[muzyka]
Katherina siedziała ponownie w
gabinecie Dumbledore'a. Była z nią opiekunka Gryffindoru, która wyglądała na
zawiedzioną, pani Pomfrey, jeden z medyków ze św.Munga, który kilka dni
wcześniej ją badał, Dorea Potter – jej opiekun na wypadek nieobecności rodziców
i czterech pracowników Ministerstwa Magii. Czuła, że ma kłopoty, bo nikt się
nie uśmiechał. Gdy weszła do gabinetu od razu poprosili ją, żeby usiadła. Matka
Jamesa zajęła miejsce obok niej i chwyciła ją za rękę. Parkes patrzyła
wyczekująco na dyrektora, który czytał jakieś dokumenty, a kiedy skończył
spojrzał na ludzi z Ministerstwa Magii.
– Usiądźcie i nie straszcie dziewczyny. –
Poczekał, aż wszyscy usiądą i spojrzał na Katherinę z uprzejmością. – Mamy już
twoje wyniki badań i są trochę niepokojące. Wiemy, co jest źródłem twoich
omdleń. Niepokojący jest fakt, że odpowiedzialna jest za to... psylocybina i salamandryna.
– Bardzo poważnie jestem chora? – Głos jej
drżał. Nie znała tych nazw i obawiała się jakiejś rzadkiej, egzotycznej
choroby. – Umrę?
– Chyba nikt od tego nie umarł. – Dumbledore
wyglądał jakby chciał się roześmiać. – Są to substancje naturalnego
pochodzenia. Obecne w grzybkach halucynogennych i w jadzie salamandry. Tak się
składa, że są to jedne z głównych składników Wywaru Iluzji.
– Och... Ale przecież, to silny eliksir
halucynogenny. – Widziała jak McGonagall ściąga usta w wąską linię. – Nigdy nie
piłam czegoś takiego! Jak to jest możliwe?
– To chcemy wyjaśnić. – Powiedział Albus
Dumbledore. Poczuła łzy pod powiekami. Obecność substancji we krwi, która
kwalifikowała się jako narkotyk, mógł pogrzebać jej szanse na bycie aurorem,
nie mogłaby zajmować żadnych ważnych stanowisk Ministerstwa Magii. Zaszlochała
głośno, na myśl o tym, że jej marzenie może się nie spełnić. Jej jedyny sposób
na życie. Poczuła jak Dorea mocniej ściska jej dłoń. – Panno Parkes...
– Są to śladowe ilości, które w połączeniu ze
zwiększoną dawką adrenaliny, powodują niedokrwienie mózgu, co skutkuje
omdleniami. – Powiedział Doktor McMillan. – Uważam, że eliksir ten mógł być
zażyty maksymalnie pięć miesięcy temu.
– Panno Parkes. – Usłyszała surowy ton
Profesor McGonagall. Wiedziała co ma na myśli. Jej wyjścia z zamku. Milczała i
robiła burzę mózgu. Przecież wiedziałaby, że była pod wpływem jakiś środków
halucynogennych. Wiedziała, że ją obserwują, a ona wstała i podeszła do okna.
Spojrzała na Zakazany Las i myślała przez chwilę, aż... Bingo! Ponownie usiadła i zwróciła się do Doktora McMillana.
– Niech pan opowie jak działa ten eliksir. –
Spojrzeli na nią ze zdziwieniem. Zdawała sobie sprawę, że pewnie myślą, że gra
na zwłokę, lub robi z siebie idiotkę, ale nie chciała rzucać bezpodstawnych
oskarżeń. – Jakiego rodzaju są halucynacje?
– Eliksir ten sprawia, że postrzega się
inaczej rzeczywistość. Urojenia, omamy wzrokowe i słuchowe. Zaburzenia
percepcji. Były przypadki , że czarodzieje pod wpływem tego eliksiru doznawali
objawień postaci z legend, bajek, osoby okryte sławą, znane głownie z
portretów. W połączeniu z alkoholem, omamy mogą być bardzo realistyczne, może
wydawać się, że coś się stało naprawdę. Zazwyczaj taki stan trwa kilka godzin.
Przy warzeniu eliksiru wykorzystuje się jad ze skóry salamandry.
Niedoświadczeni czarodzieje mogą pobrać jad wraz z krwią salamandry, która
dodatkowo przedłuża obecność tych substancji w krwi. Pani musiała mieć tego
pecha. Może wystąpić też swędzenie i wysypka. – Kiwnęła głową na znak, że
rozumie, bo rozumiała wszystko.
– Nie wypiłam go świadomie, profesorze. –
Powiedziała Katherina patrząc prosto w oczy Dumbledore'a. – Jeśli powiem, kto
mi go podał bez mojej wiedzy, jeśli powiem, kto mnie znalazł, kiedy eliksir
przestał działać, to czy w notatce w moich aktach będzie wyraźnie napisane, że podano
mi go bez mojej zgody i bez mojej wiedzy? Panie profesorze, bez tego nie będę
miała szans na kurs aurorski... Merlinie, ja mogę dać nawet wspomnienie!
– W dokumentach dla Departamentu
Przestrzegania Praw Czarodziei , w karcie zdrowia Munga i we wszystkich
dokumentach w szkole własnoręcznie wpiszę, że nie wiedziałaś, że ktoś ci go
podał. Tylko udziel nam tych informacji. – Zapewnił ją Dumbledore.
– Dalej Katherino. – Dorea prawie miażdżyła
jej dłoń w uścisku.
– Podał mi go Gregory Nurman. Znalazła mnie Madame
Rosmerta, która dodatkowo dała mi od niego coś w rodzaju prezentu z liścikiem.
– Wstała z miejsca i podeszła do Myślodsiewni. Skupiła się na tym, żeby przypomnieć
sobie to wydarzenie. Przyłożyła różdżkę do skroni i po chwili powoli odciągała
od siebie różdżkę. Widziała w odbiciu w oknie jak tworzy się srebrna nić od jej
skroni, aż do końca różdżki. Gdy skończyła, machnęła w stronę Myślodsiewni.
Schowała różdżkę i spojrzała na zebranych. McGonagall nadal miała surowy wyraz
twarzy, Pani Pomfrey uśmiechała się do niej pocieszająco, a ciocia Dorea wręcz
promieniała z radości, że faktycznie to wszystko było nieporozumieniem.
– W takim razie po przesłuchaniu świadków i po
zapoznaniu się z wspomnieniem, zostaną wpisane notki do pani akt. Zgodnie z
obietnicą, Profesor Dumbledore zrobi to osobiście. Dopóki nie wyjaśnimy sprawę,
to notki nie będą na stałe wpisane. – Odezwał się wreszcie jeden z pracowników
Ministerstwa Magii. – Panu Gregory'emu przedstawimy zarzuty posiadania środków
odurzających oraz podawania ich bez zgody poszkodowanych.
– Katherino, panowie potrzebują jeszcze
wspomnienie, żeby je zabrać do Ministerstwa. – Dyrektor podał jej małą, pustą
fiolkę, którą chwilę później wypełniła wspomnieniem.
– Myślę, że trzeba obejrzeć to wspomnienie,
zanim panowie odejdą. – Powiedziała profesor McGonagall. Parkes odwróciła
gwałtownie głowę i spojrzała na Doreę. Jako jej opiekunka musiała też na to
patrzeć.
– Ja... – Zaczęła Katherina nie wiedząc co
powiedzieć. – To wspomnienie jest trochę dziwne. Mhm, ja i on...
– To sie nie działo naprawdę, złotko. –
Pomfrey stanęła obok niej i położyła jej dłoń na ramieniu. Dumbledore kiwnął
głową i wraz z Doreą Potter, profesor McGonagall i pracownikami Ministerstwa
Magii zanurzyli głowy w myślodsiewni. To były najdłuższe chwile jej dotychczasowego
życia. Zdawało jej się, że minęła wieczność nim wrócili z podróży w jej
wspomnieniu. Dorea była mocno zarumieniona i patrzyła na nią pocieszająco.
– Merlinie, Katy... To było tylko urojenie,
słyszysz... Nic takiego nie miało miejsca! – Poczuła się zażenowana tym, że
musieli to oglądać.
– Wiem ciociu. – Odsunęła się od niej i
spojrzała ponownie w oczy dyrektora. Widziała, że mu ulżyło. Miała ochotę
płakać, ze szczęścia. – Czy moje omdlenia to stan przejściowy, czy to tak na
stałe?
– Myślę, że stan zdrowia panny Parkes omówimy
już z panią Pomfrey i doktorem McMillanem. – Powiedział do pracowników
Ministerstwa Magii.
– Oczywiście. – Powiedział ten, który według
Katheriny wyglądał najbardziej niemiło. – Jeżeli będzie rozprawa, to wezwiemy
panią. To wspomnienie jest mocnym dowodem na pani niewinność, dlatego jak
sprawa z Nurmanem się wyjaśni, to w pani aktach pojawią się odpowiednie notki.
– Dziękuję. – Uśmiechnęła się lekko i kiedy
pożegnali się, i wyszli z gabinetu ona odetchnęła głośno z ulgą.
– Krew salamandry w połączeniu z jej jadem to
silnie toksyczna substancja. – Powiedział medyk z Munga. – Proponuję, żeby w
piątek zacząć detoksykację organizmu. Przez dwa będzie pani podawany dożylnie
silny eliksir detoksykujący. W niedzielę zrobilibyśmy hemodializę, czyli cóż...
Krew z twojego organizmu będzie przetaczana i oczyszczana z toksyn. Po
hemodializie podamy również eliksir, który zregeneruje twoje narządy
wewnętrzne. Mogą być uszkodzone po tak długiej obecności toksyn. Wprawdzie jest
to małe stężenie, ale nadal to silna toksyna. Po tygodniu przybędę tutaj i znów
pobiorę krew do badania. Jeżeli znajdą się jeszcze toksyny, to potrzebna będzie
kolejna hemodializa.
– Czy to boli? – Zapytała Katherina, a on
skrzywił się.
– Tak. Środki łagodzące ból, mogą opóźnić detoksykację.
– Odwrócił głowę w stronę Albusa. – Jeśli zaczniemy w piątek, to myślę, że we
wtorek panna Parkes mogłaby wrócić na zajęcia.
– Czyli za dwa dni. Trzeba odwołać jej
zajęcia. – Powiedziała Dorea do McGonagall. – I trzeba powiadomić jej rodziców,
zgodę podpisze sama, ale to pewnie w piątek... I dobrze, żeby ktoś przy niej
był w trakcie tych męczarni.
– Nie martw się. Zrobimy wszystko, żeby nieco
umilić leczenie. – Zapewniła ją Pomrfrey.
– Czyli po sprawie? – Zapytała Katherina, a
Dumbledore spojrzał na Minerwę.
– Myślę, że profesor McGonagall powinna
odprowadzić cię do profesora Slughorna i usprawiedliwić twoją nieobecność na
połowie zajęć. My jeszcze zostaniemy, żeby omówić wszystko. Zgłosisz się w
piątek po zajęciach do Skrzydła Szpitalnego. I tak, Katherina. Już po sprawie.
Cieszę się, że nie było tak, jak wyglądało. – Uśmiechnął się do niej i
odwzajemniła gest.
– Uważaj na siebie. I pozdrów ode mnie Jamesa
i Lily. Niech mu wybije głupoty z głowy. – Zaśmiała się Dorea, a Katherina
wymusiła uśmiech. Widocznie matka Jamesa, nie wiedziała, że miesiąc wcześniej
jej syn zerwał z Lily. – Ustalę co i jak z twoim leczeniem, powiadomię rodziców
i muszę wracać do pracy. Przekaż mu, że napiszę do niego i ma mi pisać
codziennie o twoim stanie. Wszystko będzie dobrze, a teraz idź na zajęcia.
– Dziękuję za wszystko, ciociu. – Blondynka
przytuliła się mocno do Dorei i ucałowała ją w oba policzki.
*******
Codziennie robiła obszerne notatki
i była z nich bardzo dumna. Dział Ksiąg Zakazanych, do których miała teraz
dostęp, miał w swojej kolekcji wiele ksiąg do eliksirów. Dość nietypowych
eliksirów, które czasami klasyfikowały się pod substancje uzależniające, ale w
niektórych schorzeniach były wręcz wskazane w czasie leczenia. Ale głównie
interesowały ją składniki i ich właściwości. Rośliny, które zerwane o
odpowiedniej porze, mają lepsze właściwości. I zwierzęta. Obiło już jej się o
uszy, że krew zwierzęcia, które było spokojne miało lepsze właściwości. Z
wyjątkiem smoków. Te najniebezpieczniejsze miały najlepszą krew. Zapisała tę
uwagę i obiecała sobie, że porozmawia na ten temat z Jane.
Podniosła głowę, kiedy
zarejestrowała jak ktoś się do niej dosiada. Szybko się wyprostowała widząc
przed sobą Stephanie Pronton. Lily i babcia Dorcas polubiły się, rozmawiały ze
sobą dużo, ale zawsze była z nimi obecna Dorcas i teraz Evans była mocno
zdziwiona.
– Dzień dobry, Lily. – Kobieta nie uśmiechała
się do niej. Wyglądała jakby miała jakiś problem.
– Dzień dobry. – Odpowiedziała i usta drgnęły
jej nerwowo. Znała ponurą stronę Stephanie jedynie z opowieści Dorcas. Jej
babcia bywała wtedy oschła i nieprzyjemna w obyciu. Było aż tak źle, że
zabroniła Meadows kontaktów z przyjaciółmi. A w czasie jej pobytu w Hogwarcie
była bardzo miła dla wnuczki i starała się nadrobić stracone lata, kiedy to jej
ciotka się nią opiekowała.
– Rozmawiałam przed chwilą z Doreą Potter... –
Zaczęła, a Ruda zmarszczyła brwi zdziwiona.
– Dorea jest w Hogwarcie? – Niegrzecznie jej
przerwała.
– Już jej nie ma. Wasza przyjaciółka znów
miała kłopoty. – Westchnęła ciężko i spojrzała na nią zdesperowana. – Niech
Dorcas nie pisze swojej matce o tym, że jestem w Hogwarcie. Niech jej nie
wspomina, że naprawiam nasze relacje. Niech jej nie pisze nic na mój temat.
– Pani wie? – Lily zakryła usta, gdy pisnęła.
Patrzyła na babcię Dorcas zdziwiona i nie mogła przez chwilę wyjść z szoku. –
Ale jak to? Dlaczego...
– Wiem o tym, że Elizabeth żyje. A od Dorei
wiem, że lepiej, żeby nie dowiedziała się o mnie. Merlinie, Lily... – Kobieta
chwyciła twarz w dłonie i załkała cicho. – Elizabeth jest niebezpieczną kobietą
i boję się, że może skrzywdzić Dorcas.
– Rozumiem, że nie wyjaśni mi pani o co
chodzi? – Zapytała, a Stephanie kiwnęła głową. – Dobrze... Dorea na pewno miała
powód do niepokoju, więc porozmawiam z Dorcas.
– Dziękuję Lily. – Ścisnęła jej dłoń i
uśmiechnęła się z wdzięcznością. Dopiero teraz Lily zauważyła pogłębiające się
zmarszczki i delikatną siwiznę w ciemnych włosach. Stephanie wiedziała, że jej
córka żyje, na swój sposób chciała chronić Dorcas, a dopiero teraz zdobywa
zaufanie wnuczki... Była pewna, że życie Dorcas znów się zawali, że znów się
załamie.
– Cokolwiek robicie, poczekajcie na konkurs.
Wiem, że trzy tygodnie to dużo, a jeżeli faktycznie jej mama jest
niebezpieczna, to może się załamać... Dopiero co ją odzyskała. – Głos Lily
zadrżał a w oczach zalśniły łzy.
– Poczekamy, na pewno. Dorea i ja jesteśmy w
stałym kontakcie, Dumbledore też z nami nad tym siedzi. Będzie cierpiała na
pewno, ale moja córka zrobiła naprawdę wiele złego. – Pani Pronton uśmiechnęła
się smutno. Nagle otworzyła szerzej oczy, jakby sobie coś przypomniała. –
Syriusz Black! Merlinie... Lepiej, żeby znalazła z nim wspólny język.
– Raczej to nie możliwe. – Lily parsknęła i
pokręciła głową. – Nieźle nawywijał i wyraźnie powiedział, że nie żałuje i nie
chce z nią być. Ale pewnie pani o tym słyszała.
– Oj Lily... Jesteście jeszcze tacy młodzi i
robicie głupoty. – Pokręciła głową i uśmiechnęła się delikatnie. – Rok temu
zabroniłam jej tego związku, ale odkąd Elizabeth powróciła, wszystko stało się
inne... Syriusz jest takim samym pionkiem jak Dorcas i pewnie dla niego też to
będzie bolesne. Wybrał zły sposób rozstania się, ale mimo wszystko ją chroni.
– Merlinie! Kahterina miała rację! – Znów
zakryła usta, bo prawie krzyknęła.
– Jak mówiłam, jesteście młodzi. Porozmawiaj z
nią delikatnie. Po konkursie pozna smutną prawdę. Mam jedynie nadzieję, że
szybko się pozbiera. – Wstała od stolika i posłała rudowłosej delikatny
uśmiech. – Dziękuję Lily. Macie szczęście, że macie taką przyjaźń.
*******
– Katherina! – Lily wpadła do dormitorium.
Przystanęła i oddychała głęboko. Biegła od samej biblioteki, prawie zgubiła
książki i miała niezłą zadyszkę. Blondynka siedziała na swoim łóżku i pakowała
swoją torebkę. Jessica przy niewielkim biurku pracowała nad projektem, Jane
leżała na łóżku i się uczyła, a Dorcas została wyrwana z drzemki. Parkes
westchnęła ciężko i popatrzyła na przyjaciółkę, gotowa na wojnę. McGonagall
odprowadziła ją na Eliksiry, ale nie chciała opowiadać o wszystkim dziewczynom.
Potem się rozeszły, a kiedy zaczęła pakować najpotrzebniejsze rzeczy do
Skrzydła Szpitalnego, to przyjaciółki zeszły się w dormitorium, oprócz Lily.
Wiedziała, że była u dyrektora, ale szkoła potrafiła stworzyć takie plotki, że
pewnie Evans chce potwierdzenia plotki.
– Tak Lily? – Zapytała ją uprzejmie i nieco ją
wytrąciła z równowagi.
– Podobno znów masz jakieś kłopoty! – Usiadła
naprzeciwko przyjaciółki i wwiercała w nią zdenerwowane spojrzenie. Parkes
chwilę przypatrywała się jej i uśmiechnęła się lekko.
– James miał rację, twierdząc, że jesteś
urocza jak się wkurzasz. – Dorcas parsknęła śmiechem, co spowodowało, że Evans
prychnęła. – Tak Lily. Mam kłopoty, ze zdrowiem.
– O –Och. – Lily spojrzała na nią, tym razem,
przepraszająco i chwyciła ją za dłoń. – Co się dzieje?
– Chodźcie... Opowiem wam nieco o tym, co się
działo w październiku. – Poczekała aż wszystkie przyjaciółki siądą na łóżku
naprzeciwko niej. – W październiku byłam w Hogsmeade i spotkałam się z
Gregorym. Dolał mi Eliksir Iluzji do Ognistej i miałam halucynacje, że... cóż...
uprawiamy seks.
– Co za dupek! – Krzyknęła Dorcas i wstała z
miejsca wkurzona. –Chory dupek!
– Dorcas! – Parkes też wstała i chwyciła ją za
ramiona, żeby nieco ją uspokoić. – Używa się w tym eliksirze jadu z salamandry,
ale zrobił go źle, bo krew salamandry też tam była. Mówili, że działanie
toksyny jest wtedy silniejsze i dłuższe. To powoduje u mnie omdlenia, kiedy
walczę. Dopiero dziś się dowiedziałam. Dałam im wspomnienie, mam nadzieję, że
Rosmerta to pamięta... Ale nie rozumiem, dlaczego on mi to zrobił? Wiecie... po
co mu był Wywar? Wystarczyłoby tylko trochę więcej chęci i na pewno bym się z
nim zabawiła.
– Bo jest kretynem. – Warknęła Meadows. – Jak
można zrobić takie świństwo? Merlinie, przecież to nielegalne!
– Spokojnie, jak sprawa się wyjaśni, to będzie
napisane, że mi go dolał i nie wiedziałam. – Katherina spojrzała na nie i
uśmiechnęła się słabo. – Muszę iść w piątek do Skrzydła Szpitalnego, bo będę
miała detoksykację organizmu i hemodializę.
– Auć. – Jane skrzywiła się na samą myśl. –
Będziemy mogły być z tobą?
– W czasie dnia tak. McGonagall zgodziła się,
a raczej przekonała Pomfrey, żeby dwie osoby mogły być ze mną w nocy.
Wytypowałam Williama i Jamesa. Pewnie będą się zmieniać. – Wzruszyła ramionami
i uśmiechnęła się słabo. – To był koszmar. Dopiero co zaczęłam wychodzić na
prostą z McGonagall, a tu taki skandal. Gdybyście widziały jej wzrok. Nie
odzywała się nic w gabinecie. A potem oglądała do wspomnienie, a mi było tak
wstyd!
– Tyle razy powtarzałam, żeby pilnować swoich
szklanek. – Meadows przytuliła przyjaciółkę.
– To kolega Sama, nasi ojcowie razem pracują,
lubiłam go. – Pokręciła głową. – McGongall powiedziała, że będzie mnie
informowała codziennie, o tym co się dzieje. Jest cudowną kobietą...
Powiedziała, że mam z tego wysnuć wnioski, że nie odejmie punktów, bo wtedy
miałam pozwolenie na bycie w Hogsmeade, że to była tylko iluzja i mam się wziąć
w garść, przetrwać leczenie i wygrać konkurs. Nawet się uśmiechnęła i
powiedziała, że cieszy się, że od tamtej pory nie rozrabiam. Teraz muszę czekać
na wieści od niej. Chciałabym od razu mieć to leczenie. Półtora dnia stresu.
– Dasz radę. – Jessica odezwała się po raz
pierwszy. – Swoją drogą... Jak to się robi? Eliksir Iluzji? Nie rozumiem,
dlaczego miałaś konkretnie taką wizję. Przecież halucynacje są różne, a u
ciebie chodziło o tą konkretną, ale nie rozumiem jak to możliwe?
– To stopień zaawansowany, a proces tworzenia
klasyfikuje się jako czarna magia. – Wytłumaczyła Lily. – Wspomnienia jest
łatwo wydobyć z głowy, można je zmienić, ale tylko częściowo i zmiana ta jest
widoczna. Ale jeżeli wyobrażamy sobie coś, co nie miało miejsca, to nie jest
wspomnienie. Żeby wydobyć tę myśl z głowy, potrzebne są wysokie umiejętności i
właśnie czarna magia. Wtedy taką myśl dodaje się do Eliksiru Iluzji, w taki sam
sposób jak umieszcza się wspomnienie w Myślodsiewni. Jakoś mnie nie dziwi, że
uczeń Durmstrangu to potrafi.
– Wow... Lily. Ale jesteś mądra. – Cay
spojrzała na nią z podziwem.
– Eliksiry to mój konik. A niebezpieczne
substancje też muszę znać. – Skrzywiła się nieco. – Swoją drogą... Przeglądałam
ostatnio moje notatki i wynotowałam trucizny. Zamówiłam też próbki zapachów i
smaków. Przyda ci się Katy na kursach aurorskich.
– Smaki? – Jane uniosła brwi, a Evans zaśmiała
się.
– Są bezpieczne. – Machnęła ręką i przyjrzała
się dokładnie blondynce. – Zamówiłam zestaw powiększony, więc myślę, że
Williamowi, Syriuszowi i Jamesowi też się przyda.
– Wow, Evans. – Dorcas klasnęła w dłonie. –
Wspaniałomyślna jesteś.
– Dorcas... Zawaliłyśmy też. – Lily spojrzała
na przyjaciółkę. – Ciężko się teraz z nimi rozmawia, ale niech wiedzą, że mimo
wszystko mają we mnie wsparcie.
– Brakuje mi ich... Znaczy Remusa, Williama i
trochę Jamesa. Ale nadal jestem wściekła, że z tobą zerwał, Lily. – Dorcas uśmiechnęła
się do nich smutno.
– Ej... – Evans zaczęła niepewnie. –
Podsłuchałam w bibliotece coś ciekawego. Niestety nie wiem, kto to mówił, ale
tyczyło się właśnie chłopaków. Usłyszałam, że zerwali z nami, żeby nas chronić.
– Pieprzenie. – Dorcas machnęła ręką.
– Ale Dorcas, to ma sens! Wszystko się działo
przed konkursami. Ty i bez konkursu byłaś zajęta nauką. Ja powoli zaczęłam
powtórki do owutemów, a jeszcze doszedł konkurs. To całkiem możliwe, że po
prostu się odsunęli, żebyśmy nie były rozproszone. – Wytłumaczyła Evans i
spojrzała na Katherinę, która miała ochotę uderzać się dłonią w twarz...
Wielokrotnie. – Z tego co mówi Katherina, to oni też mają napięty grafik.
– Może w przypadku Jamesa tak jest... Rozstał
się z tobą w sposób przyzwoity. Porozmawiał z tobą w cztery oczy, miał jakieś
argumenty... Słabe bo słabe, ale to może potwierdzić twoją teorię. Ale Black...
Upokorzył mnie przed naszymi znajomymi, a potem miał gdzieś, że mnie zranił. –
Brunetka odeszła na swoje łóżko. – Lily, możliwe, że James zrobił to dla
ciebie, ale Black raczej faktycznie miał mnie dość. Dobranoc.
– Dobranoc. – Odpowiedziała jej Jane, Jess i
Katherina. Lily przeniosła się na swoje łóżko i zaciągnęła za sobą kotary, tak
jak brunetka.
– Przynajmniej do Lily coś zaczyna docierać. –
Szepnęła Parkes, tak żeby usłyszały ją tylko Cay i Elliot.
*******
Zacisnął mocniej zamknięte
powieki, kiedy poczuł jak palce Katheriny przeczesują jego włosy. Powoli zaczął
się wybudzać, czując że kark mu zesztywniał od niewygodnej pozycji, w której zasnął. Ziewnął głośno i
rozprostował plecy, przerywając delikatną pieszczotę. Spojrzał na blondynkę i
uśmiechnął się słabo.
– Jak się czujesz? – Zapytał chwytając w swoją
dłoń, jej drobne, długie palce. Wyglądała na zmęczoną i chorą. Jej krew została przepompowana zaledwie kilka
godzin wcześniej i jej skóra nadal wydawała się poszarzała.
– Wszystko mnie boli. – Jęknęła i przymknęła
oczy. – Niech dadzą mi ten cholerny eliksir i pozwolą się wstać, wykąpać się,
zjeść i wyspać.
–Jeszcze kilka godzin i dostaniesz eliksir. –
Ścisnął mocniej jej dłoń. – Świetnie sobie poradziłaś.
– To zawsze słyszą kobiety po porodzie. –
Burknęła cicho pod nosem, czerwieniąc się lekko. Było jej wstyd. W piątek jak
trafiła do Skrzydła Szpitalnego, to od razu podali jej eliksiry detoksujące. Myślała, że dostanie tylko jedną fiolkę, ale
Pani Pomfrey powitała ją z tacą z sześcioma różnymi eliksirami. Już przy drugim
miała odruch wymiotny, niestety musiała się powstrzymywać. Zaraz po obiedzie
przyszli jej przyjaciele. Najpierw dziewczyny i William dotrzymywali jej
towarzystwa. I to pod koniec ich odwiedzin zaczęła mieć pierwsze objawy procesu
detoksykacji. Najpierw pojawiły się zimne poty i dreszcze. Kiedy wyszli i
przyszli Syriusz, Remus i James, poczuła pierwsze bóle. Jakoś się trzymała, ale
najgorzej było w nocy. Kartney nawet się nie zdrzemnął tylko wiernie trwał przy
jej boku. Przecierał jej twarz, odsłonięte ramiona oraz szyję okładami z ziół i
zimnej wody. Mówił do niej, trzymał za rękę i starał się nieco ulżyć jej w
cierpieniu. Zaczerwieniła się bardziej, kiedy przypomniała sobie, że prowadzał
ją, a raczej zanosił, do toalety. Była kompletnie bez sił, obolała, a on się
nią zaopiekował.
James też okazał się pomocny.
Przynosił jedzenie, zmieniał jej poduszki i opowiadał jakieś śmieszne
historyjki, które miały ją nieco rozerwać. Spał znacznie więcej niż Kartney, ale
sam zauważył, że blondyn robi tak dużo, że jego pomoc nie była potrzebna.
– Gdzie jest James? – Zapytała rozglądając się
po pomieszczeniu. – Która jest godzina?
– James jest na śniadaniu. Przespałaś kilka
godzin w spokoju, więc poszedł. – Splótł palce jej dłoni ze swoją i chwilę się
im przyglądał. Ucałował koniuszki jej palców i uśmiechnął się lekko. – Niedługo
mnie zmieni, pójdę coś zjeść, wziąć prysznic i wrócę.
– Prześpij się. – Potarła skronie próbując
zniwelować ból głowy.
– Odeśpię jak wrócisz. – Parsknęła śmiechem,
nie wiedząc zbytnio co mu odpowiedzieć.
– Dziękuję, że ze mną byłeś. Ale idź już...
Pewnie wyglądam jak brudna kupka nieszczęść. –Założyła za ucho kosmyk włosów.
Denerwowało ją to, że od dwóch dni nie brała kąpieli, a jej ciało lepi się od
potu. – Pewnie śmierdzę.
– Merlinie, Katy... Nie straszny mi taki
widok. Przynajmniej mam pewność, że nie jesteś idealna. – Zaśmiał się, gdy
trzepnęła go lekko w ramię.
– A tak chciałabym, żebyś mnie takiej nie
widział. – Udała, że się zawstydza.
– Nie odstraszysz mnie, Katy. – Zapewnił ją i
usiadł na łóżku. Patrzył na nią z góry, a jej zrobiło się nagle gorąco. – Może
w końcu o tym pogadamy?
– Will... – Wzięła głębszy oddech i odwróciła
od niego wzrok. – Przecież wiesz, że to był tylko eliksir. Nic się nie
wydarzyło ani wtedy, ani wcześniej.
– Wiem. Tylko jestem trochę zaskoczony, że
niczego nie zauważyłem wtedy... wiesz, w pierwszą noc. – Spojrzała na niego i
zdziwił się, że jest czerwona na twarzy. – Kolory ci wróciły.
– Czuję. – Mruknęła niezadowolona. – Sama nie zauważyłam
nic dziwnego.
– Widocznie anatomia splatała nam figla.
Żałuję jedynie, że nie wiedzieliśmy tego. Może otworzyłbym szampana. – Zaśmiał
się, próbując rozładować dziwne napięcie między nimi.
– Wystarczy, że były fajerwerki – Prawie to
wymruczała, a Kartney jęknął głośno. Jak to było możliwe, że ze: wstydliwej
włączył jej się tryb: kokietka i w jednej chwili go rozpaliła?
– Katherina! – Odsunął się od niej, ale nie
spuścił z niej wzroku.
– No co? – Wzruszyła ramionami. – Możesz być
pewien, że będę miło wspominała pierwszy raz.
– Merlinie, dziewczyno. – Pokręcił głową, ale
widoczne były iskierki rozbawienia w jego oczach. – Nie gadajmy o tym, kiedy
jesteśmy na etapie randkowania bez spania. Bo mam ochotę skrócić ten etap.
– Ej, jesteśmy po jednej randce. I to
nieudanej. – Przypomniała mu rozbawiona.
– Widzisz, teraz wiemy, że może być tylko
lepiej. – Odwrócił wzrok w stronę drzwi, które się otworzyły.
– Ona żyje! – Krzyknęła Dorcas i podbiegła do
łóżka przyjaciółki. – Gówniano wyglądasz.
– Język. – Evans przewróciła oczyma i stanęła
koło Meadows. – Coraz więcej brzydko mówi.
– I musisz jej pilnować? – William uniósł brwi
do góry.
– Niestety tylko ja mam cierpliwość, żeby na
bieżąco ją upominać. Ale patrząc na nią mam wątpliwości, czy chcę mieć dzieci.
Jak pomyślę, że czekałoby mnie to za dwadzieścia lat, to podziękuję. –
Podniosła ręce w geście poddania, a Dorcas parsknęła śmiechem.
– Jak trzeba, to potrafię być kulturalna. –
Przysunęła sobie krzesełko po drugiej stronie łóżka. – Jess już jest gotowa z
przymiarkami. Póki co moja sukienka wygląda żałośnie.
– Przestań marudzić, bo pójdziesz w worku na
marchew. – Jessica spojrzała na nią urażona. – Musiałam dać więcej materiału,
żebym miała z czego formować, to dzieło sztuki.
– Oj, żartuję. – Dorcas przewróciła oczyma. –
A twoja sukienka, a raczej materiał... O matko, Katherina. Jak wyobrażam sobie
ten kolor na tobie, to żałuję, że nie jestem facetem!
– Jaki kolor? – Zapytał William ożywiony, a
brunetka prychnęła.
– Nie powiem ci. – Pokazała mu język. – Uwierz
mi, Katy. Potrzymaj go w niepewności do balu. Jak cię zobaczy, to będzie
marzył, żeby ją z ciebie zdjąć!
– Merlinie, Dorcas. Ciszej. – Parkes skrzywiła
się, kiedy poczuła pulsowanie skroni.
– Przepraszam. – Westchnęła dziewczyna. – Jestem podekscytowana balem.
– Zostało jeszcze dwa tygodnie, nie wiem jak
to przeżyjemy. – Parkes spojrzała zdziwiona na Jane. Przyjaciółka rzadko
rzucała sarkastyczne uwagi i wiedziała, że coś jest nie tak.
– Will, idź już. – Poprosiła go, a on
niechętnie kiwnął głową. Wstał, pocałował jej czoło i równie niechętnie
odszedł. Drzwi zamknęły się za nim z głośnym trzaskiem, na który się skrzywiła.
– Jesteście żałośnie słodcy. – Skomentowała
Meadows, a Katy pokazała jej język.
– Też taka byłaś. – Wytknęła jej blondynka.
– Gdybyś nie była w takim stanie, to byś
oderwała. – Pogroziła jej brunetka i
wyjęła z torby czekoladę. – Tymczasem masz coś słodkiego.
– Dziękuję. – Parkes spojrzała uważnie na
Jane.
– Nie patrz tak. – Elliot westchnęła ciężko i
opadła na łóżko, tuż przy nogach Katy. – Chyba się zakochałam.
– Och! – Pisnęła Dorcas podekscytowana. –
Merlinie, Jane! To cudownie!
– Właśnie nie... – Przyjaciółka ukryła twarz w
dłoniach. – On nas uczy do cholery, nie mogę iść z nim na głupią potańcówkę,
nie możemy okazywać sobie uczuć, a poza tym... Wydaje mi się, że raczej sobie
wmawiam, to, że coś do mnie czuje. Jak zostanie w Hogwarcie, to pewnie zbałamuci
inną uczennicę, kiedy będę daleko stąd.
– Kochanie... – Katherina chwyciła jej dłoń i
pogłaskała ją. – Paul nie jest taki. Wiem, że słabo go znam, ale on naprawdę
jest przyzwoity. No i w kwietniu już go tu nie będzie, więc nie zbałamuci
innej.
– Przykro mi, że to mówię Katy, ale mam
wrażenie, że on gra z nami na dwa fronty. – Parkes chwilę milczała. Dostrzegła
rumieniec na policzkach Jane, nie ukrywała, że ją to nieco zabolało.
– Jane... – Zaczęła spokojnie powoli
dobierając słowa. Rzadko myślała tak długo nad wypowiedzią. – Zapewniam cię, że
nigdy nie zrobię świadomie czegoś, co może zranić twoje uczucia. Paul mi pomaga
i mnie uczy. Oczywiście, nasze rozmowy wybiegają poza temat nauki, ale żadne z
nas nie brnie w niewłaściwą stronę. Wytworzyła się między nami więź, ale nie
taka jak między tobą, a nim. Chciałabym, żebyś o tym pamiętała.
– Uwierz mi, że próbuję o tym pamiętać. –
Wyszeptała speszona swoimi podejrzeniami Jane.
– Moim zdaniem, nie powinnaś się o to martwić
Jane. – Lily pogłaskała jej plecy. – Jest inteligentny. Ma tyle lat co my, a skończył
szkołę prawie dwa lata wcześniej. Dla mnie nie jest dziwne, że zainteresował
się właśnie tobą.
– Lily ma rację. – Jess zmierzyła ją uważnym
wzrokiem. – Matka mocno przycięła ci skrzydła, Jane. Wiesz doskonale, że jesteś
piekielnie inteligentna, ale nie mogę pojąć, dlaczego wciąż nie ufasz lustrom i
nie dostrzeżesz swojego uroku.
– Merlinie, przestańcie. – Elliot przyłożyła
dłonie do palących policzków. Była skryta, jeżeli chodziło o jej relacje z
rodziną, ale nie wiedziała, że dziewczyny poczynią tak trafne obserwacje. Miały
racje... Od małego pojona była zapewnieniami, że jest inteligentna i na
szczęście nie okazało się, że to puste słowa. Ale wytykano jej wady w
wyglądzie. Włosy, które miały mysi odcień, przeciętny wzrost i mało
charakterystyczną sylwetkę. A kiedy była zaręczona z Jackiem, powtarzano jej,
że nic większego w życiu nie osiągnie i powinna czym prędzej włożyć na palec
obrączkę, póki jest zaślepiony.
Tylko teraz było jej ciężko
uwierzyć, że ktoś taki jak Paul jest zainteresowany właśnie nią. Tym bardziej,
że równie często widzi się z jej najlepszą przyjaciółką, która zachwyca urodą.
Wcześniej zdarzały się sytuacje, że chłopcy wykorzystywali ją, żeby być bliżej
Katy.
Przy Katherinie Parkes, Jane
Elliot zawsze będzie niewidzialna.
Co prawda jest już sobota od dwóch godzin, ale dla mnie to wciąż piątek :D
OdpowiedzUsuńNo i dobrnęłam do 25! No proszę, miało być do końca tygodnia 20, tydzień się jeszcze nie skończył i jest 25 <3
Coraz mniej akcji w Hogwarcie, aż jestem ciekawa, jak potoczy się akcja poza szkołą :D
A co do tego rozdziału, to jak zwykle był świetny :D
Kamień spadł mi z serca, gdy okazało się, że ten cały seks z Gregorym tak naprawdę w ogóle nie miał miejsca i że to z Williamem Katherina przeżyła swój pierwszy raz. Mam tylko nadzieję, że wszelkie procedury przebiegną pomyślnie i że w dokumentacji dziewczyny znajdą się wszystkie notatki podkreślające, że ona nie chciała zażyć tego eliksiru.
Ledwo dziewczyny ujawniły się przed sobą ze swoimi sekretami, a tu już Lily została zmuszona do ukrywania kolejnych informacji :( Wiem, że to jest dla dobra Dorcas, wiem. Aż nie mogę sobie wyobrazić, jak ją zaboli prawda. Swoją drogą ciekawi mnie, co tak naprawdę zrobiła jej matka.
Cieszę się, że Lily powoli zaczyna rozumieć, co tak naprawdę zrobili James i Syriusz. Jestem ciekawa, jakie teraz będzie mieć podejście do Huncwotów, jak potoczą się ich relacje z dziewczynami. Wciąż myślę, że zerwanie wcale nie pomoże im w zapewnieniu im bezpieczeństwa. Może gdyby tak szybko nie podjęli tej decyzji, sami by do tego doszli. Ale póki co jest jak jest, muszę się z tym pogodzić :/
Bardzo mnie cieszy, że Katherina ma tak cudnych przyjaciół, że są przy niej na dobre i na złe *_* Odwiedzają ją w Skrzydle, trwają przy niej i czuwają. To piękne <3
Co do Jane, to mam nadzieję, że wreszcie uda się jej uwierzyć w siebie :) Zasługuje na szczęście :)
Jutro zapewne zobaczymy się pod kolejnymi rozdziałami. Tymczasem pędzę spać.
Pozdrawiam cieplutko!
NOX :*
25! Otwieram szampana! :D
UsuńZaspoileruję: Katherinie nie zaszkodziła ta akcja z Gregorym i będzie na kurach :)
Lily trochę im odpuści :)
Co do Jane, to chyba każda kobieta w głębi serca obawia się pojawienia się rywalki. Tutaj Elliot widzi zagrożenie w Katherinie i choć wie, ze przyjaciółka jej nie podstawi świni, tak tej drugiej strony nie jest pewna. :)
Ale wszystko się ułoży ;)