Siedzieli pod Skrzydłem
Szpitalnym i czekali aż w końcu Pomfrey ich wpuści do Katheriny. Parkerson
wyczarował nosze i zabrał ją do Skrzydła Szpitalnego. Chwilę później przyszła
profesor McGonagall, którą powiadomił Remus i do tej pory, ani ona, ani Parkerson
nie wyszli ze Skrzydła.
– Ciekawe co jej jest. – Powiedziała cicho Lily, przerywając milczenie.
– Zdrowo rąbnęła, a wstała, jakby nic
się nie stało.
– Czytałam, kiedyś, że istnieją ludzie, którzy
nie odczuwają bólu. – Powiedziała Jess.
– W
sumie... – Zaczął James zastanawiając
się nad czymś, ale w końcu pokręcił głową. – Jednak nie.
– No
powiedz, jak już zacząłeś. – Poprosiła
Dorcas i patrzyła na niego wyczekująco.
– Jak
byliśmy dziećmi, to kiedyś spadła z drzewa i dopiero kilka godzin później okazało
się, że ma złamaną rękę. Myślałem, że może faktycznie nie czuje bólu, ale wiele
razy jak się o coś uderzyła, albo jak skręciła kostkę, to ją bolało. – Wzruszył ramionami i spojrzał na drzwi. – Będę musiał napisać do cioci u wujka.
– Ja
napiszę. – Powiedział William. – I tak miałem im wysłać list, to załatwię to.
– Dzięki. – Mruknął Potter. – Czasami mi wstyd, że piszę tylko, jak coś
złego dzieje się z Katy.
– Ostatnio w każdym liście do nich piszę o tym,
co z nią. W ostatnim liście napisałem, że nic złego nie robi, ale nadal czuję
wyrzuty sumienia. – Wyznał Kartney i
westchnął ciężko.
– Dobrze, że o tym nie wie. Nie lubi być
kontrolowana. – Powiedział Lupin, a Lily
czuła, że słowa te kryją drugie dno. Lupin miał rację, jej przyjaciółka nie
lubiła kontrolowania. Może dlatego tak rzadko pisała z rodzicami? Podniosła
gwałtownie głowę, gdy drzwi do Skrzydła Szpitalnego otworzyły się i profesor
McGonagall oraz Parkerson wyszli.
– Co z
nią pani profesor? – Jane szybko wstała
i profesorka wyglądała na zdziwioną, że ledwo wyszła, a Elliot już ją zaczęła
wypytywać. – Kiedy wyjdzie?
– Ma
złamane żebra i wstrząs mózgu. Pani Pomfrey uleczyła już złamania i podała
eliksiry, które ją uzdrowią. Jeśli wszystko zadziała, to wyjdzie jutro ze
Skrzydła. Pani Pomfrey daje wam piętnaście minut, potem będziecie musieli dać
jej odpocząć. – Powiedziała Minerwa i
gestem ręki wskazała na drzwi. – Możecie
już wejść.
– Dziękujemy pani profesor! – Lily uśmiechnęła się do niej promiennie i
weszła za dziewczynami do sali.
– Jak
się czujesz? – Dorcas przysiadła na
łóżku Katheriny. Blondynka siedziała na łóżku i przykryta była kołdrą. Głowę
owiniętą miała bandażem, który nasączony był jakimś zielonym eliksirem, który
pachniał walerianą i melisą.
– Dobrze. – Odpowiedziała i podrapała się pod bandażem. – Żebra już mam poskładane, tylko jeszcze
wstrząśnienie mózgu musi mi przejść. Jutro powinnam wyjść.
– Przynieść ci jakieś książki? – Zapytała ją Lily? Katherina miała plany, żeby
wieczorem i przez całą niedzielę nadrobić część zaległości.
– Zapytałam o to Pomfrey, ale kazała mi odpocząć
do jutra. McGonagall też chce, żebym odpoczęła i jutro nie będę miała u niej
szlabanu, to jak wyjdę zacznę nadrabiać. – Powiedziała Parkes. Uśmiechnęła się lekko,
więc chyba wszystko było w porządku.
– Dlaczego nic nie czułaś? – Zapytała ją Jess z nieukrywaną ciekawością.
– Chyba
byłam w szoku. – Wzruszyła ramionami lekko, jakby sama nie wiedziała, dlaczego.
– Nie miejcie takiej miny. Tylko
wszystkich przestraszyłam, a nic mi nie jest.
– Co
mam napisać twoim rodzicom? – Parkes
zmarszczyła brwi, gdy William zadał to pytanie.
– Nic,
przecież nic mi się nie stało i jutro wychodzę. Nie ma sensu im o tym pisać. – Znów wzruszyła ramionami.
– Katy,
chyba lepiej, żeby wiedzieli. – Powiedział James, a ona wywróciła oczami.
– Po co
ich martwić? Już dość mają ze mną problemów. Poza tym, naprawdę nic mi nie
jest. – Zapewniła po raz kolejny
uśmiechając się. – Ty wiele razy
lądowałeś w Skrzydle, bardziej poobijany i nie pisałeś o tym rodzicom, James.
– Jak chcesz.
– Mruknął w końcu Rogacz. – Przynieść ci coś po kolacji?
– Nie.
Zaraz mam dostać coś do jedzenia i potem dostanę Eliksir Słodkiego Snu, żeby
przespać to wszystko. Powinnam wyjść jutro w południe. – Oznajmiła i poprawiła sobie bandaż. – Trafiłam do zaawansowanej grupy na kursie. Kto
by pomyślał, co?
– Katy...
Przecież wiem, jaka jesteś dobra, więc czemu tak ci źle szło z Willem? – Zapytał Syriusz.
– Nie
wiem. Nie mogłam się skupić. – Znów
wzruszyła ramionami i Lily mimowolnie parsknęła śmiechem. Z Parkes było chyba
naprawdę dobrze. Evans skrzywiła się, gdy usłyszała jak Pomfrey wychodzi ze
swojego gabinetu. Pielęgniarka przyniosła Katherinie parującą owsiankę i dawkę
Eliksiru Słodkiego Snu.
– Jak
zjesz, to zażyj Eliksir. – Powiedziała
jej i zwróciła się do nich. – A wy już
idźcie. Wasza koleżanka potrzebuje odpoczynku.
– Dobrze proszę pani. – Mruknęła Jane i pogłaskała dłoń przyjaciółki.
– Trzymaj się, do jutra.
– Mhm, do
jutra. – Powiedziała i wzięła ze stolika
miseczkę z owsianką. Wyszli na korytarz i dopiero, gdy oddalili się od drzwi
Remus przerwał ciszę.
– Chyba
faktycznie nic jej nie jest. – Powiedział, jakby nieco zawiedziony. – Naprawdę wydawało mi się, że to co widzę jest
no nie wiem... w pewnym sensie wyjątkowe.
*******
Katherina była wytrwała w tym,
żeby nie odpuścić i regularnie starała nadrabiać się zaległości. Pani Pomfrey
prosiła ją, żeby odpuściła sobie intensywną naukę, więc stwierdziła, że resztę
niedzieli spędzi na pisaniu sennika, a raczej na wymyśleniu snów i rozpisaniu
go tak, żeby już nie musiała do tego siadać przez resztę odbywania kary.
– Pomożecie? Zostało mi jeszcze dziesięć dni, a
nie potrafię już wymyślić nic więcej. – Jęknęła i spojrzała na Remusa błagalnie. – Remus?
– Jasne. – Odpowiedział i przez chwilę myślał nad tym, co
mogłoby być dobrym snem. – Dostałem
trolla na transmutacji i nie mogłem napisać owutemu przez to.
– James? – Zapytała blondynka, kiedy skończyła pisać.
Lupin parsknął śmiechem, gdy James chwilę patrzył się na nią, jakby myślał o
czymś zawzięcie. Kot Dorcas zjadł Petera...
– Jak
to możliwe, że kot je człowieka? I to tak dużego? – Jess spojrzała na niego jak na dziwaka.
– Och,
to tylko sen. – Powiedział Potter i
zaśmiał się nerwowo. – Sam się dziwiłem.
No... Jeszcze dostałem kwiatka co jadł muchy.
– Dobra, Syriusz?
– Ile
tego potrzebujesz? – Zapytał ją, a ona
policzyła.
– Jeszcze
dziewięć dni. – Powiedziała i
uśmiechnęła się, gdy wziął kawałek pergaminu i przez chwilę coś na nim pisał.
Podał jej go i chwycił jeden z magazynów z motorami.
– Przepis to ładnie, a gdy będziesz musiała
jeszcze pisać sennik, to przyjdź z tym do mnie. – Tak, Syriusz Black był kreatywny jeśli
chodziło o wymyślanie kawałów, czy historyjek, które brzmiały bardzo
przekonywująco.
– Dobra,
my się musimy już zbierać. – Powiedział
James i kiwnął na chłopaków.
– Widzimy się na kolacji? – Zapytała Dorcas, gdy Syriusz całował jej
policzek.
– Zobaczymy się jutro na śniadaniu. Musimy
sprawdzić jedno miejsce, możliwe, że Remus na patrolu znalazł tajne przejście,
będziemy próbowali to sprawdzić. – Powiedział jej i gdy zrobiła smutną minę,
ucałował jej czoło. – Zobaczymy się jutro.
– Powodzenia. – Rzuciła brunetka i Remus dostrzegł, że raczej
nie jest z tego zadowolona. Uśmiechnął się przepraszająco, kiedy na niego
spojrzała i poszedł w kierunku przejścia na korytarz. Faktycznie, przypadkowo
zauważył, jak Filch dosłownie wyszedł ze ściany w czasie ich patrolu i cieszył
się, że Frank tego nie widział. Teraz przynajmniej mieli okazję pokazać
Williamowi, jak to się stało, że znają Hogwart tak dobrze.
*******
Poważnie się zmartwiła, kiedy
Filch stwierdził, że nie trzeba już dłużej sprzątać Izby Pamięci, bo już tam
jest czysto i ma dla niej inne zadanie. Najbardziej bała się, że każe jej myć
podłogi w czasie przerw, kiedy uczniowie są na korytarzach. I tak czuła na
sobie spojrzenia w czasie posiłków w Wielkiej Sali, bo wydawało jej się, że w
czasie jej nauki w Hogwarcie nikt nie został zawieszony w prawach ucznia. Ale i
tak mogła trafić gorzej. Mogła zostać wyrzucona z Hogwartu, a tego by na pewno
nie zniosła.
Dostała szmatki, duże wiaderko
pasty polerskiej oraz drabinę i juz kilka godzin polerowała ramy obrazów,
zbroje, a także gobeliny na korytarzach oczywiście bez użycia magii. Nie
spieszyła się z tym zadaniem, bo mimo że Hogwart był dość duży, to sądziła, że
uwinęłaby się z tym w pięć dni, jeśliby się sprężyła. Uznała, że jedno piętro
na dzień, to będzie dobry wynik, a istniały jeszcze miejsca, gdzie obrazów, czy
zbroi było więcej i je chciała wyczyścić w ostatnim tygodniu.
Była blisko gabinetu profesor
McGonagall i postanowiła, że tutaj się bardziej przyłoży, bo opiekunka Gryfonów
lubiła porządek. Miała jedynie nadzieję, że żadnemu z uczniów nie zachce się
dotykać powierzchni zbroi i metal nie będzie cały w odciskach czyichś palców.
– Katherina Parkes! – Usłyszała dziewczęcy głos, który nie od razu
poznała, więc się odwróciła. Zdziwiła się, kiedy zauważyła podchodzącą do niej
Clare Blishwick, Ślizgonka z którą siedziała na Wróżbiarstwie. Spojrzała na nią
podejrzliwie, ale nie dostrzegła w wyrazie jej twarzy pogardy, ani tego, że
przyszła, żeby się z niej ponabijać.
– Clare
Blishwick. – Rzuciła szmatką w wiaderko
i wytarła ręce o brudne już spodnie.
– Miałam chwilę przerwy i stwierdziłam, że
przyjdę z wieściami z wróżbiarstwa. – Skrzywiła się. – Lagere poprosiła, żeby przekazać ci, że na jej
zajęciach testów nie ma. Żeby sprawdzić, czy w czasie odbywanej kary myślałaś
też o Wróżbiarstwie, to twój sennik będzie analizowany w czasie zajęć z resztą
zajęć i na tej podstawie też zobaczy, czy my otworzyliśmy się na inne
postrzeganie snów.
Parkes jęknęła głośno.
– Dużo
nakłamałaś? – Zapytała ją szatynka i
oparła się o drabinę.
– Cały
mój sennik to kłamstwa. Chyba, że przyjaciele podawali mi prawdziwe sny, ale
tego też nie jestem pewna. Ja nie mam snów godnych zapamiętania. – Powiedziała, ale szybko w jej głowie pojawił
się obraz jej i Williama całujących się namiętnie w jej domie rodzinnym.
Pokręciła głową, jakby to miało jej pomóc w tym, żeby nie myśleć o tym śnie,
który powtarzał się od kilku tygodni.
– Dasz
radę. Ważne, że usiadłaś do tego i napisałaś, więc widać, że w czasie kary
myślałaś o wróżbiarstwie. – Puściła jej
oczko, a Parkes zaśmiała się.
– Dzięki za pocieszenie. – Nabrała pastę na ściereczkę i kontynuowała
polerowanie ramy obrazu.
– Jak
ci idzie? – Zapytała ją Ślizgonka i Katy
znów się zdziwiła, że nie dosłyszała choć nutki złośliwości.
– Och,
dobrze. – Uśmiechnęła się do niej i
przeszła do kolejnego obrazu. – Rozłożyłam sobie pracę na kolejne dni, tak,
aby nie zdążyć dojść do Wielkich Schodów. Póki co Filch nie marudzi i nie każe
mi niczego poprawiać, więc jak nadal tak będzie, to zaproponuję mu, że ramy
przy Wielkich Schodach wyczyszczę magią.
– Naprawdę? – Clare zapytała ją zdziwiona. – Myślałam, że będziesz miała dość tego
człowieka do końca życia.
– Widzę
go z pół godziny w ciągu dnia. Mówi mi co mam zrobić i na koniec przychodzi,
żeby ocenić co zrobiłam. Naprawdę nie robi problemów i nie marudzi, więc może
się odwdzięczę. – Wzruszyła ramionami. –
Doskonale wiem, że mógłby być bardziej
uciążliwy i cieszę się, że nie trafiłam na jego najgorsze dni. W sumie to
zasługa Huncwotów, bo obiecali mi, że przez ten miesiąc nie zajdą mu za skórę.
– Cisza
przed burzą. – Zaśmiała się Clare i
kiedy Katherina przeszła do kolejnej ramy, ta przeniosła jej drabinę i wiadro
bliżej.
– Dzięki. – Uśmiechnęła się z wdzięcznością. – Nie musisz iść już na zajęcia? Niedługo się
coś zacznie.
– Och,
mam transmutację. – Mruknęła panna
Blishwick i poprawiła pasek torby na ramieniu. – Cóż, jakbyś chciała coś się dowiedzieć o wróżbiarstwie,
to daj znać. Mam nadzieję, że Filch nie będzie uciążliwy. Trzymaj się.
– Nie
dziękuję. – Mruknęła Katy zdziwiona
miłym tonem dziewczyny. – Też się
trzymaj. Leć, bo profesor McGonagall nie lubi spóźniania się na jej zajęcia.
– Wiele
widziałem w tej szkole, ale miłej rozmowy między Ślizgonką a Gryfonką, to
nigdy. – Usłyszała i spojrzała na
portret jakiegoś siedemnastowiecznego czarodzieja.
– Och,
zamknij się. – Mruknęła i szybciej
polerowała jego ramę. Jedyne, co jej się nie podobało w tej pracy, to to, że
niektóre postacie z obrazów chciały z nią rozmawiać. Nie miała nic przeciwko
miłej, krótkiej pogawędce, ale niektóre myślały, że tak jak one, ma całą
wieczność przed sobą i chciały ciągnąć rozmowę w nieskończoność.
*******
William miał ochotę dziękować
profesor McGonagall za to, że to właśnie jego wytypowała na korepetytora
Katheriny, bo póki co dostrzegał same zalety. Nie miał z nią za dużo do roboty.
Po prostu przekazywał jej wiedzę z zajęć, obserwował jak ćwiczy transmutację i
sprawdzał jej eseje, które potem i tak sprawdzała opiekunka Gryfonów. Parkes na
szczęście była cholernie zdolna i ambitna, i zdawał sobie sprawę z tego, że bez
korepetycji dałaby sobie radę. Może zajęłoby jej to z dwie godziny dłużej, ale
jednak była inteligentna i sama też nauczyłaby się tego materiału.
Kolejną zaletą było tak, że kiedy
tak pisała esej mógł ją obserwować i dostrzegał w niej kolejce cechy, które
utwierdzały go w myśli, że Katherina jest dla niego ideałem. Wściekał się na
samą myśl o rozmowie z nią, kiedy wróciła z Hogsmeade po spotkaniu z matką, a
potem Gregiem. Została potraktowana bez szacunku i on na miejscu Nurmana, nie
zostawiłby jej tam bez jej upragnionych fajerwerków. On porządnie by się nią
zajął, on by sprawił, że do końca życia pamiętałaby swój pierwszy raz i
wracałaby z uśmiechem na ustach do tego wspomnienia. Zrobiłby wszystko, żeby
wyryć się w jej pamięci i nienawidził Nurmana za to, że tak ją potraktował. Ona
zasługiwała na wszystko co najlepsze.
– Już.
– Drgnął, gdy wyciągnęła rękę z esejem w
jego kierunku. Chwycił pergamin i po kilku minutach czytania oddał jej pracę.
– Dobrze jest. – Powiedział, a ona kiwnęła głową i uśmiechnęła
się lekko. Lubiła być chwalona, chociaż minę miała raczej onieśmieloną. Była po
prostu piękna, nieważne co robiła i jaką minę miała. Czy to komuś dogryzała,
czy się złościła, czy obrażała. Uważał ją za piękną, nawet wtedy, kiedy patrzyła
na niego z niechęcią i pogardą. Nie lubił tego, ale wtedy też była piękna. – Świetnie sobie radzisz.
– Dzięki. – Wzruszyła ramionami i spakowała do torby
książkę od transmutacji.
– Nie
myślę tylko o tym. Mam na myśli całą sytuację... Wszystko. – Powiedział trochę się jąkając.
– Chyba
było mi to potrzebne. – Powiedziała
cicho i kiedy na ławce nic nie zostało, i nie wstawała przekrzywił głowę. – Powinnam ci nawet podziękować.
– Podziękuj McGonagall, to ona to wymyśliła. – Odpowiedział i w myślach przyznał, że mogliby
w sumie razem iść i jej podziękować.
– Och,
nie chodzi mi o to. – Przez chwilę jej
ręce, jakby pokazywały coś, co znajdowało się pomiędzy nimi. – Doniosłeś na mnie Dumbledore'owi.
– Cóż... – Skrzywił się, bo nie lubił, jak tak to
określano. On to określił jako: wyrażeniem zaniepokojenia jej zachowaniem.
– Pewnie by mnie wyrzucili, gdyby złapali mnie
sami. – Przyznała bez żalu w głosie. – McGonagall sama powiedziała, że gdyby nie to,
że o tym powiedziałeś, to zostałam wyrzucona. Z początku byłam trochę zła na
ciebie, ale teraz wiem, że powinnam ci podziękować.
Parsknęła śmiechem, co go nieco
zdziwiło.
– Cały
czas mówię o tym, że powinnam ci podziękować, a tego nie robię. – Uśmiechnęła się do niego uroczo i z
wdzięcznością. – Dziękuję.
– Nie
ma za co. – Wzruszył ramionami.
– Jest,
Will. Nie wiem co we mnie wstąpiło, że robiłam coś tak głupiego i
lekkomyślnego. Nie myślałam o konsekwencjach tych moich wypadów, a mogłam
zawalić całą moją przyszłość i to, do czego dążę. To wszystko dla chwilowej
rozrywki i jakiegoś faceta, do którego nic poważnego nie czułam.
– Merlinie, Katy... – Nie wiedział co powiedzieć. Zastanawiał się,
czy kiedykolwiek przestanie go zadziwiać. Nie spodziewał się, że Katherina jest
osobą, która głośno przyznaje się do błędów. Spojrzał na nią ostrożnie i zanim
ugryzł się w język, i zanim uciekł od myśli podjął temat, o którym myślał już
od kilku dni, ale nie wiedział, jak zacząć. – Jeśli o nim już mówimy, to jak się czujesz?
– Nadal
mam ochotę go kopnąć za to, że to wszystko było w jednym celu, a w dodatku
zostawił mnie bez fajerwerków. – Skrzywiła się, a jemu ścisnęło się serce, gdy
zaczął mówić dalej.
– Jeśli
chodzi o fajerwerki... To chciałbym ci je dać. – Teraz to cały brzuch miał ściśnięty i z trudem
wytrzymał jej wzrok, który prawie się w niego wwiercał. Delikatny rumieniec
wypłynął na jej policzki i otworzyła usta, ale nic nie mówiła przez chwilę. Patrzyła
tylko na niego, kompletnie zdziwiona.
– Słucham? – Zapytała w końcu i poczuł ulgę, bo nie słyszał
w jej głosie oburzenia, raczej niedowierzenia i... ciekawość?
– Jesteś piękna Katy, więc nie dziw się, że
czuję do ciebie pociąg fizyczny. – Zaczął cicho, niskim głosem, który tak podobał
się Dorcas w czasie meczu. – Chciałbym
dać ci te cholerne fajerwerki.
– Skąd
pewność, że jesteś w stanie? – Zapytała
zaczepnie i z trudem powstrzymał się od uśmiechu, bo jeśli do tej pory na niego
nie naskoczyła, to było dobrze.
– Mam
zdobyć dla ciebie referencje? – Dostrzegł w jej oczach pogłębiające
zaciekawienie, a jej nozdrza zafalowały, gdy wzięła głębszy wdech powietrza. – Uwierz mi, że nie będziesz niezadowolona.
Spotkamy się tyle razy ile będziesz chciała. Ty będziesz decydowała, kiedy to
się skończysz. Nawet jeśli na jednym razie się skończy. W co wątpię, jestem
dobry w te klocki.
– Skromny też jesteś, nie ma co. – Powiedziała i odchrząknęła.
– Na
mnie już czas. – Wstała z krzesełka i
odeszła w stronę drzwi.
– Zastanów
się i daj mi znać. Dopóki jestem wolny, to oferta jest aktualna! – Zawołał za nią, jeszcze zanim wyszła z sali. Sam
nie wierzył, że powiedział to na głos, ale najbardziej nie wierzył w to, że nie
była oburzona i że nie powiedziała "nie".
*******
Od dwóch godzin próbowała napisać
coś więcej niż tylko zwój na temat zaklęć niewerbalnych, ale jej się nie
udawało. Ostatnio w ogóle nic jej się nie udawało i miała wrażenie, że działa
jak maszyna. Codziennie wstawała o szóstej, myła się, budziła dziewczyny, szykowała
się na zajęcia, szły na śniadanie, potem lekcje, krótkie spotkania z Jackiem w
niektóre dni, odrabianie pracy domowej a w między czasie pomaganie młodszym,
pilnowanie porządku na korytarzach, kolacja, znów nauka, nocny patrol, powrót
do wieży, sprawdzenie, czy ma odrobione praca na następny dzień i spanie. W weekendy
jedynie odpoczywała, ale i tak starała się wtedy zrobić, jak najwięcej, żeby w
tygodniu tak nie pędzić ze wszystkim. Myślała, że będzie bardziej zmęczona, ale
o dziwo snu jej wcale nie brakowało. Męczyło ją to, że w Hogwarcie miała
wszystko pod kontrolą, wyrabiała się ze wszystkim, była dobrym prefektem, była
dobrą przyjaciółką i koleżanką, a poza Hogwartem była szarą myszką, która bała
się powiedzieć stanowcze: nie. Jack nie ułatwiał jej tego wszystkiego i miała
naprawdę duże wątpliwości, czy to, że z nim jest, jest dla niej właściwe.
Czuła, że na ślubie się nie skończy i jej matka, będzie chciała przejąć wodze
nad jej życiem. Wiedziała, że Jack jest za miękki jeśli chodzi o postawienie
się swojej, jak i jej, matce i jeśli Heydy Elliot nie osiągnęłaby celu przez
nią, to na pewno przez Jacka i jego matkę. Miała kilka pytań do których nie
miała prostych odpowiedzi.
Czy Jane Elliot chciała tak
wielkiej ingerencji matki w jej życie?
Czy Jack w końcu postawi się
matce, tak jak ona?
Czy Jane Elliot chce być z
człowiekiem, którym kieruje matka i przyszła teściowa?
Czy Jane Elliot na pewno kocha
Jacka?
– Ale
masz minę. – Elliot spojrzała na
Jessicę, która zapewne patrzyła na nią już dłuższy czas.
– Myślę
o sprawach sercowych. – Przyznała i
westchnęła. – Czy byłaś kiedyś
zakochana, Jess?
– Nie
wiem. – Wzruszyła ramionami i zamknęła
książkę od zaklęć. – Wiem, że umiem
kochać, ale nie wiem czy byłam zakochana.
– Przecież to jest to samo. – Powiedziała Jane i już miała uznać, to za
nieważne, ale Jess ją uprzedziła, wyraźnie oburzona.
– Nie,
to nie jest to samo. Przynajmniej według mnie. – Pochyliła się nad jej stolikiem i chyba
pierwszy raz w oczach Cay dostrzegła wielką pasję. – Zakochanie to dla mnie coś przejściowego,
chwilowy, bardzo duży zachwyt kimś i to może minąć, albo przerodzić się w
miłość. A miłość, to jest coś poważnego Jane. Miłość to... Nie wiem co, po
prostu nie myślisz o tym czy to miłość, tylko wiesz to. Miłość to dla mnie coś,
co się wiąże z uczuciami, a zakochanie to tylko emocje.
Jane patrzyła na nią chwilę,
niezbyt to rozumiejąc.
– A ty
i Remus? – Zapytała nagle, a Cay
zarumieniła się.
– To
zauroczenie. – Przyznała cicho, a Jane
jęknęła. – Jak dla mnie zauroczenie jest
przed zakochaniem. Po prostu jedno patrzy, kiedy to drugie nie widzi i myśli
sobie, jaki on cudowny. Jak się poszczęści, to drugie spojrzy, zauważy, że to
pierwsze patrzy i albo też zacznie się patrzeć, albo ucieknie wzrokiem.
– Wybacz Jess, ale jesteś dziwakiem. – Jane uśmiechnęła się do niej z czułością, a
przyjaciółka wzruszyła ramionami. – Mówisz tak prostym językiem, że to strasznie
trudne do zrozumienia.
– Sęk w
tym, że zauroczenie, zakochanie i miłość, to dość trudne tematy, Jane. Ile masz
osób na świecie, tyle masz pojęć. Każdy inaczej interpretuje te słowa, dlatego
może wydawać ci się, że trudno mnie zrozumieć. Tak naprawdę ty inaczej to
traktujesz i musisz poważnie o tym pomyśleć, i kiedyś zaczniesz dostrzegać
różnice. – Wyjaśniła jej Jess i Elliot
wreszcie zrozumiała.
– A ty
kiedy zrozumiałaś? – Zapytała ją
blondynka.
– Niedawno.
A nad myśleniem o tym spędziłam jakieś trzy i pół roku. – Skrzywiła się Cay, a Jane jęknęła.
– To
strasznie długo. – Skomentowała jedynie,
a Jess wzruszyła ramionami i zmarkotniała.
– Najgorsze, że jeszcze nie skończyłam o tym
myśleć.
*******
Tak jak reszta Gryfonów, środowe
popołudnie spędzała wraz z przyjaciółmi na pisaniu eseju. Czuła, że jutrzejszy
dzień będzie luźniejszy, ale jednak w czwartek mieli transmutację, która na
siódmym roku była naprawdę ciężka. Katherina dopiero co wróciła z korepetycji z
Williamem i nie porozmawiała z nimi długo, tylko prawie od razu wzięła się za
kończenie eseju dla pana Gray'a z obrony przed czarną magią. Dorcas spojrzała
na Syriusza, który zwinął swój esej i schował do torby, z której chwilę później
wyjął Proroka Codziennego, którego zaczął czytać. Dostrzegła ruch po swojej
prawej i zdziwiła się, że Andy do nich podszedł. Nie pamiętała, czy
kiedykolwiek powiedziała do niego coś więcej niż: cześć.
– Uhmm...
Cześć Katherina. – Zaczął chłopak, a
przyjaciółka dopiero po chwili oderwała wzrok od swojej pracy.
– Eee... Cześć eee... Alan. – Uśmiechnęła się nieco zakłopotana
– Andy.
– Poprawił ją i zarumienił się. Meadows
spojrzała szybko na Jamesa i Syriusza, którzy patrzyli się w to, czym aktualnie
się zajmowali, ale widziała, że przysłuchują się uważnie. – Wiesz... Ostatnio mam problemy z
transmutacją...
– Kto
ich nie ma, Andy. – Przerwała mu
Katherina i Dorcas z trudem opanowała parsknięcie śmiechem. Lily nie potrafiła
skryć chichotu i żeby to ukryć niby pokazała coś Jane w tekście jej książki.
Spojrzała na Katherinę, która rzucała jej spojrzenia mówiące: błagam, pomóż.
– A
poszłabyś ze mną na spacer? – Meadows
zrobiło się trochę żal chłopaka, że jest tak zakłopotany.
– Przykro mi, ale mam pełno nauki. – Powiedziała Katherina bardzo delikatnie.
– Ale
nie chodzi mi o dzisiaj! – Prawie krzyknął,
a Parkes zrobiła kleksa w eseju dla Graya. – Kiedy będziesz mogła.
– Alan... – Zaczęła miło, a Dorcas usłyszała, jak Syriusz
parska śmiechem.
– Andy.
– Poprawił ją drugi raz i tym razem,
James też parsknął śmiechem.
– Andy,
jestem zawieszona i naprawdę brak mi czasu nawet na długą kąpiel. – Powiedziała, co było jednak zgodne z prawdą.
– Och,
rozumiem. – Rzucił zrezygnowany. – To powodzenia.
– Nie
dzięki. – Dorcas uśmiechnęła się do
chłopaka, gdy odchodził i rzucił na nią okiem.
– Katy... Dlaczego się z nim nie umówiłaś? – Zapytała ja Dorcas i zachichotała cicho.
– Nie
dołuj mnie. – Mruknęła i zapisała kilka
słów w eseju. – Alan nie jest najgorszy,
ale to nie mój typ.
– Andy.
– Powiedział William, a Syriusz i James
zaczęli się głośno śmiać.
– Chłopak pewnie nie przestanie o tobie myśleć!
Czy ty wiesz co zrobiłaś, kiedy powiedziałaś o tej kąpieli? Pewnie przez wiele
dni będzie myślał o tobie, leżącej nago w wannie pełnej wody z pianą. – Zaśmiała się Meadows, a James jęknął
zażenowany.
– Dorcas... – Zaśmiała się, bo Potter wyglądał jakby miał
zaraz zwymiotować. – Merlinie,
zmodyfikujcie mi pamięć! Tego nie da się odmyśleć!
– Da
się, Rogaczu. – Syriusz błysnął
szelmowskim uśmiechem i spojrzał na nią tak, że zrobiło jej się słabo. – Pomyśl o swojej drugiej połówce w tej
sytuacji.
– Syriusz! – Lily zarumieniła się, kiedy Potter na nią
spojrzał.
– A
potem... – Zaczął Black, a gdy oblizał
usta, jej podbrzusze ścisnęło się nagle. – Że ty dołączasz do niej w tej wannie.
*******
Od trzech dni jej
myśli krążyły wokół propozycji Williama. On otwarcie nie wracał do tego tematu
nawet na korepetycjach, jak byli sami, za co była wdzięczna, bo i tak czuła się
dziwnie, kiedy łapała go na tym, że się na nią patrzy, i to takim wzrokiem, że
robiło jej się gorąco.
W czasie czyszczenia ram obrazów
na korytarzu zdarzało jej się, że dłużej o tym myślała. Z jednej strony, coś ją
do niego ciągnęło i nawet podobało jej się to, że byłoby to na jej warunkach, a
z drugiej strony, nie wierzyła w powodzenie tego planu. Prędzej, czy później
ktoś dowiedziałby się o tym i konsekwencje mogły być gorzkie.
Rzuciła mu kolejne spojrzenie,
które powinno sprawić, że przestanie się na nią patrzeć, ale uśmiechnął się
jedynie i nie spuścił z niej wzroku. Dorcas coś do niej powiedziała i odwróciła
głowę w jej stronę, prosząc, żeby powtórzyła.
– Pytałam,
czy dolać ci szklaneczkę. – Powiedziała
Meadows, a jej oczy błyszczały od alkoholu. Parkes podstawiła jej szklankę i
zaśmiała się, gdy brunetka rozlała trochę trunku na jej dłoń. Złoty zegarek,
który od niej dostała zdobił jej nadgarstek. Nie mogła się doczekać aż go
wypróbuje i była ciekawa na jak duże odległości działa.
Ich małe spotkanie trwało już od
kilku godzin i powoli odczuwała zmęczenie. Rok temu też urządzili sobie małe przyjęcie
w weekend po urodzinach Syriusza. Wtedy interweniowała McGonagall, bo jednak
siedemnaste urodziny trójki Gryfonów były obchodzone bardzo hucznie i póki siedzieli
w dormitorium było dobrze, ale przenieśli się do Pokoju Wspólnego i byli trochę
za głośno.
– O
czym myślisz? – Spojrzała w błękitne
oczy Kartney'a i przez chwilę przypominała sobie o czym myślała.
– O tym
jak poszaleliśmy rok temu. – Uśmiechnęła
się lekko, a Syriusz opadł obok niej i parsknął śmiechem.
– Najlepszy szlaban jaki miałem w życiu. – Parkes roześmiała się głośno na to
wspomnienie. – Obchodziliśmy razem
siedemnastkę. Było ze trzydzieści osób, z czego kilka spoza Gryffindoru.
Zeszliśmy do Pokoju Wspólnego i McGonagall nas przyłapała. Wybłagaliśmy ją,
żeby tylko solenizanci mieli szlaban. Zgodziła się i przez tydzień sprzątaliśmy
różne schowki w zamku. To był pierwszy szlaban, Jane. To był prawdziwy
zaszczyt.
– I
ostatni szlaban. Nawet nie wiesz jak McGonagall suszyła mi głowę po tym
wszystkim. Według niej byłam ostatnią osobą, którą posądziłaby o zorganizowanie
imprezy. – Westchnęła Elliot i
przysiadła obok Łapy. – Na szczęście
argument "to siedemnastka" pomógł.
– Gdyby
zamiast was, organizatorem był James lub Peter, to szlaban trwałby z miesiąc i
jeszcze punkty zostałyby odjęte. Tamten szlaban był jednym z najlżejszych. – Syriusz stuknął swoją szklankę o szklankę Jane
i uśmiechnął się z wdzięcznością.
– A
najcięższy szlaban? – Zapytał go William,
a Katy skrzywiła się razem z Blackiem.
– Czyściłem zagrody u Kettleburna przez dwa
tygodnie, bez użycia magii. Do tej pory jak to wspominam, to czuję ten smród. –
Wzdrygnął się.
– Ciesz
się, że cię nie wywalili. – Przypomniał
mu Potter, a blondynka dostrzegła, że Evans spięła się. Cieszyła się, że
William nie wnikał w jakich okolicznościach Syriusz dostał szlaban, bo Lily jak
tylko o tym słyszała, to przypominała sobie jakim kretynem był Black. – Dobrze, że Katherina nie musi czyścić tych
zagród.
– Bardzo śmieszne, James. – Pokazała mu język, ale jednak w myślach
doceniła to, że nie dostała takiej kary.
– Został ci tylko tydzień. Ciekawe jakie dadzą
ci testy. – Ruda zastanawiała się
chwilę, a ona zaśmiała się.
– Dam
radę. Co roku wypadałam świetnie, więc teraz będzie, jak zawsze. – Wzruszyła ramionami, bo im bliżej była tych
testów, tym mniej się nimi przejmowała. Wydawało jej się, że Lily i Jane
martwią się tym bardziej niż ona.
Czuła się źle z tym, że przyjaciółki
nie są świadome tego, że jednak testy to nic, w porównaniu z tym, że jeśli na
koniec siódmego roku nie dostanie bardzo dobrej opinii od McGonagall, to może
pożegnać się z kursem aurorskim. Miała nadzieję, że testy zda śpiewająco, że na
kursie z obrony nadal będzie szło jej bardzo dobrze i że do końca czerwca nic
jej nie odbije.
Tym rozdziałem kończę na dziś, zanim telefon spadnie mi na nos, bo to nie jest fajne, to boli, a za chwilę wydarzyć się może.
OdpowiedzUsuńRozmowa Jane i Jess na temat miłości była taka urocza! Uwielbiam takie tematy, więc byłam wniebowzięta. Zwłaszcza, że do tych bohaterek nie miałam jeszcze okazji się mocniej przywiązać :)
Katherina i William... Co tu dużo mówić. Czekam, aż zacznie się coś dziać, choć ich relacja podoba mi się taka jaka jest :D Ale biedny Andy... :'D Jutro znowu coś nadrobię :) Dobranoc! :*
Dziewczyno :D ja też jestem nocnym Markiem, no ale nie aż takim!
UsuńRozmowa Jess i Jane jest niby nieznacząca, ale jak się jest już na bieżąco, to trochę idzie zrozumieć Jess, bo jest baardzo kochliwa 😂
Andy będzie miał znów swoją szansę 😉 (Katherina jest z nim sparowana na kursie autorskim)
Mam nadzieję, że się wyspałaś!
Buziaki :*
Oj, wyspałam i to jak! Dzisiaj dopiero na 16:30 praca, więc mogłam sobie pozwolić na skorzystane z nocnej ciszy, poczytanie, popisanie :D No a że mam jeszcze ponad 40 rozdziałów u Ciebie do nadrobienia i 8 u Panny Czarownicy, to jakoś samo wyszło :D Dzisiaj z pewnością tak nie poszaleję :D
Usuń