[muzyka]
Śmiać jej się chciało ze swojej
głupoty. Czemu się na to zgodziła? Od dwóch tygodni prawie każdą wolną chwilę
spędzała z dziewczynami w bibliotece, często był z nimi William czy Remus. A
one jak głupie robiły notatki do wypunktowanych zagadnień profesorów. Chciała
odpaść w etapie szkolnym, ale nie chciała też wypaść najgorzej, więc nieco
odświeżała swoje wiadomości o starożytnych runach.
Wiedziała, że jej koleżanki mają
o wiele większe ambicje i już nawet mierzą wyżej. Dorcas i Lily wiedziały, że w
etapie międzyszkolnym będzie rozliczana wiedza jak i projekt, i już myślały nad
zaklęciami czy eliksirem. Jane musiała jedynie powtórzyć cały materiał.
Katherina natomiast musiała powtórzyć cały materiał i musiała umieć go
zastosować w praktyce. Póki co, sprawiało im do frajdę, a ona nudziła się
kreśląc piórem coraz bardziej denerwujące runy. Miała dość już symboliki.
Dziękowała Merlinowi jedynie za to, że nie musiała uczyć się powiązań z wróżbiarstwem.
– Ładnie ci to wychodzi. – Parkes spojrzała na
jej notatki, a raczej bazgroły, gdzie od kilku minut kreśliła jedną runę,
której dodawała jakieś ozdobne elementy.
– Jak nie dam rady wiedzą, to za kaligrafię
dadzą mi punkty. – Jessica zaśmiała się i zmięła kartkę.
– Co to była za runa? – Dopytywała ją Parkes,
a ona rozprostowała zmiętą kartkę.
– Nie pamiętam. – Jess jęknęła i
przekartkowała notatki. – O jest! Gebo. Oznacza gościnność, obdarowanie. To
jest nudne. Dlaczego mnie wybrała?
– Kogoś musiała. – Jane spojrzała na nią z
lekkim uśmiechem. – Wiem, że to
brutalne, ale musiała kogoś wybrać. Ciesz się, że z tego, a nie z wróżbiarstwa.
Poza tym Remus miał głowę do run. Myślę, że pomógłby ci.
– On się uczy na zielarstwo. – Mruknęła Cay i
dalej kreśliła ślaczki na runie.
– Z tego co wiem, to Remus ma zielarstwo w
małym palcu. Chyba jako jedyny się nie denerwuje. – Katherina uśmiechnęła się
do Jess. – Myślę, że nie obrazi się jak mu przeszkodzisz. On ma dużo wolnego
czasu.
– Tak myślisz? – Szatynka uśmiechnęła się do
niej z wdzięcznością. Zebrała swoje rzeczy do torby, a książki ułożyła na
stosie. – Muszę je wypożyczyć. Dzięki Katy, może dzięki temu chociaż zdobędę połowę
punktów.
– Całą pulę. – Dorcas zaśmiała się.
– Tego bym nie chciała. Uczcie się pilnie. O!
William idzie. Do zobaczenia wieczorem! – Odeszła od stolika i poszła do bibliotekarki
z książkami.
– Pilne jesteście. – William opadł na miejsce,
które przed chwilą zwolniła Jess. – Jeszcze cieplutkie.
– A ty się nie uczysz? Przegrasz z Jamesem. –
Lily uśmiechnęła sie do niego złośliwie.
– Wątpię. Jak widzę, że on się nie uczy, to mi
się jakoś nie chce. – Odparł i zerknął Katherinie przez ramię. – Wieczorem
spotykam się z Thomasem i Larrym. Zapraszają cię też.
– Chętnie się wybiorę. Pokażę im trochę
Hogwartu. – Wróciła do notowania wszystkich zaklęć i ich zastosowań z trzeciego
roku. – Nie będziesz się uczył?
– Powtarzam do owutemów i tak. Nie zapominaj,
że w Magicstadt miałem większy materiał i jestem geniuszem transmutacji. –
Uśmiechnął się nie kryjąc skromności. Dziewczyny zaśmiały się. – Za pół godziny
spotykam się z Olivią.
– Ta Krukonka? – Zapytała Dorcas nagle
ożywiona.
– Nie. – Kartney zaśmiał się. – Stara znajoma.
– Myślałam, że nie masz ochoty jej widzieć. –
Parkes patrzyła na niego dziwnym wzrokiem.
– Już tak mnie nachodzi, że nie miałem siły
odmówić. – Wzruszył ramionami.
– Kim jest Olivia? – Dorcas patrzyła na nich
ze zmrużonymi oczyma. Widziała, że Katherina bardzo dużo wie o Williamie.
– To bratanica dyrektora Magicstadt. –
Odpowiedział powoli. – Stara znajoma...
– Nie lubi jej. – Dodała Katherina, a on
powoli kiwnął głową, dostrzegła w tym geście niepewność. Wiedział, że musi jej
kiedyś poszerzyć wersję historii, bo miała niepełny pogląd.
– I się z nią spotykasz? – Meadows spojrzała
na niego jak na wariata.
– Tak. – Kartney roześmiał się widząc reakcję
Dorcas. – To trudne do zrozumienia. Muszę już iść.
*******
Całe popołudnie miała zły humor.
Nie wiedziała czym ma tłumaczyć to, że denerwowała ją myśl, że William kilka
ostatnich godzin spędzał z Olivią. Teraz siedziała z Jamesem oraz Syriuszem i
jadła powoli kolację. Dźgała widelcem sałatkę i dopiero jak coś udało jej się
nadziać na widelec, to jadła.
– Coś taka nie w humorze? – Zapytał James, a
ona pokręciła głową. Odwróciła głowę w stronę wejścia. Chyba intuicyjnie
wyczuła obecność Williama, bo wchodził do Wielkiej Sali. W obecności Olivii.
Musiała przyznać, że była bardzo ładna. Wyglądali na zadowolonych i nie
powiedziałaby, że blondyn nie lubi swej towarzyszki. Wizualnie do siebie
pasowali, chociaż widziałaby przy niej kogoś jeszcze wyższego.
– A kto to? – James i Syriusz również patrzyli
na Williama. – Niezła.
– Wygląda jak ty. – Usłyszała Syriusza i
otworzyła usta ze zdziwienia.
– To znaczy? – Zapytała i poczuła rumieńce na
twarzy. Czuła się jakby dostała w twarz.
– No wiesz... Jeszcze rok temu pomyślałbym, że
jesteście spokrewnione, czy coś... No ale wiadomo, że tamto, to był niestety
efekt uboczny eksperymentów twojej mamy. – Powiedział Black, ale Katherina
odwróciła szybko głowę od Williama i poczuła się słabo. Oddychała głęboko i
zastanawiała się nad wyjściem z sytuacji.
– O Merlinie... – Usłyszała cichy głos
Syriusza. – Katy... To na pewno nie tak...
Wiedziała, że najlepszym wyjściem
z sytuacji jest po prostu wyjście z Wielkiej Sali. Wstała więc i obeszła stół
Gryffindoru jak i Ravenclavu. Byle William jej nie zauważył. Wyszła z Sali i
oparła się o chłodny mur. Dwa tygodnie się zastanawiała, gdzie mogła ją
widzieć. A przez kilka lat widywała podobne odbicie w lustrze. Była podobna do
byłej dziewczyny Kartneya!
Nie uwierzyła w bajeczkę o tym,
że ona była dziewczyną kolegi. Ona była jego dziewczyną i to jego zdradziła.
Upewniła się jak tylko zobaczyła ich razem. Zaśmiała się histerycznie i wbiegła
na schody. Miała ochotę płakać, krzyczeć i rozwalić coś. Nogi same poniosły ją
na trzecie piętro. Weszła do jednej z sal i przeszła, aż do kolejnych drzwi. Do
gabinetu Parkersona. Zapukała głośno kilka razy, trochę zbyt nachalnie.
– Katherina? – Otworzył zdziwiony. – Dopiero
jutro mamy zajęcia.
– Mogę wejść? – Zapytała prawie wybuchając
płaczem. Odsunął się robiąc jej miejsce, by weszła. Opadła na fotel i
wybuchnęła płaczem. Łkała głośno, a Parkerson cicho zamknął drzwi i obserwował
ją dłuższą chwilę, zanim usiadł na swoim fotelu. Nie próbowała się opanować
tylko ryczała jak bóbr.
– Wyczuwam zły dzień. – Patrzył na nią z
nietęgą miną. Nie często miał do czynienia z dziewczynami, a jeszcze rzadziej z
tymi płaczącymi.
– Przepraszam... Ale nie mam z kim o tym
porozmawiać. – Otarła część łez wierzchem ręki.
– Co jest Katy? – Zapytał ją i wyjął z biurka
Ognistą Whisky. – Tylko nie mów nikomu, że ze mną pijesz.
– Nie chcę pić... Od dwóch lat zapijam
problemy i robią się z tego jeszcze większe problemy. Merlinie, jaka ja jestem
samotna. Każdy ma mnie gdzieś, nawet nie widzą, że między mną a Williamem coś
jest! Ja od razu widziałam jak coś się kroiło między moimi przyjaciółmi. –
Ukryła twarz w dłoniach. – A dziś się okazało, że wyglądałam prawie tak samo
jak jego była dziewczyna!
– Ty i William? – Uśmiechnął się pod nosem.
Zażyłość w ich paczce była naprawdę duża.
– To niby tak dla zabawy, ale... Nikt nie wie,
bo to trochę dziwne. – Nadal płakała. – Nawet nie wiesz jak się czuję.
Proponując mi ten układ kierował się tylko tym, że byłam całkiem przypadkiem
podobna do jego byłej dziewczyny?
– Byłaś podobna? – Zapytał, a ona opowiedziała
mu o tym jakiego psikusa sprawiły jej eksperymenty matki i o tym jak w wakacje
matce udało się cofnąć efekty.
– Mam popaprane życie. Wiem. – Westchnęła
ciężko wycierając łzy.
– Myślę, że twoje przyjaciółki zrozumiałyby
twój problem. – Katherina z trudem opanowała parsknięcie.
– Jakbym im powiedziała, to doszłoby do
Jamesa, a nie wiem kogo by pierwszego zabił... Mnie czy Williama? – Pokręciła
głową i wybuchnęła histerycznym śmiechem. – Bo nie wiem czy to widać, ale
podobno jesteśmy bliźniakami!
– Co? – Paul spojrzał na nią jak na wariatkę,
a ona kiwnęła głową.
– To straszna historia. Rodzice uwierzyli
jakiejś głupiej pielęgniarce z Magicstadt... Wszystkie dokumenty Williama
wskazują na to, że urodził się rok wcześniej, jego dziadkowie jak go zobaczyli,
niby kilka dni po uprowadzeniu dziecka, to miał już ponad roczek... A jednak.
To jakiś kocioł, a ja nie wiem jak to rozwiązać. Z rodzicami nie mam kontaktu
ostatnio, bo są zajęci... Jakby James się dowiedział przed nimi... Nawet nie
chce myśleć... Piekło. – Pokręciła głową a Paul siedział w krześle dziwnie
milczący.
– A testy? – Zapytał, a ona pokręciła głową.
– Musielibyśmy zrobić to po kryjomu... A takie
rzeczy kosztują. – Ciężko westchnęła, już któryś raz tego wieczoru. – Myślałam
o tym dużo, bardzo dużo. Wszystko to mi śmierdzi jakimś przekrętem, a moi
rodzice w to wierzą. Każdy dowód łatwo obalić, a oni tak łatwo dali się nabrać...
Dlatego musimy teraz się ukrywać. Musimy najpierw zebrać dobry materiał
przeczący ich teorii, a to ciężkie. Nawet nie jest do mnie podobny, zupełnie
inne oczy, inna budowa ciała, inny nos niż w naszej rodzinie. Z resztą... Nie
wydaje mi się, żeby jego matka zrobiła coś tak strasznego.
– A kiedy się urodziłaś? – Zapytał ją dziwnie
zmienionym głosem.
– 28 października pięćdziesiątego dziewiątego
roku. William we wrześniu rok wcześniej. Widzisz jakie to wszystko naciągane
jest... Mój ojciec, pracownik Ministerstwa, jak mógł dać się tak nabrać? –
Pokręciła głową a Paul poruszył się na krześle niespokojnie.
– Wiesz... Szukali syna ponad trzynaście lat.
Myślę, że to wyniszczyło ich psychicznie, więc musisz nieco łagodniej oceniać
ich podejście do tej sytuacji, nawet jeżeli wydaje ci się, że na pierwszy rzut
oka widać jakie to nieracjonalne. – Mówił spokojnie, powoli dobierając słowa. –
Nigdy nie dowiesz się jak cierpieli przez te lata. Może gdybyś wiedziała o tym,
to inaczej byś to odebrała. Tymczasem ukrywali to przed tobą i nawet teraz nie
wiedzą, o tym, że ty wszystko wiesz. Z resztą... Jak mówiłaś, Twój ojciec to
pracownik Ministerstwa Magii i wydaje mi się, że wszystko dokładnie sprawdzili.
– Wszystko można podrobić. – Ułożyła się
wygodniej i pomyślała chwilę w ciszy. – Ale wydaję mi się, że jeżeli nawet jest
tak jak rodzice myślą, to Natalie musiała popełnić gdzieś błąd...
– Jak się nazywała? – Paul spojrzał na nią
dziwnie, aż jej ciarki przeszły po plecach.
– Natalie Kartney... – Wyszeptała i nastała
cisza, którą przerwało pukanie do drzwi.
– Proszę! – Parkes zauważyła zmianę w głosie
Paula, nie wiedziała czym to jest spowodowane. Odwróciła głowę i uśmiechnęła
się do stojącej w drzwiach Jane. Przyjaciółka była nieźle zdziwiona jej
widokiem.
– Jest pan gotowy na patrol? – Zapytała Jane
wchodząc nieśmiało do środka.
– Myślałam, że za godzinę masz patrol... –
Katy spojrzała na zegarek i dostrzegła kolejną zmianę w twarzy Paula. Odwróciła
się do Jane, która zachowywała się dziwnie...
– Mam jak zawsze problem z esejem na obronę.
Profesor Gray mówi, że piszę zbyt ogólnie. – Powiedziała szybko i potarła swoje
ramię. Katy kiwnęła głową i nastała dziwna cisza. Wstała powoli z krzesła.
– Usiądź... Wygrzałam ci. – Zaśmiała się do
przyjaciółki. Próbowała wyjść naturalnie, ale Jane dostrzegła, trochę fałszu w
jej śmiechu.
– Ej... – Spojrzała na nią uważnie. –
Płakałaś?
– Tak... Trochę stresu i mnie to przerasta.
Nie przejmuj się. Porozmawiałam z Paulem i jest trochę lepiej... Mam nadzieję,
że też przeszliście na ty? – Spojrzała na niego, a Jane omal nie parsknęła
śmiechem. Nie tylko do tego przeszli.
– Tak. – Uśmiechnęła się mimowolnie.
– Już idę. Dziękuję za rozmowę. Spokojnego
patrolu. – Machnęła im ręką i wyszła z gabinetu.
– Dużo czasu ze sobą spędzacie. – Powiedziała
cicho nie patrząc mu w oczy. Dlaczego czuła zazdrość o swoją przyjaciółkę?
– Wszystko w porządku Jane? – Podszedł do niej
i chwycił za ręce. – Miałaś rację co do niej, a ja zbyt pochopnie ją oceniłem.
Jest bardzo zagubiona i ciężko mi to mówić, ale to we mnie, a nie w swoich
przyjaciołach znalazła powiernika. Wiem, że może to wyglądać na coś innego, ale
nic między nami nie jest. Oprócz łączącej nas nici porozumienia... I chyba
rodzącej się przyjaźni. Tylko to.
– A ona o tym wie? – Elliot spojrzała mu
bursztynowe oczy. – Doskonale wiesz, że Katy jest dużo lepsza ode mnie. Jest
zabawna, piękna...
– Jane. – Położył jej palec na wargach.
Ucichła posłusznie widząc jak łagodny wyraz twarzy ma Paul. – Ty też jesteś
piękna... A Katherina... Fakt, jest urocza, ale z nią, to co innego. Nie
powinnaś być zazdrosna o przyjaciółkę... Kiedyś zrozumiesz, że nie mógłbym...
– Przepraszam. – Mruknęła cicho i pokręciła
głową.
– Muszę przyznać, że dobrze wybrnęłaś z
sytuacji... Esej. – Mruknął odgarniając jej włosy za ucho. Jane drgnęła
nieznacznie i pokręciła głową.
– Naprawdę potrzebuję pomocy. Jak się
sprężysz, to zdążymy do patrolu. – Opadła na fotel i wyciągnęła z torby
pergaminy. Parkerson pokręcił głową... Miał inne plany na tę godzinę.
*******
Dorcas patrzyła przez chwilę na
kalendarz. Jej oczekiwania, co do konkursu sprawdziły się. Miała niecały
miesiąc na zrobienie projektu, który miała zaprezentować po części pisemnej.
Ufała swoim zdolnościom i nie dość, że przygotowywała coś na pierwszy etap, to
szykowała kolejne plany na finał. Udało jej się wyciągnąć od Flitwicka
zapewnienie, że może już zacząć pracować na finał. Zyska trochę więcej czasu od
innych, bez łamania regulaminu. Nie wiedziała, kiedy pokochała zaklęcia. Po
prostu tak wyszło. Chociaż babcia twierdzi, że to po matce odziedziczyła
zdolności. Dostrzegła zmianę w Stephanie i nie wiedziała czym jest to
spowodowane, ale babcia naprawdę zmieniła się na lepsze, nawet przeprosiła ją
za to, co wyprawiała rok wcześniej. Teraz zaczynała ją lubić... Ba... Nawet
miała ochotę wyjawić jej, że jednak matka żyje. Pewnie po tej wiadomości
pożegnałaby resztki zgorzkniałości.
Dorcas przeglądała kolejne księgi
w poszukiwaniu czegoś na projekt. Musiała eksperymentować i trochę obawiała się
o siebie, bo większość zaklęć testowała na sobie. Po kilku dniach dostrzegła
zmianę w kolorycie jej skóry i gdyby nie Pomfrey, pewnie byłaby cała w różowej
wysypce. Położyła na łóżku księgę i wypisała z niej listę zaklęć, które mogą
jej się przydać. Ziewnęła i odłożyła wszystkie materiały na stolik obok łóżka.
Zasłoniła kotarami łóżko i położyła się na plecach. Codziennie starała się nie
tracić czasu tylko powtarzać materiał nie dość, że do konkursu, to jeszcze do
owutemów. Na zajęciach było już spokojniej i mieli mniej prac domowych, więc
mogła skupić się na powtórce.
Miała plany skończyć szkołę i
zacząć kursy w Anglii. Pewnie przygotowywałaby się w międzyczasie do ślubu z
Syriuszem... A teraz?
Większość jej planów legło w
gruzach i postanowiła zweryfikować swój plan. I tak nie miała nic do stracenia.
Jedynie mogła zyskać lepszy kurs niż w Anglii. W sumie, to spotkanie z
doradcami otworzyło jej oczy na jeszcze bardziej ambitniejsze kursy.
Westchnęła ciężko, bo nie było
jej lekko. Codziennie toczyła walkę z samą sobą, żeby nie zacząć wrzeszczeć i
płakać. Widok Syriusza ją pogrążał. Nie mogła znieść tego, że już go nie
obchodzi. Że z sobą nie rozmawiają... Że starają się na siebie nie patrzeć.
Dziewczyny niby z nią są, ale nie
do końca rozumieją, co się wydarzyło. Całe jej przyszłe życie stało się ruiną.
Fakt. Mogła się nie przyzwyczajać, ale była pewna, że ten związek, to ten na
zawsze.
Uśmiechnęła się ponuro i starła z
policzków łzy. Pozwalała sobie co wieczór na chwilę słabości. Oczywiście jak
dziewczyny nie patrzyły. Codziennie wieczór łudziła się, że Black wróci z podkulonym
ogonem, że powie jej, że to wszystko było pomyłką. Ale codziennie wieczór
przeżywała rozczarowanie. Próbowała jakoś żyć...
Ale przestała wierzyć w życie po
tym...
Trzy tygodnie ciągłej męczarni w
jego obecności... Śniadanie, zajęcia, obiad, kolacja... W międzyczasie
siedziała nad książkami modląc się o to, że wróci... Nie zapowiadało się.
Spostrzegła, że siedzi.
Spostrzegła, że ma hardą minę.
Tak Drocas Meadows...
Etap drugi.
Wstała szybko i pobiegła do
łazienki. Przemyła twarz wodą, a włosy spięła w kucyk i wypuściła kilka
pasemek. Zmieniła koszulkę na wyciągnięty sweter i zaczęła szukać jakiegoś
pudełka.
Zaczęła przeglądać swoje rzeczy w
szafie. Wywalała wszystko, co należało do Syriusza i wszystko, co od niego
dostała.
Nie wiedziała, że w ciągu kilku
lat koleżeństwa i piętnastu miesiącach związku uzbiera taką kolekcję pamiątek.
Zapakowała wszystko byle jak. Jeszcze tego brakowało żeby mieć jakikolwiek
szacunek do tych rzeczy. On nie miał szacunku do tego związku, sądząc po tym
jak się zakończył...
– Kici, kici... – Prawie znów płakała wołając
Muszka. Kot przyszedł do niej posłusznie. Jego też zapakowała do pudła.
Wrzuciła też jego miskę i jakieś zabawki. Przykryła wieczkiem. Miała nadzieję,
że nie będzie przeraźliwie miauczał, ale na szczęście nie wyczuł
niebezpieczeństwa. Wzięła kilka głębokich wdechów i wyszła z dormitorium. Już
na samym dole schodów usłyszała, że najwięksi kawalarze Hogwartu są w Pokoju
Wspólnym. Cieszyła się, że nie ma dużo osób. Nie chciała robić aż tak wielkiej
sceny. Siedzieli bez Williama na kanapie... Ich
kanapie. Śmiali się z czegoś głośno. Podeszła przed nich i bała się, że
widać po niej zdenerwowanie.
– Black. – Rzuciła hardo i z trudem na nią
spojrzał. Prawie rzuciła na jego kolana pudło. Dopiero potem zorientowała się,
że przecież tam jest kot. Miała nadzieję, że nie skrzywdziła go.
– Myślałem, że przestaliśmy się bawić w
prezenty wraz z zakończeniem związku. – Podniosła brwi do góry nie komentując
na głos jego wypowiedzi. James i Remus stali się dziwnie markotni.
– To tylko twoje śmieci. – Coś zaczęło stukać w pudełku i Syriusz
uniósł wieczko. Krzyknął kiedy z przeraźliwym miauczeniem wyskoczył na niego
Muszek. – To pa.
Odeszła kilka kroków i wiedziała,
że teraz wojna. Kot jeszcze chwilę się szamotał z Blackiem, bo niefortunnie
zaczepił się pazurami w jego swetrze. Na obojczyku i szyi Syriusza pojawiło się
kilka zadrapań. Zatrzymała się, kiedy usłyszała jego wściekły ton głosu.
– To kot do cholery! Wrzuciłaś go do pudla?
Nazwałaś śmieciem? Miałaś go prawie rok! To żywa istota! Ja nie mam miejsca na
kota! – Odwróciła się do niego powoli starając się być przy tym jak najbardziej
spokojna.
– Też nie mam miejsca. – Wzruszyła ramionami i
czekała na większą dawkę gniewu.
– Oswoiłaś go! – Wzruszyła ponownie ramionami.
– Trzeba było rozmyślić swój prezent wtedy...
Ja nie mam miejsca na cokolwiek, co do ciebie należało Black. – Widziała jego
zdenerwowanie na twarzy. Wiedziała, okazywała się właśnie bezduszną suką, która
wyrzuciła kota. Była pewna, że i tak i tak, Black zostawi kota, przecież nieraz
się z nim bawił, nawet jak była we Francji to kot był u niego. – To pa.
Po dłużej ciszy odwróciła się
ponownie i wróciła do dormitorium. Roześmiała się głośno i zamknęła szafę. Nie
sądziła, że da za wygraną tak szybko. Pewnie był zdziwiony. Jego Dorcas nie wyrzuciłaby kota. Za długo byłaś potulna Dorcas.
Coś mi się wydaje, że Paul rozwiąże problem Katheriny :D a ta scena z kotem, ehh przeczytałam ja jednym tchem wyczekując rozwoju wydarzeń.. umiesz nas zaskoczyć ty mały brutalu :D
OdpowiedzUsuńHej :D
UsuńZdradzę, że faktycznie Paul będzie grał kluczową rolę w rozwiązaniu problemu :)
Oj tam brutal... Daleko mi do brutala :D
Buzi :*
Rozdział świetny. Czy Syriusz i Dorcas będą jeszcze kiedyś razem? :D
OdpowiedzUsuńPoza tym, to tęskno mi za scenami z Williamem i Katy. Były super.
xoxo, ja.
Hej :)
UsuńJeszcze zastanawiam się nad losem Syriusza i Dorcas (razem jak i osobno), i nadal mam wątpliwości :)
Chodzi o sceny tak ogólnie czy te bardziej hot?
Bo jeżeli o te ogólne to będzie ich i to dużo, a te hot będą dużo złagodzone :)
Buziaki! :*
Czytam twoje rozdziały z zapartym tchem. Musze ci naprawdę pogratulować bo w porównaniu z pierwszymi wpisami zrobiłaś OGROMNY postęp ^^
OdpowiedzUsuńKurczę, wszystko teraz strasznie pokomplikowałaś, mam nadzieję, że to się wyjaśni ;) życzę weny :D
Cześć :)
UsuńBardzo się cieszę, że Ci się podoba :) Jednocześnie ja się cieszę, że jednak ktoś zauważa postępy i docenia moją pisaninę :)
Komplikacja jest potrzebna, bo przecież nie może być zawsze ładnie, pięknie i kolorowo :)
Dzięki wielkie za miły komentarz :*
Całusy! :*
Wczoraj znalazłam tego bloga i bardzo się cieszę ;) Zarwałam całą noc na przeczytane go. Masz dar pisania. Bardzo, ale to bardzo mi się spodobało. Mam nadzieję, że Łapa i Dori wrócą do siebie. Mogłabym o nich czytać cały czas ;D A Jily...no brak słów. Zawsze lubiłam ten parring. Ale u ciebie jest on inny, taki wyjątkowy ;D I Lily taka trochę nie podobna do siebie, przez to polubiłam ją jeszcze bardziej. No cóż czekam na rozdział i na więcej scen Doriusza i Jily <3
OdpowiedzUsuńPzdr;*****
Ann
Dzięki wielkie za miłe słowa :)
UsuńRozdział już zaraz będzie...
A jak potoczą się losy bohaterów, to ciężko powiedzieć. Wiadome jest, że Lily i James będą razem, ale co z resztą- nie wiadomo :)
Dobrnę dzisiaj do 20! A do końca tygodnia do 25! Ale super :D
OdpowiedzUsuńOooo, Jess będzie się uczyć z Remusem *_*
Ogólnie, to zaczyna się źle dziać w paczce. Robi się to widoczne. Ludzie zaczynają mieć swoje tajemnice, później nie podoba im się, że przyjaciele nie dostrzegają, iż coś jest na rzeczy. Szkoda. Wiem, że wszystkie przyjaźnie mają chwile kryzysu, ale i tak nie mogę tego przeboleć. Mam tylko nadzieję, że ten kryzys nie będzie trwał wiecznie, bo z rozdziału na rozdział niektórzy zaczynają się od siebie odsuwać...
Jestem ciekawa, co wyniknie niedobrego z okazji pojawienia się Olivii przy boku Williama. Nie wiem, co może się wydarzyć, ale mam złe przeczucia... :/
Ech... Jeszcze jeden rozdział i będzie 20 <3 *_*
Ale super, aż się cieszę i mam banana na twarzy :D
Też się cieszę, że już będzie 2 z przodu :) Po 30 rozdziale zaczną się dłuższe rozdziały, ale wierzę w Ciebie :D Dasz radę!
UsuńNo dokładnie, w każdych przyjaźniach są chwile kryzysu, dodatkowo tutaj masz dziewięć osobowości, które się od siebie trochę różnią. No i są młodzi, więc też jeszcze mają dziwne patrzenie na wszystko :D
Olivia w sumie trochę popsuła krwi Katherinie, ale jakoś nie dawała się we znaki, także spokojnie :)
Byle do 20! :*