[muzyka]
Dorcas i Jane siedziały w Pokoju
Wspólnym i próbowały napisać esej do Parkersona. Właśnie... Próbowały. Jane co
chwilę spoglądała na brunetkę, która wróciła dzień wcześniej niż planowała,
przed spaniem wypiła Whisky, poszła późno spać i wstała zbyt wcześnie, żeby
normalnie funkcjonować. Śniadanie zjadły razem normalnie i w wystarczających
ilościach, ale wiedziała po jej minie, małomówności i rozdrażnieniu, że coś
zdecydowanie jest nie tak.
Jak tylko Dorcas wróciła, to ona
wyszła do Parkersona i potem na obchód, a jak wróciła to ją zastała... W stanie
upojenia alkoholowego. I wtedy dopiero spostrzegła, że dzieje się z Dorcas coś
niedobrego.
– Porozmawiamy? – Zapytała w końcu blondynka.
Zamknęła książki i odłożyła pióro. – Ewidentnie widzę, że coś się wydarzyło.
– Nie chcę o tym jeszcze rozmawiać. – Warga
Dorcas zadrżała. – Nie wiem co mam o tym myśleć. Za kilka godzin pewnie
wszystko się wyjaśni.
– Coś z Syriuszem? – Elliot pożałowała, że
zapytała, bo Meadows z hukiem zamknęła swoją książkę.
– Jane... – Zaczęła ostro, ale w porę się
zamknęła. Spojrzała na nią i złagodniała. – Przepraszam... Syriusz na imprezie
całował się z kuzynką Franka... Był pijany i to bardzo, ale i tak nie wiem co
zrobić. Muszę z nim porozmawiać. Myślałam, że przez te dwa dni w domu poukładam
myśli. Teraz leci nam trzeci dzień, a ja nie wiem. Nikt nie może mi poradzić co
mam robić. Muszę z nim porozmawiać, bo inaczej się nie da tego wyjaśnić. I
jeszcze ten esej. Kompletnie o nim zapomniałam, a muszę go napisać, bo nie
wiadomo jak będzie wieczorem. Jutro zajęcia, a pojutrze przyjeżdżają ludzie z
Niemiec i Francji. I kompletnie zapomniałam o tobie, Jane. Jak rodzice?
– Sama nie wiem. Mick napisał, że są wściekli.
Nic więcej. – Jane zaczerwieniła się na twarzy. – Nie dziwię się Katy, że
buntuje się jak tylko może.
– Tak... – Dorcas spojrzała na zegarek.
Dochodziło południe. – Za trzy godziny przyjadą.
– Wiesz... Esej możemy oddawać do końca marca.
Wciąż jest czas. – Jane schowała książki i pergamin do torby. Uśmiechnęła się
do Dorcas. – Przejdziemy się.
*******
– Lily! – Katy pociągnęła Rudą za rękaw. –
Chyba są w dormitorium.
– Na pewno ich nie widzisz? – Lily rozejrzała
się po Pokoju Wspólnym, ale nigdzie nie widziała Dorcas i Jane.
– Tu jesteśmy! – Usłyszały za sobą i odwróciły
się. Dziewczyny weszły do Pokoju Wspólnego w ciepłych kurtkach.
– Jak święta? – Przytuliły się i próbowały się
przecisnąć do dormitorium. Katherina opadła na łóżko, obok którego leżał już
jej kufer. Rozebrały się z kurtek i usiadły obok Parkes.
– Gdzie Jess? – Zapytała Lily. Dopiero teraz
zauważyła, że gdzieś ją zgubiły.
– Jestem! – Jessica wyszła z łazienki
przebrana w luźniejsze ubrania. Usiadła obok Dorcas i zapadła cisza.
– To jak święta? – Zapytała Katy ale długo
czekała na odpowiedź. – Dobra... Ale wy jesteście. Chyba z tego co widzę, to
tylko u Jess i Lily się udały.
– A tobie nie? – Zapytała Ruda, a Parkes
skrzywiła się. Wciąż miała mieszane uczucia co do świąt.
– Dor? – Katy zmieniła temat a brunetka
pokręciła głową.
– Ja muszę najpierw porozmawiać z Syriuszem.
*******
Black rozpakował się szybko i
teraz leżał wyciągnięty na łóżku. Chłopaki traktowali go o wiele lepiej niż
Lily, Katherina i Jess, co sprawiło, że świat nie wydawał mu się taki zły.
Fakt. Nie wytłumaczył Remusowi i Williamowi jak dokładnie doszło do feralnego
pocałunku, ale wiedział, że jak im powie, to oni zrozumieją. Czekał z ciężkim
sercem na przybycie Dorcas. Wiedział, że w ciągu najbliższej godziny przyjdzie.
Starał się uspokoić szybko bijące serce, ale chyba żadna siła by tego nie
zrobiła.
– Zdenerwowany? – Zapytał Rogacz cicho. Tylko
on wiedział o co w tym wszystkim chodzi.
– Bardzo... A ty? Kiedy? – Black podniósł się
do pozycji siedzącej.
– Jutro. – Poklepał Łapę po ramieniu i poszedł
do łazienki.
Ponownie pogrążył się z myślach.
Układał w myślach, co jej powiedzieć, ale znów mu się nie udało. Już trzy dni
myślał nad rozsądnymi argumentami.
W kilka chwil ziemia mu się
osunęła spod nóg. Jechał do Jamesa z zamiarem oświadczenia się Dorcas, a wyszło
tak, że musiał się z nią rozstać. Przetarł oczy i westchnął ciężko. Usłyszał
pukanie i głośno przełknął ślinę. Drzwi otworzył William i chwilę trwało nim
stojąca w nich dziewczyna odezwała się.
– Cześć. – Jej wzrok utkwiony był gdzieś w
stolik obok łóżka Remusa. – Możemy porozmawiać, Syriusz?
– Ta. – Starał się wypaść na jak największego
drania. Wstał z łóżka i poszedł za nią. Przeszli przez Pokój Wspólny nie
zamieniając ze sobą chociażby słówka. Wyszli na korytarz i nie oddalali się za
daleko od portretu.
– Słucham. – Powiedział Black i zauważył
zmianę mimiki na twarzy dziewczyny. Przez chwilę wydawała się być bardzo
zdziwiona. Bo fakt. To ona oczekiwała tego, że on zacznie rozmawiać, ale jemu
widocznie się nie spieszyło.
– Co to miało znaczyć? – Zapytała nieco
wytrącona z równowagi.
– Co? – Błagał w myślach, żeby wypadł jak
najlepiej. Żeby zaczęła myśleć o nim jak najgorzej.
– To co wyprawiałeś u Jamesa! – Udało się.
Zdenerwował ją, czyli był na dobrej drodze.
– Trochę się spiłem i cóż... Poznałem kuzynkę
Franka i trochę się zapoznaliśmy. – Wzruszył ramionami, a ona poczerwieniała ze
złości.
– Trochę się zapoznaliście? Całowałeś się z
nią! – Już nie kryła złości i po prostu zaczęła krzyczeć. – Na moich oczach!
Mogłeś się chociaż z tym kryć!
– Oj nie przesadzaj Dorcas. Podpiłem się
trochę, pocałowałem w trakcie składania życzeń, a zachowujesz się jakbym brał
udział w jakiejś orgii. – Przewrócił oczami siląc się na jak najbardziej
znudzony ton.
– Przesadzam? – Nie mogła uwierzyć własnym
uszom.
– Maglujesz temat. Jestem Huncwotem nie
pamiętasz? Miałaś rację z tą całą monotonią! Próbujesz mnie zamknąć w klatce, a
mój świat nie ogranicza się tylko do twojej osoby. – Podniósł nieco ton
próbując sobie przypomnieć, co miał jeszcze powiedzieć.
– Nie zwalaj winy na mnie! To ty się do niej
przyssałeś. Nawet się nie oderwałeś od niej, kiedy stałam za tobą i mówiłam do
ciebie! Właśnie zauważyłam, że twój świat jest bardzo rozległy! – Trzepnęła go
mocno w ramię. – Co zamierzałeś po wszystkim zrobić? Szukać mnie? Przepraszać?
– Nie zamierzam cię przepraszać. Od kilku
miesięcy próbujesz mnie ograniczać na różne sposoby, ale tak się nie da żyć
Dorcas! I dopiero kilka dni temu uświadomiłem sobie, że nigdy więcej! –
Krzyknął na nią i przez chwilę serce mu pękało. Zawyła cicho jak zranione
zwierzę i po chwili dostał w twarz. Żadne z nich nie musiało mówić, że to
koniec. Meadows minęła go, trącając jego bark bardzo mocno, a on został jeszcze
chwilę przy oknie.
Znów był wolny.
*******
Przystanęła w Pokoju Wspólnym
starając się, by nikt nie dostrzegł jej zapłakanych oczu. Wzięła kilka
głębokich wdechów i próbowała się uspokoić. Niestety efekt był odwrotny. Weszła
na schody i szybko poszła do dormitorium.
– To koniec. – Powiedziała Dorcas chwilę po
tym jak trzasnęła mocno drzwiami. Łzy ciekły jej po policzkach. Otarła je
szybkim ruchem ręki. Odchrząknęła i gorzej się rozpłakała.
– Dor... – Lily próbowała przytulić przyjaciółkę,
ale ta minęła ją i usiadła na swoim łóżku.
– Co powiedział? – Zapytała Katherina siadając
naprzeciwko. Lily, Jane i Jess usiadły obok blondynki.
– Że go ograniczam i kontroluję. A on
potrzebuje wolności. – Wyszeptała łamiącym się głosem. – Ma rację. Chciałam go
usidlić. Na siłę uszczęśliwić. Chciałam, żeby mi się oświadczył i żebyśmy byli
zawsze razem. Nie zauważyłam, że jemu to nie odpowiada, chociaż widziałam ten
problem. Wtedy mnie zapewniał, że jest wszystko dobrze, ale jednak to
przemyślał.
– Ale co powiedział odnośnie kuzynki Franka? –
Dopytywała Parkes, a brunetka zaśmiała się smutno.
– Że tak wyszło przy składaniu życzeń i
dopiero wtedy zdał sobie sprawę jak wygląda nasz związek. – Otarła znów łzy i
położyła się na łóżku. – Nie męczcie mnie już. Skombinujcie mi Ognistą. Do
jutra mogę się zamknąć w pokoju i rozpaczać, ale jutro trzeba grać starą
Dorcas.
– Nie przesadzasz czasami? Każdy zrozumie... –
Zaczęła Lily, ale Meadows pokręciła głową.
– ... Nie Lily. Nie będę marnowała kilku
tygodni na żałobę po związku. To siódmy rok. Pamiętasz jak sobie obiecałam, że
skończę Hogwart z pierścionkiem na palcu? Mam nadzieję, że chociaż skończę szkołę
z chłopakiem u boku. – Brunetka miała zacięty wyraz twarzy. Wiedziała, że musi
szybko działać. Musiała dać popalić Blackowi. – Co z Ognistą?
– Mogę ci załatwić od Huncwotów. – Powiedziała
szybko Katherina. – Za pół godziny mam pierwsze lekcje z opanowania mojej
wewnętrznej radości.
– Boisz się? – Zapytała Jane. – Mogę iść z
tobą do Parkersona.
– William ze mną idzie. – Powiedziała szybko
blondynka, a Dorcas cicho gwizdnęła. – Chcę żeby zostało w rodzinie, a James
raczej kopie dołki pode mną niż wspiera w sukcesie.
– Katy... – Zaczęła Lily mając już tłumaczyć
Jamesa.
– Najważniejsze, że dla ciebie jest cudowny
Lily. – Wstała i wyszła z dormitorium.
– Jesteś pewna, że tak to chcesz rozegrać? –
Zapytała Jane, a Meadows kiwnęła głową.
– Wkurzy go to. Zatruję mu życie. Zasłużył na
to. – Powiedziała hardo, próbując samą siebie do tego przekonać. Ale dlaczego
miała ciągle nadzieję, że do siebie wrócą?
*******
Dorcas obudziła się z potwornym
bólem głowy. Cieszyła się, że zajęcia zaczynają się dopiero za dwie godziny.
Miała dużo czasu na to, żeby doprowadzić się do stanu używalności i zejść do
kuchni na śniadanie. Nie miała ochoty budzić dziewczyn i tłumaczyć czemu woli
odwlekać konfrontację z Syriuszem. Miała jedynie nadzieję, że Lily na pewno z
nią będzie siedzieć na zajęciach. Niby zgodziła się bez żadnych oporów i miała
nadzieję, że James również, to rozumie.
Wzięła byle jakie ciuchy i poszła
do łazienki. Prysznic ukoił ból głowy i jej ciało nie było już takie spięte. Stała
pod letnim strumieniem wody juz dłuższą chwilę i stwierdziła, że starczy.
Pachniała jak zawsze cytrusami i ten zapach nagle jej zaczął przeszkadzać.
Ciało wytarła ręcznikiem, a włosy wysuszyła jednym zaklęciem. Ubrała się w
mundurek i spojrzała w lustro. Kupka nieszczęść. Westchnęła ciężko słysząc
ciche miauknięcie.
– Tylko ty mi zostałeś, Muszek. – Pogłaskała
kota za uchem. Prawie się popłakała słysząc głośne mruczenie. – Może powinnam
oddać cię Syriuszowi?
Wstała i spojrzała jeszcze raz w
lustro. Myśl, która nawiedziła jej głowę sprawiła, że się zarumieniła. Zarówno
ona, jak i Syriusz mieli sobie do oddania kilka rzeczy. Osobistych. Szybko się
umalowała i wyszła z łazienki. Chwyciła torbę i przewiesiła przez ramię,
zbiegła po schodach do Pokoju Wspólnego. Nikogo nie było i nie dziwiła się.
Pierwszy dzień po dłuższej przerwie w nauce, zawsze jest najtrudniejszy.
Wszyscy się spieszą, spóźniają. Każdy chce pospać jak najdłużej. Westchnęła
cicho patrząc na kominek. Palenisko wesoło się paliło, trzaskało i iskrzyło,
dając przy tym ciepło i przyjemne odczucia. Stała tak i patrzyła na kanapę,
którą od półtora roku wspólnie oblegali w czasie odrabiania prac domowych.
Teraz to wszystko miało się skończyć. Na pół roku przed skończeniem szkoły ona
musiała nauczyć się od nowa poruszać i funkcjonować w Hogwarcie. Ale przecież
była Dorcas Meadows. Zanim związała się z Syriuszem ludzie uważali ją za
podrywaczkę. Całkowicie nie było to prawdą, ale po części, tak. Dorcas wtedy
lubiła flirty ze starszymi kolegami. Zapraszali ją do Hogsmeade, czy na imprezy
w swoich domach, jeżeli akurat zdarzała się osoba spoza Gryffindoru, nawet dwa
razy była na Balu Absolwentów, często towarzyszyła komuś z pupilków Slughorna.
Z niektórymi tylko przekraczała granice koleżeństwa.
Potem Syriusz. Półtora roku
pięknego związku... Z jej perspektywy. Fakt, mieli dużo dziwnych momentów, w
których prawie się rozstawali, ale zawsze umieli się dogadać. A teraz coś nie
wyszło.
Cały jej plan uległ zmianie.
– Dorcas? – Usłyszała za sobą i nieźle się
przestraszyła. Otarła pospiesznie łzy z policzków.
– Cześć. – Odwróciła się, próżno siląc się na
uśmiech.
– Cześć. – Między nimi nastała dziwna,
niezręczna cisza. – Myślałem, żeby iść do biblioteki przed śniadaniem, a ty?
– Ja idę do kuchni na śniadanie, potem muszę
wysłać list. – Spojrzała na czubki swoich butów. – Jak się bawiłeś na
Sylwestrze?
– Nawet dobrze, ale nie pamiętam, co się ze
mną działo po pierwszej. – Zaśmiała się cicho.
– Też bym chciała nie pamiętać pewnych rzeczy.
– Znów zapanowała niezręczna cisza.
– Przykro mi Dorcas. – Głos Remusa był kojąco
ciepły i niezbyt głośny. – Sam jestem w szoku po tym co się stało.
– Nic się nie stało. – Meadows uśmiechnęła się
do niego smutnie. – Kiedyś to musiało nastąpić. Nic nie trwa wiecznie.
– Tak, ale... – Zaczął, ale ona uniosła rękę w
geście żeby przestał.
– Dziękuję za wczorajszą butelkę Ognistej.
Idziemy? – Zapytała, a on kiwnął głową. Wyszli na korytarz w ciszy. – Nie chcę
drążyć tego tematu Remusie. Naprawdę nie ma o czym rozmawiać. Życie płynie
dalej, a mi jest szkoda marnować czas, na rozpamiętywanie tego wszystkiego.
– Rozumiem. – Przyglądał się jej dłuższą
chwilę. Miała zacięty wyraz twarzy i zwilżone oczy. – Jak esej do Parkersona?
– O tym zdecydowanie mam więcej do
powiedzenia. Jane potrafi znaleźć w bibliotece dosłownie wszystko, a że
pomagałam szukać to dostałam kilka dobrych informacji. – Uśmiechnęła się
pogodnie. – Dziwne, ale sprawiało mi to trochę frajdy.
– Pisanie eseju? – Remus zaśmiał się, kiedy
Dorcas kiwnęła głową. – Może jednak pójdziesz do Wielkiej Sali na śniadanie?
Jako prefekt zdradzę, że będzie kilka przydatnych informacji.
– Nie... Muszę wysłać list, a poza tym...
Wiesz. – Uśmiechnęła się smutno. Przystanęła w miejscu gdzie korytarz rozwidlał
się. – Idę Remusie. Do zobaczenia na zajęciach!
Odeszła szybko nawet nie czekając
na odpowiedź Lupina. List pisała w nocy i miała nadzieję, że przekazała
wszystkie informacje. Zwolniła dopiero widząc wejście do sowiarni. Zaskoczył ją
widok Syriusza, który patrzył za odlatującą sową. Szybko schowała się za
framugę drzwi i czekała, aż wyjdzie. Miała nadzieję, że jej nie zauważy i tak
się stało. Black wyszedł i nie zobaczył jej. Odetchnęła z ulgą i starała się
głębokimi oddechami opanować szybko bijące serce. Czuła się okropnie źle.
Wiedziała, że każdy dookoła widzi jej nieustanną dwudniową już mękę, ale wolała
udawać. Bo było to lepsze do zniesienia.
Wyparcie.
Wypierała wszystkie swoje uczucia
do niego i targające nią silne emocje.
Pięć etapów. A była dopiero na
pierwszym.
Kiedy przyczepiała do nóżki sowy
list zastanawiała się nad kolejnymi etapami.
A może to tylko psychologiczny
bojkot? Żeby ludzie sobie lepiej radzili z problemami? Może w jej przypadku
było inaczej?
Westchnęła ciężko i patrzyła za
sową. Wiedziała, że list do mamy nieco ją uspokoi... Wiedziała, że lepiej ją
poinformować od razu, niż potem tłumaczyć to prosto w oczy. Chyba nie mogłaby
spokojnie jej opowiadać jakim dupkiem okazał się być Syriusz.
Zaśmiała się smutno.
Była pierwszą dziewczyną z którą
Syriusz Black był więcej niż dwa miesiące. Ba... Była z nim ponad rok. A nawet
jej nie przeleciał.
Może jednak nie był aż takim
dupkiem?
*******
Lily Evans chyba była najbardziej
zdenerwowaną osobą w Wielkiej Sali. Siedzieli w ósemkę i słowem się prawie nie
odzywali. Dorcas gdzieś przepadła, Remus i Syriusz się spóźnili, a James
kategorycznie zabronił jej wywlekanie tematu wczorajszego zerwania z Dorcas.
Toteż Ruda dźgała z niezwykłą
agresją swoją jajecznicę i tylko patrzyła ze złością na Pottera. Z resztą...
Dużo osób na nich spoglądało i szeptało sobie różne rzeczy. Plotki w Hogwarcie
roznoszone były z prędkością światła, a ilość historii, które zostały wymyślone
na podstawie owej plotki była bardzo duża... I w dużej mierze mijały się z
prawdą.
– To kiedy przyjadą ci z Francji i Niemiec? –
Zapytała Katherina mając nadzieję, że zaczną znów rozmawiać.
– W poniedziałek. – Odpowiedział William,
który w sumie nie wiedział co sądzić o Syriuszu i Dorcas.
– Trzy dni... – Zaczęła Katherina. – Dziś
piątek... Wczoraj nie było zajęć. Dziś dla zasady też nie powinno być.
– Za dużo byś chciała. – Mruknęła Elliot
czytając jakąś książkę.
– Nie za dużo... Sam mi przesłał trochę
materiału. Muszę popracować. – Jęknęła Parkes ze skwaszoną miną. Spojrzała na
Lupina, który uśmiechał się lekko pod nosem. – Co jest?
– Zaraz zobaczysz. – Odpowiedział tajemniczo a
ona wzruszyła ramionami. Dokończyła jeść swoją porcję omletu i popiła sokiem
dyniowym. Dłużyło jej się niemiłosiernie i już chciała koniec zajęć. Podniosła
głowę, kiedy przemówił Dumbledore.
– Proszę o ciszę! – Zabrzmiał i zaczął
ponownie, kiedy w Wielkiej Sali było cicho. – Jak zapewne wiecie, za trzy dni
będziemy gościć kolegów i koleżanki z Magicstadt i Beauxbatons! Dlatego dziś o
godzinie jedenastej każdy z domów ma spotkania ze swoimi opiekunami, gdzie
omawiane będą szczegółowo sprawy organizacyjne. Dodatkowo, uczniowie od
czwartego do szóstego roku będą odpowiedzialni, wraz z kadrą pedagogiczną, za
organizację dodatkowych sypialń i salonów dla naszych miłych gości! Natomiast
siódmy rok za pół godziny ma w całości pojawić się w Wielkiej Sali!
Ministerstwo Magii odpowiedziało na moją coroczną prośbę i przysłało kilkunastu
kompetentnych pracowników, aby nakierunkować was na jakie kursy moglibyście
przystąpić po zakończeniu szkoły! Jest to dla was ostatni dzwonek, więc macie
teraz czas żeby pomyśleć jakie pytania moglibyście zadać! Po tych konsultacjach
jesteście zobowiązani do pomocy w przygotowaniach! Miłego i pracowitego dnia!
– W tamtym roku był mój tata. – Powiedział
James i poruszył się na swoim miejscu. – Co roku Biuro Aurorów kogoś wysyła.
– Jak to w ogóle wygląda? – Zapytała Jessica
ziewając przy tym.
– Pojawiają się stoliki, podobnie jak na
sumach ale jest ich znacznie mniej. Jest kolejka i idziesz, gdzie jest wolny
konsultant. Mają dużo broszur, odpowiadają zazwyczaj na większość pytań, a jak
nie to kierują do McGonagall, albo Dumbledore'a. Większość z nich to bardzo
znani i dobrzy w swoim fachu pracownicy Ministerstwa, więc rzadko zdarza się,
żeby coś było nie tak. – Wyjaśniła Jane i podniosła się miejsca. – Trzeba
poczekać przed salą. Ludzi będzie mniej niż na sumach. Nie wszyscy piszą
owutemy na szczęście.
– I Dorcas musi przyjść. – Zauważyła Lily,
kiedy przystanęła obok schodów.
– Była w sowiarni. – Powiedział Remus i wyjął
mapę. – Zaraz zobaczymy gdzie jest.
– Dorcas! – Katherina podskoczyła i pomachała
podniesioną ręką w kierunku przyjaciółki. Brunetka podeszła dość niechętnie ze
skrzywioną miną.
– Co to za zbiegowisko? – Zapytała trzymając
się lekko na boku. Wiedziała, że będzie dziwnie. Cisza jaka nastąpiła była
denerwująca. Remus chował mapę, Jess i Jane patrzyły na nią zaniepokojone i
zakłopotane, James spłoszył się nieco, Lily też nie wiedziała co ze sobą
zrobić, Syriusz udawał, że jej nie widzi. Katherina jedynie uśmiechała się do
niej promiennie i nieco odłączyła się od grupki. I William. William stanął
oparty o ścianę i obserwował Katy. Ale nie wydawał się być rozdarty.
– Będziemy mieć pogawędkę o naszej
przyszłości. Wiesz... Jakie kursy wybrać, do czego się przyłożyć. – Uśmiechnęła
się Parkes. – Mam nadzieję, że dowiem się czegoś więcej o kursach aurorskich. A
ty Dorcas? Nadal mistrzyni zaklęć, a potem praca w Ministerstwie?
– Albo u Gringotta. – Uśmiechnęła się Meadows.
– Zobaczę co mi zaproponują.
– Szkoda że nie ma czegoś artystycznego. –
Zaśmiała się Jessica.
– Dla każdego coś znajdą, Jess. – Powiedział
James. – Wystarczy zapytać, oni są przeszkoleni i naprawdę znajdą nawet
najdziwniejszy kurs.
– Dobra, wy tu gadu gadu, a ja się pcham! –
Zawołała Kathrina widząc, że drzwi od Wielkiej Sali otworzyły się. Chyba jako
jedna z pierwszych osób weszła do środka i już rozglądała się do kogo by tu
podejść.
– I gdzie się spieszysz? Ludzie i tak się nie
pchają. – Zaśmiała się Ruda do jej ucha. Nagle wydała z siebie ciche
"och" – Patrz kto tam jest!
Faktycznie, Katherina nie
zauważyła stolika gdzie siedział Tobias, auror, którego poznały kilka dni
wcześniej.
– Idź szybko! – Lily pchnęła ją mocno, tak, że
upadła na kolana. Wprawdzie zamortyzowała upadek podpierając się na rękach, ale
wzbudziła małe zainteresowanie. Słyszała głośny śmiech Syriusza i chichot Lily.
Podniosła głowę i napotkała wzrok Tobiasa. Zaczerwieniła się mocno i wstała.
Podeszła poprawiając sobie spódnicę i usiadła.
– Dzień dobry. – Mruknęła nadal nieco
zawstydzona i zaczęła rozmasowywać bolące kolana.
– Witam panno Parkes. – Rzucił powstrzymując
śmiech. – Mam nadzieję, że kolana nie ucierpiały.
– Nie gorzej niż moja duma. W końcu prawie
cały rok i pracownicy Ministerstwa Magii zauważyli jaką niezdarą zdarzam się
być. – Uśmiechnęła się do niego. – Katherina Parkes, siódmy rok, Gryffindor.
– Już mam. – Powiedział, gdy znalazł kartę z
jej ocenami. – Poprzednie lata oceniane bardzo dobrze, ten rok... Cóż...
– Wychodzę na prostą. Profesor McGonagall
jeszcze się trochę dąsa na mnie, ale czuję już wybitnego, obrona oceniona na
wybitnego. Zaklęcia nadal powyżej oczekiwań, ale profesor mówi, że plusem.
Zielarstwo i eliksiry oceniane na wybitny. Jedynie wróżbiarstwo na
zadowalającego.
– ... Z plusem? – Zaśmiał się, a ona kiwnęła
głową. – Czy już cię coś zainteresowało?
– Tak. Kursy aurorskie. – Odpowiedziała
twardo, a on jeszcze raz spojrzał na jej wyniki.
– Ale... – Zaczął a ona mu przerwała.
– Wiem. Dziś miałam porozmawiać z profesor
McGonagall o historii magii. Jeżeli uda mi się to załatwić, to jakie mam
szanse? – Zapytała bez ogródek. Leven spojrzał uważnie jeszcze raz na kartkę.
– Nie potrzeba zdawać owutema z historii magii,
ale szczerze mówiąc lepiej wygląda na papierze w tym przypadku od wróżbiarstwa,
dlatego radzę to załatwić jeżeli się da. Oprócz tego... Jeżeli utrzymasz ten
poziom ocen i zachowania do czerwca, i będziesz miała dobrą ocenę od profesor
McGonagall, to zawieszenie nie będzie problemem. – Pochylił się nieco nad
stolikiem i ściszył głos. – Dochodzą o tobie słuchy w Ministerstwie. Jest w
tobie potencjał i kiedy Charlus Potter powiedział Moody'emu, że chcesz być aurorem,
to byliśmy trochę zaskoczeni. Słuchaj uważnie Katherina... Zależy nam na kimś
takim jak ty, ale musisz się postarać. Owutemy to tylko pierwsza selekcja.
Musisz uzyskać oceny końcowe możliwie jak najwyższe. Potem na owutemach musisz
się postarać i zdać je najlepiej jak możesz. Możliwe, że na obronie przed
czarną magią się spotkamy, bo chcą żebym był w komisji. Następnie musisz złożyć
wniosek w terminie. Przychodzi ci list do domu z terminami testów. Nie masz
informacji jaki test odbywa się danego dnia, więc nie możesz się na nie
przygotować z dnia na dzień. Są testy psychologiczne, sprawności, maskowania,
kradzieży, tropienia, przekazywania informacji. W bardziej psychologicznych
testach oceniają cię za szybkość, efektywność i zdolność do podejmowania logicznych
decyzji w sytuacjach stresowych. Potem masz jeszcze test ustny. Minimum pół
godziny rozmowy, a następne pół maglują cię z twoich wyników, analizujesz je
razem z komisją i dyskutujesz.
– Po co... – Zaczęła cicho starając się
zapamiętać jak najwięcej.
– Bo musisz zostać aurorem. Charlus kazał mi
to wszystko powiedzieć, żebyś się przygotowała. Ja mówię nawet więcej. –
Spojrzał na nią poważnie. – Jesteś dodatkowo kobietą i mogą cię gorzej oceniać.
Ćwicz wszystko co możesz wyćwiczyć. Sprawność fizyczna jest bardzo ważna i
można na niej zarobić sporo punktów. Kradzieży, maskowania i tropienia możesz
się nauczyć bez problemu z książek w bibliotece, bo sam z nich korzystałem.
Tropienia najlepiej uczyć się na kotach w zamku, czy na innych zwierzątkach.
Musisz nałapać jak najwięcej punktów na rzeczach, których możesz się wyuczyć.
Testy psychologiczne wypadają słabo i jeżeli chcesz zostać aurorem, i nie być
najgorszą, to musisz zwrócić na uwagę na rzeczy, których możesz się nauczyć.
Jeżeli nie zdasz testów za pierwszym razem, można próbować dopiero za rok.
Wniosek można zgłosić do końca czerwca. System jest tak sprawny, że pierwszego
lipca dostajesz wiadomość, czy dostałaś się na testy i są też daty, które
zazwyczaj przypadają na kolejne dni. Potem kurs zaczyna się od września. Cztery
miesiące teorii, zaklęć, dopiero potem jakieś pierwsze zadania terenowe,
następnie przez miesiąc praktyka, potem znów testy teoretyczne jak i
praktyczne. Jeżeli przejdziesz przez to, to potem masz połączoną naukę z pracą
w Biurze. Jakieś małe operacje w terenie, papierkowa robota. Jak przetrzymasz
znów rok, to potem znów są testy. Potem kolejny rok, gdzie asystujesz jakiemuś
aurorowi i dochodzą poważniejsze obowiązki. Po roku masz testy z trzech lat i
jeśli je zdasz, to zostaniesz aurorem.
– Czy to jest tak jak ze szkołą? Zajęcia od
rana do popołudnia, czy inaczej to wygląda? – Zapytała patrząc z przerażeniem w
jego oczy.
– To nie jest jak ze szkołą. Nie ma
regularnego planu. Jest miesięczny grafik, nie ma opuszczania zajęć, chyba, że
śmierć i choroba, wtedy trzeba odrobić to po godzinach. To już poważna sprawa.
Tak się sprawdza też dyspozycyjność. Często będziesz musiała iść na noc, a
potem na rano na zajęcia. Niekiedy zamiast świąt musisz siedzieć w Biurze. Za
to też punktują. – Oparł się wygodnie na krześle. – Masz jeszcze jakieś
pytania?
– Tak... Po szkole planuje zamieszkać sama.
Czy są jakieś pomoce finansowe? – Zapytała, a on uśmiechnął się lekko.
– Musiałabyś mieć dobrą opinię od dyrektora
szkoły, opiekuna, praktycznie same wybitne i dobrze wypaść na kursach. Potem
musiałabyś przez cały kurs trzymać poziom... Mało komu się udaje, w ciągu roku
to jakieś cztery osoby na pięćdziesiąt. Ale tak, istnieją stypendia dla
najlepszych. – Złożył jej dokumenty i odłożył do teczki. Potem podał jej plik
broszur. – Przejrzyj je jeszcze. Coś długo nam zeszło. Mam nadzieję, że zobaczymy
się w Biurze Aurorów, panno Parkes.
– Panie Leven? – Katherina popatrzyła mu w
oczy. – Ma pan nie mówić nikomu o moich pytaniach. Nie chcę się denerwować
przed owutemami gorszymi relacjami z rodziną.
– Nie mówili wam, że te rozmowy są poufne? –
Uśmiechnął się do niej i kiwnął głową. – Jeszcze raz powodzenia i do
zobaczenia.
– Do zobaczenia. – Odwzajemniła uśmiech i
wstała na miękkich nogach. Myślała, że kursy aurorskie będą prostszą sprawą.
*******
– Co ci powiedział? – Zapytała Lily, kiedy
Jane do niej dołączyła. Jedne z pierwszych, które skończyły swoje konsultacje.
– Dali ulotki i powiedział, żebym szła do
McGonagall, bo z magicznymi zwierzętami jest inaczej i raczej każdy wyjeżdża do
Azji, czy Afryki, bo tam tego najwięcej. – Machnęła ręką Jane. – Czyli wszystko
co wiedziałam już wcześniej. A ty?
– A ja co? Kursy w Mungu lub za granicą.
Polecają Francję i Rosję. Ale muszę mieć wybitne z zielarstwa i eliksirów. No i
nienaganną opinię, i przez testy psychologiczne muszę przejść. – Skrzywiła się
Evans. – Ale też... Strata czasu, przed sumami McGonagall mówiła mi to samo. O
Dorcas...
– Nie pytaj. To co na sumach. – Mruknęła
ziewając przy tym. – Widać, że Katy nieźle jest maglowana.
– Zazdrościsz? Twój typ jakby nie patrzeć. –
Zaśmiała się Evans. – Jak chcesz to mogę cię przedstawić.
Dorcas spojrzała na przyjaciółkę
spode łba. Wiedziała doskonale, że jest wolna
ale przypominanie jej o tym zaraz po rozstaniu, nie dodawało otuchy. Wręcz przeciwnie.
Meadows prawie zalewała się łzami na samo wspomnienie i teraz też tak było.
– Merlinie, Dor przepraszam. – Lily głos stał
się nieco piskliwy. – Miałam na myśli, to, że poznałyśmy go z Katy przed
Sylwestrem... To współpracownik ojca Jamesa... Dorcas...
– Nie, nic się nie dzieje. – Bąknęła brunetka
próbując nie popuścić łez. – Wiecie... Ja już pójdę do Pokoju Wspólnego.
– Czemu już poszła? – Zapytał James patrząc za
Dorcas.
– Szybko ci poszło. – Zauważyła Lily. – Jest w
słabej kondycji. Nie dziwię się z resztą. Nic nie zapowiadało tego, że Syriusz
okaże się łajdakiem.
– Ej! – Ruda odwróciła się. Akurat za nią stał
Black.
– Taka prawda. – Wzruszyła ramionami coraz
bardziej się złoszcząc. – Rozumiem, kłóciliście się, godziliście się. Aż tu
nagle na boku zabawiałeś się z jakąś dziewczyną. Miałam nadzieję, że może to
przez alkohol, ale jednak nie. Już mniej ją by bolało, gdybyś najpierw zerwał a
potem się oglądał za innymi.
– Oj... Lily przesadzasz. – Zbagatelizował
James.
– No nie wierzę... Uważasz, że Syriusz się
zachował w porządku? – Oburzyła się Evans. Kiedy kiwnął głową ona prychnęła z
niedowierzaniem. – Chodź Jane... Jess i Katy dołączą do nas w Pokoju Wspólnym.
*******
Długo rozmyślała nad tym co
usłyszała. Wiedziała, że nieco odbiega od swoich przyjaciół. Oceny miała dobre, ale nie najlepsze. Nie miała
dziedziny z której byłaby prymuską. Wiedziała, że nie musi pisać owutemów, ale
paczka w której się znalazła miała wysoko zawieszoną poprzeczkę.
Bo co ona mogła zrobić? Wprawdzie
jej tata pracował w Ministerstwie, a mama w szpitalu, ale na niskich stanowiskach. Wiedziała
więc, że od życia nie musi wymagać cudów, ale jednak...
Co miała robić? Piła czekoladę.
Jedną za drugą. Mdliło ją, ale przynajmniej ukajała powoli ból psychiczny.
Skrzaty nie przejmowały się jej obecnością i to jej sprawiało radość. Słyszeć
wkoło siebie szmer, rozmawiające istoty i jednocześnie być w tym tłumie sama.
Sama... Uśmiechnęła się smutno.
Uczyła się jak głupia tylko po
to, żeby z Nim przebywać, żeby z nią rozmawiał, żeby czuć Jego obecność.
Ale był niedostępny dla niej.
Był blisko, ale nie potrafiła go
dosięgnąć.
Skrywał w sobie tajemnicę, której
nie potrafiła odgadnąć. Bywały dni, kiedy była bardzo blisko, ale potem
wyjeżdżał do schorowanej matki i znów otaczał się murem.
Westchnęła ciężko. Bardzo chciała
wiedzieć co się dzieje z Lupinem i jego rodziną. Zawsze wracał z zadrapaniami i
drobnymi sińcami. Ale nikt nie chciał jej powiedzieć, co się dzieje.
Przynajmniej wszyscy zgodnie
zaprzeczali, co do jej podejrzeń o znęcaniu się nad Remusem.
Wstała z krzesła i wyszła na
korytarz.
Nie miała z kim podzielić się
swoimi obawami. Nikt nie był z nią szczery, stali za sobą murem od kilku lat, a
ona? Często czuła się jak przybłęda.
Rozmawiali o czymś zawzięcie, a
kiedy się pojawiała, to przestawali na moment rozmawiać i na siłę wymyślali
inny temat. Ale nie była jedyna.
Z Williamem też tak było. Może
nie w takim stopniu, ale jednak. Mieli swoje tajemnice do których nie
dopuszczali nikogo. I zaczynało ją to boleć.
Mogła na nich liczyć, to fakt.
Oni na nią też. Ale o ile ona przed nimi się otworzyła, to oni przed nią w
ogóle.
Zastanawiała się pół dnia nad tym
co dalej z sobą robić i nic nie wymyśliła. Miała nadzieję, że nie poniesie
żadnych konsekwencji tego, że nie włączyła się w pomoc przy przygotowaniach do
przyjęcia gości z innych szkół.
A może spotka kogoś kto też na
nią zwróci uwagę? Może w trzy miesiące uda się jej osiągnąć więcej niż przez
pół roku?
Weszła do Pokoju Wspólnego i od
razu jej wzrok napotkał Jego wzrok. Odruchowo już patrzyła na kanapę przy
kominku, gdzie zazwyczaj cała ich grupka siedziała. A teraz był on sam.
Uśmiechnęła się do Kartney'a i usiadła obok niego.
– Co tam? – Zagaiła niby od niechcenia.
– Nic... Prawdopodobnie muszę wyjechać i nie
wiem jak na to zareagują Parkesowie i wiesz... Znajomi. – Mruknął krzywiąc się
lekko.
– A twoja... koleżanka? – Dopytała a on
spojrzał na nią jakby nie wiedział o czym mówi. – Krukonka, tak?
– Tak... – Uśmiechnął się lekko. – Krukonki
obawiam się najbardziej. Gdzie się podziewałaś przez pół dnia?
– Myślałam, że nikt nie zauważy. – Mruknęła i
powróciła do rozmyślań.
– Wiem o czym myślisz... – Posępniał, ale nie
przestawał się w nią wpatrywać. – Jedyne pocieszenie jest takie, że dłużej z
nimi przebywasz. Ale fakt. Jesteśmy nadal obcy dla nich. Ciężko się wkupić w
taką paczkę... Tym bardziej, że trzymają się ze sobą od początku. Można jedynie
liczyć na małą uwagę z ich strony, ale prawda jest taka, że widzą tylko siebie
wzajemnie, widzą swoje problemy... Nas nie dostrzegają, albo dostrzegają jak już
nie są pochłonięci sobą.
– Myślałam, że wariuję. – Zaśmiała się słabo.
– Wiesz... Dawniej trzymałam się z Ann... Lubiła rządzić, była pępkiem świata,
ale ona o tym wiedziała, a mi nie przeszkadzało, że wszystko kręci sie wokół
niej. A tutaj... Dziewczyny są fantastyczne, ale ja jestem dosłownie piątym
kołem u wozu. Dorcas i Lily skoczyłyby za sobą w ogień... Katherina zawsze
chodzi swoją drogą, ale jednocześnie jest zawsze z nimi... Jane... Z nią mi się
najlepiej układa. Jest prawie taka jak Katy. Cichsza wersja, spokojniejsza i
mniej emocjonalna. A ja... Ja do nich nie pasuję. Oni mają swoje tajemnice,
niby nazywają mnie już przyjaciółką, ale tak naprawdę niczym się nie różnię od
innych dziewczyn. Tylko to, że z nimi mieszkam i przebywam. Nic więcej. Żadnej
więzi, zwierzania się, niczego. Same babskie ploty i ewentualne sprzeczki
międzyzwiązkowe. – Jessica mówiła spokojnie wszystkie swoje przemyślenia. –
Lily i Dorcas zwierzają się Jane i Katy po tych ich słynnych romantycznych
randkach w świetle księżyca...
– Jakich randkach? – Zapytał William.
– Och... Jak jest pełnia, to chodzą sobie na
spacery. – Uśmiechnęła się lekko. – Potem siedzą i o tym paplają, a jak ja się
zjawiam to nagle cisza i zmiana tematu.
– A faktycznie... Wtedy co Remus do matki
jeździ. – Zauważył Kartney i spojrzał zdziwiony na Jessicę. Dlaczego on na to
wcześniej nie wpadł?
– Coś się stało? – Zapytała Jessica a on
pokręcił głową.
– Nie nic... Wracając do Remusa... – Zaczął a
ona przerwała.
– Nie chcę o nim rozmawiać. – Teraz ona stała
się smutniejsza i zauważył łzy w jej oczach. – Nie powinnam z tobą o tym
rozmawiać. Ale wiem, co by powiedziały dziewczyny. Przynajmniej ci się wygadam.
Jesteśmy przybłędami.
– W sumie. – William parsknął śmiechem. –
Remus jest zamknięty w sobie.
– Czasami mam z nim świetny kontakt... Ale jak
tylko ma jechać do domu to otacza się murem i wraca przemęczony. Myślałam, że
może go rodzice biją czy coś, bo zawsze jest obdrapany, ale Katy mówi, że w
domu mają paskudnego kota, którego przecież muszą karmić... Coś tam wspominała,
że jak byli razem to niestety miała z tym kotem styczność.
– Kot mówisz? – Zaczerwienił się lekko na
wzmiankę o związku Remusa i Katheriny. Za każdym razem jak ktoś o tym wspominał
czuł zazdrość.
– Tak... Katy mówiła, że chciała go nawet
zabić, ale matka Remusa zabroniła. – Zaśmiała się Jessica. Will spojrzał na nią
i zastanawiał się, czy ona na prawdę się nie domyśla. Widział od dawna, że Cay
jest zauroczona Lupinem i musiała nie dostrzegać pewnych rzeczy.
– Coś cię jeszcze trapi? – Zapytał uśmiechając
się lekko, a twarz Jess spoważniała.
– Szczerze? – Zapytała, a on kiwnął głową. –
Nie chcę pisać owutemów. Nie mam aspiracji zostać kimś wielkim, ratować ludzi.
Dzięki sumom mogę znaleźć pracę. Ale jestem w paczce, gdzie wszyscy piszą
owutemy. To dołuje. Poza tym pracowałam już u Madame Malkin i bardzo mi się tam
podobało. Lubię szyć i nawet mam swoje projekty.
– Możesz napisać przecież egzaminy... Nie
musisz potem podejmować kursów. – Zauważył a ona pokręciła głową.
– Jeżeli mam być szczera to wolałabym budować
swoje portfolio niż zakuwać na egzaminy, których mogę nie zdać. Wtedy bym po
szkole od razu wystartowała, a takto będę musiała się stresować dodatkowo. –
Stwierdziła blondynka i westchnęła cicho. – Ale boję się, że będę potępiona. Wy
wiecie, że chcecie iść na kursy.
– A ty wiesz co chcesz robić w życiu. Jeżeli
owutemy nie są ci do tego potrzebne, to zrezygnuj i pracuj nad portfolio. Tylko
do kwietnia musisz się zdecydować. Jeszcze masz czas na rezygnację, a myślę, że
jeżeli naprawdę cię lubią to zrozumieją to, że po prostu jesteś inna. –
Spojrzała na niego z rosnącym uśmiechem. Rozmowa jej zdecydowanie pomogła.
Jednak co wypowiedziane na głos stawało się prostsze. Patrzyli na siebie przez
chwilę i Jess poczuła się trochę niezręcznie. Nigdy ze sobą tak długo nie rozmawiali.
Właściwie to nie wie o nim za dużo, a jednak. Ktoś zauważył, że coś jest nie
tak... Ktoś zauważył jej brak.
Cześć! :) Przeczytałam wszystkie rozdziały w dwa dni i z przyjemnością mogę stwierdzić, że piszesz świetnie. Od pierwszego rozdziału twój styl pisania zmienił się na lepsze, piszesz dojrzalej. Cieszę się, że nie zaczęłam czytać rok temu, bo wtedy musiałabym czekać :D Rozdział podoba mi się, lekko się czyta, ogólnie cud, miód i malina :)
OdpowiedzUsuńxoxo, ja.
Witam :)
UsuńBardzo cieszę się, że podoba Ci się opowiadanie i dziękuję za miły komentarz.
Cieszę się również z tego, że widać jakieś postępy w mojej pisaninie :)
Zapewne rok temu byś się zniechęciła do czytania, po tej mojej długiej przerwie, ale teraz powoli to naprawiam. :)
Pozdrawiam serdecznie! :*
Hej@ :*
OdpowiedzUsuńDzisiaj też bardzo skromnie. Dopiero jutro będę mogła zwolnić obroty, a póki co nie gaszę swojego silniczka. Zaciągnęłam ręczny, żeby zjeść kolację i dla relaksu przeczytać rozdział, ale zaraz trzeba ruszać dalej, w siną dal, wgłąb podręcznikolandii :)
Nawet nie wiesz, jak mi się ten rozdział spodobał. Wiem, że to było dawno, bo 2015, ale chciałabym powiedzieć, że poczułam, jak wskoczyłaś o dwa stopnie wyżej, jeśli chodzi o styl pisania, opisy, akcje itp. Jestem pod wrażeniem :) Fajnie, że mogę sobie tak prześledzić Twój artystyczny rozwój w dłuższym czasie, to naprawdę wiele pokazuje :)
Cierpię za Dorcas i Syriusza, nawet nie wiem, komu mam bardziej współczuć, a jak sobie pomyślę, że to samo ma wydarzyć z Jamesem i Lily to już w ogóle boli mnie serce.
Jestem ciekawa, czy po tym wszystkim, czego Katherina dowiedziała się o byciu Aurorem, dalej będzie chciała w to brnąć. Mam nadzieję, że tak. To silna dziewczyna i ja w nią wierzę.
O, widzę, że William powoli zaczyna kojarzyć pełnię i Remusa, może jeszcze nie do końca, ale jednak coraz bliżej. Ciekawe, czy sprawa wyda się sama czy też on z Jess się dowiedzą na własną rękę.
Swoją drogą Jess to silna dziewczyna :) Nigdy bym nie sądziła, że może aż tak czuć się wyodrębniona. Marzę, aby to się zmieniło, bo lubię ją :)
Póki co, lecę zakuwać. Jutro po zajęciach mam zamiar odespać ten tydzień, podładować baterie i trzymaj kciuki, by udało mi się dobrnąć do końca tygodnia do 25 rozdziału :D
Pozdrawiam! :*
Uszanowanko!
UsuńPodziwiam Cię za samokontrolę :) Ja, gdybym miała zapierdziel i dorwała jakiegoś bloga, to byłoby po robocie :P
Ojej... Dziękuję Ci bardzo <3 Cieszę się, że widać jakiś postęp, chociaż tu się znów przyznam, że rozdział poprawiany był w lutym i na sto procent nie był pisany od początku, ale jak zauważyłam błędy stylistyczne, to je poprawiałam :D
Katherina ma świetne zadatki na aurora, no i jak się uprze, to potrafi zdziałać cuda :D A jak to dalej będzie z jej karierą, to będą wzmianki o kursie ;)
Jess w II części opowiadania wiedzie prym, więc myślę, że zaspokoję Twoją ciekawość, co do niej. Chociaż, chyba Twoja ciekawość będzie jeszcze większa :P
Co do reszty, to w sumie powoli w przyszłych rozdziałach będzie się wyjaśniało :)
Życzę powodzenia i masz rację, zrób co masz zrobić i idź spać!
Trzymam mocno kciuki, żebyś dobrnęła do 25 rozdziału (może nawet i więcej? :P)
Buziaki! :*
Samokontroli nauczyłam się stosunkowo niedawno, ale myślę, że tu nie o samą robotę chodzi, co o zmęczenie :D Inaczej to pewnie też byłoby po robocie :D
UsuńZa powodzenia nie dziękuję, co by nie zapeszyć :) Hola, hola! Wyjściowym marzeniem było 20, hahahah :D Chociaż nie ukrywam, byłoby cudnie do świąt być na bieżąco :D
Myślę, że tak do Nowego Roku się uwiniesz :P W II części opowiadania są rozdziały, które mają coś koło 15-20 stron, więc zacznie się trochę pod górkę :/ Ale dasz radę! :D
UsuńJeśli wciąż będą tak dobre, czytanie ich będzie czystą przyjemnością <3
Usuńoooooooooo <3
UsuńBardzo fajnie napisane. Jestem pod wrażeniem i pozdrawiam.
OdpowiedzUsuńDziękuję! :)
UsuńRównież pozdrawiam!