[muzyka]
Adalbert stał nad Jessicą i
wyglądał naprawdę groźnie. Cay uśmiechała się jak głupia i robiła ładne oczy,
tylko po to, żeby się uspokoił. Niestety, to nie pomogło.
Wrócił po miesiącu misji w Azji,
zdał raport Alastorowi Moody'emu i teraz czekali na rozpoczęcie kolejnego
zebrania.
Jess przybyła wcześniej do
Kwatery Głównej, żeby usłyszeć od Berta, co robił. Zdał jej relację, że
odwiedził prawie wszystkie osoby z którymi współpracował, żeby dowiedzieć się
czegokolwiek o zainteresowaniu Voldemorta dermagrafikami i dopiero jeden z jego
nauczycieli polecił mu znalezienie kilku innych dermagrafików, którzy chcieli
praktykować czarną magię. Mówił, że było to trochę niebezpieczne, bo nie
wiedział czego się spodziewać, ale udało mu się zdobyć informacje, które były
przydatne dla Zakonu Feniksa.
I zajęło mu to miesiąc.
Ona przez ten czas nie
próżnowała. Oficjalnie była już parą z Barnabaszem i czasami czuła wyrzuty
sumienia, że tak szybko znalazła kogoś po śmierci Jo, ale jak to mówiła pani
Longbottom: wojna idzie, trzeba się żenić. James i Katherina za każdym razem,
jak to słyszeli, to wybuchali śmiechem, bo podobno w zeszłe święta któryś z
wujków Jamesa rzucił takim tekstem.
Babcia Katheriny informowała ją o
tym, jak się mają rodzice i mała Jo. Czuła ulgę, że są bezpieczni i miała
nadzieję, że też ułoży sobie tutaj życie.
Myślała, że Adalbert ucieszy się,
bo przecież ruszyła dalej, ale on stał nad nią w kuchni i łypał na nią groźnie.
– Nie było mnie miesiąc, Jess, a
ty sobie kogoś przygruchałaś? – Krzyknął, a ona uśmiechnęła się głupio i
kiwnęła głową. – Skąd ty go znasz?
– Oj, daj spokój. – Powiedziała
to już chyba pięćdziesiąty raz. – Pracował z Jo. Spotkaliśmy się kilkanaście
dni po jej śmierci i już od miesiąca się spotykamy.
– Jess, nie widzisz, że to trochę
za szybko? Cholera, co mu odbiło, żeby przystawiać się do ciebie po tym, co się
stało? – Zapytał ją, a ona westchnęła cicho.
– Bert... Jo zawsze mówiła dobrze
o kolegach z pracy. Jest miły i nie lubi Voldemorta. – Próbowała zażartować,
ale chłopak zrobił jedynie zażenowaną minę. – Zaufaj mi. Będzie dobrze.
– Jutro się z nim spotkamy. –
Otworzyła usta, żeby coś powiedzieć, ale uciszył ją gestem ręki. – Muszę poznać
tego Barabasza...
– Barnabasza! – Syknęła i dopiero
wtedy parsknął śmiechem.
– Już samo jego imię jest
niegodne zaufania. – Spojrzała na niego krzywo.
– Powiedział Adalbert. – Mruknęła
z przekąsem.
– Jess... Proszę cię tylko, żebyś
uważała. Martwię się, bo nikt go nie zna. – Powiedział ostrożnie, a ona
machnęła ręką.
– On ma swoich znajomych, a ja
swoich. Nigdy nie możemy się zgrać. – Wzruszyła ramionami, ale kiwnęła głową. –
Obiecuję, że jutro go poznasz.
Podał jej rękę i gdy wstała,
ujęła go pod ramię. Przeszli do salonu i zauważyli, że kilku członków Zakonu
Feniksa już przybyło.
– Kto to? – Zapytał nagle niskim głosem,
a ona popatrzyła tam, gdzie wlepiał swój wzrok. Katherina stała z Tobiasem i
Edgarem, i rozmawiali o czymś z ożywieniem.
– Brunet czy rudy? – Zapytała go.
– Brunet. – Mruknął, a ona
westchnęła. Adalbert był trochę blady na twarzy i kropelki potu pojawiły mu się
na czole.
– Tobias Leven, auror. –
Powiedziała mu szeptem.
– A rudy? – Zapytał ledwo
słyszalnie, a ona przewróciła oczyma.
– Naprawdę nikogo tu nie znasz? –
Pociągnęła go w ich stronę i uśmiechnęła się, gdy Katherina jej pomachała.
Przyjaciółka przywitała się z Bertem i Jess znów przywarła do jego boku.
– Edgar, poznaj mojego
przyjaciela, to jest Adalbert. – Uścisnęli swoje dłonie i przeszła do dalszej
prezentacji. – Adalbert, a to jest pan Tobias Leven.
Katherina i Bones parsknęli
śmiechem, a brunet spojrzał na nią sceptycznym wzrokiem, ale nic nie
powiedział.
– Miło mi. – Wyjąkał Adalbert,
gdy uścisnęli swoje dłonie. Jess zauważyła, że Tobias chce cofnąć dłoń, ale nie
może, bo Bert nie zwolnił uścisku. Poczuła jak osuwa się i zaparła się nogami,
żeby go przytrzymać.
– Trzymaj go Edgar! – Zapiszczała
i trochę jej ulżyło, gdy rudowłosy go chwycił pod ramiona. – Nie wyrywaj ręki.
– Jess, co się dzieje? – Zapytała
Katherina przerażona. Cay spojrzała na twarz przyjaciela. Oczy miał zamknięte,
a powieki mu drgały. Jego ciało było sztywne i czasem się zatrząsł.
– Bert właśnie ma wizje. –
Zmarszczyła czoło i oparła je o jego ramię. Spojrzała na Levena, który patrzył
na niego z dziwnym wyrazem twarzy i poczuła do niego większy wstręt. Drgnęła,
gdy McSweeney zaczął się wyrywać i puściła go.
– Merlinie, przepraszam. Powinienem
ci powiedzieć, że słabo się czuję. Myślałem, że to powstrzymam. – Powiedział i
uśmiechnął się do nich przepraszająco, kiedy puścił dłoń Levena. Otarł pot z
czoła i wygładził sweter.
– Chcesz wody, albo usiąść? –
Zapytała Katherina zatroskanym głosem.
– Nie, nic mi nie jest. –
Uśmiechnął się, jakby nic się nie stało. Bo w sumie nic się nie stało. Wizje go
nie bolały, ani nie wywoływały zmęczenia, ale na chwilę był odrywany od
rzeczywistości. – Rzadko miewam wizje w dzień. Najczęściej w trakcie snu.
– Wow... Skąd wiesz, że to nie
sen, a wizja? – Zapytała go Katherina wyraźnie zaintrygowana. – Kiedyś wydaje
mi się, że miałam wizję...
– ...Katy, byłaś wtedy pijana i
ty to robiłaś po pijaku. Już to przerabiałyśmy. – Parsknęła śmiechem Jess, a
blondynka zrobiła obrażoną minę.
– Wizje spowija biała mgła. –
Powiedział tajemniczo i Jess znów parsknęła śmiechem. – No może nie biała, ale
szara. Coś jak dym.
– Co widziałeś? – Zapytała Katy.
– Barabasza. – Odpowiedział
całkiem poważnie, a Cay walnęła go mocno w ramię, aż się skrzywił.
– On ma na imię Barnabasz!
*******
Paul przywitał się z Jamesem i
Syriuszem, którzy siedzieli w kuchni i jedli obiad. Black chciał mu nałożyć
jedzenie, ale podziękował, bo nie wyglądało apetycznie.
– Który z was to zrobił? –
Zapytał, a Potter wyszczerzył zęby w uśmiechu. – Dobrze, że ciocia tego nie
widzi.
– Mówisz już do niej per ciocia?
– Zapytał Syriusz wyższym głosem, niż mówił normalnie.
– I dobrze. Nie ma nic gorszego
niż kumpel, który mówi na moją matkę po imieniu. – Mruknął pod nosem James, a
Łapa parsknął śmiechem.
– Jest Katherina? – Zapytał ich już
poważniejszym tonem i psychicznie zaczął się przygotowywać na wojnę. James i
Syriusz spojrzeli na niego, jakby miał coś ciekawego do powiedzenia. – William
będzie w Anglii. W Wigilię on i jego dziadkowie będą u nas i zostają jeszcze na
jeden dzień.
– Katy się ucieszy. – Mruknął
Black ironicznie, a Potter westchnął ciężko.
– Nadal rzuca przedmiotami, jak
słyszy jego imię. – Wziął ostatni kęs obiadu i przeżuwał przez długi czas.
– A wy jeszcze nie ubieracie
choinek? – Zapytał kiedy wstał, bo za dwa dni była Wigilia, a w Kwaterze
Głównej nie było widać, że zbliża się Boże Narodzenie.
– Pani Longbottom i Amelia Bones
mają się tym zająć. Drzewka już przynieśliśmy, są z tyłu domu. – Powiedział
Syriusz i wzruszył ramionami. Paul w sumie też się cieszył, że nie musi
dekorować domu, tylko zajmują się tym mama z babcią. – Idź do jaskini lwa. Miej
to z głowy.
Parsknęli śmiechem i wyszedł z
kuchni. Czuł, że to trafne porównanie. Katherina po pierwszej misji zrobiła się
wycofana. Wcześniej była z nim szczera, nawet w wakacje przyszła do niego i mu
się zwierzyła, a od kilku tygodni wiedział, że jest dużo rzeczy, o których ona
mu nie mówi. O których nie mówi nikomu. Kwestią czasu było to, kiedy wybuchnie.
Łatwo było ją zdenerwować i Jane, która do tej pory twierdziła, że prędzej czy
później Katherinie przejdzie, martwiła się o nią coraz bardziej.
Wszedł do saloniku w wieży i
uśmiechnął się na widok udekorowanej choinki. Ogień trzaskał w kominku i zauważył,
że od ostatniego czasu jak tu był, sporo się zmieniło. Przesunęła meble,
wymieniła kanapę i dywan. Dodała jakieś drobne ozdoby i rośliny. Siedziała w
dużym fotelu, podkuliła nogi i wyglądała na taką drobną.
Uśmiechnęła się do niego i
odłożyła książkę oraz pergamin na stolik. Wstała i już nie wyglądała na małą.
Od wakacji urosła jeszcze ze cztery cale i byli już prawie równego wzrostu.
– Byłaś u uzdrowiciela? – Zapytał
ją na przywitanie, a ona zaśmiała się i go przytuliła.
– Miło cię widzieć. –
Odpowiedziała i usiadła ponownie na fotelu, wskazała ręką na kanapę. – Siadaj.
– To byłaś? – Ponowił pytanie, a
ona kiwnęła głową. Martwił się, bo tak szybki wzrost w tak krótkim czasie mógł
być niebezpieczny dla zdrowia.
– Nic mi nie jest. Dostałam eliksiry
i już nie powinnam urosnąć. – Spojrzał na książkę i skrzywił się.
– Już piszesz eseje? – Zapytał
ją, a ona kiwnęła głową.
– Nie mam nic innego do roboty.
Żadnych misji, żadnych raportów, dom wysprzątany, moja wieża udekorowana... –
Zaczęła wyliczać ze znudzoną miną. – Myślałam, że kursy będą bardziej absorbujące,
a czuję się, jakbym znowu miała mieć owutemy. Żadnych zajęć praktycznych.
Dobrze, że trenuję walkę w Zakonie. Musisz przyjść kiedyś, żeby mnie zobaczyć.
Znów mi zaczęło wychodzić i nowa taktyka się sprawdza. Źle do tego wszystkiego
podeszłam, myślałam, że to jest coś na zasadzie patronusa. Wiesz... Szczęśliwe
wspomnienia i inne pierdoły, ale jednak moje umiejętności rozwijają się, jak
myślę o czymś niemiłym. Przegadałam z Edgarem i Doreą przebieg misji, i doszliśmy
do wniosku, że skupiłam się na przywołaniu miłych wspomnień, kiedy byłam zła.
Niestety nie chcą mnie wysłać nigdzie na misję i nie mogę sprawdzić, czy to na
pewno działa.
– Wiesz, że walki na misjach są
rzadkością? – Przypomniał jej, bo już kilka razy marudziła, że nie przydzielają
jej do misji, a widocznie musiała się wyładować. Chociaż na kilku ostatnich
misjach dochodziło do starć ze śmierciożercami. Cóż... Czas odpalić bombę. –
Przychodzisz na kolację w Wigilię? Mama mówiła, że nie dałaś jej jasnej
odpowiedzi.
– Obiecajcie, że ojciec nie
będzie mnie namawiał na zrezygnowanie z kursu. – Mruknęła z przekąsem, a on
przybliżył się do niej i chwycił jej dłoń.
– Prawdę mówiąc, ojciec będzie
najmniejszym problemem. – Spojrzała na niego zdziwiona i naprawdę bał się jej
reakcji. – William będzie w Święta.
Zaczęła kiwać głową i ściągnęła
usta, jak profesor McGonagall.
– Będę tutaj z Jess. –
Powiedziała hardo i tylko jej głęboki oddech oraz zaciśnięte szczęki wskazywały
na to, że się wkurzyła.
– Co mam mówić, jak będą pytać? –
Zapytał ją.
– Że Jess mnie potrzebuje.
Namawiałam ją, że to świetny pomysł, żeby spędziła święta z Bertem, jego mamą i
jakąś ciotką, bo wygadała się, że chce siedzieć sama w Kwaterze. Jeżeli się
zgodzi, to spędzi ten czas ze mną. – Pokręciła głową, wstała szybko i podeszła
do kominka.
– Powiesz mi, co tak naprawdę się
stało, Katy? – Zapytał ją szeptem, a ona odwróciła się do niego i zobaczył, że
ma łzy w oczach.
– Będziesz pierwszą osobą, której
to powiem. – Zapewniła go drżącym głosem. Chciał podejść i ją przytulić zanim się
popłacze, ale wyciągnęła rękę, żeby go zatrzymać. – Nie będę płakała. Proszę,
nie drążcie tego. Dam sobie radę.
*******
Biegała wzdłuż ogrodzenia wokół
Kwatery Głównej już chyba z godzinę. Nogi paliły ją z bólu, a w piersi czuła
ból od mroźnego powietrza. Powinna już wrócić, bo była pewna, że przez następne
kilka godzin będą ją boleć mięśnie i nogi będą jej się trząść. Poza tym było
już ciemno, a teren nie był równy. Dzień wcześniej było spotkanie Zakonu
Feniksa i matka zapytała ją, czemu nie będzie na kolacji Wigilijnej. Wymigała
się złym samopoczuciem Jess. Caroline zaprosiła również i jej przyjaciółkę, ale
Cay na szczęście nie przyjęła zaproszenia, tłumacząc, że wolałaby je spędzić
jedynie z Katy.
Dobiegła do ścieżki i już
spacerkiem poszła do domu. Na wejściu przywitał ją zapach cynamonu. Gdy weszła
do kuchni Jess wyciągała blachę ciasteczek z pieca.
– Przepraszam, że się spóźniłam,
kochanie. – Zażartowała Katherina i ucałowała ją w policzek. Cay klepnęła ją w
tyłek, gdy ta podeszła do szafki, gdzie trzymali kilka eliksirów. Odmierzyła
dawkę Eliksiru Pieprzowego i wypiła go. Zakasłała, gdy poczuła palące ciepło w
gardle.
– Idź się umyj. Za chwilę podam
obiad. Zrobiłam jeszcze paszteciki i pieczeń na później. – Powiedziała i
wskazała na talerze, gdzie stygły potrawy. W garnku bulgotała jakaś zupa.
Pewnie poznałaby po aromacie, ale zapach cynamonu z ciasteczek był dominujący.
Jess ponownie odwróciła się do paleniska i zajrzała do garnka.
Katherina szybko się umyła i
ubrała tak, żeby było jej ciepło, i ponownie wróciła do kuchni.
– Idealnie trafiłaś. – Cay
stawiała na stole drugi talerz zupy.
– Zupa cebulowa? – Zapytała Katy.
– Serowa. – Poprawiła ją
blondynka i usiadła naprzeciwko przyjaciółki. – Ale dałam trochę więcej cebuli
niż w przepisie, więc dlatego tak czuć.
– Nie sądziłam, że będę jadła
zupę w święta. – Parkes włożyła do ust łyżkę z zupą i jedną grzanką i jęknęła.
Zupa miała ostro–kwaśny smak. – Merlinie, pyszne.
– Dzięki. Mama zawsze ją robiła w
Wigilię. – Jess uśmiechnęła się smutno i dalej już jadły w ciszy. Katy umyła
naczynia, a w tym czasie Cay poszła się przebrać.
– Co będziemy robić? – Zapytała
Jess, gdy wróciła, a Katherina wzruszyła ramionami. Nie miała ochoty na żadne
gry i zabawy.
– Pić? – Odpowiedziała pytaniem i
uśmiechnęła się smutno, gdy przyjaciółka kiwnęła głową. Przeszły do salonu
zabierając przy tym szklanki, talerzyki i jedzenie. Parkes zdziwiła się, bo ona
wzięła w ręce tacę z ciastkami, a Jess machnęła różdżką i reszta rzeczy uniosła
się, i gdy przechodziła do salonu, lewitowały za nią. Opadły miękko na blat, a
Katy odłożyła ciasteczka ze skonsternowaną miną.
– Niewerbalne zaklęcie? Jesteś
pełna niespodzianek, panno Cay. – Powiedziała i poszła w kierunku barku, aby
wyjąć butelkę Ognistej. Zdziwiła się, gdy drzwiczki same się otworzyły i
butelka minęła ją. Odwróciła się do Jess, która już nalewała trunek.
– Mama Adalberta mnie nauczyła. –
Wzruszyła ramionami. Katherina wzięła od niej szklankę, gdy usiadła.
– Jak ci się z nimi mieszka? –
Zapytała ją, bo Jess rzadko wspominała o mieszkaniu w domu Adalberta.
– Dziwnie. Lubię panią Malodorę,
jest dla mnie cudowna od zawsze, ale... Czasami czuję się winna, że ja nadal
żyję, Katy. Często wspomina Jo, Charliego, rodziców i nie wiesz jak mi jest
przykro. – Zrobiła przerwę, żeby opróżnić szklankę Ognistej. – Spotykam się z
Barnabaszem i to chyba też jej się nie podoba, ale mi jest z nim w porządku.
Rozpieszcza mnie, jest kochany, i myśli o mnie całkiem poważnie, bo już poznałam
jego rodziców i siostrę.
– Poznałaś jego rodziców? –
Zapytała Katherina zdziwiona, a oczy Jess zaszkliły i kiwnęła głową.
– Są bardzo mili. – Powiedziała
Jess. – U Adalberta cały czas czuję wyrzuty sumienia, że to może faktycznie za
szybko, ale nie mam na co czekać, Katy.
– Musimy żyć dalej. – Westchnęła
smutno Parkes i zapatrzyła się na kominek.
– Mieliby dziś czwartą rocznicę
ślubu. – Wyszeptała smutno Jess i gdy na nią spojrzała, ta ocierała łzy. –
Dlatego chciałam być sama.
– Och, Jess. – Blondynka objęła
ją i poczuła wzbierające łzy.
– Co tak naprawdę wydarzyło się
między tobą a Williamem? – Usłyszała cichy szept i zamarła na chwilę.
– Nic... Po prostu tak będzie
lepiej. – Wyszeptała dobrze znane jej kłamstwo.
– Gówno prawda. – Powiedziała
Jess twardo. – Czy to przez dziecko?
– Co? – Katy pisnęła i odsunęła
się od niej szybko. Przyjaciółka patrzyła na nią współczująco.
– Wiem, że wtedy poroniłaś. Byłam
przy tobie, Katy. – Parkes nalała im Ognistej i obie wypiły jednym haustem.
Kiedy pierwsze łzy popłynęły jej po policzku, Jess przytuliła ją mocno i
głaskała ją po głowie. – Nikomu nie powiedziałam, możesz być spokojna.
– Wiem, że nikomu nie
powiedziałaś. – Powiedziała Parkes w jej ramię. – Ale dlaczego mi nie
powiedziałaś?
– Z początku myślałam, że może
nie miałam racji, bo uzdrowiciele nie mogli mi nic powiedzieć. Wróciłaś z
Hiszpanii rozbita, zerwałaś z Williamem, a ty nie zrobiłabyś tego bez
racjonalnego powodu. Poruszanie tego tematu nie było dla ciebie przyjemne i
bałam się twojej reakcji. Teraz spróbowałam, bo obie jesteśmy rozbite i nie
wściekniesz się na mnie. – Powiedziała miękko w jej włosy i Katherina
mimowolnie parsknęła śmiechem.
– Dzisiaj miałam rodzić. –
Wyszeptała i zaszlochała głośno czując ucisk w klatce piersiowej. Przyjaciółka
mocniej ją przytuliła, ale nie potrafiła opanować głośnego szlochu. – Jak tylko
się wybudziłam, napisałam do niego list, żeby przyjechał, bo go potrzebuję, że
straciliśmy dziecko... Tak bardzo chciałam, żeby wtedy był przy mnie! A on mi
odpisał, że nie może i że będzie lepiej, jak się rozstaniemy. Rozumiesz, Jess?
To dobrze, że straciłam nasze dziecko, bo się skupimy na tych pierdolonych
kursach!
– Merlinie! A ty go jeszcze
chronisz? Co ci, do diabła, odbiło? – Cay odsunęła się od niej i spojrzała na
nią oburzona.
– Bo to sprawa między nami.
Obiecaliśmy sobie, że nie ważne, co jedno zrobi drugiemu, nie dotknie to
przyjaciół. Byłaś świadkiem tego, co się działo, jak Lily i Dorcas zostały
rzucone. – Odpowiedziała czując gorycz w swoim głosie. – Na początku myślałam,
że może się wystraszył, ale przecież gdyby mu przeszło, to spróbowałby to
naprawić.
– Chciałabyś tego? – Jess
wyglądała na naprawdę zdziwioną z tego co usłyszała.
– Nie. Zachował się jak świnia. –
Powiedziała Katherina zgodnie z tym co myślała. William zachował się jak kawał
ostatniego chama i dupka. Wystraszył się, czy też nie. Powinien od tamtej pory
błagać ją o przebaczenie, a od sierpnia nie miała od niego żadnego listu. Nie
narzekała. Przynajmniej mniej się denerwowała. Jess nadal wyglądała na oburzoną
i Parkes mimo wszystko spróbowała opanować złość na chłopaka. – Ale zachował
się tak w stosunku do mnie, Jess. Chcę już zamknąć ten rozdział z nim. Chcę go
nienawidzić, ale bez świadomości, że przez to rozwala się czyjaś przyjaźń. Wiem,
że pisze do ciebie czasami i pewnie spotkacie się jutro, ale błagam... Nie
trzymaj żadnej strony, bo to jest destrukcyjne, a musimy trzymać się razem.
Szczególnie teraz.
– Nie spotkam się z nim jutro. –
Odpowiedziała Jess z dziwną siłą. – Boję się, że mogłabym coś palnąć, więc
chyba po prostu dam sobie czasu. Na pewno tego chcesz?
– Tak, Jess. To sprawa tylko i
wyłącznie między mną, a nim. – Zapewniła ją po raz kolejny Katherina i
mimowolnie uśmiechnęła się, gdy Jessica znów ją przytuliła.
Czuła się lżejsza.
*******
Siedział między babcią a Paulem i
ucieszył się, gdy kolacja dobiegła końca. Słuchał przez cały wieczór, jak
Robert opowiada mu o tym co dokładnie działo się w Anglii i nie był świadomy
nawet połowy rzeczy. Łącznik w Stanach Zjednoczonych nie zdawał im tak
dokładnych relacji i pewnie Henry też będzie zdziwiony.
Jak zaczął kursy napisał list do
Dorcas z propozycją, aby we wrześniu zjawili się w Anglii na kilka dni, bo
oboje mieli pewną liczbę dni wolnych do wykorzystania. Meadows jednak nie
zdecydowała się, bo swoje dni wolne trzymała na czarną godzinę. Gdyby sytuacja
w Anglii była naprawdę zła, bez problemu urwałaby z kursu na dwa tygodnie. On z
początku wpisał sobie trzy dni wolnego we wrześniu, ale kiedy w sierpniu
Katherina napisała list ze szpitala i potem nie odpisywała na jego wiadomości,
to zrezygnował z nich. Wraz z Henrym i Thomasem stwierdzili, że pomysł Dorcas
nie jest głupi i warto je wykorzystać, gdyby potrzebna była pomoc w Anglii.
Definitywne zerwanie naprawdę
poprawiło jego koncentrację i miał nadzieję, że Katherina jest tak skupiona na
kursie jak i on.
Chętnie by ją o to spytał, ale
nie pojawiła się na kolacji. James czasami mu wspominał w listach o niej, ale
urywał myśl w połowie, bo pewnie dochodził do wniosku, że lepiej mu nie pisać
pewnych rzeczy.
Myślał, że jednak rozstanie z nią
wpłynie na relacje z przyjaciółmi, ale na szczęście ani Syriusz, ani James, ani
Paul nie zabijali go wzrokiem. Jane czasami posyłała mu spojrzenia pełne
współczucia, ale długo sam tak na siebie patrzył w lustrze, więc był
przyzwyczajony.
W Stanach zamieszkał z Henrym i
Thomasem, którzy też byli z nim na kursie. Trafił do nieco lepszej grupy bo był
już animagiem, ale musiał się jeszcze dużo nauczyć o przemianach i o pełnym
wykorzystaniu anatomii swojej animagicznej postaci.
Potrafił już latać, ale nadal
miał problem z ostrą zmianą kierunku. Kiedy w czerwcu udało mu się przejść
pomyślnie przemianę, profesor Dumbledore nie krył zdziwienia. Obaj byli
przekonani, że jako animag będzie krukiem, tak jak jego cielesny patronus, ale
okazało się, że zamienia się w sokoła.
Podczas pierwszych lotów był
przerażony i przez chwilę myślał, że się zabije. Potem szło mu lepiej.
Uwielbiał moment w którym wzbijał się w powietrze, pod skrzydłami czuł opór
powietrza i na początku myślał, że nie zdoła go pokonać, ale cholera, był
silny. Przez pół roku zrobił takie postępy, że miał powody do dumy.
Przeszli do salonu i chętnie
przyjął od Roberta szklankę Ognistej. Zdążył porozmawiać z nim rano o tym jak
przebiega jego kurs i kilka razy podziękował mu za wsparcie. Dopiero teraz zdał
sobie sprawę, że rodzice Katheriny uchronili go przed zboczeniem z obranej
trasy. Przypilnowali go, kiedy tego najbardziej potrzebował i to z ich pomocą
zaszedł tak daleko.
Syriusz i James podeszli do niego
i stuknął się z nimi szklankami. Jane i Paul po chwili do nich dołączyli. Nie
mógł ukryć uśmiechu na widok tego, jak Elliot i Parkes nie potrafią oderwać się
od siebie. Chyba pierwszy raz widział blondynkę tak szczęśliwą i odprężoną. Już
w listach zauważył, że zmieniła się od jego wyjazdu, a Black i Potter
potwierdzili to. Jane zaczęła pracę i kurs w Ministerstwie Magii, mieszkała u
Syriusza i spotykała się z Paulem. Mocno się zdziwił, gdy przed obiadem, z
uśmiechem na ustach opowiadała, że bada latające stworzenia. Rzadko bywała w
Ministerstwie Magii, bo wolała pracę w terenie. Sprawdzała siedliska
hipogryfów, testrali, a czasami nawet smoków. Rozbawiła go, gdy opowiadała o
tym, że nie widzi testrali i praktycznie przez cały czas pracy musi mieć przy
sobie mięso, i kiedyś wróciła do Kwatery Głównej z dużym kawałkiem wołowiny
przewieszonym przez ramię.
– Katheriny nie będzie? – Zapytał
wszystkich, ale spojrzał tylko na Paula, bo wcześniej próbował wypytać
chłopaków, ale ich odpowiedzi były lakoniczne.
– Spędza święta z Jess. Nie
chciała jej zostawiać samej. – Odpowiedział i w sumie nawet uwierzyłby w to,
ale znał Katherinę. Znów zaczęła unikać go, jak ognia, tak jak wtedy, gdy jej
rodzice go przygarnęli.
– Jak sobie radzi? – Zapytał
licząc na szczerą odpowiedź.
– Dobrze... Związała się z
chłopakiem. Wydaje się być miły. – Powiedziała Jane i uśmiechnęła się lekko.
Poczuł jak krew odpływa mu z twarzy. Katy
jest z kimś w związku? Liczył na to, że naprawdę skupi się na kursie, ale
widocznie się mylił. – Kupuje z Adalbertem lokal przy Pokątnej, Madame Malkin
ją docenia i dostaje premie do wypłaty. Nadal projektuje i pewnie swoją
pracownię szybciej niż sądziliśmy.
– Merlinie. – Odetchnął z ulgą i
zaśmiał się. Jane mówiła o Jessice. – Chodziło mi o Katy.
– Och... – Elliot zmieszała się i
spojrzała szybko na Paula, który przejął pałeczkę.
– Dobrze sobie radzi. –
Odpowiedział i nastała cisza. Spojrzał na chłopaków, którzy kiwali z
entuzjazmem głowami. Ktoś tu kręci...
– Jest świetna na kursach, dużo
ćwiczy i jest zawzięta. – Odpowiedział James i w to akurat uwierzył. Jak
Katherina na coś się uparła, to nie było siły, która by ją odciągnęła.
– Ostatnio jest sfrustrowana, bo
nie dostaje żadnej misji. – Mruknął Black i usłyszał gorycz w jego głosie. –
Przynajmniej była na jednej i czasami omawia z innymi przebieg misji. Wiesz...
Za zamkniętymi drzwiami. James już był na trzech misjach, a Remus na jednej. O
Paulu nie wspomnę... Moody mi nadal nie ufa. Oddałem im dom, więc chętnie
przyjąłbym jakąś misję. Jestem bezużyteczny.
– Domyślam się jak gównianie się
czujesz. Ja i Dorcas też tak się czujemy. – Powiedział, a Black spojrzał na
niego wyraźnie zaintrygowany.
– Ty i Dor? – Zapytał dziwnym
tonem głosu i patrzył na niego, jakby czekał na wyjaśnienia. James parsknął
śmiechem.
– Mówi ten, który trzyma się z
Katy za rączki. – Spojrzał szybko na Pottera i poczuł, jak krew szumi mu w
uszach.
– Trzymasz się z Katy za rączki?
– Zapytał i zrobił krok w stronę Syriusza. Mierzyli się spojrzeniami przez
chwilę i cieszył się, że jest od niego wyższy o kilka cali.
– Jak potrzebuje wsparcia, a
potrzebuje go dużo. – Odpowiedział Black całkiem poważnie i cofnął się o krok.
– Jako przyjaciel.
– Mam nadzieję. – Odpowiedział
William i zacisnął szczęki, żeby nieco się opanować. Patrzył jeszcze przez
chwilę na Blacka podejrzliwie. – Staram się trzymać kontakt ze wszystkimi.
– Co u niej? – Zapytał Syriusz, a
ten posłał mu kpiący uśmiech.
– W porządku. – Black posłał mu
takie spojrzenie, że przez chwilę myślał, że dostanie w zęby. – Raczej
nieprędko tu się pojawi. Trzymamy dni wolne, jakby coś się działo i potrzebna
była pomoc. Jest zadowolona z kursu, dogaduje się z nową rodziną, ale żałuje,
że nie może być tutaj i działać.
– Dzięki. – Mruknął Syriusz i
upił łyk Ognistej. Wiedział jak się czuje. Kompletnie wykluczony z życia byłej
dziewczyny. Zupełnie jak on. Meadows nie wspominała w listach o Syriuszu. Pisała
jedynie ogólnikowo, że tęskni za Anglią i chciał wierzyć, że Syriusz to Anglia.
Spojrzał na Doreę i Charlusa, którzy stali przy wyjściu na taras, a Potter
szeptał coś do ucha żony, która uśmiechała się. Mógł jedynie przypuszczać, co
jej teraz mówi, ale wyglądała na zauroczoną.
– Zauważyłem, że oni prawie
zawsze tam stoją, jak tu są. – Powiedział Paul, a James pokręcił głową na widok
flirtujących rodziców. Miał nieco zawstydzoną minę.
– Zaręczyli się w tamtym miejscu.
– Mruknął James, a Jane wydała z siebie ciche i urocze "och". – Ta...
Romantyczne. Dobrze, że się zeszli. Moody przydzielił ojcu asystenta, więc ma
mniej do roboty. No i mama od stycznia wraca do Biura. Mówi, że to tylko na
czas kryzysu. Podobno będzie jak za starych dobrych czasów. Jak była kursantką,
to była łącznikiem między Biurem a Zakonem.
– A więc Jess ma chłopaka. – Zmienił temat z nadzieją, że ktoś dokończy i
nie zawiódł się.
– Tak... Barnabasza. Bert i Katy
cały czas mówią na niego Barabasz. Trochę się dzieje i jeszcze go nie poznaliśmy.
Adalbert zmusił Jessicę do tego, żeby ich zapoznała. Katherina przypadkiem też
się tam pojawiła. – Parsknął śmiechem Black. – Już są spokojniejsi, bo jednak
Barnabasz jest bardzo absorbujący i trochę się baliśmy, bo nikt go nie zna.
– Mam nadzieję, że jutro powie mi
więcej. – Kartney pokręcił głowa. Jessica była trochę roztrzepana i raczej
podchodziła do życia niekonwencjonalnie, ale w sprawach sercowych nie działała
pod wpływem impulsu. Wiedział, że była zadurzona w Remusie i wydawało mu się,
że wcześniej nie miała żadnego chłopaka, dlatego ufał, że dokonuje właściwych
wyborów.
Westchnął ciężko, gdy James
zaczął opowiadać o tym, że zrobili na poddaszu Kwatery Głównej miejsce do
treningu a na zewnątrz mieli miejsce do ćwiczenia latania na miotle. Zazdrościł
im tego, że są w Anglii i robią wszystko, żeby szkolenie przynosiło jeszcze
lepsze efekty.
Zazdrościł im tego, że są tak
blisko Katheriny...
Czuł, że ciężko mu będzie wrócić
do Stanów.
*******
Tak jak myślała, Lily była już w
rodzinie.
Ruda od czterech dni była w
Australii i Dorcas chyba pierwszy raz poczuła się tam tak zadowolona. Myślała,
że przyjaciółka nic się nie zmieni, ale była zaskoczona tym, że te pół roku tak
się odbiło na jej wyglądzie. Jej włosy miały piękny kasztanowy odcień, nawet
brwi jej przyciemniały i wyglądała cudownie. Przytyła kilka funtów, ale na
szczęście poszło jej w kobiece kształty i nie była tak koścista, jak wcześniej.
Kiedy pojawiły się w Thundelarra bliźniaki
wybiegli im na przywitanie. Przy kolacji Dorcas prawie się popłakała, gdy Lorcan
zapytał, czy Lily też jest ich nową siostrą. Wtedy pierwszy raz zdała sobie
sprawę z tego, jak pokochała swoją nową rodzinę... I poczuła wyrzuty sumienia z
tego powodu.
Po rozpakowaniu prezentów przeszły
do sypialni gościnnej, którą zawsze zajmowała, gdy odwiedzała ojca w weekendy.
Dorcas otrzymała dużą paczkę od pana Elfiasa Doge'a. Były tam prezenty dla niej
i Lily od przyjaciół. Idąc na spotkanie w myślach układała treść przeprosin, za
to, że pan Doge będzie wracał do Anglii z kilkoma drobiazgami dla chłopaków.
Zdziwiła się, gdy mężczyzna wyznał, że to najmilsza część jego zadań z Zakonu,
bo dzięki niemu przyjaźń między nimi nie słabnie. Po tym spotkaniu przepłakała
pół wieczoru, kiedy czytała list od Katheriny, która groziła jej, że jeśli
otworzy paczkę przed świętami to pofatyguje się do Australii tylko po to, żeby
na nią nakrzyczeć. Gdy dwa tygodnie wcześniej przekazywała paczkę z prezentami
dla dziewczyn, też chciała, żeby otworzyły dopiero w Święta.
Tak bardzo za nią tęskniła...
Teraz miała przy sobie Lily i
coraz ciężej było jej utrzymać łzy. Ruda z kolei nie przejmowała się opinią
płaczki. Popłakała się jak zobaczyła Dorcas, popłakała się na widok płaskorzeźb
przy wyjściu z Ministerstwa Magii, popłakała się gdy wbiegały do zimnego oceanu
i popłakała się na widok Stephanie. Tłumaczyła to tym, że pół roku nie widziała
się z nią i nie zdawała sobie sprawy z tego jak bardzo tęskni.
Teraz usiadły naprzeciwko siebie,
a między nimi było pudło. Dorcas otworzyła je ostrożnie i wyjęła list.
Kochane Dziewczyny!
Nawet nie wiecie jak się cieszę na myśl o tym, że spędzacie ze sobą
Święta! Pamiętajcie, żeby nie wchodzić pod jemiołę. Koniecznie w te Święta musicie
ulepić bałwana z piasku. Nie przebywajcie zbyt długo na Słońcu, żeby Ruda nie
spiekła się na raka. Dorcas, pilnuj jej, żeby nie zawróciła nikomu w głowie.
Droga Dor, przysyłam ci trochę Anglii!
Najdroższa Lily, mam nadzieję, że po powrocie będzie Ci ciepło.
Wesołych Świąt, Dziewczyny!
Wasz James.
Dorcas podała Lily jakieś miękkie
zawiniątko, a potem wyjęła coś szklanego. Uśmiechnęła się na widok miniaturki
wierzby bijącej i kilku drzewek zamkniętych w słoiku. Całość przypominała
fragment błoni oraz Zakazanego Lasu w Hogwarcie.
– Kochany jest. – Wymruczała
Evans i wtuliła twarz w miękki, czerwony kaszmirowy szal. Włożyła na głowę
beret do kompletu i Meadows stwierdziła, że wygląda jak paryżanka.
Wyciągnęła kolejny list i serce
zabiło jej mocniej.
Dziewczyny!
Przysyłam wam trochę luksusu z mojej rezydencji!
Wesołych Świąt,
Syriusz.
I tylko tyle. Patrzyła jeszcze
chwilę na pergamin czując rozczarowanie. Jedno, zawadiackie zdanie. I nic
więcej. Żadne tęsknie, żadne wracajcie, żadne uważajcie na pająki. Jedno
wielkie, gówniane nic.
– Dor? – Zapytała Lily, a ona uśmiechnęła
się nerwowo i podała jej pudełeczko. Jej prezent był zapakowany, tak samo jak u
Rudej i gdy rozerwała papier, pogłaskała z czułością zamszowe pudełeczko. Evans
pisnęła i zakładała na przegub dłoni sztywną, srebrną bransoletę z jednym dużym
opalem, który miał tak ciekawą barwę, że wyglądał jak galaktyka. Otworzyła
swoje pudełeczko i poczuła rozczarowanie, na widok podobnej, złotej bransolety,
z opalem ognistym. Zamknęła pudełko i odłożyła je na bok, starając się
przełknąć to upokorzenie. Gdyby wiedziała, że tak zagra, wybrałaby dla niego
mniej osobisty prezent. Wysłała mu pas na żebra, skórzane rękawice i kask na
motocykl. Fakt, jego prezent wyglądał na robotę goblinów i to dość drogą, ale
Lily dostała prawie identyczną, i to ją najbardziej zabolało.
Otworzyła kolejny list.
Lily i Dorcas,
wiecie, że ode mnie możecie dostać tylko jedno i wiem, że nie będziecie
kręcić nosem, tak jak niektórzy.
Miłej lektury, wierzę, że Wam się przyda!
Mam nadzieję, że korzystacie ze słońca i ze spotkania!
Nie mogę się doczekać, aż wreszcie odwiedzicie nas w Anglii. Liczę na
to, że wkrótce się spotkamy!
Uściski,
Remus.
Parsknęła śmiechem i rzuciła
Rudej książkę od Lupina. Tak... Nie kręciła nosem, gdy miała w rękach dobrą
książkę od zaklęć.
Następny list był od Jessiki.
Kochane przyjaciółki!
Bardzo Was przepraszam, ale nie mogłam się powstrzymać i już otworzyłam
swoje prezenty!
Lily, ten zestaw nożyc jest fantastyczny i nawet nie wiesz jak Madame
Malkin mi zazdrości! Dorcas, będę z tobą szczera, że poczułam się nieco urażona
tym podręcznikiem, ale jak zobaczyłam pierwszy obrazek, to zachwyciłam się! Dzięki
Tobie pokochałam te zaklęcia i niech się strzeże każdy, kto wejdzie mi w drogę!
Przygotowywałam to dla Was przez ostatnie kilka dni i jeśli urosłyście
od ostatniej miary, to nie martwcie się! Materiał jest podatny na zaklęcia rozciągające
i nawet Peter wszedłby w te sukienki! Udanego Sylwestra i koniecznie wyślijcie
mi zdjęcia!
Kocham Was,
Jess.
– Wysłałaś jej książkę? Naprawdę
Dor? – Lily spojrzała na nią z wyrzutem.
– Och, to książka ze złośliwymi
zaklęciami. A to kogoś muchy zaatakują, a to będzie się drapał, pojawi się nad
nim chmura z deszczem... Wiedziałam, że jej się spodoba. – Meadows podała jej
miękki pakunek i wstała, żeby odpakować swoją sukienkę. Uśmiechnęła się na
widok grafitowej sukienki, która pewnie sięgała jej do kolan i na szczęście
była w dziewczęcym, luźnym stylu. Lily dostała uroczą białą sukienkę w drobne
czarne groszki. Góra przypominała trochę gorset i na pewno będzie ją opinała, a
dół był rozkloszowany.
– A tak bałyśmy się, że jej nie
wyjdzie. – Evans pokręciła głową i pogłaskała materiał.
– Czeka nas jeszcze kilka
prezentów. – Brunetka usiadła przy pudle i wyciągnęła kolejny list.
Dziewczyny!
Spłukałam się w Afryce, więc nie miejcie mi za złe, że testuje na was
moje robótki ręczne.
Lily, Tobie na pewno się przyda.
Dorcas, musisz poczekać do lipca.
Trzymajcie się ciepło i bawcie się dobrze!
Nawet nie wiecie jak Wam zazdroszczę tego, że się widzicie!
Kocham i całuję!
Jane.
Meadows parsknęła śmiechem na
widok niebieskiego swetra z wełny. Lily dostała taki sam i była pewna, że na
pewno będzie nosiła go w Rosji. A Dorcas? Tak, ona musiała poczekać do lipca.
Albo jechać tam, gdzie jest zimno.
Kochane moje!
Ja pochwalę się sukcesem znajomych i macie pierwszą, dużą płytę
Fatalnych Jędz z autografami i buziakami od chłopaków!
Chciałam Wam dać coś, z czego będziecie mieć duży pożytek, dlatego
Ruda, Tobie przysyłam fiolki na eliksiry, żebyś nie zbankrutowała w Rosji.
Dzięki uprzejmości profesora Slughorna mam małą obniżkę w sklepie na Pokątnej,
dlatego jak będzie Ci czegoś brakowało, to złożę zamówienie!
Dor, mam nadzieję, że się nie przestraszysz, ale wysłałam Ci chłopaka.
Syriusz dał mu imię Train. Możesz na nim ćwiczyć zaklęcia.
Wypijcie moje zdrowie i korzystajcie z tego, że jesteście razem!
Całuję
Wasza Katy!
– Jestem ciekawa jak biedny pan
Doge to wszystko udźwignął. – Westchnęła Ruda wyciągając z pudła skrzynkę z
pustymi fiolkami.
– Reducio, Lily. Sam mi powiedział. – Dorcas uśmiechnęła się i
wyciągnęła małe pudełko, a gdy otworzyła je zrozumiała, że rzucono na nie
zaklęcie zmniejszająco – zwiększające.
– Dostałam gargulca. Naprawdę? –
Meadows westchnęła i z pomocą Lily wyciągnęły z pudełka ciężki gargulec. – Będę
musiała go postawić w saloniku. Ale on jest upiorny.
– Tylko Katherina mogła ci wysłać
gargulca. – Zaśmiała się Evans. – Ale faktycznie, jest straszny. Włóżmy go do
szafy, bo nie usnę.
Wsadziły go do szafy i brunetka
zamknęła drzwi.
Evans wyciągnęła przedostatni
list i przeczytała na głos.
Lily i Dorcas!
Przesyłam Wam teczki, dzięki, którym Wasze notatki będą w jednym
miejscu i na pewno wszystko tam się zmieści!
Oprócz tego Potterowie i Parkesowie przysyłają Wam połowę Miodowego
Królestwa oraz najlepsze życzenia i uściski!
Mam nadzieję, że wkrótce zdarzy się okazja, żeby się zobaczyć!
Wszyscy za Wami tęsknimy, ale cieszymy się, że jesteście na dobrych
kursach!
Wszystkiego dobrego i Wesołych Świąt!
Paul.
– Czekoladowe żaby! – Krzyknęła
Dorcas i wyjęła dwie paczki. – Błagam Lily! Odstąpmy je bliźniakom! Uwielbiają
je!
– Jasne. Ja i tak wystarczająco
już przytyłam, a Crystal tak gotuje, że nie mogę przejść obok kuchni obojętnie.
– Powiedziała Lily i pogłaskała skórzaną teczkę od Paula. Odłożyła ją do kufra,
gdzie wcześniej odkładała wszystkie prezenty i uśmiechnęła się. – Jeszcze nigdy
nie dostałam tylu prezentów.
– A jeszcze mamy coś od
Adalberta. – Dor podała jej list i otworzyła opakowanie Fasolek Wszystkich
Smaków.
Dziewczęta!
Niestety nie poznałem was na tyle, żeby dobrać dla was trafione
prezenty i po konsultacjach z dziewczynami, wiem, że to może Wam się spodobać.
Wykonałem dwie takie same prace, żebyście się nie pokłóciły, ani nie
pobiły!
Lily, nawet nie wiesz jak czasochłonne było szukanie farby, która
oddałaby rudość Twoich włosów! Jess w pewnym momencie miała dość mojego
marudzenia i kazała mi użyć czarnej farby. Ale w końcu mi się udało i znalazłem
rudą farbę.
Dorcas, zakładam, że już się trochę opaliłaś i na obrazie nie jesteś aż
tak blada, jak byłaś w czerwcu.
Mam nadzieję, że przypadnie Wam do gustu i będzie pasowało do Waszych
ścian!
Uściski!
Adalbert.
Lily rozerwała papier i ich oczom
ukazał się obraz przedstawiający jedno ze zdjęć, które zrobili sobie na tle
Hogwartu w dzień zakończenia szkoły, ale Adalbert dodał do obrazu siebie i
Paula. Obraz ruszał się tak jak zdjęcie. Dorcas spojrzała na obraz z czułością
i nie mogła oderwać wzroku od przystojnej twarzy Syriusza.
– Piękny. – Powiedziała nie do
końca oceniając obraz. Zamrugała szybko, gdy oczy zaszły jej łzami. – Strasznie
za nimi tęsknię.
– Żałujesz, Dor? – Zapytała ją
Evans cicho, a Meadows chwilę się zamyśliła. Czy żałowała?
– Czasami tak. Ale tutaj mam
rodzinę i teraz nie wyobrażam sobie, że byłabym daleko od taty, Grace i
bliźniaków. Będąc w Anglii tęskniłabym za nimi, tak samo, jak tęsknię za
przyjaciółmi tutaj. – Odpowiedziała i wzięła kolejną fasolkę do ust. Tym razem
o smaku toffi. – Dochodzi też do tego świetny kurs i jakoś daję radę. A ty
Lily?
– Nie wiem, Dorcas. Prawdę mówiąc
po roku wybieram kierunek w którym mam się kształcić, ale od początku ciągnęło
mnie w stronę eliksirów leczniczych, które mam teraz. Jak patrzyłam na program
po tym roku, to pokrywa się z kursem w Anglii. Gdybym wybrała inną dziedzinę,
to faktycznie Rosja ma większe możliwości, bo na więcej pozwala. –
Odpowiedziała Evans i słyszała w jej głosie dużą udrękę.
– Piszesz z Jamesem? – Zapytała
ją, ale podejrzewała, że zna odpowiedź na to pytanie.
– Częściej niż z kimkolwiek
innym. – Westchnęła tęsknie Evans. – Cały czas mam wątpliwości. Dostałam się na
trzyletni kurs i rezygnacja źle wygląda w papierach.
– Masz mocne plecy, Lily. Dumbledore
i Slughorn na pewno wstawiliby się za tobą, a to są mocne nazwiska w Anglii. –
Podsunęła jej Dorcas, a ta pokręciła głową.
– Wiem, ale nie chcę ich prosić o
coś takiego, Dor, bo to niezbyt poważnie o mnie świadczy. Gdybym miała więcej
oszczędności, to bym raz w miesiącu była w Anglii, a takto muszę poczekać do
wakacji. – Uśmiechnęła się smutno. – Też nie chcę ich non stop prosić, żeby
mnie odwiedzały, bo jednak ciężko gdziekolwiek teraz wyjechać.
– Dobrze, że we Francji, póki co,
jest spokojnie, to przynajmniej babcia może mnie odwiedzać. – Westchnęła
Dorcas. – Łatwiej nam pojechać tam.
– Łatwiej. – Przyznała Lily, ale
spojrzała w jej oczy zawstydzona. – Boję się, że jak będę w Anglii, a potem
wrócę do Rosji, to będę strasznie nieszczęśliwą osobą, Dor.
– Och Lily. – Brunetka objęła
rudowłosą. – Ja się boję, że jak ty wyjedziesz, to będę bardzo nieszczęśliwą
osobą.
*******
Jess obudziła się, czując dziwny
posmak w ustach. Mało pamiętała z reszty wczorajszego wieczora i wytężyła
chwilę umysł, aby przypomnieć sobie cokolwiek. Jęknęła, gdy przypomniała sobie,
że przyjaźń jej i Katheriny wskoczyła na najwyższy poziom po tym, jak nawzajem
pomagały sobie w czasie mdłości. Tak... Mogła umrzeć w spokoju.
Wstała z kanapy, znalazła różdżkę
i owinęła się w koc. Zgubiła gdzieś spodnie, kiedy pokazywała Katherinie
dermagrafikę na udzie i biodrze, którą wykonał jej Adalbert. Starała się cicho
wyjść z salonu, żeby nie obudzić przyjaciółki, która zasnęła na fotelu w
dziwnej pozycji.
Weszła do kuchni i pisnęła na
widok Edgara i Amelii Bones oraz Tobiasa Levena. Przed sobą mieli jakieś
pergaminy i coś na nich pisali.
– Cześć Jess. – Dziewczyna
uśmiechnęła się do niej promiennie. – Nie miałam serca was budzić. Nie martw
się, widziałam was tylko ja.
– Dzięki Merlinowi! Dzień dobry.
– Powiedziała i ziewnęła. Edgar chwycił pasztecik z talerza, kiedy miał ugryźć
machnęła różdżką w jego kierunku i pasztecik zaczął parować. Machnęła drugi raz
i podgrzała resztę jedzenia. – Smakują lepiej na ciepło.
– Dzięki, Jess. – Ugryzł i jęknął
z zachwytu. – Sama gotowałaś?
– Yhm. – Mruknęła i przygotowała
sobie kawę. Znów westchnęła i usiadła na najbardziej oddalonym miejscu, bo nie
chciała im przeszkadzać w pracy, a pewnie zaczęliby chować pergaminy. Upiła łyk
kawy i westchnęła głośno.
– Ciężka noc? – Zapytała Amelia,
a ona skrzywiła się.
– Ciężkie życie. – Mruknęła
czując, że jej głowa nagle zaczęła więcej ważyć. Z Katheriną wczoraj długo rozmawiały
i płakały, a potem Katy zaczęła się nabijać z jej szkockiego akcentu, który na
trzeźwo udawało jej się ukryć. Blondynka namówiła ją nawet na czytanie książki
na głos z tym śmiesznym akcentem. Ubaw po
pachy. – Wy nie obchodzicie Świąt?
– Musimy przejrzeć kilka
dokumentów i zmykamy na obiad do moich rodziców. – Powiedział Edgar i wziął
kolejny pasztecik. Poczuła ucisk w żołądku i na widok jej miny chłopak zaczął
się śmiać.
– Jessie! – Usłyszała jęknięcie
Katheriny, która weszła do kuchni. – Też się tak czujesz?
– Cześć Katy! – Przywitał ją
Tobias Leven i na jej przystojnej twarzy pojawił się uśmiech. Całkiem miły dla
oka uśmiech. W sumie cały był miły dla oka. I pewnie nawet polubiłaby go, gdyby
nie był takim palantem, który traktuje ją i Berta z góry.
– Cześć, pracusie! – Parkes
usiadła obok niej i upiła łyk kawy z jej kubka. Oparła głowę na jej ramieniu. –
Awansowałaś, Jessie.
– Mhm... Moją pierwszą myślą po
przebudzeniu było to, że mogę umierać w spokoju. – Rzuciła ironicznie i
spojrzała smutno w kubek. – Niech te święta już się skończą. Chcę do pracy!
– A ja na kursy. – Wyjęczała
Katherina i Jess szczerze jej współczuła, bo zajęcia miała dopiero po Nowym
Roku, a ona do pracy miała iść za dwa dni. – Kiedy się widzisz z Barabaszem?
– Katy... – Jęknęła Jess, a
Bonesowie parsknęli śmiechem. – On ma na imię Barnabasz. Jak wróci od rodziny z
Francji.
– Nie możecie wziąć Eliksiru? –
Zapytał je Tobias, a Jess zdziwiła się, że pytanie było skierowane też w jej
stronę.
– Nie... Mamy tak dużo wolnego
czasu, że będziemy normalnie trzeźwieć, żeby się nie nudzić. – Odpowiedziała
Katherina i spojrzała na Jess błagającym spojrzeniem. – Odgrzejesz mi zupkę?
– Jasne. – Wstała od stołu i
poszła w kierunku spiżarni z bloków kamieni, na które było rzucone jakieś
zaklęcie, dzięki któremu panowała tam niska temperatura i przechowywano tam
żywność. Postawiła przed Katheriną talerz z zupą i rzuciła zaklęcie, żeby ją
podgrzać. – Będę musiała cię wysłać do matki Berta na przeszkolenie. Mi
wystarczyło półtora miesiąca, więc ty uwiniesz się w tydzień.
– Jesteś dla siebie zbyt
krytyczna, Jess. – Przyjaciółka spojrzała na nią karcąco, a Jess machnęła ręką
i upiła kolejny łyk kawy. – Zazdroszczę Barabaszowi.
– Katy... – Jęknęła Cay żałośnie,
nie mając już siły na poprawianie Parkes. Czuła, że niedługo jej się wymsknie i
sama zacznie mówić na swojego chłopaka per Barabasz.
Spojrzała krzywo na Amelię, która
chichotała cicho.
– Już tyle razy to słyszałam i będę
głosowała, żeby nazwać tak naszego przyszłego chrześniaka. – Leven parsknął
śmiechem, a Jess poczuła dziwny ucisk w podbrzuszu. Spojrzała na niego
zmrużonymi oczami i po raz kolejny w duchu zachwycała się jego urodą. Jeśli
miała oceniać, to umieściłaby go wyżej niż Syriusza, ale Black zdecydowanie wygrywał
w kategorii osobowość. Cay była zachwycona oczami aurora, bo jedno oko było niebieskie, a drugie wydawało się, że jest brązowe. W rzeczywistości miał kilka
dużych brązowych plamek na lewym oku i wyglądało to bardzo ciekawie. Miał
krótko ścięte czarne włosy i kilkudniowy zarost na swojej męskiej szczęce.
Nudna szata aurora, o dziwo, wyglądała na nim świetnie, ale i tak miała ochotę
ubrać go w coś innego.
I rozebrać...
Potrząsnęła głową zanim jej myśli
zawędrowały za daleko. Przypomniała sobie, że ma ją za idiotkę, a Berta za
dziwaka, a potem zaczęła zazdrościć Katherinie, że jest z nim blisko. Już dawno
spostrzegła, że Parkes nieświadomie otacza się wieloma ładnymi ludźmi. A ona
awansowała na jej najlepszą przyjaciółkę. Uśmiechnęła się pod nosem i powstrzymała
chichot.
– Czemu się uśmiechasz? –
Zapytała Katy i odłożyła talerz do zlewu.
– Powiedziałam sobie w myślach
komplement. – Odpowiedziała jej, a blondynka zaśmiała się.
– Zasmucę cię, ale dzisiaj
wyglądasz wyjątkowo gównianie. – Rzuciła złośliwie, a ona pokazała jej język.
– Na twoim miejscu, uważałabym,
co mówię osobie, która robi mi jedzenie. – Katy zabrała jej kubek i dopiła
resztę kawy.
– Otrujesz mnie? – Zapytała ją
blondynka i znów usiadła obok niej.
– Katy... Jedyne zatrucie jakie
mogę ci zapewnić, to tylko alkoholowe. – Wyszeptała patrząc czule w jej oczy, a
Parkes chwyciła ją za dłoń i westchnęła teatralnie.
– Zostaw Barabasza! – Cay
spojrzała na nią znów sceptycznie i zwróciła się do Bonesów.
– Możecie zmodyfikować jej pamięć
tak, żeby zapomniała, że imię Barabasz istnieje? – Rzuciła błagalnie, a Edgar
zaczął się głośno śmiać i odchylił się na krześle do tyłu. Jess westchnęła i
zniosła pełen zadowolenia uśmieszek przyjaciółki.
– Czekam na dzień, kiedy przyprowadzisz
miłość swojego życia i będę miała powód, żeby się z niego nabijać. – Rzuciła
pełnym nadziei głosem, a Parkes zaśmiała się szyderczo.
– Nawet jeśli będzie to Adalbert?
– Dostrzegła uszczypliwość w jej tonie i to ona teraz zaśmiała się złośliwie.
– Jestem jedyną kobietą w życiu
Adalberta, którą kocha bardziej od mamy. Przy mnie nie masz u niego szans,
skarbie. – Posłała jej w powietrzu buziaka, a Katy zaczęła się śmiać, jakby
sądziła, że żartuje.
– Chodź się jeszcze napić, Jess.
– Zaproponowała nadal się śmiejąc, a Edgar znów wybuchnął głośnym śmiechem, gdy
ochoczo wstała.
– Nawet nie wiesz jak się cieszę,
że jesteś w Zakonie, Jess. – Powiedział, a ona poczuła rozpływające się ciepło
w klatce piersiowej. Uśmiechnęła się do niego pełna wdzięczności, bo pierwszy
raz usłyszała tak miłe słowa w Kwaterze Głównej. I to jeszcze od aurora.
– Merlinie, Jess. On jest żonaty.
– Przypomniała jej Katherina konspiracyjnym szeptem.
– Pamiętaj o Barabaszu. –
Podsunęła jej Amelia i nawet ona nie mogła powstrzymać się od głośnego śmiechu.
Chyba dopiero wtedy, pierwszy raz poczuła, że nie jest intruzem w Kwaterze
Głównej.
Dużo wątków w tym rozdziale i aż nie wiem od czego zacząć. Może od tego, że po jaką cholerę ten dupek William ładuje się na święta do domu Katy?! Czy on nie ma w sobie ani krzty przyzwoitości? I jeszcze jest zazdrosny o to, że ktoś jest blisko niej i jej pomaga! Teraz to aż normalnie chciałoby się zobaczyć scenę rodem z jakiegoś dramatu romantycznego - William przyłapuje Syriusza i Katy na czymś więcej, niż trzymanie za rączki i oczywiście zaczyna się burzyć i rzuca się na nich, a w konsekwencji dostaje porządne manto od Blacka (tak jestem na niego zła, że zamiast manto chciałam użyć niecenzuralnego słowa). I przez to Katy nie mogła spędzić świąt z rodziną, choć z Jess też chyba nie było jej źle. Okazało się, że ona wie o największym sekrecie i od razu ich przyjaźń wskoczyła na wyższy poziom. A jeśli właśnie chodzi o Jessicę, to widać jak na dłoni, że Bert jest o nią strasznie zazdrosny! Jeszcze nie znam za dobrze Barabasza, ale już mogliby się rozstać, bo on raczej nie przebije mojego sentymentu do Adalberta.
OdpowiedzUsuńI jeszcze jedno! Wróć mi Dorcas i Lily do Anglii! No bardzo ładnie proszę... Ja chcę już jakieś Jily, chcę widzieć rozterki Syriusza, chcę się dowiedzieć, co on zrobił w końcu z tym pierścionkiem dla Dorcas!
A takie jeszcze jedno pytanie, co się dzieje z Peterem? On jeszcze odegra jakąkolwiek rolę w historii???
Pisz spokojnie magisterkę, a ja będę cierpliwie czekać na kolejny rozdział. Pozdrawiam serdecznie ❤
Drama
http://zawszeoddanizawszesilni.wordpress.com/
Niestety, dużo postaci, to i dużo wątków :D
UsuńCo do Willa, który był na święta u rodziców Katy – zaproszono go, to się zgodził :) Scen rodem z dramatu romantycznego nie będzie i nie zostaną przyłapani :D
Sądzę, że po prostu Will to taki samiec–jaskiniowiec. Miał Katy i nadal jakaś jego część uważa ją za swoją, mimo że nie są już razem :)
Lily i Dorcas są na trzyletnich kursach, Meadows dodatkowo ma tam rodzinę, więc nieprędko wróci :/
Peter od początku był baaardzo drugoplanową postacią. Będzie się pojawiał od czasu do czasu, no i mam mały plan na to, jak odegra swoją rolę :)
Również pozdrawiam!
SBlackLady
Czyli nie mam co liczyć na obicie mordy temu okropnemu hipokrycie? :(
UsuńDopóki tylko Katy i Jess wiedzą, co jest prawdziwą przyczyną rozstania, to do mordobicia nie dojdzie :)
UsuńHej! Już późno, ale udało mi się tu dotrzeć :)
OdpowiedzUsuńJak zwykle rozdział bardzo mi się podobał :) Ale to już żadna nowość :D
Nawet nie wiem, która scena byłaby dzisiaj na pierwszym miejscu.
Lily i Dorcas otwierające prezenty, czy końcowa scena z Jess. Chyba jednak ta druga.
Bardzo dobrze, że Katherina nie pokazała się Williamowi. Nagle zazdrości idiota innym, że mają ją przy sobie. I jeszcze jest zazdrosny o Syriusza?! Po tym, co zrobił to nie ma prawa do zazdrości! Ma szczęście, że chłopacy nie wiedzą o tym, co zrobił, bo zostałaby z niego krwawa miazga!
Ja wciąż gdzieś tam w serduszku go kocham... Ale nie potrafię mu tak łatwo wybaczyć tego, co zrobił. Mam tylko nadzieję, że miał jakiś wyższy powód, ale jakoś mnie nie przekonuje ta nadzieja.
Cieszę się, że Dor i Lily faktycznie spędziły razem święta, to takie miłe, że ich przyjaźń trwa mimo tak ogromnej odległości. Oj, po liście Jamesa czuć, że on cały czas coś do niej ma :D Syriusz był dość... zdystansowany i nie wiem, czy to dobrze, czy nie. Skoro zamknęli pewną ścieżkę, to raczej dobrze, że on z niej nie zbacza... To mogłoby być trochę nie fair, gdyby tak się zachowywał nie wiadomo jak.
Podobała mi się bardzo relacja Jess i Katy, bo w sumie aż tak wielu scen razem nie miały, a tu proszę, trzymanie włosów :D To już naprawdę bliska przyjaźń :D <3 Poza tym cieszę się też, że Jess powoli zaczyna czuć się jak u siebie w Zakonie i jednak nie wszyscy patrzą na nią wilkiem :)
Co do Bar(n)abasza, to póki co ciężko mi określić mój stopień lubienia jego, bo za bardzo nie miałam okazji go poznać.
Mam tylko nadzieję, że ma szczere intencje co do Jess :)
No i jeszcze ta wizja Berta! Dowiemy się, co konkretnie w niej zobaczył? :)
Kochana, uciekam spać, wyjątkowo przed północą. Jutro rano zjawię się tu na pewno.
Buziaczki! :* Weny życzę!
Dobry wieczór!
UsuńJak zawsze jesteś tu mile widziana, o każdej porze dnia i nocy :D
William zachowuje się trochę niedorzecznie, ale cóż począć ;)
Nie mogę się doczekać, aż w końcu ktoś jeszcze będzie wiedział o powodzie rozstania, ale to minie trochę czasu.
Na szczęście w świecie czarodziejów są świstokliki, które potrafią w mig przenieść ich z jednego miejsca na drugie. To ułatwia sprawę :)
Jess powoli zaczyna się odnajdywać, ale w sumie to chyba nigdy w pełni nie będzie się czuła całkowicie dobrze w Zakonie.
Co do wizji Berta, to kiedyś na pewno to poruszę, ale nieprędko. On ma to do siebie, że nie o wszystkich wizjach może mówić, bo po prostu cierpi. Może rzucać jakieś ogólniki, które nie zawierają miejsca, czasu ani sytuacji, coś w stylu "prędzej czy później będziesz naprawdę szczęśliwa", to chyba najczęściej powtarza Jess i mówi to na podstawie wizji. W sumie mam zalążki tego tematu, ale już powoli zacznie coś się dziać. Do tego czasu będziesz na pewno na bieżąco :)
Co do reszty, wyjaśni się w najbliższych rozdziałach :D
Wyśpij się i do jutra!
Dobranoc :*