28.06.2013

*6*

[muzyka]
Siedzieli pod Skrzydłem Szpitalnym i czekali aż w końcu Pomfrey ich wpuści do Katheriny. Parkerson wyczarował nosze i zabrał ją do Skrzydła Szpitalnego. Chwilę później przyszła profesor McGonagall, którą powiadomił Remus i do tej pory, ani ona, ani Parkerson nie wyszli ze Skrzydła.

 –  Ciekawe co jej jest. –  Powiedziała cicho Lily, przerywając milczenie. –  Zdrowo rąbnęła, a wstała, jakby nic się nie stało.
 –  Czytałam, kiedyś, że istnieją ludzie, którzy nie odczuwają bólu. –  Powiedziała Jess.
 –  W sumie... –  Zaczął James zastanawiając się nad czymś, ale w końcu pokręcił głową. –  Jednak nie.
 –  No powiedz, jak już zacząłeś. –  Poprosiła Dorcas i patrzyła na niego wyczekująco.
 –  Jak byliśmy dziećmi, to kiedyś spadła z drzewa i dopiero kilka godzin później okazało się, że ma złamaną rękę. Myślałem, że może faktycznie nie czuje bólu, ale wiele razy jak się o coś uderzyła, albo jak skręciła kostkę, to ją bolało. –  Wzruszył ramionami i spojrzał na drzwi. –  Będę musiał napisać do cioci u wujka.
 –  Ja napiszę. –  Powiedział William. –  I tak miałem im wysłać list, to załatwię to.
 –  Dzięki. –  Mruknął Potter. –  Czasami mi wstyd, że piszę tylko, jak coś złego dzieje się z Katy.
 –  Ostatnio w każdym liście do nich piszę o tym, co z nią. W ostatnim liście napisałem, że nic złego nie robi, ale nadal czuję wyrzuty sumienia. –  Wyznał Kartney i westchnął ciężko.
 –  Dobrze, że o tym nie wie. Nie lubi być kontrolowana. –  Powiedział Lupin, a Lily czuła, że słowa te kryją drugie dno. Lupin miał rację, jej przyjaciółka nie lubiła kontrolowania. Może dlatego tak rzadko pisała z rodzicami? Podniosła gwałtownie głowę, gdy drzwi do Skrzydła Szpitalnego otworzyły się i profesor McGonagall oraz Parkerson wyszli.
 –  Co z nią pani profesor? –  Jane szybko wstała i profesorka wyglądała na zdziwioną, że ledwo wyszła, a Elliot już ją zaczęła wypytywać. –  Kiedy wyjdzie?
 –  Ma złamane żebra i wstrząs mózgu. Pani Pomfrey uleczyła już złamania i podała eliksiry, które ją uzdrowią. Jeśli wszystko zadziała, to wyjdzie jutro ze Skrzydła. Pani Pomfrey daje wam piętnaście minut, potem będziecie musieli dać jej odpocząć. –  Powiedziała Minerwa i gestem ręki wskazała na drzwi. –  Możecie już wejść.
 –  Dziękujemy pani profesor! –  Lily uśmiechnęła się do niej promiennie i weszła za dziewczynami do sali.
 –  Jak się czujesz? –  Dorcas przysiadła na łóżku Katheriny. Blondynka siedziała na łóżku i przykryta była kołdrą. Głowę owiniętą miała bandażem, który nasączony był jakimś zielonym eliksirem, który pachniał walerianą i melisą.
 –  Dobrze. –  Odpowiedziała i podrapała się pod bandażem. –  Żebra już mam poskładane, tylko jeszcze wstrząśnienie mózgu musi mi przejść. Jutro powinnam wyjść.
 –  Przynieść ci jakieś książki? –  Zapytała ją Lily? Katherina miała plany, żeby wieczorem i przez całą niedzielę nadrobić część zaległości.
 –  Zapytałam o to Pomfrey, ale kazała mi odpocząć do jutra. McGonagall też chce, żebym odpoczęła i jutro nie będę miała u niej szlabanu, to jak wyjdę zacznę nadrabiać. –  Powiedziała Parkes. Uśmiechnęła się lekko, więc chyba wszystko było w porządku.
 –  Dlaczego nic nie czułaś? –  Zapytała ją Jess z nieukrywaną ciekawością.
 –  Chyba byłam w szoku. – Wzruszyła ramionami lekko, jakby sama nie wiedziała, dlaczego. –  Nie miejcie takiej miny. Tylko wszystkich przestraszyłam, a nic mi nie jest.
 –  Co mam napisać twoim rodzicom? –  Parkes zmarszczyła brwi, gdy William zadał to pytanie.
 –  Nic, przecież nic mi się nie stało i jutro wychodzę. Nie ma sensu im o tym pisać. –  Znów wzruszyła ramionami.
 –  Katy, chyba lepiej, żeby wiedzieli. –  Powiedział James, a ona wywróciła oczami.
 –  Po co ich martwić? Już dość mają ze mną problemów. Poza tym, naprawdę nic mi nie jest. –  Zapewniła po raz kolejny uśmiechając się. –  Ty wiele razy lądowałeś w Skrzydle, bardziej poobijany i nie pisałeś o tym rodzicom, James.
 –  Jak chcesz. –  Mruknął w końcu Rogacz. –  Przynieść ci coś po kolacji?
 –  Nie. Zaraz mam dostać coś do jedzenia i potem dostanę Eliksir Słodkiego Snu, żeby przespać to wszystko. Powinnam wyjść jutro w południe. –  Oznajmiła i poprawiła sobie bandaż. –  Trafiłam do zaawansowanej grupy na kursie. Kto by pomyślał, co?
 –  Katy... Przecież wiem, jaka jesteś dobra, więc czemu tak ci źle szło z Willem? –  Zapytał Syriusz.
 –  Nie wiem. Nie mogłam się skupić. –  Znów wzruszyła ramionami i Lily mimowolnie parsknęła śmiechem. Z Parkes było chyba naprawdę dobrze. Evans skrzywiła się, gdy usłyszała jak Pomfrey wychodzi ze swojego gabinetu. Pielęgniarka przyniosła Katherinie parującą owsiankę i dawkę Eliksiru Słodkiego Snu.
 –  Jak zjesz, to zażyj Eliksir. –  Powiedziała jej i zwróciła się do nich. –  A wy już idźcie. Wasza koleżanka potrzebuje odpoczynku.
 –  Dobrze proszę pani. –  Mruknęła Jane i pogłaskała dłoń przyjaciółki. –  Trzymaj się, do jutra.
 –  Mhm, do jutra. –  Powiedziała i wzięła ze stolika miseczkę z owsianką. Wyszli na korytarz i dopiero, gdy oddalili się od drzwi Remus przerwał ciszę.
 –  Chyba faktycznie nic jej nie jest. –  Powiedział, jakby nieco zawiedziony. –  Naprawdę wydawało mi się, że to co widzę jest no nie wiem... w pewnym sensie wyjątkowe.
*******
Katherina była wytrwała w tym, żeby nie odpuścić i regularnie starała nadrabiać się zaległości. Pani Pomfrey prosiła ją, żeby odpuściła sobie intensywną naukę, więc stwierdziła, że resztę niedzieli spędzi na pisaniu sennika, a raczej na wymyśleniu snów i rozpisaniu go tak, żeby już nie musiała do tego siadać przez resztę odbywania kary.
 –  Pomożecie? Zostało mi jeszcze dziesięć dni, a nie potrafię już wymyślić nic więcej. –  Jęknęła i spojrzała na Remusa błagalnie. –  Remus?
 –  Jasne. –  Odpowiedział i przez chwilę myślał nad tym, co mogłoby być dobrym snem. –  Dostałem trolla na transmutacji i nie mogłem napisać owutemu przez to.
 –  James? –  Zapytała blondynka, kiedy skończyła pisać. Lupin parsknął śmiechem, gdy James chwilę patrzył się na nią, jakby myślał o czymś zawzięcie. Kot Dorcas zjadł Petera...
 –  Jak to możliwe, że kot je człowieka? I to tak dużego? –  Jess spojrzała na niego jak na dziwaka.
 –  Och, to tylko sen. –  Powiedział Potter i zaśmiał się nerwowo. –  Sam się dziwiłem. No... Jeszcze dostałem kwiatka co jadł muchy.
 –  Dobra, Syriusz?
 –  Ile tego potrzebujesz? –  Zapytał ją, a ona policzyła.
 –  Jeszcze dziewięć dni. –  Powiedziała i uśmiechnęła się, gdy wziął kawałek pergaminu i przez chwilę coś na nim pisał. Podał jej go i chwycił jeden z magazynów z motorami.
 –  Przepis to ładnie, a gdy będziesz musiała jeszcze pisać sennik, to przyjdź z tym do mnie. –  Tak, Syriusz Black był kreatywny jeśli chodziło o wymyślanie kawałów, czy historyjek, które brzmiały bardzo przekonywująco.
 –  Dobra, my się musimy już zbierać. –  Powiedział James i kiwnął na chłopaków.
 –  Widzimy się na kolacji? –  Zapytała Dorcas, gdy Syriusz całował jej policzek.
 –  Zobaczymy się jutro na śniadaniu. Musimy sprawdzić jedno miejsce, możliwe, że Remus na patrolu znalazł tajne przejście, będziemy próbowali to sprawdzić. –  Powiedział jej i gdy zrobiła smutną minę, ucałował jej czoło. –  Zobaczymy się jutro.
 –  Powodzenia. –  Rzuciła brunetka i Remus dostrzegł, że raczej nie jest z tego zadowolona. Uśmiechnął się przepraszająco, kiedy na niego spojrzała i poszedł w kierunku przejścia na korytarz. Faktycznie, przypadkowo zauważył, jak Filch dosłownie wyszedł ze ściany w czasie ich patrolu i cieszył się, że Frank tego nie widział. Teraz przynajmniej mieli okazję pokazać Williamowi, jak to się stało, że znają Hogwart tak dobrze.
*******
Poważnie się zmartwiła, kiedy Filch stwierdził, że nie trzeba już dłużej sprzątać Izby Pamięci, bo już tam jest czysto i ma dla niej inne zadanie. Najbardziej bała się, że każe jej myć podłogi w czasie przerw, kiedy uczniowie są na korytarzach. I tak czuła na sobie spojrzenia w czasie posiłków w Wielkiej Sali, bo wydawało jej się, że w czasie jej nauki w Hogwarcie nikt nie został zawieszony w prawach ucznia. Ale i tak mogła trafić gorzej. Mogła zostać wyrzucona z Hogwartu, a tego by na pewno nie zniosła.
Dostała szmatki, duże wiaderko pasty polerskiej oraz drabinę i juz kilka godzin polerowała ramy obrazów, zbroje, a także gobeliny na korytarzach oczywiście bez użycia magii. Nie spieszyła się z tym zadaniem, bo mimo że Hogwart był dość duży, to sądziła, że uwinęłaby się z tym w pięć dni, jeśliby się sprężyła. Uznała, że jedno piętro na dzień, to będzie dobry wynik, a istniały jeszcze miejsca, gdzie obrazów, czy zbroi było więcej i je chciała wyczyścić w ostatnim tygodniu.
Była blisko gabinetu profesor McGonagall i postanowiła, że tutaj się bardziej przyłoży, bo opiekunka Gryfonów lubiła porządek. Miała jedynie nadzieję, że żadnemu z uczniów nie zachce się dotykać powierzchni zbroi i metal nie będzie cały w odciskach czyichś palców.
 –  Katherina Parkes! –  Usłyszała dziewczęcy głos, który nie od razu poznała, więc się odwróciła. Zdziwiła się, kiedy zauważyła podchodzącą do niej Clare Blishwick, Ślizgonka z którą siedziała na Wróżbiarstwie. Spojrzała na nią podejrzliwie, ale nie dostrzegła w wyrazie jej twarzy pogardy, ani tego, że przyszła, żeby się z niej ponabijać.
 –  Clare Blishwick. –  Rzuciła szmatką w wiaderko i wytarła ręce o brudne już spodnie.
 –  Miałam chwilę przerwy i stwierdziłam, że przyjdę z wieściami z wróżbiarstwa. –  Skrzywiła się. –  Lagere poprosiła, żeby przekazać ci, że na jej zajęciach testów nie ma. Żeby sprawdzić, czy w czasie odbywanej kary myślałaś też o Wróżbiarstwie, to twój sennik będzie analizowany w czasie zajęć z resztą zajęć i na tej podstawie też zobaczy, czy my otworzyliśmy się na inne postrzeganie snów.
Parkes jęknęła głośno.
 –  Dużo nakłamałaś? –  Zapytała ją szatynka i oparła się o drabinę.
 –  Cały mój sennik to kłamstwa. Chyba, że przyjaciele podawali mi prawdziwe sny, ale tego też nie jestem pewna. Ja nie mam snów godnych zapamiętania. –  Powiedziała, ale szybko w jej głowie pojawił się obraz jej i Williama całujących się namiętnie w jej domie rodzinnym. Pokręciła głową, jakby to miało jej pomóc w tym, żeby nie myśleć o tym śnie, który powtarzał się od kilku tygodni.
 –  Dasz radę. Ważne, że usiadłaś do tego i napisałaś, więc widać, że w czasie kary myślałaś o wróżbiarstwie. –  Puściła jej oczko, a Parkes zaśmiała się.
 –  Dzięki za pocieszenie. –  Nabrała pastę na ściereczkę i kontynuowała polerowanie ramy obrazu.
 –  Jak ci idzie? –  Zapytała ją Ślizgonka i Katy znów się zdziwiła, że nie dosłyszała choć nutki złośliwości.
 –  Och, dobrze. –  Uśmiechnęła się do niej i przeszła do kolejnego obrazu. –  Rozłożyłam sobie pracę na kolejne dni, tak, aby nie zdążyć dojść do Wielkich Schodów. Póki co Filch nie marudzi i nie każe mi niczego poprawiać, więc jak nadal tak będzie, to zaproponuję mu, że ramy przy Wielkich Schodach wyczyszczę magią.
 –  Naprawdę? –  Clare zapytała ją zdziwiona. –  Myślałam, że będziesz miała dość tego człowieka do końca życia.
 –  Widzę go z pół godziny w ciągu dnia. Mówi mi co mam zrobić i na koniec przychodzi, żeby ocenić co zrobiłam. Naprawdę nie robi problemów i nie marudzi, więc może się odwdzięczę. –  Wzruszyła ramionami. –  Doskonale wiem, że mógłby być bardziej uciążliwy i cieszę się, że nie trafiłam na jego najgorsze dni. W sumie to zasługa Huncwotów, bo obiecali mi, że przez ten miesiąc nie zajdą mu za skórę.
 –  Cisza przed burzą. –  Zaśmiała się Clare i kiedy Katherina przeszła do kolejnej ramy, ta przeniosła jej drabinę i wiadro bliżej.
 –  Dzięki. –  Uśmiechnęła się z wdzięcznością. –  Nie musisz iść już na zajęcia? Niedługo się coś zacznie.
 –  Och, mam transmutację. –  Mruknęła panna Blishwick i poprawiła pasek torby na ramieniu. –  Cóż, jakbyś chciała coś się dowiedzieć o wróżbiarstwie, to daj znać. Mam nadzieję, że Filch nie będzie uciążliwy. Trzymaj się.
 –  Nie dziękuję. –  Mruknęła Katy zdziwiona miłym tonem dziewczyny. –  Też się trzymaj. Leć, bo profesor McGonagall nie lubi spóźniania się na jej zajęcia.
 –  Wiele widziałem w tej szkole, ale miłej rozmowy między Ślizgonką a Gryfonką, to nigdy. –  Usłyszała i spojrzała na portret jakiegoś siedemnastowiecznego czarodzieja.
 –  Och, zamknij się. –  Mruknęła i szybciej polerowała jego ramę. Jedyne, co jej się nie podobało w tej pracy, to to, że niektóre postacie z obrazów chciały z nią rozmawiać. Nie miała nic przeciwko miłej, krótkiej pogawędce, ale niektóre myślały, że tak jak one, ma całą wieczność przed sobą i chciały ciągnąć rozmowę w nieskończoność.
*******
William miał ochotę dziękować profesor McGonagall za to, że to właśnie jego wytypowała na korepetytora Katheriny, bo póki co dostrzegał same zalety. Nie miał z nią za dużo do roboty. Po prostu przekazywał jej wiedzę z zajęć, obserwował jak ćwiczy transmutację i sprawdzał jej eseje, które potem i tak sprawdzała opiekunka Gryfonów. Parkes na szczęście była cholernie zdolna i ambitna, i zdawał sobie sprawę z tego, że bez korepetycji dałaby sobie radę. Może zajęłoby jej to z dwie godziny dłużej, ale jednak była inteligentna i sama też nauczyłaby się tego materiału.
Kolejną zaletą było tak, że kiedy tak pisała esej mógł ją obserwować i dostrzegał w niej kolejce cechy, które utwierdzały go w myśli, że Katherina jest dla niego ideałem. Wściekał się na samą myśl o rozmowie z nią, kiedy wróciła z Hogsmeade po spotkaniu z matką, a potem Gregiem. Została potraktowana bez szacunku i on na miejscu Nurmana, nie zostawiłby jej tam bez jej upragnionych fajerwerków. On porządnie by się nią zajął, on by sprawił, że do końca życia pamiętałaby swój pierwszy raz i wracałaby z uśmiechem na ustach do tego wspomnienia. Zrobiłby wszystko, żeby wyryć się w jej pamięci i nienawidził Nurmana za to, że tak ją potraktował. Ona zasługiwała na wszystko co najlepsze.
 –  Już. –  Drgnął, gdy wyciągnęła rękę z esejem w jego kierunku. Chwycił pergamin i po kilku minutach czytania oddał jej pracę.
 –  Dobrze jest. –  Powiedział, a ona kiwnęła głową i uśmiechnęła się lekko. Lubiła być chwalona, chociaż minę miała raczej onieśmieloną. Była po prostu piękna, nieważne co robiła i jaką minę miała. Czy to komuś dogryzała, czy się złościła, czy obrażała. Uważał ją za piękną, nawet wtedy, kiedy patrzyła na niego z niechęcią i pogardą. Nie lubił tego, ale wtedy też była piękna. –  Świetnie sobie radzisz.
 –  Dzięki. –  Wzruszyła ramionami i spakowała do torby książkę od transmutacji.
 –  Nie myślę tylko o tym. Mam na myśli całą sytuację... Wszystko. –  Powiedział trochę się jąkając.
 –  Chyba było mi to potrzebne. –  Powiedziała cicho i kiedy na ławce nic nie zostało, i nie wstawała przekrzywił głowę. –  Powinnam ci nawet podziękować.
 –  Podziękuj McGonagall, to ona to wymyśliła. –  Odpowiedział i w myślach przyznał, że mogliby w sumie razem iść i jej podziękować.
 –  Och, nie chodzi mi o to. –  Przez chwilę jej ręce, jakby pokazywały coś, co znajdowało się pomiędzy nimi. –  Doniosłeś na mnie Dumbledore'owi.
 –  Cóż... –  Skrzywił się, bo nie lubił, jak tak to określano. On to określił jako: wyrażeniem zaniepokojenia jej zachowaniem.
 –  Pewnie by mnie wyrzucili, gdyby złapali mnie sami. –  Przyznała bez żalu w głosie. –  McGonagall sama powiedziała, że gdyby nie to, że o tym powiedziałeś, to zostałam wyrzucona. Z początku byłam trochę zła na ciebie, ale teraz wiem, że powinnam ci podziękować.
Parsknęła śmiechem, co go nieco zdziwiło.
 –  Cały czas mówię o tym, że powinnam ci podziękować, a tego nie robię. –  Uśmiechnęła się do niego uroczo i z wdzięcznością. –  Dziękuję.
 –  Nie ma za co. –  Wzruszył ramionami.
 –  Jest, Will. Nie wiem co we mnie wstąpiło, że robiłam coś tak głupiego i lekkomyślnego. Nie myślałam o konsekwencjach tych moich wypadów, a mogłam zawalić całą moją przyszłość i to, do czego dążę. To wszystko dla chwilowej rozrywki i jakiegoś faceta, do którego nic poważnego nie czułam.
 –  Merlinie, Katy... –  Nie wiedział co powiedzieć. Zastanawiał się, czy kiedykolwiek przestanie go zadziwiać. Nie spodziewał się, że Katherina jest osobą, która głośno przyznaje się do błędów. Spojrzał na nią ostrożnie i zanim ugryzł się w język, i zanim uciekł od myśli podjął temat, o którym myślał już od kilku dni, ale nie wiedział, jak zacząć. –  Jeśli o nim już mówimy, to jak się czujesz?
 –  Nadal mam ochotę go kopnąć za to, że to wszystko było w jednym celu, a w dodatku zostawił mnie bez fajerwerków. –  Skrzywiła się, a jemu ścisnęło się serce, gdy zaczął mówić dalej.
 –  Jeśli chodzi o fajerwerki... To chciałbym ci je dać. –  Teraz to cały brzuch miał ściśnięty i z trudem wytrzymał jej wzrok, który prawie się w niego wwiercał. Delikatny rumieniec wypłynął na jej policzki i otworzyła usta, ale nic nie mówiła przez chwilę. Patrzyła tylko na niego, kompletnie zdziwiona.
 –  Słucham? –  Zapytała w końcu i poczuł ulgę, bo nie słyszał w jej głosie oburzenia, raczej niedowierzenia i... ciekawość?
 –  Jesteś piękna Katy, więc nie dziw się, że czuję do ciebie pociąg fizyczny. –  Zaczął cicho, niskim głosem, który tak podobał się Dorcas w czasie meczu. –  Chciałbym dać ci te cholerne fajerwerki.
 –  Skąd pewność, że jesteś w stanie? –  Zapytała zaczepnie i z trudem powstrzymał się od uśmiechu, bo jeśli do tej pory na niego nie naskoczyła, to było dobrze.
 –  Mam zdobyć dla ciebie referencje? –  Dostrzegł w jej oczach pogłębiające zaciekawienie, a jej nozdrza zafalowały, gdy wzięła głębszy wdech powietrza. –  Uwierz mi, że nie będziesz niezadowolona. Spotkamy się tyle razy ile będziesz chciała. Ty będziesz decydowała, kiedy to się skończysz. Nawet jeśli na jednym razie się skończy. W co wątpię, jestem dobry w te klocki.
 –  Skromny też jesteś, nie ma co. –  Powiedziała i odchrząknęła.
 –  Na mnie już czas. –  Wstała z krzesełka i odeszła w stronę drzwi.
 –  Zastanów się i daj mi znać. Dopóki jestem wolny, to oferta jest aktualna! –  Zawołał za nią, jeszcze zanim wyszła z sali. Sam nie wierzył, że powiedział to na głos, ale najbardziej nie wierzył w to, że nie była oburzona i że nie powiedziała "nie".
*******
Od dwóch godzin próbowała napisać coś więcej niż tylko zwój na temat zaklęć niewerbalnych, ale jej się nie udawało. Ostatnio w ogóle nic jej się nie udawało i miała wrażenie, że działa jak maszyna. Codziennie wstawała o szóstej, myła się, budziła dziewczyny, szykowała się na zajęcia, szły na śniadanie, potem lekcje, krótkie spotkania z Jackiem w niektóre dni, odrabianie pracy domowej a w między czasie pomaganie młodszym, pilnowanie porządku na korytarzach, kolacja, znów nauka, nocny patrol, powrót do wieży, sprawdzenie, czy ma odrobione praca na następny dzień i spanie. W weekendy jedynie odpoczywała, ale i tak starała się wtedy zrobić, jak najwięcej, żeby w tygodniu tak nie pędzić ze wszystkim. Myślała, że będzie bardziej zmęczona, ale o dziwo snu jej wcale nie brakowało. Męczyło ją to, że w Hogwarcie miała wszystko pod kontrolą, wyrabiała się ze wszystkim, była dobrym prefektem, była dobrą przyjaciółką i koleżanką, a poza Hogwartem była szarą myszką, która bała się powiedzieć stanowcze: nie. Jack nie ułatwiał jej tego wszystkiego i miała naprawdę duże wątpliwości, czy to, że z nim jest, jest dla niej właściwe. Czuła, że na ślubie się nie skończy i jej matka, będzie chciała przejąć wodze nad jej życiem. Wiedziała, że Jack jest za miękki jeśli chodzi o postawienie się swojej, jak i jej, matce i jeśli Heydy Elliot nie osiągnęłaby celu przez nią, to na pewno przez Jacka i jego matkę. Miała kilka pytań do których nie miała prostych odpowiedzi.
Czy Jane Elliot chciała tak wielkiej ingerencji matki w jej życie?
Czy Jack w końcu postawi się matce, tak jak ona?
Czy Jane Elliot chce być z człowiekiem, którym kieruje matka i przyszła teściowa?
Czy Jane Elliot na pewno kocha Jacka?
 –  Ale masz minę. –  Elliot spojrzała na Jessicę, która zapewne patrzyła na nią już dłuższy czas.
 –  Myślę o sprawach sercowych. –  Przyznała i westchnęła. –  Czy byłaś kiedyś zakochana, Jess?
 –  Nie wiem. –  Wzruszyła ramionami i zamknęła książkę od zaklęć. –  Wiem, że umiem kochać, ale nie wiem czy byłam zakochana.
 –  Przecież to jest to samo. –  Powiedziała Jane i już miała uznać, to za nieważne, ale Jess ją uprzedziła, wyraźnie oburzona.
 –  Nie, to nie jest to samo. Przynajmniej według mnie. –  Pochyliła się nad jej stolikiem i chyba pierwszy raz w oczach Cay dostrzegła wielką pasję. –  Zakochanie to dla mnie coś przejściowego, chwilowy, bardzo duży zachwyt kimś i to może minąć, albo przerodzić się w miłość. A miłość, to jest coś poważnego Jane. Miłość to... Nie wiem co, po prostu nie myślisz o tym czy to miłość, tylko wiesz to. Miłość to dla mnie coś, co się wiąże z uczuciami, a zakochanie to tylko emocje.
Jane patrzyła na nią chwilę, niezbyt to rozumiejąc.
 –  A ty i Remus? –  Zapytała nagle, a Cay zarumieniła się.
 –  To zauroczenie. –  Przyznała cicho, a Jane jęknęła. –  Jak dla mnie zauroczenie jest przed zakochaniem. Po prostu jedno patrzy, kiedy to drugie nie widzi i myśli sobie, jaki on cudowny. Jak się poszczęści, to drugie spojrzy, zauważy, że to pierwsze patrzy i albo też zacznie się patrzeć, albo ucieknie wzrokiem.
 –  Wybacz Jess, ale jesteś dziwakiem. –  Jane uśmiechnęła się do niej z czułością, a przyjaciółka wzruszyła ramionami. –  Mówisz tak prostym językiem, że to strasznie trudne do zrozumienia.
 –  Sęk w tym, że zauroczenie, zakochanie i miłość, to dość trudne tematy, Jane. Ile masz osób na świecie, tyle masz pojęć. Każdy inaczej interpretuje te słowa, dlatego może wydawać ci się, że trudno mnie zrozumieć. Tak naprawdę ty inaczej to traktujesz i musisz poważnie o tym pomyśleć, i kiedyś zaczniesz dostrzegać różnice. –  Wyjaśniła jej Jess i Elliot wreszcie zrozumiała.
 –  A ty kiedy zrozumiałaś? –  Zapytała ją blondynka.
 –  Niedawno. A nad myśleniem o tym spędziłam jakieś trzy i pół roku. –  Skrzywiła się Cay, a Jane jęknęła.
 –  To strasznie długo. –  Skomentowała jedynie, a Jess wzruszyła ramionami i zmarkotniała.
 –  Najgorsze, że jeszcze nie skończyłam o tym myśleć.
*******
Tak jak reszta Gryfonów, środowe popołudnie spędzała wraz z przyjaciółmi na pisaniu eseju. Czuła, że jutrzejszy dzień będzie luźniejszy, ale jednak w czwartek mieli transmutację, która na siódmym roku była naprawdę ciężka. Katherina dopiero co wróciła z korepetycji z Williamem i nie porozmawiała z nimi długo, tylko prawie od razu wzięła się za kończenie eseju dla pana Gray'a z obrony przed czarną magią. Dorcas spojrzała na Syriusza, który zwinął swój esej i schował do torby, z której chwilę później wyjął Proroka Codziennego, którego zaczął czytać. Dostrzegła ruch po swojej prawej i zdziwiła się, że Andy do nich podszedł. Nie pamiętała, czy kiedykolwiek powiedziała do niego coś więcej niż: cześć.
 –  Uhmm... Cześć Katherina. –  Zaczął chłopak, a przyjaciółka dopiero po chwili oderwała wzrok od swojej pracy.
 –  Eee... Cześć eee... Alan. –  Uśmiechnęła się nieco zakłopotana
 –  Andy. –  Poprawił ją i zarumienił się. Meadows spojrzała szybko na Jamesa i Syriusza, którzy patrzyli się w to, czym aktualnie się zajmowali, ale widziała, że przysłuchują się uważnie. –  Wiesz... Ostatnio mam problemy z transmutacją...
 –  Kto ich nie ma, Andy. –  Przerwała mu Katherina i Dorcas z trudem opanowała parsknięcie śmiechem. Lily nie potrafiła skryć chichotu i żeby to ukryć niby pokazała coś Jane w tekście jej książki. Spojrzała na Katherinę, która rzucała jej spojrzenia mówiące: błagam, pomóż.
 –  A poszłabyś ze mną na spacer? –  Meadows zrobiło się trochę żal chłopaka, że jest tak zakłopotany.
 –  Przykro mi, ale mam pełno nauki. –  Powiedziała Katherina bardzo delikatnie.
 –  Ale nie chodzi mi o dzisiaj! –  Prawie krzyknął, a Parkes zrobiła kleksa w eseju dla Graya. –  Kiedy będziesz mogła.
 –  Alan... –  Zaczęła miło, a Dorcas usłyszała, jak Syriusz parska śmiechem.
 –  Andy. –  Poprawił ją drugi raz i tym razem, James też parsknął śmiechem.
 –  Andy, jestem zawieszona i naprawdę brak mi czasu nawet na długą kąpiel. –  Powiedziała, co było jednak zgodne z prawdą.
 –  Och, rozumiem. –  Rzucił zrezygnowany. –  To powodzenia.
 –  Nie dzięki. –  Dorcas uśmiechnęła się do chłopaka, gdy odchodził i rzucił na nią okiem.
 –  Katy... Dlaczego się z nim nie umówiłaś? –  Zapytała ja Dorcas i zachichotała cicho.
 –  Nie dołuj mnie. –  Mruknęła i zapisała kilka słów w eseju. –  Alan nie jest najgorszy, ale to nie mój typ.
 –  Andy. –  Powiedział William, a Syriusz i James zaczęli się głośno śmiać.
 –  Chłopak pewnie nie przestanie o tobie myśleć! Czy ty wiesz co zrobiłaś, kiedy powiedziałaś o tej kąpieli? Pewnie przez wiele dni będzie myślał o tobie, leżącej nago w wannie pełnej wody z pianą. –  Zaśmiała się Meadows, a James jęknął zażenowany.
 –  Dorcas... –  Zaśmiała się, bo Potter wyglądał jakby miał zaraz zwymiotować. –  Merlinie, zmodyfikujcie mi pamięć! Tego nie da się odmyśleć!
 –  Da się, Rogaczu. –  Syriusz błysnął szelmowskim uśmiechem i spojrzał na nią tak, że zrobiło jej się słabo. –  Pomyśl o swojej drugiej połówce w tej sytuacji.
 –  Syriusz! –  Lily zarumieniła się, kiedy Potter na nią spojrzał.
 –  A potem... –  Zaczął Black, a gdy oblizał usta, jej podbrzusze ścisnęło się nagle. –  Że ty dołączasz do niej w tej wannie.
*******
Od trzech dni jej myśli krążyły wokół propozycji Williama. On otwarcie nie wracał do tego tematu nawet na korepetycjach, jak byli sami, za co była wdzięczna, bo i tak czuła się dziwnie, kiedy łapała go na tym, że się na nią patrzy, i to takim wzrokiem, że robiło jej się gorąco.
W czasie czyszczenia ram obrazów na korytarzu zdarzało jej się, że dłużej o tym myślała. Z jednej strony, coś ją do niego ciągnęło i nawet podobało jej się to, że byłoby to na jej warunkach, a z drugiej strony, nie wierzyła w powodzenie tego planu. Prędzej, czy później ktoś dowiedziałby się o tym i konsekwencje mogły być gorzkie.
Rzuciła mu kolejne spojrzenie, które powinno sprawić, że przestanie się na nią patrzeć, ale uśmiechnął się jedynie i nie spuścił z niej wzroku. Dorcas coś do niej powiedziała i odwróciła głowę w jej stronę, prosząc, żeby powtórzyła.
 –  Pytałam, czy dolać ci szklaneczkę. –  Powiedziała Meadows, a jej oczy błyszczały od alkoholu. Parkes podstawiła jej szklankę i zaśmiała się, gdy brunetka rozlała trochę trunku na jej dłoń. Złoty zegarek, który od niej dostała zdobił jej nadgarstek. Nie mogła się doczekać aż go wypróbuje i była ciekawa na jak duże odległości działa.
Ich małe spotkanie trwało już od kilku godzin i powoli odczuwała zmęczenie. Rok temu też urządzili sobie małe przyjęcie w weekend po urodzinach Syriusza. Wtedy interweniowała McGonagall, bo jednak siedemnaste urodziny trójki Gryfonów były obchodzone bardzo hucznie i póki siedzieli w dormitorium było dobrze, ale przenieśli się do Pokoju Wspólnego i byli trochę za głośno.
 –  O czym myślisz? –  Spojrzała w błękitne oczy Kartney'a i przez chwilę przypominała sobie o czym myślała.
 –  O tym jak poszaleliśmy rok temu. –  Uśmiechnęła się lekko, a Syriusz opadł obok niej i parsknął śmiechem.
 –  Najlepszy szlaban jaki miałem w życiu. –  Parkes roześmiała się głośno na to wspomnienie. –  Obchodziliśmy razem siedemnastkę. Było ze trzydzieści osób, z czego kilka spoza Gryffindoru. Zeszliśmy do Pokoju Wspólnego i McGonagall nas przyłapała. Wybłagaliśmy ją, żeby tylko solenizanci mieli szlaban. Zgodziła się i przez tydzień sprzątaliśmy różne schowki w zamku. To był pierwszy szlaban, Jane. To był prawdziwy zaszczyt.
 –  I ostatni szlaban. Nawet nie wiesz jak McGonagall suszyła mi głowę po tym wszystkim. Według niej byłam ostatnią osobą, którą posądziłaby o zorganizowanie imprezy. –  Westchnęła Elliot i przysiadła obok Łapy. –  Na szczęście argument "to siedemnastka" pomógł.
 –  Gdyby zamiast was, organizatorem był James lub Peter, to szlaban trwałby z miesiąc i jeszcze punkty zostałyby odjęte. Tamten szlaban był jednym z najlżejszych. –  Syriusz stuknął swoją szklankę o szklankę Jane i uśmiechnął się z wdzięcznością.
 –  A najcięższy szlaban? –  Zapytał go William, a Katy skrzywiła się razem z Blackiem.
 –  Czyściłem zagrody u Kettleburna przez dwa tygodnie, bez użycia magii. Do tej pory jak to wspominam, to czuję ten smród. –  Wzdrygnął się.
 –  Ciesz się, że cię nie wywalili. –  Przypomniał mu Potter, a blondynka dostrzegła, że Evans spięła się. Cieszyła się, że William nie wnikał w jakich okolicznościach Syriusz dostał szlaban, bo Lily jak tylko o tym słyszała, to przypominała sobie jakim kretynem był Black. –  Dobrze, że Katherina nie musi czyścić tych zagród.
 –  Bardzo śmieszne, James. –  Pokazała mu język, ale jednak w myślach doceniła to, że nie dostała takiej kary.
 –  Został ci tylko tydzień. Ciekawe jakie dadzą ci testy. –  Ruda zastanawiała się chwilę, a ona zaśmiała się.
 –  Dam radę. Co roku wypadałam świetnie, więc teraz będzie, jak zawsze. –  Wzruszyła ramionami, bo im bliżej była tych testów, tym mniej się nimi przejmowała. Wydawało jej się, że Lily i Jane martwią się tym bardziej niż ona.
Czuła się źle z tym, że przyjaciółki nie są świadome tego, że jednak testy to nic, w porównaniu z tym, że jeśli na koniec siódmego roku nie dostanie bardzo dobrej opinii od McGonagall, to może pożegnać się z kursem aurorskim. Miała nadzieję, że testy zda śpiewająco, że na kursie z obrony nadal będzie szło jej bardzo dobrze i że do końca czerwca nic jej nie odbije.

3 komentarze:

  1. Tym rozdziałem kończę na dziś, zanim telefon spadnie mi na nos, bo to nie jest fajne, to boli, a za chwilę wydarzyć się może.
    Rozmowa Jane i Jess na temat miłości była taka urocza! Uwielbiam takie tematy, więc byłam wniebowzięta. Zwłaszcza, że do tych bohaterek nie miałam jeszcze okazji się mocniej przywiązać :)
    Katherina i William... Co tu dużo mówić. Czekam, aż zacznie się coś dziać, choć ich relacja podoba mi się taka jaka jest :D Ale biedny Andy... :'D Jutro znowu coś nadrobię :) Dobranoc! :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziewczyno :D ja też jestem nocnym Markiem, no ale nie aż takim!
      Rozmowa Jess i Jane jest niby nieznacząca, ale jak się jest już na bieżąco, to trochę idzie zrozumieć Jess, bo jest baardzo kochliwa 😂
      Andy będzie miał znów swoją szansę 😉 (Katherina jest z nim sparowana na kursie autorskim)

      Mam nadzieję, że się wyspałaś!
      Buziaki :*

      Usuń
    2. Oj, wyspałam i to jak! Dzisiaj dopiero na 16:30 praca, więc mogłam sobie pozwolić na skorzystane z nocnej ciszy, poczytanie, popisanie :D No a że mam jeszcze ponad 40 rozdziałów u Ciebie do nadrobienia i 8 u Panny Czarownicy, to jakoś samo wyszło :D Dzisiaj z pewnością tak nie poszaleję :D

      Usuń

Cześć Drogi Czytelniku!
Jeśli przeczytałaś/eś rozdział, podziel się ze mną swoją opinią i uwagami.
Przyjmuję konstruktywną krytykę – ale pamiętaj, żeby zachować kulturę wypowiedzi.
Jedna obelga, to jeden smutny labrador!

Masz jakieś pytania?
Czegoś nie pamiętasz lub nie do końca wiesz, co autorka miała na myśli?
Zapytaj o to w komentarzu – SBlackLady zawsze odpisuje!

KATHERINA (78) JESSICA (68) SYRIUSZ (67) JAMES (63) LILY (62) JANE (54) DORCAS (50) REMUS (47) ANGLIA (42) WILLIAM (42) ADALBERT (40) PAUL (38) TOBIAS (37) ZAKON FENIKSA (35) AUROR (31) MOODY (29) HOGWART (25) BONES (21) CHARLUS (20) DUMBLEDORE (19) AUSTRALIA (18) DOREA (18) MEADOWS (17) ŚMIERCIOŻERCY (15) POTTEROWIE (14) PARKESOWIE (13) CAROLINE (12) KURSY (11) MISJA (11) DAGNY (10) MCGONAGALL (10) INNE SZKOŁY (9) LISTY (9) ORGANIZACJA (9) informacja (9) LARS (8) PAESEGOOD (8) ROBERT (8) ELIZABETH PRONTON (7) TORIN (7) WAKACJE (7) REGULUS (6) ŚWIĘTA (6) ANN (5) HENRY (5) ROSJA (5) SNAPE (5) STANY ZJEDNOCZONE (5) VOLDEMORT (5) WALKA (5) 18+ (4) CLARE (4) GREGORY (4) OKLUMENCJA (4) PATRONUSY (4) POJEDYNEK (4) STEPHANIE (4) ŚLUB (4) ANDROMEDA (3) HUNCWOCI (3) KARTNEY'OWIE (3) MECZ (3) QUIDDITCH (3) BEATRISHA (2) IMPREZA (2) LAGERE (2) MICK (2) OIGHRIG (2) PIERWSZA WOJNA CZARODZIEJÓW (2) WIELKANOC (2) FRANCJA (1) HOGSMEADE (1) JACK (1) JULIETTE (1) KONKURS (1) NOC DUCHÓW (1) OWUTEMY (1)
Theme by Lydia | Land of Grafic