Koniec października przyniósł
mocne ochłodzenie pogody. Lily sądziła, że dopiero w listopadzie będzie
zimniej. Zaczęła już chodzić w swojej najcieplejszej kurtce i wiedziała, że to
tylko kwestia czasu, jak będzie musiała znaleźć coś cieplejszego.
Jej zajęcia skończyły się trochę
później, niż planowo, ale przyzwyczaiła się już do tego, że wychodzi niezgodnie
z planem. Czas nadal upływał jej zadziwiająco szybko i nie czuła mijających
godzin. W weekendy wychodziła z Crystal zwiedzać Moskwę i bliższe miasta, a na
tygodniu starała się uczyć, tak, żeby nie musiała poświęcać na to dni wolnych.
Nadążała ze wszystkim i była dumna, kiedy na teście kontrolnym zebrała
najwyższą ocenę.
Dziwnym trafem kilka dni później
dostała list od profesora Slughorna, na który odpisała z radością. Dodatkowo
kupiła mu miód pitny i przekazała list oraz trunek pani Longbottom, która
akurat była w Rosji, żeby zebrać od niej informacje. Podała też listy do innych
przyjaciół i odetchnęła z ulgą, gdy Jess odpisała jej jako pierwsza.
Bała się o nią, ponieważ
pracowała na Pokątnej i od połowy września doszło tam do dwóch ataków. Na
szczęście nie było ofiar śmiertelnych, ale kilka osób wylądowało w św.Mungu.
Matka Franka zapewniła ją, że ulice są teraz patrolowane i póki co jest spokój.
Cay pracowała u Madame Malkin i opisała Lily całą sytuację. Wzięła dodatkowe
godziny w pracowni, żeby jak najwięcej zaoszczędzić na kupno lokalu z
Adalbertem. Zdziwiła się bardzo, bo Jess dawała sobie dziesięć lat na
rozkręcenie własnego biznesu, a tu już zaczęła działać.
Ale to nie był koniec dziwnych
pomysłów Jess.
Podobno miała już pięć
dermagrafik. Trochę zasłabła jak to przeczytała, chociaż nie zdziwiła się.
Prawdą było, że Jess była pierwsza do wszelakich zmian.
Ucieszyła się jednak, kiedy przeczytała,
że jej siostra Jocunda wreszcie jest po jej stronie i zaczęła ją wspierać.
Mocno trzymała za nią kciuki.
Dostała od niej szare rękawiczki
z ciepłego materiału, które obszyte były futerkiem i z dumą je teraz nosiła.
Czytała w różnych przewodnikach,
że Rosja to zimny kraj, ale nie spodziewała się, że aż tak bardzo.
Weszła do mieszkania i przywitał
ją śmiech Crystal z kuchni.
– Lily! – Jak zawsze wychyliła
głowę. – Matt już jest!
– Cześć Matt! – Zawołała Ruda i
weszła do kuchni. Brunet przywitał się z nią lekkim uściskiem. – Długo już
jesteś?
– Z godzinę. – Odpowiedział, a
Lily jęknęła.
– Błagam, wyciszcie najpierw
sypialnię, a potem się witajcie.
– Świntuch! – Krzyknęła jej
współlokatorka, kiedy Ruda wychyliła się z kuchni, żeby zebrać ze stolika Proroka
Codziennego. Pokazała język brunetce i usiadła przy stole. Już pierwsza strona
sprawiła, że szczęka prawie jej opadła.
MINISTERSTWO MAGII WSPIERA
ŚMIERCIOŻERCÓW?
Mogłoby się zdawać, że aktualny chaos jest wywołany tylko przez jedną
grupę czarodziei, których nazywamy śmierciożercami.
Mogłoby się zdawać też, że instytucja do której mamy tak wielkie
zaufanie, stara się z nimi walczyć i robią wszystko, żeby zapobiec kolejnych
atakom i zabójstwom.
Jak podają nasi informatorzy Ministerstwo Magii nie jest wcale tak
bezpieczne, jakby się niektórym wydawało. Coraz częściej słyszymy o tym, że
śledztwa zostały umorzone, bo nie ma dostatecznych dowodów. Osoby, które są
łapane na gorącym uczynku, tłumaczą się zaklęciem Imperiusa, ale już wiele lat
temu Biuro Aurorów zauważyło, że to podstęp.
Wczoraj, szef Biura Aurorów Alastor Moody, po raz kolejny wystosował
oficjalne pismo do Ministra Magii, aby ten pozwolił na używanie eliksiru prawdy
podczas przesłuchiwania osób, które podają, że były pod działaniem zaklęcia
Imperiusa. Minister Magii jest zdania, że jest to pogwałcenie Praw Czarodziejów
i oddaliło prośbę Biura Szefa Aurorów, który nie kryje oburzenia.
Do naszej redakcji napłynęło kilka ciekawych donosów, za które
serdecznie dziękujemy. W nasze ręce trafiła też ciekawa lista nazwisk osób,
które są powiązane z Sami–Wiecie–Kim i możliwe, że stoją za atakami. Kilka
nazwisk jest znanych ze względu na to, że piastują wysokie stanowiska w
Ministerstwie Magii.
Czy jest możliwe, że osoby, które w swojej pracy mają karać
śmierciożerców, tak naprawdę ich bronią?
Według źródeł osoby, które są podejrzane o kontakt z Lordem Voldemortem
to:
Malfoy Lucjusz (pracownik Międzynarodowej Współpracy Czarodziejów),
Rudolf Lestrange,
Rabastan Lestrange,
Antonin Dołohow (Wydział Substancji Odurzających),
Gregory Nurman (syn członka Wizengamotu – Alberta Nurmana),
Friderick Winsborn
(auror),
Bartemiusz Crouch Jr. (syn
szefa Międzynarodowej Współpracy Czarodziejów – Bartemiusza Croucha)
Wymienione nazwiska są najczęściej powtarzane w listach od naszych
informatorów. Osoby te są nam znane i mamy jedynie nadzieję, że informacje
wynoszone z Ministerstwa Magii nie są bardzo ważne.
Niestety tego nie wiemy.
Pewne natomiast jest to, że musimy być czujni!
Jocunda Oakby.
– Merlinie... – Lily spojrzała na
zdjęcia osób z listy i co w kilku przypadkach nie była zaskoczona, to jednak
trzy z nich mocno ją zdziwiły. Crouch, Winsborn i Nurman. Przecież Katy
spotykała się Gregorym i miała przez niego problemy, ale nie wydawało jej się,
żeby był śmierciożercą. Była pewna, że ten artykuł to dopiero początek i że w
Anglii wywołał burzę. Poczuła nieprzyjemny ucisk w żołądku, ale jedno musiała
przyznać.
Siostra Jess odwaliła kawał
dobrej roboty.
*******
Jessica starannie obszywała pas
dla Katheriny i drgnęła, gdy usłyszała dzwonek. Wyjrzała zza framugi drzwi do
zaplecza i uśmiechnęła się na widok Jo, która szła w jej stronę.
– Czytałam artykuł. Gratuluję. –
Ucałowała jej policzek, a siostra machnęła ręką.
– Mam już powoli dość, że nikt się
nie bierze za ludzi w Ministerstwie. Namówiłam naczelnego, żebyśmy coś skleili,
ale oczywiście każdy jeden taki odważny, że w końcu ja podpisałam artykuł.
Moody jest wściekły, bo sam podejrzewa, że z Biura Aurorów przeciekają
informacje, a nikogo jeszcze nie złapał. Ludzie do nas piszą jak opętani i
musiałam coś z tym zrobić, bo mnie szlag trafia, jak mijam codziennie Dołohowa,
a to najbardziej okrutna osoba jaką znam! Oczywiście jutro mam rozmowę z Moodym
i Ministrem Magii za ten artykuł, ale na pewno mnie nie wsadzą do Azkabanu. –
Zrobiła się nieco czerwona na twarzy ze złości, ale machnęła ręką i spojrzała
na to, co robiła Jess. – To ten pas dla Katheriny?
– Tak... Starczyło mi materiału
na dwie kurtki i jedną już mam gotową. Drugą zrobię z delikatnym trenem, ale to
jak skończę ten pas. Mam masę pracy, ale znów dostałam premię. – Uśmiechnęła
się Jess i siostra jej pogratulowała.
– Och, w sumie przyszłam, żeby
cię ładnie poprosić, żebyś wpadła jakoś o osiemnastej. Pomożesz mi nakryć, albo
zajmiesz się małą Jo. Charlie obiecał pomóc mi w kuchni. – Wyszczerzyła do niej
zęby, a Cay przymknęła oczy rozmarzona. Jej szwagier świetnie gotował.
– Uszyłam coś Joannie. –
Blondynka wstała i wzięła ze stołu ubranko, które uszyła dla dwuletniej Jo.
– Charlie będzie zachwycony! –
Jocunda spojrzała z uśmiechem na sukienkę wzorowaną na klubowy strój do
quidditcha Chluby Portree. – Cały czas mi mówi, że jak skończy pięć lat to
zacznie ją trenować.
– Chluba ma dobry sezon, więc
możesz być spokojna. – Zaśmiała się, gdy ta rzuciła jej sceptyczne spojrzenie.
– To mogę na ciebie liczyć? –
Zapytała ją Jo, a ona kiwnęła głową.
– Jasne. Będę o osiemnastej. –
Uśmiechnęła się do niej i pożegnały się szybko. Jess spojrzała na zegar i miała
nadzieję, że nie zapomni, żeby wyjść przed osiemnastą.
Madame Malkin wyjechała na
tydzień do Paryża, gdzie odwiedzała swoją córkę i zostawiła ją samą. Na
szczęście miała wrócić już jutro. Tłoku nie było tak dużego, jak końcem
sierpnia, dawała radę ze wszystkim, ale jednak wolała, jak Madame Malkin
zajmowała się dokumentami.
W ciągu dwóch godzin obsłużyła
sześciu klientów i dokończyła pas dla Katheriny. Tuż przed osiemnastą zamknęła
pracownię i kiedy już była przy przejściu do Dziurawego Kotła przypomniała
sobie, że zapomniała prezentu dla Joanny. Przeklęła w myślach, bo była już
spóźniona i biegiem wróciła do Madame Malkin.
Kwadrans... Była pewna, że Jo
będzie się na nią złościła, bo uwielbiała mieć wszystko dopięte na ostatni
guzik.
Przeszła szybkim krokiem przez
Dziurawy Kocioł i przeszła do zaułku z którego się teleportowała na
przedmieścia Glasgow. Przywitał ją deszcz, więc naciągnęła kaptur na głowę.
Miała do przejścia jedynie kilkadziesiąt jardów, ale już czuła, że kurtka jest
przemoknięta.
Zdjęła kaptur kilka jardów od
domu Jocundy. Spojrzała na budynek i poczuła przerażenie na widok Mrocznego
Znaku i kilku osób, które stały pod domem. Wyciągnęła różdżkę, gdy podbiegała
do furtki, ale schowała ją, kiedy rozpoznała Charlusa Pottera.
– Co z nimi? – Zapytała nie mogąc
opanować drżenia głosu, a ojciec Jamesa i Moody odwrócili się do niej. Potter
spojrzał na nią współczującym spojrzeniem.
– Bardzo nam przykro, panno Cay.
– Odpowiedział oficjalnym tonem, a ona wolno podeszła do drzwi.
– Mogę wejść? Jestem jej
siostrą... Ja chcę to zobaczyć. – Oczy jej się zaszkliły, ale spojrzała z
wdzięcznością na Moody'ego, który kiwnął głową na znak, ze może tam wejść.
Powoli weszła do domu i nie
spodziewała się, że zastanie ich już w przedpokoju. Broda zaczęła jej drżeć,
gdy spojrzała na bezwiednie leżące ciało jej szwagra. Ostrożnie przeszła nad
jego zwłokami i uklękła obok siostry.
– Jo, kochanie. – Spojrzała w jej
martwe oczy i ucałowała jej jeszcze ciepłe czoło. Nie musiała nikogo pytać, co
się stało i dlaczego. Ale żeby zamordować
całą rodzinę?
Otworzyła szeroko oczy, a oddech
jej przyspieszył. Dopiero po chwili wstała szybko z miejsca i rozejrzała się po
przedpokoju, szukając kolejnego ciała.
– Jo! – Krzyknęła rozglądając się
dosłownie po całym pomieszczeniu. Ściana do kuchni była rozwalona i wszędzie
unosił się pył. Spojrzała na Edgara Bonesa. – Gdzie jest Jo?
– Jess... – Zaczął łagodnie i
podszedł do niej bliżej. Spojrzał na nią poważnie i ostrożnie wypowiadał słowa.
– Jest mi strasznie przykro. Przed chwilą widziałaś jej ciało.
– Na górze czysto. – Do salonu
wszedł Leven, z jakimś innym aurorem i widać było, że jest zaskoczony jej
widokiem.
– Merlinie... – Przeszła obok
nich, przypadkowo trącając barkiem tego nieznanego jej aurora i wbiegła po
schodach na piętro. – Jo! Jo!
– Oszalała? – Usłyszała z tyłu i
odwróciła się patrząc ze złością na Edgara i Tobiasa. Otworzyła z impetem drzwi
do sypialni Jocundy i Charliego, gdzie były kolejne drzwi do pokoiku Jo... Ale
drzwi nie było.
– Jess... – Usłyszała, gdy
podeszła do ściany, gdzie zawsze były drzwi i próbowała je wymacać. Serce biło
jej tak szybko i głośno, że ledwo słyszała swoje myśli. Nigdzie nie było tych
pieprzonych drzwi!
– Sezam Materio! – Wyciągnęła
różdżkę i wycelowała w ścianę. Usłyszała cichy trzask, a potem zobaczyła szparę
w ścianie i pchnęła ją. Ukryte drzwi...
Jocundo, oby to podziałało...
– Moody! – Usłyszała krzyk
Edgara, a ona podbiegła do łóżeczka siostrzenicy i wyjęła zapłakaną dziewczynkę.
– Och, Jo! – Załkała przytulając
małe ciałko do siebie. Odetchnęła z ulgą i zaczęła głośno płakać, całując przy
tym główkę dziewczynki. – Och, Jo!
*******
Czuła się jak wrak człowieka i
tak wyglądała. Przez pierwsze dwa dni po śmierci Jocundy i Charliego była
dokładnie przesłuchiwana. Pierwsze przesłuchanie było dla niej dość przykrym
przeżyciem, bo sam Moody tym się zajął. Płakała prawie cały czas i jedyne co
powtarzała to ciągłe "nie wiem". Na sam koniec wydarł się na nią, a
ona na odchodne pokazała mu środkowy palec.
Następnego dnia przesłuchiwał ją
Charlus Potter. On był tym dobrym aurorem i odpowiedziała na kilka jego pytań.
Rodzice byli w kompletnej
rozsypce.
Mała Jo nie powinna przeżyć i nie
mogli spokojnie spać, bo bali się, że ktoś może po nią wrócić i dokończyć
robotę.
Śmierciożercy mordowali przecież
całe rodziny.
Pogrzeb był smutny.
Gdyby nie Adalbert u jej boku i
Eliksir Spokoju, zaczęłaby wrzeszczeć, a takto nie zrobiła przedstawienia. Zapisała
kilka słów, które chciała przeczytać, jako pożegnanie. Wiedziała, że ani mama,
ani tata nie są w stanie wykrztusić słowa. Matka Charliego wylądowała w
św.Mungu, gdy dowiedziała się o śmierci syna i synowej. Rodzice dawali radę bez
Eliksiru Spokoju, ale to na niej spoczął obowiązek pożegnania ich, bo oni nie
daliby rady rozegrać tego na spokojnie.
Stanęła obok pana, który
odprawiał całą ceremonię na cmentarzu w Portree.
– Chciałabym powitać wszystkich
zebranych i podziękować wam za przybycie. – Powiedziała spokojnym tonem głosu i
naprawdę była wdzięczna pani McSweeney, że dawała jej duże dawki eliksiru. – Żegnamy
dziś Jocundę i Charliego, którzy byli przez nas tak kochani...
Głos jej się załamał na chwilę i
wciągnęła głośno powietrze.
– Charlie był znany przede
wszystkim jako trener Chluby Portree. Dla mnie był znany z tego, że świetnie
gotował. Tę umiejętność stawiałam u niego wyżej niż quidditch. Był świetnym
trenerem i dzięki niemu Chluba Portree grała na wysokim poziomie. Był
kochającym mężem i ojcem. – Zawahała się na chwilę. – Jocunda... Jocunda była
oddana całym sercem rodzinie i pracy. Robiła to, co uważała za słuszne i zapłaciła
za to najwyższą cenę. Jo była cudowną starszą siostrą od której wiele się
nauczyłam i która ostatnio była dla mnie wielkim wsparciem. Do ostatnich dni
była wierna idei i nie schowała głowy w piasek, kiedy mogła ogłosić coś
strasznego i ważnego. Mam nadzieję, że jeszcze kiedyś się z nimi spotkamy. W
imieniu całej rodziny chciałam jeszcze raz podziękować za to, że przybyliście
pożegnać Jo i Charliego. Dziękujemy wam za wsparcie i ciepłe słowa.
Odeszła szybko do Adalberta i
pozwoliła się mocno objąć, gdy łzy zaczęły spływać po jej policzkach. Patrzyła
jak dwie trumny powoli opuszczają się do wykopanego dołu i razem z innymi
uniosła różdżkę do góry, na której koniuszku pojawiła się świetlisty punkt.
– Spokojnie, Jess. – Szepnął
Bert, kiedy zaczęła się trząść w jego ramionach. Słyszała jak jej matka głośno
zaszlochała, a ona nadal była cicho. Kamienna płyta z trzaskiem przesuwała się
powoli i ceremonia się skończyła.
Uścisnęła wiele dłoni i udawała,
że wysłuchuje wiele słów. Podeszła do mamy, która stała nad grobem Jocundy oraz
Charliego i objęła ją ramieniem.
– Musimy ukryć Jo. – Wyszeptała
matka i spojrzała na nią przerażona. – Dumbledore się z nami skontaktował. Za
tydzień uciekamy.
– Zostaję. – Powiedziała cicho i
miała nadzieję, że matka nie zacznie krzyczeć.
– Wiem, córeczko. – Przytuliły
się bardzo mocno i Cay znów nie mogła pohamować łez.
Mała Jo musiała być bezpieczna.
*******
Katherina patrzyła na Jess, która
siedziała na łóżku Adalberta ze szklanką Ognistej w dłoni. Była pełna podziwu,
że radzi sobie tak dobrze. Pomagała rodzicom z pakowaniem, zabezpieczała białymi
płótnami wszystkie meble, a przy tym prawie nie opuszczała na krok małej
Joanny. Parkes rozmawiała z dziadkami i zaproponowali Dumbledore'owi, aby
rodzice Jess ukryli się w ich domku w Hiszpanii. Dziadek był Strażnikiem
Tajemnicy i tylko on, babcia oraz Katherina wiedzieli, gdzie znajduje się dom.
Prawie wybuchała płaczem, gdy przypominała sobie jaką minę miała Jessica, kiedy
powiedziano jej, że dla bezpieczeństwa będzie lepiej, jeśli nie będzie
wiedziała, gdzie są.
Odstawiła pustą szklankę i
Katherina chciała nalać jej kolejną, ale Cay nie zgodziła się.
– Mam jeszcze dużo do zrobienia.
– Wyciągnęła spod łóżka mały kufer, który wzięła od Jess. – Zebrałam tu kilka
rzeczy, które należały do Jo i Charliego. Meaghan McCormac przyniosła strój
drużyny i koszulkę trenera.
– To miło z ich strony. –
Wyjąkała Katherina.
– Tak... Zebrali też trochę
pieniędzy, żeby mała miała jakiś start, gdy skończy siedemnaście lat. –
Blondynka otarła łzy, a Katy ścisnęła jej dłoń. – Dziękuję, że powiadomiłaś
dziewczyny. One i Will do mnie napisały, jestem naprawdę wdzięczna.
– Jakbyś potrzebowała pomocy, to
nie bój się i przyjdź do nas. – Parkes zdziwiła się, gdy Jess spojrzała na nią
nieco oskarżycielsko, ale chwilę trwało nim się odezwała. Z czułością złożyła
purpurową koszulkę z wyszytym złotą nicią nazwiskiem Oakby.
– Rodzice zostawiają mi dwa tysiące galeonów. – Wyszeptała i
Katherina usłyszała gorycz w jej głosie. – Dom będzie pod działaniem Zaklęcia
Fideliusa i nie będę mogła tam wrócić, bo ojciec będzie Strażnikiem Tajemnicy i
będzie lepiej jak tylko on będzie wiedział, gdzie jest. Wydaje mi się, że
wszystko zebrałam, ale do cholery... To mój rodzinny dom! Nie chcę przez kilka
lat siedzieć na głowie pani Malodorze.
– Nie siedzisz jej na głowie
Jess. Ona cię uwielbia. Ty i Bert byliście nierozłączni jako dzieci i teraz też
tak jest. Jest dla ciebie jak matka. – Przytuliła ją i ucałowała skroń.
– Tak bardzo chciałabym się zająć
Jo, ale nie mogę uciekać. – Wyszeptała zatroskanym głosem. – Za trzy dni wracam
do pracy, będę za nimi bardzo tęsknić, ale nie mogę zostawić Berta. Muszę go
bronić.
– Jess... – Katy przytuliła ją
mocno, ale blondynka wysunęła się z jej objęć.
– Dziękuję, że ze mną jesteś
Katherina, ale musisz już iść. Mam jeszcze wiele do zrobienia. – Parkes
przytuliła przyjaciółkę i niechętnie wyszła z pokoju. Zeszła na dół gdzie pani
McSweeney siedziała na fotelu i czytała książkę.
– Do widzenia. – Pożegnała się z
nią, a kobieta uśmiechnęła się do niej przyjaźnie.
– Do zobaczenia, Katherino. –
Wyszła przed dom i spojrzała w okno, gdzie był teraz pokój Jess. Na zebraniu
Zakonu Feniksa dowiedziała się, że atak był przeprowadzony tuż przed osiemnastą
i cały czas zastanawiała się, co by było, gdyby Jessica nie zapomniała prezentu
dla Joanny?
Czasami widziała jej martwe
ciało, gdy zamykała oczy, ale odrzucała od siebie jak najszybciej ten obraz.
Jej przyjaciółka nie była brana
pod uwagę w tej wojnie, uważana była za kogoś, kto sobie nie poradzi...
A to ona straciła rodzinę. To ona
opłakiwała śmierć siostry i szwagra, opłakiwała ucieczkę rodziców i los małej
Jo.
*******
Siedzieli w gabinecie na parterze
w Kwaterze Głównej i czekali aż zjawi się Moody z Charlusem Potterem. Paul
gawędził cicho z Edgarem Bonesem, który od kilku dni chodził, jakby bujał w
obłokach, bo wraz z żoną spodziewali się pierwszego dziecka i dowiedział się,
że to będzie syn. Opowiadał, że już ma dla dziecka sypialnię i że Tobias pomógł
mu złożyć łóżeczka, i to właśnie dlatego to Leven będzie ojcem chrzestnym
chłopca.
Umilkli, gdy wszedł Moody i warknął
jakieś słowa przywitania. Rodzice i Dorea przysiedli obok niego, a Charlus
zajął miejsce po lewej stronie Alastora.
– Państwo Cay zostali umieszczeniu
w kryjówce wczoraj rano. – Powiedział szef Biura Aurorów i spojrzał na Paula. –
Co nam powiesz o pannie Cay?
– Była w Gryffindorze, uczyła się
nawet dobrze, pracuje u Madame Malkin. – Powiedział, bo nie wiedział co ma
dokładnie odpowiadać... Z resztą, Potterowie i jego rodzice dość dobrze znali
Jessicę.
– Bones. – Warknął na niego.
– W czasie odwiedzin u Katheriny
Parkes nie zauważyłem nic, co by świadczyło o jej złych zamiarach. –
Powiedział, ale takim tonem jakby zadał pytanie.
– Myślę, że z początku nie
docenialiśmy jej. – Zaczął cicho Tobias Leven, a gdy Moody uniósł wysoko brwi,
kontynuował. – Spotkałem ją dwa razy i za każdym razem mnie zadziwiła. Jest
specyficzna i denerwująca, ale opiekowała się Katheriną w czasie nieobecności
pani Parkes. Gdyby nie ona, możliwe, że nie zauważyłbym krwotoku. W Glasgow
popełniłem wielki błąd, bo w czasie przeszukiwania piętra nie pomyślałem o
wielkości i rozkładzie domu. Myśleliśmy, że zwariowała, kiedy biegała i wołała
Jo.
– Z zeznań wynika, że w Proroku
nie wiedzieli, że ona ma dziecko. Drużyna, którą prowadził Oakby wiedziała, że
ma córkę i nawet ją znali, dlatego jest pewne, że to przez Proroka Codziennego
ją znaleźli i ona była głównym celem. Tego feralnego dnia były drugie urodziny
Joanny, Jess twierdzi, że siostra i szwagier byli pedantami, dlatego tak mało
rzeczy trzymali na wierzchu. Ponadto Jocunda była świadoma, że jej artykuły
mogą się nie spodobać pewnym osobom i pewnie dlatego drzwi do sypialni
dziewczynki były ukryte. Podejrzewam, że to ktoś z tej listy jest
odpowiedzialny za ich śmierć, a nie sam Voldemort. – Powiedziała Dorea, a
Charlus potwierdził kiwnięciem głowy.
– Chłopcy mówią o niej dobre
rzeczy. Faktycznie nie pasuje do Zakonu, ale w tych okolicznościach, nie mamy
wyjścia. Dziewczyna dużo wie o nas i lepiej trzymać ją blisko. – Powiedział
Potter.
– Moglibyśmy ją nauczyć leczyć
niegroźne rany. – Podpowiedziała Caroline. – Jest wiele drobnych zadań, które
mogłaby wykonywać i ważniejsze osoby nie musiałyby tracić czasu na bzdety.
– Czyli mamy decyzję? – Zapytał
Moody, a Paul i pozostali kiwnęli głowami.
– Katy się ucieszy. – Mruknął pod
nosem chłopak, a jego matka ścisnęła mu dłoń.
– Bones, porozmawiasz z naszą
krawcową na dzień przed następnym zebraniem. – Powiedział Moody, a ten ponownie
kiwnął głową.
– Nie, ja to zrobię. –
Powiedziała Dorea i przechwyciła pergamin z adresem Kwatery Głównej. Paul
spojrzał na ciotkę, która zwinęła pergamin i uśmiechała się lekko do męża.
*******
W pracy radziła sobie dobrze i
cieszyła się, że Madame Malkin była wyrozumiała. Nie robiła błędów, ani się nie
obijała, ale pierwszego dnia wolała być na zapleczu i to właścicielka
przyjmowała wszystkich klientów. W następne dni wróciła już do swoich pełnych
obowiązków i nawet ucieszyła się, że nadal potrafi zagadywać klientów i uśmiechać
się do nich.
Wróciła do domu McSweeney'ów i
gdy weszła do kuchni, zdziwiła się na widok matki Jamesa, która gawędziła z
matką Adalberta. Obie kobiety uśmiechnęły się do niej i przywitały się z nią.
– Pani Potter przyszła do ciebie.
– Powiedziała Malodora i uścisnęła jej ramię, zanim wyszła z kuchni i zamknęła
drzwi. Dorea machnęła różdżką w ich stronę i była pewna, że rzuciła zaklęcie Muffliato.
– Masz ładną kurtkę Jess. –
Powiedziała pani Potter, a ona uśmiechnęła się sztywno. – To smocza skóra?
– Tak. Dostałam trochę materiału
od Jane. Wie pani, że to z Brunatnego Ugandyjskiego? Lubię skóry, ale bałabym
się zrobić z niej cokolwiek. Gdyby to była skóra jakiegoś innego smoka, to bym
podziękowała Jane, albo poprosiła Madame Malkin o uszycie czegoś. Smoki są
bardzo wdzięcznymi stworzeniami, a ta rasa jako jedyna zrzuca swoją skórę.
Jeżeli ktoś je dobrze traktuje i smok pozwoli zabrać skórę, to jest to chyba
najcenniejszy materiał. Chroni od wielu zaklęć, jest bardzo ciepły, nie
przemaka, współdziała z wieloma zaklęciami i można w niego napchać dużo rzeczy.
Wie pani, że mam tu schowany rulon materiału? A nie widać, no i nie czuć, bo
rzuciłam kilka zaklęć. – Powiedziała szybko i zauważyła jak usta Dorei nieco
drżą. – Przepraszam, ale naprawdę lubię tę skórę.
– Dobrze ci w niej. – Pochwaliła
ją, a ona zmieszała się trochę. – Jak się czujesz?
– Dobrze. Cieszę się, że rodzice
są bezpieczni i małej Jo nic nie grozi. – Odpowiedziała i poczuła ucisk w
piersi.
– Jess... Powiedz mi co wiesz o
Zakonie Feniksa. – Uśmiechnęła się do niej lekko, a Cay otworzyła usta ze
zdziwienia i długo milczała.
– To tajna organizacja, która bez
wsparcia Ministerstwa działa przeciwko Voldemortowi. – Powiedziała cicho i
poczuła jak jej ramiona pokrywają się gęsią skórką. – Wiem, że prawie wszyscy
moi przyjaciele już są jego członkami. Wiem, że wypadek Katheriny zdarzył się
na jednej z misji. Och, niech pani tak nie patrzy. Nikt mi nie powiedział.
Łatwo było się zorientować.
– W związku z tym, co się stało
przyszłam zaproponować ci, abyś dołączyła do Zakonu Feniksa. – Powiedziała
Dorea, a blondynka poczuła jak rumieni się ze złości.
– Nie potrzebuję, żeby się nade
mną litowano! – Obruszyła się, a matka Jamesa pokręciła szybko głową i chwyciła
jej dłoń, ale ona ją szybko cofnęła.
– To nie jest litość, Jessica.
Opiekowałaś się Katheriną, szybko znalazłaś siostrzenicę, wiemy, że jesteś
dobra i chcielibyśmy cię wśród nas. – Cay spojrzała na nią z powątpieniem.
– Nie umiem walczyć. –
Powiedziała i zarumieniła się jeszcze bardziej.
– Zakon Feniksa to nie tylko
walka. Jest wiele innych spraw, gdzie potrzebujemy ludzi. – Była nieprzekonana
i Dorea westchnęła. – Przeżyłaś coś strasznego i zgłosiłam się, że przyjdę do
ciebie, bo poczułam z tobą więź Jess. Jesteśmy z różnych światów. Ja jestem
byłym aurorem, który niedługo wróci do pracy, ty pracujesz u Madame Malkin i
wydaje ci się, że jesteś świetna tylko w jednej dziedzinie. Jednak coś nas
łączy. Dwadzieścia dwa lata temu Voldemort zamordował moich rodziców.
– Tak mi przykro. – Wyszeptała
Jess czując pod powiekami łzy.
– Te dwadzieścia kilka lat temu
kobiecie było trudno wybić się w Biurze Aurorów. Mój kurs się przeciągał pomimo
tego, że byłam najlepsza na swoim roku. Zajmowałam się papierami i noszeniem
kawy dla Charlusa, kiedy moi koledzy biegali za śmierciożercami. Ich śmierć
zrobiła ze mnie kogoś twardszego i lepszego. Od dwudziestu dwóch lat robię
wszystko, by ich śmierć nie poszła na marne. – Uśmiechnęła się do niej smutno i
uścisnęła jej dłoń. – Jocunda i Charlie zginęli, bo nie bali się ich. Twoja
siostra zrobiła coś niesamowitego ujawniając to, że Ministerstwo Magii wiele
ukrywa i niestety zginęła przez to. Tak samo jak moi rodzice. Może uważasz, że
nie umiesz walczyć, ale nawet nie spróbowałaś tego zrobić. Myśl o Jocundzie,
która nie walczyła, ale też nie była bierna. Możesz nam pomóc. Decyzja należy
do ciebie.
Jess wzięła dwa głębokie oddechy
i spojrzała w przepełnione troską oczy kobiety.
– Wchodzę w to. – Powiedziała
ledwo rozpoznając swój głos. Pani Potter uśmiechnęła się i mocno ścisnęła jej
dłoń. Puściła ją i z wewnętrznej kieszeni swojego płaszcza wyciągnęła zwinięty
kawałek pergaminu.
– Naucz się tego na pamięć i
jutro przed dziewiętnastą teleportuj się w to miejsce. Powiedz mi jak już
zapamiętasz. – Jessica spojrzała na pergamin i uśmiechnęła się na widok pisma
profesora Dumbledore'a.
Kwatera Główna Zakonu Feniksa
Ladock Wood 13, Kornwalia
Zamknęła oczy i w myślach
powtórzyła adres kilka razy. Otworzyła oczy i kiwnęła głową.
– Już. – Pani Potter wyciągnęła
różdżkę i kiedy przyłożyła ją do pergaminu, ten spłonął.
– Widzimy się jutro o
dziewiętnastej. – Wstała z krzesła, tak jak pani Potter. Zdziwiła się, gdy
kobieta ją przytuliła. – Wszystko będzie dobrze Jessica.
*******
Patrzyła jak Adalbert wychodzi z
pracowni i szybkim krokiem podąża ulicą Pokątną. Za sklepem ze sprzętem do quidditcha
zniknął jej z oczu i westchnęła głośno. Dzień wcześniej wieczorem, opowiedział
jej, że po tym, jak Voldemort się u niego zjawił, zaproponowano mu dołączenie
do Zakonu Feniksa i dzisiaj miał mieć pierwszą misję. Musiał udać się do
Japonii, żeby wypytać kilku dermagrafików, bo całkiem możliwe, że Voldemort
odwiedził też ich. Adalbert był trochę nieostrożny i podał informację, że on
uczył się tej profesji w Japonii, bo stamtąd się wywodzi. Miała nadzieję, że
wróci cały i zdrowy, i z jakimiś informacjami.
Drgnęła, gdy dzwonek u drzwi
zadzwonił i do pracowni weszła kobieta o kilkanaście lat od niej starsza.
– Dzień dobry, przestraszyłam
panią? – Zapytała ją niby miłym tonem głosu. Jess uśmiechnęła się lekko i
kiwnęła głową. Mówiła ze wschodnim akcentem i Cay przyjrzała jej się uważniej,
gdy zamykała za nią drzwi. Już ją gdzieś widziała i pamiętała, że jest to Lucija
Dołohow, żona Antonina.
– Zamyśliłam się. – Odpowiedziała
i stanęła przy podwyższeniu, gdzie zbierała miarę z klienta. – Interesuje panią
coś konkretnego.
– Och tak. – Odpowiedziała z
uśmiechem i podeszła w stronę manekina ubranego w pelerynę wierzchnią z grafitowego
kaszmiru, obszytą czarnym futrem. – Chciałabym tą pelerynę... Jaki jest czas
oczekiwania?
– Jutro o tej porze byłaby do
odbioru. – Powiedziała Jess, a kobieta uśmiechnęła się uroczo i klasnęła w
dłonie.
– Idealnie! – Cay odwzajemniła
uśmiech i poprosiła ją, aby zdjęła swoje okrycie wierzchnie.
– Najpierw założy pani tą
pelerynę i zobaczy pani, czy dobrze pani w tym kroju i kolorze. – Podała jej
pelerynę.
– Bardzo pani miła. Moja znajoma
wspominała mi, że dziewczyna, która pracuje u Madame Malkin straciła siostrę i
spodziewałam się spotkać tu mały kłębek nerwów. – Zaczęła szczebiotać, a
żołądek Jess się ścisnął.
– Tak to prawda. – Powiedziała
sucho i pomogła jej zapiąć pelerynę pod szyją. Poprawiała materiał, kiedy ta
znowu zaczęła mówić.
– Strasznie mi przykro. Ale
widzę, że pani całkiem dobrze daje sobie radę. – Blondynka cieszyła się, bo
akurat poprawiała tył szaty i kobieta nie zauważyła jej miny. Ewidentnie miała
taki ton, jakby chciała z niej coś wyciągnąć, a ona postanowiła połknąć haczyk.
– Nie byłam blisko z siostrą.
Pracowała w Proroku i myślała, że złapała Merlina za brodę, i za każdym razem
dawała mi do zrozumienia, że upadłam nisko. Miała swoje poglądy i wyszło jak
wyszło. – Wzruszyła ramionami obojętnie i uśmiechnęła się lekko do odbicia pani
Dołohow. – Jest pani bardzo ładnie w tym kroju i kolorze. Lubię klientki, które
wiedzą jak się ubrać. Zrobiłabym większe wcięcie w talii, aby podkreślić
smukłość.
– Och, oczywiście moja droga. –
Pomagała ściągnąć jej pelerynę. – Złapano już śmierciożerców?
– O ile byli to śmierciożercy. –
Prychnęła Jessica, kiedy odwieszała pelerynę na manekin. Odwróciła się szybko,
gdy usłyszała dzwonek u drzwi i zamarła, gdy do pracowni weszła Katherina.
– Cześć, masz chwilę? – Zapytała
ją, a Cay starała się spojrzeć na nią chłodno.
– Dzień dobry, obsługuję teraz tą
panią. – Parkes spojrzała na nią zdziwiona i wymamrotała, że poczeka i zniknęła
między wieszakami.
– Myśli pani, że było inaczej? –
Zapytała ją kobieta, a Jess kiwnęła głową i zaczęła mówić ściszonym głosem.
– Moja siostra podpadła wielu
osobom. W tym Ministrowi Magii i Szefowi Biura Aurorów. Kto wie, jakie miała
informacje? Czasami obiło mi się o uszy, że wiele spraw nie trzyma się kupy i
nie do końca wiadomo, kto stoi za atakami. – Powiedziała szeptem Jess i
westchnęła smutno. – Wątpię, żeby śmierciożercy fatygowali się do słabej
reporteżyny, raczej to robota aurorów. Pewnie mieli coś do ukrycia, a ona
wiedziała za dużo. Napisała przecież, że Ministerstwo Magii nie jest takie jak
powinno być i jeden Merlin wie, co tam naprawdę się dzieje. Jestem pewna, że ta
lista jest wymyślona i chciała sprowokować Ministerstwo, no i doigrała się.
– W pani słowach jest dużo racji.
– Zapewniła ją Lucija i spojrzała na nią, jakby jej współczuła. – Ministerstwo
ma dużo za uszami i nawet nie wie pani, jak mi przykro, że tak niewinne osoby
jak pani muszą przez to cierpieć.
– Zawsze na początku uderza się w
tych, co nie mają głosu. – Westchnęła Jess i zebrała ostatnią miarę. – Mam
nadzieję, że szybko się odczepią ode mnie i będę mogła normalnie pracować.
– Nie dają pani spokoju? –
Zapytała ta, a Cay nachyliła się do niej i szepnęła.
– Ta dziewczyna, co tu weszła ma
wuja aurora. Byłyśmy na jednym roku w Hogwarcie... Jest tutaj prawie codziennie
i założę się, że mnie szpieguje. – Powiedziała cicho i broda jej zadrżała,
kiedy spojrzała w oczy pani Dołohow.
– Te hieny nie mają serca. –
Kobieta pogładziła ją po policzku, a Jess uśmiechnęła się do niej z
wdzięcznością. – Przyjdę tu jutro po pelerynę, skarbie.
– Będzie pani pięknie w niej
wyglądać. – Odpowiedziała i podeszła do lady. Wpisała wymiary na pergamin i
podała pióro kobiecie. – Niech pani podpisze w tym miejscu.
Kobieta pochyliła się i
przyłożyła pióro do pergaminu.
Jess spojrzała na Katherinę,
która stała za kobietą i mierzyła ją spojrzeniem pełnym pogardy i
niedowierzania. Blondynka zachowała kamienną twarz, bo bała się, że jak zacznie
dawać jej jakieś znaki, to kobieta to zauważy. Lucija odwróciła się w stronę
Katheriny.
– Pani już wychodzi? – Zapytała
ją niby uprzejmie, a Parkes patrzyła to na nią, to na Dołohow.
– Jeżeli pani nic nie kupuje, to
tam są drzwi. – Powiedziała oschle Jess i wskazała ręką na drzwi. Jej
przyjaciółka spojrzała na nią, jakby była zdrajcą, uniosła podbródek do góry i
wyszła trzaskając drzwiami. Jess prychnęła. – Myśli, że jak ma rodzinkę w
Ministerstwie Magii, to cały świat należy do niej.
– Niestety niektóre kobiety takie
są. – Zgodziła się z nią Lucija i obdarzyła ją uroczym uśmiechem. – Do
zobaczenia jutro, panno Cay!
Jess uśmiechnęła się.
– Do widzenia. –Prawie dostała
skurczu w policzku, bo uśmiechała się jeszcze długo po tym jak kobieta wyszła.
– I kto tu połknął haczyk, skarbie? I skąd wiesz jak mam na nazwisko, suko?
Przeszła na zaplecze, gdzie
Madame Malkin robiła poprawki szaty dla jakiejś szychy z Ministerstwa Magii.
Podała jej pergamin z wymiarami pani Dołohow.
– Peleryna z kaszmiru? – Jess
kiwnęła głową.
– Zrób ją. Jak będziesz miała
problem, to poproś mnie o pomoc. – Cay uśmiechnęła się i zabrała się do pracy. Nie
rozmawiały nigdy w czasie szycia z Madame Malkin i teraz nawet było jej to na
rękę, chociaż normalnie lubiła rozmawiać. Miała ochotę wepchać pod poszewkę
peleryny zdechłego szczura, ale pani Dołohow szybko zorientowałaby się, że ma
dodatek do odzienia.
Kilka razy musiała przerwać
pracę, kiedy przyszli klienci i kiedy skończyła pelerynę, musiała wykonać
jeszcze dwie szaty pracownicze.
– Podlicz księgi i opróżnij kasę.
– Powiedziała Madame Malkin, która drzemała na fotelu. Jess mogłaby narzekać,
że wiele robi za nią, ale sama chciała się nauczyć prowadzenia pracowni, więc
była wdzięczna Madame Malkin, że pozwala jej na więcej niż tylko szycie.
Zaniosła Madame Malkin cały utarg, a ta zamknęła sakiewkę w sejfie. W soboty
Madame Malkin brała księgi i szła do Gringotta, aby odprowadzić podatek, a
resztę pieniędzy zamknąć w skrytce.
– Idź już Jess, masz już weekend.
– Uśmiechnęła się do niej, a Jess pożegnała się i zabrała swoje rzeczy.
Chłodne i wilgotne powietrze
orzeźwiło jej twarz. Miała jeszcze godzinę do pierwszego zebrania Zakonu
Feniksa i zamierzała wrócić do domu Adalberta, żeby coś zjeść.
– Jessica Cay? – Zawołał ktoś za
nią, a ona odwróciła się powoli. Dłoń położyła na różdżce, kiedy nieznajomy
zbliżył się do niej.
– Nazywam się Barnabasz Cuffe.
Pracowałam z Jocundą. – Powiedział i nieufnie uścisnęła mu dłoń. Uśmiechał się
do niej przyjaźnie i przez naciągnięty kaptur nie mogła zobaczyć dokładnie jego
twarzy. – Napijemy się czegoś w Dziurawym Kotle i porozmawiamy?
– Jasne. – Zgodziła się i poszła
z nim do pubu. Zamówiła sobie wodę, a on kremowe piwo i usiedli w kącie sali.
– Jest mi przykro z powodu
śmierci Jocundy. – Powiedział i wreszcie zdjął kaptur z głowy. No Syriusz, to
nie był.
– Dzięki. – Mruknęła cicho, bo
nigdy nie wiedziała, co mówić jak ktoś do niej tak mówi.
– Wiesz coś więcej? Kogoś
złapali? – Zapytał ją, a ona pokręciła głową. Kolejna hiena.
– Nie... Aurorzy zjawili się
chwilę przede mną. Nic nie wiadomo. – Odpowiedziała, co było poniekąd prawdą.
– Jak trzymają się rodzice? Wiem,
że Jocunda była z nimi blisko. – Powiedział i Cay westchnęła ciężko.
– Zapamiętasz wszystkie
odpowiedzi, czy wolisz wyjąć pergamin i pióro? – Zapytała ostro, a on spojrzał
na nią ze zdziwioną i trochę przepraszającą miną.
– To nie jest wywiad, Merlinie.
Nie chciałem, żebyś odniosła takie wrażenie, Jessica. Po prostu byliśmy
ciekawi, czy sobie jakoś radzicie... Jest nam strasznie przykro, bo nad
artykułem pracowało kilka osób, a to Jocunda pozwoliła, żeby jej nazwisko tam widniało.
– Powiedział przepraszającym tonem, a ona kiwnęła głową, że już w porządku. Jo
zawsze mówiła o swoich kolegach z pracy dobre rzeczy i wierzyła, że jej
sympatia była odwzajemniona. Chociaż w ostatniej rozmowie nazwała ich
tchórzami. – Jocunda trzymała dla ciebie biurko.
– Daj spokój. – Parsknęła
śmiechem i machnęła ręką. – Była uparta w tej kwestii.
– Nie wyobrażała tam sobie nikogo
innego, a ty tak się wypięłaś. – Spojrzała na niego i zauważyła, że jest
rozbawiony.
– Nie prosiłam ją o to, więc się
nie wypięłam. – Sprostowała i przez chwilę patrzyła w jego czarne oczy. Była
świadoma tego, że się na niego gapi i uśmiecha lekko, ale on robił to samo.
– Szkoda, że nie przyjęłaś tej
propozycji. Byłoby ciekawie. – Brunet przygryzł wargę, a ona przez moment się
na to zagapiła. Odchrząknął i znów spojrzała mu w oczy. Zrobił poważną minę i
powoli położył skórzaną torbę na stoliku. – Pomyślałem, że chciałabyś rzeczy
Jocundy z jej biurka.
– Dziękuję. – Uśmiechnęła się do
niego i przepakowała rzeczy do swojej torby.
– Cieszę się, że się jakoś
trzymacie. – Powiedział cicho, a ona znów uśmiechnęła się niezręcznie.
– Wiesz... Muszę już lecieć. –
Wstała ze swojego miejsca, a on chwycił jej dłoń.
– Spotkamy się jeszcze? –
Zapytał, a ona patrzyła na niego z góry, nie wiedząc co odpowiedzieć. Patrzył
na nią jak mały szczeniak i serce jej zmiękło.
– Jasne. Trzymaj się. – Machnęła
mu dłonią i pospiesznie wyszła z Dziurawego Kotła.
*******
Weszła do kuchni nadal czerwona
ze złości i opadła ciężko na krzesło. Stukała palcami o blat cały czas nie
wierząc w to, co podsłuchała u Madame Malkin. Wpadała tam przez prawie tydzień
i Jess faktycznie była wycofana, a dziś uzyskała odpowiedź dlaczego.
Ona naprawdę sądziła, że to
aurorzy zabili jej siostrę? Że ona przychodzi tylko po to, żeby ją szpiegować?
Nie mogła uwierzyć, kiedy
słyszała jak cicho zwierza się klientce, z którą pewnie już jakiś czas się
zna...
Na brodę Merlina!
Jocunda w tym artykule podpadła
śmierciożercom i nie mogła uwierzyć, że Jess wierzy w coś innego! Skąd w ogóle
u niej takie przekonanie?
– Cześć! – Podniosła głowę, gdy
do kuchni wszedł Leven i nalał sobie wody do szklanki. – Ucieszysz się. Jess
jest w Zakonie Feniksa.
– Żartujesz sobie? – Krzyknęła
oburzona, a on spojrzał na nią zdziwiony. – Zwariowaliście!
– Sama chciałaś... – Zaczął, a
ona prychnęła ze złością i wstała od stołu.
– Popełniacie duży błąd! Byłam u
niej z pół godziny temu. Ona uważa, że to aurorzy zabili Jocundę i Charliego! –
Powiedziała mu i pokręciła głową. – Od tygodnia dziwnie się zachowuje, ale dziś
już wiem dlaczego. Myślała, że ją szpieguję! Uważa, że Jo zmarła, bo wiedziała
coś, co może zaszkodzić Ministerstwu i aurorzy ją zabili, i że część ataków to
sprawka Biura. Ona nie sądzi, żeby to byli śmierciożercy. No do licha
ciężkiego, przecież widziała Mroczny Znak!
– Będę musiał pogadać o tym z
Moodym i Potterem. Wściekną się, prawie jednogłośnie zadecydowaliśmy o tym, że
lepiej będzie jak dołączy. – Zacisnął szczęki i wstał szybko od stołu. – Idę do
gabinetu. Jakby Moody i Charlus pojawili się wcześniej, to daj mi znać. Lepiej
załatwić to przed spotkaniem.
*******
Katherina trzymała się od niej z
daleka i nie dziwiła jej się. Mierzyła ją nienawistnym spojrzeniem przez całą
długość salonu w czasie spotkania.
Nie sądziła, że Zakon Feniksa ma
tak wielu członków. Alastor Moody nadal był dla niej najstraszniejszym
człowiekiem jakiego zna i wolała nie myśleć jaki jest Voldemort. Na początku
przywitano ją jako oficjalnego członka Zakonu Feniksa, kilka osób uśmiechnęło
się do niej współczująco, a ona tylko stała i nie potrafiła odwzajemnić choćby
jednego gestu.
Jane posyłała jej co chwilę
spojrzenia pełne niepokoju i wiedziała, że Katherina musiała z nią już
rozmawiać. Remus przesunął się w jej stronę, gdzieś w połowie wywodu Moody'ego
i stał obok niej aż do zakończenia spotkania.
Zrobiło jej się trochę słabo, gdy
Charlus Potter przejął głos i powiedział, że osoby z listy, którą upubliczniła
Jocunda, oczyściły swoje dobre imię. Podejrzewa, że musiało przejść pod stołem
Ministra spora łapówka, bo Minister Magii dał notkę do prasy, że była do prowokacja
Pani Oakby i śmierciożercy zabili ją w obawie, że zacznie sypać prawdziwymi
nazwiskami.
Teraz była całkowicie pewna, że
wizyta pani Dołohow nie była przypadkowa.
Potter ogłosił koniec zebrania i
zaczęto rozmowy w małych grupkach. Katherina przeszła do kuchni, a Jess
przeprosiła Remusa i ruszyła za przyjaciółką.
– Katy! – Zawołała ją, gdy
wychodziła z kuchni. Blondynka odwróciła się do niej i spojrzała na nią ze
zmrużonymi oczyma.
– Słucham panią? – Odpowiedziała
protekcjonalnym tonem, a Jessica podeszła wolno i uśmiechnęła się lekko.
– Pogadajmy. – Poprosiła cicho,
bo kilka osób weszło do kuchni.
– Nasłuchałam się u Madame
Malkin! Nie mogę uwierzyć, że coś takiego powiedziałaś! – Zarzuciła jej a
Jessica się obruszyła.
– Nie możesz wpadać, kiedy
pracuję i na wejściu ćwierkać do mnie jakbyśmy były najlepszymi przyjaciółkami!
– Powiedziała ciut za głośno. Chwyciła ją za łokieć i wyprowadziła do
przedpokoju. – Do jasnej cholery, Katy! Zabili mi siostrę, a żona Dołohowa
przyszła mnie wypytać! Dlatego mówiłam te wszystkie brednie!
– Jak to żona Dołohowa? – Parkes
spojrzała na nią nieufnie.
– Widziałam ją kiedyś... Nie wiem
gdzie. – Machnęła ręką, bo to nie było ważne. – Jej mąż, Antonin był na liście
Jo. A ta przyszła i mi szczebiocze, że o jak przykro, bo ktoś mi siostrę zabił
i jak sobie radzę? Udawałam, że połknęłam haczyk i zaczęłam jej śpiewać, że
Jocunda miała coś na Ministerstwo, i to pewnie oni ją sprzątnęli.
– Przyszła na zwiady? – Parkes
spojrzała na nią, jakby jej nie wierzyła.
– Zdzira wiedziała jak się
nazywam, a nie jestem przecież sławna. – Odpowiedziała jej, a Katy odetchnęła z
ulgą i objęła ją. – Nie przychodź do mnie do pracy, chyba że chcesz jakieś
ciuchy. Dopiero dzisiaj sobie zdałam sprawę, że szyję szaty też dla
śmierciożerców i jestem tym faktem przerażona.
*******
Paul patrzył na Levena, który
zdawał relację z rozmowy z Katheriną. Zmarszczył brwi, bo nie mógł pojąć, że
Jessica uważa, że to aurorzy zabili jej siostrą i szwagra. Siedzieli chwilę
cicho.
– Gówniara nas przechytrzyła.
Pewnie siedzi w kieszeni śmierciożerców. – Moody pokręcił głową i spojrzał na
Pottera. – Sąsiedzi twierdzili, że były skłócone?
– Twierdzą, że nie były blisko.
Matka zapewniała, że po narodzinach córki Jocundy zaczęły się dogadywać.
Tłumaczyła to różnicą wieku i różnicami charakterów. – Powiedział Charlus i
miał coś powiedzieć, ale ktoś zapukał.
– Mogę? – Katherina wsadziła
głowę, a kiedy Moody powiedział "nie", to weszła do środka razem z
Jessicą. – Zaszło nieporozumienie.
– Była u mnie żona Dołohowa.
Mówiłam to wszystko... Nie wiem czemu. – Powiedziała Jess i spuściła wzrok.
– Siadaj. – Charlus podał jej
krzesło, a ona usiadła.
– Znowu przesłuchanie? –
Zapytała, a Potter spojrzał na nią groźnie.
– Oj, powiedz im wszystko. Tylko
jej nie przerywajcie. – Powiedziała Katy i oparła się o krzesło Paula.
– Przyszła żona Dołohowa po
pelerynę. Zaczęła mówić, że słyszała, że mi siostra zmarła i różne inne rzeczy.
Zorientowałam się, że raczej przyszła mnie wypytać. Chyba się przestraszyłam...
Nie wiem, bo w sumie nie bałam się, ale coś mi mówiło, żebym jej nakłamała.
Przyszła Katherina i słyszała, jak mówiłam, że to pewnie sprawka aurorów. Ja
wcale tak nie myślę! – Zapewniła Jessica, a Paul spojrzał na Katherinę i
uśmiechnął się do niej. Według niego nie wyglądała jakby kłamała.
– Skąd wiesz, że to była żona
Dołohowa? – Zapytał ją Moody, a ona zamyśliła się.
– Na początku zorientowałam się,
że mówi ze wschodnim akcentem i gdzieś ją już widziałam. Po prostu wiedziałam,
że to ona. – Powiedziała i spojrzała na Moody'ego błagalnym wzrokiem. –
Naprawdę mówię prawdę.
Paul parsknął śmiechem, ale udało
mu się udać, że kaszlnął.
– Dobra. Mamy inne rzeczy do
omówienia. Możecie wyjść. – Powiedział Moody łagodnym tonem. Chyba pierwszy raz
słyszał, żeby powiedział do kogoś takim tonem. Cay rozpromieniła się i widać
było, że odetchnęła z ulgą, a Katherina poklepała brata po ramieniu i
wyprowadziła przyjaciółkę. – Musimy mieć na nią oko.
*******
Dorcas podpisała swój raport dla
Zakonu Feniksa i dokończyła list dla Jessici. Za każdym razem jak myślała o
tym, co się dzieje w Anglii, to przechodziły ją ciarki. Nie poznała nigdy
Jocundy i jej męża, ale było jej przykro, że nie mogła być na pogrzebie siostry
przyjaciółki.
Nie byłaś na pogrzebie własnej matki...
Nie wyobrażała sobie Jess w
czerni. Nigdy nie pasował jej ten kolor.
Czuła, że wszystko się wali.
Dowiadywała się wszystkiego z łańcuszków. Jane pisała jej, co się u niej dzieje
i rzadko podawała inne informacje. Czasami zdarzało się, że w liście było kilka
słów od Paula i w sumie cieszyła się, że Parkes ją polubił. Lily przekazywała
jej informacje o Katherinie, które miała od Jamesa. Katherina pisała jej o Jess
i czasami o Syriuszu, i Jamesie. Jess z kolei pisała głównie o tym, co robi z
Adalbertem lub o tym, jak jej się wiedzie w pracy. Remus z kolei dorwał się do
szyfru Jane i czuła się jakby czytała gazetę, a nie listy od przyjaciela.
Syriusz raz do niej napisał, ale nie odpisała mu, bo stchórzyła. Kiedy wysyłała
Katherinie prezent na urodziny, to napisała parę słów, które miała mu przekazać
i dołączyła też drobny prezent dla niego. Do Willa pisała krótkie listy i
starała się nie poruszać ani z nim, ani z Katheriną tematu ich zerwania. Lily
napisała jej, że blondynka podobno strasznie się denerwuje, gdy ktoś wypowie
jego imię.
Były plany, że będą trzymać się w
kupie, ale jednak kursy za granicą nie sprzyjały przyjaźni. Lily miała się
zjawić u niej za trzy tygodnie i miała nadzieję, że chociaż z nią odbędzie
szczerą rozmowę, bo wiedziała, że i tak wszystkiego nie wie.
Już dawno zrozumiała, że
wyjechała za szybko. Tęskniła mocno za wszystkimi i czuła palący wstyd, bo w
Australii czuła się bezużyteczna. Tutaj wszystko było dobrze. Nie było żadnych
ataków. Na kursach jak rozmawiali o polityce i sytuacji w Anglii, to wszyscy
byli przeciwni Voldemortowi. Raj na ziemi ta Australia!
Raz na dwa tygodnie wraz z ojcem
zdawała raporty z tego, co się dowiadywali. Póki co było spokojnie, więc
raporty były krótkie. Na ostatnim spotkaniu poprosiła Malcolma McGonagalla, że
w razie jakby potrzebowali ludzi, to ona rzuca wszystko i wraca. Wtedy
uśmiechnął się do niej i powiedział, że póki co nie ma takiej potrzeby.
Wyszła do salonu i przywitała się
z babcią Betulą, która zabawiała chłopców opowieściami z jej młodości. Były to
trochę nudne historie i nie mogła uwierzyć, że ta kobieta była spokojną
nastolatką. Widocznie mąż śmierciożerca i ucieczka z kraju wyzbyły z niej spokój
i wyciszenie.
Chłopcy zazwyczaj o tej porze już
spali, tak samo jak ona, więc zarządziła, że mają iść do łóżek. Grace i ojciec
byli jeszcze w pracy, bo pod koniec miesiąca ojciec miał dostawy w sklepie ze
składnikami eliksirów, a jej macocha pomagała mu uporać się z towarem.
– Napijesz się? – Zapytała ją
babcia i nie czekając na odpowiedź nalała jej Ognistej do szklanki.
– Dzięki. – Przełknęła pierwszy
palący łyk i przy drugim poczuła już odprężenie.
– Dobrze sobie radzisz. Jestem
pod ogromnym wrażeniem. – Powiedziała babcia i zdziwiła się, bo tutaj nikt nie
mówił, że dobrze sobie radzi, tylko pytał ją, czy dobrze sobie radzi.
– Tylko dlatego, że kurs jest
naprawdę zajmujący, a weekendy spędzam z bliźniakami. Umrę jak pójdą do szkoły.
– Powiedziała całkiem poważnym tonem, a babcia i tak parsknęła śmiechem.
– To wtedy przyjedziesz do mnie i
znajdziemy ci męża. – Teraz ona parsknęła śmiechem, gdy usłyszała poważny ton
babci. – Masz rację moja droga. Poczekaj z tym. Gdybym dowiedziała się, że
bierzesz ślub przed skończeniem dwudziestych urodzin, to bym cię porwała.
– Nie byłabyś zdolna. – Wytknęła
jej i dostała po łapie. – Ile ty miałaś lat?
– Osiemnaście. Edward miał dwadzieścia
pięć. – Powiedziała i już miała kontynuować, ale Dorcas jej przerwała.
– Proszę, przestań. Niedobrze mi.
– Faktycznie zrobiło jej się niedobrze na myśl, ze jej matka miała romans z facetem
dwa razy starszym od niej. Betula spojrzała na nią jakby rozumiała.
– Chcesz posłuchać jak twój
dziadek stał się śmierciożercą? – Zapytała przesadnie przeciągając samogłoski i
Meadows mimowolnie się roześmiała. – Oj dziecko, kiedyś będziesz musiała stawić
temu czoła i przestaniesz uciekać.
– Może uda mi się uciec. – Dorcas
dolała sobie i babci bursztynowego trunku. Po raz kolejny przekonała się, że
Katherina i jej babcia pokochałyby się.
Babcia na nią nie chuchała i nie
dmuchała. Waliła prosto z mostu, jeśli według niej robiła głupio i cieszyła
się, że babcia o wielu rzeczach nie wie, bo pewnie przez cały dzień suszyłaby
jej głowę. Często chciała jej opowiedzieć o dziadku, ale ona nie chciała tego
słuchać, bo czuła mdłości za każdym razem jak pomyślała o swojej matce.
Jeśli ktoś teraz poprosiłby ją o
to, żeby w dwóch słowach opisała swoją matkę, to powiedziałaby: egoistyczna
suka.
Nigdy nie przejmowała się opinią
innych, ale była świadoma tego, że dużo osób wiedziało o tym, co zrobiła jej
matka. Informacja o tym oczywiście pojawiła się w Proroku Codziennym, ale
babcia Stephanie podobno sporo zapłaciła, aby umieszczono to w takim miejscu,
żeby nie rzucało się w oczy. Czasami czuła palące, ciekawskie spojrzenia i
słyszała szepty, gdy obok kogoś przechodziła. Czy jakby została w Anglii, to
byłaby przez to szykanowana?
Wolała tego nie sprawdzać.
Wolała wyjechać i zacząć gdzieś indziej
od nowa.
Pewnie wyszłaby za mąż i gdyby
jej mąż się zgodził, wróciłaby do Anglii z nowym nazwiskiem i nowymi
perspektywami. Ale z drugiej strony wszystkie jej dokumenty z kursu byłyby na
jej nazwisko panieńskie.
Australia musiała zostać jej
nowym domem. I wierzyła, że jak powtórzy sobie miliard razy, że to jej nowy
dom, to tak się stanie.
– Nie uciekniesz, kochanie. –
Babcia pogłaskała ją po dłoni i wyszeptała smutno. – To nigdy nie będzie nasz
dom.
Jak napisałaś o tym, że będę miała ochotę Cię zabić, to spodziewałam się najgorszego - a mianowicie pogodzenia się Katy i Willa. Tego bym nie zniosła. W sumie to kamień spadł mi z serca, jak dobrnęłam do końca rozdziału i się na to nie natknęłam. A jeśli chodzi o przystąpienie Jess do Zakonu, to w sumie dobrze się stało. Po pierwsze, wcale nie byłam temu przeciwna, jedynie rozumiałam opory Moody'ego i innych decydentów. Po drugie, ona i tak już bardzo wiele wiedziała, bo wszyscy jej przyjaciele tam byli. Trzymanie jej blisko może wyjść Zakonowi na dobre. Po trzecie Jess trzyma się niezwykle dobrze, jak na przeżycia ostatnich dni. Niejedną osobę śmierć siostry rozłożyłaby na łopatki na wiele miesięcy. Widocznie ona jest bardzo silna, a to się ceni w ciężkich czasach. Po czwarte, co mnie również bardzo zainteresowało, to podejście Jess do klientki-żony śmierciożercy. Zachowała spokój, zimną krew i nie dała się podejść. Dodatkowo zaprezentowała inteligencję i spryt. Jestem niezmiernie ciekawa, czy te jej cechy zostaną jakoś przez Zakon wykorzystane. Bo prawdą jest, i to również moje po piąte, że Zakon potrzebuje wielofunkcyjnych ludzi. Wojna to nie tylko walka. Jak to powiedział Tywin Lannister "wojny wygrywa się piórem i atramentem", a dodatkowo potrzebni są szpiedzy, lekarze,zaopatrzeniowcy, łącznicy i wielu innych. Jess może dostać jakieś zadanie, które będzie niemniej ważne, niż walka w pierwszym szeregu na linii frontu. Podsumowując, to bardzo dobrze, że dostała się do Zakonu. Jedno mnie tylko martwi. Katy tak od razu po kilku słowach zwątpiła w przyjaciółkę. Sama najbardziej za nią się wstawiła, a teraz mówi, że się myliła. To smutne, przecież wiadomo, że czasy są jakie są i ludzie przeważnie nie mówią prawdy. A poza tym to trochę świadczy o tym, że Katy dała się zaślepić emocjom i nie dostrzegła, co wydarzyło się naprawdę. Powinna zachować większą czujność i się zorientować.
OdpowiedzUsuńA co do innych bohaterów, to cieszy mnie fakt, że Dorcas bardzo tęskni za Anglią, może niedługo będzie szykować się do powrotu. Trochę brakowało mi dziś Huncwotów, bez nich trochę smutno i ponuro.
Czekam oczywiście na kolejne wpisy i pozdrawiam serdecznie ❤
Drama
Merlinie, ile w tym komentarzu zrobiłam powtórzeń! Aż wstyd ;D przepraszam za nie xd
UsuńTo tylko komentarz :) Ja odpowiedź dla Ciebie pisałam w Wordzie, bo zauważyłam, że stylistyka moich komentarzy woła o pomstę do nieba :D
UsuńCześć!
UsuńDziękuję za komentarz, nawet nie wiesz jak długo na niego czekałam (równy tydzień) :D
Nie no, czegoś takiego bym Ci nie zrobiła. Katy i William nieprędko będą mieli okazję porozmawiać :)
Już wiesz dlaczego tak broniłam Jessiki, kiedy dowództwo miało opory :)
Ja ją zawsze będę opisywała słowem "artystka". Adalbert ją zostawił – będzie opisane, co dokładnie się wydarzyło, ale jeszcze nie jestem pewna kiedy. Przyjaźniła się z Ann, która podważała jej wartość i manipulowała nią, przez co jej charakter został stłamszony. Dziewczyny ją przyjęły do swojego grona i powoli zaczynała się otwierać.
Nie wiem, czy pamiętasz, jak obawiała się im powiedzieć, że nie będzie pisała owutemów – bała się, że osoby, które uważa za przyjaciół znów ją zawiodą i sprawią, że poczuje się nic nie warta.
Powrót Berta jest dla niej przełomowy. Pomimo tego, że nie widzieli się cztery lata, to i tak on ją zna najlepiej, wierzy w nią, i "odtłamsza".
To co pokazała w tym rozdziale, to nic, przy tym co dla niej przygotowałam :)
Cechy Jess, które wymieniłaś będą dawały o sobie znać i to nie raz. Napiszę to tak: Zakon z nich skorzysta, ale nie wykorzysta.
Katherina dała się zaślepić emocjom, bo nie zna Jess aż tak dobrze i jeszcze nieraz przyjaciółka ją zaskoczy. No i Katherina nadal jest zbyt narwana.
Wiem, że mało Huncwotów (a za Williamem to nie tęsknisz?), ale postaram się coś dopisać do 36 (bo nie pamiętam, czy coś tam jest o nich :P)
Zdradzę Ci, że Dorcas pojawi się w Anglii dopiero końcem października 1979r (czyli jeszcze rok czasu blogowego, a w ilości rozdziałów, to tak z dziesięć, może mniej).
Od przyszłego rozdziału będę informowała o nowych postach e-mailowo, więc jeśli chcesz być informowana w ten sposób, to napisz do mnie poprzez formularz kontaktowy (pod Archiwum).
Jeszcze raz dzięki za komentarz!
Pozdrawiam!
SBlackLady
Edit: Zapomniałam dopisać, że faktycznie jest jeszcze wiele osób, których Zakon potrzebuje i bądź pewna, że już nad tym pracuję! :)
No i cytat Tywina – <3
Witam z powrotem!
OdpowiedzUsuńKolejny długi dzień dobiegł końca, a to oznacza moje czytanie rozdziału :D I cieszę się, że udało mi się dobrnąć do 35, kolejna ładna liczba, która oznacza, że aż tak źle w tym tygodniu nie jest :D Co prawda dzisiaj skromnie, bo tylko jeden rozdział, ale w przyszłym tygodniu nadrobię zaległości :)
Zacznę od tego, że jak zwykle rozdział okazał się genialny!
Choć... Serce boli mnie jak cholera. Cieszę się, że Twoje opowiadanie to nie jest kraina mlekiem i miodem płynąca, ale i tak mi smutno :(
Cieszy mnie to, że przed śmiercią Jocundy dziewczyny zdążyły dotrzeć do siebie i nie musiały rozstać się w kłótni, bo to chyba najgorsze, co może być. Mimo wszystko wciąż jestem przybita jej śmiercią :(
Dobrze, że Jess w końcu trafiła do Zakonu, to dobra duszyczka i zdolna na dodatek. Trik, jaki zastosowała przy żonie Dołohowa był genialny moim zdaniem. No zwłaszcza, że nawet Katherina dała się nabrać.
Swoją drogą miło się czyta, że przez tyle rozdziałów ta cała paczka wciąż jest ze sobą na dobre i na złe.
Co do Dorcas, to cieszę się, że ma dobre kontakty z nową rodziną, ale mam nadzieję, że wróci do Anglii, bo tęsknię za nią cholernie!
Przepraszam, że tak krótko, ale dzisiaj naprawdę mam jeszcze trochę do zrobienia. Jutro wracam do formy i obszernych komentarzy :)
Pozdrawiam, buziaczki! :*
Tak, 35 to ładna liczba :D Byle to 40!
UsuńJocunda i Jess totalnie się od siebie różnią, ale na szczęście Jo w porę sobie to przypomniała. Czy Jess jest zdolna, to nie wiadomo. W sensie, na pewno jest artystycznie bardzo uzdolniona, ale żeby walczyć? No niekoniecznie. Niewątpliwie to osoba o silnym instynkcie samozachowawczym. Ale tego dowiesz się w przyszłości :)
W sumie to od tego rozdziału będzie jej baaaardzo dużo :D
No i jednak Zakon to nie casting do filmu, więc będzie niedoceniana.
Cóż... zmartwię Cię, ale Dorcas będzie przez najbliższe rozdziały będzie trochę denerwująca.
Ale powoli pracuję nad nią!
Długość nie jest ważna :D Podobno :P
Do jutra!
Buziaki :*