Miała już trzecie korepetycje z
Williamem i cieszyła się, że nadchodzi weekend i do transmutacji siądzie
dopiero po dwóch dniach. Żeby było efektywniej spotykali sie w poniedziałki,
środy i piątki. Od listopada mieli mieć kurs z obrony we wtorki i czwartki i
naprawdę w ciągu tych pięciu dni zrozumiała jak głupia była, że wymykała się z
Hogwartu. Starała się ze wszystkim uporać na bieżąco i cieszyła się, że przyjaciele
jej pomagają.
Nie mogła się doczekać, aż wreszcie
odbębni te dwie godziny korepetycji. Pisała esej o komplikacjach w przemianie w
iguanę. Opanowała już transmutację drobnych rzeczy w tą jaszczurkę i musiała
jedynie dokończyć esej.
Uśmiechnęła się i dała mu
napisany przez nią esej. Chwycił go bez słów i po kilku minutach uśmiechnął się
do niej lekko.
– Nadal
musisz uważać, co mówię, bo zapomniałaś o jednym skutku ubocznym, który jest
dość ważny. – Powiedział, a ona
uśmiechnęła się zaczepnie.
– Wiem.
Nie chcę jej denerwować bardzo dobrym esejem. Takto da mi Powyżej Oczekiwań i
będzie spokojniejsza. – Przyznała się do
celowego pominięcia tej informacji. Wzięła od niego pracę i schowała do torby.
– Oddam jej wieczorem.
*******
Czuła lekkie wyrzuty sumienia i
strach, że po spotkaniu z matką nie od razu wracała do Hogwartu. Nadal
siedziała w pubie pod Trzema Miotłami i czekała na Gregory'ego. Nie wiedziała
dokładnie czemu dała mu znać, że będzie w Hogsmeade, ale odpisał, że chciałby
się spotkać, więc postanowiła poczekać. Minęła już piętnasta i był spóźniony. Jej
palce stukały o blat stolika i co chwilę patrzyła na zegar, doliczając kolejne
minuty spóźnienia. Do zamku musiała wrócić na kolację, bo o dziewiętnastej
musiała być u McGonagall.
Już miała wstać i wyjść, ale
zauważyła jak wchodzi pospiesznie do pubu.
– Przepraszam za spóźnienie. – Pocałował ją szybko w usta i usiadł
naprzeciwko niej.
– Nic
nie szkodzi. – Zmusiła się do lekkiego
uśmiechu.
– Sprawy zespołu. – Wytłumaczył i pogładził ją po dłoni. – Napijesz się? Pójdę po Ognistą.
– Tylko
szklaneczkę. – Odpowiedziała i
odprowadziła go wzrokiem do baru. Widziała jak uśmiecha się do Rosmerty i coś
do niej mówi. Zabrał Ognistą Whisky oraz dwie szklanki i wrócił do stolika.
– Powiedz dokładniej, co się stało. – Rozlał do szkliwa bursztynowego płynu i nie
czekając na odpowiedź wypił.
– Zawiesili mnie w prawach uczniach i mam sporo
kłopotów. – Powiedziała i upiła łyk.
Poczuła rozlewające się po gardle ciepło i uśmiechnęła się błogo. – Minęło pięć dni, a jestem zmęczona, jakbym
zasuwała od miesięcy. Nie powinnam wymykać się ze szkoły.
– Teraz
to już za późno, na takie rozterki. Czasu nie cofniesz. – Spojrzała na niego i uniosła jedną brew. – No dobra, możesz cofnąć czas, ale po co?
Świetnie się bawiliśmy.
– Nie
przeczę, ale trochę nieuwagi i mogłoby to się skończyć dużo gorzej niż moje
zawieszenie. Dobra, wiem, że znów gdybam. – Powiedziała czując jak alkohol krąży jej we
krwi. Wypiła kolejny łyk i przez chwilę była zdziwiona, że zaczęły jej drętwieć
palce.
– W
wakacje niczym się nie martwiłaś... – Zaczął, a ona westchnęła.
– Wakacje skończyły się prawie dwa miesiące
temu, a czuję jakby minęły wieki. Tyle się dzieje, co chwila ataki... – Dopiła Ognistą i gdy nalał jej kolejną
szklankę nie protestowała. – Jestem tak
zmęczona, że zaraz padnę.
Pomówili chwilę o sytuacji w
kraju i w sumie miał więcej do powiedzenia niż jej matka, która powiedziała, że
jest jak zawsze. Śmierciożercy rankiem spalili kilka domów i zginęło ośmu
mugoli, a jedenaście zostało poparzonych. Później rozmawiali o Fatalnych
Jędzach i Katy była zdziwiona, że Sam nie napisał jej o tym, iż mają więcej
koncertów.
Poczuła się dziwnie senna i
słyszała swój pijacki bełkot, jakby stała obok i wszystko obserwowała. Było po
szesnastej, ona się upiła dwoma szklaneczkami Ognistej, a o dziewiętnastej
miała być u profesor McGonagall.
Wymamrotała słowa podziękowania,
gdy Numran zaproponował jej, że wynajmie pokój, a ona do osiemnastej się
prześpi i potem wróci do Hogwartu, a w godzinę przecież zdąży dojść do zamku.
Kolory ścian już dawno straciły
swoją barwę i teraz były szare. W pokoiku znajdowały się najpotrzebniejsze
przedmioty: stoliczek nocny, szafka, dwa fotele i łóżko. Drewniana podłoga
przeraźliwie skrzypiała z każdym ruchem. Opadła na łóżko bez sił czując jak
odlatuje.
– Ciii,
kochanie. Nie będzie bolało. – Wpił się
w jej wargi całując ją tak, że bolały ją usta. Zimnymi dłońmi podwinął jej
spódnicę i ściągnął grube rajstopy. Myślała, że ma zamknięte oczy, ale widziała
jak powoli ściągał swoje spodnie i patrzył na nią z lekkim uśmiechem. Pochylił
się nad nią i zauważyła tylko jak robi nagle gwałtowny ruch.
Zawsze myślała, że jej pierwszy
raz będzie bolesny, ale oprócz jego ciężaru na sobie nie czuła nic.
Poruszał się równym tempem,
kropelka potu spłynęła mu po skroni i znów wpił się w nią swoimi ustami.
Odwzajemniła pocałunek i westchnęła, gdy przeniósł pocałunki na jej szyję.
Zaczął przyśpieszać, jakby tego w
ogóle nie kontrolował ruchów swojego ciała i nagle cały się spiął, i zawisł nad
nią oddychając głęboko.
Zamknęła oczy, chociaż nie czuła,
że są one otwarte, więc było to dla niej dziwne, ale to pewnie dlatego że była
mocno wstawiona.
Otworzyła gwałtownie oczy, kiedy
poczuła, jak ktoś uderzył ją lekko w policzek. Rosmerta patrzyła na nią
rozbawionym spojrzeniem i kręciła głową.
– Nieźle się wstawiłaś, złotko. – Parsknęła śmiechem i pomogła jej usiąść.
Podała jej buteleczkę z jakimś eliksirem. – Twój kolega to zostawił zanim wyszedł. Jest
kwadrans przed osiemnastą.
– Poszedł już? – Zapytała zdziwiona, a szatynka kiwnęła głową.
Spojrzała na swoje nogi. Odetchnęła z ulgą, że jest całkowicie ubrana. Wypiła
eliksir i po chwili poczuła się lepiej. Podeszła do lustra i poprawiła włosy.
Usta miała lekko opuchnięte, a jej szyja była dziwnie czerwona, tak samo jak
oczy, które błyszczały się, jakby miała gorączkę.
– Masz
tu jakiś prezent. Wybacz kochaneczko, ale wracam do baru. – Spojrzała na kobietę, która odwróciła się od
łóżka i kierowała się w stronę drzwi. Kiedy wyszła, blondynka od razu wstała i
rzuciła się na pudełko. Otworzyła je szybko i wywaliła cała zawartość na łóżko.
Sakwa i kawałek pergaminu.
Za tę cenę było warto.
Nie martw się – konsekwencji nie
będzie.
Było cudownie.
Greg.
Otworzyła sakwę i wielka gula
podeszła jej do gardła, a łzy upokorzenia wypełniły jej oczy. Chwyciła płaszcz
i założyła go, gdy wychodziła z pokoju. Przy barze rzuciła Rosmercie sakiewkę i
szybko wyszła z baru na zimne powietrze.
Czuła, że Greg był dupkiem.
Często oglądał się na inne dziewczyny, ją traktował jak jakieś pieprzone
trofeum, ale dopóki dobrze się z nim bawiła, to nie miała nic przeciwko. No bo
nawet nie zadurzyła się w nim, ni nic. Po prostu, dobrze jej się z nim
imprezowało.
Przystanęła na chwilę i zamknęła
oczy, żeby się nie popłakać.
Chłopak potrafił spieprzyć.
Kiedy Rosmerta ją obudziła
doskonale wszystko pamiętała i może, gdyby była trzeźwa, to by miała z tego
dużo więcej radości. I nawet nie spodziewała się tego, że on ją potraktował w
ten sposób. Jakby te kilka miesięcy znajomości, rozmów i wszystkich innych
pierdół, które robili nie miało znaczenia, bo zrobił to tylko po to, żeby
dorwać się do jej majtek!
Prawie biegła do Hogwartu i gdy
zobaczyła bramę ucieszyła się, jak nigdy. Na dziedzińcu spojrzała na wieżę
zegarową i ucieszyła się, że ma jeszcze pół godziny do szlabanu u McGonagall.
Weszła do Wielkiej Sali i
wzrokiem szukała przyjaciół, ale ich nie było. Przysiadła jak najbliżej drzwi i
nałożyła sobie zapiekankę ziemniaczaną. Była głodna jak wilk i czuła jak jej
żołądek dziwnie się zasysa. Złość dziwnie ją pobudziła.
– Co
się stało? – Spojrzała na Williama i w
myślach jęknęła, bo głowa ją bolała od gwary rozmów.
– Nic.
– Warknęła, a on spojrzał na nią i
ponowił pytanie kilka razy. Miała nadzieję, że patrzy na niego, jakby chciała
go zabić. Czuła dziwny ból z tyłu głowy od hałasu i kiedy raz usłyszała jego
głos, straciła apetyt i cierpliwość.
– Stałam się chwilę temu kobietą, a ten dupek
zwinął się, jak tylko wziął czego chciał. – Warknęła i cieszyła się, ze nikt wokół nich
nie siedzi. Widziała, jak emocje zmieniają się na jego twarzy. Było zdziwienie,
potem wątpliwość, potem znów zdziwienie, zrobił się czerwony i był wściekły.
– Coś
ty powiedziała? – Syknął do niej, a ona
prychnęła.
– To co
usłyszałeś! Zrobił co do niego należało, zostawił mi prezent i sobie poszedł! –
Odłożyła głośno widelec i ledwo
przełknęła jedzenie. – Gdzie do diabła
były te fajerwerki o których czytałam w romansach? Myślałam, że jednak będą...
– Co ci
zostawił? – Zapytał ją i poczuła jak na
jej policzki wstępuje rumieniec.
– Pieniądze. – Wyszeptała i odwróciła wzrok upokorzona.
Pieprzony Gregory Nurman!
*******
Kolejny tydzień minął jej
naprawdę szybko. Myślała, że dni będą się jej dłużyły, ale na szczęście godziny
umykały jej w zaskakującym tempie. Zdziwiła się mocno, gdy profesor McGonagall
pozwoliła jej iść na pierwszy mecz quidditcha. Gryffindor grał z Hufflepuffem i
James był dumny, że drużynie udało się wygrać i to z dużą przewagą punktową,
ale to nie było zaskoczeniem. Zaskoczeniem było to, kto zastąpi Everetta
Aimsley'a w komentowaniu meczu. Gdy komentator wypowiedział pierwsze słowa, to
prawie jęknęła głośno. Dorcas wydała z siebie ciche "och", a Jess
zamknęła na kilka sekund oczy. Lily i Jane od razu wstały, żeby spojrzeć na
stanowisko komentatora i gdy usiadły wyglądały na bardzo zdziwione.
William Kartney był człowiekiem o
wielu zdolnościach i to jak potrafił zmienić tonację na dużo niższą, było chyba
jego największym talentem. Dopóki nie zobaczyła, że to on komentuje mecz, to w
głowie miała naprawdę nieczyste myśli.
Miała już z nim sześć spotkań z
korepetycjami i musiała przyznać, że kolejnym talentem chłopaka było nauczanie.
Był cierpliwy, uporczywie tłumaczył aż zrozumiała i nie ponaglał jej. Nie była
złą uczennicą, to na pewno, ale jednak nieobecność na zajęciach już po
pierwszym tygodniu miała swoje złe skutki. Myślała, że sobotę spędzi na nadrabianiu
zaległości, ale po obiedzie mieli pierwsze zajęcia z dodatkowego kursu, który
miał trwać dwie godziny. Potem miała szlaban i cieszyła się, że w niedzielę
nadrobi zaległości z zaklęć i zielarstwa.
Jeszcze jednym talentem chłopaka
było to, że nie oceniał ją przez pryzmat tego co się stało. Tylko on wiedział,
co się stało tydzień wcześniej w pubie pod Trzema Miotłami i myślała, że jego
wzrok będzie wyrażał pogardę, ale nic takiego nie miało miejsca. Czasami łapała
go na tym, że patrzył się na nią z taką miną, jakby w myślach toczył zaciętą
walkę. Czasami też miała wrażenie, że jego oczy przepełnia troskę.
Była wdzięczna za to, że nie
skomentował całej tej sytuacji, tylko po prostu ją wysłuchał. W zamian była dla
niego miła i okazało się, że to nie jest nic złego, że nie warczy na niego.
Chociaż czasem lubiła rzucić jakimś kąśliwym komentarzem do jego wypowiedzi.
Stała nieco dalej od dziewczyn i
Remusa. Czekali na Jamesa i Syriusza, którzy wyjdą z szatni i mieli wspólnie
wrócić do wieży Gryffindoru. Zauważyła idącego Williama i mimowolnie się
zarumieniła. Dorcas jak tylko go zobaczyła, to rozpromieniła się cała.
– Dlaczego nie mówiłeś, że będziesz komentował?
– Zapytała go, a on wzruszył ramionami.
– Profesor McGonagall zapytała przed meczem, czy
bym chciał. Stwierdziłem, że spróbuję. – Odparł skromnie, a Meadows parsknęła śmiechem.
– Czy
ty wiesz co zrobiłeś? – Zapytała go, a
Katy parsknęła śmiechem, gdy zrobił zdziwioną minę.
– Gdy
usłyszała twój głos na moment zapomniała o Syriuszu. – Wyszeptała konspiracyjnym szeptem, jakby
zdradzała mu jakąś tajemnicę. Blondyn wybuchnął śmiechem, a Meadows nie
speszyła się ani trochę.
– Nawet
nie wiesz, jak genialnie brzmisz. Podrywasz tak dziewczyny? Mówisz im jakieś
komplementy tym niskim głosem? No powiedz coś! – Nalegała i Parkes zdziwiła się, gdy jego
spojrzenie nagle przesunęło się po całym jej ciele i po chwili patrzył
intensywnie w jej oczy.
– Nawet
nie wiesz jak żałuję, że nie mogłem siedzieć obok ciebie na trybunie, patrząc
na ciebie komentowałbym tylko to, jaka jesteś doskonała. – Spojrzała na niego szeroko otwartymi oczami i
poczuła dreszcze na ramionach. Co do
licha? Meadows patrzyła na niego jak urzeczona, a Jess westchnęła. – Nawet nie wiesz na jakie fajerwerki
zasługujesz...
– Naprawdę, któraś na to poleciała? – Katherina starała się spojrzeć na niego ze
znudzeniem i naprawdę miała nadzieję, że nie patrzy się na niego, jakby dopiero
co odkryła jego istnienie na tym świecie. Czuła jak rumieniec wstępuje na jej
policzek, bo ostatnie zdanie było zdecydowanie zbyt sugestywne. Wzruszył
ponownie ramionami i uśmiechnął się lekko do niej, a jego oczy wyraźnie
pociemniały.
– To
nie był znów taki zły tekst. Pewnie jakbym była wolna, to wzbudziłbyś moje
zainteresowanie. – Powiedziała Meadows
poważnie, a Katherina parsknęła śmiechem.
– Ciekawe, czy to samo będziesz mówiła, jak
Syriusz wyjdzie z szatni. – Brunetka
odwróciła się w stronę drzwi, jakby myślała, że Black tam stoi i wyraźnie
odetchnęła z ulgą, że nikogo tam nie było. Katherina jeszcze raz uśmiechnęła
się do niej złośliwie, gdy przyjaciółka pokazała jej język. Kiedy chłopaki
wyszli z szatni i ruszyli na kurs z obrony, trzymała się z tyłu nie rozumiejąc
kompletnie nic z tego, co się przed chwilą wydarzyło.
*******
Drzwi do dużej sali na drugim
piętrze otworzyły się i wraz z Puchonami weszli do niej. Zdziwiła się, że nie
było krzeseł, bo miała ochotę usiąść. Pod ścianami były wprawdzie trzy długie
ławki, ale nie wystarczyło miejsca i niektórzy musieli stać. Oparła się o
ścianę, a między nią a Jane, wepchała się Meadows.
– Merlinie! – Wyszeptała Katherina patrząc na chłopaka,
który wyszedł z gabinetu i zszedł po schodach. Stanął na środku i uśmiechnął
się do nich, czekając aż się uciszą. Wydawał jej się dziwnie znajomy. Był
niewiele niższy od Jamesa, a krótkie blond włosy wydawały się być złote.
– Coś
czuję, że te zajęcia będą ciekawe. – Przyznała Lily i na chwilę puściła rękę
Jamesa. Nie tylko one zwróciły uwagę na nietuzinkową urodę tego chłopaka. Całą
salę wypełnił szept i jak zauważyła, tylko dziewczyny się ożywiły.
– Może
przestałabyś się tak ślinić? – Syknął
Syriusz, kiedy Dorcas zmierzyła ich nowego nauczyciela wzrokiem i kiwała głową.
– Oj,
przestań. Przecież wiesz, że blondyni nie są w moim guście. – Odsunęła się od niego. Katy powstrzymała
parsknięcie, bo pół godziny wcześniej Dorcas wzdychała do Williama. – Prawda Lily? Wolimy brunetów.
– Ja
chyba już nie. – Mruknęła Lily i obserwowała reakcję Jamesa, który zrobił
niezadowoloną minę i spiął się. – Żartuję James.
– Jasne...
– Proszę o ciszę! – Zagrzmiał jego głos. Z pewnością wzmocnił go
czarami. – Nazywam się Paul Parkerson i
jestem tutaj, bo potrzebne są mi te zajęcia do kursów i oczywiście mam was
czegoś nauczyć. Pan Gray był tak uprzejmy i wspólnie będziemy prowadzić kurs.
Dziś mam ocenić wasze umiejętności w zaklęciach obronnych w pojedynku. Na
kolejnych zajęciach odbędą się pojedynki i na podstawie ich podzielimy się na
grupy. Od czwartku będziemy ćwiczyć na dwie grupy. Ja zajmę się zdolniejszymi
uczniami i będziemy ćwiczyć w części przy drzwiach. Macie jakieś pytania?
– Ile
ma pan lat? Wygląda pan na młodego. – Zapytała pewna Puchonka o imieniu Helen, a
Katherina i Dorcas parsknęły śmiechem, bo dziewczyna chyba nie miała świadomości
jak to zabrzmiało. Znały ją i była to nieśmiała dziewczyna, i wiedziały, że
pyta z czystej ciekawości.
– Mam
osiemnaście lat. – Reakcja wielu dziewcząt
była dość widoczna. Chłopak był ich rówieśnikiem. Westchnął i uniósł rękę, żeby
ich uciszyć. – Dopiero co zacząłem kurs
i mam nadzieję, że gdy skończymy w kwietniu nasze zajęcia, to ukończę naukę rok
wcześniej, dlatego proszę was, żebyście się skupili i traktowali to bardzo
poważnie. Jeżeli nie macie innych pytań, to chciałbyś żebyście dobrali się w
pary i pokazali co umiecie.
Zapanował chwilowy zamęt.
Uczniowie przeciskali się, żeby dobrać się w pary z kolegami. Było wiadome, że
Lily i Dorcas będą pojedynkowały się razem. Syriusz i James uwielbiali razem
ćwiczyć i rywalizować, który jest lepszy, więc ich para nie była też dla niej
zdziwieniem. Remus dobrał się z Tomem – Puchonem – który swoją masą z łatwością go pokonałby w
walce na pięści. Jane szepnęła coś do ucha Jess, która wyglądała na niepewną.
Katherina zaczęła się rozglądać za kimś z kim mogłaby walczyć. Chyba za długo
obserwowała tłum żeby kogokolwiek teraz znaleźć.
– Chcesz ze mną? – Obok niej stanął William i uśmiechnął się do
niej, a ona znów poczuła, że jej policzki się lekko rumienią.
– Chyba
nie mam wyjścia. – Starała się brzmieć,
jakby nie miała wyboru.
– Masz.
Możesz ćwiczyć z kimś innym. – Z
uśmiechem wskazał ruchem głowy trzech chłopaków, którzy wyglądali, jakby bali
się własnego cienia. Zaśmiał się krótko, gdy zmarszczyła nos. – Rozumiem. Natura każe ci trzymać z
atrakcyjniejszym samcem.
– Nie pochlebiaj
sobie. – Klepnęła go w ramię i
przyłożyła palec do warg, kiedy otworzył usta, żeby coś powiedzieć. Odwróciła
się i mimowolnie uśmiechnęła się lekko. – Profesor mówi.
– Stańcie naprzeciw siebie. Na początek dwie
pary. Macie pięć minut na pojedynek i będę liczył, ile razy wypadła komuś
różdżka. Później następni. Ci, którzy nie walczą niech usiądą na ławkach lub
staną pod ścianą. – Kiedy uczniowie
usiedli na ławkach w reszcie pomieszczenia zrobiło się o wiele więcej miejsca.
Na środku sali zostali James, Syriusz, Remus i Tom. – Używajcie tych zaklęć, które pozwolą wam się
szybko bronić. Atakujcie tylko zaklęciami, które poznaliście w szkole. Jeżeli
nie opanowaliście zaklęć niewerbalnych, to wypowiadajcie je głośno, nie
stresujcie się, bo nic wam się nie stanie. Proszę ustać na przeciw siebie. – Paul odczekał chwilę aż uczniowie się ustawią.
– Start!
Z czterech różdżek posypały się
iskry, każde innego koloru. Formuły zaklęć wymieszały się. Nauczyciel patrzył
uważnie na uczniów.
Remus poradził sobie szybo z przeciwnikiem.
Po kilkudziesięciu sekundach stał i patrzył jak kolega z Huffelpuffu znieruchomiał,
czekał aż zaklęcie przestanie działać i znów będą mogli zacząć pojedynek.
Syriusz i James długo walczyli. Żadnego
zaklęcia nie wypowiedzieli na głos. Ruchy ich różdżek były pewne i szybkie.
Żaden z przyjaciół nie chciał odpuścić, bo lubili ze sobą rywalizować i czuła,
że pewnie się o coś założyli. James zaczął szczerzyć się radośnie, a Syriusz
jedynie parsknął śmiechem, nadal atakując lub uchylając się przed zaklęciami.
Dla nich „walka” ze sobą była jak wspólna zabawa dwóch dzieciaków w
piaskownicy.
– Dość!
– Paul klasnął w ręce kiedy upłynął ich
czas walki. Remus w tym czasie pokonał Toma z sześć razy. Nawet na to nie
patrzyła, bo jednak pojedynek chłopaków był bardziej absorbujący. – Następni. Teraz będę komentował i podpowiadał,
gdy popełnicie jakiś błąd, bo wasz kolega za często gubił różdżkę. Kto chętny?
– Chodź! – William pociągnął Katy na środek sali.
Wiedziała, że Lily i Dorcas również ruszyły na środek sali. Nie będzie
przynajmniej sama
– Proszę stanąć naprzeciw siebie! – Lily i Katherina stanęły obok siebie w
odległości kilku stóp. Zmierzyła wzrokiem stojącego naprzeciwko Williama, chcąc
nadrobić trochę miną, chociaż wątpiła, żeby się jej bał. Czekali aż pozwoli im
zacząć.
– Start! – Krzyknął Parkerson a ułamki sekund później
Katherina uderzyła o ścianę. Nie spodziewała się tak szybkiego ataku po blondynie.
I to tak bolesnego.
– Proszę wstać, panno Parkes. – Krzyknął na nią Paul. Posłusznie wstała nawet
nie poprawiając mundurka. Odgarnęła niesfornego loka, który wysunął się spod
spinki i stanęła naprzeciw Williama, który uśmiechnął się złośliwie. Miała ochotę
go zabić, bo była dobra a przegrała szybciej niż Tom. Próbowała go zaatakować,
ale jak otworzyła usta znieruchomiała na kilka sekund, a jak tylko poruszyła
różdżką czerwone iskry uderzyły jej rękę i różdżka wyleciała w powietrze.
William złapał ją szybko i podszedł do niej z uśmiechem satysfakcji na twarzy.
Tak, powinna być wściekła, ale było w tym uśmiechu coś bardzo niegrzecznego i
podobał jej się ten uśmiechem. Lily i Dorcas nadal walczyły, i kiedy poczuła,
że może się ruszać, wzięła od niego różdżkę i gdy wrócił na miejsce, znów
zaczęli pojedynek.
Wytrzymała dłużej niż wcześniej,
ale i tak ją rozbroił. I tak kilka razy, aż jej pięć minut wstydu minęły.
Odeszła pod ścianę, gdy ich czas
się skończył i nie mogła znieść drwiącego uśmiechu Jamesa. Obserwowała jak Jane
i Jess pojedynkowały się po nich, i wiedziała, że Elliot daje lekkie fory
Jessice, ale ta i tak cztery razy została rozbrojona przez prefekt Gryffindoru.
Pojedynki zajęły prawie godzinę i
cieszyła się, gdy Parkerson ogłosił piętnastominutową przerwę.
– Pan
Kartney ma iść do profesor McGonagall. Prosiła żebyś się pospieszył. Reszta
może wyjść i wrócić za piętnaście minut. Parkes do mnie! – Katherina zdziwiła się i wróciła od drzwi. Odczekała
aż za ostatnim uczniem zamkną się drzwi i podeszła do biurka.
– Tak
beznadziejnej walki nie widziałem od dawna. Spodziewałem się czegoś więcej po
córce Roberta Parkesa, ale widocznie daleko padło jabłko od jabłoni. – Nie mogła uwierzyć, że to słyszy. Tylko po to
ją zatrzymał? Nic się nie odezwała, bo zawsze jak pyskowała, to zarabiała
szlabany, a ona już miała dość problemów. Z trudem obserwowała jak kpiąco się uśmiecha.
– Już skończyłem i powinnaś wyjść. Po
przerwie powalczysz ze mną i nie będę się z tobą cackał jak Kartney.
Wstała spokojnie, kiwnęła głową i
równie spokojnie wyszła z sali. Mruknęła do dziewczyn, że idzie do toalety i
minęła je. Przeszła za róg i weszła do pierwszej komórki na miotły. Ciasne
pomieszczenie i ciemność. Zawsze ją to uspokajało.
Zamknęła oczy starając się nie
popłakać. Nienawidziła, jak ktoś mówił jej przykre rzeczy, a ona nie mogła
odpowiedzieć. I jeszcze miała z nim się pojedynkować po przerwie... Kolejne
pięć minut palącego wstydu i upokorzenia. Wiedziała, że będzie się uśmiechał
drwiąco, a potem pewnie znów ją zatrzyma i powie jaka jest beznadziejna.
– Kurwa! – Nienawidziła być bezsilna. Pisnęła, gdy drzwi
za nią otworzyły się i ktoś wszedł. No
świetnie!
– Coś
się stało? – Cichy szept zaszumiał w jej
głowie jak Ognista. Poczuła gęsią skórkę, gdy ciepły oddech połaskotał jej ucho
i szyję. Miała coś odpowiedzieć, ale potrafiła jedynie jęknąć, bo było to dość
przyjemne odczucie. Czuła za sobą ciepło od ciała jakiegoś chłopaka, a gdy
głęboko wciągnęła powietrze poczuła przyjemny, męski zapach. Przymknęła oczy i
plecami przywarła do piersi chłopaka. Czuła jak jego ręce oplatają jej talię w
silnym uścisku. Miękkie wargi musnęły płatek jej ucha i dosłownie roztopiła się
w tej pieszczocie. Przywarła do niego mocniej, bojąc się, że upadnie. Jęknęła,
kiedy przygryzł jej ucho i jedna z jego dłoni gładziła jej biodro, a drugą dłoń
splótł z jej palcami. Zatrzymał rękę na jej biodrze, kiedy Katherina położyła
drugą dłoń na jego napiętym kroczu. Usłyszała jak wzdycha udręczony. Pocałował
i przygryzł skórę jej karku i trzymał ją przez kilka sekund między zębami. Kiedy
się odsunął poczuła jak robi się chłodniej.
Wyszedł nim zdążyła się odwrócić.
*******
Prawie wbiegła do sali nieco
spóźniona. Nie do końca wiedziała co się dzieje z nią dzieje. Zaliczyłaś macanko w komórce na miotle, to
się dzieje!
– Szybciej Parkes. Na czasie też się nie znasz?
– Pospieszył ją Paul, kiedy chciał
zamknąć drzwi. Wbiegła do sali i nie było sensu stawać przy ścianie, bo
przecież wiedziała, że pójdzie na pierwszy ogień.
– Przepraszam,
ale Jęcząca Marta bywa nieznośna. – Skłamała szybko. Chyba jęcząca Katherina! Prawie przeklęła głośno na swoje myśli i czekała
aż wreszcie zacznie drugą część zajęć.
Powiedział im jakie popełniali
najczęściej błędy i poprosił, żeby stanęła naprzeciwko niego. Odsuwając się w
bok próbowała uspokoić szybsze bicie swojego serca. Odwróciła się do niego i
przyjęła pozycję, tak jak nauczył ją tego James.
– Panie
przodem. – Powiedział siląc się na ton
dżentelmena, więc zaczęła. Sprawnie i szybko, żeby go zaskoczyć. Po szybkim
początku, musiała stopniowo atakować, żeby stracił czujność. Nie za szybko, w
jednym tempie, zaklęcie za zaklęciem. Szło jej zdecydowanie lepiej niż
kilkadziesiąt minut wcześniej i widziała, że wszyscy teraz patrzą na nich, bo
jako jedyni się pojedynkowali. Odskoczyła szybko w prawo i tak uniknęła
zaklęcia. Zaśmiała się głośno i dalej atakowała rytmicznie. Och, czuła się
zdecydowanie lepiej niż godzinę temu. On też atakował, ale zdołała szybko
rzucać zaklęcie tarczy, a gdy mogła, to po prostu odskakiwała, lub się
wyginała, żeby uniknąć zaklęć. Tym samym nie przerywała ataku. Udało jej się
umknąć zaklęcia poprzez obrót wokół własnej osi i fioletowe iskry poleciały w
stronę przeciwnika spod jej łokcia, i ugodziły do w pierś. Roześmiała się
głośno, bo dawno tak dobrze się nie bawiła, ale po chwili uderzyła w ścianę z
tyłu. Usłyszała głuchy odgłos, kiedy jej plecy uderzyły o mur. Osunęła się na
podłogę. Bez problemu wstała i szybko rzuciła się do ataku.
Tak beznadziejnej walki nie widziałem od dawna.
Już się nie uśmiechała, ani nie
„tańczyła”. Szła powoli w stronę Paula i szybko machała różdżką, nie wiedziała
czemu, ale jej lewa dłoń była dziwnie sztywna i miała szeroko rozłożone palce. Niektóre
zaklęcia zdołały przedrzeć się przez jego zaklęcie tarczy, aż wreszcie jedno
sprawiło, że twarz chłopaka wyrażała zdezorientowanie i lekką panikę. Chłopak który przed chwilą mówił jej jak
najlepiej się bronić, sam ma problemy z obroną. Oj...
Paul bronił się na ile pozwalała
mu magia. Próbował ją zaatakować, ale albo uchylała się przed zaklęciami, albo
odbijało się od zaklęcia tarczy. Kąciki ust jej drgnęły, gdy się zachwiał. Była
już tak blisko, żeby jednak pokazać, że umie, chociaż sama nie sądziła, że aż
tak potrafi walczyć.
Jego twarz wyrażała czystą panikę
i czuła satysfakcję, że udowodniła mu, że się mylił. Rzucał jakieś zaklęcie,
ale ona była szybsza i jego różdżka poleciała w bok, a dosłownie chwilę
później, różdżka wyleciała jej z rąk.
– Starczy Katherino. – Usłyszała obok siebie spokojny głos Remusa. Spojrzała
na niego i odczytała to z ruchu jego warg. Kiedy przestało piszczeć w uszach,
poszła po różdżkę.
– Takie
same? – Usłyszała głos nad sobą. – 10 i pół cala.
– Czerwony dąb. – Mruknęła czując się naprawdę dziwnie. Sam Ollivander
mówił, że to bardzo rzadkie różdżki i dziwił się, że idealnie pasowała do
jedenastoletniej dziewczynki.
– I
włos jednorożca. – Dokończył Paul.
– I
włos jednorożca. – Przytaknęła, chwyciła
jedną różdżkę i obejrzała rączkę, która była w jednym miejscu zadrapana. – Ta jest moja.
– Mam
nadzieję, że następnym razem też będziesz tak walczyć. Skąd wzięłaś takie
zaklęcia? – Patrzył na nią zdziwiony i
jakby zafascynowany, a ona przypatrywała się swoim paznokciom i miała nadzieje,
że nie widzi jej miny. Prawie pół godziny temu zasugerował, że jest tylko córką
swojego ojca, niezdolną i słabą, a teraz jest dla niego mistrzynią pojedynku?
Spojrzała na niego z pogardą. Patrzyła w jego bursztynowe oczy i chciała, żeby
wiedział, że bolało.
– Widocznie
jabłko upadło bardzo blisko jabłoni. – Syknęła
i odwróciła się aby odejść w stronę ławki, gdzie siedziała Dorcas. Przyjaciółka
wstała i Katy opadła na ławkę bez sił.
– Co to
było? – Brunetka uklękła przed nią.
– Sama
nie wiem. Wkurzył mnie i po prostu mnie niosło, coś takiego jakby... no nie
umiem tego wyjaśnić. – Głowa nagle
zaczęła ją strasznie boleć. A może już wcześniej ją bolała?
– Nic
ci nie jest? Mocno uderzyłaś w ścianie i chyba coś ci chrupnęło. Wydaje mi się,
że chciał wtedy skończyć, ale zaskoczyłaś nas, że wstałaś. – Lily patrzyła na nią z troską. Katy popatrzyła
się na nią. A może na dwie Lily? O nie! Przed oczami miała zdecydowanie więcej
Rudowłosych dziewczyn! Czuła jakby jej szyja była z gumy.
– Katy
dobrze...? – Szum w jej głowie zagłuszył
resztę słów. Ostatnie, co pamiętała to błękitne oczy Williama, a potem ciszę i
ciemność.
Jaki to był smutny dla mnie rozdział! :( Oczywiście ze względu na Katherinę, bo to ona grała główne skrzypce w tym poście. Mam nadzieję, że w porę się opamięta, bo sytuacja z chwili na chwikę robi się coraz bardziej żałosna...
OdpowiedzUsuńBardzo się cieszę z postawy Willa, już odpokutował u mnie ten wymuszony pocałunek.
Świetnie opisałaś pojedynki, a ja powróciłam pamięcią do zajęć dodatkowych z Lockhartem :D
Scena w schowku przypomniała mi pewną książkę "Szukając kopciuszka". Ciekawa jestem, czy dowiemy się, kim był tajemniczy chłopak ze schowka.
Liczę na to, że Katherinie w następnych rodiałach się ułoży :( :) <3
Pozdrowionka, Ada!
Will jest taki tutaj kochany <3
UsuńSceny walki są dla mnie prawdziwą zmorą i już czuję nerwy na myśl o tym ile takich opisów jeszcze przede mną :D Cieszę się, że tu się udało :)
Sceny z Lockhartem z filmu to ja bym mogła oglądać na okrągło! Uwielbiam Kennetha Branagha i chyba tylko Jaś Fasola mógłby z nim konkurować o tę rolę :D
Wyguglowałam sobie tą książkę i widzę, że to chyba jakiś romans, to może poczytam.
Ja szczerze powiem, że inspirowałam się jakimś holenderskim filmem. I tam dziewczyna miała takie macanko z kolegą, ale za kulisami sceny. No i po takim macanku trema ją nie zżerała :D
U mnie to jest trochę później wyjaśnione, co dokładnie tam się wydarzyło :D
Katherina jest jedną z moich ulubionych postaci tutaj, więc zapewniam, że u niej będzie ciekawie ;)
Buziaki ;*
SBlackLady