Katherina
wpadła do gabinetu ojca i brała głębokie oddechy, bo czuła, że zaraz zacznie
histerycznie wrzeszczeć.
Odwróciła
się gwałtownie, słysząc westchnięcie matki. Zacisnęła zęby i spojrzała na ojca,
mając nadzieję, że jej wzrok oddaje to, jak bardzo czuje się zawiedziona,
rozgoryczona i wściekła równocześnie.
–
Co ja ci takiego zrobiłam?! – wrzasnęła, mając gdzieś, że jednak wyszedł jej
histeryczny wrzask. – Co ja ci, do cholery, takiego zrobiłam, że mnie tak
traktujesz?!
–
Katy, kochanie... – Spojrzała ostro na matkę, która zaczęła delikatnie do niej
przemawiać. Parsknęła, gdy Caroline powoli zamknęła drzwi i spojrzała w jej
oczy z troską. – Co się stało?
–
Co się stało?! – Blondynka prychnęła rozjuszona. Gwałtownie wskazała na ojca
ręką. – Od czego tu zacząć?! Może od tego, że nie miał prawa odmawiać Larsowi
mojej ręki! W ogóle nie miał prawa o tym decydować!
–
Robert! Przecież mówiłeś... – zaczęła jej matka z niedowierzaniem.
– I
tak było! – przerwał ojciec i zwrócił się do niej – nie dałem mu żadnej
odpowiedzi!
–
C-co? – zapytała zbita z tropu. Spojrzała podejrzliwie na mamę, a później na
tatę.
–
Lars zapytał o to ojca. Twierdził, że będzie grał w Lyonie i tam z nim
zamieszkasz, że będziesz tam bezpieczna, i wojna was nie dosięgnie. – Poczuła
uścisk w sercu, słysząc słowa matki. Przeniosła wzrok na ojca, który
przypatrywał się jej, jakby z obawą.
–
Co mu odpowiedziałeś? – zapytała oschle. Parkes milczał przez chwilę. Zdziwiła
się, gdy mama szturchnęła go i zrobiła ponaglającą minę.
–
Powiedziałem mu kilka słów o tym jaka jesteś i kogo potrzebujesz obok siebie.
Zapytałem czy jest takim mężczyzną i na tym skończyliśmy – powiedział i cofnęła
się o krok już totalnie zbita z tropu.
–
Powiedział, że mu odmówiłeś – powtórzyła słabym głosem.
–
Widocznie sam stwierdził, że nie jest dla ciebie – mruknęła jej matka pod
nosem, ale Katherina i tak ją usłyszała. Znów poczuła złość i spojrzała na ojca
z zaciętą miną.
–
Co mu dokładnie powiedziałeś? – spytała. – No mówże!
–
Nie przeginaj, Katy! – rzucił jej ojciec unosząc rękę, w ostrzegawczym geście.
–
Powiedział, że nie zrezygnujesz z kursu. Jesteś wojowniczką i potrzebujesz
kogoś, kto cię wesprze w walce – odpowiedziała jej matka. – I potem zapytał,
czy jest właśnie takim mężczyzną.
–
Nie rozumiem – jęknęła i zaczęła się śmiać histerycznie. – O co ci człowieku
chodzi? Przez prawie cztery lata niemal dostawałeś napadu epilepsji w temacie
kursu aurorskiego i nagle uważasz, że to świetny pomysł?
–
Katy, litości... Trochę szacunku! – upomniała ją Caroline, na co znów
parsknęła. – Naprawdę tak ciężko ci uwierzyć w to, że się martwimy?
–
Może ty, ale on?! – znów wskazała na ojca ręką, nawet na niego nie patrząc.
Czuła, że jak spojrzy, to się poryczy – Obrał sobie za punkt honoru, żeby mi
rzucać kłody pod nogi i wytykać wszelkie błędy! Nieważne, że dzieje się ze mną
coś dziwnego, co sprawia, że jestem naprawdę świetna! Nieważne, że i bez tych
mocy jestem jedną z lepszych na kursie, ale i tak znajdzie coś, żeby się
przyczepić! Nie jestem tam przez przypadek! Rozczula się nad pieprzonym
Williamem czy Paulem, a ja... A przypominam, że to ja wam przyprowadziłam Paula
do domu! Co ja, do cholery, mam jeszcze zrobić, żeby ci udowodnić, że się
nadaję! Mam dać się zabić?!
–
Wypluj te słowa – syknęła matka. Katherina zamilkła, czując, że przegięła i
przeniosła wzrok na dziwnie milczącego ojca. Otworzyła usta ze zdziwienia, gdy
dostrzegła, że jego ramiona drżą. – Robert...
–
Tato? – wyjąkała, widząc pierwsze łzy na jego policzkach.
–
Boję się... Po prostu się boję, że ktoś cię przyniesie całą we krwi, jak
Doreę... – wyszeptał i zakrył twarz dłońmi. Stała jak spetryfikowana i obserwowała,
jak mama obejmuje ojca. Rodzicielka posłała jej pełne bólu spojrzenie i
wreszcie zrozumiała.
–
Dam sobie radę – powiedziała cicho, czując wstyd za to, co wcześniej
powiedziała. – Tylko daj mi szansę.
–
Na pierwszej misji oberwałaś oszałamiaczem. To nie było żadne czarnomagiczne
zaklęcie, tylko oszałamiacz, który posłał cię na kilka dni do szpitala...
Jesteś odważna i waleczna, ale tak łatwo cię zranić – stwierdził ojciec i
prawie pękło jej serce, gdy usłyszała tak dawno niesłyszaną czułość w jego
głosie.
Pociągnęła
nosem i wytarła go rękawem.
–
Wiem, że to był tylko oszałamiacz – zaczęła drżącym głosem. – On mnie nie
zranił...
–
Katy? – zapytała jej matka z troską, gdy wybuchnęła głośnym płaczem.
–
To zaklęcie sprawiło, że... – znów zaczęła, ale zająknęła się, dławiąc łzami.
Ukryła twarz w dłoniach, tak jak przed chwilą zrobił to jej ojciec. – Ja wtedy
straciłam dziecko. Byłam w ciąży.
–
Na brodę Merlina, o czym ty mówisz?! – sapnęła jej matka. Przez łzy nie
widziała dokładnie jakie mają miny. Spuściła głowę, czując, że się czerwieni ze
wstydu.
–
Byłaś... W ciąży? – spytał ojciec głosem, jakby wypranym z emocji. – Z kim?
–
Lekarze mi nic nie powiedzieli. – Usłyszała szept Caroline i podniosła głowę,
aby na nich spojrzeć.
–
Bo im zabroniłam – wyznała cicho. – Wiedziała tylko Jess, bo to ona... Zaczęłam
krwawić, a ona była przy mnie. Zorientowała się, że to poronienie.
–
Katy... Z kim? – zapytał ją ojciec po chwili milczenia.
–
Ja... – zaczęła drżącym głosem i znów opuściła głowę, nie chcąc kłamać im
prosto w oczy. – To nie było nic poważnego. Po prostu... Byłam trochę
zagubiona... To był jeden z uczniów Magicstadt.
–
Czy to był któryś z kolegów Williama? – Katherina prawie jęknęła, słysząc to
pytanie. Pokręciła głową, bojąc się, że jak otworzy usta to powie prawdę.
Drgnęła, gdy poczuła dłoń na swoim ramieniu i ponownie wybuchnęła płaczem,
kiedy rodzice otoczyli ją ramionami.
*******
Jane
spojrzała w lustro i wytarła spocone czoło oraz kark miękkim ręcznikiem.
Widziała w swoich dużych szarych oczach przerażenie.
Próbowała
wyrównać niespokojny oddech, ale nie udało jej się, bo znów poczuła nadchodzącą
falę mdłości.
Gwałtownie
opadła na kolana przy sedesie, aby zwrócić niedawno zjedzoną kolację.
Łzy
zapiekły ją w oczy, gdy wstrząsnęła nią fala torsji.
Kiedy
skończyła ponownie wstała i podeszła do umywalki. Kilka razy przepłukała usta
zimną wodą.
Dłonią
dotknęła brzucha, nie do końca wierząc, że im się udało.
Już
od kilku dni wiedziała, że jest w ciąży. Sądziła, że będzie się cieszyła,
tymczasem czuła niepokój i strach.
*******
Jess
w skupieniu słuchała tego, co mówi ojciec Jamesa na kolejnym zebraniu Zakonu.
Już
wcześniej dowiedziała się od Syriusza, że wybór Umbridge mocno pokrzyżował
plany Zakonu Feniksa. Nie wiadomo też było czy nowa Minister Magii jest
bezstronna, czy też sympatyzuje z poplecznikami Voldemorta.
Sprawowała
urząd przez dwa tygodnie i przez ten czas wydawało się, że postępuje jak
neutralna osoba.
–
Barty odmówił jej i zaproponowała posadę Starszego Podsekretarza Abraxasowi
Malfoy'owi. To on skompletuje ostateczny skład Personelu Pomocniczego –
powiedział Charlus i Jess się skrzywiła. Domyśliła się, że zapewne będzie się
on składał ze śmierciożerców czy sympatyków ideologii czystej krwi. – Ale dobre
wieści są takie, że Młodszym Asystentem jest nasz człowiek, Peter Pettigrew!
Cay
omal nie zakrztusiła się przełykaną śliną, gdy to usłyszała. Spojrzała na
Petera, tak jak pozostali członkowie Zakonu. Chłopak zaczerwienił się i
uśmiechnął nieśmiało.
–
Z zaufanych źródeł mamy informacje, że atak na ślubie Winsborn, to dopiero
początek czystek. Pamiętajcie o sprawdzaniu zaklęć ochronnych i wzmożonej
ostrożności. Jeżeli poczujecie, że jesteście w niebezpieczeństwie, to schrońcie
się tutaj, w Kwaterze – mówił dalej, ale przerwał, gdy usłyszał znaczące
kaszlnięcie ojca Katheriny. – Szczególnie przestrzegamy przed okresem blisko
pełni. Minister Magii podpisała nakaz wytropienia wilkołaków oraz pozwolenie na
zabicie ich, jeżeli będą stawiali opór. Jest pewne, że ataki wzmogą się,
dlatego w czasie pełni musicie zachować najwyższą ostrożność. Dopóki nie
wyczujemy Umbridge, nasza działalność będzie ograniczać się jedynie do
pozyskiwania informacji. Myślę, że w kwietniu powrócimy do stałych misji. Na
dziś, to chyba wszystko. Pamiętajcie o stałej czujności!
Jess
uśmiechnęła się lekko do mijającego ją Edgara Bonesa, który w pośpiechu
opuszczał salon.
Ostatnio
rzadko go widywała w Kwaterze, bo Cecile urodziła. Za każdym razem, gdy myślała
o ich córeczce czuła ciepło na sercu, bo dali jej na imię Victoria, tak jak mu
zasugerowała ponad rok temu.
–
Gotowa? – Wyszeptał do jej ucha Adalbert i kiwnęła głową. Ruszyła za nim do
jednego z pokoi na parterze, który zaadaptowano jako kolejny gabinet. W
ostatnim czasie już trzy takie pokoje nieco się zmieniły wystrojem. Nadal w
nich były łóżka i szafy na odzież, ale do wystroju doszło biurko oraz szafka w
której znajdowały się przybory piśmiennicze.
–
Cześć – mruknęła na przywitanie do Levena. Odpowiedział jej skinieniem głowy i
wskazał dłonią na dwa krzesła, więc razem z McSweeney'em zajęła miejsca.
– Coś
nowego od ostatniego sezonu? – zapytał Tobias, patrząc na Adalberta.
–
Dużo nowego – zaczął jej przyjaciel. – Rozrosło się i to do sporych rozmiarów.
Myślę, że jest większe z trzy, może cztery razy do tego, co było w listopadzie.
Jeśli chodzi o wyścigi jest więcej zawodników, a jeśli chodzi o całą resztę, to
przybyło grup objazdowych z pokazami zwierząt. Pojawiły się też gobliny, więc
to pewne, że kręcą tam jakiś interes.
–
Jak ci poszło? – spytał Leven.
–
Byłem trzeci, więc zakwalifikowałem się dalej. Jeszcze nie wiadomo, kiedy
kolejny wyścig – odpowiedział Bert, a ona poruszyła się niespokojnie.
Adalbert
tłumaczył jej, żeby była cierpliwa i obserwowała, bo w sumie ich zadanie na tym
polega, ale i tak się nakręciła. Teraz, słuchając słów Berta w głowie miała
tylko to, że praktycznie tam się nic nie dzieje.
–
Widzieliśmy Mundungusa – powiedziała nagle i zarumieniła się, gdy Leven
przeniósł na nią wzrok. Wyglądał na zaskoczonego i była pewna, że to dlatego,
iż się odezwała. – Fletchera.
–
Wiem o kogo chodzi – mruknął. – Mundungus działa dla Zakonu, więc nieraz go
spotkacie w takich miejscach, czy w szemranym towarzystwie.
–
Och – westchnęła i spuściła wzrok, rumieniąc się jeszcze bardziej.
–
Ale miej na niego oko. – Podniosła wzrok na Levena, gdy ten zwrócił się do
niej. – Dung akurat jest jedną z osób, którą musimy pilnować.
*******
–
Wszystko w porządku? – Katherina spojrzała na Syriusza i westchnęła w
odpowiedzi. – Ogólnie to wiem, że nie. Jak po wczoraj?
–
Przepraszam, że byliście tego świadkiem – powiedziała, krzywiąc się z
zażenowania. – Lars mi się oświadczył, powiedział, że tata się nie zgodził, a
jak wiesz, nie rozumiałam się z moim staruszkiem i jakoś tak wyszło. Ale teraz
już jest w porządku... Z wielką nadzieją, że będzie dobrze.
–
Zaręczyłaś się z Larsem? – zapytał po chwili i znów westchnęła.
–
To za wcześnie. Uniósł się honorem i mnie rzucił – wyznała cicho. – Spróbuję z
nim porozmawiać. Może jeszcze nie wszystko stracone?
–
Może – mruknął Syriusz i spojrzała na niego marszcząc brwi, bo nie spodobał jej
się ton jego głosu, ale zanim zdążyła zapytać, to James odchrząknął znacząco,
aby zwrócić na siebie uwagę.
–
Chyba już jesteśmy w komplecie – zaczął Potter, a Katherina odwróciła się i
zauważyła, że Jessica i Adalbert są znów w salonie. – Chcielibyśmy wam coś
powiedzieć.
Parkes
poczuła dziwny ucisk w piersi, kiedy James objął opiekuńczo Lily i spojrzał na
żonę z dobrze znanymi, figlarnymi ognikami w oczach oraz lekkim uśmiechem.
–
Postanowiliśmy wyprowadzić się z Kwatery! – oznajmił jej kuzyn radośnie i
dopiero, gdy mina jej zrzedła, zorientowała się, że uśmiechała się do nich
pogodnie.
Spojrzała
na Syriusza i dostrzegła, jak uśmiecha się, ale bynajmniej było to szczere.
–
Bo spodziewamy się dziecka! – dodała nieśmiało Lily, po chwili ciszy, jakby
bojąc się, że ta nowina zostanie przyjęta równie chłodno.
–
Stary! – krzyknął Black, nie kryjąc entuzjazmu. Tak, to było już szczere. Łapa
jako pierwszy zerwał się do gratulacji i szybko wyszedł z salonu. Parkes wstała
i nie spieszyła się do Potterów, bo przecież już dawno o tym wiedziała. Czekała
aż kolejka do nich minie i miała nadzieję, że jej wzrok nie pokazuje jej
prawdziwych odczuć.
–
Jeszcze raz gratuluję. – Uściskała delikatnie Lily i pozwoliła sobie na
mocniejsze przytulenie Jamesa. Na koniec klepnęła go w ramię. – Mam nadzieję,
że będziesz wpadał na poranne treningi.
–
Łapa mi nie przepuści – odpowiedział kuzyn i machnął na Syriusza, który wrócił.
Przed nim lewitowały dwie tace z dziesięcioma kieliszkami wina.
–
Dla ciebie, Ruda – powiedział brunet, wręczając Lily kieliszek z wodą.
–
Właściwie... – zaczęła Alicja, gdy jedna z tac zatrzymała się przy niej. – Ja
też poproszę wodę.
–
Och! – Katy odwróciła się w stronę Jess, która wyglądała na mocno zaskoczoną.
–
I ja też – mruknęła cicho Jane.
–
Co? – Usłyszała, jakby bezbarwny głos swojego brata.
–
Ja też jestem w ciąży, Paul – powiedziała nieco głośniej Jane i Katy poczuła
silny uścisk w piersi, kiedy blondyn po chwili porwał w ramiona swoją żonę.
–
Cóż... – zaczęła Jess ostentacyjnie podnosząc dwa kieliszki z tacy. – Ja nie
jestem, tak że wasze zdrowie!
*******
–
Wszystko w porządku? – Katherina drgnęła, kiedy usłyszała ciche pytanie, które
zadała Cay.
–
Tego wieczora już druga osoba mnie o to pyta – mruknęła, uśmiechając się do
przyjaciółki. Przesunęła się i zrobiła miejsce na schodku. Jess przysiadła obok
i podała jej do połowy opróżnioną butelkę z winem. Katy przyjęła ją i upiła
łyk.
–
Czuję się strasznie – wyznała nagle Szkotka. – Ale to pewnie nic w porównaniu z
tym, jak ty się czujesz.
–
Miałabym już ponad roczne dziecko – westchnęła Parkes. – Cieszę się ich
szczęściem...
–
...ale widzisz ile rzeczy ci mija – dokończyła za nią Jess i odebrała z jej
dłoni butelkę, aby pociągnąć kilka łyków. – Zawsze myślałam, że w wieku
dwudziestu lat będę miała chociaż narzeczonego.
–
Do końca roku jeszcze jest trochę czasu – rzuciła, siląc się na lekki ton. Cay
jedynie się skrzywiła.
–
Syriusz powiedział mi przed chwilą o Larsie – oznajmiła Jess, a Katy pokręciła
głową. Czasami miała wrażenie, że z całej paczki, to Syriusz najwięcej
plotkuje.
–
Mam nadzieję, że to się odkręci – mruknęła i to ona teraz odebrała przyjaciółce
butelkę. – Powiedziałam wczoraj rodzicom.
–
O czym?
–
Przecież wiesz.
–
Powiedziałaś, że to było Williama...
–
Nie – przerwała Katherina Jessice. – Rozmawialiśmy długo... O moim kursie, o
moim zachowaniu, o zachowaniu ojca... O tym wszystkim przed czym próbowali mnie
chronić... Jeszcze nigdy nie czułam się tak spokojna, a jednocześnie
przerażona, Jess. Odbyłam z nimi jedną z najszczerszych rozmów, a i tak ich
okłamałam. Merlinie, gdybym im powiedziała... Z jednej strony kusi mnie, żeby
im powiedzieć, bo wiem, że by cierpiał, ale z drugiej strony, to sprawa tylko
między mną a nim. Kiedy ja to przeboleję, Jess? Kiedy przestanę czuć zazdrość i
gorycz, gdy inni będą zakładać rodziny?
–
Możliwe, że to się skończy, jak sama założysz własną rodzinę... – odpowiedziała
Jess i westchnęła ciężko. – Przynajmniej taką mam nadzieję.
Parkes
spojrzała na Cay, która patrzyła przed siebie tęsknym wzrokiem. Oparła głowę na
ramieniu przyjaciółki, dodając tym samym i sobie, i jej otuchy.
Poczuła
ucisk w piersi i zamknęła oczy, zaciskając mocno powieki, aby zdusić rosnące
wyrzuty sumienia
*******
Było
coś dziwnego i uspokajającego w tym konkretnym dniu obserwacji Jessiki i
Adalberta.
Siedział
w kącie i prawie przysypiał, bo od dobrego kwadransa dwójka przyjaciół leżała
na zakurzonej podłodze i gapiła się w sufit.
–
Wymyśliłaś? – zapytał cicho Adalbert. Tobias poruszył się bezszelestnie i
wytężył słuch.
–
Nie... Chyba nie wymyślę, dopóki nie otworzę swojej części – westchnęła
dziewczyna. – A ty?
–
Rupieciarnia jest za zwykła...
–Zdecydowanie...
Może Graty u Berta? – spytała dziewczyna, ale sam dosłyszał w jej głosie nutkę
ironii. Po chwili zapiszczała jak mała dziewczynka i podparła się jednym
ramieniem, patrząc na McSweeney'a, a słowa, które powiedziała przepełnione były
czułością. – Chłopak z wizją.
–
Dziewczyna z marzeniami – odpowiedział brunet prawie natychmiast i oboje
parsknęli krótkim śmiechem. Obserwował uważnie, jak patrzą na siebie i poczuł
się nieswojo. To był intymny moment. Jeden z wielu, jakim był świadkiem.
Jessica
i Adalbert patrzyli na siebie pełnym zrozumienia wzrokiem, czasami ściskali swoje
dłonie.
Po
drugim takim momencie zaczął mieć wątpliwości, co do słuszności jego
rozumowania i dopuszczał do siebie myśl, że to Moody miał rację, każąc mu
odpuścić.
–
Jestem zmęczona, Bertie – wyznała cicho. – Mogłabym już otworzyć swój sklep...
–
Zakon da sobie radę bez twoich nazwisk, Jess. Masz teraz te wyścigi –
powiedział obejmując ją ramieniem.
–
To i tak za mało... Bycie idiotką weszło mi w nawyk i nawet nie wiesz, jaka to
harówka, żeby sprawiać wrażenie oderwanej od rzeczywistości, ale jednocześnie
być na tyle rozsądną, aby mieli ze mnie jakiś pożytek. – Musiał nieźle wytężyć
słuch, żeby usłyszeć co mówi dziewczyna, bo ramię Adalberta tłumiło nieco jej
głos. – Malkin ma wielu klientów i naprawdę mam nadzieję, że moje listy są dużo
warte, a pamiętasz jak wyglądały moje początki?
–
Ten butik to twoje marzenie... Odkąd pamiętam mówiłaś mi jak sobie to wszystko
wyobrażasz, a kiedy wreszcie masz sposobność, żeby go mieć, odkładasz to.
–
Z butikiem czy bez, kiedyś będę szczęśliwa, Bertie. Sam mi to przepowiadasz –
powiedziała i chociaż się uśmiechała, brzmiała smutno.
–
Wolałbym, żebyś była szczęśliwa z butikiem – mruknął McSweeney, a Cay podniosła
się do pozycji siedzącej i rozejrzała po wnętrzu.
Leven
poczuł ciarki, gdy jej żółte oczy prześlizgnęły się po kącie w którym siedział.
–
Ja wolałabym być w końcu szczęśliwa. Tylko tyle.
I
wtedy zdecydował, że najwyższy czas odpuścić.
*******
–
Wpaść po pracy? – zapytał Torin, kiedy skończyli się całować przed tylnym
wejściem do pracowni Madame Malkin.
– A
nie masz treningu? – odpowiedziała pytaniem i uśmiechnęła się, gdy spojrzał na
nią sceptycznie.
–
Znasz mój rozkład tygodnia lepiej niż ja sam.
–
Ktoś musi mieć do tego głowę... Poczekaj, aż zacznę wołać o pensję za bycie
twoją asystentką – zażartowała i spojrzała na zegarek na nadgarstku, i poczuła
ucisk w żołądku, gdy sobie coś uzmysłowiła. – O, Merlinie...
–
Jess?
–
Cholera... Jestem spóźniona – zaczęła mamrotać pod nosem – o, Merlinie... Muszę
wieczorem skoczyć do...
–
Hej, Jess, zwolnij trochę – powiedział ze śmiechem Leven i dziewczyna spojrzała
na niego, a obraz jej się trochę zniekształcił przez napływające łzy.
–
Przepraszam, ale właśnie coś odkryłam. Merlinie, nie wytrzymam do wieczora –
wyszeptała do siebie z podekscytowaniem. – Opowiem ci na pewno, ale jest tak
cholernie duża szansa, że się mylę, że nie mogę ci tego powiedzieć, skarbie!
–
Skarbie? – Zamrugała powiekami, gdy brunet powtórzył za nią pieszczotliwe
stwierdzenie, jakim go obdarzyła.
–
To z podekscytowania – odparła zawstydzona.
–
Och, rozumiem – mruknął i zarumieniła się, gdy dostrzegła jego złośliwy
uśmieszek. – Spóźniasz się.
–
Wiem! – żachnęła się i wspięła się na palce, by dać mu szybkiego całusa w usta.
– Widzimy się jutro!
–
Jasne! – odpowiedział i skierowała się do wejścia. – Jess?
–
Tak? – Odwróciła się.
–
Miłego dnia, kochanie!
*******
Godziny
wlekły jej się niemiłosiernie i już o dwunastej miała ochotę zamknąć sklep.
Poruszała się po lokalu chyba z prędkością najnowszego Nimbusa, bo miała
nadzieję, że to jakoś zagnie czasoprzestrzeń i nagle stanie się godzina
szesnasta, a ona wyjdzie, i od razu teleportuje się do Kwatery Głównej.
Dodatkowego
kopa miała też przez Torina, ale i tak doszła do wniosku, że gdyby facet nawet
jej się oświadczył, to i tak nie przyćmiłoby to jej odkrycia.
Spokojnie, Jess... Duże
prawdopodobieństwo, że to nie wypali. Może James i Syriusz już na to wpadli?
Spojrzała
na manekina Gustawa, jakby mógł rozwiać jej wątpliwości.
James
i Syriusz powiedzieli im chyba wszystko, co zostało ustalone w sprawie Remusa. Wiedziała
przecież nawet to, że Black odwiedził swojego młodszego brata, żeby ten coś
wywęszył.
Było
pewne, że chłopaki przekazali im wszystko, co wiedzą, więc istniało duże
prawdopodobieństwo, iż...
–
Jess! – Usłyszała wołanie madame Malkin i wychyliła głowę przez drzwi. – Idę do
Gringotta. Wyjrzyj na sklep i może odśwież nieco szaty.
–
Już się robi! – zapewniła i od razu zabrała się do roboty. Nie spieszyła się,
bo sprzątały regularnie i tylko niektóre z szat wymagały porządniejszego
otrzepania farfocli.
Ucieszyła
się, kiedy po kilkunastu minutach rozbrzmiał dzwonek przy drzwiach.
Odwróciła
się i zmusiła do uprzejmego uśmiechu.
–
Dzień dobry – przywitała się z Druellą Black i Eudorą Rosier. Odetchnęła z
ulgą, gdy obie kobiety odpowiedziały jej i nawet też uśmiechnęły. Od razu
ruszyły do części sklepu, gdzie mieściły się szaty dla dzieci. Zdziwiła się i
pchnięta ciekawością zadała pytanie, którego nienawidziła zadawać. – Może w
czymś pomóc?
–
Szukamy ubranka dla dziecka – odpowiedziała od razu Eudora Rosier. Wyglądała na
szczerze podekscytowaną.
–
Przepraszam za mą śmiałość, czy to pani Narcyza już urodziła? – zapytała, bo z
tego co wiedziała, to na tę okazję Mabel Malfoy zamówiła dwie dziecięce szaty.
–
Nie... Szukamy czegoś dla dziewczynki, a Cyzia spodziewa się chłopca–
powiedziała Eudora, jakby to było oczywiste.
–
Chcemy czegoś delikatnego, ale żeby miało w sobie zieleń szkockich traw –
wyrecytowała to pani Rosier, jakby cytowała jakiś wiersz i dobry humor Jess
prysnął w jednej chwili.
–
Zieleń szkockich traw? – zapytała siląc się na lekki ton. Szkocki akcent jednak
zdradził jej zdenerwowanie, ale panie, jakby tego nie zauważyły.
Oczywiście
Jess rozpoznała tę frazę, bo najpierw usłyszała ją od Oighrig, później Adalbert
wspominał ją kilka razy, aż w końcu nawet na Historii Magii mówili o tym, przy
etymologii nazwisk słynnych, czarodziejskich rodów.
–
Jak się nazywasz? – zainteresowała się Rosier.
–
Jessica Cay, jestem ze Szkocji – odpowiedziała, mając nadzieję, że ani Black,
ani Rosier nie słyszały o niej wcześniej.
–
To na pewno będziesz wiedziała czego oczekujemy dla dziedziczki Greengrassów –
powiedziała Cruella Black i Cay kiwnęła głową, i odwróciła się w stronę
wieszaków, żeby poszukać odpowiedniego ubranka, chociaż wątpiła, żeby było już
coś gotowego w odcieniach zieleni. Myślała, że kobiety odejdą usiąść, ale stały
za nią. – Mam nadzieję, że mała Dafne i mój wnuk połączą rodziny.
A więc Dafne... Dafne Greengrass.
*******
Poniedziałek
był dobrym dniem na naprawę błędów i Katherina żałowała, że nie może
wszystkiego załatwić z samego rana, tylko musi czekać na koniec zajęć w
Akademii.
Kiedy
wreszcie nastała czternasta powiedziała chłopakom, że musi odwiedzić jeszcze
Larsa i załatwić coś na Pokątnej.
Teleportowała
się do Fawley, przed dom Larsa i nawet nie zastanawiając się, jak to rozegrać,
podeszła do drzwi i zapukała kilka razy.
Otworzyła
jej matka chłopaka, która nie kryła zdziwienia.
–
Katherina! – Twarz kobiety rozjaśnił uśmiech i otworzyła szerzej drzwi, żeby
weszła. – Tak się cieszę, że jesteś... Może ty mu przemówisz do rozumu.
–
Co się dzieje? – zapytała i zaniepokoiła się, widząc kufer stojący w
przedpokoju. Obok niego, na kupce, leżało kilka pałek do gry w quidditcha.
–
Jest u siebie – powiedziała pani Fawley i Katherina weszła na piętro, kierując
się do pokoju Larsa.
–
Hej – mruknęła, pukając w otwarte drzwi. – Co robisz?
–
Segreguję ubrania – odpowiedział, nie odwracając się do niej. Rzucił jeden ze
swetrów na podłogę, a następny złożył i włożył do drugiego kufra.
–
Pakujesz się – stwierdziła cicho i oczy zaszły jej łzami. – Lyon?
Nie
odpowiedział, więc wzięła to za potwierdzenie.
–
Naprawdę nie chcesz tego ratować? – zapytała.
–
Nie ma czego – rzucił ostro. – Twój ojciec się nie zgodził.
–
Źle go zrozumiałeś – zaczęła miękko i powoli do niego podeszła. – Wiedział, że
bym się wściekła, gdyby udzielił konkretnej odpowiedzi. Powinieneś był zapytać
mnie.
–
Zrobiłem to, nie pamiętasz? – zakpił i odwrócił się do niej.
–
Tak, zapytałeś. W gniewie na mojego ojca. Nie o takich oświadczynach marzy
dziewczyna – starała się brzmieć spokojnie, bo widziała, że nadal jest zły.
–
Teraz chcesz? – spytał i nadal słyszała kpinę w jego głosie.
–
Dajmy sobie czas... Proszę – wyszeptała i dotknęła dłonią jego ramienia. – Szło
nam naprawdę dobrze, ale prawie pięć miesięcy związku to za wcześnie na taki
krok. Szczególnie teraz, kiedy wojna wisi w powietrzu i giną ludzie.
–
Szczególnie teraz powinno się podejmować takie kroki. Bylibyśmy we Francji... –
zaczął, a ona otarła spływającą łzę.
–
Nie bylibyśmy. Powinieneś mnie znać na tyle, by wiedzieć, że nie uciekłabym z
tobą – powiedziała smutno i podniosła rękę w uciszającym geście, gdy
poczerwieniał oburzony, i otwierał usta, żeby coś powiedzieć. – Zakrywasz się
ofertą z Lyonu, ale doskonale wiemy, że to ucieczka.
–
Katy... – zaczął już delikatniejszym tonem i objęła go mocno ramionami.
–
Nie trać prędkości i zawsze trafiaj w tłuczek – wyjąkała. Gdy się od niego
odsuwała, pocałowała go w policzek.
*******
Potrzebowała
prawie pół godziny na to, żeby się wypłakać, a przez następne pół godziny
porządkowała myśli.
Myślała,
że uda jej się dotrzeć do chłopaka i naprawi między nimi sytuację. Tymczasem
wyszło na to, że raczej poprawiły się między nimi stosunki, ale niestety nie
pozostali w związku.
Miała
nadzieję, że z Adalbertem pójdzie jej lepiej.
Wyrzuty
sumienia, które czuła przy Jess niemal ją zabijały. Przyjaciółka nie miała
pojęcia o spięciu między nią a McSweeney'em. Kierowała się dobrem
przyjaciółki... I ciekawością, ale głównie dobrem Jess. A Adalbert też dbał o
jej dobro. Gdyby chciał mieszać w życiu Cay, to z pewnością powiedziałby o tym,
że chciała wypróbować na nim legilimencję, wtedy Jessica wściekłaby się na nią.
On jednak tego nie zrobił.
Musiała
wziąć też na poprawkę to, że brunet był wolnym duchem i wszelkie dziwności
spokojnie można było wytłumaczyć jego usposobieniem.
Wierzyła
też Jess, a ta ufała mu bardziej niż komukolwiek innemu.
Nienawidziła
się mylić, ale musiała wreszcie przed sobą przyznać, że dała się ponieść
emocjom.
Że
chciała być zauważona kosztem cudzego nieszczęścia i nadużytego zaufania
przyjaciół.
Drugim
punktem jej dzisiejszego planu było przeproszenie Adalberta.
Trzecim
punktem rozprawienie się z Levenem i wybiciem mu z głowy dalszego śledztwa.
Bo
może i Jess, i Bert mieli coś za uszami, ale na pewno nie była to zdrada
Remusa, czy szpiegostwo.
Weszła
na ulicę Pokątną i ruszyła w stronę Gringotta, gdzie niedaleko mieścił się
lokal Cay i McSweeney'a. Zatrzymała się, żeby przepuścić dwóch mężczyzn
niosących skrzynię, z którego wydobywały się szare piórka.
Zamachała
ponad ich głowami, gdy dostrzegła różowo-blond włosy przyjaciółki, ale ta jakby
nie zauważyła tego gestu.
Katherina
poczekała aż kolejni mężczyźni wniosą ostatnią skrzynię do sklepu z sowami i
ruszyła w stronę, w którą szła Jess.
Rozejrzała
się, gdy zgubiła ją z zasięgu wzroku. Była niedaleko skrzyżowania z Ulicą
Śmiertelnego Nokturnu i stwierdziła, że zajrzy do Studia Dermografik, gdzie
Adalbert jeszcze chyba pracował.
Otworzyła
powoli drzwi, jakby bojąc się, że coś na nią wyskoczy. Wprawdzie nadal była to
ulica Pokątna, ale to miejsce miało w sobie jakąś dziwną energię.
–
...była u mnie Druella Black i stara Rosier. – Usłyszała głos przyjaciółki i
uniosła rękę, żeby zapukać w drzwi, ale się zawahała. – Przyniosły wieści...
Masz siostrę.
Katy
otworzyła szeroko i oczy, i usta, i zasłoniła dłonią buzię, gdy niemal wyrwał
jej się okrzyk zaskoczenia. Cichutko dała dwa małe kroczki do przodu i
wychyliła się trochę, aby lepiej słyszeć.
–
Jak ma na imię? – zapytał Bert lekkim tonem i Katherina przez chwilę miała
wrażenie, że jest dosłownie jard od niej.
–
Dafne.
–
Pasuje – stwierdził i dostała gęsiej skórki, gdy usłyszała pełne nazwisko
dziewczynki. – Dafne Greengrass... Ładnie brzmi.
Prorok Niecodzienny, czyli kilka słów od Autorki.
Helloł! :D :*
OdpowiedzUsuńWidzimy się już pod trzecim postem, i to w bardzo krótkim odstępie czasowym! WOW! :D Zachowajmy tą dobrą passę i jakoś wciągnijmy w nią pozostałe nasze Perełki :D Miło jest widywać się częściej niż raz na dwa miesiące, naprawdę :D A jeszcze milej będzie widywać się w szerszym gronie :D
Jej! Spodziewałam się, że właśnie od Katheriny zaczniesz i jej starcia z ojcem. Ten fragment był smutny i rozdzierał serce, a jednocześnie mnie zaspokoił. Cieszę się, że Katy i jej rodzice wyjaśnili sobie pewne rzeczy. Myślę, że to przełom w ich relacji i mam nadzieję, że teraz będzie już tylko lepiej. Jestem też ciekawa, czy kiedykolwiek wyjdzie na jaw fakt, że to William był ojcem jej dziecka.
Szkoda mi bardzo Katy, zwłaszcza teraz, gdy w Kwaterze zaczyna się sezon na Klub Ciężarnych. Coraz więcej dziewczyn jest po ślubie, spodziewa się dzieci, podczas gdy ona swoje dziecko straciła :( To naprawdę smutne i przykre. Jessiki też bardzo mi szkoda, bo jednak bidulka jakoś tak nie potrafi być szczęśliwa. I martwi mnie to bardzo. Najwidoczniej sam związek z Torinem nie jest w stanie nadać jej życiu barw. Mam wrażenie, że wbrew początkowym pozorom, to wcale nie jest człowiek, którego oczekiwała. Ale że ja i tak jestem team #Tobias, to jednak no :D Aż tak nad tym nie rozpaczam :D No i proszę, Tobias tu sobie ją podgląda :O Auuuuu, z tego jeszcze będą dzieci :D :D :D
Adalbert Greengrass?!?!?! :O Co tu się odpiernicza?!?!?!?!?!?!?!?! :O Tego się nie spodziewałam, wow!
Kochana, naprawdę rozumiem Twój przestój i rozumiem też, że nie każdego bohatera da się wysunąć na pierwszy plan. Będę cierpliwie czekać na więcej scen z moimi ulubieńcami, ale że ja ulubieńców u Ciebie mam wiele, będę się zaspokajać tymi, których mi dajesz w bieżących rozdziałach :) Byleś tylko częściej mnie zaspokajała :P Ale oczywiście w granicach rozsądku :P :D
Weny, weny, czasu i jeszcze raz weny! :* Do zobaczenia NIEDŁUGO :*
Ściskam mocno! :*
No czeeeeść! :D
UsuńDawno nie miałyśmy takiej aktywności... Chyba ostatnio w grudniu, gdy nadrabiałaś to opowiadanie.
Boru, ale sie cykam komentarzy pod tym postem. Mineło dużo czasu i boję się, że to nawet nie jest w połowie tak dobre, jak ja myślę. :D
Będę czytała przez palce. :D
Cieszę się, że już pierwsza scena Ci odpowiada.
Ogólnie, to tu zdradzę, że obie części 58 rozdziału zamykają kilka naprawdę ważnych wątków i tutaj zaczynam od wyjaśnienia tej relacji Roberta oraz Katheriny.
Między nimi będzie dobrze, ale to trzeba czasu.
A czy kiedykolwiek wyjdzi na jaw, że to było dziecko Willa? Pożyjemy, zobaczymy. ;)
Scena z Klubem Ciężarnych... Pisałam ją z uśmiechem na ustach (pobłażliwym :P), bo u mnie zaczął się czas, gdzie kuzynostwo i niektórzy przyjaciele, czy znajomi zaczynają zakładać rodziny.
Cieszę się ich szczęściem, ale czuję lekką zazdrość, choć totalnie nie czuję, żebym była gotowa na tak poważne kroki.
Przez to było mi trochę łatwiej pisać tę scenę. :D
Katherina jeszcze długo nie będzie mogła przeboleć tej straty. Na szczęście nie będzie zgryźliwa, czy złośliwa. Jedynie przy Jess pozwala sobie na takie wywody, bo tylko ona wie, co tak naprawdę się stało. :)
Jess niestety nie ma przy sobie bliskiej rodziny i to sprawia, że no nie może się wznieść na wyżyny szczęścia. Ale próbuje. :)
Torin zdecydowanie poprawia jej humor i daje nadzieje, że wkrótce będzie naprawdę dobrze. :D
Hm... W moim zamyśle Torin jest właśnie takim człowiekiem, ale to ciii... :D Nie będę nic zdradzaaaaała! :D
A co jeśli Tobias ma chętkę na Adalberta? :P Hę? :D :D :D
Tak, tak, tak. W sumie to była najważniejsza tajemnica Adalberta. Ta, którą Jess tak dzielnie nie wyjawiała nikomu przez kilka lat.
Ta, której tak się obawiają... :D
Moja ironiczna strona usposobienia wie, że trochę jadę tutaj Modą na Sukces u niektórych bohaterów, ale pal licho. :D
Niektórych wątków nie mogę zmienić, bo staram się, żeby było wiele związków przyczynowo-skutkowych.
Cieszę się, że rozumiesz.
Ja kurdę marudzę, że George Martin Wichrów Zimy jeszcze nie wydał, a ja wreszcie chyba rozumiem dlaczego. :D :D :D
No mam tak samo jak On! :D
Wena mi dopisuje, a i czasu trochę więcej mam teraz, więc myślę, że uda mi się opublikować część drugą w terminie podanym w Sowiej Poczcie. :)
Ech, znamy się już jak łyse konie, więc sobie pozwolę na złośliwość:
Przynajmniej moje opowiadanie Cię zaspokaja. :D :D :D
Dziękuję Ci bardzo! Serduszko me urosło i coś czuję, że jak skończę film to siądę do sceny.
Ogólnie to jeżeli kogoś będzie Ci brakowało to pisz. Może uda mi się kogoś "wcisnąć" w jakiś dialog czy coś, jak będzie pasowało. :D
Wszystko mi się przyda.
Taaak! Byle do 20 września! (Lub wcześniej :P)
Buziaki! :* :* :*
:O :O :O :O :O :O :O :O :O :O :O :O :O :O :O :O
OdpowiedzUsuńAdalbert i Tobias? :O :O :O :O :O :O :O :O :O :O :O :O :O :O :O :O :O :O :O :O :O :O :O :O :O :O :O :O :O :O :O :O :O :O :O :O :O :O :O :O :O :O :O :O :O :O :O :O :O :O :O :O :O :O :O :O :O :O :O :O :O :O :O :O :O :O :O :O :O :O :O :O :O :O :O :O :O :O :O :O :O :O :O :O :O :O :O :O :O :O :O :O :O :O :O :O :O :O :O :O :O :O :O :O :O :O :O :O :O :O :O :O :O :O :O :O :O :O :O :O :O :O :O :O :O :O :O :O :O :O :O :O :O :O :O :O :O :O :O :O :O :O :O :O :O :O :O :O :O :O :O :O :O :O :O :O :O :O :O :O :O :O :O :O :O :O :O :O :O :O :O :O :O :O :O :O :O :O :O :O :O :O :O :O :O :O :O :O :O :O :O :O :O :O :O :O :O :O :O :O :O :O :O :O :O :O :O :O :O :O :O :O :O :O :O :O :O :O :O :O :O :O :O :O :O :O :O :O :O :O :O :O :O :O :O :O :O :O :O :O :O :O :O :O :O :O :O :O :O :O :O :O
No takiej odpowiedzi się nie spodziewałam O.o
Hueueueueueueue, dobrze, że cokolwiek mnie zaspakaja :D Jak ja taka mało wymagająca jestem :P :P :P
UsuńU mnie też faza na poważne związki, pierścionki zaręczynowe i pierwsze obrączki się zaczyna, aż nie mogę uwierzyć w to, jak bardzo w tyle jestem :'D Tu jestem jak Jessica trochę, rozumiem dziewczynę doskonale :P
Pisz, póki wenę masz :D Ja też mam jej sporo i mam zamiar dokończyć dzisiaj dokładny szkic 26 i jutro zacząć pisać :D Can't wait :D
Adalbert i Tobias razem będą fajni, obiecuję. ;P ;P
UsuńEj, to jest straszne. :D I teraz to ja się śmieję, ale są momenty, że leżę i biadolę, że już nikogo nie znajdę, bo za stara jestem. :P :P
Właśnie się zaopatrzyłam w lody, winogrono i cydr. Daję sobie czas do 3 w nocy. Ciekawe ile napiszę? :D
Tobie również powodzenia! :*
Hahahahahahah, witaj w klubie :D Ale wiesz, jak się pisze takie opowiadania... Wymagania rosną :D :P Ale no! Przecież gdzieś tam musi być ten jedyny, prawda? :D
UsuńDo 3 w nocy, zazdroszczę, ja już co najmniej od godziny powinnam spać, bo jutro, a właściwie to już dzisiaj, czeka mnie praca, ale myślę, że jak wrócę do domu, to przysiądę i klawiatura pójdzie w ruch :D
Kciuki trzymam i dobrej nocy życzę! :*
Ja tam wierzę, że Henry Cavill jakimś cudem mnie odnajdzie.
UsuńTo mój ideał faceta bez dwóch zdań! (W Izbie Pamięci użycza od swej facjaty Tobiasowi Levenowi ;P)
Merlinie... Gorąco mi się zrobiło. :D :D
Ja na szczęście weekend zaczęłam. Póki nie chce mi się spać, to nie idę. :D
Niech Ci praca lekką będzie, a później klawiatura! :D
Hehe :D
UsuńPragnę zameldować, że jak tak dalej pójdzie, to chyba dziś wieczorem lub jutro po pracy wstawię część drugą. :D :D :D
Ooooooooo, Skubana! :D I to by było na tyle, jeśli chodzi o trzymanie się kalendarza :D :D :D
UsuńZ dwojga złego lepiej w tę stronę, co nie? :D
UsuńNo raczej! :D Ja też muszę się pochwalić, bo zaczęłam dziś pracę nad 26 i naprawdę płynę :D Mam nadzieję, że przed pójściem spać uda mi się dobić do 20%, bo piętnastkę będę mogła zaktualizować już niedługo... :D
UsuńA ja się pochwalę, że z części 2 musiałam zrobić też część 3 :D
UsuńTen uczuć, gdy wena wreszcie dopisuje!
Jak coś to część 2 już jest! :D
Dobry wieczór! Nareszcie długo wyczekiwany przeze mnie rozdział. Już jakiś czas zastanawiałam się, kiedy koniec tych dodatków i kiedy w końcu ruszymy dalej ;)
OdpowiedzUsuńAle długą przerwę zrekompensowałaś mi pierwszym fragmentem. Petarda. Przy nim reszta rozdziału chowa się w cieniu. Po pierwsze Katy trochę mnie zdenerwowała swoją arogancją w stosunku do ojca, ale szybko zyskała w moich oczach, gdy potem postawiła na szczerość. Tego się nie spodziewałam, a wyszło genialnie. Cieszę się, że nie wyznała prawdy o Williamie, to byłoby niepotrzebne nadawanie dramatyzmu i tak krytycznej scenie. Opisy były nie za długie, nie za krótkie, dobrze dodawały emocje panujące w pomieszczeniu. Uważam, że trochę Caroline wyszła tu na nietroskliwą matkę, skoro nie zauważyła miłości, ciąży, poronienia i żałoby córki. Ale scena na maksa genialna.
Potem zebranie zakonu i rozmowa Jess i Berta z Levenem takie trochę pitu pitu (na razie kompletnie nie czaję, jaki jest cel misji wyścigowych, nie było też bezpośredniego opisu wydarzenia w tamtym miejscu, więc wątek średnio mnie interesuje).
Klub Ciężarnych jest sceną słodką aż po mdłości, że tak sobie sucho zażartuję. Dziwi mnie zachowanie Jane, zawsze miałam ją za kobietę stworzoną do macierzyństwa. A teraz sobie przypomniałam, co mnie jeszcze bardziej dziwi, a mianowicie chęć wyprowadzki z Kwatery Jamesa i Lily. Przecież nigdy nikt nie jest tam sam, a w takim innym domu Lily będzie siedzieć w samotności. Jak ja ktoś tam napadnie, to kaplica.
Kolejnej części nie za bardzo pamiętam (bo rozdział czytałam wczoraj, a nadal byłam pod wrażeniem pierwszego fragmentu), ale wspominał Katy, Jess, Berta i braci Leven. Skomentuję krótko: przepiękna jest relacja Jess i Berta, ciekawi mnie po co Leven ich obserwuje i chcę, żeby Jess wyszło z Torinem chociaż na chwilę, w końcu to facet, o którym marzą kobiety :D
No i końcówka też mocna. ADALBERT GREENGRASS :O szczerze mówiąc, to zamiast wyjaśnić, pozostawiłaś jeszcze więcej zagadek, ale coś czuję, że to będzie "kozacki wątek", jak by to ujęła Furia xd wyjaśniaj dalej!
Czekam na zmianę stanu rzeczy w sprawach Remusa i Dorcas. Za długo ich nie ma. Jeszcze jego tak mi nie brakuje (chociaż mogłabyś wreszcie skrócić mu męki), ale z Dor to już przeginka. Żądam dawnej, pewnej siebie superlaski z potworem!!!
No to tyle... chyba poruszyłam wszystko, co myślałam wczoraj. Dawaj pisz więcej, bo ciężko wytrzymywać miesięczne przestoje ;)
Buziaki ♡
Drama
Dobry wieczór!
UsuńCieszę się z Twojego komentarza, bo przebudziłam się z drzemki (która trwała od 18:30) i sprawdziłam maila, i zobaczyłam, że skomentowałaś, i to sprawiło, że wstałam.
Czuję, że ta drzemka trwałaby do 8:00 rano. :D
Także dzięki. :D
Nawet nie masz pojęcia jaki ja stres czuję, z powodu tego, że rozdział na głównym opowiadaniu był tak dawno.
Ale powoli mija. :D
Jest mi strasznie miło, że już pierwszy fragment nie zawodzi i daję to, co obiecałam, czyli konfrontację Katheriny z rodzicami.
Katherina to jeszcze rozpieszczona gówniara i jeszcze przez jakiś czas będzie denerwowała. Wydaje mi się, że w przyszym rozdziale i w 59 może zacząć być nielubianą bohaterką. xD
Ale wracając, chyba sama powoli dostrzega, że jednak nie jest nieomylna.
Caroline będzie sobie robiła wyrzuty sumienia z tego powodu, możesz być pewna.
Dawno już miała przeczucie, że chociaż Katherina była kochana i rozpieszczana, to w pewnych aspektach była też zaniedbana.
A nie zauważyła tego wszystkiego, bo jednak po szkole Katy wyprowadziła się do Kwatery.
No i raczej jej zachowanie tłumaczyła sobie młodzieńczym buntem.
Raczej tak to widzę. :)
Tutaj masz rację, rozmowa Jess i Berta jest pitu pitu, ale to jest mi trochę potrzebne do tego, jak ich spotkania będą wyglądały później.
Chciałam, właśnie jak będę pisała późniejsze rozdziały, żeby mieć jakiś fundament to pewnych spostrzeżeń. :)
A opis tego wydarzenia był w poprzednim rozdziale, ale to było tak dawno, że nawet ja musiałam się chwilę zastanowić, żeby sobie przypomnieć. (Siedziałam przerażona, że miałam dać opis, a go nie było. A on był, ale wcześniej. :D :D)
Na szczęście Klub Ciężarnych już chyba nie będzie tak słodki. Tzn., będę chciała, żeby taki nie był, ale nie wiem co wyjdzie.
Jane jest stworzona do macieżyństwa, ale niestety obawia się czasów w jakich przyjdzie jej rodzić i wychowywać dziecko. Będzie się cieszyła, ale jest też pełna obaw.
James i Lily wyprowadzą się już niedługo. Czy coś się stanie, czy też nie...
Zobaczysz. :)
Och... Mnie osobiście ich relacja mocno wzrusza. Jak opisuję Jess i Berta, to zawsze mam wrażenie, że ona jest taką małą dziewczynką mocno zapatrzoną w starszego kolegę, który broni ją przed każdą śnieżką w nią wycelowaną. :D
Leven ich śledzi, bo z początku miał takie zadanie. Jest też trochę jak Katherina. Zwęszył jakąś tajemnicę, mocno się zaintrygował i po prostu chce ją rozgryźć. Ale bardziej dochodzi chęć złapania szpiega i szybkie zakończenie wojny. Myślę, że w 59 będzie trochę o tym, czemu tak mu do tego śpieszno, aczkolwiek powód nie będzie jakiś bardzo odkryczy. Będzie za to romantyczny. :D
Taak! Adalbert Greengrass!
Część druga trochę wyjaśni. A cała reszta będzie powoli wyjaśniała się w przyszłości. I to bardzo powoli, niestety.
Masz wyczucie. Remus i Dorcas będą w przyszłym rozdziale. :D
Dorcas jeszcze przez jakiś czas będzie w takim stanie jak do tej pory, ale szykuję dla niej kilka wydarzeń, po których nastąpi wielki powrót! :D
Mam wenę i jeśli jutro też będę pisała z taką werwą, to wyrobię się do piątku!
Jest mi strasznie miło, że rozdział jest właśnie tak odebrany. <3
Dziękuję za (jak zawsze) wnikliwy komentarz, znów wiem, że idę w dobrą stronę. :D
Uwierz mi, wiem, że ciężko wytrzymać miesięczne postoje! :D
Buziaki! :* :* :*
Wyrobię się do piątku? Kobieto, dziś jest dopiero poniedziałek ;) miałam tu jeszcze dopytywać o kilka rzeczy, ale nie ma sensu, bo może kolejny wpis już to tłumaczy :D lecę czytać, ale nie obiecuję komentarza od razu.
UsuńBuziaki :*
Drama