Odkąd Remus był z nimi
jej życie jakby znów nabrało tempa. Wydawało jej się, że misja była zaledwie
kilka dni temu, a minęły już prawie trzy tygodnie, w których, o dziwo, nie
działy się same złe rzeczy.
Pierwsze dni w Biurze
Aurorów były stresujące, ale napięcie powoli z niej schodziło. Obawiała się, że
jej radość z tego, że została przydzielona Edgarowi i Tobiasowi szybko minie, a
ona nadal trwała.
Przygotowana
psychicznie na to, że zasypią ją papierkową robotą, nie marudziła, tylko dzielnie
znosiła kolejne teczki z raportami, które zazwyczaj przepisywała. Chłopaki od
razu wytłumaczyli jej, że w sumie jest to robota głupiego, ale w ten sposób
utrwali sobie to, jak porządny raport ma wyglądać.
Po pierwszym tygodniu
zaczęła dostawać od Edgara jego notatki "na brudno" i z początku
długo jej schodziło z odczytaniem ich, ale miała nadzieję, że słowa Tobiasa, iż
"jak przebrniesz przez pismo Edgara, to żadne hieroglify nie będą ci
straszne", okażą się prawdą.
Tuż przed Wielkanocą
kolejny raz poczuła radość, że to właśnie chłopakom została przypisana, bo byli
świetnymi aurorami, ale jeszcze na tyle luźnymi, że dawali dużo rad w związku z
współpracami z innymi aurorami, a także tym, żeby już na tym poziomie szkolenia
budować swoją późniejszą pozycję. Od razu powiedzieli jej, że pewnie będzie
traktowana przez innych pracowników jako goniec, skryba lub, co gorsza,
sprzątaczka, zatem sprzedali jej trik - który z kolei im sprzedali bracia
Prewett - żeby zawsze przy sobie miała jakąś teczkę.
I prawie za każdym
razem, jak ktoś prosił ją o przepisanie czegoś lub ogarnięcie materiałów, to
jeśli dana praca wydawała jej się być mało pomocna w jej nauce, to machała
teczką i ze zbolałą miną oznajmiała, że chłopaki zawalili ją robotą.
Ten radosny i w miarę
spokojny, jak na obecny moment, czas przerwali James i Lily, którzy oznajmili,
że wyprowadzają się z Kwatery Głównej.
Wiedziała, że ten
dzień kiedyś nastąpi i nawet wiedziała, że to będzie kwiecień, ale obstawiała
ostatni weekend tego miesiąca, a nie dzień po Wielkanocy.
Przeprowadzka była
szybka, bo w Kwaterze mieli jedynie swoje rzeczy osobiste, a całą resztę
wyposażenia zdobyli, gdy dom był wykańczany i już tam zostawili potrzebne
rzeczy.
Jeszcze większym
zdziwieniem było to, gdy po obiedzie Wielkanocnym James, Lily i Syriusz
poprosili ją na rozmowę tylko w ich gronie i to za szczelnie zamkniętymi
drzwiami.
– I? – zapytał ją
James pełnym nadziei głosem.
– Mam zostać
Strażnikiem Tajemnicy, a wszystkim mamy mówić, że to Syriusz? – zapytała,
upraszczając wcześniejsze wypowiedzi jej rozmówców. Lily kiwnęła głową i
uśmiechnęła się do niej delikatnie. Odpowiedziała niemrawym grymasem. –
Merlinie, ale z was mistrzowie konspiracji.
– Stary sposób Zakonu
– stwierdził James i tu musiała mu przyznać rację, choć chyba zapomniał, że to
właśnie ich wspólny dziadek był pomysłodawcą takiego rozwiązania.
W czasie Pierwszej
Wojny Czarodziejów, tuż przed śmiercią Jamesa i Katheriny Parkesów, Zakon
znalazł miejsce do wspólnych spotkań i aby uniknąć nieproszonych gości, dom
zabezpieczono Zaklęciem Fideliusa. Dom należał do Moody'ego i oficjalnie
podano, że to on jest Strażnikiem Tajemnicy, a tak naprawdę był nim profesor
Dumbledore.
Wiedziało o tym mało
osób i z tego co jej przeszło na myśl, to większość już nie żyła.
Podejrzewała, że teraz
jest odwrotnie i to Moody jest tak naprawdę Strażnikiem Tajemnicy Kwatery
Głównej, a nie profesor Dumbledore, ale na głos nigdy nie powiedziała tej
myśli. Ale sądziła, że pewnie James i Syriusz również tak podejrzewają.
– Całe szczęście, że
Łapa ma proste i ładne pismo... Będzie mi łatwiej podrobić – powiedziała,
uśmiechając się do nich lekko. – Wchodzę w to.
*******
Lily nie raz spotkała
się z opisem Zaklęcia Fideliusa i chociaż wiedziała, że w trakcie rzucania
czaru nie dzieją się żadne fajerwerki, to i tak czuła lekkie rozczarowanie, bo
sądziła, iż poczuje się chociaż trochę inaczej, a tak nie było. Fakt, była
spokojniejsza, że od razu mają zapewnioną najwyższą ochronę w ich nowym domu i
wreszcie porzuci to poczucie strachu, które towarzyszyło jej od kilku miesięcy.
W czasie przeprowadzki
zdziwiła się, że mają tak mało rzeczy codziennego użytku, ale w Kwaterze
Głównej nie potrzebowali dla siebie oddzielnej zastawy czy zestawu garnków,
więc przez ostatnie popołudnia spędzała na zakupach w towarzystwie Syriusza,
Jamesa i Katheriny, aby w nowym domu niczego im nie brakowało.
Usiadła na kanapie z
książką w jednej ręce i filiżanką herbaty w drugiej, i pierwszy raz od kilku
dni cieszyła się z wolnego czasu po zajęciach na kursie.
Zegar wiszący na
ścianie wybił godzinę osiemnastą i uśmiechnęła się lekko, bo usłyszała jak
otwierają się drzwi wejściowe.
– Lily! – Usłyszała
wołanie Jamesa.
– W salonie! –
odkrzyknęła i otworzyła usta, gdy do pomieszczenia weszli James i Syriusz,
niosąc jakąś dużą drewnianą skrzynię. – A co to takiego?
– Prezent od Dorcas –
mruknął James, stawiając skrzynię na podłodze. Ruda odłożyła książkę i wstała z
kanapy, patrząc na niego ze zdziwieniem.
– Cześć, Lily –
wystękał Syriusz i przywitała się z nim.
– Nie mogliście użyć
magii? – zapytała, widząc po ich minach, że chyba ta przesyłka nie była łatwa
do przetransportowania.
– Czy ty wiesz, czemu
to cholerstwo tak długo szło? – spytał James i powstrzymała się przed
uśmieszkiem z oburzenia męża. – Bo zaznaczyła, że ta przesyłka jest delikatna i
potrzeba, żeby ją dostarczyć w jak najlepszych warunkach...
– Wykosztowała się –
mruknął Syriusz, jakby bronił Dorcas. – A nawet nie wiadomo, co robią na
poczcie z paczkami.
– Mogę otworzyć? –
zapytała i chłopaki odsunęli się od skrzyni. Wyciągnęła różdżkę z kieszeni
swetra i machnęła nią, a drewniane ścianki oderwały się od siebie i odsunęła
je, żeby opadły oparte o ścianę. Zdziwiła się i poczuła niemałą ekscytację na
widok dość dużego pakunku owiniętego w papier i obwiązanego wstążką za którą wsadzona
była koperta, którą od razu wyciągnęła.
Kochana
Lily!
Jeszcze
raz wszystkiego najlepszego z okazji urodzin!
Mam
nadzieję, że prezent przetrwał podróż i dotarł nieuszkodzony.
Reprehendo
speculo – jeśli zacznie się mienić na jakiś kolor, to opisz mi dokładnie co się
dzieje i spróbuję coś zdziałać.
A
jeśli nic się nie zadzieje, to zawołaj mnie jeśli będziesz potrzebowała!
Całuję,
Dorcas!
Uczucie ekscytacji
wzrosło, gdy odczytała list i praktycznie rzuciła się do zrywania papieru.
– Merlinie! – odsunęła
się od dużego lustra i patrzyła na swoje odbicie z głupim uśmiechem na ustach.
– Zabiję ją – mruknął
James i spojrzała na niego, kręcąc głową z rozbawienia.
– Reprehendo speculo – wypowiedziała zaklęcie z listu Dorcas i na
kilka sekund zamarła w oczekiwaniu aż coś się stanie, ale nic się nie zadziało.
– To lustro dwukierunkowe.
– Żartujesz?! – Nie
zdziwiła ją ekscytacja Syriusza, który zbliżył się i uważnie obserwował
pozłacaną ramę lustra, dotykając ją przy tym ostrożnie.
– No dobra, nie zabiję
jej – powiedział James, stając obok niej i spojrzeli na siebie w odbiciu.
– Dorcas? – zapytała
Lily, mając nadzieję, że to wystarczy, żeby przyjaciółka się pojawiła. –
Dorcas, jesteś tam?
– Może śpi? W
Australii jest już noc – powiedział Syriusz i Lily ze zrezygnowaniem
westchnęła.
– Pewnie jutro nie
oderwiesz się od niego, co? – zapytał James, a ona zarumieniła się lekko i
pokiwała głową.
Tak bardzo chciała,
żeby Dorcas pojawiła się w nim jak najszybciej, bo było tak wiele rzeczy, które
chciała z kimś skonsultować zanim zacznie męczyć tym Jamesa.
*******
Ruch w sklepie Madame
Malkin był niewielki, ale była już do tego przyzwyczajona. Od jakichś dwóch
miesięcy dało się zauważyć wyraźny spadek zamówień i szefowa zarządziła, że
będą przygotowywały się na wakacje i następujący po nich nowy rok szkolny.
Dochodziła godzina
siedemnasta i jeszcze dzień wcześniej myślała, że zacznie panikować właśnie o
tej porze, ale rzeczywistość okazała się inna. Panikowała od samego rana.
Ręce jej się trzęsły,
gdy na Gustavie układała materiał, ale wmawiała sobie, że to przez piąty kubek
kawy, który wypiła.
Jess zasyczała, gdy
przypadkowo ukłuła się w palec, kiedy zegar wybił godzinę siedemnastą. Godzinę prawdy.
Spojrzała na szefową
zajmującą się księgami, które zawsze uzupełniała na koniec tygodnia. Nie
wiedziała czy już jej przeszkodzić, więc postanowiła poczekać aż kobieta
skończy i dopiero, gdy zobaczyła, że Madame Malkin ściąga okulary z nosa, to
ona odsunęła się od manekina.
Poczekała jeszcze
chwilę, aż szefowa schowa księgi oraz pieniądze do sejfu i podeszła bliżej.
– Czy możemy
porozmawiać? – zapytała zanim szefowa wstała z fotela. Jess zniosła uważne
spojrzenie kobiety i usiadła, gdy ta wskazała dłonią na krzesło.
– Potrzebujesz znów
wolnego – oznajmiła Madame Malkin i Cay spuściła wzrok zawstydzona. – Jess...
– Ja... – zaczęła i
spojrzała znów w jej oczy. Teraz albo
nigdy. – Ja jestem w Zakonie Feniksa.
Oczy szefowej zrobiły
się okrągłe jak dwa złote galeony i Jess w myślach przeklęła na swój plan, żeby
powiedzieć o tym prosto z mostu.
– Przepraszam, że
mówię dopiero teraz, ale... – zająknęła sie, czując jak grzęźnie. – Zostałam
zwerbowana po tym jak rodzice zaczęli się ukrywać...
– Nie musisz mówić,
Jess. – Troska w głosie Madame Malkin sprawiła, że Jess poczuła się jeszcze
gorzej.
– Nie chcę pani dłużej
okłamywać – wyznała ze łzami w oczach. – Ostatnie wszystkie dni wolne jakie
brałam miały coś związanego z zadaniami od Zakonu. Wcześniej nic tam nie
znaczyłam... A teraz... Po tym ataku wampira coś się zmieniło i dziś mam mieć
jakieś badania, i nie mam pojęcia jak długo to zajmie.
– Czy to coś
poważnego? – Jess uśmiechnęła się i wzruszyła ramionami.
– Nie wiem... Ale
chciałabym już to wiedzieć – odpowiedziała.
– Dobrze, zatem wróć
kiedy będzie już po wszystkim, Jess – powiedziała szefowa i Jess kiwnęła głową.
I przez chwilę poczuła
się lekko, bo ilość osób, którą oszukiwała zmniejszyła się.
*******
Dawno nie był
świadkiem takiego ruchu w domu Edgara Bonesa. Oprócz domowników byli bliźniacy
Prewettowie, on, Moody, brat Edgara – Oscar oraz Jessica Cay.
Razem z Edgarem
przybyli po pracy, kiedy reszta była już obecna, a Oscar badał Cay w pokoju
Marcusa. Moody naprędce wytłumaczył im, że musi ją zbadać Niewymowny, bo
zgłosiła pewne dodatkowe zmiany i poprosił ich, żeby któryś z nich tu był
dopóki Oscar nie stwierdzi, że to koniec badań.
W ciągu kilku minut
ustalili, kto kiedy zostaje i Moody wrócił do pokoju Marcusa.
– Myślicie, że zamieni
się w wampira? – zapytała Cecile w trakcie kolacji i dostrzegł, że nie wydaje
się być przestraszona, tylko zaciekawiona.
– Z Zakonu to chyba
ona się do tego najbardziej nadaje – odpowiedział i puścił oczko przyjaciółce,
gdy spojrzała na niego krzywo.
– Coś w tym jest –
mruknął Gideon, a siedzący naprzeciwko niego Fabian kiwał głową.
Zaraz jak tylko skończyli
jeść Oscar oraz Moody wyszli i poinstruowali ich, co zrobić jeśli Jess się
obudzi, i wyszli. Wiedział, że z samego rana znów się pojawią, bo kilka
eliksirów miało zacząć działać w ciągu nocy.
Razem z Gideonem
rozsiedli się wygodnie w gabinecie Edgara, który zajął się usypianiem dzieci, a
Fabian objął swoją wartę.
Zajął się, jak zawsze
po pracy, dokładniejszym czytaniem Proroka Codziennego, Żonglera i innych gazet
lub broszur informacyjnych. Z Żonglera wypadła mu ulotka i podniósł ją.
– Kolejna – powiedział
i pokazał ją Gideonowi.
Od połowy marca
zauważyli w niektórych, mniej podatnych na wpływ Ministerstwa gazetach ulotki
podobne do tej. Zazwyczaj przedstawiały dwie osoby trzymające się za dłonie.
Jedna osoba trzymała różdżkę, druga np. pędzel, teczkę, kilof, płaski klucz czy
cegłę. Osoby te stały na przeciwko charakterystycznych budynków z całego świata
i dopiero po piątej takiej ulotce, któryś auoror z Działu Analitycznego
zorientował się, że są to budynki przy których podobno nie majstrował żaden z czarodziejów.
M&M
– srebrny tusz
mienił się na tych wielkich znakach.
Pod spodem było
dopisane: Magia i Mugole – zawsze obok
siebie!
Póki co nie mieli
robić z tym nic szczególnego. Jedynie zbierać ulotki bez ustalania od kogo one
pochodzą, bo oprócz rysunków i tego hasła nic więcej nie zawierały.
Oczywiście w Zakonie
już zaczęto o nich mówić, bo żaden z Zakonników nie przyznał się do tych
ulotek, a to mogło oznaczać, że powstała, lub zaczyna powstawać, kolejna
organizacja przeciwna Lordowi Voldemortowi i Śmierciożercom i jeżeli będzie
widoczna inna aktywność tej grupy, to w interesie Zakonu będzie połączenie sił.
Na razie tylko
zbierali je, a Walt Beamish sprawdzał, czy nie ma w nich ukrytego jakiegoś
innego przekazu. Do tej pory niczego nie znalazł.
Czuł już senność i
poczuł rozdrażnienie, bo nadchodziła jego kolej warty przy Cay i zapowiadało
się, że będzie to nużące zajęcie, bo dziewczyna spała, ale możliwe było, że coś
się zacznie z nią dziać dziwnego i mieli każdą taką sytuację odnotować.
Zostawił drzemiącego
Gideona w gabinecie i przeszedł do sypialni Marcusa. Fabian siedział na fotelu
i nie spuszczał wzroku ze śpiącej dziewczyny. Na widok śpiącego kota w nogach
Cay uśmiechnął się lekko.
– Zmieniamy się –
przypomniał mu, gdy Prewett spojrzał na niego ze zdziwieniem.
– Przed chwilą wypiłem
kawę, mogę zostać – zaproponował. Tobias przez chwilę patrzył na niego,
rozważając propozycję i kiedy dostrzegł, że Fabian nie wygląda na szczególnie
zmęczonego, to przytaknął.
– Wszystko w porządku?
– zapytał, wskazując brodą na łóżko.
– Przez chwilę coś
majaczyła, ale uspokoiła się, jak przyszedł Argos. No i godzinę temu wydłużyły
jej się kły – odpowiedział i Leven przyjrzał się. Rzeczywiście, końcówki tych
dwóch zębów delikatnie wystawały spod górnej wargi. – Idź się zdrzemnij. Jak
będę potrzebował zmiany, to dam znać.
– Powodzenia – rzucił
i wrócił do gabinetu.
– Fabian cię odesłał?
– spytał Gideon, otwierając jedno oko. Kiwnął głową i usłyszał ciche
parsknięcie kolegi. – Czyli pewnie mnie też odeśle, żeby mieć ją dla siebie.
– Co? – zapytał z
niemałym zdziwieniem. Prewett przekręcił lekko głowę i spojrzał na niego
wzrokiem, który mówił mu "domyśl się". – Żartujesz?
– Nie – westchnął
Gideon i Tobiasowi nie uszło uwadze to, że w głosie Gideona jest mniej
wesołości.
– Wow... – mruknął
znów zdziwiony. Nie dało się nie zauważyć, że bliźniacy lubią Cay, ale nie
sądził, że któryś z nich polubiłby ją bardziej. – Noo... Wow.
– Merlinie... –
zaśmiał się Gideon.
– No co? – zapytał,
układając się wygodniej na dostawionym fotelu. – Ile lat jest od was młodsza?
Dziesięć?
– Jedenaście... –
poprawił go Gideon wyraźnie rozdrażniony. – Wiek to tylko liczba...
– Merlinie! – Teraz to
on się zaśmiał. – Ty też!
– Głupi jesteś –
mruknął Gideon.
– Zdziwiony jestem. –
Wzruszył ramionami i pokręcił głową, zastanawiając się jak... I dlaczego? – Nie
rozumiem...
– Wiesz, niektórzy
inaczej patrzą na świat i nie widzą w niej tylko tego, co ty – rzucił Gideon,
parskając śmiechem i kręcąc głową z politowaniem. Kiedy przestał, kontynuował –
jest ulepiona z naprawdę twardej gliny... i jest jak niekończące się wakacje.
– Zwolnij się z pracy,
to będziesz miał to samo – rzucił ironicznie.
– Ale ci się dowcip
wyostrzył – uśmiechnął się na jawną kpinę ze strony Prewetta, ale uśmiech mu
zrzedł, gdy Gideon posępniał. – Ale na szczęście Fabian też nie ma u niej
szans, więc nie narzekam.
– Czekaj... Co? –
zapytał, nie wierząc sam sobie, że dalej brnie w ten temat.
– Wizje Adalberta –
odpowiedział Prewett i parsknął śmiechem. – Chwila w jego głowie i wiem, że nie
mamy szans. I Fabian albo tego nie wie, albo jest na tyle głupi, żeby się
łudzić, że coś zdziała.
– I pomyśleć, że zaraz
po Moodym i Charlusie, to waszej dwójki ludzie obawiają się najbardziej –
powiedział uszczypliwym tonem i zdziwił się, kiedy Gideon odpowiedział mu
szczerym, życzliwym uśmiechem.
– Jedno nie wyklucza
drugiego – oznajmił i przymknął oczy. – Zrozumiesz to, kiedy dorośniesz.
*******
Remus dopiero w
pierwszą sobotę po Wielkanocy ze spokojem mógł powiedzieć, że mniej więcej
orientuje się w obecnej sytuacji politycznej świata magicznego w Anglii. Zmiany
w Ministerstwie były znaczące. W Wizengamocie siły były prawie wyrównane.
Odpowiedni szantaż na nielicznych neutralnych członkach mógł przechylić szalę
na korzyść Umbridge, która wydawało się, że sprzyja Lordowi Voldemortowi. A
jeśli nie jemu, to Abraxasowi Malfoy'owi, który zdecydowanie był zwolennikiem
Voldemorta.
Dużo informacji
jeszcze mu uciekało z głowy, ale codziennie czytał podsunięte przez Paula
gazety oraz Parkes sumiennie odpowiadał mu na jakieś dodatkowe pytania. Był
zadowolony, bo przyjaciel przekazywał mu też to, co działo się w Zakonie.
Oczywiście omijał wszystkie ściśle tajne informacje, ale Remus przynajmniej
zaczął orientować się, że mają kilku nowych członków i kto dokładnie jest teraz
w dowództwie.
Całe te pogaduszki z
Paulem były małą wymówką przed popołudniami spędzanymi z przyjaciółmi. Nadal
nie czuł się dobrze, gdy za długo z nimi przebywał. Powoli zaczynał się cieszyć
z ich powodzeń, ale nie było tak jak dawniej.
Marlena powtarzała jak
mantrę, że nie będzie jak dawniej. Będzie inaczej, ale to nie musiało oznaczać,
że będzie gorzej. Próbował się tego trzymać i słuchać swoich odczuć. Póki co,
nawet wychodziło, bo coraz rzadziej odczuwał zmęczenie psychiczne. Ale nadal
nie czuł się gotowy na wyjście do ludzi.
Dochodziła
dziewiętnasta i czas kolejnego zebrania Zakonu Feniksa. Wiedział, że kiedyś
będzie musiał wyjść, ale bał się.
Usłyszał pukanie do
drzwi, a ręka mu drgnęła i na pergamin z notatkami spadla kropla atramentu,
robiąc przy tym plamę.
– Proszę! – powiedział
głośno, próbując chusteczką ogarnąć powstały bałagan.
– Masz chwilę? –
Odwrócił się, kiedy usłyszał Adalberta. Kiwnął głową, nieco zdziwiony, bo odkąd
Remus był w Kwaterze Głównej, to Adalbert odwiedzał go zawsze w towarzystwie
Jess. – Wiszę ci zaległą wypłatę.
– Co? – zapytał, bo
nie od razu zrozumiał, co ten ma na myśli.
– Za sprawdzanie
przedmiotów do rupieciarni – przypomniał mu McSweeney i Remus mimowolnie się
uśmiechnął. Prawie zapomniał, że pomagał Adalbertowi ze sprawdzaniem niektórych
rzeczy. Chłopak położył na blat skórzaną sakiewkę i palcem przesunął w jego
stronę. Lupin spojrzał na nią i nie od razu zajrzał do środka, bo przeczuwał,
że długo nie będzie miał okazji do samodzielnych zakupów.
– Nawet nie wiem, co z
nimi zrobić – powiedział szczerze, delikatnie obnażając przed brunetem swoje
lęki. – I nawet nie wiem, co z moją skrytką w Gringocie. Niewiele tam było, ale
w tej chwili wolałbym mieć wszystko tutaj.
– Gringott nadal jest
neutralny, więc może uda się coś wykombinować. Powiedz o tym komuś z dowództwa,
oni prędzej będą wiedzieli co robić – doradził Adalbert i Remus skinął głową. –
Chciałem też zapytać, czy mogę ci nadal podrzucać jakieś przedmioty?
– Żartujesz?! –
zapytał i sam się zdziwił swoją ekscytacją, ale lubił to. Entuzjazm jednak
szybko opadł, bo nadal nie miał swojej różdżki. Dostał od Jess jej starą
różdżkę i chociaż działała całkiem sprawnie, to czuł, że to nie jest to samo,
co jego dawna różdżka i wiedział, że obecna może być czasami kapryśna, i nie
zadziała tak, jakby chciał. – Jasne, ale mogłem wypaść z wprawy.
– To jest jak z
lataniem na miotle... Tego się nie zapomina – rzucił Bert wyraźnie zadowolony.
– Jutro podrzucę ci umowę i jakieś drobne rzeczy, tak na rozgrzewkę.
– Jasne – powtórzył,
dziwiąc się nieco, że McSweeney chce podpisać z nim umowę. – A jak pierwsze
dni?
– Dużo drobnych mebli
i, jak to mawia Jess, durnostojek, więc ruch jest, ale jeszcze się nie
dorobiłem pierwszego miliona – zażartował Adalbert i Lupin parsknął śmiechem. –
Trochę się boję, że skończę szybciej niż zacząłem, ale wydaje mi się, że mam
sporo asortymentu, który łatwo się sprzeda i jak więcej osób dowie się o
rupieciarni, to będę mógł wystawić te ciekawsze i droższe przedmioty.
– Twój sen się właśnie
spełnia – stwierdził, a Adalbert jedynie uniósł skrzyżowane palce u dłoni, po
czym klasnął w dłonie i wstał.
– Zaraz jest
zebranie... – zaczął i dał krok, ale się zatrzymał. Wyczytał z jego twarzy, że
jest mu niezręcznie. – Wybacz... Ale Moody trochę mi powiedział...
– O czym? – zapytał i
dobry humor szybko go opuścił.
– O tym, że poddał cię
legilimencji i ktoś użył na tobie zaklęcia zapomnienia – odpowiedział szybko i
Remus poczuł ciepło zalewające jego policzki.
– Nie da się z tym nic
zrobić – powiedział cicho i McSweeney kiwnął głową. Legilimencja nie była
przyjemna i Moody próbował chyba wszystkich znanych mu sztuczek, żeby jakoś
obejść zaklęcie, ale w końcu musiał przyznać, że jest wystarczająco dobrze
rzucone.
– Wiem... Może spróbuj
sobie przypomnieć, co wtedy czułeś? Przypomnij sobie emocje jakie wtedy ci
towarzyszyły, może... Może poczujesz coś, co pozwoli ci złapać jakiś punkt
zaczepienia – mówił Adalbert i w końcu westchnął. – Muszę już iść... Jakbyś
chciał o tym pogadać, to wiesz...
– Tak, wiem –
odpowiedział Remus i kiwnięciem głowy pożegnał Szkota.
Wstał od biurka i
położył się na łóżku, i chociaż nie czuł się przyjemnie, to postanowił od razu
wrócić w myślach do tamtego dnia.
Pamiętał
jak robił ostatnie notatki dla profesora Dumbledore'a. Chciał zdążyć na
końcówkę meczu Jamesa. Wyciągnął pergamin i już miał pisać do niego wiadomość,
gdy usłyszał głośny trzask, bardzo charakterystyczny dla teleportacji. Wyjrzał
przez okno. Było już ciemno, ale w blasku księżyca dostrzegł cztery
zakapturzone postacie. Jedna z nich wyróżniała się swoimi gabarytami i
wiedział, że to Greyback. Obok niego szła kobieta i wiedział, że do Dagny.
Zaczął
wołać mamę. Niedbale składał pergaminy i pospiesznie wkładał je do drewnianej
skrzynki od Jane. Szybko nabazgrał na pergaminie kogo widział i wrzucił skrawek
na wierzch pergaminów. Zamknął skrzynkę i znów zawołał mamę. Rzucił się na
podłogę. Zaklęciem poluzował deskę. Wsadził pod posadzkę skrzynkę. Wstał z
kolan i zaczął skakać po desce, po czym zabezpieczył ją zaklęciem.
Znów
zawołał mamę. Wybiegł z pokoju. Przeskakiwał co kilka schodków, byle jak
najszybciej znaleźć się na parterze.
Do
domu wszedł Greyback, rzucając jego mamę na podłogę. Spoliczkował ją, kiedy ta
zaczęła mówić, żeby uciekał. Wilkołak kazał towarzyszom trzymać jego mamę i w
tym momencie coś poczuł. Widział Dagny i dwie zakapturzone postacie, które
trzymały ją.
Greyback
chciał informacji... Zaczynał dusić mamę... Powiedział, że szpiegował dla
Zakonu. Greyback nadal groził mamie i Remus powiedział, że to Dumbledore'owi
donosił.
Wilkołak
kazał zabić jego mamę i Remus znów poczuł to samo, tym razem było to
silniejsze.
Zielony
błysk. Resztka rozumu nakazująca mu wysłanie patronusa. Srebrny błysk.
Ciemność. I to uczucie.
~*~*~
Dobry wieczór! :)
Merlinie, nie wiem jak
zacząć, bo trochę mi wstyd. Ale tak trochę, bo wiecie... Lato i ciepło, i
chociaż grasuje Sami-Wiecie-Co, to sporo się działo. Przede wszystkim, to po
kilku tygodniach siedzenia na tyłku zaczęłam wychodzić. xD
Przepraszam strasznie,
ale serio sądziłam, że się wyrobię do wcześniejszego deadline'a, no ale lato. I
chyba za rok, to od razu przestanę się łudzić, że w lipcu i sierpniu, to ja dam
radę coś opublikować, bo już wiem, że to się raczej nie uda.
Mam nadzieję, że ten
czas był dla Was cudowny i miły, i jesteście wszyscy opaleni (albo i nie, jeśli
nie chcecie/nie lubicie). No po prostu, mam nadzieję, że nawet nie
zauważyliście, że mnie tutaj nie było. :)
Od razu piszę, że
część druga będzie jutro o 21:00, albo o 22:00, to zależy o której wrócę i czy
znajdę jakąś spoko piosenkę, bo w sumie ta dzisiejsza, to piosenka, która
raczej nijak się ma to rozdziału, ale fajnie się do niej czyta, no i męczę ją
już z trzeci lub czwarty dzień.
Dobra, kończę ten
luźny monolog.
Jeszcze raz kalam się
przed Wami i przepraszam, że nie dawałam znać, iż nie wstawię prędko rozdziału,
ale nawet nie wchodziłam na bloga.
Mam nadzieję, że coś
jeszcze pamiętacie. Wydaje mi się, że ta część pierwsza jest tak napisana, że chyba nie
za wiele trzeba pamiętać.
Jak coś, to pytajcie
mnie w komentarzach, to Wam przypomnę! :)
Buziaki! :*
P.S. I w tym czasie na
blogspocie dużo się zmieniło, dlatego są takie odstępy pomiędzy akapitami.
Spróbuję to jakoś
naprawić. :)
Edit: naprawiłam, ale za kilka miesięcy ten problem znów może wystąpi. xD
Dzień dobry! Doczekałam się wreszcie, niestety nie mogę powiedzieć, że nie czekałam na kontynuację, ale uznam to za komplement. Ale z drugiej strony dobrze, że udały Ci się wakacje :D
OdpowiedzUsuńMasz rację, za dużo pamiętać nie trzeba. Zaskoczyła mnie tylko informacja o tak szybkiej wyprowadzce Lily i Jamesa. Fidelius fajna rzecz, zastanawiam się teraz czy chcesz pójść zupełnie niekanonicznie? Bo nie sądzę, żeby Katherina poleciała do Czarnego Pana jak jego wierny szczurek w kanonie. Chyba że planujesz drastyczną zmianę Katy lub jej śmierć... będę chlipać w poduszkę, ale jeżeli ma tak być to niech będzie, byle z hukiem i pompą! Ale podziwiam Twoich Jamesa i Lily, że tym razem udało im się wybrać kogoś, komu można zaufać. Bo Peter... dramat, kanoniczni rodzice Harry'ego nie wykazali się mądrością.
Czyżby powrót Dorcas w wielkim stylu? Czekam na jej rozmowę z naszymi, szczególnie z Syriuszem, niech coś w końcu drgnie, bo nuda u nich jak cholera w życiu uczuciowym ostatnio!
Za to w życiu uczuciowym Jess wręcz przeciwnie! Myślałam, że spadnę z krzesła, jak to przeczytałam! Ta to ma powodzenie do pozazdroszczenia! Torin, Tobias, Tim, bliźniaki Prewett, kto jeszcze? A ona przy tym smutnym, zmęczonym życiem Bercie. Kiedy wyjawisz tajemnice tych jego wizji? Bo dobrze pamiętam, że Jess obiecała mu że go nie zostawi teraz (bo on niedługo umrze? Czy sama to sobie wymyśliłam? :D ).
Ostatni fragment smutny, choć pewnie tak musi być. Nie wyobrażam sobie szybkiego powrotu do siebie Remusa po takich przeżyciach, ale trzymam kciuki za niego i mam nadzieję, że szybciej poradzi sobie ze sobą niż Dorcas.
Dobra, na razie tyle, może więcej przemyśleń przyjdzie mi do głowy po przeczytaniu drugiej części ;)
To lecę czytać, skomentuję pewnie wieczorkiem, także do spotkania ;*
Drama
A dobry wieczór!
UsuńTaak! Wreszcie coś wstawiłam i w sumie to nie wiem, czy po takim czasie jakaś kontynuacja by się udała, bo pisałam rzadko i jak ostatnio przyszło mi dokończyć, to czułam jakbym na nowo uczyła się pisać. :p
Właśnie w wersji "rozszerzonej" rozdziału miałam poświęcić wyprowadzce z Kwatery duuużo czasu, ale stwierdziłam, że w sumie, to co chciałam napisać nie jest bardzo ważne. I w przyszłości możliwe, że sporo będzie takich zabiegów, że coś się wydarzy "nagle". Mam nadzieję, że to jakoś zagra.
Do ważnych wydarzeń będę budowała jakieś małe (bądź duże :P) fundamenty, a w takich treściach uzupełniających tego nie będzie. Mam nadzieję, że mi to wyjdzie, bo w sumie od tego rozdziału zaczęłam to robić. :D
Przez chwilę chciałam być tajemnicza i napisać, że nie napiszę czy będzie kanonicznie, ale pamiętam, że gdzieś wspomniałam, że wątek Lily i Jamesa będzie niekanoniczny. :)
Katy jako Strażnik Tajemnicy, to pomysł Syriusza – trochę kanonicznie, bo w oryginale Peter też był z "polecenia" Łapy. ;)
To dopiero początek powrotu Dorcas. Będzie to dłuuugi powrót, ale nic nie będę zdradzała, żeby nie było dużego zawodu. ;P Raczej też nie nastawiam się na długie pogawędki przed lustrem, ale dzięki niemu wiemy, że z Dorcas się zrobiła bestia zaklęciowa, no i będzie bardziej poinformowana. :)
Tak, Jess ma niemałe powodzenie, ale jak to jej przepowiedział Bert z kryształowej kuli "będziesz otoczona chłopakami". xD
Tobiasa bym nie zaliczała do tego wianuszka adoratorów Jess. Dla niej mam już zaplanowanego męża... Na Tobiasa też mam plan i go nie zmienię. Nigdy. :)
A Jess teraz uważa na Berta, bo mają duże obawy, co do ojczulka Berta. :)
No i nie ukrywajmy. Z najbliższych jej osób, tylko jego ma w Anglii.
Mogę Ci obiecać, że Remus nie będzie taką mimozą jak Dorcas. I po części drugiej, będziesz wiedziała, że, chcąc nie chcąc, weźmie się w garść.
Och, nie mogę się doczekać. Oby druga część też Ci się spodobała.
Ja zamierzam ogarnąć odpowiedzi na komentarze u siebie i pewnie u Ciebie i Dramy jeszcze dziś się pojawię. :) Bo u Was, to chyba mnie nie było jeszcze dłużej!
Buziaki! :*
"U Ciebie i Dramy" :D
UsuńHahahaha! U Ciebie i Furii! :D
UsuńPrzepraszam najmocniej! <3
*uznaj
OdpowiedzUsuńMiało być "uznaj to za komplement" :D
No czeeeeeść!
OdpowiedzUsuńTego się nie spodziewałaś, ale to ja.
Muszę przyznać, że to moje drugie podejście do tej notki (pamiętam do momentu rozmowy z bliźniakami, nie pamiętam końcówki, więc pewnie wtedy nie dokończyłam czytać).
Polecę w telegraficznym skrócie:
- patent z teczką zawsze na propsie, chyba też zacznę xD
- przeprowadzka - ekspresowo, bez wchodzenia w szczegóły, fajne obejście Petera, no i mam nadzieję, że zaraz Dorcas wyskoczy z lustra
- #teamLevan, a nie jakieś am bliźniaki
- biedny Remus :(
Jak zawsze mi się podobało,
pozderki i klasycznie ślę uściski,
Panna Czarownica
Merlinie, nie spodziewałam się i pewnie Ty też się nie spodziewałaś, że to dziś postanowię wejść na bloga. (Ofc, na komputerze, bo na telefonie to już wcześniej widziałam komentarze, ale nie mogłam odpowiedzieć.:))
UsuńDziękuję Ci bardzo za tak konkretny komentarz. :D Cieszę się, że się podobało!
Buziaki! :*