Albus Dumbledore chyba nigdy nie
będzie wiedział, jak dużo mu zawdzięcza. Bowiem, gdyby nie dyrektor Hogwartu nie mógłby
się cieszyć namiastką normalnego życia, jaką mu zagwarantował.
Ojciec był przeciwny temu, żeby
uczył się w Hogwarcie, ale na szczęście zmartwiona matka, choć mugolka,
przekonała Lyalla do zmiany zdania i w wieku jedenastu lat zaczął naukę. Nie
wiedział, czy przed nim istniał wilkołak, któremu również dano taką szansę jak jemu.
Po skończeniu szkoły nie mógł
liczyć na kurs i pracę na wysokim stanowisku, o czym zawsze marzył. Po
świetnie zdanych SUMach był załamany, bo doskonale wiedział, że będzie miał
problem z odpowiedzią na pytanie, dlaczego tak dobry uczeń nie wybiera się na
kursy, tylko ima się prac dorywczych. Jego ojciec też mu nie pomagał. Od
początku był przecież przeciwny temu, żeby szedł do szkoły, bo i tak w jego
sytuacji nic to nie da.
Ale wtedy Albus Dumbledore znów
pokazał, że obchodzi go jego los i z pewnością nie zostawi swojego ucznia w
potrzebie, i załatwił mu pracę u pana Pringla w Esach i Floresach.
Książki uwielbiał od zawsze. Jako
dziecko czytał, bo w ten sposób na chwilę zapominał o tym, że jest wilkołakiem.
W czasach szkolnych, dzięki książkom rozwijał swoje umiejętności, a teraz,
kiedy nie mógł uczestniczyć w kursach, poszerzał swoją wiedzę samodzielnie. Pan
Pringle pozwalał mu na pożyczanie sobie książek za darmo pod warunkiem, że odda
je w stanie idealnym i do tej pory udało mu się uniknąć jakichkolwiek opłat.
Zdziwił się bardzo, kiedy trzy
tygodnie wcześniej, po zebraniu Zakonu, Dumbledore zaproponował mu naukę
oklumencji. Wiedział, że James, Syriusz, Katy, Frank i Alicja też się tego
uczą, i o ile jeszcze rozumiał, dlaczego jest im to potrzebne, to nie sądził, żeby
dla niego było to przydatne. Przecież był tylko sprzedawcą książek. Ale potem
dyrektor Hogwartu przypomniał mu o jego misji i faktycznie, oklumencja mogła mu
się przydać.
Z obrony przed czarną magią był
bardzo dobry, ale i tak był miło zaskoczony, kiedy szybko załapał o co chodzi z
obroną umysłu, i pożyczył kilka książek, żeby się doszkolić. Nawet zaczął
powoli myśleć o nauce legilimencji, ale wolał porozmawiać o tym najpierw z
profesorem.
Schody w hoteliku w Ingleton, jak
zawsze zaskrzypiały, gdy po nich wchodził. Zapukał do pokoju Dagny w
charakterystyczny sposób i otworzył sobie drzwi. Pierwsze co rzuciło mu się w
oczy, to spakowany plecak i rozłożona na stoliku mapa.
– Jakieś wieści? – Zapytał ją i
rzucił swój plecak przy krześle.
– Okaże się wieczorem. –
Powiedziała pochylając się nad mapą. – Ten facet dał mi znać, że coś może
pojawić się w Wolverhampton... Rozumiesz?
– Rozumiem... Myślisz, że to
blef? – Zapytał ją i parsknął jednak śmiechem. Nazwa miasta idealna do spotkań
wilkołaków.
– Sprawdzę to. Zostaniesz tutaj i
spotkamy się po pełni. – Zwinęła szybko mapę i schowała ją do plecaka.
– Przecież mogę iść z tobą. –
Podniósł swój bagaż i założył na jedno ramię. Dagny posłała mu ostre spojrzenie
i miał nadzieję, że nie widać po nim tego, iż jednak trochę się jej obawia.
– A jeżeli to prawda i tam są
wilkołaki, Remusie? Poczują kogoś obcego i może im odbić. Jesteś oswojonym
wilczkiem i nie dasz sobie rady w walce, co innego ja. Nieraz stawiałam czoła naszym
pobratymcom, czasami wygrywałam, a czasami musiałam uciekać, a jak już
ustaliliśmy, jestem silniejsza i szybsza. Ty musisz się jeszcze wiele nauczyć w
byciu wilkołakiem. – Czasami naprawdę miał wrażenie, że czerpie dumę z tego, że
jest trochę zezwierzęciała. Dzięki temu poniekąd panowała nad swoją przemianą.
Nie w tym sensie, że siedziała potulnie i dziecko mogło koło niej skakać, ale
potrafiła użyć swojej anatomii, żeby zadać silniejszy cios, albo do szybszej
ucieczki. Jednak nie istniał sposób na pozbawienie wilkołaka instynktów. –
Znajdę ich, po przemianie spędzę z nimi trochę czasu i zdobędę ich zaufanie.
Potem, przed następną pełnią zaprowadzę cię do nich, żeby mogli cię poznać i w
czasie przemiany, żeby cię nie zaatakowali. Taki był plan, sam go ustalałeś,
pamiętasz?
– Pamiętam, ale mam złe przeczucia.
– Mruknął, bo jednak to była prawda. Bał się, że liczebność powstałej watahy
jest większa i Dagny nie da sobie rady, a bez niej znowu wyląduje w punkcie
wyjścia.
– Nic mi nie będzie. –
Uśmiechnęła się do niego lekko. Założyła plecak na plecy i wzruszyła ramionami,
jakby przed sobą miała pierwszy dzień w szkole. – Życz mi powodzenia.
– Uważaj na siebie, Dagny. Będę
tu czekał dzień po pełni, a potem pojawię się za tydzień. – Przypomniał jej
jaki jest plan i otworzył drzwi do pokoju. Zamurowało go, gdy przed wyjściem
zbliżyła się do niego i szybko pocałowała go w usta. Wyszła zanim zdążył
zareagować. Jeszcze przez chwilę stał w otwartych drzwiach z szybko bijącym
sercem. Opuszkami palców dotknął ust i uśmiechnął się do siebie.
*******
Uwielbiała piątkowe popołudnia,
bo wtedy na kursie nie miała już zajęć i Zjednoczeni mieli ten dzień wolny,
więc James był w Kwaterze. Myślała, że razem z kuzynem, Syriuszem, Frankiem,
Alicją i Paulem rozegrają szybki mecz quidditcha, ale jak zobaczyła w kuchni
Edgara i Tobiasa, to już wiedziała, że nici z meczyku, czas na oklumencję!
Szło jej całkiem nieźle, tak
mówił jej Leven, a ona w sumie mogła potwierdzić, bo auror nie poznał jej
największych tajemnic. Nadal umiała bronić swoje myśli tylko z pomocą różdżki,
ale czuła, że jej umysł potrafi stawić opór i to kwestia czasu, aż wyćwiczy ten
sposób.
Z początku czuła się trochę
głupio, że tak topornie jej to idzie, bo podobno Black radził sobie znakomicie.
Pytała nawet Jamesa, kiedy zdążyli to wyćwiczyć, ale Potter był równie zdziwiony
jak ona, bo nie wiedział, że Łapa zna się na oklumencji. Podobno Moody się
wściekał i nawet chciał go przycisnąć, ale nie złamał blokady Syriusza, który
po raz kolejny pokazywał jaki jest świetny.
Czasami po zajęciach czuła się
zmęczona, a on wychodził z gabinetu z pełnym zadowolenia uśmieszkiem, zaraz po
wściekłym Alastorze.
Wyszli z Levenem z saloniku w jej
wieży i opowiadał jej coś o tym, że może go nie być w przyszłym tygodniu i po
powrocie na pewno będą mieć częściej lekcje. Kiwnęła głową i chciała mu coś
odpowiedzieć, ale usłyszała znajomy głos dobiegający z kuchni i poczuła zapach przypraw.
– Jess... – Wymruczała tęsknie i
uśmiechnęła się do siebie. Weszła wraz z Tobiasem do kuchni i nie zdziwiła się,
kiedy zastała tam już Syriusza, Jamesa, Edgara, no i Adalberta z Cay. – Ty już
przy garach?
– Tam gdzie moje miejsce! –
Przytuliły się do siebie szybko na przywitanie i jej przyjaciółka wróciła do blatu, gdzie przygotowywała coś do jedzenia. Wymieniła krótki uścisk z Bertem i
z uśmiechem pogłaskała go po krótszych włosach.
– Widzę, że już nam pichcisz, ale
muszę się upewnić... – Zaczęła dramatycznym tonem w stronę blondynki. – Jutro
też gotujesz obiad?
– Merlinie, nie kłamałaś mówiąc,
że zrobi się z tego tradycja! – Cay posłała jej ciepły uśmiech przez ramię i do
drugiego pieca wstawiła blachę z ciastem. Po Wielkanocy, przez cztery soboty z
rzędu wpadała wcześniej do Kwatery Głównej i pichciła im obiady oraz piekła coś
na deser. Syriusz po każdym takim posiłku prosił ją, żeby się wprowadziła, bo
gotowała wyśmienicie. Z kolei ona, przed ich podróżą wyraziła nadzieję, że po
powrocie Jess wróci do tradycji i nadal będzie coś im przyrządzała.
Katy uchyliła się, bo prawie
dostałaby talerzem w twarz. Uwielbiała patrzeć, jak jej przyjaciółka macha
różdżką w różnych kierunkach i stół sam się nakrywa. Zastawa łagodnie opadała
na dębowy kuchenny stół, dzbanek z sokiem dyniowym uniósł się w powietrzu i
nalał płynu do siedmiu szklanek.
– To jest hipnotyzujące. –
Powiedział Syriusz, a Parkes zauważyła, że sam milczał i nie słuchał tego, co
mówią chłopaki, bo obserwował zastawę. Jess wyjęła żeliwną brytfannę z pieca i
położyła ją na drewnianej desce na środku stołu. Odkryła pokrywę i kłąb pary
buchnął z naczynia. – Otrzyj ślinkę, Katy.
– Wybacz, to na twój widok. – Puściła
mu oczko i ostentacyjnie wytarła kąciki ust. – Co to?
– Zapiekanka pasterska – Cay
uśmiechnęła się i zajęła miejsce po jej lewej stronie. – Teraz radziłabym się
schować, bo będę próbowała nowego zaklęcia i możliwe, że jedzenie wyląduje na
waszych twarzach, a nie na talerzach.
– Wierzę w ciebie. – Parkes
posłała jej pokrzepiające spojrzenie i zauważyła, że Jess zarumieniła się, bo
chłopaki prawie w tym samym momencie odsunęli się od stołu na znaczną
odległość. Na każdego z osobna spojrzała sceptycznie. O ile jeszcze James,
Syriusz, Bert i Edgar wyglądali na rozbawionych, tak Tobias wyglądał, jakby na
poważnie potraktował słowa Jess.
– Usque Inferes! – Jej głos zabrzmiał dość pewnie, kiedy wycelowała
różdżką w naczynie. Obie zapiszczały radośnie, kiedy porcje zapiekanki
wylądowały na talerzu, nie brudząc przy tym stołu, ani twarzy zebranych. Katy
skrzywiła się, kiedy pięć krzeseł zaszurało po podłodze, gdy chłopaki
przysunęli się z powrotem do stołu.
– To jak wasza podróż? –
Zagadnęła Katy i wzięła do ust pierwszy kęs dania. Przymknęła powieki i
delektowała się smakiem potrawy. W czasie posiłku Jess streściła prawie trzy
tygodnie ich podróży. Z tego co pamiętała, pobyt u Dorcas wypadał w połowie ich
wyjazdu, a zaczęła o tym opowiadać na samym końcu.
– No i Dorcas... O Merlinie!
– Największy kac mojego życia. –
Jęknął Adalbert ze zbolałą miną, a Cay skrzywiła się i przez chwilę kiwała
głową. McSweeney podniósł z podłogi skórzaną torbę i wyjął z niej grubą,
wypchaną kopertę, którą podał Blackowi. – Na początku są zdjęcia z Australii.
Dorcas była już po egzaminach i naprawdę zaszaleliśmy, co nie, Jess?
– Jess? – Powtórzyła Katherina
znacząco, takim samym tonem jak brunet.
– Och... – Cay zarumieniła się,
ale też kącik ust uniósł jej się do góry, więc podejrzewała, że usłyszy całkiem
zabawną historię. Upiła dwa łyki soku i pokręciła głową, gdy James zaczął ją
ponaglać. – Dorcas była po egzaminach i bawiliśmy się razem z jej znajomymi z
kursu. Było trochę alkoholu i... Uhm... Czuję się trochę niekomfortowo, bo
jestem otoczona dwoma aurorami i trzema przyszłymi aurorami... Trochę
paliliśmy...
– Co robiłaś? – Zapytał ją
Syriusz, z tak szerokim uśmiechem na twarzy, że mogłaby policzyć jego zęby.
– Smocze Ziele. – Wymamrotała,
spoglądając na Edgara i Tobiasa z miną, która świadczyła o tym, że obawia się
ich reakcji.
– Na pierwszym roku kursu
specjalnie pojechaliśmy do Francji, żeby sobie zapalić. Pamiętasz? – Rzucił
Bones do Levena i teraz patrzyli na nich z zainteresowaniem. – Byłaś wtedy na
terenie Australii i jeżeli nie złamałaś ich prawa, to nie wsadzę cię do
Azkabanu.
– Szczęściara ze mnie... –
Mruknęła Jess z przekąsem. Syriusz i James wrócili do oglądania zdjęć, a
przyjaciółka chciała kontynuować opowieść, ale chłopaki wybuchnęli głośnym
śmiechem. Pierwszy skończył się śmiać Black i przyglądał się, z delikatnie
uniesionymi kącikami ust, fotografii.
– Zrobisz mi odbitkę? – Rzucił do
McSweeney'a, a ten kiwnął głową.
– Co tam macie? – Katy musiała
zaspokoić swoją ciekawość, bo reakcja chłopaków świadczyła o tym, że zdjęcie
musi przedstawiać coś naprawdę zabawnego. James rzucił jej fotkę, a ona
przekręciła ją i parsknęła śmiechem na widok jej dwóch przyjaciółek tańczących
na stoliku. Już miała powiedzieć przyjaciółce, że wygląda nieprzyzwoicie, ale
zauważyła, że ubrana była w kombinezon, a nie w króciutką sukienkę.
– Mhm, Gloria Gaynor nas porwała.
– Cay wzruszyła ramionami, a Parkes spojrzała na nią, jakby nie wiedziała, co
ma na myśli. Kim jest Gloria Gaynor?
– Jaka Gloria? – Zapytał James z
zaciekawieniem, a Bert zaśmiał się cicho.
– Gloria Gaynor, taka mugolska
piosenkarka. – Powiedziała takim tonem, jakby to było oczywiste, ale zapewne
ona i jej kuzyn mieli takie miny, że musiała ciężko westchnąć. – Na pewno to
znacie... Na początku się bałam, byłam
przerażona. Sądziłam, że nigdy nie mogłabym żyć bez ciebie... Dobra,
nieważne... Przetańczyliśmy pół nocy. Potem stwierdziliśmy, że będziemy wracać
do mieszkania Dorcas na pieszo i po drodze wykąpaliśmy się w oceanie. Z tego,
co pamiętam, to powinniście mieć tam zdjęcia. Potem wydawało mi się, że jestem
już całkiem trzeźwa, ale chyba ziółka jeszcze działały, bo nie pamiętałam tego,
co było jeszcze później. Zahaczyliśmy o mugolskie studio tatuażu i voilà!
– Kolejny? – Katy uśmiechnęła
się, gdy Jess obciągnęła bluzkę z kawałka ramienia i pokazała nową dermagrafikę.
– Która to już?
– Siódma. – Wyszczerzyła zęby w
uśmiechu i odsłoniła prawe ucho prezentując kolejne kolczyki. – Bert, może ty
pokażesz swoje ramię?
– Przyznaj wreszcie, że po prostu
chcesz, żebym się rozebrał. – Rzucił uwodzicielskim tonem, a Cay zaśmiała się
perliście.
– Marzę o tym. – Powiedziała z
rozbawieniem. – Wydaje mi się, że jest taki sam. Juliette mówi, że się różnią,
ale tego nie widzę.
– Na pierwszy rzut oka wyglądają
identycznie. – Potwierdziła jej Katherina, wpatrując się w wytatuowane ramię
Adalberta. Niżej na ramieniu, też miał jakieś dermagrafiki, ale nie dostrzegła jakie,
bo poprawił koszulę.
– Czas na deser! – Blondynka poszła
do pieca, żeby wyjąć z niego brytfannę z ciastem. Katy skrzywiła się, bo jednak
chciała zapytać o rodziców, ale widocznie tego dowie się już później.
– Nie wspominaj Cecilii, że już
jedliśmy, Tobiasie. – Katherina zaśmiała się, kiedy usłyszała konspiracyjny
szept Edgara. – Dla mnie naprawdę mały kawałeczek, Jess! Czeka mnie jeszcze
obiad żony!
*******
W Brytyjskim Ministerstwie Magii
pojawiła się o dziewiątej rano czasu lokalnego. Pół godziny później wychodziła
z Biura Edukacyjnego, gdzie od razu złożyła dokumenty na kurs uzdrowicielski.
Upewniała się kilka razy, czy na pewno jej formularz jest poprawnie wypełniony
i dopytywała jak przebiega proces rekrutacji, bo nie chciała mieć powtórki z
Rosji.
Wlokła za sobą ciężki kufer.
Przed podróżą świstoklikiem rzuciła na niego Reducio, ale w czasie kontroli bagażu, po
przybyciu do Anglii, zaklęcie zostało zdjęte i stwierdziła, że da sobie radę.
Mogłaby drugi raz rzucić zaklęcie, ale planowała, że zaraz po wyjściu z
Ministerstwa teleportuje się na Kamienne Wzgórze… O ile nie rzucili na niego Zaklęcia Fideliusa… A może do dziadków
Jamesa?
Wiedziała, że na pewno nie
dostanie się do Kwatery Głównej, bo przecież zaklęcie rzucono po jej wyjeździe,
a żaden z członków Zakonu Feniksa nie spodziewał się, że wróci tak szybko.
Żaden.
Nie poinformowała nikogo o
powrocie do Anglii, bo cóż… Miała wielką nadzieję, że zrobi przyjaciołom taką
niespodziankę, że im w pięty pójdzie!
Oczyma wyobraźni widziała
Katherinę, która najpierw wygląda na zdziwioną, a potem piszczy jak mała
dziewczynka i przytula ją tak mocno, że prawie łamie jej żebra. Potem widzi
Jane ze łzami w oczach, Paula uśmiechającego się radośnie i Syriusza, który
oczywiście rzuca jakimś żarcikiem. Remus ma kilka świeżych blizn po pełni,
która skończyła się półtora tygodnia temu, Peter czerwieni się i uśmiecha
nieśmiało. Jess, z którą widziała się kilka tygodni wcześniej wygląda na
obrażoną, że jej wtedy nie powiedziała i tłumaczyłaby jej, że to wszystko
wydarzyło się po egzaminach. Bert przytula ją lekko i żartuje, że nie widział
jej w wizji. Potem wszyscy milkną i pojawia się on…
– Na brodę Merlina! Lily Evans! –
Prawie on.
– Pan Potter! – Nie potrafiła ukryć
wielkiego uśmiechu na widok ojca Jamesa. Ubrany był w szatę aurorską i w dłoni
trzymał skórzaną teczkę. Szybko stwierdziła, że nie zmienił się aż tak bardzo
przez rok. Jedynie parę dodatkowych drobnych zmarszczek i kilka siwych kosmyków
włosów.
– Nie spodziewaliśmy się
ciebie... Chyba... – Spojrzał na nią trochę podejrzliwie, jakby nie do końca
wierzył, że to ona. – Pewnie masz wakacje po egzaminach…
– …Tak jakby. Zastanawiałam się
właśnie nad tym, co dalej… Nie wiem do końca, gdzie mieszka Katy, więc
pomyślałam o Kamiennym Wzgórzu. – Chwilę się zastanawiał, aż w końcu uśmiechnął
się. Prawie jak James…
– Chodź za mną do Biura. Wyślę
kufer tam, gdzie teraz mieszka Katy i powiem ci, co dalej. – Kiwnęła głową i
ruszyła za Charlusem. Ucieszyła się, gdy chwycił rączkę jej kufra, bo
przynajmniej nie musiała się dłużej męczyć.
W windzie mało co się odzywali do
siebie, bo na czwartym piętrze wsiadł ktoś, kto szeptem zaczął coś mówić do
Pottera. Na drugim piętrze wysiedli i ruszyli korytarzem w stronę Biura Aurorów.
Patrzyła z zainteresowaniem na ściany oblepione zdjęciami różnych przestępców.
Ojciec Jamesa powiedział coś do
pana, który siedział zaraz przy wejściu do części, gdzie pracowali aurorzy i
ruszył dalej. Uśmiechnęła się nieśmiało do siwiejącego pana i przyśpieszyła
kroku.
Nigdy nie pytała Jamesa ani
Katheriny jak pracują aurorzy. Przystanęła na chwilę i patrzyła na bardzo duże
pomieszczenie, w którym umieszczonych było kilkadziesiąt kabin ustawionych w
kilku szeregach. Po lewej stronie od wejścia znajdywał się gabinet Szefa, czyli
Alastora Moody’ego, a kolejny należał do Charlusa Pottera. Kilka kroków od drzwi do obu
gabinetów stało biurko, przy którym siedziała młodziutka dziewczyna, którą Lily kojarzyła ją ze spotkań
Zakonu Feniksa. Przyjrzała się plakietce: Amelia Bones.
– Dzień dobry! – Uśmiechnęła się
radośnie i szatynka odpowiedziała jej tym samym. Evans usłyszała chrząknięcie
pana Pottera i szybkim krokiem weszła do jego gabinetu.
– Usiądź Lily. – Wskazał na
krzesło i usiadła na nim. Sam zajął miejsce po drugiej stronie biurka i machnął
różdżką w kierunku kufra, który zniknął. – Jestem pewny, że to ty, ale
formalnościom musi stać się zadość i muszę cię sprawdzić. Co się stało w czasie
naszego pierwszego spotkania?
– Och… – Ruda zarumieniła się
trochę czując zakłopotanie. – Zostałam zaproszona na kolację. Pan się spóźnił i
pani Dorea powiedziała, że chce rozwodu.
– No widzisz, nie bolało. –
Puścił jej oczko i otworzył jedną z szuflad w biurku. Z dźwięków jakie słyszała,
wynikało, że była dość dobrze zabezpieczona. Chwilę w niej szperał i położył
przed nią mały kawałek pergaminu. – Zapamiętaj.
Kwatera Główna Zakonu Feniksa
Ladock Wood 13, Kornwalia
– Już. – Powiedziała pół minuty
później i pergamin przed nią spłonął.
– Mówiłaś komuś o tym, że nas
odwiedzisz? – Zapytał ją, a ona pokręciła głową. Potter uśmiechnął się pod
nosem, spojrzał na zegarek wiszący nad drugim fotelem i wstał z miejsca.
– Katherinie zostało jeszcze z
czterdzieści minut przerwy. W środy kończy dopiero o osiemnastej… Więc pewnie
nie chcesz czekać do wieczora? – Zapytał takim tonem, jakby wiedział jaką
dostanie odpowiedź.
– Oj, nie chcę. – Przyznała
uśmiechając się szeroko i również wstała. Wyszli z gabinetu i zdziwiła się,
kiedy zamiast do wyjścia, poszli w głąb biura. Mijała ściany kabin i nieznanych
jej aurorów. Stanęła naprzeciwko jednego z kominków.
– Kominki połączone są z innymi
kominkami w Ministerstwie, w szpitalu i w Akademii. – Poinformował ją i chwycił
miseczkę z proszkiem Fiuu.
– Akademia? – Zapytała Evans,
chwytając garść proszku.
– W Akademii są zajęcia z różnych
kursów. To coś jak Hogwart. Tylko bez możliwości mieszkania. – Wyjaśnił i
wszedł do kominka. – Wejdź zaraz za mną. Do Akademii!
Potter zniknął w zielonych płomieniach
i kiedy ogień zgasł, weszła do kominka.
– Do Akademii! – Powiedziała
głośno i wyraźnie. Płomienie nie parzyły jej. Zamknęła oczy, gdy świat przed
nią zaczął się rozmazywać. Wylądowała na stopach i udało jej się zachować
równowagę. Otworzyła oczy i wyszła z kominka. Rozejrzała się po holu. Na wprost
od wejścia znajdywała się ogromna tablica z rozpisanymi kursami i zajęciami w
danym dniu. Ona stała przy ścianie na lewo od wejścia i tam umieszczonych było
z dziesięć kominków. Po drugiej stronie stało stanowisko z informacją i kilka
mniejszych tablic z informacjami o rozkładzie pomieszczeń.
– Za mną, Lily. – Ruszyła
ponownie za Charlusem, który pewnie poruszał się między ludźmi. – Od początku
istnienia Akademii, przyszli aurorzy zajmują całe pierwsze piętro. Kursanci
spędzają przerwy w sali ogólnodostępnej. Katherina powinna tam być. James i
Syriusz mają zajęcia w terenie ze śledzenia i kończą niedługo. – Potter pokazał
jej gestem ręki gdzie ma wejść. – Wracam już do pracy. Do zobaczenia później,
Lily.
– Dziękuję za wszystko. Do
widzenia! – Pomachała mu dłonią i gdy zszedł już po schodach odwróciła się do
wejścia do sali. Widziała kilka stolików przy których siedziało paru kursantów.
Powoli weszła do środka i uśmiechnęła się szeroko na widok znanej jej blond
czupryny.
Katherina siedziała przy stoliku
przy ścianie, przodem do niej. Pochylała się nad kilkoma pergaminami i dwoma
otwartymi książkami. Chyba podświadomie wyczuła, że ktoś się na nią patrzy, bo
podniosła głowę i otworzyła usta ze zdziwienia. Evans parsknęła śmiechem,
wzruszyła ramionami i podeszła do stolika.
– Cześć Katy! – Czuła jak oczy
zachodzą jej łzami. Parkes wstała i objęła ją mocno.
– Merlinie! Lily! Miałaś być we
wrześniu! – Jeszcze chwilę trzymały się w ramionach i kiedy w końcu blondynka
odsunęła się od niej, ona wzięła głęboki oddech. Czas to powiedzieć.
– Jestem wcześniej… Wróciłam
wcześniej. – Katy patrzyła na nią, jakby nie rozumiała do końca, co usłyszała.
– Jak to wróciłaś? – Spytała, a ona tylko wyszczerzyła zęby w uśmiechu. Przyjaciółka
pisnęła i klasnęła w dłonie. – Powiedz to! Powiedz, że na dobre!
– Wróciłam na dobre! – Roześmiała
się głośno, gdy Parkes przygryzła dolną wargę uśmiechając się przy tym, jakby
wygrała milion galeonów.
– Merlinie! James wie? – Zapytała
ją i Evans poczuła jak uchodzi z niej cała radość.
– Nikomu o tym nie pisałam… Poza
tym… Nie wiem jak on zareaguje. Nie wiem, jak ja zareaguję. Jednak tylko
pisaliśmy... Starałam się zachować dystans i nie robić ani sobie, ani jemu
nadziei. Minęło trochę czasu, no i też wyjeżdżałam z Anglii jako jego
przyjaciółka, a potem pisałam raczej… Nie mam pojęcia nawet, czy poczuję
cokolwiek na jego widok. – Wzruszyła ramionami nie wiedząc, co dalej
powiedzieć. Czuła niepokój, gdy myślała o Rogaczu, bo dużo czasu minęło i nie wiedziała,
czy wiele się zmieniło. Katherina patrzyła na nią z politowaniem i jej mina
mówiła „bujać to my, ale nie nas”.
– Dobra… Bujać to my, ale nie
nas… Jak to się stało, że ty tutaj? – Zapytała ją, a ona machnęła ręką.
– Pogadamy o tym wieczorem? Nie chce
mi się powtarzać tej historii kilka razy. Mam nadzieję, że na szybko
zorganizuje się jakieś spotkanie. – Uśmiechnęła się, gdy Parkes pokiwała z
entuzjazmem głową. – A ty nad czym pracujesz?
– Och… – Blondynka machnęła ręką.
– Rano miałam zajęcia w terenie ze śledzenia z Andym Harrisem. Teraz piszę
raport z tych zajęć, który jest potem oceniany. Tak uczymy się raportować akcje
i…
– Uszczypnij mnie, Rogaczu, bo
chyba śnię! – Usłyszała głośny, podekscytowany głos Syriusza, gdzieś z tyłu.
– Po co? – Głos Jamesa nie był
tak donośny, więc pewnie był jeszcze na korytarzu. Parkes uśmiechnęła się tak
szeroko, że Ruda była przekonana dwóch rzeczy. Pierwsza, że przyjaciółkę będą
bolały policzki, a druga, to taka, że Potter wszedł już do sali. – Lily?
Patrzyła jeszcze przez kilka
sekund na Katherinę, która wyglądała, jakby teraz wygrała dwa miliony galeonów.
Była pewna, że jej mina, wzrok i rumieniec zaprzeczają litanii, którą kilka
minut wcześniej wygłosiła, ale miała to gdzieś. Odwróciła się powoli, nie kryjąc
uśmiechu.
– No kogo moje oczy widzą?! –
Powiedział brunet z zawadiackim uśmiechem na twarzy i rozłożył swoje ramiona, w
które ona, kilka sekund później, wpadła z szybko bijącym sercem oraz wilgotnymi
oczami.
*******
Nic nie zapowiadało tego, że ten
dzień zmieni jego dalsze życie. Wstał, jak zawsze w tygodniu, o szóstej rano,
przez godzinę biegał z Syriuszem i Katheriną po terenach wokół Kwatery Głównej,
potem zjedli śniadanie i o ósmej teleportowali się do Akademii. Katherina z
Andym mieli zajęcia w terenie, a on i Syriusz musieli poczekać aż zjawi się
auror, który miał ich zabrać ze sobą.
Potem przez pół godziny mieli
śledzić jego ojca, ale i tak po kilku minutach zorientował się, że jest
obserwowany, dlatego musieli przerzucić się na innych aurorów. Dwóch
zorientowało się, że ktoś ich śledzi, a jeden nie. Byli w tym coraz lepsi.
Potem wrócili do Akademii i tak,
jak Katherina, woleli zabrać się za raport od razu po ćwiczeniach. Łapa jak
zawsze przeskakiwał co dwa schodki i kiedy usłyszał, że ma go uszczypnąć, to
nie miał pojęcia, o co mu chodzi. Wtedy, przez te kilka sekund wiedział tylko,
że to jakaś bomba.
Serce mu stanęło na moment, kiedy
zauważył znajomą sylwetkę i ciemnorude, długie włosy.
– Lily? – Zapytał z
niedowierzaniem, choć doskonale wiedział, że to właśnie ona. Zauważył jak twarz
kuzynki rozjaśnia się od uśmiechu, zapewne na widok miny Evans. Wyszczerzył
zęby w szerokim uśmiechu, kiedy w końcu Ruda powoli odwróciła się do niego,
obdarzając go najpiękniejszym uśmiechem na świecie. – No kogo moje oczy widzą?!
Cofnął się o krok, kiedy Lily
wpadła prosto w jego rozłożone ramiona z dość dużą siłą. Objął ją mocno w pasie
i uniósł do góry, wtulając się przy tym w jej rozpuszczone włosy. Czuł ciepło
jej policzka na szyi i słodki ciężar jej ciała, tak blisko jego. Obejmowała
ciasno jego szyję i zachichotała miękko tuż przy jego uchu.
Cudownie urzekający, kobiecy
zapach wypełnił jego nozdrza i chyba wtedy dotarło do niego, że to faktycznie
ona.
– Miałaś być we wrześniu. –
Wyszeptał jeszcze mocniej ją przytulając. Palce prawej dłoni wplótł w jej miękkie
włosy i opuszkami głaskał jej głowę. – Co tu robisz, Evans?
– Wróciłam. – Odsunął ją od
siebie, tylko po to, żeby spojrzeć w jej cudowne, zielone oczy. Jak to, wróciła? Stała przed nim, uśmiechając
się trochę niemrawo, jakby czekała na jego reakcję. – Wróciłam, James…
– Wyjdź za mnie, Lily. – Miał
ochotę zakryć usta, kiedy mu się to wymsknęło. Dobrze chociaż, że to wyszeptał,
a nie powiedział na głos, bo pewnie Syriusz wypominałby mu to do końca życia.
Jej mina wyrażała niemałe zdziwienie. Wyglądała, jakby szukała słów… – To
znaczy… No wiesz… Może nie…
– Tak! – Powiedziała trochę za
głośno, i za nerwowo. Teraz jego zatkało. Uśmiechnęła się trochę złośliwie, a
jemu serce zaczęło walić jak porąbane. – Jako przyjaciółka, oczywiście.
– Merlinie! – Zaśmiał się z jej
złośliwej uwagi i przyciągnął ją znów do siebie, ale nie po to, żeby ją tylko
przytulić. Kolejny raz poczuł bolącą tęsknotę, kiedy swoimi ustami musnął jej
miękkie wargi. Nie mógł powstrzymać uśmiechu, gdy wyrwało jej się westchnięcie,
a kiedy pogłębił pocałunek i przycisnął ją do siebie jeszcze mocniej, jęknęła
zaskoczona, ale ochoczo oddała pocałunek. Usłyszał ciche parsknięcie śmiechem
Łapy i "o–och" Katheriny. Niechętnie odsunął się od niej, minimalnie,
tak żeby spojrzeć w jej błyszczące zielone oczy, no i po to, żeby wziąć oddech.
– Obiecuję, że tego nie pożałujesz, Lily! Nigdy… Nigdy już nie zrobię żadnej
głupoty, która oddzieliłaby nas od siebie. Każdego, pieprzonego, dnia będę
udowadniał ci, jak bardzo cię kocham… Merlinie, Lily… Nawet nie wiesz, jak
tęskniłem… Nie wiesz…
– Wiem, James. – Wyszeptała przez
łzy. Wyglądała cudownie z rumieńcem i delikatnie opuchniętymi ustami. Wtuliła
się w jego pierś i poczuł w okolicach serca zalewającą falę gorąca. – Kocham
cię, James.
– Lily… – Zaśmiał się krótko,
czując lekkość w piersi i delikatną absurdalność sytuacji. Nie widział jej
prawie rok, parą nie byli od ponad roku, dopiero co wróciła, oświadczył się
jej, ona go przyjęła... W takim tempie to
weźmiemy ślub w sobotę... – Skoro już jesteś moją narzeczoną, to wypadałoby
iść na jakąś randkę. Co powiesz na…
– …hola, hola, hola, Rogaczu! Czy
ja usłyszałem „jesteś moją narzeczoną”? – Potter spojrzał na Syriusza, który
stał obok Katy. Oboje patrzyli na nich z niedowierzaniem i tylko kiwnął im
głową. Tak jak myślał, przybili sobie piątki, a Parkes jeszcze pisnęła. – Może
dałbyś się przywitać z twoją narzeczoną?
Jeszcze się nią nacieszysz!
– No dobra… – Odsunął się od
Lily, chociaż nie miał na to najmniejszej ochoty. Black od razu przechwycił ją,
przytulił i tak jak on wcześniej, uniósł przy tym. Coś do niej mówił i ona
tylko śmiała się w odpowiedzi.
Patrzył na swoją narzeczoną i powoli dochodziło do niego to, co się stało.
Oświadczyłem się i mnie przyjęła… Mam narzeczoną... Nie spieprz tego…
– Nie spieprzysz tego. – Usłyszał
uspokajający szept Katheriny, która stała po jego lewej stronie. Uścisnęła mocno
jego ramię i kiedy na nią spojrzał, zauważył, że ma łzy w oczach. Zupełnie jak
on. Objął ją ramionami i pogłaskał po blond czuprynie nie kryjąc wzruszenia. –
Merlinie! Nawet nie wiesz, jakie to było cudowne! Tak się cieszę, James!
Strasznie się cieszę!
– Wiem, Katy. – Wyszeptał i
odsunął się od kuzynki. Jęknął głośno, gdy zdał sobie sprawę, że do osiemnastej
ma zajęcia, a potem trening. – Nie przeżyję do wieczora!
*******
Po wyjściu z Akademii wybrała się
na ulicę Pokątną na małe zakupy, i żeby zobaczyć jak wiele się zmieniło. Starała
się nie patrzeć na witrynę sklepu z kotłami. Była pewna, że nawet małe
zerknięcie w tamtą stronę, spowodowałoby to, że weszłaby do środka i kupiła
kilka akcesoriów, które zapewne nie byłyby jej bardzo potrzebne. Podobnie
zareagowała przy Aptece Sluga i Jiggera, ale w myślach zanotowała, że jak tylko
dostanie list z Komisji Edukacyjnej o jej przyjęciu na kurs uzdrowicielski, to
od razu zrobi listę potrzebnych artykułów i wybierze się na porządne zakupy. No
i oczywiście musiała ustalić na ten cel potrzebny budżet, bo jednak powoli jej
oszczędności topniały. Może jakaś praca
na wakacje? Zatrzymała się naprzeciwko księgarni Esy i Floresy oraz sklepu
Madame Malkin – szaty na wszystkie okazje. Zastanawiała się przez chwilę do
kogo wejść najpierw. Remus, czy Jess?
Postanowiła, że najpierw zajrzy
do Lupina, bo wiedziała, że u przyjaciółki może jej zejść dłużej. Drzwi do
księgarni były otwarte na oścież. W środku na szczęście nie było wielu osób.
Dostrzegła Remusa, który pomagał wybrać jakiejś starszej czarownicy poradnik
dotyczący uprawy ziół. W końcu wybrała Przewodnik
Zielarski Goshawk i podeszła do kasy, gdzie pan Pringle przyjmował
płatności.
Obserwowała chwilę jak Lupin
odkłada na swoje miejsce kilka innych książek, których nie wybrała czarownica.
Powoli podeszła do niego i odchrząknęła cicho, zwracając na siebie jego uwagę.
– Chwileczkę, zaraz pani pomogę.
– Odpowiedział przez ramię i odłożył ostatni wolumin. Odwrócił się do niej i
przez chwilę wyglądał, jakby ujrzał ducha. Uśmiechnęła się jeszcze szerzej.
– Witaj, Remusie. – Objęła go
ramionami i ucałowała w lewy policzek. Myślała, że nadal będzie miał jakieś
zadrapania, ale wszystko się zagoiło.
– Witaj, Lily. – Przywitał ją w
końcu i uśmiechnął się wesoło. – Co ty tu robisz?
– Och, wpadłam się przywitać. –
Machnęła nonszalancko ręką.
– Na długo przyjechałaś? –
Zapytał, a ona zachichotała krótko. Przypuszczała, że jeszcze wiele razy
usłyszy to pytanie.
– Na stałe. – Nie zdziwiła się na
widok jego zaskoczonej miny. – Och, długa historia. Wpadniesz wieczorem do Katy
jakoś o dwudziestej?
– Jasne, że wpadnę! James już
wie? – Tak, to pytanie też usłyszy wiele razy. Zaśmiała się i kiwnęła głową. –
Zakładam, że jest teraz wściekły, bo po zajęciach ma trening.
– Wyglądał na załamanego. –
Przyznała i puściła mu oczko. – Remusie, nie odciągam cię już od pracy, bo pan
Pringle dziwnie na mnie patrzy. Lecę teraz do Jess, a potem jeszcze załatwić
kilka spraw. Widzimy się wieczorem!
– Cieszę się, że wróciłaś. –
Posłał jej uśmiech i pomachał ręką. – Do wieczora!
Wyszła z księgarni i przeszła
kilka kroków. Miała dużą nadzieję, że Jess nie będzie jej prosiła o wyjaśnienia,
co ona tutaj robi. W Rosji zauważyła jak przyjaciółka się zmieniła. Jess jak o
coś bardzo prosiła, to była naprawdę słodka i nie zdążyła uodpornić się na jej
czar.
Otworzyła drzwi i skrzywiła się,
bo zapomniała o cholernym dzwonku, który zawsze był zbyt głośny dla wchodzących
klientów, ale Cay wytłumaczyła jej kiedyś, że jakby był ciszej, to na zapleczu
nie byłoby go słychać.
Nie zdążyła nawet zamknąć drzwi,
a usłyszała kroki w kantorku.
– Dzień dobry! – Usłyszała za
sobą głos przyjaciółki tonem, który Katherina określała "wściekła
Szkotka". – Mam dla pani specjalną ofertę! Dostanie pani za darmo dwa
zagniewane spojrzenia i trzy minuty focha, za niepoinformowanie o odwiedzinach!
– Jess! Dobrze cię widzieć! – Kiedy
odwróciła się do niej, nie mogła powstrzymać uśmiechu na widok jej niby
obrażonej miny. – Skąd wiedziałaś, że jestem?
– Madame Malkin była rano w Ministerstwie
i mówiła, że cię widziała w towarzystwie Charlusa Pottera. Więc domyśliłam się,
że nas odwiedziłaś... Ale żeby nic mi nie powiedzieć? Byłam u ciebie prawie
miesiąc temu i nic nie pisnęłaś! – Mruknęła wyraźnie obrażona.
– Bo nie wiedziałam, że tu
będę... No i was nie odwiedzam. – Powiedziała delikatnie i przytuliła się do
niej. – Wróciłam do Anglii.
– O ho, ho! – Jessica odsunęła
się od niej i spojrzała z zaciekawieniem. – To nowość! Opowiadaj, co się stało,
że zmieniłaś zdanie!
– Wieczorem spotykamy się tam
gdzie mieszka Katy. Wpadniesz? – Uśmiechnęła się, bo Cay szybko zrobiła smutną
minę.
– Nie wytrzymam do wieczora!
Powiedz, proszę... – Lily spojrzała na nią, czując, że powoli jej silna wola
topnieje. Urwała kontakt ze słodkimi, szarozielonymi oczami przyjaciółki i
rozejrzała się po pracowni.
– Masz dziś dużo pracy? –
Zmieniła temat i jęknęła, gdy Cay trzepnęła ją w ramię.
– Ej, nie rób mi tego... Zjawiasz
się nagle i każesz mi czekać z wyjaśnieniami do wieczora? Jaka przyjaciółka tak
postępuje, no jaka? – Dopytywała ją natarczywie i Evans ponownie zaśmiała się.
– Najlepsza! – Zerknęła przez
ramię i nie zdziwiła się, gdy dziewczyna stała z założonymi na piersiach rękoma,
i patrzyła na nią z przekąsem. – Nie chcę opowiadać wszystkiego po kilka
razy... Poza tym... Jest większa szansa, że wtedy wszyscy spotkamy się
wieczorem. Pamiętasz jak w Hogwarcie siadałyśmy, jak działo się za dużo i
musiałyśmy mówić co się dzieje?
– Oczywiście, że pamiętam.
– Możesz mi opowiedzieć o
Australii, Japonii i Hiszpanii... – Podsunęła jej Lily, a Jess parsknęła
śmiechem.
– Przecież ci napisałam w liście.
– Rzuciła złośliwie i zaprosiła ją na zaplecze. Weszły do pomieszczenia i
blondynka zabrała się do układania szat. – Odpoczęłam, poznałam kilka osób,
nauczyłam się paru nowych rzeczy. Te trzy tygodnie były cudowną odskocznią.
Madame Malkin znów udowodniła, że jest naprawdę fantastyczna, w końcu dała mi tyle
wolnego! Fakt, do października mogę liczyć na dwa dni wolnego w tygodniu i jak
będzie dużo pracy, to będę robiła nadgodziny, ale warto było.
– Polubiłaś się z Juliette? –
Zapytała ją, bo była ciekawa. W Rosji trzymała dziewczynę na dystans i jak ta
nie patrzyła, to Cay rzucała jej podejrzliwie spojrzenia.
– Już wiem jak się czuł Syriusz,
gdy go Sam próbował poderwać. – Blondynka puściła jej oczko. – W Australii już
przyzwyczaiłam się do jej sposobu bycia i tego, że czasami mówi jakieś
zawstydzające mnie rzeczy, tylko po to, żeby rozśmieszyć Adalberta. No i uważa,
że wyglądam uroczo, gdy jestem zmieszana i nie może się powstrzymać.
– Bertowi też odpuściłaś? – Cay
jęknęła i zaczerwieniła się. Zdążyła się zwierzyć Lily, że czuje się trochę
zdradzona, bo jednak myślała, że tylko ją dopuścił tak blisko siebie.
– Codziennie udowadnia mi, że
jestem najważniejszą kobietą w jego życiu. – Bąknęła, a Evans ucieszyła się, że
przyjaciółka stoi do niej tyłem, bo przynajmniej nie widziała jej reakcji na te
słowa.
– Miło, że ci to wynagradza. –
Odpowiedziała Ruda i obserwowała jak dziewczyna czyści szatę, którą skończyła
szyć. Odwiesiła ją na wieszak i znów się do niej odwróciła.
– Nie wiesz nawet jak cudownie,
że wróciłaś, Lily! – Jej szarozielone oczy zalśniły ze wzruszenia i Evans sama
poczuła, że zachciało jej się płakać. – James już wie?
– Już wie... – Zarumieniła się na
wspomnienie tego co się wydarzyło w Akademii i chyba jeszcze przez długi czas
nie będzie w stanie uwierzyć w to, że przyjęła jego oświadczyny. Uśmiechnęła
się, bo stwierdziła, że nic nie stoi na przeszkodzie, żeby powiedzieć jej, jak
przywitała się z Rogaczem. – Jess, ja...
– ...Tak myślałam, że cię
widziałam w Ministerstwie! – Drzwi wyjściowe na zapleczu otworzyły się i weszła
Madame Malkin. Starała się nie przeklnąć i wymieniła z nią kilka uprzejmości.
Potem obserwowała, jak kobieta daje Jessice pergamin z rzeczami, które ma
odebrać z poczty i pokazuje jej też, co musi wysłać. Poczekała chwilę, żeby
razem wyszły z pracowni i przed drzwiami zaczęły się żegnać.
– Przyjdziesz wieczorem? –
Zapytała blondynkę, a ta kiwnęła głową.
– No jasne. Trzymaj kciuki, żeby
nie było kolejki na poczcie. – Jess skrzywiła się i wolną ręką poklepała Lily po
ramieniu. – To widzimy się później!
– Do wieczora! – Chwilę jeszcze
stała i obserwowała odchodzącą przyjaciółkę.
*******
Katherina zastała Evans w kuchni
w Kwaterze Głównej. Spojrzała na nią znad pergaminu na którym coś pisała.
– Dasz mi chwilkę? Piszę list do
Dorcas... – Parkes kiwnęła głową i podeszła do szafek, żeby przygotować sobie
coś do jedzenia. Cichutko stanęła za rudowłosą i próbowała odczytać, co pisze
do Meadows. Cisnęło jej się na usta prychnięcie i szybko pochwyciła pergamin w
swoje ręce. – Ej!
– Serio Lily? – Uciekła z listem
blisko drzwi i zaczęła czytać. – Kochana
Dorcas! Jestem już w Anglii i tak jak pisałam, zaraz po powrocie poszłam do
Komisji Edukacyjnej, żeby złożyć podanie na kurs uzdrowicielski. W drodze
powrotnej wpadłam na pana Charlusa i zaprowadził mnie do Katy, bo miała przerwę,
i tak jak sądziłam, bardzo się ucieszyła! Potem przyszli James i Syriusz, i
niepotrzebnie się martwiłam. Uwierz mi, nic nie przebije tego jak mnie
przywitał! Jeśli stoisz, to usiądź! James mi się oświadczył, a ja się zgodziłam!
Potem poszłam na Pokątną... Serio, Ruda?
– No co? – Lily oblała się bladym
rumieńcem, kiedy przestała czytać. Katy kręciła przez chwilę głową, jakby nie
wierzyła, co przeczytała.
– Czego innego byłam świadkiem w
Akademii. – Uśmiechnęła się zawadiacko, bo rumieniec na twarzy przyjaciółki był
intensywniejszy. Usiadła na krześle i zacmokała, bo Evans rzuciła się, żeby
odebrać pergamin, ale ona była szybsza i schowała go za sobą. Chwyciła czysty
zwój i pióro ze środka stołu i pokazała gestem ręki, żeby usiadła. – Nie
wierzę, że muszę to pisać za ciebie. Kochana
Dorcas! Zrobię wszystko, żebyś najpierw przeczytała ten list, a dopiero
następnie, tych kilka, marnych słów od Lily. Wybacz, ale gdy tylko zobaczyłam,
co ona Ci napisała, to poczułam nagłą potrzebę, żeby opowiedzieć Ci czego byłam
świadkiem. Jak doskonale wiesz, Ruda wróciła. Była godzina dziesiąta, kiedy
nasza przyjaciółka przekroczyła próg, a raczej gzyms kominka, w Akademii i
weszła do sali, gdzie pisałam raport. Byłam bardzo zaskoczona, bo przecież od
stycznia powtarzała, że odwiedzi nas dopiero we wrześniu. Po krótkim, radosnym
przywitaniu, oznajmiła, że wróciła i wtedy to się cieszyłam jak mała
dziewczynka! Pierwszą moją myślą było: hurra! James przestanie jęczeć, jak to
on za nią tęskni itd. Zapytałam ją, czy mój kuzyn wie o jej powrocie i gdybyś
usłyszała jej odpowiedź, to byś się zaśmiała. W skrócie: przez ostatnie
miesiące mieli kontakt przyjacielski (tja!) i ona nie wie jak on zareaguje, ani
jak ona, gdy wreszcie się spotkają. (Bzdury!) Kilka minut później wparował Syriusz
i był równie zaskoczony, jak ja wcześniej. James wszedł tuż po nim i z
niedowierzaniem, i z rozmarzeniem w głosie wypowiedział jej imię. Gdybyś Ty
widziała jej minę! Najpierw wydawało mi się, że panikuje. Potem wyglądała na
ciut oszołomioną, aż na końcu uśmiechnęła się do mnie i pełna radości odwróciła
się do Jamesa, który powiedział: no kogo moje oczy widzą?! Wtedy rzuciła się
biegiem, a metą były ramiona Rogacza (prawie go przewróciła). Stałam tak sobie
z Syriuszem i tak patrzyliśmy na nich, coś tam szeptali, ona się poryczała,
jemu też oczy zwilgotniały. Potem zaczęli się tak szaleńczo całować, że było mi
głupio. Mi! Ale tylko trochę. Uwierz, nieźle podnieśli tam temperaturę. No, a
co oni sobie tam szeptali, to się dowiesz z listu Lily. Mam nadzieję, że teraz
włoży trochę emocji w to, co tam napisała. Z samego rana dostarczyli mi takich
wrażeń, że cały dzień chodzę i mam uderzenia gorąca. Co się naoglądałam, to
moje! Wydaje mi się, że idealnie opisałam to, czego byłam świadkiem. Gdybym
miała pewność, że ktoś mnie będzie tak witał po powrocie, to podróżowałabym, co
chwilę! Nawet nie wiesz jak szczęśliwa jestem i wzruszona, że Lily jest już w
Anglii, i padła w ramiona Jamesa. Może Ty byś zrobiła nam taką niespodziankę?
Jak coś, to się nie krępuj! Wprawdzie ramiona Jamesa już są zajęte, ale ramiona
jego najlepszego przyjaciela nadal są wolne! Pomyśl o tym poważnie! Całuję,
Katy!
– Brakowało mi cię... – Lily
uścisnęła jej dłoń i uśmiechnęła się do niej przez łzy. Blondynka oddała jej
pergaminy i usłyszały chrząknięcie od drzwi. Podniosły głowy i spojrzały na
Jess, która próbowała uśmiechnąć się, chyba kpiąco, ale widać była, że jest
poruszona.
– Naprawdę było tak gorąco? –
Zapytała je konspiracyjnym szeptem i usiadła obok Katheriny. Pokiwała głową w odpowiedzi
i pomyślała o poranku. Poczuła falę gorąca rozlewającą się w piersi.
– Nooo... – Westchnęła, trochę
przesadnie. – Od dziesięciu miesięcy odpychałam od siebie jakieś większe
doznania, ale od rana myślę tylko o tym, że chyba ktoś powinien mnie... Odkurzyć?
– O Merlinie! – Jess uderzyła
czołem w stół kilka razy. – Z jednej strony, wiecie... Barnabasz nie ukradł mi
kociołka...
– Nie ukradł ci kociołka? – Parkes spojrzała na Evans i obie
parsknęły śmiechem. Cay spojrzała na nie i uniosła rękę, bo widocznie chciała
kontynuować.
– Byliśmy na zakupach! –
Usłyszała Syriusza w korytarzu, i gdy wszedł do kuchni z Adalbertem, Szkotka
jęknęła. – Co...
– Cicho, cicho! Jessie nam się
zwierza! – Spojrzała na przyjaciółkę z zainteresowaniem, bo jednak blondynka
rzadko poruszała takie tematy. – No dalej...
– Och! No dobra, w końcu
najbliżsi przyjaciele... – Mruknęła pod nosem, trochę ironicznie i się
zarumieniła. – Barnabasz nie ukradł mi kociołka...
– Syriusz! – Syknęła Katy na
Blacka, bo ten zaczął się głośno śmiać.
– ...ale jednak ktoś też mógłby
mnie... W sumie nie odkurzyć, raczej
zerwać pajęczyny... Syriusz! – Parkes zaczęła chichotać, bo kuchnię ponownie
wypełnił głośny śmiech Blacka. – Moja abstynencja seksualna nie powinna cię
bawić! Raczej powinieneś czuć rozpacz, zwątpienie, żal i ubolewanie!
– Ej, ale mówiłaś, że Bert
codziennie udowadnia ci, że jesteś najważniejszą kobietą jego życia... –
Zaczęła Evans powoli patrząc to na Adalberta, to na Jess. – Myślałam, że...
– Nie w ten sposób jej to
udowadniam. – Powiedział McSweeney niskim tonem głosu i Parkes zesztywniała,
przypominając sobie, jak działał na nią niski głos Williama. Obserwowała jak
Bert siada obok Jess i nawet nie krył, że jest rozbawiony. – Och, dziecino...
Nie masz czego żałować. Gdyby Cuffe ukradł
ci kociołek, to teraz siedziałbym w Azkabanie.
– Wyciągnęłabym cię! – Zapewniła
go od razu Katy, a Łapa przytaknął.
– Ja bym pomógł! – Black zajął
miejsce obok Lily i wyszczerzył do niej zęby w uśmiechu. – A ty co, Ruda?
Gotowa na porządki?
*******
Siedział obok Lily i ściskał jej
drobne palce w swojej dłoni. Od kilkunastu minut słuchał jej opowieści o tym,
jak to się stało, że wróciła. Przez chwilę myślał o tym, czy nie wysłać kosza z
alkoholem i słodyczami do Komisji Edukacyjnej, za to, że niedokładnie
przetłumaczyli list z Rosji, który potem trafił do Rudej.
Mieli spotkać się w dziesięć
osób, ale wieści o tym, że Lily wróciła rozeszły się po Zakonie i jak wrócił z
treningu, to jego rodzice, wujostwo, dziadkowie, dziadkowie Katheriny, Samuel,
Frank, Alicja i Meredith siedzieli w salonie. Brakowało Petera, ale Remus podobno
był u niego i pani Pettigrew powiedziała mu, że ten jest w pracy.
Nadal na nią patrzył i w sumie
cieszył się, że teraz coś mówi, bo mógł w spokoju przyglądać się swojej narzeczonej. Cały czas nie mógł
wyjść z zachwytu nad jej ciemniejszymi włosami. Wyglądała tak cholernie
kobieco, że aż go ściskało w dołku. Od rana powtarzał sobie, że warto było na
nią czekać.
Doszła już w swojej opowieści do
poranka i rzuciła mu krótkie spojrzenie, gdy zaczęła mówić o tym, jak była już
w Akademii.
– Zaręczyliśmy się. – Wpadł jej
nagle w słowo. Teraz rzuciła mu spojrzenie pełne wyrzutu i uśmiechnął się do
niej niewinnie. Najpierw popatrzył na rodziców, którzy byli zdziwieni, ale
chyba też dumni. Dopiero potem przebiegł wzrokiem po reszcie zebranych. – Jess,
pomóc ci zebrać szczękę z podłogi?
– Poradzę sobie... Wow... –
Wyjąkała zszokowana i chyba jeszcze nigdy nie widział u niej tak promiennego
uśmiechu.
– W sumie, to brakuje nam jednego
szczegółu... – Zaczął i z gracją osunął się na kolana tuż przy stopach Lily.
Wyciągnął pudełeczko z pierścionkiem, który udało mu się kupić w przerwie
między zajęciami i otworzył je. Miał naprawdę dużo szczęścia, że nie było
kolejki u goblinów. – Nie rozmyśliłaś się od rana?
– Ależ ty jesteś romantyczny,
James. – Mruknęła sarkastycznie Katherina, a Evans cicho zachichotała. Wstała i
wyciągnęła w jego stronę lewą dłoń.
– Nie rozmyśliłam się. –
Powiedziała jego narzeczona, kiedy
wkładał pierścionek na jej serdeczny palec. Wstał z kolan i ujął w dłonie jej
twarz, aby ucałować wargi Lily. Poczuł jak jej usta rozciągają się w uśmiechu,
gdy bliscy zaczęli bić brawo. Odsunął się od niej i uniósł ich splecione dłonie
do góry.
– Nie powiedziała
"nie"! – Oznajmił im i zdążył jeszcze ucałować jej czoło, zanim
rozpoczęto składać im gratulacje.
*******
Od kilku dni czuła tak wielką
euforię, jakiej nie czuła od dawna. Lily wróciła trzy dni temu, wczorajszego
wieczora kupili z Adalbertem lokal na Pokątnej od pana Doge'a, w pracy układało
jej się bardzo dobrze i dostała podwyżkę. Była dumna z siebie, bo Madame Malkin
przez prawie kwadrans mówiła jej, jak bardzo docenia jej zaangażowanie.
Od powrotu czuła, że nie ma czasu
na nic, ale nie narzekała. Chyba jeszcze nigdy nie była tak dobrze
zorganizowana. Mimo napiętego grafiku, potrafiła wszystko pogodzić. Chociaż
miała świadomość tego, że gdyby nie to, iż mieszka z Adalbertem, to widywałaby
się z nim rzadziej, a tego nie chciała.
Trzy wieczory w tygodniu spotykała
się z matką Jamesa oraz matką Katheriny i uczyły ją, jak poradzić sobie z
drobnymi obrażeniami. Gdyby wcześniej nie znała Caroline Parkes, to miałaby
teraz o niej naprawdę dziwne zdanie, chociaż jej zachowanie trochę tłumaczyło
to, jaka jest Katherina. Wzdrygała się na samą myśl o tym, jak matka jej
przyjaciółki rozcinała sobie rękę, czy nogę, a ona miała za zadanie zamknąć
rany.
Doceniała to, że z początku była
obok niej Dorea, która mówiła jej co ma robić. Czasami musiała ją cucić, bo
jednak widok krwi nadal ją przerażał. Drobne rany już nie były jej straszne,
ale czuła strach na myśl o tym, co będzie dalej. Czy Caroline Parkes zacznie
sobie łamać kości dla dobra jej nauki?
Miała nadzieję, że nie.
Zaczynała wierzyć w zapewnienia
Adalberta, że kiedyś będzie naprawdę szczęśliwa.
Spojrzała na zebranych w salonie
członków Zakonu Feniksa i skupiła się na tym, co mówi Moody. Nadal nie mogła
się przyzwyczaić do jego dziwnego, magicznego oka na pasku. Już nie wyglądał
jak pirat z bajek. Niebieskie oko dziwnie poruszało się w oczodole i gdy
czasami złapał ją na gapieniu się, to miała wrażenia jakby czytał jej w
myślach. Syriusz uspokoił ją i wytłumaczył, że auror dzięki nowemu oku może patrzeć
przez ściany, własną głowę i peleryny niewidki. Parsknęła śmiechem, bo przez
chwilę zastanawiała się, czy widzi to, co się ma pod ubraniem. Zaczerwieniła
się, bo kilka osób spojrzało na nią sceptycznie. Mruknęła pod nosem
"przepraszam" i dalej starała się słuchać aurora.
Podobno jeden z magów Wizengamotu
od kilku dni nie dawał znaku życia i nie wykluczono, że mógł zostać porwany,
albo nawet zabity.
Znaleziono też ciało jakiegoś
charłaka i to w strasznym stanie. Wydział Istot potwierdził, że to sprawka
wilkołaka. Kątem oka zerknęła na Remusa. Zrobiło jej się przykro, kiedy pobladł
i kropelka potu spłynęła mu po skroni. Nie wiedziała, czy znalazł już tworzące
się stado, ale od Jane wiedziała, że donosy o wilkołakach pojawiały się
częściej niż w ciągu ostatniej dekady.
Charlus zaczął mówić o Francuskiej
Najwyższej Szysze, kiedy przed Moodym pojawiła się nagle srebrzystobiała
poświata. Kształtem przypominał patronusa Paula, ale Parkes był obecny na
zebraniu, więc to nie mógł być jego cielesny patronus.
– Atak ośmiu olbrzymów na wyspie Skye, największa aktywność w okolicach
góry Glamaig i ... – Usłyszała jak ryś przemawia męskim, głębokim głosem i
zrobiło jej się słabo. Chwyciła Katherinę za dłoń, mając nadzieję, że się
przesłyszała. Spojrzała przerażona na Adalberta.
– ...Portree... – Powiedziała głośno
przez zaciśnięte gardło razem z patronusem. Czuła, że ręce zaczynają jej drżeć
z przerażenia.
– Aurorzy, do mnie! Teleportujemy
się do Portree! – Zagrzmiał Moody, a ona przez łzy obserwowała jak z salonu
szybkim krokiem wychodzi Szef Biura Aurorów, Charlus i Dorea Potterowie, bracia
Prewett, Edgar, Leven oraz pan Fenwick.
– Proszę o spokój! Najlepiej
będzie, jak pozostaniemy w Kwaterze, dopóki nie dostaniemy nowych informacji! –
Dumbledore musiał pomóc sobie różdżką, bo po wyjściu aurorów wybuchła wrzawa.
Adalbert przecisnął się do niej i prawie wyrwał ją z uścisku Katy.
– Miałeś wizję? – Brunet pokręcił
głową i widziała, że jest mocno wzburzony. Pionowa zmarszczka utworzyła się na
jego czole, pomiędzy brwiami. Spojrzał na kogoś ponad jej ramieniem. – Bert...
Twoja...
– Wiem, Jess! – Mruknął ostro i
zrobił przepraszającą minę, ale nie poczuła się urażona jego szorstkością. –
Zostań tu.
– Co?
– Muszę sprawdzić, co z mamą,
skarbie. – Pogładził jej policzek zmartwiony. – Nic mi nie będzie. Obiecuję.
– Adalbert! – Rzuciła hardo i
ruszyła za nim przez salon. Przeklęła, gdy czyjeś silne ramiona oplotły jej
talię i skutecznie zatrzymały w salonie.
– Przestań się wyrywać! –
Usłyszała uparty głos Syriusza, ale i tak próbowała się wyrwać. – Da sobie radę
i obiecał ci, że nic mu się nie stanie. Co, jak co, ale wodolejstwa nie można
mu zarzucić!
Uspokoiła się i postanowiła, że
przez najbliższy czas będzie go obrzucać nieprzychylnym spojrzeniem. Puścił ją,
ale stał przy jej prawym boku i trzymał pod ramię, jakby bał się, że znów
będzie próbowała się wyrwać. Katherina stanęła po jej lewej stronie i wlepiła w
nią zaniepokojone spojrzenie.
– Nie mogę uwierzyć, że tak tu
stoicie i nie ciągnie was do tego, żeby tam się teleportować! – Cay pokręciła
głową z niedowierzaniem. Gdzie się podziała ta dwójka osób, która jako pierwsza
wybiegła z pubu Pod Trzema Miotłami, gdy śmierciożercy napadli na Hogsmeade?
Usłyszała, jak James pyta, czy wszystko w porządku i jego też obdarzyła
nieprzychylnym spojrzeniem.
– Prawdopodobnie jest tam
większość aurorów, Jess. – Powiedział cicho Black i zrobiło jej się trochę
przykro, bo chyba poruszyła czułą strunę, i brzmiał na urażonego. – Gdybyśmy
się tam pojawili nagle, nawet tam nie mieszkając, to moglibyśmy mieć problemy
na kursie.
– Musimy słuchać dowództwa, a
Moody zwołał tylko aurorów, a my nimi jeszcze nie jesteśmy. – Parkes położyła
dłoń na jej ramieniu, jakby chciała ją uspokoić. – Chodźmy do mnie...
– Nie. – Cay pokręciła głową. –
Zostańmy tutaj. Będziemy na miejscu. Och, nie...
– Co się stało? – Zapytała Lily,
bo nagle zdała sobie z czegoś sprawę i nie podobało jej się to.
– Pani Malodora nie wie, gdzie
jest Kwatera. Bert jej tu nie przyprowadzi, o ile wszystko z nią... – Zaczęła
na nowo panikować. Co jeśli ucierpiała? Jeżeli atak został przeprowadzony od
strony góry Glamaig, to prawdopodobne, że coś mogło się stać, bo przecież dom
McSweeney'ów był położony w południowej części Portree. Czuła wyraźnie silne
dłonie Syriusza na swoich ramionach, gdy posadził ją na krześle. Nadal ją trzymał,
chyba dla pewności, że nie zerwie się z miejsca i nie wybiegnie z Kwatery, żeby
teleportować się do Portree. Pieprzony
Bert! Powinnam być tam z nim!
– Będzie dobrze, Jess. – Zapewnił
ją Remus i kucnął obok jej kolan. Spojrzała w jego spokojne zielone oczy,
zaczęła oddychać miarowo, żeby się uspokoić. Ciężko jej to przychodziło, bo
rozmowy członków Zakonu Feniksa były dla niej zbyt przytłaczające. Zamknęła
oczy, mając nadzieję, że w czymś to pomoże i po kilku minutach przyzwyczaiła
się już do szmeru rozmów. Czuła się jakby wpadła w stan półsnu. Miała
świadomość tego, co się wkoło działo, ale jednak odleciała.
Nie wiedziała ile czasu minęło,
ale ktoś powiedział coś głośniej i poderwała głowę wyrwana z tego stanu.
Rozejrzała się po salonie, bo nagle wszyscy ucichli. Przy drzwiach do jadalni,
obok Dumbledore'a stała Dorea Potter i coś mu szeptała, a oni czekali na jakieś
informacje.
– Gdzie twój ojciec? – Zapytała
Katherinę, która siedziała na krześle obok niej. Wyglądała na bardzo zmęczoną.
– Półtora godziny temu miał pilne
wezwanie z Ministerstwa. – Wyjaśniła jej szeptem.
– Ile...? – Zaczęła formułować
pytanie, ale Parkes zrobiła tylko "cii" i pokazała jej trzy palce. Trzy godziny! Na gacie Merlina! Przekimałam
trzy godziny, kiedy olbrzymy rozpieprzały moje miasteczko! Znowu zaczęła
panikować, bo kiedy się rozejrzała, to nie zobaczyła McSweeney'a. Wlepiła wzrok
w panią Doreę i miała nadzieję, że w końcu zabierze głos, i powie im, co, do
cholery, tam się stało. Skubała skórki przy paznokciach i przygryzła dolną wargę.
Czekała, a nienawidziła czekać.
Wreszcie ta szeptana rozmowa
skończyła się i dyrektor Hogwartu zwrócił się w ich stronę.
– Aurorzy poradzili sobie z
olbrzymami i teraz oceniana jest skala zniszczeń! Wracajcie do domów! Zapewne
wielu z was dostanie jutro pilne wezwania do pracy, bo została złamana Klauzula
73, Międzynarodowego Kodeksu Tajności Czarów! Możliwe, że następne spotkanie
odbędzie się szybciej, także czekajcie na informacje! Możecie już wracać! –
Ostatnie zdanie powiedział już normalnym, niepodniesionym tonem głosu. Mocno
zdziwiła się, kiedy nikt nie zaczął wypytywać o szczegóły tego ataku.
Członkowie Zakonu żegnali się ze sobą i dość szybko opuścili salon.
– I co teraz? – Zapytała
roztrzęsiona, a Katherina ścisnęła jej dłoń.
– Teraz zajmiemy kanapę, bo jest
wygodniejsza. Chcesz coś do picia? – Zapytała ją i kiwnęła głową. Jane i Paul
wyszli do kuchni, zaraz za Doreą i Dumbledorem, a oni zajęli wolne kanapy oraz
fotele. Po chwili Elliot i Parkes wrócili z dwoma tacami. Poczuła przyjemny
zapach kawy, gdy postawili tace na stoliku.
– Gdyby nie to, że jednak mamy do
czynienia z atakiem na całe miasteczko, to pomyślałbym, że masz wyjątkowego
pecha, Jess. – Powiedział cicho Black, a ona wydała z siebie dźwięk, który miał
tylko przypominać śmiech. Od pojawienia się tego patronusa, miała ochotę
powiedzieć, że ma pecha, ale jednak to nie dotyczyło tylko jej i nie chciała
zabrzmieć zbyt egoistycznie. Pomyślała o ostatnich dwóch miesiącach, które
zdecydowanie były lepszym czasem i o tym, że od trzech dni czuła, że faktycznie
wszystko jest w stanie się ułożyć, i tak jak obiecywał jej Adalbert, kiedyś
będzie szczęśliwa. Prędzej czy później. Los jednak kolejny raz zapewnił ją, że to
będzie później. Byle nie za późno.
– Zawsze musi coś się spieprzyć.
– Mruknęła to do siebie, ale Katherina, która nadal trzymała jej lewą dłoń
niechętnie pokiwała głową. Upiła łyk kawy i ścisnęła mocniej palce
przyjaciółki. Dalej siedzieli w milczeniu i po upływie jakiś kilkunastu minut,
Jane i Paul wstali. Blondynka wytłumaczyła, że pewnie jutro oboje dostaną
wezwanie z Ministerstwa, i kiwnęła głową ze zrozumieniem.
Lily przysypiała w objęciach
Jamesa, Remus przymknął powieki, ale po jego zmarszczonym czole poznała, że nie
śpi. Katy uspakajająco gładziła jej dłoń, a Black po raz kolejny udowodnił jej,
że jest idealnym kompanem do picia. Nieważne, że to tylko kawa.
Skrzywiła się, kiedy Rogacz
zachrapał. Zaczęła im współczuć, bo rano pewnie on i Evans będą strasznie
obolali. Nie było sensu, żeby czekali razem z nią na McSweeney'a.
– Idźcie spać. – Wyszeptała do
Lily, gdy Potter zachrapał głośniej i przebudziła się. Przyjaciółka zmrużyła
oczy, jakby miała światłowstręt i pokręciła głową.
– Poczekamy. – Zapewniła ją, ale
po chwili czekania, jej powieki znów się zamknęły.
Nie wiedziała ile czasu minęło,
kiedy usłyszeli ciężkie, zmęczone kroki na korytarzu i do salonu wszedł Bert.
Podniosła się z kanapy i szybko zaczęła go lustrować spojrzeniem, czy nie
odniósł jakiś obrażeń. Zauważyła jedynie zadrapania na dłoniach oraz kurz we
włosach i na ubraniu. Wyraz jego oczu nieco ją przeraził, ale miała pewność, że
nic się nie stało jemu, ani pani Malodorze. Widocznie skala zniszczeń musiała
być duża, bo nadal milczał i wyglądał na udręczonego.
Podeszła do niego i odetchnęła z
ulgą dopiero wtedy, kiedy mocno się w nią wtulił. Głaskała uspokajająco jego
włosy, dopóki nie westchnął ciężko i odsunął się od niej minimalnie.
– To było straszne, Jess.
Wszędzie latały głazy wielkości tłuczków i trochę większe. Niektóre domy są
całkowicie zniszczone, niektóre mniej... Nasz dom jest podziurawiony w kilku
miejscach, ale jakoś się trzyma. Mama schowała się w schronie i tak
przeczekaliśmy najgorsze. Kiedy się uciszyło wyprowadziłem ją i udało nam się
teleportować do ciotki. Nic się jej nie stało, ale czekałem aż się uspokoi i
zaśnie, dlatego tak długo to trwało. Ciotka upiera się, żeby mama została z nią
w Edynburgu. – Głos miał trochę zachrypnięty i pogładziła go po policzku, gdy
dostrzegła pionową zmarszczkę na jego czole. – Wróciłem do Portree, żeby
chociaż trochę naprawić szkody, ale byli już urzędnicy z Ministerstwa i nie
można nic zrobić, bo muszą najpierw zająć się modyfikacją pamięci. Wersja dla
mugoli, to silne wybuchy w pobliskich kamieniołomach. Odłamki skał poleciały za
daleko i stąd te zniszczenia.
– Bert... – Spojrzała na niego
zmęczona, smutna, znowu bezdomna. – Gdzie my się podziejemy?
– Zostajecie tutaj. – Usłyszała z
tyłu stanowczy głos Syriusza i obróciła się do niego. W oczach miała łzy
wzruszenia. Black uśmiechnął się trochę niemrawo, kiedy podszedł do
niej i położył dłonie na jej ramionach. – Chodź, Jessie. Pokażę wam wasze nowe
sypialnie. Resztą zajmiemy się rano.
O słodki jezu w morelach!
OdpowiedzUsuńIle emocji w jedbej notce?! To na prawdę byla bomba!
Najpierw mój maly, slodki Remus, cudownie prowadzisz jego watek u bardzo mi sie podoba ta jego relacja z Dagny, jestem ciekawa jak to dalej pojdzie i co z tego wyniknie. Bardzo minsie podoba, ze chce uczestniczyć w tworzeniu sie stada, ale z drugoej strony zgadza sie z Dagny i podchodzi do tego racjonalnie. W ogole mogłabym jeszcze o nim pisać, ale to co wydarzyło sie dalej... O kurde, kurde, kurde...
Jess to taka troche niegrzeczna dziewczynka widzę, ale generalnie bardzo na plus. I w ogole te jej metafory potem. Smialam się w pociągu jak debil, dobrze, że nikt nie patrzył :D szkoda mi jej i tej akcji z ataloem na miasteczko, w ogóle jest pewnie nnostwo rzeczy, które mogłabym jeszcze onniej powiedzieć, ale muszę przejść do najważniejszego...
Jeslo wcześniej powiedziałam, że trochę szkoda, ze Lily wraca z Rosji to wycofuje wszystko. Co do joty! Czytałam fragment, który jej dotyczył z uśmiechem nastolatki, ktora chowa sie przed bracmi z tym, że ogląda komedie romantyczne 😂.
Ta scena jak wraca i zastanawia się jak ja powitaja sztos! Chyba jedna z lepszych Twoich scen takich opisowych, nie bedacybę akcją. James i Lily i narzeczenstwo, cudownie <3. Brakowało mi tylko pierścionka, ale tak jak podejrzewałam zadbalaś o ten szczegół. To bylo mega, przez tę scenę nie umiałam sie juz na niczym innym skupić, serio!
Jeszcze urzekł mnie ten fragment z listem od Katy. Bardzo fajnie to zrobiłaś, balam się, że skradnie Lily przedstawienie, ale wyszło mega (jak ja duzo razy uzylam tutaj słowa mega) :)
Jutro (dzisiaj przez to opóźnienie już nie dam rady) powysyłam Ci trochę błędów i wtedy moze wypowiem się o innych rzeczach, bo teraz ta akcja z Lily i James przesłoniła mi wszystko (miałam ochote juz w trakcie pisac komentarz).
Na dzisiaj to tyle!
Ściskam mocno i do siebie zapraszam niestety dopiero po sesji :(
Miałam odpowiedzieć jutro, ale nie mogę się powstrzymać ;P
UsuńDo Remusa mam już zaplanowane w 100% jak będzie wyglądał jego najbliższy rok, także będzie się działo.
Hmm... Czy on chce brać udział w tworzeniu się stada? Niekoniecznie. Fakt, jest bardzo zaciekawiony, jak to wszystko wygląda, ale jednak musi pamiętać, że to misja :)
Jess jest niegrzeczna, ale w taki uroczy sposób :) Jednak robi i będzie robiła kilka rzeczy, które nie do końca do niej pasują, ale w tym wszystkim jest taka urocza :D
Co do jej metafor, to znasz kilka przyszłych tekstów, którymi nas uraczy :D
Ale szczerze powiem, że zgłębiając wiedzę na temat Fatalnych Jędz, dotarłam do piosenki, którą opublikowała Rowling. Piosenkę w fandomie wykonywała Celestyna Warbeck i ma tytuł: You Stole My Cauldron But You Can't Have My Heart.
Dotarłam również to tłumaczenia i pierwszą myślą było, że "ukradłeś mój kociołek" to metafora utraty dziewictwa... Cóż... Za drugim razem odniosłam wrażenie, że "ukradłeś mi kociołek" nie jest metaforą, a dosłownym przekazem, że ktoś komuś ten kociołek naprawdę buchnął :P
No ale stwierdziłam, że taki tok rozumowania bardzo pasuje do Jess :D
Cieszę się, że jesteś #teamLily i jesteś rada z jej powrotu :D Cała aż promieniujesz! :P
Bardzo jestem dumna z tej sceny. Jest trochę romantyczna, lekka, niepoważna, ale zrobiła się moją ulubioną, napisaną przeze mnie, sceną :D
Czekam na te błędy, bo wiem, że są :) Prosiłam Cię, żebyś później mi to powysyłała, bo chciałam zobaczyć Twój komentarz zaraz po przeczytaniu.
Zawsze wysyłasz mi błędy w trakcie czytania i potem jak patrzę na Twój komentarz, to mam wrażenie, że jesteś zawiedziona ilością błędów :D
Ucz się, Dziecino!
Ja już po sesji, ale jeszcze sprawy z magisterką trzymają mnie jedną nogą na studiach :)
Czekam na jutro w takim razie!
Misie Tulisie <3 <3
Okej, wszystkie błędy, które dojrzałam zostały Ci już wytknięte, więc teraz tylko dokończę komentarza:
UsuńZnowu miło mi się czytało ten fragment z Jamesem i Lily, na serio, prawdziwa, zakochana para, ale dzisiaj już bardziej zwróciłam uwagę na innych.
Wrócę jeszcze na chwilę do Remusa. Strasznie smutny jest jego los, bycie wilkołakiem tak wiele mu zabiera, a przecież jest taki szalenie zdolny. Widać, że stara się z tym pogodzić i chyba nawet przyjął to, co niesie mu życie, ale dalej jest to piekielnie smutne. A to taki fajny, szarmancki, inteligentny facet. I bardzo rozsądny, to wszystkiego podchodzi z zimną krwią, stara się nie tracić głowy, trzymać planu i robić wszystko jak należy.
Katy, znowu super obowiązkowa i wzorowa przyjaciółka. Brakuje mi trochę więcej akcji z nią, a nie takiego trochę potrzebnego pitu pitu (bo w gruncie rzeczy na razie nic o niej nie ma takiego jak o innych, a mega się do niej przywyczaiłam), ale mam nadzieję, że niedługo zaspokoisz moją ciekawość.
James i Syriusz to typowi oni, i dokładnie tak ich widzę, więc poza tym, że chcę ich więcej (jak każdego zresztą) to nic więcej nie powiem.
Jess ma przekichane. jest taka urocza, trochę roztrzepana, trochę odważna, trochę poważna, a trochę na bakier ze wszystkim. Bardzo mnie zaintrygował ten fragment, że prędzej czy później wszystko się ułoży, oby tylko nie było za późno. Za późno na co?
Ty to umiesz napięcie budować.
Dobrze opisałaś to ich przyjacielskie wsparcie i chęć czekania z Jess w tak trudnej dla niej chwili, to jak próbowali ją powstrzymać, i jak mogą na siebie liczyć. Doceniam takie małe gesty.
Cóż jeszcze mogę powiedzieć... więcej wszystkich, a szczególnie Willa (bo ani wzmianki o nim!)
Jak zawsze umiesz prowadzić akcję, i gdyby nie te drobne błędy to było by perfekto.
Wracam do nauki na toksy i farmę.
Pozdrawiam <3
P.S. A Adalberta dalej nie lubię.
Adalberta to ty polub lepiej. Tylko on trzyma Jess w kupie. Gdyby nie on, to dziewczyna posypałaby się.
UsuńNie będę spoilerowała Ci, ani nie będę rzucała sugestii, bo chcę powoli to wszystko budować i rozwijać ;) Więc czekaj :D
Wiem, że mało jest teraz Katheriny, ale tak naprawdę to nic się nie dzieje. Mocno się uspokoiła, jest przykładną kursantką, nie dostaje misji... Zakupuje się też we własnych przemyśleniach i zrobiła się skryta. To potrwa jeszcze z osiem lub dziesięć miesięcy i stanie się coś, co nieźle ją wytrąci z równowagi, i będzie jej zdecydowanie więcej :) Tylko cierpliwości :)
Jednak spotkanie drugiego wilkołaka trochę skłania Remusa do przemyśleń kim tak naprawdę jest.
O mamo... Ty mnie chyba zabijesz za to, co szykuję dla niego. :D
Will będzie w przyszłym rozdziale, więc czekaj do 30 czerwca :D
Dzięki za wytknięcie tych błędów :D Już je poprawiłam.
Powodzenia w nauce! :*
Kobieto, ja Cię zabiję! Uczę się od rana, a żeby nie zwariować co 30 stron pozwalam sobie przeczytać jeden fragment Twojej notki w nagrodę... a Ty co? Robisz mi tu zaręczyny w środku rozdziału!!! Jak ja mam teraz wrócić do nauki?!!
OdpowiedzUsuńDrama
Ps. Komentarz zostawię, jak przeczytam całość xdd
Hahaha 😂
UsuńPoczekaj z tym zabijaniem... chociaż tak, żebym opowiadanie zakończyła 😃
Trzymam kciuki za egzaminy i kolokwium.
Jak je napiszesz to DOPIERO wtedy zrób sobie nagrodę: przeczytaj całość i zostaw opinię ☺️
A za to, że masz we mnie takie wsparcie, to wstawcie coś szybko, jak tylko skończy się sesja ;)
kciukam! ❤️
No wreszcie mam chwilę oddechu :D a więc jestem. Po pierwsze to tą notkę kompletnie zdominował wątek Jamesa i Lily. Czytając do końca już nie mogłam skupić się na niczym innym. Byłam pewna, że Lily z tym gadaniem "jako przyjaciółka" skończy, kiedy tylko go zobaczy - i nie zawiodłam się na swojej intuicji :) ten moment, kiedy wpadła mu w ramiona był przeuroczy, aż się łezka zakręciła w oku! W tym momencie, kiedy Jamesowi wyrwało się to pytanie, chłopak pewnie już obmyślał, jak się z tego wycofać i obrócić wszystko w żart. Nie wyobrażam sobie jego zdumienia na odpowiedź, nawet pomimo opisu ;) ależ dużo szczęścia tego dnia dla wszystkich przyjaciół. Ten rozdział jest totalnie i niepodzielnie Jamesa i Lily, więc nie ma co odbierać im blasku jupiterów, wspominając w komentarzach o kimś, kogo namiętnie oceniam od jakiegoś czasu pod każdym wpisem (czyt. Jess). Tylko jedna sprawa - Remus i jego pomału rodzący się romans? Tak bardzo bym tego chciała... brakuje mi trochę ich rozmów na tematy osobiste, niezwiązane z misją. Takiego lepszego poznania tej kobiety, bo ona mnie intryguje. Chciałbym sama ją ocenić, nie polegać tylko na odbiorze jej osoby przez Lupina.
OdpowiedzUsuńDobra, ja muszę lecieć, bo sesja nie daje mi ani chwili wytchnienia ;.( czekam na następne wpisy, z przyjemnością przeczytam w przerwie od nauki xd pozdrawiam serdecznie ❤
Drama
Ps. Cóż za zbieg okoliczności, u nas też Syriusz od zawsze był najlepszy w oklumencji i legilimencji xd to musi wynikać z jego charakteru i tego, że ma dużo do ukrycia - nie ma innej opcji :D
Jak się cieszę, że Cię widzę!
UsuńNawet nie wiesz z jaką niecierpliwością wyczekiwałam komentarza od Ciebie.
W ciągu dnia zbierałam się trzy razy na odpisanie, ale dopiero teraz mam czas na spokojne zebranie myśli :)
Zdecydowanie rozdział zdominowany przez Lily i Jamesa.
Chyba tylko powrót Katheriny do Williama mógłby odwrócić od nich uwagę (spokojnie, tylko żartuję 😁).
Co do Dagny i Remusa, to na pewno nie wprowadzę sceny z jej perpspektywy. Wszystko w tym temacie będzie z punktu widzenia Lupina (informacje o niej tak samo), więc wiadomo o niej tyle, ile ona sama od siebie daje. Ten wątek jest już dokładnie przeze mnie przemyślany, w głowie mam nawet większość dialogów. Romansu małego nie wykluczam. W tej kwestii zrobiłam sobie drzwi otwarte i stwierdziłam, że zobaczę, co będą chcieli czytelnicy. Póki co, większość jest za, więc poważnie myślę nad tym, żeby ich znajomość przeskoczyła na wyższy poziom.
To będzie dopiero w 45, ale zdradzę Ci już teraz.
Łapa niezbyt radzi sobie z oklumencją. Jest to po prostu plotka, która jest po to, żeby jednak umocnić zdanie, że jest zdrajcą :)
Następny rozdział pewnie wstawię 27 czerwca, więc to pewnie będzie juz końcówka sesji.
Trzymam mocno kciuki (za Ciebie i Furię), żeby wszystko się udało, no i czekam na rozdział u Was :)
Buziam! ❤️
Droga SBlackLady,
OdpowiedzUsuńTen rozdział w końcu przyniósł taki ogrom radości, że nie sposób się powstrzymać od komentarza :) Rozdział w którym paczka się rozstawała sprawił, że uroniłam łzę, wyobraź więc sobie jakie szczęście wtargnęło do mojego serca gdy przeczytałam w poprzednim rozdziale kursywą "Wracam!" :)
Pochłaniam twoje opowiadanie hurtem od kilku dni i jestem zupełnie urzeczona. Chciałam zostawić komentarz dopiero pod ostatnim wpisem, ale ten rozdział był tak niesamowity, że nie mogę się powstrzymać :) mam wrażenie, że rozmiar mojej radości z zejścia się Jamesa i Lily jest co najmniej tak ogromny jak u Katy :D
W każdym razie, nie chcę Cię tu męczyć długimi komentarzami pełnymi słów zachwytu, albo marudzeniem na jakieś drobne błędy, tylko chciałam dać znać że jest kolejna osoba, która z zapartym tchem czyta i podziwia twoją pracę i będzie z niecierpliwością oczekiwać na dalsze rozdziały :D A tymczasem wracam do czytania, żeby się dowiedzieć co to za petarda! ;)
Pozdrawiam i życzę weny, Elizabeth
Nawet nie wiesz, jak Twój komentarz poprawił mi dzisiejszy dzień!
UsuńPrzyznam, że ja płakałam, gdy się rozstawali, więc z tego rozdziału mam wielką radochę! :D
Cieszę się, że się cieszysz i jest mi bardzo miło na serduszku, że tutaj trafiłaś i spodobało Ci się opowiadanie :)
Nie mogę się doczekać, co przyniosą kolejne rozdziały i komentarze (bo jak widzisz wyżej, uwielbiam interakcji z Czytelnikami :D)
W sumie, to petarda była rozdział temu, kiedy Lily dowiedziała się, że jednak wraca, a bomba to niewątpliwe ten rozdział, no bo kurczę, zaręczyli się! :D
Ale nie ukrywam, że w *44* też dzieje się coś "większego".
Jak zauważysz jakieś błędy, to pisz, na pewno poprawię, albo odniosę się do nich, bo niektóre popełniam celowo :)
Dziękuję za miły komentarz i poprawę tego dnia :)
Pozdrawiam cieplutko! <3
Jeszcze jeden komentarz ode mnie dzisiaj :D
OdpowiedzUsuńJa mam nadzieję, że mogę ufać Dagny, że wróci… I że nie wyda Remusa. Niby nie wie za dużo, ale mimo wszystko. Ale pocałunek?! Wow! Tego się nie spodziewałam! Ale nie. Wciąż ich nie shippuję XD
Było tak dużo Lily, że aaaaaaaaaaach *_* Rozpływam się! ZARĘCZYLI SIĘ OMFG OMFG OMFG! Aż mnie oczy zapiekły! Udało mi się nie popłakać, ale byłam naprawdę blisko! A James takie różne scenariusze pisał dla zaręczyn! :D :D :D
I ZGODZIŁA SIĘ AAAAAAAAAAAAAAA!
Przez pół rozdziału się szczerzyłam do monitora, a przez drugie pół śmiałam, zwłaszcza podczas czytania listu Katheriny do Dorcas :D I jeszcze hasło powitalne Jessici na widok Lily! :D Aaaaaaa! Boziu, dziewczyno!
Boże drogi, aż nie wiem, co mam jeszcze powiedzieć, taka jestem szczęśliwa <3 :D *_* <3 *_* :D <3 <3 :D *_*
Cieszę się, że mamie Berta nic się nie stało. No i zaczyna się coraz więcej dziać, to na plus :D
Wrócę tu jutro po kolejną dawkę emocji <3
Dobranoc! :*
W takim tempie, to do 50 do końca tygodnia? :D
UsuńCo do Dagny, to nieee... Bronię się mocno, żeby nie skomentować! :D
Szczerze powiem, że sama nie planowałam zaręczyn Lily i Jamesa, więc w pewnym sensie też byłam zaskoczona, ale wait... To takie w jego stylu! :D
Ja się teraz szczerzę do Twojego komentarza :D To zdecydowanie mój ulubiony rozdział, także cieszę się, że dostarczył tyle emocji :D
Czekam na dzisiaj :D
Buziaki :*