26.06.2013

*1*

[muzyka]
Lily Evans wyszła na zatłoczoną ulicę przed lotniskiem. Zgodnie z mapką, autokar, który miał ją odwieźć na teren hotelu, miał stać niedaleko miejsca, w którym się znajdowała. Odgarnęła z czoła kosmyk włosów, który przyczepił się do jej mokrej skóry. Po wyjściu z samolotu uderzyła ją fala gorąca i duszności. Wiedziała, że będzie upał i duchota, ale nie zdawała sobie sprawy z tego, że po przejściu kilku jardów, jej skóra będzie się lepiła od potu. Z ulgą odetchnęła, gdy weszła do budynku lotniska, który był klimatyzowany. Mogłaby tam nawet zostać przez następne cztery tygodnie wakacji, ale musiała jechać dalej.

Uśmiechnęła się na widok jej autobusu. Zgodnie z broszurą, miał zabrać ją, oraz innych uczestników obozu, do hotelu. W Boże Narodzenie, gdy razem z rodzicami wybierała na jaki obóz pojechać, brała pod uwagę jeszcze Dominikanę, ale chciała wreszcie wykorzystać znajomość języka francuskiego i padło na Martynikę. Był to kosztowny prezent, ale siedemnastkę ma się przecież raz w życiu.
Teraz miała być to dla niej odskocznia, bo ostatnie trzy miesiące były dla niej bardzo ciężkie. Najpierw pokłóciła się z Katheriną Parkes i Jamesem Potterem, a dosłownie dzień później dowiedziała się, że jej rodzice mieli tragiczny wypadek.
Westchnęła ciężko, gdy podniosła walizkę i ruszyła w kierunku autokaru.
Jak to młoda dziewczyna, popełniła kilka błędów, kierowała się egoizmem i chęcią utarcia nosa Jamesowi, ale w rezultacie ona wyszła z tego z pokiereszowanym sercem.
Plan miała prosty. Być miłą dla Jamesa, spędzać czas w gronie przyjaciół, bez niezadowolonej miny, może nawet umówić się z nim i aż zacznie sobie więcej wyobrażać, miała po prostu to uciąć. No nie wyszło.
Rogacz okazał się być interesujący. Tak Evans, interesujący, bardzo zabawny, przyjacielski, lojalny, pomocny i inteligentny. Wcześniej uważała, że jego jedyną zaletą jest jego wygląd i talent w quidditcha.
Dopiero w lutym zauważyła, że jej serce biło szybciej przy ich spotkaniach. Wyczekiwała momentów, kiedy przypadkiem jej dotknie, kiedy spojrzy na jej usta, gdy się śmiała, kiedy zaproponuje spacer, czy zaprosi do Hogsmeade, a ona po pewnym czasie godziła się, ale nie z myślą, że się zemści za lata upokorzeń. Chciała się z nim spotykać i to nie tylko w gronie przyjaciół.
Ale nic nie trwa wiecznie. Katherina w przypływie złości wyśpiewała wszystko Jamesowi i ten się naprawdę wściekł. Chwilę później miał już dziewczynę, Ann Winsborn, a ona skończyła z pokiereszowanym sercem.
Jej rodzice zginęli kilka dni później. Wracali z weekendu w ich nowym domku, gdzie mieli zamieszkać po przejściu na emeryturę. Były złe warunki atmosferyczne na drodze i siedem samochodów uczestniczyło w stłuczce, w której zginęło dziewiętnaście osób. Ona i Petunia zostały same.
Nie miała dobrego kontaktu z siostrą odkąd poszła do Hogwartu, ale od śmierci rodziców musiały się porozumieć i wspólnie rozwiązać kilka spraw. Dom w którym się wychowywały należał teraz do Petunii, firma, którą ojciec niedawno założył również należała teraz do Petunii. Lily otrzymała domek, gdzie rodzice spędzili weekend przed swoją śmiercią. Część udziałów w firmie do niej należała, ale miała zamiar sprzedać je Petunii i jej narzeczonemu, jak tylko uzbierają potrzebną kwotę. I to był ich kontakt. Nie rozmawiały o sobie, nie próbowały się pogodzić, łączyły je sprawy po rodzicach. Jak wróciła z Hogwartu była tylko dzień w swoim rodzinnym domu, aby spakować i zabrać swoje rzeczy. Jeszcze zabrała fotografie, które odbiła i albumy odesłała z powrotem do siostry. Była pewna, że ich kontakt urwie się jak tylko, załatwią wszystkie sprawy po śmierci rodziców.
­­­­­­—­­ Zamierza Pani dać swój bagaż?­ Chwilę trwało nim wyrwała się z zamyślenia i zrozumiała, co powiedział do niej kierowca. Ze stresu poczuła się, jakby język miała z drewna i jedynie była zdolna do uśmiechnięcia się, i podania swojej walizki, którą kierowca zapakował do bagażnika. Weszła szybko do autokaru, bo nie chciała zostać ponownie ponaglona. Materiał spódnicy przykleił się do jej uda i w myślach przeklęła, że nie założyła szortów. Uśmiechnęła się do kilku dziewczyn, nieco onieśmielona. Miesiąc wśród obcych ludzi, bez nikogo znajomego. Cudownie Evans, mogłaś namówić Katherinę na wycieczkę, była ci to winna.
Rozglądała się w poszukiwaniu wolnego miejsca. Nie lubiła siedzieć z przodu, więc skierowała się na środek autobusu. Nie miała zbyt dużego wyboru. Zmrużyła oczy, gdy promienie słońca ją poraziły. Usiadła na najbliższym wolnym miejscu i wyciągnęła z podręcznej torby okulary przeciwsłoneczne.
 – Lepiej? – Usłyszała, od chłopaka siedzącego obok. Jej dłoń, którą zasuwała torebkę zamarła w bezruchu. Ona cała zamarła w bezruchu. Oprócz jej serca i żołądka, czuła, że jej wnętrzności tańczą jakiś dziwny taniec hula, kompletnie nie zsynchronizowany, obijają się o siebie i plączą. Odwróciła w końcu głowę w stronę jej towarzysza i miała ochotę się popłakać.
 – James? – Odpowiedział jej jedynie szerokim uśmiechem, a ona otworzyła usta ze zdziwienia, nie wiedząc czy się cieszyć, płakać, czy się wściec na przyjaciół, bo była pewna, że wiedzieli, iż spędzi z Potterem cztery tygodnie wakacji.
*******
Patrzyła na zachodzące słońce i wsłuchała się w szum, obmywających jej nogi, fal. Od półtora tygodnia tak wyglądały jej wieczory. Samotnie siedziała na plaży i patrzyła w horyzont. Poznała kilku ludzi, choćby dziewczyna, z którą dzieliła pokój, Marsha. Urocza, niska szatynka. Jej skóra, już po kilku dniach ładnie wyrównała śniady koloryt i nabrała blasku, wtedy było bardziej widoczne jej latynoskie pochodzenie. Dziewczyna przyjechała na obóz ze swoim chłopakiem, z którym od kilku lat też tańczyła. Ruda na początku się zdziwiła, bo nie wiedziała, że w obozie biorą udział zawodowcy – jak choćby Marsha i jej chłopak, jak i amatorzy, którzy we wcześniejszych latach chodzili na kurs, tylko po to, żeby umieć po prostu tańczyć na imprezach – jak ona.
Dziwnym trafem – podejrzewała Confundusa lub Accio – Potter wylosował ją jako partnerkę i codziennie mieli indywidualne, dwugodzinne lekcje tańca z instruktorem. Szło im dobrze jak na amatorów, ale wiedziała, że jest zbyt sztywna przy nim. Nie czerpała z tańca przyjemności, tak jak zazwyczaj.
Starała się z nim nie rozmawiać, a on wręcz ją zagadywał.
Nie wiedziała, w co gra. Może w grę, której reguły sama kilka miesięcy temu ustaliła? Bała się, że teraz on chce się odegrać na niej, bo jak tłumaczyć to, że przez cały kwiecień i maj patrzył na nią wrogo i nie był miły, w czerwcu przyszła obojętność, a teraz nagle zaczął z nią rozmawiać, jak gdyby nigdy nic?
To postanowiła być niemiła i wrogo nastawiona. Była czujna i starała się wyłapać jego nieczyste zagrania. Ale do tej pory jej się nie udało. I codziennie od dziesięciu dni siedziała na plaży i w kółko myślała o jednym, i tym samym.
Że była naprawdę durną kretynką. Tłumaczyła to sobie hormonami, że nastolatki bywają rozchwiane emocjonalnie, ale zawsze dochodziła do wniosku, że przesadziła. Ale jak to mówią mądry Merlin po stracie brody.
A teraz nie wiedziała, co on do cholery wyprawia i nie wiedziała, czy iść z głosem serca, zacząć z nim rozmawiać, czy zachować ostrożność i schować się za murem dumy oraz rozwagi?
 – Długo tu siedzisz? – W myślach prychnęła. Cholerne zbiegi okoliczności. Zdawała sobie sprawę, że na terenie hotelu mogą na siebie wpadać między zajęciami, ale wpadali na siebie zdecydowanie zbyt często.
 – Jakiś czas. – Wzruszyła ramionami, nadal patrząc jak słońce znika w Morzu Karaibskim.
 – Pięknie tu. – Przysiadł obok niej, a ona spojrzała na niego i nie była pewna, czy mówi tylko o widoku, bo patrzył na nią orzechowymi oczyma, które skrywał za okrągłymi okularami. Oblizała usta, a on obserwował ten gest. Zrobiło jej się bardziej gorąco i poczuła dziwne napięcie między nimi, więc odwróciła twarz z powrotem w stronę morza.
 – Tak, pięknie tu. – Wskazała ręką na aparat. – Robiłam kilka zdjęć. Namawiałam Katherinę, żeby ze mną jechała, ale nie chciała. Zupełnie nie wiem dlaczego.
 – Też nie wiem. – Zaśmiał się, kiedy usłyszał w ostatnim zdaniu ironię.
 – Nie musisz czasem iść? – Zapytała niezbyt miłym tonem. Chciała zostać sama jeszcze przez chwilę ze swoimi myślami. Chciała je poukładać, zastanowić się, zaplanować jak postępować, a on robił z jej mózgu pudding. Swoją drogą... Półtora tygodnia układała sobie wszystko w głowie i do tej pory nie udało jej się uporządkować myśli.
 – Musisz być taka niemiła? – Wciągnęła głośno powietrze i zarumieniła się ze złości. Pudding zaczął gęstnieć, więc to był ten moment, kiedy mieli wyłożyć, a raczej wywalić kawę na ławę.
 – Nie jestem niemiła. Po prostu jest to mechanizm obronny, Potter. – Spojrzała na niego i dostrzegła, jak kąciki ust mu drgają. Zawsze był rozbawiony, tym jak się irytuje, przez co jeszcze bardziej się denerwowała. – Trzy miesiące się do mnie nie odzywałeś, a jak już coś do mnie mówiłeś, to było to niemiłe, chamskie i uszczypliwe. Nie twierdzę, że nie zasłużyłam, bo fakt, należała mi się kara i potępienie. Nagle się okazuje, że jesteśmy na tym samym obozie, co jest dziwne, bo jesteś czarodziejem, a to mugolski obóz i jak gdyby nigdy nic, witasz mnie szerokim uśmiechem, a potem zagadujesz jakbyśmy byli najlepszymi przyjaciółmi! Więc proszę, zrozum, że czuję się delikatnie niekomfortowo i jestem skonfundowana, bo nie wiem, czy ci przeszła złość na mnie, czy chcesz się odegrać.
 – Przeszła mi złość na ciebie. – Rzucił po jej wywodzie, a ona jęknęła ze zrezygnowaniem i schowała na chwilę twarz w dłoniach.
 – W coś pogrywasz, Potter. – Rzuciła hardo, kiedy znów na niego patrzyła wyczekująco, dopóki nie odwrócił wzroku.
 – W to co zawsze, Lily. W kwietniu też nie zachowałem się najlepiej. Mogłem być delikatniejszy, po tym co cię spotkało. Nie dość, że byłaś przygnębiona po stracie rodziców, to doszły nieprzyjemności z mojej strony. Tak zasłużyłaś na jakąś karę, ale byłem za bardzo podły, a to ci się nie należało. Katherina przez długi czas mi wbijała do głowy różne argumenty, które skłoniły cię do twojego postępku, mówiła też, że długo nie mogłaś się zdecydować na wdrożenie swojego planu, i ostatecznie przekonało cię to, że upokorzyliśmy Smarkerusa w Noc Duchów, mimo, że prosiłaś mnie, żebym tego nie robił. Dość niedawno zrozumiałem, że trochę sobie zasłużyłem i to nie tylko tą sytuacją z nim. Nie powinienem tak natarczywie okazywać ci zainteresowania, bo częściej było to nękanie. Czasem nawet broiłem, tylko po to, żebyś zwróciła na mnie uwagę. Na początku byłem bardzo wściekły na ciebie, ale rozumiem motywy, które tobą kierowały. Przepraszałaś mnie wielokrotnie, ale nie chciałem tego do siebie dopuścić. – Mówił miękko, a ona czuła, że jej policzki są czerwone. – Rozumiem, wybaczam i chcę się pogodzić.
 – Przepraszam James. – Wyszeptała, a on machnął ręką. Widocznie się odprężył, kiedy dostrzegł, że rozwiał jej wątpliwości.
 – Nie ma sprawy, Evans. Ja cię nękałem, ty się odegrałaś, ja to zrozumiałem, ty to zrozumiałaś. – Zaśmiał się lekko i położył na piasku. – Zaczynamy od nowa, Lily.
*******
Katherina uwielbiała wysiadać z Błędnego Rycerza w mugolskiej wsi, z której musiała przejść na Kamienne Wzgórze, do swojego domu rodzinnego. Słyszała wielokrotnie w sklepie, czy na poczcie, że jej rodzina ma szlacheckie korzenie. Jej dom miał już sto jeden lat, był to ceglany dworek w stylu wiktoriańskim, z uroczą, małą wieżyczką, w której trzymali trzy sowy oraz miotły. Jej matka wychowała się w tym domu i po ślubie dziadkowie przekazali całą posiadłość w prezencie, a sami postanowili wybrać się w podróż, która jeszcze się nie zakończyła. Rodzice prawie od razu zabrali się za remont zachodniej części domu i tak, rok po ślubie, gdy na świat przyszła Katherina, mieszkali juz w unowocześnionym wnętrzu. Wschodnia część domu była niezamieszkana, więc ta część była zamknięta.
Codziennie, gdy wracała z Pokątnej, gdzie spotykała się z przyjaciółmi, szła pieszo z wioski na Kamienne Wzgórze. Cały plac otoczony był wysokim, kamiennym murem u podnóża pagórka. Od bramy droga gruntowa prowadziła do kolejnej bramki przy podwórzu. Wzdłuż drogi rosły klony, które późną wiosną, latem i wczesną jesienią, były tak zielone, że Katherina miała wrażenie, że podąża tunelem z liści. W myślach dziękowała swoim przodkom, za pomysł w aranżacji posiadłości. Pagórek był kiedyś dużą łąką, ale przez te sto lat zdążył urosnąć niewielki las, mieli nawet strumyk, oczko wodne, ogród z drzewkami owocowymi i kwiatami blisko domu. Jej mama uwielbiała dbać o otoczenie, a że używała przy tym czarów, to efekt był bajeczny.
Przeszła przez kolejną bramkę i żwirek zatrzeszczał pod jej nogami. Musiała uważać, żeby nie pokaleczyć stóp, na których miała tylko sandały. Czuła, że będzie miała kazanie na temat punktualności, bo obiecała mamie, że wróci godzinę wcześniej. Weszła do domu i prawie wpadła na swoją matkę.
 – Wystraszyłaś mnie, mamo. – Powiedziała, kiedy zdejmowała buty.
 – Znów się spóźniłaś, a tyle cię prosiłam, żebyś dziś była wcześniej. – Cóż, spodziewała się złości ze strony Caroline, ale o dziwo jej mama była dziwnie radosna. – Chciałam, żebyś była, kiedy przybędzie William.
 – William tu jest? – Parkes prawie krzyknęła zaskoczona. Wytrzeszczyła oczy, a jej matka pokiwała głową. – Czemu mi nie powiedziałaś wcześniej.
 – Tydzień temu chcieli go wyrzucić ze szkoły, ale skończyło się na przeniesieniu. Dopiero trzy dni temu zdecydowali się, że go przeniosą. Idź się przywitać, a ja odgrzeję obiad. Jest w salonie. Tylko bądź miła. – Pani Parkes upomniała ją i delikatnie pchnęła ją w stronę salonu, a ona prawie potknęła się o własne nogi. Poczuła dość duży niepokój i starała się rozluźnić mięśnie twarzy, aby wyglądać na znudzoną. Rodzice zdecydowali się na przygarnięcie chłopaka dwa lata temu. Nie pytali jej o zdanie, nie skonsultowali tego z nią, tylko było jak teraz. Wróciła na wakacje, a on był w jej domu i czuł się w nim naprawdę dobrze. Jego matka zmarła kilka miesięcy wcześniej na Smoczą Ospę, a jego dziadkowie mieli wtedy duże problemy zdrowotne i finansowe, i zgodzili się na pomoc Parkesów. Nie wiedziała skąd oni w ogóle go wytrzasnęli! Z tego co wiedziała, to mieszkał z matką w Niemczech, a wakacje spędzał z dziadkami w Great Cooling. Potem do nich trafił i rodzice stali się jego opiekunami, ale po co? Mogła się jedynie domyślać. Była jedynaczką, a w dodatku dziewczyną. Wiedziała, że jej ojciec chciałby mieć syna, choć nigdy tego nie usłyszała. Nigdy też nie dał jej wprost do zrozumienia, że jest rozczarowany z jej istnienia, ale odkąd pojawił się William była dla nich prawie niezauważalna. Liczył się on, a ona zeszła na boczny tor i nie podobało jej się to.
Weszła ostrożnie do salonu i wciągnęła głęboko powietrze na widok chłopaka stojącego przy kominku. Stał do niej tyłem i oglądał fotografie, a ona oglądała jego. Odchrząknęła po chwili obserwacji i się odwrócił. Dziwnie zaschło jej w gardle, więc odchrząknęła ponownie. Jej babcia zapewne stwierdziłaby, że urodziwy z niego młodzieniec, a ona z niechęcią musiałaby przyznać jej rację, bo gdyby zaprzeczyła, to z pewnością stwierdzonoby, że kłamie.
Przez ostatnie dwa lata Katherina unikała go jak ognia. Wyrywała się na wakacje do dziadków, jeżeli w jakimś miejscu zatrzymywali się na dłużej niż tydzień, spędzała święta u Jamesa, kiedy Kartney akurat był u niej w domu. Dziwiła się, że rodzice godzą się na to wszystko, ale chyba woleli mieć spokój. Ostatni raz widziała go półtora roku wcześniej, wtedy nie udało jej się na czas uciec i pół godziny musiała znosić jego obecność. A teraz... Jak miała przetrwać półtora miesiąca, jeśli od dziadków nie było wieści, a Jamesa nie było w kraju?
Zorientowała się, że nic nie mówią, patrzyli jedynie na siebie i w końcu znów odchrząknęła.
 – Wyrosłeś. – Stwierdziła i w myślach przeklęła, bo nie zabrzmiało to tak, jak chciała, żeby zabrzmiało. Ewidentnie brzmiało to, jakby się do niego zalecała. Poza tym, co to za powitanie? On przeciągnął wzrokiem po całej jej sylwetce i uśmiechnął się lekko, znacząco.
 – Ty też wyrosłaś. – Poczuła dziwny dreszcz, którzy przeszedł jej po kręgosłupie i zaczęła szczerze żałować, że założyła szorty.
 – Wywalili cię. – Usiadła na najbliższym fotelu i utkwiła w nim swoje spojrzenie.
 – Przenieśli mnie. – Usiadł na przeciwko i też nie spuszczał z jej wzroku. Dopiero teraz dostrzegła jak błękitne są jego oczy. Blond rzęsy były długie i podkręcone, i gdyby mogła, to zabrałaby mu je. Włosy wyraźnie mu jaśniały od słońca i piaskowa barwa przeplatana była platynowymi i złotymi pasemkami. Jego fryzura była delikatnie falowana. W dodatku ta twarz... Chłopak wyraźnie był w fazie dorastania, dostrzegła, że już goli zarost. Rysy twarzy też jakby mu się wyostrzyły od ostatniego razu jak go spotkała. Wyglądał jak pieprzony nastoletni Adonis, a ona musiała odwrócić wzrok, bo by przepadła. A przepaść nie chciała.
 – Napatrzyłaś się? – Kąciki ust mu drgnęły, kiedy uniósł jedną brew. Dostrzegła, że od uśmiechu robią mu się dołeczki w policzkach. To wszystko nie mogło być możliwe... Jak taki dupek może mieć taką urodę? Wyzywała go w myślach od największych imbecyli tego świata, szczerze żałując, że nie wie gdzie są dziadkowie. Bawiła go jej reakcja, a ona jedynie prychnęła z pogardą.
 – Jasne. – Udała znudzoną i wygodniej ułożyła się w fotelu. – To za co cię wywalili?
 – Przenieśli. – Poprawił ją. – Byłem do tej pory tak wzorowym uczniem, że nie chcieli mnie wywalać. Trochę nabroiłem... Nie chcę cię wystraszyć.
 – Ciężko mnie przestraszyć. – Wstała z fotela. – W sumie, to nie obchodzi mnie to. W jakim domu będziesz?
 – W Gryffindorze. – Również wstał i poszedł za nią do kuchni.
 – Czekaj, ale przecież mógłbyś napisać owutemy, jesteś przecież rok starszy, tak? – Spojrzała na niego przez ramię.
 – Muszę wyrównać różnice programowe. Części materiału jeszcze nie przerabiałem i muszę to nadrobić. – Wzruszył ramionami i usiadł przy wyspie kuchennej, obserwował jak Katherina mija matkę i nalewa sobie wody do szklanki.
 – Widzę, że już się dogadujecie. – Caroline postawiła przed nim talerz z gorącą pieczenią. Uśmiechnął się do niej radośnie, ale przestał się uśmiechać, widząc wzrok Katheriny. Sama nie wiedziała czy miała ochotę zamordować swoją matkę, czy jego.
*******
Remus mocno trzymał skrzynkę z książkami i próbował odłożyć ją na stolik, żeby było mu łatwiej z układaniem ich na półkach. Chwilę się siłował, ale kiedy dał radę, od razu zabrał się do roboty, by zebrać jak najlepszą opinię od właściciela księgarni Esy i Floresy. Dumbledore polecił go do pomocy i starał się od pierwszego dnia zrobić jak najlepsze wrażenie. Minęły dwa tygodnie i właściciel był widocznie zadowolony z pracy chłopaka, i dzięki temu Remus zyskał te kilka dni wolnego na czas pełni księżyca, bez marudzenia pracodawcy. Był przekonany, że pan Pringle domyślił się, iż Lupin zmaga się z futerkowym problemem, ale nie okazywał mu tego.
W pewnym sensie mu ulżyło. Nauka go pasjonowała, a książki poszerzały jego granice, które były dość wąskie przez wilkołactwo. Wiedział, że nie mógł być tym kim chce, bo nikt przy zdrowych zmysłach nie powierzy ważnej funkcji w Ministerstwie Magii osobie, która zmienia się co miesiąc w niebezpieczną bestię. Więc dla takich jak on, przeznaczone były zajęcia mniej ambitniejsze, gdzie nikt nie zorientuje się, że jest wilkołakiem. Jego rodzina nie była też bogata, więc nie mógł liczyć na wsparcie finansowe od rodziców po skończeniu szkoły. Musiał coś robić, a praca w księgarni na jego obecne możliwości, bardzo go satysfakcjonowała.
 – Remus! – Odwrócił się i pomachał w stronę Katheriny, Jane i Jess. Za kilka chwil miał mieć przerwę i ucieszył się, że nie spędzi jej samotnie. Dziewczyny zaczęły krzątać się po księgarni i widział, że nawet zamierzają coś kupić. Odłożył ostatnią książkę ze skrzynki i poszedł stanąć za kasą.
 – Kompletujecie już podręczniki? – Zdziwił się widząc, że dziewczyny kupiły po kilka podręczników na siódmy rok nauki.
 – Po trochu już trzeba. Potem będzie tłok. – Jane podała mu odliczoną kwotę i schowała książki do torebki. Szybko obsłużył Katherinę i Jess. Parkes rzuciła kilka monet do puszki, gdzie zbierane były napiwki i mrugnęła do niego okiem. Zaczerwienił się lekko. Nie chciał, żeby się nad nim litowano, a podejrzewał, że Parkes rzuciła mu więcej niż wynosi jego dniówka.
 – Będziesz miał na Eliksiry. – Szepnęła mu do ucha, kiedy przepuszczał ją w drzwiach księgarni. A więc mniej niż jego dniówka. Uśmiechnął się do niej lekko i poziom zawstydzenia nieco opadł. Wiedział, że gdyby tylko poprosił Katherinę o jakąkolwiek pomoc, ona udzieliłaby ją bez mrugnięcia okiem. Mimo, że kilka miesięcy temu się rozstali, to nadal była jego najlepszą przyjaciółką.
Związek z nią był jak jazda bez trzymanki na rowerze. Z górki. Bardzo kamiennej.
Oboje nie widzieli siebie w tym związku. Spróbowali być razem i trwało to prawie cztery miesiące. Wspólnie stwierdzili, że jednak lepiej wychodzi im przyjaźń.
Nie przeszkadzało jej to, że jest wilkołakiem. Mimo że była czasami roztrzepana i raczej nie przejmowała się niczym, to była naprawdę zdolna i inteligentna. Spostrzegła, że jego wyjazdy są regularne i połączyła fakty w całość. Nie podobało mu się z początku, że nie przyszła ze swoimi przypuszczeniami do niego, czy choćby reszty Huncwotów, tylko podzieliła się tym z dziewczynami. Jedynym pocieszeniem był fakt, że nie odwróciły się od niego. Akceptowały go, takim jakim jest.
Z całej paczki jedynie Jessica, która zaczęła spędzać z nimi czas dosyć niedawno i nie wiedziała nic o tym, że Remus jest wilkołakiem. Była to dość świeża znajomość, więc wolał nie dzielić się z nią tą wiadomością. Musiał uważać, żeby się nie rozniosło.
Chociaż na początku szóstego roku było dość blisko, kiedy Syriusz podpuścił Snape'a, żeby w czasie pełni poszedł do Wrzeszczącej Chaty. Nie wiedział jakich argumentów użył Dumbledore, żeby przekonać Snape'a do milczenia, ale nie puścił pary z ust. Syriuszowi zostały odjęte punkty i dostał miesięczny szlaban, niby za pojedynkowanie się, ale tylko Huncwoci, Snape i Dumbledore wiedzieli o prawdziwej winie Blacka.
Przystanęli w kolejce do lodziarni Floriana Fortescue.
 – A jak prace domowe? – Zapytał Lupin, a Jess parsknęła śmiechem.
 – Ty tak naprawdę? – Uniosła brwi nadal chichocząc. – Znając życie zabiorę się na półtora tygodnia przed końcem wakacji, a ostatnie zdania będę dopisywała na kolanie, w trakcie śniadania pierwszego dnia nauki.
 – Ja już odrobiłam. – Przyznała Jane uśmiechając się, jakby wstydziła się swojego czynu.
 – Ja mam plany zacząć to robić. – Katherina uśmiechnęła się rozbrajająco. – Przyznaj Remusie, że też już masz. Pewnie nawet nie dotarłeś do domu, a już miałeś.
 – Wczoraj skończyłem. – Zrobił skwaszoną minę.
 – Wczoraj? Oj wyczuwam, że nie będzie Wybitnego. – Dogryzała mu Parkes.
 – Gdybym nie pracował, to dałbym radę w tydzień. – Odebrał swoje lody i czekał chwilę, aż dziewczyny wezmą swoje zamówienia.
 – Wiem... Lily została tylko Historia Magii i Zielarstwo. Resztę zdążyła zrobić przed wyjazdem. Swoją drogą jestem ciekawa, czy ja pójdę pierwsza na odstrzał. – Przysiadła na ławce. Jane pokręciła głową.
 – Coś ty. Albo się pozabijają, albo wrócą razem. – Stwierdziła, ale jak każdy z nich, miała nadzieję, że wrócą razem.
 – A gdzie macie Syriusza i Dorcas? – Zapytał Lupin po krótkiej chwili milczenia.
 – Wreszcie chcą pobyć sami. Jak tylko wróci James, to Syriusz do niego wraca. Wiesz... męskie sprawy. – Katherina zrobiła palcami zabawny gest określający cudzysłów. – Merlinie, jakbym ja tak mogła się komuś zwalić na głowę.
 – Aż tak ci źle z rodzicami? – zapytała Jess, a Katy nachyliła się do nich.
 – Wczoraj pojechali na misję i zostawili mnie na dwa tygodnie samą, z Williamem. – Powiedziała szeptem uważając, żeby nikt nie usłyszał.
 – To William ma wakacje? – Zdziwiła się Jane.
 – Coś ty! Nabroił w Magicstadt i go przenieśli do Hogwartu! Będzie z nami kończył naukę. Przez to jestem skazana na niego do końca wakacji. Odwiedza codziennie dziadków dzięki Fiuu, ale rodzice chcą, żebyśmy byli razem w domu dla bezpieczeństwa. Wujek ma nas sprawdzać przed i po pracy. Niby są jakieś zaklęcia ochronne, no i sytuacja nie jest aż tak zła, no ale rodzice się martwią. – Powiedziała szybko Katherina i dostrzegł jak patrzy na zegarek. Zrobiła smutną minę. – Remusie, wracaj już, bo przerwa ci się kończy.
 – Dzięki za troskę. – Wstał z ławki. – Uważajcie na siebie.
*******
Jane powoli weszła do domu. Jej mama przyzwyczajona była do tego, że prawie całe dnie spędza z przyjaciółmi, lub z Jackiem. Rzadko zdarzało jej się jeść w domu obiad, zwykle wracała na podwieczorki i jadała je wspólnie z rodzicami na małym tarasie.
Przeszła od razu na taras i ze zgrozą spojrzała na to, co robi jej matka. Heydy Elliot wzięła sobie za punkt honoru zorganizowanie ślubu córki w krótkim czasie. Mimo sprzeciwów Jane, jej matka załatwiła już chyba wszystkie sprawy, oprócz daty.
 – Mamo. – Jęknęła blondynka i opadła na ławkę. – Co ty wyrabiasz?
 – Jane, ktoś musi się tym zająć. – Mogła się domyślić, że matka użyje tego nieznoszącego sprzeciwu i pełnego niezadowolenia tonu głosu.
 – Jack mi się oświadczył pół roku temu, jesteśmy ze sobą niewiele ponad rok i wiedz, że mój ślub będzie za minimum dwa lata. – Starała się wypaść dość przekonująco, ale matka tylko zacmokała z niesmakiem.
 – Jane, nie bądź taka uparta, bo chłopak ci ucieknie sprzed nosa. Wszyscy jesteśmy zdania, że koniec sierpnia to idealna data. – Miała ochotę prychnąć. Kochała go, ale czuła nacisk z każdej strony. Chciała za niego wyjść, ale i tak zaręczyny były dość szybkie, i chociaż ślub chciała mieć w normalniejszej porze.
 – Ledwo skończyłam siedemnaście lat. –Warknęła ze złością, a matka obdarzyła ją karcącym spojrzeniem. – Jak sobie wyobrażacie powrót do Hogwartu? Nie chcę po owutemach uzależniać swojej dalszej przyszłości, od tego co będzie robił mój mąż.
 – Córeczko... Wiesz jak jest i zapewne po skończeniu szkoły nie będziesz miała czasu na kontynuowanie nauki. Poza tym Jack ma zamiar iść na kursy i jak je skończy będzie wam się żyło przyjemnie! – Jane miała ochotę wielokrotnie zdzielić swoją matkę czymś naprawdę ciężkim. Pamiętała jak była mała i to ona zaraziła ją bakcylem do magicznych zwierząt, i Elliot od zawsze wiedziała, że swoją przyszłość z nimi zwiąże, ale teraz rodzice, jak i rodzina Jacka, kwestionowali jej dalsze wybory. Zawsze robiła, to co od niej wymagano. Była grzeczna, nie rozrabiała, nie robiła żadnych problemów, nie stawiała się, była posłuszna, a kiedy wyraziła swoje zdanie, różniące się od zdania matki, to i tak musiała ją przekonywać, aż w końcu dawała za wygraną. Teraz też tak było. Od początku wielokrotnie powtarzała Jackowi, że o ślubie będzie dopiero myślała rok po skończeniu szkoły i podobno to szanował. Ale gdy tylko ich matki się poznały, to uznały, że lepiej będzie przyśpieszyć całą uroczystość. Na rok przed skończeniem szkoły. A Jack na to przystał i teraz każdy przekonywał przyszłą pannę młodą, jaki to cudowny pomysł.
 – Mogłabyś przynajmniej zacząć wszystko szykować, jak się zgodzę. – Zabolało ją, kiedy matka ponownie przeszyła ją zimnym spojrzeniem.
 – Ależ Jane, przecież się zgodziłaś, kiedy Jack ci się oświadczał. – Przewróciła oczyma, starając się nie wybuchnąć złością. Miała jedynie nadzieję, że Mick, zgodnie z obietnicą, odwiedzi ich do końca sierpnia. – Tak będzie dla ciebie dobrze Jane. I dla nas wszystkich.
*******
Każdą wolną chwilę spędzała w gabinecie i porządkowała dokumenty. W maju skończyła siedemnaście lat i dom już był jej. Od początku wakacji porządkowała go, wyrzucała niepotrzebne rzeczy, część przedmiotów uprzątnęła do pudeł, które stały w salonie. Musiała jeszcze sprzątnąć strych, aby przenieść tam zapakowane kartony. Na szczęście magia dużo jej pomogła. Fakt, wszystkie przedmioty i dokumenty musiały przejść przez jej ręce, żeby albo je zostawić i wyczyścić, albo wyrzucić. Część rzeczy postanowiła też sprzedać i raz w tygodniu odwiedzała Pokątną, gdzie w Esach i Floresach zostawiała używane książki. Ulubionym sklepem stała się Rupieciarnia Gaustona, gdzie zostawiała większość przedmiotów. Miała świadomość tego, że są więcej warte niż to co płacił jej Gauston, ale nie było sensu dłużej ich trzymać.
Gabinet nieco ją przerażał. Minęło zaledwie pół roku od śmierci Julie Pronton. Odkąd pamiętała ciocia wyglądała na chorą osobę. Ciężko przechodziła nawet zwykłe przeziębienia i ponad pół roku temu Smocza Ospa ją zabiła. Julie często przesiadywała w gabinecie i było to jedyne pomieszczenie, które było przesadnie uporządkowanie. Do każdej teczki i do każdego dokumentu przylepiona była karteczka z informacją na temat zawartości. Ciotka kilka lat pracowała w Ministerstwie Magii i Meadows dałaby sobie rękę uciąć, że pracownicy uwielbiali uporządkowane przez jej ciotkę dokumenty. Ale zaraz po zaginięciu jej matki, ciotka zwolniła się, aby wychować chrześnicę.
Mimo że bywało różnie, była jej wdzięczna.
Ale od kilku dni wyciągała coraz to dziwniejsze dokumenty i nie wiedziała co myśleć.
Dowiedziała się w lutym od babci, że jej matka opiekowała się najmłodszymi Blackami zaraz po urodzeniu. Jakoś to przełknęła, że Elizabeth przewijała i karmiła jej obecnego chłopaka.
Ale tego co wynikało z dokumentów, nawet by nie wymyśliła.
I od kilku dni miotała się, bo nie wiedziała, co zrobić z tą wiedzą.
Przez prawie dwanaście lat była przekonana, że jej matka nie żyje. Najpierw zaginęła, a potem odnaleźli jej różdżkę, a to nie wróżyło niczego dobrego. Kilka miesięcy później uznali ją za zmarłą.
Jej ojciec umarł w dniu, kiedy zaginęła matka. Była mała i nie pamiętała tego dnia. Ledwo pamiętała tamten okres i teraźniejsze odkrycia mocno ją szokowały.
Bo z dokumentów wynikało, że jej matka żyje i jest zamknięta w mugolskim szpitalu psychiatrycznym.
Ale ile z tego było prawdą? I dlaczego w większości dokumentów pojawiało się nazwisko Black?
Pytała Syriusza, ale on z tamtego okresu pamiętał tyle, co nic. Jego rodzice zmarli w lutym i Charlus Potter poinformował, że mogli to zrobić Śmierciożercy.
Dzień wcześniej znalazła adres szpitala i dokumenty, ale wahała się. Wszystko zdawało jej się snem. Black uznał, że trzeba jak najszybciej zabrać stamtąd jej matkę, ale ona musiała przejrzeć wszystko.
I przejrzała.
I nie mogła uwierzyć, że następnego dnia ściągnie matkę z powrotem do domu.
Miała nadzieję, że usłyszy od niej odpowiedzi na wszystkie pytania.
*******
Wszystko układało się po jego myśli. Pogodził się z Lily, spędzał z nią prawie każdą wolną chwilę, spacerowali razem, pływali w morzu, chodzili na wieczorne zabawy i ćwiczyli. Poczuł, że Ruda widocznie się rozluźniła, kiedy wyjaśnili sobie wszystko. Tak, Evans była bardzo urocza w takim wydaniu. Nadal się z nim przekomarzała, ale w większości czasu była dla niego miła, tak jak kilka miesięcy wcześniej.
Nigdy nie ukrywał swojego pociągu do niej. Między nimi było przyciąganie, ale to, co się działo teraz, nie było tak dziecinne jak wcześniej. Codziennie rano miał tego dowód.
Dorastać zaczął już ładne trzy lata wcześniej i to wtedy się w niej zadurzył. Wcześniej dokuczał jej i Smarkerusowi, i jego dziecięcy umysł, twierdził, że skoro zadaje się ze Smarkiem, to coś z nią nie tak.
Teraz był w pełni świadomy, że jego uczucia są poważniejsze niż sądził.
Lubił spędzać z nią czas, ale nienawidził być z nią na plaży, kiedy miała na sobie tylko kostium kąpielowy. Granatowy materiał opinał jej małe piersi, talię, biodra i połowę ud. Jej jasna skóra kontrastowała z materiałem i jej gęstymi, rudymi włosami.
To jeszcze mógł znieść, ale czasem kiedy coś mówiła jej głos stawał się nieco wyższy. Nienawidził też momentów, kiedy ją rozśmieszał, a ona wybuchała śmiechem i odchylała głowę do tyłu. Miał wtedy bardzo, bardzo nieprzyzwoite myśli. Sypał wtedy w nią piasek i wbiegał do morza, żeby nieco ostudzić organizm.
Przesiadywał z nią wieczorami na plaży i patrzyli na zachód słońca, lub nocą na księżyc. I na kilka dni przed odjazdem postanowił się odważyć, i powiedzieć jej co nieco... W sumie to powtórzyć, bo to, co miał do powiedzenia, mówił już jej wielokrotnie w przeszłości.
Myślał, że straci odwagę, ale kiedy zobaczył ją, to już wiedział, że albo wrócą do Anglii razem, albo osobno.
Tego dnia postanowił postawić wszystko na jedną kartę i przystąpił do szturmu jak tylko spoczęli na plaży. Usiadł po turecku i patrzył na nią. Dostrzegł, że jest trochę zakłopotana, bo zarumieniła się na policzkach.
 – Umówisz się ze mną, Evans? – Sam parsknął śmiechem, gdy rzucił to pytanie. Znów odrzuciła głowę w ten cholernie seksowny sposób, kiedy się zaśmiała.
 – A co my wyprawiamy przez ostatnie dwa tygodnie? – Zamurowało go, gdy usłyszał jej pytanie. Uśmiech samozadowolenia powoli pojawiał się na jego twarzy. Więc Lily nie nastawiała się na tylko przyjaźń.
 – A w Anglii? – Mięśnie twarzy zaczynały go boleć od ciągłego uśmiechu. Ponownie został nagrodzony jej pięknym śmiechem.
 – Jak znajdziesz czas... Czuję, że Syriusz mocno się stęsknił za tobą, a nie chciałabym wam stanąć na drodze. – Nieraz im dogryzano w ten sposób. Byli najlepszymi przyjaciółmi od pierwszego wejrzenia. Przyjaźnili się od sześciu lat, a teraz, kiedy dorastanie wyszło im naprawdę na dobre, ludzie żartowali sobie z nich w ten sposób. Sami czasem pozwalali sobie na takie żarty. Bo fakt... Byli sobie bardzo bliscy.
 – Mamy otwarty związek. – Wzruszył ramionami. – Mi nie przeszkadza Dorcas... Wiesz, to nawet lepsze, bo przynajmniej nie wyżywa się na mnie.
 – No tak, jasne. – Przewróciła oczyma.
 – Spokojnie Lily. Dla ciebie zawsze będę miał czas. – Powoli splótł palce swojej dłoni z jej. Chwilę oboje patrzyli na nie, a kiedy kciukiem zaczął zataczać kółka na jej kciuku, oboje ponownie spojrzeli sobie w oczy. Poczuł dziwne uczucie w piersi, kiedy kąciki ust Rudej uniosły się w lekkim uśmiechu. Nie puściła jego dłoni, gdy przysunęła się bliżej niego i wtuliła się policzkiem w jego ramię. Puścił na moment jej dłoń, tylko po to, żeby objąć ją ramieniem i drugą dłonią ująć jej drobne palce.
 – Ostatnie dni błogiego spokoju. – Westchnęła Lily mocniej się w niego wtulając. – Będę za tym tęskniła.
 – Też będę tęsknił, Lily. – Przyznał szeptem i zapatrzył się w horyzont. Potrzebował jej zapewnienia, że jak wrócą, to ona nie ucieknie od niego, jakby ostatnie dni nie istniały. Potrzebował zapewnienia, że traktuje go poważnie. Czuł, że ona się nie boi, że się już poddała i też chce kontynuować ich flirt.
 – Prawie słyszę twoje myśli, Potter. – Zaśmiała się cicho, a on spostrzegł, że jest strasznie spięty. Rozluźnił się nieco, a ona nadal chichotała.
 – To umówisz się ze mną? – Ponowił pytanie całkiem poważnie.
 – Z przyjemnością. – Szepnęła chwilę przed tym, jak pocałowała go w usta.
*******
Jessica wyrzuciła kolejny list od Ann. Pisała do niej niemal codziennie, a ta codziennie jej nie odpisywała, tylko wyrzucała wypociny byłej przyjaciółki zaraz po przeczytaniu. Musiała się od niej uwolnić, bo przyjaźń z Winsborn nie wychodziła jej na dobre. Może i na początku faktycznie, między nimi było wspaniale, ale ostatni rok dał jej w kość. Ann zmieniła się nie do poznania, a ona z początku nie umiała być asertywna w stosunku do przyjaciółki. Zawaliła nieźle naukę. Nie była prymuską, ale jej stopnie były zadawalające. Tymczasem szósty rok ledwo udało jej się zaliczyć. Dodatkowo gnębiła młodsze dziewczyny i uganiała się za chłopakami w najbardziej żałosny sposób.
Potem jej pasje zaczęły przeszkadzać przyjaciółce... Odkąd pamiętała, to zawsze rysowała, ale dopiero półtora roku temu, zaczęła uciekać w kierunku mody. Szkicowała projekty, które według niej były dobre, a Ann podcinała jej skrzydła. W te wakacje pracowała u Madame Malkin. Płaciła jej niewiele, ale wynagradzała jej tym, że uczyła ją jak dobrze szyć. Była wspaniałą nauczycielką, umiała przekazać swoją wiedzę, a Cay cieszyła się, że szybko uczy się nowych technik.
Podała jej nawet listę książek i czasopism, z których nauczy się podstaw szycia, zaklęć przydatnych przy krawiectwie oraz podstaw rysunku. Wiedziała, że Jessica umie już rysować, ale jej projekty potrzebowały więcej profesjonalizmu.
Większość projektów Cay było bardzo odważnych. Inspirowała się modą mugolską, w której kobiety uwielbiają eksperymentować z wyglądem. Natomiast w świecie czarodziei nie widać było modowego szaleństwa. Wszystko było poprawne i zachowawcze. Jedynie niektóre młode osoby pozwalały sobie na odrobinę szaleństwa. Chciała to zmienić, a zmiany zaczynała od samej siebie.
Nosiła fantazyjne bluzki i spódnice. Była wielobarwna i jaskrawa. Nawet jej blond włosy czasami miały w sobie kolorowe pasemka. W wakacje musiała zachowywać umiar, ze względu na rodziców i starszą siostrą, którym niezbyt się to podobało, ale w Hogwarcie mogła być kolorowa i nieszablonowa.
Ann, mimo że nosiła się dość nowocześnie, to nie pochwalała fascynacji Jess. Uważała jej prace za bezsens, a ją samą za beztalencie marzące o czymś wielkim.
Rodzice Cay nie byli ważnymi osobistościami, jej mama była pielęgniarką w szpitalu św.Munga, a ojciec pracował w Wydziale Duchów. Należeli do klasy średniej i przez ostatni rok, było to wytykane Jess. Ann z kolei miała ojca Aurora, a matka pracowała w Wizengamocie. Mogła się pochwalić pozycją w społeczeństwie i chyba oczekiwała, że Cay będzie całowała ją za to po nogach.
 – Niedoczekanie... – Warknęła blondynka wrzucając podarty list do kosza. Usiadła na wygodnym fotelu i chwyciła szkicownik. Spojrzała na niedokończony szkic i wyrwała kartkę. Ją też wyrzuciła.
Z Jane, Katheriną, Dorcas i Lily zaczęła nawiązywać bliższe kontakty stosunkowo niedawno. Znały się od pierwszego roku, ale nigdy nie spędzały ze sobą więcej czasu niż przewiduje zwykła pogawędka. Kiedy miała naprawdę duże problemy z nauką, zwróciła się do nich po pomoc i ją uzyskała. Tak zaczęła się ich bliższa znajomość.
Przez cały lipiec spotykała się z nimi często i czuła, że została przyjęta do ich grupy.
Wiedziały o tym, że "bawi się w modę", ale nie wiedziały nic o tym, że całkiem dobrze rysuje... W sumie, to też dobrze śpiewała, ale to właśnie szycie sprawiało jej najwięcej przyjemności.
Ustawiła lusterko na biurku i spojrzała na swoje odbicie. Sięgnęła po węgielki i zaczęła rysować autoportret.
Uznała, że to lepsze niż kolejny, niedokończony portret Remusa Lupina.
*******
Codzienny widok córki Parkesów był dla niego prawdziwą udręką. Przez ostatnie lata migała mu jedynie raz na kilka miesięcy i nie mógł wtedy poczynić takich obserwacji jak teraz.
Z początku, jak ją zauważył, to dostrzegł, że urosła i zaokrągliła się w pewnych miejscach.
Następnego dnia obudził go jej krzyk przerażenia. Caroline Parkes postawiła w końcu na swoim i udało jej się przywrócić Katherinie naturalny kolor, i skręt włosów. Był zachwycony, kiedy zobaczył burzę jej jasnych, blond kędziorków. Zanim wypiła jeden z eksperymentalnych eliksirów matki, musiała być uroczym dzieckiem. A teraz stawała się zjawiskową kobietą.
Kiedy codziennie widywał ją w krótkich spodenkach, myślał, że już nie wytrzyma tych katuszy.
Była tak piekielnie piękna i dziewczęca, że jego zadurzenie pogłębiało się. Piękna i zadziorna. Dla niego była idealna. Pewnie gdyby wiedziała, jak ją widzi, zaprzestałaby codziennego paradowania tak skąpo ubrana.
Myślał, że nic go już nie zdziwi, ale mylił się.
Jej rodzice wyjechali na jedną z misji Zakonu Feniksa i tego samego dnia zeszła do salonu wystrojona na imprezę. Sukienka przylegała idealnie do jej ciała, a nogi w wysokich butach wydawały się nie mieć końca. Nie chciał nawet myśleć o jej twarzy, otoczonej burzą loków.
Naprawdę starał się nie myśleć o niej w ten sposób, ale odkąd posmakował cielesnej bliskości z dziewczyną, to niejednokrotnie marzył o tym, żeby to Katherina Parkes wylądowała w jego ramionach. Wystarczyło kilka sekund w jej towarzystwie, a jego myśli błądziły tylko wokół tej wizji.
William nie zasypiał dopóki nie wróciła. Od sześciu dni udawał, że śpi i tak naprawdę, udawało mu się zasnąć, jak słyszał jej miarowy oddech. Zawsze wracała krótko po północy i mocno zdziwił się, kiedy wyszedł z łazienki i usłyszał jak przeklina, gdy się potknęła na korytarzu, a było grubo przed północą. Nieco spanikował, bo był w samych bokserkach, ale już nie miał czasu, żeby się okryć, bo drzwi do ich wspólnego pokoju otworzyły się.
Ten widok nie spodobał mu się. Dziwnie chwiała się na nogach, a sukienka niebezpiecznie podwinęła się do góry, ledwo zasłaniając jej tyłek. Mocno się zachwiała, ale zdążył do niej doskoczyć i przytrzymać ją w pasie.
Jęknął w myślach, czując ciepło i zapach jej ciała. W rzeczywistości jej skóra była bardziej miękka niż mu się wydawało i nie powstrzymał się przed tym, żeby pogłaskać jej ramię.
 – Katherina... – Miał ochotę czule to wyszeptać, ale wyszło warknięcie. Przytrzymał ją mocniej w pasie, gdy poczuł, że zaraz się osunie. – Jesteś pijana.
 – Oj... – Pisnęła jedynie w odpowiedzi i zachichotała miękko w jego szyję. Poczuł jej ciepły oddech na szyi i zesztywniał. Cały. I miał nadzieję, że jest na tyle pijana, że jutro nie będzie o tym pamiętała.
Potem poczuł jej ciepłe palce na swojej nagiej klatce piersiowej i było już mu wszystko jedno, czy jutro go zabije, czy też nie.
Jedną ręką nadal trzymał ją mocno w pasie, a drugą wplótł w jej włosy i wpił się w jej wargi. Zdziwił się, gdy oplotła go ramionami i ochoczo oddawała pocałunki. Starał się, i to bardzo, być delikatny, ale nie mógł się powstrzymać. Mocniej przycisnął jej ciało ubrane w skąpą sukienkę do swojego, półnagiego.
Spodobał mu się jej smak. Wyczuwał alkohol, ale przebijała się słodycz. Czując codziennie jej zapach, wyobrażał sobie jak muszą smakować jej pocałunki i nie mylił się. Była cudowna.
Małymi kroczkami, nadal smakując jej ust, prowadził ją do jej łóżka, na które opadła bezwiednie. Przystanął chwilę nad nią i cudem opanował pożądanie.
Była totalnie zalana.
Jutro nie będzie pamiętała.
A on nie wybaczyłby sobie nigdy, gdyby wykorzystał sytuację.
*******
Siedział i patrzył na dwie kobiety, które choć różne, wydawały się być do siebie tak bardzo podobne. Dopiero co wrócili we trójkę do domu Dorcas. Teraz siedzieli, a on obserwował jak Dor z roziskrzonymi oczyma patrzy na swoją matkę.
Elizabeth Pronton, mimo, że wiele lat spędziła w częściowej izolacji, trzymała się całkiem nieźle.
Miała dobry humor, nie była zaniedbana, pamiętała wiele ze wcześniejszych lat, a przede wszystkim pamiętała wiele z wczesnego dzieciństwa swojej córki.
Po kłótni ze Stephanie miała problem ze znalezieniem pracy, wtedy to, matka Syriusza zaproponowała jej pracę jako opiekunka najstarszego z synów. Regulus dopiero co się urodził i potrzebowała pomocy.
Przez dwa lata Syriusz był wychowankiem Elizabeth, a w tym czasie jego matka skupiła się na młodszym z braci.
Nie przewidziała jednak, że jej syn nie będzie wychowywany w myśl doktryny o czystości krwi. Wręcz przeciwnie. To pewnie dlatego został przydzielony do Gryffindoru.
Jego matka wpadła w furię, gdy się dowiedziała. Edward Meadows bronił ją i zginął w czasie kłótni, a Elizabeth udało się uniknąć tragicznego końca. Przysięga Wieczysta jaką zawarła z Walburgą Black, wyłączyła ją z życia czarodziei na wiele lat.
Na szczęście Julie Pronton trafiła na ślad siostry i dzięki jej zapiskom, Dorcas udało się poskładać wszystko do kupy.
Śmierć jego matki dała kres Przysiędze Wieczystej.
Żałował jedynie, że Julie nie doczekała momentu powrotu siostry.
Myślał, że jego dziewczyna będzie zła, że zataił przed nią niektóre fakty – o niektórych sprawach dowiedział się dopiero od Elizabeth. Ale Dorcas zaskoczyła go. Zrozumiała, że miał powody. Był dzieckiem, mało rozumiał i bał sie jej reakcji.
Teraz mogli się cieszyć z powrotu jej matki.
 – Nie mogę uwierzyć, że tu jesteś. – Powtarzała co chwilę Dorcas. Widział jak pojedyncze łzy lecą na jej rumiane policzki. Do tej pory, nigdy nie widział jej tak szczęśliwej. Elizabeth trzymała mocno jej dłoń w swojej. Od czasu do czasu głaskała córkę po policzku i patrzyła na nią, jakby była jej największym skarbem.
 – Wyrosłaś na piękną i inteligentną kobietę. Żałuję, że nie mogę podziękować Julie, za to, że tak wspaniale cię wychowała. – Głos Elizabeth drżał od emocji. – Tak mi przykro, że nie mogłam obserwować jak dorastasz... Gdybym mogła cofnąć czas.
 – Mamo... – Głos Dorcas załamał się i zaszlochała. Wtedy zrozumiał, że czas zostawić je same. Miał zamiar przeprowadzić się na kilka dni do posiadłości wuja Alpharda, który zostawił mu całkiem pokaźny majątek. Skontaktował się z ojcem Jamesa i wspólnie otoczyli posiadłość zaklęciami ochronnymi, a Charlus Potter namówił go, żeby pod nieobecność syna również u nich mieszkał. Sytuacja w świecie czarodziei powoli stawała się napięta i nie chciał pozwolić, żeby coś mu się stało, tym bardziej, że rodzina Black popierała plany Lorda Voldemorta, aby oczyścić świat czarodziei. A on przeczuwał, że po tym, jak matka wypaliła go z drzewa genealogicznego, może mieć duże problemy z resztą rodziny.

8 komentarzy:

  1. To znowu ja.
    Z góry przepraszam. Ten komentarz może być chaotyczny, gdyż piszę go drugi raz, bo mi ostatnio prąd wyłączyli. A wiadomo, jak to się chce po takiej zdradzie...
    Muzyczka z linku nie działa. Chyba usunęli wideo. Proponuję więc zmienić, bo ludzikom się pewnie nie chce wpisywać tytułu oddzielnie w Youtube czy gdzieś, a to Bowie i zawsze warto posłuchać.
    Podoba mi się stosunkowo mugolski wstęp. Autorzy niby nic nie mają do mugolaków, ale omijają tę ich część życia. A Ty piszesz o rodzicach, siostrze w naturalny sposób. Że to też życie Lily, a nie, że coś tam, coś tam, gdy nie może być w Hogwarcie, niby się dzieje.
    Na początku myślałam (co widzisz w poprzednim komentarzu), że będą inni główni bohaterowie. Dopiero teraz ogarnęłam zakładki (ciekawy pomysł z nazwami, niezły klimacik, ale przynajmniej dla mnie są one mało intuicyjne i dziwnie poukładane, że sobie trochę pobłądziłam). Z legendarnej czwórki lubię tylko Remusa, z tych czasów Lily i Severusa. Ale nie ma tego, czego by człowiek nie mógł sprzedać, jak się postara, prawda?
    Skąd Lilka wzięła tyle pieniążków? Z tej jej części?
    Nie do końca rozumiem, co tamta panienka wykrakała i dlaczego Potter się wściekł. Dowiedział się przecież, że Lily nie zgadza się już na złość, tylko jej też zaczyna zależeć. Zły, że mu nie powiedziała? Że i tak musi latać za nią jak piesek, bo się zachciało zgrywać niezależną?
    Jak Pottera lubię mniej więcej jak pokrzywy i taki też jak z pokrzywami kontakt chciałabym z nim mieć, tak zawsze wydawało mi się urocze to jego mówienie do Lily po nazwisku. Niby złośliwe, niby takie jak do Snape'a, ale jednak. I teraz znów się robiło uroczo, jak Lily tak mówiła do siebie, właśnie o Potterze myśląc.
    Potter = kłopoty. Wakacje będą ciekawe, nieprawdaż? Relacji naszej dwójki nie rozumiem. Ale to chyba urok, który niektórzy widzą w Jily. Nasi zakochani się mijają, czubią i lubią, taki żywot. Naprawdę czekam na wyjaśnienia, za co to Lily miałaby być potępiona.
    Relacja Williama i Katheriny też się zapowiada na skomplikowaną. Będzie się dziać, będzie o czym czytać z wypiekami na twarzy. Willy wydaje się mocno huncwocki, taki Jamesosyriusz, ale nawet mnie śmieszy. To eufemistyczne przeniesienie, czy Katherina się napatrzyła i tak dalej.
    „Muszę wyrównać różnice programowe. Części materiału jeszcze nie przerabiałem i muszę to nadrobić”. System edukacji znajdzie sposób, by sprzyjać miłostkom.
    Oto Remus i jego futerkowy problem. Mogę się ślinić. Jane pewnie nie polubię, skoro tak rozpowiada ważne tajemnice. No ale jej współczuję. Skoro dziewczyna nie jest pewna, ze ślubu nic dobrego nie wyniknie. No ale pewnie do niego nie dojdzie. I alleluja.
    Co to za tajemnicza ona od matki? Z prologu? Czy źle zrozumiałam? Na początku myślałam, że ciągniesz wątek Jane, ale potem zaczęło się nie zgadzać to i owo. Myślę, że powinnaś wyraźniej zaznaczać, o kim akurat piszesz. Potem tajemniczy On zidentyfikowany został jako James tylko przez kontekst, sytuację.
    Liczyłam na większe droczenie, jeszcze zabawę w kotka i myszkę, jeśli chodzi o Lily i Jamesa, ale, znając życie, skomplikowanie to dopiero będzie. Wiadomo. Zacznij od huraganu i stopniowo buduj napięcie. Emocje, emocje. Najważniejsze.
    Dużo wątków naraz, wiele bohaterów. Nie lubię takich rozwiązań, ale z drugiej strony wielowątkowe historie są lepsze i jeśli masz głowę na karku i rozumiesz, że czytelnik nie siedzi w Twojej głowie, ładnie wybrniesz. Wszystko będzie zrozumiałe, do zapamiętania.
    Zawsze wydawało mi się, wbrew pozorom, że czarodziejski świat jest mocno w tyle. W modzie także. Czekam więc na tę nutę szaleństwa, może na korytarzach Hogwartu.
    Ach, to wtedy chodziło o Dorcas. Chyba muszę sobie poprzypominać czasy Huncwotów. Trochę szkoda, że tekst tego wymaga. I według mnie za szybko się dzieją te miłostki. No ale tyle przede mną.
    Do kolejnego, Fen

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Już poprawiłam muzykę z linku, więc powinno grać :)
      Staram się jak mogę, żeby mugolskie wstawki się pojawiały, bo przecież Lily jest pochodzenia mugolskiego. Oczywiście nie jest tego dużo, ponieważ większość akcji ma miejsce w tym magicznym świecie.
      Podróż Lily została wykupiona kilka miesięcy przed śmiercią jej rodziców, bo był do prezent na jej siedemnaste urodziny, które miała w styczniu.
      Odniosę się teraz do " Nie do końca rozumiem, co tamta panienka wykrakała i dlaczego Potter się wściekł.” W całej sytuacji chodziło o to, że Lily zaczęła być dla Jamesa miła, poudaje że go lubi, chłopak się bardziej wkręci, a ona znów przestanie być miła (tak wiem, bardzo dorosłe, no ale nie spodziewajmy się genialnych pomysłów po nastoltkach). Oczywiście przyjaciółki Evans wiedziały o tym fantastycznym planie. W międzyczasie jednak Lily polubiła Jamesa, zbliżyła się do niego i w sumie to nie chciała kończyć tego planu. Katherina zdenerwowała się na Lily i powiedziała Jamesowi, że jednak Evans nie jest dla niego taka miła, bo polubiła go, tylko chce się odegrać za to jak tam traktował Snape'a i ją. :) Wiem, skomplikowane :D
      Ogólnie rzecz ujmując, to bardzo polubiłam postacie, które sama stworzyłam. William i Katy to moje najbardziej ulubione postacie w tym opowiadaniu, i naprawdę nie mogę się doczekać momentu, kiedy oni się znów spotkają, i znów będzie dużo spięcia między nimi.
      Myślałam nad tym, żeby zacząć pisać z czyjej perspektywy jest wątek, ale raz rzuciłam taką "próbkę" i jednak nie wyglądało to dobrze :)
      Kilku czytelników (W sumie dwójka) pisała mi, że na początku trudno im było się połapać, ale potem już dają radę i przyzwyczaili się do tego, że tak dużo wątków się przeplata.
      Początkowe rozdziały są niby pisane "od nowa", ale pochodzą z czasów kiedy miałam te piętnaście czy szesnaście lat :)
      Teraz, kiedy już prawie mam ćwiartkę na karku, czerwienię się z zażenowania na niektóre pomysły, ale patrząc na to opowiadanie dostrzegam, jak bardzo się zmieniłam i powiem Ci, że czuję rozczulenie, i jest to miłe uczucie :)
      Pod tym względem cieszę się, że piszę opowiadanie, bo widzę jak dorosłam :)
      Mam nadzieję, że uda Ci się przez to przebrnąć. Jak coś to pisz :) Z przyjemnością tłumaczę, czy przypominam różne rzeczy :)
      Jest mi bardzo miło, że do mnie trafiłaś i do następnego!
      Ściskam!

      Usuń
    2. Dziękuję za odzew. Połapię się , połapię. Mnie też miło. Miej dobry dzień.

      Usuń
  2. No, jeszcze tylko 47 rozdziałów i będę na bieżąco :') Pewnie w międzyczasie będziesz dodawać nowe i będą mi się zbierać zaległości, ale co tam. Nie wiem, czy jest sens dodawać tutaj komentarze, nie wiem czy pod te rozdziały jeszcze zaglądasz, ale lubię Autorowi dać znać, że przeczytałam, że mi się spodobało.
    Więc tak: bardzo mi się spodobało. Piszesz tak lekko, że czyta się z przyjemnością :) Sceny James-Lily polubiłam najbardziej, normalnie jak je czytałam, to aż mi się ciepło robiło i miałam ucisk w brzuchu! Uwielbiam to uczucie, gdy ktoś opisuje związki tak świetnie, że aż odbiorca ma wrażenie, jakby był jedną z postaci i przeżywał to.
    Powoli dzięki temu, że przeczytałam ten rozdział, mogłam się zorientować kto jest kim i mniej więcej zapoznać się z relacjami bohaterów. Pewnie wszystko wywróci się do góry nogami w następnych rozdziałach, ale przynajmniej mam jakieś podstawy :) Powiem Ci szczerze tak z technicznego punktu widzenia, że porównując rozdział 1 z 49, to naprawdę rozwinęłaś się w pisaniu :) No nic, na dniach będę czytać dalej, po trochu, po trochu i mi się uda :D Pozdrawiam serdecznie :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cześć :)
      Informacja o nowych komentarzach przychodzi mi na blogowego emaila, zatem tak, zaglądam, jak ktoś coś doda :)
      Uff, kamień z serca, że Ci się podoba :D
      Możliwe, że gdzieś w okolicach 10 rozdziału poziom pisania na chwilę trochę spadnie, ponieważ w lutym tego roku pisałam od nowa dziewięć pierwszych rozdziałów :) Później faktycznie poprawiłam resztę, ale nie były to drastyczne zmiany :)
      Z niecierpliwością czekam, aż będziesz na bieżąco :D Wtedy na pewno będziesz już wiedziała kto jest kim i kto jest z kim :D

      Buziaki :*
      SBlackLady

      Usuń
  3. Trafiłam na twojego bloga z polecenia i właśnie zaczynam czytać. Muszę nadrobić ponad 60 rozdziałów, więc troszkę to potrwa ;)

    Na początek, chciałam powiedzieć, że fabuła intryguje i zachęca do dalszej lektury. Pojawia się tutaj dużo wątków, więc na pewno znajdę coś dla siebie. Poza tym, bardzo trudno znaleźć ostatnio jakikolwiek blog o czasach huncwotów i naprawdę się cieszę, że tu trafiłam.

    Styl może nie jest jeszcze najlepszy, ale to zaskakujące jak się poprawia i rozwija wraz z objętością tekstu. Mam wrażenie, że zabrakło tu trochę powtórnego przeczytania i korekty. Post powstał w 2013 roku... Podziwiam cię za wytrwałość. Nie mogę się doczekać, aż zobaczę twój rozwój na przestrzeni ostatnich lat.

    Pozdrawiam, Rieen

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cześć!
      Na początku chciałam bardzo przeprosić, że odpowiedź na komentarz piszę dopiero teraz, ale rzadko zaglądałam na bloga w ostatnich dwóch miesiącach. :)

      Jest mi bardzo miło, że tu trafiłaś i to z czyjegoś polecenia! :D No niestety, trochę się rozpisuję, ale mam nadzieję, że szybko przebrniesz/przebrnęłaś przez opowiadanie. :)
      Jeśli szukasz czegoś o Huncwotach, to polecam przejrzeć moje linki, albo też listę z blogami, które ostatnio opublikowały coś u siebie. :) Myślę, że znajdziesz niejedną ciekawą lekturę. :D

      W sumie to pierwsze chyba 20 rozdziałów opowiadania było pisanych od nowa w styczniu 2018 roku. Niestety robię dużo błędów stylistycznych, gubię przecinki i czasami zdarzają się błędy ortograficzne, ale staram się poprawiać. Miałam też podjąć współpracę z Betą, ale nie wyszło.
      Niestety mam prywatnie więcej obowiązków niż kilka lat temu, więc blogowi nie poświęcam już tak dużo uwagi jak wtedy. Ale uwierz, że naprawdę się staram i mam nadzieję, że to widać. :)
      A jak nie, to na ile mi czas pozwoli, to przyłożę się bardziej. xD

      A wiesz, że wydaje mi się, że kojarzę Twoje opowiadanie z onetu?
      Tak mi się wydaje, ale pewna nie jestem. Widzę też, że zaczęłaś na nowo pisać, więc w niedługim czasie wpadnę i tam Cię zasypię pytaniami o to, czy to był Twój blog tam na onecie. :D

      Dziękuję jeszcze raz za miły komentarz!
      Buziaki! :*

      Usuń
  4. Hej :D

    Może na początek: jak tu trafiłam? Powiem szczerze, że przeczytałam w ostatnim czasie sporo blogów i na wielu z nich widziałam Twoje komentarze (Twój Syriusz na awatarze jest boski <3) W jednym z komentarzy na opuszczonym już blogu o Jily zostawiłaś linka do własnej opowieści. I oto jestem!
    Rzadko komentuję pierwsze posty, ale ten David Bowie mnie absolutnie przekonał, że muszę zostawić tu swój ślad. Kocham tę piosenkę i bosko się czytało rozdział z nią w tle. Zapowiada się ciekawa historia, podoba mi się ilość wątków i bohaterów.
    Lecę czytać dalej, jeszcze ponad 60 rozdziałów <3

    Pozdrawiam, Natalia :D

    OdpowiedzUsuń

Cześć Drogi Czytelniku!
Jeśli przeczytałaś/eś rozdział, podziel się ze mną swoją opinią i uwagami.
Przyjmuję konstruktywną krytykę – ale pamiętaj, żeby zachować kulturę wypowiedzi.
Jedna obelga, to jeden smutny labrador!

Masz jakieś pytania?
Czegoś nie pamiętasz lub nie do końca wiesz, co autorka miała na myśli?
Zapytaj o to w komentarzu – SBlackLady zawsze odpisuje!

KATHERINA (78) JESSICA (68) SYRIUSZ (67) JAMES (63) LILY (62) JANE (54) DORCAS (50) REMUS (47) ANGLIA (42) WILLIAM (42) ADALBERT (40) PAUL (38) TOBIAS (37) ZAKON FENIKSA (35) AUROR (31) MOODY (29) HOGWART (25) BONES (21) CHARLUS (20) DUMBLEDORE (19) AUSTRALIA (18) DOREA (18) MEADOWS (17) ŚMIERCIOŻERCY (15) POTTEROWIE (14) PARKESOWIE (13) CAROLINE (12) KURSY (11) MISJA (11) DAGNY (10) MCGONAGALL (10) INNE SZKOŁY (9) LISTY (9) ORGANIZACJA (9) informacja (9) LARS (8) PAESEGOOD (8) ROBERT (8) ELIZABETH PRONTON (7) TORIN (7) WAKACJE (7) REGULUS (6) ŚWIĘTA (6) ANN (5) HENRY (5) ROSJA (5) SNAPE (5) STANY ZJEDNOCZONE (5) VOLDEMORT (5) WALKA (5) 18+ (4) CLARE (4) GREGORY (4) OKLUMENCJA (4) PATRONUSY (4) POJEDYNEK (4) STEPHANIE (4) ŚLUB (4) ANDROMEDA (3) HUNCWOCI (3) KARTNEY'OWIE (3) MECZ (3) QUIDDITCH (3) BEATRISHA (2) IMPREZA (2) LAGERE (2) MICK (2) OIGHRIG (2) PIERWSZA WOJNA CZARODZIEJÓW (2) WIELKANOC (2) FRANCJA (1) HOGSMEADE (1) JACK (1) JULIETTE (1) KONKURS (1) NOC DUCHÓW (1) OWUTEMY (1)
Theme by Lydia | Land of Grafic