jamesa takiego chcę zrobić. Po tylu latach starań, kiedy w końcu jest z nim... Musi na nią chuchać :D
Jane świetnie sobie radzi. Mick jako facet nie ma takich problemów, ale stoi za nią murem. Najważniejsze, że może na kogoś liczyć :)
Jess Cię na pewno zaskoczy... Po skończeniu szkoły poznajemy ją bardziej i zdecydowanie wiedzie prym w rozdziałach. :) Ale spokojnie, ona nie jest satanistką! :D
O. Mój. Lucyferze <3
Uwielbiam ten serial! Tom Ellis jest genialny! Obsadzenie brytyjczyka w tej roli (gdzie gra wśród amerykanów) było świetnym posunięciem :D Mogłabym słuchać tego głosu go-dzi-na-mi!
Czasami odnoszę wrażenie, że przedstawiłam to, co Will czuje do Katheriny, jako małą obsesję :D Ale on się o nią troszczy i rozumie przez co przechodzi.
Zaspoileruję: Lupin nie będzie pamiętał :D Chyba nawet później tego nie wyjaśniłam :P
Jeżeli chcesz, to mogę Ci pdf'a podesłać z rozdziałami :D
Może pójdzie trochę szybciej :D
Również dobrej nocy życzę!
Buziaki! :*
Ja dziś też wyjęłam świąteczne dekoracje, zapaliłam już lampki i nawet mam świeczki o zapachu pierniczków :D W sumie dzięki temu nieco szybciej idzie mi pisanie, bo od 53 świąteczny nastrój będzie (choć będzie go troszkę mniej niż w tamtym roku), no ale mam nadzieję, że Święta w opowiadaniu zgrają się ze Świętami w rzeczywistości :D
No proszę, ktoś tu też ogląda Lucyfera :D *_* Ja tak samo! I jeszcze fakt, że śpiewa! Jest idealny. Tych świeczek to Ci zazdroszczę :D Za pdf'a na razie podziękuję, bo na blogu wyjątkowo wygodnie mi się czyta, wersja mobilna jest w sam raz :D
UsuńI jeszcze fakt, że gra na gitarze <3
UsuńTen facet jest idealny :D
No i ubiera się u Prady ;)
Można by tak wymieniać w nieskończoność :) :D
UsuńWiesz, jest tu wiele ciekawych wątków, ale Arystokrata James bije wszystkich na głowę ;)
OdpowiedzUsuńI wyobraziłam sobie ten spektakularny dzwon Syriusza xD Jednak mam plastyczną wyobraźnię ;D
Ja wiem, że jest wiele wątków i mam szczerą nadzieję, że się w nich nie gubisz (chociaż nie zdziwiłabym się, bo sama o paru zapomniałam :P).
UsuńArystokratów tu wiele, ale James jest numerem 1. :D