[muzyka]
–Katherina! – Krzyk? Nie. Odległy głos, który
ją dopadł w środku pustki. Ciemności. Bieli. Zimna. Gorąca jej skóry.
Unosi się i bezwiednie lewituje
zaledwie półtora metra nad ziemią. Czuje błogość, czuje senność.
Na skraju uczuć. Stąpa niepewnie
na cienkiej linii.
Czy to śmierć?
Jak tak, to jest piękna. Bardzo
piękna.
Jej zielony płaszcz, blond włosy
rozwiewane wiatrem i ona. Latająca.
Żałowała. Bardzo. Kilku rzeczy,
ale i tak śmiała się.
Rachunek sumienia?
Była wredna. Była samolubna. Była
egoistką. Była pewna siebie. Była nieodpowiedzialna. Była niedojrzała. Była
nieświadoma. Była leniwa. Była nieuczciwa. Była nieczuła. Była zimna. Była...
Katy... Miękki szept przerwał jej litanię.
Wytrzymaj... Kolejny miękki, rozgrzewający szept.
Kocham Cię.
Jej rozgrzeszenie.
*******
– Daj ją tu! – Babcia Williama otworzyła drzwi
do salonu, a następnie za pomocą czarów przesunęła kanapę bliżej kominka.
Blondyn położył delikatnie Katherinę na meblu i zdjął z niej płaszcz.
– Jest wyziębiona. – Starsza pani przyłożyła jej
rękę do policzka. – Przynieś kołdrę i koce z pokoju. I poduszkę!
William szybko wyszedł i pojawił
się z powrotem. Przykrył Katy warstwą z kilku koców i kołdry. Jego babcia
wyszła do kuchni, a on kucnął obok kanapy i zaczął rozcierać jej prawą dłoń w
swoich dłoniach.
– Co jej strzeliło do głowy? – Zapytała go
babcia, która wróciła z dwoma słoikami, a w nich tańczyły niebieskie ogniki.
Włożyła je między stopy dziewczyny.
– Zdenerwowała się. – Powiedział nadal
rozgrzewając jej dłoń.
– Nie wygląda na wariatkę. – Mruknęła
staruszka siadając w fotelu.
– Dowiedziała się czegoś, to rodzinne sprawy.
– Przyłożył jej dłoń do warg i dmuchał ciepłym powietrzem.
– William... – Zaczęła poważnie Rachela. –
Zastanowiłabym się na twoim miejscu kilka razy. Domyślasz się chyba, co się stanie
jak zaczniesz mieć z nią bliższe relacje? Ostatnim razem, jak u mnie byłeś, to
wyzywałeś ją od nadętych rozpieszczuchów, a dziś nie dość, że nadęta nie jest
fizycznie ani psychicznie to i chyba zrobił się z niej pieszczoch. Zastanów się
czy warto...
– Babciu... – Kartney spojrzał na nią, a ona
od razu wiedziała, co miał na myśli.
– Żartujesz sobie? Myślisz, że nie wiem, co ją
tak zdenerwowało? Widziałam te papiery, jak po nią poszedłeś. Masz się ogarnąć
William, bo to po prostu będzie destrukcyjne. Dla ciebie najbardziej, bo to ty
się w niej durzysz. Zastanów się ile im zawdzięczasz... – Zaczęła, ale jej
przewał.
– Wiem... Nic nie wiedziałaś? – Zapytał ją, a
ona pokręciła głową.
– Zjawili się nagle, przedstawili wszystko
rzeczowo, dużo rzeczy się zgadzało. Uznaliśmy z dziadkiem, że nie poradzimy
sobie z twoimi hormonami i żałujemy tego, że nie zostałeś z nami, bo dobrze wyrosłeś,
ale bez nich też byś sobie dał radę. – Pani
Kartney spojrzała na niego i uścisnęła mu dłoń. – Wychodzi na to, że wszystko
co mówili jest prawdą, ale w głębi serca, nie mogę uwierzyć, że Natalie zrobiła
coś tak strasznego.
*******
Wbrew oczekiwaniom Katherina
zaczęła szybko zdrowieć. Następnego dnia po wyziębieniu dobrze znosiła eliksiry
wzmacniające i czuła się coraz lepiej. Faktycznie, musiała jeszcze leżeć w
łóżku, ale po wizycie znajomego medyka i wzięciu kilku eliksirów czas jej
kuracji skrócił się. Myślała przez ten czas nad tym, czego się dowiedzieli z
Williamem. Jej zdaniem "dowody" rodziców nie trzymały się kupy.
Wiedziała, że zrobili wszystko żeby znaleźć zaginionego syna, ale chęć
odzyskania go, przysłoniła im zdrowy rozsądek. Tylko jak niby miała to
udowodnić? Od czego zacząć?
– Dzień dobry. – Babcia Kartney'a weszła do
jej pokoju. – Dostałaś list.
– Niech pani poczeka. – Zatrzymała ją nagle,
gdy chciała wyjść. – Możemy porozmawiać?
– Oczywiście. – Rachela usiadła na fotelu obok
jej łóżka i czekała, aż Katherina zacznie.
– Jak się pojawił tutaj William? Wiadomo, że
nie znał ojca. Jego mama przyjechała już po jego narodzinach. Kiedy to się
wszystko zdarzyło? – Zapytała, a staruszka westchnęła.
– Tak było rzeczywiście. Zjawiła się dokładnie
6 listopada 1959 roku. Nie widzieliśmy jej prawie dwa lata, bo wyjechała na
kurs. Mówiła, że ojcem dziecka był jeden z kursantów, ale nie chciała
powiedzieć który.
– A William? Według metryki jest rok starszy.
Wyglądał na noworodka, czy na roczne dziecko?
– Już zaczynał chodzić i nazywać po swojemu
rzeczy. – Pani Kartney zamknęła różdżką drzwi. – Wyciszyłam je. Na początku,
kiedy pojawili się u nas twoi rodzice uważałam, że William nie jest twoim
bratem. Dla mnie nic się nie zgadzało, ale potem odświeżyłam pamięć. Istnieją
eliksiry czarno –magiczne, które przyspieszają dorastanie dziecka, dawniej
robili to potężni, źli magowie, aby mieć więcej ludzi w szeregach. Taki
człowiek jest psychicznie zdewastowany. Skory do złego. Nie twierdzę, że moja
córka była zła, żeby coś takiego zrobić. Po prostu nie wiemy co się działo z
nią w czasie kursu. Rozum mi tak mówi, ale serce moje powtarza słowa Natalie. –
Posmutniała i pogładziła ją po dłoni
– Ale William nie jest zły. – Katherina powoli
się gubiła.
– Nie jest. Ale to co jest między wami jest
dewiacją, Katy. To co was łączy nie jest przeznaczone dla rodzeństwa. –
Wytłumaczyła Rachela głaszcząc jej dłoń.
– To co nas łączy? – Powtórzyła drżącym
głosem.
– William nie traktuje cię. jak zwykłej
koleżanki, ani jak siostry. Widzi w tobie kobietę. Obiekt pożądania i miejsce
gdzie ulokował swoją miłość. Tak nie powinno być. – Wstała z fotela. – Nie wiem
jaka jest prawda. Są sprzeczne informacje. Natalie mało nam mówiła, nie
prowadziła pamiętnika, nie miała przyjaciółki. Nikt nie wie, co zaszło na
kursie i po nim. Musicie jakoś sobie z tym poradzić i poczekać na wyjaśnienia
rodziców.
– Pani Rachelo?
– Tak, Katy?
– Co teraz? – Błagała o sklejenie serca.
– Nie mam pojęcia, dziecko. – Katherina
zaszlochała, gdy drzwi zamknęły się za kobietą. Otworzyła list i wypadła z
niego prawie pusta kartka.
"Pierwszy pocałunek w Nowym
Roku, będzie Twoim ostatnim."
*******
Lily obserwowała Jamesa, który
sprawdzał ostatnie szczegóły przyjęcia Sylwestrowego do którego zostały niecałe
cztery godziny. Zgodnie z rozporządzeniami jego wujostwa, rodziców i dziadków
już nie było, została sama młodzież, która zajęła się przygotowaniem samych
siebie. Lily, zgodnie z kolejnym rozporządzeniem Jamesa, była już gotowa.
Siedziała na kanapie i czekała, aż na swojej liście odhaczy ją. Usiadł obok i
westchnął ciężko.
– Jak się nie uda, to będzie wstyd. –
Powiedział i oparł głowę na jej ramieniu. – Za niedługo powinna być Katherina i
William, a jeszcze chwilę później Dorcas i Syriusz. No i jeszcze Remus, Jess i
może Alicja i Frank.
– Wymieniłeś jakby byli parami niektórzy. –
Zaśmiała się Lily. – Szkoda, że Jane nie będzie...
– ...pewnie siedzi z nosem w książkach i nie
myśli się oderwać. Zawsze się dziwiłem tej waszej przyjaźni. Wiem, że Jane jest
waszym nieodłącznym elementem, ale trzy przebojowe dziewczyny i kujonka. Trochę
coś wadzi. – Mruknął z przekąsem.
– Przyjaźń nie polega na byciu razem
przebojowym. U was też tak jest. Dwóch przystojniaków, kujon i niedojda...
Myślałam, że po twojej przyjaźni wiesz, że chodzi o coś głębszego. –
Wytłumaczyła Lily a Potter się zaśmiał.
– Baby mają inaczej. – Ruda zaśmiała się, bo
wypowiedź Jamesa brzmiała jak "ja mam rację". Nie odzywała się już.
– Ma tu wpaść jakiś facet z Ministerstwa.
Sprawdzi jedno zaklęcie ochraniające, weźmie dokumenty, które zostawił ojciec i
pójdzie. Miał już być chyba. Gorzej jak przyjdzie gdy już się zacznie. – Lily
słuchała tak jego niezadowolonego tonu i patrzyła za okno. Zobaczyła w oddali
dwie ciemne postacie.
– Już są! – Wstała szybko i pobiegła do drzwi.
Otworzyła je, kiedy te dwie osoby stały już na werandzie.
– Już się szykujesz do roli pani domu? –
Zażartowała Katherina i przytuliła Lily. – Cześć James.
– Witajcie w moich skromnych progach. – Oparł
się nonszalancko o rzeźbioną framugę drzwi.
– Okropnie się urządziliście. – Katy
uśmiechnęła się złośliwie i wcisnęła mu w ręce torebkę z Ognistą Whisky. –
Tylko proszę tego nie potłuc. To mój partner.
– Oczywiście. Coś jeszcze? – Potter skłonił
się przed nią.
– Czy pokój już gotowy? – Zapytała a on kiwnął
głową. Odwróciła się do Williama. – Ej ty! Wnieś to na piętro do
najładniejszego pokoju w tym lokalu.
– Awansowałem na parobka. – Will szturchnął ją
kufrem, gdy przechodził obok niej.
– Ostrożnie! – Rozmasowała sobie udo.
– Jak zdrowie? – Zapytała ją Lily w drodze do
salonu.
– A nie narzekam. Już prawie jestem zdrowa.
Uwielbiam te fotele. – Katherina opadła miękko na mebel.
– Jak dziadkowie Williama? – Zapytał James. –
Straszni?
– Tak jak twoi. – Uśmiechnęła się. – Cudowni
są.
– Czekajcie chwilę. – James wstał słysząc
pukanie do drzwi. Po chwili wrócił do salonu prowadząc zapewne współpracownika
ojca. Katherina oderwała wzrok od sztuki w salonie i spojrzała na mężczyznę.
Patrząc na niego i na Jamesa mogła spokojnie określić różnicę lat między nimi.
Oszacowała ją na około dziesięć lat. Był brunetem jak James, ale jego oczy były
niebieskie, chociaż lewe oko wydawało się być trochę ciemniejsze. Miał delikatny
zarost na twarzy, a włosy lekko potargane. Musiał wracać z pracy bo był w
szacie aurora.
– Zaraz przyniosę panu te dokumenty. –
Usłyszała zanim James wyszedł.
– Witam. – Uśmiechnął się do nich miło. –
Tobias Leven.
– Lily Evans. – Ruda przedstawiła się, a on
ucałował jej dłoń.
– Katherina Parkes. – Wstała i również
pocałował jej dłoń.
– Wiele o tobie słyszałem – Katy podniosła
brwi do góry. – Jesteś kuzynką Jamesa, tak?
– A tak, tak. Pewnie same złe rzeczy. –
Myślała, że znów jej ojciec coś namieszał, albo Charlus coś powiedział. Zaśmiał
się.
– Zależy, jak na to patrzeć. – Ciepłe ogniki w
jego oczach sprawiły, że Katherine zrobiło się miękko w kolanach. Lily zza jego
pleców unosiła kciuki do góry i udawała, że mdleje.
– Nikt nie patrzy na moje poczynania przychylnym
okiem, ani nie chwali mnie za to. – Uśmiechnęła się lekko.
– Myślałem, że chodzi ci o twoje umiejętności,
a nie o całą resztę. – Zaśmiał się serdecznie i ona też się zaśmiała.
– Już są. – James pojawił się obok niego i dał
mu teczki. Podziękował skinieniem głowy.
– Udanej zabawy i szczęśliwego nowego roku! –
Pożegnał się i znów ucałował dłonie dziewczynom.
– Wzajemnie. – Odpowiedziały prawie
równocześnie Lily i Katy. Wyszedł z salonu i blondynka znów opadła na fotel.
– Sławna jesteś. – Stwierdziła Ruda z
przekąsem.
– Nie ja, tylko to co mi się dzieje. Jak mi
przejdzie, to znajdą sobie nową maskotkę. – Stwierdziła Parkes i wstała. –
Położę się jeszcze na chwilę.
– Pospiesz Williama, wszyscy mają być gotowi,
za równo pół godziny zaczyna się impreza... – Przerwał jej dźwięk dzwoneczka. –
Pewnie to Dorcas!
*******
Katherina stała pod ścianą sącząc
Ognistą ze szklanki. Muzyka głośno leciała z szafy grającej, a towarzystwo
piło, tańczyło i rozmawiało. Stała już dłuższą chwilę sama i cieszyła się, że
może poobserwować, bo nie chciała rozmawiać. Kątem oka zobaczyła, że Syriusz z
Jamesem wychodzą – pewnie szykować fajerwerki, bo za godzinę miał się zacząć
nowy rok. Lily, Jess i Dorcas rozmawiały o czymś zawzięcie z kuzynkami Jamesa i
Williamem. Remus, tak jak ona, stał koło ściany popijając alkohol. Nie dziwiła
mu się, że jest wycofany. Pełnia skończyła się kilka dni temu i nie wyglądał
zbyt dobrze. Kilka kolejnych zadrapań do kolekcji. Zauważyła, że wznosi do niej
toast, a ona uśmiechnęła się i odpowiedziała tym samym. Obserwowała dalej
resztę znajomych i zamyśliła się.
– Hej. – Drgnęła lekko czując szybkie ukłucie
na lewym ramieniu.
– Kevin! – Masowała sobie bolące miejsce. –
Delikatniej.
– Stało się coś? Humor jak widzę nie dopisuje.
– Stuknął w jej szklankę butelką z której pił.
– Świat mi się wali na głowę. Jak kiedyś wyjdę
spod gruzów i zbuduję nowy świat, to ci opowiem. – Mruknęła wyprzedzając kilka
jego pytań.
– Czekam. – Uśmiechnął się zawadiacko.
– Przygotowany do roli taty? – Zmieniła temat
na bardziej milszy.
– Wcale. – Pociągnął łyk z gwinta. – Boję się.
Wiesz co się dzieje. Niby w Stanach jest bezpieczniej, ale już w tym siedzę i
nie wiadomo co będzie.
– Jesteś w Zakonie? – Spytała zdumiona, a on
kiwnął głową.
– Jak trzy czwarte rodziny. Szykuj się, bo
twoja kolej tez nadejdzie. – Uśmiechnął się smutno. – Szkoda.
– Czego?
– Ciebie, Katy. – Pogładził jej policzek i
pocałował w czoło. – Myślałem, że będziesz moją bratową. Henry mnie woła...
Pogadamy później.
I zostawił ją totalnie
zdezorientowaną.
*******
James usiadł za biurkiem dziadka
i wyjął butelkę Ognistej Whisky. Polał sobie i Syriuszowi.
– Jakaś okazja? – Zapytał Syriusz delektując
się smakiem alkoholu. – Wyglądasz jak twój dziadek. Tylko młodszy.
– Pasuje mi to krzesło. – Uśmiechnął się i
pobujał na wygodnym fotelu. – Rozmawiałem z ojcem.
– No i? – Black odgarnął kosmyki włosów z
czoła.
– No i dołączymy do Zakonu. – Powiedział
powoli Potter.
– Żartujesz? – Syriusz zaśmiał się i wydał
okrzyk radości. – Wreszcie!
– Tylko jest problem. Ciemna strona tego. –
James przechylił szklankę i opróżnił ją. – Dziewczyny. Lily i Dorcas.
– Co z nimi? – Zapytał Black.
– Musimy być wolni. Ojciec powiedział, żebym
zerwał z Lily. Myślę, że tak samo musisz zrobić z Dorcas. – James znów sobie
nalał.
– Żartujesz sobie? – Mina Blacka nie wyglądała
za ciekawie.
– Im szybciej tym lepiej dla nich.
– Dlaczego? Myślałem, że...
– Będziemy narażeni na niebezpieczeństwo kilka
razy bardziej niż teraz. Nie możemy ich narażać. Lepiej teraz się rozstać, żeby
potem nic im się nie stało. Też uznałem to za niedorzeczne, ale to ma sens.
Ojciec radzi żebym ją przygotował. – James spojrzał na przyjaciela. – Nie ma
wyjścia. Oby to szybko się skończyło.
– Dobrze, że powiedziałeś mi to teraz, a nie
za półtora godziny. – James spojrzał na niego zdziwiony. Ton jego głosu
przepełniony był goryczą. Błagał w duchu aby Black się nie rozpłakał, ale nagle
zrozumiał.
– Chciałeś... dziś? – Przepełnił się smutkiem,
kiedy przyjaciel kiwnął głową. Dolał alkoholu i wyszli dopiero, jak skończyli
butelkę.
*******
Wielki huk wystrzeliwanych
fajerwerków na przemian z odkorkowanymi szampanami przez chwilę ją ogłuszył.
Masa ludzi przewijała jej się przed twarzami. Wymieniała z nimi uściski i
życzenia noworoczne. Niektórych nie potrafiła odróżnić w ciemności, którą
rozjaśniały sztuczne ognie i alkohol zamroczył jej umysł. Obejrzała się wkoło i
widziała całujące się pary oraz ściskających przyjaciół. Nagle została porwana
w uścisk i mimowolnie odwzajemniła gest.
– Szczęśliwego Nowego Roku i żeby wszystko się
wyprostowało! – Ten głos rozpoznałaby na końcu świata. Poczuła, że odsuwa się
od niej i wtedy poczuła jego alkoholowy oddech, ocieplający jej nos i policzek.
Spojrzała mu w oczy i przepadła. Uwielbiała to rozlewające uczucie gorąca,
kiedy próbował ją pocałować. Najpierw czuła ciepło jego oddechu, potem nos
łaskoczący jej policzek, a następnie jego język muskający jej dolną wargę, a
jeszcze następnie jego usta zamykające się na jej wargach w pocałunku. Z
entuzjazmem zrewanżowała się słodką pieszczotą, jeszcze bardziej chwytając się
jak małpka jego ramion. Całowali się zachłannie, szybko i nagle wszystko
ustało. Odsunęli się od siebie gwałtownie, oddychając głęboko. Kubeł zimnej
wody.
Rozejrzeli się i odetchnęli z
ulgą, bo nadal było głośno i każdy był zajęty okrzykami i życzeniami.
Prawie każdy.
Syriusz uśmiechnął się lekko znad
ramienia szatynki, którą teraz był pochłonięty, a raczej ona nim. Widział jak
jej brązowe oczka patrzą na niego z uwielbieniem. Miał nadzieję, że Frank go
nie zabije za zbałamucenie kuzynki, z którą przytulał się zbyt długo.
– Syriusz? – Usłyszał jej głos jakby z oddali
i wrócił na ziemię.
– Wszystkiego dobrego, Juliet. – Uśmiechnął
się do niej nonszalancko, huncwocko. Uśmiech ten nie wróżył niczego dobrego.
Nagle ogarnęła go panika. Nie będzie już
odwrotu... Zagłuszył sumienie wpijając w usta szatynki swoje wargi. Alkohol
na szczęście pomógł mu się rozluźnić. Czuł dłonie Juliet na swoich plecach i
ciągnął ten moment w nieskończoność, do chwili aż pękło mu serce... Nie tylko
jemu.
– Syriusz? – Usłyszał za sobą i dopiero po
kilku sekundach zdecydował się przerwać pocałunek. – Och... Nie przeszkadzaj
sobie.
Obejrzał się, ale już jej nie
było. Widział tylko jej plecy oddalające się w stronę domu Potterów. Po chwili
poczuł piekący ból prawego policzka. Nie zauważył jak podeszła do niego Lily.
– Odbiło ci? – Pchnęła go lekko, a on poleciał
miękko jak szmaciana lalka na śnieg i wylądował twardo na tyłku. – Jesteś
kompletnie pijany! Mam nadzieję, że chociaż to cię trochę uratuje!
*******
Wiedziała, że plan trzymania
Williama na dystans przepadnie równie szybko jak i powstał. Jej wewnętrzne
uwielbienie jego osoby, alkohol i cóż... zakazany owoc sprawiły, że sprawy
potoczyły się tak, a nie inaczej.
Na jednym pocałunku się nie
skończyło. Faktycznie, odeszli od siebie na chwilę, by po kilku minutach
dziwnym trafem do siebie wrócić. Ze zdwojoną namiętnością. Parkes mimo
zamroczenia alkoholem rozglądała się, czy czasami nikt ich nie obserwuje.
Jamesa straciła gdzieś z oczu, Lily biegła za Dorcas, Syriusz leżał na śniegu a
Remus... A Remus i Jess świętowali Sylwestra pijąc na przemian szampana z
gwinta. Kuzyni Jamesa zajmowali się fajerwerkami a kuzynki zajęte były
składaniem życzeń. Szli trzymając się za ręce do domu. Przeszli całą trasę w
milczeniu, zatrzymali się na chwilę w przedpokoju żeby zostawić płaszcze i
buty, William dopiero się do niej odezwał jak zamknął drzwi do ich wspólnego
pokoju.
– Gdyby wiedzieli jak jest między nami, to nie
daliby nam wspólnego pokoju. – Mruknął przyciskając ją do drzwi.
– Rzeczywiście. Lily ma osobny pokój... – Westchnęła
cicho patrząc mu w oczy. Odpięła jeden guzik koszuli, tuż przy szyi. – Na pewno
wiedzą... Że niby jesteśmy rodzeństwem. Will?
– Tak? – Odsunął się na chwilę, kiedy usłyszał
jej poważny ton.
– Nie uważasz, że jesteśmy rodzeństwem,
prawda? Ja uważam, że to bzdura i będę próbowała to udowodnić jakoś. Ale ty...
Nie sądzisz, prawda? – Zapytała patrząc mu w oczy, praktycznie nie mrugając.
– Tak, Katy. Nie uważam, żebym był twoim
bratem... I nie mówię tylko tak, żeby robić ci takie rzeczy, ale czuję to. Nie
jesteś za bardzo pijana na takie rozmowy? – Zapytał czując jej pocałunki na szyi.
– Nie bardziej niż ty. Z resztą odpowiedź mnie
zadowoliła, więc już o tym nie rozmawiajmy. – Zaśmiała się cicho i podniosła
nieco wyżej podbródek. Przybliżył się do niej nieznacznie kładąc na jej plecach
dłoń i przesuwał ją w kierunku karku. – Zostawiłam rozpuszczone włosy, mając
nadzieję, że ci się spodoba.
– Przecież wiesz, że zawsze mi się to podoba.
– Uśmiechnął się do niej, a jej kolana zmiękły. Uwielbiała takie pogrywanie ze
sobą. I on. W najszczerszym wydaniu. Pewny siebie facet, już wiedzący, że jest
jego. Dłoń na jej plecach przesuwała się w dół. Jednocześnie odpinając suwak
jej sukienki. Przekręciła lekko głowę, tak aby mógł ucałować jej szyję. Jęknęła
cicho kiedy nagle złapał ją za pośladek.
– Spokojnie Katy. – Wymruczał prosto do jej
ucha. Odsunął się na chwilę i zsunął z jej ramion sukienkę. Materiał wylądował
na ziemi prawie bezszelestnie. – Ty mała intrygantko.
– Oj, przestań. – Uśmiechnęła się
kokieteryjnie i kopnęła sukienkę na bok. Nagle poczuła się niezwykle trzeźwo.
Wiedziała, że jest pijana tylko po tym, że nie czuła żadnego wstydu stojąc tak
przed nim w granatowej bieliźnie, która więcej odkrywała niż zasłaniała. Ale
warto było, bo Kartney patrzył na nią, a ona niemal płonęła pod siłą jego
spojrzenia. Przybliżyła się do Williama i odpinała kolejne guziki koszuli.
*******
– Dorcas? – Lily weszła do pokoju, w którym
miała spać Dorcas... Z Syriuszem.
– Zaraz wracam do domu. – Powiedziała
zdecydowanym głosem Meadows pakując do małej toby podróżnej wszystkie swoje
rzeczy. Kiedy już to zrobiła opadła na łóżko obok Lily.
– Nie chcę go tłumaczyć, ale jest strasznie
pijany. Weźmiesz to pod uwagę? – Zapytała Ruda, a brunetka zaśmiała się gorzko.
– Nie wiem, Lily. – Otarła wierzchem dłoni łzy
z policzków. – Cale szczęście, że na piętrze jest kominek. Nie będę musiała
schodzić do salonu. Pożegnaj ode mnie wszystkich i do zobaczenia za dwa dni w
Hogwarcie.
– Jesteś pewna, że nie chcesz tego wyjaśnić
teraz? – Lily wyszła z pokoju za przyjaciółką, która stała już koło kominka.
– Tak Lily. Sama muszę wytrzeźwieć, a w
dodatku przemyśleć wszystko. – Wzięła w garść proszek i weszła do kominka. – Pa
Lily.
Dobry wieczór :) Dzisiaj skromnie, bo tylko jeden rozdzialik, ale tak naprawdę niedawno dopiero wróciłam do domu, więc tak do kolacji sobie poczytam, a później obowiązki wzywają :(
OdpowiedzUsuńTen rozdział był dobry, ALE! Ale, ale... smutny :(
Nie narzekam, bo nie może być cały czas sielanka, no ale jednak :(
Po słowach Kevina ja także byłam zamurowana, aż nie wiem, co o tym myśleć.
Bardzo mi szkoda Lily i Dorcas, choć dużo bardziej chłopaków w tym wypadku :( Bardzo, bardzo mi ich szkoda :(
W ogóle bardzo mi się podoba fakt, iż jak wprowadzasz jakąś epizodyczną postać, to ona ma swoją rolę. W takim sensie, że nie opisujesz "pan przyszedł, podpisał i poszedł", tylko jednak nadajesz mu imię, on coś mówi i w ogóle :) To jest bardzo fajne :)
Póki co wracam do obowiązków, pewnie jutro przeczytam jakiś jeden rozdział, a od czwartku wracam do swojego tempa :D
Buziaczki! :*
Ada
Zastanawiałam się, jak Ci się spodoba ten rozdział :)
UsuńPowiem Ci, że bardzo ciężko mi komentować, bo jednak jest jeszcze trochę rozdziałów przed Tobą i nie chcę zrobić niepotrzebnego spoileru :)
Leven, czyli te auror, co wpada na chwilę nie będzie epizodyczny. Już istnieją rozdziały w których jest jego perspektywa. :)
Powodzenia życzę!
Do jutra!
Buziaki :*