26.06.2013

*5*

[muzyka]
Miała już trzecie korepetycje z Williamem i cieszyła się, że nadchodzi weekend i do transmutacji siądzie dopiero po dwóch dniach. Żeby było efektywniej spotykali sie w poniedziałki, środy i piątki. Od listopada mieli mieć kurs z obrony we wtorki i czwartki i naprawdę w ciągu tych pięciu dni zrozumiała jak głupia była, że wymykała się z Hogwartu. Starała się ze wszystkim uporać na bieżąco i cieszyła się, że przyjaciele jej pomagają.

Nie mogła się doczekać, aż wreszcie odbębni te dwie godziny korepetycji. Pisała esej o komplikacjach w przemianie w iguanę. Opanowała już transmutację drobnych rzeczy w tą jaszczurkę i musiała jedynie dokończyć esej.
Uśmiechnęła się i dała mu napisany przez nią esej. Chwycił go bez słów i po kilku minutach uśmiechnął się do niej lekko.
 –  Nadal musisz uważać, co mówię, bo zapomniałaś o jednym skutku ubocznym, który jest dość ważny. –  Powiedział, a ona uśmiechnęła się zaczepnie.
 –  Wiem. Nie chcę jej denerwować bardzo dobrym esejem. Takto da mi Powyżej Oczekiwań i będzie spokojniejsza. –  Przyznała się do celowego pominięcia tej informacji. Wzięła od niego pracę i schowała do torby. –  Oddam jej wieczorem.
*******
Czuła lekkie wyrzuty sumienia i strach, że po spotkaniu z matką nie od razu wracała do Hogwartu. Nadal siedziała w pubie pod Trzema Miotłami i czekała na Gregory'ego. Nie wiedziała dokładnie czemu dała mu znać, że będzie w Hogsmeade, ale odpisał, że chciałby się spotkać, więc postanowiła poczekać. Minęła już piętnasta i był spóźniony. Jej palce stukały o blat stolika i co chwilę patrzyła na zegar, doliczając kolejne minuty spóźnienia. Do zamku musiała wrócić na kolację, bo o dziewiętnastej musiała być u McGonagall.
Już miała wstać i wyjść, ale zauważyła jak wchodzi pospiesznie do pubu.
 –  Przepraszam za spóźnienie. –  Pocałował ją szybko w usta i usiadł naprzeciwko niej.
 –  Nic nie szkodzi. –  Zmusiła się do lekkiego uśmiechu.
 –  Sprawy zespołu. –  Wytłumaczył i pogładził ją po dłoni. –  Napijesz się? Pójdę po Ognistą.
 –  Tylko szklaneczkę. –  Odpowiedziała i odprowadziła go wzrokiem do baru. Widziała jak uśmiecha się do Rosmerty i coś do niej mówi. Zabrał Ognistą Whisky oraz dwie szklanki i wrócił do stolika.
 –  Powiedz dokładniej, co się stało. –  Rozlał do szkliwa bursztynowego płynu i nie czekając na odpowiedź wypił.
 –  Zawiesili mnie w prawach uczniach i mam sporo kłopotów. –  Powiedziała i upiła łyk. Poczuła rozlewające się po gardle ciepło i uśmiechnęła się błogo. –  Minęło pięć dni, a jestem zmęczona, jakbym zasuwała od miesięcy. Nie powinnam wymykać się ze szkoły.
 –  Teraz to już za późno, na takie rozterki. Czasu nie cofniesz. –  Spojrzała na niego i uniosła jedną brew. –  No dobra, możesz cofnąć czas, ale po co? Świetnie się bawiliśmy.
 –  Nie przeczę, ale trochę nieuwagi i mogłoby to się skończyć dużo gorzej niż moje zawieszenie. Dobra, wiem, że znów gdybam. –  Powiedziała czując jak alkohol krąży jej we krwi. Wypiła kolejny łyk i przez chwilę była zdziwiona, że zaczęły jej drętwieć palce.
 –  W wakacje niczym się nie martwiłaś... –  Zaczął, a ona westchnęła.
 –  Wakacje skończyły się prawie dwa miesiące temu, a czuję jakby minęły wieki. Tyle się dzieje, co chwila ataki... –  Dopiła Ognistą i gdy nalał jej kolejną szklankę nie protestowała. –  Jestem tak zmęczona, że zaraz padnę.
Pomówili chwilę o sytuacji w kraju i w sumie miał więcej do powiedzenia niż jej matka, która powiedziała, że jest jak zawsze. Śmierciożercy rankiem spalili kilka domów i zginęło ośmu mugoli, a jedenaście zostało poparzonych. Później rozmawiali o Fatalnych Jędzach i Katy była zdziwiona, że Sam nie napisał jej o tym, iż mają więcej koncertów.
Poczuła się dziwnie senna i słyszała swój pijacki bełkot, jakby stała obok i wszystko obserwowała. Było po szesnastej, ona się upiła dwoma szklaneczkami Ognistej, a o dziewiętnastej miała być u profesor McGonagall.
Wymamrotała słowa podziękowania, gdy Numran zaproponował jej, że wynajmie pokój, a ona do osiemnastej się prześpi i potem wróci do Hogwartu, a w godzinę przecież zdąży dojść do zamku.
Kolory ścian już dawno straciły swoją barwę i teraz były szare. W pokoiku znajdowały się najpotrzebniejsze przedmioty: stoliczek nocny, szafka, dwa fotele i łóżko. Drewniana podłoga przeraźliwie skrzypiała z każdym ruchem. Opadła na łóżko bez sił czując jak odlatuje.
 –  Ciii, kochanie. Nie będzie bolało. –  Wpił się w jej wargi całując ją tak, że bolały ją usta. Zimnymi dłońmi podwinął jej spódnicę i ściągnął grube rajstopy. Myślała, że ma zamknięte oczy, ale widziała jak powoli ściągał swoje spodnie i patrzył na nią z lekkim uśmiechem. Pochylił się nad nią i zauważyła tylko jak robi nagle gwałtowny ruch.
Zawsze myślała, że jej pierwszy raz będzie bolesny, ale oprócz jego ciężaru na sobie nie czuła nic.
Poruszał się równym tempem, kropelka potu spłynęła mu po skroni i znów wpił się w nią swoimi ustami. Odwzajemniła pocałunek i westchnęła, gdy przeniósł pocałunki na jej szyję.
Zaczął przyśpieszać, jakby tego w ogóle nie kontrolował ruchów swojego ciała i nagle cały się spiął, i zawisł nad nią oddychając głęboko.
Zamknęła oczy, chociaż nie czuła, że są one otwarte, więc było to dla niej dziwne, ale to pewnie dlatego że była mocno wstawiona.
Otworzyła gwałtownie oczy, kiedy poczuła, jak ktoś uderzył ją lekko w policzek. Rosmerta patrzyła na nią rozbawionym spojrzeniem i kręciła głową.
 –  Nieźle się wstawiłaś, złotko. –  Parsknęła śmiechem i pomogła jej usiąść. Podała jej buteleczkę z jakimś eliksirem. –  Twój kolega to zostawił zanim wyszedł. Jest kwadrans przed osiemnastą.
 –  Poszedł już? –  Zapytała zdziwiona, a szatynka kiwnęła głową. Spojrzała na swoje nogi. Odetchnęła z ulgą, że jest całkowicie ubrana. Wypiła eliksir i po chwili poczuła się lepiej. Podeszła do lustra i poprawiła włosy. Usta miała lekko opuchnięte, a jej szyja była dziwnie czerwona, tak samo jak oczy, które błyszczały się, jakby miała gorączkę.
 –  Masz tu jakiś prezent. Wybacz kochaneczko, ale wracam do baru. –  Spojrzała na kobietę, która odwróciła się od łóżka i kierowała się w stronę drzwi. Kiedy wyszła, blondynka od razu wstała i rzuciła się na pudełko. Otworzyła je szybko i wywaliła cała zawartość na łóżko. Sakwa i kawałek pergaminu.

Za tę cenę było warto.
Nie martw się –  konsekwencji nie będzie.
Było cudownie.
Greg.

Otworzyła sakwę i wielka gula podeszła jej do gardła, a łzy upokorzenia wypełniły jej oczy. Chwyciła płaszcz i założyła go, gdy wychodziła z pokoju. Przy barze rzuciła Rosmercie sakiewkę i szybko wyszła z baru na zimne powietrze.
Czuła, że Greg był dupkiem. Często oglądał się na inne dziewczyny, ją traktował jak jakieś pieprzone trofeum, ale dopóki dobrze się z nim bawiła, to nie miała nic przeciwko. No bo nawet nie zadurzyła się w nim, ni nic. Po prostu, dobrze jej się z nim imprezowało.
Przystanęła na chwilę i zamknęła oczy, żeby się nie popłakać.
Chłopak potrafił spieprzyć.
Kiedy Rosmerta ją obudziła doskonale wszystko pamiętała i może, gdyby była trzeźwa, to by miała z tego dużo więcej radości. I nawet nie spodziewała się tego, że on ją potraktował w ten sposób. Jakby te kilka miesięcy znajomości, rozmów i wszystkich innych pierdół, które robili nie miało znaczenia, bo zrobił to tylko po to, żeby dorwać się do jej majtek!
Prawie biegła do Hogwartu i gdy zobaczyła bramę ucieszyła się, jak nigdy. Na dziedzińcu spojrzała na wieżę zegarową i ucieszyła się, że ma jeszcze pół godziny do szlabanu u McGonagall.
Weszła do Wielkiej Sali i wzrokiem szukała przyjaciół, ale ich nie było. Przysiadła jak najbliżej drzwi i nałożyła sobie zapiekankę ziemniaczaną. Była głodna jak wilk i czuła jak jej żołądek dziwnie się zasysa. Złość dziwnie ją pobudziła.
 –  Co się stało? –  Spojrzała na Williama i w myślach jęknęła, bo głowa ją bolała od gwary rozmów.
 –  Nic. –  Warknęła, a on spojrzał na nią i ponowił pytanie kilka razy. Miała nadzieję, że patrzy na niego, jakby chciała go zabić. Czuła dziwny ból z tyłu głowy od hałasu i kiedy raz usłyszała jego głos, straciła apetyt i cierpliwość.
 –  Stałam się chwilę temu kobietą, a ten dupek zwinął się, jak tylko wziął czego chciał. –  Warknęła i cieszyła się, ze nikt wokół nich nie siedzi. Widziała, jak emocje zmieniają się na jego twarzy. Było zdziwienie, potem wątpliwość, potem znów zdziwienie, zrobił się czerwony i był wściekły.
 –  Coś ty powiedziała? –  Syknął do niej, a ona prychnęła.
 –  To co usłyszałeś! Zrobił co do niego należało, zostawił mi prezent i sobie poszedł! –  Odłożyła głośno widelec i ledwo przełknęła jedzenie. –  Gdzie do diabła były te fajerwerki o których czytałam w romansach? Myślałam, że jednak będą...
 –  Co ci zostawił? –  Zapytał ją i poczuła jak na jej policzki wstępuje rumieniec.
 –  Pieniądze. –  Wyszeptała i odwróciła wzrok upokorzona. Pieprzony Gregory Nurman!
*******
Kolejny tydzień minął jej naprawdę szybko. Myślała, że dni będą się jej dłużyły, ale na szczęście godziny umykały jej w zaskakującym tempie. Zdziwiła się mocno, gdy profesor McGonagall pozwoliła jej iść na pierwszy mecz quidditcha. Gryffindor grał z Hufflepuffem i James był dumny, że drużynie udało się wygrać i to z dużą przewagą punktową, ale to nie było zaskoczeniem. Zaskoczeniem było to, kto zastąpi Everetta Aimsley'a w komentowaniu meczu. Gdy komentator wypowiedział pierwsze słowa, to prawie jęknęła głośno. Dorcas wydała z siebie ciche "och", a Jess zamknęła na kilka sekund oczy. Lily i Jane od razu wstały, żeby spojrzeć na stanowisko komentatora i gdy usiadły wyglądały na bardzo zdziwione.
William Kartney był człowiekiem o wielu zdolnościach i to jak potrafił zmienić tonację na dużo niższą, było chyba jego największym talentem. Dopóki nie zobaczyła, że to on komentuje mecz, to w głowie miała naprawdę nieczyste myśli.
Miała już z nim sześć spotkań z korepetycjami i musiała przyznać, że kolejnym talentem chłopaka było nauczanie. Był cierpliwy, uporczywie tłumaczył aż zrozumiała i nie ponaglał jej. Nie była złą uczennicą, to na pewno, ale jednak nieobecność na zajęciach już po pierwszym tygodniu miała swoje złe skutki. Myślała, że sobotę spędzi na nadrabianiu zaległości, ale po obiedzie mieli pierwsze zajęcia z dodatkowego kursu, który miał trwać dwie godziny. Potem miała szlaban i cieszyła się, że w niedzielę nadrobi zaległości z zaklęć i zielarstwa.
Jeszcze jednym talentem chłopaka było to, że nie oceniał ją przez pryzmat tego co się stało. Tylko on wiedział, co się stało tydzień wcześniej w pubie pod Trzema Miotłami i myślała, że jego wzrok będzie wyrażał pogardę, ale nic takiego nie miało miejsca. Czasami łapała go na tym, że patrzył się na nią z taką miną, jakby w myślach toczył zaciętą walkę. Czasami też miała wrażenie, że jego oczy przepełnia troskę.
Była wdzięczna za to, że nie skomentował całej tej sytuacji, tylko po prostu ją wysłuchał. W zamian była dla niego miła i okazało się, że to nie jest nic złego, że nie warczy na niego. Chociaż czasem lubiła rzucić jakimś kąśliwym komentarzem do jego wypowiedzi.
Stała nieco dalej od dziewczyn i Remusa. Czekali na Jamesa i Syriusza, którzy wyjdą z szatni i mieli wspólnie wrócić do wieży Gryffindoru. Zauważyła idącego Williama i mimowolnie się zarumieniła. Dorcas jak tylko go zobaczyła, to rozpromieniła się cała.
 –  Dlaczego nie mówiłeś, że będziesz komentował? –  Zapytała go, a on wzruszył ramionami.
 –  Profesor McGonagall zapytała przed meczem, czy bym chciał. Stwierdziłem, że spróbuję. –  Odparł skromnie, a Meadows parsknęła śmiechem.
 –  Czy ty wiesz co zrobiłeś? –  Zapytała go, a Katy parsknęła śmiechem, gdy zrobił zdziwioną minę.
 –  Gdy usłyszała twój głos na moment zapomniała o Syriuszu. –  Wyszeptała konspiracyjnym szeptem, jakby zdradzała mu jakąś tajemnicę. Blondyn wybuchnął śmiechem, a Meadows nie speszyła się ani trochę.
 –  Nawet nie wiesz, jak genialnie brzmisz. Podrywasz tak dziewczyny? Mówisz im jakieś komplementy tym niskim głosem? No powiedz coś! –  Nalegała i Parkes zdziwiła się, gdy jego spojrzenie nagle przesunęło się po całym jej ciele i po chwili patrzył intensywnie w jej oczy.
 –  Nawet nie wiesz jak żałuję, że nie mogłem siedzieć obok ciebie na trybunie, patrząc na ciebie komentowałbym tylko to, jaka jesteś doskonała. –  Spojrzała na niego szeroko otwartymi oczami i poczuła dreszcze na ramionach. Co do licha? Meadows patrzyła na niego jak urzeczona, a Jess westchnęła. –  Nawet nie wiesz na jakie fajerwerki zasługujesz...
 –  Naprawdę, któraś na to poleciała? –  Katherina starała się spojrzeć na niego ze znudzeniem i naprawdę miała nadzieję, że nie patrzy się na niego, jakby dopiero co odkryła jego istnienie na tym świecie. Czuła jak rumieniec wstępuje na jej policzek, bo ostatnie zdanie było zdecydowanie zbyt sugestywne. Wzruszył ponownie ramionami i uśmiechnął się lekko do niej, a jego oczy wyraźnie pociemniały.
 –  To nie był znów taki zły tekst. Pewnie jakbym była wolna, to wzbudziłbyś moje zainteresowanie. –  Powiedziała Meadows poważnie, a Katherina parsknęła śmiechem.
 –  Ciekawe, czy to samo będziesz mówiła, jak Syriusz wyjdzie z szatni. –  Brunetka odwróciła się w stronę drzwi, jakby myślała, że Black tam stoi i wyraźnie odetchnęła z ulgą, że nikogo tam nie było. Katherina jeszcze raz uśmiechnęła się do niej złośliwie, gdy przyjaciółka pokazała jej język. Kiedy chłopaki wyszli z szatni i ruszyli na kurs z obrony, trzymała się z tyłu nie rozumiejąc kompletnie nic z tego, co się przed chwilą wydarzyło.
*******
Drzwi do dużej sali na drugim piętrze otworzyły się i wraz z Puchonami weszli do niej. Zdziwiła się, że nie było krzeseł, bo miała ochotę usiąść. Pod ścianami były wprawdzie trzy długie ławki, ale nie wystarczyło miejsca i niektórzy musieli stać. Oparła się o ścianę, a między nią a Jane, wepchała się Meadows.
 –  Merlinie! –  Wyszeptała Katherina patrząc na chłopaka, który wyszedł z gabinetu i zszedł po schodach. Stanął na środku i uśmiechnął się do nich, czekając aż się uciszą. Wydawał jej się dziwnie znajomy. Był niewiele niższy od Jamesa, a krótkie blond włosy wydawały się być złote.
 –  Coś czuję, że te zajęcia będą ciekawe. –  Przyznała Lily i na chwilę puściła rękę Jamesa. Nie tylko one zwróciły uwagę na nietuzinkową urodę tego chłopaka. Całą salę wypełnił szept i jak zauważyła, tylko dziewczyny się ożywiły.
 –  Może przestałabyś się tak ślinić? –  Syknął Syriusz, kiedy Dorcas zmierzyła ich nowego nauczyciela wzrokiem i kiwała głową.
 –  Oj, przestań. Przecież wiesz, że blondyni nie są w moim guście. –  Odsunęła się od niego. Katy powstrzymała parsknięcie, bo pół godziny wcześniej Dorcas wzdychała do Williama. –  Prawda Lily? Wolimy brunetów.
 –  Ja chyba już nie. –  Mruknęła Lily  i obserwowała reakcję Jamesa, który zrobił niezadowoloną minę i spiął się. –  Żartuję James.
 –  Jasne...
 –  Proszę o ciszę! –  Zagrzmiał jego głos. Z pewnością wzmocnił go czarami. –  Nazywam się Paul Parkerson i jestem tutaj, bo potrzebne są mi te zajęcia do kursów i oczywiście mam was czegoś nauczyć. Pan Gray był tak uprzejmy i wspólnie będziemy prowadzić kurs. Dziś mam ocenić wasze umiejętności w zaklęciach obronnych w pojedynku. Na kolejnych zajęciach odbędą się pojedynki i na podstawie ich podzielimy się na grupy. Od czwartku będziemy ćwiczyć na dwie grupy. Ja zajmę się zdolniejszymi uczniami i będziemy ćwiczyć w części przy drzwiach. Macie jakieś pytania?
 –  Ile ma pan lat? Wygląda pan na młodego. –  Zapytała pewna Puchonka o imieniu Helen, a Katherina i Dorcas parsknęły śmiechem, bo dziewczyna chyba nie miała świadomości jak to zabrzmiało. Znały ją i była to nieśmiała dziewczyna, i wiedziały, że pyta z czystej ciekawości.
 –  Mam osiemnaście lat. –  Reakcja wielu dziewcząt była dość widoczna. Chłopak był ich rówieśnikiem. Westchnął i uniósł rękę, żeby ich uciszyć. –  Dopiero co zacząłem kurs i mam nadzieję, że gdy skończymy w kwietniu nasze zajęcia, to ukończę naukę rok wcześniej, dlatego proszę was, żebyście się skupili i traktowali to bardzo poważnie. Jeżeli nie macie innych pytań, to chciałbyś żebyście dobrali się w pary i pokazali co umiecie.
Zapanował chwilowy zamęt. Uczniowie przeciskali się, żeby dobrać się w pary z kolegami. Było wiadome, że Lily i Dorcas będą pojedynkowały się razem. Syriusz i James uwielbiali razem ćwiczyć i rywalizować, który jest lepszy, więc ich para nie była też dla niej zdziwieniem. Remus dobrał się z Tomem –  Puchonem –  który swoją masą z łatwością go pokonałby w walce na pięści. Jane szepnęła coś do ucha Jess, która wyglądała na niepewną. Katherina zaczęła się rozglądać za kimś z kim mogłaby walczyć. Chyba za długo obserwowała tłum żeby kogokolwiek teraz znaleźć.
 –  Chcesz ze mną? –  Obok niej stanął William i uśmiechnął się do niej, a ona znów poczuła, że jej policzki się lekko rumienią.
 –  Chyba nie mam wyjścia. –  Starała się brzmieć, jakby nie miała wyboru.
 –  Masz. Możesz ćwiczyć z kimś innym. –  Z uśmiechem wskazał ruchem głowy trzech chłopaków, którzy wyglądali, jakby bali się własnego cienia. Zaśmiał się krótko, gdy zmarszczyła nos. –  Rozumiem. Natura każe ci trzymać z atrakcyjniejszym samcem.
 –  Nie pochlebiaj sobie. –  Klepnęła go w ramię i przyłożyła palec do warg, kiedy otworzył usta, żeby coś powiedzieć. Odwróciła się i mimowolnie uśmiechnęła się lekko. –  Profesor mówi.
 –  Stańcie naprzeciw siebie. Na początek dwie pary. Macie pięć minut na pojedynek i będę liczył, ile razy wypadła komuś różdżka. Później następni. Ci, którzy nie walczą niech usiądą na ławkach lub staną pod ścianą. –  Kiedy uczniowie usiedli na ławkach w reszcie pomieszczenia zrobiło się o wiele więcej miejsca. Na środku sali zostali James, Syriusz, Remus i Tom. –  Używajcie tych zaklęć, które pozwolą wam się szybko bronić. Atakujcie tylko zaklęciami, które poznaliście w szkole. Jeżeli nie opanowaliście zaklęć niewerbalnych, to wypowiadajcie je głośno, nie stresujcie się, bo nic wam się nie stanie. Proszę ustać na przeciw siebie. –  Paul odczekał chwilę aż uczniowie się ustawią. –  Start!
Z czterech różdżek posypały się iskry, każde innego koloru. Formuły zaklęć wymieszały się. Nauczyciel patrzył uważnie na uczniów.
Remus poradził sobie szybo z przeciwnikiem. Po kilkudziesięciu sekundach stał i patrzył jak kolega z Huffelpuffu znieruchomiał, czekał aż zaklęcie przestanie działać i znów będą mogli zacząć pojedynek.
Syriusz i James długo walczyli. Żadnego zaklęcia nie wypowiedzieli na głos. Ruchy ich różdżek były pewne i szybkie. Żaden z przyjaciół nie chciał odpuścić, bo lubili ze sobą rywalizować i czuła, że pewnie się o coś założyli. James zaczął szczerzyć się radośnie, a Syriusz jedynie parsknął śmiechem, nadal atakując lub uchylając się przed zaklęciami. Dla nich „walka” ze sobą była jak wspólna zabawa dwóch dzieciaków w piaskownicy.
 –  Dość! –  Paul klasnął w ręce kiedy upłynął ich czas walki. Remus w tym czasie pokonał Toma z sześć razy. Nawet na to nie patrzyła, bo jednak pojedynek chłopaków był bardziej absorbujący. –  Następni. Teraz będę komentował i podpowiadał, gdy popełnicie jakiś błąd, bo wasz kolega za często gubił różdżkę. Kto chętny?
 –  Chodź! –  William pociągnął Katy na środek sali. Wiedziała, że Lily i Dorcas również ruszyły na środek sali. Nie będzie przynajmniej sama
 –  Proszę stanąć naprzeciw siebie! –  Lily i Katherina stanęły obok siebie w odległości kilku stóp. Zmierzyła wzrokiem stojącego naprzeciwko Williama, chcąc nadrobić trochę miną, chociaż wątpiła, żeby się jej bał. Czekali aż pozwoli im zacząć.
 –  Start! –  Krzyknął Parkerson a ułamki sekund później Katherina uderzyła o ścianę. Nie spodziewała się tak szybkiego ataku po blondynie. I to tak bolesnego.
 –  Proszę wstać, panno Parkes. –  Krzyknął na nią Paul. Posłusznie wstała nawet nie poprawiając mundurka. Odgarnęła niesfornego loka, który wysunął się spod spinki i stanęła naprzeciw Williama, który uśmiechnął się złośliwie. Miała ochotę go zabić, bo była dobra a przegrała szybciej niż Tom. Próbowała go zaatakować, ale jak otworzyła usta znieruchomiała na kilka sekund, a jak tylko poruszyła różdżką czerwone iskry uderzyły jej rękę i różdżka wyleciała w powietrze. William złapał ją szybko i podszedł do niej z uśmiechem satysfakcji na twarzy. Tak, powinna być wściekła, ale było w tym uśmiechu coś bardzo niegrzecznego i podobał jej się ten uśmiechem. Lily i Dorcas nadal walczyły, i kiedy poczuła, że może się ruszać, wzięła od niego różdżkę i gdy wrócił na miejsce, znów zaczęli pojedynek.
Wytrzymała dłużej niż wcześniej, ale i tak ją rozbroił. I tak kilka razy, aż jej pięć minut wstydu minęły.
Odeszła pod ścianę, gdy ich czas się skończył i nie mogła znieść drwiącego uśmiechu Jamesa. Obserwowała jak Jane i Jess pojedynkowały się po nich, i wiedziała, że Elliot daje lekkie fory Jessice, ale ta i tak cztery razy została rozbrojona przez prefekt Gryffindoru.
Pojedynki zajęły prawie godzinę i cieszyła się, gdy Parkerson ogłosił piętnastominutową przerwę.
 –  Pan Kartney ma iść do profesor McGonagall. Prosiła żebyś się pospieszył. Reszta może wyjść i wrócić za piętnaście minut. Parkes do mnie! –  Katherina zdziwiła się i wróciła od drzwi. Odczekała aż za ostatnim uczniem zamkną się drzwi i podeszła do biurka.
 –  Tak beznadziejnej walki nie widziałem od dawna. Spodziewałem się czegoś więcej po córce Roberta Parkesa, ale widocznie daleko padło jabłko od jabłoni. –  Nie mogła uwierzyć, że to słyszy. Tylko po to ją zatrzymał? Nic się nie odezwała, bo zawsze jak pyskowała, to zarabiała szlabany, a ona już miała dość problemów. Z trudem obserwowała jak kpiąco się uśmiecha. –  Już skończyłem i powinnaś wyjść. Po przerwie powalczysz ze mną i nie będę się z tobą cackał jak Kartney.
Wstała spokojnie, kiwnęła głową i równie spokojnie wyszła z sali. Mruknęła do dziewczyn, że idzie do toalety i minęła je. Przeszła za róg i weszła do pierwszej komórki na miotły. Ciasne pomieszczenie i ciemność. Zawsze ją to uspokajało.
Zamknęła oczy starając się nie popłakać. Nienawidziła, jak ktoś mówił jej przykre rzeczy, a ona nie mogła odpowiedzieć. I jeszcze miała z nim się pojedynkować po przerwie... Kolejne pięć minut palącego wstydu i upokorzenia. Wiedziała, że będzie się uśmiechał drwiąco, a potem pewnie znów ją zatrzyma i powie jaka jest beznadziejna.
 –  Kurwa! –  Nienawidziła być bezsilna. Pisnęła, gdy drzwi za nią otworzyły się i ktoś wszedł. No świetnie!
 –  Coś się stało? –  Cichy szept zaszumiał w jej głowie jak Ognista. Poczuła gęsią skórkę, gdy ciepły oddech połaskotał jej ucho i szyję. Miała coś odpowiedzieć, ale potrafiła jedynie jęknąć, bo było to dość przyjemne odczucie. Czuła za sobą ciepło od ciała jakiegoś chłopaka, a gdy głęboko wciągnęła powietrze poczuła przyjemny, męski zapach. Przymknęła oczy i plecami przywarła do piersi chłopaka. Czuła jak jego ręce oplatają jej talię w silnym uścisku. Miękkie wargi musnęły płatek jej ucha i dosłownie roztopiła się w tej pieszczocie. Przywarła do niego mocniej, bojąc się, że upadnie. Jęknęła, kiedy przygryzł jej ucho i jedna z jego dłoni gładziła jej biodro, a drugą dłoń splótł z jej palcami. Zatrzymał rękę na jej biodrze, kiedy Katherina położyła drugą dłoń na jego napiętym kroczu. Usłyszała jak wzdycha udręczony. Pocałował i przygryzł skórę jej karku i trzymał ją przez kilka sekund między zębami. Kiedy się odsunął poczuła jak robi się chłodniej.
Wyszedł nim zdążyła się odwrócić.
*******
Prawie wbiegła do sali nieco spóźniona. Nie do końca wiedziała co się dzieje z nią dzieje. Zaliczyłaś macanko w komórce na miotle, to się dzieje!
 –  Szybciej Parkes. Na czasie też się nie znasz? –  Pospieszył ją Paul, kiedy chciał zamknąć drzwi. Wbiegła do sali i nie było sensu stawać przy ścianie, bo przecież wiedziała, że pójdzie na pierwszy ogień.
 –  Przepraszam, ale Jęcząca Marta bywa nieznośna. –  Skłamała szybko. Chyba jęcząca Katherina! Prawie przeklęła głośno na swoje myśli i czekała aż wreszcie zacznie drugą część zajęć.
Powiedział im jakie popełniali najczęściej błędy i poprosił, żeby stanęła naprzeciwko niego. Odsuwając się w bok próbowała uspokoić szybsze bicie swojego serca. Odwróciła się do niego i przyjęła pozycję, tak jak nauczył ją tego James.
 –  Panie przodem. –  Powiedział siląc się na ton dżentelmena, więc zaczęła. Sprawnie i szybko, żeby go zaskoczyć. Po szybkim początku, musiała stopniowo atakować, żeby stracił czujność. Nie za szybko, w jednym tempie, zaklęcie za zaklęciem. Szło jej zdecydowanie lepiej niż kilkadziesiąt minut wcześniej i widziała, że wszyscy teraz patrzą na nich, bo jako jedyni się pojedynkowali. Odskoczyła szybko w prawo i tak uniknęła zaklęcia. Zaśmiała się głośno i dalej atakowała rytmicznie. Och, czuła się zdecydowanie lepiej niż godzinę temu. On też atakował, ale zdołała szybko rzucać zaklęcie tarczy, a gdy mogła, to po prostu odskakiwała, lub się wyginała, żeby uniknąć zaklęć. Tym samym nie przerywała ataku. Udało jej się umknąć zaklęcia poprzez obrót wokół własnej osi i fioletowe iskry poleciały w stronę przeciwnika spod jej łokcia, i ugodziły do w pierś. Roześmiała się głośno, bo dawno tak dobrze się nie bawiła, ale po chwili uderzyła w ścianę z tyłu. Usłyszała głuchy odgłos, kiedy jej plecy uderzyły o mur. Osunęła się na podłogę. Bez problemu wstała i szybko rzuciła się do ataku.
Tak beznadziejnej walki nie widziałem od dawna.
Już się nie uśmiechała, ani nie „tańczyła”. Szła powoli w stronę Paula i szybko machała różdżką, nie wiedziała czemu, ale jej lewa dłoń była dziwnie sztywna i miała szeroko rozłożone palce. Niektóre zaklęcia zdołały przedrzeć się przez jego zaklęcie tarczy, aż wreszcie jedno sprawiło, że twarz chłopaka wyrażała zdezorientowanie i lekką panikę. Chłopak który przed chwilą mówił jej jak najlepiej się bronić, sam ma problemy z obroną. Oj...
Paul bronił się na ile pozwalała mu magia. Próbował ją zaatakować, ale albo uchylała się przed zaklęciami, albo odbijało się od zaklęcia tarczy. Kąciki ust jej drgnęły, gdy się zachwiał. Była już tak blisko, żeby jednak pokazać, że umie, chociaż sama nie sądziła, że aż tak potrafi walczyć.
Jego twarz wyrażała czystą panikę i czuła satysfakcję, że udowodniła mu, że się mylił. Rzucał jakieś zaklęcie, ale ona była szybsza i jego różdżka poleciała w bok, a dosłownie chwilę później, różdżka wyleciała jej z rąk.
 –  Starczy Katherino. –  Usłyszała obok siebie spokojny głos Remusa. Spojrzała na niego i odczytała to z ruchu jego warg. Kiedy przestało piszczeć w uszach, poszła po różdżkę.
 –  Takie same? –  Usłyszała głos nad sobą. –  10 i pół cala.
 –  Czerwony dąb. –  Mruknęła czując się naprawdę dziwnie. Sam Ollivander mówił, że to bardzo rzadkie różdżki i dziwił się, że idealnie pasowała do jedenastoletniej dziewczynki.
 –  I włos jednorożca. –  Dokończył Paul.
 –  I włos jednorożca. –  Przytaknęła, chwyciła jedną różdżkę i obejrzała rączkę, która była w jednym miejscu zadrapana. –  Ta jest moja.
 –  Mam nadzieję, że następnym razem też będziesz tak walczyć. Skąd wzięłaś takie zaklęcia? –  Patrzył na nią zdziwiony i jakby zafascynowany, a ona przypatrywała się swoim paznokciom i miała nadzieje, że nie widzi jej miny. Prawie pół godziny temu zasugerował, że jest tylko córką swojego ojca, niezdolną i słabą, a teraz jest dla niego mistrzynią pojedynku? Spojrzała na niego z pogardą. Patrzyła w jego bursztynowe oczy i chciała, żeby wiedział, że bolało.
 –  Widocznie jabłko upadło bardzo blisko jabłoni. –  Syknęła i odwróciła się aby odejść w stronę ławki, gdzie siedziała Dorcas. Przyjaciółka wstała i Katy opadła na ławkę bez sił.
 –  Co to było? –  Brunetka uklękła przed nią.
 –  Sama nie wiem. Wkurzył mnie i po prostu mnie niosło, coś takiego jakby... no nie umiem tego wyjaśnić. –  Głowa nagle zaczęła ją strasznie boleć. A może już wcześniej ją bolała?
 –  Nic ci nie jest? Mocno uderzyłaś w ścianie i chyba coś ci chrupnęło. Wydaje mi się, że chciał wtedy skończyć, ale zaskoczyłaś nas, że wstałaś. –  Lily patrzyła na nią z troską. Katy popatrzyła się na nią. A może na dwie Lily? O nie! Przed oczami miała zdecydowanie więcej Rudowłosych dziewczyn! Czuła jakby jej szyja była z gumy.
 –  Katy dobrze...? –  Szum w jej głowie zagłuszył resztę słów. Ostatnie, co pamiętała to błękitne oczy Williama, a potem ciszę i ciemność.

2 komentarze:

  1. Jaki to był smutny dla mnie rozdział! :( Oczywiście ze względu na Katherinę, bo to ona grała główne skrzypce w tym poście. Mam nadzieję, że w porę się opamięta, bo sytuacja z chwili na chwikę robi się coraz bardziej żałosna...
    Bardzo się cieszę z postawy Willa, już odpokutował u mnie ten wymuszony pocałunek.
    Świetnie opisałaś pojedynki, a ja powróciłam pamięcią do zajęć dodatkowych z Lockhartem :D
    Scena w schowku przypomniała mi pewną książkę "Szukając kopciuszka". Ciekawa jestem, czy dowiemy się, kim był tajemniczy chłopak ze schowka.
    Liczę na to, że Katherinie w następnych rodiałach się ułoży :( :) <3
    Pozdrowionka, Ada!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Will jest taki tutaj kochany <3
      Sceny walki są dla mnie prawdziwą zmorą i już czuję nerwy na myśl o tym ile takich opisów jeszcze przede mną :D Cieszę się, że tu się udało :)
      Sceny z Lockhartem z filmu to ja bym mogła oglądać na okrągło! Uwielbiam Kennetha Branagha i chyba tylko Jaś Fasola mógłby z nim konkurować o tę rolę :D
      Wyguglowałam sobie tą książkę i widzę, że to chyba jakiś romans, to może poczytam.
      Ja szczerze powiem, że inspirowałam się jakimś holenderskim filmem. I tam dziewczyna miała takie macanko z kolegą, ale za kulisami sceny. No i po takim macanku trema ją nie zżerała :D
      U mnie to jest trochę później wyjaśnione, co dokładnie tam się wydarzyło :D
      Katherina jest jedną z moich ulubionych postaci tutaj, więc zapewniam, że u niej będzie ciekawie ;)

      Buziaki ;*
      SBlackLady

      Usuń

Cześć Drogi Czytelniku!
Jeśli przeczytałaś/eś rozdział, podziel się ze mną swoją opinią i uwagami.
Przyjmuję konstruktywną krytykę – ale pamiętaj, żeby zachować kulturę wypowiedzi.
Jedna obelga, to jeden smutny labrador!

Masz jakieś pytania?
Czegoś nie pamiętasz lub nie do końca wiesz, co autorka miała na myśli?
Zapytaj o to w komentarzu – SBlackLady zawsze odpisuje!

KATHERINA (78) JESSICA (68) SYRIUSZ (67) JAMES (63) LILY (62) JANE (54) DORCAS (50) REMUS (47) ANGLIA (42) WILLIAM (42) ADALBERT (40) PAUL (38) TOBIAS (37) ZAKON FENIKSA (35) AUROR (31) MOODY (29) HOGWART (25) BONES (21) CHARLUS (20) DUMBLEDORE (19) AUSTRALIA (18) DOREA (18) MEADOWS (17) ŚMIERCIOŻERCY (15) POTTEROWIE (14) PARKESOWIE (13) CAROLINE (12) KURSY (11) MISJA (11) DAGNY (10) MCGONAGALL (10) INNE SZKOŁY (9) LISTY (9) ORGANIZACJA (9) informacja (9) LARS (8) PAESEGOOD (8) ROBERT (8) ELIZABETH PRONTON (7) TORIN (7) WAKACJE (7) REGULUS (6) ŚWIĘTA (6) ANN (5) HENRY (5) ROSJA (5) SNAPE (5) STANY ZJEDNOCZONE (5) VOLDEMORT (5) WALKA (5) 18+ (4) CLARE (4) GREGORY (4) OKLUMENCJA (4) PATRONUSY (4) POJEDYNEK (4) STEPHANIE (4) ŚLUB (4) ANDROMEDA (3) HUNCWOCI (3) KARTNEY'OWIE (3) MECZ (3) QUIDDITCH (3) BEATRISHA (2) IMPREZA (2) LAGERE (2) MICK (2) OIGHRIG (2) PIERWSZA WOJNA CZARODZIEJÓW (2) WIELKANOC (2) FRANCJA (1) HOGSMEADE (1) JACK (1) JULIETTE (1) KONKURS (1) NOC DUCHÓW (1) OWUTEMY (1)
Theme by Lydia | Land of Grafic