William wyszedł z
ostatniego egzaminu i jeszcze szerzej się uśmiechnął. Bynajmniej było to
spowodowane tym, że dobrze mu poszło, czy też wreszcie od kolejnych zajęć
będzie się uczył fachu w praktyce. Źródłem jego dobrego humoru był list od
Syriusza, który otrzymał z samego rana. Był pewny, że jak wróci wieczorem do
mieszkania, to przeczyta go jeszcze kilka razy.
Zaczęła go bawić zmienność
jego uczuć. Były dni, w których obwiniał ją i czuł do niej dużą niechęć. Oczyma
wyobraźni widział ich, w niedalekiej przyszłości, na jakiejś uroczystości i to
wreszcie on był tą osobą, która ignoruje i nie chce z nią rozmawiać.
Bywały też dni w
których o niej nie myślał. Dni pełne zajęć i nerwów, po których nie miał nawet
siły się wykąpać. Dni, w których nie miał sił na myślenie przed snem, bo gdy
tylko kładł głowę na poduszce, to zasypiał.
Były też dni takie jak
te. Kiedy dostawał list od Syriusza, Jamesa czy jej rodziców. Wystarczyło tylko
kilka słów o niej, a jego serce ekscytowało się na jej wspomnienie.
Dzisiejszy list od
Blacka był pełen jej. Praktycznie był tylko o niej i może dlatego czuł się,
jakby był na haju.
Czuł cholerną dumę, że
kolejny raz poradziła sobie świetnie na egzaminach, ale jeszcze większą dumę
czuł z powodu tego, że podobno dogadała się z rodzicami. Wiedział, że ten moment kiedyś nadejdzie, ale nie sądził, że
Katy dojrzeje tak szybko do tego, żeby wszystko sobie z nimi wyjaśnić.
Druga strona listu
zawierała informację, która sprawiła, że to był najlepszy dzień tego tygodnia,
a może i miesiąca, czy roku.
Rozstała się z Larsem.
Black nie pisał mu
szczegółów, ale dla niego nie było to ważne.
Znów była wolna.
I wiedział, że ten
stan utrzyma się jeszcze przez jakiś czas, bo nie miała w zwyczaju pakowania
się szybko w nowy związek.
Wyszedł na zewnątrz
budynku i wyciągnął z kieszeni metalowe pudełeczko, z którego wyjął papierosa.
Przeklął, gdy
zorientował się, że nie ma przy sobie zapalniczki.
– Masz ogień? –
zapytał stojącego nieopodal mężczyzny. Facet nic nie odpowiedział, tylko
wskazał na różdżkę wystającą z kieszeni marynarki. – Przy pierwszym papierosie
podpaliłem sobie grzywkę, więc nie ufam temu sposobowi zapalania fajki.
– Też bym nie ufał –
odpowiedział nieznajomy z brytyjskim akcentem. – Masz, odpal od mojego.
– Dzięki – powiedział,
oddając mu papierosa, gdy udało mu się zapalić swojego. – Też z Anglii?
– Dawno nie.
– Ale akcent pozostał
– stwierdził i zaciągnął się dymem. Przymknął oczy i po chwili powoli wypuścił
powietrze z płuc.
– Tak jak u ciebie –
zauważył szatyn. William zerknął na niego i zmarszczył brwi. – Ale ty tu jesteś
krócej.
– To prawda – przyznał
powoli, nie spuszczając wzroku z tego mężczyzny. Ten wcale nie wydawał się być
skrępowany, że się na niego podejrzliwie gapi. Rzucił na ziemię resztę
papierosa i przydeptał go czubkiem buta.
– Do zobaczenia –
powiedział i poklepał go po ramieniu.
– Co...? – zaczął
formułować pytanie, ale szatyn wszedł już do budynku.
Odpowiedź na niezadane
pytanie została mu udzielona godzinę później, gdy wszedł na spotkanie ze swoim
przełożonym. Mieli omówić kilka spraw związanych z następnym semestrem.
Gdy otworzył drzwi do
sali, od razu zauważył tego samego gościa sprzed budynku.
Pan Morton wskazał mu
krzesło znajdujące się przed biurkiem. Usiadł na nim i spojrzał na aurora
gotowy na poważną rozmowę o jego przyszłości.
Chwilę później miał
się przekonać, że ta rozmowa będzie dużo poważniejsza niż przewidywał.
– Jest z nami dzisiaj
John Spencer, który ma do ciebie kilka pytań. Ale zaczniemy najpierw od
prostego pytania, czy coś zmieniło się w twoich planach? – zapytał auror.
– Nie, nic się nie
zmieniło – odpowiedział zgodnie z prawdą. Animagię miał już opanowaną w dobrym
stopniu i był pewny, że da sobie radę z wykorzystaniem jej w pracy.
– A co jeśli miałbyś
możliwość pójść o krok dalej – spytał Spencer i William spojrzał na niego z
wahaniem. Krok dalej?
– Co ma pan na myśli?
– Nie musisz mówić mi
per "pan". Jestem od ciebie tylko cztery lata starszy – powiedział
Spencer. – Proponujemy ci szkolenie na tropiciela.
– Tropiciela? –
powtórzył, marszcząc brwi. Oczywiście, że widział kim są tropiciele, każde
Biuro Aurorów w każdym Ministerstwie Magii miał taką grupę aurorów, ale z tego
co wiedział, potrzeba było do tego praktyki w pracy. Przynajmniej tak było w
Wielkiej Brytanii i w Niemczech.
– Tak... – zaczął
Morton i spojrzał na Spencera szybko. – Konkretnie miałbyś być partnerem Johna.
– Ten semestr miałbyś
jeszcze normalne zajęcia i podszkoliłbyś się z dodatkowych umiejętności. Od
jesieni zacząłbyś specjalne szkolenie i treningi, żeby w następne lato zacząć
powoli cię wdrażać w nasze zadania. Po następnym roku miałbyś egzaminy kończące
cały kurs i dostałbyś uprawnienia, tak jak jest to w planach – wytłumaczył
szatyn. – Zawód ten jest narażony na znacznie większe niebezpieczeństwo,
dlatego dajemy ci czas na decyzję do pierwszych zajęć po Wielkanocy. Do tego
czasu będziemy czekać na twoją odpowiedź. Jeśli będzie twierdząca, to wtedy
udzielimy ci więcej szczegółów.
– Przemyśl to dobrze,
bo ta odpowiedź będzie już ostateczna. Oczywiście jeśli się zgodzisz, a później
będziesz chciał się wycofać, to niestety będzie oznaczało, że wylecisz z całego
kursu – wyjaśnił jego przełożony.
– Rozumiem... Ale jak
wygląda życie prywatne? Nie ukrywam, że w przyszłości chciałbym mieć rodzinę...
– zaczął, czując jak głos zaczyna mu drżeć. – Nie ukrywam też, że po kursie
chciałbym wrócić do Anglii.
– Jedno nie wyklucza
drugiego – powiedział John. – Praca jest niebezpieczna, są miesiące, że nie
widzę się z żoną, ale jest też czas, że jestem na miejscu i pracuję w Biurze.
Co do Anglii nie mogę niczego obiecać, ale zawsze są świstokliki.
– Przemyśl to na
spokojnie, chłopcze – poradził mu Morton i przesunął w jego stronę pusty
pergamin. – Napisz tu nazwiska osób z którymi zamierzasz o tym porozmawiać.
William chwycił pióro
i z mocno bijącym sercem zaczął patrzeć się w czysty arkusz.
Nie od razu zaczął
pisać, ale zaczął od najważniejszej mu osoby.
*******
Jane spojrzała na
Katherinę, która jak gdyby nigdy nic popijała herbatę, rozglądając się po salonie.
Gdyby nie znała jej tak długo, to uznałaby, że wszystko jest w porządku.
– Jak się czujesz? –
zapytała ją szwagierka.
– Nawet dobrze. Męczą
mnie tylko mdłości po jedzeniu, ale Lily ma podobno jakiś świetny eliksir –
powiedziała i na chwilę zapadło milczenie.
– O której będzie
reszta?
– Jak się nie spóźnią,
to za jakieś dwadzieścia minut – odpowiedziała, patrząc na zegarek. – Chciałam
porozmawiać z tobą trochę wcześniej o całej tej sytuacji.
– Ze mną? – zdziwiła
się Katherina. – Chyba z Jessicą...
– To ona poprosiła
mnie, żebym tutaj zorganizowała spotkanie – przerwała jej i prawie pokręciła
głową, widząc wzrok Katy. – Adalberta nie będzie, od razu to zaznaczyła.
– Cudownie...
– Zamierzasz jej
powiedzieć? – zapytała i upiła łyk herbaty. Znów zapadło milczenie, więc
spojrzała na blondynkę ponaglająco.
– Nie – wyszeptała
Katherina i spuściła wzrok. – Tobias wziął to na siebie i niech tak zostanie.
Gdybym powiedziała jej prawdę, to tylko pogorszyłoby sprawę.
– Zatajanie tego też
nie jest dobre, Katy... – zaczęła Jane.
– Więc co? Powiesz
jej? – przerwała jej Parkes i Jane poczuła uścisk w żołądku, bo ton Katheriny
był nieprzyjemny.
– To nie jest moja
rola, Katy. – Sama się zdziwiła, że jest tak spokojna. Nigdy nie lubiła
poruszać z Katheriną trudnych tematów i to takich, w których mają odmienne
zdania. – To nie moja przyjaźń wisi na włosku i to nie mnie będą zżerały
wyrzuty sumienia.
– Tak będzie lepiej.
Zawsze, kiedy nie słucham się Tobiasa, to wychodzą jakieś kwasy – mruknęła
szwagierka. – I tak ja i Jess raczej się nie dogadamy...
– Musicie... –
zaczęła, ale przerwało jej trzaśnięcie drzwiami wejściowymi. – Są za wcześnie!
– Co za ulga. –
Usłyszała ciche westchnięcie Katheriny. Wstała z miejsca, gdy do salonu wszedł
Syriusz, a za nim Lily i James.
– Ciąża ci służy –
przyznał Black, całując ją w policzek. Jane zaśmiała się lekko i spojrzała na
niego, kręcąc przy tym głową.
– Gdybym ci nie
powiedziała, to nawet byś nie zauważał – powiedziała z przekonaniem, a Syriusz tylko
uśmiechnął się szeroko w odpowiedzi. – Czego nie można powiedzieć o Lily.
– Dzidzia rośnie –
przyznał James i pogłaskał żonę po zaokrąglonym brzuchu.
– I to szybko – dodała
Lily, witając się z nią. – Dałam Paulowi te eliksiry.
– Już jest? – zdziwiła
się Jane.
– Mhm, w kuchni –
odparła Ruda i przysiadła obok Katheriny. James usiadł obok Lily, a Syriusz
rozsiadł się na jednym z foteli.
Jane usiadła na drugim
fotelu i z przyjaciółkami zaczęły opowiadać sobie o zajęciach, czy jak było w
jej przypadku, o pracy, natomiast James i Syriusz rozmawiali o nowym sezonie w
rozgrywkach quidditcha.
Czuła, że obie rozmowy
są prowadzone tylko po to, żeby uniknąć głównego powodu ich spotkania, czyli
całej tej sytuacji z Jess i Adalbertem, ale to się zmieniło, gdy do salonu
wszedł Paul, który nie bawił się w delikatność.
– Umieram z
ciekawości, co nam powie, bo Moody był oszczędny w słowach – przyznał,
stawiając tacę z zastawą do herbaty i talerzem ciastek.
– Umieranie z
ciekawości... To u was rodzinne – rzucił ironicznie Łapa i dzielnie zniósł
spojrzenie, jakim obdarzyła go Katherina.
– Nie zrozumcie mnie
źle, ale to chyba nic strasznego... – zaczęła cicho Lily, a ona mimowolnie
kiwnęła głową. Szwagierka dość szybko poinformowała ją o tym co zaszło i wtedy
nabrała wody w usta, żeby nie wydać za szybko niepotrzebnego osądu. Jak zawsze
przez jakiś czas milczała i patrzyła jak sprawy się toczą, by wyrobić sobie
zdanie na ten temat. – Sam się tego dowiedział z wizji. Ukrywano to przed
nim...
– Przypomnij sobie, co
mówiła nam Jess, Lily... On dużo więcej ukrywa, a jego tatuś to wierzchołek
góry lodowej. Kto wie czego jeszcze się dowiedział – powiedziała Katherina i
Jane dosłyszała, że za tym kpiącym tonem, kryje się ciekawość.
– A ja... – zaczęła
Jane z lekkim zawahaniem. – To jak ona go broni... Ja myślę, że on umrze.
– Co? – zapytała Katy
patrząc na nią jakby straciła rozum.
– Myślę, że on widział
swoją śmierć. Inaczej nie potrafię sobie tłumaczyć zachowania Jess –
powiedziała zgodnie ze swoimi przeczuciami. Zapadła dłuższa chwila, w której
prawie wszyscy wpatrywali się w nią.
– To raczej nie to...
Jessica wtedy powtarzała, że "on się dowie" i jestem pewny, że chodzi
o Greengrassa. Teraz urodziła im się córka i myślą, że ona jest najstarsza, a
tu się okazuje, że jest Adalbert. Najstarsze dziecko, najstarszego syna. Ma
prawo do całego majątku – wytłumaczył Black.
– Pieprzenie... Jest
bękartem – zauważyła Katy, a Black pokręcił głową.
– Nieważne, że jest z
nieprawego łoża. Jest jego najstarszym dzieckiem, dziedzicem. To, że jest mężczyzną
jeszcze dodatkowo wzmacnia jego pozycję. Nie przekręcaj oczyma, Katy... Stare
rody czarodziejów czystej krwi rządzą się swoimi prawami. Zauważ, że rodzice
mnie wydziedziczyli, a i tak, po ich śmierci mam prawo do majątku. Nie zdążyli
ująć tego w testamencie, bo nie sądzili, że tak szybko umrą – objaśniał dalej.
– Gdy Greengrass dowie się, że gdzieś żyje jego syn i w testamencie go
wydziedziczy, to tym samym przyzna się do ojcostwa, a taki skandal to ostatnie
czego chce. Pewnie będzie chciał załatwić wszystko po cichu.
– Zabije go? –
zapytała Lily, przerywając mu.
– Raczej nie. Prędzej przekupi...
Na pewno zacznie uprzykrzać mu życie. Te stare rody są zbyt popieprzone i
dumne, żeby przyznać się do słabości. Nawet jeśli Adalbert podpisałby własną
krwią, że nic nie chce, to i tak, to by nie wystarczyło. Greengrass prędzej czy
później się dowie. Jess to powiedziała, bo wie to od Adalberta. Jest tym
przerażona, więc na pewno ojciec uprzykrzy mu życie. Taka jest moja opinia –
zakończył swój wywód Black.
– Dodatkowo te jego
wizje... – zaczął Paul, ale przerwał i Jane spojrzała na męża pytająco, bo
wiedziała, że chciał coś powiedzieć, ale w porę ugryzł się w język. – Jak
wyjdzie, że jest w Zakonie, to może mu nie pomóc. Bo nieoficjalnie wiadomo, kto
między innymi finansuje Voldemorta.
– Jego tatuś –
odpowiedziała Katherina. Blondynka znów otworzyła usta, żeby coś powiedzieć,
ale drzwi wejściowe znów trzasnęły i Jane z lekką paniką spojrzała na Paula.
– Jak treningi James?
– rzucił niby lekko Łapa.
– Przecież już nie
gram – syknął Potter.
– No to jak... –
zaczął znów Black, ale wbił wzrok ponad jej ramię i po tym poznała, że Jess już
w wejściu do salonu. Jane odwróciła się lekko i spojrzała na przyjaciółkę,
która nie wyglądała najlepiej. Widać było, że jest przygnębiona i niewyspana.
– Hej – powiedziała
cicho, machając przy tym niezręcznie dłonią. Odpowiedzieli jej z niemal takim
samym entuzjazmem.
– Siadaj – powiedział
Paul przysuwając jej kolejny fotel. Jane uśmiechnęła się do niej, dodając jej
tym samym otuchy. Spojrzała na przyjaciół i wszyscy, oprócz Katheriny,
uśmiechali się do Szkotki w ten sam sposób. – Herbaty?
– Nie, dziękuję –
mruknęła i położyła torebkę na podłodze. – Jane, dziękuję, że możemy tu się
spotkać.
– Nie ma za co –
zapewniła i pogłaskała ją po ramieniu. Jess uśmiechnęła się do niej smutno.
– Chciałam z wami
porozmawiać o Remusie... – zaczęła mówić.
– Nie o Bercie? –
przerwała jej Katherina. – Nie sądzisz, że należą nam się wyjaśnienia?
– Nie, nie sądzę –
odparła Jessica dużo spokojniejszym tonem niż Parkes. – Jestem padnięta tą
sytuacją, Katy. Stało się i po prostu mam już dość. Próbowałam wam dać tyle
informacji, żeby mu nie zaszkodzić, ale... To już bez znaczenia. Wydało się.
Macie jakieś pytania, to idźcie z tym do Adalberta. To jego dotyczą te
tajemnice, nie mnie, więc ja nie będę wam tego tłumaczyła.
– I dobrze, najlepiej
w ogóle o nim nie rozmawiać – parsknęła Katherina i przez chwilę wszyscy
milczeli.
– Cóż... – zaczęła
znów Jess i odchrząknęła. – Chciałam porozmawiać o Remusie... Dwa dni temu coś
sobie uzmysłowiłam.
– Co takiego? –
zapytał Syriusz.
– Zegarek –
powiedziała Cay i podwinęła rękaw u lewej ręki, odsłaniając nadgarstek. Jane
zakryła dłonią usta, gdy zrozumiała co przyjaciółka ma na myśli. – Remus go
nosił.
– Merlinie – sapnęła
Lily.
– Zegarek Dorcas –
powiedział na głos Syriusz i Jess kiwnęła głową.
– Jaki mają zasięg? –
zapytał James nieco ochrypłym tonem głosu.
– Działały na terenie
zamku – odpowiedziała Katherina. – I chyba w Hogsmeade.
– Nie działały jak
zostawiłam zegarek Mickowi, a ja byłam w Hogwarcie – dodała Jane. – Lily?
– Próbuję sobie
przypomnieć czy Dor sprawdzała jaką mają odległość – jęknęła Potter, chowając
twarz w dłonie. – Wydaje mi się, że nie.
– Remus też mógł go
nie mieć... Mógł go zdejmować na noc, a nie wiadomo dokładnie, kiedy go porwano
– zauważyła Katherina. – Musimy powiedzieć tacie i wujkowi.
– Musimy też się
dowiedzieć jaki mają zasięg te zegarki – dodał Łapa i Jane, tak jak reszta,
kiwnęła głową. – Jak na to wpadłaś, Jess?
– Nie wiem, po prostu
spojrzałam na niego i nagle mnie oświeciło – powiedziała smutno. – Przepraszam,
że dopiero teraz.
– Lepiej późno niż
wcale – mruknął James i wstał ze swojego miejsca. – Pewnie spotkamy tatę i
wujka wieczorem w Kwaterze, to im powiemy.
– I powiemy też, że
odwiedzimy ojca Remusa. Poszukamy zegarka, albo czegokolwiek innego –
zadecydowała Katherina, również wstając. – O ile nie jest za późno.
*******
Chyba pierwszy raz w
ciągu ich kilkumiesięcznej współpracy spotkali się z samego rana. Stary budynek
nie straszył już tak o tej porze dnia, ale i tak czuła lekki niepokój, bo
jednak w ciemności człowiek dłużej pozostawał niezauważony, a oboje nie
chcieli, żeby ktoś ich tutaj zobaczył.
– Snape. – Kiwnęła
głową na przywitanie. Śmierciożerca odpowiedział tym samym gestem.
– Nie mamy dużo
czasu... Za jakieś pół godziny, może godzinę Prorok będzie miał specjalne
wydanie – powiedział i poczuła jak włoski na karku stają jej dęba.
– Kolejny atak –
wyszeptała.
– Nie... Znajdą ciało
Ann Winsborn. – Otworzyła szerzej oczy i poczuła jak gardło jej się zaciska.
Wszyscy łudzili się, że może oszczędzą dziewczynę, ale jednak podzieliła los
reszty swojej rodziny. – Chcą ustabilizować sytuację w Ministerstwie i zaczną
działać z mugolakami. Myślałaś o... ?
– Tak, ale nie wiem,
czy się na to zgodzą – odpowiedziała Katherina, niepewna, czy ktokolwiek z
Zakonu czy z rodziny zgodzi się na to, co chciałaby zrobić. – Myślałam o
Wielosoku. Jestem naprawdę świetna w walce. Zaproponuję, żeby wzięli mnie
gdzieś, gdzie będę miała okazję pokazać co potrafię. Wie, że się
przyjaźniliście?
– Tak.
– Potwierdziłbyś jej
zdolności. Jeśli się zgodzą, to wtedy pomyślimy o całej historyjce, póki co, to
jest tylko zarys – powiedziała Parkes, bo to był jej jedyny mocny pomysł. – Wiadomo
coś o Remusie?
– Podobno Winsborn to
jego sprawka. Mówią, że wilczek Dumbledore'a pogryzł dziewczynę, a teraz ona
nie żyje, także... – Nie musiał kończyć. Poczuła napływające łzy.
– Ale żyje –
stwierdziła i uśmiechnęła się smutno, gdy Snape nie zaprzeczył. Poczuła, że
chociaż sam może do końca nie wie wszystkiego, to domyśla się, że Lupin jest
żywy. – Spróbuj się czegoś dowiedzieć...
– To nie jest takie
łatwe, Parkes. Na pewno jest u kogoś, kto jest blisko Czarnego Pana, tylko tego
jestem pewien – powiedział, a ona kiwnęła głową.
– To i tak dużo –
zapewniła przez ściśnięte gardło. – Muszę już wracać. Daj mi znać, jak czegoś
się dowiesz.
*******
Błysk flesza oślepił
go, gdy torował sobie przejście przez tłum do części atrium, w której kominki
zostały zablokowane i kilkunastu aurorów stało nieruchomo, odgradzając
pracujących kolegów od zainteresowanego tłumu.
Tobias kiwnął do
Dawlisha i przeszedł obok niego, bliżej wejścia dla interesantów Ministerstwa
Magii. Stanął obok Bonesa, który trzymał różdżkę w pogotowiu, bacznie
obserwując tłum.
– Dłużej się nie dało?
– mruknął mu na przywitanie Edgar.
– Byłem w Belfaście,
gdy dostałem wezwanie – powiedział. – Co się stało?
– Ciało Ann Winsborn
zostało podrzucone do budki telefonicznej – odpowiedział mu szeptem. – Robią
już sekcję w szpitalu, a chłopaki zbierają materiał.
– Kto się tym zajmuje?
– zapytał i wystarczyło, że Edgar na niego spojrzał, i już wiedział. – Moody.
– I Benio. Do pomocy
wzięli bliźniaków – wyszeptał i odkaszlnął.
– Widziałeś...? –
zaczął formułować pytanie, ale przyjaciel pokręcił głową.
– Nie... Podobno jej
ciało jest zmasakrowane... – Bones urwał i skrzywił się, jakby przypomniał sobie
coś obrzydliwego. Nie pytał już o nic, tylko stał obok i obserwował tłum,
czekając aż koledzy z Działu Technicznego skończą zbierać materiał dowodowy.
*******
Jessica trzymała rękę
na ustach.
Od dłuższego czasu
wpatrywała się w ruchome zdjęcie na pierwszej stronie wydania specjalnego
Proroka Codziennego na którym Benio Fenwick zakrywał ciało jej dawnej
przyjaciółki.
Makabryczne
zdarzenie w Ministerstwie Magii!
Dziś
rano doszło do potwornego zajścia w wejściu dla interesantów.
Po
godzinie siódmej jeden z pracowników Personelu Technicznego Ministerstwa Magii
zauważył, że winda od dłuższej chwili stoi nieruchomo na poziomie Atrium i nikt
z niej nie korzysta. Gdy poszedł sprawdzić przyczynę awarii, dokonał straszliwego
odkrycia – na podłodze windy leżały zwłoki porwanej przed miesiącem Ann
Winsborn!
Co
do tożsamości ofiary nie ma żadnych wątpliwości. Sam Szef Biura Aurorów
potwierdził, że to ciało Ann Winsborn.
Z
nieoficjalnego źródła wiemy, że denatka miała liczne obrażenia ciała, które
mogły być wynikiem tortur, ale to dopiero potwierdzi sekcja zwłok.
Osoby
posiadające jakiekolwiek informacje w tej sprawie proszone są o kontakt z
Biurem Aurorów.
O
kolejnych szczegółach sprawy będziemy informowali na bieżąco w kolejnych
wydaniach Proroka Codziennego.
Tekst czytała już
chyba z dziesięć razy i za każdym razem literki zniekształcały jej się od
napływających do oczu łez.
Już jakiś czas temu
jakiś głos jej podpowiadał, że Ann już pewnie nie żyje, ale odpychała od siebie
te ponure myśl. Natomiast dziś te przypuszczenia się potwierdziły.
I to w chyba najgorszy
możliwy sposób.
W głowie jej się nie
mieściło jak można było zrobić coś tak okrutnego i w pewnym sensie zuchwałego.
Jakby oprawcy czuli się całkowicie bezbronni.
– Och, dziecko. –
Usłyszała pełen żalu głos Madame Malkin, ale nie od razu na niego zareagowała.
– Może pójdziesz do domu?
Podniosła wzrok na
szefową i obraz znów jej się zamazał. Wypuściła głośno powietrze z ust i
kiwnęła głową.
– Dziękuję –
powiedziała drżącym tonem głosu.
Przez całą drogę do
mieszkania próbowała utrzymać emocje w ryzach. Szok powoli ustępował i czuła,
że za chwilę zacznie czuć zbyt dużo na raz. Od poczucia winy, po złość,
niesprawiedliwość i smutek.
Na klatce schodowej
minęła się z sąsiadką i nawet nie odpowiedziała jej na przywitanie, tylko jak
najszybciej pobiegła na trzecie piętro.
Trzęsącymi się dłońmi
wsadziła klucz do zamka i otworzyła drzwi. Praktycznie jak tylko przekroczyła
próg mieszkania, poczuła jak łzy kapią jej na policzki.
Otarła je rękawem i
przeszła w stronę kuchni, gdzie myślała, że będzie Adalbert.
– Bert? – wyszeptała,
wchodząc do pomieszczenia, ale go tam nie zastała.
Zmarszczyła brwi
patrząc na bałagan jaki panuje na stole. Zdziwiła się, na widok otwartej
skrzyneczki z eliksirami. Kilka fiolek leżało obok niej w nieładzie, jakby ktoś
pośpiesznie czegoś szukał.
Otworzyła nagle usta i
poczuła jak żołądek skręca jej się w supeł. Jasne drewniane blaty kuchenne
miały na sobie ślady krwi.
– Bert! – krzyknęła,
rzucając się w kierunku drzwi do jego sypialni, ale tam też go nie było.
Spojrzała na drzwi do
łazienki, które uchyliły się i wyszedł przez nie McSweeney.
Wypuściła głośno
powietrze, bo od razu dostrzegła niedbale zmytą krew na jego twarzy oraz
czerwone plamy na jasnej koszulce.
– Nie chciałem cię
martwić – powiedział takim tonem, jakby go na czymś przyłapała. Poniekąd tak
było.
– Znów? – zapytała,
krzywiąc się i odwracając wzrok.
– Tak – westchnął. –
Dziś dyptam przestał działać.
– Możemy teraz o tym
nie mówić? – zapytała, gdy poczuła, że jeszcze chwila i zwymiotuje.
– Idź do siebie.
Ogarnę ten bałagan i przyjdę – odpowiedział, a ona z wielką ulgą schowała się w
pokoju.
*******
– Powiedz Moody'emu –
powiedziała, gdy Adalbert przestał opowiadać jej o tym, że krwotoki zaczęły się
jakieś dwa tygodnie temu i są prawie codziennie.
– Nie mogę nadużywać
jego znajomości, Jess, a jak wyjdzie, że to on mi załatwił świstoklik, to nagle
ktoś się może mną zainteresować – odparł jej przyjaciel, a ona ściągnęła usta.
– To poproś pana
Charlusa. Kumplujesz się z Jamesem, nikt się nie zdziwi – stwierdziła, a on
znów pokręcił głową.
– Ten koleś od
Moody'ego to moja jedyna droga do Francji, chyba że jakimś cudem uda mi się
zdobyć zezwolenie na świstoklik. Póki co będę się faszerował eliksirami. Esencja
dyptam działała prawie dwa tygodnie, mocniejsze środki może dadzą radę dłużej –
powiedział, ale wyczuła, że sam nie jest do końca pewny.
– Wieczorem też to ci
się stanie? – zapytała, krzywiąc się, bo oczyma wyobraźni widziała jak z jego
oczu, nosa i uszu wypływa krew.
– Całkiem możliwe. –
Pokręciła głową i westchnęła ciężko, bo ten dzień ledwo się zaczął, a już była
potwornie zmęczona. – Hej, a czemu ty tu jesteś?
– Bo znaleźli Ann
Winsborn – odpowiedziała po chwili i podniosła wzrok na McSweeney'a. Kiwnęła
głową, dobrze odczytując jego minę. – Martwą.
*******
James odetchnął
głośno, gdy razem z Katheriną i Syriuszem wyszli z Ministerstwa Magii, gdzie
nadal mieli zajęcia w Biurze Aurorów.
– Czuję się jak gówno
– powiedziała kuzynka, a on przytaknął, chociaż chyba nie istniały słowa, które
we właściwy sposób opisałyby to, co teraz czuł.
Fakt, kiedyś był z Ann
Winsborn, ale związek ten traktował jako odegranie się na Lily. Nie łączyło go
z blondynką jakieś głębokie uczucie, a później była mu obojętna, ale i tak
teraz czuł dziwne przygnębienie, że przez prawie cały czas zajęć obserwował i
pracował z materiałem dotyczącym jej sprawy.
Wcześniejsze sprawy do
których mieli wgląd, nie dotyczyły nikogo im znanego. W sprawie morderstwa jego
dziadków, czy porwania Remusa nie pozwolono im nawet zerknąć w rozpiskę
materiału dowodowego.
– Teleportujemy się
łącznie? – zapytał Syriusz i kiwnął głową.
Mieli jeszcze jedną
sprawę do załatwienia.
Dzień wcześniej, gdy
Jess powiedziała im o tym, że Remus nadal nosił zegarek od Dorcas, to
porozmawiali z jego ojcem.
Fakt, obiecali nie
wtrącać się w sprawę w zamian za to, że będą cały czas informowani jeśli pojawi
się coś nowego w jego sprawie. I tak było. Jego ojciec przekazywał im każdą,
choćby najdrobniejszą pogłoskę. Na szczęście, żadna pogłoska nie była o jego śmierci.
Wczoraj ojciec
niechętnie zgodził się, żeby zmącili spokój Lyalla Lupina i jeżeli im pozwoli,
to żeby rozejrzeli się za zegarkiem.
– Gotowy? – zapytała
Katherina i James wyrwał się z rozmyślań. Chwycił wyciągnięta dłoń kuzynki i
chwilę później poczuł szarpnięcie w okolicach pępka.
– Ładnie ci to wyszło
– pochwalił Katherinę Syriusz, gdy już pojawili się przed domem Lupina.
– Dzięki –
odpowiedziała i wskazała brodą na budynek. – Pukamy i pytamy czy możemy wejść?
– Tak... Kto mówi? –
zapytał James. – Mnie chyba nie lubi.
– Mnie na pewno nie
lubi – mruknął Łapa.
– Na mnie nie patrz – powiedziała
Katy i pchnęła go lekko. – Bądź mężczyzną.
Spojrzał na nią
sceptycznie i podszedł do drzwi, aby zapukać w nie kilka razy. Chwilę stał i
wysłuchiwał kroków, ale nic nie słyszał, więc znów zaczął pukać.
– Kogo... – James
cofnął się o krok, gdy drzwi otworzyły się i przez szparę wyjrzał ojciec
Remusa. – To wy.
– Dzień dobry! –
powitała go Katherina, przysuwając się bliżej Jamesa. Pan Lupin nie odezwał
się, stał w miejscu i łypał na nich podejrzliwie. – Możemy wejść? Chodzi o
Remusa...
– Odnalazł się? –
zapytał z nutą nadziei w głosie.
– Niestety... –
zaczęła kuzynka.
– To wynocha! –
warknął przez szparę i kiedy zaczął przymykać drzwi, to kątem oka zauważył
gwałtowny ruch Katheriny. Dostrzegł, że Lyall zastygł w bezruchu i po sekundzie
jego ciało odchyliło się do tyłu, upadając z łoskotem na podłogę.
– Katy! – syknął
James, ale bynajmniej była to dezaprobata.
– I tak mnie nie lubił
– powiedziała, jakby nie zrobiła nic złego i jako pierwsza weszła do domu. –
Weźcie go posadźcie na fotelu i zabierzcie różdżkę.
– Proszę pana, przepraszamy
– zaczął mówić James do unieruchomionego Lupina. – Musimy zobaczyć jego pokój.
– Kto z nim zostaje? –
zapytała Parkes i razem z Syriuszem utkwili w niej wzrok. – No dobra.
– To było szybkie. –
Usłyszał Łapę, gdy już ruszyli na piętro do sypialni Remusa. Powstrzymał
kichnięcie, gdy na szczycie schodów wziął głębszy oddech i wyczuł w powietrzu
kurz.
– Dobrze wie, że nikt
go nie zna tak jak my – powiedział i w tej samej chwili poczuł wyrzuty
sumienia. Nikt nie znał Remusa, jak oni i dopiero po tylu miesiącach wreszcie
mogli się czegoś chwycić. I to nie oni wpadli na trop zegarka, a Jess, która
znała Remusa prawie najkrócej.
Weszli do pokoju
Lunatyka i na chwilę przystanęli.
Potter rozejrzał się
po uporządkowanym wnętrzu. Książki o różnorakiej tematyce były równo ustawione
w półkach. Na biurku leżały pergaminy i pióro, jakby ich właściciel miał za
chwilę wrócić do pisania jakiegoś listu.
– Accio zegarek! – Usłyszał głos Syriusza, który machał różdżką w
różnych kierunkach, raz za razem wypowiadając zaklęcie. Bezskutecznie. – Kurwa!
– Nie kurwa –
odpowiedział James i uśmiechnął się do Blacka, bo brak zegarka było dobrą
wiadomością.
Potter podszedł do
biurka i przegrzebał szybko jego zawartość. Znalazł jakieś nieznaczące notatki,
więcej pustych pergaminów czy stare wydania Proroka Codziennego.
– I? – zapytał
Syriusza, który wysunął spod łóżka kufer i po chwili go wsunął.
–Pusty – odpowiedział
Black i podszedł do szafy. – Ostende
absconsa!* Też nic.
Przewertowali tak
prawie cały pokój. Wiedzieli, że na pewno Remus nie trzymał niczego ważnego na
wierzchu. W Hogwarcie zazwyczaj jego kufer służył mu za skrytkę, albo...
– Podłoga! – krzyknęli
z Syriuszem prawie w tym samym momencie. – Rogaczu...
– Ostende absconsa! – powiedział pewnym tonem głosu i uśmiechnął się
szeroko, gdy usłyszał skrzypnięcie deski w podłodze.
Razem z Blackiem
rzucili się na kolana. James wyłamał odchyloną deskę i wsadził rękę w powstałą
dziurę. Wymacał pod podłogą skrzyneczkę i wyciągnął ją.
– Jest coś jeszcze? –
zapytał Syriusz, a Potter pokręcił głową.
– Bierzemy to do
Kwatery – zadecydował i wstał z kolan. Machnął różdżką w stronę dziury w
podłodze i chwilę później była już cała. – Expecto
Patronum!
*******
Czuła, że nie postępuje
zbyt mądrze, udając się tak późno na ulicę Pokątną, ale cały czas miała przed
oczami zakrwawionego Adalberta. Dobijała ją też myśl, że esencja dyptamu mu już
nie pomaga i najbliższa noc może nie należeć do przyjemnych.
Wszystkie apteki na
ulicy Pokątnej były już pozamykane, więc musiała udać się na ulicę Śmiertelnego
Nokturnu do apteki pana Mulpeppera.
Nie do końca wiedziała
czego szuka, więc opisała dolegliwości Adalberta, mówiąc, że raczej szuka
czegoś, co pomoże mu od wewnątrz.
Wyszła z apteki z
dziwnie wyglądającym eliksirem i miała szczerą nadzieję, że nie zabije
przyjaciela, a mu pomoże.
Szła ulicą Pokątną i
skręciła przed lokalem jej i Adalberta w boczną uliczkę. Po kilku krokach
poczuła, że coś jest nie tak.
Poczuła się tak, jak
wtedy, gdy miał ją zaatakować wampir.
Schyliła się, niby pod
pretekstem zawiązania sznurówki i usłyszała za sobą szmer. Wyciągnęła powoli
różdżkę i spokojnie wyprostowała się, i ruszyła znów przed siebie, ale tym
razem wytężając słuch.
– Drętwota! – Odwróciła się szybko i krzyknęła formułę zaklęcia.
Zdziwiła się, że czerwona smuga światła trafiła w postać czającą się w mroku.
Zdziwiła się jeszcze bardziej, gdy postać tylko lekko się zachwiała i po chwili
zaczęła zmierzać w jej stronę. – Ani kroku dalej! Bo wezwę aurorów!
– Nie! – Mężczyzna
zatrzymał się. Lumos Maxima!
Wielka kula światła
oderwała się od jej różdżki i zawisła kilka jardów przed nią oświetlając ciemny
zaułek.
– Nie zrobię ci
krzywdy, nie mam różdżki – odpowiedział, ale i tak mu nie uwierzyła. – Szukam
Acus.
– A–acus – zająknęła
się i powoli podeszła bliżej, gdy wyciągnął do niej rękę, w której coś trzymał.
– To należało do
Dagny. Mówiła, że ma to od Acus – powiedział, gdy chwyciła materiał. Jedną ręką
rozłożyła go i poznała skórzaną kurtkę.
– Dałam ją Remusowi –
powiedziała przez ściśnięte gardło. – To ja ją mu dałam... Kim jest Dagny?
– Remus był w stadzie
wilkołaków, tam się poznaliśmy... Jestem Ben – przedstawił się i kiwnęła mu
głową, nadal celując w niego różdżką. – Zabili Dagny, a jego nadal trzymają.
– Remus żyje –
wyszeptała, a mężczyzna kiwnął głową.
– Ale niedługo... To
Greyback ma go zabić... – zaczął, ale urwał, gdy usłyszeli odgłos zbliżających
się kroków. Nox Maxima!
– Co tu się dzieje?! –
Usłyszała podniesiony męski głos. – Tu aurorzy! Prosimy przygotować dokumenty
do pokazania!
– Ma czas do przyszłej
pełni – warknął, chwytając ją mocno za ramię. – Po niej Greyback na pewno wróci
i dokończy, co zaczął.
– Uciekaj! – szepnęła,
gdy dostrzegła, że jeden z aurorów zaczął oświetlać sobie drogę. Mężczyzna
ruszył przed siebie, a ona skierowała swe kroki w stronę aurorów.
– Jest tu pani sama? –
Usłyszała, gdy byli wystarczająco blisko.
– Był tu też
wałęsający się kot, którego czasami dokarmiam – skłamała i wskazała ręką na
budynek obok. – Jestem współwłaścicielką tego lokalu.
– Dawlish i Savage –
przedstawił ich John Dawlish, którego poznała już wcześniej. – Ma pani
przepustkę?
– Tak – powiedziała,
wyciągając z kieszeni pergamin z jej przepustką, która pozwalała jej na poruszanie
się po ulicy Pokątnej po ustalonej godzinie policyjnej.
– Jessica Cay – powiedział
rzeczowym tonem Savage i przyświecił jej twarz różdżką, zapewne aby porównać,
czy jest podobna do zamieszczonej fotografii w przepustce. – Pani różdżka?
– Proszę. – Oddała mu
różdżkę, którą obejrzał uważnie
– Dziękujemy. – Uśmiechnął
się do niej, oddając przepustkę oraz różdżkę.
– To wszystko, tak? –
zapytała i prawie głośno odetchnęła, gdy Dawlish pozwolił jej pójść.
Jak tylko wyszła z
ulicy Pokątnej, nie bawiła się w dalsze wieczorne spacery, tylko teleportowała
się wprost pod drzwi mieszkania, nie bacząc na to, że jakiś mugol może się na
nią natknąć.
Wparowała do
mieszkania i machnęła na Adalberta, który siedział na kanapie i czytał książkę.
– Ubieraj się. Za
chwilę ruszamy do Kwatery. I może zawiadom Moody'ego – powiedziała i zamachała
kurtką, którą dostała od tajemniczego Bena. – Mam informacje o Remusie.
*Ostende
absconsa! – pokaż
ukryte, zaklęcie autorstwa Remusa Lupina, ujawniające jego skrytki.
Witam się cieplutko :D
OdpowiedzUsuńPiękna pogoda nam się na weekend zrobiła, nieprawdaż? <3 Ach, chciałabym powiedzieć, że to pogoda wygoniła mnie z domu i nie pozwoliła przysiąść do rozdziału od razu w piątek, ale... No cóż, jak zwykle wina pracy :P
Kurde no, zaczynasz od Williama w momencie, kiedy moja silna wola przechodzi jakiś kryzys! Ugh, sama nie wiem, co myśleć o nim, o jego relacjach z Katheriną, o jego zachowaniu, życiu itp... Może gdyby ona dała mu kiedyś dojść do słowa i może gdyby wykorzystał to do przeprosin za swoje zachowanie... Może, może bym się ugięła. Póki co moje serce tylko trochę łagodnieje, ale wciąż jestem obrażona i wciąż nie potrafię wybaczyć :( Swoją drogą jestem ciekawa, jaką decyzję podejmie William. Jakaś część mnie wolałaby, by wrócił do Anglii. Nawet jeśli miałabym się irytować jego obecnością co rozdział. Trochu tęskno :(
Oj, oj, Katy zrąbała sprawę, a wciąż zachowuje się niestosownie wobec Jess. Niefajnie :/ Cieszę się ze stanowiska, jakie przyjęła Jess. Spodobało mi sie, że wprost im powiedziała, że nie będzie wydawać reszty sekretów Adalberta i jeśli czegoś chcą, mają iść do niego.
Co to za krwotoki ma Adalbert? Czy ja coś pominęłam, czy ten wątek dopiero wprowadziłaś? Zaczynam się bać i to nie są żarty. Chyba coraz mniej rozumiem, jeśli chodzi o Adalberta O.o
Boziu święty, za każdym razem, jak w grę wchodzi Remus, moje serce wali jak szalone. Jeśli brak zegarka to dobry znak, to znaczyć może, że Remus wciąż ma go na sobie. Albo miał. Albo cholera wie co, SBlackLady sobie z nami pogrywa :( Ja tylko chcę, by ten chłopak otrzymał swoje zasłużone szczęśliwe zakończenie :( I dowiedzieć się, co jest w tym cholernym pudełku!
Rozdział świetny, jak zwykle :D Mam nadzieję, że kolejny pojawi się już w najbliższy weekend :D Życzę Ci dużo weny i czasu, byś mogła dla nas jak najwięcej pisać! :*
Ściskam mocno! :*
A dobry wieczór! :)
UsuńPogoda dopisuje i trochę mi z tego powodu przykro, bo teraz nie mam okazji do grzańca. xD
Hahaha :D teraz ja nie trafiłam w Twój grafik. :P
Nieważne kiedy, ważne, że jesteś. :D
Rozumiem przez co przechodzisz w związku z Williamem. Pewnie gdybym była czytelniczką to też miałabym podobne odczucia, co do niego.
Jaką podejmie decyzję? Wydaje mi się, że 61-63 to będzie (zależy jak długie będą 61 i 62).
Jakaś część mnie też chciałaby go w Anglii, ale póki co jeszcze o tym nie myślę. Muszę skupić się na bliskiej przyszłości. :D
Jak wspominałam, akcja teraz spowalnia. Różnica w czasie między 58 cz. 3, a 59 cz. 1 (tą sceną u Jane) wynosi jeden dzień, więc Katherinę jeszcze nerwy trzymają (dzień wcześniej zebrała opierdziel od Levena :P).
Cieszę się, że podoba Ci się stanowisko Jess. Trochę żałuję też, że to nie była jej perspektywa. W mojej głowie Jessica jest zawiedziona. Niektórymi bardziej, niektórymi mniej, a niektórymi wcale. :P
Krwotoki Adalberta pojawiły się w rozdziałach 49 i 50, gdy była impreza przebierankowa z okazji 20 urodzin Jane, Paula, Katheriny i Syriusza.
To jeden ze skutków ubocznych jego wizji. Dokładne "co i jak" kiedyś będzie. :P
Uch, to przez najbliższe rozdziały Twoje serce będzie waliło jak porąbane. :D
Dowiesz się, co było w pudełku i to już w części drugiej. :D Mam nadzieję, że uda mi się ją opublikować do niedzieli, ale nie obiecuję. :)
Aww, dziękuję Ci bardzo za tyle pochlebstw i jak zawsze, wnikliwy i dociekliwy komentarz. :D Oby ten czas, gdzie wszystko się wyjaśnia, szybko nastał. :D
Buziaki!:* :*
Ech, do grzańca zawsze można znaleźć dobrą okazję :P Wieczory się przecież ochładzają, czyż nie? :D
UsuńFaktycznie, Adalbert miał krwotoki :D Tyle się ostatnio dzieje, że naprawdę niektóre wątki gdzieś uciekają. Każdy rozdział dostarcza ogroma wrażeń :D
Boże, to jak tak mówisz, to mnie do zawału doprowadzisz już gdy tylko zobaczę, że pojawił się rozdział! :O Tak być nie może! Ale czekam w takim razie, niedziela coraz bliżej :D
Buziaczki! :*
Na szczęście znów jest chłodniej (o 1-2 stopnie, ale ciii), trzeba się dogrzewać. :P
UsuńOgólnie tyle się dzieje, że nie dziwię się, iż sporo informacji umyka. Tym bardziej, że to było wspomniane raz. Ale znów do tego wróciłam. :P
Tak, niedziela coraz bliżej. Mam tak szczegółowy plan, że powinnam się wyrobić i wstawić do 18:00. Ale potwierdzę tą informację albo dziś w nocy, albo jutro koło południa, gdy zacznę już pisać (póki co mam przedostatnią scenę napisaną, bo jest króciutka).
Oby do jutra!
Buziaki! :*
Witaj! Jak dobrze znów coś u Ciebie przeczytać, zdążyłam się stęsknić ;) no więc nie mogę powiedzieć nic innego, jak tylko to, że rozdział był super (prawie cały i mówiąc to, myślę oczywiście o Williamie).
OdpowiedzUsuńA od początku... on jest nienormalny. Albo głupi, albo nie wiem jeszcze co. Są przewinienia, przy których zwykłe "przepraszam" nie wystarczy. Gdzie nie wystarczy mnóstwo czasu, który leczy rany. Ja nigdy w życiu nie chciałabym mieć nic do czynienia z facetem, który zostawiłby mnie w ten sposób i w takiej sytuacji, jak William Katy. Czy on tego nigdy nie zrozumie? Nawet jeśli ona po chrześcijańsku mu wybaczy, to przecież nigdy nie będzie w stanie zaufać mu ponownie i zbudować jakiegokolwiek poważnego związku. Jeśli on myśli, że jest inaczej, to jest chyba niedorozwinięty xd dobra, po raz kolejny wylałam na niego kubeł pomyj, od razu mi lepiej :D
Katherina dalej mnie lekko irytuje, może po przedostatniej notce ciut mniej, ale jednak nadal standardowo. Jess zaimponowała mi tym, że przypomniała sobie o zegarku. To może być przełom w sprawie odnalezienia Remusa i jeszcze ta kurtka od Bena... mam nadzieję, choć serduszko drży ze strachu, że nadchodzi czas uwolnienia Lupina. Tak bym chciała, żeby się udało i nikt dodatkowo przy tym nie ucierpiał... A z bardziej wesołych rzeczy, to uśmiałam się szczerze na fragmencie: "- on mnie chyba nie lubi. /- a mnie to już na pewno nie lubi!". Super Ci to wyszło. No i tajemnica skrzynki. Czyżby to były zapiski i raporty z misji Remusa, które pozwolą do niego dotrzeć?
Ann Winsborn ogromnie mi żal.
Kochana, czekam niecierpliwie na ciąg dalszy. W wakacje przyzwyczaiłaś nas do częstotliwości 1/tydz i teraz czuję ciągły niedosyt. Ale cóż zrobić, doba się nie rozciągnie ;)
Serdecznie pozdrawiam ❤
Drama
Uszanowanko! :)
UsuńNawet nie wiesz jak sama się cieszę, że faktycznie coś nowego u mnie się pojawiło. Myślałam, że nie dam rady. :)
Hahaha :D Za każdym razem jak piszę, czy planuję sceny z Williamem, to w głowie mam też to, że to nie może być długie, bo William już nie jest lubianą postacią. :P
Hahaha, znowu :D Spodziewałam się takiego komentarza, co do jego "pięciu minut".
No cóż poradzić mogę na to? Mogę jedynie obiecać, że będzie przewijał się tylko od czasu do czasu i nie będzie tego dużo. :)
Jess powoli zaczyna używać swoich talentów (niesamowita pamięć wzrokowa jeśli chodzi o wygląd i ubiór). Czasami żałuję, że pozbawiłam jej innych fajnych cech, które w połączeniu z jej umiejętnościami, stworzyłyby z niej całkiem skutecznego aurora. :p
Czy to czas uwolnienia Lupina? Na pewno czas tego, że w końcu odwtworzą ostatnie dni Lupina na wolności.
Hahaha :D Tam miało jeszcze być: ja pukam, ty pytasz, ale zapomniałam. :(
I tutaj mogę napisać, że tak. W skrzynce są zapiski Remusa dotyczące misji, ale one nie pozwolą dotrzeć do niego, bo teren, gdzie jest stado, znajduje się dość daleko od miejsca jego przetrzymywania.
Ej! W które wakacje? :D
W tym roku z rozdziałami niestety nie idzie mi tak, jakbym chciała. :(
Jak się uda, to wstawię jutro rozdział. (Planuję, że to będzie między 17:00-18:00, ale nie wiem jak mi wyjdzie pisanie. :P)
Nawet nie wiesz jak się cieszę, że Ci się rozdział podobał (oczywiście, oprócz Williama :P).
Spodziewałam się większego oburzenia, że chłopaki dopiero teraz ruszyli dupy, ale tutaj obiecam, że sami sobą są oburzeni. :D
Mam nadzieję, że zobaczymy się szybko!
Buziaki! :*
Jestem!
OdpowiedzUsuńKochana, nie można było zacząć lepiej niż od Williama, fragment z nim i uczuciami do Katy to było mistrzostwo, odnoszę wrażenie, że coś dziwnego się tu wydarzyło.
Jess - to jak podeszła do rozmowy z Katy i resztą, to jej opanowanie, które było do niej niepodobne bardzo mi się się podobało.
Opis zbrodni na Ann - fujka, aż mi się robiło bleh.
Cieszę się, że wreszcie coś drgnęło w kwestii Remusa.
Wybacz, że tak krótko, ale padam na twarz.
Ślę uściski,
Panna Czarownica
No cześć! :D
UsuńHahaha, tutaj widzę, że ktoś nadal #teamWilliam. :D
Jess jeszcze nieraz Ci zaimponuje swoją skrytą dorosłością. :P
Jak Ann fujka, to jestem ciekawa jak reagowałaś, gdy Bella sypała sól na ranę Remusa.
Może to trochę niepokojące co napiszę, ale fajnie mi się pisało te sceny i chciałabym, żeby jeszcze kilka takich scen było. :)
Wybaczam, wiem jak dużo masz na głowie. :D
Super, że udało Ci się wpaść przed częścią drugą!
Buziaki! :*