Jego nazwisko było
błogosławieństwem, jak i przekleństwem. Przez część swojego nastoletniego życia
chciał uciec od tego kim był, ale na szóstym roku zrozumiał, że to mu się nigdy
nie uda.
Mógł uciec z domu, mógł odciąć
się od rodziny, mógł być wrogiem dla brata, ale to nie czyniło tego, że nie był
Blackiem.
Codziennie patrząc w lustro
widział, że nieważne co zrobi, zawsze nim będzie. Jeśli zapytałby kogoś o to,
jacy są Blackowie, to ten ktoś odpowiedziałby, że są bogaci jak diabli, piękni,
dumni i Zawsze Czyści.
Dołączył do Zakonu Feniksa razem
z Jamesem i Remusem. Od pierwszego spotkania członkowie Zakonu patrzyli na niego
podejrzliwie i kilka razy słyszał, że byli zszokowani, że jest wśród nich
Black.
Bez wahania oddał dom wuja
Alpharda, żeby służył jako Kwatera Główna, myślał, że to mu pomoże w poprawie
jego wizerunku, ale nadal słyszał szepty, że to jakiś podstęp z jego strony.
Moody jako jedyny, otwarcie
przyznawał, że mu nie ufa i to go najbardziej bolało. Wiedział, że jest
żółtodziobem i nadal musi wiele się nauczyć, ale Alastor traktował go jak
intruza od samego początku. Dostał pierwszą misję właśnie z nim i wiedział, że
było to po to, żeby go dokładniej obserwować.
Pogodził się z tym, że ludzie
będą go źle oceniać. Nieważne, że gnębił Ślizgonów. Nieważne, że był w
Gryffindorze. Nieważne, że był przeciwny ideologii Voldemorta. Nieważne, że był
w Zakonie Feniksa.
Teraz siedział w kuchni we
własnym domu i patrzył w lewe, zdrowe oko Alastora Moody'ego.
– Nie podamy ci veritaserum,
Syriuszu. – Powiedział Dumbledore, a Moody spojrzał na dyrektora oburzony.
– Mamy w Zakonie pieprzoną
wtyczkę! Ataki na misjach zdarzają się wtedy, gdy uczestniczy w nich któreś z
absolwentów! Kto wie, gdzie znika po zajęciach? – Black patrzył na niego
spokojnie i czekał aż się wywrzeszczy. – Albo veritaserum, albo modyfikujemy mu
pamięć!
– To nie Syriusz! – Powiedział
James twardo i spojrzał na Moody'ego groźnie. – Prawie się wykrwawił, kiedy
mnie ratował!
– To nie wyklucza, że nie jest
wtyczką, Potter! – Warknął na niego auror i nawet Syriusz poczuł jak żołądek mu
się ściska ze strachu. Brak oka i poharatana twarz zdecydowanie dodawały mu
jeszcze groźniejszego wyglądu.
– Nie jestem pieprzoną wtyczką,
Moody. – Powiedział siląc się na spokojny ton. Wszystko go bolało i czuł, że
zrośnięte rany palą go ogniem. Potarł zaschniętą krew na knykciach i wbił wzrok
w Alastora. – Daj mi veritaserum i wtedy będziesz pewny.
– To nie będzie konieczne. –
Powiedział Dumbledore i spojrzał na Moody'ego. – Nie będziemy bawić się w
praktyki Voldemorta. Musimy ufać swoim ludziom. Możesz go wypytać, ale musisz
mu wierzyć, że odpowiada szczerze i nic nie ukrywa.
– Mogę go wypytać? – Moody
skrzywił się paskudnie i spojrzał na niego. Albus kiwnął głową i przez chwilę
patrzył na Syriusza. – Kto wiedział o misji?
– Mówiłem o misji tylko w
obecności zaufanych przyjaciół. – Powiedział, a kiedy zauważył, że odpowiedź go
nie zadawala, zaczął mówić szczegóły. – Paul i Katy Parkes, Elliot, Lupin,
Pettigrew, Cay i McSweeney. Tylko z nimi o tym rozmawiałem.
– Czy kontaktowałeś się ostatnio
z kimś z rodziny? – Zadał kolejne pytanie i kiedy miał odpowiedzieć, auror
dodał – oprócz Andromedy Tonks.
– Przed świętami napisałem list
do brata. – Powiedział cicho, jakby złapano go na gorącym uczynku. Rzucił
szybkie spojrzenie na Jamesa, który miał bardzo podobną minę do Charlusa. Nie
wyglądali na zadowolonych. – Napisałem mu, że do końca szkoły ma czas, żeby się
określić. Napisałem, że nie musi opowiadać się przeciwko Voldemortowi, tylko
może się ukryć i czekać na koniec tego wszystkiego. Skontaktowałem się tylko z
nim i był to jedyny list, który do niego wysłałem od czasu, gdy skończyłem
Hogwart. Wysłałem list z Pokątnej, nie z Kwatery.
– Gdzie znikasz codziennie
popołudniu? – Black westchnął ciężko i usiadł wygodniej.
– Obserwuję Jessicę Cay. –
Odpowiedział jeszcze ciszej i usłyszał jak James wciąga głośno powietrze.
– Co robisz? – Zapytał
przyjaciel, a on powtórzył.
– Chcę mieć pewność, że jest
bezpieczna. Zazwyczaj wracam, gdy już jest w towarzystwie swojego chłopaka. –
Odpowiedział, a Moody spojrzał teraz na Levena.
– Cay ma chłopaka? – Warknął,
jakby był zdziwiony, że tego nie wie.
– Barnabasz Cuffe, dziennikarz z
Proroka Codziennego. – Odpowiedział brunet i Moody kiwnął głową.
– Na dziś mi wystarczy, Black. –
Auror wstał ze swojego miejsca i nie spuszczał go z oczu. Wiedział, że nadal mu
nie ufa. Dumbledore uśmiechnął się delikatnie, jakby kryzys został zażegnany.
– W takim razie nie będziemy już
zabierać wam czasu, musicie odpocząć, a ty Alastorze załatw sprawy w św. Mungu.
– Dyrektor pożegnał się z nimi i wyszedł z Kwatery Głównej.
– Marleno, masz wypisać wszystkie
potrzebne dokumenty na Bonesa i Levena. Obrażenia Jamesa spiszesz na kartę
Edgara, a Syriusza na Tobiasa i umieścisz je w kartach w św.Mungu. Dla Zakonu
też wypiszesz dokumenty, ale już na Jamesa i Syriusza. Zrób to jak najszybciej.–
Powiedział Charlus, a blondynka kiwnęła głową, chwyciła torbę i wyszła szybko
się żegnając.
– Była to tajna akcja Biura,
rozumiemy się? Minister pozwolił nam mieć na oku ludzi z listy, ale chyba nie
sądził, że będziemy obserwowali przez dwa dni Malfoy'a. Byliśmy we trójkę, rano
przed pracą przyjdziecie do mnie do gabinetu i poinstruuję, co macie mówić
ludziom. A waszą misję odwołałem w ostatniej chwili i zostaliście w Kwaterze.
Nawet wasi przyjaciele mają być przekonani, że tak właśnie było i nie podlega
to dyskusji, Potter. Możecie iść. – Warknął znów Moody i spojrzał groźnie na
Blacka. Charlus wychodził za Jamesem do przedpokoju i Syriusz westchnął ciężko.
– Wpadnij jutro z veritaserum,
Moody. – Powiedział cicho, gdy opuszczał kuchnię i wolał nie patrzeć jaką minę
ma Szef Biura Aurorów.
*******
Moody wezwał go do Kwatery
Głównej o świcie i myślał, że może to kolejny atak, ale nie. Szef wlał do wody Blacka
Eliksir Prawdy, a on bez mrugnięcia wypił całą zawartość szklanki. Moody
zadawał te same pytania i niczego nowego się nie dowiedzieli. Black od początku
był z nimi szczery. Kiedy zadał kolejne pytania czuł, że Alastor przekracza już
granicę.
– Czy myślałeś, żeby nas
zdradzić? – Patrzył na niego nie kryjąc oburzenia, ale szef nie spuszczał wzroku z bruneta.
Black pokręcił głową.
– Nie. – Wiedział, że gdyby nie
był pod wpływem eliksiru pewnie dodałby jeszcze coś od siebie.
– Co jesteś w stanie zrobić dla
Zakonu? – Głos Moody'ego się zmienił i dostrzegł to.
– Szefie, to chyba wykracza... –
Zaczął mówić, ale usłyszał odpowiedź Blacka, której się nie spodziewał.
– Wszystko, co konieczne. – Na twarzy Alastora
pojawiło się coś podobnego do uśmiechu.
– Ma to zostać między naszą
trójką, rozumiemy się Leven? – Moody spojrzał na niego zdrowym okiem i kiwnął
głową.
Bycie "człowiekiem
Moody'ego" miało swoje zalety i wady. Zaletą było to, że nie nudził się w
pracy i był wtajemniczony w wiele spraw, o których zwykli pracownicy Biura nie
mieli pojęcia. Wadą było to, że widział jak pracuje Moody. Niektóre praktyki
szefa nie do końca były zgodne z ustanowionym prawem. Często bywał ostry,
czasami bywał brutalny, ale to wszystko sprawiło, że ten człowiek był najlepszy
w swojej dziedzinie.
Szef wstał od stołu i spojrzał na Blacka wreszcie jak na
człowieka, a nie jak na robaka, za którego go uważał odkąd tylko pamiętał.
– Ktoś nas zdradza, Black. Oficjalnie
ty będziesz głównym podejrzanym, więc lepiej, żebyś nie wygadał się nikomu.
Pojawią się głośniejsze szepty, że wynosisz informacje. Jak złapiemy skurwysyna,
osobiście dopilnuję, żeby nikt na ciebie krzywo nie patrzył. – Domyślił się, że
on też ma nieco zszokowaną minę, bo Moody raczej nie dbał, kto o kim coś mówi.
– Jeśli będziesz miał jakieś misje, to będę przekazywał ci, co masz mówić
innym. Masz być tak wiarygodny, żeby nawet młody Potter połknął haczyk,
zrozumiano?
– Jasne, Moody. – Brunet wydawał
się być zadowolony z obrotu spraw.
– Wpiszesz go do zielonej teczki.
– Alastor spojrzał na niego, a on znów kiwnął głową.
– Zielonej teczki? – Zapytał Syriusz.
– Jak zginę, to Potterowie,
Parkesowie, Dumbledore, Leven, Bonesowie i Prewettowie będą wiedzieli, że
jesteś czysty. – Tak, zielona teczka Moody'ego została stworzona zaledwie rok
temu, a zawierała takie informacje, że gdyby wpadła w niepowołane ręce, to
zapewne dużo osób zginęłoby w męczarniach. – O zielonej teczce możesz
powiedzieć jedynie którejś z tych osób i to tylko w wypadku jak zaginę lub
zginę. Jasne?
– Jasne. – Black wydawał się być
rozbawiony i przeniósł wzrok na niego. – Skrzyw się od czasu do czasu. Niby wszystko
się zagoiło, ale przy rozciąganiu się, boli jak cholera.
– Dzięki. – Powiedział i kiwnął
na niego głową, gdy Moody wyszedł z kuchni. – Szkoda, że musiał cię sprawdzać.
Nie wyglądasz na zdrajcę.
– Teraz przynajmniej mam spokój.
Chociaż u niego. – Odpowiedział mu chłopak i uścisnął mu dłoń na pożegnanie.
Alastora dogonił dość szybko i
kiedy szli w kierunku furtki wydawało mu się, że szef jest naprawdę zadowolony.
– Masz zbliżyć się do krawcowej.
– Warknął tak nieprzyjemnym tonem, że zjeżyły mu się włoski na karku. –
Szczególnie jak jest z tym chłopakiem z Proroka. Możliwe, że to jemu przekazuje
informacje.
*******
– Nie ma znów Jane i Jessiki. –
Zauważył Peter, gdy spotkanie Zakonu wreszcie dobiegło końca. Godzinę wcześniej
Dumbledore przekazał Remusowi dalsze informacje dotyczące jego samotnej misji i
miał jednak nadzieję, że Jess się pojawi, bo chciał się pożegnać ze wszystkimi.
– Jak tam Lunatyku? – Syriusz
klepnął go w plecy i skrzywił się, bo zabolało go to. Przed pełnią wszystko go
bolało. – Nie wierzę, że pierwszy raz od dwóch lat będziesz zupełnie sam w
czasie pełni.
– Możliwe, że nie będę sam. –
Odpowiedział Remus i miał taką nadzieję. Edgar Bones dostał informację z
Wydziału Istot o tym w jakich lokalizacjach mogą gromadzić się czarodzieje cierpiący
na likantropię, aby "w stadzie" przeżyć pełnię księżyca. Za pół
godziny miał teleportować się do Peak District, gdzie podobno gromadzą się
wilkołaki. Dumbledore i Bones powiedzieli mu, że prawdopodobne jest, iż nikogo
takiego nie spotka, ale miał nadzieję, że w te pięć dni uda mu się odnaleźć
inne wilkołaki.
Został poinstruowany, żeby w
czasie pełni ukrył się w jednej z jaskini i zabezpieczył ją zaklęciami, gdyby
jednak pełnię miał spędzić samotnie.
W plecaku, który wisiał na
oparciu jego krzesła, schował suchy prowiant, namiot, eliksiry wzmacniające,
kilka pergaminów i dwa komplety ubrań na zmianę. Wiedział, że plecak i różdżkę
będzie musiał ukryć poza jaskinią, żeby w szale nie zniszczyć swoich rzeczy.
– Miałem nadzieję, że złapię
jeszcze Jess. – Lupin spojrzał na Adalberta, który skrzywił się delikatnie.
– Woli nie mówić Barnabaszowi o
tych spotkaniach, bo jest strasznie przewrażliwiony na punkcie jej
bezpieczeństwa i ciężko jej się wyrwać. – Odpowiedział i Remus dosłyszał nutkę
irytacji w jego głosie. – Oczywiście przekazuję jej co ważniejsze informacje ze
spotkań z wami, ale nie ma jej już drugi raz na sobotach z Zakonem. Są jakieś
konsekwencje, jeśli nie uczestniczy się w spotkaniach?
– Nie mam pojęcia, ale zapytam
wujka. – Powiedziała Katherina i wyglądała na zmartwioną. – Dawno jej nie
widziałam. Na pewno u niej wszystko dobrze?
– Tak. Jest trochę zmęczona
pracą, ale wszystko z nią w porządku. – Bert znów się skrzywił. – Kiedy mijają
pierwsze zawroty głowy?
– To zależy. – Mruknął Syriusz i
uśmiechnął się pod nosem, jakby wspominał coś bardzo miłego. – Ja odkleiłem się
od Dorcas po około pół roku.
– Dobra, daję im jeszcze trzy
miesiące, a jak nie, to wkraczam w ich związek. – – Zaśmiała się Katherina i Lupin spojrzał
zdziwiony na Adalberta, bo wydawało mu się jak pod nosem mruknął "za
niecałe trzy". McSweeney posłał mu niewinny uśmiech i nie podjął tematu,
bo brunet często mówił coś do siebie pod nosem, i jak udało mu się dosłyszeć,
to według niego nie miało to większego sensu.
– Lupin, za chwilę musisz wyjść.
– Tobias Leven podszedł do nich i spojrzał na Remusa uważnie. – Masz wszystko?
– Mam. – Odpowiedział i wstał z
krzesła.
– Powodzenia Remusie. – James
uścisnął go mocno, a zaraz za nim Syriusz. Wyglądali na zmartwionych i trochę
go to wzruszyło, że tak się o niego martwią. Mogli sobie żartować, że bardziej
jest im żal tego wałęsania się z wilkołakiem, ale doskonale wiedział, że
martwią się o niego.
Burza blond loków połaskotała go
w policzek i nos, kiedy Katherina objęła go mocno.
– Uważaj na siebie, Remusie. –
Wyszeptała mu do ucha, a on mocniej ją uścisnął.
– Jak zawsze, Katy. – Odsunął się
od niej i uścisnął dłoń wystraszonego Petera. Bert klepnął go tak, jak
wcześniej Syriusz i też życzył mu powodzenia.
Wyszedł z Kwatery Głównej za
Paulem i Tobiasem. Poczuł się trochę jak w Hogwarcie, gdy pani Pomfrey
odprowadzała go do Wierzby Bijącej. Zatrzymali się przy bramie i odwrócili do
Lupina.
– Będziemy czekać na ciebie w
środę wieczorem. Masz nie mówić nikomu o tym, jak przebiegła misja przed naszym
spotkaniem, jasne? – Zapytał Paul, a on kiwnął głową.
– Powodzenia, Lupin. – Leven
uścisnął mu dłoń i otworzył furtkę. Remus pożegnał się jeszcze z Paulem i
wyszedł poza ogrodzenie. Nabrał zimnego powietrza do płuc i starał się nie bać.
Jednocześnie poczuł ekscytację.
Jak się zachowa, gdy spotka inne
wilkołaki?
*******
Artykuł w Czarownicy, który
ukazał się rano zrobił na niej naprawdę mocne wrażenie. W czasie krótkiej
przerwy przejrzała Proroka Codziennego i była zdziwiona, że nie było nawet
wzmianki o tym, że jednak przestępstwo jakiego dopuścił się Gregory Nurman nie
było spowodowane tym, że jest śmierciożercą, jak to niektórzy sądzili.
Była ciekawa reakcji Katheriny na
ten temat, bo od końca stycznia nie widziała się z nią. Zostawiła jej wtedy
prezent i list dla Lily, i razem z Adalbertem wróciła do Portree.
Na dwóch ostatnich spotkaniach
Zakonu nie pojawiła się. Była do tyłu z pracą i postanowiła, że w sobotę
pójdzie do pracowni Madame Malkin i nadrobi zaległości. Powiedziała
Barnabaszowi, że zobaczą się dopiero w niedzielę i była zdziwiona, gdy na pół
godziny przed spotkaniem Zakonu Feniksa wyszła na ulicę Pokątną, a chłopak na
nią czekał. Nie mogła się już wymigać, że ma plany i spędziła z nim resztę
wieczoru. Była niezadowolona, ale potem zrozumiała, że przecież on o nią dba i
powinna być mu za to wdzięczna, że się o nią tak martwi.
McSweeney miał do niej żal o to,
że nie przyszła na umówione spotkanie z panem Dogem dwa i pół tygodnia
wcześniej, ale na szczęście udało jej się go udobruchać. Studio w którym
pracował Adalbert przynosiło mu większe zyski niż przypuszczał i pewnie po
Wielkanocy, mogliby już podpisać umowę z panem Elfiasem. Powoli jej marzenie o swojej
własnej pracowni miało zacząć się spełniać. Wiedziała, że jej część biznesu
wypali dopiero za zapewne półtora roku, bo coraz mniej projektowała.
Wyczyściła dwie szaty pracownicze
i ucieszyła się, że już może wyjść. Myślała, że Madame Malkin będzie na nią
zła, że ostatnio odpuszcza naukę prowadzenia dokumentacji, ale kobieta
rozumiała, że przestała robić nadgodziny, bo Barnabasz przychodził po nią i
razem spędzali popołudnia oraz wieczory. Narzekał na to, że pracuje tak długo i
musi marnować czas, żeby czekać w pracowni aż skończy pracę, ale nawet nie
chciała pytać Madame Malkin o to, czy może zaczynać pracę godzinę wcześniej.
Na zapleczu pożegnała się z
szefową, a gdy wyszła na sklep zobaczyła swojego chłopaka, który siedział na
kanapie z bardzo znużoną miną.
– Jesteśmy już spóźnieni. –
Mruknął niezadowolony, a ona cmoknęła go w usta i spojrzała na niego
przepraszająco.
– Mogłeś iść beze mnie. Emma i
Peter doskonale wiedzą, że kończę o siedemnastej. – Mruknęła i pośpieszyła za
nim, kiedy wyszli z pracowni.
– Nie pozwolę, żebyś sama
wychodziła z pracy, Jess. Powinnaś być bardziej uważna po tym, co się stało z
Jocudną. – Powiedział ostro, a kiedy dostrzegł jej spojrzenie westchnął ciężko.
– Znowu jestem tym niedobrym. Zrozum, że się martwię. Powinnaś się cieszyć, że
potrafię o ciebie zadbać, skoro sama o siebie nie dbasz.
– Przepraszam. – Mruknęła i
posmutniała. Wiedziała, że jest nieuważna i powinna być mu wdzięczna, że
zapewnia jej bezpieczeństwo.
Weszli do Dziurawego Kotła i uśmiechnęła
się lekko, bo jej chłopak wyraźnie się rozweselił na widok Emmy i Petera.
Usiadła przy stoliku naprzeciwko szatynki i czekała aż Barnabasz przyniesie jej
szklaneczkę Ognistej. Zdziwiła się, gdy podał jej szklankę i karafkę z sokiem
dyniowym.
– Prosiłam o Ognistą. – Mruknęła
niezadowolona.
– Nie będziesz piła alkoholu w
tej spelunie, Jess. Wiesz ile tu może być groźnych osób? Po pijaku nie
uciekłabyś za daleko. – Powiedział, a ona poczerwieniała.
– Potrzebuję więcej niż
szklaneczka, żeby być pijaną. – Poczuła wyrzuty sumienia, gdy zrobił znów
zbolałą minę.
– Jessica, jesteś dla niego zbyt
niesprawiedliwa. – Upomniała ją Emma i znów uśmiechnęła się przepraszająco. Upiła
łyk soku dyniowego. Szatynka uśmiechnęła się nagle. – Widzieliście ten artykuł
w Czarownicy?
– Och, tak! – Barnabasz parsknął
śmiechem razem z Peterem. – Nurman nieźle nas zaskoczył.
– Mhm, mógł wyznać, że jest
wilkołakiem... – Zaczęła Emma chichocząc.
– ...albo wampirem. Znam nawet
jednego... – Przerwał Peter.
– ...albo nawet tym śmierciożercą.
– Parsknął Barnabasz, a Squiggle odchyliła głowę do tyłu zanosząc się śmiechem.
Jess spojrzała na nich czując narastającą złość.
– Powiedział o sobie prawdę i
tłumaczy to jego postępowanie, a wy go wyśmiewacie? – Cuffe spojrzał na nią z
powątpieniem.
– A kogo teraz obchodzi prawda? –
Zapytał ją chłopak.
– Mnie obchodzi, bo inaczej
postrzegam teraz tą sytuację i przynajmniej jestem bardziej skłonna sądzić, że
ten facet nie jest śmierciożercą! – Powiedziała żarliwie i spojrzała na Emmę,
bo była ciekawa, czy ona też na nią patrzy, jakby była dzieckiem.
– Mógłby powiedzieć cokolwiek, a
tak tylko pogorszył swoją sytuację. – Szatynka wzruszyła ramionami z lekkim
uśmiechem.
– No wiesz... Woli chłopców, a to
nie jest normalne. Założę się, że jego zespół już ma odwołane koncerty. Nie
mogę się doczekać jak nasza Rita weźmie się za niego. – Peter cicho się
zaśmiał, a Jess spojrzała na nich z niedowierzaniem i czuła, że jej policzki są
purpurowe.
– A co komu do tego, że woli
chłopców? – Zapytała ich, a Barnabasz tylko pokręcił głową.
– Jess, przestań wszczynać
kłótnię. – Spojrzał na nią, jakby znów
zrobiła coś złego i kiedy otworzyła usta, żeby mu odpowiedzieć, on kontynuował.
– Jesteś za bardzo tolerancyjna i twoja naiwność, kiedyś cię zgubi. Komuś
jeszcze Kremowego?
– Ja poproszę! – Powiedziała Emma
szybko, a chłopak szybko wstał od stolika i poszedł do baru. – Jessica... Nie
miej takiej miny.
– Masz rację. Będzie lepiej jak
już pójdę. – Powiedziała hardo i wstała od stołu. – Pożegnajcie ode mnie
Barnabasza. Na razie.
*******
Jane miała nadzieję, że misja nie
będzie trwała dłużej niż trzy tygodnie. Już dwa i pół tygodnia szukali
olbrzymów na północy Irlandii i póki co, nie odnaleźli ich. Rozbili obóz w
górach i nanieśli podstawowe zaklęcia ochronne. Hagrid musiał się schylać w namiocie,
ale przynajmniej namiot był na tyle szeroki, że półolbrzym mógł położyć się
wzdłuż bocznej ścianki. Jeden z braci Prewett zajął dolną pryczę, a na górnej
spała Emmelina. Jane i drugi bliźniak mieli wartę na zewnątrz. Było zimno jak
diabli, ale na szczęście ognisko dawało dużo ciepła. Okryła się szczelniej
kocem i spojrzała kątem oka na Prewetta.
Chłopaki świetnie przygotowali
całą misję. Przez Anglię podróżowali magicznie powiększonym samochodem, tak
żeby zmieścił się Hagrid. Na Irlandię dostali się statkiem i dalej podróżowali
również samochodem. Parkowali bardzo blisko gór i przez maksymalnie trzy dni
wędrowali pieszo szukając olbrzymów.
Myśleli, że już w Peak District
natkną się na nich, ale znaleźli jedynie opuszczone, od kilku dni, jaskinie.
Dopiero po półtora tygodnia,
całkiem przypadkiem natknęli się na duże plemię olbrzymów niedaleko Kandal w
północnej Anglii. Gurg Gwidon przyjął od nich pozłacany napierśnik i wysłuchał
Hagrida. Myśleli, że poszło im dobrze, ale jednak to plemię było już przekabacone
na stronę Voldemorta. Jeszcze nigdy tak szybko nie spieprzała, jak wtedy.
Drugie plemię znaleźli w południowej
Irlandii i z tego, co się dowiedzieli, to próbowali oni przedostać się do
Skandynawii. Plemię to było znacznie mniejsze, bo składało się jedynie z
dziesięciu olbrzymów, którymi przewodził gurg Gogmagog. Podarowali mu oprawiony
srebrem róg garboroga. Prawie pękły jej bębenki, gdy olbrzym w niego zadął, ale
był zadowolony z prezentu.
Rozmawiał tylko z Hagridem i
dowiedzieli się, że uciekają oni z kraju, bo znaczna część olbrzymów poparła
gurga Gwidona i Voldemorta. Była pełna podziwu, że Hagrid namówił ich do
ukrycia się w irlandzkiej części Gór Kambryjskich i poparcia Dumbledore'a.
Zostawili im też dwie duże
tarcze, ale przynajmniej mieli kilku sojuszników wśród olbrzymów.
Rano rozmawiała z Emmeliną i
Hagridem o przemieszczaniu się olbrzymów, i raczej nie byli przekonani, że na
północy Irlandii odnajdą kolejne plemię.
Zauważyła gdzieś w oddali
błyszczący punkt i wskazała go palcem.
– To raczej nie olbrzymy. Chyba ktoś nas śledzi. – Powiedziała, bo od kilku godzin miała wrażenie, że coś jest
nie tak, a dopiero teraz zauważyła, że raczej nie są sami. Rudy mężczyzna
spojrzał w tamtym kierunku i uśmiechnął się pod nosem.
– To nasi. – Odpowiedział i
nadział na patyk kawałek zapeklowanego mięsa z upolowanego wcześniej zająca, i
przybliżył go do ognia. – Mają na nas oko od jakiegoś czasu.
– Och, myślałam, że to może
śmierciożercy. – Powiedziała czując zakłopotanie, bo zaczęła lekko panikować.
– Dobrze, że mówisz o takich
rzeczach, Jane. Nie powinnaś się wstydzić tego, że zareagowałaś w sposób
poprawny. Jako zastępca dowódcy tej misji wiem trochę więcej. – Mrugnął do niej
okiem i uśmiechnął się szeroko. Wreszcie wiedziała, z którym bliźniaków ma do
czynienia i jak zawsze ich pomyliła, bo myślała, że ma wartę z dowódcą misji. –
Z resztą Gideon nie miał wyjścia, doskonale wiem, kiedy coś przede mną ukrywa.
– To chyba wada w posiadaniu
bliźniaka? – Zapytała, a on zaśmiał się.
– Zdecydowanie, ale i tak
największą wadą jest to, że patrzę na niego i naprawdę nie mogę uwierzyć, że ja
tak paskudnie wyglądam. – Elliot wybuchnęła śmiechem. – Patrząc na Parkesów, to
im zazdroszczę, że różnią się płcią.
– Molly też ma chłopców. –
Przypomniała mu, a on jęknął.
– Znając szczęście naszej
siostry, to będzie miała z nimi wiele kłopotów. – Pokręcił głową i uśmiechnął
się pod nosem. – Szkoda, że jej tu nie ma. Już dawno upiekłaby mi tego zająca.
– Fabian... – Spojrzała na niego
z powątpieniem. – Naprawdę?
– Taka prawda, Molly jest zdolna
w wielu dziedzinach. Potrafi upiec zająca, ale też powaliłaby olbrzyma. – Powiedział
z dumą, więc udobruchała się. Patrzyła na odległy blask ogniska ich kolegów z
Zakonu i zastanawiała się, czy wśród nich jest Paul, czy któryś z przyjaciół
– Hej... – Zaczęła powoli i
spojrzała na niego, jakby nie rozumiała czegoś. – Dlaczego widzimy ich ognisko?
Nie mają zaklęć ochronnych?
– Mają, oprócz tego jednego.
Specjalnie zwracają na siebie uwagę, Jane. – Wytłumaczył jej, a ona kiwnęła
powoli głową. – Jesteśmy w takiej odległości, że w razie ataku zauważymy to i wyślemy
patronusa do dowództwa.
– Merlinie, tu nie ma miejsca na
błąd? – Zapytała, a Fabian kiwnął głową i dalej obserwował góry, które ich
otaczały.
Elliot jeszcze raz spojrzała na
migoczący, odległy punkt i miała nadzieje, że nie dojdzie do ataku.
*******
James patrzył na list od trenera
Zjednoczonych z Puddlemere. W listopadzie skontaktował się z trenerem, który
zaprosił go na kilka treningów z rezerwowym składem. Wiedział, że spisuje się
nieźle i w dodatku świetnie mu się grało z resztą graczy, więc nie powinien się
czuć zaskoczony, że dostał się do składu rezerwowego.
Ale czuł się zaskoczony i miał
nadzieję, że jednak uda mu się pogodzić treningi, które były dwa razy w
tygodniu, z kursami i misjami z Zakonu Feniksa.
Niby jego ojciec nie widział
żadnych przeciwwskazań, wręcz pchał go, żeby starał się o miejsce w drużynie,
póki ma jeszcze trochę wolnego czasu, ale jednak czuł lekki stres, że mu się
nie uda.
Zdziwił się bardzo, kiedy trener Miro
Limus zjawił się na ostatnim spotkaniu Zakonu i był dość blisko z profesorem
Dumbledorem. Wiedział, że dyrektor kibicuje Zjednoczonym, ale nie miał pojęcia,
że przyjaźni się z trenerem.
Pierwszy trening miał mieć już
następnego dnia i nie mógł się doczekać aż znów siądzie na miotłę po to, żeby
pograć.
Wiedział, że jego kariera może
trwać krótko, bo jednak kursy i Zakon były ważniejsze, ale po spotkaniu Zakonu
rozmawiał z trenerem, i ten był świadomy tego, że James może zrezygnować
praktycznie w każdym momencie.
Spojrzał raz jeszcze na pergamin
i uniósł jeden kącik ust, kiedy pomyślał o liście do Lily.
To ona pierwsza wiedziała, że
chciałby dalej grać i wspierała go w tej myśli. Opisywał jej w ostatnich
listach treningi, które były cięższe niż te, które prowadził w Hogwarcie, ale
podobało mu się to.
Usiadł przy biurku w swoim pokoju
w Kwaterze Głównej i wyciągnął czysty pergamin.
Kochana Lily,
dostałem właśnie informację, że zostałem przyjęty do składu rezerwowego
Zjednoczonych z Puddlemere!
Tak, wiem, że od początku wiedziałaś, że się dostanę i nie jest to
pewnie dla Ciebie zaskoczeniem, ale jednak ja nadal nie mogę w to uwierzyć.
Boję się, że nie uda mi się pogodzić tego z resztą moich zobowiązań,
ale póki co, będę trenował.
Jane nadal jest na wycieczce ze Skamanderem w Himalajach i mamy
nadzieję, że wkrótce do nas wróci.
Czekamy też na Remusa, bo jego mama znowu była chora, ale podobno już
czuje się lepiej.
Katherina co chwila psioczy na Jess, która straciła głowę dla
Barabasza. Jeśli kiedykolwiek stwierdziłem, że ona kocha się w Remusie, to
teraz wiem, że się myliłem. Musimy cierpliwie czekać, aż minie jej początkowy
zawrót głowy i znów dołączy do naszych przyjacielskich spotkań przy Kremowym i
Ognistej.
Mam nadzieję, że spodobał Ci się prezent ode mnie. Wierzę, że nowa
torebka pomieści wiele rzeczy i nie będziesz narzekała Katherinie, że coś ci
się potłukło!
Kursy idą nam bez problemów i na szczęście nie nudzimy się, więc czuję,
że jestem tam gdzie powinienem być. Katherina nadal ma problem z jednym gościem,
ale pokaże na testach, że jest inaczej niż on myśli i to nie przypadek, że tam
jest.
Kupiłem nową miotłę sportową –
Nimbusa 1500. To chyba najfajniejsza miotła na której miałem okazję latać! Tata
twierdzi, że będę głodował przez miesiąc, mama, że przez dwa, ale warto!
U rodziców jest bardzo dobrze. Cieszę się, że wyprowadziłem się z domu,
bo ich kryzys jest już w pełni zażegnany i czasem mi za nich głupio, gdy w
towarzystwie okazują sobie uczucia. Jestem szczęśliwy, że doszli w pełni do
porozumienia, ojciec ograniczył pracę, a mama wróciła do zawodu. Wydaje się, że
wszystko zmierza w naprawdę dobrym kierunku!
Masz jakieś wieści od Dorcas? Syriusz chce wiedzieć, czy może ktoś się
koło niej kręci. Piszemy ze sobą, ale niestety nie napisała mi tego, więc spróbuję
od Ciebie wyciągnąć tą informację.
Syriusz byłby bardzo wdzięczny, gdybyś coś więcej napisała.
Mam nadzieję, że drugi semestr idzie Ci równie dobrze jak pierwszy i
wymiatasz! Czasami nie mogę w to uwierzyć, że nie widziałem Cię od ponad
siedmiu miesięcy! Bardzo chciałem być w Rosji na twoje urodziny, ale nie
dostałem pozwolenia na świstoklik. Cieszę się, że chociaż Katherinie się udało,
bo zdała mi raport ze spotkania z Tobą, z którego jestem bardzo zadowolony.
Chociaż nie... Słyszałem, że zamierzasz nas odwiedzić dopiero we
wrześniu, to prawda? Myślę, że Katy żartowała, żeby mnie trochę zdenerwować.
Mam nadzieję, że to ode mnie pierwszego dostaniesz listowne,
walentynkowe, gorące pocałunki! W tym dniu, przesyłam Ci w paczce samą słodycz,
Evans!
Czekam na odpowiedź, Lily!
Pozdrów Crystal!
Twój James.
PS. Wszyscy Cię pozdrawiają!
*******
Lily przetarła oczy i spojrzała z
lekkim uśmiechem na list od Jamesa. Enid Longbottom przekazała go godzinę
wcześniej, wraz z korespondencją od Katheriny i Syriusza, ale to na jego list
najbardziej czekała. Jak zawsze był pełen entuzjazmu, uśmiechu i ciepła. Dzięki
tym listom czuła, że nadal ma do czego wrócić i miała nadzieję, że będzie na
nią czekał.
Jeśli miałaby opisać zawartość
pudełka jakie przekazał jej przez panią Enid, to użyłaby słowa: różowe.
Miodowe Królestwo poszalało w tym
roku, bo nie sądziła, że część słodyczy z ich asortymentu będzie w różowych lub
czerwonych opakowaniach. Niektóre z nich były nawet w kształcie serca.
Parsknęła śmiechem i otworzyła paczuszkę
z różową, czekoladową żabą.
Katherina miała przekazać mu
butelkę wódki i koszulę w Matrioszki.
Parkes była trochę przerażona,
gdy Lily przekazała jej pudło, które miała zabrać do Anglii. Miała nadzieję, że
jednak zaklęcia zadziałały dobrze i te dwadzieścia butelek rosyjskiej wódki
przeżyło wycieczkę świstoklikiem do Anglii.
Miała też nadzieję, że jej
przyjaciółka zdążyła już rozdać ją przyjaciołom i znajomym.
Drogi Jamesie,
bardzo dziękuję Ci za prezent urodzinowy, jak i ten z okazji
Walentynek. Gratuluję, że jesteś w drużynie! Masz całkowitą rację, nie jest to
dla mnie zaskoczeniem, bo jesteś znakomitym ścigającym i cieszę się, że
sprawdziłeś się w drużynie z prawdziwego zdarzenia! Jestem przekonana, że
pogodzisz to wszystko razem i będziesz szczęśliwy, że udaje Ci się mieć to,
czego zawsze chciałeś.
W sumie, to nigdy nie widziałam zakochanej Jess, więc zazdroszczę, że
jesteście tego świadkami. Jestem przekonana, że niedługo pogodzi związek, pracę
i spotkania z przyjaciółmi. Póki co, to dopiero początku, więc może być jej
trudno. A jak Adalbert sobie z tym radzi? Został trochę zepchnięty na boczny
plan, a byli naprawdę blisko i pewnie chodzi struty.
Nie dziwię się, że idzie Wam tak bardzo dobrze na kursach. Katherina
opowiadała mi o tym panu i naprawdę mam nadzieję, że wyniki Katy pójdą mu w
pięty! Pamiętaj, żeby nie osiadać na laurach. Cały czas pnijcie się w górę i
uczcie się jak najwięcej!
Cieszę się, że Twoim rodzicom się układa i żałuję, że nie mogę widzieć twojej
miny, gdy na nich patrzysz. Zapewne uciekasz wzrokiem i wyglądasz na
speszonego, że twoi rodzice nie potrafią się od siebie oderwać! Pozdrów ich ode
mnie i uściskaj!
Syriusz do mnie napisał, więc to jemu zdam szczegółowy raport z pobytu
w Australii i dotychczasowych listów. Na pewno będzie zadowolony.
Drugi semestr zaczął się bardzo dobrze. Czas upływa mi bardzo szybko i
pewnie niedługo znów będę miała testy kontrolne, a potem egzaminy, ale nie
martwię się, bo uczę się na bieżąco i rozwijam umiejętności.
Niestety muszę cię zasmucić, ale to prawda – w Anglii będę dopiero we
wrześniu. Między pierwszym, a drugim rokiem kursu mam dwa tygodnie wolnego, ale
spędzę go zapewne w Australii lub na podróży z Crystal – niestety jeszcze nie
wiem na co się zdecydować.
Tak... Te siedem miesięcy szybko zleciało. A pamiętasz, że pod koniec
stycznia mieliśmy rocznicę Twojego zerwania ze mną? Też szybko zleciało.
Czuję, że muszę ograniczać informacje jakie przekazuję Katherinie, bo
jeszcze trochę i nie będziesz potrzebował moich listów, bo wszystko będziesz
wiedział od niej.
Proszę, żebyś zadbał o Meropę. Ciężko znosi długie trasy, a dobra z niej sowa i nie chciałabym jej stracić.
Crystal również Cię pozdrawia!
Uściskaj wszystkich!
Pozdrawiam i całuję (jako przyjaciółka),
Lily.
PS. Mam nadzieję, że Katherina przekazała Ci walentynkowy prezent ode
mnie.
Miała wielką ochotę pomalować usta szminką i odcisnąć je w kilku miejscach, ale doskonale wiedziała, że James zrozumiałby ten gest zbyt dosłownie. Miała też świadomość, że prezent walentynkowy wykracza poza kompetencje przyjaciółki, ale przewidziała to, że coś od niego dostanie i nie wypadało jej nie odwdzięczyć się. Tak sobie tłumacz, Lily... I tak byś mu coś przekazała.
Złożyła starannie list i włożyła go do koperty, którą następnie przywiązała do nóżki sowy. Kiedy wypuściła Meropę przez okno, obserwowała ją przez chwilę. Miała nadzieję, że doleci bezpiecznie do Anglii.
Zamknęła okno, gdy w pokoju zrobiło się zimno i usiadła przy biurku, trochę przybita.
Byle do września.
Moody to niezły zawodnik. Kompletnie olewa słowa Dumbledore'a i jednak sprawdza Syriusza. Z jednej strony to dobrze, bo jak ktoś sypie, to znaczy, że problem jest duży i tak naprawdę nie można zorganizować żadnej kolejnej akcji. Najgorsze jest to, kiedy przestaje się ufać swoim ludziom i przyjaciołom. Jestem bardzo ciekawa, bo może mi to umknęło, co jest prawdziwym celem misji Remusa? Dlaczego szuka innych wilkołaków? Mam nadzieję, że nic mu się nie stanie. Fajnie, że opisujesz misję Jane. Chciałbym bliżej poznać Prewettów, bo to jednak postacie, w których można sporo pomanewrować. Powiem nieskromnie, że moich własnych lubię bardzo, więc również co do Twoich mam spore oczekiwania. Przedostania sprawa. To, jak Barabasz traktuje Jess jest okropne. Ja rozumiem, martwi się, ale bez przesady! On nie da jej ani sekundy samotności? Uważa ją za dziecko, które nie potrafi o siebie zadbać! To oburzające. Im lepiej poznaję Barabasza, tym mocniej przekonuję się do tego, że ona chyba jednak powinna być z Adalbertem. Może moje życzenia kiedyś zostaną wysłuchane. A to, że Jim dostał się do drużyny, to mnie akurat nie dziwi. Zastanawiająca jest tylko strasznie mała liczba treningów, jak na profesjonalny zespół. W takich to ma się z 8 treningów w tygodniu plus mecz. Ale to tylko taki szczegół.
OdpowiedzUsuńCzekam na więcej. Może akurat Dorcas? Pozdrawiam ❤
Drama
Hej! :D
UsuńMoody ma wiele planów, układów i układzików, gdzie potrzebuje sprawdzonych ludzi. Syriusz jest jedyną osobą, której podał Eliksir Prawdy (bo sam sobie zażyczył), ale sprawdzał za pomocą legilimencji kilka osób (póki co, są to cztery osoby), ale otoczony jest też zaufanymi osobami, które bez słowa protestu wykonują jego polecenia (np. Leven – obserwuje Jess i Berta; oraz kilku innych chłopaków z Biura Aurorów – to będzie przybliżone, gdy James, Syriusz i Katherina zaczną pracę w Biurze). Oczywiście, to wszystko zacznie wychodzić na jaw, ale pierwsza taka sytuacja będzie miała miejsce dopiero jakoś w marcu – maju 1980r. :) Później zielona teczka Moody’ego, też da o sobie znać. Nawet nie wiesz, jak bardzo :D
Cel misji Remusa – odnalezienie innych wilkołaków, sprawdzenie czy faktycznie tworzą stado i jeśli tak, to w jakim celu. :) Tu trochę inspiruję się kanonem, ale jeszcze nie mam dokładnego pomysłu, jak zakończyć ten wątek :D
Bracia Prewettowie... Jak ja ich, kurde, szanuję! Będą pojawiać się w przyszłych rozdziałach, planuję też jedną lub dwie misje z ich udziałem. Postaram się ich przedstawić jako naprawdę bardzo utalentowanych i świetnych aurorów (nie do końca wiem, czy zdążę), póki co, trochę śmieszkują :)
Też uwielbiam u Was Prewettów <3 Mogłabym z nimi testrale kraść!
No nie da się ukrywać, że Barnabasza, to ja, kurde, nie szanuję :D Ale dzięki niemu Jess dojdzie do pewnych wniosków.
A do jakich?
Tego dowiesz się w rozdziałach z roku 1981 lub 1982 :D
Nie tylko ty widzisz Jess i Berta razem... Na ślubnym kobiercu, na przykład. :P
James jest w składzie rezerwowym (w 42 będzie mecz z Armatami i tam dam więcej informacji o drużynie) i prawdę mówiąc, gdyby nie Dumbledore, to Potter musiałby zrezygnować, bo jednak Zakon i kurs aurorski są u niego na pierwszym miejscu. Dodam jeszcze, że z kursem aurorskim jest tak, że dostają miesięczny grafik z zajęciami i ich nie obchodzi, że ktoś w tym czasie ma trening, czy coś innego. Jak nie pasuje, no to droga wolna.
Dopóki wszystko to ze sobą jakoś współgra i nikt otwarcie nie ma o to pretensji, to James będzie trenował i może nie tylko... :)
W 39 jest Dorcas (dwie strony), potem będzie dopiero w 42 :)
Dziękuję bardzo za komentarz :D
Nawet nie wiesz, jak uwielbiam Ci odpowiadać :D
Również pozdrawiam,
SBlackLady :*
Moja kochana SBlack Lady!
OdpowiedzUsuńJak zwykle czytałam z zapartym tchem i nie mogłam się oderwać, z notki na notkę Twój styl jest coraz lepszy, bo że pomysły masz świetne to już nie raz i nie dwa Ci mówiłam.
Ty wiesz co mi się najbardziej podoba i się boję komentować by nie chcący nie zdradzić za dużo.
Uwielbiam tą Twoją wymianę korespondencji między Jamesem i Lily, aż chciałoby sie samemu dostać list, ale to chyba niestety już nie te czasy. Są tak słodko niewinni w tym i tak krążą koło siebie, że aż chce się zapiać awww!!
Syriusz jak zawsze rewelacyjny i muszę przyznać, że dzięki temu jak przedstawiłaś jego podejście do sprawy oskarżeń Moody'ego jeszcze bardziej zyskał w moich oczach, stał się tutaj taki poważny i odpowiedzialny, a jednocześnie pokazałaś jak bardzo ciągnie się za nim jego pochodzenie, i że nieważne co byśmy robili to zawsze będzie na nas trochę rzutować. Chapeua bas za ten wątek!
Remusa jak zawsze kocham i uwielbiam, i jak zawsze mi go brakuje i jest ciągle za mało.
Barabasz to totalna pomyłka i nie wierzę, że Jess może być, aż tak ślepa, co do Berta, to wiesz, że od początku mu nie ufam i czekam, aż zrobi coś czym przekona mnie do siebie.
I ja się po raz kolejny pytam: GDZIE JEST MÓJ WILL? Moje wcielenie męstwa, rozkoszy i cnót wszelakich? Mój drugi Collin Firth? No gdzie? Mam nadzieję, że niedługo sobie o nim poczytam.
Ściskam, Twoja wierna fanka :D
Cześć Lika!
UsuńCieszę się, że zauważasz jakiś progres z moim stylem, choć nie ukrywam, że to trochę Twoja zasługa, bo jak mam jakieś wątpliwości to z Tobą je konsultuje. Także, dziękuję! :*
Oj tak, James i Lily są słodcy, ale i tak najbardziej lubię, że jednak Lily trochę próbuje łapać dystans, chociaż nie za bardzo jej to wychodzi.
Miło mi, że tak postrzegasz Syriusza. Mam nadzieję, że wyrośnie na naprawdę przyzwoitego faceta.
Jak Ci brakuje Remusa, to może sama coś napiszesz?
Oh, wait... Właśnie to robisz :D
W nadchodzących rozdziałach będzie go trochę więcej, obiecuję!
Barnabasz nie zachwyca – to fakt, ale niedługo wkroczy artyleria w ten związek i zrobi się trochę nerwowo.
Nie wiem, co ja mam jeszcze napisać o Bercie, żebyś go pokochała, tak jak ja. No dobra, ja wiem dużo więcej o nim (w końcu go wymyśliłam). Mam nadzieję, że jednak przyszłe rozdziały z jego udziałem nie odbierzesz zbyt dosłownie i będziesz patrzyła na to pod kątem tajemnicy, o której wie tylko Jess, i w końcu polubisz tego gościa!
Will jest w Stanach Zjednoczonych, wystąpi gościnnie w 40, a potem w 42.
Williamowi daleko do Collina. Co ja mam jeszcze zrobić, żebyś to zrozumiała? :D
Dzięki wielkie za komentarz.
Też ściskam :*
SBlackLady
Piękny rozdział. Już na początku wiedziałem, że będzie dobry, bo świetnie zamieściłaś emocje, zwróciłaś uwagę na szczegóły i przedstawiłaś różne reakcje różnych postaci; w Twoim opowiadaniu każda ma jakieś indywidualne, zauważalne cechy. To dobrze! Ale tak - Syriusz nie skradł mi dzisiaj sympatii, nie czułem niczego, gdy Moody tak na niego naskakiwał. Niemniej, scena naprawdę ciekawa, dobre wprowadzenie do prawidłowej akcji rozdziału.
OdpowiedzUsuńCo do Jamesa, cóż, też jestem zadowolony, że dostał się do Zjednoczonych z Puddlemare, w końcu kto nie chciałby grać w tak profesjonalnej rodzinie? Obawiam się jednak, że nic z tego nie wyjdzie i chłopak będzie musiał z tego zrezygnować, że nigdy nie zagra w ich drużynie. To nawet smutne... Hm, w rozdziale podobały mi się jeszcze wtrącenia dotyczące - tak mi się wydaje - rewolucji seksualnej; ludzie przyznawali się do homoseksualizmu, do innych orientacji, więc musieli spotykać się z różnymi reakcjami; jedni reagowali łagodnie, bronili ich, a drudzy byli wręcz wkurzeni, brali ich za dziwaków. U Ciebie pierwszą postawę przyjęła Jess, drugą głównie chłopcy. :D Fajnie, że przypominasz nam o czasach w jakich się znajdujemy.
Okej, podobała mi się jeszcze korespondencja Lili i Dżejmsa; ładne, długie listy, przypominają o tym, że jednak łączą ich jakieś relacje i o sobie pamiętają. Dalej jestem w szoku jak sprawnie wplatasz tyle postaci do jednego opowiadania, o żadnej nie zapominasz i nie robisz z nich TYLKO epizodycznych, każdy ma jakąś rolę do odegrania.
W porządku, dzisiaj krótko, czas zabrać się do nauki na jutrzejszy sprawdzian. ;)
Trzymaj się, weny życzę!
Cześć!
UsuńCieszę się bardzo, że Ci się podobało :)
James jednak ma ważniejsze rzeczy na głowie, ale póki co, daje radę.
Staram się wtrącić trochę świata mugolskiego w świat czarodziejski i stąd nawiązanie do rewolucji seksualnej, chociaż dalej ten wątek będzie trochę urwany – nie będzie publicznych coming outów, ale pojawią się trzy osoby o orientacji innej niż heteroseksualna (jedne będą to ukrywać, a drudzy niekoniecznie). Po przeczytaniu książek, odniosłam wrażenie, że społeczeństwo czarodziejskie rządziło się pewnymi zasadami i jednak wszelka odmienność była piętnowana (np. niższe stanowisko pracy czy choćby utworzenie rejestru wilkołaków). Także w tamtych czasach (w świecie mugoli) w niektórych rejonach prześladowano homoseksualistów, więc mogę poprowadzić ten wątek z dwóch stron. Czyli osób, którym w głowie się to nie mieści i chcą zniszczyć wszelką odmienność oraz osób, które mają gdzieś, kto kim jest.
Ja też jestem w szoku, że udaje mi się to wszystko skleić, a przy tym, nadal mam tyle pomysłów! Wydaje mi się, że to tylko dzięki temu, że bardzo lubię moich bohaterów. :)
Dziękuję za miły komentarz!
Powodzenia na sprawdzianie,
Pozdrawiam serdecznie!
SBlackLady
PS. Stworzyłam dokładną listę Członków Zakonu Feniksa oraz innych postaci (sojusznicy Zakonu, rodziny głównych bohaterów, śmierciożercy i epizodyczne postacie).
PS2. Tak jak sugerowałeś w komentarzu pod postem *37*, zaczęłam poważnie myśleć o streszczeniu i daję sobie czas do końca tego roku, ale znając życie będzie wcześniej. Dziękuję :)
Moja maleńka siostrzyczka już śpi niczym bobasek, a ja Nocny Marek jestem, to postanowiłam coś jeszcze poczytać i wstawić komentarz :D
OdpowiedzUsuńKurczę, Moody mnie nie zaskoczył, że jednak dał Syriuszowi veritaserum. Jestem na niego trochę zła, że nie ufał mu, ale też staram się go zrozumieć, zwłaszcza, że czasy są ciężkie. A teraz przynajmniej Syriusz może spać spokojnie, no i Moody także. Wilk syty i owca cała. A Syriusz to silny chłopak, wiem, że udźwignie każde nieprzyjemne spojrzenie, choć mam nadzieję, że aż tak wiele ich nie będzie.
Jeśli kiedyś powiedziałam, że ktoś mnie irytuje, to kłamałam.
BOŻE JAK TA BANDA DZIENNIKARZY WPŁYWA MI NA NERWY.
Nie będę przeklinać. Nie będę przeklinać. Nosz ja pierdolę.
Przepraszam, nie wyszło :)
Emma w szczególności.
Traktują ją jak małe dziecko. Barnabasz owija ją sobie wokół palca. Podcina jej skrzydła. Odciąga od prawdziwych przyjaciół. Odciąga od obowiązków. Od spełniania marzeń.
To ja już wolę czytać o tych Śmierciożercach!
Ugh.
Dobrze, wyżyłam się na klawiaturze, jestem już spokojna :")
"Zdecydowanie, ale i tak największą wadą jest to, że patrzę na niego i naprawdę nie mogę uwierzyć, że ja tak paskudnie wyglądam." - dałaś mi namiastkę Freda i George'a <3 Dziękuję. Kocham Cię. Mogę spać spokojnie <3
"Mam nadzieję, że to ode mnie pierwszego dostaniesz listowne, walentynkowe, gorące pocałunki! W tym dniu, przesyłam Ci w paczce samą słodycz, Evans!" - Dziewczyno, jakiego ja mam na Twarzy banana dzięki Tobie! <3 This letter made my day!
"Katherina miała przekazać mu butelkę wódki i koszulę w Matrioszki." - ja wiem, że to rosyjskie prezenty, ale ta wódka i tak mi jakoś tak Polską zajechała :')
"A pamiętasz, że pod koniec stycznia mieliśmy rocznicę Twojego zerwania ze mną?" - FACEPALM -_- Normalnie nie wiem, co powiedzieć XD
Kurczę no, niech te gołąbeczki już się zobaczą, jeszcze tylko pięć rozdziałów, ale to aż pięć rozdziałów! Kocham ich razem i chcę, żeby byli razem już na zawsze <3 Choć Lil napisała takie hasło, że aż zaniemówiłam XD
Mam nadzieję, że Remus wróci ze swojej misji cały i zdrowy :)
I że Jess nie będzie zbyt długo z Barabaszem! Nie użyję już jego prawdziwego imienia, nie zasłużył na to w moich oczach!
Kochana, *40* zbliża się wielkimi krokami, szykuj kolejnego szampana!
Dobrej nocy! Buziaki :*
Dziewczyno!
UsuńTy bierz przykład z siostry i śpij w nocy :D
Moody chciał miał pewność do niego, bo Syriusz jest ważną osobą w świecie czarodziejów. Niby jest wypalony z gobelinu Blacków, ale nadal jest pierworodnym Oriona Blacka. Będą z tego niemałe korzyści.
No i Black też jest świetny, a Moody lubi otaczać się sprawdzonymi, zaufanymi ludźmi.
Syriusz gorsze rzeczy znosił w domu, więc chyba zrywanie skóry żywcem byłoby dla niego rzeczą nie do udźwignięcia :)
O tak... Banda dziennikarzy nieźle nabroi w życiu Jess, ale da sobie radę. To kobietka z silnym instynktem samozachowawczym.
"Nie będę przeklinać. Nosz ja pierdole." Hahahahaha :D
Spokojnie ;)
Gideon i Fabian... Ech... Niby trzydziestka na karku, a czasami jak nastolatkowie :D
Merlinie... Ja dobrymi tekstami sypę, jak z rękawa :P
Ooo... Kochana! O polskiej wódce to będzie tekst w rozdziale 51 :D
Evans lubiła dawać Jamesowi takie pstryczki... Poza tym, to kobieta. Nie byłaby sobą, gdyby od czasu do czasu czegoś nie wypomniała :P
Remusowe misje będą trwały bardzo długo, bo niełatwo się dostać do obozu wilkołaków. Ale zaspoileruję: uda mu się.
Jejku, ja czasami muszę sprawdzać czy to jest Barnabasz, czy Barabasz, bo też w pewnym momencie myślałam o nim w tej wersji śmieszkowej :D
Szampan już się chłodzi!
Nie mogę się doczekać, aż będziesz już na bieżąco! Wtedy wyciągnę truskawki! :D
Udanego weekendu!
Buziaki! :*