Część 1
[muzyka]
Nie pamiętała czy opuściła Studio Dermagrafik nie robiąc przy tym hałasu. Na miękkich nogach ruszyła do Dziurawego Kotła i tam na tyłach pubu wysłała Levenowi patronusa z wiadomością.
[muzyka]
Nie pamiętała czy opuściła Studio Dermagrafik nie robiąc przy tym hałasu. Na miękkich nogach ruszyła do Dziurawego Kotła i tam na tyłach pubu wysłała Levenowi patronusa z wiadomością.
Teleportowała
się do Kwatery Głównej. Nie wiedziała, czy różnica ciśnień odpowiadała za ten
nieznośny szum w uszach, czy to przez to, czego dowiedziała się dosłownie
kwadrans temu.
Adalbert
był synem Greengrassa.
Wypuściła
powietrze przez usta. Szok powoli ustępował złości.
Prawie
czuła przysłowiowe trybiki w głowie, które pracowały teraz na wysokich
obrotach.
Adalbert
musiał być synem Longina Greengrassa, który był na liście gości wesela Ann
Winsborn. On i jego żona nie pojawili się. Zrzucili to na złe samopoczucie
ciężarnej kobiety.
Musieli
wiedzieć, jakie plany mają Śmierciożercy... Jakie oni mają plany... Może to właśnie on ostrzegł Adalberta? Może to on
zabił jej dziadków? Od dawna podejrzewano, że mają powiązania z Voldemortem, bo
Greengrassowie w czasie Pierwszej Wojny Czarodziejów wspierali finansowo
Voldemorta. Oczywiście, gdy wojna minęła ich pieniądze zamknęły usta kilku, jak
nie kilkunastu osób, i ród uniknął jakichkolwiek problemów.
A
teraz? Często słyszała jak tata i wujek mówili, że prawdopodobnie stary Greengrass znów nie szczędzi złota Voldemortowi.
Weszła
do Kwatery Głównej i gdy dotarła do przedpokoju zatrzymała się gwałtownie na
widok Levena, który zapewne był w Kwaterze też wtedy, gdy wysłała do niego patronusa.
–
Byłam na Pokątnej – zaczęła, drżącym głosem. – Adalbert...
–
Katherina, chyba powinniśmy odp... – przerwał jej auror. Otworzyła szerzej oczy,
nie dowierzając, co chłopak chce powiedzieć.
–
Jest synem Longina Greengrassa! – wyznała niemal histerycznie, zanim zdążył
dokończyć. Urwał i przez chwilę patrzyli się na siebie w kompletnej ciszy.
Odwróciła się gwałtownie, gdy usłyszała, jak ktoś wchodzi do Kwatery.
–
Ty już tutaj? – zdziwił się James, zdejmując kurtkę.
–
Adalbert jest pieprzonym Greengrassem, James – powiedziała, nie bawiąc się w
uprzejmości. Odwróciła się znów do Levena. – To musiał być on... Donosił
ojcu...
–
Jess? – zapytał Syriusz wyraźnie zaniepokojony.
–
Ona o wszystkim wiedziała... – wyszeptała, zastanawiając się nad tym, jak ważną
rolę w tym wszystkim ma Cay.
–
Co zrobimy? – spytał Potter, ale nikt nie odpowiedział.
*******
Jessica
czuła, że właśnie kończy się jakiś etap życia Adalberta.
Obserwowała
jak chłopak wypakowuje w salonie swoje rzeczy prywatne z poprzedniej pracy.
Uśmiechnęła się, widząc, że delikatnie odkłada szkatułkę z igłami do tatuowania
na stolik. Buteleczki z kolorowymi tuszami nadal były w lnianym worku, który miał
przerzucony przez ramię.
Zmarszczyła
brwi, gdy srebrna łuna rozświetliła pomieszczenie i po chwili ujrzała
cielesnego patronusa w postaci jelenia.
– Szybko do Kwatery Głównej! – Głos
wiadomości tylko utwierdził ją w przekonaniu, że to patronus Jamesa. Poczuła
nerwowy ucisk w żołądku.
Ostatnie
wiadomości, które dostawała w tej formie nie napawały optymizmem.
–
Gotowa? – zapytał Adalbert, rzucając niedbale worek z pozostałymi przedmiotami
na kanapę.
–
Chodźmy – powiedziała, kierując się do wyjścia. Poczekała na niego na klatce
schodowej i stamtąd teleportowali się na podwórze Kwatery Głównej. – I tak
chciałam dziś tu wpaść. Wpadłam na pewien pomysł.
–
Jaki, Jess?
–
Chodzi o zegarek – oznajmiła, wchodząc do Kwatery. – Remus też go miał. Jak
powiedziałam to na głos, to brzmi głupio. Pewnie mu go zabrali, albo... Nie
jest w stanie...
–
Nie myśl tak, Jessie. Możliwe, że... – zaczął, ale przerwał, gdy weszli do
salonu. Na ich widok trójka przyjaciół i Leven zamilkli.
Dosłownie
dwie sekundy później instynktownie zasłoniła Adalberta, gdy wycelowano w nich
cztery różdżki.
Nikt
nie użył żadnego zaklęcia, ale nie miała pewności, czy za chwilę to się nie
stanie.
Wyciągnęła
różdżkę i miała nadzieję, że Adalbert też to zrobił.
–
Co wam odbiło?! – zapytała słabo, czując, że cokolwiek się stało mają
przechlapane.
–
Nie wierzę, że to zrobiłeś! – wysapała Katherina z niedowierzaniem. Patrzyła
zmrużonymi oczyma ponad jej głową. Koniec jej różdżki drgał niebezpiecznie. – A
ty?! Wiedziałaś o wszystkim!
–
O czym?! – zapytała, od razu skupiając się, żeby w razie czego szybko rzucić
zaklęcie tarczy.
–
Spokojnie... – zaczął Leven, gdy Parkes zaśmiała się histerycznie.
–
Miałeś rację, co do nich. Od samego początku miałeś dobre przeczucia... –
zająknęła się blondynka.
–
Syriusz, James... O co chodzi? – Szkotka zwróciła się do Blacka i Pottera.
–
Tam byli nasi dziadkowie! Lubili was! – krzyknęła Katherina i wiedziała, że
jeszcze trochę, i ta popłacze się. Spojrzała na chłopaków, jakby byli jej
ostatnią miotłą ratunku.
–
Katy... – odezwał się Adalbert i zrobiło jej się słabo, bo jeszcze nigdy nie
słyszała tak błagalnego tonu w głosie przyjaciela.
–
Donosiłeś tatusiowi czy bezpośrednio Czarnemu Panu? – wysyczała Katherina przez
zaciśnięte zęby, a jej zrobiło się słabo.
–
Wy wiecie... Ale... – zaczęła cicho, patrząc na nich i wyczekując odpowiedzi.
–
Czyli to prawda, Jess? Wiedziałaś, że jest Greengrassem? – rzucił
oskarżycielskim tonem James. Spojrzała na Syriusza, który dalej milczał. Nie
patrzył w ich stronę. – Expecto Patronum!
– Opuście
różdżki... Niedługo zjawią się Potterowie – powiedział Leven, jakby z nimi
negocjował.
–
Co?! Ale... – znów próbowała coś powiedzieć.
–
W końcu mamy zdrajcę – prychnęła Katherina. – Odsuń się, Jess.
–
Nie! – rzuciła i przesunęła się, żeby szczelniej zasłonić Berta.
–
Merlinie, wy nie rozumiecie... – zaczął McSweeney.
–
Nie, Bert! Zamknij się! Nic im nie powiesz! – Nie sądziła, że to ona zacznie
wrzeszczeć przed Katheriną. Bardzo chciała odwrócić się i zgromić wzrokiem
przyjaciela, ale musiała pilnować tego, czy nie oberwą czymś.
–
Jess...
–
Powiedziałam, żebyś się zamknął! – wrzasnęła, czując napływające łzy.
–
Ty naprawdę też w tym siedzisz – stwierdziła Katherina z niedowierzaniem.
–
Nie! – zaprzeczyła.
–
Jess! – syknął McSweeney.
–
Bert, stój jak stoisz i nic nie mów! – krzyknęła, nie mogąc się uspokoić. –
Jak? Skąd wiecie?!
–
To nie ty tu zadajesz pytania – powiedział James, a Katy mu przytaknęła.
–
Uspokójcie się... – zaczął Adalbert.
–
Zamknij się! – krzyknęły jednocześnie Jessica i Katherina. Cay odwróciła się
dosłownie na moment, żeby zgromić go wzrokiem i nagle poczuła lekkie
szarpnięcie do tyłu. – Ty!
Spojrzała
z wyrzutem na Katherinę, która próbowała ją czymś zaatakować.
–
Zaklęcie tarczy opanowane do perfekcji – rzuciła zajadle Parkes i znów uniosła
różdżkę.
–
Jestem w zielonej teczce Moody'ego! – krzyknął zza niej Adalbert. Jess opuściła
różdżkę, gdy to usłyszała, kompletnie nie wiedząc, co przyjaciel ma na myśli, a
w tym samym momencie Leven rozbroił Katherinę.
Jaka zielona teczka?!
–
Black, idź z Adalbertem do jadalni...
–
Nie! – Cay znów zasłoniła Adalberta i wycelowała różdżką w Syriusza. – Nie
podchodź!
–
Nic mu nie będzie, Jess – powiedział spokojnie Łapa. Przybrał chyba
najłagodniejszą minę i serce nieco jej zmiękło.
–
Skąd wiecie? – powtórzyła pytanie.
–
Śledziłem was od jakiegoś czasu – odpowiedział Leven i przeniosła na niego
wzrok. – Dziś powiedziałaś mu, że urodziła mu się siostra. Dafne Greengrass.
*******
Syriusz
zabezpieczył jadalnię zaklęciem Colloportus.
Bynajmniej było to zaklęcie, żeby powstrzymać Adalberta. Raczej obawiał się, że
Katherina lub Jess tam wtargną.
Leven
trzymał różdżki Parkes i Cay, więc mieli pewność, że nie dostaną się do
chłopaka.
Dziwnie
się czuł, widząc jak nienawistnym spojrzeniem Katherina patrzy na Jessikę,
która skuliła się w fotelu płacząc cicho. Trzęsła się przy tym delikatnie i co
chwilę pociągała nosem.
Posłał
Jamesowi zaniepokojone spojrzenie.
Nie
tak to miało wyglądać.
Mieli
rozegrać to na spokojnie, ale Katherina uniosła się, jak zawsze. Jamesa też
trochę poniosło, ale starał się ich zrozumieć.
Stracili
dziadków...
Rogacz
zaraz po umieszczeniu Adalberta w jadalni wyszedł na zewnątrz, aby tam złapać
Lily, bo nie chciał, żeby Ruda była świadkiem całej sytuacji, ale szybko wrócił
i stał obok kuzynki.
Do
salonu weszli rodzice Jamesa i odetchnął z ulgą, bo zdecydowanie on i Leven
potrzebowali wsparcia.
–
Co to za sprawa? – zapytał Charlus.
–
Adalbert jest pieprzonym Greengrassem – powiedziała Katherina.
–
Przestań! – syknęła na nią Jessica, prostując się w fotelu.
–
A ona o wszystkim wiedziała – dodała Parkes i Syriuszowi zrobiło się słabo.
Jeszcze nigdy nie słyszał takiej zajadłości w głosie Katy.
–
Mam na was rzucić Silencio? – zapytał
Leven i Blackowi nie umknęło ostre spojrzenie, jakim auror obdarzył Katherinę.
Blondynka ostentacyjnie odwróciła wzrok, a Jess patrzyła na Tobiasa z takim
samym niesmakiem, co Katherina na nią.
–
Co się stało? – spytał Charlus, patrząc na Levena.
–
Wydawali mi się podejrzani, więc ich śledziłem – zaczął auror, a Katherina
otworzyła usta. Tobias machnął różdżką i zapewne zrobił, tak jak zagroził, i
rzucił na nią Silencio. – Usłyszałem,
jak Jessica mówi Adalbertowi, że urodziła mu się siostra i usłyszałem, że mówią
o Dafne Greengrass. Teleportowałem się do Kwatery, wpadłem na Katherinę i powiedziałem
jej o tym. Pojawił się James i Syriusz, Katy im powiedziała i stwierdziliśmy,
że ściągniemy Adalberta i Jessikę, żeby się przyznali, ale... Adalbert twierdzi,
że jest w zielonej teczce.
–
Moody ma drugą, a później nocną zmianę – stwierdził Charlus. – Będzie dopiero
rano. Umieścimy chłopaka w jednej sypialni i poczekamy z tym do rana.
–
On wraca ze mną! – zaprotestowała Jess, zrywając się na równe nogi.
–
Jessie – zaczęła miękko Dorea. – Musimy to wyjaśnić. Nic mu się nie stanie.
–
To zamknijcie mnie z nim – powiedziała z mocnym szkockim akcentem.
–
O, nie. Ty tu nie zostaniesz – parsknęła Katherina. Najwyraźniej Leven zdjął z
niej zaklęcie.
–
Ty o tym nie decydujesz, Katy – powiedział Syriusz i podszedł do Cay
–
Zaufaj mi, Jess. Nic złego mu się nie stanie – zapewniła mama Jamesa. O ile mówi prawdę. Chociaż sądził, że
Adalbert akurat mówił prawdę.
–
Chcesz zostać czy wrócić? – zapytał ją Black, gdy dziewczyna widocznie
odpuściła.
–
Wrócić – odpowiedziała, pociągając nosem. Leven podał mu różdżkę Jessiki. – Ale
jutro rano tu będę.
Dorea
poklepała go po ramieniu, gdy delikatnie objął przyjaciółkę ramieniem w pasie i
przechodzili obok mamy Jamesa.
Odetchnął
z ulgą, gdy wyszli wreszcie na świeże powietrze, ale szybko przeklął w myślach,
bo Jessica zaczęła jeszcze głośniej szlochać.
Objął
ją mocniej i pogładził po plecach. Stali tak chwilkę, aż w końcu kilka razy
pociągnęła głośno nosem i odsunęła się.
Ruszyła
przed siebie, nie oglądając się na niego.
Odwrócił
się, gdy usłyszał głośne trzaśnięcie drzwiami.
Z
Kwatery, jak burza, wypadła Katherina, a za nią James.
–
Przestań, Katy! – krzyczał Potter na próżno, starając się zatrzymać kuzynkę.
–
Jeszcze nie skończyłyśmy! – wrzasnęła rozjuszona blondynka. – Ty!
–
Litości! Daj już spokój! – krzyknął na nią Łapa, ale ona minęła go. Spojrzał na
Rogacza i ruszyli za nią, aby ją jakimś cudem powstrzymać.
–
Stój, do cholery! – rozkazała. Syriusz zdziwił się, kiedy kilka jardów przed
nimi Jessica odwróciła się gwałtownie. Błysnęło czerwone światło, a Szkotkę
odrzuciło do tyłu.
–
Merlinie! Pojebało cię do reszty?! – wrzasnął James i chwycił kuzynkę za
łokieć, odciągając ją do tyłu.
–
Mam jej różdżkę, ty idiotko! – krzyknął Black w tym samym momencie i podbiegł
do Jess, która leżała w kałuży błota z zamkniętymi oczami. – Rennervate!
Cay
otworzyła oczy i prawie od razu chciała gwałtownie się podnieść. Pomógł jej
wstać i szybko ocenił, czy wszystko z nią w porządku.
–
Zabierz mnie do mieszkania Berta – wyszeptała załamanym głosem i jej oczy znów
wypełniły się łzami. – Proszę.
*******
Wcześniej
nie bywał w ich mieszkaniu na tyle często i na tyle długo, żeby dokładnie mu
się przyjrzeć.
Co
krok dziwił się, gdy zauważył jakieś osobliwe przedmioty, ale pasowały one do nich.
Nawet
tarcza do której celowali sztyletami. Wokół niej, w ścianie, było pełno dziur
po niecelnych rzutach.
Drgnął,
gdy Jess wyszła z łazienki.
Była
wreszcie czysta i już nie płakała, ale jeszcze nie widział jej w tak złym
stanie.
Minęła
go bez słowa i zniknęła w swoim pokoju.
Odczekał
chwilę i zapukał do drzwi. Otworzył je i wszedł do środka, mimo że nie usłyszał
przyzwolenia.
Leżała
skulona pod kołdrą. Widać było, że się trzęsie. Znów płakała.
–
Jess... – mruknął i zdjął buty. Położył się obok niej na kołdrze i dotknął jej
ramienia. – Wszystko będzie dobrze.
–
On się dowie... – wyjąkała i wtulił się w jej plecy, aby dodać otuchy
przyjaciółce. – On się dowie...
*******
–
I? – zapytała zaniepokojona, ale też zaciekawiona Lily, gdy tylko James wszedł
do ich sypialni.
Mąż
spojrzał na nią i po minie widziała, że gdyby mógł, to najchętniej o wszystkim
chciałby zapomnieć.
–
Dom wariatów – mruknął i ruszył w stronę łóżka, na którym położył się w
poprzek. Lily przesiadła się tak, aby położył głowę na jej kolanach i zdjęła mu
okulary. – Adalbert jest synem Longina Greengrassa. To jest ta cała tajemnica,
którą tak starali się ukryć. Trochę nas poniosło, gdy się pojawili. Katy wpadła
w szał, zaatakowała Jessikę i to dwa razy...
–
Powoli... Adalbert jest synem Greengrassa? Jak wy do cholery do tego
doszliście? Nie mówiłeś mi, że... – zaczęła i James westchnął.
–
Leven ich śledził. Usłyszał jak Jess mówiła Bertowi, że urodziła mu się siostra
i podała jej pełne imię i nazwisko – mówił zmęczonym tonem głosu, więc starała
mu się dalej nie przerywać. Słuchała tego, jak ściągnęli ich do Kwatery, i że
chcieli załatwić to spokojnie, ale Katherina prawie od razu się uniosła, a on
razem z nią. Potem podobno Jess się uniosła i wtedy Adalbert powiedział o
zielonej teczce. – Ta teczka to koło ratunkowe. Dopóki nie pojawi się Moody nie
możemy nic zrobić.
–
Jeśli się okaże, że Moody wiedział, to nic się nie stanie Adalbertowi? –
zapytała Potter.
–
Dokładnie... Szalonooki będzie wściekły, Lily – zapewnił – to jest dużo za
wcześnie, gdy ktoś musi korzystać z tej teczki. Ściany w Kwaterze mają uszy,
więc jeśli to się rozniesie, Moody'emu coś się stanie, a teczka przepadnie, to
sobie nawet nie wyobrażasz w jak ciemnej dupie znajdzie się Zakon, bo przecież
szpieg mógłby przekazać informacje o tej teczce i pewnie pojawiłoby się kilka
wtyczek, które twierdziłyby, że byli w Zakonie, ale działali w ukryciu. Podobno
istnieją jeszcze inne teczki...
–
Skąd ty to wiesz? – spytała niemal z zazdrością.
–
Lily, dorastałem na opowieściach o Pierwszej Wojnie i wtedy to była aktówka
Moody'ego, i ojciec mówił, że było ich kilka. To pewne, że zielona ratuje tyłki
wielu osobom, ale na pewno on ma jeszcze kilka innych asów w rękawie i nawet
nie chcę myśleć, co w nich jest. Ale wracając... Leven zrobił porządek z
dziewczynami, Bert był w jadalni, zjawili się rodzice i powiedzieli to samo, co
Leven. Dopóki nie zjawi się Moody, to nie robimy nic z Adalbertem. To znaczy...
Trzymamy go pod zaklęciem, ale wiesz... – nie dokończył, ale wiedziała, co miał
na myśli.
–
Uczą was tego na kursie? – zapytała. – Tortury i te sprawy?
–
My na to mówimy: wyciąganie informacji. Na kursie uczymy się, jak delikatnie
kogoś przycisnąć – powiedział uśmiechając się lekko, ale szybko spoważniał. –
Syriusz wyszedł z Jess. Katherina jak tylko odzyskała różdżkę i rodzice oraz
Tobias poszli do Adalberta, to ruszyła za nimi. Myślałem, że się tylko chce
wydrzeć, gdybym wiedział, że walnie Jess oszałamiaczem, to bym ją obezwładnił.
Nie mam pojęcia, co się z nią dzieje, Lily. Katherina jest świetną osobą, ale
czasami daje tak popalić, że muszę przypominać sobie, dlaczego ją uwielbiam.
Dziś... Przeszła samą siebie. Walnęła Jess, gdy ta była bezbronna. Wiem, że
gdyby Jess nie odwróciła się, to Katy walnęłaby ją w plecy. A nie tego uczą nas
na kursie. To znaczy możemy walić w plecy, ale w niektórych sytuacjach, jak
ktoś ucieka, albo kogoś atakuje. Przepraszam Lily... Pewnie cię zmartwiłem.
–
Nic mi nie będzie – zapewniła i wsunęła palce w jego włosy. – Ale miałeś rację,
że mnie odesłałeś prosto do sypialni. Katy pewnie oczekuje, żeby postawić na
swoim, a ja pewnie pocieszałabym Jess.
–
Mam nadzieję, że Syriusz z nią zostanie... Wyglądała naprawdę źle – westchnął i
zamknął oczy. – Muszę ją przeprosić, chyba byłem niemiły.
–
Och, James – wyszeptała miękko i ścisnęło jej się serce ze wzruszenia. – Jess
na pewno nie jest na ciebie zła.
–
Katherinę też muszę przeprosić – jęknął z przekąsem. – Wyrwało mi się
przekleństwo w jej kierunku. Chociaż ja ją tylko zapytałem, czy ją pojebało.
Łapa stwierdził, że jest idiotką, więc to on ma bardziej przerąbane u niej.
*******
–
Syriusz! – powiedziała głośno Jess, szturchając Blacka w ramię. Dopiero po
chwili chłopak obudził się.
–
Która jest? – zapytał, a ona odpowiedziała, że szósta. Zebrała jego buty z
podłogi i rzuciła w niego.
–
Ubieraj się. Masz za dwie godziny zajęcia – oznajmiła, wychodząc do salonu.
Założyła torbę na ramię i sprawdziła, czy na pewno dobrze zaszyła szew
skórzanego rękawa bluzki.
–
A ty? – Odwróciła się do Syriusza, który stał w drzwiach jej sypialni.
–
Wysłałam już sowę do Malkin, że mnie dziś nie będzie... Chodźże... Pewnie Moody
zaraz będzie, muszę przy tym być – mruknęła i otworzyła drzwi wejściowe.
Kiwnęła głową w stronę klatki schodowej i gdy wyszli, to zamknęła za nimi
drzwi.
Teleportowali
się osobno.
–
Jak się czujesz? – zapytał Syriusz, gdy przez chwilę szli w milczeniu.
–
Jak kupa gówna – odpowiedziała całkiem szczerze.
–
Nie chcieliśmy... – zaczął, ale rzuciła mu rozeźlone spojrzenie.
–
Nie mówmy o tym – przerwała mu i weszła do Kwatery Głównej.
Ostatnie
czego chciała, to poruszyć ten temat przed zobaczeniem się z Adalbertem.
Musiała
ustalić z nim co mówić teraz, kiedy reszta już wiedziała. Weszli do kuchni i
wcale nie była zdziwiona, że zastała tam rodziców Jamesa i Levena. Przywitała
się z Potterami, a młodego aurora starała się ignorować.
–
Moody już jest? – zapytała, mając nadzieję, że odpowiedź będzie przecząca i tak
też było. – Chciałabym go zobaczyć. Proszę...
– Zaprowadzę
cię – powiedział Tobias na co się zdziwiła, ale nic nie powiedziała. Bez słowa
ruszyła za nim w część domu, gdzie dawniej mieściły się pomieszczenia dla
skrzatów domowych.
Wyciągnął
różdżkę przed jednymi drzwiami, ale odwrócił się, jakby czegoś zapomniał.
–
Oddaj torbę i różdżkę – poprosił. Wyciągnęła różdżkę z kieszeni, aby wsadzić ją
do jednej z przegródek torby, którą zdjęła z ramienia. Brunet wyciągnął rękę,
ale nie podała mu torebki tylko odłożyła ją na podłogę tuż przy ścianie, tak
aby nie przeszkadzała. Usłyszała jego westchnięcie, ale nadal omijała go
wzrokiem. – Możesz z nim zostać do przybycia Moody'ego.
Stuknął
różdżką w drzwi i otworzył je przed nią.
Minęła
go i od razu zatrzasnęła za sobą drzwi.
–
Adalbert – wyszeptała z czułością i ze łzami w oczach. Leżał na łóżku, ale na
jej widok podniósł się i prawie od razu pokonała dzielącą ich odległość, aby
wpaść mu w ramiona. – Mamy mało czasu.
–
Co? – zapytał, bo chyba nie dosłyszał.
–
Mamy mało czasu. Nic nie mów. Może nas podsłuchuje – wyszeptała mu prosto do
ucha i odsunęła się.
Podwinęła
lekko lewy rękaw i przegryzła nitkę w miejscu gdzie był szew. Za pomocą
paznokci i zębów rozpruła szew na długości kilku cali, aż dotarła do miejsca
gdzie ukrytą miała starą różdżkę. Chwyciła jej koniec i wyciągnęła ją z cichym
stęknięciem.
–
Jess... – zaczął Adalbert i zrobiło jej się ciepło na sercu, gdy uśmiechnął się
do niej lekko. – Nie trzeba.
–
Trzeba – zapewniła i podeszła do okna. – Jest gdzieś z cztery jardy.
–
Jessie... – Odwróciła się do niego i spojrzała ponaglająco.
–
Masz – wyciągnęła do niego różdżkę. – Mi może się nie udać. To prawie jak
cykor.
–
Daj spokój. To bez sensu – powiedział całkowicie spokojnym tonem głosu i
zmrużyła oczy.
Drgnęła,
kiedy drzwi się otworzyły i instynktownie zasłoniła Adalberta, wyciągając przy
tym przed sobą różdżkę.
– Drętwota! – krzyknęła, niewiele myśląc o
tym, że celuje w Moody'ego. Zaklęcie odbiło się od jego piersi i auror nawet
się nie skrzywił. No tak, smocza skóra.
Nie
zdziwiła się, kiedy różdżka wyleciała jej z dłoni i Alastor złapał ją zręcznym
ruchem ręki. Zdziwiła się natomiast tym, że rozbroił ją samą ręką.
–
Druga różdżka? – zapytał Moody i podał ją do stojącego za nim Levena, który
chwilę ją pooglądał, a potem schował do jej torby. – Powinienem ją złamać.
–
To rodzinna pamiątka – mruknęła uciekając wzrokiem.
–
Całkiem przydatna – stwierdził. Czekała aż zbierze opieprz, ale przez kilka
sekund nic się nie działo.
–
Przepraszam – powiedziała, unosząc na niego wzrok.
–
Nawet nie poczułem.
–
Daj nam wyjść... Nie donosiliśmy nikomu... – zaczęła.
– Leven,
zaprowadź ją do jadalni i upewnij się, że nie ma trzeciej różdżki!
*******
–
Za chwilę ktoś wróci – powiedział Tobias po tym jak upewnił się, że dziewczyna
nie ma trzeciej różdżki. Zamknął drzwi jadalni, ale nie zabezpieczył ich
zaklęciem, bo nie było już sensu.
Wszedł
do kuchni i na oparciu krzesła zawiesił jej torbę. Nalał sobie z dzbanka
zaparzonej wcześniej kawy. Wyjął drugi kubek i też do niego wlał.
–
Zanieś jej jakieś jedzenie – powiedział do siedzącego przy stole Blacka. – Jest
w jadalni.
–
Co z Adalbertem? – zapytał chłopak, wstając od stołu.
–
Wiesz co oznacza zielona teczka. Pewnie Moody mówi teraz Potterom, to co mogą
wiedzieć – odpowiedział, kiedy skończył pić kawę.
–
Tobie nie powie? – zdziwił się Syriusz i skrzywił się, ale Black stał do niego
tyłem i nie zauważył tego.
–
Ja muszę iść zaraz do pracy. – Chwycił drugi kubek z kawą. – Zaniosę jej kawę.
Obszedł
stół i otworzył drzwi do jadalni. Skrzywił głowę, ledwo opanowując się przed
parsknięciem śmiechem.
Okno
było otwarte na oścież, a Jessica miała podniesioną nogę jakby chciała się
wspiąć na parapet i był pewny, że właśnie to robiła.
–
Serio? – zapytał siląc się na sceptyczny ton. Dziewczyna stanęła prosto, jakby
wcale nie robiła tego na czym ją przyłapał.
–
Chciałam się przewietrzyć! – rzuciła opryskliwie.
–
Powiedzmy, że uwierzyłem – mruknął. – Przyniosłem ci kawę.
–
Wypchaj się nią! – fuknęła.
–
Już to zrobiłem – odpowiedział i wyszedł drugimi drzwiami. Zamknął je i przez
chwilę stał o nie oparty.
Chciał
wcześniej porozmawiać z Moodym, ale powiedział do niego "jutro
wieczorem". I to były jedyne słowa, które powiedział do niego Alastor.
Auror
już bardziej rozmowny był w stosunku do Cay, a ta walnęła w niego oszałamiaczem.
Czuł,
że jutrzejsza rozmowa nie będzie dla niego przyjemna.
*******
Objęła
mocno Adalberta jak tylko weszli do mieszkania. Od razu się rozpłakała i
zaszlochała głośno, gdy przytulił ją mocniej do siebie.
–
Przepraszam... Tak bardzo przepraszam!
–
Nie masz za co – wyszeptał i poczuła, jak całuje czubek jej głowy.
–
Spałeś w nocy? – zapytała, kiedy się odsunęła i dostrzegła jak ciemne ma sińce
pod oczami.
Dopiero
teraz, gdy nerwy powoli z niej schodziły, zauważyła, że przyjaciel wygląda
chyba gorzej od niej.
–
Niewiele, a ty?
–
Byłam za bardzo zdenerwowana... No i Syriusz nie dał mi zasnąć – przyznała i
westchnęła ciężko. Usiadła na kanapie, zdjęła buty i podciągnęła nogi do siebie,
oplatając je ramionami.
–
Syriusz nie dał ci zasnąć? – powtórzył po niej Adalbert.
–
Chrapał – powiedziała i zaczerwieniła się na myśl o tym, co mógł sobie pomyśleć
Bert. – Dorcas wyrwałaby mi jajniki i zrobiła z nich breloczek, gdyby do czegoś
doszło.
–
Dość obrazotwórcze – mruknął chłopak i usiadł obok niej. – Pewnie masz dużo
pytań.
–
Moody? – zapytała, nie bacząc na to jak zaborczy i zazdrosny ma ton głosu. –
Jak to się zaczęło?
–
Gdzieś miesiąc po tym jak wróciłem do Szkocji spotkałem się z Oighrig. Była
ciekawa czy nauczyłem się już żyć z moimi wizjami. To ona mi powiedziała, że
mogliby mi pomóc w Indiach lub Japonii... Wtedy też miał pojawić się ktoś z
Ministerstwa, bo trzeba było ponowić pewne zaklęcia w Loch Ness, żeby kelpia
nie rzucała się w oczy. Wtedy poznałem Moody'ego – zaczął opowiadać Adalbert. –
Później Oighrig powiedziała mi, że on i Dumbledore prowadzą Zakon Feniksa. Rzuciła
to ot tak, a ja potem przez kilka dni o tym myślałem. Mam wiele talentów, Jess.
W Japonii zgłębiałem tajniki oklumencji i legilimencji. Potrafię wejść w czyjś
umysł bardzo szybko i praktycznie nieodczuwalnie. Potrafię... potrafię nawet
pomieszać komuś w głowie. Oczywiście potrafię to zrobić osobie, która jest
słabo biegła w tej dziedzinie. Jak wiesz moje wizje nie są normalne. Są wywołane
przez czarną magię i mogłem wyrzec się magii w wieku siedemnastu lat, stracić
wizje i magiczną moc. I chciałem to zrobić, bo wiesz jaka to była dla mnie
męka, ale wtedy...
–
Wtedy miałeś tę wizję – przypomniała
sobie, a on kiwnął głową.
–
Wtedy miałem tę wizję – przytaknął. –
Porozmawiałem z Oighrig, podpowiedziała mi, co powinienem zrobić. Wtedy, kiedy
powiedziała mi o Zakonie stwierdziłem, że zrobię z tego pożytek. Poprosiłem ją
o jakieś namiary na niego i na szczęście Moody odpowiedział na moją prośbę, i
spotkał się ze mną. Oighrig musiała mu trochę o mnie powiedzieć, bo gdy
opowiadałem mu o moich wizjach i o tym, co już umiem, to nie był zdziwiony.
Postawiłem na szczerość i się opłaciło.
–
Ale nie rozumiem... Jak twoje wizje mogłyby pomóc? – zapytała. – To
znaczy, ja wiem, że się zawsze
sprawdzają, ale przecież one dotyczą tylko ciebie lub mnie. Chyba że coś się
zmieniło? Bert? Powiedziałbyś mi, prawda?
–
Oczywiście, Jess. Te moje wizje pozostały bez zmian. Są tylko o mnie i o tobie,
ale rozwijałem się też pod kątem tradycyjnego wróżbiarstwa. Pamiętasz urodziny
Syriusza, Jane, Paula i Katy? Wróżyłem wtedy z kuli i wtedy miałem kilka wizji
dotyczące tych osób, którym wróżyłem... To też się sprawdzi – powiedział
pewnie. – Korzystając z pomocy do wróżenia czasami mam wizje i one się
sprawdzają.
–
Poczekaj... – powiedziała i zaczęła się zastanawiać. – Czyli jak patrzysz w
kulę i coś widzisz, i mówisz o tym, to może się nie sprawdzić?
–
Tak.
–
Ale jak patrzysz w kulę i wchodzisz w ten swój trans, to wtedy na pewno się
sprawdzi? – dopytała, a on kiwnął głową.
–
Dokładnie – potwierdził. – Moody stwierdził, że się ze mną skontaktuje.
Powiedział mi potem, że po prostu chciał wypytać swoich znajomych wróżbitów,
czy moje umiejętności w ogóle są możliwe. Sprawdził też, czy to, co mówiłem o
Japonii jest prawdą. Za drugim razem pojawił się u mnie z bliźniakami.
–
Gideonem i Fabianem? – zapytała zdziwiona i kiwnął głową.
–
Stosowali na mnie legilimencję. Konkretne wydarzenia, każdy po kolei.
Powiedziałem im jedynie, że nie użyję oklumencji, chyba że trafią na trzy
wydarzenia, które chciałbym zachować w całości tylko dla siebie. Zdziwiłem się,
kiedy Moody się zgodził... Wtedy też byli świadkiem wizji, ale Moody nic nie
mówił. Tylko obserwował. Jeszcze potem zjawili się u mnie parę razy. Zawsze bez
zapowiedzi – powiedział.
–
A twoja mama? Nie była zdziwiona? Zmartwiona? Nie pogoniła ich? – dopytywała i
Bert parsknął śmiechem.
–
Byli w stosunku do niej uprzejmi. Nawet kilka razy zjedli u nas obiad –
wyjaśnił, a ona uśmiechnęła się lekko. Pani Malodora była bardzo gościnna. – Ale
któregoś dnia Moody doszedł to tej
wizji. Wtedy po raz pierwszy zastosowałem oklumencję. Nie było łatwo. Moody to
ciężki przeciwnik. Musiałem go wyprowadzić kilka razy w pole i dopiero wtedy
próbować go odepchnąć. Sam się wycofał i zapytał, co się dzieje. Wtedy im
powiedziałem, że w tym dniu miałem wizję o swoim prawdziwym ojcu i to jest
jedno z tych trzech wydarzeń, które chcę zachować dla siebie. Powiedziałem im
czyim jestem synem.
–
A on? – zapytała, bojąc się, że auror się wściekł. Przecież to musiało być
kilka tygodni od ich pierwszego spotkania, gdy Adalbert wyjawił mu prawie
wszystko.
–
Podziękował za szczerość i poszli sobie. – Nie takiej odpowiedzi się spodziewała.
Oczy ją nieco zaszczypały.
–
Merlinie... On cię lubi – wyszeptała przez ściśnięte gardło. McSweeney wzruszył
ramionami, jakby zawstydzony.
–
Następnym razem przyszedł już sam i powiedział, że jeśli nadal chcę, to jestem
w Zakonie – powiedział.
–
Kiedy to było?
–
W czerwcu, kiedy kończyłaś szkołę. Powiedział mi o zielonej teczce, bo wyznałem
mu, że on się kiedyś dowie.
Wiedzieliśmy, że taka sytuacja jak wczoraj
może mieć miejsce, ale... – zaczął i wiedziała jakie będzie zakończenie.
–
Myśleliśmy, że to będzie później – dokończyła za niego.
–
I będzie później. Teraz wie tylko kilka osób z Zakonu. Trochę czasu minie nim
to do niego jakimś cudem dojdzie –
zapewnił ją i miała nadzieję, że naprawdę tak będzie.
–
A mama? – spytała.
–
Nie jest w Zakonie. Nadal nie będzie wiedziała, że wiem – powiedział i potarł
palcami skronie. – Nie ma sensu dokładać jej jeszcze tego.
–
Rozumiem – odparła zgodnie z prawdą, chociaż na jego miejscu już dawno
powiedziałaby o tym pani Malodorze. – Co ty właściwie robiłeś dla Zakonu przez
ten czas?
–
Niewiele... Wtedy dawałem Moody'emu moje wizje – przyznał takim tonem, jakby
obawiał się jej reakcji.
–
Chwileczkę... Ale... – zaczęła, nie rozumiejąc. – Do cholery, jak? Przecież jak
mówisz o tym, to...
–
I właśnie do tego doszedłem w Japonii... Moje wizje może oglądać ktoś innym za
pomocą legilimencji, albo mogę je wyciągać jak wspomnienie, aby potem oglądać
je w myślodsiewni, Jess. Moody ogląda je i na ich podstawie próbuje oszacować
mniej więcej, co się może dziać. Nauczyłem się widzieć te wizje. Potrafię
dostrzec pogodę za oknem, czy choćby datę gazety, jeżeli obraz jest bardzo
dokładny. Czasami nawet są nagłówki... Wydaje mi się, że on już wie, kiedy to
się może skończyć, ale póki co wiem, że nie wiadomo jak to się skończy i z
jakim wynikiem – wyznał, a ją zatkało. Czyli był sposób na to, żeby poznać, co
mu siedzi w głowie. – Chciałabyś zobaczyć, Jessie? Może nie przyszłe, ale
przeszłe... Te, które już się spełniły.
–
Nie – odpowiedziała, sama dziwiąc się tego, że przyjęła to tak spokojnie. –
Wystarczy mi to, co mi mówisz, Bertie. A mama? Nie była zdziwiona, że bierzesz
myślodsiewnię po dziadku?
–
Wiedziałem, że coś by podejrzewała. Moody mi załatwił. Podobno Archiwum Biura
Aurorów to prawdziwy skarbiec – zażartował, ale i tak podejrzewała, że Moody
nie wyniósł tego przedmiotu z Ministerstwa Magii. – Jess, wiesz co jeszcze
myślę?
–
Nie mam pojęcia.
–
Myślę, że powinnaś powiedzieć dowództwu o twojej odporności na legilimencję.
Wydaje mi się, że to po ataku wampira. Nie wiadomo, co więcej się w tobie
zmieniło – powiedział z troską w głosie, a ona powoli pokiwała głową.
–
Pomyślę o tym, Bertie – mruknęła i przysunęła się do niego, by go przytulić. –
Ale najpierw poczekajmy, aż się uspokoi.
Rozdział znów na ciepło. Poprawię jutro po pracy. ;)
I jutro o 16:00 pojawi się część trzecia! :D (Którą też poprawię po pracy).
Myślałam, że zmieszczę wszystko w części drugiej, ale wyszło tak dużo treści, że dla wygody czytania muszę zrobić trzy części rozdziału 58. :)
Miłego czytania!
Część 3
Słodki Merlinie, ile się tu działo! Niby już nic aż tak bardzo odkrywczego, bo to poprzednia część obfitowała w rewelacje, ale mimo wszystko...
OdpowiedzUsuńMiałaś rację, Katherinę coraz ciężej mi znieść. Jest dziecinna, zapalczywa i fałszywa. Najbardziej ze wszystkiego nie podobał mi się fakt, że nie przyznała się do szpiegowania przyjaciół. Skoro okazało się, że rzeczywiście mają wiele do ukrycia i "wyszło na jej", to mogła otwarcie przyznać, że podejrzewała Jess i Berta. Po drugie zadziwia mnie jej brak karności. W tym momencie wydaje mi się, że skoro ona nie będąc aurorem już współpracuje z Levenem, to on jest jej bezpośrednim przełożonym, a ona ma kompletnie w dupie jego polecenia. Po trzecie zaatakowała przyjaciółkę, kiedy nie miała najmniejszego dowodu jej winy. Ja to bym jej chętnie strzeliła w gębę, żeby trochę oprzytomniała.
Levena aż tak załagadzającego sytuację też nie rozumiem, ale jest jeszcze mało danych, żeby rozumieć wszystko. Bardzo podobał mi się pomysł zielonej teczki i to, jak to hasło zadziałało. Same mamy coś podobnego (notes Moody'ego, pojawił się już kilka razy) i wiemy, jak ogromną rolę odgrywa artefakt z taką funkcją. Czekam na rozwinięcie tego motywu, bo bardzo bardzo mnie to nurtuje.
Kolejna sprawa - fajnie opisałaś Berta. W całym zamieszaniu zachował zimną krew jako jedyny, był dojrzały i taki, że nie miałam wątpliwości, że że strony dowództwa nic mu nie grozi. Fajnie tlumaczysz jego rekrutację do Zakonu, chociaż dalej dużo tam niejasności (szczególnie "ta wizja").
No i Jess, która ostatnio jest moją ulubioną bohaterką tego opowiadania... No, lekko mnie zirytowała, nie powiem. Ja nie wiem, jakiego sekretu ona strzeże, ale jaką odwaliła histerię od początku w obecności Katy, zasłanianie własnym ciałem, przemyt różdżki, dwie próby ucieczki, zaklęcie w Alastora... każdy w takiej sytuacji pomyślałby, że oni mają coś na sumieniu. Z tej perspektywy patrząc, może reakcja Katy nie była dużo przesadzona. Można liczyć na odpowiedź w kwestii tej histerii Jess? Nie powinna się uspokoić po tym, jak Bert zasłonił się zieloną teczką?
Ale Ty masz tempo. Nie nadążam czytać i komentować, nie mówiąc o tym, że moje S20 nadal w lesie xd. No ale cóż poradzić... ;D przynajmniej nie dajesz mi szansy pomarudzić na długie czekanie. Lecę do 3. części!
♡
Drama
O, Merlinie, co za wstyd!
UsuńByłam przekonana, że jednak przed poprawieniem rozdziału nikt nie skomentuje, a tu masz babo placek. :D
Za wszelkie jakieś błędy tu i w następnym, przepraszam.
Zaraz poprawię. :D
Mówiłam, że Katherinę będzie denerwowała, mówiłam? :D
Teraz wiem, że trochę spodoba Ci się coś w 3 części.
W sumie nie mam co się rozwodzić, bo masz całkowitą rację. Katy zrobiła się niezbyt fajna.
Zielona teczka u Moody'ego pojawiła się już wcześniej w kontekście Syriusza. Któryś z rozdziałów między 31-38. (Chyba.)
Pojawią się jeszcze na pewno dwie teczki, może więcej, ale dwie na pewno będą tak dokładnie "otworzone". :P
Leven łagodził sytuację, bo jako jedyny był tam tak jakby beztrosnny. No i chciał to załatwić tak jak trzeba, i tak jak mieli ustalone.
No nie pykło. :D
Ta wizja... Cóż... Zdradzę tyle, że z tej wizji dowiedział się kto jest jego ojcem. A co więcej? Na pewno do tego wrócę!
Bert jest już nieco starszy i wbrew pozorom bardzo dojrzały oraz doświadczony.
Ostrzegał wcześniej Katherinę, gdy ta użyła na nim legilimencji i nawet nie wiesz jaką miałam satysfakcję, gdy wychodziło na jego. :D
Jess jeśli chodzi o Berta, to reaguje bardzo histerycznie. Tak naprawdę ma teraz tylko jego i kurczowo się go trzyma.
Katherina, jej najbliższa do tej pory przyjaciółka, okazała jej brak zaufania.
A Adalbert jest zawsze przy niej. Nieważne jakie głupstwo odpieprzy. I chce być dla niego równie mocnym wsparciem. Myślę, że kiedyś uda mi się tak bardziej wytłumaczyć ile oboje sobie zawdzięczają.
No i zaczyna sobie nie radzić psychicznie z tym wszystkim.
To będzie kontynuowane i nieraz poruszane. :)
Jess wtedy nie wiedziała, czym jest teczka. I chyba w tamtym momencie nie umiała myśleć o niczym innym niż o tym, że Bert ma przewalone.
Nie chcę zdradzać za dużo, ale to jest jeden z momentów, gdzie Jess wali się dużo na głowę.
O zielonej teczce dowiaduje się później, chociaż teraz wydaje mi się, że tak się skupiłam na czymś innym, że tego nie dałam.
Może uda mi się wpleść w scenę jej i Berta coś o zielonej teczce (o ile faktycznie, nie ma :P).
Myślę, że zachowanie Jess wyda Ci się jeszcze nieraz głupie, nieodpowiedzialne i idiotczyne, ale taka niestety jest.
Finalnie, wydaje mi się, że to będzie miało sens.
Do tego będę dążyła. :)
Od dawna szykowałam się na ten rozdział, ale niestety czasami utknę na jednej-dwóch scenach i ciężko mi przebrnąć. Tutaj problemem był dla mnie tylko początek, więc jak już go napisałam, to się nie oszczędzałam.
No i wczoraj u mnie padał deszcz przez cały dzień i zostałam sama w mieście, więc mogłam sobie pozwolić na pisanie. :)
I chciałam też, żeby faktycznie kontynuacja pojawiła się szybko, żeby emocje po części 1 nie opadły. :)
Mam nadzieję, że to tempo się utrzyma.
Dziś chyba mi się nie uda siąść nad 59, bo muszę popracować nad planem, no i poprawić te dwie częśći, i odpisywać...
No zarobiona jestem. :D
Ale na bieżąco będę informowała o postępach.
Mocno trzymam kciuki za Syriusza, żeby wyszedł z lasu! :D
Buziaki! :*
Dobry wieczór! :D :*
OdpowiedzUsuńWidzę, że mkniesz jak burza :D Bardzo, bardzo, bardzo mi się to podoba :D Dwa nowe posty mam już do przeczytania! :O Ten tydzień to chyba jakiś dawno nie ustanowiony rekord w wysypie nowych rozdziałów :D Przynajmniej u Ciebie :P Cudownie to wygląda <3 Nie obiecuję, że obie części uda mi się przeczytać dzisiaj, ale z pewnością będzie mi spieszno nadrobić moje mini-zaległości, więc zaczynam czytanie :D
Miałam komentować na bieżąco, ale okazało się, że nie ma takiej potrzeby, bo ta część skupia się tylko na jednym głównym wątku, a to trochę ułatwia sprawę w komentowaniu :D
Aczkolwiek...
Kurde, aż nie wiem, od czego zacząć.
Szczerze mówiąc, to reakcja Katheriny była bardzo do przewidzenia. Wiadomym było, że dziewczyna się wścieknie, ale jednocześnie jej postawa trochę mnie rozczarowała. Owszem, miała prawo czuć się urażona, ale uderzenie Jess zaklęciem praktycznie w plecy było ciosem poniżej pasa. Jakkolwiek wiele przeszła, każdy bohater ma za sobą trudną historię i powinna jednak się trochę opanować. Przynajmniej do czasu, w którym dowiedziałaby się co nieco o sprawie. James też trochę się uniósł, ale, nie oszukujmy się, było to dużo mniejsze uniesienie.
Jestem zdziwiona, że Leven postanowił kryć Katherinę, ale jednocześnie ciekawa jego motywacji oraz tego, czy tajemnica się kiedyś wyda. Kolejna tajemnica.
Ech... Kurde, aż nie wiem, co mam myśleć o tym wszystkim. Z jednej strony od zawsze lubiłam Adalberta i Jess i nigdy nie zwątpiłam w nich na tyle, by przestać im ufać. Szkoda, że tak długo okłamywali przyjaciół w tak wielkiej sprawie, ale z pewnością mieli swój powód, który pewnie kiedyś się wyjaśni. Już półgębkiem o nim mówią, mam wrażenie. Wiadomo, że w chwili stanu wojennego taka wiadomość mogła wstrząsnąć wszystkimi, więc nie winię nikogo tutaj za zwątpienie i rozczarowanie, ale też nie karcę za ukrywanie swojej tożsamości przez Adalberta.
Co do jego wizji... Cóż, mam nadzieję, że kiedyś w końcu dasz nam te wizje, bo naprawdę mnie z ciekawości skręca za każdym razem, kiedy o nich wspominasz! :P Nie mogę się doczekać, aż wreszcie dowiem się wszystkiego.
Tu muszę też powiedzieć, że osoba Jess trochę mnie zaskoczyła. Nie sądziłam, że będzie pomagała uciec Adalbertowi w domu pełnym Aurorów. Ona naprawdę musi kochać Adalberta, skoro tak bardzo stara się go ochronić. Podoba mi się ta miłość, ale też mam nadzieję, że to jej kiedyś nie zgubi.
Meh, chyba jednak nie dam rady przeczytać już dzisiaj części trzeciej, a szkoda :( Jednak fakt, że podzieliłaś rozdział jeszcze bardziej, pomógł mi w przeczytaniu i skomentowaniu czegokolwiek, więc i tak się cieszę :D Do trójeczki powrócę pewnie dopiero w środę ;) Tymczasem lecę dopieścić to, co zaczęłam dziś przy swojej "26" i zmykam spać! <3
Życzę Ci dobrej nocy, weny, weny, weny, czasu i jeszcze raz weny! :D :*
Ściskam mocno!
Dobry wieczór! <3
UsuńWydaje mi się, że gdyby całość nie dotyczyła głównie jednego wątku, to moje tempo byłoby słabsze.
Hahah, teraz ładnie to wygląda, a później pewnie znów będzie przerwa. :P
Aczkolwiek postaram się, żeby jej nie było. :)
Zachowanie Katy jest rozczarowujące. Chciałabym obiecać jej szybką poprawę, ale cóż... :p Nie mogę tego zrobić.
Motywacja Levena (czemu kryje Katherinę) jest w części trzeciej.
Może dodatkowo czuję się odpowiedzialny za tę sytuację, bo gdyby nie to, że zaproponował jej współpracę i jej zaufał, to raczej taka akcja nie miałaby miejsca.
A czy to się kiedyś wyda? Hm... Szczerze napiszę, że nie wiem.
Pewna natomiast jestem, że ta ich tajemnica będzie mieć swoje skutki. :)
Z mojego punktu widzenia, to nie było okłamywanie przyjaciół. To była po prostu ich tajemnica. Coś o czym nie mówili nikomu więcej (no Moody i Prewettowie wiedzą, ale nadal duuuużo mniej niż Jess i Bert).
Wizja, w której Bert dowiaduje się prawdy o swoim pochodzeniu jest spoiwem ich przyjaźni.
Powody będą podane, na pewno. Jeden już jest: nie chce martwić mamy. W 59 będzie kolejny.
Ale taki najważniejszy powód, będzie dużo później. :)
Wizja kiedyś będzie, obiecuję. Tzn. chyba nie będzie "pokazana", raczej "opowiedziana". :D
Jeśli chodzi o Berta, to Jess jest zdolna do wszystkiego.
Chce dla nich takiego szczęścia, na jakie ich teraz stać.
Nie dziwię się, że nie dałaś rady. :D Trochę dużo tego.
I nie mogę się doczekać środy! Myślę, że część trzecia dostarczy Ci jeszcze więcej emocji. :)
Och, czasami tęsknię za czasem, kiedy w tygodniu mój dzień kończył się o 2-3 w nocy. :P
Wtedy mi się najlepiej pisze.
Mam nadzieję, że 26 tworzy się szybko i bez zbędnych problemów. :D
Cieszę się, że rozdział tak się przyjmuje!
Tobie życzę tego samego! :D :*
Buziaki! :*
Wybacz, że dopiero dzisiaj, ale wreszcie się udało. Nie rozpiszę się za bardzo, bo wiesz jak wyrywam sobie chociaż odrobinę czasu, ale to co najbardziej rzuciło mi się w oczy:
OdpowiedzUsuńRozdział jest świetny, bardzo podobała mi się jego dynamika i prowadzenie akcji. Przez chwilę nawet liczyłam na jakąś większą bójkę, ale było bardzo fajnie.
Katy Kąty mnie wpienia strasznie. Okej, ja bardzo rozumiem jej rozgoryczenie i wszystko, ale to jak bardzo jest w foracej wodzie kąpana i jak nie myśli o konsekwencjach jest irytujące. I rozumiem poniekąd to jak się odniosła do Jess i Berta, ale to jak wykrzyczała to w Kwaterze nie mając pewności, kto to usłyszy, było conajmniej średnie jak na przyszłego autora.
Jess i jej próby ratowania sytuacji i pomysły. No po prostu ja ja uwielbiam. I kocham tę odpychająca chemię między nią a Levenem.
James - prawdziwy słodziak. Rozumiem jego brak opakowania, ale zaimponował mi tym, że potrafił się ogarnąć i przyznać do błędu i zbyt wczesnego osądu.
Syriusz - uwielbiam tę jego przyjacielskość i oddanie innym. To że jej nie oceniał, że jej zaufał i był z nią.
Znowu mi się przypomniało Jess i ten jej opis, co by jej Dorcas zrobiła :D
Ciekawy motyw z tymi teczkami.
Nie mogę się doczekać, aż będzie więcej o tych zielonych trawach. Ale to chyba dopiero jutro przeczytam, albo w piątek.
Ślę uściski,
Panna Czarownica
No hejo!
UsuńJak się cieszę, że wreszcie tu jesteś, bo przecież tak Cię gnębiłam: przeczytaj, przeczytaj... I zrobiłaś to!
No przynajmniej część 1 i 2. :P W sumie to dziś wyrwałaś też odrobinę czasu dla mnie, także dzięki! :D
Katherina w 58 niestety się nie popisała i wyszło jak wyszło.
Jeju... Nie spodziewałam się natomiast, że to co odpierdzielała tutaj Jess tak Ci się spodoba. Spodziewałam się, że może Cię to rozbawi, ale jednak trochę ją potępisz. :P
Odpychająca chemia między nią a Levenem? To czysta niechęć. :P
Oooch, jest mi miło, że James Ci zaimponował. <3
No i Syriusz... Wiedział z czym się "je" zieloną teczkę. No i sam a nazwisko jakie ma, i chyba czuł, że z Bertem jest nie do końca tak, jak sądzi Katy. :) Uwielbiam go. :D
Jak wiesz, Jess to kopalnia dobrych tekstów. :P Myślę, żeby przejrzeć bloga i je wszystkie spisać. xD
Motyw z teczką (jeszcze jedną) powróci w 59 cz. 2! (Tak, wiem już, że 59 będzie miał dwie części, a mam tylko ćwierć strony.) :P
Mogę Ci obiecać, że nazwisko Greengrass da o sobie znać, ale to jeszcze dłuugo. :)
Dziękuję bardzo, że Ci się dziś udało wpaść, bo strasznie chciałam poznać Twoją opinię. :*
Mam nadzieję, że do jutra! :D
Buziaki! :*