[muzyka]
Black uważnie obserwował kota,
który drapał baldachim jego łóżka. Na szczęście pomocna różdżka Remusa już po
pierwszym dniu naprawiła i zabezpieczyła meble przed śladami po pazurach kota.
Muszek – słodki kociak, którego podarował Dorcas przestał być słodkim kociakiem
odkąd z nim zamieszkał. Drapał wszystko co mu wpadło w łapki, a jak wracał do
dormitorium ze swoich kocich wypraw i drzwi były zamknięte, to przeraźliwie
miauczał. Cieszył się, że przynajmniej nie załatwiał swoich potrzeb
fizjologicznych na jego ubrania, czy też łóżko. Ale czasem rano budził się z
kotem na twarzy i nie było to przyjemne uczucie.
James z kolei świetnie się bawił
widząc jak kot bierze górę nad Blackiem. Nawet uznał, że zwierze wyczuło co się
stało i teraz mści się na chłopaku. Zastanawiał się tylko jak Dorcas przepędza
zwierzaka ze swojego dormitorium, bo wiedział, że kot najpierw wraca do
dziewczyn, a dopiero potem przychodził do nich.
Syriusz nadal patrzył na to wredne
stworzenie, które kiedyś tak go rozczulało. Kot spojrzał na niego nie
przestając drapać baldachimu, nawet robił to bardziej zawzięcie.
– Masz prawo mnie nienawidzić. – Zaczął Black
modląc się, żeby żaden z chłopaków nie wrócił i nie zastał go gadającego do
kota. – Rzuciłem przecież Dorcas w niezbyt miły sposób, wyolbrzymiając małe
problemy, które nikomu nie przeszkadzały. Ale robię to dla jej dobra, stary.
Zdziwił się, kiedy kot skończył
drapać mebel, usiadł na przeciwko niego i patrzył mu dalej prosto w oczy.
– Chyba mnie rozumiesz. – Syriusz parsknął
śmiechem i podrapał się po głowie. – Wtedy, w Sylwestra miałem jej się
oświadczyć... Ale mam wstąpić do Zakonu Feniksa i chyba rozumiesz, że nie chcę
jej narażać na niebezpieczeństwo. Rozumiem twój gniew na mnie, ale mam
nadzieję, że nasze stosunki teraz będą poprawne.
Chwilę jeszcze na siebie
patrzyli, ale kot w końcu poruszył się i powrócił do drapania baldachimu. Black
przewrócił oczyma, w myślach wyzywając kota od najgorszych zwyrodnialców. Opadł
na poduszkę kręcąc głową ze swojej głupoty. Gadał do kota, a on i tak miał go
głęboko w poważaniu.
*******
Katherina nie wiedziała jak długo
uda jej się uciekać przed Williamem. Wynajęła biedną Jessicę do tego, aby
mówiła mu, że Parkes przekłada zajęcia z Parkersonem, a tak naprawdę chodziła na
nie sama. Tylko po to, żeby go unikać. Udawało jej się przez tydzień... W sumie,
to równe osiem dni chowała się po kątach, "odwoływała" zajęcia z
Paulem i jak już William chciał z nią rozmawiać, to wymigiwała się od tego. Z
resztą tak często jej nie nachodził. Dużo czasu spędzał ze swoimi kolegami z
Niemiec i kilka razy widywała go w towarzystwie Olivii. Czasem w trakcie
posiłku widziała jak się do niego dosiadała i Katherina wtedy darowała sobie
kolację w Wielkiej Sali. Ogólnie darowała sobie jedzenie. Przygotowywała się do
konkursu i w międzyczasie planowała przygotowywania do kursu aurorskiego.
Czasami lubiła sobie pobiegać, ale nigdy nie zwracała uwagi na to jaki dystans
przebiegła i przez jaki czas. Teraz musiała mieć regularny trening. Już na
drugi dzień po tej przykrej sytuacji w Wielkiej Sali Katherina poszła biegać na
błonia. Przemarzła, zmokła, zmęczyła się, miała zakwasy, ostry ból gardła i
katar. Ciepła kąpiel i eliksir pieprzowy przywróciły ją do normalnego stanu.
Przez kolejne dni, codziennie wstawała wcześniej i biegała, a raczej truchtała
przez godzinę. Lily twierdziła, że musi wyrobić sobie wytrzymałość, ale Parkes
traciła cierpliwość. Szczególnie źle jej było jak wracała po bieganiu
zmarznięta, a jej przyjaciółki spały w najlepsze. Ale czego się nie robi dla
kariery?
Jadła sałatkę i jednocześnie
powtarzała teorię na konkurs. Lekcje z Paulem szły jej kiepsko. Na kursie z
obrony wypadała świetnie, więc chociaż tym się pocieszała. Poprawiła się w
zwykłym pojedynku, ale nie mogła uzyskać tego efektu "wow". Poza tym
dużo rozmawiała z Paulem. Wracali do tematu rzekomych bliźniaków i podsyłał jej
pomysł, jak sprawdzić wiarygodność śledztwa jej rodziców. Cieszyła się, że
zdążyła przepisać część znalezionych materiałów i co wieczór czytała je
uważnie. Ale wszystko na co wpadali było albo zbyt niebezpieczne, albo zbyt
drogie, albo musiałaby pytać rodziców, a oni znów przepadli na którejś z misji
dla Zakonu.
Słyszała jak dziewczyny paplały
coś wesoło, ale ona juz dawno przestała ich słuchać. Niby się przyjaźniły, ale
tak naprawdę każda miała swoje problemy na głowie i przestały już dawno
interesować się sobą nawzajem. Ale najśmieszniejsze było dla niej to, że dawało
się wyczuć jak bardzo są niezadowolone z faktu takiego, że na ich problemy nie
zwraca się uwagi. Dorcas na przykład ciskała piorunami jak pojawiała się jakaś
wzmianka o Syriuszu, wściekała się z byle powodu, a w nocy płakała cicho i
myślała, że nikt nie słyszy. Jane zawsze była cicha i tajemnicza, ale ostatnio
przesadzała. Widywały ją w bibliotece, w czasie zajęć i czasem na posiłkach. Na
kolacje nie przygodziła już od początku roku. Ale jej zachowanie nie błagało o
pomoc. Lily z kolei przeżywała mały kryzys z Jamesem, bo ten jak ma wybór
spędzić czas z nią, czy z Syriuszem, to wybierał Blacka. Prawie zawsze. Kilka
razy Katherina miała wrażenie, że Lily próbuje z nią zacząć ten temat, ze może
wpłynęłaby jako kuzynka na niego, ale Parkes miała swoje problemy i tak jej
odpowiedziała. Jess jako jedyna nie miała problemów. Chodziła na zajęcia, potem
się uczyła, potem coś szyła czy projektowała. Chyba, że postać Remusa Lupina
można było nazwać problemem. Zbliżała się pełnia i znów Remus postawił wokół
siebie mur. Rozumiała ją, bo widać było, że się męczy. Szkoda, że nie znała
powodu.
Tak więc wszystkie miały
problemy, mniejsze bądź większe, ale nie potrafiły razem siąść i pogadać. Bo po
co zaplątać sobie głowę problemami innych osób...
– ... Co sądzisz Katherina? – Spojrzała
nieobecnym wzrokiem na Dorcas. Nawet nie zauważyła jak skończyła jeść kolację.
Zamknęła notatki i wstała z ławki.
– Nie słuchałam was, przepraszam. – Chwilę
czekała, bo myślała, że zbierają się do wyjścia. – Nie idziecie?
– Coś ty, jeszcze musimy dokończyć zjeść i
poplotkować... – Dorcas wskazała na swój pełny talerz. – Mówiłam, że William i
ta...
– Olivia. – Z trudem to imię przeszło jej
przez gardło. Dziewczyny też kilka dni temu dostrzegły podobieństwo obu
dziewcząt.
– No właśnie... Zauważyłam, że się... – Katy
ponownie przerwała przyjaciółce nieco tracąc cierpliwość.
– Doczepiła. Przykro mi Dorcas ale mam
konkurs, muszę się przygotowywać do owutemów, do kursów i nie mam ani ochoty,
ani czasu zaprzątać sobie tym głowy. I dziwię się, że ty jakoś masz ochotę
ględzić o błahostkach. – Wiedziała, że zareagowała zbyt ostro, ale już ją to
nie obchodziło. Denerwował ją jakikolwiek temat o Williamie. – Idę, do
zobaczenia potem.
Odwróciła się i starała się jak
najszybciej opuścić Wielką Salę. Westchnęła głośno za korytarzu, była dziwnie
zdenerwowana paplaniną brunetki.
– Katy! – Usłyszała za sobą Kartney'a i
przyśpieszyła kroku. Wolała udawać, że go nie słyszy. – Hej Katy!
Dogonił ją na pierwszym piętrze.
– Co tak pędzisz? – Zapytał, a ona czuła
rosnącą w gardle gulę.
– Staram się ćwiczyć w każdej chwili. –
Powiedziała szybko i skręciła w korytarz w prawo. Wybiła tym Williama z rytmu.
– Unikasz mnie? – Nie patrzyła na niego, ale
czuła, że się uśmiecha.
– Nie... Nie mam czasu... – Nie dokończyła.
Powoli zaczynała mieć zadyszkę i traciła nerwy.
– Ty jesteś zazdrosna? – Nie była pewna, czy
to pytanie, ale była pewna, że się uśmiecha. Zatrzymała się nagle i odsunęła
nieznacznie. Jaką ona miała ochotę mu przywalić.
– Nie, jestem wściekła na ciebie! – Wrzasnęła,
aż się wystraszył. Nagle jego twarz spoważniała. Chyba nie wiedział o co jej chodzi,
przez co bardziej się zdenerwowała. Zaczęła powoli drżeć ze wściekłości.
– Co się stało? – Spytał ją miękko, czym
jeszcze bardziej ją wkurzył. Ogólnie to, że stał, mówił do niej, patrzył na nią...
Wszystko w jego zachowaniu i osobie niesamowicie ją wnerwiało. Pieprzona troska
w każdym kawałku jego skóry!
– Może ty mi powiesz jak to jest z Olivią, co?
– Zapytała z wyrzutem, a on jakby odetchnął z ulgą... Nie przeczuwał burzy
wiszącej w powietrzu.
– Uczepiła się mnie... Nie wiem... – Zaczęła
się histerycznie śmiać.
– Nie wiesz jak odpędzić od siebie byłą
dziewczynę? Och... Skąd wiem? – Zapytała widząc jego pytającą minę. – Nie
trudno się domyślić. Nie trudno się jeszcze było domyślić, czemu to mnie
wziąłeś sobie na widelec! Bo tak się okazało przypadkiem, że jesteśmy podobne!
– Merlinie, Katy... – William spojrzał na nią
nie wiedząc co jej powiedzieć.
– W niej się kochasz, a ze mną pieprzysz? I ty
niby chciałeś mi pomóc? Mam nadzieję, że przynajmniej bardzo dobrze ci ją
przypominałam! – Zaklęła głośno, kiedy się popłakała. – Jesteś ohydny!
– Mój... Katherina... – Słyszała jego potulny
głos, ale uniosła rękę nie chcąc go słuchać. Stała tam z nim, nie wiadomo po
co.
– To nie ty byłaś do niej podobna. – Zaczął
cicho, a ona prychnęła. – To ona mi ciebie przypominała. Było na odwrót.
– Co? – Zapytała po chwili. Po ciele przeszły
jej ciarki. Spojrzała na niego, był strasznie zmieszany.
– Nie wiem, kiedy... Jak spędziliśmy pierwsze
wakacje, jak twoi rodzice mnie... Przygarnęli, to od tamtej pory... – Pokręcił
głową nie mogąc się wysłowić. – Zakochałem się wtedy w tobie, Katy.
– Ooch... – Nastała długa cisza między nimi.
Parkes oparła się o ścianę, bo sama pewnie by nie ustała. Jej ciało drżało, ale
już nie ze wściekłości... Jej gniew gdzieś się ulotnił. Kompletnie nie wiedziała,
co powiedzieć.
– Wiem jak to brzmi. Nienawidziłaś mnie
wtedy... Potem jak dyrektorem Magicstadt został jej wujek, to cała rodzina
sprowadziła się do Niemiec, a Olivia zaczęła z nami naukę. Nie miałem u ciebie
żadnych szans, a u niej miałem duże i tak wyszło. – Wytłumaczył cicho, a ona
kiwnęła głową czekając na resztę historii. – Niestety nie miała podobnego
charakterku do twojego... Schodziliśmy się i rozchodziliśmy przez półtora roku.
Miesiąc przed moim wywaleniem akurat byliśmy razem i na jakimś przyjęciu
zaszalała. Potem dowiedziałem się, że grała na kilka frontów, nie wiem co wtedy
myślałem... Wisiało mi to, Thomas się wkurzył strasznie i przywalił jej jakimś
zaklęciem. Wziąłem to na siebie. Nie wiem czemu akurat on się tak wkurzył.
– Przez ten cały czas? – Zapytała, a on mimo,
że nie dokończyła kiwnął głową.
– Tak... to była mała namiastka ciebie tam. –
Przeczesał palcami włosy czekając nie wiadomo na co. – Powiedziałem o tym
babci, twierdziła, że to tylko moje wymysły, że kiedyś zrozumiem dlaczego...
Dlatego, że jesteśmy rodzeństwem. Ale
to uczucie nie jest takie... Czyste.
– Muszę... – Wskazała na korytarz. Zmieszało
ją wyznanie Williama. Odeszła zostawiając go jeszcze chwilę. Dopiero jak
zniknęła za rogiem on odwrócił się i poszedł okrężną drogą.
*******
Zdziwił się, kiedy w dormitorium
spotkał Syriusza. James i Remus zniknęli gdzieś po kolacji i myślał, że Black
będzie z nimi. Zamknął cicho drzwi i chwilę wpatrywał się w Syriusza, który z
kolei gapił się na kota drapiącego jego szafkę nocną... A raczej blat szafki
nocnej. Jakieś czasopisma i świecznik leżały w nieładzie na podłodze.
– Całkiem tobą zawładnął, Łapo. – William
usiadł na łóżku obok.
– Tak... – Black pokręcił głową. – Muszę się
go pozbyć. Albo w klatce zamknąć, bo nie możemy się dogadać.
– Daj go Lily. – Próbował sobie zażartować.
– Lily zaczyna mnie nie lubić... W końcu
zabieram jej Jamesa. – Mruknął posępnie. Spojrzał na blondyna. Może i nie znali
się długo, ale widział, że coś się dzieje. Usiadł i przypatrywali się sobie
nawzajem. – Masz problem.
– Oj,tak. – Westchnął ciężko.
– Katherina. – Widział w jego twarzy ból.
– Tak. – Kartney zmierzwił swe włosy, bardziej
to się poszarpał za nie.
– Chlapnęło mi się przy niej, że ta twoja
koleżanka wygląda jak ona. Przepraszam. – Przyznał się od razu, a William
pokręcił głową.
– Zorientowałaby się i tak.
– Nie wyglądała wtedy na zadowoloną. Wiem co
myśli... – Zaczął, ale William parsknął śmiechem.
– Myślałem, że tylko jej będę musiał się
tłumaczyć. Jest na odwrót Syriuszu, najpierw poznałem Katherinę, potem pojawiła
się Olivia. – Zapatrzył się na kota, który teraz wspinał się po baldachimie. –
Daj mi tego potwora.
– Masz. – Black siłą odczepił kociaka od
drewnianej belki. Zwierzę próbowało się bronić i podrapać Syriusza. Uspokoił
się dopiero na kolanach Kartney'a, który głaskał go pod brodą. – Powiedziałeś
jej to?
– Tak... Jeszcze dodałem, że ją kocham. – Łapa
prawie parsknął śmiechem na widok zażenowanej miny Kartney'a. – Nie pytaj jak
zareagowała. Poszła sobie... Rozumiem jej zachowanie, ma nawet prawo się bać,
bo zachowuję się jak jakiś psychopatyczny zboczeniec.
– Cieszę się, że dochodzisz do tych wniosków
sam. Nie może być tak źle. Swoją drogą wydaje mi się, że Katherina ma z tym
problem, ostatnio dziwnie się zachowuje. Nie pytam o nic, bo zazwyczaj jak ją
widzę to z Dorcas. – Syriusz teraz również miał nieszczęśliwą minę.
– Katherina ma... Znaczy, my mamy problemy rodzinne. Nie pytaj... To ciężki i
grząski temat. Z resztą z tego, co wiem to Katy chętnie zmieni towarzystwo.
Denerwuje się, że dziewczyny widzą głównie tylko siebie, a wiesz jaka jest...
Sama nie powie, że jest źle. Poza tym, startujecie razem w konkursie. Ona ostro
zakuwa, a ty widzę jak leżysz cały czas i gapisz się w sufit. – Kartney odłożył
kota na podłogę. Black patrzył na niego z lekko uniesioną lewą brwią. – Lepiej
zniosę to, że ty z nią jesteś, a nie Parkerson. Lata do niego z każdą drobnostką,
jak na zajęciach zaczyna do niej gadać, to ona robi tak, żebym nie słyszał...
Mają już swoje sekreciki. Obawiam się, że Parkerson czuje się tutaj bardzo
samotny, a Katy zbyt często z nim spędza czas.
– Nie tylko ona. – Black mrugnął do niego.
Wyciągnął z szuflady Mapę Huncwotów. – Już dawno przestaliśmy pytać o wszystko
dziewczyn... Kiedyś było zabawnie, gdy James docinał Lily, jak widywała się ze
Smarkiem, a próbowała być taka dyskretna. Nie ona jedna z resztą. Dorcas i jej
podboje nie przeszły naszej... Mojej
uwadze. Katherina zawsze się zwierzała Jamesowi i jej nie musieliśmy podglądać, wiedzieliśmy z kim się
spotyka. Wiemy bardzo dużo... Wracając do tematu. Przysięgam uroczyście, że knuję coś niedobrego.
– To która najpierw? – William pochylił się
nad mapą, a Black zaśmiał się.
– Pokażę ci tylko gabinet Parkersona. – Odgiął
jedno zagięcie i pokazał palcem. – Co wieczór, godzina przed kolacją, potem
mają razem patrol. Raz zdarzyło mi się widzieć ją w innej porze, ale wieczorami
jak sprawdzałem mapę, to głównie wpadło mi w oko... Interesujący jest fakt, że
czasem mijają się z Katheriną i często prawie na siebie nachodzą... Ona i Paul.
No ale prędzej pomyślałbym o romansowanie z nauczycielem Katy niż naszą
grzeczną Jane... Jakoś łatwiej sobie wyobrażam Katheriną na jego biurku.
– Fuj... Wyobraziłem sobie to. Ale Jane zawsze
siedzi w książkach, jest dojrzała i mądra... Nie zdziwiłbym się, bo Parkerson
nie dość, że jest mądry, to jeszcze młody i chyba przystojny. W dodatku
nauczyciel. – William zaśmiał się. – Na trzecim roku mieliśmy na zastępstwie
nową profesorkę od zielarstwa. Prosto z kursu. Wywalili ją za romans z uczniem.
Każdy ją podrywał.
– Wyobraź sobie taką Sprout... – Syriusz
zaśmiał się i po chwili dołączył do niego Kartney.
– Chłopaki wiedzą o Jane? – Zapytał go, a
Black pokręcił głową.
– Remus pewnie by sprawdzał, czy nie łamią
regulaminu, a James... James to jeszcze
dzieciak. Puściłby plotkę, zaczął nabijać z Jane, a ona nie zasługuje na takie
traktowanie. Jest zbyt dobra, żeby jej wyrabiać jakieś świństwa. – Syriusz
odłożył na bok mapę. – Koniec psot!
– Czemu zerwałeś z Dorcas? Jakoś nie wierzę...
– Zaczął argumentować pytanie, ale Black i tak mu odpowiedział szybko.
– Mamy wstąpić z Jamesem do Zakonu Feniksa.
Nie chcemy, żeby dziewczyny były narażone na jakieś niebezpieczeństwo. James
też niedługo zerwie z Lily. Jakoś nie może jej zdradzić, to woli ją olewać, aż
ta zacznie się wściekać... Nie wiadomo ile to jeszcze potrwa. – Will zaśmiał
się. – Oczywiście wszystko między nami!
– Dziwny powód... Szczególnie jak weźmiemy pod
uwagę to, że one też będą w Zakonie. To zbyt pewne. Na twoim miejscu
podkuliłbym ogon i błagał Dorcas o powrót. – Widział jak dumna mina Syriusza
ustępuje powadze.
– Tylko, że my już jesteśmy w Zakonie, a
dziewczyny będą później brane pod uwagę... Możliwe, że to wszystko skończy się
szybciej niż myślimy. – Black ponownie się położył.
– Zrób jak uważasz. Swoją drogą, to też już
jestem w Zakonie. – Wstał z jego łóżka i poszedł do łazienki. Wystawił jeszcze
na chwilę głowę. – Wiesz, że potem możesz nie mieć szansy?
*******
– Remus? – Jessica usiadła obok Lupina.
Dochodziła północ i tylko jego zastała w Pokoju Wspólnym.
– Nie śpisz? – Zapytał a ona pokręciła głową.
– Zostawiłam tu notatki... Szyłam do późna. –
Wskazała na pergaminy na stoliku. – Nie wiem, czy wiesz, ale nie piszę owutemów.
– Wiem. – Uśmiechnął się do niej. – Miałem o
to pytać, ale ostatnio... Widzisz jak jest.
– Tak... Rozstali się, a my cierpimy. –
Podsumowała cicho. Bo faktycznie. Tak jakby cała paczka się rozpadła. Starali
się spędzać czasem ze sobą czas, ale głównie zakuwali. Nie było mowy o
zwierzeniach czy zabawie. – Ale niedługo Lily ma urodziny... Pewnie w sobotę
będzie czas usiąść, porozmawiać.
– Pewnie wrócę już z domu. – Powiedział
szybko. Przez chwilę panowała cisza. – Lily pewnie we wtorek nie będzie chciała
świętować. Przynajmniej nie tak, jak zawsze świętowaliśmy.
– Znowu mama? – Zapytała, nie zwracając uwagi
na resztę wypowiedzi.
– Tak. Jutro do niej jadę. – Pogładziła jego
dłoń, kiedy zauważyła jak posmutniał.
– Jesteś dobrym synem Remusie. Z początku nie
rozumiałam czemu tak często wyjeżdżasz, ale jesteś jej jedynym dzieckiem i
myślę, że jest bardzo szczęśliwa, kiedy cię widzi. – Uśmiechnęła się do niego
delikatnie. Jedynie kiwnął głową w odpowiedzi. Nienawidził jej oszukiwać.
Nienawidził siebie, że chce ją oszukiwać. Jessica zebrała swoje notatki.
– Idziesz już? – Nie chciał, żeby odchodziła.
Nie chciał zostawać sam.
– Jutro mamy zajęcia Remusie... Idź spać. I
głowa do góry. – Chwilę patrzyli na siebie. Spróbował się uśmiechnąć, ale nie wychodziło.
Zamarł, jak dostrzegł, że Cay nieznacznie się przybliżyła. Wstrzymał oddech z
kolei wtedy, jak dostrzegł, że delikatnie się przysuwa, że przymrużyła oczy...
To i on przymrużył... Poczuł delikatne muśnięcie obok jego ust, na policzku,
ale i tak chciał oddać ten pocałunek. Mimowolnie uśmiechnął się lekko. – Tak
myślałam, że to cię może rozweselić. Dobranoc Remusie. Nie siedź długo.
– Dobranoc Jess. – Odprowadzał ją dopóki nie
weszła na schody prowadzące do dormitoriów dziewcząt. Potem chwilę jeszcze patrzył
w tamtą stronę.
Im bardziej się do niej
przywiązywał, tym ciężej było mu wyjawić prawdę. Wiedział, że im dłużej to
odwleka, tym ciężej będzie jej to znieść. O ile w ogóle, będzie starała się to
jakoś znieść.
*******
Lily nie mogła uwierzyć w to, że
James wreszcie znalazł dla niej czas. Myślała, że pewnie wypyta ją co by
chciała dostać na urodziny, które miały być za pięć dni, ale póki co nie
poruszał tematu. Gadał jak najęty o quidditchu, o konkursie, o minionej pełni,
o tym jak z Syriuszem nocą włóczą się po Hogwarcie w poszukiwaniu kolejnego
tajemnego przejścia, o gościach którzy ich wkurzają, o Francuzkach, które
podrywa Syriusz, a on stara się je przepędzać, o pomysłach na nowe kawały, o
tym, że ludzie myślą, że "Huncwoci się skończyli". Na szczęście po
godzinie spędzonej w Pokoju Życzeń zmienił płytę.
– Moja rodzina bardzo cie polubiła. – Evans
uśmiechnęła sie mimowolnie. Już nieraz słyszała to zapewnienie.
– To chyba dobrze? – Zapytała go, a on objął
ją ramieniem.
– Przecież wiesz, że tak. Chociaż... Moją mamę
też z marszu polubili i widzisz jak to się kończy. – Zaśmiał się głośno. Jego
oddech połaskotał ją w czoło i poczuła przyjemne dreszcze. Tak... Dla takich
chwil wybaczyła mu w sekundzie wszystko. Kochała go... Mimo wszystko.
– Wiesz... Brakowało mi codziennie tego. –
Spojrzała na niego i delikatnie ucałowała w policzek. – Rozumiem, że Syriusz
musi czuć się strasznie, tym bardziej po tej akcji z kotem... Ale nie możesz...
– Wiem Lily. – Przerwał jej chłopak. – Ale
przynajmniej masz czas na naukę. W końcu zbliżają się owutemy i konkurs. Wiem
jaka ambitna jesteś, chcesz wygrać i wygrasz to. No i masz czas dla Dorcas, a
ona miewa się o wiele gorzej niż Syriusz... Przeproś ją, ale jednak Syriusz to
mój najlepszy kumpel i należy mu się moja lojalność, a trochę jest na nią
wkurzony.
– Przekażę przeprosiny... Nie jest z nią aż
tak źle. Szykuje coś wielkiego na konkurs, non stop siedzi w zaklęciach.
Najgorsze jest to, że nie stosuje ich na szczurach tylko na sobie. Już chyba
pięć razy była u Pomfrey, niby drobne dolegliwości, ale raz omal paznokci
wszystkich nie straciła. Poza tym przejmujemy się, bo Francuska szkoła ma
lepszy program od nas... Magicstadt jest na tym samym poziomie, ale oni mają
więcej czasu, przez co więcej umieją... – Zaczęła, ale przerwała słysząc jak
James się śmieje. – Tak wiem... Zbytnio się przejmuję. Ale to stresujące.
– Stresujące mówisz? – Zapytał łaskocząc ją w
czoło. Po chwili jego ręka delikatnie głaskała jej szyję. – To musisz się
rozluźnić Lily Evans.
– Co ty nie powiesz... – Wymruczała cicho
odczuwając coraz większą przyjemność. Odchyliła głowę do góry i złączyli swe
usta w pocałunku. Najpierw niewinnym, potem coraz śmielszym, namiętnym
pocałunku. Czuła niecierpliwość, czuła gwałtowność i czuła pożądanie. Szybko
pozbyli się swoich ubrań, delektowali się chwilą we dwoje jak najdłużej...
Lily z tęsknoty.
James na pożegnanie.
*******
I jest rozdział :) Następny będzie wstawiony tak za 3–4 tygodnie.
Dziękuję serdecznie za to, że ostatnio ruch się zwiększył na blogu. Nie ma nic bardziej milszego niż świadomość, że coraz więcej Osóbek tu trafia.
Dziękuję Kochani! :*
Wasza SBlackLady!
Rozdział jest fenomenalny:) Oh szkoda mi Dor, a teraz jeszcze Lilka będzie przechodziła przez to samo. Brawo Muszku! :D Denerwuj dalej Syriusza :) Ta scena była zabawna xD Jeszcze ta jego rozmowa. Przez chwilę myślałam, że kotek naprawdę go rozumie o.O Mógł mu wyczarować zabawki może by mu mebli nie niszczył. Ale kocham tego kotka♥
OdpowiedzUsuńWilliam i Kath...hmm...no nie wiem co o nich myśleć. Jak ona mogła się od niego odwrócić?! Z drugiej strony ją rozumiem :-) Kom jest krótki, ale ostatnio brak mi czasu. Czekam na kolejny rozdział :D
Pozdrawiam;*****
Kocham! Uwielbiam twoje postacie, są takie żywe i realistyczne. Ostatnio gdy czytam twoje rozdziały ciągle chce mi się płakać. I z jednej strony chcę cię pochwalić, że tak świetnie potrafisz wzbudzać emocje, a z drugiej kopnęłabym w tyłek wszystkich bohaterów, żeby się opamiętali :P Rozdział za krótki :( Pozdrawiam i życzę weny
OdpowiedzUsuńIiiiiiiiiii udało się! Dobrnęłam do 20! :D Ale super :D
OdpowiedzUsuńBardzo podobała mi się rozmowa Williama i Syriusza. Uważam, że William ma rację, Syriusz powinien błagać o wybaczenie Dorcas, póki może. Rozstanie się nie sprawi, że dziewczyny będą bardziej bezpieczne. Ale rozumiem też chłopaków, robią po prostu wszystko, co mogą, żeby nic im się nie stało :(
Cieszę się, że William wyjaśnił pewne kwestie Katheriny, teraz kwestia czasu, aż się ułoży - mam nadzieję :)
No i niech wreszcie Remus powie Jessice prawdę! To mnie boli, że jego boli :(
Co do Jamesa i Lily, to serce mi się kraja, zwłaszcza, że nie mam pojęcia, co przyniesie następny rozdział, co przyniesie ich związek. W jaki sposób on z nią zerwie, zwłaszcza po tak trudnej chwili :( Żeby się dowiedzieć, to chyba nie pozostaje mi nic innego, jak czytać dalej :)
Pozdrawiam :) Może jeszcze zajrzę tu dzisiaj, a tymczasem idę dokończyć rozdział 6 :) :*
Gratulacje! Właśnie otworzyłam szampana! :D
UsuńJeszcze (numerowo) 30 i będziesz na bieżąco! :)
Syriusz i James myślą, że będą bohaterami, a nieźle się na tym przejadą :D Ale o tym będzie akurat w rozdziale 30 :P
Szybciej na pewno będzie o tym, że Jess w końcu się dowie, że Lupin jest Wilkołakiem.
O tak, James i Lily mogą wywołać ból serca, ale finalnie myślę, że będziesz zadowolona.
Weny życzę! :)
Buziaki :*