19.08.2013

*9*

[muzyka]
Ciepła woda powoli zmywała z niego wszelkie oznaki małego zmęczenia po ubiegłej nocy. Ciecz lała się nieustannie od kilkunastu minut, a jemu niespieszno było wyjść. Kiedy tak mył już któryś raz swe ciało, zastanawiał się czemu Katherina zostawiła go samego nad ranem. Niby rozumiał, że przecież to jest bez zobowiązań, że przecież nie będą po tym wszystkim razem na dobre i na złe, bo to miała być tylko zabawa.

I była. Przeklął głośno, gdy znów przypomniał sobie, jak żywo reagowała na jego dotyk, jak bezwstydnie jęczała, gdy dawał jej rozkosz. Po wszystkim wtuliła się w niego i zasnęła. Jakże się zdziwił, gdy rano obudził się sam i jej już nie było. Wrócił do dormitorium i nic nie mówiąc chłopakom, wszedł do łazienki, żeby wziąć gorący prysznic.
Uwielbiał przeklinać na głos. Takie poczucie wolności. I właśnie puścił wiązankę przekleństw pod melodię jakiejś znanej kołysanki, którą śpiewała mu mama. Bardzo był z nią zżyty i strasznie ją kochał, ale zawsze w głębi serca miał do niej żal. Kim był jego ojciec? Gdzie się tak naprawdę urodził? Gdzie wcześniej mieszkali? Miał tyle pytań, a ona już nie mogła mu na nie odpowiedzieć.
Zaśmiał się do swoich myśli. Często jak chciał zmienić tory myślenia na inny temat, to mu nie wychodziło, a jak sprawa jakaś wymagała przemyślenia, to przychodziło mu to z łatwością.
A więc Katherina. Uśmiechnął się do swojego odbicia, kiedy w końcu wyszedł spod strumienia. Był jedynie ciekawy, czy za tydzień też się spotkają w Pokoju Życzeń. Jak on tego pragnął. Założył bokserki oraz spodnie i wyszedł do dormitorium.
 – Dłużej się nie dało? – Syriusz leżał ze znudzoną miną na łóżku. Ostatnio coraz częściej spędzał tak każdą wolną chwilę, bo Dorcas nadal była na niego zła.
 – Myślałem. – Błysnął szelmowskim uśmiechem, kiedy Łapa parsknął śmiechem. – Sam Remus mówi, że szum wody uspokaja i koncentruje.
 – To trzeba było pospuszczać pół godziny wodę w klozecie, a nie... Teraz muszę patrzeć na twoje pomarszczone palce. – Black usiadł na łóżku , a on odwrócił się i szukał w szafie jakiejś koszulki. Usłyszał, jak ktoś coś rzuca i ktoś podnosi się z łóżka. – Ostro.
 – Co? – Kartney odwrócił się do niego z koszulką w ręku.
 – Wczorajsza noc była ostra. – Stwierdził Syriusz z szerokim uśmiechem na twarzy.
 – Wyobrażasz to sobie? – James zaczął się trząść ze śmiechu. – Ciekawe, czy bardzo krzyczała, gdy cię tak drapała?
 – Co tu tak wesoło? – Black i Potter nagle spoważnieli, ale kiedy zauważyli, że weszła Katy znów zaczęli się śmiać. – O co chodzi?
 – Męskie sprawy. – Rzucił łapa i patrzył na niego z zawadiackim uśmiechem na twarzy.
 – Oddaję mapę. – Położyła ją na łóżku Jamesa, on znów odwrócił się do szafy i założył na siebie koszulkę. Stanął znów do nich twarzą, a Katherina miała rozdziawione usta.
 – O Merlinie. – Zdołała jedynie powiedzieć i zarumieniła się bardzo, a Syriusz znów parsknął śmiechem. – Twoje plecy...
 – Że co? – Kartney spojrzał na nich jak na wariatów, ale po chwili wbiegł do łazienki i próbował w lusterku zobaczyć swoje plecy. – O nie...
 – O tak. – Łapa stanął w drzwiach łazienki jeszcze szerzej uśmiechnięty. – Jak było?
 – Nie widać? Pewnie jakaś Krukonka. – James dołączył do przyjaciela zostawiając Katherinę samą na środku dormitorium. Patrzyła na Williama z widoczną ulgą, a i jemu widocznie było lżej. Ale nie krył speszenia.
 – Dajcie spokój. – Minął ich w drzwiach zakładając bluzę.
 – Masz rację... Ukryj to. – Syriusz parsknął śmiechem. – No nie duś tego w sobie!
 – Nam możesz powiedzieć... Przecież jesteśmy przyjaciółmi. – Black i Potter chyba nie chcieli mu dać za wygraną.
 – Czasami w to wątpię. Jesteście...
 – Upierdliwi. – Wtrąciła Katy patrząc na nich z politowaniem. – Ciebie nikt nie pyta James jaka jest Lily. A uwierz, że w dormitorium jej o to nie pytamy... Tak nachalnie jak wy wypytujecie Williama.
 – Bo wiadomo jak było. – James opadł na łóżko z rozanielonym uśmiechem. – Bosko.
 – Tu też wiadomo jak było. Wątpię, żeby mu wbijała pazury, tak dla zabawy... Musiało jej się to podobać. – Starała się nie patrzeć na Williama, ale nie dała rady, a jego ego rosło z każdym jej słowem. – Z resztą widać, że jest zadowolony.
 – I to jak. – Black usiadł obok Jamesa i oboje patrzyli wyczekująco na Kartney’a.
 – To już wiecie jak było. – Parkes stanęła przed nimi zasłaniając go. – Jest zadowolony i było dość... Emocjonująco. A teraz na obiad się szykujcie szybko, bo wasze niezadowolone dziewczyny czekają w Pokoju Wspólnym.
 – Już... I tak go dopadniemy. – Łapa i Rogacz wstali z łóżka i wyszli z pomieszczenia.
 – Hieny! – Krzyknęła za nimi Katy i spojrzała na Williama z uśmiechem.
 – Poradziłbym sobie. – Mruknął odwracając się od niej, żeby zamknąć szafę.
 – Wiem, ale ze mną poradziłeś sobie szybciej. – Spojrzała na niego i kiedy przez chwilę było cicho westchnęła. – Co jest?
 – Musiałaś mnie zostawić samego? – Zapytał i mocno zdziwił się, kiedy zaczęła się śmiać.
 – Miałam nadzieję, że się nie zgubisz wracając do wieży. I jak widzę nie zgubiłeś się. – Mówiła dość rozbawiona. – Will, jaka była umowa? Bez zobowiązań, czyż nie?
 – A co mają zobowiązania, do poczekania na mnie?
 – A czy był jakiś sens, żebym na ciebie czekała? – Obruszyła się jak kot. – No bo nie widzę w tym sensu. Myślałeś, że będzie romantycznie? Że obudzimy się objęci, całując na dzień dobry? Wybacz, ale ze mną romantycznie nie będzie. Umawialiśmy się na zwykłe współżycie, a nie na jakieś sentymentalne kolacyjki, potem upojną noc, a na końcu budzenie się obok.
 – Nie było żadnej kolacji. – Zauważył, a ona zaśmiała się.
 – No właśnie. Już od początku nie wyszło romantycznie, więc zostanie obok ciebie nie robiło żadnej różnicy.
 – Robiło. – Usiadł na łóżku Syriusza i spojrzał na nią mrużąc oczy. – Poczułem się nieco dziwnie.
 – A ty nawet nie wiesz, jak ja dziwnie się poczułam, kiedy obudziłam się nago, obok ciebie, z twoją dłonią na plecach. Co miałam zrobić? Prawie cię obudziłam zanim minął pierwszy szok, bo nie codziennie budzę się w niekompletnym ubraniu z równie nieubranym facetem! – Usiadła obok niego oddychając głęboko. – Nie rozumiem twojej złości...
 – ...Nie jestem zły. – Mruknął patrząc w okno. Jestem rozczarowany. Jestem smutny. Najchętniej zamknąłbym się w łazience i rozryczał. Umieram z tęsknoty za Tobą... Jestem nieszczęśliwy, kiedy Cię nie ma obok. Jestem chory psychicznie. – Jestem po prostu... Zdziwiony no! Myślałem, że chociaż poczekasz.
 – Jasne, że poczekam. Wejdziemy razem do Pokoju Wspólnego, będą tam nasi przyjaciele i co wtedy? Wybraliśmy tą samą porę na powrót? Musimy uważać Will, jeśli chcemy to kontynuować. Bo chcesz, prawda? – Spojrzała na niego bursztynowymi oczyma tak zupełnie bezbronnie, że serce pękło mu na milion kawałeczków, a kiedy się uśmiechnęła delikatnie i nieśmiało, to skleiła je w niezniszczalną całość. Czy chce? O niczym innym nie marzy!
 – Tak. – Puścił jej oczko, a ona zaśmiała się wesoło.
 – Myślisz, że robisz mi łaskę! – Uderzyła jego ramię nadal się śmiejąc. – Jesteś okropny.
 – Wiem. – Mruknął zniżając ton swojego głosu.
 – Nie rób tego, kiedy chociaż jedną częścią ciała jesteśmy na łóżku. – Przymknęła oczy, jakby było to bardzo przyjemne.
 – Lubię jak reagujesz na ten ton głosu. – Rozkoszował się tym momentem, kiedy wyszeptał te słowa prosto do jej ucha a ona jęknęła przeciągle. – To takie...
 – ...Zatracające. – Wyszeptała przed ledwo uchylone, suche wargi. – Proszę, przestań.
 – Zatracające... – Szepnął raz jeszcze czule całując wgłębienie za jej uchem. Westchnęła przekręcając twarz w jego stronę. Patrzyła tak na niego chwilę, a potem tak po prostu pocałowała. Już miał oddawać ten gest, ale odsunęła się od niego i wstała z miejsca.
 – Chodź na obiad. Śniadanie już przegapiliśmy. – Mruknęła ledwo słyszalnie kierując się w stronę drzwi. Spojrzała jeszcze raz na jego twarz i zrobiła nieszczęśliwą minę. – Nie patrz tak na mnie. Samo siedzenie z tobą na łóżku jest ryzykowne.
********
Siedzieli przy małym stoliku w kuchni z dala od wejścia i skrzatów domowych, które przygotowywały potrawy na kolację. Z dwóch kubków unosiła się aromatyczna para, która pachniała czekoladą połączoną z cynamonem. Blondynka patrzyła na Remusa. Milczeli tak odkąd przekroczyli próg kuchni. Lupin raczej nie chciał zaczynać rozmowy, ale musiała mu powiedzieć kilka słów.
 – Nie przeszkadzało mi to, że jesteś wilkołakiem, Remusie. Nigdy. – Zaczęła mówić cichym głosem, żeby nie dosłyszały ją skrzaty. – Dlaczego uważasz, że ona się wystraszy?
 – Bo wiem. Jest wrażliwa i strachliwa. – Spojrzał jej w oczy, a ona uśmiechnęła się złośliwie.
 – Wrażliwa i strachliwa? Może sprawia takie wrażenie, ale jest silna i świetna, Remusie. I z tego co wiem, to działa w drugą stronę. Czuje, że jest coś z tobą nie tak, ale tłumaczymy to wszystko problemami rodzinnymi. Tylko, że ona kiedyś się dowie. Nie jest głupia. – Próbowała jakoś mu przetłumaczyć, ale wiedziała, że póki co, do niego nic nie przemawia. – Jesteś trochę głupi, jeśli chodzi o tą sprawę. Uważasz, że twoja przypadłość stoi na przeszkodzie do twojego szczęścia. Znam cię Lupin i wiem o czym myślałeś. I jakoś to nie pomogło do cielesnego patronusa, czyż nie?
 – Katherina... – Zaczął ostrzegawczo.
 – Nie! – Ucięła ostro. – Ktoś ci to musi powiedzieć. Uważasz, że cały świat jest przeciw tobie, bo raz w miesiącu jesteś dziką bestią! A przez resztę dni jesteś lepszy niż niejeden dobry obywatel! Myślisz tylko o tym, że gdyby nie wilkołactwo to byłbyś szczęśliwy. A prawda jest inna i ty o tym wiesz. Myślałeś o czasach, kiedy byłeś zdrowy, nie pogryziony i nie pomogło. Jeśli coś ma uczynić cię szczęśliwszym to tylko ty. Masz szansę na szczęśliwy związek, ale przecież od razu zakładasz, że cię znienawidzi. Myślisz że potrzebuje kogoś lepszego od ciebie.
 – Nieprawda. – Zaczął i zarumienił się ze zdenerwowania. Nigdy nie lubiła go denerwować, bo był chodzącą oazą spokoju. – Przestraszy się mnie, albo nie wytrzyma po kilku miesiącach ze strachu i odejdzie. Albo jak już zostanie, to co dalej?
 – Tego nie da się zaplanować, Remusie. Nie możesz zaryzykować? Każdy krok musisz stawiać na pewnym gruncie? – Zapytała odstawiając kubek. – Jess nie jest głupia. Lepiej dla ciebie, jeśli sam jej powiesz, niż dowie się sama. Niby jesteśmy paczką przyjaciół, a nie wie czegoś, co praktycznie jest fundamentem naszej więzi.
 – Katherina, daruj sobie, dobra? – Przerwał jej ostro. – Nie będziesz mi wyjeżdżała z jakimiś morałami. To moja choroba i moja sprawa.
 – To nie jest choroba, Remusie i to nie jest twoja sprawa! Martwimy się o ciebie w czasie pełni! Lily próbuje znaleźć jakiś złoty środek, który choć trochę ograniczy twój ból. Martwimy się o ciebie. – Oczy jej zwilgotniały, kiedy to powtórzyła. – I chcemy twojego szczęścia, bo najbardziej na nie zasługujesz.
 – Wiem. Ale pozwól mi, ze na siłę nie będę się uszczęśliwiał. Jess jest świetna, ale to ja będę decydował, kto wie, a kto nie wie że jestem wilkołakiem. A póki co nie chcę jej mówić. Wiem co robię. – Zakończył równie ostro jak wcześniej, a ona kiwnęła głową, czując, że nic nie zdziałała.
 – Jasne. Ty o tym decydujesz, ale jak w czwartek wyjdziesz do Skrzydła nie powiem jej nic, rozumiesz? I powiem dziewczynom, żeby też cię nie tłumaczyły i jestem ciekawa, co zrobisz jak wrócisz w sobotę, zmęczony, poobijana, a ona zacznie zadawać ci pytania! – Warknęła i odstawiła z hukiem kubek. Zacisnęła szczęki, żeby nie powiedzieć bardziej ostrych słów i wstała od stolika. – Zrobisz jak chcesz, Remusie, ale to ciężkie dla nas wszystkich, że musimy okłamywać ją i Williama.
*******
Jak zawsze stała obok Williama. Cholerne przyzwyczajenie tych zajęć. Po prostu. Byli parą.
Na tych zajęciach, oczywiście. Razem ćwiczyli, razem walczyli ze sobą oraz z innymi. Nie zaprzeczała swoim myślom, że bardzo podoba jej się ta współpraca, ale nie oznajmiała tego światu naokoło.
Na tych zajęciach mieli przez pięć minut walczyć w parach przeciwko drugiej parze, utworzonej przez Paula Parkersona i profesora Gray'a.
Gdy wstawała z miejsca, William dotknął jej ramienia i prawie odskoczyła od niego, jakby oparzona.
Sama Katy nie wiedziała co jest. Przy nim działo się z nią coś niezwykłego. Walcząc przeciw niemu starała się wypaść jak najlepiej. Walcząc z nim przeciw innej parze starała się go bronić.
I właśnie stała u jego boku, blisko jego ramienia. Gdyby nie przeszkadzało jej to, że uczniowie zachowują się głośno, to uspokoiłaby się nieco, skupiła i poczuła ciepło jego ciała. Ale w tych warunkach nie potrafiła się całkowicie uspokoić. Była rozkojarzona. Poczuła naprawdę delikatne muśnięcie jego dłoni, o jej palce i prawie wypuściła różdżkę z ręki. Z trudem ją przytrzymała i przymknęła oczy. Cholerne dreszcze. Cholerna gęsia skórka. Cholerny William!
 – Przygotujcie się. – Na przeciwko stanął Paul Parkerson i Steven Gray, który przynajmniej raz w tygodniu był z nimi na zajęciach i doglądał postępy swoich uczniów. Katherina spojrzała szybko na Kartney’a i wyprostowała się. Nienawidziła walczyć z Paulem. Domyślała się, że zrobi wszystko, żeby ją „udupić”, mimo że kilka dni wcześniej ją przeprosił. Jeżeli tego nie zrobi to wykończy ją walką i nie powie jej, że wygrała. Cholera! Wiedziała, że czas skończyć myśleć o czymś innym. Musi się skupić i to cholernie mocno, bo przed nimi stoją osoby, które są najlepsze w tej sali. Po pierwszym zaklęciu w jej stronę nieco zachwiała się, ale Will ją przytrzymał. Przez bardzo krótką chwilę patrzyli sobie w oczy. I to jej wystarczyło.
Nie wiedziała. Ona na prawdę nie wiedziała, co on w sobie takiego ma, że przy nim się starała. Przy nim po prostu płynęła.
Kochała atakować. Miała to we krwi. Jej ojciec niegdyś słynął z szybkich ataków. Z biegiem lat skupił się na obronie i wyzbył się tego, co teraz Katherina prezentowała.
Nikt nie wiedział jak to jest możliwe, że potrafiła utrzymać zaklęcie tarczy tak silnie i stabilnie. Jednocześnie rzucała inne zaklęcia, z których tylko niektóre zdołały przedostać się przez obronę profesorów.
Spojrzała raz jeszcze na Williama. Był taki męski, kiedy robił skupioną minę i atakował przeciwników. Nie musiał się bronić, bo jej zaklęcie tarczy w zupełności wystarczało. Jedynie rzucał szybko kolejne zaklęcia.
 – Osłaniaj mnie. – Rzuciła szybko i przejął obronę. Z jej różdżki co sekundę wydostawały się inne iskry, inne zaklęcia. Starała się jak najszybciej ich szturmować, nie dać im odetchnąć w bronieniu się. Nie minęły trzy minuty, jak różdżka profesora Gray’a, była w jej lewej dłoni, a jedno zaklęcie powaliło Paula na podłogę i William szybko go rozbroił.
Oddychała szybko starając się nie upaść. Dziękowała temu, kto budował tą salę. Dziękowała, że była tu kolumna tak blisko, żeby się o nią oprzeć.
 – Znakomita walka. – Pochwalił ją profesor Steven, a ona oddała mu różdżkę i uśmiechnęła się słabo. – Już wiem, co napisać twojemu ojcu, gdy podpiszę twoją ocenę z kursu.
 – Niech pan mu też wspomni o mnie. – William pojawił się tuż za nią i chwycił ją pod łokieć.
 – Następni! – Krzyknął Gray i odwrócił się od nich.
 – Co jest? – Przytrzymał ją, kiedy kolana po prostu się pod nią ugięły.
 – Trochę mi słabo. – Powiedziała, ale usłyszała, że z jej ust wyszedł jakiś bełkot. Podprowadził ją do ławki przy ścianie i posadził ją na niej. Wyciągnął dłoń przed siebie nieco zaginając palce.
 – Co jej jest? – Remus stanął obok niej i przez chwilę miała zamazany obraz.
 – Słabo jej. – Kartney machał ręką przed jej twarzą i ruch powietrza nieco ją orzeźwiał..
 – Otwórz usta, Katy. – Lupin wyjął z kieszeni czekoladową żabę i wsadził ją do buzi Parkes. Przeżuwała chwilę, czując słodycz w ustach i połknęła ją. – Za chwilę będzie ci dobrze.
 – Nie wątpię. – Dostrzegła, jak William spojrzał na Lunatyka z jakąś dziwną pretensją, ale Remus tego nie zauważył. – Wezmę ją po zajęciach do kuchni.
 – To miło, że o nią dbasz. – Uśmiechnął się pod nosem Lupin, a ona zarumieniła się lekko.
 – Obiecałem to jej rodzicom. – Mruknął jakby do siebie William i patrzył na nią tak, że zrobiło jej się gorąco.
 – Rozumiem. Ja bym nie dał rady, gdyby mnie tak nie lubiła.
 – No bo się popłaczę, Lupin. – Parkes uśmiechnęła się lekko. Myślała, że Remus będzie na nią zły o tą rozmowę w kuchni, ale chyba już przestał się na nią gniewać. – Lubię go, ale mnie wkurza.
 – No dobrze, dobrze. Znam cię przecież. – Usiadł obok niej na ławce. – Siedź tu do końca lekcji. Potem trzeba pogadać z profesorami. Coraz gorzej z tobą.
 – Z tobą też, i jakoś nic sobie z tego nie robisz. – Rzuciła gorzko.
 – Mój stan nie jest tak poważny jak u ciebie. – Zaśmiał się krótko. – Jeszcze nie upadłem na głowę, tak jak ty.
 – Nie żyjesz, Lupin. – Mruknęła grążąc mu palcem, kiedy szybko wstał. – Idź i walcz. Może się wkupisz do mych łask.
 – Czy ty i on... – Zaczął William, kiedy Lupin odszedł na środek sali.
 – Coś ty! – Ucięła szybko. – Rok temu byliśmy ze sobą przez kilka miesięcy, ale nam przeszło.
 – Rozumiem. – Blondyn usiadł obok niej i przyjrzał jej się uważniej. – Boli cię coś?
 – Nie. – Zaprzeczyła szybko.
 – Jesteś ranna?
 – Merlinie, nie.
 – A co z głową?
 – Całkiem dobrze.
 – Jesteś pewna?
 – Jak się teraz zastanowię to nie. Bo zaczynam mieć takie dziwne myśli. – Zaczęła poważnie, nieco przestraszonym tonem głosu. – A w tych myślach ucinam ci język.
 – Perwersyjnie. – Uśmiechnął się do niej złośliwie i powiedział niskim głosem. – Nie chcesz tego.
 – Skąd ta pewność? – Uniosła brew do góry i z wyczekiwaniem czekała, aż udzieli jej odpowiedzi, bo czuła, że znów jej się zrobi gorąco.
 – Bo uwielbiasz mój język. – Prawie wyszeptał to, tym swoim niesamowicie niskim, ociekającym seksem głosem. Patrzyli na siebie przez chwilę, aż w końcu roześmiała się i powachlowała twarz dłonią, bo faktycznie było jej gorąco.
*******
Ostatnie dni do pełni mijały bardzo szybko. Każdy, pochłonięty swoimi sprawami nawet nie zauważył, że z dnia na dzień miedzianowłosy Gryfon robi się coraz bledszy i drażliwszy. Gdy ktoś to dostrzegł, przyjaciele Remusa, jak i on sam tłumaczyli ten fakt pogorszeniem się stanu zdrowia matki i ponownym wyjazdem Lupina do niej. Właśnie w czwartek po obiedzie przypadł dzień „wyjazdu” Lunatyka do domu, lecz większość jego przyjaciół wiedziała, że Remus od wieczora leży w Skrzydle Szpitalnym i następnego dnia późnym popołudniem pielęgniarka na tą jedną noc zabierze go do Wrzeszczącej Chaty, aby tam w spokoju – o jego bezpieczeństwo, i bezpieczeństwo innych  – mógł przemienić się w niebezpiecznego wilkołaka.
Syriusz i James w tym dniu trzymali Williama nieco na uboczu. Ściszonymi głosami obmyślali plan nocnej wędrówki z przyjacielem, a kiedy Kartney zbliżał się udawali, że wymyślają nową strategię gry w quidditcha. Mieli nadzieję, że William sam zorientuje się o futerkowym problemie Remusa, bowiem Lunatyk kategorycznie zabronił jakichkolwiek prób wyjawienia prawdy o nim blondynowi. A oni obiecali. Fakt taki, że nie była to Przysięga Wieczysta, ale wiedzieli, że są przyjaciółmi i słowo Huncwota ma swoją wartość.
Co prawda próbowali we wrześniu nieco naprowadzić Williama na pewne przemyślenia, ale jak tylko Lupin zorientował się, co Syriusz i James robią wybił im to z głowy. Wiedział, że chcą dla niego dobrze, wiedział też, że William jest dobrym człowiekiem, ale bał się tego jego reakcji i tego, jak zacznie go traktować. Nie chciał kolejnego, pełnego litości spojrzenia, kiedy zbliża się pełnia. Widział doskonale troskę w oczach Katheriny, kiedy zdarzało mu się zasłabnąć. Tak... Katy chyba najbardziej okazywała zmartwienie. Myśl o niej przed pełnią nieco rozjaśniała mu umysł. Nie chciał żeby się martwiła, ale to spojrzenie mówiło mu jak wiele dla niej znaczy. Odeszli od siebie rok temu, ale zawsze będzie dla niego kimś więcej niż tylko przyjaciółką i czuł, że ona też czuje tą więź. Póki co tylko on potrafił ją uspokoić, kiedy była naprawdę wzburzona. Sam nie wiedział jak to robił, ale taka była prawda. Gdy jej przyjaciółki i rodzina nie mogły sobie poradzić, przychodził on i Katherina go słuchała. Uśmiechnął się na myśl o niej. Gdyby mógł kogoś nazwać swoją siostrą, to właśnie ją. I może to dlatego pozwalał jej na męczące dla niego dyskusje o tym, ze powinien powiedzieć Jess.
Jego myśli przeskoczyły na inny tor... Kolejne spojrzenie, które zarejestrował. Pełne lęku, obawy i troski. Oczy Jess. Nie wiedział, czy wierzy mu w tą historyjkę o matce, czy domyśliła się, że jest wilkołakiem, ale widział, że i ona się o niego boi. Nie była tak uświadomiona jak jego najbliżsi przyjaciele, ale przeczuwała więcej niż mu się zdawało. Bo to właśnie w tym miesiącu jej troska była o wiele większa niż ostatnio. Próbowała coś od niego wyciągać, ale zbywał ją i unikał. Wiedział, że ją rani i myślał nawet, czy po pełni nie iść do niej i przeprosić. Wydawało mu się, że i tak, to całe napięcie, wtedy przechodzi, a i ona nie wyglądała na urażoną. Nawet widział pewien błysk w jej oku, kiedy znów ze sobą rozmawiali.
Nie chciał jej ranić i przytłoczyć wiedzą o swoim problemie. Zbliżyli się do siebie w ciągu ostatnich kilku miesięcy. Pod koniec szóstego roku zaczęli sobie powoli ufać. Myślał, że przez wakacje to minie, ale dalej utrzymywali ze sobą kontakt i to stawało się coraz mocniejsze. Ufał jej, to fakt, ale bał się, że będzie przerażona i że go odtrąci...
Skulił się wewnątrz siebie, w momencie, gdy wybiła godzina siedemnasta w piątek, a pielęgniarka wyszła ze swojego gabinetu.
Już kilka lat temu zrozumiała, że lepiej iść z nim w milczeniu. Tak było też tym razem, kiedy prowadziła go do tunelu pod Wierzbą Bijącą. Usłyszała jeszcze ciche podziękowania, gdy zostawiał ją na błoniach, żeby dotrzeć przed księżycem do Wrzeszczącej Chaty.
Z jednej strony współczuła temu chłopakowi takiego losu. Przecież tak dobre dzieci nie mogły być tak obarczone, jednak później dodawała sobie otuchy, kiedy zrozumiała, że on nigdy nie dopuści, żeby ktoś przez niego został wilkołakiem. Gdyby każdy wilkołak taki był...
*******
Syriusz razem z Jamesem weszli do Pokoju Wspólnego zmęczeni po pełni księżyca. Jak co miesiąc włóczyli się po Zakazanym Lesie i błoniach. Black oberwał nieco od Remusa, kiedy ten za bardzo zbliżył się do Hogsmeade, ale udało im się odwrócić uwagę od wioski i resztę nocy spędzili w lesie. Rozmasował sobie żebra i wiedział, że to miejsce jest już zasinione.
Zdziwił się, kiedy zobaczył Dorcas, która siedziała na fotelu i wlepiła w niego przestraszone spojrzenie. James klepnął go w ramię i odszedł w stronę schodów do dormitorium.
Meadows wstała i patrzyła na niego uważnie. Stanęła przed nim i dotknęła skóry tuż pod rozcięciem na policzku.
 – Syriusz... – Rzuciła miękko, a on starał się zrobić minę, która uspokoiłaby ją.
 – Nic mi nie jest. – Powiedział zbolałym tonem, bo gdy wziął oddech poczuł ostre kłucie po prawej stronie klatki piersiowej. – Jestem trochę poobijany.
 – Pokaż. – Powiedziała, a on niechętnie podniósł bluzkę. Wciągnęła głośno powietrze na widok ciemnofioletowego siniaka.
 – Idź z tym do Skrzydła. – Powiedziała i zmarszczyła brwi, a on pokręcił głową.
 – Remus pewnie już tam jest. Nie chcę, żeby czuł wyrzuty sumienia, a Pomfrey będzie pytała, co mi się stało. – Westchnął, gdy spojrzała na niego surowo. – Pójdę jak Remus wróci i powiem jej, że to mi się stało wczoraj na treningu, dobrze?
 – Wiesz, że możesz być połamany, a kości już ci się zrastają i może to być bolesne, jak pójdziesz za późno? – Uśmiechnął się lekko i przyciągnął ją do siebie delikatnie. Tym razem pozwoliła mu na to i objęła go w pasie.
 – Miło że się o mnie martwisz, Dorcas. – Powiedział cicho, a ona westchnęła.
 – Martwię się, bo cię kocham, a wiesz co sądzę o tym, że urządzacie sobie wycieczki poza Wrzeszczącą Chatę. – Wyszeptała w jego ramię, a on pogłaskał jej po plecach i poczuł ciepło rozchodzące się w piersi. Uwielbiał w niej to, że nie zabraniała mu comiesięcznych wypadów z wilkołakiem. Rozumiała to, że chce wspierać Remusa i psioczyła jedynie na to, że opuszczają Wrzeszczącą Chatę.
 – Przepraszam Dorcas za te gazety. – Powiedział zmieniając temat. Wiele razy ją przepraszał i miał nadzieję, że w końcu przestanie się złościć. – One tam leżały naprawdę od dawna i przysięgam uroczyście, że odkąd jesteśmy razem, to nawet ich nie otwierałem. Po tym jak wtedy wyszłaś, to od razu je wyrzuciłem.
 – Dobrze już. – Mruknęła i uśmiechnął się szeroko. – Wydaje mi się, że potrzebowałam chwili dla siebie na przemyślenia. Wydawało mi się, że dusisz się ze mną, że przestałeś psocić i że nie jest ci ze mną dobrze.
 – Ale ty głupoty gadasz, Meadows. – Parsknął śmiechem i pogłaskał ją po włosach rozbawiony. – Gdybym się z tobą nudził, to już nie bylibyśmy razem, dobrze wiesz.
 – Lily też mi to mówiła. – Znów mruknęła i odsunęła się lekko od niego.
 – Musisz słuchać jej częściej. – Pocałował lekko jej usta i warknął, gdy przysunęła się do niego zbyt gwałtownie.
 – Przepraszam. – Jęknęła i znów zrobiła zmartwioną minę. – Idź się przespać, a jak wróci Remus, to masz iść do Pomfrey, jasne?
 – Tak, kochanie. – Odpowiedział grzecznie i jeszcze raz ją pocałował. Idąc do dormitorium czuł palący ból w piersi. Wizyta u pielęgniarki była nieunikniona.

5 komentarzy:

  1. Remus :( Oj, jak ja nie lubię, gdy on cierpi :( Więcej Remusa proszę! Ale takiego szczęśliwego!
    Jestem bardzo ciekawa kiedy i w jaki sposób Jess dowie się o jego wilkołactwie oraz jak zareaguje.
    Podobała mi się rozmowa Remusa z Katheriną na ten temat. Mam nadzieję, że Jess zrozumie.
    Tego "bez zobowiązań" nie potrafię przeboleć :( :( :( Coś poważnego bym między nimi chciała!
    Swoją drogą dawno nie było tu moich gołąbeczków, Jamesa i Lily! :O
    Chyba dzisiaj dobrnę do okrąglutkiej dziesiąteczki i będę z siebie dumna :D
    Trzymaj się cieplutko :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Omójeżu... Wychodzę na totalnego nolife'a, który tylko siedzi na blogu (w sumie tak jest :D)
      Ło Pani! Remusa w rozdziale 50 masz pięć stron (bez kilku wersów). Jego czas nadchodzi :D
      Niestety mam tak, że jest okres, kiedy kogoś jest więcej, a kogoś mniej :D
      Chyba muszę wreszcie pomyśleć, żeby kogoś zabić, coby równowagę wprowadzić :)
      Też będę dumna jak dotrwasz do dziesiąteczki :D
      Wtedy jeszcze troszkę ponad 40 rozdziałów i będziesz na bieżąco! :D

      Buziaki! :*

      Usuń
    2. Możemy być nolife'ami razem, hahaha :D O matulu, ale ja dzisiaj nie dam rady do pięśdziesiąteczki, jak ja wytrzymam, Merlinie?!
      Och, zabijanie... -_- Chcesz być jak Rowling, która zabija wszystkich ulubionych bohaterów? -_-

      Usuń
    3. Co do zabijania ulubionych bohaterów, to prym zdecydowanie wiedzie George Martin :D

      Usuń
  2. No i jeszcze nareszcie mam czego chciałam, jeśli chodzi o Syriusza i Dorcas! Uroczo zakończyłaś ten rozdział <3

    OdpowiedzUsuń

Cześć Drogi Czytelniku!
Jeśli przeczytałaś/eś rozdział, podziel się ze mną swoją opinią i uwagami.
Przyjmuję konstruktywną krytykę – ale pamiętaj, żeby zachować kulturę wypowiedzi.
Jedna obelga, to jeden smutny labrador!

Masz jakieś pytania?
Czegoś nie pamiętasz lub nie do końca wiesz, co autorka miała na myśli?
Zapytaj o to w komentarzu – SBlackLady zawsze odpisuje!

KATHERINA (78) JESSICA (68) SYRIUSZ (67) JAMES (63) LILY (62) JANE (54) DORCAS (50) REMUS (47) ANGLIA (42) WILLIAM (42) ADALBERT (40) PAUL (38) TOBIAS (37) ZAKON FENIKSA (35) AUROR (31) MOODY (29) HOGWART (25) BONES (21) CHARLUS (20) DUMBLEDORE (19) AUSTRALIA (18) DOREA (18) MEADOWS (17) ŚMIERCIOŻERCY (15) POTTEROWIE (14) PARKESOWIE (13) CAROLINE (12) KURSY (11) MISJA (11) DAGNY (10) MCGONAGALL (10) INNE SZKOŁY (9) LISTY (9) ORGANIZACJA (9) informacja (9) LARS (8) PAESEGOOD (8) ROBERT (8) ELIZABETH PRONTON (7) TORIN (7) WAKACJE (7) REGULUS (6) ŚWIĘTA (6) ANN (5) HENRY (5) ROSJA (5) SNAPE (5) STANY ZJEDNOCZONE (5) VOLDEMORT (5) WALKA (5) 18+ (4) CLARE (4) GREGORY (4) OKLUMENCJA (4) PATRONUSY (4) POJEDYNEK (4) STEPHANIE (4) ŚLUB (4) ANDROMEDA (3) HUNCWOCI (3) KARTNEY'OWIE (3) MECZ (3) QUIDDITCH (3) BEATRISHA (2) IMPREZA (2) LAGERE (2) MICK (2) OIGHRIG (2) PIERWSZA WOJNA CZARODZIEJÓW (2) WIELKANOC (2) FRANCJA (1) HOGSMEADE (1) JACK (1) JULIETTE (1) KONKURS (1) NOC DUCHÓW (1) OWUTEMY (1)
Theme by Lydia | Land of Grafic