[muzyka]
Nie mogła się doczekać powrotu do Hogwartu. W domu czuła się coraz gorzej.
Fakt, dawała rodzicom popalić, ale według niej ojciec też przesadzał. Kiedy
tydzień temu wyszła na kolejne przyjęcie z Gregorym i wróciła bardzo późno, i
bardzo pijana, to następnego dnia, jak ojciec wrócił z pracy, zarządził jej
godzinę policyjną. Myślała, że jeśli dowie się, że jednak spędza czas z synem
jego kolegi, to się nieco uspokoi, ale nie. Ostatnio rozmowy z ojcem, a raczej
zacięte dyskusje, sprowadzały się do konkluzji, że jest nieodpowiedzialna, nie
jest dobrą córką i że ma z nią same kłopoty.
Ona nie miała sobie prawie nic do zarzucenia. Fakt, mogła mniej imprezować,
ale przynajmniej dzięki temu, że trochę "rozrabiała" nie czuła się
niezauważana. Skończyła szósty rok nauki z jednym z najlepszych wyników z
egzaminów, ale ojciec nadal uważał, że zajmuje się głupotami, bo wybrała
Wróżbiarstwo zamiast Historii Magii, a od dawna, w Departamencie mówił, że po
szkole będzie z nim pracowała córka. Teraz twierdził, że nie wezmą jej
kandydatury na poważnie.
Naprawdę miała wrażenie, że jej bardzo racjonalny ojciec jest nieźle
oderwany od rzeczywistości i miała nadzieję, że mama chociaż raz się za nią
wstawi, ale chyba podzielała głos ojca. Nawet nie miały czasu porozmawiać ze
sobą na spokojnie. Caroline skrupulatnie wypełniała swoje zadania w domu.
Gotowała, szybko sprzątała, a w międzyczasie próbowała skontaktować się z matką
i ojcem, działała w Zakonie Feniksa i prawie codziennie spotykała się z Doreą
Potter, i Katherina poniekąd rozumiała, że jej matka jest zwyczajnie już
zmęczona, więc woli nie wtrącać się w jej relacje z ojcem.
Gdy James powiedział jej, że jego rodzice chyba się rozstaną, to była w
szoku. Wujostwo było cudowną parą i wydawało się, że są ze sobą szczęśliwi, ale
widocznie w ciągu roku wiele się zmieniło. Cały Departament Przestrzegania Praw
Czarodziejów miał od kilku miesięcy urwanie głowy, a z tego co usłyszała przy
którejś kolacji, miało być jeszcze gorzej.
Weszła do domu i skrzywiła się, gdy zauważyła swoje odbicie. Wraz z Lily
sadziły jakieś rośliny w ogrodzie i była ubrudzona ziemią. Nie widziała sensu w
tym zadaniu, bo za kilka dni wracały do szkoły i wiedziała, że rośliny padną w
czasie nieobecności Rudej, ale pewnie jej przyjaciółce się nudziło. W sumie jej
też, ale każde zajęcie poza domem było dla niej bardziej ekscytujące.
Odkąd ojciec powiedział, że po dwudziestej nie może wychodzić z domu, to
praktycznie od samego rana gdzieś wychodziła. Widziała, że mama się martwi i mówiła
jej za każdym razem, gdzie wychodzi, żeby ją uspokoić. Czasami Caroline
sugerowała, żeby brała ze sobą Williama, ale udawała, że jej nie słucha.
Słyszała jak w salonie ojciec i Kartney rozmawiają o szkole. Wiedziała, ze
Will chciałby grać w drużynie, ale wyperswadowała mu ten pomysł, zanim James
się o tym dowiedział.
Czasami jej się wydawało, że kuzyn w całym swoim życiu tylko dwie rzeczy
bierze całkowicie poważnie. Lily i quidditcha.
A odkąd został kapitanem za cel obrał sobie stworzenie takiej drużyny, żeby
jeszcze przez kilka następnych lat o nim mówiono w Hogwarcie. Obecnie z
siódmego roku było tylko dwóch zawodników – on i Syriusz. Kolejny starszy uczeń w drużynie
w jego pojęciu był zbędny, bo zespół był naprawdę świetnie dobrany. W czasie
treningów trenował też uczniów spoza drużyny, żeby jego następca miał mocną
drużynę., a profesor McGonagall w tej kwestii była z niego naprawdę dumna.
Matka spojrzała na nią znad jakichś dokumentów. Spróbowała na nie zerknąć,
ale Caroline szybko je zasłoniła i spojrzała na nią uważnie.
Zerknęła szybko na pergaminy i zrozumiała, że jej zachowanie jest z tym
związane. Zrobiła sobie kanapkę i zostawiła ją, aby w spokoju mogła wykonać
swoje zadanie.
Kąpiel zdecydowanie była dobrym pomysłem. Zaczęła odczuwać skutki pracy
fizycznej. W takich chwilach była bardzo szczęśliwa, że nie jest mugolką i dużo
ciężkich prac może wykonać za pomocą różdżki.
*******
Syriusz obudził się z małym bólem głowy. Miał mieszkać w domu, który
zostawił mu wuj Alphard, potem u Potterów, ale w końcu wylądował u Andromedy
Tonks.
Z Dorcas nie widział się tak często jak chciał, ale za kilka godzin mieli
być w Hogwarcie, więc wiedział, że tam już będzie inaczej. Meadows pomagała
matce w odzyskaniu sił. Zaprosiła przyjaciół do siebie kilka dni temu i
wyjaśniła im, dlaczego przez ostatnie trzy tygodnie jest praktycznie
nieuchwytna. Jej mama zeszła do nich, poznała się z nimi i chwilę porozmawiała,
ale nie została długo w ogrodzie, bo nie czuła się dobrze. Obiecali nie puścić
pary z ust, bo ona i matka obawiały się, że ich spokój zakłóci babcia, a
Elizabeth nie czuła się gotowa na spotkanie z matką.
Wstał z niewygodnej kanapy i przeszedł do kuchni, gdzie Andromeda piła
kawę. Ziewnęła zasłaniając przy tym usta, machnęła kilka razy różdżką, a
filiżanka z gorącą kawą wylądowała delikatnie na stole.
– Nauczyli cię tego w Slytherinie? – Zażartował, a ona spojrzała na niego z
powątpieniem i nic mu nie odpowiedziała. – Oj, żartowałem przecież.
– Bardzo zabawne. – Powiedziała, ale uśmiechnęła się lekko. – Będzie nam tu smutno bez ciebie.
– Masz małego metamorfomaga pod dachem! Smutno
na pewno nie będziesz miała. – Zaśmiał
się i rozejrzał się po pomieszczeniu. – Właśnie, gdzie masz Nimfadorę?
– Pół godziny temu jeszcze spała. – Upiła łyk kawy i westchnęła zrelaksowana. – Nie wywołuj wilka z lasu, chcę się jeszcze nacieszyć
spokojem.
– Co zamierzacie zrobić? – Zapytał i wziął ciasteczko z talerzyka, a ona potarła
sobie skronie.
– Nie miałam kłopotu z tym, że się bawi z sąsiadką,
ale teraz? Nie chcę jej zamknąć w domu, a nie mam zbyt wielu przyjaciół. – Wzruszyła ramionami, co zapewne oznaczało
"zobaczymy, co będzie". Nimfadora była zbyt żywiołowa i gadatliwa.
Bawiła się z mugolką i raz Andromeda musiała interweniować, gdy jej córka w
obecności dziewczynki latała na dziecięcej miotle, którą dostała od Syriusza.
Od tamtego czasu Dora uważała, co mówi i co pokazuje, ale teraz, kiedy okazało
się, że jest metamorfomagiem i jeszcze nie kontroluje swoich umiejętności
zapewne przestanie się bawić z sąsiadką. – W łazience zostawiłam twoje pranie, spakuj się
Syriuszu zanim Dora wstanie. Zapewniam cię, że do ostatniej chwili będzie
chciała cię wykończyć.
*******
Lily siedziała w salonie u Jamesa w domu i czekała, aż wróci, bo zapomniał
spakować nowych ochraniaczy do quidditcha. Wprawdzie dopiero, co wyszedł i była
trochę spięta, bo została sama z Charlusem, a ich pierwsze spotkanie nie było
komfortowe.
– Napijesz się czegoś Lily? – Zapytał ją zmęczonym głosem i zrobiło jej się
żal pana Pottera. Było widać, że jest przemęczony i smutny.
– Och, nie dziękuję. – Powiedziała i spojrzała na niego ukradkiem.
Patrzył na podłogę przed barkiem i zastanawiała się, czy czasami on nie ma ochoty
na szklankę Ognistej. – Jak się pan
czuje?
Spojrzał na nią orzechowymi oczami i zwlekał z odpowiedzią.
– Bywało gorzej. – Odpowiedział zdawkowo, a ona nie zadawała już
więcej pytań osobistych. – A ty Lily?
Zaczniecie siódmy rok.
– Boję się. – Powiedziała cicho nieco zakłopotana. – W końcu to najważniejszy rok, jeśli chce się
zacząć kursy, a słyszałam, że owutemy są trudne. Oczywiście spróbuję i potem
wybiorę jakiś kurs, o ile zdam, ale najpierw czeka mnie harówka.
– Owutemy nie są takie straszne... Jeżeli przez
ostatnie sześć lat trzymałaś wysoki poziom, to na pewno ci się uda z równie
wysokim wynikiem skończyć szkołę. – Powiedział i spróbował się uśmiechnąć. – O ciebie bym się nie martwił. Jesteście mocnym
rocznikiem.
– Dziękuję. – Uśmiechnęła się do niego lekko. – Jak dokładnie wygląda praca aurora?
– Dostajemy różne informacje i zgłoszenia, które
należy sprawdzić. Ścigamy przestępców i czarnoksiężników. Zaklęcia
czarnomagiczne zostawiają po sobie wyraźny ślad. Jeżeli coś wychwycimy, staramy
się dotrzeć do źródła. Czasami to trwa kilka godzin, a czasami kilka miesięcy. Dbamy
o bezpieczeństwo naszego świata. – Wytłumaczył i potarł się po czole. – Ostatnio jest dużo pracy, bo śmierciożercy coraz
częściej rozrabiają i przy tym dobrze się ukrywają. Dwadzieścia kilka lat temu
było ich znacznie mniej i afiszowali się tym, teraz mają inną taktykę.
– Przykro mi to słyszeć. – Powiedziała i pomyślała o artykule sprzed
dwóch dni. Kilku śmierciożerców zakłóciło ceremonię zaślubin. Na szczęście
nikomu nic się nie stało, ale też nie ujęto sprawców. W tym samym czasie, w
drugiej części Anglii spłonęło pięć domów mugoli i było duże
prawdopodobieństwo, że to też sprawka śmierciożerców. – Ale udaje się czasami kogoś złapać?
– Czasami. – Skrzywił się i wstał, kiedy usłyszał jak James
wchodzi do domu. – Chodź Lily. Trzeba
was odprowadzić na pociąg.
*******
– Katherina! Co ci się stało w głowę? – Blondynka spojrzała na ciotkę, jakby miała
powiedzieć "nie pytaj". Od kilku tygodni, jak Dorea ją widziała, to
zadawała jej to pytanie.
– Nie mogę uwierzyć, że jesteś zła o te włosy.
Dałabym się za nie pokroić. – Stwierdziła Lily i chciała złapać jeden z
kędziorków między palce, ale Parkes odsunęła się i trzepnęła przyjaciółkę w
dłoń. Charlus Potter parsknął śmiechem i dopiero wtedy Katy zaczęła delikatnie
się przyglądać jemu i Dorei. Przywitali się jedynie kiwnięciem głowy i Dorea
zaczęła szeptać sobie coś z matką, całkowicie ignorując męża. Wujek znów zrobił
się nieco posępny i stał na uboczu obserwując peron. James rozglądał się w
poszukiwaniu Syriusza, a ona zauważyła Jane, która szła obok Jacka. Rozmawiali
o czymś z ożywieniem, a Elliot wyglądała na nieco zdenerwowaną i gdy byli już
bardzo blisko, Jane stanęła i powiedziała mu coś szybko. Jack jedynie kiwnął
głową i odszedł w stronę pociągu.
– Wszystko w porządku, Jane? – Przytuliła przyjaciółkę i zapytała ją szeptem.
– Nie. Opowiem wam w przedziale. – Odpowiedziała jej szybko i przywitała się z
Lily, i rodzicami Jamesa i Katheriny. Parkes przewróciła oczami, gdy jej mama
zaczęła przedstawiać Williama i była bardzo zdziwiona, że przyjaciółka jej
córki mało o nim wie. Czuła na sobie karcący wzrok ojca, ale udawała, że nie
zauważa tego.
– Idą. – Powiedział James i pomachał do Syriusza, który
szedł z Dorcas trzymając się za ręce. Przecisnęli się bliżej pociągu i Katherina
szybko pożegnała się z rodzicami oraz wujostwem, i dołączyła do Jessici, która
zajęła im przedział.
– Wreszcie! Musiałam przepędzać stąd kilka osób.
– Przysunęła się do okna, a Katherina
zajęła miejsce obok niej.
– Reszta zaraz dołączy. Jane i Remus są na
zebraniu prefektów, a Peter gdzieś się wykruszył. – Wzruszyła ramionami, nie kryła swojej niechęci
do Pettigrewa. Akceptowała go jedynie ze względu na Jamesa. Tak jak
powiedziała, kilka minut później dołączyli do nich przyjaciele i rozsiedli się
w przedziale kontynuując przy tym rozmowę jeszcze z peronu. Meadows od razu jak
usiadła wtuliła się w Syriusza i spletli ze sobą dłonie. Mimowolnie Katy
zerknęła na Lily i Jamesa, którzy wrócili z obozu bardzo zaprzyjaźnieni, i
dostrzegła, że Ruda patrzy na Jamesa znacząco. Parsknęła pod nosem, a gdy
spojrzeli na nią uśmiechnęła się złośliwie.
– No już... Wy też zacznijcie się migdalić. – Kiwnęła na nich. Evans zaczerwieniła się
nieco, a James szeroko sie uśmiechnął i objął ją ramieniem. Jess wydała z
siebie ciche "uuuu", Syriusz przybił piątkę Rogaczowi, a Dorcas była
chyba oburzona postawą przyjaciółki.
– To świeża sprawa. – Powiedziała zakłopotana Lily widząc oburzenie
brunetki i zwróciła się do Parkes nieco oskarżycielsko. – Skąd ty w ogóle to wiesz?
– Plotki głoszą, że byłaś u Potterów na kolacji.
– Uśmiechnęła się do niej wielce
zadowolona.
– A podobno mama jest dyskretna. – Mruknął pod nosem James, a Katy spojrzała na
niego pobłażliwie.
– Bo jest... Musiałam nieźle wytężyć słuch, żeby
podsłuchać ją i moją mamę.
– Nie wolno podsłuchiwać, Katy. – Karcący głos kuzyna spowodował jedynie to, że
pokazała mu język.
– Sam robisz to wiele razy James i zazwyczaj nie
są to tak błahe sprawy. – Zauważyła, a on fuknął na nią, niczym obrażone
dziecko.
– Nasz związek to nie są "błahe
sprawy". – Spojrzała na niego
jeszcze raz tym pobłażliwym wzrokiem i zwróciła się do reszty przyjaciół.
– Ktoś ma ciekawsze przygody? – Zapytała i uśmiechnęła się do niego złośliwie,
gdy udawał, że go zraniła. – No nie,
dajcie spokój!
– Nie każdy jest tak rozrywkowy jak ty, Katy. – Powiedziała Jess i wcisnęła w jej ręce
najnowszy numer "Czarownicy". – Nieźle się prowadzasz ze wschodzącą gwiazdą
rocka.
– Och... – Blondynka spojrzała na zdjęcie z rubryki
towarzyskiej na którym była z Gregiem. – To zdjęcie sprzed trzech tygodni jakoś...
Miałam ostatnio szlaban na wychodzenie późnymi wieczorami. Czasami coś
pisaliśmy do siebie, no i jesteśmy umówieni, że wkrótce się zobaczymy w
Hogsmeade.
Katherina machnęła ręką, jakby to też nie była ważna sprawa. W sumie to nie
była. Miło spędzała czas w towarzystwie Nurmana, całowała się z nim nawet, ale
nie czuła do niego czegoś więcej. Po prostu dobrze się bawiła. No i jej ojciec
się wściekał. Przymknęła oczy, a kiedy je otworzyła zauważyła różowe pasmo
włosów Jess. Podniosła głowę z jej ramienia i przeciągnęła się.
– Długo spałam? – Zapytała, a Cay popatrzyła na zegarek.
– Dwie godziny tylko. Jeszcze kilka godzin i
będziemy na miejscu. – Jessica zrobiła
znudzoną minę, ale ożywiła się, gdy do przedziału weszli Remus i Jane.
– Jane! – Katy uścisnęła szybko przyjaciółkę i potem
przywitała się z Remusem. Dorcas i Lily też się przebudziły i chwilę trwało nim
oboje usiedli. – Mów Jane, bo umieram z
ciekawości.
– Przypominacie sobie ten atak, co był dwa dni
temu na ceremonii zaślubin? – Zapytała
Elliot rumieniąc się przy tym. Lily odpowiedziała jej, że tak, a Katy kiwała
ponaglająco głową. – To miał być mój
ślub.
– Żartujesz sobie chyba? – Zapytała ją Dorcas z zawiedzioną miną. – Miałaś brać ślub, nic nam o tym nawet nie mówiłaś...
Ba! Ty nas nawet nie zaprosiłaś, Jane!
– Nasze matki zorganizowały wszystko w bardzo
krótkim czasie. Mała uroczystość na osiem osób, a ja naprawdę myślałam, że uda
mi się z tego wygrzebać. Nawet nie wiecie jaka jestem wściekła na Jacka! Po tak
szybkich zaręczynach, myślałam, że postanowiliśmy wspólnie, że o ślubie
pomyślimy za dwa lata. – Powiedziała nie
kryjąc oburzenia. Parkes pogłaskała ją po ramieniu uspokajająco. Matka Jane
wydawała się być bardzo miła, ale od kilku lat Elliot marudziła na nią. Jej
przyjaciółka była rozważna i nie robiła z igieł wideł, dlatego wiedziała, że
jak mówi, że jest źle, to tak było. – Matki zaczęły planować ślub, on nic nie mówił,
ja cały czas myślałam, że jak będę mówiła, że nie chcę teraz ślubu to się
opamiętają. Nawet suknię mi wybrały. I chyba dlatego wam nic nie mówiłam.
Sądziłam, że jak wy o tym nie wiecie, to ten dzień nie nadejdzie.
– Teraz masz kilka miesięcy spokoju. – Stwierdziła Jess, a Syriusz parsknął śmiechem.
– Trzeba było powiedzieć mnie i Jamesowi. Pogadalibyśmy
z Jackiem i na pewno znalazłby sposób na to, żeby się z tego wywinąć. Jesteś
zdecydowanie najbardziej miękką osobą jaką znam. – Powiedział całkiem szczerze, a Elliot
uśmiechnęła się lekko.
– Dzięki. Moglibyście się dowiedzieć, pod jakim
adresem mam szukać Voldemorta, żeby wysłać mu bukiet kwiatów i butelkę
Ognistej. – Mruknęła z przekąsem, a Katy
zaśmiała się razem z chłopakami i Jess.
– Już wiemy, że jesteś wkurzona, ale z
Voldemorta, to ty sobie nie żartuj. – Powiedziała Lily niby karcącym tonem głosu, a
Dor przytaknęła.
– Z kwiatów, to on się nie ucieszy.
*******
Siedzieli we trójkę w dormitorium. Chyba każdy z nich nie mógł uwierzyć w
to, co usłyszeli od profesor McGonagall. Od kilku minut żaden nie powiedział
ani słowa. Wrócili z jej gabinetu do Pokoju Wspólnego. Tam bez słowa minęli
zaskoczone dziewczyny i od razu weszli do dormitorium. James poderwał się z
miejsca i zaczął chodzić po pomieszczeniu. Zatrzymywał się kilka razy i
otwierał usta, ale po chwili zamykał je i machał ręką zrezygnowany. Usłyszeli
ciche pukanie do drzwi. Otworzył je i chyba nie zdziwił się widokiem dziewczyn.
– Co się stało? – Zapytała Dorcas siadając obok Syriusza. James
zamknął za Lily drzwi i ponownie zaczął chodzić po dormitorium. – Po co was wezwała McGonagall?
– Poinformowała nas, że pan Peter Pettegrew
uznał, że nie chce z nami mieszkać i w tym roku będzie mieszkał z grupą
chłopców z szóstego roku, a nam przydzielą kogoś innego. – Powiedział z goryczą Potter i usiadł na
podłodze.
– Dla mnie najgorsze jest to, że teraz ktoś może
nas podsłuchać. Kawały będą planowane gdzieś w komórkach na miotły, bo tu
będzie się pałętał jakiś gówniarz, gotowy na to, by nas wsypać! – Syriusz zaczął robić to, co przed chwilą
James. Meadows patrzyła na niego rozbawiona. Jakby kiedykolwiek się bali, że
ktoś ich wsypie. Gryfoni ich kochali...
– Już myślałem, że Peter mnie nie zadziwi, a tu
takie coś. Mam jedynie nadzieję, że faktycznie nowe towarzystwo będzie
sprzyjało postępom w nauce. – Remus
otworzył książkę do transmutacji. – Nasz
nowy współlokator, kiedy ma się zjawić?
– Juz się spóźnia. – Syriusz spojrzał na zegarek, jakby faktycznie
byli z kimś umówieni. Usiadł obok Meadows i objął ją ramieniem.
– Wiecie, co? Zobaczymy się jutro na śniadaniu.
Trochę zmęczona jestem. – Jessica wstała
z krzesła i ziewnęła. Potter mimowolnie też ziewnął – Do jutra.
– Postaramy się być cicho przy powrocie. – Katherina również wstała i wyszła za nią na
schody. Chwilę tam stała i zamknęła drzwi.
– Do kogo należy ten kufer? – Zapytała ich z powątpieniem
– Jakieś W.K. – Mruknął Remus znad lektury. Katherina
otworzyła ponownie drzwi, kiedy rozległo się pierwsze stuknięcie.
– Macie swojego pałętającego się gówniarza,
który będzie was wsypywał, chłopaki. – Syriusz
klasnął w ręce, a James klepnął Lily w nogę, gdy ta zapewne śmiała się z jego
przeszczęśliwej miny.
*******
Siedziała przy stole Gryfonów i po raz kolejny stłumiła ziewnięcie. Chyba
próbowała jeść sałatkę, ale częściej widelec wisiał w powietrzu niż był w jej
ustach. I w takiej pozycji ją zastał. Stał chwilę w wejściu, ale po kilku
minutach patrzenia na nią ruszył w jej kierunku. Usiadł naprzeciwko i minęła
chwila, nim na niego spojrzała.
– Czego chcesz? – Spytała oschle. Odłożyła widelec z zawartością
na talerz i ponownie na niego spojrzała.
– Kiedy dostajemy plany? – Wymyślił to pytanie na poczekaniu. Blondynka
podała mu kilka pergaminów.
– Poszukaj sobie. McGonagall dała mi je przed
chwilą, a reszty jeszcze nie ma. – Wróciła do jedzenia śniadania.
– Długo tak siedzisz? – Znalazł już swój pergamin, ale znalazł też
jej.
– Pół godziny. – Odparła po chwili z niechęcią.
– Mieliśmy mieć takie same zajęcia. – Spojrzała na niego niby zdziwiona. – Nie masz Historii Magii?
– Najwyraźniej. – Grymas pojawił się na jej twarzy.
– Zaraz... Chodzisz na wróżbiarstwo? – Naprawdę nie chciał z niej zakpić, ale samo
wyszło.
– Tak, chodzę. Uważam, że to wartościowy
przedmiot – Potwierdziła i przeszyła go
takim spojrzeniem, że jeszcze trochę, i może by się jej przestraszył.
– Przecież twój ojciec mówi, że będziesz
pracowała w Departamencie. Bez Historii Magii nie masz, na co liczyć. – Oddał jej pergamin.
– Ja nie chce tam pracować, tylko oni chcą żebym
tam pracowała. Historia Magii jest nudna i wolę iść na wróżbiarstwo, gdzie
dowiem się wielu przydatnych rzeczy, niż do Binnsa i spać. – Głos lekko się podniósł. Spojrzała w stronę
drzwi, gdzie weszła hałaśliwa grupka ludzi. Parsknął śmiechem na widok Jamesa,
który trzymał Lily za rękę i szedł obok niej dumny jak paw. Szybko znaleźli się
tuż obok nich i usiedli po obu stronach stołu.
– Cześć. – Dorcas uśmiechnęła się do nich radośnie.
Wymienili kilka uprzejmości i zaczęli jeść.
– To twój plan Katy? – Zapytała zdziwiona Jane. Blondynka kiwnęła
głową i kilka kosmyków włosów wypadło spod jej spinki.
– Tak. Twój jest gdzieś tam. – Pokazała ręką na kilka porozwalanych
pergaminów.
– Ale ty nienawidzisz wróżbiarstwa! – Prawie krzyknął Syriusz, kiedy czytał plan
zajęć Katheriny. Ta zaczerwieniła się lekko i zrobiła jakiś ruch. Syknął z
bólu, gdy poczuł, jak go kopnęła. – Nie
trafiłaś, Katy
– Przez wakacje uznałam, że mi się jednak przyda
i nie zamienię go na Historię Magii. – Warknęła i upiła łyk soku dyniowego.
– Co ty taka nie w sosie?
– Mam szlaban. I to w pierwszy dzień, bo jakiś
idiota rzucił łajnobombę, a Filch myślał, że to ja. – Mruknęła rzucając widelcem w sałatkę. Część
warzyw wyleciała na stół. – Przez
tydzień mam przepisywać codziennie kroniki z ostatnich pięciu zjazdów szkół z
innych krajów do Hogwartu. Wiecie ile to roboty?
– U kogo masz przepisywać? – Zapytała Jane.
– No u Filcha. – Skrzywiła się i z dziwną miną upiła łyk soku.
– I to w porze kolacji.
– Pewnie przyniesie jakieś resztki z uczty. – Syriusz wystawił do niej język.
– Syriusz... Nie teraz. Boli mnie głowa. – Położyła wspomnianą część ciała na stole. – Dlaczego ja?
– Nie wiemy, dlaczego ty. Powiadam Ci. – Black klepał ją niby ze zrozumieniem po
ramieniu. Przestał, kiedy dostał w głowę od Dorcas. – Zbieramy się na lekcję?
– I jeszcze wróżbiarstwo. – Jęknęła żałośnie i William nie powstrzymał
parsknięcia. Tak, uwielbiała ten przedmiot. – Jestem taka ciekawa, co dziś będę miała!
– Jak się czegoś nauczysz to powróżysz mi z
fusów. – James jako jedyny na nią
czekał.
– A co chcesz wiedzieć? – Katherina podniosła się z miejsca i wraz z
kuzynem wolno szła w kierunku wyjścia z Wielkiej Sali. – Ile będziesz miał dzieci z Lily? Czy będę
dobrą ciocią? Czy zostaniesz aurorem?
– Trójkę. Będziesz. Oczywiście. – Odpowiedział po kolei na te pytania, a
Katherina parsknęła śmiechem. Odwrócił się i poczekał na Jamesa, który przybił
"piątkę" z Parkes, a ta skręciła w korytarz po prawej stronie, żeby
iść na zajęcia z Wróżbiarstwa.
*******
Zaraz jak tylko przekroczyła próg sali od wróżbiarstwa żałowała swojej
decyzji. Słodki zapach kadzideł drażnił jej nozdrza., wyczuwała też woń
suszonych róż i czegoś zepsutego. W pomieszczeniu nie było dużo osób. Zdała
sobie sprawę z tego, że to jedyne zajęcia, gdzie są uczniowie z wszystkich
domów. Rozejrzała się za wolnymi miejscami. Było kilka, ale zdecydowała się
usiąść obok jakiejś szatynki ze Slytherinu, bo w jej towarzystwie na pewno by
nie usnęła. Ta widząc godło na jej piersi prychnęła z pogardą, a Parkes
wywróciła jedynie oczyma. Zegar wybił początek lekcji już kilka minut temu, a
profesorka nie dotarła jeszcze do sali. Ze znużeniem obserwowała drzwi i
odliczała mijające sekundy. Sam zapach sprawiał, że marzyła, aby znaleźć się za
nimi. Już miała wstawać, ale drzwi otworzyły się z hukiem. Stanęła w nich
kobieta, która z pewnością nie była panią DeVaux, z którą miała zajęcia na
szóstym roku. Była krępą kobietą o średnim wzroście i ubrała kwiecistą sukienkę
i równie wzorzystą, kolorową chustę na głowę. Kiedy zamykała drzwi kilkanaście
bransoletek na jej rękach zadźwięczało. Katherina przełknęła głośno ślinę i w
myślach stwierdziła, że Jess dobrze zrobiła, że wybrała Historię Magii.
Dostrzegła jak jej „towarzyszka” patrzy na nią z niesmakiem.
– Witam moi drodzy! – Katy jęknęła w myślach, gdy usłyszała jej
niski, usypiający głos. Ten rok nauki zapowiadał się ciekawie. Blondynka
drgnęła, gdy kontynuowała z większym ożywieniem. – Nazywam się Fecile Lagere i będę prowadziła wróżbiarstwo!
Czymże jest wróżbiarstwo? Zapewne wielu z was przyszło tu, aby znaleźć
odpowiedź, na to nurtujące pytanie! A mała cząstka przyszła tu, żeby bez większych
stresów przygotować się do owutemów z innych przedmiotów! Ale nie, moi
uczniowie! Mówię nie! Moje prace domowe będą bardzo obszerne! Będą częste! A wy
będziecie musieli je odrabiać! Ale to potem. Potem, kiedy zdołamy przeżyć
choćby tę lekcję. Czy są jakieś pytania?
Katherina spojrzała po zebranych. Niektórzy wyglądali tak jak ona – patrzyli na nauczycielkę jakby przybyła z
innej planety, albo upaliła się jakimiś ziółkami.
– Skończyłam już część organizacyjną! Już
dziś... To właśnie dziś! Zgłębimy temat wróżenia z dłoni. Linie, które są na
waszej dłoni zawierają w sobie coś z przeszłości, ale większość z nich to
przyszłość! I nie mówię tu o mugolskim wierszyku: tu płynie rzeka, tam chłop
ucieka, tu go złapali, a tam mu w pyszczek dali! O nie! Nie!
– Że co? – Wyrwało się jednemu z uczniów. Katherina
rozpoznała w nim pałkarza drużyny Krukonów.
– Że to, panie rodem z Ravenclawu, że duża ilość
pańskich linii papilarnych świadczy o tym, że albo pan czynnie brał udział w
czyszczeniu zagrody hipogryfów, albo trzymał pan o kilka razy za dużo pałkę w
ręce! – Przez chwilę jeszcze patrzyła na
chłopaka, któremu lekko drgnęły usta. Katherina parsknęła śmiechem, tak jak
kilku innych uczniów. Podeszła do niego i chwyciła jego dłoń. Po chwili puściła
ją i wróciła do swojego fotela. – Skupiłabym się bardziej na nauce, bo w sporcie
pan nic nie osiągnie. Na czym skończyłam?
– Coś o wróżeniu. – Mruknęła Katherina podpierając brodę dłonią.
– Ach, tak. Tak. Wróżenie z ręki to nie jest
dość prosta sprawa. Mugolskie dziewczęta nieraz się uczą, gdzie jest nić
bogactwa, czy pieniędzy, żeby potem zobaczyć, który chłopak ma tę linię
najdłuższą. Ale nam, światowej sławy wróżbitom, nie o to chodzi. Z waszych
dłoni nie odczytamy tylko i wyłącznie jak bardzo będziemy zamężni, ile będziemy
mieć dzieci, czy jak długo pożyjemy. Nie! Nie moi drodzy! Linie mogą się
powiększać, mogą się pomniejszać lub ciągle nam przybywać. W zależności od
naszych marzeń, pragnień, a nawet związki między ludźmi mają wpływ na liczbę
linii. Otwórzcie książki na stronie piątej i zacznijcie czytać o liniach. Na
następną lekcję każdego odpytam. Macie znać nazwę choćby najmniejszej,
najcieńszej linii! – Przerzuciła szal na
ramię i z uśmiechem upiła łyk jakiegoś płynu z filiżanki.
– Możemy już iść? – Zapytała Katherina z nadzieją w głosie. Kilka
osób pokiwało entuzjastycznie głową. Profesorka wybuchnęła śmiechem.
– Ależ oczywiście, że nie! – Ponownie stała ze swojego miejsca i z gracją
pokonała odległość między nią a Katy. Prawie siłą wzięła ze stolika jej dłoń.
– Ojjj... Panno Parkes. – Uśmiechnęła się do niej. Przejechała
wskazującym palcem po jednej z linii. – Ta linia stanie się dłuższa, jeżeli nie
unikniesz bruneta i będziesz miała duże kłopoty. Jeżeli go unikniesz, to licz
się z tym, że stracisz coś, co będzie ci drogie!
– Co? – Katherina wyrwała rękę. Patrzyła na nią jak na
wariatkę.
– Nie wiem, co! Ale nie martw się... – Ponownie wzięła od niej dłoń i przytrzymała ją
mocno. Parkes ponownie wyrwała rękę.
– Ładne mi wróżby! – Prychnęła kpiąco. – Nieważne, co zrobię to i tak coś złego się
stanie?
– Czytajcie! – I ponownie wróciła na fotel. Przez resztę
lekcji Parkes wiedziała, że nauczycielka jej się przygląda.
*******
Kropelka potu spłynęła po jej skroni, kiedy dobiegła do drzwi od sali. Była
już trochę spóźniona na transmutację. Złapała kilka głębokich oddechów,
poprawiła zmierzwione włosy, przygładziła mundurek, cicho zapukała i otworzyła
drzwi. Przekroczyła próg i zamknęła za sobą drzwi.
– Przepraszam za spóźnienie pani profesor. – Starała się sprawiać wrażenie zawstydzonej. Nerwowo
ściskała palce i patrzyła w swoje buty. Drgnęła, kiedy usłyszała zdenerwowany
ton głosu McGonagall.
– Przez twoje spóźnienie Gryffindor traci
dziesięć punktów! Pierwsza lekcja, która jest jedną z najważniejszych, która
dotyczy owutemów, a ty się spóźniasz, Katherino? – Blondynka odważyła się na nią spojrzeć. Potem
spojrzała na resztę uczniów. Wiedziała już, czemu profesorka ukarała ją taką
ilością punktów. Mieli transmutację ze Slytherinem. – A teraz zajmij wolne miejsce i nie spóźniaj
się następnym razem.
Katherina kiwnęła głową, mruknęła przeprosiny i zaczęła wzrokiem szukać
wolnego miejsca. W środkowym rzędzie w przedostatniej ławce siedział William i
przesunął już pergaminy na jedną połowę, aby zrobić jej miejsce. Odwrócił się i
poklepał miejsce obok siebie. W odpowiedzi uniosła wysoko brodę i utworzyła z
ust poziomą cienką linię – tak jak
niegdyś Lily, ale powlokła się do tej przedostatniej ławki i usiadła obok
blondyna. I tak miała niby siedzieć cały rok?
Wyjęła pergamin, pióro, kałamarz oraz podręcznik i ułożyła równo z
krawędziami ławki. Słuchała uważnie jak profesorka opowiada o tym, co czeka ich
na egzaminach, o pracach, które muszą wykonać, o zaangażowaniu w naukę, o tym
co będą robić przez cały rok. Poczuła łokieć Williama na swoich żebrach. Spojrzała
na niego gniewnie, ale ten tylko podał jej kawałek udartego pergaminu.
Przesunęła go delikatnie i odczytała treść.
Spójrz na Lily
UWAŻNIE!
Uniosła zabawnie brwi i spojrzała w stronę Rudej. Jak zawsze siedziała w
drugiej ławce razem z Dorcas. Siedziała wyprostowana i bawiła się kosmykiem
swoich włosów. Nie wskazywała żadnego zainteresowania ławką obok, gdzie
siedział James i Syriusz. Dostrzegła jak obydwoje patrzą na nie i coś szepczą
między sobą. Chwyciła pióro i postawiła znak zapytania, bo nie wiedziała o co
mu chodzi.
Nie zdziwiła się, kiedy po chwili znów leżała na jej stronie ławki
karteczka.
Mundurek
Spojrzała jeszcze raz na Lily i zakryła sobie usta, żeby nie parsknąć śmiechem.
Założyła go na lewą stronę, a w dodatku był lekko wygnieciony.
Odwróciła głowę w stronę Williama. Puścił jej oczko i udawał, że słucha
McGonagall. Chwilę jeszcze na niego patrzyła i kiedy spojrzała na profesorkę,
ona przez chwilę jej się przyglądała, opowiadając dalej o tym, że ten rok jest
naprawdę dla nich ważny.
*******
– Czytasz te bzdury? – Zapytał ją William, gdy w przerwie obiadowej
otworzyła książkę do wróżbiarstwa. Zrobiła grymas na twarzy i nie wiedział, czy
to dlatego, że to wróżbiarstwo, czy dlatego, że usiadł obok niej i się do niej
odezwał.
– Tak. I to nie są bzdury! – Oburzyła się, jakby uważała wróżbiarstwo za
najlepszy przedmiot na świecie.
– Są. – Uśmiechnął się rozbawiony, tym, że tak się
upierała. – Dlaczego wybrałaś
wróżbiarstwo a nie historię magii?
– Nie lubię spać w środku dnia. – Chyba chciała udawać, że czyta, ale patrzyła
się w jeden punkt stronnicy
– Przecież ty nie lubisz wróżbiarstwa. Nawet nie
możesz pierwszego wersu przeczytać. – Zaśmiał się głośno, kiedy uniosła jedną brew i
kąciki ust lekko jej drgnęły.
– Dobra, przyznaję się. Nie lubię, ale co z
tego? Jakbym poszła na historię magii, to ojciec nie odpuściłby i musiałabym
pracować u niego w Depratamencie. Na szczęście nie może wybrać moich
przedmiotów, więc do świąt jestem bezpieczna od jego karcącego wzroku. – Powiedziała udając przestraszoną, a on
spojrzał na nią i westchnął.
– Nie mogłabyś z nim porozmawiać? – Podsunął jej, a ona prychnęła.
– Już to przerabiałam po sum – ach i
przerabiałam to w wakacje, jak na siebie wpadaliśmy. Mamy inne podejście do
mojego życia. – Odpowiedziała to takim
tonem, jakby chciała zakończyć rozmowę. Ale odwróciła się w jego stronę i
spojrzała na niego wyraźnie zainteresowana. – Tobie też tak truje?
– Nie. – Zaśmiał się chwilę, a Katherina westchnęła
ciężko. – Będę próbował się dostać na
kursy w Stanach Zjednoczonych. Mają tam fajny program.
– Kursy aurorskie? – Kiwnął głową i starał się nie pokazać, jak
bardzo zadowoliło go to, że pamiętała kim będzie po kursie. – Rok temu raz mu powiedziałam, że w sumie to
mogłabym być aurorem. Całe wakacje wybijał mi to z głowy i chyba myśli, że mu
się udało.
– Nie dziw się temu Katy. – Wykonał ruch ręką, jakby chciał dotknąć jej
dłoń, ale zawisła w powietrzu aż w końcu spoczęła na jego kolanie. – Jesteś ich jedynym dzieckiem. Gdybyś miała
rodzeństwo, to byłoby ci trochę łatwiej.
– Mam rodzeństwo. Czyż nie, Will? – Odwrócił od niej wzrok. Znów poczuł jakby
miała mu za złe, że jej rodzice go adoptowali.
– Możesz mi nie wierzyć, ale też tego nie
chciałem. – Znów na nią spojrzał.
Otworzyła usta, ale nie pozwolił jej mówić. – Mama zmarła, kiedy był środek roku szkolnego.
Od razu znalazł się ktoś chętny do opieki i dziadkowie zapewniali mnie, że to
tylko na czas, aż ich sytuacja się ustabilizuje. Myślałem, że będę musiał się
przenieść do Hogwartu, ale na szczęście twoi rodzice nawet o tym nie myśleli.
Gdzieś usłyszeli, że dziadkowie mają problemy, że straciłem matkę i
stwierdzili, że mi pomogą. Nikt mnie nie zapytał o zdanie, czy chcę wracać do
obcych ludzi na wakacje.
– Will, ja... – Delikatny rumieniec wstąpił na jej twarz, ale
znów jej przerwał.
– Nie chciałem trafić do twojej rodziny. Moja opiekunka mówiła, że mają córkę rok młodszą, więc na pewno szybko się zaaklimatyzuje w czasie wakacji, czy świąt. Wtedy pomyślałem, że pewnie jesteś rozwydrzona i nie polubisz mnie. Nie pomyliłem się. – Uśmiechnął się słabo. – Ale ja cię polubiłem. Mimo, że widywałem cię kilka dni w roku, a ty za każdym razem mi wytykałaś, to co zrobili twoi rodzice.
– Nie chciałem trafić do twojej rodziny. Moja opiekunka mówiła, że mają córkę rok młodszą, więc na pewno szybko się zaaklimatyzuje w czasie wakacji, czy świąt. Wtedy pomyślałem, że pewnie jesteś rozwydrzona i nie polubisz mnie. Nie pomyliłem się. – Uśmiechnął się słabo. – Ale ja cię polubiłem. Mimo, że widywałem cię kilka dni w roku, a ty za każdym razem mi wytykałaś, to co zrobili twoi rodzice.
– To nie było tak. – Zarumieniła się mocniej. – Zawsze byłam ich oczkiem w głowie, a kiedy
pojawiałeś się ty, to ja mogłam wyjść, a oni by nie zauważyli, że mnie nie ma.
Mogłam przeklinać, a oni by nie słyszeli. Kiedy wracałam na wakacje zawsze
było: William to, William tamto. Ciebie nie było, a oni mnie prześladowali
twoją perfekcją. Zawsze chcieli mieć syna.
– Naprawdę tak to odbierasz? – Uniósł brwi do góry. Zaskoczyła go tym
wyznaniem. – Byli mili. Chcieli żebym
szybko wrócił do dawniejszego życia. Udało im się. Wiele im zawdzięczam. Bez
nich pewnie dawno by mnie wywalili.
– Wiem, ale przyznaj, że nie traktują nas na
równi. – Powiedziała hardo i niestety
musiał przyznać jej rację.
– Oni się o ciebie bardzo martwią. – Powiedział, a ona skrzywiła się, bo zapewne
nie spodziewała się takiej odpowiedzi.
– Co teraz?
– Eliksiry? – Uśmiechnęła się lekko. – Profesor Slughorn kocha się w Lily.
– Pewnie James jest zazdrosny. – Parsknął śmiechem, a ona pokręciła głową.
– Przez kilka lat mu kibicował. Domyśl się, jak
wkurzona była Lily. – Poprowadziła go do
lochów, gdzie zrobiło się zimniej.
– Znów ze Slytherinem? Słyszałem, że nie lubimy
Ślizgonów. – Katy zrównała z nim kroku i
zdziwił się, że uśmiecha się rozbawiona.
– Nie lubimy. – Przyznała i dalej szli w milczeniu. Wyszli zza
zakrętu i prawie wpadli na Jamesa.
– Żałujcie, że was nie było. – Lily zaśmiewała się ze stojącej przed salą
Dorcas, która miała obrażoną minę. – Znów się pokłócili.
– O co tym razem? – Katherina podzieliła humor Lily i Will im się
nie dziwił. Już w pociągu zauważył, że Syriusz lubi wkurzać swoją dziewczynę. Katy
patrzyła na Blacka, który nic nie mówił. – Ty myślisz?
– Nie widać? – Odpowiedział pytaniem dopiero po chwili.
Zasłonił twarz jedną ręką.
– No właśnie teraz nie widzę. – Odsunął rękę i spojrzał urażony.
– No właśnie teraz nie widzę. – Odsunął rękę i spojrzał urażony.
– Parkes... Bo jak powiem, co znalazłem wczoraj
w twoim kufrze, to zrobisz się czerwona jak to, co znalazłem. – Zmrużył oczy tak jak teraz Dorcas.
– Chodzi ci o bardotkę, czy figi koronkowe? A
może o ten gorset? – Katherina wydawała
się nie przejmować jego groźbą i zaczęła wymieniać po kolei coraz bardziej absurdalne
rzeczy z damskiej garderoby.
– Myślałem, że już od dawna wiesz, że można ją
było szantażować tylko jednym zdaniem. – Zaczął James, a Lily parsknęła śmiechem.
Spojrzał zdziwiony na Rogacza i ten kontynuował. – Bo powiemy Remusowi!
– To już niestety nie działa. – Katy posłała im buziaka powietrzu. – To o co poszło?
– Znów się oglądał za młodszymi! – Warknęła zła Meadows, a Syriusz uśmiechnął się
wielce zadowolony.
– Oj, przecież wiesz, że to było specjalnie. – Zbliżył się do niej powoli i dźgnął palcem kilka
razy. – No ej.
– Spadaj. – Odsunęła się od niego, ale on nadal ją dźgał.
– No spadaj!
– No ej. – Powtórzył Black wydurniając się przy tym i
Dorcas parsknęła śmiechem. Pewnie by się do niego przytuliła, ale drzwi do sali
otworzyły się i musieli wchodzić. Syriusz dogonił ją jeszcze przy jej ławce,
objął ramieniem i ucałował mocno policzek. Chciała go uderzyć, ale uciekł już
do ławki, którą zajął Rogacz i pomachał jej powoli.
Kto by pomyślał, że nie zatęskni za Magicstadt.
Tam, oboje dostaliby szlaban i nie mogliby przez jakiś czas być blisko
siebie.
*******
Stały we trójkę przed lustrami w łazience damskiej na trzecim piętrze.
Katherina siedziała w toalecie i głośno przeklinała swoją miesiączkę, która ją
jak zwykle zaskoczyła.
Jane polerowała rękawem odznakę prefekta, Jess oparła się o umywalkę i
nawijała kosmyk włosów na różdżkę, a Lily na nowo wiązała krawat.
– Pośpiesz się Katy! Czekają na nas! – Krzyknęła Cay, a Parkes mruknęła coś
niezrozumiałego. Usłyszały szum spłukiwanej wody i wyszła z kabiny. Minęła ją i
umyła ręce.
– To nie moja wina. – Powiedziała, to tak obrażonym tonem, że Evans
parsknęła śmiechem.
– A próbowałaś kalendarzyka? – Zapytała konspiracyjnym szeptem Jess, a
Katherina westchnęła.
– Nabijaj się, kiedyś przybiegniesz do mnie z
płaczem, że ci się okres spóźnia, to ci wyjadę z tekstem o kalendarzyku. – Blondynka przytrzymała im drzwi i dołączyli do
chłopaków, i Dorcas.
– Dłużej się nie dało? – Syriusz opierał się o ścianę. Zapewne nie
dostrzegł, jak uczennice przechodzące obok zerkają na niego.
– Nie widać żebyś był znudzony, Łapo. – Katherina uśmiechnęła się złośliwie. – Jakiś nowy kawał?
– Coś w tym rodzaju. – James spojrzał na śmiejącą się Lily. – Co się śmiejesz?
– Miałyśmy ciekawą rozmowę w toalecie. – Zaczęła Katherina z ożywieniem. Był jeden temat,
który skutecznie odstraszał chłopaków. – No więc wiecie, że kobieta raz w miesiącu
ma...
– ...Nie chcę więcej wiedzieć. – Powiedział Syriusz, a blondynka spojrzała na
jego skrzywioną minę. Otworzyła usta, żeby coś jeszcze powiedzieć, ale Łapa
łypnął na nią niby groźnie. – Naprawdę.
Chodźmy na ten obiad, chociaż nie wiem, czy mam ochotę.
Dorcas przysunęła się bliżej niego i mimowolnie uśmiechnęła się, gdy Black
objął ją ramieniem i przyciągnął bliżej siebie. Przez to szli trochę wolniej,
ale mieli czas. James i Lily szli przed nią, a Rogacz mówił coś szeptem do
Lily, a ona co chwilę chichotała.
– Nawet nie wiesz jak się cieszę, że jesteś
wolny. – Mruknęła Parkes do Remusa,
który zrównał z nią kroku.
– Ktoś tu zazdrości... – Zawył Syriusz koło jej ucha i walnęła go w
ramię. Ostentacyjnie wpił się w usta Dorcas i przez chwilę mruczał, jak kot.
– Błagam was, tylko bez efektów dźwiękowych. – Łapa oderwał się od ust brunetki i spojrzał na
nią rozbawiony. Dorcas oblizała usta i miała rozmarzony wyraz twarzy. – Gorszycie mnie.
– Znajdź sobie chłopaka. – Odpowiedział Syriusz, a ona pokazała mu język.
– Mam tak jakby chłopaka. – Zadarła nos do góry i dostała od niego
pstryczka. Ujęła ramię Lupina, a ten odsunął się od niej na małą odległość.
– Ja się nie liczę, Katy. – Łapa i Dorcas parsknęli śmiechem, i
wymamrotała pod nosem przyjaciele.
Jess wepchała się między nią i Syriusza, i chwyciła ją pod ramię.
– Ja mogę być twym rycerzem, piękna. – Powiedziała naśladując męski głos z mocnym
szkockim akcentem. Chciała coś dopowiedzieć, ale James zatrzymał się i spojrzał
przez okno.
– Idealna pogoda na quidditcha. – Stwierdził, a Black zajrzał przez jego ramię.
– A my jak te ptaki zamknięte w klatce. – Westchnął ciężko i ze współczuciem poklepał go
po ramieniu. – Dziś mają trening
Krukoni. Pamiętasz?
– Niestety. Jeszcze dwie lekcje i wolne. – Wyszeptał rozmarzonym głosem Potter, a Ruda
pociągnęła go w stronę Wielkiej Sali.
– A na jutro mamy napisać esej na zaklęcia i
przeczytać jeden rozdział na transmutację. – Przypomniała mu dziewczyna, a on spojrzał na
nią, jakby co najmniej powiedziała, że w tym roku nie będzie Nocy Duchów.
– Nie możesz mi tak mówić, Lily. – Upomniał ją James i usiadł przy stole
Gryfonów. Syriusz opadł obok niego i dyskutował o czymś z Dorcas.
– ...Nie po drodze mi do kuchni po coś dla
niego. Wczoraj go karmiłem. – Znów
kłócili się o to, kto ma nakarmić kota.
– A ja mu dałam rano i w przerwie miedzy
zielarstwem a historią magii. – Przypomniała mu Dorcas i zrobiła słodkie oczy.
– Czemu nie możesz dać mu jeszcze po południu
jedzenia? – Zapytał, a ona spojrzała na
niego z powątpieniem.
– Bo mam więcej do roboty? Od razu muszę wziąć
się do pracy, a po tym jeszcze poczytać. I iść do biblioteki. – Wytłumaczyła jakby mówiła coś, czego się
wstydzi. Trzeci tydzień nauki i wycieczka do biblioteki? To żaden powód do
wstydu przecież.
– Nie rozumiem, czemu ciągle czytasz. Żeby tam
były jeszcze jakieś obrazki. Ale nic. Sam tekst i pół tysiąca stron. – Katy parsknęła śmiechem, gdy Syriusz zaczął
się nabijać.
– Bardzo śmieszne. Jak zobaczysz, co dzięki temu
osiągam, to sam będziesz mi nosił te książki. – Pokazała mu język, a on westchnął.
– Dobrze, nakarmię kota. Ale następnym razem
bierz więcej jedzenia, żebym nie musiał co chwilę chodzić do kuchni. Chcesz
pieczeń, czy roladkę? – Zapytał ją tak
miło, że Katherina prawie westchnęła.
– Ja już dawno przepadłam. – Westchnęła Jessica i patrzyła na Syriusza,
jakby świata poza nim nie widziała. Blackowie ogólnie byli bardzo pięknymi
ludźmi, ale jednak najstarszy syn zgarnął najlepsze geny. Był wysoki, szczupły,
czarne dłuższe włosy pasowały mu do pociągłych rys twarzy i szarych,
przeszywających oczu. Jeszcze do końca nie wyzbył się chłopięcych cech i
Katherina była pewna, że zapewne za dwa lub trzy lata, będzie bardzo
przystojnym mężczyzną.
– Ślinka wam cieknie. – Obie z Jess parsknęły śmiechem, gdy Dorcas
rzuciła w nie chusteczkami. Meadows przytuliła się do boku Łapy i próbowała
spojrzeć na nie z wyższością.
– Jeszcze musisz potrenować. – Mrugnęła jej Katherina, a James zaśmiał się.
– Musisz uczyć się od Bellatriks, a nie
Andromedy. – Syriusz objął Dorcas i
spojrzał na nich karcącym wzrokiem.
– Nie przejmuj się kochanie, dobrze ci idzie. – Brunetka pokazała im język i wróciła do
jedzenia obiadu, a Katy zaczęła rozmyślać o Gregorym i jego ostatnim liście.
Niby raczej nie byli oficjalnie razem, ale pisali do siebie listy i
zastanawiała się cały czas nad tym, czy nie wymknąć się z Hogwartu na koncert,
na który ją zaprosił.
Potrzebna jej była tylko mapa Huncwotów i peleryna niewidka, chociaż i bez
nich zapewne dałaby sobie radę...
Ale co miałaby powiedzieć chłopakom? Nie miała nigdy problemów i może jak
poprosi ładnie Jamesa, to się zgodzi? Bo wiedziała, że Remus raczej nie ulegnie
jej prośbom, a Syriusz dał jej jasno do zrozumienia, że nie lubi Nurmana.
Tak, kuzyn na pewno jej pomoże.
*******
Siedzieli w Pokoju Wspólnym i pisali zawzięcie pracę domową. Kilka książek
było otwartych i co chwilę, ktoś je przewracał, żeby coś doczytać. Nieraz
wymieniali się uwagami, albo ktoś komuś poprawiał błędne zdania. Lily, Remus i
William robili korekty reszcie.
– Katherina. – Jęknął jej przyrodni brat przeciągając
ostatnią literę jej imienia. – Nadużywasz słowa „także”.
– Ja także. – Mruknął Syriusz drapiąc się po nosie. Dorcas
zaśmiała się i spojrzała na pracę bruneta.
– Co ja poradzę, że nie mogę inaczej to napisać?
Mało wyrazów podobnych, a on mówił na początku pierwszego roku, że nie patrzy
na gramatykę, tylko na wiedzę! – Machała
swoim piórem przed jego twarzą.
– Oko mi wybijesz. Jak dostaniesz jakaś pracę na
kursach, to prowadzący cię zabije jeśli co drugie zdanie będzie „także”. – Dał jej zwój pergaminu. Kilka miejsc było
pokreślonych.
– Aż tyle do poprawy? – Jęknęła i wydęła dolną wargę. – Przecież jak to usunę, to będę musiała pisać
połowę więcej. Zlituj się William!
– Pisz, nie stękaj. – Mruknął Remus wręczając pergamin Jess. – Masz już wolne.
– Na brodę Merlina! Mam najgorzej z was
wszystkich. – Parkes przyciągnęła swój
pergamin i próbowała dopisać coś więcej.
– James w ogóle nie ma. Woli polatać na miotle,
niż mieć spokój z lekcjami. – Lily
skrzywiła się. – Zagadał do Franka czy
może z nimi potrenować, a ten się zgodził. Nie ma go już ze trzy godziny! Potem
mi będzie marudził i błagał, żebym mu napisała. Noo, jasne.
– Cicho, Ruda. – Uciszyła ją blondynka i
ponownie zaczęła czytać książkę. – Jak
się uwinę, to będę miała wolny wieczór.
Co chwilę dopisała jakieś zdania i zdziwiła się, że za pierwszym podejściem
nie zauważyła, że to też dość ważne zagadnienia, o których warto wspomnieć. Tak
się wciągnęła, że przestraszyła się, gdy Potter obok niej usiadł. Pachniał
świeżym powietrzem i lasem, i doskonale wiedziała, że wybrał się na wycieczkę
po Zakazanym Lesie.
– Lily? – Powiedział James i zaczął rozkładać przed sobą
pergaminy.
– Nie James, nie napiszę ci. – Przewróciła stronę podręcznika od eliksirów.
– A sprawdzisz później? – Zapytał i otworzył książkę.
– A nie może Remus? – Odpowiedziała pytaniem na pytanie.
– Uczy się.
– No, a ja to robię coś innego, co? – Parkes oddała swoją pracę Remusowi i
obserwowała, jak Potter robi słodkie oczy do Lily. Ta w końcu westchnęła. – Sprawdzę.
– Dziękuję Lily. – Chwycił jej dłoń i ucałował ją.
– Nie ma za co, James.
Parkes uśmiechnęła się, gdy Remus oddał jej esej bez żadnych podkreśleń.
Podziękowała mu i szybko pobiegła do dormitorium, żeby spakować torbę na
jutrzejsze zajęcia i przygotować mundurek. Obawiała się, że jak wróci, to nie
będzie miała nawet czasu na prysznic.
Przy okazji w myślach zastanawiała się, jak omijać fotografów z Czarownicy
i czy Samuel też będzie na tym koncercie.
Czuła lekki niepokój, ale lubiła towarzystwo chłopaków z Krzyczących Hipogryfów
i ufała, że z nimi nic jej się nie stanie.
Oczywiście gorzej jakby był jakiś atak, ale to też było mało prawdopodobne.
Już w drodze do Hogwartu postanowiła, że do połowy października kilka razy
wymknie się z zamku i potem będzie już grzeczna. Miała jedynie nadzieję, że
James będzie współpracować bo z mapą i peleryną miała większe szanse na to, że
jej nikt nie złapie.
Kolejny dzień, kolejny rozdział i kolejny komentarz :D Cieszę się na powrót do Hogwartu, w nim akcja zawsze jest jeszcze bardziej magiczna <3
OdpowiedzUsuńMała Nimfadora! Jak uroczo *_*
Chciałam powiedzieć, że z postu na post podziwiam, jak tworzysz bohaterom ich historie. Nie ma jakiejś tam po prostu Katheriny, która jakoś tam się zachowuje. Jest Katherina, która zachowuje się tak a nie inaczej, bo przeżyła coś, bo jest traktowana w dany sposób. Bardzo mi się to podoba :)
Jak już jesteśmy przy niej, to trochę mi jej szkoda przez to, jak traktują ją rodzice (nawet jeśli mają dobre intencje). I liczę, że w kolejnych rozdziałach będzie przy niej więcej Willa :D Jeszcze nie wiem, czy chciałabym, aby byli razem, ale wiem, że chcę czytać mnóstwo scen, w których mają dialogi :D
O relacji Jamesa i Lily nie będę się rozwodzić, bo znowu mnie uwiodłaś tymi ich prostymi gestami w stylu zarzucenie ręki na ramię. Te najprostsze gesty zawsze są chyba najprzyjemniejsze :)
Będąc przy Huncwotach - właśnie się zastanawiałam, co to będzie z Peterem, a tu proszę! Taki nie do końca z niego Huncwot. Czy Will zajmie jego miejsce?
Powoli coraz lepiej ogarniam who is who, nawet łączę nazwiska z imionami. Izba Pamięci pomaga.
Wrócę tu wieczorem, a tymczasem życzę weny przy pisaniu rozdziału 50 :)
Ściskam mocno,
Ada
PS Ja też nie lubię Grega -_-
Jak to miło chwilę po obudzeniu sprawdzić emaila i zobaczyć, że jest nowy komentarz :D
UsuńHogwart to dla mnie bardzo sentymentalne miejsce i już myślę nad tym, żeby akcja kiedyś znów tam wróciła, bo tęsknię za scenami w zamku :)
To jak traktują ją rodzice jest związane z ich przeszłością i o tym będzie jakoś w okolicach rozdziału 56 lub 57, kiedy pojawi się dodatek z perspektywy rodziców Katheriny.
W moich wyobrażeniach James jest zawsze osobą, która wręcz chce zagłaskać Lily w związku, w końcu tyle lat o nią zabiegał :D
Ogólnie, fajnie, że zauważyłaś Petera (a raczej jego brak). Jakoś go dużo nie ma w opowiadaniu, trzyma się trochę na uboczu, trochę blisko. W późniejszych rozdziałach pojawia się od czasu do czasu :)
Cieszę się, że korzystasz z Izby Pamięci. Jeszcze w zakładce Tiara Przydziału, jak sobie zjedziesz na sam dół to mam rozpisane (praktycznie) wszystkie osoby, które przewinęły się przez opowiadanie, to podobno też pomaga :D
Greogry jest trochę dziwny i kiedyś też go nie lubiłam, ale teraz to taki jest O. :D
Wena zdecydowanie mi się przyda, bo wczoraj nic nie napisałam, a chciałam dziś dodać rozdział.
Myślę, że jak zabiorę się do pracy, to jutro koło południa opublikuję 50 :D
Dziękuję za kolejną miłą opinię! To mnie mocno uskrzydla!
Buziaki! :*
SBlackLady
Matka, która stawia sprzątanie nad córką? A fe! Ja tam wolę żyć w bałaganie xD
OdpowiedzUsuńPaństwo Potterowie i rozwód? No nie, jakoś mi nie gra... Czuję że cała wina ma tutaj spaść na Charlusa, ale w zasadzie to darzę go większą sympatią. Dorei jakoś nie polubiłam. Chociaż sama mam raczej inną wizję rodziców Pottera, to dobrze przeczytać, że są to normalni ludzie – z własnymi problemami.
Jest i Nimfadora! Pamiętam, że w starej wersji mojego opowiadania też się pojawiła. Może jeszcze do niej wrócę... Bardzo lubię Tonksów.
Osobiście wysłałabym Voldemortowi kwiaty. Dwa w jednym: podziękowanie za odwołanie ślubu i ośmieszenie Voldemorta przed kolegami śmierciożercami ;)
Bardzo dużo tutaj różnych bohaterów. Czasami nie wiem kto jest główną postacią w danym fragmencie albo kto wypowiada daną kwestię. Miesza mi się. Ale za to obraz jest pełniejszy.
A James i Syriusz przypominają mi bardzo bliźniaków Weasleyów :)
Też wolę żyć w bałaganie. Podobno Geniusz panuje nad chaosem. :D
UsuńSzczerze mówiąc, to zaczęłam się trochę czuć jak na wywiadówce, kiedy klikam w powiadomienie o komentarzu od Ciebie. :D
Chociaż początkowe rozdziały poprawiałam ze dwa lata temu, to pojawiają się kolejne wątki, które sprawiają, że mam małe ciarki zażenowania. xD
I tym wątkiem jest rozwód Potterów. Nie wiem, czemu to zostawiłam, chyba chciałam, żeby James miał ludzkie problemy, ale i tak w końcu cały wątek został zapomniany, gdzieś tam czasami się przewijał.
Też lubię Tonksów i chyba jeszcze będą kiedyś.
Ojej. Serio, coraz więcej tych wątków wywołujących ciarki... :D
Tak, mam strasznie dużo bohaterów i nie mam serca, żeby ich zabić.
Przepraszam, ale jeszcze wieeele razy będzie Ci się mieszało.
Jestem ogólnie chaotyczną osobą tak normalnie, więc to też się przekłada na pisanie.
Wydaje mi się, że nad tym pracuję i mam nadzieję, że wraz z kolejnymi rozdziałami będzie to widoczne. :)
Buziaki! :*
Ojej, przepraszam xD Nie chciałam bawić się w nauczycielkę ;)
UsuńJuż zostaw tych Potterów w spokoju! Niech sobie mają małżeńskie problemy ;) Każdy czasem ma. Poza tym, nie wszystko musi być sielankowe w opowiadaniu, prawda? Dzięki temu jest bardziej wiarygodnie i wciągająco. Wcale nie musi mi się wszystko podobać :D
Hahaha :D Ależ mi to nie przeszkadza, wręcz przeciwnie i tak całkiem szczerze, to początkowe rozdziały poprawiałam ponad 2 lata temu i byłam całkiem zadowolona, a teraz (czytając znów te rozdziały, żeby ogarnąć kontekst komentarza, no bo nie wszystko pamiętam tak dokładnie) widzę jak dużo teraz bym poprawiła, bo chcąc nie chcąc, pojawiają się ciarki żenady. :D
Usuń