26.06.2013

*2*

[muzyka]
Parkes wyszła z łazienki. Był już środek sierpnia i nadal pogoda dopisywała. Wszyscy dziwili się, że to lato jest tak upalne jak na Anglię. Gdyby nie wieczorne burze, to pewnie byłaby susza.
Ubrała kremową sukienkę i ułożyła włosy. Jej ojciec zaprosił kolegę z pracy wraz z rodziną na kolację. Katy dużo słyszała o Nurmanach i była ciekawa, czy współpracownik ojca jest rzeczywiście tak fantastyczny, jak większość sądziła.
Interesowało ją Prawo Czarodziejów. Głównie jej ojciec był tego wszystkiego sprawcą.

Niestety nie chciała ustanawiać prawa.
Chciała łapać tych, którzy to prawo łamią.
Wiedziała, że nie spodoba się to jej ojcu, ale póki co nie musiał o tym wiedzieć.
Wróciła do swojego pokoju... Do jej i Williama pokoju. Nie mogła uwierzyć, że rodzice zamiast wreszcie wykończyć drugą połowę domu, woleli zrobić im sypialnię koedukacyjną. Już przestała liczyć ile razy widziała go bez koszulki, czy w samych bokserkach. On w sumie też, raz czy dwa, widział ją bardziej roznegliżowaną niż zazwyczaj. Fakt, nigdy nie była półnaga, jak on, ale czuła sie niezręcznie, gdy nie zdążyła założyć spodni, czy spódnicy.
Rodzice wrócili kilka dni wcześniej i na szczęście oszczędzili jej kazań. Przestała wychodzić wieczorami, ale doskwierała jej samotność. Jane była czymś bardzo zajęta, Jess wyjechała na dwa tygodnie, Dorcas i Syriusz też byli zajęci, i został jej tylko Remus, który pracował, więc też nie miał dużo czasu. I William. Ale do niego to się nie odzywała. Chyba że musiała.
Założyła beżowe eleganckie buty na obcasie i postanowiła, że zejdzie do salonu zanim ojciec zacznie ją wołać.
 –  Mamo. –  Stanęła opierając się o ścianę. Matka zmierzyła ją spojrzeniem. Dostrzegła jak Caroline kiwa głową z uznaniem. Sama wyglądała bardzo ładnie. Czarna, prosta spódnica za kolano i szara bluzka z kołnierzem. Włosy miała spięte z tyłu spinką.
 –  Lada moment będą. Usiądź Katherino. –  Poleciła. Chcąc nie chcąc, usiadła na kanapie. Jej rodzicielka siedziała w fotelu naprzeciwko. –  Jeszcze Will... Mam nadzieję, że nie okażesz mu tego wieczora wrogości.
 –  Możesz być spokojna. –  Mówiły do siebie, jakby rozmawiały o pogodzie. Czekały w ciszy kilka kolejnych minut. Do salonu wszedł William. W niebieskiej koszuli i czarnych spodniach wyglądał naprawdę przystojnie. Włosy miał naturalnie pofalowane, przeczesał dłonią włosy, wprowadzając trochę nieładu. Katherina dostrzegła w tym trochę zawadiackości Huncwotów, rozbawienie na twarzy i widoczne roztrzepanie. No jakby widziała Jamesa i Syriusza. Usiadł obok Katheriny, przypadkowo trącając ją ramieniem.
Zastanawiała się gdzie jest jej ojciec. Zapewne siedział w swoim gabinecie, gdzie z okna był widok na podwórze. Zazwyczaj tam wyczekiwał gości.
Kwadrans po ósmej usłyszeli głośne pukanie do drzwi, następnie kroki w przedpokoju, dźwięk towarzyszący otwieranym drzwiom, jakieś słowa powitania. Katherina wstała niemal w tym samym momencie, co matka.
Najpierw do salonu wszedł ojciec z innym mężczyzną. W średnim wieku, szczupłym, ale z widocznym brzuszkiem i z wąsem na pokrytej zmarszczkami twarzy. Nie wyglądał na rówieśnika jej ojca. Następnie weszła kobieta. Była odwrotnością męża. Niska, pulchna brunetka z kilkoma siwymi włosami. Za nią pojawił się młodzieniec. Panna Parkes prawie zemdlała na jego widok. Powstrzymała się przed otwarciem buzi. A miała ochotę.
Szare oczy i krótkie, brązowe włosy i ten uśmiech. Odkąd go zobaczyła wiedziała, że jest przystojny. Ubrał beżową koszulę i granatowe spodnie. Z trudem opanowała się przed uśmiechnięciem.
Stanęła obok matki. Podała dłoń panu Albertowi i pani Mirandzie. Uśmiechała się życzliwie. Kątem oka dostrzegła, że Will przedstawia się chłopakowi. Podeszła do nich. Wyszczerzyła zęby w uśmiechu.
 –  Katherina. –  Nie kryła rozbawienia. Myślała, że wieczór będzie nudny, ale dzięki niemu taki nie będzie.
 –  Gregory... Ale mów mi Greg. –  Ucałował jej dłoń. Szare tęczówki zmierzyły ją wzrokiem. –  Uroczo wyglądasz, Katy.
 –  Dziękuję... Wiedziałeś o tym, że twój ojciec zna mojego? –  Zapytała ciszej. Poznała go zaledwie kilka tygodni temu, kiedy była na imprezie. Odpowiedział jej cichy śmiech chłopaka. Wiedział.
*******
Siedzieli w salonie. Mężczyźni popijali Ognistą Whisky, a panie zdecydowały się na czerwone wino. Katherina siedziała na kanapie między Williamem a Gregiem. Z tym drugim rozmawiała zawzięcie o nowej piosence. Kartney patrzył to na nią, to na chłopaka. Odkąd podała szatynowi dłoń dostrzegł, że muszą się skądś znać. Teraz wiedział skąd. Ostatnio razem pili.
 –  Katherino. –  Usłyszała głos pana Nurmana. –  Może pokażesz Gregowi ogród?
 –  Z przyjemnością. –  Odparła od razu, wstała i podeszła do drzwi na taras. Małe lampki oświetlały dumę pani Parkes –  jej ogród. Poczekała, aż szatyn zrówna jej kroku i usiedli na ławce.
 –  Masz miłego brata. –  Posłał jej jeden z najpiękniejszych uśmiechów.
 –  To nie jest mój brat. –  Westchnęła smutno. –  Rodzice przygarnęli go dwa lata temu, gdy zmarła mu matka.
 –  Miło z ich strony. –  Rozejrzał się dookoła. –  Ładnie tu.
 –  Tak... Teraz jest tu najładniej. Jak były upały, to tylko tutaj spędzałam czas. Ale w tym roku wolę siedzieć w domu. Tu siedzi mama z Williamem. –  Uśmiechnęła się słabo.
 –  Nie lubisz go? –  Ujął delikatnie jej dłoń. Odpowiedziało mu kiwnięcie głową. Spojrzał na nią uważnie. Nie było na jej uroczej twarzy uśmiechu, zniknął gdzieś blask jej oczu. Poruszył trudny temat. Odgarnął kosmyk włosów panny Parkes za ucho. –  Wszystko się ułoży.
 –  Mam nadzieję. –  Bąknęła odwracając od niego wzrok. Dziwnie na nią działał. Jak nikt inny. Przy Remusie nawet się tak nie czuła. Stała się dziwnie wstydliwa, małomówna, przygaszona. Wnętrzności skręcały się z nerwów, w gardle czuła wielką gulę, głos jej drżał, jak i ręce. Przymknęła oczy, gdy poczuła ciepły oddech na swoim policzku. Centymetry, a potem milimetry dzieliły ją od tego, czego bardzo chciała. Tak. Już dawno chciała pocałować Grega. Serce zaczęło szybciej pompować krew, w uszach jej szumiało, a policzki pokryły się lekkim rumieńcem. Czuła jego urwany oddech, jeszcze chwila i poczuje jego usta na swoich.
 –  Rodzice was wołają. –  Usłyszeli czyjś głos niedaleko. Odskoczyli od siebie jak oparzeni. Na ścieżce stał William. Jego mina nic nie wyrażała.
Katherina spuściła wzrok, a Greg podniósł się z miejsca. Podał jej dłoń, którą od razu pochwyciła i odeszli do domu. Spojrzała jeszcze na blondyna, gdy obok niego przechodzili. Dostrzegła obojętność w jego oczach i ironiczny uśmiech.
*******
Zamknęła za sobą drzwi sypialni, gdzie przed chwilą usnęła jej matka. Elizabeth mimo że wyglądała dobrze, to była słaba. Spała po dwanaście godzin, a jej kroki nie były sprężyste. Jej ruchy były dość powolne i czasami wydawała się być otępiała.
Cieszyła się, że udało jej się odebrać ją nim było za późno...
Odebrać!
Następnego dnia miała odebrać Lily z lotniska i na śmierć zapomniała o tym, że jej przyjaciółka wraca już jutro. Miała się położyć, ale najpierw musiała napisać krótki list do Katheriny i go wysłać. Poprosiła Syriusza, żeby póki co nie mówił przyjaciołom o tym, że jednak jej matka żyje. Chciała, żeby Elizabeth zaaklimatyzowała się i odzyskała siły. Przede wszystkim bały się też, że jej babcia mogłaby się o tym dowiedzieć, a nie chciały mieć z nią nic wspólnego.
Dorcas niemiło wspominała ostatnie spotkanie z babcią. Stephanie Pronton wyglądała na znerwicowaną i dosyć nerwowo mówiła o niej, że jest nierozważna, że chce mieszkać sama w Anglii, że Black nie jest odpowiednią partią i może być niebezpieczny, i że to wszystko nie wyjdzie jej na dobre.
Wcześniejsze pierwsze spotkanie też nie było dla niej miłe. Babcia na kilka miesięcy przeniosła ją z Hogwartu do Beauxbatons, żeby móc się ją opiekować po śmierci ciotki. Jej opieka polegała na tym, że zakazała jej kontaktu z przyjaciółmi z Hogwartu i zmieniła jej wygląd i imię, tak... Pronton uważała, że lepiej jej będzie jeśli upodobni ją do matki. Oprócz tego, że wyglądała jak młodsza wersja matki, to nawet nazywała się tak jak ona. Dorcas zaczęła mieć małe problemy z nauką i chyba babcia uznała, że nie ma sensu przepisywać ją na niższy rok, tylko wróci do Hogwartu. Oczywiście jako Elizabeth Pronton. Warunkiem jej powrotu było to, że miała trzymać w tajemnicy swoją prawdziwą tożsamość.
Nikt z jej przyjaciół nie wiedział, że jej matka jak była panną, to tak się nazywała. Nawet Syriusz, który potem przyznał, że niewiele pamięta z tamtego okresu.
Lily jako pierwsza zorientowała się, że to ona i obiecała, że do jej siedemnastych urodzin nie powie nic przyjaciołom.
Szczerze przez ten okres bała się babci, bo nie wydawała jej się zbyt zdrową osobą.
Kiedy opowiedziała mamie o wszystkim, ta długo milczała. Podobno nie godziła się na jej związek z Edwardem i przez to odsunęły się od siebie. Julie wybrała siostrę i życie w Anglii, i Elizabeth twierdziła, że jej matka była po prostu nieszczęśliwa bez córek i zapewne próbowała w jakiś sposób się uspokoić.
Kilka dni później dostała list od babci, miły jak na nią i postanowiła odpisać, bo bała się, że babcia może ją odwiedzić, a wtedy doszłoby do konfrontacji Elizabeth ze Stephanie.
Sowa wyleciała przez okno, a Dorcas obserwowała ją dopóki nie zniknęła jej z oczu na ciemnym niebie.
Patrzyła jeszcze chwilę w gwiazdy i uśmiechnęła się delikatnie do samej siebie, bo doznała właśnie olśnienia.
Pierwszy raz nie cieszyła się z tego, że niedługo musi wrócić do Hogwartu.
Wreszcie mogła przyznać, że jest w pełni szczęśliwa.
*******
Leżała od godziny w ogrodzie. Ubrana jedynie w bikini korzystała z upalnego dnia i opalała smukłe ciało. W te wakacje jej kształty stały się bardziej kobiece i nie wiedziała czy to przez jej anatomię, czy przez to, że więcej jadła.
Była świadoma tego, że w klubie, do którego chodziła niejeden chłopak oglądał się za nią. Sama patrząc w lustro, powoli odkrywała swoje atuty i dostrzegła, że niewiele trzeba, by ktoś na nią zwrócił uwagę.
Słońce nigdy nie opaliło ją tak, jakby tego chciała. Jej skóra miała odcień jasnego brązu, ale taki już urok blondynek. Wiedziała, że już nic więcej ją nie złapie, ale korzystała z pogody i wylegiwała się na świeżym powietrzu.
Do ogrodu wyszedł wysoki blondyn. Krótkie spodenki odsłoniły umięśnione łydki, a rozpięta koszula tors. W lewej ręce trzymał kopertę. Zatrzymał się na skoszonym trawniku i patrzył na Katherinę. Dziwnie skrzywił usta. Zawsze go dziwiło, że Parkes, gdy się opala zakłada bikini, które w całości zakrywało pośladki i górną część ud. Praktycznie opalała się w spodenkach.
Nie należała do najpiękniejszych dziewcząt. Nie wyróżniało ją nic szczególnego. Kolor włosów normalny, tak samo jak oczu. Nie poruszała się jakoś charakterystycznie. Biła od niej normalność. Will skarcił się w myślach. Okłamywał samego siebie. Była dla niego olśniewająco piękna. Gdyby tylko wiedziała, z łatwością by sobie go owinęła wokół palca. Miała dużo uroku, a on był nią omamiony. Był też boleśnie tego świadomy. Nie mógł o niej myśleć. Nie mógł o niej myśleć jak o kobiecie ze zwykłej przyzwoitości. Jej rodzice wyciągnęli do niego pomocną dłoń i był im bardzo wdzięczni, bo zdawał sobie teraz sprawę, że dziadkowie nie daliby sobie rady z nastolatkiem. Odgonił od siebie natrętne myśli i ruszył powoli ku niej. Chwilę zastanawiał się, po co przyszedł. List.
 –  Usługi pocztowe Kartney... –  Zaczął pogodnie. Katherina szybko przekręciła się na plecy i przerwała chłopakowi.
 –  ...Dawaj! –  Wyciągnęła rękę po kopertę. Po chwili otwierała ją i wyciągnęła z niej pergamin.

Katy!
Tu Dorcas.
Jutro wraca Lily z Jamesem, a ja i Syriusz mieliśmy ich odebrać.
Niestety ostatnio jestem strasznie zajęta i naprawdę nie dam rady się wyrwać.
Proszę cię jeszcze, żeby nie przyszło wam do głowy odwiedzić mnie bez zapowiedzi. Wiem, jestem ostatnio mało gościnna, ale Łapa może zapewnić, że nic mi nie jest i naprawdę mam trochę na głowie. Nie martw się o mnie! Jak przyjdzie pora to dowiecie się szczegółów.
To mogłabyś ich odebrać z Syriuszem o 16?
Czekam na odpowiedź!
Dor.

 –  Ach... –  Zmarszczyła czoło. Wyglądała jakby chciała coś powiedzieć. Westchnęła. –  Pamiętasz Jamesa?
 –  Tak. –  Odpowiedział dopiero po chwili blondyn. Nie wierzył! Normalnie się do niego odezwała.
 –  Dziś wraca z wakacji... Będzie też z moją przyjaciółką. Chyba. Mam ich odebrać z lotniska z Syriuszem, którego chyba nie znasz. Chcesz się ze mną wybrać? –  Zapytała już szeptem. Nie patrzyła mu w oczy. Wiedziała, że dostrzegłaby w nich zwycięstwo, tryumf...
 –  Dobra. –  Odwrócił się i ruszył w kierunku drzwi z wielkim uśmiechem na twarzy. Katherina chwilę później wstała i pobiegła do wieżyczki, gdzie trzymali sowy, aby odpisać Dorcas.
*******
Rozglądała się w celu zobaczenia znajomej rudej głowy i czarnej, rozczochranej czupryny. Samolot już wylądował, ale nigdzie nie było widać dwóch pasażerów tego lotu. Za nią stał blond włosy chłopak, który na migi podrywaj jedną z dziewcząt pracujących na lotnisku, a kilka kroków dalej Syriusz, który też wypatrywał Jamesa, w międzyczasie obserwował też Williama i wydawał się być rozbawiony tą sytuacją.
 –  Jesteś wyższy. Mógłbyś ich szukać w tym tłumie, a nie podrywać tą mugolkę! –  Fuknęła na Kartneya. Ten tylko uśmiechnął się szeroko i dalej „podrywał” brunetkę. Widział się z Jamesem raz w życiu i nie zapamiętał go za dobrze. Lily Evans była mu całkowicie obca. Miał dziwne wrażenie, że on też jest nieznajomym dla dziewczyny.
Zobaczyła dość niedaleko wysokiego chłopaka z czarnymi, sterczącymi we wszystkie strony włosami oraz rudowłosą dziewczynę, która zdawała się ignorować chłopaka. Jej ciemno – rude włosy zostały splecione w ciasny warkocz. Zadziwiła się kolorem jej skóry. Nie było cienia żadnej opalenizny.
 –  Lily! –  Parkes podbiegła do niej i przytuliła się mocno do przyjaciółki. –  Czemu jesteś taka biała?
 – Katherina! –  Odsunęła się od niej delikatnie. –  Ty się opaliłaś, a ja jechałam na eliksirach, by tylko rakiem nie być.
 –  Nie narzekaj... Urosłaś. –  Okręciła ją wokół jej własnej osi. –  I nie masz figury anorektyczki.
 –  Zastanawiam się, kiedy mnie zobaczysz. –  James Potter ze znużonym uśmiechem stał tuż obok.
 –  James! –  Szybko przytuliła kuzyna, który zdążył się już przywitać z Syriuszem. Równie szybko odsunęła się od niego. Kartney przysunął się bliżej Parkes.
 –  William? –  Brunet patrzył na chłopaka z lekkim niedowierzaniem. –  Katy nic nie mówiła, że urwałeś się ze szkoły.
 –  Bo nie było czym się chwalić, James. –  Nie tylko on dostrzegł w głosie dziewczyny nutkę ironii. Ruda skrzywiła się lekko, a Rogacz uśmiechnął szeroko.
 –  Będę z wami chodził do Hogwartu. Wywalili mnie, ale dobre oceny zmusiły ich do tego, żeby mnie tylko przenieść. –  Podał Rogaczowi dłoń. –  Jestem w Gryffindorze.
 –  Taa... Cieszymy się wielce. Poznaj Lily. –  Mruknęła Katy i obserwowała jak rudowłosa podaje swoją dłoń chłopakowi, który przez chwilę przytrzymał ją. –  Musimy iść. Niedaleko mamy wejść w taką uliczkę, gdzie przetransportujemy walizki do domu Jamesa, a potem Błędnym Rycerzem do mnie.
 –  Przekonałabyś się wreszcie do teleportacji dziewczyno. –  Jęknął Syriusz, a ona pokręciła głową. Miała licencję na teleportacje, ale bała się teleportować na większe odległości.
Odwróciła się na pięcie, a oni za nią. Prowadziła ich ku wyjściu, do którego dotarli w jakieś dziesięć minut. Na chodniku było mniej tłoczno, ale i tak musieli uważać, aby na nikogo nie wpaść. James zrównał się z Williamem i Syriuszem, a kilka metrów za nimi Lily i Katherina.
 –  Nie lubisz go. Kto to? –  Zapytała Ruda krzywiąc się, gdy jakiś mężczyzna trącił ją ramieniem.
 –  Rodzice go przygarnęli dwa lata temu. –  Zacisnęła mocno szczęki, kiedy usłyszała śmiech chłopaków. –  Opowiadałam jak się spiłam, nie pamiętasz?
 –  Ach... Pamiętam. Wydawało mi się, że jest okropnie brzydki i głupi. Wyczuwam małe kłamstewko. –  Lily uśmiechnęła się, kiedy Katherina głośno prychnęła. –  Słodki jest.
 –  Skręcamy Evans! –  Ruda zaśmiała się głośno, ale syknęła, gdy Parkes trzepnęła ją w ramię.
*******
Siedziała na tarasie i wysłuchiwała opowiadań Katheriny o tym, co ją spotkało przez ostatnie kilka tygodni. Poniekąd rozumiała wrogie nastawienie przyjaciółki do Williama, ale chłopak zrobił na niej dobre wrażenie, czego nie omieszkała się otwarcie powiedzieć. Na całe szczęście Parkes nie należała do osób, które przekonują kogoś do swoich racji. Sama przyznała, że zapewne w innych okolicznościach, pewnie nie byłaby dla niego niemiła. Bolało ją to, że rodzice prawie ją nie zauważają i to głównie na złość im ostatnio tak imprezowała. Bo dopiero jak zaczęła wracać późno w nocy, w dodatku pijana, rodzice interesowali się nią.
Teraz opowiadała jej o Gregorym. Był on założycielem zespołu Krzyczące Hipogryfy i Parkes wróżyła im karierę, twierdząc równocześnie, że na pewno nie będą tak genialni jak Fatalne Jędze.
Pamiętała ten dzień, gdy Katherina wpadła do dormitorium w czerwcu i z radością małej dziewczynki, opowiedziała, że ktoś zainteresował się Fatalnymi Jędzami i już w lipcu będzie ich można słuchać w audycjach radiowych. Kilka dni później w Proroku Codziennym ukazał się duży artykuł o zespole, autorka Jocunda Oakby zareklamowała zespół, mimo że nie słyszała jeszcze ich piosenek.
Jess następnego dnia wyznała im, że Jocunda to jej starsza siostra i napisała do niej, że chłopaki są świetni, i Prorok Codzienny mógłby im pomóc.
I tak Samuel, uczeń ostatniego roku Hogwartu, zaraz po skończeniu szkoły, wraz zespołem rozpoczęli nagrywać swoje kawałki. Katherina pomagała im przy tekstach i cieszyła się z sukcesu swoich kolegów, którzy w ciągu kilku tygodni zdobyli sławę.
Fatalne Jędze co tydzień w piątki i soboty grali małe koncerty. Po jednym z nich Katy poznała Grega z którym świetnie się bawiła.
Lily uśmiechnęła się lekko, gdy Parkes zakończyła opowieść tym, że ojciec chłopaka pracuje z jej ojcem. Nieco ją to uspokoiło, bo trochę się obawiała tej szybkiej znajomości.
 –  A ty Lily? Zauważyłam, że oboje jeszcze żyjecie, więc nie było źle. –  Blondynka uśmiechnęła się znacząco i Ruda zaśmiała się z bezpośredniości przyjaciółki.
 –  Wyjaśniliśmy sobie wszystko i zobaczymy co dalej. –  Odpowiedziała lakonicznie i miała nadzieję, że Parkes zrozumie, że nie chce o tym gadać. Ale nie... Katherina jak chciała się czegoś dowiedzieć, to po prostu się dowiadywała.
 –  No ale co? Umawiacie sie? –  Mrugnęła przy tym, a Lily westchnęła ciężko.
 –  Nie wiem, Katy. Będziemy na pewno się widzieć przez te ostatnie dni. Umówiliśmy się przecież na wspólne zakupy przed Hogwartem. –  Wzruszyła ramionami i wiedziała, że musi powiedzieć blondynce, żeby się odczepiła od tego tematu, bo inaczej będzie udawała, że nie widzi, że nie chce o tym rozmawiać. –  Jak coś się zmieni na pewno cię poinformuję, a teraz zamknijmy ten temat.
 –  Dobra, dobra. – Mruknęła i Lily poczuła ulgę. Na krótko, bo blondynka uśmiechnęła się do niej zawadiacko. –  Ale wiesz, że Jamesowi też będę kręciła dziurę w brzuchu, a zgadnij kto jest jego najulubieńszą kuzynką i najlepszą przyjaciółką?
Evans jęknęła jakby została zraniona, ale po chwili roześmiała się. Tak... Niekwestionowanie Katherina była jego najulubieńszą kuzynką.
*******
Dorea Potter szła pewnym krokiem przez Ministerstwo Magii. Jej celem było Biuro Aurorów i miała nadzieję, że po ostatnich atakach nie zmieniono zasad i jako żona jednego z aurorów będzie mogła tam wejść. Przy wejściu przywitała Williama Aldertona, który od kilkunastu lat chronił wejścia do Biura Aurorów. Zauważyła, że założył marynarkę na lewą stronę, ale odkąd pamiętała zawsze zakładał ją w ten sposób. Weszła do pomieszczenia i przyznała, że jest jak zawsze. Szereg otwartych kabin na środku, oraz drzwi do gabinetów ważniejszych aurorów, oraz najbliższy do szefa Biura. Zatrzymała się przy biurku, za którym siedziała młodziutka szatynka w brązowym trenczu. Do kołnierzyka miała przypiętą plakietkę z jej nazwiskiem: Amelia Bones.
 –  Dzień dobry, zastałam Charlusa Pottera? –  Zapytała i przygotowywała się w myślach na słowną walkę z młodziutką sekretarką. Co roku brali jakąś jedną kursantkę z Biura Przestrzegania Praw Czarodziei i z roku na rok wybór padał na dziewczęta, które może i wykonywały dobrze swoją pracę, ale były wyniosłe i naprawdę wierzyły w to, że są prawą ręką Charlusa Pottera i Alastora Moody'ego.
 –  A kto pyta? –  Zapytała ją uprzejmie dziewczyna, podnosząc wzrok znad dokumentów.
 –  Dorea Potter, żona. –  Amelia momentalnie uśmiechnęła się do niej szeroko i rozluźniła się, jakby miała przed sobą znajomą osobę.
 –  Pan Charlus jest na spotkaniu z Ministrem Magii, ale niedługo powinien wrócić. Może pani tutaj poczekać, napije się czegoś pani? –  Zapytała, a Dorea odmówiła, kiedy zauważyła, że w otwartych drzwiach do gabinetu szefa Biura Aurorów stoi Alastor Moody.
 –  Chodź na słówko Dorea. Bones! Nie obijaj się! –  Krzyknął głośno, a dziewczyna drgnęła i zaśmiała się nerwowo.
 –  Tak jest! –  Krzyknął któryś z aurorów siedzących w jednej z kabin.
 –  Nie ty Bones! –  Odkrzyknął Moody, a Dorea parsknęła śmiechem, gdy weszła do gabinetu.
 –  Nic się nie zmieniłeś szefie. Ile asystentek doprowadziłeś już do załamania nerwowego? –  Zapytała i usiadła na krześle.
 –  Ktoś musi trzymać to miejsce w kupie. Całe szczęście, że szefostwo to same rozsądne osoby, bo pewnie połowa z nich trzyma stronę tej nędznej kreatury. –  Moody opadł ciężko na fotel i spojrzał na Doreę uważnie. Zawsze czuła się nieswojo, gdy Alastor milkł i tylko się na nią patrzył. Mimowolnie rozejrzała się po gabinecie w którym było podejrzanie czysto. Moody nigdy nie miał zawalonego biura, wszystkie pergaminy czy wycinki miał uporządkowane, fałszoskopy i inne wynalazki też miały swoje miejsce, ale nigdy nie pamiętał o tym, że porządek to nie tylko posegregowane dokumenty, ale też uprana firanka, umyte okno, starte kurze, czy zamieciona podłoga. Odchyliła się nieco na lewo i spojrzała na to, co trzymał za plecami.
 –  Nie wierzę Moody... Kwiatek? –  Spojrzała na niego jakby był chory i pochyliła się do przodu. –  Jest tu podejrzanie czysto... Masz kogoś?
 –  Od jedenastego roku życia z nią jestem, Potter! Dwanaście cali, serce smoka i berberys, to jedyna kobieta której bezgranicznie ufam! –  Warknął na nią, a ona roześmiała się. Moody nie wyglądał na złego. –  Ta Amelia Bones przyniosła mi to zielsko. Skubana włazi mi na chwilę do gabinetu, daje pod nos papiery i kiedy czeka, to macha różdżką i sprząta. Zostawiłem ją na chwilę w gabinecie samą, dosłownie minuta. Wróciłem i miałem jaśniejsze ściany. Za karę przez miesiąc porządkowała dokumenty.
 –  Miło, że ktoś tu dba o porządek. Ty nigdy nie miałeś do tego głowy. Mógłbyś to docenić. –  Dorea przypomniała sobie czasy, gdy pracowała w Biurze Aurorów i usłyszała jak Moody wrzeszczy na jednego ze współpracowników, że jego różdżka nie jest od ścierania kurzy. Wydawało się, że nikogo nie szanuje tak, jak swojej różdżki.
 –  Nie myślisz o powrocie? –  Zapytał ją Moody, nie komentując jej ostatniego zdania, a ona pokręciła głową.
 –  Za stara jestem na powrót do Biura. Zjedliby mnie. Poza tym wydaje mi się, że najwyższa pora zrobić porządek w dokumentach Zakonu i zamierzam to zrobić. Oczywiście jak dowództwo się zgodzi.
 –  Potrzebujemy ludzi. I tak obniżyliśmy wymagania przy kursach, i dzięki temu mamy trzy razy więcej kandydatów, ale co z tego jak większość z nich, to pewnie poplecznicy Voldemorta? –  Znów warknął Alastor... Tak, Moody wszędzie węszył podstęp i może dlatego był najlepszym aurorem? –  Nie mam już czasu na pogaduszki. Weź tą teczkę jak idziesz do gabinetu Charlusa. Widzimy się na spotkaniu.
 –  Owocnej pracy. –  Rzuciła zanim wyszła do części wspólnej biura i weszła do gabinetu obok. Tu panował sterylny porządek i wiedziała, że nie jest to zasługa Amelii Bones. Dla Charlusa sprzątnięcie gabinetu i to za pomocą magii, nie stanowiło problemu.
Zanim zrobiono tu gabinet, pokój ten służył do przechowywania trenczy lub aurorzy korzystali z niego, gdy dokumentacja sprawy nie mieściła się w kabinie. Dwa lata po rozpoczęciu przez nią kursu, pokoik ten przerobiono na gabinet Charlusa Pottera. Z czułością pogładziła blat biurka przy którym czasami pracowała. Usiadła w fotelu i mimo woli, zaczęła wspominać piękny okres, w którym pracowała tu, już jako auror.

Patrzyła na drzwi, które przed chwilą się zamknęły za Charlusem i usiadła za biurkiem, aby rozpocząć nocną zmianę w Biurze Aurorów. Jako, że od Bożego Narodzenia do Nowego Roku miała wolne, Moody poprosił, aby w Wielkanoc przychodziła na nocne zmiany. Na okres wielkanocny zamieszkała na Kamiennym Wzgórzu i w sumie cieszyła się, że w święta nie będzie wracała do pustego domu.
Myślała, że może Potter też będzie miał nocne zmiany, ale on wziął trzy dni urlopu i po czułym pożegnaniu, obiecał, że na pewno się spotkają.
Spotykali się już cztery miesiące i była bardzo szczęśliwa. Praktycznie od ślubu Roberta przestała oszukiwać samą siebie i dopuściła do siebie myśl, że się zakochała.
Usłyszała pukanie do drzwi, a następnie do gabinetu wszedł Charlus z dwoma pudłami.
 –  Zadanie od Moody'ego. Żeby ci się nie nudziło. –  Spojrzała na te dwa pudła i jęknęła. Nienawidziła segregacji dokumentów, a byli w trakcie szukania nowej asystentki. –  Zaczniesz od tego pudła.
 –  Jasne. –  Mruknęła żałośnie i lekko uśmiechnęła się, gdy nachylił się nad biurkiem i pocałował ją.
 –  Jak wrócę z urlopu przez dwa tygodnie to ja będę segregował dokumenty. –  Obiecał jej, a ona klasnęła w dłonie.
 –  Nie mogę się doczekać. Idź już. Do zobaczenia pojutrze. –  Spojrzała na niego podejrzliwie, bo uśmiechnął się jakby coś przeskrobał, a potem zrobił tajemniczą minę, pożegnał się i wyszedł.
Posegregowała już prawie połowę dokumentów, gdy Biuro Dezinformacji zgłosiło jej, że jeden z czarodziei celowo używa magii w obecności mugoli, a wszedł nowy dekret i Biuro Aurorów miało zająć się takimi osobami.
Wzięła ze sobą Twardowskiego i dwie godziny zeszło im złapanie mężczyzny. Pracownicy Biura Dezinformacji musieli zmodyfikować pamięć mugoli, a oni odstawili czarodzieja do Azkabanu, gdzie będzie czekał na proces.
Reszta nocnej zmiany przebiegła spokojnie i została chwilkę dłużej, żeby dokończyć segregację i zanieść pudła do archiwum.
Kiedy dotarła na Kamienne Wzgórze prawie od razu poszła spać.
Caroline obudziła ją zdecydowanie za wcześnie, ale zbliżała się pora obiadu. Szybko się umyła i przebrała w granatową, prostą sukienkę. Boso i w mokrych włosach zeszła na dół do kuchni.
 –  Przydałby się skrzat. –  Marudziła Caroline, wystawiając pieczeń na duży, podłużny talerz.
 –  Pomóc? –  Zapytała Dorea i przesunęła się, kiedy weszła Beatrisha Paesegood.
 –  Poradzimy sobie, idź do salonu przywitać się z gośćmi. Za chwilę podamy obiad. –  Parkes wyszła zdziwiona z kuchni. Jeszcze wczoraj Robert zapewniał, że na obiedzie świątecznym będą tylko oni, a jednak są jacyś goście. Zostawiła różdżkę w sypialni gościnnej i nie miała jak wysuszyć głowy.
Weszła do salonu, gdzie pan Paesegood opowiadał o tym, że planują z żoną podróż życia.
 –  Dzień dobry. –  Powiedziała i naprawdę bardzo starała, żeby nie wyglądać na zaskoczoną widokiem Potterów w pomieszczeniu. Henry i Ophelia Potterowie odpowiedzieli jej uprzejmie, Thomas i Mary uścisnęli się z nią szybko. Charlus podszedł do niej i ucałował jej policzek. Miała nadzieję, że się nie zarumieniła i stanęła obok Roberta, który dziwnie jej się przyglądał. Tylko Caroline wiedziała o tym, że z najmłodszym Potterem łączy ją coś więcej niż tylko praca. Po weselu jej brata kilka osób pytało o łączące ich relacje, bo dało się wyczuć chemię między nimi. Sama nie widziała sensu w afiszowaniu się związkiem, tym bardziej, że dla niej była to sytuacja nowa i bała się zapeszyć.
Mary odciągnęła ją na bok i przez chwilę przyglądała się jej mokrym włosom.
 –  Dopiero co wstałaś? –  Zapytała, a Dorea kiwnęła głową.
 –  Zostałam godzinę dłużej, żeby nie zostawiać roboty na wieczór. Nie spodziewałam się, że będą goście i nie szykowałam się specjalnie. Mam nadzieję, twoja teściowa przymknie na to oko. –  Wyszeptała tak, żeby tylko ona ją usłyszała.
 –  Póki co nie wymaga, żeby być tak dystyngowanym jak ona, ale czuję, że niedługo nadejdzie ten czas. Tym bardziej, że Sharon jest w Stanach, a to jej się obrywało. –  Odpowiedziała jej szeptem, a Dorea zapytała ją o to jak się układa jej bratowej w Ameryce.
 –  Niedługo będzie rodziła drugą córeczkę. –  Zrobiła tak czułą minę, że przez chwilę zazdrościła im dzieci.
 –  A właśnie... Gdzie Kevin? –  Rozejrzała się, bo myślała, że może malec skądś przybiegnie.
 –  Och, został z mamą, bo przechodzi właśnie Smoczą Ospę. Całe szczęście, że wszyscy ją przechodziliśmy. Najgorsze już za nami, tylko musimy smarować go maściami, żeby blizny mu nie zostały. –  Ruszyły do jadali, kiedy Trisha oznajmiła, że podały już obiad z Caroline. Nadal rozmawiały z Mary o Sharon i usiadły obok siebie przy stole. Po prawej stronie Mary usiadł Tom i na chwilę im przerwał. Brunetka obserwowała jak Charlus zajmuje miejsce obok niej, jakby robił to przez przypadek. Rzuciła nerwowe spojrzenie na Caroline, która siedziała naprzeciwko i bacznie obserwowała ją, i Pottera.
Obiad zjadła prawie nic się nie odzywając, odpowiadała lakonicznie na pytania i gdy talerze zostały sprzątnięte, przeszli ponownie do salonu. Trisha i Caroline poszły na chwilę do kuchni, a ona przyjęła od brata lampkę wina, którą dość szybko opróżniła. Stanęła przy drzwiach na taras i obserwowała ogród. Mżawka padała już od paru godzin, ale na szczęście nie było szaro i ponuro.
 –  Jak było w pracy? –  Zapytał ją Charlus i odwróciła się. Zdziwiła się, że nie pije Ognistej tak jak inni mężczyźni.
 –  Jakiś kretyn używał magii przy mugolach i musieliśmy go zatrzymać z Twardowskim. –  Wzruszyła ramionami co oznaczało "nuda". –  Uwinęłam się z papierkami i wróciłam.
 –  Tylko nie zdążyłaś się wyspać. –  Zauważył i odchylił się nieco, żeby spojrzeć na jej bose stopy. –  Nawet nie wiesz jak uroczo wyglądasz, kochanie.
 –  Ej! –  Syknęła i rozejrzała się ostrożnie, czy nikt nie słyszał. Rzuciła kolejne nerwowe spojrzenie Caroline, która właśnie wróciła z matką z kuchni.
 –  Wiesz, że kiedyś się dowiedzą? –  Nie była zdziwiona, gdy zauważyła jego szelmowski uśmiech.
 –  No ale niekoniecznie dzisiaj. –  Szepnęła i poczuła się nagle zdezorientowana, gdy Potter przestał się uśmiechać i sam zaczął być nieco nerwowy. Sięgnął do kieszeni spodni i chyba coś z nich wyjął, ale nie zauważyła, co to takiego. –  Doreo...
Spojrzał ponownie w jej oczy i nie spuszczając z niej wzroku, uklęknął przed nią na jednym kolanie, w połowie dzielącej ich odległości, trzymał złoty pierścionek z bursztynem. Otworzyła usta, w głowie mając papkę zamiast mózgu. Usłyszała jak Beatrisha mówi "na brodę Merlina!" i zrobiło się kompletnie cicho.
 –  Zostaniesz moją żoną? –  Zapytał uśmiechając się delikatnie z nadzieją. Wyciągnęła do niego drżącą dłoń i nieskora do żadnych słów kiwnęła głową, i zaśmiała się bezradnie, gdy poczuła łzy na policzku. Chwilę później trzymał ją w ramionach i całował jej usta.
Pamiętała, że im gratulowano, ale minął kwadrans nim opanowała całkowicie emocje. Pan Paesegood zszedł do piwnicy po jedno z jego najlepszych win i teraz je rozlewał do kieliszków. Czuła się całkiem swobodnie stojąc u boku Charlusa, który mocno obejmował ją ramieniem w talii. Posyłali sobie co chwile znaczące spojrzenia i od czasu do czasu całował ją w czubek głowy.
Chyba nigdy nie widziała go tak szczęśliwego.
Wzięła kieliszek od Roberta i zdziwiła się, gdy Caroline odmówiła wina. Brunetka spojrzała na nią uważnie, bo blondynka uwielbiała cierpki smak wina.
No nie było siły, która odciągnęłaby ją od wypicia choćby łyczka... Chyba, że...
 –  Nie... –  Zaczęła Dorea patrząc na nią, a raczej na jej brzuch. Bratowa spojrzała na nią spod rzęs i kiwnęła głową.
 –  Jestem w ciąży.

Dwa miesiące później Caroline dowiedziała się, że to będą bliźniaki: chłopiec i dziewczynka. Popłakała się, kiedy bratowa wyznała, że chciałaby dać córce na imię Katherina.
Otarła łzę, spojrzała na śpiącego obok niej męża i zaśmiała się za wspomnienie poprzedniego wieczora.
Długo prosiła Alastora Moody'ego nim w końcu zgodził się udzielić im ślubu i przez najbliższe trzy miesiące miała segregować mu dokumenty. Powiedział dwa zdania, ale i tak nie wyobrażała sobie kogoś innego na jego miejscu. Miała przygotowaną przysięgę, ale kiedy usłyszała przysięgę Charlusa, zmieniła swoją.
 –  Przysięgam być zawsze szukającym.
 –  Przysięgam być zawsze twoim złotym zniczem.
W sumie cała ich ceremonia zaślubin zawierała cztery zdania.
Spojrzała na złotą obrączkę, którą Charlus założył jej na ten sam palec, na którym trzymała pierścionek zaręczynowy, którego oczko i detale wyglądały jak malutki złoty znicz.
 –  Kocham cię, pani Potter. –  Czule spojrzała na przebudzonego męża i pocałowała go w usta.

Kiedy weszli do Biura Aurorów rozległy się brawa i Dorea uśmiechnęła się na widok kolegów, którzy wystawiali głowy z kabin, aby im pogratulować. Charlus uśmiechnął się z samozadowoleniem i podniósł ich trzymające się dłonie do góry w geście zwycięstwa.
 –  Gorzko! Gorzko! –  Krzyczał Twardowski, ale ona nie wiedziała co to oznacza. Wiedziała, że to na pewno nie kolejne polskie przekleństwo. Brunet przyciągnął ją do siebie i pocałował tak, że brakło jej tchu. Usłyszeli gwizdy i jeszcze żywsze brawa, które nagle ucichły, a aurorzy wrócili do pracy. Odwrócili się, bo wiedzieli, że tylko jedno mogłoby wystraszyć ich kolegów: Alastor Moody. Ona wyglądała na zawstydzoną, a jej mąż uśmiechał się radośnie.
 –  Macie tu sprawę. –  Szef podał teczkę Charlusowi, pokręcił głową i rzucił na odchodne. –  Zaczynam żałować, że jestem waszą swatką.
Dorea prosząc Moody'ego o udzielenie ślubu nazwała go ich swatką i nieco się oburzył.
Poszli w kierunku ich gabinetu i mąż zatrzymał ją przed drzwiami. Stuknął w plakietkę różdżką i pojawiła się nowa:
Charlus i Dorea Potter.
Spojrzała na niego wzruszona i wciągnęła go do gabinetu, a kiedy drzwi się zamknęły nie mogła przestać go całować.

 –  Wspominasz to co ja? –  Otworzyła oczy i domyśliła się, że Charlus widział jej rozmarzenie. Zawsze, gdy wspominała ich związek, to wydawało jej się, że odlatuje. Poprawiła się na starym fotelu i obserwowała go, gdy usiadł za biurkiem.
 –  Czyli? –  Zapytała, a on rozłożył teczki i nawet na nią nie spojrzał.
 –  Nasz miesiąc miodowy. –  Kiedyś parskała śmiechem, gdy słyszała to stwierdzenie w ustach Charlusa. Teraz czuła jedynie rozczarowanie, bo wypowiedział to tak, jakby nic nie znaczyło.
 –  Byłam niedaleko i chciałam ci przypomnieć, że James wrócił. –  Zaczęła delikatnie. Od kilku miesięcy Charlus albo spał w biurze, albo wracał późno w nocy. Spojrzał na nią i zrobiło jej się bardziej przykro. Czuła się w tym gabinecie jak intruz. –  Jutro będziemy mieć gościa na kolacji, byłoby miło, gdybyś wrócił wcześniej.
 –  Kto będzie? –  Zapytał marszcząc brwi.
 –  Bliska koleżanka Jamesa. –  Powiedziała, nie wiedząc dokładnie jakim określeniem nazwać rolę Lily. Syn mówił, że stan przejściowy między koleżanką, a dziewczyną.
 –  Postaram się wyrobić. –  Powiedział tonem, jakby jej w ogóle nie słyszał i spojrzał w dokumenty. Spróbowała zachować kamienną twarz, gdy stwierdziła, że nie będzie mu już przeszkadzała i wyszła z jego gabinetu. Starała się jak mogła ukryć łzy upokorzenia i nieszczęśliwą minę, ale zanim jej się udało dostrzegła, że Moody, który stał nad Amelią Bones patrzy na nią z nieodgadnionym wyrazem twarzy.
Byłeś gównianą swatką, Moody, pomyślała, krzywo się do niego uśmiechając, gdy go mijała.
*******
James patrzył na Lily, która nieco się rozluźniła w towarzystwie jego mamy i zasypywała ją pytaniami na temat pracy uzdrowiciela. Dorea, choć dawniej pracowała jako auror przez dwa lata mieszkała z przyjaciółką, która była uzdrowicielką.
Spojrzał z lekkim niepokojem na matkę, która rzucała nerwowe spojrzenie na zegarek. Było po dwudziestej, a jego ojciec miał być po osiemnastej. Zaczął żałować, że przez ponad miesiąc nie było go w Anglii, bo jego matka mimo, że była uśmiechnięta, to wydawało mu się, że jest bardzo smutna.
Usłyszał jak ktoś wchodzi do domu, a jego matka przeprosiła Lily i poszła do kuchni, żeby podgrzać pieczeń. Stanął obok Lily i nie wiedział czemu, trochę się zdenerwował, bo coś mu nie grało. Charlus wyglądał na zmęczonego, a jego skóra miała nieco szary odcień. Widoczne sińce pod oczami wskazywały na to, że od dłuższego czasu nie spał. Uśmiechnął się nieco krzywo i przypomniało mu to trochę uśmiech jego Szefa. Uścisnął się z ojcem, bo widział go pierwszy raz od powrotu i spojrzał na Lily, która była ponownie kłębkiem nerwów.
Przedstawił ją jej ojcu i choć Lily próbowała uśmiechnąć się uprzejmie, jego ojciec nie odwzajemnił gestu. Na szczęście Dorea zawołała ich do jadalni, bo podała do stołu.
Mama zapytała ojca jak było w pracy, ale odpowiedział, że ciężko i to było jedyne, co powiedział w czasie posiłku. James zaczął rozmowę z Lily o zakupach na siódmy rok w Hogwarcie i Dorea dołączyła do konwersacji, wypytując o potrzebne przybory i dziwiąc się, że nie potrzebują dodatkowego kociołka na Eliksiry. Co chwile spoglądała na męża i James wyczuł nadchodzącą burzę. Jego rodzice bardzo rzadko kiedy się kłócili. Musiało być już naprawdę źle, bo jego matka była bardzo wyrozumiała i chyba straciła już cierpliwość. Spędził z nią już tak dużo czasu, że widział jak w myślach toczy zaciętą walkę.
 –  Dasz mi sól? –  Zapytał ją Charlus, nawet na nią nie patrząc. Przełknęła tę zniewagę, a kiedy położyła koło jego lewej dłoni solniczkę wyglądała, jakby się miała popłakać. Przemówiła, takim samym tonem jak ojciec.
 –  Dasz mi rozwód? –  James spojrzał z przerażeniem na Lily, która wyglądała, jakby naprawdę nie chciała tu być. Jego ojciec spojrzał na matkę takim wzrokiem, że zrobiło mu się słabo. Spojrzał z niepokojem na Doreę, a jej wyraz twarzy diametralnie się zmienił, wyglądała jakby to na nią nie działało.
 –  Pokażę Lily mój pokój. –  Zaczął ostrożnie zostawiając połowę niezjedzonego posiłku, a Evans kiwnęła głową z ożywieniem i bardzo szybko ewakuował ją z salonu. Szybko poprowadził ją na piętro i rzucił zaklęcie wyciszające.
 –  Co się dzieje James? –  Zapytała go przerażona. O tak... Syriusz i Katherina czasami opowiadali o jego rodzicach w samych superlatywach, jacy to nie są szczęśliwi, a teraz miał zupełnie inny obraz jego rodziców. Rok temu na wakacjach też była nieco napięta atmosfera, ale ojciec obiecał, że będzie mniej pracował i chyba nie dotrzymał obietnicy, skoro jego mama chciała rozwodu.
 –  Nie mam pojęcia, Lily. –  Odpowiedział całkiem szczerze.

8 komentarzy:

  1. Oto i jestem znów. Dzień dobry.
    „Interesowało ją Prawo Czarodziejów. Głównie jej ojciec był tego wszystkiego sprawcą”. Sprawcą? W sensie, że on ustanawiał prawo? Tak chyba wynika z kolejnych zdań.
    Mam wrażenie, że trochę mieszasz typy narracji. Raz dowiadujemy się tylko tego, co wie, tutaj np., Parkes, a raz narrator jest totalnie wszechwiedzący. Wytrąca to z rytmu.
    Skoro poznała wcześniej chłopaka, byłoby fajniej, gdybyś pokazała jej zaskoczenie, od razu jak go zobaczyła, albo gdyby się wcześniej do siebie uśmiechnęli, czy coś takiego. Chyba byłoby bardziej żywo.
    Och, Willie. Postacie zawsze mają to przeklęte wyczucie czasu. :) No ale bez tego byłoby nudno. Jak ktoś się irytuje podczas czytania za takie wtargnięcia, to chyba jest wciągnięty, co? :)
    Szkoda że historię z babcią i matką tak po prostu sucho streściłaś. Och, długie te rozdzialy. Kończę na tym fragmencie, wieczorem powinnam wpaść.
    W wolnej chwili zapraszam do mnie. Wracam na bloga, jest na razie tylko jeden niedługi rozdział, więc łatwo zobaczyć, czy to jest coś dla Ciebie.
    kot-z-maslem.blogspot.com
    Umieściłam tam też link do Twojego bloga, w zakładce z polecanymi. Mam nadzieję, że Ci to nie przeszkadza.
    Miłego,
    Fen

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hejo!
      Tak, ojciec Katheriny pracuje w Departamencie Przestrzegania Prawa Czarodziejów, więc też ustanawiał prawo. :)
      Oj tak, wiem, że w początkowych rozdziałach gubię typ narracji, w tych późniejszych jest już znacznie lepiej.
      Jednak matka i babcia to postacie drugoplanowe, i więcej o nich jest w "Esach i Floresach". :)

      Jak najbardziej mi nie przeszkadza, że jestem w linkach. Bardzo mi miło, że opowiadanie Ci się spodobało.
      Wejdę oczywiście i zobaczę, czy to coś dla mnie.
      Jak coś, to wstaw w Sowiarni reklamę do swojego bloga, w razie jakby mi nie podeszło (jak podejdzie, to na pewno umieszczę Cię w Świstoklikach) :)

      Rozdziały są bardzo długie, to fakt. Chyba przez to, że mam dużo postaci i jeszcze większy sentyment do nich, więc póki co, ich liczba się nie zmieści.
      Jeżeli chcesz, to mogę Ci podesłać wersję opowiadania w pdf (do 42 rozdziału).

      Dziękuję za opinię :)
      Do następnego!
      SBlackLady

      Usuń
    2. O, byłabym wdzięczna za pdf. O wiele lepiej by się czytało. A komentarze to treści bym jakoś tu podrzucała, może trochę inaczej wydzielonych fragmentów. Mogłabyś na przykład podesłać na: ratajewska.k@interia.pl.

      Usuń
    3. Jasne :) W ciągu 10 minut będziesz miała na skrzynce :)

      Usuń
  2. Pod poprzednim rozdziałem chyba zapomniałam wspomnieć o relacji Kate-Will, o której wspomnieć chciałam, więc napiszę tutaj na samym początku :) Bardzo mi się podobał wątek ich relacji. Nawet ten ich pocałunek. On tak samo jak w przypadku Lily i Jamesa przyprawił mnie o ucisk w brzuchu, hahaha! Szkoda tylko, że Will zrobił to, gdy Kate była pijana... Tak wykorzystał szansę... Nie mogę się z tym pogodzić.
    Wracając do twgi rozdziału...
    Chyba też zacznę od relacji Kate i Williama. Jak bardzo lubię ten wątek, to bardzo się cieszę z powodu pojawienia się Grega. Może gdy zobaczy, że dziewczynie podobają się inni chłopacy, to się weźmie w garść. A powiem Ci, że byłam zdziwiona, że Katherina tak łatwo zaprosiła go na wycieczkę na lotnisko.
    Cieszę się, że Dorei się układa. Zawsze miałam do niej słabość :)
    No i, kochana, Twoje opowiadanie zyskało u mnie kolejny plus, bo ja wręcz UWIELBIAM retrospekcje, a ta była na dodatek taka kochana! *_* Aż mi się smutno zrobiło, gdy czytałam o tej kolacji... Mam tylko nadzieję, że sprawy rodzinne nie wpłyną na Jamesa w negatywny sposób... :( Tego nie przeżyję.
    Spóźnione gratulacje dla kolejnego rozdziału. Na dzisiaj kończę, bo to uzależnia, a jutrzejsza wejścióweczka sama się nie zaliczy :'D XD
    Ściskam!
    Ada

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Relacja Kate-Will to moja ulubiona relacja. William na siódmym roku to było uosobienie wszystkich cnót jakich w mężczyznach cenię :D Oczywiście nie zawsze jest kryształowy, ale mam nadzieję, że przymkniesz na to oko ;)
      Katherina w tym momencie opowiadania traktuje Kartney'a jak takiego intruza, ale też nie jest zołzą przez cały czas. No i czasami zdarza jej się słuchać rodziców, dlatego czasami (w sumie to rzadko) chowała pazury przy nim :)
      Kwestia problemów rodzinnych u Potterów w sumie nie będzie potem jakoś mocno poruszona, ale jak pojawi się (wkrótce) dodatek z perspektywy Caroline i Roberta Parkesów, to pojawi się tam ten wątek :)
      Dzięki jeszcze raz za ciepłe słowa :)
      Powodzenia na wejściówce!

      Buziaki :*
      SBlackLady

      Usuń
  3. Po pierwsze - przepraszam, że tak wolno nadganiam. Czyta się świetnie i bardzo wciąga, ale niestety jestem ostatnio mocno ograniczona czasowo.
    Po drugie - Love Bones <3 Genialne sceny ;)
    Po trzecie - masz niezłe wyczucie, jeśli chodzi o bohaterów. Cieszę się, że nie wszyscy są idealni i mają w sobie głębię. Bardzo nie lubię "płaskich" charakterów.
    Po czwarte - duży plus za retrospekcję, świetnie ci to wyszło.

    Jak przeczytam dalej, to dam znać ;)
    Pozdrawiam,
    Rieen

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oj, tam! Czytaj w swoim tempie :D Ja i tak się cieszę, że nie przestraszyła Cię ilość rozdziałów i podjęłaś się czytania. :D

      Staram się jak mogę, żeby bohaterowie mieli jakieś wady, co jest trudne, bo mam tendencję do idealizowania ich.
      Retrospekcja, to scena z dodatków, które uzupełniają niektóre wątki opowiadania. :)

      Dziękuję za miłe słowa. <3
      Mam nadzieję, że przyszłe rozdziały też Ci się spodobają. :)

      Buziaki! :*

      Usuń

Cześć Drogi Czytelniku!
Jeśli przeczytałaś/eś rozdział, podziel się ze mną swoją opinią i uwagami.
Przyjmuję konstruktywną krytykę – ale pamiętaj, żeby zachować kulturę wypowiedzi.
Jedna obelga, to jeden smutny labrador!

Masz jakieś pytania?
Czegoś nie pamiętasz lub nie do końca wiesz, co autorka miała na myśli?
Zapytaj o to w komentarzu – SBlackLady zawsze odpisuje!

KATHERINA (78) JESSICA (68) SYRIUSZ (67) JAMES (63) LILY (62) JANE (54) DORCAS (50) REMUS (47) ANGLIA (42) WILLIAM (42) ADALBERT (40) PAUL (38) TOBIAS (37) ZAKON FENIKSA (35) AUROR (31) MOODY (29) HOGWART (25) BONES (21) CHARLUS (20) DUMBLEDORE (19) AUSTRALIA (18) DOREA (18) MEADOWS (17) ŚMIERCIOŻERCY (15) POTTEROWIE (14) PARKESOWIE (13) CAROLINE (12) KURSY (11) MISJA (11) DAGNY (10) MCGONAGALL (10) INNE SZKOŁY (9) LISTY (9) ORGANIZACJA (9) informacja (9) LARS (8) PAESEGOOD (8) ROBERT (8) ELIZABETH PRONTON (7) TORIN (7) WAKACJE (7) REGULUS (6) ŚWIĘTA (6) ANN (5) HENRY (5) ROSJA (5) SNAPE (5) STANY ZJEDNOCZONE (5) VOLDEMORT (5) WALKA (5) 18+ (4) CLARE (4) GREGORY (4) OKLUMENCJA (4) PATRONUSY (4) POJEDYNEK (4) STEPHANIE (4) ŚLUB (4) ANDROMEDA (3) HUNCWOCI (3) KARTNEY'OWIE (3) MECZ (3) QUIDDITCH (3) BEATRISHA (2) IMPREZA (2) LAGERE (2) MICK (2) OIGHRIG (2) PIERWSZA WOJNA CZARODZIEJÓW (2) WIELKANOC (2) FRANCJA (1) HOGSMEADE (1) JACK (1) JULIETTE (1) KONKURS (1) NOC DUCHÓW (1) OWUTEMY (1)
Theme by Lydia | Land of Grafic