Koniec marca nadszedł zbyt
szybko. Jane dokładnie pamiętała bal, a tu dziś mieli finał konkursu. Spojrzała
na śpiące współlokatorki i dziwiła się, że mogą tak spokojnie spać, mimo że od
kilku dni wszystkie były jednym, wielkim kłębkiem nerwów. Katherina zasnęła
trzymając pod policzkiem zdjęcie siebie i jej bliźniaka chwilę po urodzeniu.
Codziennie poświęcała trochę czasu na wymyśleniu jakiegoś planu. Chciała całe
wakacje spędzić na intensywnym szukaniu brata, ale sama nie wierzyła w swoje
powodzenie, bo do tej pory jej rodzice nie znaleźli syna.
A teraz tylko ona miała problem
ze snem. Niechętnie wstała z ciepłego łóżka, włożyła mundurek, cichutko wyszła
z dormitorium i skierowała swe kroki do gabinetu Paula.
Była niepocieszona. Na bal poszła
z Jess, bo jednak nadal nie wiedzieli, czy mogą się spotykać. Wiedziała, że
wraz z przerwą Wielkanocną, Paul kończy swą pracę w Hogwarcie. A więc zostało
im półtora tygodnia razem. Potem mieli się jedynie spotkać dwa razy w czasie
wypadu do Hogsmead. No i listy. Obiecali sobie, że będą do siebie pisać.
Wróciła myślami do balu...
Poczuła głębsze przygnębienie. Nie chcieli, żeby plotkowano o nich, ale po
Hogwarcie poszła nowa plotka. O Katherinie i Paulu. Tańczył z nią kilka razy i
nawet sam zaproponował, żeby zrobić sobie z nią zdjęcie.
Oczywiście, ją i jej przyjaciółki
też wziął do tańca, ale widać było, że więcej uwagi poświęcił pannie Parkes.
Czuła zazdrość, mimo obustronnych zapewnień, że to nie taki rodzaj więzi. Ale ona
czuła, że coś jest na rzeczy. Może ponownie ktoś się nią zainteresował, tylko
po to, żeby dotrzeć do jej przyjaciółki?
Ale mimo tylu wątpliwości nie
umiała trzymać dystansu. Codziennie się z nim widywała, byli sobie bliscy,
rozmawiali niemal o wszystkim. Trochę denerwowała ją skrytość chłopaka. Ona
powierzyła mu swoje tajemnice, znał ją dość dobrze i wiedział, jaka pokręcona
jest jej rodzina. A on nie odwdzięczył się tym samym. Wiedziała jedynie, że
miał na początku nauczanie indywidualne, w domu, a wszystkie testy pisał w
Durmstrangu. Wiedziała, że jest bardzo zdolny, że chce pracować w Departamencie
Przestrzegania Praw Czarodziejów, że zostały mu jeszcze rok nauki i gdy skończy
się ich kurs, to mógłby tam pracować. Wiedziała, że jest zabawny, że jest dość
dojrzały jak na swój wiek. I tyle. Nawet nie wiedziała, czy ma sowę.
Weszła jednak do jego gabinetu i
nie zdziwiła się, gdy nie spał. Zazwyczaj rano jeszcze się uczył, ale teraz
nakładał w pośpiechu wierzch szaty i równie pośpiesznie pocałował ją w usta.
Uśmiechnęła się lekko i przysiadła na krześle.
– Zaspałeś? – Zapytała, a on pokręcił głową i
zaczął pakować torbę.
– Wypadła mi jedna sprawa. – Uśmiechnął się do
niej lekko. Obserwowała, jak jego blond kędziorki podskakują, gdy co chwilę
schylał się i prostował, w czasie pakowania. Gdy zaczął pracę w Hogwarcie miał
krótko ścięte włosy, a teraz, kiedy były dłuższe, zaczęły się kręcić. Spojrzał
na nią bursztynowymi oczyma i Jane poczuła coś dziwnego, ale było to znajome
uczucie. Mina jej nieco zrzedła, ale odpędziła od siebie to uczucie... Pewnie
to przez stres reagowała dziwnie na pewne sytuacje.
– Czyli nici z porannej randki? – Zaśmiał się,
gdy zażartowała i obszedł biurko. Przysiadł na krańcu blatu, tuż obok niej.
– Im bliżej końca, tym bardziej zabiegany
jestem, a muszę wyjaśnić kilka spraw. No i macie mi oddać eseje do końca
tygodnia. Do wtorku muszę ocenić wasz postęp. – Pogładził kciukiem jej
policzek. – Przepraszam Jane, ale muszę już iść. Spotkamy się wieczorem.
Trzymam za ciebie kciuki. Tylko nie denerwuj się finałem. Przekaż też twoim
przyjaciołom, że wierzę w nich.
– Jasne. – Obdarzyła go bladym uśmiechem i
wstała. Objął ją w pasie i przytulił ją.
– Przekażesz coś Katherinie? – Nagle
zesztywniała, ale powoli kiwnęła głową. – Powiedz jej, ale po wynikach. W
Skrzydle Szpitalnym do jutra jest pielęgniarka z Magicstadt. Pewnie będzie
chciała z nią porozmawiać.
*******
To się nie uda. Myślała gorączkowo Katherina stojąc na przeciwko
drzwi. Chwilę jeszcze stała, zaczęła się rozglądać i spojrzała na zegarek.
Wynalazek Dorcas... Nakręciła odpowiednie wskazówki na inicjały SB i czekała. Czekała krótką chwilę i
poczuła mrowienie w nadgarstku. Ustało, odliczyła pięć sekund i nacisnęła na
klamkę. Stanęła w drzwiach i spojrzała przed siebie zdziwiona. Udało się.
– No nie. – Syriusz Black zaśmiał się i dołączył
do niej na korytarzu. – Ja byłem pierwszy!
– Spadaj Black. Ja byłam pierwsza! – Pchnęła
go w ramię i wybuchnęła śmiechem.
– Panno Parkes, Panie Black, zapraszam do
mnie. – Profesor Gray nie krył zadowolenia, kiedy machał w ich stronę. –
Naprawdę niebywałe! Oboje otworzyliście drzwi w tym samym momencie, oboje
pierwsi wyszliście ze swoich sal! W pół godziny przeszliście ten tor!
Niebywałe!
Podeszli do niego z szerokimi
uśmiechami. Profesor wpisał ich wyniki na listę i spojrzał na nich z dumą.
– Dwójka moich najzdolniejszych uczniów. –
Zwrócił się do nauczycieli z Magicstadt i Beauxbatons. – Wróżę im świetlaną
przyszłość!
– Ale i tak byłam pierwsza! – Katherina
założyła ręce na piersi, a profesorka z francuskiej szkoły zaśmiała się.
– To już decyzja profesora Dumbledore'a. Nie
byliśmy gotowi na taką sytuację. – Odpowiedziała jej przeciągając w
charakterystyczny sposób samogłoski.
Na pewno się udało.
*******
– Lily! – Dorcas pomachała przyjaciółce, a ta
od razu do nich podbiegła.
– Uwarzyłam veritaserum! – Zapiszczała
rudowłosa i przytuliła mocno Dorcas.
– Gratulacje! – Katherina również przytuliła
Rudą. – Wyszliśmy pierwsi z Syriuszem, nie mogę w to uwierzyć!
– Pieprzeni geniusze. – Meadows zachichotała i
oberwała w ramię od blondynki. – Jak tam Jane?
– Dobrze. – Odparła, o dziwo, ze spokojem.
Brunetka uśmiechnęła się do niej promiennie i objęła ramieniem. – Jeszcze
chwila i się przekonamy.
– A ty, Meadows? – Twarz Dorcas tężała, gdy
odzywały się do niej dwie osoby. I obie te osoby nosiły to samo nazwisko.
– Dobrze, a ty Regulusie? – Obróciła się do
młodszego z braci i kątem oka zauważyła, że przyjaciółki się ulatniają.
– Świetnie. – Patrzyli na siebie przez chwilę.
Meadows nie lubiła niezręcznych cisz, a ta właśnie taka była. Ona nie
wiedziała, co mówić, a młody Black uśmiechał się do niej znacząco. – Masz taką
minę, jakbyś chciała o czymś zapomnieć.
– Błagam cię... – Zaczęła wystraszona, żeby
nikt nie usłyszał dwuznaczności w głosie chłopaka.
– Ale chciałbym o tym pogadać, bo chyba nie
daje ci to spokoju. – Jęknęła udręczona i zakłopotana. Kilka osób obejrzało się
na nich i Regulus taktownie ściszył głos. – Też nie chciałbym rozgłosu.
– Regulusie... – Zaczęła z rezygnacją, a on
parsknął śmiechem.
– Lubię cię Dorcas, naprawdę. – Śmiał się
jeszcze chwilę. – Dobra, nie będę dupkiem. Nic między nami nie było, chociaż...
–... Mówiłem, że masz się trzymać od niej z
daleka. – Dorcas odwróciła się w stronę Syriusza i spiorunowała go wzrokiem.
– Prowadzimy rozmowę, Black. – Powiedziała
nieco wytrącona z równowagi, bo zainteresowała ją nagle rozmowa z Regulusem i
ponownie zwróciła się do młodszego z braci. – Coś ty powiedział?
– Że możesz być spokojna, nic się między nami
nie zdarzyło... – Syriusz znów chciał przerwać bratu, ale Meadows machnęła na
niego ręką, żeby się uciszył.
– To dlaczego nie miałam na sobie majtek? –
Zapytała szeptem, tak żeby tylko usłyszał Ślizgon, ale jak usłyszała, że były
chłopak wciąga głośno powietrze, to wiedziała, że też to usłyszał.
– Pokazywałaś, że potrafisz je ściągnąć jedną
ręką. I to lewą. Przydatna umiejętność. – Meadows zaczerwieniła się, gdy to
powiedział. Oczywiście tak, żeby usłyszał go brat.
– Zamknij się do cholery i przestań ją
nachodzić! – Warknął Syriusz i o dziwo, Regulus pożegnał się kiwnięciem głowy i
odszedł.
– A ty się do cholery nie wtrącaj! – Już chyba
piąty raz chciała go zabić wzrokiem. Jak obiecał tak robił, gdy tylko dłużej
rozmawiała z jakimś chłopakiem, to wtedy zjawiał się on i wszystkich straszył.
Nawet Jules odpuścił i tylko wymieniali się pozdrowieniami na korytarzu, i
bardzo krótką pogawędką. I nic więcej.
– Akcja wywołuje reakcje, skarbie. –
Uśmiechnął się do niej szelmowsko, a ona poczuła, że robi jej się gorąco. –
Muszę iść do Katheriny, idź już do swojej grupki, bo ominie cię ogłoszenie
zwycięzcy. Swoją drogą, nie życzyłem ci powodzenia, Meadows, ale wiedz, że trzymałem
kciuki za ciebie. Na pewno byłaś świetna.
– Spadaj, Black. – Odwróciła się od niego i
poszła do grupki, która miała konkurs z zaklęć.
Prawie jęknęła, gdy zaczęto
wyczytywać zwycięzców od niższych roczników. Nie słuchała nawet, tylko
klaskała, gdy inni klaskali. Zwycięzcy dostawali w pudełeczku swoje nagrody. Z
tego co zauważyła, to większość była nagrodami pieniężnymi. Wraz z przyjaciółkami
zdecydowały, że w razie zajęcia nagradzanego miejsca, to poczekają i wspólnie
zobaczą, co mają.
–...a teraz siódmy rok. – Nagle otrzeźwiała i
rozejrzała się, żeby spojrzeć na przyjaciółki. Katherina z Blackiem stali
dumnie obok siebie. Jedno spoglądało na drugie i widziała, jak okładają się
łokciami. Zauważyła, że Parkes zbliżyła się do chłopaków, odkąd zaczęli
wspólnie ćwiczyć i odkąd jej związek z Williamem stał się poważny. –... Dorcas
Meadows.
– Co? – Odwróciła szybko głowę w stronę
Dumbledore'a, a ten zaprosił ją gestem ręki do siebie. Przecisnęła się przed
szereg i poszła odebrać nagrodę. Szkoda, że nie wiedziała za które miejsce.
– Gratuluję panno Meadows. – Dyrektor wręczył
jej pudełko i uścisnął dłoń. Ustawiła się do zdjęcia i uśmiechnęła się nieśmiało.
– Nie dosłyszałam, które miejsce, proszę pana.
– Wyszeptała, kiedy skończyli pozować do zdjęć.
– Drugie. – Mrugnął do niej przyjaźnie, a ona
uśmiechnęła się i zeszła z powrotem z podwyższenia. Minęła Julesa i uścisnęła
mu ramię. – Gratulacje, kolego.
– Dzięki. – Uśmiechnął sie do niej i
faktycznie, jak sądziła, Jules wygrał również finał. Stanęła w szeregu i
poczuła na swoim ramieniu czyjąś dłoń.
– Babcia? – Odwróciła się do Stephanie, a ta uśmiechnęła
się smutno.
– Gratuluję. Ale nie mamy czasu. Powiedziałam
już Lily, że nie będzie cię na dalszej części ogłoszenia wyników. Mamy naprawdę
mało czasu. – Meadows ślepo chwyciła dłoń babci i wyszła z nią tłumu. Z
początku nie wiedziała dokąd prowadzi ją babka, ale szybko zorientowała się, że
idą do profesor McGonagall. Nie zadawała pytań, bo miała złe przeczucie.
Przystanęły przy drzwiach do gabinetu opiekunki Gryffindoru.
– Kochanie... – Zaczęła się bać. – Cokolwiek
zobaczysz, błagam, nie wybiegaj z sali, daj nam wyjaśnić.
–Babciu... – Wyszeptała drżącym tonem, kiedy
Stephanie Pronton otworzyła drzwi do gabinetu i przepuściła wnuczkę przodem.
*******
Biegła ile sił w nogach do
Skrzydła Szpitalnego. Jane dosłownie przed kilkoma minutami powiedziała jej, że
w Skrzydle Szpitalnym jest pielęgniarka z Magicstadt. I straciła dobry humor.
Poczuła duży niepokój i stres. Wbiegła do pomieszczenia i zorientowała się, że
jest dużo osób. Cholera. Nie chciała
mieć świadków i musiała myśleć szybko...
– Panno Parkes stało się coś? – Pani Pomfrey
wychyliła głowę zza parawanu, ale po chwili wróciła do poprzedniej pozycji, gdy
ktoś głośno jęknął. – Poczekaj chwilę. Został mi jeszcze jeden pacjent, ale ma
strasznie pogruchotane kości.
– Poczułam się źle... Wolę się szybko upewnić.
– Zawołała do niej i przysiadła na łóżku. – Ale słyszałam, że ma pani pomoc z
Niemiec. Może ta pani szybko obejrzałaby mnie?
– Dobrze, idź do gabinetu! – Miała ochotę
klasnąć w ręce, ale opanowała się. szybko weszła do małego gabinetu
pielęgniarki. – Dzień dobry!
– Na brodę Merlina! – Przestraszyła niską,
pulchną kobietę, która upuściła fiolki.
– Reparo! – Katherina szybko naprawiła szkody.
– Dobrze, że nie były pełne.
– Na wszystkich diabłów! – Parkes spojrzała na
kobietę i uśmiechnęła się drwiąco.
– Naprawdę? – Uniosła brwi i usiadła na
krześle. Wskazała drugie krzesło i kobieta posłusznie usiadła. – Jestem
Katherina Parkes, ale sądząc po reakcji wiesz kim jestem.
– Wiem... Jestem Maria Jerkins. – Powiedziała
zrezygnowana i westchnęła ciężko. – Wiedziałam, że przyjdziesz, ale
spodziewałam się ciebie jutro.
– Ze mną nigdy nic nie wiadomo. – Nerwy
powróciły i stała się niepewna. – Masz mi powiedzieć wszystko, bez ogródek.
– Pod warunkiem, że do jutra nikomu nic nie
powiesz, a ja będę mogła w spokoju stąd uciec. – Parkes zdziwiła się mocno. Nie
spodziewała się, że kobieta będzie współpracować. Sądziła, że potrzebne będą
tortury.
– Pod warunkiem, że odpowiesz jeszcze na parę
pytań dotyczących Williama. – Maria kiwnęła głową i nalała sobie do pucharu
wody.
– To ja zabrałam twojego brata ze szpitala. Z
tak małym dzieckiem było łatwo. Na tym etapie byłam w stanie zamieszać w jego
akcie urodzenia, a jako pracownica szpitala nie było mi ciężko o potrzebne
dokumenty. Ukryłam chłopca, po miesiącu zwolniłam się i wyprowadziłam do
Niemiec. Jako pracownik innego oddziału nie byłam brana pod uwagę. – Milczały
obie przez chwilę.
– Gdzie on jest? – Zapytała, a Maria wzruszyła
ramionami.
– Odszedł jak tylko stał się pełnoletni. Miał
podróżować. – Blondynka zmrużyła oczy. – Nie patrz tak na mnie. Nie powiem nic
więcej. Twoi rodzice depczą mu po stopach. Wiesz co mi grozi, jeżeli w porę się
nie ukryję?
– Ukradłaś dziecko, ty świrusko! – Krzyknęła
Katherina. Maria drgnęła, ale nie przejęła się tym. – Do diabła! Ukrywałaś
mojego brata przez tyle lat, a teraz chcesz mieć czas na ucieczkę? Powiedz
gdzie on jest!
– Nie wiem! Jak tylko się dowiedział o tym, że
jego bliźniak żyje, to uciekł! – Maria nie patrzyła jej w oczy. Katy czuła, że
kobieta kłamie. – Jesteście naprawdę blisko siebie! Nie powiem nic więcej.
– Dobrze. – Parkes starała się uspokoić. –
Dlaczego to zrobiłaś?
– Nie będę ci się tłumaczyła dziecko. W tym
temacie miałam ci tylko tyle do powiedzenia. Jeżeli wy go nie znajdziecie, to
on sam was znajdzie. Wie o was. –Katherina spojrzała na nią zdziwiona. Jej brat
wiedział o nich? Poczuła zbierające się łzy pod powiekami.
– William. – Powiedziała hardo. – Dlaczego on?
– Och... Natalie była moją przyjaciółką w
młodości. Kiedy Will zaczął naukę, odnowiłyśmy kontakt. Był słabszy niż
przedtem, ale zawsze to coś. Kiedy zmarła troszczyłam się o niego w szkole, ale
w wakacje nie mogłam go wziąć pod swoją opiekę. Z jego dziadkiem było źle, a on
dorastał. Wtedy pojawili się twoi rodzice i wykorzystałam chłopaka, żeby ich
zmylić. – Parkes milczała i patrzyła na nią oburzona. Fakt, kobieta wyglądała
przynajmniej jakby było jej przykro z powodu tej intrygi, ale jak można było
tak kłamać? – Natalie nigdy nie powiedziała rodzicom kim był ojciec Willa. Zasiałam
ziarno niepewności, resztę sobie sami dopowiedzieli i tak zostało.
– Wiesz, że ktoś cię znajdzie prędzej czy
później? – Katherina spojrzała na nią z obrzydzeniem, a Jerkins kiwnęła głową.
– O ile będą mnie szukać. Nie tylko z tobą mam
układ. – Jeżeli przez chwilę współczuła tej kobiecie, to przestała.
– Kto jest ojcem Williama? – Zapytała cicho.
– Jego ojciec to Gifford Pinkstone. – Maria
westchnęła ciężko. – Natalie dowiedziała się po jego śmierci, że jest w ciąży.
W przeciwieństwie do niej, on pochodził z bogatego domu i bała się, że nazwą ją
naciągaczką. Poza tym nie znała ich zbyt dobrze. Obawiała się, że będą chcieli
go zabrać.
– Jego ojciec nie żyje? – Katherina otarła
łzy. Łudziła się, że może jednak ojciec Willa gdzieś jest na świecie.
– Przykro mi. Natalie była wstrząśnięta.
Zginął w ataku po pierwszej wojnie. Byli ze sobą mocno zżyci. Kochali się
naprawdę mocno. – Uśmiechnęła się na wspomnienie. – Ale jego dziadkowie nadal
żyją. Bridget i Felix Pinkstone. Pewnie nadal mieszkają w Londynie, ale z
pozycją twojego ojca w Ministerstwie dość szybko znajdziesz ich adres.
– Dziękuję. Uważam cię za ześwirowaną kobietę,
ale chyba wiesz o tym. – Katherina wstała i odeszła do drzwi. Otworzyła je, ale
zatrzymała się, gdy Maria się odezwała.
– Jest taki sam jak Gifford. – Spojrzała
jeszcze raz na kobietę i kiwnęła głową. Wyszła z gabinetu i wpadła na Panią
Pomfrey.
– Wszystko w porządku, gołąbeczko? – Zapytała
ją z troską, a ona kiwnęła głową.
– Tak, proszę pani. Teraz idę coś zjeść.
Zyskam trochę energii! – Starała się wydobyć trochę entuzjazmu i udało jej się.
Pielęgniarka puściła ją, ale i tak jeszcze mówiła, że ma na siebie uważać i
wpadać do niej na badania.
Wychodziła ze Skrzydła
Szpitalnego totalnie rozwalona. W sumie tylko wyjaśniło się kim jest ojciec
Williama i przynajmniej dowiedziała się, że jej brat wiedział o niej. A mimo to
jeszcze jej nie odnalazł...
Musiała porozmawiać z
dziewczynami! Wygrała konkurs i zdobyła takie informacje! Nie sądziła, żeby
któraś z nich miała dziwniejszy dzień. Nie mogła się doczekać jutra.
*******
Weszła powoli do gabinetu
profesor McGonagall i powoli przyjrzała się twarzom zgromadzonych. Razem z nią,
babcią i opiekunką Gryffindoru, w pomieszczeniu było sześć osób. Rozpoznała
rodziców Jamesa i przywitała się z nimi uściskiem. Jeszcze był jeden mężczyzna,
ale stał obok okna i jego twarz była skryta w cieniu. Usiadła na krześle i
przebiegła wzrokiem po zebranych.
– Chodzi o wstąpienie do Zakonu Feniksa? –
Dorea i Charlus spojrzeli na siebie szybko, ale Dorcas źle to zrozumiała. –
Zgadzam się.
– Dor, Kochanie... najpierw chcieliśmy
poruszyć inny temat. – Dorea kucnęła przed nią i chwyciła jej dłonie. Spojrzała
szybko na profesor McGonagall, która kiwnęła głową. – Oczywiście, jak już się
zgadzasz, to dobrze. Więcej informacji przekażemy ci później, tylko nie mów o
tym przyjaciołom. Póki co dyskrecja.
– Doreo. – Charlus usiadł obok profesor
McGonagall, a Dorea chwilę ociągała się ze wstaniem. Usiadła wraz ze Stephanie naprzeciwko
Dorcas.
– O co chodzi? – Meadows patrzyła na nie
wyczekująco.
– O twoją mamę. – Brunetka pisnęła cicho przerażona.
Usta zaczęły jej drżeć z nerwów. – Tak Dorcas, wiem, że twoja matka żyje.
– Dlaczego mi nie powiedziałaś? – Zapytała z
wyrzutem i czekała chwilę nim Stephanie zebrała myśli, i zaczęła mówić.
– Wysłuchaj mnie, kochanie. – Patrzyły na
siebie chwilę w milczeniu i jej babcia zaczęła opowiadać. – Mój ślub był
aranżowany i małżeństwo nie było zbyt udane. Oczywiście związaliśmy dwa znane
rody, urodziłam dwie śliczne córeczki, mieliśmy swoją pozycję w społeczeństwie,
ale wszystko miało swoją cenę. Mój mąż nie był spokojnym mężczyzną. Był agresywny,
kiedy coś mu nie pasowało i musiałam mu w wielu rzeczach ustępować. Kilka razy
nie udało mi się wybrnąć sprzed jego silnej ręki, ale to nie trwało zbyt długo.
Przez prawie trzy lata nie podniósł na mnie ręki, chociaż dostrzegałam w nim
agresję. Okazało się, że wyładowywał się na Elizabeth, a ja tego nie
zauważyłam. Pracowałam, prowadziłam dom i z najstarszą córką spędzałam tylko
wieczory. Do tej pory nie mogę pojąć, jak to się stało, że nic nie zauważyłam.
Powiedziałam o wszystkim ojcu i zajął się moim mężem, tak, aby nas nie
niepokoił więcej. Elizabeth była pod opieką lekarzy, w międzyczasie ustalono,
że na szczęście Julie nie bił. Była zawsze taka drobna i chorowita, pewnie
mógłby ją zabić jednym ciosem. Kilka lat później Elizabeth stała się agresywna.
Torturowała zwierzęta, znęcała się nad Julie i innymi dziećmi. Wtedy
zdecydowałam, że potrzebne jest jej leczenie psychiatryczne. Miała lepsze i
gorsze dni, ale jak brała leki, to jej choroba była uśpiona. Mogła normalnie
uczyć się w Beauxbatons, mogła iść na kursy i pracować. Miała dziewiętnaście
lat, jak trafiła do Hogwartu w zastępstwie za profesora Flitwicka. Tam poznała
twojego ojca i postanowiła, że odstawi eliksiry. Nie chciała ze mną rozmawiać,
dlatego Julie też pojechała do Anglii i mieszkała blisko niej, i miała ją na
oku. Edward skończył szkołę, zaczął kursy, spotykali się i przez prawie dwa
lata było normalnie. Potem choroba dała o sobie znać. Zaczęła mieć ataki.
Edward dowiedział się od Julie, że Elizabeth jest chora psychicznie i nie
bierze eliksirów. Zagroził jej, że albo zacznie brać znów leki, albo to koniec.
– Nie chciała nawet słuchać o ponownym
leczeniu. Nie wiadomo, czy udałoby się wrócić do ponownego uśpienia choroby. –
Dorcas odwróciła się w stronę mężczyzny, który stał koło okna. Teraz rozumiała
jego rolę. Była jej rodzina, opiekunka domu, ktoś kto przez ostanie miesiące
był blisko z jej matką i jednocześnie auror, no i medyk.
– W tym samym czasie Edward miał problemy
rodzinne. Jego ojciec byl śmierciożercą. Wraz z matką i siostrą odcięli się od niego,
i wyjechali do Australii. W Anglii czekało ich wiele problemów. Zgłosili to, że
Edward Meadows Senior jest śmierciożercą i musieli wyjechać, bo społeczeństwo
było dla nich nieprzyjemne. Chwilę przed całym zdarzeniem twój dziadek wykorzystał
gorszy stan twojej matki. Wydaje mi się nawet, że mieli długotrwały romans.
– Bardzo długotrwały romans. – Ponownie
odezwał się mężczyzna z tyłu.
– Elizabeth dowiedziała się, że jest w ciąży. Wszyscy
myśleliśmy, że jesteś dzieckiem Edwarda Meadowsa Seniora. Jedynie Julie
wiedziała, że jesteś córką jego syna i wiedziałaś o tym. Kiedy się urodziłaś
twoja matka była bardzo łagodna. Tak jakbyś była jej lekarstwem. Edward dał jej
dom i pozwolił nawet na to, żeby Julie miała kontakt z twoją mamą. Pracowała u
Blacków, opiekowała się tobą. Była taka dobra i łagodna. Nawet jak brała leki,
to taka nie była! Jak miałaś cztery lata, Julie zorientowała się, że matka cię
bije. Nie wiedziała ile to trwało, ale zauważyła ślady. Oczywiście pokłóciły
się, ale twoja matka obiecała, że już więcej tego nie zrobi. Julie
skontaktowała się ze mną, a ja z Walburgą Black. Miała mieć oko na Elizabeth,
bo Julie czuła, że nie będzie miała wstępu do domu Meadowsa. Minął rok i
Walburga poinformowała mnie, że Edward knuł na nich jakąś zasadzkę, chciał być
ułaskawiony kosztem Blacków. Jako były śmierciożerca musiał żyć w ukryciu. –
Dorcas spojrzała na babcię i miała już potężny mętlik w głowie. Matka ją biła?
Przecież nic nie pamiętała.
– Ale ja nic nie pamiętam. – Wyszeptała
drżącym głosem, a Stephanie uśmiechnęła się smutno.
– Julie zadbała, żebyś tego nie pamiętała. – Przybliżyła
krzesło bliżej wnuczki i chwyciła jej dłoń. – Twoja matka zaczęła być agresywna
w stosunku do skrzatów Blacków, a potem w stosunku do Syriusza, którym się
opiekowała. Oczywiście musiała go z początku karmić ideologią, że wszyscy są
sobie równi, że czystość krwi nie jest ważna. Walburga jak się dowiedziała,
wpadła w szał. Wiedziała, że Elizabeth działała ze śmierciożercami i mocno się
zdziwiła, gdy wpajała do głowy Syriusza inne bajki. Poinformowała mnie o
wszystkim, o tym, że najpierw było w porządku i znów ma nawrót choroby.
Straciła pracę i dostała ataku. Blackowie wezwali Edwarda, żeby zabrał
Elizabeth. Zaczęli się kłócić i wtedy dowiedzieli się, o działaniach twojego
dziadka. Zaczął obwiniać twoją matkę i na nią zrzucać odpowiedzialność, i
cóż... Twoja matka nie wytrzymała i go zabiła.
– Nie... – Wyszeptała i pociekły jej z oczu
łzy. Stephanie szybko otarła kilka łez, które uroniła.
– Ledwo zdołali ją uspokoić. Oszołomili ją,
wezwali mnie i Julie. Trzeba było działać jak najszybciej. Zjawiłam się tak
szybko jak się dało, Julie tak samo. Walburga wezwała medyków z Munga i ją
zabrali.
– Nie było ciała. – Powiedziała Dorcas,
przypominając sobie artykuł.
– Blackowie znali się na tym. Lubili
Elizabeth, a Walburga wiedziała o jej chorobie i tylko pewnie dlatego jej
wybaczyła. Nie chcieli, żeby stała się jej krzywda. Oddział w Mungu okazał się
niezbyt przystosowany dla Elizabeth i miała dożywotnio być w zakładzie Janusa
Thickey'a. Po prostu wymknęła się spod kontroli. Większość czasu spędzała w
izolatce. Biła pielęgniarki, medyków i innych pacjentów. Udało mi się przekonać
Thickey'a do tego, żeby sala Elizabeth była jednoosobowa. Bez żadnych rzeczy,
którymi mogłaby sobie zrobić krzywdę. Lata mijały. Julie prosiła mnie, żebym
nie ingerowała w twoje wychowanie, dlatego byłam na uboczu. Oczywiście
wiedziałam o tobie wszystko i czuwałam nad wami, jak miałyście problemy. Julie
i ja odwiedzałyśmy twoją matkę, co miesiąc aż do 1973, kiedy Thickey upozorował
swoją śmierć. Wybuchło małe zamieszanie i Elizabeth udało się uciec. I przez trzy
lata nie dawała o sobie znaku życia. Jak zdawałaś sumy, to złożyła Julie
wizytę. Zapewniała, że choroba minęła, że się zmieniła. Julie jej uwierzyła i
przez jakiś czas mieszkały razem. Dowiedziałam się o tym i Elizabeth ponownie
zniknęła. W czasie wakacji wasz dom był pod ochroną i miałyście spokój.
Wyjechałaś na szósty rok i po świętach Elizabeth ponownie odwiedziła Julie.
Zanim udało mi się dotrzeć, znów zniknęła i znalazłam otrutą Julie.
– Nie! – Meadows gwałtownie wstała i przeszła
się kilka razy po gabinecie. – Nie! Przecież ona była chora! Mówiliście, że była
chora! Może powiesz, że Blackowie, to też jej sprawka?
– Nie udało mi się ich ostrzec na czas. –
Stephanie ocierała chustką łzy, a Dorcas zaszlochała głośno.
– Wzięłam cię do Francji, żeby cię chronić.
Zmieniam ci imię i nazwisko, żeby zmusić Elizabeth do pojawienia się u mnie!
Trzeba było to skończyć! Uparłaś się na powrót i zrozumiałam, że działam zbyt
egoistycznie. Dumbledore obiecał mieć na ciebie oko. Oczywiście nie
powiedziałam mu o Elizabeth, a może gdyby wiedział, to wszystko by się inaczej
skończyło! – Jej babcia schowała twarz w dłoniach i płakała równie mocno jak
Dorcas.
– Usiądź Dorcas. – Łagodny ton Dorei wyrwał ją
z myśli i ponownie usiadła. – Zajęłam się twoją mamą i z nią zamieszkałam. Nic
nie wiedziałam o tym, co się u niej działo i opowiadała mi, że miała romans z
Edwardem Meadowsem Seniorem, bo była głupia. Wypuszczona spod szklanego klosza.
Dopiero kilka tygodni temu weszłam do ciebie do pokoju, żeby posprzątać i
zauważyłam zdjęcia. Napisałam do Jamesa i potwierdził, że twój tata umarł jak
miałaś pięć lat temu, w dniu, kiedy Elizabeth uznano za zaginioną. Napisał mi,
że był młodszy od niej o dwa lata i poznali się w Hogwarcie. Skontaktowałam się
z Dumbledorem, a on z twoją babcią. Sprawdziliśmy twoje dokumenty i cóż...
– I skontaktowali się ze mną kilka tygodni
temu. Byłem przesłuchiwany przez aurorów, po kolei rozpracowywano tę sprawę,
żeby było wszystko ustalone, kiedy ty się dowiesz. – Dorcas spojrzała ponownie
na mężczyznę stojącego przy oknie. – Udało mi się zorganizować zastępstwo na
czas mojego pobytu w Anglii i przyjechałem. Nie miałem pojęcia, że mam córkę.
– Dorcas! – Dorea podbiegła do niej i zaczęła
wachlować ją teczką, którą trzymała w ręce. Meadows czuła jak cała drży, serce
waliło jej jak szalone a mimo, że oddychała, to miała wrażenie, że jej płuca są
puste. Myśli biegły jej jak szalone, szumiało jej w uszach, miała mroczki przed
oczami, czuła jakby umierała i wiedziała, że jest źle, i to bardzo źle.
*******
– Co z nią, pani profesor? – Lily jako jedyna
została poinformowana, że Dorcas leży w Skrzydle Szpitalnym. Udała się tam, jak
najszybciej mogła i na korytarzu spotkała profesor McGonagall.
– Atak paniki. Dostała eliksir uspokajający.
Małą dawkę i to silnie rozcieńczoną, bo nie może być otępiała. – Opiekunka
Gryffindoru spojrzała na nią smutno. – W środku są Potterowie i jej rodzina. Dorcas
już doszła do siebie, ale ciągle jest w szoku. Od razu po wyjściu pójdźcie do
dormitorium i lepiej, żeby się przespała.
– Dobrze, pani profesor. – Evans kiwnęła głową
i weszła powoli do Skrzydła Szpitalnego. Myślała, że będzie mniej osób, ale
najwidoczniej niektóre konkurencje na finale konkursu niektórych przerosły.
Rudowłosa podeszła do Dorei i Charlusa, którzy stali nieco na uboczu.
– Lily! – Dorea uścisnęła ją serdecznie i
wypuściła ją niechętnie. – Jesteś coraz piękniejsza.
– Dziękuję. – Uśmiechnęła się lekko i
przywitała się z Charlusem. Spojrzała na łóżko na, którym leżała Dorcas. Obok
na krześle siedziała Stephanie, a koło niej stał nieznany jej mężczyzna.
– Napędziłaś mi niezłego stracha. – Uśmiechnęła
się do przyjaciółki i usiadła na krańcu łóżka. Spojrzała zmartwiona na
Stephanie. Dorcas wyglądała okropnie. Widać było, że od dłuższego czasu płacze,
bo oczy, nos i usta miała opuchnięte. Nie szlochała, tylko łzy lały się z jej
oczu. – Co się stało?
– Jestem jej ojcem, Edward Meadows. –
Otworzyła usta ze zdziwienia, ale uścisnęła dłoń mężczyźnie.
– Lily Evans, przyjaciółka. – Odpowiedziała i
gdy puścili swoje dłonie, odwróciła się do Dorei, która o dziwo, trzymała w
swojej dłoni, dłoń Charlusa. – Co się stało?
– Jak zawsze, Lily. Długa historia. – Wyjąkała
Dorcas i pociągnęła nosem. – Moja matka zabiła przynajmniej cztery osoby, a mój
ojciec nie wiedział, że ma córkę.
– Wszyscy myśleli, że Dorcas jest córką ojca
Edwarda. – Stephanie pokręciła głową i pogłaskała wnuczkę po policzku. – Dorea
zauważyła zdjęcia swojego młodszego kolegi ze szkoły i zainteresowała się całą
sprawą. Charlus przesłuchał Dorcas i jutro Elizabeth zostanie zatrzymana.
Oczywiście jest cały czas pod obserwacją, więc nie powinna uciec. Dziękuję
Lily, że porozmawiałaś z Dorcas, tak jak prosiłam. Elizabeth mogłaby się
spłoszyć i...
– Musi odpowiedzieć za to, co zrobiła. –
Dokończyła hardo brunetka, a Evans pogłaskała ją po dłoni.
– Dor... – Zaczęła łagodnie, ale ona pokręciła
szybko głową.
– Nie Lily. Ty nie rozumiesz! Ona otruła
ciocię... Powinna być jej wdzięczna, bo mnie wychowywała. Mimo wszystko,
powinna ją oszczędzić. Ze względu na mnie. – Wyszeptała ostatnie słowa i otarła
łzy. – Musi odpowiedzieć za to, co zrobiła.
– Materiał obciążający jest dość spory.
Spodziewamy się szybkiego procesu. – Powiedziała Stephanie pustym głosem. –
Stracę drugą córkę.
– Już dawno ją straciłaś. – Powiedziała
beznamiętnie Dorcas. Rudej to się nie spodobało. Słowa przyjaciółki były pełne
nienawiści i żalu.
– To przez chorobę, Dorcas. – Pani Pronton
spojrzała na Edwarda, jakby prosząc o ratunek.
– Wiele dla niej nie zrobiliśmy. Jest wiele
osób odpowiedzialnych za tę sytuację. – Powiedział, a ona tylko kiwnęła głową.
– Chyba już czas. – Powiedziała łagodnie
Dorea. Pożegnali się dość szybko i odeszli.
– Odprowadzę was do wieży. – Powiedziała
babcia Dorcas i wstała z krzesełka. – Jesteś w stanie iść, skarbie?
– Tak. – Powiedziała brunetka i broda jej się
zatrzęsła. Lily próbowała pomóc jej wstać, ale odepchnęła jej rękę. Nie chciała
jej pomocy, chciała sama sobie dać z tym rady, ale Ruda czuła, że tego nie
dźwignie. Już raz tak było. Na czwartym roku, kiedy wróciła szczęśliwa z Balu
Absolwentów i oznajmiła, że spotyka się z Rogerem Bryntem na poważnie. Była
taka szczęśliwa. Przez dwa tygodnie spotykała się z tym chłopakiem i opowiadała
Lily jakie rzeczy z nim wyprawiała. A kiedy wracali na wakacje, zerwał z nią. Dopiero
we wrześniu zauważyła, jak Dorcas przeżyła całe zerwanie. Jej pierwsza miłość i
tak mocny zawód. Kiedy Syriusz z nią zerwał, Lily bała się o nią, ale brunetka
dała sobie radę.
Teraz była gorsza sytuacja.
– Zatrzymałem się pod Trzema Miotłami. –
Powiedział Edward przy drzwiach. – Muszę iść jeszcze do dyrektora. Jakbyś
chciała ze mną porozmawiać, to powiedz babci.
– Dobrze. – Dorcas kiwnęła głową i powoli
poszła korytarzem.
*******
– Hej, co ci jest? – Katherina stała w
drzwiach do dormitorium Huncwotów. Była umówiona po kolacji z Williamem, ale
nie przyszedł. Spojrzał na nią chłodno, ale się nie odezwał. Weszła do sypialni
i zamknęła za sobą drzwi. – Więc?
– Widziałem cię z nim. – Powiedział, a ona
westchnęła ciężko. O ile Jane udało się wyperswadować myśli o romansie z
Paulem, tak do Williama nie potrafiła przemówić.
– Dziękowałam mu. To wszystko. – Wzruszyła
ramionami. Prosto ze Skrzydła Szpitalnego poszła na kolację i gdy zauważyła, że
Paul wychodzi postanowiła mu podziękować. Wiedziała, że na pewne sytuacje
reaguje zbyt emocjonalnie i wtedy też tak było. Objęła go, a on odwzajemnił
uścisk. Słyszała już plotki o domniemanym romansie z "nauczycielem",
ale nie obchodziło ją to. Najważniejsze, że przyjaciele wiedzieli, że między
nimi nic nie ma, reszta ją nie obchodziła.
Jak wróciła do stołu, to
dostrzegła, że Jane jest spięta, a Jess robiła miny, żeby tylko coś powiedziała.
I zapewniła Jane, że to znowu nic nie znaczy. Że była w Skrzydle i wyjaśni im
wszystko następnego dnia. Reakcja Jane nie zachwyciła jej. Elliot kiwnęła
głową, ale chyba przestała jej wierzyć. Uspokoiła się nieco, kiedy po kolacji
Jane poszła do Paula.
Teraz miała cięższy orzech do
zgryzienia. Will był nieustępliwy w swoich osądach.
– Przestań Katy. – Zamurowało ją, kiedy ton
jego głosu wiał chłodem. – Od kilku tygodni znoszę to, że latasz do niego z
byle bzdurą. Na balu się do ciebie kleił i nie tylko ja to widziałem. Cała
szkoła huczy od plotek, że między wami coś jest, a ty nawet nie próbujesz tego
prostować.
– Bo nie ma sensu. – Odparła niecierpliwie. – Trzymamy
się wyznaczonych granic. Paul jest pomocny i mu ufam, więc dlaczego nie mogę z
nim rozmawiać?
– Masz od tego przyjaciół! Przed nim się
zwierzasz, a reszcie nic nie mówisz. Macie już swoje sekreciki, wodzicie za
sobą wzrokiem, potrafisz nawet na przerwach biec do niego, jak coś ci wpadnie
do głowy, ale nie podzielisz się tym z przyjaciółmi! – Wyrzucał z siebie i
wstał z łóżka. Parkes stała naprzeciwko i próbowała się opanować.
– Słuchaj William. Przez kilka tygodni
przyjaciele bagatelizowali moje problemy, wszystko tłumaczyli moim głupim
zachowaniem, cała moja rodzina mnie oszukiwała, więc nie dziw się, jeżeli
szukam bardziej postronnej opinii. Ktoś mnie wysłuchuje i daje mi bezstronne,
obiektywne uwagi. Daje mi coś, czego moi przyjaciele nie mogą mi dać. Jestem z
nim blisko, naprawdę blisko, ale nie w ten sposób, co wszyscy myślą! – Głos jej
zadrżał, a ona nadal widziała, że jest nieprzekonany.
– Pomyślałaś o Jane? Jak ona się czuje? –
Zapytał, a Katy kiwnęła głową.
– Cały czas o niej myślę! Merlinie, Will.
Nigdy nie miałam w stosunku do niego żadnych niestosownych myśli! Już bardziej
o Syriusza powinieneś się martwić, a nie o Paula! – Jęknęła coraz bardziej
zniecierpliwiona.
– A on w jaki sposób o tobie myśli? – Podniósł
nieco głos, a Parkes drgnęła. Blondyn westchnął i ponownie usiadł.
– Na pewno nie w taki sposób, jak myślisz. –
Zapewniła go po raz kolejny. Miała już powoli dość.
– Wiesz, że ty i Jane przewijacie się przez
jego gabinet prawie na zmianę? Twoje i jego zachowanie mówi samo za siebie.
Czego ty właściwie chcesz, Katy? Bo może powinienem mu ustąpić. – Spojrzała na
niego mocno zdziwiona. No chyba się przesłyszała!
– Nie żartuj sobie ze mnie! Doskonale wiesz,
że tak nie jest! Jakbym chciała z nim być, to uwierz, że już dawno bym była. –
Wycedziła przez zaciśnięte zęby i szybko pożałowała tych słów. – Proszę
William, nie kłóćmy się o to. Między mną a Paulem nic się nie dzieje. Jesteśmy
tylko przyjaciółmi.
– Nie Katy. Mam nadzieję, że następnym razem
zobaczysz się z nim tylko raz. Gdy będziesz oddawała swój esej. –Myślała, że
się przesłyszała, że żartuje, ale nie. Był poważny jak cholera.
– Postaram się. – Powiedziała cicho i starała
się nie pokazywać jak bardzo się zawiodła. – Dobranoc.
– Katy! – Złapał ją za rękę, gdy odwróciła się
do wyjścia. Wyszarpnęła ją i spojrzała przez ramię.
– Dobranoc. – Powiedziała dobitnie nieco się
złoszcząc i wyszła. Nie miała kompletnie siły się z nim kłócić. Miała nadzieję,
że jutro inaczej spojrzy na tę sprawę.
*******
Czuła jak Lily głaszcze ją po
głowie i starała się oddychać miarowo. Bała się, że jeżeli straci kontrolę nad
tak prostą czynnością jak oddychanie, to się popłacze. Chciała mieć z głowy
przyjaciółki, więc zaraz po przyjściu opowiedziała im wszystko. I wszystkie
straciły dobry humor po finale. Katherina, Jane i Lily zwyciężyły w swoich
konkurencjach. Katy wyjawiła im, że umówiła się z Blackiem, iż razem wyjdą z
sali. Do tego przysłużyły się jej zegarki, które im dała w listopadzie. Czuła,
że to nie był przypadek, ale przynajmniej wiedziała jak to zrobili. Dowiedziała
się też, że James miał drugie miejsce z transmutacji, a William pierwsze. Remus
z kolei zwyciężył z zielarstwa. Każde się wzbogaciło o siedemset galeonów i
dodatkowe punkty przy rekrutacji na kursy. Oprócz tego Jane miała spędzić
wakacje w Afryce wraz z Newtonem Skamanderem i jego żoną Porpentyną. Z tego co
wyczytała będzie się zajmowała budową naturalnego siedliska dla magicznych
zwierząt. Lily oprócz pieniędzy wygrała też roczny kurs eliksirów w Rosji.
– Śpij Dorcas. – Wyszeptała Lily, nadal
głaszcząc ją po głowie.
– Nie mogę. – Odszepnęła i przytuliła się do
Rudowłosej. Tak bardzo pragnęła innego objęcia. Tak bardzo chciała być
pocieszana przez kogoś innego. Ale nie mogła mieć tego. – Czuję się oszukana,
Lily. Tak się cieszyłam, kiedy ją odnalazłam, a ona mną manipulowała. Zraniła
tak wiele osób, a ja nawet się nie zorientowałam, że to wszystko jest grą. Nie
wybaczę jej nigdy.
– Dor... – Evans próbowała coś powiedzieć, ale
brunetka jej przerwała..
– Zabiła ciocię. Ona przynajmniej mnie kochała
i mnie chroniła. To ona powinna być moją matką. Jestem taka samotna Lily. –
Głos się jej załamał, a Lily mocniej ją objęła. – Idź już do swojego łóżka. Dam
sobie radę.
*******
We czwórkę siedziały przy stole
Gryffindoru i w ponurym nastroju jadły śniadanie. Katherina wyczekiwała aż
William wejdzie do Wielkiej Sali. Chciała z nim porozmawiać, ale nie zastała go
w dormitorium. Zauważyła jak Paul odchodzi od stołu nauczycielskiego i zmierza
ku wyjściu. Miała z nim ćwiczyć wieczorem, ale po wczorajszym dniu musiała
zweryfikować swoje plany. Wstała od stołu i pośpieszyła się, żeby go dogonić.
– Paul! – Zawołała, kiedy był już na
korytarzu. Odwrócił się do niej i uśmiechnął przyjaźnie.
– Cześć Katherina. – Odwzajemniła gest i
podeszła bliżej.
– Chciałam tylko powiedzieć, że nie przyjdę
wieczorem. – Zrobiła zmieszaną minę. – Przepraszam, ale w Hogwarcie huczy od
plotek na nasz temat, a nie chcę dodatkowo prowokować Williama i Jane. Chciałam
ci jeszcze raz podziękować, bo nie wiem, czy będę miała okazję. Dziękuję ci za
to, że mnie słuchałeś i doradzałeś. Dziękuję za wczorajszy cynk o obecności
Marii w Hogwarcie. Dziękuję, że ze mną ćwiczyłeś i tak bardzo mi pomogłeś.
– Czyli to pożegnanie? – Zapytał, a ona
kiwnęła powoli głową. – Cóż, Katherina. Pewnie spotkamy się, kiedy już będziesz
na kursach. Pamiętaj o tym, że jesteś bardzo blisko swojego brata i wkrótce go
znajdziesz. I pamiętaj, żeby oddać esej zgodnie z normami, bo ostatnio
zapomniałaś o podpisaniu pracy.
– Przekażę go Jane. – Uśmiechnęła się i
wyciągnęła do niego dłoń. Ścisnął jej dłoń i uśmiechnął się.
– Pamiętaj. Jest blisko. – Kiwnęła głową i
odwróciła się, żeby wrócić do Wielkiej Sali. Zdziwiła się, kiedy po drugiej
stronie korytarza o ścianę opierał się William.
– Cały ranek cię szukałam! – Podeszła do niego
i chciała go pocałować. Odsunął się nieco, a ona zdziwiła się.
– Dziękowałam mu i żegnałam się z nim. –
Wytłumaczyła, ale Kartney'a nie zadowoliła ta odpowiedź.
– Ostatnio coś często mu dziękujesz. –
Mruknął, a ona miała ochotę się uśmiechnąć. Naprawdę dostrzegała, to, że stara
się nie być o nią zazdrosny, ale nie wychodziło mu to.
– Bo mam za co. Ty też powinieneś. –
Uśmiechnęła się do niego tajemniczo. Uniósł jedną brew pytająco, a ona poczuła
dumę, że udało jej się czegoś dowiedzieć. – Była tu wczoraj pielęgniarka z
Magicstadt i powiedziała mi kim jest twój ojciec. Znaczy...
– Dość. – Powiedział chłodno, a ona cofnęła
się o krok. – Nie pomyślałaś przez chwilę, że nie chcę wiedzieć?
– Odniosłam wrażenie, że chciałbyś wiedzieć. –
Wyszeptała zawstydzona. Nie spodziewała się, że tak ją napadnie.
– Nie chciałbym. Mama wychowała mnie sama. – Wycedził
ze złością, a ona pokręciła głową.
– Zmarł przed tym jak twoja mama dowiedziała,
się, że jest w ciąży. – Powiedziała szybko i zbliżyła się do niego. On cofnął
się o krok, jakby go uderzyła.
– Merlinie Katherina! Jak tylko wypatrzysz
jakąś tajemnicę, to musisz w to brnąć. Nie możesz sobie odpuścić? Nie chciałem
tego wiedzieć! – Drgnęła, kiedy podniósł nieco głos. Kilka osób przechodzących
obok zwróciło na nich uwagę. – Szukasz tylko czegoś z czego możesz zrobić
sensację.
– William! – Zawołała za nim, kiedy szybko od
niej odszedł. Zaklęła pod nosem i uderzyła dłonią w ścianę. – No po prostu
super! Super! Super! Super!
– Nie brzmi jakby było super, panno Parkes. –
Blondynka odwróciła się i spojrzała na Fecily Lagere.
– Czasami zastanawiam się jak to jest możliwe,
że moja paczka ma tyle problemów i jest tak poszkodowana przez los. Przecież to
nie możliwe, żeby kilka osób się ze sobą przyjaźniło i żeby każda z nich miała
jakieś problemy. Na domiar złego jednocześnie trójka z nich przeżywa najgorszy
okres w swoim życiu. Tak sądzę, że tak źle chyba nie było. Przecież to nie
możliwe! – Katherina oparła się o ścianę i patrzyła wyczekująco na nauczycielkę
wróżbiarstwa.
– Nie pomyślałaś, że to przeznaczenie? –
Zapytała ją, a Parkes parsknęła śmiechem. – Myślałam, że zażegnałyśmy
ignorancję.
– Przepraszam. Ale przeznaczenie? Wydaje mi
się, że to odpowiedź, na wszystkie pytania, na które nie zna się odpowiedzi. –
Westchnęła ciężko.
– Wszystko dzieje się po coś. Może dzięki
waszym problemom macie tak silną więź? – Zapytała i nim Katy zdążyła zastanowić
się nad odpowiedzią, nauczycielka odeszła. Parkes nienawidziła wróżbiarstwa.
Kobieta potrafiła na każde pytanie odpowiadać pytaniem, a ona nie miała ochoty
analizować tego wszystkiego. Odepchnęła się od ściany i skierowała swe kroki do
dormitorium. Skończyła przyjaźń z Paulem, William się do niej nie odzywał,
przyjaciółki żyły kłopotami Dorcas, a ona miała wszystkiego dość. Wiedziała, że
matka Meadows zostanie skazana na pocałunek dementora i było jej strasznie
przykro, że jej przyjaciółka musi przez to przechodzić. Pomyślała o rodzicach i
miała nadzieję, że wyjaśnią sobie wszystko w czasie przerwy Wielkanocnej. Jej
ostatnie chwile wolnego przed owutemami. Uczyła się prawie w każdej wolnej
chwili i miała nadzieję, że wtedy trochę odpocznie.
Weszła do dormitorium i
zauważyła, że Dorcas jeszcze nie wstała. Miała jedynie nadzieję, że brunetka
śpi.
Spojrzała w odbicie w lustrze i
spróbowała się uspokoić. Lubiła Willa. Naprawdę go lubiła i nie chciała, żeby
między nimi były jakieś zgrzyty. Ale odkąd tylko zaczął się ich poważny
związek, to wszystko robiła nie tak. A raczej on sądził, że robi wszystko w
innych intencjach niż sądzi.
Poczuła smutek, gdy przypomniała
sobie co powiedział. Wiele razy jak rozmawiali o jego przeszłości, odniosła
wrażenie, że brakuje mu tej jednej informacji. A ona ją zdobyła. Nie z chęci narobienia
wokół tego szumu. Chciała mu pomóc. Chciała, żeby wiedział, że ojciec go nie
porzucił. Że jego drudzy dziadkowie żyją i zapewne uwierzą, że jest ich
wnukiem.
Ale jak zwykle źle ją zrozumiano.
I w takich chwilach jak te,
chodziła do Paula.
Brakowało jej go.
*******
Dobra, od tego rozdziału, to
jeszcze ze cztery notki i koniec Hogwartu.
No i następny rozdział możliwe,
że będzie szybciej niż koniec czerwca.
I jak macie jakieś przemyślenia,
i przypuszczenia co będzie dalej, to piszcie w komentarzu. Chcę się przekonać,
czy opowiadanie jest przewidywalne.
Pozdrawiam!
Hej, uważam, że twój pomysł jest świetny, lecz zobaczyłam parę niezgodności np. w ostatnim rozdziale napisałaś, że Lily była w Hogsmeade z Antoinem, a w rozdziale w którym odbywało się to wyjście Lily szła z Jaquesem(nie wiem jak to się pisze i odmienia). Nie zmienia to jednak tak dobrej koncepcji, chociaż wolę skupiać się bardziej na Lily i Jamesie, ewentualnie na Dorcas i Syriuszu.
OdpowiedzUsuńHej,
UsuńDzięki wielkie :) nie mogłam właśnie znaleźć jego imienia, ale już zmieniam :D
Nie wiem czemu, ale podczas czytania tego rozdziału naszła mnie myśl że to Paul mógłby być bratem Katheriny O.o Przeżyłam szok w związku z matką Dorcas. Tego sie nie spodziewałam! Troche się zgubiłam w całej tej historii, ale czy dobrze rozumiem, że Elizabeth zamordowała u Blacków dziadka Dorcas,który był uważany za jej ojca? Trochę to poplątane xd A teraz przyjechał jej prawdziwy ojciec, Edward młodszy?
OdpowiedzUsuńDenerwuje mnie Will, nic mu nie pasuje :(
Pozdrawiam ;)
Tak, akcja z Elizabeth jest popieprzona, ale przypominam- jest chora psychiczna.
UsuńCo do Willa... On ma tylko osiemnaście lat, całe życie myślał, że został odrzucony przez ojca i boi się, że Katy go odrzuci (co nieświadomie niestety robi). Dorośnie i pewnie zmądrzeje. :)
Pamiętajmy- Oni są młodzi i jak każdy, robią głupstwa.
Paul i Katherina <3 Razem są tacy piękni <3
(w mojej wyobraźni, na pewno- w Twojej też powinni być :P)
I również pozdrawiam :*
UsuńDeadline minął :O
OdpowiedzUsuńWitaj! Dawno tu nie zaglądałam i musiałam nadrobić zaległości. Rozdział jest bardzo fajny. Cieszę się, że wyjaśniła się sprawa rodziny Katy, że Will nie jest jej bratem. Mi też wydawało się, że może być nim Paul, tylko czemu tyle zwlekałby z powiedzeniem jej tego. Napięta sytuacja pomiędzy Dorcas i Syriuszem oraz Lily i Jamesem jest bardzo trudne męcząca. Oni powinni być razem. Ciekawe, czy pójdą po rozum do głowy i czy dziewczyny im wybaczą, czy raczej uniosą się honorem. Czy to sukienka Jess leżała koło łóżka Lunatyka? A jeśli chodzi o sprawę Dorcas, to sytrasznie wszystko jest zagmatwane i chyba musiałabym cofnąć się o wiele bardziej, żeby wszystko zrozumieć jak należy. Piszesz, że jeszcze tylko 4 rozdziały w Hogwarcie. Co planujesz potem?
OdpowiedzUsuńCzekam na następne wpisy i gorąco pozdrawiam ❤ a w wolnej chwili serdecznie zapraszam do mnie.
Drama
http://qwertzxcvb.blog.pl
Hej,
UsuńSytuacja z Dorcas nie była bardziej poruszana wcześniej. Staram się nieco edytować wcześniejsze rozdziały, żeby pewne sytuacje były bardziej naświetlone, ale nie wiem ile czasu zajmie mi edycja.
Sukienka obok łóżka Remusa, to sukienka Katy. Po prostu tam wyładowała :)
Po Hogwarcie będą kursy i działanie w Zakonie Feniksa ;)
Również Pozdrawiam! ;*
Zaczęły się dłuższe rozdziały, więc idzie mi trochę wolniej, ale jednak wciąż do przodu :)
OdpowiedzUsuńZacznę od tego, że przykro mi z powodu tego, jak William potraktował Katherinę. Dobrze, że Jane aż tak nie naskoczyła na nią za to, że rozmawia z Paulem, bo tego byłoby już za wiele.
Mam nadzieję, że Paul okaże się być bratem Katheriny.
Co do matki Dorcas, to trochę pogubiłam się w tej opowieści, jest strasznie pogmatwana, ale domyślam się, że właśnie taki efekt chciałaś osiągnąć.
Bardzo mi szkoda Dorcas, serce mi się krajało, jak czytałam sceny, które opisywało jej cierpienie.
Lily zachowała się za to naprawdę cudownie jako jej przyjaciółka <3
A jeśli chodzi o relacje Dorcas z Syriuszem, to aż brak mi słów. Syriusz naprawdę jej pilnuje, szkoda tylko, że w tak okrutny sposób okazuje dziewczynie, że ją chroni, bo tylko ją odstrasza... Ale cieszę się, że okazało się, że z Regulusem do niczego nie doszło :)
Jestem też bardzo ciekawa, jak potoczy się związek Jane i Paula :)
Oj, na dzisiaj koniec, jutro powrócę! :)
Pozdrawiam cieplutko! :*
William bardzo kocha Katherinę, ale też musi do końca ją poznać i zaakceptować pewne rzeczy. Dajmy mu czas! :)
UsuńJane domyśla się pewnych rzeczy i ufa przyjaciółce, dlatego stoi za nią murem :)
Dorcas tak naprawde dopiero teraz zacznie sobie ukladać wszystkie sprawy (w sensie od 50 rozdziału jakoś), więc niezły miała mindfuck przez ten cały czas. :/
Buziaki :*