[muzyka]
– Nie mogę uwierzyć, że to już koniec. –
Wyszeptała Katherina, kiedy pociąg wjechał na stację Kings Cross w Londynie.
Ukryty przez magię peron 9 i 3/4 powoli zapełniał się od przybywających
rodziców, którzy mieli odebrać swoje pociechy. Syriusz mocniej ścisnął dłoń
Dorcas, gdy ta pociągnęła nosem. Na stacji miała czekać na nią babcia i
wspólnie miały zgłosić się do Ministerstwa Magii, aby świstoklik zabrał je do
Australii. Black domyślał się, że gdyby została, choćby jeden dzień, dłużej w
Anglii, jej wątpliwości byłyby dużo większe.
– Widzimy się jutro u mnie? – Zapytał James, a
oni kiwnęli mu w odpowiedzi.
– Syriusz, jesteś pewny, że mogę u ciebie się
zatrzymać? – Zapytała Jane, a on roześmiał się.
– Jasne, Jane. Możesz u mnie mieszkać ile
chcesz. – Łapa spojrzał na nią i uśmiechnął się, kiedy blondynka się
rozluźniła.
– Dziękuję. Pewnie wrócę do ciebie we
wrześniu. – Elliot pokręciła głową. – Dwa miesiące w Afryce.
– Przywieź mi coś. – Przypomniała jej
Katherina i ściągnęła z półki swoją torbę na ramię. Powoli zaczęli wychodzić z
przedziału. Udało im się zająć przedział blisko wyjścia z wagonu i w miarę
szybko opuścili pociąg. Odeszli pod filar z wielkim, pozłacanym zegarem i
zaczęli rozglądać się za bliskimi. Nagle Katherina zagwizdała i Syriusz podążył
za jej wzrokiem.
Nie jemu oceniać, ale widocznie
chłopak, który pojawił się na peronie musiał być według Katheriny przystojny.
– Fajne ma spodnie. – Powiedział Black.
Chłopak ubrany był w zielone spodnie z szerokim, brązowym skórzanym paskiem.
Gładka, żółta koszula odpięta była przy szyi, a rękawy podwinął do łokci.
– Czy on ma na sobie kowbojki? – Zapytała Lily,
ale dźwięk jaki wydała przypominał mruczenie, a Jess odwróciła się, żeby
spojrzeć na obiekt ich rozmów. Wyprostowała się szybko i stała przez chwilę z
otwartymi ustami.
Chłopak przystanął kilka kroków
przed nimi i ściągnął z nosa ciemne okulary.
– Cześć, słonko! – Jego głos nieco drżał, ale
uśmiechnął się szeroko i otworzył swe ramiona.
– Bert! – Jessica szybko pokonała dzielącą ich
odległość i objęła go mocno. Chwilę trwali tak w uścisku i Jessica szeptała mu
coś, czego nie dosłyszeli.
– Nigdy nie uwierzę, że są tylko przyjaciółmi.
– Powiedziała szeptem Katherina do Jane. – Ten facet jest gorący. Ubiera się
lepiej niż ona. Będą piękną parą.
– Merlinie, Will... Pohamuj trochę swoją
dziewczynę. – Jęknął James z zażenowaniem. Black parsknął śmiechem. Potter
jeszcze nie radził sobie z tym, że Katherina w taki sposób komentuje wygląd
płci przeciwnej.
– Hamuję cię, Katy. – Powiedział niby w
żartach William, ale widać było, że jemu też nie spodobało się nagłe
zainteresowanie Katheriny przyjacielem Jess.
– Hej, to jest właśnie Adalbert. – Cay
podeszła do nich i przedstawiła im chłopaka. Zastanawiał się co na to Remus,
ale na szczęście nie był nerwowy. Czyli jednak jego i Jess nic nie łączyło. A
miał nadzieję, że Lunatyk będzie miał dziewczynę...
– Miło mi was poznać. – Odezwał się w końcu i
Syriusz poczuł się nieco niezręcznie, gdy ten uścisnął mu dłoń i nieco dłużej
ją przytrzymał. – Jessica dużo mi o was pisała. Zapewne będziemy mieć okazję
się spotkać.
– Wpadnij jutro z Jess. – Zaprosił go szybko
James, a on kiwnął głową i podziękował.
– Słuchajcie, ja muszę lecieć. Bert bierze
moje rzeczy, a ja muszę iść do Madame Malkin w sprawie pracy. Pewnie niedługo
zamyka
– Zdolna bestia. – Dorcas wysunęła się do niej
i przytuliła mocno. – Pisz do mnie często, Jess. I pamiętaj o mnie, jak
będziesz miała jakąś fajną sukienkę.
– Nie daj się kangurom! – Cay odsunęła się od
niej, ale po chwili znów się przytuliły. Obie miały łzy w oczach. – Będę
strasznie tęskniła!
– Ja też Jess. – W końcu odsunęły się od
siebie i uśmiechnęły przez łzy.
– Dobra, z wami widzę się jutro! – Pomachała
do nich, chwyciła Adalberta za ramię i chwilę później teleportowali się z
cichym trzaskiem.
– Gorący jak diabli. – Powtórzyła Katy, a
Dorcas parsknęła śmiechem. – Gdzie ten Paul?
– Gdzie ta babcia? – Zapytała Meadows
niecierpliwie.
Mało co się odzywali przez te
kilka minut czekania na babcię Dorcas. Dziewczyny zmarkotniały i tylko patrzyły
na brunetkę, jakby miały się widzieć ostatni raz w swoim życiu. Chyba on
dostrzegł pierwszy jej babcię i pomachał jej krótko, zorientował się, że chyba nie
jest to stosowny gest. Kobieta podeszła do nich i przywitała się z nimi.
Meadows przytuliła lekko babcię i uśmiechnęła się, gdy ta pogładziła ją po
policzku.
– Mamy pół godziny, kochanie. Już czas się
pożegnać. – Odsunęła się nieco, żeby wnuczka mogła swobodnie pożegnać się z
przyjaciółmi. On sam stanął prawie obok Stephanie i trzymał rączkę kufra
Dorcas. Ostatnie dni były dla niego koszmarem i miał przeczucie, że poczuje się
jeszcze gorzej, jak się z nim pożegna. Przez ostatni tydzień niby trzymali się razem,
ale wiedział, że powinni więcej czasu spędzić tylko we dwoje. Ciężko mu było
przyznać to, ale czuł powiększający się ucisk w piersi.
Chyba tak bolało złamane serce.
– Syriusz... – Stanęła przed nim, ze łzami w
oczach i przełknął głośno ślinę.
– Dorcas... – Puścił rączkę kufra, myślał, że
upadnie, ale pani Pronton chwyciła go i odsunęła się nieco, dając im więcej
prywatności.
– Przepraszam za ostatni tydzień. – Wyszeptała
i wzięła głęboki oddech. – Powinnam wcześniej o tym z tobą porozmawiać, a nie teraz
jak mam mało czasu.
– Nic nie szkodzi. – Chwycił jej dłonie,
starając się uśmiechnąć.
– Dlaczego mi nie powiedziałeś, że chciałeś mi
się oświadczyć? – Spojrzał na nią z szeroko otwartymi oczami i szybko spojrzał
ponad nią na Jamesa. Pewnie jej powiedział... Ale kiedy?
– Bałem się, że to coś zmieni. – Wyszeptał
zgodnie z prawdą i poczuł jak mocniej ściska jego dłonie.
– Zmieniło i to dużo. – Odszepnęła i zaczęła
płakać. Roześmiała się z bezsilności i przylgnęła do niego całym ciałem. Mocno
ją objął, nieco unosząc w powietrzu i wtulił twarz w jej włosy. Usłyszał jak
Katherina pociąga nosem i mamrota pod nosem, że przeprasza.
– Nie mam odwagi błagać cię byś została...
Znajdź siebie, Dor. – Oparł czoło o jej
i patrzyli sobie w oczy.
– Nie rozklejaj się, Black. – Zadrwiła cicho,
gdy łzy zebrały mu się w kącikach oczu. Parsknął krótkim śmiechem i prawie
jęknął, gdy ciepłe, wilgotne wargi Dorcas pocałowały go... Zbyt krótko.
Odsunęła się, ale ich usta dzieliło kilka cali.
– Zawsze będę cię kochać, Syriuszu.
– Zawsze będę cię kochać, Dorcas.
Odsunęła się od niego i
uśmiechnęła przez łzy. Odwróciła się do przyjaciół i pomachała im ręką. Szybko
poszła w kierunku babci i już więcej nie obejrzała się za siebie.
– Tak mi przykro! – Black popatrzył na Lily,
która była równie zapłakana, co Jane i Katherina. Przytuliła go lekko i otarła
łzy ze swojej twarzy.
– Niedługo ty jedziesz Ruda. – Zauważył,
starając się żeby głos mu nie drżał od emocji.
– Rosja jest bliżej. – Wyszeptała Lily. – Trzy
lata szybko zlecą i wszystko wróci do normy.
– Brzmisz zbyt optymistycznie. – Syriusz
zaśmiał się, a ona wzruszyła ramionami.
– Paul! – Jane pomachała do chłopaka.
– Nie mówcie, że Dorcas już nie ma? – Podszedł
do nich szybko i objął Jane. – Myślałem, że zdążę. Mam godzinę przerwy. Zdążysz
w tym czasie?
– Tak, jeśli się pośpieszymy. – Elliot podała
mu kufer i pogłaskała Syriusza po ramieniu. – Wpadnę do ciebie za godzinę. Do
jutra!
Szybko od nich odeszli trzymając
się za ręce. A więc tak to teraz miało wyglądać? Patrzyli po sobie nie wiedząc,
czy iść, czy dalej stać.
– Dobra, wyjdźmy i jedźmy Błędnym Rycerzem do
domu. – Postanowiła Katherina i chwyciła pod ramię Lily. – Dobrze, że mamy
jeszcze kilka dni razem.
– I ślub Kevina. – Przypomniał James mrugając
do Lily, która się zarumieniła. Black pokręcił głową. Potter przynajmniej nadal
miał szanse... A on wiedział, że pożegnali się już na zawsze.
*******
Paul patrzył jak Jane waha się
przed wejściem do ogrodu. Stała i patrzyła się na dom, jakby po wejściu tam
miał się zapalić. Oddychała głośno i miarowo. Przez całą drogę mówiła mu, że
jej brat Mick spakował jej rzeczy i tylko musi zerknąć, czy wszystko zapakował.
– Poczekasz w ogrodzie? Moja mama może być
nieprzyjemna. – Spojrzała na niego tymi wielkimi, przestraszonymi szarymi oczyma
i kiwnął głową. Położył jej dłoń na plechach i delikatnie pchnął, żeby zrobiła
pierwszy krok. – Dziękuję, że jesteś tu ze mną.
– Chcę być pewny, że trafisz bezpiecznie do
Syriusza. – Szepnął i przystanął przy ławce, a Jane powoli weszła do domu.
Zanim zamknęła drzwi spojrzała jeszcze na niego, a on uśmiechnął się i miał
nadzieję, ze dodał jej otuchy.
Usiadł na ławce i obserwował
bacznie dom. Był wystarczająco duży dla czterech osób, wokoło wszystko
wyglądało bardzo schludnie i dziwił się, że za drzwiami skrywa się taki dramat.
Bo jak inaczej nazwać to, że matka chce uzyskać wyższy status społeczny kosztem
własnej córki? Nie rozumiał też postawy ojca Jane, który nie potrafił postawić się żonie, która starała się cały czas
zeswatać Jane z Jackiem. Ojciec chłopaka nie był jakimś wysoko ustawionym
człowiekiem, ale stanowisko w Ministerstwie Magii jako szef w Urzędzie
Niewłaściwego Użycia Produktów Mugoli na pewno sprawiło, że jest znany. Matka chłopaka była uzdrowicielką. Natomiast, pan
Elliot był jedynie pracownikiem Służb Administracyjnych Wizengamotu. Praca tam
była pewna i stała, ale nawet wielu pracowników Ministerstwa Magii nie
wiedziało, że istnieje takie biuro. Było mu szkoda Jane, bo bardzo to przeżywała
i jedynie brat ją wspierał całym sercem.
– ... dałabyś mu jedną szansę! Zaprzyjaźniłam
się z jego matką i zapewniłam, że przemówię ci do rozumu! Jane, oni naprawdę
nadal chcą, żebyście byli razem! – Usłyszał jak tylko drzwi wejściowe się
otworzyły, a jego dziewczyna zaczęła wystawiać dwa, dość duże kufry. Pomagała
sobie magią i nie dziwił się, był przekonany, że są tam głównie książki.
– Mamo przestań mącić jego rodzicom w głowie!
Nie rozmawiałam z nim przez ostatnie pół roku, wiedziałabym jeśli chciałby być
ze mną. Poza tym, uszanuj to, że ja nie chcę z nim być. Napiszę do ciebie z
kursu. – Starała się mówić spokojnie i westchnęła ciężko, kiedy chciała zamknąć
drzwi, a jej matka przytrzymała je, chcąc jeszcze coś powiedzieć.
– Zmądrzałabyś wreszcie dziewczyno! Nie wiesz
jaka to dla nas szansa! – Jane nigdy nie mówiła, że jej matka jest miła, ale
nie spodziewał się, że ktoś może tak się odzywać do swojego dziecka. Ton
wypowiedzi zawierał w sobie nutkę groźby.
– Dla ciebie, mamo! Musze już iść. –
Spróbowała zakończyć to niemiłe spotkanie i odwróciła się, żeby zejść po
schodach.
– Zajmę się kuframi. – Paul podszedł do niej,
chcąc jej pomóc. Widział przerażenie w jej spojrzeniu i był pewny, że jest jej
strasznie wstyd, że tak przebiega jego pierwsze spotkanie z jej matką.
– Znalazłaś sobie nositorbę! – Warknęła jej
matka z pogardą. – Nie rozumiem jak można być tak głupim, żeby wybrać jakiegoś
nieudacznika!
– Mamo... – Pierwszy raz usłyszał, żeby Jane
tak się odezwała. Syknęła na matkę z nutką ostrzeżenia w głosie i wyglądała na
naprawdę wkurzoną.
– Nie przedstawiłem się. – Zaczął uprzejmie,
kiedy teleportował oba kufry do domu Syriusza. Stanął na werandzie i patrzył z
góry na matkę Jane. – Jestem Paul Parkes, chłopak Jane.
Widział jak emocje na twarzy pani
Elliot zmieniają się. Powoli do niej dochodziło jakie usłyszała nazwisko i
dostrzegał, że szuka jak wyjść z twarzą z tej sytuacji. Cisza stawała się
nieznośna, wreszcie Jane stanęła obok niego i złapała go za rękę.
– Musimy już iść. Napiszę do ciebie z kursu,
mamo. – Powiedziała twardo i pociągnęła Paula za sobą, zanim jej matka zdążyła
odpowiedzieć. Teleportowała się zbyt szybko i dopiero jak zmaterializowała się
przed bramą do posiadłości Syriusza, zrozumiała, że było to dość nierozważne. –
Nie rozszczepiłeś się? Nie jestem pewna, ale chyba powinnam dać ci jakoś znać,
że będziemy się teleportować. Nie teleportowałam się już prawie rok.
– Nic mi nie jest, spokojnie. – Pogładził ją
po plecach. – Nie przejmuj się nią, Jane.
– Łatwo ci mówić. – Westchnęła i spojrzała na
niego ze zbolałą miną. – Dziękuję... Ja pewnie nie miałabym odwagi cię
przedstawić, a widziałam jaką miała minę, gdy usłyszała twoje nazwisko. Z
jednej strony było to satysfakcjonujące, ale z drugiej? Nie będę miała spokoju.
Czy ty wiesz, że ona namawiała Micka, żeby kręcił się wokół Katheriny? Ciekawe
czy już wie o tym, że jesteś jej bratem.
– Jak sobie poradził? – Zapytał prowadząc ją
żwirkową alejką przez ogród wokół domu.
– Wyprowadził się, robi kursy i skończy je w
przyszłym roku, ale nie wiem czy wróci... – Urwała nagle i stanęła w miejscu. –
Merlinie... On na to mówił dom?
Przecież to pałac.
– Mugole chyba mówią na to rezydencja. –
Podsunął jej ze śmiechem, a ona spojrzała na niego z powątpieniem.
– Mam chłopaka, który społecznie jest wyżej
niż mój były i mieszkam w rezydencji Blacka. Moja mama padnie. – Stwierdziła
cicho z sarkazmem i pokręciła głową.
– Nie musi wiedzieć gdzie mieszkasz, Jane.
Raczej nie wygląda na osobę, która interesuje się twoim całym życiem osobistym.
Bardziej zaabsorbowana jest sobą. – Powiedział zanim zorientował się, jak
brutalne są dla niej te słowa. – Przepraszam.
– Już od kilku miesięcy nie łudzę się, że
przejrzy na oczy. – Machnęła ręką i znów ruszyli w stronę drzwi.
– Jeśli cię to pocieszy, to dom moich rodziców
jest z trzy razy mniejszy. – Zaśmiała się, ale wreszcie miała pogląd jak duży
jest ten dom. Drzwi wejściowe były umiejscowione po prawej stronie, a nie na
środku. Mimo, że rezydencja była piętrowa, to budynek wydawał się być wysoki
przez wysoki dach. Na rogu budynku, po prawej stronie od drzwi wejściowych
dobudowano wieżyczkę, która dodawała uroku temu miejscu. Poddasze również było
wysokie, a zachodzące słońce odbijało się od małych okien i gdzieniegdzie było
widać, że są dziury w szybach.
– Witam w moich skromnych progach! – Syriusz
wypadł przez drzwi wejściowe i z nonszalancją oparł się o barierkę schodów.
– Ja bym się inaczej wybudowała. – Jane
pokazała mu język i poklepała go po ramieniu. – Jak się trzymasz?
– Daję radę. Pewnie w nocy zacznę chlipać w poduszkę,
ale będzie mi raźniej, jak pomyślę, że gdzieś tu sobie będziesz mieszkała. – Rzucił
lekko i wprowadził ją do małego ganku, gdzie stały jej trzy kufry. Wejście było
uprzątnięte i odkurzone, ale czuć było w powietrzu, że dawno nikt tu nie
mieszkał. Na jednej ścianie wisiały drewniane, ciemne wieszaki, a pod nimi
ustawione siedziska z miękkim obiciem. Po drugiej stronie stały niskie komody,
które zapewne służyły do przechowywania butów. Już miała ściągać swoje sandały,
ale Black ją zatrzymał. – Nie ściągaj. Przez godzinę udało mi się posprzątać
tylko to pomieszczenie i to prawie bez magii. Będę musiał poprosić Doreę o
jakieś zaklęcia sprzątające. Ustaliłem z Regulusem, że Stworek jest tylko na
jego usługi, a wuja skrzat jest w Hogwarcie i nie bardzo wiem jak mam go
ściągnąć. Nie wiem nawet od czego zacząć. Śmierdzi kurzem i kulami do moli.
Dach jest uszkodzony w paru miejscach, no i szyby na poddaszu do wymiany.
Reszta na szczęście w dobrym stanie. Znając moje szczęście będziemy spać ze
szczurami.
– Zaproś kogoś z Zakonu, albo zgłoś dom do
kontroli w Ministerstwie. – Zaproponowała, a on kiwnął głową. – Oprowadzisz nas
póki nie ma nic do roboty? Jestem pod dużym wrażeniem.
– No jasne! Po prawej stronie jest duża kuchnia
z przejściem na jadalnię. Prosto jest salon, z którego można też przejść do
jadalni. – Wprowadził ich do kuchni i przeszli stamtąd do salonu.
– Nie kłamałeś mówiąc, że ten dom pomieści z
czterdzieści osób. – Skomentowała Jane, kiedy przechodzili przez jadalnię.
– Jeszcze sto lat temu, rodzice wuja urządzali
tu bale i jakieś inne przyjęcia. Sama śmietanka. Ten salon gościł podobno
trzech Ministrów Magii. – Paul parsknął śmiechem, gdy Black zaczął mówić z
przesadnie wywyższającym się tonem. – Dalej jest pralnia, duża łazienka,
toaleta, mniejszy salon i przejście do części dla skrzatów. Chyba w Hogwarcie
skrzaty nie mają takich warunków jak tutaj.
– O Merlinie. To wygląda jak malutki hotelik!
– Jane weszła do części dla skrzatów. Długi korytarz kończył się salonikiem
wielkości dormitorium. Przechodząc, Jane naliczyła trzypokoje, w których były
dwa łóżka i komody. – Żałuję, że nie poznałam twojego wuja, Syriuszu. Chciałabym
poznać człowieka, który tak traktował skrzaty domowe.
– Miały do dyspozycji też łazienkę. – Dodał
Black z zadowoleniem, kiedy wychodzili z tej części domu. – Na końcu po prawej
i po lewej stronie są dwie sypialnie z łazienką i małymi salonikami, mieszczą
się one w wieżyczce. Na dole jest salonik, a na górze sypialnia i łazienka. No
i łazienka jest wspólna do tych sypialń. Dawniej, w połączeniu z głównym
salonem dawało to salę balową. Wiecie, tańce i te sprawy. Wuj zrobił tu niezły
remont. Lubił gości, ale nie lubił ich plątających się po domu bez celu. Są tam
małe półki z książkami, kominki i fotele. Przyjeżdżając tu można się było
poczuć jak u siebie. Na piętrze są same sypialnie. Moja jest zaraz na wprost
schodów.
– Czekaj, każda sypialnia ma łazienkę? –
Zapytała Jane, gdy wchodzili na piętro po szerokich schodach. Black kiwnął
głową i wskazał na drzwi naprzeciw.
– To moja sypialnia. Większe sypialnie mają własne
łazienki, a te małe współdzielą. Chodź Jane, pokażę ci coś, co powinno cię
zainteresować. – Skręcili w korytarz na lewo, który okazał się być nieco węższy
i krótszy. – Na lewo są drzwi do twojej sypialni Jane, a po prawo... To
niespodzianka. Ale stwierdziłem, że wybiorę za ciebie pokój.
– Aż tak dużo do sprzątania? – Zapytała i
miała wejść do pokoju, ale Black chwycił ją za ramię.
– Najpierw niespodzianka. – Powiedział i
otworzył drzwi po drugiej stronie. Jane powoli weszła, a Paul za nią. Zrobiło
to na nim wrażenie i wiedział, że Elliot jest wniebowzięta.
– Potrzebuję kogoś, kto przejrzałby te księgi
i nieco uporządkował. – Rzucił lekkim tonem, a Jane spojrzała na niego
przerażona. – Remus i ja też zamierzamy to przejrzeć. Na każdej półce jest
gablota z tytułami ksiąg. Z tego co wiem były tu zastosowane zaklęcia, żeby
książki się nie niszczyły. Najpierw trzeba to przejrzeć, zobaczyć czy wszystko
w porządku, a potem rzucić nowe zaklęcia.
– Co jeszcze jest w tym dworku? – Zapytał go
Paul, kiedy Jane podeszła do jednej z wysokich półek i z czułością patrzyła na
książki.
– Oprócz tych dwóch sypialni, jest jeszcze
dziesięć innych: trzy duże i siedem małych. Salon, mniejsza kuchnia ze stołem,
duża łazienka no i jeszcze dwie sypialni z wieżyczki. Poddasze chciałbym
posprzątać, wyremontować i byłoby to miejsce dla mnie, Jamesa i Katheriny do
treningów zaklęć. Poza tym... Z tyłu domu jest miejsce do gry w quidditcha,
schowek na sprzęt i szopka z rzeczami do ogrodu. No i miejsce do przyjęć na
zewnątrz. Wszystko to otoczone jest drzewami, ze dwie altanki i solidne
ogrodzenie. Chcesz kupić? – Zaproponował Syriusz, a Parkes pokręcił głową.
Chwilę kalkulował w głowie, jak duży jest ten dom.
– Czyli jak dobrze liczę. Ten dom spokojnie
pomieściłby z trzydzieści osób? – Zapytał go, a Black pokręcił głową.
– Nie do końca. Tak między nami, dom ten
pełnił rolę schronu. Od samego początku był pod wpływem zaklęcia Fideliusa. W
razie niebezpieczeństwa miał tu przetrwać ród Blacków i przyjaciele. Wuj zrobił
remont, który zabrał dużo miejsca. Rodzina trochę miała mu to za złe, bo
chcieli móc tu nocować w wygodzie. Tym najbardziej naburmuszonym proponował
nocleg w piwnicach. – Powiedział ze śmiechem Syriusz i usiadł na fotelu. Przez
chwilę milczeli, ale Paul intensywnie myślał o planie działania. – Wiedziałem,
że twojej dziewczynie spodoba się to miejsce.
– Dobrze znasz moją dziewczynę. – Zaśmiał się,
gdy Jane spojrzała na niego rumieniąc się przy tym.
– To naprawdę świetne miejsce. – Potwierdziła
i zniknęła między półkami.
– Co zamierzasz zrobić z tak dużym domem? –
Paul patrzył na niego uważnie, a Syriusz wzruszył ramionami.
– Najpierw muszę go posprzątać, potem
zastanowię się co dalej. Pewnie część pokoi zamknę, żeby tylko
najpotrzebniejsze pomieszczenia były używane. Jak byłem mały to ten dom tętnił
życiem. Wuj zapraszał tu rodzinę, przyjaciół. I to nie na dzień... Czasami
mieszkałem u niego miesiąc lub dwa. Andromeda i ja zakradaliśmy się do skrzatów,
i spaliśmy w ich łóżkach. Jane miała rację, wuj bardzo dobrze je traktował. Do
niego należały cztery skrzaty. W czasie większych przyjęć, reszta rodziny
wypożyczała mu swoje, dlatego jest tam więcej miejsca. Kilka lat temu wuj
przekazał trzy skrzaty wujowi Cygnusowi. Przydałyby mi się teraz. – Blondyn
kiwnął głową i nie odzywał się. Spojrzał na zegarek i zaklął.
– Muszę wracać do pracy. Mam prawie pół
godziny spóźnienia. – Wstał szybko z fotela i wyszedł szybko z biblioteki.
Zbiegł po schodach i biegiem dotarł do bramy. Musiał wszystko rozpisać,
rozplanować i porozmawiać z Dumbledorem. Czekała go pracowita noc.
*******
Już dawno nie czuła aż tak dużego
stresu. Ostatnim razem była tak bardzo zdenerwowana przed wynikami z SUM –ów.
Siedziała na krześle, gdzieś w połowie dużego, prostokątnego, szklanego stołu i
czekała na werdykt. Po jej prawej stronie rozłożyła szkice swoich projektów, a
na lewej, starannie ułożyła kilka marynarek, sukienek i spódnic, które udało
jej się wykonać przez ostatnie dziesięć miesięcy. Madame Malkin jak zawsze
wyglądała dobrze w swojej fioletowej szacie. Cóż, Jess była teraz przekonana,
że jednak wyszczuplające szaty działają, bo gdyby kobieta nie powiedziała jej,
że przez problemy z córką przytyła dwadzieścia funtów, to sądziłaby, że jednak
od zeszłych wakacji udało jej się zgubić trochę ciała.
Drgnęła, gdy Madame Malkin
westchnęła głośno i coś wymamrotała pod nosem. Cay trochę żałowała, że przed
wejściem nie zerknęła na zegarek, bo wydawało jej się, że siedzi w pracowni
krawcowej ze dwie godziny.
– Widzę postępy. – Powiedziała trochę głośniej
i usiadła naprzeciwko. – Czego ode mnie oczekujesz?
– Chciałabym tu pracować. – Jessica
wyprostowała się na krześle i starała się, żeby jej głos nie drżał. – Wszystkie
uszyte stroje były noszone i wyglądały fantastycznie, ma to pani na zdjęciach.
Pani pracownia daje mi możliwości rozwoju ze względu na różnorodność, bo
przecież tutaj można kupić szaty na wszystkie okazje. Wydaje mi się, że mogę
wnieść coś od siebie, głównie ze strojów wyjściowych.
– Och, dziewczyno. – Zacmokała kobieta
uśmiechając się przy tym, jakby przed nią siedziało dziecko. – Nie zagrzejesz tu
miejsca.
– N –nie? – Wyjąkała blondynka czując
narastające rozczarowanie. Spojrzała na stół, prawie półtora roku jej pracy
poszło na marne...
– Myślałam, że zrozumiałaś już to w zeszłe
wakacje. – Kontynuowała Madame Malkin śpiewnym głosem. – Moja pracownia działa,
bo tu jest wszystko. Wszystko w wydaniu tradycyjnym, klasycznym i uniwersalnym.
Twoje projekty takie nie są. Ta czarna sukienka z rozcięciem... Czy uważasz, że
Minister Magii pozwoliłby, aby jego córka kupiła tę suknię u mnie w sklepie?
– Jeżeli wyglądałaby w niej tak, jak moja
przyjaciółka, to czemu nie? – Zapytała Cay.
– Widzisz skarbie... Kiedy córka Ministra
Magii mówi: idę do Madame Malkin po suknię, daj mi pięć galeonów, to oczekuje,
że jego córka przyjdzie z długą suknią, z długim rękawem, składającą się z
kilku warstw, najlepiej zapinaną pod samą szyję i z żabotem. Najlepiej jakby do
sukni dołączona była peleryna i kapelusz. Jedynie kilka marynarek i spódnic
pasuje do asortymentu z tego sklepu, a reszta to...
– ... Śmieci? – Zapytała Jess czerwieniąc się
przy tym. Naprawdę sądziła, że przez te kilka miesięcy zrobiła postępy, a teraz
czuła się jakby umiała tyle, co siedmiolatka.
– A reszta to powiew świeżości. Faktycznie,
twoje projekty są wyważone, ale w pewnym stopniu są kontrowersyjne, tak jak
złota suknia. zakrywa ciało, ale jej kolor i krój, sprawiają, że czasami zdaje
się, jakby w paru miejscach nie było materiału. Z pewnością Minister Magii nie
chciałby, aby taka suknia była kupiona w miejscu, gdzie zamawiane są szaty dla
pracowników Ministerstwa, Jess. – Cay parsknęła śmiechem czując ulgę. – Moja
propozycja wygląda następująco... Przez dwa miesiące przychodzisz tutaj w
godzinach pracy i na zapleczu uczę cię podstaw szycia. Najpierw szaty robocze i
codzienne, potem szaty szkolne, następnie szaty wyjściowe i uroczyste. Jestem
pewna, że szybko nam to pójdzie, więc nauczę cię tego, jak się robi tiary. W
międzyczasie pokaże ci jak się zbiera miarę, układa szatę na kliencie i jak
przyjąć klienta. Och... Jeśli chodzi o zarobki, to zacznę ci płacić od września
po dziewięć sykli za godzinę plus małe premie jeśli zobaczę, że dobrze
wykonujesz pracę i klienci się nie skarżą.
– Dwa miesiące nauki? W zeszłe wakacje robiłam
to samo... – Zaczęła Jessica, a Madame Malkin uciszyła ją gestem ręki.
– Żeby coś osiągnąć musisz mieć mocne
podstawy. Myślisz, że Nicolas Flamel stworzył kamień filozoficzny, zaraz po tym
jak uwarzył swój pierwszy Eliksir Wiggenowy? – Kobieta uniosła brwi do góry i
czekała aż Jess jej odpowie.
– Nie.
– Dokładnie! Musisz się wiele nauczyć. Pewnego
dnia obudzisz się i stwierdzisz, że masz dość szat szkolnych i wyjściowych, i
musisz być na to gotowa, bo masz dużo do zaoferowania. Twoje projekty są
wizjonerskie i czeka cię mnóstwo pracy, bo póki sama będziesz ich reklamą, to
będą miały dużą szansę na zaistnienie. – Zakończyła swój wywód prawie śpiewając
i wstała klaszcząc w dłonie. – To jak Jessico Cay? Zaczynasz od poniedziałku?
– Zaczynam!
*******
Ciche skrzypnięcie w desce
podłogowej wyrwało ją z zamyśleń. Odwróciła głowę w stronę wejścia i syknęła,
gdy chwilę później ukuła się igłą w palec. Od powrotu z Pokątnej zdążyła
dokończyć sukienkę dla Jane na ślub kuzyna Jamesa. Odłożyła ostrożnie sukienkę
i zlizała kropelkę krwi z palca.
– Długo tak stoisz? – Zapytała Jess i
otworzyła okno.
– Dopiero co wszedłem. – Odpowiedział
Adalbert. Cay pozbierała projekty na jedną kupkę, a materiały na drugą,
przesunęła też kufer i torbę bliżej szafy, tak, aby chłopak mógł przejść dalej.
Usiadła ponownie na krześle i wskazała mu łóżko.
– Siadaj... Mama proponowała ci coś do picia?
– Starała się być wyluzowana, tak jak dawniej, ale serce waliło jej szybciej
niż kiedykolwiek wcześniej. Kiedy pojawił się na peronie zdała sobie sprawę, że
pewne rany się nie bliźnią, tak samo, jak pewne uczucia nie wygasają. Zawsze
był otoczony dziwną aurą, która przyciągała do niego ludzi, umiał ich słuchać,
umiał z nimi rozmawiać, a sądząc po jego pewnym kroku cech tych nie utracił. W
dodatku jego wygląd... Katherina bardzo celnie go określała. Był gorący jak
diabli i z pewnością wiele dziewczyn było gotowych uciec z nim na koniec
świata. Przyjrzała mu się uważniej, bo miała nadzieje, że nagle zbrzydnie.
Znała go dłużej i dostrzegła, że krótki, ale gęsty zarost nieco ukrywa cofniętą
szczękę. Spojrzała na jego brwi i prawie parsknęła śmiechem. Zawsze miał bardzo
gęste i trochę włosków rosło pomiędzy brwiami, a teraz miał je wyregulowane,
gęste, ale nie krzaczaste. Czarne włosy miał krótko ścięte po bokach, a na
czubku głowy zostawione dłuższe kędziorki, które układały się na prawą stronę.
Wyglądały na bardzo miękkie i aż ją kusiło, żeby go pogłaskać po głowie. Dużo
się zmienił od ostatniego spotkania. Cztery długie lata... Urósł pewnie z
dwanaście cali, nadal był szczupły i potrafił się ubrać, te kowbojki...
Spojrzała w jego brązowe oczy i zarumieniła się lekko. Nietrudno było ją
przyłapać na ocenianiu jego wyglądu, bo nie odzywała się od paru minut i
wzrokiem błądziła po jego ciele.
– Ja też już się napatrzyłem. – Uśmiechnął się
do niej zadowolony i rozsiadł się wygodnie na łóżku. – Wypiękniałaś.
– Ty też. – Zaśmiała się i pokręciła głową.
– W listach wydawało mi się, że jesteś taka
sama jak kilka lat temu, a teraz widzę, że dużo się zmieniło. – Zaczerwieniła
się bardziej, gdy jego wzrok leniwie przesuwał się po jej ciele. – Dawna Jess,
by się tak nie speszyła.
– Dawna Jess nie miała piersi. – Wyjąkała i
wzięła jeden z projektów, żeby się powachlować. – Jak tu gorąco!
– Nie zmieniaj tematu... Dawna Jess nie
rumieniła się przy mnie, po każdym wypowiedzianym zdaniu. – Cay westchnęła i
odłożyła projekt.
– Bert, błagam cię. Oboje wiemy, że to nie ma
znaczenia, więc po co? – Spojrzała na niego, nieco przekręcając głowę. Chłopak
wyprostował się i zawadiacki uśmiech zniknął z jego twarzy.
– Bo tak jest bezpiecznie Jess... Zawsze było.
– Chwilę milczała, patrząc uważnie w jego oczy... Znała go od zawsze, był
starszy i odszedł, kiedy tak naprawdę
była dzieckiem. Oboje się zmienili, ale wyraz jego twarzy i oczu, były tak
bardzo znajome... Dawniej to widziała... Może pewne rzeczy się nie zmieniły?
– Zapomnijmy o listach... Opowiedz mi
wszystko. – Wyszeptała i usiadła obok niego na łóżku. Chwyciła jego dłonie w
swoje, tak jak kiedyś, kiedy byli młodsi.
– Tak naprawdę szukałem siebie... Mówili że
Hufflepuff to same ciamajdy. Fakt, między wierszami Tiara Przydziału zawsze
powtarzała, że jesteśmy sprawiedliwi, uczciwi i pracowici, ale ja zawsze
zwracałem uwagę na to, co mówili inni. Nie miałem w planach iść na kursy, a z
moim talentem wylądowałbym jedynie w Proroku Codziennym. – Mówił cicho, jakby
jej się spowiadał. Wiele razy, jeszcze w Hogwarcie, spotykali się wieczorami w
bibliotece lub Izbie Pamięci i tam, w podobnej pozycji, ściszonym głosem
opowiadali sobie o wszystkim. Wyznawali zasadę, że to, co wypowiedziane szeptem
nie ma prawa dotrzeć do innych uszu. – Kiedy zaczęłaś umawiać się z
Archibaldem...
– ... Nie wracajmy do tego. – Przerwała mu
cicho, a on smutno pokręcił głową.
– To co wtedy mi powiedziałaś... Merlinie,
Jess. Spanikowałem. Byłaś tak młoda i myślałem, że nie dostrzegasz pewnych
rzeczy. Jakby moja matka się o tym dowiedziała, to bym ją zawiódł. Jej jedyny
syn wywija taki numer? Cóż... Najpierw wylądowałem we Francji. Dwa lata
rysowania i malowania. Dodatkowo nauka poprawnego użycia eliksirów, aby obrazy
się ruszały, zmieniały barwy i różne takie. Potem wraz z paroma kursantami
wyjechaliśmy do Japonii, aby rozwijać talent. – Mocniej ścisnął jej dłonie i
jego spojrzenie zrobiło się jakby głębsze. – Były dni, może nawet tygodnie, że
nie myślałem o tobie Jess, ale od Bożego Narodzenia codziennie byłaś w mojej
głowie. Miałem małe przebłyski z tobą w roli głównej...
– Wizje? – Zmarszczyła brwi, a on kiwnął
głową.
– Nie było tak źle... Zazwyczaj jak wstawałem
rano. Czasami widziałem w myślach jak rysujesz, jak jesz, jak się uczysz, jak
jesteś w Hogsmead... Myślałem, że przeszłość płata mi figla, chociaż wcześniej
nie doświadczyłem czegoś takiego. Cóż... gdyby nie moje wizje, nie
zdecydowałbym się na wyjazd do Japonii. – Wzruszył ramionami i kontynuował
opowieść. – Kurs skończył się w lutym, pracowałem w galerii i kiedy dostałem
list od mamy, miałem wizję. Widziałem, że wróciłem do Anglii na Wielkanoc,
potem widziałem jak piszę list do ciebie, koniec mojej wizji zdarzył się
dzisiaj, kiedy odbierałem cię z peronu.
– I tak po prostu rzuciłeś wszystko i
przyjechałeś? Bo miałeś wizję? – Uniosła brwi zdziwiona.
– Coś ty. Uznałem, że to przez zmęczenie, bo
braliśmy udział w konkursie. Dostaliśmy się do pierwszej piątki i finał miał
być we Włoszech jakoś ze dwa tygodnie przed Wielkanocą. Nie zdążyliśmy na
właściwy Świstoklik, więc musieliśmy szukać innej trasy. Godzinę później
byliśmy w Anglii i cóż... wiedziałem, że to nie jest przypadek, bo jak
dotarliśmy do Włoch napady tej wizji były nie do zniesienia. Wróciliśmy do
Japonii po kilku dniach i postanowiłem wrócić. Moja umowa trwała do końca
projektu, więc nie musiałem jej zrywać... Mistrz Tang myślał, że zostanę, ale
nie mogłem ignorować tej wizji, Jess, bo...
– Bo pewne rzeczy muszą się zdarzyć. –
Wyszeptała przypominając sobie ostatnie słowa jakie jej powiedział cztery lata
wcześniej. – Wtedy... To też była wizja?
– Wiedziałem, że się rozstaniemy, ale nie
wiedziałem w jaki sposób. Dlatego przez kilka tygodni byłem dla ciebie niczym
niańka... Miałem nadzieję, że to się nie stanie, ale pokłóciliśmy się, podjąłem
decyzję o wyjeździe i starałem się zapomnieć. – Wyszeptał i uśmiechnął się
smutno. Cay ścisnęła jego dłonie, starając się dodać mu otuchy, chwilę trwało
nim się odezwała, ale starała się wszystko poukładać w głowie.
– A więc nadal malujesz? – Zapytała go, a on
kiwnął głową.
– Znalazłem pracę w pracowni zajmującej się
dermagrafiką. W międzyczasie będę szukał lokalu żeby otworzyć własną galerię z
obrazami, może rzeźbami... może antykami. – Wzruszył ramionami, a Jess
uśmiechnęła się pod nosem.
– Cztery lata nauki, żeby dziarać ludzi... –
Pokręciła głową z niedowierzaniem, a Adalbert parsknął śmiechem.
– Nie mamy igieł, ani alkoholu do odkażania.
Jest tylko pergamin, atrament i różdżka. – Podwinął rękaw i pokazał wewnętrzną
część ramienia. Jess przesunęła palcem, po szarym konturze borsuka. Pisnęła,
gdy narysowane zwierzę poruszyło się i uciekło na biceps.
– Masz więcej? – Zapytała go, a on zaśmiał się
serdecznie.
– Wiedziałem, że ci się spodoba mój borsuk,
Jess. – Błysnął szelmowskim uśmiechem, a ona była dumna z tego, że się nie zarumieniła.
– Nie mam. Ruchome dermagrafiki są skomplikowane i nie da się ich usunąć, są
piękne i muszę dobrze przemyśleć wzór, żebym za kilka lat nie żałował.
– Gdzie jest ta pracownia? Nigdy o niej nie
słyszałam. – Jess uciekała wzrokiem do jego borsuka, była coraz bardziej
zaciekawiona nową profesją Adalberta.
– Na połączeniu Pokątnej ze Śmiertelnego
Nokturnu. – Skrzywił się nieznacznie. – Wiesz... dzięki temu jest więcej
klientów. Głównie spod tej ciemnej gwiazdy.
– Właśnie miałam pytać jak tam twoje poglądy.
– Próbowała zażartować, chociaż nie było jej do śmiechu. Od mamy dowiedziała się,
że w Proroku Codziennym nie podają informacji o wszystkich atakach.
– Och Jess. – Powiedział miękko i pogłaskał ją
po twarzy. – Śmiesz wątpić we mnie? Jestem zawsze z dręczonymi. Poza tym...
Pamiętaj, że mój ojciec to mugolak.
– Upewniałam się, czy jednak obecny Bert ma
dużo z dawnego Berta. – Szepnęła speszona. Dostrzegła jego pytające spojrzenie
i uścisnęła mu dłoń. – Cieszę się, że tu jesteś. Nawet nie wiesz jak tęskniłam.
*******
Katherina zaśmiała się, gdy Jane
wpadła do pokoju. Suwak na plecach jej sukienki był do połowy zapięty i zapewne
potrzebowała pomocy. Mimo, że Świstoklik mieli mieć o odpowiednio wczesnej
porze, to nie przewidzieli problemów ze zmianą czasu. Na szybko musieli się
wyszykować, a dodatkowo byli już nieco zmęczeni. Parkes udało się wyrobić na
czas i pomagała Lily z włosami, kiedy ta próbowała uporać sie z makijażem.
Kątem oka zauważyła, że Jane wystarczy pomóc z suwakiem i kiedy w końcu Ruda
się wystroi, będą mogły zejść na dół.
– Chodź tu. – Nakazała przyjaciółce i pomogła
jej z suwakiem. – Lily, twoje włosy już chyba dobrze wyglądają.
– Na pewno? – Zapytała ją rudowłosa i obie z
Jane pokiwały głową. Evans wstała i podeszła z przyjaciółkami naprzeciw dużego
lustra. Jessica na szybko załatwiła im sukienki. Adalbert, jak je zobaczył,
zażartował, że wyglądają jak druhny. Sukienki były w kolorze kremowym, różniły
się jedynie długością i fasonem. Katherina zakochała się w swojej sukience z
balu w Hogwarcie i miała dosyć podobną. Plecy miała zakryte, dekolt stosowny,
Jess dodała rozcięcie do połowy uda. Sukienka Lily była dosyć prosta. Materiał
luźno wisiał na jej ciele, zdawało się, że sukienka trzyma się jedynie na
cienkich ramiączkach. Jane odważyła się na modną wśród mugoli rozkloszowaną
sukienkę. Góra ciasno ją opinała, a dół uroczo się podnosił przy każdym
obrocie. Od Wendy dowiedziały się, że nie muszą się przykładać do włosów.
Raczej wszyscy podchodzili do tej ceremonii na luzaka i Parkes ucieszyła się,
że nie musi wiele robić. Jane jedynie spięła włosy w gładkiego kucyka i musiała
przyznać, że przyjaciółka wygląda filuternie.
– Na pewno wyglądają jak naturalne? – Zapytała
Evans poprawiając włosy, które delikatnie pofalowały.
– Jakbyś dopiero co wstała. – Zaśmiała się
Katherina odchodząc od nich. W jedną rękę chwyciła kopertówkę, a w drugą
aparat. Podeszła do drzwi i wyjrzała przez szparę na korytarz. Na ślub wynajęto
rezydencję, tak aby w jej ogrodach odbyła się uroczystość, a w środku zapewnić
nocleg zaproszonym gościom oraz rodzinie. – Wychodzimy.
– Miałem już do was pukać. – Powiedział
Syriusz, kiedy wyszły na korytarz. Black szedł w ich kierunku w odświętnej
szacie. Odpięty czarny, gładki surdut dodawał mu nonszalancji.
– Muszę powiedzieć Jess, żeby projektowała też
męskie ubrania. – Katy uśmiechnęła się do niego. – Nieźle wyglądasz Black.
Angielskie szaty wyjściowe nie mają aż takiej klasy.
– No i człowiek się w nich bardziej grzeje. –
Dodał Syriusz i puścił je przodem. – Twoi rodzice i Jamesa rodzice pojawili się
kilka minut temu. Chyba były kłopoty, ale zanim opowiedzieli, prosili żebym
poszedł po was.
– Zdążymy porozmawiać przed ceremonią? –
Zapytała go Katy, a on kiwnął głową. Zeszli po schodach do dużego hallu. Po
drodze mijali gości, którzy czekali na rozpoczęcie uroczystości. Parkes
dostrzegła wujostwo i rodziców przy wielkim wazonie z kwiatami. James, Paul i
William stali tyłem i szeptali o czymś między sobą.
– Lily! – Dorea jako pierwsza je zobaczyła i
wydawała się być bardzo zdziwiona obecnością Rudej. Podeszły do nich, a Evans i
mama Jamesa uścisnęły się.
– Dzień dobry. – Ruda kiwnęła pozostałym,
nieco się przy tym rumieniąc. Parkes domyślała się, że musi być strasznie skrępowana.
– Nie wiedzieliśmy, że będziesz. – Charlus
spojrzał pytająco na Jamesa, który stanął obok Lily i objął ją ramieniem.
– Lily zgodziła się ze mną przyjść. –
Powiedział starając się powstrzymać zadowolony wyraz twarzy. Ruda nieco
odsunęła się od niego, ale nadal jego dłoń spoczywała na jej talii.
– Jako przyjaciółka. – Przypomniała mu nadal
zawstydzona. Katherinie wymsknęło się parsknięcie, a Syriusz spróbował
zamaskować śmiech, kaszlnięciem.
– To dobrze. Myślałem, że cię porwał. –
Skwitował Charlus i puścił oczko Jamesowi, który już nie krył uśmiechu
samozadowolenia.
– Też mogłaś kogoś zaprosić Katy. – Blondynka
spojrzała na matkę i pokręciła głową.
– I miałabym pozbawić Syriusza i Willa
znakomitej kompanki? – Parkes chwyciła obu chłopaków pod ramię. – We trójkę
będziemy się świetnie bawić!
– Pamiętaj, że pierwszy taniec rezerwujesz dla
mnie! – Black szturchnął ją lekko w bok. Tak, miała pewność, że póki co rodzice
nie będą mieć pojęcia o jej związku z Willem. Ojciec Katheriny chciał już coś
powiedzieć, ale Paul go ubiegł.
– Mieliście być rano. Co was zatrzymało? –
Zapytał i nastała cisza. Dorea z Charlusem wymienili szybkie spojrzenia i w
końcu Potter zabrał głos.
– Był atak na Pokątnej. Było wcześnie rano.
Jest kilku rannych, ale na szczęście bez ofiar. – Ojciec Jamesa przysunął się
bliżej i dodał szeptem. – Wstępnie ustalono, że próbowano się włamać do Apteki Sluga
i Jiggera. Dla bezpieczeństwa wstrzymano poranne Świstokliki. Gdyby nie fakt,
że to ślub mojego chrześniaka, to zostałbym w Anglii, żeby przesłuchać
świadków.
– Barty Crouch i Moody dadzą sobie radę bez
nas. – Powiedział Robert i spojrzał na zegar. Został im jeszcze kwadrans.
Mijali ich różni goście, ale nigdzie nie było widać kuzynów Jamesa. Tylko raz
dostrzegli Henry'ego idącego w pośpiechu przez ogród.
– Słyszałam, że wyjeżdżasz do Rosji, Lily. –
Zagadnęła ją Caroline Parkes, a Ruda kiwnęła głową. Katy podejrzewała już od
dawna, że matka trochę zazdrości Lily talentu do eliksirów. Jej matka też była
w nich dobra, ale nie wystarczająco.
– Tak, wygrałam roczny kurs w konkursie, ale
poza konkursem dostałam się na pełne trzy lata. – Wytłumaczyła Ruda, a pani
Parkes zaświeciły się oczy.
– Czyli wyjeżdżasz do Rosji nie na warunkach
konkursu, ale jako uczestniczka pełnego kursu? – Zapytał James z miną jakby
dostał mocno w twarz, a Ruda kiwnęła głową.
– Rosja jest świetnym wyborem dla otwartych umysłów
i osób niezdecydowanych. Mają mniej zakazów, przez co materiał jest bardziej
obszerny w kursie podstawowym. – Wytłumaczyła jej, a Lily uśmiechnęła się.
– To brałam pod uwagę, przy wyborze. – Syriusz
westchnął głośno.
– Nawet nie wiesz jak ci zazdroszczę Ruda...
My wygraliśmy tylko pieniądze. – James kiwnął głową, ale bez entuzjazmu. – Ale
i tak wolałbym się wybrać na kurs Jane.
– Nie oddam ci go! – Zaśmiała się Elliot.
– Och, tak... Dwa miesiące w Afryce, a co
potem Jane? – Zapytała uprzejmie Dorea, a Katy ucieszyła się, że to nie jej
rodzice zadali to pytanie.
– Dostałam się na kursy z Wydziału Zwierząt i
po pierwszym semestrze zdecyduję, co dalej. – Uśmiechnęła się podekscytowana. –
Mam nadzieję, że pobyt w Afryce pomoże mi ukształtować moje plany. Całe życie
chciałam pracować przy Magicznych Stworzeniach, a teraz muszę jedynie
zdecydować, czy wybrać badania, czy pracę w Ministerstwie.
– Chyba musimy już iść. – Odezwał się James,
kiedy zauważył, że goście zbierają się już w ogrodzie. Wyszli przez duże drzwi
i zajęli swoje miejsca. Nie minęło długo czasu, a zespół muzyków zaczął grać marsza.
Goście wstali z miejsc w momencie, kiedy na granatowy dywan leżący pomiędzy
rzędem krzeseł, weszła panna młoda wraz z ojcem. Katherina nie zdążyła poznać
panny młodej. Niska, nieco pulchna dziewczyna promieniała w białej sukni ze
srebrnymi wstawkami. Parkes spojrzała na Kevina i uśmiechnęła się do Jamesa,
który uniósł kciuk do góry. Jego kuzyn stał przy mistrzu ceremonii i widać
było, że to najszczęśliwszy dzień jego życia. Obok niego Henry wyszczerzył zęby
w uśmiechu, zapewne było to reakcją na zachowanie brata. W pierwszym rzędzie
Wendy, trzymała dziecko brata, które gaworzyło cichutko. Ciotka Jamesa
wyglądała na wzruszoną, ale nie ocierała oczu, tak jak matka panny młodej.
Dziewczyna puściła ramię ojca i
podeszła do narzeczonego powoli. Stanęli naprzeciwko siebie i podali sobie dłonie,
które zostały przewiązane złotą szarfą przez mistrza ceremonii. Katherina była
zdziwiona, gdy zauważyła jak młodzi szeptem składają sobie przysięgę.
– Mój pierwszy ślub czarodziei i nic nie
słyszę? – Szepnęła do niej Lily, a Katy skrzywiła się.
– Mogłyśmy się wepchać do pierwszego rzędu. –
Odszepnęła jej Parkes i tak jak reszta gości wbiła wzrok w parę, która stała
pod łukiem z białych i granatowych kwiatów. Pierwszy raz widziała Kevina tak
odprężonego. Zawsze uważali go za bufona, bo był najstarszy, musiał na nich
uważać i robił to z niechęcią. Ale z biegiem lat go polubili... Przestali być
zgrają nieodpowiedzialnych dzieciaków, no a on nie musiał się nimi opiekować.
Dostrzegła jak Henry podaje obrączki, które założyli sobie na serdeczne palce.
– Już nie ma odwrotu. – Powiedział głośno
Kevin, kiedy mieli już obrączki na swoich serdecznych palcach. Dziewczyna
parsknęła śmiechem i pokręciła głową.
– Drodzy goście! – Zagrzmiał głos mistrza
ceremonii. – Przysięga małżeńska została zawarta zgodnie z prawem, czego
świadkami jesteśmy my wszyscy! W imieniu Magicznego Kongresu Stanów
Zjednoczonych Ameryki ogłaszam was mężem i żoną! Możecie się pocałować!
– Och. – Westchnęła Lily uśmiechając się z
rozmarzeniem. Katherina spojrzała ponad jej ramieniem na Jamesa, który patrzył
na Rudą rozmarzonym wzrokiem. Ta... Przyjaciele.
*******
Katherina wyszła z toalety i
oparła się o zlew. Było już grubo po północy, wesele trwało w najlepsze, a ona
dostała kolejnego ataku mdłości. William i Henry przed północą otrzymali sowy z
MACUSY, z datą rozpoczęcia egzaminów wstępnych. Parkes myślała, że mają trochę
więcej czasu, ale zostały im niecałe dwa dni. Swoją drogą, dobrze, że są w
Stanach, przynajmniej Will ma bliżej.
Denerwowała się nieco, bo
rodzicie prawie cały czas mieli ją na oku. Oprócz lampki szampana przy
przemowach, udało jej się wypić pół lampki wina, kiedy jej rodzice na chwilę
wyszli. Kolejną lampkę szampana opróżniła po zdjęciach pamiątkowych, a jeszcze
następną zaraz po tym jak Will oznajmił, że dostał list.
Tak, wiedziała, że prędzej czy
później dostanie sowę. Była przekonana, że dostanie się na kursy i do tej pory
powtarzała sobie, i jemu, że będzie dobrze, że jakoś dadzą sobie radę. Ale
teraz tego nie czuła. Czuła panikę, że jemu uda się dostać na wymarzony kurs,
będą się rzadko widywać, a ona zostanie w Anglii. Dodatkowo miała coraz większe
obawy o swoją przyszłość. Wyniki z owutemami jeszcze do niej nie dotarły, tak
samo jak list z Kursu Aurorskiego. Pocieszała ją myśl, że James i Syriusz też
jeszcze nic nie wiedzą. Wujek ją wprawdzie uspokajał, że na pewno po ich powrocie
będzie coś wiadomo i że będzie małe opóźnienie ze względu na poranny atak na
Pokątnej.
Przez niecałą godzinę czuła
nasilające się mdłości. Eliksir, który miała jeszcze od Pani Pomfrey został w
domu, a szampan jej nie pomógł. Myślała, że stres związany z owutemami,
egzaminami wstępnymi i wyjazdem Williama już opanowała, ale najwyraźniej tylko
uśpiła ten stan.
Przemyła kark zimną wodą, wzięła
głęboki oddech i zmyła całkowicie rozmazaną szminkę. Wyszła ostrożnie z
łazienki, mając nadzieję, że nie będzie musiała iść do ogrodu. Stanęła koło
schodów i rozejrzała się po hallu. Mignęła jej Ruda czupryna i odetchnęła z
ulgą.
– Lily! – Zawołała i pomachała do
przyjaciółki. Evans odwróciła się, kiedy była w drzwiach prowadzących do ogrodu
i zawróciła.
– Właśnie cię szukałam. – Uśmiechnęła się do
niej uroczo i podparła się o barierkę.
– Słabo się poczułam i byłam w toalecie. –
Wytłumaczyła jej, a ona uśmiechnęła się lekko.
– Też jestem lekko pijana. Staram się nie pić
dużo, bo wtedy na pewno nie utrzymam Jamesa na dystans. No i boję się, że
chlapnę coś na temat tego co jest między tobą a Williamem. – Paplała szybko
Lily, a Katy zachichotała. – Chłopaki w sumie też trzymają poziom. James to
musi, bo za wszelką cenę chce mi imponować, więc na pewno nie zrobi nic
głupiego. Mieliście świetny pomysł z tym, żeby Łapa się do was dołączył,
genialnie odwraca uwagę.
– Jeszcze w dodatku ojciec na niego
podejrzliwie patrzy spode łba. Ustaliliśmy z Williamem, że we wrześniu im
powiemy. Wiesz... ja mam z nimi napiętą sytuację i przez wakacje pewnie uda nam
się dogadać. – Powiedziała, a Lily kiwała głową ze zrozumieniem. – Nie zatrzymuję
cię Lily, słabo się czuję i wracam na górę. Dla mnie to już koniec tej imprezy.
– Co mam powiedzieć reszcie? – Zapytała Evans,
a Katy wzruszyła ramionami.
– Że to na pewno nie szampan. – Mrugnęła do
niej, a Ruda zachichotała i wzięła kolejną lampkę szampana od przechodzącego
obok kelnera. Uniosła lampkę do góry w geście toastu i upiła łyk.
– Na pewno uwierzą. Wypiłaś mniej ode mnie, a
każdy wie, że bijesz mnie na głowę. – Katherina objęła lekko Lily, której
zabrało się na czułości i kiedy się od siebie odsunęły weszła na schody. –
Dobranoc Katy.
Dobry wieczór w nowym roku! Na początku chcę Ci jeszcze raz podziękować za komentarz u mnie - to było przekrojowe podsumowanie, które dało nam naprawdę wiele do myślenia, i z góry przeprosić, że mój tak długi nie będzie.
OdpowiedzUsuńA co do rozdziału... W sumie to jeden z bardzo nielicznych blogów, które wydarzeniami opuściły mury Hogwartu. Ta notka była jeszcze takim łącznikiem pomiędzy szkołą, a dorosłym życiem. Jestem niezmiernie ciekawa dalszego losu Twoich bohaterów. W sumie każdy udaje się w inną stronę. Czy będą tam bezpieczni? Czy ich przyjaźnie i miłości przetrwają? A może nowi bohaterowie i nowe zakochania? Te pożegnania po prostu łamały mi serce. Jakby mieli już nigdy więcej nie zobaczyć się z Dorcas. A jej scena z Syriuszem... ❤ co do Jess, to już chciałbym wszystko wiedzieć o tym Adalbercie, z opisu i słów Katy wynika, że możnaby go schrupać na deser, takie z niego ciacho. W ogóle opis rezydencji pana Blacka bardzo obrazowy, wydawało mi się, jakbym sama była oprowadzana korytarzami. A i jeszcze wesele - reakcja rodziców Jamesa na obecność Lily bezcenna. A Katy się ostatnio tak źle czuje... czyżby okres też jej się spóźniał ;) ?
Rozdział podoba mi się, a szczególną jego zaletą jest długość - teraz wszystkie blogi, które czytam nagle zaczęły umierać jeden po drugim, notek nie ma po kilka miesięcy - więc Ty i Twoja historia ratujecie moje uzależnienie i chronicie od detoxu xD
Czekam na więcej i pozdrawiam serdecznie ❤
Drama
http://zawszeoddanizawszesilni.wordpress.com/
Hej,
Usuńdługość nie jest najważniejsza- komentujesz już dłuższy czas :D
Starałam się, żeby pożegnanie z Dorcas było dość emocjonalne, bo prawda jest taka, że nie wiadomo co będzie dalej. Potencjalnie Dorcas, Lily i William jako jedyni mają pewność, że dopóki są na kursach to nic im się nie stanie- atak Voldemorta skupia się na Anglii. Dorcas resztę rodziny ma za granicą, więc mało co ją już trzyma w kraju. Na początku wiadomo, że będą listy, będą Świstokliki, ale co dalej?
Taak, Adalbert jest ciachem (ale pamiętaj opis Jess, która zauważyła, że chłopak doskonale ukrywa swoje niedoskonałości :P nikt nie jest doskonały :D)
Co do Katy, mogę jedynie napisać, że znów będzie miała problemy :/
Cieszę się, że jakoś to opowiadanie się jeszcze trzyma, chociaż ciężko z czasem na pisanie. Ja z blogów czytam jedynie te z czasów Huncwotów i faktycznie mało jest opowiadań trwających, więc też się cieszę, że wy piszecie (swoją drogą bardzo dobrze i nietuzinkowo).
Jakbyś miała coś godnego polecenia- to pisz :)
Również pozdrawiam :*
SBlackLady
O matko, strasznie dużo rozdziałów, a ja porywam się na głęboką wodę. Mam za sobą trzy, tylko trzy! QQ W sumie to ciekawe, będę mógł zobaczyć zmiany na przełomie miesięcy(?).
OdpowiedzUsuńNa początku chciałabym zgłosić kolejną reklamację. A mianowicie jestem nieusatysfakcjonowana tym, że moja doba powoli się kończy :(
OdpowiedzUsuńAczkolwiek to chyba nie zepsuje mojego humoru, Newt dał mi energię na cały najbliższy tydzień. O matulu, jak ja go kocham *_*
Tak więc korzystając z tej energii mam zamiar przeczytać jeden rozdzialik chociaż, by móc zasiąść do dalszej części mojej pracy na studia, którą muszę oddać w czwartek (tak, jestem tym typem człowieka, który nie robi wszystkiego w noc przed :')). Także zabieram się za czytanie!
Mój komentarz miał się zacząć od Adalberta, ale...
" – Zawsze będę cię kochać, Syriuszu.
– Zawsze będę cię kochać, Dorcas."
AAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAA *_*_*_*_*_*_*_*_*_* Aż mam łzy w oczach :(
Ale to jest cudowne pożegnanie. Mam nadzieję, że ta obietnica w następnych rozdziałach wciąż obowiązuje!
"A on wiedział, że pożegnali się już na zawsze."... :( :( :(
"Katherina spojrzała ponad jej ramieniem na Jamesa, który patrzył na Rudą rozmarzonym wzrokiem. Ta... Przyjaciele." - Tiaaaaaaaaaa... Przecież takie maślane oczka to nic takieeeeego <3
No ale teraz czas już na komentarz :D
Ogólnie, to jeszcze nie wiem, czy lubię Adalberta czy też nie. Taki trochę flirciarz, trochę mam wrażenie, że jeszcze sporo o nim nie wiemy. Jak na razie chyba będę traktować go dość neutralnie. Choć te kowbojki... :D
Bardzo, ale to bardzo podobało mi się pożegnanie Dorcas i Syriusza. Nie wiem, czy mogę liczyć na co więcej, nie potrafię przewidzieć Twojego planu na tą parę, ale w pewnym sensie satysfakcjonuje mnie taki koniec. Choć mam ogromną nadzieję, że to wcale koniec nie jest.
Co do Jamesa i Lily to jestem szczęśliwa z tego, co między nimi kwitnie, uwielbiam Jamesa, a zwłaszcza gdy tak właśnie patrzy na Lily, gdy myśli, że nikt nie widzi.
Co do Katheriny, to już sama nie wiem, co jej może być. Raz myślę że to stres, raz że ciąża, jeszcze innym razem wymyślam jej jakieś choroby... Mam jednak nadzieję, że te jej gorsze stany to nie jest nic poważnego, bo tego bym nie przeżyła :(
No dobrze, wracam jeszcze na chwilkę do pracy i lulu, trzeba jakoś przeżyć te ciężkie czasy :D
Wracam jutro wieczorem, a że ten wieczór będzie dłuższy o jakieś 5 godzin (bo zacznie się już o 19), to może nawet ze dwa rozdziały mi się uda przeczytać :)
Pozdrawiam Cię serdecznie i życzę dobrej nocy! :*
Podłączam się do reklamacji o za krótką dobę. Też mam ten problem :D
UsuńTo wyznanie swoje miłości, to zainspirowałam się „La, la, land” tam też było takie wyznanie, i cóż... było to pożegnanie na zawsze :( moje serduszko znów się złamało 💔
Katherinie nic nie umknie :P ona wie co się kroi :)
Adalberta tak naprawdę już daje teksty z grubej rury i nie robi z Jess podchody, bo są przyjaciółmi od małego, No i od 2 miesięcy pisali ze sobą, więc ten kontakt jest juz odnowiony. Niektórzy to lubią a niektórych to dziwi, ale ten typ po prostu tak ma ;)
Kowbojki to jest moje marzenie, musiały być i to właśnie na nim ❤️
Katherina jak bierze eliksir to jest dobrze. Ale widać jak bardzo denerwuje się owutami i kursami. Jednak obawiała się, że przez swoje wybryki może się nie dostać.
Miłego dnia i do wieczora!
Buziaki :*