Katherina obudziła się
wraz z pierwszym dźwiękiem budzika i wstając z łóżka, nie do końca była
przekonana czy w ogóle tej nocy udało jej się zapaść w twardy sen, czy po
prostu to była długa drzemka.
Śniadanie zjadła w
samotności, bo wątpiła, czy ktokolwiek z domowników już wstał.
Nie do końca
wiedziała, czy może iść do Remusa, ale stwierdziła, że nie ma co czekać.
Najwyżej dostanie opieprz lub ją od niego wypędzą.
Powoli otworzyła drzwi
i parsknęła śmiechem z niedowierzaniem, bo w pokoju był już James, Syriusz,
Lily, Jess i Adalbert.
– Co z nim? – zapytała
miękko i przesunęła sobie wolny fotel bliżej łóżka na którym leżał Lupin, i
usiadła.
– Rany dobrze się goją
i Marlena trzyma go na Eliksirze Słodkiego Snu, żeby szybciej się zregenerował
– odpowiedział jej Syriusz. Uśmiechnęła się i poczuła, że oczy zaczęły jej
łzawić.
– Wszystkiego
najlepszego, James – zwróciła się do kuzyna, domyślając się, że ten dzień dla
niego jest jeszcze bardziej szczególny. Wiedziała, że ze świętowaniem
dwudziestych urodzin poczekają, aż Lupin dojdzie do siebie.
Podziękował jej cicho
i spojrzała na twarz pogrążonego we śnie Remusa, nie dowierzając, że jest tutaj
z nimi. Całkowicie bezpieczny. Spuściła wzrok, gdy doszło do niej ile czasu
zmarnowali.
Wszyscy mieli
intuicję, że jest coś nie tak i zamiast zabrnąć w to, siedzieli i słuchali się
starszych, którzy nie znali go aż tak dobrze jak oni.
– Musimy mu to jakoś
wynagrodzić – powiedziała cicho, czując palące poczucie winy. Nawet nie
wiedziała jak mogliby naprawić tak wielkie zaniedbanie z ich strony.
Spojrzała na Jamesa,
Syriusza i Lily, i wiedziała, że też mają takie same odczucia jak ona.
Obejrzała się na Jess,
która siedziała ze spuszczoną głową, a Adalbert obejmował ją ramieniem.
Zerknęła na niego i ich spojrzenia skrzyżowały się. Jego wzrok sugerował, żeby
coś zrobiła i jeszcze raz spojrzała na Szkotkę.
– Jess, wszystko w
porządku? – spytała i była pewna, że pewnie wszyscy są zdziwieni, że zwróciła
się do niej bezpośrednio.
– Zjebałam. –
Usłyszała i trochę ją oburzyło to dosadne stwierdzenie dziewczyny. Podniosła na
nią wzrok i widziała, że jest mocno zawstydzona. – Remus wysłał do mnie
patronusa.
– Co?! – James i
Syriusz krzyknęli prawie równocześnie.
– Wtedy, co byłam na
koncercie z Timem – zaczęła się tłumaczyć. – Byłam w tłumie i było głośno.
Przed koncertem paliłam jakieś zioła i myślałam, że mam halucynacje.
– Złe miejsce i zły
czas – powiedziała Lily po chwili ciszy, bo chyba nikt lepiej nie potrafił tego
skomentować.
– Równie dobrze mógł
do nas wysłać, ale pewnie stwierdził, że jak jesteśmy na meczu to nie
usłyszymy, co mówi – dodał Syriusz i Katherina kiwnęła głową, żeby przyznać mu
rację. Widziała, że przyjaciółka patrzy na wszystkich po kolei z dużą
wątpliwością. – Nawet bez ziół nie byłabyś w stanie usłyszeć.
– I wtedy też nie
wiedziałaś, jaki jest jego cielesny patronus – wtrącił swoje trzy knuty
Adalbert i Katherina zdziwiła się, ale w sumie mało osób wiedziało o tym jaką
formę ma patronus Remusa.
–
Najważniejsze, że jest tu z nami – powiedział James i dosłyszała w jego głosie,
że mimo wszystko jest rozbawiony. – I może następnym razem miej pewność, co
palisz, Jess.
*******
Jessica pierwszy raz uczestniczyła w uroczystym pogrzebie aurorów i chociaż stała praktycznie na samym tyle, i nie widziała tak dużo jakby chciała, to sposób w jaki zostali pożegnani Benio Fenwick i Graham Glamson, poruszył jej serce.
Jessica pierwszy raz uczestniczyła w uroczystym pogrzebie aurorów i chociaż stała praktycznie na samym tyle, i nie widziała tak dużo jakby chciała, to sposób w jaki zostali pożegnani Benio Fenwick i Graham Glamson, poruszył jej serce.
Aurorzy ubrani byli w
mundury galowe, a trumny poległych przykryto czarnym materiałem z wyszytymi
herbami Ministerstwa Magii oraz Biura Aurorów.
Bartemiusz Crouch,
jako Szef Departamentu Przestrzegania Prawa Czarodziejów, wygłosił piękną
przemowę i chociaż Jess już wiedziała, że dla aurora śmierć w walce jest czymś
szlachetnym, to w głowie miała widok zapłakanych twarzy rodzin i nawet sobie
nie wyobrażała, co oni czują, słysząc to idealizowanie znaczenia ich śmierci.
Dla nich zginęli
synowie, mężowie i ojcowie. Ludzie, którzy czynili ich życia lepszymi i
szczęśliwszymi, i Cay, która nie była z nimi blisko związana, czuła złość i
niesprawiedliwość słysząc słowa Croucha, bo według niej w przemowie było
zdecydowanie za mało powiedziane o tym jacy byli prywatnie. Jego słowa, choć
ładne, nie do końca niosły pocieszenie.
Uniosła różdżkę do
góry razem z innymi, gdy oficjalna ceremonia dobiegła już końca i ktoś tubalnym
głosem zaintonował pieśń żałobną. Delikatne światełka przez chwilę trzymały się
na koniuszkach różdżek dopóki pieśń się nie skończyła.
Opuściła różdżkę i
chwyciła dłoń Adalberta, kiedy inni uczestnicy pogrzebu zaczęli albo się
rozchodzić, albo przeciskać do przodu.
Odetchnęła, gdy wyszli
z tego tłumu i przez udeptany, lekko błotnisty trawnik ruszyli ku bramie cmentarza,
gdzie odbywały się uroczystości żałobne poległych na służbie aurorów.
Z tego co wiedziała,
to tylko pan Glamson będzie pochowany na tym cmentarzu, natomiast Benio miał
spocząć w rodzinnym grobowcu.
Zaraz za bramą
teleportowali się do Londynu na ulicę przy której mieszkali. Praktycznie całą
drogę do mieszkania pokonali bez słowa.
Weszła do środka i od
razu wyciągnęła schowany warkocz, spod kołnierza koszuli. Wiedziała, że jej
różowe kosmyki włosów nie są odpowiednie na pogrzeb, ale nie chciało jej się
trzeci raz w ciągu kilku dni zmieniać kolor, chociaż nie było to czasochłonne
zajęcie.
Usiadła na kanapie i
spojrzała na tarczę zawieszoną na ścianie, w której tkwiły wbite dwa, srebrne
sztylety.
– Jess... – Adalbert
opadł na kanapę, ale nawet nie drgnęła. – Chcesz o tym porozmawiać?
Pokręciła głową w
odpowiedzi.
Od misji minęły dwa
dni, w sumie to prawie trzy i nadal nie wiedziała, co powiedzieć. Wiedziała,
jakie szczegóły może mu podać, ale nie wiedziała jak.
– Wiem, co się stało w
lesie, Jessie – powiedział delikatnie i spojrzała na niego ze łzami w oczach. –
Moody powiedział mi wczoraj przed zebraniem.
– Zabiłam człowieka –
wyszeptała i znów spojrzała na sztylety, i ponownie w głowie miała obraz, jak
jeden z nich wbił się w brzuch śmierciożercy i ten padł martwy na ziemię.
– Tobias go zabił, nie
ty – stwierdził Adalbert i chwycił jej dłoń. Desperacko ścisnęła jego ciepłe
palce i przygryzła wargę, starając się nie rozpłakać. – Ty go tylko zraniłaś...
– Chciałam go zabić,
Bert. Rzucałam z myślą, żeby trafić tak, aby go zabić, żeby on... – przerwała i
zacisnęła zęby, bo naprawdę nie chciała płakać. – Nie chciałam, żeby on zabił
Levena... Liczy się to, że rzuciłam z myślą zabicia go, a to, że wyszło
inaczej...
– Przestań się
zadręczać, proszę – wyszeptał i objął ją, a ona chętnie się w niego wtuliła,
tak jak każdej nocy w przeciągu ostatnich kilku miesięcy. – To nie ty go
zabiłaś... Walczyłaś, i to cholernie dzielnie i nawet nie wiesz jak dumny z
ciebie jestem...
– Chociaż ty –
wymsknęło jej się i usłyszała jego krótki śmiech.
– Pani Dorea też jest
z ciebie dumna... I pani Caroline. Nawet Moody – przyznał i chociaż to ostatnie
przez chwilę wydawało jej się raczej niemożliwe, to kolejne słowa sprawiły, że
zaczęła się przekonywać, iż może faktycznie tak jest. – Naprawdę był pod
wrażeniem... I myślę, że powinnaś w końcu przestać unikać temat, i sama
porozmawiać z nim na temat twoich zmian po ataku.
Odsunęła się na chwilę
i spojrzała mu w oczy, próbując dostrzec, czy specjalnie ją podszedł tą gadką,
czy wyszło mu to przypadkiem.
Bo
ją przekonał.
*******
Wydawało mu się, że przez długi czas leżał i jasność docierała do jego świadomości przez ciężkie, zamknięte powieki.
Wydawało mu się, że przez długi czas leżał i jasność docierała do jego świadomości przez ciężkie, zamknięte powieki.
Wraz z upływającym
czasem stwierdzał, że coraz więcej odczuwa i chociaż chciał otworzyć oczy, to
bał się. Kojące ciepło było w tej chwili niebywale podejrzane, tak samo jak to,
że nie czuł głodu, które w końcu nie zasysało jego wnętrzności w bolesny supeł.
Powoli zaczynały do
niego dochodzić jakieś odgłosy, których z początku nie umiał rozpoznać.
Zadźwięczało szkło i
był to piękny, krystaliczny dźwięk, rozbrzmiewający w uszach niczym partia
wzięta z najsłynniejszej symfonii Mahlera.
Dźwięk ten w ogóle nie
wskazywał na to, że poczuje silny, ziołowy zapach, który dosłownie spowodował
ból w jego nozdrzach i nagłe wyrwanie się z tego zawieszonego stanu.
Otworzył oczy, które
natychmiast zmrużył, gdy oślepiło go światło. Chciał zasłonić je ręką, gdy ktoś
odchylił jego powiekę, ale napotkał opór i gwałtowniej zaczął poruszać rękoma,
jakby to miało pomóc uwolnić mu się.
– Remusie, spokojnie!
– Usłyszał delikatny, ale też stanowczy kobiecy głos. – Jesteś już bezpieczny.
Wszystko jest dobrze.
Wszystko
jest dobrze?
Ponownie podniósł
powieki, podejrzliwie patrząc na blondynkę i największe niebieskie oczy,
jakiekolwiek widział w życiu.
– Marlena...? – Ledwie rozpoznał swój własny głos, zachrypnięty i
szorstki. Dziewczyna pochyliła się nieco i przyłożyła mu do ust puchar.
Gardło instynktownie
zacisnęło mu się, gdy poczuł na języku ciepły, gorzkawy wywar, który finalnie
przełknął. Wziął jeszcze jeden łyk, chociaż w głowie cały czas miał myśl, że to
podstęp, że Marlena jest tylko wytworem jego wyobraźni, albo efektem spożycia
przez kogoś Eliksiru Wielosokowego.
McKinnon odsunęła się
od niego i przekręcił głowę, żeby widzieć, gdzie odeszła, ale widok przesłonił
mu drewniany parawan.
Rozejrzał się po
pomieszczeniu najbardziej jak tylko się dało.
Leżał na pojedynczym łóżku,
pościelonym w pierzynę, której ciężaru prawie w ogóle nie czuł, ale czuł jej
ciepło i dopiero po chwili zorientował się, że uśmiechnął się delikatnie,
zapewne na to chwilowe poczucie bezpieczeństwa.
Przyjrzał się uważnie
baldachimowi, któremu brakowało kotar. Ciemne drewno wyglądało, jakby ktoś
właśnie skończył go polerować.
Beżowa tapeta w
tłoczone, złote ornamenty momentami błyszczała się czerwonymi refleksami
zachodzącego słońca.
Było zbyt przytulnie,
żeby to się okazało prawdziwe.
Spróbował powoli
wyswobodzić ręce i nogi ze skórzanych pasów, ale bez skutku.
Jęknął i zamknął oczy,
zatapiając głowę w miękkiej poduszce.
– Remusie... Witamy z
powrotem w Kwaterze Głównej. – Usłyszał głos Charlusa Pottera i otworzył oczy,
a obraz nagle zniekształcił mu się, gdy do oczu napłynęły mu łzy.
To
nie może być prawda.
Jego wzrok skakał po
trzech mężczyznach, którzy wyłonili się zza parawanu. Charlus Potter i Paul
Parkes mieli delikatne uśmiechy, a Alastor Moody wlepił w niego przeszywający
wzrok, jakby magicznym okiem chciał go zbadać.
Instynktownie skupił
się, żeby postarać się obronić swój umysł przed legilimencją, ale nie czuł tak
znajomego mu już dyskomfortu, wskazującego na to, że ktoś chce się wedrzeć w
jego głowę.
–Alastora
będziesz mógł najszybciej wykluczyć. Przez jego magiczne oko, musieliby go
porwać, żeby użyć Eliksiru Wielosokowego. Oczywiście istnieje taka możliwość,
dlatego tak ważne są hasła... Gdyby coś takiego się zdarzyło, to pamiętaj, żeby
od razu go zapytać o hasło. – Przypomniały mu się słowa z jednego ze spotkań z
profesorem Dumbledore’em. Zapytał wtedy o to, co jeśli udałoby się komuś
uzyskać hasło od aurora. Zadziwiła go wiara Albusa w Alastora i jego oddanie. –
Alastor nigdy nie zdradzi, możesz być tego pewny.
– Hasło? – zapytał,
krzywiąc się, kiedy kolejny raz usłyszał brzmienie swojego głosu, które
brzmiało obco.
Moody zbliżył się o
krok w jego stronę i usiadł na krześle, które stało obok łóżka.
– Motyle skrzydła w
cukrze, Remusie – odpowiedział Alastor i dostrzegł cień uśmiechu na jego ustach.
Ponownie zamknął oczy
i wypuścił głośno powietrze.
– Pamiętasz, jakiś
czas temu rozmawialiśmy dzięki zegarkowi od Dorcas Meadows. – Otworzył oczy,
gdy poczuł jak pasy trzymające jego ręce i nogi opadły. – Wybacz za to, ale nie
wiedzieliśmy jak zareagujesz. Jutro też zacznie się pełnia dlatego możesz się
teraz czuć nie do końca dobrze, ale zapewniam cię, że Marlena zajęła się twoim
zdrowiem i teraz musisz tylko odzyskać siły.
– Zapewne masz wiele
pytań – powiedział Charlus i podsunął sobie kolejne krzesło. Remus spojrzał na
nich i spróbował podnieść się do pozycji siedzącej.
Przez chwilę milczał,
bo zdecydowanie miał tyle pytań, że nie wiedział od czego zacząć.
– Jaki mamy dzień? –
zapytał w końcu, bo on w swoich obliczeniu zgubił się w połowie marca.
– Jest trzydziesty
marca, niedziela – odpowiedział Charlus.
– Osiemdziesiątego
roku? – zapytał i chwycił puchar, bo zaschło mu w gardle.
– Tak – potwierdził
Potter. – Czy wierzysz nam, że to nie jest podstęp?
Nie odpowiedział.
Dłoń, w której trzymał puchar, drżała mu delikatnie.
– Jak się tu
znalazłem? – zapytał. – W jakiej części Anglii jesteśmy?
– Ladock Wood 13,
Kornwalia – odpowiedział Charlus i Lupin spojrzał na niego, nie kryjąc
napływających łez. Potter podał pełny adres Kwatery Głównej, więc to musiała
być prawda. Był w domu należącym do Syriusza... Udało im się go uratować. – W
wielkim skrócie: odbiliśmy cię z dworu Lestrange’ów...
– Przejdę do rzeczy. –
Moody przerwał Charlusowi.
– Moody, nie wiemy...
– zaczęła McKinnon, która stała za Paulem i zbliżyła się do nich.
– Nie widzisz, że jest
skupiony, Marleno? – zapytał ją i dosłyszał rozdrażnienie w głosie aurora. –
Jego trybiki pracują na najwyższych obrotach, dlatego chcę to przyspieszyć i
pozwolę ci tu zostać, wierząc, że zatrzymasz wszystko dla siebie, i jakby nagle
zaczęło coś się dziać, to uda ci się mu jak najszybciej pomóc, jasne?
– Jasne– potwierdziła
blondynka i usiadła na krześle, które podsunął jej Paul.
– Powiedz nam wszystko
co pamiętasz – powiedział Alastor, a on znów upił łyk z pucharu. – Czy wolisz
odpowiadać na pytania? A może chcesz, żebyśmy ściągnęli tu Dumbledore’a?
–
Wolę odpowiadać – wyszeptał, bo zdecydowanie w tej chwili to było
najłatwiejsze, chociaż obecność dyrektora Hogwartu dałaby mu stuprocentową
pewność, że jest bezpieczny.
*******
Przez kilka dni codziennie znajdywał chwilę, żeby siedzieć przy Remusie i wtedy czuł wyrzuty sumienia, ale to, co teraz czuł było dużo gorsze.
Przez kilka dni codziennie znajdywał chwilę, żeby siedzieć przy Remusie i wtedy czuł wyrzuty sumienia, ale to, co teraz czuł było dużo gorsze.
Patrzył na Lupina,
który praktycznie po każdej wypowiedzi Charlusa czy Moody’ego zastanawia się
długo i łypie na nich podejrzliwie. Podejrzliwość ta nieco zelżała, gdy wujek
podał mu adres Kwatery Głównej i zapewne Alastor też zauważył, że Remus bardzo
szybko połączył fakty. Pełny adres mógł mu podać ktoś, kto był w Zakonie, a to,
że udało mu się to powiedzieć w obecności jego, Marleny i Alastora, świadczyło
o tym, że oni są też członkami Zakonu. A wszystko dzięki Zaklęciu Fideliusa.
Wiedział, że w głowie
Remusa istniało prawdopodobieństwo, że to podstęp, ale Dumbledore wierzył, że
obecność wujka i Moody’ego wystarczy Lupinowi.
Kiedy Remus
powiedział, że będzie odpowiadał na pytania, to szybko wyjął podkładkę z
pergaminem oraz pióro, żeby spisać, to co będzie mówił.
– Czy pamiętasz kiedy
cię porwano? – zapytał Moody i Paul zdziwił się, że zaczyna z aż tak grubej
rury. On, zacząłby od delikatnych pytań, żeby przyzwyczaić Remusa, tymczasem
Alastor wolał przejść do rzeczy.
– W listopadzie...
Chyba w sobotę albo niedzielę – odpowiedział Lunatyk i Parkes spojrzał na
niego, gdy przez chwilę milczał. Lupin znów leżał i miał zamknięte oczy. – To
była sobota, James miał wtedy mecz.
– Pamiętasz, kto to
był?
– Greyback – zaczął
wymieniać drżącym głosem. – Dagny i... Był ktoś jeszcze... Ja...
– Spokojnie, Remusie –
powiedział Charlus uspokajającym tonem głosu.
– Nie pamiętam –
wyszeptał Remus i Paul podkreślił tą wypowiedź. Każde słowa, które choćby miały
sugerować utratę pamięci miał zaznaczyć.
– Czy pamiętasz coś
jeszcze z tego, co działo się u ciebie w domu? – zapytał Potter łagodnie.
– Ktoś zabił mamę...
Wysłałem też patronusa do Jess... Czy z nią wszystko dobrze? – zapytał i
dosłyszał zdenerwowanie w głosie Lupina, gdy ten zapytał o Cay.
– Tak, z Jessicą jest
dobrze – odpowiedział mu Moody i Paul zanotował w myślach, że Alastor chyba
pierwszy raz powiedział o niej bez cienia ironii w głosie. – I muszę dodać, że
wniosła bardzo dużo w to, żeby cię odbić, ale to dłuższa opowieść i poznasz ją,
ale dopiero, gdy odpoczniesz po pełni. Najpierw chcemy, żebyś poczuł się
naprawdę dobrze.
– Porwano cię do
Lestrange’ów... – zaczął Charlus.
– Nie! – zaprzeczył
gwałtownie Remus. – Najpierw trzymali mnie u Dołohowa... Spędziłem tam trzy
pełnie. Nie wiem kiedy mnie przenieśli, ale byłem u Lestrange’ów dwudziestego
piątego lutego...
– Skąd wiesz, że to
był ten dzień? – spytał Moody.
– Ja... – Remus
zawahał się i Paul spojrzał na niego, i zerknął na Marlenę, która miała łzy w
oczach, bo Lupin rozpłakał się. – Ja tylko działałem według planu profesora.
– Opowiedz nam
wszystko, Remusie. W obliczu tego, co cię spotkało i tego jak my zawaliliśmy
sprawę, nikt nie będzie cię osądzał... Ale musimy znać prawdę. – Wujek ponownie
przemówił łagodnym tonem głosu. – Co się wtedy stało?
– Jeszcze wcześniej,
po trzeciej pełni, oni... Torturowali mnie już naprawdę długo, byłem osłabiony,
chyba zobaczyli Kwaterę, było coś o Dagny i myślałem, że daję im bezpieczne
wspomnienie – powiedział drżącym tonem głosu. – Czy wiecie...
– O bezpiecznych
wspomnieniach? – dokończył pytanie Moody i zauważył, że Remus delikatnie kiwa
głową. – Tak, wiemy. Które dokładnie im pokazałeś?
– To związane z dowództwem
– odpowiedział. – Dlatego mnie przenieśli do Lestrange’ów.
– Dobrze, Remusie, a
czy możesz nam powiedzieć, kto u Dołohowa cię krzywdził? – zapytał Charlus i
Paul zrozumiał, że wujek chce domknąć etap więzienia u Antonina.
–
Dołohow, Bellatriks i jej mąż... Był ktoś jeszcze, ale nie znam ich.
–
A ilu ich było? – spytał Moody.
–
Dwóch, może trzech – powiedział Remus.
–
A żona Dołohowa? – dopytał Charlus.
– Polubiłem ją –
wyznanie Remusa sprawiło, że atramentem zrobił plamę na pergaminie. Polubił ją? – Dawała mi jedzenie... Na
początku nawet dbała, żebym miał czysto i opatrzyła mi rany, po drugiej pełni
już jej nie widziałem.
–
Czy chciałbyś coś zjeść i odpocząć? – zapytał Potter.
–
Nie... Jest dobrze – odpowiedział po dłuższym namyśle.
–
Zatem przejdźmy do dwudziestego piątego lutego, co się wtedy działo? – zadał
pytanie Alastor.
– Wtedy obudziłem się
u Bellatriks. Była też Ann Winsborn i Bellatriks powiedziała, co się stało na
ślubie... Przyprowadzili Dagny, jako nagrodę za to, że podałem nazwiska. – Paul
ledwo dosłyszał ostatnie słowa wypowiedziane przez Remusa i poczuł ucisk w
piersi. Już jakiś czas temu dowiedział się, że śmierć dziadków prawdopodobnie
ma związek z porwaniem Remusa.
Po tym morderstwie
profesor Dumbledore był pewny, że Lupin żyje, ale żaden z ich informatorów nie
miał wieści o Remusie, więc czekali na kolejny ruch... Na kolejne skutki
bezpiecznych wspomnień. A wystarczyło
pozwolić Jamesowi i Syriuszowi odwiedzić rodzinny dom Remusa. Wystarczyło
zebrać do jednego pomieszczenia przyjaciół Remusa i z nimi porozmawiać.
Powiedzieć im całą prawdę, co i jak. Na pewno przypomnieliby sobie wszystko
szybciej.
– Wtedy zabrali
mnie... Do Niego – powiedział Remus i
znów poczuł ucisk w piersi.
– Do Voldemorta? –
zapytał Moody.
– Tak... Spróbował
legilimencji i wtedy użyłem wspomnień z dzieciństwa, żeby chronić to, co
istotne...
– Pamiętasz co było we
wspomnieniach? Kto się w nich pojawił. To ważne...
– Tylko ja i mama –
odpowiedział szybko Lupin. – Co z tatą?
– Tuż przed misją
umieściliśmy go w bezpiecznym miejscu, niestety ostatnie wydarzenia sprawiły,
że zostanie on tam znacznie dłużej niż planowaliśmy – odpowiedział Charlus i
Paul zastanawiał się, czy Remus dopyta o więcej, ale nie zrobił tego.
– Co było dalej? –
odezwał się Alastor.
– Zagroził, że zabije
Dagny jeśli nie zacznę mówić i... I nic mu nie powiedziałem – urwał na chwilę i
usłyszał jak głośno wciąga powietrze. – Zabił ją, a mnie potem znów zaczęto
torturować. Później nie pamiętam dokładnie... Ale do pełni torturowali mnie
kilka razy dziennie. Traciłem przytomność, później ją odzyskiwałem i
kontynuowali, ale nadal nie udało im się czegokolwiek ze mnie wyciągnąć. Z dwa
razy udało mi się porozmawiać przez chwilę z Ann, ale dużo spała... Chyba
dawali jej Eliksir Słodkiego Snu. Później nadeszła czwarta pełnia...
– Co się wtedy stało?
– zapytał łagodnie Charlus. Wiedzieli już co się stało, ale musieli usłyszeć to
od Remusa.
– Odzyskałem
przytomność kilka dni po i Ann... Ona pokazała mi swoją ranę... Nie wiem jak,
ale to ja jej to zrobiłem. Ugryzłem ją w trakcie przemiany – wyznał, płacząc
przy tym i Paul poczuł palący gniew na oprawców Remusa. To co zrobili było
okrutne i niewybaczalne. Istniały uczynki, w których chciał, żeby obowiązywało
prawo talionu i tak było teraz. – Powiedziała, że to jej kara za ślub z
mugolakiem.
– Tak ją ukarali?! –
zapytał wujek i dosłyszał w jego głosie oburzenie. Miał ochotę uścisnąć dłoń
Marleny, która głośno pociągnęła nosem, ale podał jej chusteczkę.
–
Remusie... – zaczął Moody.
–
Ona się powiesiła – przerwał mu Remus.
–
Czy wiesz co zrobili z ciałem? – zapytał Alastor.
– Chyba... Chyba
Bellatriks powiedziała coś Ministerstwie Magii, ale... to prawda?! – Paul drgnął,
gdy Lupin podniósł głos.
– Tak, Remusie. Jej
ciało zostało tam podrzucone – odpowiedział mu Moody. Chyba jako jedyny był na
tyle twardy, żeby powiedzieć to jedynie trochę spiętym głosem. – To było trzy
dni przed tym jak skontaktował się z tobą James.
– Trzy dni? Miałem
wrażenie, jakby minęły tygodnie – stwierdził Lunatyk.
– Wtedy podrzucono
ciało... Sekcja zwłok wykazała, że zmarła około pięć dni wcześniej – powiedział
Alastor. – Ale wróćmy do naszej osi czasu. Co działo się po tym jak Ann
Winsborn zmarła?
– Wycofałem się –
wyznał Remus. – Nadal mnie torturowali, ale byłem jakby zamknięty w środku...
Ograniczyli mi ruchy w razie, jakbym chciał... też to zrobić. Chcieli mnie
złamać kolejny raz, ale byłem w takim stanie, że teraz nie mam pojęcia, jak mi
się udało nie stracić zmysłów. Pewnej nocy poczułem ucisk na nadgarstku i
okazało się, że to zegarek się uaktywnił. Usłyszałem Jamesa i chyba z nim
rozmawiałem... Nie mam pojęcia, wtedy myślałem, że oszalałem i to tylko
złudzenie, ale potem odezwałeś się ty, Moody... Ty i Syriusz.
– Tak. Tak było.
Powiedz mi, czy od tamtego czasu udało im się wyciągnąć z ciebie informacje? –
zapytał Alastor i Paul domyślał się, że jeśli Remus zaprzeczy, to padną jeszcze
dwa pytania.
– Nie – odpowiedział
po chwili zastanowienia.
– Czy jest coś co
chciałbyś jeszcze dodać? Jakieś nazwiska? – zapytał Charlus.
– Nie przypominam
sobie... Na pewno Bellatriks, Dołohow, Rudolf i rzadziej Rabastan. Pojawił się
też Fenrir, to on miał mnie na końcu zabić... Było też rodzeństwo, kobieta i
mężczyzna...
–
Alecto i Amycus? – zapytał Moody.
–
Tak, to oni – potwierdził Remus.
– Jeszcze jedno
pytanie, Remusie. Dlaczego zostawili ci zegarek? – zapytał Alastor i Paul
spojrzał na Lunatyka, któremu podniósł się kącik ust.
– Żebym wiedział,
która jest godzina, ale nie wiedział, który jest dzień – odpowiedział i
zabrzmiał przy tym, jakby recytował poezję.
– Gdyby tylko
poświęcili mu chwilę uwagi – westchnął wujek.
– Moje notatki... –
zaczął Lupin – ukryłem je w domu.
– Mamy je... James i
Syriusz je znaleźli –odpowiedział Charlus i Paul zauważył, że Remus nie był już
taki spięty i chyba mu ulżyło. – Dziękujemy za to, że udało ci się opowiedzieć
nam wszystko, Remusie. Jutro rano przeniesiemy cię do pokoju, który
przygotowaliśmy dla ciebie, żebyś mógł bezpiecznie spędzić w nim pełnię. Po
pełni znów będziesz tutaj i Marlena oraz Caroline zadbają o twoje zdrowie. Jak
tylko pełnia się skończy, to porozmawiasz z przyjaciółmi, a w piątek wieczorem
przybędzie profesor Dumbledore. Wtedy porozmawiacie i w sobotę zostaniesz
poinformowany o tym, co się działo przez twoją nieobecność. I dopiero po tym będziesz
mógł porozmawiać dosłownie o wszystkim z przyjaciółmi. Mam nadzieję, że...
– Rozumiem –
odpowiedział Remus. – Macie wiele do ustalenia.
– Tak... Odpocznij i
nabierz sił. Jakbyś czegoś potrzebował, to pytaj Marleny i Caroline –
powiedział Charlus. Paul zwinął pergamin, gdy atrament wysechł i wiedział, że
już zaraz będą wychodzić, ale chciał jeszcze chwilę porozmawiać z Remusem.
– Dobrze... Chciałbym
coś na sen – poprosił i westchnął, gdy Marlena poderwała się z miejsca.
– Wracaj do sił,
Lupin! – Paul zdziwił się, gdy Moody wstał i poklepał Remusa po ramieniu. –
Marlena teraz się tobą zajmie, a jutro rano będzie przy tobie Caroline.
Paul na chwilę
podszedł do łóżka Lunatyka.
– Z nami wszystko
dobrze i kazali mi przekazać, że po pełni nie dadzą ci spokoju – powiedział
cicho, bojąc się mu spojrzeć w oczy. – Przykro mi, że to tyle trwało...
Remus nie
odpowiedział.
– Do zobaczenia
niedługo. – Uścisnął mu ramię i westchnął, gdy Moody zawołał go po nazwisku i
musiał wyjść.
Zamknął drzwi i
spojrzał na wujka oraz Alastora.
–
Wiedziałem, że to nie on – odpowiedział szef Biura Aurorów. – Charlusie,
uruchom Caradoca, ale niech omija wyścigi i Śmiertelnego Nokturnu.
*******
Katherina nie zwracała uwagi na szepty w swojej grupie i cała sytuacja, chociaż była poważna i niesprawiedliwa, trochę ją bawiła. A raczej bawiło ją to, że żaden z przyszłych aurorów nie podejdzie i nie zapyta ich wprost o Remusa, tylko szeptają za ich plecami.
Katherina nie zwracała uwagi na szepty w swojej grupie i cała sytuacja, chociaż była poważna i niesprawiedliwa, trochę ją bawiła. A raczej bawiło ją to, że żaden z przyszłych aurorów nie podejdzie i nie zapyta ich wprost o Remusa, tylko szeptają za ich plecami.
Oni, czyli głównie
ona, James i Syriusz, świetnie odgrywali swoje role i pewnymi sprawami wydawali
się być zdziwieni. Chociaż w przypadku szopki jaką odwalili Lestrange’owie ich
zdziwienie nie było udawane.
Dowództwo raczej nie
stawiało na taki obrót spraw, ale wcale nie okazali się zdziwieni, że Remus w
prasie i Ministerstwie nagle z ofiary stał się oprawcą.
– Gotowa? – zapytał ją
Syriusz i uśmiechnęła się lekko, kiwając przy tym głową.
Zajęcia w Akademii już
się skończyły i cieszyła się, że w ostatnich dniach przygotowano ich na
praktykę w Biurze Aurorów. Codziennie mieli mieć kilka godzin szkolenia w
Akademii i cztery godziny spędzać w Biurze razem ze swoimi patronami, od
których w praktyce mieli uczyć się pracy. Wiedziała, że przez najbliższe pół
roku będzie zawalana papierami, ale to też było ważne i po tych kilku godzinach
spędzonych z Waltem Baemishem była przekonana, że dobre napisanie raportu czy
przeglądanie innych dokumentów czasami jest kluczowe dla sprawy.
– A ty? – zapytała,
czując narastające napięcie. – Chcę już mieć to za sobą. W nocy prawie nie
spałam, gdy zdałam sobie sprawę, że utknę z Andym na kolejne miesiące.
– Może będziesz z
nami? – zapytał James, a ona pokręciła głową.
– Nie zdarzyło się,
żeby dwójka partnerów brała trzech praktykantów, James – zauważyła i
westchnęła. – Gdyby żył Winsborn, to pewnie mielibyśmy na to szanse, a teraz?
To pewne, że będziecie z Moodym i wujkiem. Nie rozdzielą was i nie dadzą komu
innemu. Merlinie, mieli wywiesić listę z kwadrans temu!
– Może będziesz ze
mną? – Usłyszała Franka i kiwnęła do niego głową na przywitanie. – Wybacz, że
się wtrącam, ale nie sposób zignorować twoje marudzenie.
– A co z Alicją?
Rzucił swą ciężarną żonę dla mnie? – zapytała, obejmując przy tym Alicję.
– Dział Analityczny i
Lokalizacji – przypomniała jej Longbottom i Katy uśmiechnęła się. – Dorcas jak
się dowiedziała, to wysłała mi cały zwój pergaminu z tytułami książek, które
mogą mi się przydać. I niech mnie, zapłacę pewnie ponad tysiąc galeonów, ale
warto, bo już przeglądałam część książek.
Usłyszała ciche
parsknięcie Syriusza i nie tylko ona spojrzała na niego z zainteresowaniem.
– No co? – zapytał i
posłał im szeroki uśmiech. – To wasze zafascynowane zaklęciami w pewnym
momencie wydawało mi się niezdrowe i James nawet chciał się zakładać o to,
kiedy wam przejdzie.
– Naprawdę? – zdziwiła
się Alicja, a Katherina zaśmiała się szczerze, bo chyba wiedziała, co Syriusz
miał na myśli.
– Na początku szóstego
roku byłyście tak zajęte Klubem Zaklęć, że Dorcas przez chwilę zbywała Syriusza
i nie mógł uwierzyć, że naprawdę chodzi o zaklęcia – powiedziała do Alicji
konspiracyjnym szeptem.
– Bo nie chodziło
tylko o zaklęcia, co Brown? – Katy spojrzała to na Blacka, to na szatynkę,
która zarumieniła się lekko i uśmiechnęła tajemniczo.
– O nie... Rozpaliliście
moją ciekawość – wyszeptała Parkes z nieskrywanym entuzjazmem.
– Nie tylko twoją –
powiedział Frank. – Ktoś powie o co chodzi?
– O to, że obrączka na
twoim palcu to sprawka Dorcas – powiedział Syriusz, wcale nieskrępowany. Alicja
jęknęła i Katy zaśmiała się, widząc jaka jest czerwona na twarzy.
– Oj, tylko trochę mi
pomogła – stwierdziła Alicja i Parkes aż otworzyła usta, bo chyba rozumiała co
koleżanka ma na myśli.
– Nie mów, że to przez
jej gierki?! – zapytała i zaśmiała się, gdy Longbottom posłała jej zawstydzone
spojrzenie.
– Naprawdę, Alicjo? –
zapytał Frank i Parkes wiedziała już, że zrozumiał całą sytuację. – Ooo,
będziesz mi musiała to opowiedzieć, bo nie wydaje mi się, że to przez Dorcas.
– Nie znasz jej, stary
– powiedział Syriusz i Katherinie zrobiło się ciepło na sercu, bo Black
brzmiał, jakby podziwiał Meadows. – Tańczyłeś jak ci zagrały, a wiem to, bo z
nimi współpracowałem. Wtedy też zrozumiałem, że poniekąd ze mną zrobiła to
samo. Merlinie, znała się na rzeczy.
– O tak, to prawda –
dodał James i posłał im szeroki uśmiech. – Jestem niemal pewny, że Lily zaczęła
się przekonywać do mnie dzięki niej.
– Uch – jęknęła
Katherina, przypominając sobie rozmowę z Jess na temat Torina. – Właśnie
zrozumiałam dlaczego Jessica radzi się u niej w sprawach sercowych, a nie u mnie.
– To między wami już
jest w porządku? – zapytała Alicja i Katy zanotowała w myślach, że dziewczyna
wydaje się być zaskoczona.
– Nie, ale
wcześniej... – zaczęła, ale przerwała, bo drzwi od sali, w której były ostatnie
obrady otworzyły się i wyszedł z nich nowy opiekun ich roku, a był nim
emerytowany auror Zbigniew Twardowski.
Przywiesił na korkowej
tablicy obok drzwi dwa pergaminy i stanął do nich przodem.
– Jutro w południe
będziecie mieć spotkania ze swoimi patronami! – zagrzmiał. – Obok waszych
nazwisk jest informacja, gdzie odbędą się te spotkania. Aurorzy proszą,
żebyście się nie spóźnili!
Katherina westchnęła i
razem z Syriuszem zaczęła się przepychać do przodu, gdy mężczyzna odszedł w
stronę wyjścia.
Stanęła na palcach i
ponad głową Glorii Alesi zaczęła szukać siebie na liście.
Jej wzrok przykuło
nazwisko Syriusza i zatrzymała na nim swój wzrok, bo była ciekawa, czy ma
racje.
– Mogłam się założyć –
powiedziała do Blacka, bo obok jego nazwisko było nazwisko Jamesa. Obaj zostali
przydzieleni wujkowi i Moody’emu.
Syriusz parsknął
jedynie śmiechem w odpowiedzi i Katy znów zaczęła szukać siebie.
Poczuła, że chyba
serce jej się zatrzymała na chwilę i wzięła wdech, mając nadzieję, że wzrok jej
nie myli.
Parkes
Katherina – patroni: Bones Edgar i Leven Tobias. Miejsce spotkania: Gabinet nr.
8 w Biurze Aurorów.
Przebiegła wzrokiem
listę i odnalazła Andy'ego i dopiero wtedy uśmiechnęła się szeroko, i
odetchnęła, bo chłopak był w parze z Frankiem Longbottomem.
*******
Jak tylko znaleźli się
na terenie Kwatery Głównej zaczęła piszczeć i przez chwilę skakała w miejscu,
wymachując przy tym rękoma z radości.
Posłała Jamesowi i Syriuszowi
szeroki uśmiech, gdy ci śmiali się z niej.
– Koniec użerania się
z Andym! – wykrzyknęła i w podskokach ruszyła do Kwatery.
– Naprawdę myślałem,
że nas połączą – powiedział James i Katherina poczuła się miło, bo kuzyn
brzmiał, jakby było mu szkoda, że nie jest z nimi na praktykach.
– Jak będziesz nadal taki
kochany, to będę ci pozwalała zerkać w moje notatki – obiecała i Black
parsknął śmiechem.
– Chyba my tobie –
zakpił, a ona pokazała mu język.
– Wy musicie się
dzielić swoimi patronami, a ja mam chłopaków tylko dla siebie... Ktoś tu wygrał
życie! – wykrzyknęła, kiedy już weszli do środka. – Ciekawe, czy już wiedzą.
– Na pewno –
stwierdził James. – Wybaczcie, ale idę pochwalić się żonie!
– Jasne, Rogaś, leć! –
zawołał za nim Syriusz i Katherina weszła do kuchni.
– Mama! – Ucieszyła
się na widok mamy, która spojrzała na nią podejrzliwie. – Przydzielili mnie do
Edgara i Tobiasa! Samą!
– Gratulacje! –
Rodzicielka rozpromieniła się i Parkes dała się uścisnąć.
– Jak Remus? –
zapytała, siadając na krześle.
– Trochę gorzej się
czuje, ale to przez pełnię – odpowiedziała matka.
– Mogę do niego
zajrzeć? – zapytał Syriusz i Katherina nieco ochłonęła, gdy mama westchnęła.
– Jest trochę
wycofany, a teraz siedzi u niego Marlena. Raczej cię nie wpuści, ale zawsze może
powiedzieć ci trochę więcej. Na mojej warcie prawie cały czas spał – odpowiedziała
kobieta i Black kiwnął głową, i wyszedł z kuchni.
– Jest trochę
wycofany? – zapytała Katherina, mając nadzieję, że mama opowie jej trochę
więcej.
– Przesłuchanie zniósł
bardzo dobrze. Marlena twierdzi, że fizycznie już mu nic nie dolega tylko musi powoli wrócić
do siebie, więc pewnie niedługo będziecie mieć z nią rozmowę, bo nie wydaje mi
się, żeby było dobrym pomysłem wpuszczenie was wszystkich do niego, bo głowa mu
pęknie. Poza tym... Nie potrafię objąć tego rozumiem, ale z jednej strony on
wie, że jest już bezpieczny, a jednocześnie widać u niego rezerwę, jakby nadal
sądził, że to pułapka. – Mama na chwilę przestała mówić i westchnęła cicho. –
Nie wiemy też jak przejdzie pełnię i w jakim czasie zregeneruje się po niej. Wczoraj
myśleliśmy, że w ciągu tygodnia odzyska siły, ale dziś jest rozdrażniony, a to
nie wróży dobrze.
– Najważniejsze, że
jest już tutaj. Możemy poczekać z odwiedzinami, dopóki nie będzie gotowy –
zaproponowała, chociaż bardzo nie chciała z tym zwlekać. Chciała jak
najszybciej zobaczyć Remusa i kajać się przed nim, że nie postąpili tak, jak
powinni.
Zdziwiła się, gdy mama
uśmiechnęła się smutno.
– Co się dzieje? –
zapytała, czując niepokój, że z Remusem jest bardziej nie tak, niż mówi jej
mama.
– Nic, po prostu się
martwię – odpowiedziała i Katherina przekrzywiła głowę, jakby oczekiwała, że
rodzicielka będzie kontynuowała. – Zacznie się ostrzejsza gra. Wiedzą, że tam
byłaś. Na pewno wiedzą, że jesteś na kursie. Obiecaj mi, że będziesz ostrożna i
nie będziesz wałęsała się nigdzie sama po nocach.
– Mamo... – parsknęła
krótkim śmiechem. – Uważam na siebie.
– Wierzę ci. I
jeszcze... – Znów poczuła się dziwnie, gdy mama westchnęła smutno. – Katy, rzadko
daję ci kazania, bo mam w głowie to, że nie jestem odpowiednią osobą do upominania
cię. Tą rolę zawsze przypisywałam ojcu, ale wiem, że on teraz nie dostrzeże
tego problemu. Mam na myśli Jess, skarbie.
– Mamo... – jęknęła,
czując zawstydzenie.
– Nie karz jej za
lojalność – upomniała ją i Katherina zdziwiła się, gdy mama chwyciła ją za
dłonie. – Nie karz ją za coś, co w niej cenisz...
– Wiem, mamo –
mruknęła, uśmiechając się niezręcznie. – Muszę ją przeprosić, ale wiem, że
pomyśli, że to przez moją ciekawość, żeby dowiedzieć się od niej, co się działo
na misji.
– Katy – jęknęła jej
matka i Katherina wiedziała, że ta jest oburzona jej słowami.
– Wiem to... Muszę
przeczekać chwilę, bo też znam samą siebie i będzie mi ciężko jej nie zapytać –
rzuciła i było to prawdą. Zaczęła nienawidzić swojej ciekawości.
– Nie warto z tym
zwlekać i pamiętaj, że Jess nie była tam sama – przypomniała jej mama. – Może
teraz ci wystarczy to, że nie poznasz jej punktu widzenia?
– Powinnaś mnie
zganić, żebym była cierpliwa, a nie dodatkowo podsycać to, że lubię wiedzieć. –
Pokręciła ze zrezygnowaniem i posłała kobiecie ciepły uśmiech. – Wrócę przed
kolacją.
– Byłoby miło, gdyby
cię odprowadził! – Usłyszała jeszcze, gdy wybiegła z kuchni.
*******
Ubezpieczona w pączki
zapukała do drzwi mieszkania Tobiasa.
Serce biło jej szybko
z nerwów, gdy czekała aż ktoś otworzy. Przeklęła w myślach, bo nie znała
grafiku Levena i nie pomyślała o tym, że może być w pracy.
Uśmiechnęła się
automatycznie, gdy drzwi do mieszkania otworzyły się i zobaczyła Torina.
– To znowu ty –
przywitał ją i może gdyby nie uśmiech, jaki jej posłał, to poczułaby się
urażona.
– Tak, to znowu ja.
Cześć – powiedziała i przygryzła od wewnątrz policzek, bo przypomniała sobie,
jak Jess była zestresowana przed randką z nim. – Jest Tobias?
– Jest – powiedział i
otworzył szerzej drzwi, a ona weszła do środka. – Pamiętasz, gdzie jest
gabinet?
– Tak, dzięki –
odpowiedziała, kierując się w stronę gabinetu. – Uch, chcesz pączka?
– Nie, dziękuję... Ale
tak na przyszłość, tylko w weekendy jem słodycze. – Parsknęła śmiechem, gdy
puścił jej oczko i zapukała kilka razy do drzwi. Otworzyła je i zajrzała do
środka. – Mogę?
– Katy? – Leven
wydawał się być zdziwiony, ale zaprosił ją gestem ręki.
– Mam pączki. –
Podniosła do góry papierową torbę.
– Pączkami nie wkupisz
się w moje łaski – powiedział i uśmiechnął się, gdy usiadła naprzeciwko niego.
– Jesteś zadowolona z decyzji?
– Byłabym szczęśliwa
nawet z Archiwum, bylebym tam nie była z Andym – rzuciła i wyciągnęła jednego
pączka, i podała mu torebkę. – Bardzo jesteś zajęty?
– A ile czasu
potrzebujesz? – odpowiedział pytaniem i przez chwilę zastanawiała się.
– A ile czasu
potrzebujesz na opowiedzenie mi tego, co działo się na misji? – spytała i gdy
zauważyła, że Tobias się skupia i prostuje na fotelu, to jęknęła w duchu na
swoją bezpośredniość. – Oczywiście, jeśli chcesz.
– A co chcesz wiedzieć?
– A co chcesz wiedzieć?
– Merlinie... –
westchnęła. – Chcę wiedzieć jak sobie poradziła Jess. Co się tam z nią działo i
dlaczego po powrocie wyglądała jak wyglądała?
– Nie myślisz, że to
jej powinnaś zadać te pytania? – zapytał, a ona jęknęła głośno i przewróciła
oczyma.
– Dobra, chcę ją
przeprosić...
– Powodzenia –
parsknął z sarkazmem i zmarszczyła brwi. – Przygotuj się na batalię słowną z
nią.
– Merlinie!
Przepraszałeś ją?! – Nie wiedziała czemu, ale zaskoczyło ją to.
– Myliłem się. Tak
należało zrobić. – Wzruszył obojętnie ramionami.
– Wracając... Chcę ją
przeprosić i się pogodzić, ale wiem, że pomyśli, że to po to, żeby się
dowiedzieć, a znasz mnie... Na pewno ją zapytam, a nie chcę, żeby myślała, że
to tylko dlatego chcę zgody między nami – wytłumaczyła, czując się przy tym
idiotycznie.
– Wy dziewczyny
jesteście strasznie popieprzone – stwierdził, kręcąc głową, zapewne z
politowania.
– Wiem, wy faceci
dajecie sobie w mordę i potem idziecie na piwo, i sądzę, że Jess spodobałby się
ten pomysł, ale boję się, że mnie zagryzie – mruknęła z ironią i spojrzała na
niego błagalnie. – To co, powiesz mi?
– A co chcesz wiedzieć?
– A co chcesz wiedzieć?
– Jak sobie poradziła?
– zapytała.
– Interesuje cię
subiektywna czy obiektywna opinia? – Zgromiła go wzrokiem.
– Obiektywna.
– Całkiem dobrze. Nie
dała się zabić i nawet nie zawadzała – odpowiedział i nie mogła się
powstrzymać, żeby się nie uśmiechnąć. – Pamiętasz te sztylety, co były u nich w
mieszkaniu?
– Wzięła je? –
zapytała z niedowierzaniem, a Tobias kiwnął głową i dostrzegła cień uśmiechu na
jego twarzy.
– Zyskała dla mnie
trochę czasu... Wiesz, któryś z nich chciał mnie zajść od tyłu, a ona rzuciła w
niego i nawet trafiła, chociaż chyba nie tam, gdzie celowała. – Powstrzymała
się przed przekręceniem oczyma na to, w jaki sposób mówi Leven. Niby docenił
jej wkład w walkę, ale jednocześnie nie darował sobie uszczypliwości w jej
stronę.
– Dobra, a potem? Skąd
u licha wzięły się jej obrażenia? – dopytała.
– Moody wpadł w wyrwę
ziemi, jaką zrobili, gdy uciekaliśmy i podpalili ją... W sensie ten dół, w
którym był Moody, a nie Jess. Ona miała uciekać jako ostatnia, Moody wpadł do dołka i
zamiast zwiewać, wróciła się po niego – powiedział.
– Żartujesz?! – W
odpowiedzi Tobias pokręcił głową.
– W tym przypadku
musiałem się też wrócić, a za mną bliźniaki. Jess zdjęcia kurtkę i próbowała
osłonić ją Moody'ego i dlatego ma poparzone ręce – wyjaśnił, a ona czuła się
coraz bardziej wzruszona.
– Wróciłeś się po nią
– wyrwało jej się, zanim się ugryzła w język. I zdecydowanie brzmiała, jakby
sobie wyobrażała nie wiadomo co, i dostrzegła, że nieco go tym rozdrażniła.
– Nie próbuj szukać
romantyzmu tam, gdzie go nie ma, Katy – rzucił chłodno i ugryzł pączka. – Po
Moody'ego byśmy nie wracali od razu, bo takie mieliśmy polecenie. Gdyby go
złapali, to nic by nie sypnął. Co do Jess, nie mieliśmy takiej pewności, a wie
zdecydowanie dużo więcej niż powinna. Zapewne nawet sama nie jest świadoma tego,
jak dużo wie. Poradziła sobie dobrze. Pomogła potem przy Moodym, nawet mnie
zeszyła.
– Właśnie... Jak
plecy? – zapytała.
– Dzięki... Już się
zagoiły. Marlena w sobotę wyjęła nici i po maści znacznie szybciej skóra się
zregenerowała – odpowiedział.
– Zostawisz bliznę? –
spytała, a on kiwnął głową.
– Kolejna do kolekcji
– rzucił, a ona skrzywiła się. – Po którejś akcji takie rzeczy przestają mieć
znaczenie.
– I dodają charakteru
– przyznała. – Podobno.
– Podobno – powtórzył.
– Coś jeszcze chcesz wiedzieć?
– Nie. – Pokręciła
głową. – Chociaż... Czemu była tak czysta?
– Uch... – Zmarszczył
nos. – Chyba wiesz jak reaguje na krew.
– Uch – skrzywiła się,
domyślając się, że Jess wymiotowała.
– Fabian ją ogarnął,
bo źle zniosła widok krwi na sobie – dodał i żołądek Katheriny skręcił się, gdy
Leven ugryzł pączka bez żadnego obrzydzenia. – Zaspokoiłem twoją ciekawość?
– Powiedzmy. – Puściła
mu oczko.
– Kiedy się z nią
pogodzisz? – zapytał już całkiem poważnie, a ona wzruszyła ramionami. –
Wiesz... Powinnaś to zrobić jak najszybciej. Nie wyglądała za dobrze. Pomogłaby
jej rozmowa z kimś, kto też miał misję, a nie wiem czy James i Syriusz są na
tyle empatyczni i wrażliwi, żeby ją zrozumieć.
Milczała przez chwilę,
bo nie chciała szukać romantyzmu tam, gdzie być może go nie było, ale przez
myśl przemknęło jej to, że Tobias martwi się o Jess. Ale z drugiej strony w
końcu umawiała się z Torinem, więc pewnie samopoczucie Cay odbijało się na jej
relacji z nim i Tobias martwił się o brata?
Tak, to było dla niej
bardziej prawdopodobne.
– Spróbuję jak tylko
pojawi się w Kwaterze – postanowiła i wstała z krzesła. – Dzięki, że mi to
opowiedziałeś. Nie zabieram ci już więcej czasu. Cóż... widzimy się jutro w
Biurze.
– Weź notatnik –
powiedział, wstając z miejsca i odprowadził ją do drzwi. – I może następnym
razem zapowiadaj swoje wizyty, co? Szczególnie teraz jak jesteś moją
protegowaną.
– Są jakieś kary za
spoufalanie się? – zapytała, bo czytała regulamin i chyba wprost nie było to
powiedziane.
– Nie ma, ale
wystawiam ci na koniec oceną i wtedy ktoś może ją podważyć – powiedział i
otworzył jej drzwi. – Nie czekaj z
przeprosinami.
– Nie będę – obiecała
i kiedy się z nim pożegnała, zbiegła po schodach i odetchnęła zimnym, wilgotnym
powietrzem.
Przeszła kilka kroków
i przez chwilę pomyślała, żeby udać się do mieszkania Jess i Adalberta, ale od
razu wybiła sobie ten pomysł z głowy.
W sumie nawet nie
wiedziała czy by zastała Jess na miejscu, no i Kwatera Główna była zdecydowanie
bardziej neutralnym gruntem i czuła, że Cay będzie tam mniej waleczna.
Westchnęła, karcąc się
za swoje myśli. Naprawdę chciała się pogodzić z Jess, ale wiedziała, że to nie
będzie proste i bała się tego, że z jej przeprosin rozpęta się kolejna wojna.
Dzień dobry!
Mam nadzieję, że
wszyscy jesteście zdrowi!
Ja wiem, naobiecywałam
dodatek, ale nabrałam wątpliwości i po prostu muszę, albo przez niego
przebrnąć, albo zmienić koncepcję.
Dodatek będzie o
Dorcas i mały przedsmak tego był wpleciony w ten rozdział. :)
Na pewno nawiąże
jeszcze w głównym opowiadaniu do tego dodatku, ale to w okolicach rozdziału
64-66.
Część drugą opublikuję
7 maja o 18:00. :)
Zdrówka życzę!
Buziaki! :*
No witam, witam! Po takiej przerwie niezmiernie miło usiąść do czytania i nawet do komentowania :D
OdpowiedzUsuńZacznę może od Remusa, bo to był dla mnie wątek tworzący oś rozdziału. Jestem zaskoczona, ale i ucieszona, bo wydaje się w dość dobrej kondycji, jak na tyle miesięcy więzienia w okropnych warunkach, a biorąc pod uwagę też tortury to określiłabym jego stan jako świetny. Na ciele regeneruje się jak na magiczną medycynę przystało, ale pamięta wszystko, wydarzenia, osoby, mniej więcej czas, nie ma zespołu wyparcia itd. To może oznaczać, że zakon zdążył w ostatniej chwili. Dobrze, że udało im się go przepytać w miarę bezboleśnie.
Katy denerwowała mnie strasznie, jak często ostatnimi czasy. Wydaje się przejmować innymi, ale tak naprawdę jest trochę samolubna. Kwestia pogodzenia się z Jess roztrząsana jest tak bardzo, tak opornie, że uważam to za bezcelowe. Ona nie chce tego zrobić, bo tęskni, bo jej przykro, tylko przez wyrzuty sumienia, bardziej z przyzwoitości, na pokaz przed innymi przyjaciółmi. Może to niesprawiedliwa ocena, ale takie są moje odczucia. Niemniej jednak fajnie, że dostała się na praktyki do osób, które lubi, to na pewno dużo jej da. A nawiasem wspominając Levena, to śmiać mi się chciało, jak czytałam fragment, w którym on na poważnie radzi Katherinie pogodzić się z Jess. On jako pośrednik w głupich kłótniach nastolatek wygląda jak Moody na pokazie mody ślubnej xd
Jess czuje się odpowiedzialna za Remusa, przez tego patronusa... jest taka słodka! Lubię ją coraz bardziej. Dobrze, że nie dali jej zadręczać się tym. Nieraz i ona ma pożytek z tych przyjaciół. Ps. Nadal chcę, by wrócili do siebie z Torinem!
No nie wiem, czy chcę coś jeszcze dodać... może tylko to, że miłe były wspomnienia o Dorcas. Trochę tak, jakby zniknęła już na zawsze, więc wspomina się ją tylko za pomocą uprzejmej hiperboli. Chociaż jej akurat mi nie brakuje, nie w tym obecnym wydaniu przynajmniej. Bo gdyby wróciła dawna dobra Dor, to bym się nie obraziła ;D A! Wiem! Brakuje mi Jane, jej mądrości, spokoju, umiarkowanej słodyczy. Będzie ona kiedyś?
Dobra, uciekam do nauki, bo przez majówkę narobiłam sobie tyłów. Na zakończenie tylko dodam, że fajnie byłoby widzieć u Ciebie nowe notki częściej, niż raz w miesiącu... da się zrobić? Pozdrawiam serdecznie, weny życzę i czasu ❤
Drama
Uszanowanko!
UsuńJak ja widzę "no witam, witam!", to mój mózg dopowiada coś w stylu: Królewna raczyła dodać nowy rozdział w kwietniu, ale to tylko część 1, a nie obie części, oooo. xD
Tak, Remus wyjątkowo dobrze wszystko znosi i odniosę się jeszcze do tego w części drugiej. W sumie w tej scenie, od momentu uratowania go mijają 3-4 dni, gdzie dano mu odpocząć i faszerowano go eliksirami, więc to też miało wpływ. :)
Katherina nie ma teraz za dobrego czasu w tym opowiadaniu. Kurczę, przy planowaniu tego wszystkiego bałam się, że nie dam rady tak tego poprowadzić, żeby zaczęła być wkurzająca, ale chyba udało mi się aż za bardzo.
Nie wiem czy na tym etapie przestanie być denerwująca. xD
Ej, Katherinie jest przykro, tylko w obecnej sytuacji aż tak tego nie widać. :D
Możesz mi uwierzyć, że w sumie scenę między Levenem a Katheriną pisałam uśmieszkiem i czułam małe zażenowanie u Levena postawą Katheriny. :D
Cieszę się, że tak odebrałaś Jess. Jeszcze chwilkę będzie się zadręczała, chyba po prostu czeka aż to Remus powie jej, żeby się nie zadręczała.
Nie obiecuję zejścia się z Torinem, ale na pewno to nie koniec ich znajomości. :)
Kurła, Dorcas jest w części drugiej. xD
Nie wiem czy dawna Dorcas wróci, ale na pewno będzie trochę inna niż do tej pory, pracuję nad tym. :D
Dziękuję bardzo za komentarz! Mam nadzieję, że część druga też się przyjmie tak dobrze. :)
Dążę do tego, żeby rozdziały były częściej, ale nie wiem jak to będzie. W marcu myślałam, że oo będzie więcej czasu, może będę miała jeden rozdział napisany do przodu. Nie wyszło.
Mam nadzieję, że maj będzie dla mnie łaskawszy i może od lipca/sierpnia zaczęłabym częściej publikować. Bardzo bym tego chciała. :D
Mam też nadzieję, że w weekend uda mi się nadrobić zaległości u Was (miałam to zrobić wczoraj, ale nie dałam rady :().
Powodzenia w nauce i również weny i czasu do Waszego opowiadania. :)
Buziaki! :*
Hej, wcale tak nie pomyślałam! Sama wstawiam coś po pół roku nieraz xd
UsuńMam nadzieję, że z uda się z tym przyspieszeniem ;) będę regularnie zaglądać i wyczekiwać!
Buziaki ❤
Ja strasznie uwielbiam tak sobie dopowiadać myśli xD
UsuńTeż mam taką nadzieję!
Jak coś to staram się, żeby w kolumnie po lewej były bieżące informacje, co do postępów. :)
Serwus,
OdpowiedzUsuńja odpowiadam na rozdział długo po jego przeczytaniu, bo tak jak zawsze zresztą... nie miałam czasu wcześniej. Mój komentarz będzie bardzo króciutki, więc opiszę to w punktach:
- Podobnie jak Dramę, mnie trochę Katy wkurza, spojrzała na Jess, ta rzuciła zjebałam w klasycznym dla siebie stylu, a Katy to obruszyło, no proszę, proszę jaka cnotka niewydymka (tak, wiem, że to nienajlepsze określenie w tym kontekście). Ale fajnie, że reszta stwierdziła, że no nic się takiego nie stało, każdy by tutaj chyba nawalił;
- o ile nie lubię Adalberta dalej (chociaż ostatnio mi trochę przeszło i nawet go toleruję), tak w tych scenach, gdzie tak opiekuje się Jess ujmuję mnie za serduszko. I bardzo mi pasuje do niej to przejęcie sytuacją;
- cały wątek Remusa to coś na co czekam od dawna, chciałabym żeby już bylo po tym piekle u niego, i żeby wykryli kto jest tą szują co zdradza. Aczkolwiek, tu znowu odniosę się do Dramy, też zastanowiła mnie jego przytomność umysłu i kojarzenie faktów. Czułam ten przestrach, wyobcowanie, etc, ale chyba spodziewałam się trochę więcej nieufności, ja bym była nieufna xD;
- dominacja rozdziału przez Katy była spoko, ale ja w dalszym ciągu wyczuwam w niej nutkę fałszywości. I o ile kiedyś naprawdę ją uwielbiałam, tak teraz baaardzo traci w moich oczach. Wiem, że ona też bardzo dużo przeszła, ale Jess zawsze przy niej była, nie zawiodła jej, etc, a ona zamiast przeprosić, zastanawia się jak to zrobić by nie pomyślała, że to tylko po to by się czegoś dowiedzieć. No nie jest to fajne i jak dla mnie pokazuje trochę, że ma nie do końca dobrą opinię o Jess. Powinna z grubej rury wypalić z przepraszam, jak pewnie dawna Katy by zrobiła, a nie tak się bawić w ciuciubabkę.
Co do całości, to ja poproszę o trochę Lily i Willa. I dobrze, że dodałaś te rozdzielające ciapki na początkach wątków, bo bez nich trochę gubiłam fabułę.
Ślę uściski,
No dzień dobry :)
UsuńWiem jak jest, czasami nie ma czasu pogadać, a co dopiero ogarnąć blogsferę. :)
Cieszę się, że tu jesteś, ale mam nadzieję, że później wykorzystasz taką pogodę i pojeździsz na rowerze. xD
Kurde, nie spodziewałam się, że przyjdzie mi trochę bronić Katy. :D
Ale z tym chyba poczekam aż przeczytasz część 2. :)
Z tym "zjebaniem", to miałam na myśli bardziej to, że Katherina była bardziej zaskoczona, że Jess od razu użyła takich słów.
I też nie sądziła, że faktycznie to Cay ma na myśli. :D
Remus nawet będąc torturowany, kiedy nie wiedział gdzie jest, który dziś dzień itd. zachowywał trzeźwość umysłu i świadomie się wycofywał w trudnych momentach. Był dobrze przygotowany na tą misję i na ewentualne złapanie. Może nie w takich okolicznościach, ale wiedział (mniej więcej) jak ma działać.
O tym też jest w części 2.
Wbrew pozorom jest chyba trochę nieufny, ale opowiedział przez co przeszedł, bo wiedział, że tak należy zrobić.
Nie powiedziałabym, że u Katy jest nutka fałszywości. Raczej to trochę urażona duma pomieszana z tym, że nie rozumie jak poważną sprawą jest dla Jess i Berta ta tajemnica.
No i też przywykła do tego, że ma rację. :D
Ojejku, chyba trochę źle zostało odebrane, co chciałam przekazać. Katherina doskonale wie, że lubi wiedzieć i była świadoma tego, że jeśli przeprosi teraz Jess (nie wiedząc co się stało na misji), to zacznie ją wypytywać i domyślała się, że Jess nie odbierze tego dobrze, i byłaby kolejna kłótnia.
Cóż, to jeszcze trochę dziecinne zachowanie, fakt. Ale one mają po 20 lat, jeszcze muszą dorosnąć. :D
I dawna Katy jak przepraszała, to dopiero gdy całkowicie zrozumiała swój błąd. Tutaj wie, że powinna to inaczej rozegrać, ale jeszcze nie rozumie jak ważna dla Jess i Berta jest ta tajemnica.
Ale mogę obiecać, że to zrozumie i będzie to dla niej moment zwrotny. I niestety będzie to trochę za późno. (Ot, taki mały spoiler). ;)
Will będzie w 63, a Lily z perspektywy w 64, ale w 63 trochę jej będzie. :)
Dzięki, że wpadłaś i za te przemyślenia odnośnie Katheriny. :D
Mam nadzieję, że co nieco wyjaśniłam, a jak nie, to oby w następnych rozdziałach nieco się poprawiła. :D
Buziaki! :*
A ciapki się zgubiły, gdy kopiowałam tekst, bo nad tym rozdziałem pracowałam na trzech plikach. xD
UsuńŁojejuńciu, wiem, że bywały dłuższe rozdziały, ale kurczaczki! Jakie to długie! Oduczyłam się od tak długich notek! :P
OdpowiedzUsuńNo i oczywiście dzień doberek <3 Z chwilą obecną biorę się za czytanie!
Pierwsza część niby o Remusie, powinnam krzyczeć z zachwytu, że chłopak do siebie dochodzi i naprawdę krzyczę. Ale przyćmiło moją radość to, że Katy i Jess znowu ze sobą rozmawiają. Nie jest to jakieś nie wiadomo co, ale jednak <3 Ależ mnie to cieszy, bardzo, bardzo, bardzo <3
No i szkoda mi Jess. Wojna rozkręca się coraz bardziej i śmierć w pewnym momencie, przynajmniej tak zakładam, stanie się porządkiem dziennym. Codziennym doświadczeniem. Trzeba będzie patrzeć jak umierają inni, ale także ich zabijać. Dobrze, że Jesska ma wsparcie Adalberta. Choć mam nadzieję, że niedługo będzie widać większe wsparcie między nią a całą resztą. Póki co wszystko zmierza ku dobremu, więc trzymam się tej nadziei, jestem dobrej myśli, że paczka wreszcie bardziej się zjednoczy. Swoją drogą podoba mi się sposób, w jaki Jess odebrała cały pogrzeb oraz podział na karierę zawodową aurorów i ich życie prywatne. Smutno mi się zrobiło. Jestem akurat w trakcie czytania Kołysanki z Auschwitz, więc jestem nabuzowana i wyczulona na takie smutki i aż mi gila w gardle urosła podczas tego fragmentu :( :P
JEJA! JEJA! JEJA! OTWIERAM PIWO ZA ZDROWIE REMUSA! MÓJ REMUS WŁAŚNIE SIĘ OBUDZIŁ! BOZIU, BOZIU, O MATULU!!!! *_*_*_*_*_*_*_*_*_*_*_* Ależ jestem szczęśliwa! Jak mi go szkoda, że tak nie wierzył, że jest bezpieczny i w sumie trochę szkoda, że nie obudził się, gdy byli przy nim przyjaciele, ale no cóż... Tylko w filmach ma się takie szczęście :P UŚMIECH Alastora, nawet jeśli nikły i delikatny, wszystko mi wynagrodził <3 Tego człowieka też kocham bardzo, bardzo.
Ale wiesz, to, że od razu po przebudzeniu fundujesz mu pełnię... Serca nie masz? :( Meh, przynajmniej się obudził!
Po rozmowie Katy z mamą trochę ochłonęłam, jeśli mówić o relację Jess-Katy. Katy mogłaby po prostu przeprosić. Bardzo bym chciała, żeby to zrobiła. Wiem, że chce przeczekać, ale wydaje mi się to nieco niedojrzałe, a miałam ją za bardziej dojrzałą osobę. Ciągnie tą cichą wojnę już na siłę. Teraz w dużo delikatniejszy sposób, ale mimo wszystko. Mam nadzieję, że wreszcie pójdzie po rozum do głowy, bo lubię ją bardzo, ale przez jej zachowanie trzymam czasem to lubienie na wodzy. Oj, ma dziewczyna charakterek. Jak to Tobias zgrabnie ujął - popieprzone :))))))))) Podsumował całą tą obrazę majestatu idealnie :)
Oki, to tyle, jeśli chodzi o moje nieuporządkowane, pisane na bieżąco komentarze :P Mam nadzieję, że jak przeczytam drugą część, to coś niecoś ruszy o Katy i Jess i w sumie spodziewam się tylko tego i jeszcze spotkania Remusa z przyjaciółmi, a co dalej, to będzie dla mnie niespodzianka :D
Jejcia, muszę zdecydowanie szybciej czytać :P Ostatnio powoli mi to idzie :/
Ściskam mocno!
Hej :D
UsuńJa to mam zapłon, ale wierzę, że nawet nie zauważyłaś, że nie odpisałam. ;)
Ty się oduczyłaś czytać tak długich rozdziałów, a ja się oduczyłam pisać tak długie rozdziały. Obym szybko wróciła do formy!
I chyba jak ostatnio, przemilczę niektóre rzeczy, bo mają one swoje rozwiązanie w następnym rozdziale.
Katy i Jess ze sobą rozmawiają, ale jakie to jest niezręczne! Jest w tym coś dziwnego, ale strasznie lubię to opisywać. xD
Jess ogólnie wszystko jakoś tak głębiej przeżywa i lubi też jakieś oficjalne obrzędy różnych uroczystości, więc obecność na takim pogrzebie było dla niej mocnym przeżyciem.
Niestety niejeden jeszcze pogrzeb przed nimi i ja już wiem, że będę strasznie ryczała opisując. Więc może przygotuj już chusteczki.
Ha! Widzisz! Doczekałaś się! Remus jest już bezpieczny! :D
Niestety nie oszczędzam go, ale zaspoileruję: przeżyje pełnię. :)
Też kocham Moody'ego. Może nie tak bardzo jak innych bohaterów, ale on ma mój szacunek i uznanie. xD
I doszłaś do momentu niezręczności na linii Katy-Jess. Jejku, co nie miałam "życia" przez kilka miesięcy jak Remus był w niewoli, tak teraz będę miała chyba to samo z powodu dziewczyn. :p
Katherina ma jeszcze trochę pracy nad sobą, ale wydaje mi się, że finalnie znów stanie się ulubienicą. :D
Tobias często będzie miał rację i trochę ją poukłada. :P
Nawet nie wiesz jak lubię Twoje komentarze na bieżąco. xD Tyle w nich emocji!
W takim razie lecę pod część drugą. :D
Buziaki! :*