[muzyka]
James siedział z Henrym w
gabinecie dziadka i obaj siedzieli z nietęgimi minami. Wzięli ze sobą kilka
smakołyków, które co chwile przegryzali. Nagle w kominku buchnęły zielone
płomienie i z kominka wyszedł Robert, a następnie Caroline Parkes.
– Wesołych świąt! – Przywitali się radośnie.
– Ależ wyrosłeś Henry! – Caroline przytuliła
chłopaka i przyglądała mu się z nieukrywaną radością. – Dziś wielki dzień, co?
– Tak. – Kuzyn Jamesa uśmiechnął się niemrawo.
– Nawet nie wiesz jak się cieszymy. Mamy
nadzieję, że okiełznasz ją choć trochę. – Ojciec Katheriny zaśmiał się. –
Przysparza wiele problemów.
– Hej, hej, hej... O co chodzi? – Zadał to
pytanie James, ale nikt nie zdążył odpowiedzieć, bo wszedł ojciec Jamesa i
rodzice Henry'ego. Po wymienieniu uprzejmości usiedli na fotelach.
– Jesteście tu oboje, bo najwyższy czas nieco
was wtajemniczyć. – Zaczął Charlus poważnym, nieco przyciszonym głosem. – Voldemort
rośnie w siłę i potrzeba nam więcej ludzi. Przyszła kolej na was, aby wam
zaproponować członkostwo w Zakonie Feniksa. Więcej dowiedzie się w swoim
czasie. Zgadzacie się?
– Wreszcie! – James się uśmiechnął. Już dawno
czekał na tę propozycję. Henry kiwnął głową. – A chłopaki?
– Z Lupinem porozmawia sam dyrektor, bo ma
inną sytuację. Możesz przekazać osobiście Syriuszowi, że jeżeli chce to może
dołączyć. Miałem nadzieję, że tu się dziś zjawi, ale bawi gdzie indziej. –
Zaśmiał się ojciec Jamesa.
– Williamowi zaproponujemy to po kolacji.
Będzie u dziadków, to będzie miał czas na przemyślenie. – Powiedział Robert
Parkes. – Ale póki co cieszmy się dniem!
– Już was zostawiamy... Choć James. – Charlus
i Rogacz wyszli z gabinetu. Tuż po zamknięciu drzwi ojciec Jamesa zatrzymał go
jeszcze. – Wiesz co to znaczy synu?
– Bycie w Zakonie? – Zapytał James, a ojciec
kiwnął głową.
– Jest naprawdę źle. Musisz przygotować Lily.
– Powiedział szeptem Charlus i świat Jamesa legł w gruzach.
*******
– Cieszymy się z oświadczyn Henry! – Robert
klepnął mocno zażenowanego sytuacją "przyszłego" zięcia. – Oczywiście
zgadzamy się na małżeństwo z naszą córką. Po obiedzie zamierzasz dać jej
pierścionek?
– Tuż po deserze! – Henry prawie się rozpłakał
słysząc pisk matki. – Masz pierścionek prawda? Pokaż no go!
– Jaki piękny! – Caroline i Mary patrzyły na
iskrzący się brylancik. Oddały go chłopakowi. – Nawet nie wiesz jak duma mnie
rozpiera! Katherina od dzieciństwa jest w ciebie wpatrzona jak w obrazek!
Zawsze marzyła o ślubie z tobą, a teraz jej marzenia zostaną urzeczywistnione!
Fakt, może nie pokazuje tego, ale uwierz mi, że czekała na ten dzień już dawno.
– Chyba podejrzewała, co dla niej planujemy. –
Zaśmiał się Robert. Usłyszeli dzwoneczek a Tom klasnął w dłonie.
– No to co? Czas na nas. Zapraszamy do
jadalni. – Tom poklepał Henry'ego po plecach. Weszli w wyśmienitych humorach do
jadalni.
– Fałszywy alarm! – Zaśmiała się Dorea. – Ale
siadajcie. Mamy nowych gości i trzeba iść po resztę dzieciaków. Fakt są
dzwoneczki, ale trzeba osobne zaproszenia wysyłać.
– Pójdę po Katherinę! – Zaoferował się od razu
Henry i nawet nie czekał na odpowiedź, tylko szybko zmierzał ku jej sypialni.
Zaczęło już mu się to powoli nie podobać.
– Katy? – Nawet nie zapukał tylko wpadł do
pokoju. Zdziwił się mocno jak Katherina odskoczyła jak poparzona od Williama.
Wyglądali jakby ich złapano na gorącym uczynku, ale nie przejmował się tym.
Zamknął drzwi totalnie spanikowany.
– Tak? – Zapytała blondynka.
– Twoi rodzice już są... – Zaczął i przysiadł
na łóżku. – To jakiś obłęd. Nawet nie wiesz jacy są szczęśliwi z naszych
zaręczyn.
– Zaręczacie się? – Zapytał pustym głosem
Will.
– Nie! – Powiedziała szybko Katy.
– Nie wiem, Katherina! – Henry szarpał swoje
włosy. – Liczą na nas. Twierdzą, że zawsze o tym marzyłaś. Już chyba nawet nam
datę przygotowali...
– Henry ogarnij się! – Parkes zaczęła się
denerwować. – Spróbuj mi się tylko oświadczyć! Odmówię ci. Rozmawialiśmy o tym
wczoraj. To nie mnie się masz oświadczyć. Od dawna marzę jedynie o tym żeby
rodzice zajęli się sobą, a nie mną, bo są upierdliwi i zaraz im oczy wydłubię!
–Spokojnie Katherina, bo będziesz musiała
zjeść wcześniej deser. – Kartney położył dłoń na jej ramieniu. – Jeśli wszystko
jest wyjaśnione, to idziemy na obiad.
– Jesteś pewna? – Zapytał Henry, kiedy
przepuszczał ją w drzwiach.
– W stu procentach. Rób po swojemu. –
Uśmiechnęła się do niego. Zeszli do jadalni, gdzie już prawie wszyscy siedzieli
przy stole.
– A to jest właśnie Katherina. – Przedstawiła
ją jej mama. – To są państwo Storm.
– Miło mi. – Kiwnęła głową do trójki osób. –
Jest jeszcze William.
– A ta urocza mieszanka to Diane. –
Powiedziała Alissa. Trafnie ujęła nazywając córkę Stormów "uroczą mieszanką".
Jej matka miała azjatyckie rysy twarzy, które zostały odziedziczone przez
córkę. Usiedli przy stole nieco spięci. Katy obserwowała co chwilę Diane, która
starała się tylko odzywać do Alissy i to właśnie w drugą stronę miała odwróconą
twarz. Blondynka usłyszała ciche westchnięcie Henry'ego.
– Ona już wie. – Usłyszała ciepły szept przy
uchu.
– Uroczo wyglądacie! – Ciotka Jamesa idealnie
wyłapała moment, bo Katherina chciała odpowiedzieć chłopakowi i wyglądało to
tak, jakby co najmniej chcieli się pocałować.
Byli na straconej pozycji.
*******
– Pyszny obiad pani Ophelio. – Pochwaliła Pani
Storm, a babcia Jamesa uśmiechnęła się radośnie.
– Moja córka oraz synowe ze skrzatami działają
cuda w kuchni. – Zaśmiała się starsza pani.
– To kto ma ochotę na Ognistą? – Zapytał
Charlus. Katy otworzyła usta, ale uprzedzono ją. – Pamiętam Katy.
– Nie, nie. – Robert pokręcił głową. – Nie
pijesz Katherina.
– Tato! – Jęknęła rumieniąc się nieco. – Nie
słyszysz jak mówię przez noc? W celach leczniczych!
– Od szklaneczki nic jej nie będzie. –
Powiedziała matka Henry'ego. – Jedynie będzie bardziej szczęśliwa.
– I zdrowsza. – Dodał Kevin puszczając jej
oczko, a ona pokręciła głową.
– Dobrze już. – Ojciec podniósł ręce w geście
poddania się.
– Zapraszamy do salonu na coś mocniejszego! –
Najstarszy Potter wstał od stołu, a za nim reszta zebranych.
– Gotowa? – Zapytał blondynkę Kevin i puścił
jej oczko.
– Oj bo się zdziwisz. – Mruknęła Parkes.
– Wiesz? – Zapytała szeptem Lily, a ona
kiwnęła głową. Spojrzała w zmartwione oczy przyjaciółki.
– Lepiej nie mogłam sobie tego wymarzyć. –
Uśmiechnęła się do niej. Bo faktycznie. Bajeczny moment na utarcie nosa
rodzicom. Usiadły obok siebie. Lily po swojej prawicy miała Jamesa, a obok
Katheriny usiadł William. Podano alkohol a Sharon, Dorea oraz Mary przyniosły
słodkości i inne przegryzki.
– Ma pani ciekawą urodę, pani Storm. Mogłabym
wiedzieć jakie ma pani pochodzenie? – Zapytała miło Lily, a Katy z
zainteresowaniem spojrzała na matkę Diane.
– Moja babcia była japonką i stąd ta uroda.
Jestem poza tym Georgia. – Uśmiechnęła się do nich i uścisnęła im dłoń.
– Pani Georgio, ale córka to się pani udała.
Rzadko kiedy jestem tak zachwycona czyjąś urodą. – Katy uśmiechnęła się do
Diane. – Wyszła państwu idealna. Słyszałam, że uczęszczasz na kursy...
– Z prawa czarodziejów. – Odpowiedziała za nią
Georgia. – Idzie w nasze ślady. Tam poznałam jej ojca.
– Naprawdę? – Blondynce zaświeciły się oczy.
– Uwielbia takie historie. – Mruknął James
uśmiechając się lekko. William i Lily byli mocno zdumieni, bo nie spodziewali
się po Katherinie takiego bezcelowego gadania i wymieniania uprzejmości.
– Tak... Gary wiele mi pomagał. Byłam świetna
w organizacji pracy i cytowaniu kodeksu, ale oczekiwali też świetnej walki, a z
niej byłam kiepska. – Z ust Katheriny uciekło ciche westchnienie. Gary zaśmiał
się i objął żonę ramieniem. Spojrzała na Diane, która patrzyła na nią z miną
zbolałego psa. Nie mogła się powstrzymać i miała nadzieję, że dziewczyna
zrozumie przekaz. Wskazała podbródkiem na Henry'ego który pogrążony był w
rozmowie ze swoją matka, a następnie pokręciła głową. Diane zmarszczyła czoło.
– Co ty robisz? – Musiała mocno spiąć się w
sobie, żeby nie jęknąć.
– Daję do zrozumienia, że nie interesuje mnie
kuzyn Jamesa. – Odpowiedziała Williamowi do ucha Katy. – Boję się, że jeżeli
czegoś nie zrobię to ona się nie zgodzi.
– Katy! – Lily szturchnęła ją, a blondynka
wyprostowała się. Była kompletna cisza, a Henry wstał.
– Chyba nie będę przeciągał nieuniknionego i
bawił się w romantyczne gadki, bo nawet nie wiem jak to ująć. Mam jedynie
nadzieję, że wszyscy tu obecni będą choć po ćwiartce tak szczęśliwi jak ja. –
Odetchnął głośno i odwrócił się nieco i przeszedł dwa kroki. – Powinienem
najpierw zapytać państwa o zgodę, ale bez urazy, tylko odpowiedź państwa córki
mnie interesuje. Uczynisz mi ten zaszczyt i zostaniesz moją żoną, Diane?
– Och. – Wymsknęło się Alissie, której łzy
zaczęły lecieć po policzkach. Nie tylko jej.
– Oczywiście! – Diane zalała się łzami i cicho
łkając, i śmiejąc się wtuliła się w pierś Pottera.
– Jakie to piękne. – Katherina oparła głowę na
ramieniu Williama i uśmiechnęła się. – Spójrz na rodziców.
– Katy... – Will zaśmiał się widząc nieco
nieswoje miny państwa Parkes.
– Nigdy nie pasowało ci to nazwisko Katherina.
– Usłyszała za sobą głos Kevina, ale nie była to chamska uwaga. – Korzystając z
tej radosnej chwili chciałbym...
– Kevin nie psuj tak piękniej chwili! – Alissa
zganiła starszego brata.
– Chciałbym ogłosić, że również się zaręczyłem!
To nie żart! Ślub w lipcu! – Wykrzyknął radośnie.
– Kevin! – Mary prawie biegła, żeby ucałować
syna. Kiedy odsunęła się od niego, on jeszcze dodał.
– A chrzciny w kwietniu!
*******
Czekała w gabinecie dziadka
Jamesa na rodziców, którzy mieli już wracać na misję. Poprosiła mamę o rozmowę
i miała nadzieję, że zdąży im powiedzieć, to co chciała. Jej mama weszła, cały
czas uśmiechając się promiennie i zasmuciła się na widok córki.
– Tak mi przykro, Katy! – Podeszła do niej i
objęła ją delikatnie ramionami. Spojrzała na matkę i uśmiechnęła się.
– Chciałam o tym porozmawiać. – Spojrzała na
ojca, który patrzył na nią zmartwionym wzrokiem. – Jeśli jeszcze raz będziecie
mi szukać narzeczonego, to odejdę od was.
– Katherino! – Jej matka próbowała być
oburzona, ale zaśmiała się, jakby córka złapała ją na gorącym uczynku. –
Myśleliśmy, że będziecie świetną parą. Od dziecka byliście ze sobą związani, a
ja i Mary marzyłyśmy o tym, żeby nasze dzieci się związały.
– Nigdy więcej mi tego nie róbcie, proszę. –
Spojrzała na nich błagalnie i zdziwiła się, gdy ojciec delikatnie się
uśmiechnął, przez chwilę poczuła się jak mała Katy, której codziennie czytał
książki historyczne na dobranoc.
– Obiecuję. – Powiedziała jej matka
uśmiechając się szeroko.
– Co z dziadkami? – Zapytała i odetchnęła z
ulgą, gdy jej mama parsknęła śmiechem.
– Zaszyli się w Hiszpanii. Na wiosnę mają nas
odwiedzić. – Odpowiedziała jej, a Katy ucieszyła się słysząc te wieści.
Dziadkowie Paesegood od kilku miesięcy nie dawali jej o sobie znać.
– Pozdrówcie ich. – Wzięła głęboki oddech i
miała nadzieję, że głos nie będzie jej drżał. – Przepraszam za to, co się ze mną
działo w wakacje i za to, co robiłam będąc w Hogwarcie. Jest mi bardzo przykro,
że byłam tak głupia i nieodpowiedzialna. Zostałam już ukarana i zrozumiałam
swoje błędy.
– Och, córeczko. – Matka pogładziła jej
policzek, a w oczach Katheriny zalśniły łzy. Spojrzała na ojca, który wyglądał
na ucieszonego z jej postawy.
– Ostatnia sprawa... – Zaczęła ze strachem. –
Zadecydowałam, że po szkole będę chciała zacząć kurs aurorski...
– Co takiego? – Zapytał ją ojciec, jakby nie
usłyszał. – Miałaś po szkole zacząć pracę w Departamencie!
– Jeżeli nie dostanę się na kurs, to pomyślę o
tym. – Powiedziała i hardo spojrzała mu w oczy. – Tak postanowiłam i nic nie
zmieni mojego zdania.
– Katy, córeczko. – Zaczęła jej matka
delikatnie. – Nie chcielibyśmy, żeby ci się coś stało, ale bycie aurorem to
świadome narażenie się na niebezpieczeństwo.
– Wiem. Jestem tego świadoma, ale chcę to
zrobić. – Powiedziała i spojrzała na ojca błagalnie. – Nie jestem słaba i
głupia. Zaufajcie mi proszę.
– Znasz moje zdanie na ten temat i nie zmienię
go. – Powiedział jej ojciec i wszedł do kominka. Chwycił garść proszku Fiuu. –
Dziurawy Kocioł!
– Przykro mi, Katy. – Matka pogładziła ją po
policzku i weszła do kominka, kiedy zielone płomienie zniknęły. Chwyciła
proszek Fiuu. – Bardzo się o ciebie martwimy i chcemy twojego bezpieczeństwa.
Cieszę się, że wyszłaś na prostą. Wszystkiego dobrego, kochanie. Dziurawy
Kocioł!
– Wszystkiego dobrego. – Wyszeptała Katy, gdy
jej mama zniknęła w zielonych płomieniach.
*******
– Ładny dom. – Powiedziała Katherina, gdy już
podniosła się ze śniegu. – Chyba nigdy nie nauczę się normalnie lądować po
świstokliku.
– Chodź. Pewnie nie zauważyli naszego... –
Zaczął William, ale przerwał mu krzyk.
– Will! – Zza domu dość szybkim krokiem szła
starsza pani.
– Babcia! – Blondyn podbiegł do niej i ją
mocno przytulił.
– Schudłeś od wakacji. Niech no cię dziadek
tylko zobaczy. – Pieszczotliwie uszczypnęła go w policzek. – Ooch.
– Dzień dobry! – Katherina pomachała
staruszce, która spojrzała na Williama z wielkim uśmiechem.
– Witaj, Katherino! – Blondynka podeszła wolno
do babci Willa i podała jej dłoń. Mocno się zdziwiła, gdy ta przytuliła ją. –
Jesteś taka piękna.
– Dziękuję. – Uśmiechnęła się dość nieśmiało i
przez chwilę stali w bardzo krępującym milczeniu.
– Gdzie dziadek? – Zapytał blondyn.
– Gra w karty. Będzie wieczorem. – Chodźcie do
środka, szybko!
Katherina była pełna podziwu
wigoru babci Williama. Weszli za nią do domu.
– Tu jest cudownie. – Katy westchnęła chłonąc
wnętrze kuchni urządzone w starym stylu. Suszone warzywa wisiały na ścianach,
szpargały pochowane były w regałach i szafkach, a w pomieszczeniu unosił się
przyjemny aromat przypraw.
– Wiedziałem, że ci się spodoba. – Will podał
jej kubek z kawą.
– Każdemu się podoba. – Jego babcia usiadła naprzeciw
z uradowaną miną.
– Za każdym razem to mówisz. – Chłopak zaśmiał
się i usiadł obok Parkes.
– Nie wyglądasz mi na diabełka. – Posłała jej
szczery uśmiech.
– Babciu... – Zaczął Kartney.
– No co? Jej rodzice przedstawiają ją w takim
świetle jakby, groził jej Azkaban. – Podsunęła talerz z pierniczkami.
– Pozory mylą. – Katherina zaśmiała się i
poczęstowała się piernikiem.
– A jak szkoła? – Zapytała staruszka nie
drążąc tematu Katy.
– Dobrze. Nawet bardzo dobrze. Uczę się być
animagiem. – Wyprostował się dumnie a babcia dwa razy zaklaskała w dłonie.
– Dodatkowy atut przy rekrutacji na kurs.
Martwi mnie trochę to, że idziesz w ślady matki. – Pogładziła jego dłoń. – Po
kursie przywiozła nam ciebie, ale nie oczekujemy, że zrobisz to samo.
– Babciu. – Will jęknął wyraźnie przygaszony.
– Żartuję kochanie... Nawet nie wiesz jaka
jestem dumna. Wiesz jak sobie radzić z ciężkimi tematami, tak? – Posłała mu
smutny uśmiech.
– Jak? – Parkes spojrzała na nią.
– Zacznij z tego żartować. Od razu się robi
raźniej. – Puściła jej oczko i spojrzała na zegar. – Przykro mi, ale miałam
dołączyć do dziadka. Niedzielne spotkania... Chcecie iść ze mną?
– Odpoczniemy babciu. – William posprzątał
kubki i talerzyki. – A ty baw się dobrze!
*******
– James? – Lily weszła powoli do jego sypialni
i zastała go na studiowaniu Mapy Huncwotów. – Coś ciekawego?
– Nie wiem. – Mruknął cicho i stuknął końcem
różdżki pergamin. – Koniec psot!
– Jaki koniec? – Jęknęła. Chciała popatrzeć na
mapę przez chwilę.
– Jane ma się dobrze. Albo siedzi w
bibliotece, albo w dormitorium, czasem idzie coś zjeść i patroluje korytarze.
Nie powinnaś się martwić. – Przyciągnął ją do siebie i objął ramieniem.
– Co z Sylwestrem? – Zapytała wtulając się
bardziej w jego ciepły tors.
– Kevin trochę namieszał, ale tata urabia
dziadków i wujostwo. Jak się uda to tutaj urządzimy coś na szybko. Ściągniemy
Dorcas, Syriusza, Jess, Katy i Williama. Jane chyba się nie uda wyciągnąć z
Hogwartu. Z tego co mi wiadomo Dumbledore nikogo nie wypuści. Wiesz... Albo
przed świętami albo wcale. – Objął ją mocniej i wciągnął głęboko powietrze. –
Lily?
– Tak? – Czuła jak się spina i nieco odsunęła
się od niego.
– Wiesz, że idzie wojna, prawda? – Zapytał
drżącym głosem. Kiwnęła głową. – Boję się.
– Nie ma czego. – Musnęła wargami jego
podbródek. – I tak zwyciężymy.
Zwyciężymy? James objął ją mocniej, starając się nie rozpłakać.
Musiał ją chronić, walczyć... A jak zwyciężymy
to potem będzie musiał o nią walczyć. O przebaczenie.
Jak zwyciężymy.
*******
– Patrzymy? – Katherina i William siedzieli na
podłodze w pokoju chłopaka. Między nimi była koperta, którą zabrali z domu
blondynki.
– Dobra. – Wziął kopertę i wyjął z niej kilka
kartek. Rozłożył je delikatnie na dywanie. Trafiły się cztery fotografie, trzy
listy i pergamin z notatkami. Katherina popatrzyła na fotografie w czasie, gdy
William zajął się czytaniem. Zauważyła zdjęcie ze szpitala jak była
noworodkiem. Widziała już kilka swoich zdjęć z tego okresu, więc nie miała
problemu z odgadnięciem kim jest dzidziuś na zdjęciu. Spojrzała na następną.
Dość podobny dzidziuś tylko, że z widoczną plamką w kształcie kleksa na prawej
piersi. Kolejne zdjęcie... To samo dziecko ale inne zbliżenie. Jeszcze jedno
zbliżenie. Ona i to samo dziecko.
Obok siebie w szpitalnym łóżeczku. I jej mama.
Katherina i William.
Oczy zaszły jej mgłą, a myśli szybko
kotłowały się w jej głowie.
Tajemnice rodziców.
Zamknięty gabinet.
Pudło na strychu z rzeczami dla chłopczyka.
William...
Jego matka przyjechała już z nim.
– Katy... – Williama głos się załamał.
– Nic nie mów. – Nie zauważyła kiedy się
popłakała. Wzięła kilka oddechów i odebrała od niego pergaminy.
Znaleziony.
Matka nie żyje.
Magicstadt.
Nikt nie wie kto jest ojcem.
Tak, przyjechała do nas już z synem.
Będziemy w kontakcie.
Testy wykazały zgodność materiału biologicznego, Maria Jerkins,
pielęgniarka Szkoły Magii Magicstadt.
– Bliźnięta.
**************
Przepraszam za wszelkie błędy.
Coś ruszyło.
Trzymajcie kciuki!
Tworzę!
Wesołych Świąt Kochani!
SBlackLady
Pod spodem pojawi się komentarz... Już miałam się poddać dzisiaj, ale długość mnie przekonała. Po raz pierwszy ucieszyłam się z krótkiego rozdziału :) Ogarniam się i biorę za czytanie :)
OdpowiedzUsuńUdało mi się! Komentarz miał być jeszcze później, ale współlokatory okupili łazienkę, więc stwierdziłam, że skorzystam z chwili.
UsuńNa początku chciałabym powiedzieć, że odgapiłam pomysł i gdy dziś robiłam zakupy, weszłam szybko jeszcze po świeczki i także kupiłam pierniczkowe, tak mnie natchnęłaś! A teraz czytam sobie świąteczny rozdział i słucham kolęd i jeszcze gorącą herbatkę popijam :)
Rozdział, mimo że krótki, spodobał mi się :)
Może to dlatego, że był trochę szczęśliwszy od poprzedniego. Spodobały mi się zaręczyny. Czuć, że musiałaś cierpieć na mniejszą wenę, bo opisy były dużo krótsze, ale nie przeszkadza mi to, nie każdy rozdział musi mieć po 15 stron, a temu mniejsza ilość słów na jakości nie odejmuje :)
Bardzo się też cieszę, że Katherina porozmawiała z rodzicami. Nawet jeśli ojciec wciąż nie do końca godzi się z jej decyzją, to przynajmniej mama coraz bardziej ją rozumie, a to zawsze coś :) Miła odmiana dla ich odwiecznych wymagań.
James i Lily... Męska rozmowa Charlusa z Jamesem skradła moje serce, a później te przemyślenia Jamesa... Aż mi się serce krajało, bo te przemyślenia zawierały w sobie tylko jedno: "zrobię wszystko, żeby ją ochronić, nawet jeśli będę musiał zabić". Wzruszyło mnie to <3
Co do Williama i Katheriny... Nosz toć ja w to nie wierzę, wmówiłam sobie, że to Paul jest bratem Katheriny i staram się nie dać sobie wody z mózgu zrobić :D Choć fakt, że mam coraz większy mętlik... No i fakt, że przeżyli swoje, a tu taka informacja... :O Nie chciałabym być teraz na ich miejscu :( :/
No nic, zostaje mi tylko czytać dalej, żeby dowiedzieć się co i jak :)
Choć nie wiem, czy jutro uda mi się tu dotrzeć, zapowiada mi się ciężki tydzień, więc za mniejszą aktywność z góry przepraszam :(
Pozdrawiam cieplutko! Buziaczki! :*
Ada
Hey, how you doin'? :D
UsuńPierniczkowe świeczki? Taki plagiat to ja popieram! :D
Nie wiem, czy wspominałam, ale rozdziały 1-10 pisałam praktycznie od początku i to w lutym tego roku, od 11 w górę są tylko lekko poprawiane, więc większość to już naprawdę z tego mojego "młodszego" okresu :D
Katherina w tym rozdziale jest troszkę dojrzalsza :) Na spokojnie powiedziała rodzicom, nie robiąc przy tym awantury :D
Co do Katheriny i Williama, to wszystko się powyjaśnia, tylko trochę cierpliwości :)
Rozumiem :D Rzeczy ważne i mniej ważne :)
Powodzenia! Przeczołgaj się jakoś przez ten tydzień! :D
Buziaki! :*
Mam wiele zalet, ale cierpliwość nie jest jedną z nich :( Zdradzisz mi chociaż, ile rozdziałów ta moja cierpliwość będzie musiała znieść? :(
UsuńOgólnie to Katherina nie będzie w to wierzyła, ale takie 100% pewności będzie miała w rozdziale 24 :D
UsuńDobra, tyle to przeżyję :D
OdpowiedzUsuń