Tydzień przed wyjazdem na przerwę
świąteczną śnieg przestał tak bardzo padać i ustał wiatr. Bez wiatru powietrze
nie było już tak nieprzyjemnie mroźne i nawet przejście do cieplarni nie
wywoływało tylu niezadowoleń. W weekend chyba nie było ucznia, który choć na
chwilkę nie wychylił nosa na błonia, żeby pospacerować po śniegu, ulepić
bałwana, stoczyć walkę na śnieżki, czy poślizgać na zamarzniętym – przy brzegu
– jeziorze.
Jane, Lily, Jess, Katy i Dorcas
siedziały w pełni ubrane w zimową, ciepłą odzież w Pokoju Wspólnym i czekały na
Huncwotów, którzy spóźniali się już kilkanaście minut.
– Jak zaraz nie przyjdą, to wrócę i tak jak
chciałam zostanę, i przeczytam książkę! – Rzuciła Meadows robiąc niezadowoloną
minę. Reszta nic nie odpowiedziała. Lepiej było jej nie odpowiadać. Kiedy
zdecydowała, że „zaraz” już minęło i miała wstawać, to jak na złość do Pokoju
Wspólnego weszli Huncwoci z wielkimi uśmiechami na twarzy. James i Syriusz z
czegoś się śmiali głośno.
– Dłużej się nie dało? – Meadows rzuciła im
nieprzychylne spojrzenie, a Syriusz pokręcił głową.
– Musieliśmy iść do Petera, ale on zanim się
wygrzebał spod kołdry i oznajmił, że nie idzie, bo coś go bierze, to minęło
kilka minut. – Wytłumaczył jej szybko i pocałował w czoło. Przez chwilę miała
wrażenie, że mogłaby mu wybaczyć nawet tydzień spóźnienia. Ale uczucie to
szybko minęło, kiedy wyszli na korytarz i Syriusz z Jamesem pochłonęli się w
rozmowie.
*******
– Mamy przewagę... – Zaczęła Lily, kiedy
naradzały się za dębem – to była ich baza. Chłopcy mieli swoje miejsce o trzy
drzewa dalej.
– ...pozorną. – Wcięła się Dorcas. – Są
szybsi, silniejsi... To faceci.
– Ale jest nas więcej. Wystarczy, że dwie sie
rzucą na jednego i go wyeliminują, a reszta będzie walczyć z jednym i tamte
później pomogą w eliminacji pozostałych. – Wytłumaczyła Lily. – Siły są
wyrównane. Nie mamy różdżek. Musimy nadążyć robić kulki, rzucać się na nich.
Wszystkie chwyty dozwolone! Ja biorę Jamesa, Dorcas...
– ...Black mój. – Uśmiechnęła się mściwie.
– Zaklepuję Williama! – Katherina prawie
przerwała Meadows.
– To my z Jane na Remusa. – Jessica spojrzała
na Elliot, która kiwnęła głową. Evans wystawiła głowę za drzewo.
– Już są. – Oznajmiła i uśmiechnęła się
przebiegle. – Broń w dłoń!
Każda schyliła się i zrobiły po
dwie kulki. Wyszły zza drzewa ze śnieżkami w dłoniach i ustawiły się w rzędzie
naprzeciw chłopakom.
– Poddajcie się! Albo zgińcie! – Krzyknął do
nich Syriusz, a Dorcas prychnęła.
– Pajac. – Po chwili uśmiechnęła się
mimowolnie. – Odsuńmy się nieco od siebie... I idźmy w ich stronę.
– Robią to samo. – Katherina szła powoli w
kierunku chłopaków. – Jakieś propozycje?
– Spokojnie Katherina. Niech pierwsi
zaatakują. – Lily szła spokojnie naprzeciwko Jamesa, który uśmiechał się
zawadiacko.
– James ma mnie. Syriusz Dorcas. Wy we trzy
zajmujecie się Remusem i Williamem. – Dodała ciszej tak żeby tylko Katherina ją
usłyszała, a ta powtórzyła Jane i Jess.
– Au! – Pisnęła Dorcas, kiedy dostała śnieżką
w ramię. Nabrała powietrza w płuca i wydała z siebie okrzyk bojowy rzucając w
Syriusza kulkę i biegnąc w jego stronę. Pozostali też zaczęli rzucać się
śnieżkami. – Black!
– Zamknij buźkę, bo ci tam śniegu rzucę! –
Syriusz po tych słowach trafił śnieżką w jej twarz. Stanął w miejscu i śmiał
się z tego jak Meadows wypluwała z ust śnieg. Zapiszczała jak mała dziewczynka
i rzuciła się bez amunicji na Łapę. Byle go dogonić!
– Cholera James! – Lily nie udało się zwalić z
nóg Pottera. Kiedy miała się na niego rzucić, to złapał ją w pół i przerzucił
przez ramię. Biła go pięściami po plecach najmocniej jak potrafiła. Po chwili
rzucił ją na śnieg i kucnął obok niej żeby ją nacierać.
Lepiej radziły sobie Jane i Jess.
Remus był łatwym przeciwnikiem, bo nie stosował takich chwytów jak James i
niestety, ale jego rzuty nie były tak celne jak Syriusza. Kiedy jedna lepiła
śnieżkę, to druga rzucała, a biedny Remus co chwilę zasypywany był kolejnymi
kulkami śniegu. To, że przegra każdy wiedział, ale dzielnie się bronił i tylko
niektóre z jego śnieżek trafiały w Jane czy Jess.
Katherina cieszyła się, że
wybrała znoszone, ale wygodne buty i szybko biegła za Williamem w miejscu gdzie
było najwięcej śniegu. Trzeba było naprawdę uważać, żeby się nie wywrócić i
podnosić wysoko nogi. Kilka razy się przewróciła, ale podnosiła się równie
szybko i ścigała Kartney’a niekiedy w niego rzucając i zazwyczaj te rzuty
trafiały go w plecy. Nie wiedziała czy to on zwolnił, czy ona przyspieszyła,
ale coraz bliższe jej były jego plecy. Przyspieszyła bardziej i rzuciła się na
niego ze śniegiem w ręku i natarła mu twarz. Wisiała tak na jego plecach
smarując mu buzię zimnym puchem. Blondyn stracił równowagę i po chwilę leżeli na
ziemi. Usiadła szybko na jego plecach starając się nie dopuścić do tego żeby
się podniósł. Jedną rękę trzymała na jego karku, a drugą starała się
przygarniać śniegu na jego lewy policzek.
– Jeszcze chwilę i przegrasz. – Zaśmiała się
radośnie. – Leżysz misiu.
– Poczekaj... – Zaczął a ona pisnęła. Po
prostu odwrócił się na bok i teraz ona leżała. Szybko uniosła nogi zgięte w
kolanach, żeby tylko jej nie przygniótł, a dłonie rzucały w niego śnieg nawet nie
zlepiając go w śnieżki. Odepchnęła go mocno, kiedy napierał na jej nogi.
Zaśmiała się, gdy jęknął w czasie upadku. Cieszyła się, że Jane do niej
podbiegła i obie wręcz zasypywały go śniegiem.
– Ej! – Syriusz przystanął na chwilę łapiąc
oddech. Uśmiechnął się szeroko widząc, że Dorcas jest dalej niż przypuszczał.
Kręciła głową i sama przystanęła. Po chwili jednak znów zaczęła iść podnosząc
zabawnie wysoko nogi. Było widać, że ma do kolan przemoczone nogawki.
– Poddaj się! – Krzyknęła ledwo powstrzymując
śmiech. Znów stanęła i nabrała śniegu w dłonie. – William leży, Remus leży.
Zaraz ty będziesz leżał!
– Kusząca ta moja przyszłość. – Uśmiechnął się
zawadiacko, ale po chwili zaczął piszczeć, kiedy poczuł trochę zimnego śniegu
na karku. Jessica pchnęła go mocno w śnieg i przysypywała go nim.
– Leżysz! – Śmiała się Dorcas, gdy dołączyła
do blondynki. Usiadła mu na plecach i przykryły go warstwą śniegu. Próbował
chwilę jeszcze powalczyć, ale w końcu uderzył kilka razy dłonią o ziemię.
Poddał się.
– Pomóżcie Lily. – Uśmiechnęła się do
Katheriny i Jane. Dziewczyny z wielkimi uśmiechami na twarzy właśnie wygrały z
Williamem. – Mi tu się strasznie podoba.
– Dzięki. – Zaśmiała się, widząc czerwone
policzki i nos Syriusza. Strzasnęła z niego trochę śniegu i dalej siedziała. – Zejdź.
– Leżeć. – Mruknęła i położyła się na nim.
Przykryła mu czapką ucho i wtuliła się w jego mokry kołnierz. – Ej!
– Co? – Zapytał patrząc – teraz – z góry na
leżącą w śniegu brunetkę. Wstał i otrzepał się ze śniegu. – Wygrałyście.
– Wiem. – Wstała nawet nie chwytając jego
wyciągniętej dłoni. Odeszła w stronę dziewczyn i miała ochotę go jeszcze rzucić
śnieżką. Tak bardzo jej się podobało to leżenie na nim. A on tak brutalnie ją
zepchnął.
– Lepimy bałwana! – Katherina miała entuzjazm
jak u małej dziewczynki. – Największego!
– Idę do dormitorium. – Meadows wskazała na
nogawki spodni. – Przemokłam. I zimno.
– Oj... Było się cieplej ubrać! – Lily stanęła
obok niej i popatrzyła na nią uważnie. – Iść z tobą?
– Nie. – Odpowiedziała szybko i zmusiła się do
uśmiechu. – Pewnie pójdę spać, albo książkę poczytam.
– Dobra. Do zobaczenia na obiedzie! – Ruda
puściła ją i pożegnały się machnięciem dłoni.
*******
Nim dotarła pod portret Grubej
Damy, dochodziło już południe. Szła chyba najbardziej okrężną drogą.
Denerwowało ją teraz wszystko w zachowaniu Syriusza i kiedy wydawało się, że
jest jej po prostu z nim dobrze, to chwilę później robił coś, za co miała
ochotę go zabić. Za punkt honoru chyba sobie postawił to, że będzie zwlekał ze
zbliżeniem się do niej jak najdłużej. A ona nie mogła już wytrzymać tego co
działo się z nią w środku, kiedy nagle się od niej odsuwał po namiętnych
pocałunkach. Miała ochotę się rzucić na niego i kontynuować, ale i tak by się
odsuwał.
Ale nie tylko o to chodziło. I
zdawała sobie z tego sprawę. Zostało im pół roku nauki, a później każdy pójdzie
pewnie na jakieś szkolenia. Bała się. Prawdziwy był jej strach o jej
przyszłość. O przyszłość ich związku. Bo czuje jak od wakacji nie robią żadnych
postępów. Wręcz przeciwnie... Od momentu ich kłótni o czasopisma z roznegliżowanymi
panienkami częściej zastanawiała się, czy nie dać sobie spokoju. Wtedy
pomyślała, że chciał jej się oświadczyć i szczerze była zawiedziona. Bo chciała
z nim być zawsze. A on chyba nie garnął się do tego... Zaczynała wątpić, czy on
z nią jeszcze chce być.
Nic ją nie wyrwało z zamyśleń w
Pokoju Wspólnym. Po prostu przeszła bez zbędnych zakłóceń i weszła na schody do
dormitorium dziewcząt. Szybko się wykąpała i przebrała w ciepłe ubrania.
Chwyciła książkę z zaklęciami
maskującymi i zagrzebała się w pościel. Miała nadzieję, że dreszcze, które
przebiegały po jej ciele miną i nie będzie chora.
*******
– Już. – Syriusz wyszedł z łazienki i Dorcas
przesunęła się na skraj łóżka. Położył się obok niej i nakrył kołdrą. Po
obiedzie poprosił Katherinę, żeby przysłała do niego Dorcas i zdziwił się, gdy
zapukała do jego drzwi. Miała rozpalone policzki i błyszczące oczy. Dygotała z
zimna, ale pod kołdrą było całkiem ciepło.
– Zdejmij bluzkę. – Wyszeptała z zamkniętymi
oczyma. Otworzyła oczy i pierwsze co zobaczyła, to jego uśmiech.
– Dobra. – Posłusznie zdjął koszulkę i ułożył
się obok niej. Przysunęła się do niego bliżej i wtuliła twarz w jego szyję.
– Kiedyś oszaleję przy tobie. – Ucałowała jego
szyję i wciągała głęboko powietrze nosem. Tak cholernie męsko pachniał!
– Jeszcze tego nie zrobiłaś? – Zachichotał
miękko w jej włosy, a ona parsknęła śmiechem.
– Jeszcze nie. – Pogładziła ręką jego tors i
odsunęła się nieco. Czuła jakby powietrze nagle stało się strasznie ciężkie i
parzące. – Gorąco mi.
– Bo masz gorączkę. – Przyłożył rękę do jej
czoła, a ona przekręciła oczyma.
– Nie musisz się uczyć? Nie masz treningu? –
Zapytała z lekkimi wyrzutami sumienia.
– Dorcas... – Zaczął powoli i uśmiechnął się
lekko. – Nie muszę nic robić. Bynajmniej nie jest to ciekawsze niż leżenie obok
ciebie i po prostu patrzenie na twą śliczną buzię.
– Jasne. – Odwróciła się do niego plecami i
przykryła ramiona kołdrą.
– Cały czas cię zapewniam, że wolę stokroć być
z tobą, niż iść i robić coś na co nie mam ochoty. W quidditcha mogę tam jeszcze
pograć, ale nie jestem takim napaleńcem jak James, ale on nie planuje do świąt
częstych treningów. – Przysunął się do niej i objął ramieniem. Trącił nosem jej
ucho i pocałował miejsce tuż za nim. – Wiem o co ci chodzi. Nie jestem tępy.
Chciałem po prostu żebyś do mnie przyszła i mi wygarnęła. Żebyś ty mi
powiedziała w końcu, że nie jest tak jak być powinno.
– Nie jest tak jak być powinno. – Powiedziała
i czuła jak się rumieni. Jednak zauważył, że coś się dzieje.
– Wiem. – Parsknęła śmiechem w tym samym
momencie co on.
– Denerwujesz mnie, kiedy tak nagle odtrącasz
mnie, gdy jestem bardzo blisko... Czasami sądzę, że zrobiliśmy się nudni jak
stare małżeństwo. Cały czas praktycznie jesteśmy razem... Nie ma, kiedy
zatęsknić. No i chciałabym być z tobą naprawdę blisko. – Wyszeptała drżącym
głosem. – Chce mnie rozerwać od środka, kiedy mnie całujesz i wiem, że dalej
się nie posuniemy. Swoją drogą to nie wiem na co czekamy. Przecież byliśmy już
z kilkoma osobami wcześniej. Czasem przypadkiem, czasem celowo, ale strasznie
tego chcę Syriuszu.
– Wiesz że cię kocham? – Przymknęła oczy i
uśmiechnęła się pod nosem. Ta odpowiedź na jej długi monolog kompletnie jej
wystarczyła. Marzyła żeby w takiej pozycji umrzeć.
Uważaj na marzenia Dorcas
Meadows...
*******
– Gdzie mnie prowadzisz? – Lily miała
roziskrzone oczy. Ostatnio cały czas tak miała. Dochodziła pora kolacji a oni
szli w zupełnie inną stronę niż Wielka Sala.
– Spokojnie Lily. – Chwycił mocno jej dłoń.
Chwilę się nie odzywał. – Jak tak słuchałem Syriusza, to zachciało mi się
romantyzmu.
– James... – Lily miała ochotę walnąć głową w
ścianę. Cały James. Zero własnego myślenia i często robi coś, co podsuną mu
inni.
– Matko, no... Randkę ci organizuje, a ty masz
minę jakbyśmy wchodzili do łóżka Dor i Syriusza. – Pociągnął ją bliżej siebie i
objął ręką w pasie. Weszli po schodach na piąte piętro. Minęli pomnik Borysa
Szalonego i Lily wiedziała już gdzie zmierzają.
– Powiedz mi, że wziąłeś ręczniki. –
Powiedziała, kiedy zatrzymali się przed ścianą między dwoma zbrojami. James
zaśmiał się cicho i wskazał na torbę wiszącą na ramieniu. Przyłożył różdżkę do
ściany i powiedział coś w łacinie.
Po chwili już znajdowali się w
łazience prefektów. Lily lubiła to pomieszczenie. Całe wykonane było z marmuru,
a na środku był prostokątny basen. Niby dostęp do tej łazienki mieli prefekci
naczelni i kapitanowie drużyn quidditcha, ale każdy ze „znajomościami” mógł tu
wejść. Spojrzała na Jamesa, który zaczął zdejmować ubrania.
– No co? Nie będę pływał w ubraniach. –
Uśmiechnął się do niej szelmowsko i kiedy stał w samych spodniach podszedł do
niej. – Nie przyłączysz się do mnie?
– James... – Zaczerwieniła się lekko. Czasami
wstydziła się, gdy był taki bezpośredni. Nie odepchnęła go, kiedy zdjął z niej
bluzkę. Ucałował jej policzek i rzucił jej bluzkę koło swoich ubrań. Zdjął z
siebie spodnie i skarpetki. W bokserkach podszedł do kurków od kraników i
odkręcił kilka. Czekał aż sto kraników wypełni cały basen po brzegi.
– Już wiem co miałeś na myśli, mówiąc
Syriuszowi o łazience prefektów. – Czuł rozbawienie w jej głosie. – Nawet nie
wiem czy mam się śmiać, czy przemilczeć twoją głupotę, James.
– Głupotę? – Odwrócił się w jej stronę i
uniósł brwi do góry. Stała w samej bieliźnie blisko krawędzi. Co chwilę maczała
stopę w wodzie. Podszedł do niej i położył dłonie na jej biodrach. – Czasami
mam wrażenie, że lubisz moją głupotę.
– I co jeszcze? – Roześmiała się głośno i
uniosła lekko głowę do góry. Zarzuciła mu ręce na kark i pocałowała w usta.
Oderwała się po chwili i wskoczyła do wody chlapiąc go przy tym. – Będziesz tak
stał?
– Tak. – Kucnął przy brzegu i czekał aż zbliży
się do niego. – Bo wiesz Lily... Miałem ci coś zaproponować.
– Co? – Oparła ramiona o podłogę i patrzyła na
niego z dołu.
– Mój ojciec napisał. – Zaczął a uśmiech
zniknął z jej buzi. – A później mama. No i dziadkowie. Na święta zjeżdża się
cała rodzina taty. Chcę żebyś ze mną pojechała. Mama też będzie...
– Twoja mama? – Przerwała Lily.
– Tak. Mama napisała, że babcia ją poprosiła,
a że się lubią, to trudno było odmówić. – Wytłumaczył prędko, że ledwo go
zrozumiała. – Zjedzie się cała rodzina. Pojedź ze mną Lily.
– Dobrze. – Zgodziła się od razu i lekko
zarumieniła. – Ale jak umrę ze stresu to się nie dziw.
– Przecież to tylko moja babcia. – Zaśmiał się
i uderzył ją lekko palcem w nos. – I dziadek. Wujkowie. Ciocie... Kuzynostwo...
– Nie chcę tego słuchać! – Wykrzyknęła kręcąc
głową i zanurkowała odpływając jak najdalej od Pottera.
*******
– Nie mam siły! – Jęknęła opierając się o
ścianę dysząc ciężko. – Cholera jasna. Że też musiałam się zgodzić w ostatniej
chwili.
– Nie musiałaś. – Zaśmiał się i złapał ją za
rękę. – Już niedaleko a Filcha mamy już z głowy.
– A jak się połapią? William kurka no. – Szła
o pół kroku za nim, a on prawie ją ciągnął.
– Nie połapią się. Każdy jest sobą zajęty. Jak
wychodziłem, Jess się uczyła, a Jane i Remus szykowali się na obchód. Z kolei
Syriusz i Dorcas są u niego, a James zabrał Lily do łazienki prefektów i
wątpię, żeby zachciało im się sprawdzać mapę. – To co mówił było dość logiczne,
ale i tak miała wątpliwości.
– Fakt. – Przyznała, ale brzmiała jakby miała
jakieś uwagi.
– Ale? – Zapytał, a ona czuła, że się
czerwieni.
– Nie przygotowałam się psychicznie. – Wyznała
szczerze i cicho.
– Merlinie, Katy. – Czuła, jak powstrzymuje
śmiech. – Nie myśl, że się chcę na ciebie rzucić i po prostu się z tobą kochać.
– A nie będzie tak? – Zapytała tak poważnie,
że nie wytrzymał i się zaśmiał.
– Obiecuję, że nie będzie tak! – Stanął przed
ścianą na siódmym piętrze i spojrzał w jej oczy. – Zaufaj mi choć troszkę. W
tej torbie mam coś co będzie ci dziś służyło za pidżamę. Chcę cię przekonać, że
obudzenie się przy mnie nie jest tak strasznym przeżyciem jak ci się wydaje.
– Jeszcze miesiąc temu kazałabym ci się
pieprzyć. – Pokręciła głową, ale uśmiechnęła się lekko. – Wariuję.
– Jaki wielki zaszczyt, że to moja sprawka. –
Ukłonił się przed nią lekko i zaśmiał sie, kiedy dostał w ramię. Odsunął się od
niej nieco i przeszedł trzy razy wzdłuż ściany. Otworzył przed nią drzwi i
machnął ręką. – Panie przodem!
– Wziąłeś coś do jedzenia? – Zapytała po
przekroczeniu progu.
– Nie. Ale mam trochę soku dyniowego. – Rzucił
torbę na fotel i rozejrzał się po pomieszczeniu. Uśmiechnął się zadowolony z
efektu. Ciemnobrązowe ściany, ciemnobrązowe meble i jasne dodatki. W
pomieszczeniu panował półmrok a kilka świec dawało nikłe światło.
– Zastanawiam się... – Zaczęła głośno patrząc
na duże łóżko z uśmiechem. – Czy zdajesz sobie sprawę z tego, że mi się
podobają takie wnętrza?
– Czasami. – Odpowiedział z tajemniczym
uśmiechem. Otworzył torbę, wyjął koszulkę i rzucił ją Katherinie.
– Mam w tym spać? – Uniosła brwi gniotąc w
dłoniach niebieski męski podkoszulek.
– Tak. – Odpowiedział i zaczął rozpinać swoją
koszulę. Usłyszał jak chrząknęła nieco speszona i odwróciła się od niego
plecami. Sama zaczęła ściągać z siebie ubrania i założyła koszulkę, która
sięgała do połowy jej ud.
– Wiedziałem, że będzie idealna. – Speszyła
się bardziej słysząc jego niski głos.
– Twoja? – Zapytała, ale i tak znała
odpowiedź. Odwróciła się i spostrzegła, że blondyn też się przebrał w pidżamę,
w której zawsze spał. Podkoszulek na ramiączkach i spodenki do kolan. Odłożył
swoje ubrania na fotel i wyciągnął w jej stronę rękę. Chwilę tak patrzyła, to
na jego dłoń, to w jego oczy i w końcu ją chwyciła. Poprowadził ją w stronę
łóżka i puszczając jej dłoń, położył się na materacu. Przesunął się robiąc jej
trochę miejsca, żeby się położyła.
– I będziemy tak leżeć? – Zapytała takim
tonem, jakby uznawała to za głupie.
– Przyzwyczajaj swoją myśl do tego, że nie
każde leżenie z facetem w łóżku będzie kończyło się tylko jednym. – Uśmiechnął
się lekko, a ona kiwnęła głową lekko zarumieniona. – Będziemy normalnie
rozmawiać.
– To my tak umiemy? – Zapytała, a on parsknął
śmiechem.
– Tego też cię nauczę.
– Nie dasz rady. – Stwierdziła uparcie. – Za
słaby jesteś.
– Prowokujesz. – Wyczuła trochę ostrości w
jego głosie i nie kontynuowała drażnienia go.
– A więc jak spędziłeś dzień, Williamie? –
Zapytała układając się nieco wygodniej.
– Cudownie. A ty Katherino? – Miał tak poważny
głos, że uśmiechnęła się mimowolnie.
– Równie dobrze. – Położyli się tak, że ich
głowy leżały naprzeciwko siebie. – Odrobiłam wszystkie prace domowe. I byłam
miła dla większości spotkanych osób.
– Robisz postępy. – Uśmiechnęli się w tym
samym momencie i na chwilę zamilkli. – Czy masz jakieś domysły, kto może być
kandydatem na twojego narzeczonego?
– Nie mówmy o tym. – Przymknęła oczy i
skrzywiła się. – Nie psujmy sobie humoru.
– Dobrze. – Pogładził kciukiem jej policzek.
– Will... – Zaczęła cicho. – Powiedz mi coś.
– Och. – Przysunął się minimalnie i odczekał
kilka chwil usiłując sobie przypomnieć dokładnie nauczone kiedyś na pamięć
wersy. – Moja miła ma cudne usteczka, ma
usteczka jak wiosenne rano –moja miła
jest całą melodią, gdzieś na łąkach i kwiatach śpiewaną... Na usteczkach mojej
miłej oczy zawisają, jak na polnym kwiecie –moja miła jest stworzona na to, aby przez nią
śnić o innym świecie...*
– Może być. – Przymknęła oczy i uśmiechnęła
się błogo. – Skąd ty to znasz?
– Babcia uwielbia poezję. – Spojrzała na jego
delikatny uśmiech. Czuła, że bardzo kocha babcię.
– Jaka ona jest? – Zapytała chcąc dowiedzieć
się więcej.
– Babcia? – Uśmiech powiększył się nieco. –
Jest cudowna. Jej rodzice byli mugolami, a ona jedyna z rodzeństwa była
czarownicą. Pochodzi z Polski. Jej rodzina wyemigrowała do Anglii jak była
jeszcze dzieckiem. Jej mama wpoiła w nią miłość do polskiej literatury.
Uwielbiała poezję i tak już jej zostało. Ma całą półkę różnych tomików, jak do
niej jeździłem, to tylko to czytałem. Lubię wiersze takie o miłości i kobietach.
– Z Jamesem zawsze sądziliśmy, że ta poezja
jest czymś oklepanym. – Zaśmiała się cicho. – Ale trzeba do niej dorosnąć.
James dorósł, bo czasami coś tam wysyłał Lily.
– Musieliście trafiać na naprawdę kiepskie
wiersze. – Stwierdził i uśmiechnął się do niej lekko.
– Opowiedz mi coś o sobie. – Zaproponowała
nagle z prośbą w oczach. Nie potrafił się oprzeć jej spojrzeniu.
– Ech... – Westchnął ciężko nie wiedząc co
powiedzieć. – Masz mnie za sierotę i w sumie to masz rację. Wychowywała mnie
sama matka. Zmarła, kiedy miałem szesnaście lat. Długo chorowała i kilka
tygodni po rozpoczęciu piątego roku umarła. Już na początku wakacji twoi
rodzice zadeklarowali się, że wezmą mnie pod opiekę. Babcia z dziadkiem
zgodzili się, bo nie byliby w stanie mnie dopilnować. Babcia silnie przeżyła
śmierć mamy i trafiła do Munga. W lipcu, kiedy skończyłaś czwartą klasę
poznaliśmy się.
– Pamiętam. – Mruknęła czerwieniąc się lekko.
– Wtedy już miesiąc u was mieszkałem. –
Westchnął ciężko. – I widzieliśmy się po raz pierwszy, a potem dopiero w te
wakacje. Jak babcia doszła od siebie to cały lipiec u nich siedziałem. Mają
stadninę koni i spory kawałek ziemi, gdzie można jeździć konno. Cudowne
uczucie.
– Dlaczego cię wyrzucili? – Zaśmiał się
słysząc to pytanie.
– Przenieśli. – Sprostował nie kryjąc
rozbawienia i dumy. – Pewna dziewczyna zdradziła przyjaciela z jego bardzo
dobrym kumplem. Postanowiliśmy z Thomasem, że cóż… Zemścimy się na nich. Z
początku małe psikusy, ale pewnego dnia Thomas pomylił zaklęcia i Olivia
wylądowała u pielęgniarki z małymi urazami. Jej rodzina narobiła szumu wokół
tego. Szukali winnych, było kwestią czasu aż się do nas doczepią, a że Thomas
ma problemy z nauczycielami, to ja się przyznałem. Nigdy mnie nie przyłapali na
gorącym uczynku, a i uczniem byłem wzorowym, to mnie przeniesiono do Hogwartu.
– Mówiłeś o tym chłopakom? – Zapytała, a on
kiwnął głową. – Mogłam się domyślić... Szybko zyskałeś ich zaufanie.
– Thomas i Larry też przyjadę. – Uśmiechnął
się jakby do siebie. – Poczuję się tu tak jakbym był w Magicstadt. Olivia też
tu będzie... Wie, że to nie ja stałem za jej „zamachem”.
– Już jej nie lubię. – Próbowała zaśmiać się
złowrogo. – A co z twoim ojcem?
– Cóż. – Zaczął Kartney i przewrócił się na
plecy. – Nie wiem kim jest. Mama wyjechała do Londynu i przez kilka miesięcy
nie utrzymywała kontaktu z rodzicami. Wróciła do domu dziadków, kiedy miałem
ponad roczek. Tak mówił dziadek. Nie chciała mówić nic o ojcu.
– Jak miała na imię? – Pogłaskała jego ramię
nie wiedząc do końca czemu to robi.
– Natalie. – Czuła, że się uśmiecha.
– Natalie. – Też się uśmiechnęła i spodobało jej
się to imię. – Jeśli kiedykolwiek miałabym córkę, to tak będzie miała na imię.
– U mnie też. – Znów spojrzał w jej oczy z
rozbawieniem w oczach. – Powiedz dlaczego zjadłaś Katherinę?
– Przestań. – Walnęła go w ramię. – Nie rób ze
mnie potwora.
– Wiesz, że na tym polega cała twoja uroda? –
Zapytał ją, a ona się zaczerwieniła bardziej.
– Uważaj, bo się jeszcze zakochasz. – Pokazała
mu język starając się, żeby głos jej nie drżał.
– Uważaj, żebyś ty się nie zakochała. – Trącił
palcem wskazującym jej nos.
– To niemożliwe. – Uśmiechnęła się przemiło. –
Mam oczy.
– Masz też uszy i nos. I inne części ciała,
które wkrótce będą mnie wielbić na zabój. Czuję, że teraz darzą mnie tym
uczuciem. – Uśmiechnął się równie złośliwie jak ona.
– Jak to dobrze, że to tylko części mego ciała,
a nie ja na umyśle. – Położyła dłoń na sercu i westchnęła bardzo spokojnie.
Zamilkli oboje na chwilę i prawie w tym samym momencie przekręcili się na
plecy, a później zaczęli śmiać się głośno.
Jedno musiała przyznać... Musiała
uważać i to bardzo.
A Will?
Dla niego było za późno.
*******
Cieszyli się, że całe niedzielne
popołudniu będzie błogim odpoczynkiem od nauki. Siedzieli w dziewiątkę w
dormitorium Huncwotów i popijali Piwo Kremowe.
– Nie mogę uwierzyć, że w przyszłą niedzielę
będę siedziała w domu. – Mruknęła Jane i pociągnęła łyka z butelki. Miała
potwornego cykora. – Rodzice nie pisali odkąd zerwałam z Jack’iem. Nie wiem
czego się spodziewać.
– Jak coś to wpadnij do mnie. – Katherina
posłała jej pocieszający uśmiech.
– Nie chcę cię martwić Katy, ale jedynie trzy
dni spędzisz w domu. – Parkes spojrzała na Williama nie wiedząc o co mu chodzi.
– Twoi rodzice pisali, że mają jakąś misje i nie wiadomo jak to będzie ze
świętami.
– Miło, że mnie o tym poinformowali. – Teraz
razem z Jane miały miny jakby miały za chwilę umrzeć. – Mam ochotę zostać w
Hogwarcie.
– Jak coś, to ja mam dobre relacje z rodzicami
to możecie wpaść. – Jess spojrzała na nie z uśmiechem. – Albo w każdym momencie
możecie wrócić do Hogwartu. W tamtym roku wróciłam dzień po tym jak pojechałam
do domu.
– Mick będzie… Może nie będzie tak źle. –
Elliot spojrzała na Katherinę, która nie zdawała się być pocieszona. – Sam nie
wie o co mają moi rodzice do mnie pretensje. Całe życie żyło się z nimi dobrze,
a jak zerwałam z facetem, to są źli na mnie.
– Moi z kolei chcą mi wcisnąć jakiegoś faceta.
– Katherina z niesmakiem spojrzała na Lily i Jamesa. Chyba nie obchodziła ich
reszta świata, bo leżeli, czule się obejmowali i co chwilę całowali. Syriusz i
Dorcas też zajęli się sobą, ale przynajmniej nie przeszkadzali. Schowali się za
kotarami na łóżku Blacka i chyba rzucili „Muffliato” bo nie było nic słychać. –
Weźcie przykład z Dorcas i Syriusza. Proszę was.
– Dobra, dobra. – Lily pokazała jej język, a
James w końcu zasunął kotary.
– Od razu lepiej. – Mruknęła i położyła głowę
na ramieniu Remusa. – Nie obraziłabym się, gdybyś mnie zaprosił do Slughorna,
Remusie.
– Katy… – Lupin parsknął śmiechem. – Przecież
nie idę.
– Nie? – Popatrzyła zdziwiona. – Wszyscy idą!
– Ty nie. – Lunatyk pokręcił głową rozbawiony.
– Will nie idzie, ja nie idę, Jess…
– Ja idę! – Uśmiechnęła się blondynka.
– Kto cię zaprosił? – Parkes spojrzała na nią,
a Cay pogłaskała Jane po dłoni.
– Jestem partnerką Jane. – Kartney zakrztusił
się piwem.
– Wyobraźnia cię ponosi? – Katy roześmiała się
i poklepała go między łopatki.
– Tak jakby. – Uśmiechnął się do niej i znów
napił się piwa.
– To wychodzi na to, że zostaję sama, tak? –
Parkes wróciła do tematu.
– Nie sama. Remus i William dotrzymają ci
towarzystwa. – Powiedziała Jane.
– Trójkąt powiadasz. – Katherina uśmiechnęła
się znacząco do dziewczyn.
– Na mnie nie licz. – Lupin ponownie pokręcił
głową. – Pomagam w bibliotece, a poza tym nie pij już, bo zaczynasz mieć
aluzje.
– Czyli zostaję sama z Williamem w przyszły
piątek wieczorem. Cudownie! – Uśmiechnęła się promiennie do blondyna. – W domu
nie będę musiała pisać esejów.
*******
– Nie masz mi za złe, że idę z Jess? –
Zapytała kolejny raz tego popołudnia Jane.
– Nie. – Mruknęła Katherina kończąc esej na
eliksiry.
– Myślałam, że Remus cię zaprosi. Przepraszam
Katy. Poza tym Slughorn zawsze cię zapraszał... – Blondynka spojrzała na nią z
politowaniem.
– Ale nie mam ci tego za złe, ani jemu. –
Uśmiechnęła się lekko. – Myślę, że wasza znajomość z Jess nabierze tempa po tym
spotkaniu. To będzie dobre rozwiązanie dla waszego późniejszego związku.
– Katherina! – Jane rzuciła w nią jaśkiem.
Zaśmiała się, kiedy ta oddała.
– Kiedy wychodzicie?
– Jak Jess wyjdzie. Dorcas i Lily dołączą w
Pokoju Wspólnym z chłopakami. Te to umieją się ustawić. Wyszły pół godziny
wcześniej, a nas mają gdzieś. – Jane poprawiła spódnicę i westchnęła. – Jeszcze
się nie spakowałam.
– Wczoraj to zrobiłam jak mieliście historię magii.
Też nie mam ochoty jechać. – Odłożyła pióro i usiadła na łóżku. – Jak pomyślę,
że poznam swojego przyszłego faceta, to czuję że mam mały żołądek.
– Mały?
– Wiesz… Ściśnięty. – Sprostowała i spojrzała
w stronę łazienki, od której otworzyły się drzwi.
– I jak? – Jess okręciła się wokół własnej
osi. Fioletowa sukienka delikatnie falowała z każdym jej ruchem.
– Pięknie… Piękna. – Przyznała Parkes.
Spojrzała na zegarek i wstała. – Odprowadzę was do Pokoju Wspólnego a potem
pójdę do dormitorium Huncwotów. Remus dopiero za godzinę idzie do biblioteki.
Wyszły do nieco opustoszałego
Pokoju Wspólnego i dołączyły do reszty przyjaciół.
– Udanej zabawy. – Życzyła im Katherina i
pomachała.
– Szepnę słówko Slughornowi, żeby nie
zapomniał o tobie w walentynki. – Lily poklepała ją po ramieniu, a Parkes
uśmiechnęła się.
– Sama go uwiodę. – James spojrzał na nią
lekko obrzydzony. Chyba wyobraził sobie Slughorna i Katherinę… Razem.
– Baw się dobrze. – Pomachali jej, a ona
skierowała swe kroki w stronę męskich dormitoriów. Zapukała i nie czekała na
„proszę”.
– Wreszcie sami. – Powiedziała zmysłowym tonem
i rzuciła się na łóżko Remusa. Ten spojrzał na nią a potem na Williama. – Nie
tęskniliście?
– Bardzo. – Lupin wrócił do swojego zajęcia.
– Widzę, że znów się pocieszasz w objęciach
transmutacji. – Czekała aż Lunatyk znów odpowie jej czymś ironicznym, niby
życzliwym. Nadal ją to rozczulało.
– W nocy zachowuje się ciszej od ciebie. –
Katherina aż otworzyła usta ze zdziwienia i przez chwilę nie mogła nic
powiedzieć. William parsknął śmiechem nie wiedząc dokładnie jak ma to rozumieć.
– Ohoho. – Zdołała powiedzieć. – Odgryzłeś
się!
– Jestem specjalistą od odgryzania. – Posłali
sobie uśmiechy. Tego tez nie umiał zrozumieć Kartney. – Odprowadzicie mnie do
biblioteki?
– Pójdziemy do kuchni? – Spojrzała na Willa, a
ten kiwnął głową. – To idziemy!
*******
– Uwielbiam te spotkania u Slughorna! –
Syriusz wypił ze swojego kielicha sok dyniowy i skrzywił się, jakby było to coś
mocniejszego.
– Taak. Facet ma klasę. Sama elitka szkoły… I
Ślizgoni dla zachowania równowagi. – Zaśmiał się Rogacz, a Łapa mu zawtórował.
– James… – Lily spojrzała na niego karcąco. –
Mógłbyś być milszy… Chociaż jak inni ludzie nie słyszą.
– Przecież każdy wie, że nie lubię Slytherinu.
– Spojrzał na nią równie urażonym wzrokiem, co ona patrzyła na niego. – Bierz
przykład z Dorcas… Wcale nie upomina Syriusza.
– Co? – Meadows spojrzała na niego jakby
dopiero co się ocknęła. Potter machnął ręką, ale Black przyglądał się uważniej
swojej dziewczynie.
– Coś się stało? – Zapytał szeptem, a ona
pokręciła szybko głową. Co miała mu powiedzieć? Twój brat się na mnie gapi i
oblizuje w zmysłowy sposób usta?
– Nic. – Uśmiechnęła się i poszła w stronę
stolika z przekąskami. Odwróciła się żeby sprawdzić czy ją obserwuje, ale James
coś do niego zagadał i teraz to na nim skupił swoją uwagę. Odetchnęła z ulgą.
– Pięknie wyglądasz. – Usłyszała tuż przy
prawym uchu i drgnęła przestraszona.
– Witaj, Regulusie. – Rzuciła cicho wybierając
na talerzyk przekąski. – Dziękuję.
– Dawno nie rozmawialiśmy. – Spojrzała na
niego i uśmiechnęła się delikatnie.
– To prawda. – Odwróciła się do niego i
starała się udawać zaciekawioną. – Co u ciebie?
– Po staremu. Eliksiry, trochę polityki…
Ciekawi mnie co u ciebie. Tęsknię za naszymi rozmowami i przypadkowymi
spotkaniami. – Zbił ją nieco z tropu i poczerwieniała delikatnie.
– Przykro mi, ale mój wolny czas jest już
wypełniony. – Uśmiechnęła się życzliwie, ale czuła jak sztywnie wygląda.
– Gdyby cię znudził starszy z braci… –
Przybliżył się do niej nieznacznie i pogładził po policzku. Nie dane mu było
dokończyć, bo podszedł do nich Syriusz. Meadows już miała coś powiedzieć, ale
została lekko odepchnięta przez swojego chłopaka i z otwartymi ustami
obserwowała to co się działo.
– Zbliż się do niej jeszcze raz, a cię zabiję.
– Kilka, najbliżej stojących, osób umilkło i spojrzało na tę scenę. Dawno nie
widziano braci Black, którzy stali naprzeciwko siebie i mierzyli się
morderczymi spojrzeniami. Wygrał Syriusz, co nie było dziwne, bo górował nad
bratem o głowę i w dodatku widać było bijącą od niego wściekłość. Regulus
skłonił głowę w stronę Dorcas i odszedł w kierunku innych Ślizgonów. Po chwili
wyszli oni z pomieszczenia i to wtedy Black odwrócił się do swojej dziewczyny.
– Co to miało być? – Zapytał nadal wściekły.
– Pogawędka. – Próbowała silić się na spokój,
ale zdenerwowała się, że on się na nią zdenerwował.
– Czego chciał? – Złapał ją za nadgarstek
niezbyt delikatnie i pociągnął w stronę przyjaciół.
– Przypominał sobie stare czasy. – Próbowała
wykręcić rękę z jego uścisku ale nie dało rady. – Syriusz, to boli.
– Przepraszam. – Szybko puścił jej rękę, a ona
spojrzała na niego już nieco łagodniej.
– Wracamy? Położymy się, poleżymy. –
Zaproponowała zatrzymując się nagle. – Uspokoimy.
– Muszę się jeszcze spakować. – Mruknął jakby
do siebie. – Zostań z nimi, a jak wrócisz to przyjdź, dobra? Jakby wrócił, to
trzymaj się blisko Jamesa.
– Dobrze. – Uśmiechnęła się lekko. Chwyciła
jego dłoń splatając z nim swe palce. – Nie myśl o tym.
– Spróbuję. – Odwrócił się i przeciskając się
przez uczniów wyszedł na korytarz.
*******
Dziękowała Merlinowi, za
Williama. Sama nie dałaby rady tyle wynieść z hogwarckiej kuchni. Kiedy doszli
do Pokoju Wspólnego tylko William niósł słodkości, bo Katherina zjadła już to,
co niosła. Prześlizgnęli się przez Pokój Wspólny prawie niezauważeni i weszli
do dormitorium Huncwotów. William odłożył jedzenie na stolik i spojrzał na
Katherinę, która zamykała drzwi.
– Wreszcie sami. – Oparła się o drzwi i
uśmiechnęła do niego.
– Owszem. – Podszedł do niej i kciukiem wytarł
kącik jej ust z kremu. Oblizała jego palec i spojrzała nieco zamglonym
wzrokiem.
– Jesteś za blisko. – Szepnęła kiedy
przybliżył się jeszcze bardziej. Przymknęła powieki i uśmiechnęła się
delikatnie, kiedy odważył się ją pocałować. Sama się do niego przysunęła i
jęknęła kiedy objął ją naprawdę mocno. Teoretycznie nie odrywali od siebie ust
i po omacku kierowali się w stronę łóżka Williama, by na niego opaść. Katherina
przesunęła się nieco robiąc mu miejsce, ale i tak nie był tam długo, bo wolał
być nad nią, niż obok niej.
– Remus… – Wyjąkała, kiedy zaczął całować jej
szyję i obojczyki.
– Wróci za dwie godziny. – Odpowiedział i
ściągnął z niej wełniany sweterek. Westchnął rozdrażniony widząc, że ma jeszcze
jedną bluzkę.
Ułożyła się pod nim nieco
wygodniej i przymknęła powieki. Otworzyła je dopiero wtedy, kiedy poczuła jego
zimną dłoń na swoim brzuchu i to wtedy wstąpiło w nią coś… dzikiego. Usiadła
gwałtownie na łóżku i pocałowała go z nieznaną mu dotąd zachłannością. Sama się
zdziwiła i oderwała się na chwilę, aby spojrzeć mu w oczy. Przygryzła wargę,
kiedy chwycił jej twarz w swoje dłonie i pocałował ją już delikatniej. Nie
odrywając od niego ust rozpięła mu koszulę i nieco niemrawymi ruchami zdjęła ją
z niego. Oblizała usta, kiedy znów przeniósł swoje pocałunki na jej szyję.
Wplotła palce w jego włosy i pocałowała go czule w czubek głowy. Położyła się
znów na poduszce i wymruczała coś, kiedy William dorwał się do jej piersi.
Spali ze sobą dwa razy, ale
zaobserwował u niej pewne powtarzające się zachowania, których nie była
świadoma. Lubił patrzeć na nią kiedy w rozkoszy przymyka powieki i uśmiecha się
lekko. Sam przymknął powieki, kiedy tak ssał i przygryzał skórę jej piersi i
sutki, a ona wbijała delikatnie paznokcie w jego kark, czy skórę głowy.
Prawie nieświadomie uniosła
delikatnie tułów i biodra ku górze, kiedy dłonie Kartney’a przesunęły się
wzdłuż jej talii, ku udom. Masował je przez chwilę okrężnymi ruchami, a
następnie ściskał, gniotąc przy tym jej spódnicę. Wsunął rękę pod jej plecy i
mocował się chwilę z suwakiem. Oderwał usta od skóry jej brzucha i przysiadł
tuż przy jej stopach. Chwycił rąbek spódnicy i powoli ściągał ją z niej. Upadła
miękko obok jego koszuli na podłodze i znów przybliżył się do niej i pocałował
przelotnie w usta. Grube rajstopy po chwili też wylądowały obok łóżka i sam
ściągnął sobie skarpety. Ułożył się obok niej i odgarnął jej z czoła niesforne
kosmyki włosów. Patrzyli tak na siebie chwilę i złączyli się w namiętnym
pocałunku. Objęła go nieśmiało i przytuliła się do niego jeszcze bardziej. Było
jej niemożliwie gorąco i huczało jej w głowie od tej bliskości. Oderwała się od
niego i ucałowała jego policzek najczulej jak potrafiła, a potem pocałowała
jego brodę, drugi policzek, zagłębienie za prawym uchem i uwypuklone jabłko
Adama. Przejechała palcem wzdłuż jego mostka, tak jak robiła to wiele razy.
Ucałowała kilka razy jego klatkę piersiową i usiadła na jego udach. Przejechała
dłonią po jego umięśnionym brzuchu czując jak mięśnie delikatnie drżą. pod jej
dotykiem Oblizała suche wargi i nieco zaczerwieniła się, kiedy zaczęła odpinać
jego pasek. Ręce zaczęły jej drżeć i stała się dziwnie nerwowa. William
parsknął śmiechem, co jeszcze gorzej ją podenerwowało i chyba to wyczuł, bo
przekręcił ją na plecy i to teraz on był nad nią. Przybliżył swe usta do jej
ucha i całował to miejsce z uwielbieniem, co chwilę go przygryzając. Sam zajął
się odpięciem swoich spodni i ściągnięciem ich. Teraz dzielił ich tylko cienki
materiał bielizny. Znów powrócił do jej ust czując przypływ nagłej tęsknoty za
tą pieszczotą. Wsunął jedną dłoń pod jej plecy a drugą pod pośladki i masował
je intensywnie, starając się trzymać ją jak najbliżej siebie. Katherina jęknęła
gardłowo, kiedy palce Williama wsunęły się pod materiał majtek. Czuła, że
uśmiecha się, ale jej było to obojętne. Odchyliła nieco głowę do góry i jej oddech
stawał się coraz cięższy, przerywany cichymi jękami, a William natarczywie
całował skórę w miejscu pod którym znajdowała się tchawica. Nie przestając ją
całować ułożył się nieco na boku i wyjął rękę spod jej pośladka, żeby włożyć ją
z powrotem, ale już od przedniej strony jej ciała. Powoli przesuwał palcem po
jej łechtaczce doprowadzając ją przy tym do szaleństwa.
– William… – Uśmiechnął się sam do siebie,
kiedy przestał ją pieścić, co widocznie jej się nie spodobało. Odsunął się od
niej nieco i ułożył między jej nogami. Pocałował jej kolano, a potem kierował
się wyżej z pocałunkami, masując przy tym delikatnie jej uda. Kiedy nosem
dotykał materiału jej majtek cofnął się i w ten sam sposób potraktował drugie
kolano, z tą różnicą, że jego palce zaczęły ściągać jej beżowe majtki. Odsunął
się ponownie, ściągając jej ostatnią część garderoby bardzo powoli. Spojrzała
na niego zarumieniona, gdy jej majtki znajdowały się już w jego dłoni. Rzucił
je za siebie i posłał jej w powietrzu całusa. Po chwili dormitorium Huncwotów
wypełniło się cichym piskiem, a następnie jękami.
*******
Przekroczył próg swojego
dormitorium i zamurowało go. Po chwili się zreflektował i zaczął kojarzyć
fakty. Powitały go jęki jakiejś dziewczyny, jedna kotara od łóżka Williama była
zasłonięta, a pod jego nogami leżały majtki. Kobiece majtki. Wielki uśmiech
wykwitł na twarzy Blacka i już wiedział co zrobić. Podszedł nieco bliżej i
stanął, starając się nie roześmiać.
– Widzę, że nie próżnujesz, Kartney! – Rzucił
beztrosko i parsknął śmiechem, słysząc przekleństwo, które wypowiedział William
i pisk dziewczyny. Roześmiał się głośniej widząc jak kołdra, która zwisała poza
krawędź łóżka i dotykała podłogi, została szybko wciągnięta. Odczekał chwilkę i
kiedy miał pewność, że William i jego koleżanka są już zakryci odważył się
podejść bliżej i go zamurowało, widząc z jaką koleżanką Kartney się zabawia.
– Katherina?
*******
*Kazimierz Przerwa –Tetmajer
"Moja miła ma cudne usteczka..."
Hahahah, dwie muszą rzucić się na Remusa, a cała reszta ma wygrać w pojedynkę z (wydaje mi się) silniejszymi chłopakami? Powodzenia, dziewczynki :D <3
OdpowiedzUsuńOj, ten rozdział był cudowny! Naprawdę! Tyle mogę powiedzieć.
Bitwa na śnieżki wspaniała.
Wreszcie miałam więcej Jamesa i Lily, choć chcę jeszcze więcej.
Dorcas i Syriusz? To było cudne! No i taki zazdrosny Syriusz i w pewien sposób obrońca <3 *_* Zakochałam się.
Katherina i William? Robią postępy :D
A końcówka i tak najlepsza :D Jestem ciekawa, co będzie dalej!
Buziaczki! :*
Tak szczerze Ci powiem, że przypominam sobie niektóre sceny :)
UsuńZdecydowanie zabawa na śniegu jeszcze się kiedyś pojawi :D
Dorcas i Syriusz mają swoje dobre momenty, szkoda, że nie zawsze, no ale tak bywa :D
Buziaki! :*
Przynajmniej ich związek nie jest nudny :D Przynajmniej z perspektywy czytelnika. Nie wiem, dlaczego Dorcas ma całkiem odmienne zdanie na ten temat :D
UsuńJeszcze do tego nie doszłam, czemu ona ma odmienne zdanie :) Ale to będzie... Kiedyś :D
UsuńOjoj :D coś czuję, że Syriuszowi się dostanie.
OdpowiedzUsuńReguluje jest trochę obleśny xD
Świetne poczucie humoru. Jesteś mocna w dialogach. Scena bitwy na śnieżki też niezła. Czasem ciężko opisać sceny walki,ale ty sobie radzisz.
Och, Regulus. Ogólnie nie lubię typa, ale mnie trochę fascynuje. xD
UsuńNa szczęście jest rzadko, chociaż planuję jeszcze z nim wątek.
Och <3 Miło mi, że doceniasz moje poczucie humoru. :D
Dziękuję, dziękuję! :*
*Regulus
OdpowiedzUsuń