Jakiś głos w jej myślach
krzyczał, że wróżenie z fusów to głupota, ale jej silna wola nakazywała, żeby
teraz siedziała i gapiła się w te fusy, i rozpoznawała w tym jakieś kształty.
Powoli jej silna wola zgadzała się z coraz głośniejszym głosem w jej myślach.
Wiedziała, że nie odziedziczyła po babce zdolności wróżenia. Sama babcia nie
była w tym dobra, ale miała czasem przebłyski i dostrzegała więcej niż normalny
człowiek.
Katherina czekała teraz aż
profesor Lagere skończy czytać jej sennik. Clare z którą znów siedziała nic się
do niej nie odzywała. Posyłała jej jedynie współczujące spojrzenia, więc dalej
patrzyła w filiżankę i zastanawiała się, co powiedzieć, jeśli zacznie ją
odpytywać z wróżenia z fusów.
Profesorka zamknęła jej sennik,
westchnęła głośno, wstała od biurka i podeszła do jej stolika.
– Ale nakłamałaś, dziewczyno. Masz teraz
szansę się zrehabilitować i powiedzieć o snach, jakie ci się ostatnio
przyśniły. – Katherina spojrzała w jej piwne oczy ze strachem. – Możesz
siedzieć.
– No to... Śniło mi się, że jestem na weselu
mojego kuzyna i spotykam się z jego kuzynem, z którym byliśmy blisko jako
dzieci. – Powiedziała przypominając sobie ostatni sen.
– Co to może oznaczać? – Zapytała ją, a Katy
spojrzała z przerażeniem na Clare.
– Nie mam pojęcia... – Zaczęła Katherina, a
profesorka machnęła ręką.
– Omawiamy wszyscy ten sen! – Klasnęła w
dłonie zwracając na siebie uwagę.
– Czy sen był realistyczny? – Zapytała ją
jedna z Puchonek i Katy kiwnęła głową.
– Co robiliście? – Zapytała Clare i szukała
czegoś w podręczniku.
– Tańczyliśmy i rozmawialiśmy o tym, co się
wydarzyło w naszym życiu. – Odpowiedziała, a Facile kiwała głową, kiedy ktoś
jeszcze zapytał, czy są krewnymi.
– Według taniec oznacza to, że człowiek jest
wolny i czuje się dobrze. – Przeczytała Clare i przekartkowała podręcznik. –
Postać mężczyzny może mieć charakter erotyczny. Rozmowę można odczytać jako
upomnienie, żeby być dobrym dla innych?
– Bardzo dobrze! – Profesorka uśmiechnęła się
do Ślizgonki.
– To bez sensu. – Mruknęła Katherina
zrezygnowana. – Każdy sen można w ten sposób odczytać? Można przez to wpaść w
paranoję.
– Dlatego prosiłam, żebyście zapisywali swoje
sny. Po miesiącu jesteście w stanie określić, czy któreś z nich się powtarzały
i wtedy te powtarzające sny poddajemy analizie. – Powiedziała Lagere, a
Katherina jęknęła. – Czy jakiś sen się powtarza, Katherino?
– Tak. – Mruknęła zawstydzona i gdy profesorka
patrzyła na nią wyczekująco westchnęła. – Śni mi się, że wracam pijana z
jakiegoś przyjęcia i całuję się z moim znajomym.
– Kolor włosów i oczu? – Zapytał Tom z
Ravenclawu i wertował książkę.
– Blondyn, oczy jasno niebieskie, wysoki,
przystojny. – Mruknęła zażenowana, a Clare parsknęła śmiechem. Katy wiedziała,
że pewnie domyśla się o kim myśli.
– Jest jasno czy ciemno? – Zapytał, a ona
odpowiedziała, że jasno.
– Według mnie, to... – Tom spojrzał na nią a
potem na profesorkę. – Katherina całuje się ze znajomą osobą, więc może to
świadczyć o rodzącym się uczuciu i rosnącym pożądaniu. To, że jest jasno może
wskazywać na to, że zamiary są czyste i nie wynikają ze złych pobudek, no i
może to zwiastować dobre zmiany w życiu. Jesteś pijana, bo po pijaku człowiek
nie ma hamulców i nic nie powstrzymuje cię przed dążeniem do realizacji twoich
pragnień.
– Bardzo dobrze! Ravenclaw otrzymuje dziesięć
punktów! – Lagere uśmiechnęła się w kierunku Krukona, a Katherina pobladła.
– Co to znaczy? – Zapytała i spojrzała na
profesorkę z przerażeniem.
– To, że podjęłaś dobrą decyzję. – Blondynka
domyśliła się, że jej oczy zrobiły się okrągłe, gdy to usłyszała. – Oceniam
panią na zadowalający, panno Parkes.
*******
Lily z uśmiechem na ustach
obserwowała, jak Katherina warzy eliksir. Profesor Slughorn odpytał ją przy
wszystkich i zarobiła nawet dziesięć punktów, bo wiedziała więcej niż wymagał.
Evans obserwowała parę wydobywającą się z kociołka przyjaciółki i wiedziała, że
Slughorn oceni ją na wybitnego. Prawie jak wszyscy, bo póki co miała zadowalający
jedynie z wróżbiarstwa. Rudej obiło się o uszy, że sennik Katheriny przejdzie
do historii tych zajęć, ale musiała żyć w niewiedzy, bo Parkes wstydziła się
tych zajęć i nie chciała opowiadać "o tym upokorzeniu". Lagere miała
dać trolla z zajęć, jeśli dowie się, jak ktoś rozpowiada o sennikach kolegów i
póki co metoda ta była skuteczna, bo nikt nie puścił pary z ust.
Ruda zarobiła kolejne dziesięć
punktów u Slughorna i przez kilka minut słuchała pochwały z ust profesora. Tak
jak sądziła, Katherinę ocenił na wybitnego i miał nadzieję, że już więcej nie
będzie zawieszona.
Skończyli zajęcia i myślała, że
pójdą całą grupką na obiad, ale Jane musiała iść do biblioteki dokończyć esej
na obronę przed czarną magią, a James i Syriusz mieli trening.
Dorcas nadal była zła na
Syriusza, ale czuła, że jeśli porozmawiają w cztery oczy, to w końcu przestanie
się na niego obrażać.
Katy uśmiechała się szeroko i
była pewna, że nawet jeśli na kursie z obrony jej nie pójdzie, to nie popsuje
to jej humoru.
– To już koniec z psotami? – Zapytała Jess,
kiedy usiadły przy stole Gryfonów.
– W sobotę mnie nie będzie. – Przyznała cicho
Katherina i zarumieniła się.
– Słucham? – Starała się nie brzmieć zbyt
ostro, ale nie mogła inaczej.
– Wychodzę w sobotę i nie wrócę raczej na noc.
– Parkes spojrzała na nią błagalnie, ale Lily pokręciła głową.
– Chcesz, żeby cię wywalili, Katy? – Zapytała
ją, a blondynka patrzyła się w swój talerz i rumieniła się coraz bardziej. –
Wiesz, że jak McGonagall się dowie, to wylecisz?
– Nie dowie się, obiecuję. – Mruknęła Parkes,
a ona nie wytrzymała i parsknęła śmiechem.
– Powinnaś obiecać, że się już nie wymkniesz,
Katy! – Syknęła cicho, żeby nikt jej nie usłyszał.
– Wiem Lily. Będę ostrożna i grzeczna. –
Powiedziała Katherina błagalnie, a William parsknął śmiechem przez co
przyjaciółka jeszcze bardziej się zarumieniła. – Naprawdę!
– Katy, wiesz, że na ciebie nie doniesiemy,
ale pamiętaj, że jak zawsze cię ostrzegałam, a ty jak zawsze robisz co chcesz.
– Evans westchnęła głośno ze zrezygnowaniem, kiedy Katherina podniosła na nią
wzrok i uśmiechnęła się jak mała dziewczynka. – Czuję, że znów w coś się
wpakujesz, Katy.
*******
Powoli sytuacja wracała do normy.
Myślała, że będzie miała problemy z Jackiem, ale na szczęście nie narzucał się
jej. Dzień po zerwaniu zaręczyn dostała wyjca od matki, ale spodziewała się
tego. Była tylko ona i mogła skupić się na tym, żeby dobrze wywiązywać się ze
swoich obowiązków, bez strachu, że matka planuje jej ślub.
Czasami konała ze zmęczenia, ale
w głębi duszy była z siebie dumna, że potrafi wszystko pogodzić. Nocne patrole
kończyła zwykle po północy, a o szóstej potrafiła wstać, żeby powtórzyć
materiał na zajęcia. Dziwiła się, że wszyscy tak pędzą z materiałem i przez to
mają taki nawał nauki. Od starszych roczników zawsze słyszała, że materiał jest
dobrze rozłożony w czasie, a oni przerabiali już rzeczy, które powinni mieć
dopiero w styczniu i martwiło ją to, że tak gonią z nauką.
Nie miała problemu z opanowaniem
tego wszystkiego, ale jednak obrona przed czarną magią szła jej słabiej, a nie
chciała skończyć z zadawalającym. Satysfakcjonującą oceną było dla niej powyżej
oczekiwań, ale jednak i tak w głębi serca mierzyła na wybitnego.
– Jakieś problemy? – Spojrzała na Paula Parkersona,
który stanął obok jej stolika.
– Nie... Skądże. – Odmruknęła i spojrzała na
swój esej. Znów o pół zwoju na mało.
– Na pewno? – Zapytał, patrząc jak Jane drapie
się piórem w koniuszek nosa.
– Nie. – Odpowiedziała i spojrzała na niego z
zaciętą miną. – Skąd ja do cholery mam wiedzieć jak się bronić przed
inferiusami, jak mnie jeszcze żaden nie zaatakował? A w książkach nie ma nic o
potencjalnych ofiarach tego ataku. Są jedynie uwagi świadków i opis, który
nijak się ma do zagadnienia, bo co mi po „gdyby zielarz z lasów północnej Walii
wiedział, jak bronić się przed żywymi trupami, to uniknąłby tak okrutnej
śmierci”? Ten cytat doprawdy oddaje mi całą wiedzę na temat obrony przed
inferiusami. Jak mnie jakiś napadnie na środku ulicy, to spokojnie, jestem
ocalona.
– Spokojnie. – Zaśmiał się z jej sarkastycznej
wypowiedzi i usiadł obok niej. – Rzeczywiście, wiedzy na temat inferiusów w tej
bibliotece jest tyle, co kot napłakał. Tematem eseju jest: inferiusy i obrona
przed nimi.
– Jedynie tego zdania jestem pewna w stu
procentach. – Mruknęła pod nosem jakby do siebie, ale on też to usłyszał, bo
znów parsknął śmiechem.
– Postępy. – Wyszczerzył do niej zęby i
rozsiadł się wygodnie. Jane zauważyła, że zachowuje się w tak swobodny sposób,
jakby był uczniem Hogwartu. – Jak zdążyłaś zauważyć, a ja potwierdziłem,
wiedza, którą wyniesiesz z tej biblioteki jest niewielka... Na temat inferiusów
oczywiście.
– Dobrze pan wyciąga wnioski, profesorze. –
Usiadła prosto na swoim miejscu i spojrzała na blondyna wyczekująco.
– A więc zdradzę ci mroczny sekret o
inferiusach... Żebyś wiedziała co zrobić jak jakiś cię napadnie. – Pochylił ku
niej głowę i zaczął szeptać, uważnie patrząc na boki, żeby nikt nie podsłuchał.
– A więc? – Pochyliła się nad stolikiem nieco
mniej niż on.
– Ogień i światło. Tego się boją inferiusy. –
Wyszeptał ledwo powstrzymując się od śmiechu. Podparł dłonią brodę nonszalancko
i uśmiechnął się, kiedy zanotowała.
– Czyli w dzień jestem bezpieczna? – Zapytała
takim tonem jakby z nim flirtowała. Odłożyła pióro i chyba pierwszy raz w życiu
wzięła przykład z Katheriny, i spojrzała Parkersonowi prosto w oczy. –
Profesorze.
– Tak, panno Elliot. – Puścił jej oczko i
zamknął książkę, która leżała między nimi. – W dzień inferiusy nie będą panny
niepokoić. Chyba że będzie padało.
– Och. Czyli nadal istnieje duże
prawdopodobieństwo, że zostanę zaatakowana. Przy tej angielskiej pogodzie
inferiusy mają pole do popisu. – Zaczęła układać jakieś sensowne zdania na
pergaminie przed sobą.
– Ale przynajmniej wiesz jak się bronić. –
Zatrzymała na moment swoje pióro i spojrzała na niego uważnie. – Panno Elliot.
– Tak. – Kiwnęła głową i zaśmiała się wesoło.
– Panny Elliot mi brakowało do pańskiej wypowiedzi... Profesorze.
– Dużo czasu spędzasz w bibliotece. –
Zauważył, kiedy Jane znów zaczęła pisać.
– Mam tu ciszę i spokój. – Odpowiedziała cicho
nadal pisząc. – W dormitorium zawsze ktoś się kręci, a jedna z moich
przyjaciółek ma chyba kłopoty z głową. Nieraz jest to zaraźliwe i zdarzało się,
że eseje pisałam w łazience. W Pokoju Wspólnym jest zawsze tłok i rozgardiasz.
Czasami chodzimy do dormitorium chłopaków, ale tam szybko się rozpraszamy.
Zazwyczaj kończy się Kremowym Piwem, albo tym, że odrabiamy Katherinie pracę
domową...
– Odrabiacie jej lekcje? – Przerwał jej wywód wręcz
zszokowany.
– Nie, to nie tak. – Zaśmiała się Jane, bo
pojęła jak to zabrzmiało. – Tylko z wróżbiarstwa. Wymyślamy sny do jej sennika.
Nienawidzi tego przedmiotu.
– To po co tam się zapisała?
– Och... Gdyby Katherina poszła na historię
magii, to ojciec zrobiłby wszystko, żeby pracowała u niego w Departamencie, a
ona tego nie chce, dlatego wybrała wróżbiarstwo.
– Nadawałaby się na aurora. – Powiedział Paul,
a Jane kiwnęła głową.
– Mam nadzieję, że będzie chciała nim zostać.
Póki co, nie rozmawiamy o jej kursie, boi się, że ojciec się dowie, a chce mieć
spokój. – Elliot uśmiechnęła się smutno, gdy pomyślała o sytuacji Katheriny.
Paul uśmiechnął się do niej lekko.
– Nie daj się inferiusom, Jane. – Wstał z
miejsca, a ona zaśmiała się.
– Nie przeszliśmy na „ty”, profesorze. –
Mruknęła zaczepnie i Parkerson zatrzymał się w miejscu.
– A więc, mam nadzieję, że nie da się panna
inferiusom, panno Elliot. – Ukłonił się lekko w jej stronę. – Pamiętaj, żeby
nie spóźnić się na zajęcia, panno Elliot.
– Na pewno się nie spóźnię, profesorze. –
Odpowiedziała cicho i kiwnęła mu głową na pożegnanie. Przez chwilę patrzyła na
swój esej i wypuściła powoli powietrze. Flirtowała z nauczycielem. Ona.
*******
– Szykujesz coś specjalnego na sobotę? –
Zapytała Katherina skręcając w korytarz po swojej prawej stronie. Odwróciła
twarz w stronę Williama z lekkim uśmiechem i szła tak chwilę. Miała cudowny
humor, bo pozaliczała wszystkie testy i czekała jeszcze na oceny z prac
domowych, ale wiedziała, że wszystko poszło jej gładko.
– Może tak, może nie. – Odparł tajemniczo
niskim głosem. – To zależy jak będziesz się sprawowała na zajęciach z obrony.
– Może dziś się postaram. – Zaśmiała się, gdy
spojrzał na nią spod rzęs. – Jestem ciekawa, jak mnie nagrodzisz.
– Fajerwerkami. – Obiecał i poczuła jak
podbrzusze zaczyna jej płonąć, gdy rzucił tą sugestywną uwagę. Zreflektowała
się, gdy zauważyła przyjaciół czekających pod ścianą przy sali, gdzie mieli
kurs i już nic się nie odzywała. Starała się też wyglądać normalnie.
– Dłużej się nie dało? – Syriusz jak zawsze
stał oparty o ścianę ze znudzoną miną. Jego włosy były lekko wilgotne i
wiedziała, że niejedna dziewczyna go teraz podziwia.
– Mogłam w ogóle nie przyjść. – Usiadła obok
na ławce i puściła oczko Meadows, która nadal była na niego obrażona. – Ale
wiem, że byłbyś bardzo zazdrosny.
– Zgadłaś. – Odpowiedział jej złośliwie. –
Parkerson powiedział przed chwilą, że przygotował coś fajnego.
– Parkerson? – Katy zmarszczyła brwi. Nie to,
że nie wierzyła w jego zdolności. Po prostu nie wierzyła, że jest kreatywny.
– Tak, on. Przecież powiedziałem. Dziś mamy
tylko godzinę. Podzielił nas na dwie grupy, bo jest ważna lekcja i będzie mu
lepiej, jak będzie mniej osób – Black wzniósł oczy ku górze. – Ostatnio jesteś
jakaś... Nierozgarnięta. Naprawdę zacznę myśleć, że mnie zdradzasz.
– Żebym ja cię nie zaczęła zdradzać. –
Mruknęła Dorcas niby pod nosem, a i tak Syriusz ją usłyszał.
– Nie dam ci powodów do zdrady, kochanie. – Podszedł
do niej i próbował objąć ją ramieniem, ale odsunęła się od niego, i stanęła
bliżej Jessici. Nie skomentowała tego, bo nie widziała sensu. I tak dojdą do
porozumienia, ale nie pod nadzorem siedmiorga par oczu. James chyba chciał coś
powiedzieć, ale drzwi do sali otworzyły się i weszli do niej. Dziewczyny
podeszły bliżej, zmuszając tym samym, aby chłopcy poszli w ich stronę.
– Dziś zaczniemy się uczyć zaklęcia patronusa.
Z zaklęciem tym będziecie mieć do czynienia też na obronie przed czarną magią,
ale uznaliśmy, że warto nauczyć się tego trochę wcześniej. Jest to trudne
zaklęcie, które broni nas przed dementorami. Mam nadzieję, że wiecie kim są
dementorzy. – Kilka osób kiwnęło głowami, więc kontynuował. – Trudność tego
zaklęcia polega na tym, że czarodziej musi skupić się na czymś, co daje mu
szczęście. Rodzina, przyjaciele, jakieś miłe wspomnienie.
– Skąd wiadomo, czy poprawnie rzuciliśmy
zaklęcie? – Zapytała Jane, kiedy Parkerson wziął głębszy oddech.
– Dobre pytanie, panno Elliot. – Uśmiechnął
się do niej krótko, a Parkes dałaby sobie rękę uciąć, że dostrzegła delikatny
rumieniec u przyjaciółki. – Trudność nie polega na opanowaniu formuły. Istnieli
magowie, którzy znali to zaklęcie, ale polegli w starciu z dementorami. Nic nam
z dobrego opanowania wymowy i ruchu różdżki, jeśli wspomnienie nie okaże się
wystarczająco szczęśliwe. I właśnie tego muszę was nauczyć. Trochę to trudne
zadanie, ale poświęcimy na to kilka lekcji. Stańcie tak, żebyście nikogo nie
zasłaniali. Najlepiej w kółku.
– Okręgu. – Powiedziała głośno Katherina i w
myślach pokarała się za to, że jej się wymsknęło.
– Słucham? – Paul spojrzał na nią, a ona nagle
chciała stać się niewidzialna. Grabiła sobie u niego na każdych zajęciach.
– W okręgu, profesorze. – Powtórzyła głośno
patrząc mu w oczy. – Kółko to zdrobnienie od koła. A koło jest powierzchnią
ograniczoną przez okrąg... Profesorze.
– Dobrze. Zatem stańmy w okręgu! – Klasnął w
dłonie i odwrócił się na chwilę od nich.
– A teraz różdżki przed siebie i powtórzcie
ruch, który wykonam swoją różdżką. – Sam wyjął przed siebie różdżkę i wykonał
ruch. Chwilę później uczniowie zaczęli machać różdżkami, tak jak on. – Dobrze, wystarczy.
Teraz zaklęcie. Powtórzcie kilka razy bez użycia różdżki: expecto patronum!
– Expecto patronum! – Uczniowie zaczęli
powtarzać, ale po chwili ich uciszył.
– Sądzę, że już to opanowaliście. – Uśmiechnął
się lekko. – Nie widzę i nie słyszę błędów. Możliwe, że są, ale zobaczymy
dopiero, kiedy zaczniecie się uczyć. Teraz stańcie tak żebyście sobie nie
przeszkadzali. Nie musi to być okrąg. Niech każdy z was ma trochę przestrzeni
obok siebie i próbujcie na sucho zaklęcia. Ach! Jeszcze się nie ruszajcie.
– Merlinie... – Katherina cofnęła się szybko i
prawie się przewróciła. – Niech się zdecyduje.
– Spokojnie, bo go pogryziesz. – Syriusz posłał
jej złośliwy uśmiech, a ona odwdzięczyła się tym samym.
– Cisza! – Paul podniósł głos, bo kilka osób
zachowało się podobnie do Katy. – Muszę wam najpierw pokazać jak to działa
wszystko. Musicie najpierw pomyśleć o czymś co wam daje szczęście. Czymś co wam
daje prawdziwe, czyste szczęście. Skupiacie cały swój umysł na tej myśli i
później wypowiadacie zaklęcie! Gotowi?
–Tak. – Powiedziało kilka osób, a reszta
pokiwała głowami. Paul spojrzał po nich i wyglądał na skupionego. Uśmiechnął
się delikatnie i czekali aż rzuci zaklęcie.
– Expecto patronum! – Krzyknął a z końca jego
różdżki wystrzeliła srebrzysta mgła, dosyć duża, ale nie przypominała żadnego
kształtu. Opuścił różdżkę zawiedziony i wyglądał na zdziwionego.
– Dlaczego... – Zaczęła formułować pytanie
Jane, ale przerwał jej.
– Tak się dzieje, kiedy wspomnienie nie jest
wystarczająco szczęśliwe. Z jednym dementorem dałbym sobie radę, może z dwoma,
ale z większą ilością już nie miałbym szans. – Odpowiedział, na jeszcze
niezadane pytanie. – Gdyby moje wspomnienie było wystarczająco dobre, to ta mgła
miałaby kształt zwierzęcia. Zjawisko to nosi nazwę „cielesny patronus”. Moim
cielesnym patronusem jest lis. Nie chcę żeby całe nasze zajęcia zeszły na
teorię, toteż napiszecie mi o zaklęciu patronusa i cielesnym patronusie esej.
Macie czas do końca marca. Postaram się, żeby oceny z tej pracy były wstawione
z obrony przed czarną magią. Teraz zaczynajcie!
– Nareszcie. – James przybił z Syriuszem
„piątkę”. Oczywiście stanęli obok siebie, ale tak żeby każdy miał dużo wokół
siebie miejsca. Chyba nie tylko oni mieli tyle zapału. Widać było, że Remus też
nie może się doczekać pierwszej próby, a i dziewczyny nie kryły podobnych
odczuć.
Lily, Dorcas, Jess i Jane zamknęły
oczy, żeby się skupić. Syriusza strasznie to rozbawiło. Jemu wystarczyło
spojrzenie na Dorcas.
– Expecto patronum! – Wypowiedział zaklęcie
głośno i wyraźnie, a z jego różdżki wydobyła się srebrzystobiała bezkształtna
mgła. Z resztą nie tylko on miał taki rezultat, ale i tak lekko się
sfrustrował. Katherina zamknęła oczy i zaczęła przypominać sobie różne miłe
sytuacje.
– Pierwsze śliwki robaczywki, Łapo! – Powiedział
James wesoło, chociaż jemu też nie wyszło.
– Nic nie szkodzi. – Podszedł do nich Paul, a
Katy otworzyła czy, gdy usłyszała jak James przeklął. Nauczyciel stał przy
Potterze i patrzył, jak ten podejmuje się kolejnej próby. Kuzyn spojrzał raz
jeszcze na Rudą i znów spróbował. Jedynie mgła. – Próbuj dalej. Dalej Black!
– Już. – Syriuszowi widocznie nie podobało się
to, że teraz podszedł do niego. Cały czas gapił się na Dorcas, ale i tak owocem
tego była mgła. Parkerson zaśmiał się i pokręcił głową.
– Potter, podejdź tu. – Nadal się uśmiechał
się szeroko i powiedział tak, żeby inni go nie dosłyszeli. Widział, że Syriusz
ma urażoną minę. – Wybacz, Syriuszu. Pewnie myślisz, że śmieje się, bo ci się
nie udało.
– A nie? – Zapytał Łapa zdziwiony.
– Nie. Rozbawiło mnie to, że zrobiliście to
samo przed rzuceniem zaklęcia. – Uśmiechnął się do nich.
– Co? – Zapytali razem, a on ledwo
dostrzegalnie kiwnął brodą w stronę Dorcas i Lily.
– Ograniczcie swoje myśli do konkretnego
wspomnienia. Myślicie za ogólnie. Myślicie jedynie o osobie. Pomyślcie o
jakiejś sytuacji, która była kiedyś i której oboje doświadczyliście. Grzebcie
we wspomnieniach, a jeśli to za mało to proponuje zmienić partnerki. – Puścił
im oczko, uśmiechnął się zawadiacko i odszedł w stronę Puchonów. Katy patrzyła
na tą sytuację bardzo zdziwiona i Syriusz posłał jej podobne spojrzenie.
– Jasny gwint! – Usłyszała krzyk Lily, a
później jej piszczenie.
– Z kim ty musisz spać. – Mruknął Łapa, niby współczująco,
do Rogacza.
– Widziałaś to? – Evans miała wielki uśmiech
na twarzy i patrzyła przeszczęśliwa na Dorcas.
– Tak Lily, widziałam to. Twoja mgła prawie
miała kształt. – Katy zaśmiała się z reakcji Rudej.
– Próbuj dalej Lily. Wybrałaś dobre wspomnienie,
ale chyba za szybko zaczęłaś się cieszyć i wszystko znikło. – Powiedział Paul
podchodząc w jej stronę. Ruda kiwnęła głową nadal ciesząc się. Póki co, nikomu
nie udało się wyczarować cielesnego patronusa. Katherina przeklęła w myślach,
kiedy dostrzegła, że podchodzi w jej stronę. Skupiła się i szybko wypowiedziała
zaklęcie. Cholera! Efekt jej zaklęcia był ledwo widoczny. Odetchnęła z ulgą,
kiedy zadzwonił dzwonek ogłaszający koniec ich zajęć. Odwróciła się szybko, ale
musiał ją zatrzymać.
– Poczekaj. – Usłyszała i stanęła.
– W wolnych chwilach starajcie się myśleć o
czymś szczęśliwym i jutro na zajęciach będziemy dalej próbować! – Krzyknął do
uczniów, którzy zaczęli iść w stronę drzwi. Katherina odwróciła się.
– Tak? – Zapytała starając się zachować spokój.
– Słabe... – Zaczął, a ona jęknęła głośno.
– Panu też nie wyszło. – Ucięła ostro czując,
że robi się czerwona na policzkach.
– Nie o to... – Zaczął szorstko, ale zamilkł.
– Słabe wspomnienie. O to mi chodziło. Nie spodziewałem się, że uda ci się od
razu. Potrzeba wielu prób. Też miałem słabe wspomnienie, dlatego mi nie wyszło.
Po prostu myśl o czymś innym, bo jesteś świetną czarownicą i jak tylko znajdziesz
dobre wspomnienie, to ci się uda. Mogę wiedzieć o czym myślałaś?
– Myślałam... – Zaczęła powoli czując, że musi
odpowiedzieć. – Myślałam o czasie, kiedy byłam oczkiem w głowie moich rodziców,
kiedy byłam jeszcze mała. Kiedy pan do mnie podszedł, to wtedy pomyślałam o
tym, co się dzieje od dwóch lat i mi nie wyszło.
– Rozumiem. Rodzice potrafią podcinać skrzydła.
Przed snem znajdź jakieś szczęśliwe wspomnienia i wypróbuj je we wtorek. –
Uśmiechnął się do niej lekko, a kiedy miała wychodzić zawołał ją po imieniu. –
Chciałem cię przeprosić, Katherino. Myliłem się, co do ciebie.
– Nie ma sprawy. – Odwzajemniła uśmiech i
kiedy zamknęła drzwi była w szoku.
– Czego chciał? – Zapytał Syriusz i dopiero
teraz dostrzegła, że przyjaciele na nią czekają.
– Nie zabiłaś go? – James wyszczerzył do niej
zęby. Każdy wiedział, że ona i profesor za sobą nie przepadają.
– Nie... Chyba nawiązała się między nami nić
porozumienia. – Zaczęła uśmiechając się lekko. – Był miły... I chyba go nawet
trochę lubię... I ma tą samą różdżkę, i przeprosił mnie.
– Uuuu... Przeznaczenie? – Syriusz pchnął ją
lekko w ramię, a ona oddała mu nieco mocniej, ale uśmiechnęła się lekko nadal
myśląc o tym, że już nie będzie jej obrażał. Przynajmniej miała taką nadzieję.
Niestety Łapa źle odczytał jej uśmiech. – Podoba ci się.
– Co? – Zapytała nagle patrząc na niego i omal
nie wpadła na zbroję. Dziewczyny zaśmiały się cicho.
– Parkerson. Tobie. Podoba się. – Mówił
Syriusz bardzo wolno. Ponownie na niego spojrzała z miną jakby był kretynem.
Przeniosła wzrok na Jamesa i Remusa, których uśmiechy mówiły to samo.
Dziewczyny nadal się śmiały, a William. Cóż... Dostrzegła, że jest trochę
zdenerwowany. I poczuła, że go... rani? Katherina nie wiedziała, co się dzieje.
Nie wiedziała czemu, ale poczuła, że musi go uspokoić.
– Nie. Po prostu był miły a i ja starałam się
zachowywać jak człowiek i okazał się być fajny. Tyle. Z resztą. – Pokręciła
głową. – Chciałam dziś wypaść dobrze i może uda mi się załatwić fajerwerki.
– Fajerwerki? – Syriusz spojrzał na nią, jakby
coś kręciła, ale ona dzielnie to zniosła. Dostrzegła, jak wargi Williama unoszą
się do góry i też uśmiechnęła się delikatnie. – Mam cię na oku, Katy.
– Dobrze, Łapo! – Odpowiedziała i chwyciła pod
ramię Remusa, żeby Black w końcu dał jej spokój.
*******
– Więc to jest Pokój Życzeń? – Zapytał William
i wszedł za nią do pomieszczenia na siódmym piętrze. Parkes kiwnęła głową i
rozejrzała się po wnętrzu. Kiedy chodziła wzdłuż ściany myślała o przytulnym
pomieszczeniu.
– Jak tylko chłopaki podzielili się z nami
tym, że istnieje takie cudo, to przychodziłam tu przez miesiąc. James ostatnio
zabrał tutaj Lily na randkę i czuję się nieswojo, jak przypomnę sobie w jakim
stanie wróciła. – Pokręciła głową i próbowała wyrzucić z głowy to wspomnienie.
– Nie wszyscy o nim wiedzą. Pewnie każda para chciałaby tutaj mieć randki.
– A ty miałaś? – Zagaił oglądając uważnie
przestronne pomieszczenie utrzymane w jasnej tonacji brązów i beży. –
Romantycznie to urządziłaś.
– Ja jeszcze nie miałam tu randki. – Puściła
uwagę o wyglądzie mimo uszy. Stali obok siebie i rozglądali się po pokoju, niby
zaciekawieni możliwościami pomieszczenia.
– Łóżko też dobrze wybrałaś. – Spojrzała na
jego roześmianą twarz i poczuła jak jej twarz czerwieni się.
– To nie ja. – Wyjąkała po chwili zdając sobie
sprawę, że w jej wyobrażeniach łóżko miało być trochę mniejsze i z drewnianą
ramą. To z kolei było duże z metalową ramą.
– Och. – Przymknął się na chwilę nadal na nią
patrząc. – Ale przyznaj, że pościel to twoja sprawka!
– William, do cholery... Powiedz, że nie
przyszliśmy tutaj żeby dyskutować o pościeli! – Jęknęła zrezygnowana z żadnego
postępu. Fakt, rozmowa nieco ją rozluźniała, ale to już zmierzało w dziwną
stronę.
– Bo wiesz... – Zaczął powoli. – Ja tak chyba
nie umiem z marszu.
– Nie? – Uniosła brwi do góry rozbawiona. –
Proponując mi tą... Propozycję, założyłam, że jesteś maszyną w tych sprawach.
– Myliłaś się. – Mruknął zawstydzony. – Powinno
być na odwrót.
– Mam cykorzyć? – Uśmiechnęła się lekko i
zaczęła gadać jak głupia dziewczyna. – William, to może być niedobre i w ogóle.
A co jeśli zajdę? Niby pije eliksir i w ogóle, ale jak zajdę? I w ogóle rodzice
cię przygarnęli i to nie wypada. Co jeśli się dowiedzą? Albo przyjaciele? James
cię zabije.
– Uwierzyłbym ci, gdyby nie było tak dużo „i w
ogóle”. – Zaśmiał się całkiem szczerze, ale szybko zamilkł. – Myślałem, że
jesteś taka niewinna, ale rozkręcasz się.
– Ja? – Zapytała idąc trochę dalej kołysząc
biodrami trochę bardziej niż miała w zwyczaju. Każdy krok stawiała niebywale
uważnie i dbała o wyrazistość każdego ruchu. Obejrzała się na niego przez ramię
i uśmiechnęła się, widząc jak się na nią patrzy. Przystanęła przy samym łóżku i
odwróciła się do niego. Powoli zbliżał się do niej, miała wrażenie, że skrada
się do niej, jak jakiś drapieżnik.
Nie spuszczali z siebie wzroku.
Głęboko oddychała i czekała cierpliwie, aż Kartney w końcu stanie przed nią.
Prawą dłonią szczypała lewy mankiet swojego mundurka i miała nadzieję, że
podoba mu się to, że tak się ubrała.
Stanął przed nią i czuła bijące
ciepło od jego ciała. Uniosła podbródek do góry, żeby nadal móc patrzeć mu w
oczy.
– Masz piękne oczy. – Powiedział cicho i
pogłaskał dłonią jej policzek. – Są prawie złote.
– Dziękuję. – Mruknęła cicho, czując przyjemne
dreszcze, gdy jego palce muskały jej szyję. Przymknęła powieki, gdy pochylił
twarz i poczuła jego ciepły oddech na ustach. Jego wargi też były ciepłe, a
także miękkie i wilgotne. Muskał ją delikatnie i kiedy otworzyła swoje usta,
żeby pogłębić pocałunek, jęknęła, gdy jego język przesunął się między jej
wargami.
Przeżywała właśnie deja vu. Miała
wrażenie, że już kiedyś ją tak całował. Czuła się jak w jednym ze swoich snów,
który powracał od kilku miesięcy.
Jeszcze nigdy nie czuła takiego
żaru, a póki co, tylko ją całował. Pokochała to, że William jedną rękę trzyma w
jej włosach, a drugą błądzi po jej talii i plecach. Jęknęła w jego usta
ponownie, kiedy przycisnął ją jeszcze mocniej do siebie i pogłębił pocałunki
napierając na nią bardziej. Czuła, że tonie w jego silnych ramionach i w tym
uczuciu. Rozpaczliwie objęła go rękoma stając przy tym na palcach.
Nie mogła powstrzymać cichego
westchnięcia, kiedy przeniósł pocałunki na jej policzki, brodę i szyję. Czuła
jak powoli powietrze gęstnieje i w pokoju robi się naprawdę gorąco. A może to
tylko jej wyobrażenie? Dla niej nie było to ważne w tym momencie. Ważne było to,
co jej robił. Nie wahała się, kiedy dłonie jakby same zaczęły odpinać guziki
jego koszuli. Jeden po drugim aż do paska jego spodni. Nie była zbyt gwałtowna,
czy szybka w zdejmowaniu z niego koszuli. Nie spieszyła się, bo po co? Mieli
przecież całą noc.
Otworzyła oczy, kiedy materiał
wypadł z jej rąk i upadł na podłogę. Nie zorientowała się nawet, że wraz z
Williamem małymi krokami zbliżają się do łóżka.
– Dobrze, że takie duże. – Jęknęła, kiedy
opadła na nie i przesuwała się w stronę poduszek. Przygryzła wargę kiedy
zbliżał się do niej bez koszuli. Zaszumiało jej w głowie, a to był dopiero
początek jego nagości. – I miękkie.
Mruknął coś niezrozumiale całując
jej kolano, a jego dłonie przesuwały się po łydkach.
– W ogóle jest wygodnie. – Powiedziała
przedłużając ostatnią literę, gdy dłonie zatrzymały się pod kolanami i przez
chwilę masował te miejsca. – Bardzo jestem czerwona na twarzy? Strasznie
gorąco.
– Mi też. – Spojrzał na nią i znów pocałował w
usta. Przyciągnęła go bliżej do siebie, czując przyjemny ciężar. – Przygniotę
cię.
– I dobrze. – Mruknęła niezadowolona, że
oderwał od niej swoje usta. Zaśmiała się, kiedy z dziwnym uśmiechem opadł na
nią całym swoim ciężarem. Przytuliła go mocno chcąc czuć go na swoim ciele
jeszcze bardziej mimo, że dzieliła ich bariera stworzona przez ubrania. Niemal
krzyknęła czując jak gryzie i ssie płatek jej ucha. – Jak myślisz, czy ktoś
chce właśnie skorzystać z tego pokoju?
– Zamknij się. – Spojrzał na nią z góry i
posłuchała go. Źrenice jego oczu były tak rozszerzone, że przez chwilę miała
wrażenie, że ma czarne oczy. Nie kontrolowała już odgłosów, które wyrywały się
z jej gardła, gdy na zmianę całował i przygryzał jej szyję. Próbowała jeszcze
kontrolować swoje ruchy, aby zbytnio się nie wiercić pod nim, ale skręcało ją z
rozkoszy, kiedy całował każdy cal jej szyi, dekoltu, zbliżając się
niebezpiecznie do guzików bluzki pod marynarką mundurka. Wielbiła to, w jaki
sposób kąsał jej ciało. Wielbiła to, że tak powoli odpinał jej guziki, mimo iż
doskonale wiedział, że ona chce szybciej pozbyć się tej bariery.
Włożył dłoń pod jej plecy i
uniósł nieznacznie żeby zdjąć z niej marynarkę mundurka razem z koszulą.
Miliony słów cisnęły się na jej usta, ale żadnego nie wypowiedziała, bo bała
się, że nastrój pryśnie. Leżała pod nim z przymkniętymi oczyma. Zadrżała, kiedy
językiem lizał okolice jej pępka kierując się ku górze jej brzucha. Czuła jego
gorący oddech, który prawie palił jej skórę.
– Will... – Wyjęczała czując jak jego dłonie
odpinają zapięcie stanika znajdujące się między piersiami i jego wilgotne usta
całujące jej lewą pierś. Nie odrywając ust od jej biustu szybko ściągnął z niej
spódnicę. – Nie pognieć.
– Ciiii... – Warknął przejeżdżając jeżykiem po
jej sutku, a ona jęknęła czując napięcie w podbrzuszu. Pieścił powoli jej
piersi, a ona już przestała kontrolować ruchy swojego ciała. Jęczała i wiła się
pod nim, palce zacisnęła na jego włosach, chcąc przybliżyć go do siebie jeszcze
bardziej.
Całował jej obojczyki, a ona mocowała
się z dziwnym zapięciem jego paska. Zadrżała kolejny raz, kiedy jego dłonie
głaskały ją wzdłuż talii i zatrzymały się na jej małych piersiach, głowę
położył w zagłębieniu jej szyi, delikatnie ssąc skórę w tamtym miejscu.
– Will... – Przez krótką chwilę skarciła się w
myślach, że jej głos był taki piskliwy. Szum w jej uszach nie zagłuszył jego
cichego śmiechu. Podciągnęła się wyżej na poduszki, a on klęknął mając między
swoimi nogami, jej nogi. Oparta na łokciu patrzyła na całą jego sylwetkę.
Patrząc na jego klatkę piersiową i ramiona, wyobrażała sobie, że nago wygląda
po prostu idealnie. Nie zdawała sobie sprawy, że praktycznie cały czas gapi się
na to jak odpina sobie pasek i kiedy spojrzała mu w twarz widziała uśmiech
samozadowolenia. Nie mogła się powstrzymać i uśmiechnęła się szeroko,
obserwując przedstawienie, jakie jej prezentował. Poczuła lekki strach, kiedy
odpiął pasek i rozpiął guzik, a następnie rozporek. Nie pomagała mu ściągać
spodni – z powrotem opadła na łóżko czując jak przygniata jej nogi.
Zbliżył twarz do jej buzi i
patrzył na nią z uśmiechem. Warknął cicho, kiedy uniosła szybko głowę i
chwyciła zębami jego dolną wargę. Chciała ją szybko puścić, ale opadł na nią i
jego pocałunki stały się głębsze i zachłanniejsze. Zacisnęła paznokcie na jego
ramieniu przyciągając go jeszcze bliżej. Czuła każdy mięsień jego klatki
piersiowej na swojej. Miała takie dziwne uczucie, że jest jej swojego rodzaju
kołdrą. Nie wiedziała skąd takie porównanie, ale jego ciało otulało ją dając
ciepło i bezpieczeństwo.
Była całkiem rozluźniona, kiedy
kolanem rozszerzył jej nogi, a jego krocze napinało przez materiał bielizny na
jej podbrzusze. Mruknęła niezadowolona, gdy oderwał od jej ust swoje i znów
klęknął między kolanami dziewczyny.
I kolejne uczucie, które
pokochała. Jego chłodne ręce na jej biodrach, delikatnie zsuwające bawełniany
materiał jej czarnych fig. Uniósł jedną nogę zdejmując z niej materiał i
ucałował zagłębienie pod jej kolanem, to samo zrobił z drugą nogą. Przesuwał
swoje dłonie po jej łydkach i udach, a ona czuła, że patrzy na nią nieco
uważniej.
– Czas na fajerwerki. – Błysnął uśmiechem i w
tym momencie miała ochotę go skopać, ale nie dane jej było odezwać się, bo jego
głowa zniknęła między jej udami, a z jej ust wyrwał się okrzyk. Rozszerzyła
oczy w wyniku nagłego, nowego doznania.
Krzyknęła coś niezrozumiale,
czując ponownie jego wilgotny język na swoim łonie. Rozpaczliwie biła jedną
dłonią łóżko ,a drugą zaciskała na poduszce. Próbowała opanować przypływ
nagłych dreszczy, ale nie umiała. Było to coraz silniejsze wraz z każdym jego
ruchem języka i palców zagłębiających się w niej, i nie umiała opanować wicia
się po całym łóżku.
– Spokojnie, Katy. – Ten cholernie niski ton
jego głosu zawibrował przy jej ciele i kiedy jeszcze raz dotknął językiem jej
wrażliwego miejsca, jęknęła przeraźliwie głośno, a ciało wygięło się i trwało w
takim wygięciu dopóki nie przestała drżeć i jęczeć. Opadła na poduszki czując, że
nadal drżą wszystkie mięśnie jej ciała. Pozwoliła cichym jękom wypełniać cały
pokój, w czasie, gdy William powolnymi, leniwymi ruchami języka i palców
pieścił jej ciało. Westchnęła, kiedy całował jej brzuch i masował dłońmi
piersi, a później znów przygryzał i ssał jej sutki.
Zdziwiła się, gdy jej ciało znów
żywo reagowało na jego dotyk i znowu wiła się pod nim na łóżku. Masowała jego
ramiona i cicho wzdychała pod wpływem jego pieszczot.
Zbyt gwałtownie się od niej
oderwał niemal podnosząc ją z miejsca. Spod przymkniętych powiek obserwowała,
jak zdejmuje bokserki i jęknęła głośno, gdy zobaczyła go całkiem nagiego.
Położył sie na niej ostrożnie, a ona instynktownie rozszerzyła nogi i ułożył
się między nimi. Ich usta dzielił niecały cal, jedną dłonią ujął jej policzek
delikatnie i palcem pogłaskał jej skroń.
Jęknęli oboje, kiedy pierwsze
milimetry członka zagłębiły się w niej. Westchnął prawie tak jak ona, kiedy
powoli wsuwał się w nią głębiej, czuła jak ścianki pochwy zaciskają się na jego
męskości. Jak ściśle do niego przylegają.
Zakochała się w tym uczuciu.
Czuła przyjemny ból i uczucie wypełnienia.
Zsynchronizowała swoje ruchy
bioder z nim w dość szybkim czasie tworząc z tego aktu jeszcze przyjemniejszy
moment.
Strasznie podobało jej się, to, że
porusza się w niej powoli. Wchodził w równym tempie do samego końca dając jej
tym samym jeszcze więcej rozkoszy i podniecenia niż wcześniej. Z totalną pustką
w głowie patrzyła w błękitne oczy Williama i od czasu do czasu muskali się
wargami. Oddechy stały się urwane, kiedy drugą dłoń włożył pod jej pupę i
uniósł ją delikatnie. Poczuła silniejsze dreszcze, które nie wiadomo skąd
napływały do jej ciała. Przytuliła się do niego jeszcze bliżej, trzymając
dłonie w zagłębieniu między jego łopatkami, a głowę wtuliła w jego obojczyk
gryząc go delikatnie, aby powstrzymać głośniejsze jęki, gdy zaczął przyśpieszać.
Tak bardzo starała się być
delikatna, kiedy głębokimi pchnięciami sprowadzał ją do najwyższego punktu
podniecenia po raz drugi tego wieczora. Starała się, nie wbijać w jego plecy
paznokci ale nie mogła tego powstrzymać. Wstrzymała oddech, gdy jego głowa
opadła obok jej ucha i kilka razy jęknął, a jego ciałem wstrząsnęły dreszcze.
Krzyknęła i wyrzuciła biodra do góry, czując ciepło rozlewa się po jej
kręgosłupie, nogach i biodrach. Jeszcze przez chwilę jej ciało trzęsło się jak
galareta i miała wrażenie, że pozbawiona jest kości.
Wyszedł z niej i opadł na plecy
obok, a ona poczuła chłód na piersi. Spojrzała na niego i dostrzegła kropelkę
potu spływającą po skroni.
– Jesteś gorsza od biegu przez całe błonia. –
Wychrypiał biorąc głębokie oddechy, a ona zaśmiała się i próbowała poruszyć
nogami.
– Podnieś się na chwilę. – Powiedziała z nutą
rozbawienia w głosie. Wysunęła spod jego ciała cienką kołdrę, i kiedy ułożyła
się obok niego przykryła ich chłodnym materiałem. Wtuliła głowę w jego ramię
nie przestając się uśmiechać.
– I jak? – Zapytał po chwili ciszy, w której
doprowadzili swoje oddechy do normalnego rytmu. Objął ją ramionami całując w
czubek głowy.
– Gdzie ty się tego nauczyłeś? – Uniosła
głowę, żeby na niego spojrzeć.
– Uwierz mi, ale nie chcesz o tym teraz
rozmawiać. – Pocałował jej czoło i posłał czuły uśmiech, a ona kiwnęła głową
czując ogarniające ją przyjemne zmęczenie.
– Dziękuję, Will. Fajerwerki pierwsza klasa. –
Przytuliła policzek do miejsca, gdzie słychać było bicie jego serca i poczuła
jak jego klatka piersiowa drży od śmiechu.
– Cała przyjemność po mojej stronie. – Szepnął
i zaczął głaskać jej plecy, kołysząc ją tym samym do snu.
O jejciu, jejciu, jejciu, jej! *_* Mój rozum i serce walczą teraz ze sobą! Mój rozum mówi, że to za szybko, ale serce... Aaaaaaaaaaach *_*
OdpowiedzUsuńJestem ciekawa, czy między Jane a Parkersonem będzie coś więcej. Poczułam lekką chemię, ale... Jakoś nie spodobało mi się, że Jane zaczęła opowiadać o życiu przyjaciółki komuś obcemu. Swoją drogą zastanawia mnie, czy może Parkerson i Katherina nie są spokrewnieni.
Kółko i okrąg... Mało się nie udławiłam obiadem. MEGA :D
Super rozdział :D
Co do Jane i Parkersona to zobaczysz, jak to wyjdzie 😉
UsuńJane i Katherina trzymały się ze sobą od początku, i były ze sobą najbliżej. Elliot dodatkowo jest bardzo miła i koleżeńska, i widziała, że Paul ma o Katy złe zdanie. Jako że stwierdziła, że jest spoko, to też chciała, żeby źle nie mówił o Parkes. 🙂
Dzięki jeszcze raz za kolejny miły komentarz ☺️☺️
Buziaki 😘