26.09.2014

*14*

[muzyka]
Poranek wigilijny u Potterów wyglądał trochę nerwowo. Lily przetarła oczy i ziewnęła zaraz po tym jak wyłączyła budzik. Szósta rano. Wprawdzie jako gość mogła spać dłużej, ale zobowiązała się, że pomoże w przygotowaniach. Poszła do małej łazienki przy pokoju, żeby się ubrać i obmyć twarz. Włosy związała tak, aby jej nie przeszkadzały i wyszła z pokoju. Już na korytarzu usłyszała krzątaninę na parterze. Zeszła po schodach i zobaczyła męską część rodziny.

 – Wstałaś już! – James szybko znalazł sie tuż obok niej.
 – Dzień dobry. – Powitała ich uśmiechnięta lekko. – Słynna wyprawa?
 – Tak. – Rogacz ubrany był już na wyprawę po jodły. – Wrócimy około południa pewnie.
 – Już nie mogę się doczekać. – Mruknęła i głośno zaburczało jej w brzuchu.
 – Myślę, że powinnaś iść do kuchni i coś zjeść. Babcia lub ciotki powiedzą ci co masz robić. Pewnie dadzą ci łatwą fuchę.
 – A wy kiedy idziecie?
 – Czekamy na kosz od babci. Dziadek musi tam trochę wina dodać i pójdziemy. – Odwrócił się i spojrzał na drzwi do kuchni. – Pasujesz tu, wiesz?
 – Jestem stara? – Zapytała całkiem poważnie, a on parsknął śmiechem.
 – No pewnie! – Jeszcze chwilę się śmiał. – Po prostu ładnie się komponujesz z tym domem.
 – Dzięki. Chociaż nie wiem czy to komplement... Idziecie już. – Dała mu buziaka w policzek. – Udanych łowów.
 – Udanego sprzątania. – Pokazał jej język, a ona miała ochotę pokazać mu wulgarny gest, ale za dużo rodziny by to zauważyło. Poszła więc do kuchni zjeść śniadanie i dowiedzieć się jakie obowiązki zostaną jej przydzielone.
*******
 – Przepraszam Jane, że tak wyszło. – Jessica i Jane stały przed bramą domu Cay.
 – Nic się nie dzieje. Na szczęście Dumbledore zrozumiał i wrócę bez problemu do szkoły. Z resztą. I tak dziś wypad do Hogsmeade, to nie ma większych przeszkód. Podziękuj tacie za to, że odesłał mój kufer w Ministerstwie. – Wyciągnęła różdżkę i machnęła nią w powietrzu. – Baw się dobrze z siostrą.
 – Proszę cię...Chętnie pojechałabym z Tobą. – Przytuliła się do Jane kiedy podjechał Błędny Rycerz.
 – Witam w Błędnym Rycerzu... – Zaczął konduktor, ale Jane mu przerwała.
 – Do Hogsmeade. – Wręczyła mu pieniądze i zwróciła się do Jess. – Do zobaczenia!
 – Bezpiecznej podróży! – Pomachała jej ręką i chwilę później panny Elliot już nie było w Portree.
*******
Katherina obudziła się tuż przed południem i zdziwiła się widząc, że jej kufer stoi na środku pokoju. Otworzyła go i przeżyła większy szok widząc, że są w nim ubrania. Przecież się rozpakowywała. Już miała znów to robić, ale do pokoju wszedł William.
 – Co to ma być? – Zapytała, a on uśmiechnął się szeroko.
 – Zaufaj mi. Nie robię niczego głupiego. – Pocałował ją lekko w usta co ją mocno zmyliło. Zamknął bagaż i wyniósł go z pokoju.
 – Ej! – Krzyknęła i wybiegła za nim. – Co kombinujesz?
 – Zaufaj mi. – Powtórzył kiedy położył jej kufer obok swojego. – Odsuń się.
 – Co ty robisz?
 – Czaruję. – Zamknęła się i patrzyła jak William rzuca zaklęcie na kufry, które po chwili zniknęły.
 – Gdzie je wysłałeś? – Zapytała, a on odwrócił się do niej z lekkim uśmiechem.
 – Trochę zaufania Katy. Jeszcze nigdy nie zrobiłem ci niczego złego. – Złapał ją za dłoń i pociągnął w stronę kuchni. – Zrobiłem ci śniadanie.
 – Myślałam, że mama już zostawiła gotowe śniadania w lodówce. – Mruknęła z przekąsem Katy i usiadła na krześle. – Naleśniki!
 – I kawa. – Podał kubek z parującym napojem i usiadł naprzeciwko niej.
 – Jesteś... – Zaczęła przeżuwając jedzenie i trochę się zmieszała. – Kochany.
 – To tylko śniadanie. – Mruknął, a ona zdawała się tego nie słyszeć. Była zbyt pochłonięta jedzeniem.
 – Ja chyba naprawdę za dużo jem. – Powiedziała kiedy skończyła. – Jak tak dalej pójdzie to na kursach będę się toczyła.
 – Kurs aurorski? – Zapytał Will a ona poczerwieniała.
 – Ale nie mów nikomu!
 – Dziwię się, czemu jesteś taka zawstydzona. Przecież to dobrze. – Uśmiechnął się.
 – Historia magii. Muszę iść do Binnsa i zaliczać materiał, ale najpierw do McGonagall. Przed świętami nie zdobyłam się na odwagę. – Podeszła do zlewu i umyła po sobie naczynia. – Ile mam wolnego czasu?
 – Z cztery godziny. Na osiemnastą musisz być gotowa. Tylko wystrój się. – Poczuł jej dłonie na ramionach i mimowolnie zadrżał.
 – Cokolwiek szykujesz, to dziękuję William. – Oparła swoje czoło o tył jego głowy i trwała tak przez kilkanaście sekund. – W gabinecie ojca jest kilka książek które chciałabym obejrzeć. Myślę że się przydadzą.
 – Myślałem, że to pomieszczenie do którego tylko on ma wstęp. – Will wstał i ruszył za nią.
 – Jak byłam mała to mama mnie tam zabierała. – Powiedziała i spod jednego schodka wyjęła klucz. – Zawsze tam był.
Stanęli przed drzwiami i ogarnęły ją jakieś złe przeczucia.
 – Wiesz... Pierwszy raz bez mamy i się boję trochę. – Powiedziała bardzo cicho i przekręciła klucz w zamku. Drzwi otworzyły się i bardzo powoli przestąpiła przez próg. Dawno nie odwiedzała tego pomieszczenia, ale zauważyła, że niewiele się zmieniło. Dębowe biurko stało przy oknie, a półki pasujące do niego zakrywały ciemne ściany. Uwielbiała to pomieszczenie. Ciemne wnętrze, jasne meble i okno od południowo –zachodniej strony. Idealnie dopasowane.
 – Pierwszy raz tu jestem. – Uśmiechnął się do niej nerwowo. Też czuła dziwny ucisk na żołądku.
 – Ojciec przed snem czytał mi książki historyczne. Mama tego nienawidziła. – Usiadła na fotelu przy biurku. – Tak samo jak on nienawidził jej eksperymentowania w domu. I miał rację. Najciekawsze, najdokładniejsze księgi ma zawsze pod ręką. Wskazała na kilka tomów ułożonych na biurku.
 – Wiesz co się dzieje na historii magii? – Zapytał a ona pokręciła głową. – Pomóc ci szukać czegoś odpowiedniego?
 – Byłabym wdzięczna. – Wzięła pierwszą, trochę przykurzoną książkę i obejrzała dokładnie. – Ta by się przydała na trzecim roku.
 – Katy? – Spojrzała na niego i uśmiechnęła się.
 – Tą powinnam znać na pamięć. Kilka razy mi ją przeczytał. Wojny olbrzymów, zabieranie terytorium centaurom i pierwsze reformy w sprawach wampirów. – Poczuła w sobie pewną czułość.
 – Nie o to chodzi. – Wyjął z książki jakąś kopertę, a ona uniosła brwi wysoko.
 – Kusi mnie. – Powiedziała, kiedy zauważyła napis na środku koperty. "Katherina i William".
 – Mnie chyba bardziej. – Widział jak otwiera kopertę, ale przerwał jej. – Nie!
 – Dlaczego? – Spojrzała urażona, a on wziął ją od Parkes. – Mam złe przeczucia. Wezmę ją ze sobą i otworzymy jak będziemy u moich dziadków. Nie chcę psuć nam świąt, a nie wiadomo co tam jest. Dwa dni to nie jest dużo.
 – Dobrze. Poszukajmy książek dla mnie. – Trochę była zawiedziona, ale zrozumiała go. Sama miała złe przeczucia odkąd tu weszła. Siedzieli w milczeniu przez kilkadziesiąt minut i kiedy opuszczali pomieszczenie wynieśli tylko cztery książki. Parkes schowała klucz tam, gdzie go znalazła i dalej w milczeniu poszła z Williamem do jej pokoju.
*******
Lily siedziała przy palącym się kominku i trzymając kubek gorącego kakao w dłoniach. Nie tak wyobrażała sobie przygotowania, ale była zadowolona, że ma tak dużo czasu wolnego. Dużo kobiet w domu, które mogą używać czarów i skrzaty sprawiły, że już po trzech godzinach dom był wysprzątany i udekorowany świątecznie. Teraz czekały jedynie na jodły. Skrzaty w kuchni przygotowywały potrawy na kolację i jedynie co chwilę któraś z pań szła coś dopowiedzieć, czy czegoś spróbować. Kuzynki Jamesa gawędziły wesoło, co chwilę o coś się sprzeczając, a panie pogrążone były w poważniejszej rozmowie, bo mówiły do siebie prawie szeptem. Odstawiła kubek na stolik i zaczęła ponownie czytać książkę. Szybko usnęła.
*******
Rozejrzała się po pustym dormitorium i poczuła smutek. Jeżeli zostawała na święta w Hogwarcie to zawsze ktoś jej towarzyszył... A teraz nie było nikogo.
 – Spokojnie Jane. – Usiadła przy stoliku i sięgnęła po pióro oraz pergaminy. Posiedziała kilkadziesiąt minut nad listami, a kiedy skończyła powolnym krokiem poszła do sowiarni.
Niby po co miała się spieszyć?
Torba ciążyła jej na ramieniu, ale po wysłaniu listów nie czuła ciężaru. Zaplanowała sobie każdą minutę przerwy świątecznej. Eseje, materiał dodatkowy i kilka powtórek. Żyć nie umierać! Wolne a ona siedzi nad książkami.
 – Dzień dobry! – Uśmiechnęła się do bibliotekarki i poszła do stolika. Zdziwiła się widząc kilka zajętych miejsc. Nie spodziewała się tu spotkać kogokolwiek. Wyszukała kilka ksiąg i zaczęła naukę.
Zawsze sobie ceniła bibliotekę. Nie była sama, ale była skupiona na sobie. Cisza, spokój, zapach starych pergaminów i ciepło. Tak... Jane Elliot odpoczywała w tym miejscu.
 – Co tu robisz? – Drgnęła lekko kiedy po kilkudziesięciu minutach usłyszała znajomy głos.
 – Piszę eseje. – Uśmiechnęła się lekko.
 – Wiesz, że nie o to mi chodzi. – Parkerson usiadł naprzeciwko niej. – Zdawało mi się, że wsiadałaś do pociągu.
 – Śledzi mnie pan? – Zaśmiała się lekko. Dziwiła się sama sobie, że rozmowa z nim przychodzi jej tak lekko.
 – To część mojej pracy. – Odpowiedział jej lekkim uśmiechem, choć w myślach przyznał jej rację. Coś go ciągło do tej dziewczyny. – Czemu nie w domu?
 – Ciężka sprawa. – Mruknęła cicho i zamknęła księgę przed sobą. – Uciekłam z domu. Rodzice zachowują się zbyt nachalnie w sprawie moich zerwanych zaręczyn i brat poradził mi ucieczkę, więc to zrobiłam.
 – Żałujesz? – zapytał a Jane przez chwilę się zastanawiała.
 – Nie do końca jestem pewna, ale chyba nie. – Westchnęła ciężko. – Najgorszy będzie powrót na wakacje... Nie wiem czy będę miała gdzie wrócić.
 – Myślę, że z twoimi ocenami i ambicją dostaniesz jakieś stypendium. Będzie dobrze Jane. – Spojrzała na niego zdziwiona w momencie kiedy jego kciuk pogłaskał jej dłoń. Ciepłe iskierki przepływały z jego palca do jej ręki. Patrzyli oboje na swoje dłonie i po chwili w tym samym momencie spojrzeli na siebie. – Jane...
 – Tak profesorze? – Nie zauważyła jak biblioteka powoli opustoszała, zrobiło się cieplej, policzki jej poróżowiały a normalny ton głosu zamienił się na szept.
 – Myślę, że powinnaś mówić mi po imieniu. – Zdobył się na odważniejszy gest i teraz trzymał jej drobne palce w swoich dłoniach.
 – Dobrze... Paul. – Uśmiechnęła się lekko. Nagle ogarnęła ją lekka panika i wyswobodziła swoje palce. Zaczęła zbierać pergaminy ze stolika. – Kolacja.
 – Faktycznie. – Blondyn zmierzwił krótkie kędziorki i zebrał książki. – Odłożę.
 – Dzięki. – Poczuła się niemrawo. Był nauczycielem, fakt... Katy też mogła mu mówić po imieniu, ale oni wyraźnie zaczęli naginać granicę. Wyszli w milczeniu na korytarz i minęła dłuższa chwila nim Paul się odezwał.
 – Czułaś to co ja? – Zatkało ją. Pierwszy raz w życiu słyszała, żeby mężczyzna mówił w taki sposób. Zatrzymała się bardzo mocno przestraszona. Coś jej mówiło żeby dalej w to brnęła.
 – Tak. – Spojrzała na niego i widziała wyraz ulgi na jego twarzy.
 – Nie jestem głodny, a ty? – Mruknął trochę zawstydzony. – A do patrolu jeszcze trzy godziny.
 – W sumie, to nie dokończyłam eseju. – Uśmiechnęła się zestresowana i zaśmiała się nerwowo.
 – Więc zapraszam do mnie. – Podrapał się po czole, a ona kiwnęła głową. Napięcie między nimi bardziej rosło im bliżej byli jego gabinetu, a milczenie potęgowało to uczucie. Parkerson zatrzymał się przy drzwiach i po chwili zastanowienia otworzył je. Przepuścił ją a ona próbowała się opanować. Przeszli przez salę i weszli po schodach do komnaty przeznaczonej dla niego.
 – Usiądź. – Wskazał na fotel, a on podszedł do kominka i poruszał pogrzebaczem w tlących się drwach. Po chwili ukazał się płomień, który oświetlił dodatkowo pomieszczenie i ocieplił je. Usiadł obok na drugim fotelu.
 – Napijesz się czegoś? Mam sok, Kremowe Piwo albo...
 – Kremowe Piwo. – Przerwała mu, a on wyciągnął różdżkę i po chwili na stole pojawiły się dwie butelki trunku. – Szklankę?
 – Najlepsze z butelki. – Wiedziała że to trochę mało kobiece, ale zawsze piła z gwinta. Chyba że był to grzaniec – Trochę się dziwnie zrobiło.
 – Czuję się jakbym robił coś niestosownego... – Upił łyk piwa. – A nie powinienem. Fakt jestem twoim nauczycielem, ale nie obowiązuje mnie regulamin Hogwartu, bo jestem pracownikiem Ministerstwa Magii.
 – Naprawdę? – Podniosła wzrok na niego i odetchnęła z ulgą. – To wiele... wyjaśnia i daje.
 – No i fakt, że cóż... z zajęć ze mną nie ma ocen, są to zajęcia nieobowiązkowe... No i jeszcze mamy tyle samo lat. – Jane w duchu dziękowała mu, że to mówi.
 – Fakt... inaczej wyglądałoby to z profesorem Slughornem, czy Binnsem. Albo z profesor McGonagall. – Zażartowała, a on zaśmiał się.
 – Przepraszam Jane za tę niezręczną sytuację, ale od czasu gdy tu jestem... – Zaczął ale przerwał jakby zastanawiał się nad czymś.
 – Tak? – Zapytała chcąc usłyszeć, czy on też ma takie odczucia.
 – To coś mnie pcha do ciebie. Patrole z tobą, rozmowy... Wiemy o sobie już dużo chociaż nie naginaliśmy stosunków... W czasie posiłków rzucasz mi się w oczy. Tak samo przy wsiadaniu do pociągu... Nie potrafię tego opisać, ale w największym tłumie widzę cię... To głupie. – Mruknął i pociągnął łyk z butelki.
 – To nie jest głupie... Czuję podobnie. – Uśmiechnęła się do niego. – Nie czuję się skrępowana przy tobie, wiem że nie ocenisz mnie źle, jeżeli powiem coś, co do mnie nie pasuje. Jesteś pierwszą osobą przy której tak szybko pokazałam swoją prawdziwą naturę.
 – Chciałbym się z tobą spotykać. – Wypalił nagle.
 – Och... Oczywiście. – Zaśmiała się lekko. – Nie chodzi tylko o spotkania na patrolach, profesorze?
 – Jane... – Zaśmiał się z ulgą. – Nie. Nie tylko na patrolach.
 – To dobrze. – Posłała mu ciepły uśmiech, kiedy złapał ją za dłoń. Elliot wtedy odkryła jak łatwo przychodzi jej flirt z Parkersonem.
*******
 – Katy! – William stał przy schodach i czekał na blondynkę. Za dziesięć minut świstoklik miał się uaktywnić, a samo dojście do niego zajmowało więcej niż pięć minut. Zbiegła szybko po schodach już ubrana w płaszcz, szalik i czapkę.
 – Kozaki jeszcze. – Ubrała je szybko i uśmiechnęła się do niego uroczo.
 – Miałem nadzieję, że zobaczę cię bez płaszcza. – Mruknął pociągając ją za rękę w stronę drzwi. Wyszli przed dom i przedzierali sie przez śnieg w stronę potoku.
 – Kiedy?
 – Dwie minuty.
 – Powiedz gdzie. – Poprosiła słodko.
 – Nie. – Uśmiechnął się do niej i cmoknął ją w czoło.
 – Nie lubię cię. – Stwierdziła i miała nadąsaną minę, dopóki koło od roweru nie zaczęło się mienić niebieskim blaskiem. Złapał ją za dłoń i razem dotknęli świstokliku. Tego środka transportu też nie lubiła. Wylądowała twardo na pupie w zaspie śniegu. Usłyszała śmiech Williama i inny, równie znajomy śmiech.
 – Wujek! – Krzyknęła i rzuciła się na Charlusa Pottera. – Ale niespodzianka!
 – Chodźmy bo mama panikuje, że kolacja będzie za późno. – Katy odwróciła się do Kartney'a i uśmiechnęła się z wdzięcznością.
 – James i Lily wiedzą? – Zapytała, a on pokręcił głową.
 – Dla nich to też niespodzianka. – Otworzył przed nią drzwi i weszli do ciepłego domu. Blondyn zabrał od niej płaszcz i czuł jak zaczyna szumieć mu w głowie. Katherina ubrana była w przylegającą do ciała sukienkę do kolana w kolorze czekoladowym. Teraz dopiero zauważył ciepłe kolory w jej makijażu i musiał przyznać, że jest piękniejsza niż do tej pory uważał.
 – Will? – Wrócił do rzeczywistości lekko speszony.
 – Pięknie wyglądasz. – Powiedział cicho i widział jak lekko się rumieni.
 – Stwierdziłam, że włosy zostawię takie jakie są... – Zaczęła cicho.
 – Lubię jak takie są. – Stwierdził poważnie, a ona dokończyła.
 – Bo lubisz. – Uśmiechnęła się do niego, a on głośno przełknął ślinę. Cholernie go podnieciła.
 – Zapraszam dalej. – Katy odwróciła się do Charlusa i kiwnęła głową na Willa. Przeszli przez korytarz w stronę jadalni. – Przyprowadzam gości.
 – Katy! – Usłyszała pisk Wendy i po chwili odwzajemniała uścisk czterech kuzynek Jamesa.
 – Dobry wieczór. – Uśmiechnęła się radośnie, kiedy już się od siebie odsunęły. Przywitała się z dziadkami Jamesa oraz jego wujkami i ciotkami.
 – Nic nie mówiłaś. – Lily przytuliła przyjaciółkę.
 – Sama nic nie wiedziałam. – Objęła lekko Jamesa. – To sprawka Williama.
 – Miło z jego strony. – James poszedł do Kartney'a, który juz zdążył zapoznać się z rodziną Potterów.
 – Mała Katy! – Blondynka pisnęła kiedy Kevin objął ją i uniósł do góry. Niczym piórko. – Już nie taka mała.
 – A ty jak zawsze wielki i silny. – Uśmiechnęła się radośnie, kiedy odstawił ją na podłogę.
 – A ty jak zawsze urocza i wesoła. – Odwróciła się szybko i otworzyła usta zaskoczona.
 – Henry. – Głos jej zadrżał. Był tylko odrobinę niższy od Williama, ale i tak musiała unieść podbródek, żeby na niego spojrzeć. Serce zaczęło jej szybko bić.
 – Katy. – Patrzyli na siebie przez chwilę. Po chwili Katherina zdała sobie sprawę, że nagle zrobiło się cicho i wszyscy ich obserwują. Objęli się bardzo delikatnie. Trochę ją to krępowało. Odsunęła się powoli czując przyjemny zapach jego perfum. Patrzyli na siebie przez chwilę uśmiechając się ze zmieszaniem.
 – No już dzieci... Siadać! – Ophelia klasnęła w dłonie i cała rodzina zasiadła do stołu. Parkes usiadła między Williamem a Henrym. Dopiero po pierwszym daniu zauważyła, że William jest zdenerwowany. Siedział cicho i wymuszał uśmiech, gdy wymagała tego sytuacja.
 – Co u rodziców Katy? – Zapytała ją Sharon, a blondynka zastanawiała się chwilę nad odpowiedzią.
 – Chyba w porządku. Teraz są na misji i nie ma żadnych wieści, ale jutro mają się zjawić, więc będzie wiadomo więcej. – Uśmiechnęła się i poczuła niemiły uścisk w żołądku.
 – Taka sytuacja... – Westchnął Tom. – Znów wojna. Znów trzeba się żenić.
 – Przecież nikt ci nie każe się żenić, tato. – Zaśmiał się Henry ze swojego żartu.
 – Chodziło mu o ciebie, synu. – Powiedziała jego matka, a chłopak znów się zaśmiał.
 – Kevin jest najstarszy.
 – Ale jego styl życia nie pozwala na kobiety. – Mruknęła z przekąsem Alissa.
 – Mamo wytłumacz jej, że moja obecna praca nie pozwala mi na stałe miejsce pobytu. – Jego siostra parsknęła śmiechem na tę uwagę.
 – A czym sie zajmujesz? – Zapytała Katherina.
 – Gram w quidditcha. Póki co, trzecia liga, ale kilka zespołów walczy o mnie... – Zaczął mówić a James się wtrącił.
 – Jedni chcą dać drudzy nie chcą wziąć? – Kuzynostwo zaśmiało się głośno i długo.
 – Przestań James. To źle, że robi to co lubi i jeszcze mu płacą? – Parkes obroniła Kevina. Był najmniej lubiany wśród kuzynów, ale ona dostrzegała ciepło w nim mimo, że zawsze był ponad nimi.
 – Czemu mnie nie dziwi,, że go bronisz. Sama przecież taka jesteś. – Blondynka przez chwilę mrużyła oczy na Jamesa.
 – A co ty robisz Katy? – Zapytał Kevin.
 – Piszę dla Fatalnych Jędz oraz robię małe korekty w ich tekstach...
 – Praca charytatywna. – Mruknął James a ona zaśmiała się.
 – Mylisz się James. – Powiedziała słodko się uśmiechając. – Są na fali, a ich sukces, to więcej galeonów na moim koncie.
 – Więc już są pierwsze zarobki! – Kevin poklaskał kilka razy w dłonie. – Brawo Katy!
 – Czekaj... Pewnie to ty napisałaś "Złoty znicz"? – Zapytał a ona kiwnęła głową. – Gratulacje.
 – A dziękuję. – Uśmiechnęła się lekko i napiła się soku. – A więc obowiązek ożenku spada na Wendy.
 – Za dwa lata o tym porozmawiamy jak mój chłopak wróci z kursu. A kurs mu się kończy za półtora roku. Marie lub Henry. – Najstarsza kuzynka Jamesa sprawnie poradziła sobie ze sprawą.
 – Potencjalny kandydat jest, ale mi nie wypada się oświadczać. Henry! – Zapiszczała Marie.
 – Jaaames! – Spróbował naśladować pisk Marie.
 – Dajcie spokój z tymi wyścigami. – Pokręcił głową Gryfon, ale po chwili zapiszczał. – Katy!
 – Nie jestem od Potterów! – Zaśmiała się głośno i pokręciła głową. Dorea mimowolnie się zaśmiała.
 – Ale tak jakby do nas należysz. – Henry spojrzał na nią dłużej.
 – O taak. – Susann klasnęła w dłonie. – Dzieciństwo z tobą było fajnym przeżyciem.
 – Chyba z wami. – Poprawiła ją blondynka.
 – Mały aniołek. – Westchnęła Ophelia. – Razem z Henrym potrafiliście dać w kość.
 – Babciu przestań. Inni nie byli lepsi. Nie pamiętasz jak John i James prawie wysadzili kurnik? Albo jak Wendy wykradała dla nas słodycze i pobiła skrzata? – Przypominał Henry.
 – Ale to nie ich zastałam w mojej sukni ślubnej. – Zaśmiała się jego matka.
 – Merlinie! Znów temat ślubów? – Westchnął ciężko Charlus.
 – A może ty się ożenisz? – Zażartowała Dorea. – Rozwód w trakcie, ale potem?
I w tym momencie można by było spokojnie zawiesić siekierę w powietrzu, bo tak zgęstniała atmosfera.
 – Rozwodzicie się? – Wyjąkała Sharon nieźle zdziwiona.
 – Ups. – Wyrwało się Jamesowi. – Cóż... może skończymy kolację?
 – Jak to się rozwodzicie? – Ciotka mrugała powiekami a Charlus i Dorea mierzyli się spojrzeniami.
 – Stwierdziliśmy, że nie ma sensu tego ciągnąć. James jest dorosły więc można to skończyć. – Jamesa zatkało. Ojciec normalnie prowadził batalię z matką a teraz poniekąd jej bronił. – Szklaneczka Ognistej?
 – Poproszę. – Wyrwało się Katherinie. Charlus spojrzał na nią zdziwiony. – No co? Dobra jest.
 – Ale najpierw się przejdziemy, co? – Zaproponował Henry, kiedy stół zaczął pustoszeć. Wstała i spojrzała ukradkiem na Williama. Zaczynała podejrzewać, o co jest zły. Pięść na jego kolanie była mocno zaciśnięta, kiedy Katy ochoczo kiwnęła głową.
Rodzina Jamesa przeniosła się do przestronnego salonu, a oni udali się po swoje płaszcze i po chwili wyszli na werandę.
 – Gdzie idziemy? – Zapytała patrząc na oświetlony ognikami plac.
 – W sumie to chciałem porozmawiać z tobą na osobności. – Usiadł na schodach a ona obok niego.
 – Więc?
 – Domyślasz się po co nas tu ściągnęli? – Zapytał a ona spojrzała na niego zaskoczona. – Ciebie i mnie.
 – Ale ja tu przypadkiem... – Zaczęła ale przerwał jej.
 – A jutrzejszy dzień? – Kiwnęła głową. a on kontynuował. – Temat małżeństwa też nie był przypadkowy.
 – Merlinie! Ty? To ciebie mi rodzice szykowali? – Zapytała zdziwiona.
 – Nie... To ciebie mnie szykowali. – Zaśmiał się krótko. – Chodzi o to że nie chcę tego... Znaczy jesteś ładna i lubię cię bardzo, ale sęk w tym, że chcę się oświadczyć komuś innemu. Oczywiście jeżeli jesteś przeciwna, to tradycji stanie się zadość.
 – No co ty! Żeń się z nią! – Zaśmiała się i odetchnęła z ulgą. – Myślałam, że to będzie pan po trzydziestce. Kiedy się dowiedziałeś.
 – Miesiąc temu dostałem pierścionek od ojca. Powiedział że wpadniesz do dziadków i że przecież marzyłem żebyś była moją żoną. – Uśmiechnął się w znajomy dla niej sposób. – To koleżanka Alissy i córka znajomych mamy. Będzie jutro, więc wtedy to się stanie.
 – Nie planowałeś tego w bardziej romantyczny sposób? – Zapytała.
 – Będzie romantycznie. Diana jest na stypendium, a Alissa wcześniej wiedziała o planach rodziców, więc pewnie jej pisała. Utrzymujemy kontakt listowy i niby jesteśmy razem, ale Alissa napisała jej kilka rzeczy za dużo i ostatnio nie odpisuje. Kochana młodsza siostra. Wszyscy spodziewają się, że to jutro klęknę przed tobą, a tu takie zdziwienie.
 – Faktycznie romantycznie. – Uśmiechnęła się lekko.
 – A ty masz kogoś? – Zapytał nagle. – Nie chcę cię zostawić na lodzie.
 – Rodzice już się postarają żebym nie została. – Zaśmiała się. – Jestem sama, ale dam radę.
 – Tu jesteście! – Usłyszeli za sobą Doreę. – Chodźcie bo zamarzniecie!
 – Dobrze, dobrze! – Wstali i otrzepali się ze śniegu. Parkes miała ochotę się śmiać. Nie było ich tylko przez chwilę. Weszli razem do salonu i zauważyła znaczące spojrzenia jakim się wymieniają rodzice Henry'ego.
 – Ognista dla pani. – Charlus dał jej szklaneczkę a ona podziękowała. Wepchała się między Williama i Jamesa. Dopiero wtedy zauważyła, że jako jedyna z kobiet pije Ognistą.
 – Jak było? – Zapytał ją James.
 – Trochę zimno. – Odpowiedziała i upiła łyk trunku. – Tego mi było trzeba.
 – Dostałam list od Jane. – Nachyliła się do niej Lily i powiedziała szeptem. – Wróciła do Hogwartu, a jej zegarek ma brat.
 – Co się stało? – W jej głowie tworzyły się przeróżne scenariusze... Te najgorsze.
 – Uciekła. Napisała, że wyjaśni jak się zobaczymy. – Blondynka odetchnęła nieco z ulgą.
 – Myślałam, że może znów atak. – Odprężyła się na moment, kiedy Wendy zaczęła grać na pianinie. – Uwielbiam to.
 – Co? – Chyba pierwszy raz tego wieczoru Will odezwał się do niej.
 – Relaks. – Oparła głowę na jego ramieniu i przymknęła oczy. Popijała powoli Ognistą i zastanawiała się, czy ciepło które czuje, to przez blondyna czy przez alkohol.
 – Więc Lily jaka jest twoja specjalizacja? – Katy otworzyła oczy, kiedy ciotka Mary zwróciła się do rudowłosej.
 – Głównie to eliksiry. – Odpowiedziała Ruda. – Po owutemach wiążę z nimi swoją przyszłość.
 – Czyli jednak James mówił prawdę, że ciężko oderwać cię od kociołka. – Zaśmiał się wuj Tom.
 – Tak ciężko, jak jego od miotły. – Katherina parsknęła śmiechem w tym samym momencie co William.
 – A ty Katy? Oprócz tego że pomagasz artystom? – Zapytała znów Mary.
 – Cóż... Nie wiem. – Odpowiedziała nieco speszona.
 – Katherina ma problemy z nauką. – Parkes miała ochotę zdzielić Jamesa w ten napuszony łeb. Momentalnie poczerwieniała na twarzy i otwierała usta żeby coś powiedzieć.
 – Cóż... Może o tym nie wiesz James ale Katy zamierza iść na kursy aurorskie. Na te same, na które ty się wybierasz. – Zaczął bronić ją William a ją zatkało.
 – Przecież się nie dostanie. – Parsknął śmiechem, a ona w tym momencie dopiła Ognistą. O co mu chodziło?
 – No cóż. Jeżeli się nie dostanę, to jeszcze mogę żyć z pracy charytatywnej, która sprawiła, że sumka na moim koncie jest warta więcej niż te twoje wszystkie miotły razem wzięte. Swoją drogą czemu ich jeszcze nie wyrzuciłeś skoro nie są w stanie unieść ciebie i twojego ciężkiego charakteru? Nie mówiąc o tym, że w ogóle nie nadają się do zamiatania. – Odłożyła szklankę na stolik i czekała na reakcję Jamesa, ale powstrzymała go Lily.
 – Czyli zamierzasz iść na kurs aurorski? – Zapytał Henry, a ona próbowała opanować nerwy.
 – Tak. – Odpowiedziała drżącym tonem głosu. – Przepraszam, ale muszę się położyć. Dobranoc
 – Odprowadzę cię. – Zaproponował Henry i oboje wstali. W milczeniu poszli na pierwsze piętro. – Tutaj.
 – Dzięki. – Weszła do sypialni, gdzie stały dwa pojedyncze lóżka. – Z kim?
 – Z Williamem. – Patrzył na nią troskliwie, a ona usiadła na łóżku. – Sunny ci tego zazdrości.
 – Ma czego. – Wyrwało jej się. Przyłożyła dłonie do ust. – Nie to miałam na myśli.
 – Mam nadzieję. To byłoby chore! – Zaśmiał się głośno i wyczuła w tym trochę nerwów. – Przykro mi, że James jest taki cięty. Wczoraj opowiadał o tobie i dziś jak cię zobaczyłem, to byłem zaskoczony. Z jego opowiadań wynikało, że ważysz tyle co hipogryf.
 – James ostatnio nie jest dla mnie zbyt miły. – Wzruszyła ramionami starając się ukryć, że jest jej z tego powodu przykro. Usiadł obok niej na łóżku.
 – Wiesz... Długo się nie widzieliśmy, ale nie zmieniłaś się od tamtej pory. Tak to komplement. – Uścisnął jej dłoń, a ona uśmiechnęła się słabo.
 – Nie przeszkadzajcie sobie. Padam z nóg no i... – W drzwiach stał Will, a Parkes szybko wstała z łóżka.
 – Muszę się jeszcze umyć i w ogóle. Dzięki Henry. – Uśmiechnęła się nerwowo. – Dobranoc.
 – Dobranoc. – Potter zamknął za sobą drzwi, a ona stała tak jeszcze chwilę.
 – Nie chciałem wam przeszkodzić. – Usłyszała cichy głos Williama.
 – On... On tylko... – Zaczęła równie cicho. – Rozmawialiśmy.
 – James mi powiedział, że jutro oświadczyny. – Chyba nie takiej reakcji się spodziewał, bo Katherina wydała z siebie dziwny dźwięk i cisnęła kapciem o podłogę.
 – James mówi o mnie różne rzeczy, które nijak się mają do tego jak jest naprawdę! – Warknęła ze łzami w oczach. – Nie ma prawa tak o mnie mówić. Jakbym była głupia i bezradna! To nie jemu każą tańczyć jak zagrają, kiedy ma się już własny wyuczony styl! Czemu on mi to robi?
 – Nie zaręczasz się? – Zapytał William podchodząc do niej bliżej.
 – O tym z nim rozmawiałam. Oświadczy się jutro takiej dziewczynie, co przyjedzie tu. To nie miałoby sensu. – Otarła łzy i odeszła w stronę swojego kufra, żeby wyciągnąć pidżamę. – Idę się myć.
*******
 – Nie odzywaj się do mnie! – Syknęła zła, kiedy zamknął za sobą drzwi.
 – O co ci chodzi? – Zapytał James, a ona zmierzyła go wściekłym spojrzeniem.
 – O Katherinę! Mogłeś sobie darować wszelkie uwagi na jej temat! Dobrze wiesz, że to co mówisz jest wręcz z palca wyssane... – Zaczęła szybko mówić.
 – Przecież się nie dostanie! – Przerwał jej James.
 – Główne punkty są za pojedynek, a dobrze wiemy, że rozłożyłaby cię na łopatki, bo po prostu jest lepsza! Radzi sobie lepiej od ciebie i to cię wnerwia? Jesteś jej kuzynem! To ona jako pierwsza przekonywała mnie jaki to z ciebie fajny chłopak, zawsze jest z tobą, jak masz jakieś problemy! Tyle jej zawdzięczasz, a jeździsz po niej, mimo że na to nie zasłużyła! – Potter musiał przyznać jej rację. – Jest zawsze wobec ciebie lojalna. Gdzieś popełniła kilka błędów, które zaszkodziły tylko jej, ale wyszła z tego cało. Przypominam, że bez naszej pomocy. Przestań ją tak oceniać, bo to nie jest sprawiedliwe dla niej.
 – Dobra Lily. – Miał zakłopotaną minę. Cmoknął ją w usta. – Idę do niej. Śpij dobrze.
 – Ty też. – Zamknął drzwi i przeszedł przez korytarz do drzwi sypialni w której była Katherina. Zapukał i otworzył pomału drzwi.
 – Można? – Zapytał James, a William przyłożył palec wskazujący do ust.
 – Ale cicho, bo śpi. – Powiedział szeptem.
 – A to spadam, bo do niej wpadłem. Do jutra. – Zamknął za sobą drzwi i powłóczył się do siebie z postanowieniem, że przeprosi ją następnego dnia.
*******
Nie chcę Was znów przepraszać, bo to bez sensu.
Nie obiecuję szybko następnego rozdziału.
Ale obiecuję, że będzie.
I przepraszam za błędy ale wstawiany post "na szybko".

Pozdrawiam Was!

3 komentarze:

  1. Poniżej za chwilę zacznę pisać komentarz :D Mam właśnie najgorsze wykłady świata (z jednej strony źle, bo zaczynam okropnie, ale z drugiej strony mam od razu spokój :D) z panem, który tłumaczy uczniom, jak skutecznie się zabić XD
    Święta u Potterów *_* Tak dobrze się zapowiadało, a potem taka nerwówka... Smutno mi, bo nagle wszyscy zaczęli na siebie naskakiwać, a już zwłaszcza James i Katherina, potem Lily i James i zrobiło się niefajnie. Przynajmniej kwestia zaręczyn się choć trochę wyjaśniła, choć coś czuję, że i tak nie skończy się to wszystko tak łatwo, jakby się wydawało. Ogólnie to mam wrażenie, że koniec końców najlepiej z tymi świętami wypadło Jane. Zaczynam powoli czuć ten nowy parring :D Swoją drogą, ciekawe jak bardzo kac morderca męczy Syriusza i Remusa :D Super rozdział. Sielankowy nie był, ale właśnie takoe jest życie, więc byłoby dziwne, gdyby wszystko poszłoby jak po maśle :) Mam nadzieję tylko, że wszysy wszystko sobie wyjaśnią :)
    Widzimy się wieczorem pod rozdziałem 15! Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O matko! Te wykłady muszą być ciekawe! Ty słuchaj, a nie czytaj na wykładach! D

      Z rodziną dobrze wychodzi się na zdjęciach :) James i Katherina, oni niby są kuzynostwem, a bardziej jak rodzeństwo :D Kłócą się, dogadują, ale jedno za drugim w ogień by wskoczyło <3
      Jane ogólnie jest mało problematyczna. I u nej jak jest jakiś dramat, to naprawdę jest to duuuży dramat :D

      Dziewczyno! W tym tempie, to do końca tygodnia dobijesz do 30 rozdziału :D
      Do wieczora!
      Buziaki *

      Usuń
    2. W takim razie kibicuj mi w tym, aby tak było :D Ja osobiście byłabym wniebowzięta :D
      Co do Jamesa i Katheriny to mimo całych tych sprzeczek uwielbiam ich razem i mam nadzieję, że będą mieli więcej wspólnych scen, być może też sam na sam :D

      Usuń

Cześć Drogi Czytelniku!
Jeśli przeczytałaś/eś rozdział, podziel się ze mną swoją opinią i uwagami.
Przyjmuję konstruktywną krytykę – ale pamiętaj, żeby zachować kulturę wypowiedzi.
Jedna obelga, to jeden smutny labrador!

Masz jakieś pytania?
Czegoś nie pamiętasz lub nie do końca wiesz, co autorka miała na myśli?
Zapytaj o to w komentarzu – SBlackLady zawsze odpisuje!

KATHERINA (78) JESSICA (68) SYRIUSZ (67) JAMES (63) LILY (62) JANE (54) DORCAS (50) REMUS (47) ANGLIA (42) WILLIAM (42) ADALBERT (40) PAUL (38) TOBIAS (37) ZAKON FENIKSA (35) AUROR (31) MOODY (29) HOGWART (25) BONES (21) CHARLUS (20) DUMBLEDORE (19) AUSTRALIA (18) DOREA (18) MEADOWS (17) ŚMIERCIOŻERCY (15) POTTEROWIE (14) PARKESOWIE (13) CAROLINE (12) KURSY (11) MISJA (11) DAGNY (10) MCGONAGALL (10) INNE SZKOŁY (9) LISTY (9) ORGANIZACJA (9) informacja (9) LARS (8) PAESEGOOD (8) ROBERT (8) ELIZABETH PRONTON (7) TORIN (7) WAKACJE (7) REGULUS (6) ŚWIĘTA (6) ANN (5) HENRY (5) ROSJA (5) SNAPE (5) STANY ZJEDNOCZONE (5) VOLDEMORT (5) WALKA (5) 18+ (4) CLARE (4) GREGORY (4) OKLUMENCJA (4) PATRONUSY (4) POJEDYNEK (4) STEPHANIE (4) ŚLUB (4) ANDROMEDA (3) HUNCWOCI (3) KARTNEY'OWIE (3) MECZ (3) QUIDDITCH (3) BEATRISHA (2) IMPREZA (2) LAGERE (2) MICK (2) OIGHRIG (2) PIERWSZA WOJNA CZARODZIEJÓW (2) WIELKANOC (2) FRANCJA (1) HOGSMEADE (1) JACK (1) JULIETTE (1) KONKURS (1) NOC DUCHÓW (1) OWUTEMY (1)
Theme by Lydia | Land of Grafic