21.02.2014

*13*

[muzyka]
 – Cześć Syriusz. – Rzuciła nerwowo podciągając kołdrę pod samą brodę. Dolna warga drżała jej ze zdenerwowania. Zapanowała niezręczna cisza. William leżał za Katheriną i, równie speszony jak ona, patrzył się na Syriusza, który doznał ciężkiego szoku.
 – Idę spakować swoje rzeczy z łazienki i jak wrócę, to macie być już ubrani, i ogarnięci. A ty, Katherina masz tu siedzieć i nie uciekać do swojego dormitorium. – Łapa spojrzał na nich nieco poważniej niż miał w zwyczaju patrzeć na znajomych i odszedł do łazienki.

 – Jasny gwint! – Rzuciła Katherina schodząc z łóżka. – Musiałeś je tam wyrzucać?
 – Nie wiem. – William założył spokojnie koszulę i zapinał guziki. Po chwili włożył spodnie i skarpetki, i patrzył jak Parkes nieudolnie próbuje się ubrać. Naciągnęła na siebie szybko odzież nie patrząc, czy dobrze zakłada ją stronami. – Sweterek tył na przód.
 – Dzięki. – Wyjęła ręce z rękawów i przekręciła sweter. Usiadła na łóżku Jamesa i przygładzała spódnicę na kolanach. Z łazienki wyszedł Syriusz.
 – Więc? – Zapytał z lekkim uśmiechem na twarzy.
 – Co więc? – Zapytała nieco opryskliwie, ale szybko się zreflektowała. – Przepraszam, to z nerwów.
 – Czemu nic nie mówiliście? – Sprecyzował pytanie, a William westchnął ciężko.
 – Nie zrozumiesz. – Mruknął cicho, a myśli Parkes toczyły wewnętrzną walkę. Uznać to za impuls, czy opowiedzieć jak jest naprawdę?
 – Nic nie mówiliśmy, bo to nic nie znaczy. – Powiedziała nie patrząc na Syriusza. Kiedy się nie odzywał spojrzała na niego i zauważyła, że potrzebuje wyjaśnień. – Spotykamy się od czasu do czasu. Bez zobowiązań.
 – Przecież nic w tym… niedobrego… Aż tak bardzo. – Rzucił Łapa, a ona spojrzała na niego jak na idiotę.
 – Dobra, dziewczynom można jeszcze zaufać. Ale James? Zrobiłby aferę. Wielki obrońca mego dziewictwa, przecież. A w ogóle ta wasza głupia reguła. Że rodziny przyjaciół się nie dotykacie. – Rzuciła z pretensją.
 – Ej. Ta reguła ustalona była na pierwszym roku, a już na czwartym wiedzieliśmy, że to niewypał. – Spojrzał na nią urażony, a ona kiwnęła głową.
 – Powiedz to Jamesowi. – Mruknęła i skryła twarz w dłoniach. – Z resztą. Jak to wygląda?
 – No jak? – Zapytał Syriusz patrząc to na nią, to na Williama.
 – Pomagałem jej w nauce, zaczynamy się przyjaźnić, a jednocześnie ze sobą sypiamy. Trochę nienormalne. A poza tym gdyby jej rodzice się dowiedzieli to miałbym przechlapane, a nie chce mieć przechlapane. Z kolei… – Zaczął Kartney, a Parkes mu przerwała.
 – … Z kolei nie chcemy przestać się spotykać, bo jest nam to potrzebne, dlatego nikomu nie mówiliśmy, bo to by się rozniosło. – Prawie kończyła tłumaczyć. – Fakt, rodzice chcieli, żebym miała z nim dobry kontakt, ale chyba nie o to im chodziło. Tym bardziej, że ufają mu bardziej niż mnie i ojciec by go zabił, gdyby się dowiedział na co mnie namówił.
 – Namówiłeś ją? – Syriusz prawie krzyknął i patrzył na Williama jak na złoczyńcę.
 – Merlinie! Prawie od razu się zgodziłam, więc nie patrz na niego jakby był jakimś zboczeńcem. Jestem tak samo popieprzona jak on. – Katherina przekręciła oczyma ze zniecierpliwienia. – Zrozum, że jest dobrze. Tylko nie chcę żeby to się wydało. Każdy będzie oczekiwał na poważny związek między nami, a nic z tego nie będzie. Więc Syriuszu, obiecaj, że nikomu nie powiesz o tym, dobrze?
 – Dobrze. – Spojrzał na nią jakby się nad czymś zastanawiał. – To ty mu te plecy podrapałaś?
 – Tak. – Przyznała nieco speszona, a Black się roześmiał.
 – Dobra, idź do siebie i niech cię więcej nie widzę w negliżu w naszym dormitorium. – Posłał jej złośliwy uśmiech, a ona odwdzięczyła się tym samym.
 – Do jutra. – Pożegnała się z nimi i posłała Williamowi delikatny uśmiech. Wyszła szybko z dormitorium, a Kartney już prawie wstał ze swojego łóżka.
 – Ty tego nie odbierasz jak ona, prawda? – Black patrzył na niego ze zmrużonymi oczyma.
 – Prawda. – Ciężko było mu to przyznać.
 – Będą z tego same problemy. – Syriusz spojrzał na zegar wiszący na ścianie. – Ale nie żałuj tego.
*******
 – Gdzie William? – Zapytała Katherina siadając obok okna w zajętym przez nich przedziale. Byli prawie wszyscy, oprócz Kartney’a.
 – Pewnie nas szuka. A czemu pytasz? – Parkes spojrzała na Syriusza i miała ochotę mu odszczeknąć czymś niemiłym, ale powstrzymała się.
 – Po śniadaniu poszedł do kuchni, bo go poprosiłam. – Wytłumaczyła, co było prawdą.
 – Nie boisz się, że przytyjesz? Dużo jesz ostatnio. – Stwierdził James, a ona prychnęła.
 – Mam pieniądze to jem. – Zaśmiała się do kuzyna. – A co cię to w ogóle obchodzi? Tego, że nie jem kolacji, tylko popijam sok dyniowy, to nie widzisz.
 – A co z tego jak po kolacji obżerasz się ciastkami? – Potter nie dawał za wygraną, a i ona nie wyglądała jakby miała odpuścić.
 – Ale jestem w ciągłym ruchu! – Powiedziała nieco głośniej niż planowała.
 – Tak… Z Pokoju Wspólnego do kuchni. Cały czas przeżuwając jakieś ciasteczko. – Spojrzała na kuzyna i odpuściła. James znakomicie się bawił, kiedy tak się z niej podśmiewał.
 – I tak jestem chudsza od Lily. – Mruknęła cicho, ale i tak wszystko słyszeli. – Bez urazy Lily.
 – Już niedługo. – Zaśmiała się Evans i spojrzała na Jamesa ostro, kiedy otwierał usta, żeby coś powiedzieć.
 – Uważam… – Zaczęła Jessica bardzo poważnie, na co Katherina zaczęła się śmiać. – Że Katherina przeżyła ostatnio wiele wyczerpujących chwil…
 – Syriusz! – Parkes uderzyła go w ramię, kiedy parsknął śmiechem.
 – …wielokrotnie trafiała do Skrzydła Szpitalnego, a Pomfrey twierdzi, że to wyczerpanie. A jak wiadomo jedzenie, a szczególnie słodycze, dostarczają energii. Katherina powinna dużo jeść, żeby się nie wyczerpywać szybko. – Zakończyła Jessica i przez chwilę kiwała głową z powagą.
 – Kocham ją. – Jane patrzyła na Cay z wielkim uśmiechem.
 – Ja też. – Parkes złapała Jess za dłoń udając, że jest wzruszona. – Co nie zmienia faktu, że chcę żeby William tu się zjawił!
 – Twoje życzenie jest dla mnie rozkazem! – Blondyn zjawił się prawie na zawołanie i usiadł naprzeciwko Katheriny. Wręczył jej papierową torbę, a ona pisnęła jak mała dziewczynka. Rozłożył mały stoliczek tuż pod oknem i postawił tam termos.
 – Grzaniec? – Zapytała a on kiwnął głową. Spojrzała na niego z wdzięcznością i skrzywiła się, kiedy dostała w żebra z łokcia Syriusza. – Podzielę się z Tobą.
 – Mam nadzieję. – Wymienił spojrzenie najpierw z Katheriną, a potem z Williamem i znów z Katheriną.
 – Już odpłynęła? – Parkes wskazała na Dorcas, która spała na ramieniu Blacka.
 – Do późna rozmawialiśmy. I wcześnie wstała, bo oczywiście nie spakowała się. – Pokręcił głową. – Ani wyjść, ani się ruszyć.
 – Związki mają swoje wady. – Blondynka poklepała go po ramieniu. – Ktoś ma ochotę na ciasteczko?
*******
 – Zestresowana? – Zapytał James, kiedy wyszedł za Lily z dworca.
 – Zapytaj jak będziemy przed drzwiami do domu twoich dziadków. – Spojrzała na niego ze strachem w oczach. Evans bardzo się stresowała.
 – Jesteśmy pięć minut wcześniej. Musimy czekać na tatę. – Zatrzymał ją przed budką telefoniczną i patrzył co chwilę na zegarek.
 – Jak się tam dostaniemy? – Ruda usiadła na kufrze i pocierała ramiona dłońmi.
 – Świstoklik. – Spojrzał na nią z góry nie kryjąc rozbawienia.
 – Ty masz szczęście, bo nie poznasz moich najbliższych. – Rzuciła z przekąsem i ukryła twarz w dłoniach.
 – Będzie dobrze. – Już nie śmiał się z jej nerwów. – Polubią cię. A jak nie, będziemy skazani na wygnanie.
 – James… Proszę cię. – Parsknęła śmiechem, ale nadal czuła niemały ucisk żołądka. – Twój tata idzie.
 – Tato! – Krzyknął Potter machając do niego ręką. Gdy ojciec się zbliżył wymienili męski uścisk, a Lily wstała.
 – Dzień dobry. – Kiwnęła głową i wyciągnęła dłoń do Charlusa, a ten ją uścisnął.
 – Witaj Lily. – Evans zdziwiła się, kiedy ojciec Jamesa zwrócił się do niej po imieniu i lekko uśmiechnął. – Chodźcie w tamten zaułek. Wyślę wasze rzeczy, a świstoklik przeniesie nas na łąkę nieopodal domu moich rodziców.
 – Czemu tak daleko? – Zapytał James stając przed ojcem w cichym zaułku.
 – Zaklęcia ochronne. – Mruknął Charlus, kiedy rzeczy Lily i Jamesa zniknęły. Wyjął z kieszeni mugolską gazetę i rzucił na nią zaklęcie.
 – Chwyćcie. – Polecił, a oni tak zrobili. Ruda po chwili poczuła niemiłe szarpnięcie w okolicy żołądka, a świat wokół niej zaczął się kręcić.
Upadła na kolanach i dłoniach, zdusiła w sobie potrzebę położenia się na śniegu. Powoli wstała, korzystając z pomocy Jamesa, który stał obok ojca. Zapewne on i Charlus niejednokrotnie korzystali ze świstoklików, bo tylko ona upadła. Otrzepała kolana i dłonie ze śniegu, i spiorunowała Rogacza wzrokiem. Nie krył rozbawienia.
 – Jeszcze kilka razy i stwierdzisz nawet, że to przyjemne. – Uśmiechnął się złośliwie, a ona miała ochotę mu przywalić.
 – Wolę fiuu. – Mruknęła i chwyciła go za łokieć, gdy jego ojciec ruszył, a on tego nie dostrzegł. Milczeli w czasie kilkuminutowego marszu w stronę posiadłości Potterów. Nagle Charlus zatrzymał się i obrócił w stronę Jamesa oraz Lily. Wyciągnął w ich stronę karteczkę:
Henry i Ophelia Potter
Eagle’s Hill
Killarney, hrabstwo Kerry.
 – Zapamiętaj Lily. – Polecił, a kiedy kiwnęła głową przyłożył różdżkę do karteczki i po chwili spłonęła. – Powtarzaj w myślach ten adres.
Evans spojrzała na Pottera, który patrzył przed siebie z poważnym wyrazem twarzy. Odwróciła od niego wzrok i zamknęła oczy. Powtarzała w myślach, to co było napisane na karteczce. Otworzyła oczy i prawie westchnęła z zachwytu. Przed nią pojawiła się posiadłość. O takich posiadłościach czytała w wielu mugolskich książkach. Majestatyczne ogrodzenie, duży ogród wokół domu, brama i furtka, u których żelazne pręty wywijały się w cudaczne esy floresy. Dom, a raczej dwór zachowany w stylu wiktoriańskim na tle lasu sprawił, że Evans stała z otwartymi ustami.
 – Nie myliłaś się twierdząc, że pochodzę z bogatej rodziny. – Usłyszała głos Jamesa i wtedy zamknęła usta.
 – Czuję jakbym cofnęła się w czasie. – Charlus stał już za otwartą furtką i czekał, aż oni ruszą.
 – Wnętrze to też skansen. – Pan Potter parsknął śmiechem, kiedy tylko James to powiedział. To on nazywał tak miejsce swojego wychowania. Lily przeszła przez furtkę i szła powoli po odśnieżonej śnieżce za Charlusem Potterem. Śnieg zdecydowanie pasował do tego miejsca, ale Evans miała nieodparte wrażenie, że latem spodobałoby jej się tu jeszcze bardziej.
 – Gdybym wiedział, że zakochasz się w tym miejscu od razu, to już na pierwszym roku przedstawiłbym cię moim dziadkom. – Stwierdził James ze złośliwym uśmiechem. Walnęła go w ramię nieco wstydząc się swojej reakcji. – Wiem… Prędzej ożeniłabyś się wtedy z moim dziadkiem…
 – … James! – Lily jęknęła zakrywając rękoma uszy. Ojciec Jamesa odwrócił się do nich i Evans była zdziwiona widząc, że się śmieje i kręci głową w stronę syna.
 – Próbuję nieco złagodzić twój stres. – Objął ją ramieniem patrząc na nią takim wzrokiem, który sprawił, że nie miała wyrzutów. Pochylił się nieco przyciskając usta do jej włosów. – Będzie dobrze. Mama już jest od wczoraj, więc jakby reszta cię nie polubiła, to trzymaj się jej.
Odsunął się nieco, kiedy zaczęli wchodzić bo schodach. Przystanęli tuż przed drzwiami, a Lily czuła się, jakby miała żołądek w innym miejscu, niż rzeczywiście był. Charlus otworzył drzwi i przepuścił ją w progu. Weszła powoli na trzęsących się nogach. Póki co, nikt ich nie przywitał. Byli w przedpokoju i widząc półki oraz szafę, wiedziała, że tu musi zostawić płaszcz i buty. James już zakładał kapcie, kiedy ona szarpała się z suwakiem. Charlus przeszedł obok nich i poklepał Jamesa po ramieniu.
 – Daj to, kobieto. – Rogacz odsunął jej ręce od zamka błyskawicznego i sam się nim zajął. Po chwili odebrał od niej płaszcz. – Masz kapcie. Ogólnie to chodzi się tu w kapciach, ale na kolacje włożysz pantofle.
 – Jesteście spokrewnieni z Królową, czy coś? – Zapytała wkładając laczki na stopy.
 – Nie żartuj sobie. – Pokręcił głową uśmiechając się lekko. – Są pewnie w salonie. Jak wiedzą, że ktoś ich odwiedza, to wszyscy są w salonie przy witaniu gościa. Dopiero potem, po pogawędce, można się rozejść i zająć swoimi sprawami.
 – James… Teraz mi to mówisz? Mogłeś wcześniej mnie przygotować z zasadami, a nie teraz. Połowa wyleci mi z głowy. – Evans zbladła jeszcze bardziej.
 – Przepraszam. – Przytulił ją lekko. Dopiero teraz zobaczył, że Lily jest naprawdę zestresowana, a on tylko pogarsza. – Chodźmy już.
 – Mogę cię trzymać za rękę, czy nie wypada? – Zapytała szeptem, kiedy przechodzili w głąb domu, a on momentalnie puścił jej dłoń.
 – Dzięki, że przypomniałaś. – Puścił jej oczko i zaśmiał się widząc jej minę.
 – W co ja się wpakowałam… – Zdążył jeszcze usłyszeć nim weszli do salonu.
*******
 – Czemu mnie to nie dziwi? – Katherina weszła do pustego domu i puściła rączkę kufra, który upadł z hukiem na ziemię.
 – Mogłabyś być trochę delikatniejsza. – Powiedział William, układając swój kufer obok schodów.
 – Nie mogłabym. – Warknęła na niego. W sumie to nie dziwił się, że ma taki humor.
 – Zrobić ci herbatę? – Zapytał kierując się w stronę kuchni. Nie odpowiedziała. Szybko wbiegła po schodach na piętro zostawiając na schodach ślady po butach. – Czyli nie.
Nastawił czajnik na kamiennym piecu kuchennym. Usiadł przy stole nie wiedząc dokładnie co robić. Dwa dni mieli spędzić w domu i dopiero pojutrze – w pierwszy dzień świąt – ojciec Jamesa miał ich wziąć do posiadłości Potterów na dwa dni. Tam dopiero mieli spotkać się z rodzicami Katheriny, którzy mieli mieć dzień wolnego w swojej misji. Usłyszał schodzącą Parkes po schodach i po chwili widział ją w kuchni.
 – Mamy oddzielne pokoje. – Powiedziała kiedy usiadła przy stole.
 – Szkoda. – Mruknął uśmiechając się lekko.
 – No wiesz… – Zaczęła a on zauważył złośliwe ogniki w jej oczach i uśmiechu. – Możemy skorzystać z sypialni rodziców.
 – Katy… – Kartney poczerwieniał lekko, a ona zaśmiała się jak mała dziewczynka.
 – Wiesz, że żartowałam. – Wstała i wyjęła z szafki kubek. Wiedział, że jest zdenerwowana, kiedy usłyszał jak kubek uderza o blat mebli. – Wyremontowali poddasze. Z tego co się zorientowałam, to mój dawny pokój jest teraz pokojem gościnnym. Drugi pokój gościnny jest też na poddaszu i też tam są nasze sypialnie. Możemy przechodzić do siebie przez łazienkę bo mamy wspólną. Dobrze, że gościnny musi korzystać z łazienki na piętrze. Na co im pokoje gościnne? Nigdy nie mieliśmy i jakoś się żyło. Poza tym jest jeszcze druga część domu.
 – Myślą na przyszłość. – Stwierdził i prawie serce mu pękło, kiedy zauważył, że tak naprawdę Katherina nie była zdenerwowana. Ona była zrozpaczona.
*******
 – Dobrze sobie radzisz. – Dorcas zeszła do salonu i zastała swoją matkę czyszczącą ozdoby na choinkę.
 – Dorea mi pomaga. – Uśmiechnęła się do niej, a córka odwzajemniła gest. Wyglądała zdecydowanie lepiej niż w wakacje i była naprawdę szczęśliwa, że jej matka szybko dochodzi do siebie.
 – Czy ktoś oprócz Potterów wie, że żyjesz? – Zapytała i stwierdziła, że matka znieruchomiała.
 – Dumbledore. – Powiedziała cicho i spojrzała na Dorcas. – Muszę odzyskać siły i nabrać wprawy… Od ponad dziesięciu lat nie używałam magii.
 – Rozumiem. – Usiadła obok niej i chwyciła za szmatkę. – Jak wiadomości się rozejdą, to możesz cieszyć się niemałym zainteresowanie. Myślisz, że babcia się dowie?
 – Na pewno. Ma tu mnóstwo znajomych. – Odłożyła ostatnią bombkę. – Syriusz nie przyjedzie wcale?
 – Mamo… – Zaczęła, bo nie chciała zmieniać tematu. – Nie przyjedzie.
 – Szkoda. Chciałam go zobaczyć. – Wstała i podeszła do kominka. – Myślałam, że chociaż na obiad wpadnie.
 – Powiedz o co ci chodzi. – Zauważyła, że matka zachowuje się dokładnie tak jak ciotka, kiedy próbowała coś od niej wyciągnąć.
 – Myślałam, że może coś planujecie. – Dorcas parsknęła śmiechem. I po chwili śmiała się na głos. – Czemu się śmiejesz?
 – Kiedy myślałam, że Syriusz mi się oświadcza tak naprawdę klęczał żeby dosięgnąć magazyn w którym pokazany był motor, który kupił. – Wytłumaczyła szybko. – Raczej w najbliższym czasie mi się nie oświadczy. Pewnie zrobi to dopiero po ślubie Lily i Jamesa, ponieważ moja ruda przyjaciółka ma szczęście, bo jej facet wie czego chce. I na pewno nie będzie czekał z oświadczynami długo.
 – To Syriusz nie wie czego chce? – Dorcas zaczęła żałować, że jej się to wyrwało.
 – Po prostu czasami nie jest tak jak powinno być. Z resztą… – Machnęła ręką i uśmiechnęła się. – Co ma być to będzie, mamo.
 – Jak chcesz. – Elizabeth znów usiadła na kanapie i spojrzała na nią z poważną miną. – Ale żądam, żeby przyjechał tu na obiad.
 – Dobrze mamo. – Uśmiechnęła się delikatniej i wyszła starając się nie okazywać prawdziwych emocji.
*******
Jane siedziała w swoim małym pokoju i czesała włosy. Wróciła dość niedawno, a i tak musiała od razu się odświeżyć oraz przyszykować na kolację. Rodzice spodziewali się gości i niestety nie mogła odpocząć. Musiała też w tym uczestniczyć. Usłyszała charakterystyczne pukanie do drzwi.
 – Wejdź Mick! – Zawołała i drzwi otworzyły się.
 – Jesteś gotowa? Matka każe ci zejść. – Spojrzała na niego z kwaśną miną i wstała od biurka. – Jane?
 – Tak? – Zapytała kiedy zakładała sweter.
 – Nie chcę żebyś miała niespodziankę. Rodzice zaprosili rodzinę Jacka. – Miała ochotę przytulić starszego brata. Często ludzie dziwili się, że mogą na siebie zawsze liczyć. Nie działali sobie na szkodę, tylko współpracowali. Przez chwilę patrzyli się na siebie i Jane wiedziała, że jego mina nie wróży niczego dobrego. – Nie wiem co w nich wstąpiło, ale są naprawdę zdeterminowani…
 – Mick… – szepnęła ze łzami w oczach, a on w sekundzie znalazł się przy niej i objął ją ramionami.
 – Uciekaj, Mała. Daję ci dziesięć minut. – Usłyszała jego szept przy prawym uchu i zobaczyła, że przy drzwiach stoją jej buty, a obok nich ułożony jest płaszcz. Odsunął się od niej. – Jak będziesz bezpieczna to…
 – Masz. – Zdjęła swój zegarek, który dała jej Dorcas w listopadzie na imprezie. Miała nadzieję, że działa na duże odległości, bo tak szybko skontaktowałaby się. – Załóż go i jak poczujesz drgania, to wystarczy przesunąć palcem po tej krawędzi. Tylko nie mów nikomu o tym cacku, bo mnie Dor zabije.
 – Dobra. – Założył jej zegarek i ucałował w czoło. – Zawsze będę z tobą.
 – Odezwę się. – Mruknęła zakładając płaszcz. – Idź i miej na nich oko.
 – Powodzenia. – Zamknął drzwi od jej pokoju w tym samym momencie, kiedy ona otwierała okno.
*******
Jessica otworzyła drzwi i przez chwilę stała kompletnie zdziwiona. Wprawdzie powiedziała Jane, że w razie problemów może u niej się zatrzymać, ale nie sądziła, że zobaczy ją tego samego dnia, co wróciła do domu.
 – Wchodź. – Zaprosiła ją do środka i nie wiedziała co robić dalej. Widziała, że Jane jest roztrzęsiona, ale przynajmniej nie płakała.
 – Przepraszam… – Zaczęła łamiącym się głosem. – Chociaż na jedną nockę.
 – Nie ma mowy. – Cay odwróciła się i przeszła kilka kroków korytarzem.
 – Jess proszę. – Jess odwróciła się z uśmiechem na twarzy.
 – Zostajesz tu do Nowego Roku. – Wyciągnęła do niej dłoń. – Moi rodzice jeszcze nie wrócili, ale myślę, że nie będą mieli nic przeciwko temu. Przynajmniej nie będzie mi się nudziło. Wiesz… Jocunda i Charlie biorą małą Jo do mamy Charlie'go i wpadną pewnie po świętach.
 – Dziękuję ci. – Jane weszła za nią do kuchni.
 – Kufer później zaprowadzimy do mojego pokoju. – Blondynka usiadła na krześle i spojrzała na przyjaciółkę z zainteresowaniem. – Powiesz czemu?
 – Ech… – Elliot również usiadła i pokręciła głową. – Mick dał mi cynk, że rodzice zaprosili Jacka i jego rodzinę na kolację. Powiedział, żebym zwiewała… To zwiałam.
 – Brawo. – Pogładziła jej dłoń i wstała. – Tylko będziesz musiała pomóc mo i mamie w ogarnięciu domu. Wiesz… Sprzątanie, gotowanie i dekoracja domu, a później będziesz musiała się ze mną uczyć.
 – Co tylko chcesz! – Uśmiechnęły się do siebie promiennie. – Pożyczysz zegarek? Zostawiłam swój Mickowi i muszę się z nim skontaktować.
Przeszły powrotem do przedpokoju i Jane zabrała swój kufer. Potem przeszły w drugą część domu, gdzie znajdował się przestronny pokój Jess. Elliot nigdy nie pomyślałaby, że właśnie tak będzie wyglądał pokój przyjaciółki. Spodziewała się ciepłych barw ścian, a przywitały ją jasnoszare ściany i czarne meble. Nawet pościel miała czarną.
 – Zawsze wyobrażałam sobie ciebie w różowej pościeli. – Jess zaśmiała się z tej uwagi.
 – W wolnych chwilach jestem dziewczyną szatana. – Rzuciła jej zegarek i ruszyła w stronę drzwi.
 – Będę w kuchni. – Zniknęła na korytarzu i po chwili zajrzała do pokoju. – Nie każ mi na siebie długo czekać.
 – Idź! – Elliot zaśmiała się, kiedy Cay uśmiechnęła się uwodzicielsko.
*******
Lily weszła za Jamesem do salonu i miała ochotę uciec. Zatrzymała się tuż obok niego – teoretycznie w samym centrum pomieszczenia. Zdawała sobie sprawę z tego, że będzie dużo osób, ale jak widziała tyle nowych twarzy, to poczuła się strasznie dziwnie. Każdy na nią patrzył z zaciekawieniem. Nie wiedziała w którą stronę patrzeć i czuła jak czerwone robią się jej policzki. Spojrzała na Doreę, która siedziała obok brązowowłosej kobiety. Uśmiechała się do niej lekko, jakby chciała dodać jej otuchy. Pewnie dwadzieścia lat temu przechodziła przez to samo. Ukradkiem zerknęła na Jamesa, który szczerzył zęby. Znała na pamięć jego uśmiechy i widziała, w tym uśmiechu odrobinę dumy i wyższości. Przywitał się pocałunkiem w policzek z babcią i wymienił męski uścisk z dziadkiem. Po kolei ściskał kolejnych członków rodziny, a ona stała nie bardzo wiedząc co zrobić. Chwilę później znów stał obok niej, a ona poczuła się gorzej.
 – Chciałem przedstawić wam Lily. – Powiedział poważnym tonem. – Moją dziewczynę.
 – Dzień dobry. – Słyszała jak drży jej głos i mocno zdziwiła się, kiedy jego babcia ją wyściskała.
 – Coś chudziutka jesteś. – Spojrzała ponad jej ramię na uśmiechniętego Jamesa i sama się uśmiechnęła. Odetchnęła z ulgą zaraz po tym geście ze strony Ophelii. Uścisnęła dłoń dziadka Jamesa i przywitała się z pozostałymi Potterami. Nie spamiętała od razu imion jego kuzynów, ale wiedziała, że w ciągu kilkunastu minut uda jej się nie mylić ich.
 – Lily! – Dorea podeszła do niej i przytuliła jak własną córkę. – Myślałam, że karmią was w Hogwarcie.
 – Karmią. – Uśmiechnęła się już mniej stremowana. – Ale jest tyle stresów, że i tak odechciewa się jeść.
 – Jem za nią, mamo. – Rogacz objął ją ramieniem i spojrzał na nią czule. – Katherina też z resztą wyżera słodycze, które przynoszę Lily.
 – Katherina? – Ożywił się jeden z kuzynów Jamesa.
 – Tak, Henry. Ma wzmożony apetyt. Po zajęciach do kuchni, po kolacji do kuchni… Ciastka, słodycze, kawa, gorąca czekolada… – Rogacz machnął ręką. – Cudem będzie jeżeli zmieści się w cokolwiek z wakacji… Albo w drzwi.
 – … Nie przesadzaj. – Skorciła go Evans. – Dużo schudła od października i od kilkunastu dni dopiero tak…
 –… Opycha się. – Dokończył za nią a Dorea parsknęła śmiechem.
 – Dziwisz się? – Zapytała, a on przestał się uśmiechać.
 – Dobrze Lily. Skończmy. – Przekręcił oczyma i dostał od Lily lekko w żebra.
 – Jesteście głodni? Kolacja wprawdzie za półtora godziny, ale mogłabym coś zrobić. – Zaproponowała Dorea, a oni pokręcili głowami.
 – Myślę, że pokażę Lily jej sypialnię. – Uśmiechnął się do reszty rodziny. – Zejdziemy na kolację, dobrze?
 – Odświeżcie się i odpocznijcie. – Ophelia nadal uśmiechała się miło, tak jak reszta rodziny Jamesa.
 – Nie było tak źle. – Powiedział James kiedy wyszli z salonu i przyciągnął Lily bliżej do siebie. – Taka nieśmiała jesteś strasznie pociągająca.
 – James. – Zaśmiała się i objęła go w pasie. – Masz fajną babcię.
 – Merlinie! – Spojrzał na nią z niedowierzaniem. – Powiedzieć kobiecie, że jest chuda i od razu ma się jej sympatię.
*******
 – Cicho. – Głaskał ją po plecach jedną dłonią, a drugą przyciskał delikatnie do swojej piersi.
 – Przepraszam. – Wychlipała cicho pociągając nosem. Odsunęła się od niego nadal mając łzy w oczach i na policzkach. Otarł je z czułością i patrzył na nią łagodnie. – Wiesz… Będę miała kobiece dni.
 – Czyżby? – Zapytał, a ona spuściła wzrok na kieszeń u jego koszuli.
 – To wiesz… Potęguje. – Oparła głowę na jego piersi i pozwoliła, żeby ją objął. Sama po chwili trzymała swoje dłonie na jego plecach. – Rodzice i w ogóle. Nie pisali do mnie od jakiegoś czasu. W sprawie świąt też kontaktowali się z tobą. Nie wyjechali na peron, bo są ważniejsze sprawy. Wigilię spędzimy sami, bo są inne sprawy. Potem do dziadków Jamesa wpadną na kolację, bo wtedy mogą mieć wolne. A później do twoich dziadków. Po co w ogóle tu przyjeżdżałam? Jak prosili, to myślałam, że chociaż posłucham sobie przez kilka dni jaka to jestem córka marnotrawna. Ale nie… Pusty dom, a potem jakaś nudna kolacyjka i reszta dni u ludzi, których nie znam. Bez urazy.
 – Spokojnie. – Uśmiechnął się lekko. – Wolałabyś zostać w Hogwarcie?
 – Tak. – Odpowiedziała bez zastanowienia. – Tam święta są magiczne. Po prostu. Ostatni rok w Hogwarcie, a ja zjechałam do domu nawet nie wiem po co. Myślałam, że ten ślub mi planują, a przecież nie poznam ich kandydata, bo ich nie ma. Choinkę też musiała ubrać. Tu nie ma nic do roboty…
 –… Jestem ja. – Parkes zamilkła na chwilę i poczuła się głupio. Jego głos zabrzmiał strasznie smutno i miała wyrzuty.
 – Nie o to mi chodziło. – Wyszeptała patrząc na niego przepraszającym wzrokiem. – Po prostu… czuję się tu nieswojo. Jest czysto, w lodówce jest zapewne jedzenie na najbliższe dni. Mam leżeć przez dwa dni i bąki zbijać?
 – Wymyślę coś. – Ucałował jej skroń i znów poczuła się dziwnie.
 – Chciałabym gdzieś wyjść, ale wiem, że nam nie wolno, bo jest zbyt niebezpieczne. – Parsknęła śmiechem i odsunęła się od niego. – Idę spać.
 – Katy… – Zaczął William, próbując ją zatrzymać, ale wyszła z kuchni prawie bezgłośnie. Usiadł przy stole i wypił łyk gorącej herbaty. Poczuł jak napój parzy go w gardło i przełyk. Miał nadzieję, że obejdzie się bez pęcherzy. Myślał o niej. O jej nieszczęśliwej minie i słowach, które wypowiedziała. Nie czuła się tutaj najlepiej, a on nie mógł nic na to poradzić.
Prawie nic.
Pomysł pojawił się w jego głowie zaskakująco szybko i nie myśląc dokładnie nad nim, udał się na chwilę do salonu. Napisał coś pośpiesznie na pergaminie i zapakował go w kopertę. Potem wyszedł na dwór do wieżyczki, gdzie sowy Parkesów mogły odpocząć i zjeść. Kilka minut później patrzył na horyzont, gdzie duży puchacz zmieniał się powoli w małą plamkę na niebie, a następnie zniknął gdzieś między chmurami.
*******
 – Wchodź James! – Krzyknęła Lily słysząc jak puka do drzwi. Tak jej się wydawało, że to on.
 – To nie James. – Odwróciła się w stronę drzwi i szybko uśmiechnęła się w stronę dwóch kuzynek Rogacza. Nie były do siebie podobne, a Lily nie wiedziała czemu. Zorientowała się, kiedy po chwili weszły kolejne dwie kuzynki Jamesa.
 – James prosił nas żebyśmy sobie przyczepiły kartki z imionami, ale uznałyśmy, że to strasznie głupie. – Powiedziała jedna z kuzynek. – Zabawa będzie o wiele prostsza.
 – Merlinie, ty znowu z tym? Wybacz Lily, ale moja siostra w prawie każdą sytuację próbuje wtrącić jakieś głupie zabawy… – Zaczęła kolejna i Evans domyśliła się, że muszą być siostrami.
 – One nie są głupie… Dzieci tak się uczą imion innych dzieci. – Zauważyła, kiedy zabrała z łóżka Lily podgłówki i rozstawiła je w kółku.
 – Ale zauważ, że Lily ma tyle lat co ty. Nie jest dzieckiem. – Ruda uśmiechnęła się słysząc jak zniecierpliwiony ton ma druga z sióstr. Niby się kłóciły, ale nie widać było w tym wredności i złośliwości.
 – Zaufaj mi Marie… Wiem co robię. – Usiadła na jednym z podgłówków i nakazała ruchem ręki, żeby też usiadły.
 – Faktycznie… Byłaś najlepszą przedszkolanką w wakacje. – Mruknęła z przekąsem Marie.
 – Dobrze Lily. Zaczniemy ode mnie. Zabawa polega na tym, że ja mówię swoje imię. Później osoba siedząca obok mnie powtarza moje imię i na końcu mówi swoje i tak do ciebie. Jeśli dojdzie do ciebie to ty powtarzasz po kolei imiona i na koniec mówisz swoje. Łatwiej zapamiętasz. Rozumiesz? – Lily kiwnęła głową a Marie uśmiechnęła się szeroko. Teraz Evans zauważyła, że obie z jej siostrą mają ten sam odcień piwnych oczu. Brązowe plamki, połączone z zielonkowatymi i szarymi.
 – Więc tak. – Zaczęła z wielkim uśmiechem na twarzy. – Wendy.
 – Och Wendy… – Marie jęknęła, ale widząc spojrzenie siostry westchnęła ciężko i przyłączyła się do zabawy. – Wendy, Marie.
 – Wendy, Marie, Susann.
 – Wendy, Marie, Susann, Alissa.
 – Wendy, Marie, Susann, Alissa… – Mówiła powoli Lily patrząc na każdą i mrużąc oczy. – Lily!
 – Widzisz Lily! Dobrze było. – Uśmiechnęła się do niej brunetka i przygładziła swoje krótko ścięte czarne włosy. – Ja, Marie i Sunny jesteśmy siostrami, a naszym bratem jest John. Alissa jest z kolei siostrą Kevina i Henry'ego, przypomnę ci, kto jest kim, w czasie kolacji.
 – Zaproponuj tą zabawę. Wendy zajmowała się dziećmi w czasie wakacji i stąd jej upodobania do zabaw. – Marie spojrzała na sufit, jakby prosiła Merlina o łaskę dla siostry.
 – Przyda jej się. – Mruknęła Susann. – Będziemy podrzucać jej dzieci.
 – Sunny! – Siostra uderzyła ją lekko w dłoń. Evans patrzyła na to z lekkim uśmiechem.
 – Jest z nas najmłodsza więc przyjęło się, że jest naszym Sunny*. – Wytłumaczyła jej Alissa. Była brunetką, tak jak Wendy. Nawet długość włosów miały podobne. Lekko opadały na ramiona, ale nie sięgały łopatek.
 – Już cię urabiają? – Evans spojrzała na drzwi, w których stał James. Opierał się o futrynę z delikatnym uśmiechem i rękoma założonymi na piersi. Lily musiała przyznać, że wygląda nonszalancko.
 – Ktoś musi, skoro nic jej nie mówiłeś. – Alissa oskarżycielsko wskazała na niego palcem.
 – Mówiłem! – Bronił się i wszedł dalej do pokoju. – Ale biedna była w takim stresie, że prawie zapomniała jak się nazywa.
 – James! – Lily poczerwieniała na policzkach, a oni roześmiali się.
 – Przyszedłem bo wołają was do pomocy. – Usiadł na łóżku swojej dziewczyny i czekał aż kuzynki wyjdą. – No sio mi stąd! Lily zostaje.
 – Do kolacji. – Mruknęła Susann i wyszły nieco ociągając się.
 – Nasłuchałaś się już historii, które mnie kompromitują? – Ruda usiadła obok niego i pokręciła głową.
 – Chyba czekają, aż będzie ciemno z tymi historiami. – Stwierdziła i westchnęła. – Miłe są.
 – To cecha dominująca u Potterów. – Wyszczerzył zęby w uśmiechu a ona parsknęła śmiechem. – Podoba ci się pokój?
 – Tak. – Przysunęła się bliżej niego i oparła głowę na jego ramieniu. Nagle ogarnęła ją senność.
 – Jakby ci było zimno… – Zaczął Potter czując dreszcze w miejscu, gdzie oddech Lily zatrzymywał się na jego ciele.
 – Ile mamy do kolacji?
 – Pół godziny. Zmęczona jesteś? – Nie czekał na odpowiedź. – Wiesz… Myślę, że oprowadzę cię trochę po domu…
 – …zamku. – Wtrąciła, a on pokręcił głową.
 – Dużym domu. – Sprostował i wstał, kiedy ona podniosła się z łóżka. – Jest tu wiele kącików i zakamarków. I coś co lubisz...
 – Biblioteka? – Zapytała z iskierkami w oczach a on kiwnął głową.
 – Mniejsza niż w Hogwarcie. – Powiedział, otwierając drzwi i przepuszczając ją pierwszą.
 – A ma dział ksiąg zakazanych? – Odwróciła się do niego szybko, a on prawie w nią wpadł.
 – Lily Evans… – Zaczął śmiertelnie poważnym tonem. – Jesteś bardzo niegrzeczna. Ale nie… Nie ma tu działu ksiąg zakazanych.
 – To szkoda. – Odwróciła się i dała poprowadzić się z powrotem na parter.
*******
Syriusz pociągnął łyk Ognistej i skrzywił się nieznacznie. Obok niego leżała już jedna opróżniona butelka i jak był trzeźwy miał nadzieję, że uda mu się wypić dwie butelki.
 – Wiesz bracie… To nie jest tak, że związek to jest jakiś obowiązek… Znaczy jest. – Wybełkotał do pół przytomnego Lupina. – Ale widzisz… Zamiast być u niej to ja siedzę z tobą i nie rozumiem… Dlaczego?
 – Nie wiem. – Mruknął Remus i odstawił pustą butelkę na podłodze. Podparł dłonią brodę i patrzył na Blacka, który miał coś mówić.
 – A wiem… Powinienem być u Andromedy. Pół dnia temu. – Spojrzał na zegarek i ponownie umoczył swe gardło rozkosznym trunkiem. – Ale jak jutro do niej dotrę to nic się nie stanie… Lunatyku… Masz przesrane.
 – Uhmm… – Jęknął blondyn. Syriusz nie zauważył, że jego kompan zaliczył tak zwanego „zgona”.
 – Jutro Wigilia, pojutrze święta… A wtedy pełnia. Dobrze, że na Sylwestra wydobrzejesz… Może wreszcie ci się uda coś upolować… – Łyknął raz jeszcze i jego bełkot był ledwo wyraźny. – Jak chcesz to mogę przyjechać… Ale pewnie mała Dora wykończy wujka Syriusza. Swoją drogą… Powiem ci Luniaczku, że nie spodziewałem się tego po naszej cichej Katy. Nigdy nie była jakaś cnotliwa, ale o takie zażyłości z Willem, to nikt by jej nie podejrzewał. I jeszcze Parkerson. Lata do niego kilka razy w tygodniu, są na "ty"… Lunio?
Syriusz szturchnął Lupina, a ten opadł bezwiednie na podłogę w dziwnej pozycji.
 – Masz ci Lunio. – Black przycisnął gwint butelki do ust, pijąc jak najwięcej dało się wypić. Trochę pociekło mu po brodzie, ale po kilku łykach sam opadł obok Remusa, a niedokończona butelka Ognistej Whisky spoczywała w jego zaciśniętej dłoni.

7 komentarzy:

  1. Moja pierwsza myśli: o jeju, jaki długi rozdział :D
    Jem sobie właśnie kolację, która tak naprawdę jest obiadem i zastanawiam się nad tym, jak bardzo zmarnowałam dzisiejszy dzień :D Więc stwierdzam, a co tam, pomarnuję go jeszcze trochę go pomarnuję, posiedzę tutaj i poczytam, a dopiero później się wykąpię i pouczę :D No, jak mi się zechce, w końcu niedzielę ma się tylko jedną :D

    Jak ja się cieszę, że Syriusz podszedł do sprawy jak prawdziwy przyjaciel, nie oceniał ani Katheriny, ani Williama. Złapał moje serce swoim zachowaniem. No i fakt, że zauważył, iż Will faktycznie coś czuje do Katie i wcale nie chce, aby to było takie "bez zobowiązań" :D
    Co do sceny w pociągu: ja także kocham Jessikę. Wypowiada się i zachowuje w taki sposób, że chyba każdy ją kocha *_*
    Jestem w świątecznym nastroju. Dzisiaj wyjęłam świąteczne dekoracje i pisałam rozdział piąty, w którym także wszyscy szykują się do świąt, więc ten rozdział na zakończenie dnia jest strzałem w dziesiątkę :D
    Miałam dużo Jamesa i Lily <3 Oj, jak ja ich razem uwielbiam! Za mało ich mam na osobności, ale oni zawsze są tacy słodcy *_* Zwłaszcza James! Jakby mógł, to by Lily wychuchał, wydmuchał i postawił na samym środku swoich trofeów <3
    Szkoda mi Jane, ale bardzo podoba mi się jej relacja z bratem. Cieszę się, że mogła zatrzymać się u Jess. Swoją drogą, też spodziewałam się czegoś kolorowego w jej sypialni :D Ale szatan dobry jest, zwłaszcza ten, który jest grany przez Toma Ellisa :D
    Jakie to słodkie, że William tak przeżywa wszystko, co związane jest z Katheriną! Szkoda mi jej bardzo, jej rodzice zaczynają mnie już wkurzać, i to bardzo, bardzo.
    Ciekawa jestem, czy Syriusz dotrze na święta do Tonksiątek, no i do Dorcas. Swoją drogą ten jego zgon i Lupina to mistrzostwo. Ciekawa jestem, czy Lupin będzie pamiętał coś na następny dzień. Zwłaszcza wzmiankę o Katie.
    Oj, na dzisiaj koniec :D Mam nadzieję, że do końca przyszłego tygodnia dotrę do 20 rozdziału :D
    Tymczasem idę się wykąpać i coś tam pouczyć, żeby nie było, że jedyne, co zrobiłam przez cały dzień to... nic :D
    Pozdrawiam. Trzymaj się ciepło i dobrej nocki <3
    NOX!
    Ada

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Aż sprawdziłam ile zajmuje ten rozdział i to tylko 12 stron :P Przygotuj się na to, że będą rozdziały liczące około 20 ;)

      Syriusz to prawdziwy przyjaciel i zawsze próbuje zrozumieć drugiego człowieka :D
      Nie trudno się domyślić, że William coś do Katheriny, bo ona jest naprawdę świetną laską (z wyglądu) i charakter, jak ma dobre dni, też ma niezły. :D
      Dokładnie Jamesa takiego chcę zrobić. Po tylu latach starań, kiedy w końcu jest z nim... Musi na nią chuchać :D
      Jane świetnie sobie radzi. Mick jako facet nie ma takich problemów, ale stoi za nią murem. Najważniejsze, że może na kogoś liczyć :)
      Jess Cię na pewno zaskoczy... Po skończeniu szkoły poznajemy ją bardziej i zdecydowanie wiedzie prym w rozdziałach. :) Ale spokojnie, ona nie jest satanistką! :D
      O. Mój. Lucyferze <3
      Uwielbiam ten serial! Tom Ellis jest genialny! Obsadzenie brytyjczyka w tej roli (gdzie gra wśród amerykanów) było świetnym posunięciem :D Mogłabym słuchać tego głosu go-dzi-na-mi!
      Czasami odnoszę wrażenie, że przedstawiłam to, co Will czuje do Katheriny, jako małą obsesję :D Ale on się o nią troszczy i rozumie przez co przechodzi.
      Zaspoileruję: Lupin nie będzie pamiętał :D Chyba nawet później tego nie wyjaśniłam :P

      Jeżeli chcesz, to mogę Ci pdf'a podesłać z rozdziałami :D
      Może pójdzie trochę szybciej :D

      Również dobrej nocy życzę!
      Buziaki! :*



      Ja dziś też wyjęłam świąteczne dekoracje, zapaliłam już lampki i nawet mam świeczki o zapachu pierniczków :D W sumie dzięki temu nieco szybciej idzie mi pisanie, bo od 53 świąteczny nastrój będzie (choć będzie go troszkę mniej niż w tamtym roku), no ale mam nadzieję, że Święta w opowiadaniu zgrają się ze Świętami w rzeczywistości :D

      Usuń
    2. No proszę, ktoś tu też ogląda Lucyfera :D *_* Ja tak samo! I jeszcze fakt, że śpiewa! Jest idealny. Tych świeczek to Ci zazdroszczę :D Za pdf'a na razie podziękuję, bo na blogu wyjątkowo wygodnie mi się czyta, wersja mobilna jest w sam raz :D

      Usuń
    3. I jeszcze fakt, że gra na gitarze <3
      Ten facet jest idealny :D

      No i ubiera się u Prady ;)

      Usuń
    4. Można by tak wymieniać w nieskończoność :) :D

      Usuń
  2. Wiesz, jest tu wiele ciekawych wątków, ale Arystokrata James bije wszystkich na głowę ;)
    I wyobraziłam sobie ten spektakularny dzwon Syriusza xD Jednak mam plastyczną wyobraźnię ;D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja wiem, że jest wiele wątków i mam szczerą nadzieję, że się w nich nie gubisz (chociaż nie zdziwiłabym się, bo sama o paru zapomniałam :P).
      Arystokratów tu wiele, ale James jest numerem 1. :D

      Usuń

Cześć Drogi Czytelniku!
Jeśli przeczytałaś/eś rozdział, podziel się ze mną swoją opinią i uwagami.
Przyjmuję konstruktywną krytykę – ale pamiętaj, żeby zachować kulturę wypowiedzi.
Jedna obelga, to jeden smutny labrador!

Masz jakieś pytania?
Czegoś nie pamiętasz lub nie do końca wiesz, co autorka miała na myśli?
Zapytaj o to w komentarzu – SBlackLady zawsze odpisuje!

KATHERINA (78) JESSICA (68) SYRIUSZ (67) JAMES (63) LILY (62) JANE (54) DORCAS (50) REMUS (47) ANGLIA (42) WILLIAM (42) ADALBERT (40) PAUL (38) TOBIAS (37) ZAKON FENIKSA (35) AUROR (31) MOODY (29) HOGWART (25) BONES (21) CHARLUS (20) DUMBLEDORE (19) AUSTRALIA (18) DOREA (18) MEADOWS (17) ŚMIERCIOŻERCY (15) POTTEROWIE (14) PARKESOWIE (13) CAROLINE (12) KURSY (11) MISJA (11) DAGNY (10) MCGONAGALL (10) INNE SZKOŁY (9) LISTY (9) ORGANIZACJA (9) informacja (9) LARS (8) PAESEGOOD (8) ROBERT (8) ELIZABETH PRONTON (7) TORIN (7) WAKACJE (7) REGULUS (6) ŚWIĘTA (6) ANN (5) HENRY (5) ROSJA (5) SNAPE (5) STANY ZJEDNOCZONE (5) VOLDEMORT (5) WALKA (5) 18+ (4) CLARE (4) GREGORY (4) OKLUMENCJA (4) PATRONUSY (4) POJEDYNEK (4) STEPHANIE (4) ŚLUB (4) ANDROMEDA (3) HUNCWOCI (3) KARTNEY'OWIE (3) MECZ (3) QUIDDITCH (3) BEATRISHA (2) IMPREZA (2) LAGERE (2) MICK (2) OIGHRIG (2) PIERWSZA WOJNA CZARODZIEJÓW (2) WIELKANOC (2) FRANCJA (1) HOGSMEADE (1) JACK (1) JULIETTE (1) KONKURS (1) NOC DUCHÓW (1) OWUTEMY (1)
Theme by Lydia | Land of Grafic