James
wpatrywał się w zamknięte drzwi od jadalni, w której od ponad godziny siedział jego
ojciec razem z Moodym i Dumbledore'em. Nie miał pojęcia, co oni robią tam tak
długo, bo podobno z jakimiś decyzjami mieli czekać aż reszta dowództwa skończy
przesłuchania uzupełniające.
Zaczął
kolejny raz analizować wydarzenia z tego wieczora i poczuł jeszcze większy
gniew na Fletchera. Z tego co wiedział, był to samotny złodziejaszek z dziada
pradziada. Nie dość, że ryzyko było wpisane w jego "zawód", to
przecież na pewno Moody poinformował go z czym się pisze bycie w Zakonie.
Ryzykował
jedynie własnym życiem. Nie życiem żony, dzieci, rodziców czy innej rodziny.
I
Jamesowi nie mieściło się w głowie, że według Fletchera, to właśnie jego życie
było cenniejsze niż życie Remusa, jego matki i informacji jakie ma Lupin na
temat Zakonu. A był pewny, że Lunatyk tych informacji miał dużo, w końcu to
Dumbledore nadzorował jego misję, a dyrektor Hogwartu na pewno był bardziej
wylewny od Moody'ego. Oczywiście w granicach rozsądku.
Drgnął,
tak samo jak Syriusz, gdy zauważyli, że klamka poruszyła się lekko. Kiedy drzwi
nadal się nie otwierały, wypuścił powietrze i opadł na oparcie kanapy, którą
przestawili tak, aby była naprzeciwko drzwi.
–
Merlinie, umrę z niewiedzy – szepnęła Katherina i wstała z miejsca. Zaczęła
krążyć po salonie i James zamknął oczy, bo po chwili czuł, że znów zacznie się
bardziej denerwować. –To bez sensu...
Poczuł
jak kuzynka opada ciężko na kanapę.
–
Zazdroszczę Lily... – zaczęła, a jemu wymsknęło się parsknięcie.
–
Pewnie czyta jakąś książkę. Na bank nie śpi – powiedział. Z trudem udało mu się
ją przekonać, żeby czekała w sypialni i najlepiej będzie jak odpocznie.
Wiedział, że sen łatwo jej nie przyjdzie, ale przynajmniej miał pewność, że jest
spokojniejsza.
–
Karta ciąża nadal działa? – zapytał Syriusz.
–
Niestety w drugą stronę też– mruknął i westchnął, bo pewnie normalnie
dopowiedziałby coś śmiesznego, a teraz czuł wyrzuty sumienia za każdym razem,
gdy żartował czy się cieszył. Wiedział, że nie jest osamotniony w tych
odczuciach, bo nieraz zauważył jak Katherina czy Syriusz zaraz po żarcie
markotnieją. Chociaż i tak chyba żadne z nich nie przebijało Jess, po której
było widać, że jest na granicy wybuchu. Do tej pory nie potrafił określić czy
będzie to wybuch płaczu, czy złości.
–
Gdzie byliście? – zerknął przez ramię na wejście do salonu, żeby spojrzeć na
Jessicę i Adalberta.
–
W kuchni – odpowiedział McSweeney, wchodząc dalej. Potter poczuł, jak siedząca
obok niego Katherina spina się.
Jessica
usiadła na jednym z wolnych foteli, a Adalbert na podłokietniku i objął ją
ramieniem. Szkotka zamknęła oczy i wtuliła głowę w bok chłopaka.
James
zmrużył oczy i przez chwilę im się przyglądał, próbując odgadnąć, jak to z nimi
tak naprawdę jest.
Znów
drgnął, gdy drzwi od jadalni otworzyły się tak gwałtownie, że Peter aż pisnął.
W
drzwiach stał profesor Dumbledore i uśmiechnął się do nich delikatnie.
Jako
pierwsza wstała Katherina, potem Syriusz i on, prawie jednocześnie.
–
Co dalej, profesorze? – zapytała Parkes, gdy dyrektor Hogwartu wyszedł do
salonu.
–
Charlus i Alastor przekażą wam co ustaliliśmy – odpowiedział spokojnym tonem
głosu, ale już bez uśmiechu. Później zrobił coś, od czego Jamesowi prawie
przekręcił się żołądek. Spojrzał na każdego z nich z osobna, tym swoim
przenikliwym wzrokiem, jakby szukając w nich choć odrobinę zawahania, lub co
gorsza, fałszu. – Tymczasem, pora już wracać do moich uczniów.
*******
–
Wejść! – Katherina drgnęła przestraszona, kiedy profesor Dumbledore wyszedł i
usłyszała wezwanie Moody'ego z jadalni.
Weszła
jako pierwsza i usiadła naprzeciwko wujka. James zajął miejsce obok niej.
Myślała, że Syriusz usiądzie po jej prawicy, ale niestety tak się nie stało, bo
obok niej usiadł Peter. Wymusiła uśmiech w jego kierunku, gdy w czasie
przesuwania krzesła, zahaczył nogą mebla o jej stopę. Wymamrotał przeprosiny, a
ona odpowiedziała mu, że nic się nie stało.
–
I? – zapytał Syriusz, nie czekając aż Jess i Adalbert usiądą.
–
Z ustaleniami poczekamy na resztę dowództwa, a teraz... Cóż... Kwestia
organizacyjna – zaczął mówić wujek i spojrzał na nich, a w szczególności na nią
i Jamesa, jakby obawiał się ich reakcji. – Dla dobra sprawy będzie lepiej,
żebyśmy zawarli Przysięgę Wieczystą.
–
To pergamin nie wystarczy? – zapytała Jess, a Charlus powoli pokręcił głową.
–
Z racji tego, że w ciągu tych godzin pojawiły się nowe fakty, lepsza będzie ta
forma wymuszenia milczenia – odpowiedział i przez chwilę zapanowała cisza.
–
Dobra, to kto pierwszy? – spytała Katherina, chcąc mieć to już za sobą. Nie
zdziwiła się, że w sumie nikt nie protestował. Była już tak zdesperowana, żeby
odzyskać Remusa, że byłaby gotowa zrobić praktycznie wszystko, co jej powiedzą.
–
Możemy zacząć od ciebie, Katy... – zaproponował wujek, a ona kiwnęła głową.
–
Gdzie Lily i Jane? – zapytał Moody.
–
Odpoczywają... Mam po nie pójść? – zapytała Jess, a auror pokręcił głową.
–
Załatwimy to rano... Dopisz, Charlusie, wers o nich... – Moody zwrócił się do
Pottera i podniósł się z krzesła.
Parkes
zrozumiała, że za chwilę cały proces się zacznie, więc również wstała i
podeszła do Alastora.
–
Gotowa?
–
Tak – odpowiedziała, uśmiechając się do niego słabo. Wyciągnął do niej rękę,
kiedy wujek wstał i stanął obok nich. Chwyciła dużą, szorstką dłoń szefa Biura
Aurorów i wciągnęła powietrze. Wujek przyłożył różdżkę do ich złączonych dłoni.
–
Katherino, czy przysięgasz nie przekazywać informacji osobom niezwiązanych z
akcją odbicia Remusa Lupina, chyba że ja, Charlus lub Dumbledore zadecydujemy
inaczej? – zapytał ją Moody, a ona poczuła ciepło, rozlewające się po całej
długości prawej ręki.
–
Przysięgam – odpowiedziała i zdziwiła się, że jej głos był zdecydowany i
twardy, chociaż prawie trzęsła się jak galaretka. Błyszczący płomienisty język
wystrzelił z różdżki Pottera i oplótł ich dłonie. Katherina poczuła jeszcze
większe ciepło wokół ich dłoni.
–
Czy przysięgasz, nie przekazywać informacji związanych z odbiciem Remusa Lily
Evans i Jane Elliot, dopóki te nie zawrą ze mną Przysięgi Wieczystej?
–
Przysięgam – powiedziała równie pewnie i drugi ognisty promień oplótł ich
dłonie.
Oba
promienie na chwilę pojaśniały, aby po chwili zniknąć, zostawiając na jej dłoni
dwie bladoróżowe pręgi.
–
Już – oznajmił Charlus, a ona puściła dłoń Moody'ego i uśmiechnęła się do wujka.
– To kto następny?
*******
Paul
przetarł oczy, a następnie zasłonił usta dłonią, kiedy zaczął ziewać.
Dochodziła
druga w nocy, a oni kolejny raz zbierali w jedną całość informacje, które
przekazano im w czasie przesłuchań.
–
To się nadal coś kupy nie trzyma – stwierdził Moody i kolejny raz w czasie tego
posiedzenia wstał, i przeszedł się po jadalni. –Od zaginięcia, Lupin był
widziany z dziesięć razy w Kwaterze Głównej...
–
Pięć razy. Po kolei... – zaczął Paul i patrzył na punkty, które spisał. –
Według zapisków Remusa, porwali go 24–go listopada. Tego dnia rano był u niego
Peter i przed południem opuścił jego dom, żeby udać się do Ministerstwa. Jak
już wcześniej ustaliliśmy Peter był ostatnią osobą, która widziała prawdziwego
Remusa żywego. 28–go listopada Remus był widziany przez Amelię Bones w Kwaterze
Głównej. Minął ją w przedpokoju, kiwnął jej głową i wymamrotał pod nosem coś,
co Amelia uznała za pożegnanie, bo wychodził. 1–go grudnia Peter był u Remusa,
ale ten był rozdrażniony i wziął tylko od niego jakieś pisma urzędowe, i
obiecał, że odeśle jeszcze przed pełnią. Wtedy Peter stwierdził, że zachowanie
Remusa jest normalne, bo pełnia była 3–go grudnia. Peter następnego dnia miał
już te dokumenty, było na nich mało błędów, co go trochę zdziwiło, ale stwierdził,
że robi postępy. 6–go grudnia Remusa widziała Emmelina, ale też z nim nie
rozmawiała. 8–go grudnia Peter był u Remusa, ale nikogo nie zastał w domu.
Próbował kilka godzin później i też nikogo nie było. 13–go grudnia Enid się z
nim minęła. Wtedy też James i Lily rozmawiali o ciąży, i możliwe, że zostali
podsłuchani. Widział go też pan Theodoric, ale nie pamiętał, kiedy dokładnie to
było. No i Fletcher... Ale jego wcześniejsze zeznania nie są brane już pod
uwagę. Wychodzi na to, że Mundungus był pod wpływem Wielosoku pięć razy.
–
Masz to zapisane? – spytał Moody, a Paul kiwnął głową i podał mu pergamin. –
Jakieś wieści od naszych?
–
Nadal szukają Fletchera – odpowiedział Charlus, a Alastor przeklął i opadł na
fotel.
–
Daj znać Beamishowi, żeby znalazł coś aktualnego na niego. I to tak, żeby
zaangażować całe Biuro w jego poszukiwania. Tylko, żeby nie była to pierdoła,
bo nie zamierzam świecić oczami przed Umbridge, że zajmujemy się błahostkami w
takim czasie! – powiedział Moody Charlusowi. – A chłopakom daj znać, że jak do
świtu go nie znajdą, to mają zjawić się w Kwaterze. Będą potrzebować
wzmocnienia przed pracą i dalszych informacji. Parkes!
–
Tak! – Paul otworzył oczy, które zamknął dosłownie na pięć sekund. Był
przekonany, że Alastror pomyślał, iż śpi.
–
Przyprowadź tu ich. – Wiedział dokładnie kogo ma na myśli auror. Wstał z
miejsca i poszedł w stronę drzwi. Otworzył je i spojrzał na drzemiących
przyjaciół. Tylko Syriusz i James mieli otwarte oczy i czuwali.
–
Chodźcie – powiedział i wrócił na swoje miejsce, zostawiając za sobą otwarte
drzwi. Minęła chwila nim James, Syriusz, Katherina, Peter, Jess i Adalbert
wejdą do środka.
–
Jest już późno i zaraz pójdziemy odpocząć. Macie tutaj zostać do wieczora,
jasne? – zapytał Moody tonem nie znoszącym sprzeciwu.
–
Ale... – zaczęła cicho Jessica, a auror podniósł rękę, aby się uciszyła.
–
Zostajecie tu. Wrócimy zaraz po pracy i przekażemy wam co dalej – poinformował
ich Alastor i ręką machnął na drzwi. – A teraz zmywać się do łóżek!
*******
Jessica
myślała, że skoro tyle dzieje się wokół sprawy Remusa to w niedzielne
przedpołudnie Dorea Potter odpuści sobie zajęcia podszkalające umiejętności
niektórych Zakonników, ale się myliła.
Adalbert
obudził ją jakoś po dziesiątej i musiała zwlec się z łóżka.
Od
niecałych dwóch dni biła się z myślami czy coś powiedzieć, a kiedy zdecydowała,
że komuś wyjawi swe sekrety, to potem zaczęła się zastanawiać, komu to
powierzyć.
Na
początku myślała o Caroline Parkes, ale bała się, że matka Katheriny
przypadkowo chlapnie córce o tym, co jej powiedziała, a nie chciała, żeby Katy
miała o niej jeszcze gorsze zdanie, chociaż wiedziała, że zapewne przyjaciele
dowiedzą się o tym, co ukrywała od piątku, jeszcze tego wieczora.
I
tak wybór padł na Doreę Potter do której Jess miała bardzo duże zaufanie.
Serce
szybko biło jej ze stresu, w sumie od początku zajęć z panią Potter.
Ostatnio
coraz częściej zajmowali się zaklęciami ochronnymi oraz zwodzącymi i nawet
całkiem dobrze jej szło. Radziła sobie z prostymi zaklęciami, a te wymagające
nie działały aż tak dobrze jak powinny, ale czuła, że jeszcze trochę i może jej
się uda.
Poczuła
wielką gulę w gardle, gdy zajęcia się skończyły.
Nie
czekała aż Zakonnicy wyjdą, tylko od razu podeszła do pani Dorei.
–
Możemy porozmawiać? – zapytała, a pani Potter spojrzała na nią, jakby było jej
przykro. – Zajmę tylko chwilę.
–
Słucham, Jessie – powiedziała Dorea i usiadła na krześle. Cay poczuła dziwny
ucisk w piersi, gdy kobieta użyła zdrobnienia jej imienia.
–
Ja… – zaczęła, czując poniekąd wstyd za pobudki, które nią kierowały.
Przyjaciele ostatnio dawali jej odczuć, że jej obecność czy zdanie nie są już
ważne. Wiedziała, że to co zaraz powie sprawi, że poczuje się lepiej. Poczuje
się ważna. Może nie dla przyjaciół, ale dla kogoś innego. I może też na
poważnie wezmą ją w dowództwie.
–
Jess? – ponagliła ją matka Jamesa.
–
Jestem odporna na legilimencję – powiedziała i faktycznie poczuła się dziwnie
usatysfakcjonowana, gdy Potter spojrzała na nią ze zdumieniem, ale zaraz
przypomniała sobie drugą informację i poczuła napływające łzy wstydu,
wściekłości i bezradności. – Adalbert chciał mnie uczyć oklumencji i okazało
się, że nie może użyć na mnie legilimencji. Myślę, że to może po tym ataku.
Poczytałam trochę i wampiry mają różne zdolności parapsychologiczne, może to
jest coś z tym związane?
–
Merlinie, Jess! – Potter patrzyła na nią wzrokiem pełnym troski i kręciła
głową, jakby nie mogła uwierzyć w to, co usłyszała. – Mówiłaś komuś o tym?
Byłaś u uzdrowiciela?
Jess
pokręciła głową.
–
Nie... Chodzi o to, że jest tego trochę więcej – odpowiedziała zgodnie z
prawdą. – Te oczy, dzięki którym lepiej widzę i to nawet w ciemności. Zęby...
mam wrażenie, że one są ostrzejsze, gdy się denerwuję. Nie czuję tak zimna, jak
kiedyś, to znaczy czuję, ale nie przeszkadza mi tak bardzo, a jestem strasznym zmarzluchem...
Kiedy odkryliśmy z Adalbertem, że nie może użyć na mnie legilimencji, to
próbowałam sobie to jakoś uporządkować. Uzdrowiciele twierdzili, że nie dojdzie
do przemiany, ale co jeśli może we mnie zostało trochę jadu i powoli zamieniam się
w wampira?
–
Pozwolisz, że powiem o tym Moody'emu i zapewne profesorowi Dumbledore'owi? –
zapytała i Jess kiwnęła głową. – Myślę, że uzdrowiciele mają rację i nie
zamienisz się w wampira. Tak naprawdę nie do końca wiemy jak długo był w tobie
jad i poproszę ich o to, żeby zbadał cię jakiś Niewymowny.
–
Niewymowny? – pisnęła zdziwiona.
–
Nie mamy wśród Zakonników uzdrowicieli z Oddział Urazów Magizoologicznych, a
mamy kilku Niewymownych. Zapewniam, że w odkryciu zmian, które w tobie zaszły,
to oni poradzą sobie najlepiej – przekonywała ją Potter, a ona poczuła jeszcze
większy strach. Nieraz widziała w najbardziej zakurzonych tomach w bibliotece
Hogwartu, jak badano niektóre tajemnice magii. Nie chciała być przykuwana do
łóżka i torturowana. Bo te ryciny właśnie to przedstawiały. – Wrócimy do tej
rozmowy, jak uzgodnię coś z Alastorem lub profesorem Dumbledore'em, dobrze?
–
Dobrze – powiedziała, przekonując się w myślach, że gdyby pani Dorea sądziła,
iż mogłaby się jej stać krzywda, to nie zaproponowałaby takiego rozwiązania.
–
W takim razie... – zaczęła pani Potter, wstając z miejsca.
–
Jeszcze jedno! – krzyknęła Jess i zaczerwieniła się, bo kobieta zatrzymała się
i spojrzała na nią, jakby zachowywała się nieracjonalnie. – Chodzi o Remusa...
Przerwała,
gdy poczuła mocny ucisk w żołądku. Musiała wziąć kilka wdechów, żeby nie
zwymiotować ze zdenerwowania.
–
Jess? Co jeszcze chciałabyś powiedzieć? – zapytała spokojnym tonem głosu pani
Potter i Jess poczuła jej delikatną dłoń na ramieniu. Cay nawet nie dostrzegła,
że spuściła głowę.
–
To do mnie Remus wysłał pat–patronusa – wyszeptała. Pani Potter wciągnęła
głośno powietrze do ust, jakby zszokowała ją ta informacja. Cay znów opuściła
głowę i poczuła ciepłe łzy na policzkach. – Ja wtedy byłam na koncercie i przed
nim paliłam mugolskie zioła, i ja... i ja myślałam, że mam jakieś przewidzenia!
Opisałam to w pamiętniku i kiedy się dowiedzieliśmy, kiedy on... kiedy on tak
naprawdę... naprawdę...
–
Oddychaj, dziecko. – Usłyszała pokrzepiający głos pani Dorei, gdy zaczęła
dławić się łzami. Wzięła kilka uspokajających wdechów, ale nie poczuła ulgi.
–
Sprawdziłam wpis z tamtego dnia... Opisywałam to jak wracałam z Timem w
pociągu. Patronusem Remusa był wilk i teraz jestem pewna, że to nie było
przewidzenie, tylko jego patronus – wyszeptała, mając nadzieję, że kobieta
usłyszy jej słowa. – Przepraszam, że dopiero teraz to mówię...
–
Spokojnie, kochanie... Od kiedy wiesz?
–
Od piątku – odpowiedziała.
–
To niecałe dwa dni... Nic się nie stało, naprawdę – pocieszała ją, nadal
przytulając i gładząc po plecach. – Pamiętasz, która to mogła być godzina?
–
Koncert był o ósmej wieczorem... Więc między ósmą a dziewiątą, bo chyba trochę
się spóźnili – powiedziała już nieco spokojniejszym głosem.
–
Merlinie, Jess... – Cay poczuła, jak Potter przytula ją jeszcze mocniej,
śmiejąc się przy tym krótko, żeby po chwili westchnąć ciężko. – Dziewczyno,
nawet nie masz pojęcia, jak bardzo potrzebowaliśmy tej informacji.
*******
Minęła
już prawie godzina odkąd Charlus zebrał ich w salonie i oznajmił, że będą chcieli
ustalić kto weźmie udział w misji odbicia Remusa.
Zapewnił
ich, że plan mają już opracowany, a teraz muszą jedynie uzgodnić, kto będzie
brał w nim czynny udział. W tym celu dał im pergamin i pióro, aby chętni
wpisali się na listę i wtedy on oraz Moody wezmą pod uwagę ich kandydaturę.
Pierwszy
wpisał się James, zaraz po nim Syriusz niedbale nabazgrał swoje imię i
nazwisko. Zauważył też, że póki co tylko oni się wpisują i nie wiedział, czy
inni członkowie też będą mieć taką propozycję, czy tylko ich to dotyczy.
Black
podał pergamin Katherinie i jakąś minutę później Adalbert podał Charlusowi
pergamin. Z tego co zauważył, to tylko Jane i Lily nie wpisały się na listę,
ale to było akurat zrozumiałe.
Charlus
wtedy wyszedł do jadalni i od tamtej pory jeszcze ich nie wezwano.
Syriusz
mimowolnie spojrzał na Jess. Widział, że dziewczyna też się wpisała i co reszta
była skupiona, i miała zacięty wyraz twarzy, tak ona wyglądała na przerażoną.
Dostrzegł też to, że z niepokojem zerka na drzwi, jakby obawiała się czegoś. Tylko czego?
Drgnął,
kiedy drzwi do jadalni otworzyły się i stanął w nich Charlus.
–
James, Katherina, Syriusz i Jessica. Zapraszamy do środka – powiedział ojciec
Jamesa, a oni wstali. – Wy możecie się rozejść. Chociaż wolelibyśmy mieć was
tutaj.
–
Jess... – Black zatrzymał się, bo przed nim szła Cay i ta od razu ruszyła w
stronę Adalberta, który ją zawołał. – Zostaniesz tutaj na noc? Postaram się
wrócić jeśli mama mnie puści.
–
Jasne... Bądź ostrożny – Usłyszał jak się żegnają i z wejściem poczekał na
Szkotkę. Przepuścił ją w drzwiach, za co podziękowała mu cicho.
Syriusz
zdziwił się, bo w środku było zdecydowanie więcej osób niż się spodziewał.
Przywitał się ogólnie ze wszystkimi i usiadł przy jednym z dostawionych z
kuchni krzeseł.
–
Wszyscy są? – zapytał Moody, patrząc na ojca Jamesa i ten kiwnął głową. – Zatem
mamy tutaj prawie wszystkich tych, którzy będą brali udział w tej akcji, a
niektórzy z was będą nam pomagać. Za chwilę dowiecie się jakie będą wasze
zadania. Szczegóły będziemy już omawiać w poszczególnych zespołach zaraz po tym
zebraniu. Wszelkie informacje będę przekazywał ja lub inny dowodzący, jasne? To
my decydujemy, kto ile wie, więc nawet między sobą macie nie mówić o przebiegu
misji, jasne?
–
Tak – odpowiedzieli prawie wszyscy, niektórzy z większym, a niektórzy z
mniejszym entuzjazmem.
–
Pierwszą grupą będzie dowodził Charlus – poinformował ich Moody. – Razem z tobą
będą: Dorea, Benio, Malcolm, Edgar, Twardowski, Paul i Robert. Katherina, James
i Syriusz, wy macie się słuchać Caradoca. Tworzycie drugą grupę.
–
Och... – Syriusz usłyszał ciche westchnięcie Katheriny. Dziewczyna odwróciła
się do niego i dostrzegł łzy w jej oczach. Uśmiechnął się lekko, gdy uścisnęła
jego dłoń, jakby chciała powiedzieć "uratujemy go".
–
Trzecią grupą dowodzę ja. Ze mną będą bliźniacy i Leven – Alastor wstał z
miejsca i łypnął na nich groźnie. Syriusz przełknął głośno ślinę. Moody brał ze
sobą trzech najlepszych w walce młodych aurorów, więc domyślał się, że ich rola
w misji będzie kluczowa. – I Cay!
–
CO?! – Black zdziwił się, gdy to Dorea Potter podniosła głos. – Ustaliliśmy coś
innego, Moody!
–
W innej kwestii to ustaliliśmy, więc siadaj, Doreo! – Alastor również podniósł
głos, ale nieznacznie. Matka Jamesa stała i mierzyła go wściekłym spojrzeniem.
–
Jeszcze nie skończyliśmy – powiedziała, siadając na krześle obok męża.
Syriusz
nieco wychylił się do przodu, żeby zobaczyć, co na to Jess. Dostrzegł, że była
blada jak ściana, ale trzymała głowę prosto i nic się nie odezwała.
–
Niech w jadalni zostanie grupa Caradoca i Charlus – zarządził Moody i pozostali
Zakonnicy wyszli do kuchni. Gdy drzwi zamknęły się za ostatnią osobą on, Katy i
James zbliżyli się do Alasora, panna Pottera i Dearborna.
–
Będzie z wami jeszcze Bordford – zaczął Moody, a Syriusz zdziwił się. Nie
spodziewał się tego, że ten auror jest w Zakonie Feniksa. – Będziecie
odpowiedzialni za odbicie Lupina. Ja z chłopakami odwrócimy uwagę i kiedy ruszą
za nami, wtedy wy będziecie musieli się wykazać. Black!
–
Tak? – zapytał.
–
Będziesz odpowiedzialny za otwieranie drzwi – mówił Moody, a on kiwnął głową,
bo tego się spodziewał. Remus dał im cenną wskazówkę. "Magia krwi".
Już wtedy był pewny, że żeby dostać się do środka będą potrzebowali krwi kogoś
z rodziny Bellatriks lub jej męża. Na szczęście w Zakonie mieli jego, czyli
kuzyna Bellatriks. – Byłeś tam?
–
Wieki temu.
–
Merlinie – mruknął Moody i rozłożył przed sobą pergamin. – To rozkład parteru
ich dworu...
–
Skąd go macie? – zapytał zaintrygowany Syriusz, pochylając się nad szkicem.
–
Na szczęście Andromeda ma lepszą pamięć od ciebie – odpowiedział mu Moody i
Black ucieszył się, że Tonks im pomogła. – Leven będzie miał jeden z tych
waszych zegarków i da wam znać, kiedy zacząć. Wejdziecie przez kuchnię. Mogą
mieć maksymalnie trzy skrzaty, wierzę, że dacie sobie z nimi radę. Po wyjściu z
kuchni kierujecie się tym korytarzem, gdzieś w ścianie ukryte jest przejście.
Dumbledore twierdzi, że ty i James szybko je znajdziecie. Na tym etapie nie
przewiduję żadnych większych problemów. Jak znajdziecie to wejście, to do
piwnicy wejdziesz ty, James i Caradoc. Katherina i Bordford zostaną na czatach.
Znajdziecie Lupina, wydostajecie go i wracacie tą samą drogą, jasne?
–
Tak! – odpowiedzieli zgodnie James, Katherina i Syriusz.
–
Kiedy to się odbędzie? – zapytał Rogacz.
–
Jeszcze nie wiemy... Ta akcja będzie połączona z działaniami Ministerstwa –
odpowiedział ojciec Jamesa. – Moja grupa, razem z urzędnikami i aurorami zajmie
się pacyfikacją wilkołaków. Prawdopodobnie będzie jatka, w Ministerstwie są
szpiedzy, więc stado pewnie będzie wiedziało, że ich odwiedzimy.
–
Barty wstępnie się zgodził. Teraz próbuje znaleźć poparcie w papierach na tę
akcję... Dajcie mu kilka dni – powiedział Moody.
–
Mam pomysł – oznajmiła nagle Katherina. – Mogłabym użyć Wielosoku w tej akcji.
Bo mamy zapas, tak?
–
Mów dalej, Parkes – ponaglił ją szef Biura Aurorów, gdy zamilkła.
–
Moglibyśmy Remusa wyprowadzić nie przez kuchnię, a przez wyjście główne. Za
wami będzie pościg, pewnie część śmierciożerców zajmie się bronieniem stada,
więc u Lestrange'ów zostanie mało osób. Wiesz co potrafię, Moody – mówiła
Katherina i spojrzała ostrożnie na Caradoca. – Użyję tej mojej mocy, ale nie
jako ja, tym samym, mydląc ich oczy. Osoba, która dysponuje taką mocą... Wydaje
mi się, że będzie się wydawała Voldemortowi atrakcyjna.
–
Katy? – zapytał Charlus. James spojrzał na Syriusza, jakby nie wiedział, o co
jej chodzi. Sam Black nie wiedział, co Parkes ma na myśli.
–
Mogę zamienić się w Lily – zaproponowała. Sądził, że ktoś w końcu parsknie czy
powie jej, że oszalała, ale to nie nastąpiło. – Pozwólcie mi.
–
James, poproś tu swoją żonę – powiedział Moody i Rogacz na chwilę wyszedł.
Zapanowała cisza, podczas której Syriusz zastanawiał się, jak długo Lily będzie
miała opory.
Plan
Katheriny głupi nie był. Całość mogła się udać. No chyba, że utknęliby tam na
kilka godzin bez paru dawek Wielosoku lub Katherina umarłaby.
Ale
wierzył, że faktycznie Katy ma rację. Błysnęłaby swoimi umiejętnościami, a
zasługi przypisałoby się ciężarnej Lily.
–
Już jesteśmy. – Młodzi Potterowie weszli do środka i Moody wskazał ręką na
krzesła, żeby usiedli.
–
Lily – zaczął Alastor. – Padła pewna propozycja i uważam, że jest ona nawet
dobrym pomysłem.
–
Tak? – zapytała Lily.
–
Podalibyśmy Katherinie Wielosok... Brałaby udział w misji, ale jako ty –
powiedział Charlus.
–
Nie – odpowiedziała Potter i od tego momentu Syriusz zaczął odliczać czas.
Katherina
przez dobre dwie lub trzy minuty przekonywała Lily, że to dla jej dobra. Użyła
tej samej argumentacji, co chwilę wcześniej, tylko nieco ją rozbudowała.
Potter
upierała się, że to niebezpieczne, że przecież do tej pory były tylko jakieś pogłoski
i nie czuje aż tak wielkiego zagrożenia.
Wtedy
Katherina zaczęła mówić, że przecież nic na tym nie stracą, a tylko zrobią
lekką zmyłkę. Tym samym odwracając też uwagę od niej samej, bo Parkes kryła się
na kursach i nawet w Zakonie ze swoimi umiejętnościami.
–
Merlinie... – odezwał się Dearborn, który do tej pory nic się nie odzywał. – To
rozkaz Potter.
–
Nie zmusicie mnie do oddania wam jakiegoś włosa czy czegoś innego! –
powiedziała Lily. – Nie będziesz się dla mnie narażała, Katy!
–
Lily, proszę cię... – powiedział James i Syriusz dostrzegł, że Rogacz wręcz
błaga ją wzrokiem.
–
Słyszałaś, Lily. To rozkaz – odpowiedziała Parkes i uśmiechnęła się do
Caradaca, a następnie znów zwróciła się do Rudej. – I nie martw się, niczego ci
nie wyrwiemy. Już od jakiegoś czasu zbieram twoje włosy.
*******
–
Przykro mi. Spróbuję go przekonać. – Tobias usłyszał głos pani Potter, gdy ta
podeszła do Jess.
–
Zgłosiłam swoją kandydaturę, więc liczyłam się z tym, że mogę zostać wybrana –
odpowiedziała jej dziewczyna i weszła za bliźniakami do jadalni. Usiadła obok
Fabiana, a on zajął miejsce obok niej. Miał ochotę uśmiechnąć się pod nosem,
gdy Szkotka delikatnie odsunęła się od niego.
Zdziwił
się, gdy Dorea Potter usiadła po jego lewej stronie.
–
Doreo... – zaczął Moody.
–
Wiesz, co o tym sądzę, Alastorze – zaczęła nerwowo. – W planie nie było nic o
tym, żeby z wami tam była!
–
Pani Doreo – jęknęła błagalnie Jess i przeniósł na nią wzrok. Była czerwona na
twarzy i dostrzegł, że czuje się niekomfortowo.
–
Litości, kobieto! – warknął Alastor. – Przekonamy się czy ma limit szczęścia! A
jak ją złapią, to przynajmniej niczego nie wyśpiewa... Chyba że zechce.
–
Jak możesz?! – oburzyła się Potter, a on spojrzał znów na Cay, która siedziała
ze spuszczoną głową.
–
Wpisała się na listę, a ja ją wybrałem, więc przestań bawić się w adwokata. Ona
ma dwadzieścia lat! Jest chyba świadoma... – zaczął Moody i pokręcił głową. –
Nie zmienię zdania.
–
Dam sobie radę – powiedziała cicho Jessica.
Sam
poczuł się trochę nieswojo, bo Potter wpatrywała się w Cay i potem przeniosła
wzrok na niego.
–
Zabiję was jeśli nie wróci stamtąd żywa! – zagroziła im, chyba wszystkim, i
dumnym krokiem wyszła z jadalni.
–
Dobra, nie traćmy czasu chłopaki, bo drugi raz będę się powtarzał na pięć minut
przed akcją – zaczął Moody. – Teleportujemy się bardzo blisko ich bram. Zapewne
wdamy się z kimś w rozmowę i sprowokujemy ich do walki. Cay, ty się będziesz
trzymała z tyłu. I zrób coś ze sobą, może jak przeżyjesz, to potem cię nie
poznają i nie będą próbowali zabić.
Zerknął
na Szkotkę, która była praktycznie biała na twarzy. Uniósł brwi do góry, bo
zauważył, jak Fabian chwycił ją za dłoń.
–
Jak już będziemy mieć ich na ogonie i będziemy z milę od posiadłości, to ty
Leven dasz znać Katherinie, że mogą ruszać. A my będziemy robić swoje – powiedział
Moody. – Macie się starać uciekać, ale nie za szybko, żeby im nie zwiać. Leven
i wy bliźniaki z przodu, ja za wami, a na samym końcu Cay, jasne?
–
Może lepiej, żeby Jess była z przodu? – zapytał Gideon, a szef pokręcił głową.
–
Ma być z tyłu... Chyba że to jakiś problem? – zwrócił się bezpośrednio do
dziewczyny.
–
Nie, żaden problem – odpowiedziała słabo.
–
To dobrze. Macie być cały czas w gotowości, bo jeszcze nie wiemy, kiedy
zaczynamy – powiedział Moody, a on pokiwał głową. Dużo konkretów im nie podał.
Wiedział, że to będzie duża improwizacja, a akurat byli w tym dobrzy. –
Przygotujcie sobie najpotrzebniejsze rzeczy i ubrania wygodne do biegania.
Możliwe, że będziecie musieli być gotowi do misji w pięć minut od wezwania, ale
to już wiecie. Jakieś pytania? To świetnie. I macie się mnie słuchać chłopaki,
jasne?
–
Tak jest! – odpowiedzieli zgodnie i siedzieli na miejscu, dopóki Moody nie
wyszedł z jadalni.
–
Jess? – Usłyszał głos Fabiana i znów spojrzał na Cay.
–
Wszystko dobrze – odpowiedziała i wstała ze swojego miejsca. – Idę odpocząć.
W
ciszy patrzyli jak dziewczyna wychodzi drugimi drzwiami.
–
Merlinie, on chyba wie co robi, prawda? – zapytał Fabian, ale ani on, ani
Gideon mu nie odpowiedzieli.
Sam
Tobias zaczynał podzielać zdanie pani Potter.
Cay
nie powinna brać udziału w tej misji. I to w żadnej z grup.
Cześć!
Prace nad 61 ruszyły, dlatego wstawiłam rozdział aż dwa dni wcześniej.
Jest trochę przegadany, akcja chociaż ruszyła to momentami stoi w miejscu, ale obiecuję, że jeszcze takie 2-3 rozdziały i ruszę dalej.
Ogólnie to myślałam, że blog będzie miał ze 100 rozdziałów, ale jak się teraz zastanawiam, to nie wiem jak to upchnę.
Cóż... Chyba w pewnym momencie skupię się już na 2-3 postaciach, a reszta będzie gdzieś w tle. Chociaż może nie będzie tak źle?
Niby dużo czasu mam, ale powoli już się do tego przygotowuję. :D
Dobra, mam nadzieję, że Wam się spodobało. Ja nawet jestem zadowolona, bo powoli buduję sobie fundament na wątek o którym chciałam pisać, odkąd wprowadziłam pewnego bohatera/bohaterkę. :D
Mam nadzieję, że to też Wam się spodoba!
Buziaki!
Rozdział rzeczywiście przegadany, ale dzieje się tu wbrew pozorom bardzo dużo!
OdpowiedzUsuńPo pierwsze sprawa Dunga - bardzo dobrze, że szukają go na wszystkie możliwe sposoby. Sprytny pomysł, żeby zaangażować w to całe Biuro Aurorów, Mundungus na bank ma wystarczająco drobnych przestępstw na koncie, by wystarczyły na ściganie z urzędu. Mam nadzieję, że już nic więcej nie sypnie. Zdziwiła mnie informacja, że "Remus" był widziany jeszcze po swoim porwaniu. Czy rzeczywiście pilny czytelnik miał szansę to wyłapać? Nie miałam chyba wtedy takiej chwili zwątpienia, by pomyśleć: "hmm, co on tu robi? Nie powinien siedzieć w lochu?".
Po drugie - dlaczego informacja o dokładnym czasie porwania podana przez Jess jest kluczowa? Co zmienia? Wybacz, ale nie ogarniam tego moim małym mózgiem. Ale w tym wątku bardzo cieszę się wyznaniem Jess. Dobrze, że komuś zaufała i odważyła się wyznać prawdę. Co prawda smutno, że nie może już liczyć na przyjaciół... Ale za to Dorea jak zawsze staje na wysokości zadania. Zastanawiam się, czy Cay da radę na misji. Ja wiem, że lepszej obstawy mieć nie można i pewnie będzie wtedy tak bezpieczna jak w Kwaterze, ale czemu ma uciekać ostatnia? Czy to ma związek z jej być może przemianą w wampira? Z jednej strony nie życzę jej tego i kibicuję, by była zdrowa, ale z drugiej strony czy to aż takie złe? Szczerze to nie pamiętam właściwości wampirów z uniwersum HP ;D
No i ostatnia kwestia, która nie daje mi spokoju - pewnie dlatego, że ma związek z moją sklerozą - o co, na gacie Merlina, chodzi z zamienianiem się Katy w Lily? :O czemu ma to służyć? Lily jest jakaś specjalna, pożądana, czy weszła już jakaś przepowiednia o wybrańcu? Czemu Katy chce w obcej skórze pokazać swoje umiejętności i jak, do cholery to ma chronić, wyjść na dobre im obu? Proszę o obszerne wytłumaczenie, bo dawno nie miałam takiego mindfucka jak teraz :D
No, to na koniec dodam, że niecierpliwie czekam na kontynuację, czyżby to już była sama akcja, czy nadal przygotowania? Trzymaj się i pisz szybciutko!
Buziaki ❤
Drama
Uf, cieszę się, że jakoś to wyszło i udało się dialogami pociągnąć akcję do przodu.
UsuńPostaram się teraz (chyba jak zawsze) po kolei odnieść do poruszonych tematów w komentarzu, który swoją drogą jest tak wnikliwy, że miałam ochotę bardziej zdradzić fabułę, ale z tego co widzę, to chyba udało mi się trzymać język za zębami. (Bo odpowiedź pisałam na kartce jak miałam chwilę luzu w pracy). :P
To zaczynam przepisywać. :D
Co do Dunga, to napiszę, że skurczybyk będzie się dobrze ukrywał. Kiedyś go w końcu dopadną, ale miną tygodnie zanim to się stanie.
To, że Remus był widziany nie dało się wyłapać, no bo tego nie było. Jedynie były wzmianki, że tam Enid go kiedyś widziała i tyle. Więcej nie było, bo po jego porwaniu "drugi Remus" nie był widziany przez żadnego z głównych bohaterów.
W sumie, to wydaje mi się, że może zdradzę w przyszłym rozdziale (lub dopiero w 62), dlaczego ta informacja o czasie porwania jest ważna. Jak coś, to będzie to przy perspektywie Paula. :) Chyba nic się nie stanie, jak zdradzę to wcześniej. Przynajmniej później, jak zaczną się wyjaśniać inne rzeczy, nie będzie takiego natłoku informacji.
Dorea od początku wierzy w Jess. Cay czuje też, że Dorei na niej zależy i też jej zaufała, więc to dlatego do niej poszła z tymi dwoma informacjami.
A czy Jess da radę na misji? Ma żyć długo i szczęśliwie, więc jest pewność, że przeżyje.
A czemu ma trzymać się tyłów? Jeśli napiszę, że ma być żywą tarczą, to wyjdę na brutala? :P
Decyzja Alastora raczej bardziej jest związana z wizjami Adalberta, ale zmiany jakie w niej zaszły przechyliły szalę na jej "korzyść", no bo jak ją złapią, to nie dadzą rady zastosować legilimencji.
Trochę pokrętna logika, ale to jest temat na który uważam, żeby za dużo nie zdradzić. :D
O wampirach w Potterze było mało, także mogę sobie puścić wodze wyobraźni. :D
W zamianie Katy w Lily nie ma nic wielkiego. To że będą czystki to kwestia czasu, Katy ma takie informacje od Snape'a, a też inni informatorzy o tym szepczą – ten wątek będzie bardziej rozwijany od 62-63 rozdziału.
Katy myśli, że jeżeli się "odpali" w ciele Lily, to tym samym ją skreśli ją z tej listy "do odstrzału". W końcu mugolaczka o jej zdolnościach to byłby ewenement. A Moody się zgodził, bo chce, aby Katy jeszcze była niezauważona. Fakt, mogłaby nie brać udziału w tej misji, ale to już najwyższy czas w końcu coś jej dać. W sumie, to myślę, że gdyby odsunęli ją od tej misji, to z tej furii zmieniłaby drużynę, w której gra. :P
Mam nadzieję, że to wyjaśnienie jest wystarczające (bo wyczerpujące, to na pewno nie jest), ale jeśli masz jakieś pytania, to pisz. :)
Jeżeli odpowiedź nie będzie zdradzała dalszej fabuły, to rozwieję wszelkie wątpliwości. :D
Planuję, że w 61 już będzie akcja. Póki co, mam jeszcze ten czas przed misją.
Wydaje mi się, że część pierwsza pojawi się bez opóźnienia, może nawet kilka dni wcześniej, ale to zależy od weekendu. :D
Mam nadzieję, że kolejny rozdział sprosta oczekiwaniom. :D
Dziękuję bardzo za kolejny wnikliwy komentarz (swoją drogą, uwielbiam takie komentarze :D)!
Buziaki! :*
Trochę przeczytałam drugi raz, część po prostu przeleciałam wzrokiem, więc tutaj taki krótki komentarz:
OdpowiedzUsuńbardzo się cieszę, że sprawa Remusa wreszcie drgnęła, chociaż wkurza mnie to całe opanowanie. Nie zrozum mnie źle, bo koncepcyjnie jest to spoko i opisane fajnie, ale brakuje mi, pewnych gorączkowych rozważań, chodzenia w kółko, itd. Mam jedno wielkie zastrzeżenie: odsuwanie Lily i Jane nawet nie na drugi, a na piąty tor. Ciąża to nie choroba, a one są tu traktowane jakby to nie był ich przyjaciel. Same też są nadwyraz spokojne i niezaangażowane w sprawę. Trochę mi to do nich nie pasuje.
Fajny pomysł z tą przysięga i omawianiem tego, kiedy widziano Remusa, fachowo do tego podchodzą i zasiałaś mi ziarnko niepewności odnośnie tego, że coś tu jest nie tak. I jakoś podejrzanie często Peter widział Remusa. Spisek? xD
Jess - cieszę się, że odważyła się pójść do Dorei, i że ta otoczyła ją taką niemal matczyną troską i opieką. Jest dokładnie taka, jaką ja ją widzę. W ogóle Jess i Syriusz to moje dwie ulubione postacie tutaj. Chyba najwięcej nad nimi pracujesz i widać to w ich kreacjach. Nawet jestem już mniej #teamWill, a bardziej #jakjakochamJess.
Co do samej akcji, nie do końca pamiętam jak to było rozegrane i podzielone, a już jestem na tyle padnięta, że nie mam siły czytac tego fragmentu znów, ale mega mnie ciekawi rola Jess i mam nadzieję, że lada dzień coś stworzysz.
Ślę uściski,
Panna Czarownica vel Lika
Hejo! :D
UsuńMyślałam już, że nie skomentujesz i będzie mi musiało wystarczyć "przeczytałam". :D
Sprawa Remusa drgnęła? Ona ruszyła!
Nie rozumiem Cię źle, skądże znowu, więc pokażę Ci moją stronę tego, jak ja to widzę. :)
Takie gorączkowe myślenie itd. jest, bo Jess się tak zachowuje. Jest strzępkiem nerwów, czuje się winna, stresuje się, boi itd. itd.
James, Syriusz i Katherina (ich wrzucam do wspólnego worka o nazwie: przyszli aurorzy), oni są już w połowie kursu i wiem, że nie przedstawiam w opowiadaniu tego jak to przebiega, ale teoretycznie są przygotowani do takiego rodzaju spraw, które mogą dotyczyć ich najbliższych, a teraz po prostu wykorzystują wiedzę teoretyczną w praktyce.
Przede wszystkim spokój i dobre planowanie. Dodatkowo Katy ma coś do udowodnienia samej sobie, rodzicom i Levenowi, więc też stara się, żeby emocje nie wzięły u niej góry, i całkiem dobrze wychodzi jej to opanowanie.
Po prostu ta trójka wie, że jak zacznie panikować, stresować się itd., to nie dość, że nastrój udzieli się wszystkim dookoła, to jeszcze nie będą brali czynnego udziału w ratowaniu przyjaciela. A tego by nie chcieli.
Co do Lily i Jane, to mogę tylko napisać tyle, że brakuje tu ich perspektyw, gdzie na pewno byłoby dużo więcej ich emocji. Ale w grupie też nie chcą nakręcać innych swoimi niepokojami.
Już chyba pisałam kiedyś, że one są za mądre, żeby na siłę zgrywać bohaterki. One też nigdy nie dawały się jakoś ponieść emocjom, co nie oznacza, że tych emocji nie ma.
Tak, ciąża to nie choroba, ale taki stres może być szkodliwy i chyba nikt nie chciałby ciężarnym dowalać zmartwień i nerwów.
Nie wiem czy upchnę gdzieś Jane, ale na pewno w 62 będzie perspektywa Lily, która w sumie będzie bardzo ważna dla jej postaci, bo kiedyś w przyszłości się do niej odniosę. :)
Remus pomagał Peterowi, bo przecież ten trochę nie dawał sobie rady w pracy i Lupin mu pomagał już od dawna, i to dosyć regularnie, dlatego go potem "widział".
Cieszę się, że Jess jest Twoją ulubienicą, bo ostatnio dużo się wokół niej dzieje i w przyszłości też będzie jej całkiem sporo. ;)
Przy tylu postaciach zawsze są momenty, że ktoś się wysuwa na przód i akurat z nią tak jest, i podoba mi się pisanie o niej, więc jej pięć minut potrwa baaardzo długo. :D
A Syriusz jest tak bardzo mój, że byłoby grzechem trzymać go gdzieś z tyłu. :P
Jestem w trakcie tworzenia i myślałam, że wczoraj dużo nadgonię, ale nie wyszło.
Także dziś siadam i jutro też, i wierzę, że jutro wieczorem (jakoś do 21:00) opublikuję część 1. :)
Buziaki! :*
Okej, jest wpół do drugiej w nocy, a ja jem tosta i mówię sobie "jeszcze jeden rozdział" XD A właściwie pół rozdziału, jakoby wziąć pod uwagę, że to część druga ostatniego :D
OdpowiedzUsuńJeja nooooooooo... Zebrania, gadki, szmatki! Gdzie mój Remus?! Aaaaaaa, boziu, jak ja się tu niecierpliwię! Daj mi, Kobieto, Remusa!
Swoją drogą chciałam tylko powiedzieć, że bardzo spodobał mi się moment, w którym opisałaś, jak żarty i radość wywołują w nich wszystkich poczucie winy. Bardzo mi się podoba takie zwrócenie uwagi na uczucia :)
No i proszę, Wieczysta Przysięga. Okrutne, że bliscy sami muszą ją sobie składać, ale rozumiem czasy i sytuację :( Mimo to jest to smutne. Ale też podoba mi się sposób, w jaki opisujesz to wszystko. Tu ciepełko, tu światło rozjaśniało. Zawsze podoba mi się u Ciebie to opisywanie. Mimo że chyba każdy z czytelników wie co i jak, to i tak to wszystko opisujesz, dzięki czemu całe opowiadanie ma w sobie to coś... Nie jest takie suche. Ma ducha <3
Paul ziewa, gdy jest druga w nocy. Tak trochę śmiechnęłam, bo spojrzałam na zegarek i jest prawie ta sama godzina, a jednak ani trochę nie chce mi się spać :P
Woa, woa, woa! Mundungus podszywał się pod Remusa :O Albo ja coś przegapiłam/zapomniałam, albo wyjawiłaś nam tu ciekawostkę! Hmmmmmmmmmmmmmm... To Mundungus wyjawiał te wszystkie sekrety? Hm... Nie wiem, co o tym myśleć :P Z jednej strony miałoby to sens. Z drugiej, tak łatwo byś nam to wyjawiła? Z trzeciej, może w sumie nie aż tak łatwo, bo jednak już jakieś piętnaście rozdziałów się zastanawiamy, kto to był, więc po takim czasie wreszcie zasługujemy na odpowiedź XD
(Paul, nie śpij!)
"Będziesz odpowiedzialny za otwieranie drzwi" - nie no, wiem, że sytuacja jest poważna i nawet otwarcie drzwi jest ważne, zwłaszcza, jeśli potrzebna jest do tego krew Blacka, ale i tak śmiechnęłam XD Boziu, nareszcie działają coś więcej w sprawie mojego Remusa! <3
Bardzo spodobała mi się w tym rozdziale więź między Jessicą a Doreą. Takie ciepło biło, gdy się o nich czytało, zarówno jak były sam na sam, jak i na końcu, gdy Dorea nie chciała, aby Jess brała udział w misji. Swoją drogą sama nie wiem, co o tym myśleć. Z jednej strony myślę, że właśnie ona przede wszystkim powinna, a z drugiej... Jakoś tak no sama nie wiem...
Uhhh, lecę spać <3 Czas nabrać trochu sił przed pracą, żeby mieć siłę jeszcze wieczorkiem coś poczytać :P
Dobranoc <3 Ściskam mocno i ślę buziaczki! ;*
Aż mi się przypominają Twoje początki z tym opowiadaniem. Wtedy też komentowałaś po nocach i ja Ci też wtedy odpowiadałam.
UsuńMerlinie, jak tęsknie za czasem, kiedy szłam spać o 3 w nocy i wstałam o 10. :D
Uwierz, Remus się pojawi niedługo. Na szczęście nie musisz na to czekać już dłużej.
Cóż... Za dużo wtajemniczonych osób, żeby postawić na zaufanie, więc Wieczyta Przysięga była po to, żeby mieć kontrolę nad tym, żeby komuś się przypadkiem nie chlapnęło i wieści się rozeszły.
Trochę smutne, ale konieczne w tym przypadku.
Miło mi, że doceniasz te szczególiki. Niby pierdoły, ale czasami research zajmuje mi więcej czasu niż to warte. xD
Co do Dunga, to cóż... Na to wygląda. Teraz przez kolejne piętnaście rozdziałów będą go szukać, żeby powyjaśniać pewne sprawy. ;P
Cieszę się, że dostrzegłaś więź pomiędzy Jess a Doreą. Jess bardzo ją lubi i widać, że ta sympatia jest odwzajemniona. Jest jeszcze coś jeszcze, ale to trochę inny wątek, który zostanie na pewno poruszony, ale to minie spoooooro czasu.
Dorea nadal uczy Jess i po prostu uważała, że nie jest na to gotowa. No i też nie wiedziała co siedzi w głowie Moody'ego. Może gdyby wiedziała, to nie zareagowałaby tak.
Mam nadzieję, że się wyspałaś i piąteczek w pracy minął Ci równie szybko, tak jak mi. (Uwielbiam takie piątki!)
Do zobaczenia (zapewne w niedzielę wieczorem), dobranoc i buziaki! :*