25.12.2014

*15*

[muzyka]
James siedział z Henrym w gabinecie dziadka i obaj siedzieli z nietęgimi minami. Wzięli ze sobą kilka smakołyków, które co chwile przegryzali. Nagle w kominku buchnęły zielone płomienie i z kominka wyszedł Robert, a następnie Caroline Parkes.
 – Wesołych świąt! – Przywitali się radośnie.
 – Ależ wyrosłeś Henry! – Caroline przytuliła chłopaka i przyglądała mu się z nieukrywaną radością. – Dziś wielki dzień, co?

 – Tak. – Kuzyn Jamesa uśmiechnął się niemrawo.
 – Nawet nie wiesz jak się cieszymy. Mamy nadzieję, że okiełznasz ją choć trochę. – Ojciec Katheriny zaśmiał się. – Przysparza wiele problemów.
 – Hej, hej, hej... O co chodzi? – Zadał to pytanie James, ale nikt nie zdążył odpowiedzieć, bo wszedł ojciec Jamesa i rodzice Henry'ego. Po wymienieniu uprzejmości usiedli na fotelach.
 – Jesteście tu oboje, bo najwyższy czas nieco was wtajemniczyć. – Zaczął Charlus poważnym, nieco przyciszonym głosem. – Voldemort rośnie w siłę i potrzeba nam więcej ludzi. Przyszła kolej na was, aby wam zaproponować członkostwo w Zakonie Feniksa. Więcej dowiedzie się w swoim czasie. Zgadzacie się?
 – Wreszcie! – James się uśmiechnął. Już dawno czekał na tę propozycję. Henry kiwnął głową. – A chłopaki?
 – Z Lupinem porozmawia sam dyrektor, bo ma inną sytuację. Możesz przekazać osobiście Syriuszowi, że jeżeli chce to może dołączyć. Miałem nadzieję, że tu się dziś zjawi, ale bawi gdzie indziej. – Zaśmiał się ojciec Jamesa.
 – Williamowi zaproponujemy to po kolacji. Będzie u dziadków, to będzie miał czas na przemyślenie. – Powiedział Robert Parkes. – Ale póki co cieszmy się dniem!
 – Już was zostawiamy... Choć James. – Charlus i Rogacz wyszli z gabinetu. Tuż po zamknięciu drzwi ojciec Jamesa zatrzymał go jeszcze. – Wiesz co to znaczy synu?
 – Bycie w Zakonie? – Zapytał James, a ojciec kiwnął głową.
 – Jest naprawdę źle. Musisz przygotować Lily. – Powiedział szeptem Charlus i świat Jamesa legł w gruzach.
*******
 – Cieszymy się z oświadczyn Henry! – Robert klepnął mocno zażenowanego sytuacją "przyszłego" zięcia. – Oczywiście zgadzamy się na małżeństwo z naszą córką. Po obiedzie zamierzasz dać jej pierścionek?
 – Tuż po deserze! – Henry prawie się rozpłakał słysząc pisk matki. – Masz pierścionek prawda? Pokaż no go!
 – Jaki piękny! – Caroline i Mary patrzyły na iskrzący się brylancik. Oddały go chłopakowi. – Nawet nie wiesz jak duma mnie rozpiera! Katherina od dzieciństwa jest w ciebie wpatrzona jak w obrazek! Zawsze marzyła o ślubie z tobą, a teraz jej marzenia zostaną urzeczywistnione! Fakt, może nie pokazuje tego, ale uwierz mi, że czekała na ten dzień już dawno.
 – Chyba podejrzewała, co dla niej planujemy. – Zaśmiał się Robert. Usłyszeli dzwoneczek a Tom klasnął w dłonie.
 – No to co? Czas na nas. Zapraszamy do jadalni. – Tom poklepał Henry'ego po plecach. Weszli w wyśmienitych humorach do jadalni.
 – Fałszywy alarm! – Zaśmiała się Dorea. – Ale siadajcie. Mamy nowych gości i trzeba iść po resztę dzieciaków. Fakt są dzwoneczki, ale trzeba osobne zaproszenia wysyłać.
 – Pójdę po Katherinę! – Zaoferował się od razu Henry i nawet nie czekał na odpowiedź, tylko szybko zmierzał ku jej sypialni. Zaczęło już mu się to powoli nie podobać.
 – Katy? – Nawet nie zapukał tylko wpadł do pokoju. Zdziwił się mocno jak Katherina odskoczyła jak poparzona od Williama. Wyglądali jakby ich złapano na gorącym uczynku, ale nie przejmował się tym. Zamknął drzwi totalnie spanikowany.
 – Tak? – Zapytała blondynka.
 – Twoi rodzice już są... – Zaczął i przysiadł na łóżku. – To jakiś obłęd. Nawet nie wiesz jacy są szczęśliwi z naszych zaręczyn.
 – Zaręczacie się? – Zapytał pustym głosem Will.
 – Nie! – Powiedziała szybko Katy.
 – Nie wiem, Katherina! – Henry szarpał swoje włosy. – Liczą na nas. Twierdzą, że zawsze o tym marzyłaś. Już chyba nawet nam datę przygotowali...
 – Henry ogarnij się! – Parkes zaczęła się denerwować. – Spróbuj mi się tylko oświadczyć! Odmówię ci. Rozmawialiśmy o tym wczoraj. To nie mnie się masz oświadczyć. Od dawna marzę jedynie o tym żeby rodzice zajęli się sobą, a nie mną, bo są upierdliwi i zaraz im oczy wydłubię!
 –Spokojnie Katherina, bo będziesz musiała zjeść wcześniej deser. – Kartney położył dłoń na jej ramieniu. – Jeśli wszystko jest wyjaśnione, to idziemy na obiad.
 – Jesteś pewna? – Zapytał Henry, kiedy przepuszczał ją w drzwiach.
 – W stu procentach. Rób po swojemu. – Uśmiechnęła się do niego. Zeszli do jadalni, gdzie już prawie wszyscy siedzieli przy stole.
 – A to jest właśnie Katherina. – Przedstawiła ją jej mama. – To są państwo Storm.
 – Miło mi. – Kiwnęła głową do trójki osób. – Jest jeszcze William.
 – A ta urocza mieszanka to Diane. – Powiedziała Alissa. Trafnie ujęła nazywając córkę Stormów "uroczą mieszanką". Jej matka miała azjatyckie rysy twarzy, które zostały odziedziczone przez córkę. Usiedli przy stole nieco spięci. Katy obserwowała co chwilę Diane, która starała się tylko odzywać do Alissy i to właśnie w drugą stronę miała odwróconą twarz. Blondynka usłyszała ciche westchnięcie Henry'ego.
 – Ona już wie. – Usłyszała ciepły szept przy uchu.
 – Uroczo wyglądacie! – Ciotka Jamesa idealnie wyłapała moment, bo Katherina chciała odpowiedzieć chłopakowi i wyglądało to tak, jakby co najmniej chcieli się pocałować.
Byli na straconej pozycji.
*******
 – Pyszny obiad pani Ophelio. – Pochwaliła Pani Storm, a babcia Jamesa uśmiechnęła się radośnie.
 – Moja córka oraz synowe ze skrzatami działają cuda w kuchni. – Zaśmiała się starsza pani.
 – To kto ma ochotę na Ognistą? – Zapytał Charlus. Katy otworzyła usta, ale uprzedzono ją. – Pamiętam Katy.
 – Nie, nie. – Robert pokręcił głową. – Nie pijesz Katherina.
 – Tato! – Jęknęła rumieniąc się nieco. – Nie słyszysz jak mówię przez noc? W celach leczniczych!
 – Od szklaneczki nic jej nie będzie. – Powiedziała matka Henry'ego. – Jedynie będzie bardziej szczęśliwa.
 – I zdrowsza. – Dodał Kevin puszczając jej oczko, a ona pokręciła głową.
 – Dobrze już. – Ojciec podniósł ręce w geście poddania się.
 – Zapraszamy do salonu na coś mocniejszego! – Najstarszy Potter wstał od stołu, a za nim reszta zebranych.
 – Gotowa? – Zapytał blondynkę Kevin i puścił jej oczko.
 – Oj bo się zdziwisz. – Mruknęła Parkes.
 – Wiesz? – Zapytała szeptem Lily, a ona kiwnęła głową. Spojrzała w zmartwione oczy przyjaciółki.
 – Lepiej nie mogłam sobie tego wymarzyć. – Uśmiechnęła się do niej. Bo faktycznie. Bajeczny moment na utarcie nosa rodzicom. Usiadły obok siebie. Lily po swojej prawicy miała Jamesa, a obok Katheriny usiadł William. Podano alkohol a Sharon, Dorea oraz Mary przyniosły słodkości i inne przegryzki.
 – Ma pani ciekawą urodę, pani Storm. Mogłabym wiedzieć jakie ma pani pochodzenie? – Zapytała miło Lily, a Katy z zainteresowaniem spojrzała na matkę Diane.
 – Moja babcia była japonką i stąd ta uroda. Jestem poza tym Georgia. – Uśmiechnęła się do nich i uścisnęła im dłoń.
 – Pani Georgio, ale córka to się pani udała. Rzadko kiedy jestem tak zachwycona czyjąś urodą. – Katy uśmiechnęła się do Diane. – Wyszła państwu idealna. Słyszałam, że uczęszczasz na kursy...
 – Z prawa czarodziejów. – Odpowiedziała za nią Georgia. – Idzie w nasze ślady. Tam poznałam jej ojca.
 – Naprawdę? – Blondynce zaświeciły się oczy.
 – Uwielbia takie historie. – Mruknął James uśmiechając się lekko. William i Lily byli mocno zdumieni, bo nie spodziewali się po Katherinie takiego bezcelowego gadania i wymieniania uprzejmości.
 – Tak... Gary wiele mi pomagał. Byłam świetna w organizacji pracy i cytowaniu kodeksu, ale oczekiwali też świetnej walki, a z niej byłam kiepska. – Z ust Katheriny uciekło ciche westchnienie. Gary zaśmiał się i objął żonę ramieniem. Spojrzała na Diane, która patrzyła na nią z miną zbolałego psa. Nie mogła się powstrzymać i miała nadzieję, że dziewczyna zrozumie przekaz. Wskazała podbródkiem na Henry'ego który pogrążony był w rozmowie ze swoją matka, a następnie pokręciła głową. Diane zmarszczyła czoło.
 – Co ty robisz? – Musiała mocno spiąć się w sobie, żeby nie jęknąć.
 – Daję do zrozumienia, że nie interesuje mnie kuzyn Jamesa. – Odpowiedziała Williamowi do ucha Katy. – Boję się, że jeżeli czegoś nie zrobię to ona się nie zgodzi.
 – Katy! – Lily szturchnęła ją, a blondynka wyprostowała się. Była kompletna cisza, a Henry wstał.
 – Chyba nie będę przeciągał nieuniknionego i bawił się w romantyczne gadki, bo nawet nie wiem jak to ująć. Mam jedynie nadzieję, że wszyscy tu obecni będą choć po ćwiartce tak szczęśliwi jak ja. – Odetchnął głośno i odwrócił się nieco i przeszedł dwa kroki. – Powinienem najpierw zapytać państwa o zgodę, ale bez urazy, tylko odpowiedź państwa córki mnie interesuje. Uczynisz mi ten zaszczyt i zostaniesz moją żoną, Diane?
 – Och. – Wymsknęło się Alissie, której łzy zaczęły lecieć po policzkach. Nie tylko jej.
 – Oczywiście! – Diane zalała się łzami i cicho łkając, i śmiejąc się wtuliła się w pierś Pottera.
 – Jakie to piękne. – Katherina oparła głowę na ramieniu Williama i uśmiechnęła się. – Spójrz na rodziców.
 – Katy... – Will zaśmiał się widząc nieco nieswoje miny państwa Parkes.
 – Nigdy nie pasowało ci to nazwisko Katherina. – Usłyszała za sobą głos Kevina, ale nie była to chamska uwaga. – Korzystając z tej radosnej chwili chciałbym...
 – Kevin nie psuj tak piękniej chwili! – Alissa zganiła starszego brata.
 – Chciałbym ogłosić, że również się zaręczyłem! To nie żart! Ślub w lipcu! – Wykrzyknął radośnie.
 – Kevin! – Mary prawie biegła, żeby ucałować syna. Kiedy odsunęła się od niego, on jeszcze dodał.
 – A chrzciny w kwietniu!
*******
Czekała w gabinecie dziadka Jamesa na rodziców, którzy mieli już wracać na misję. Poprosiła mamę o rozmowę i miała nadzieję, że zdąży im powiedzieć, to co chciała. Jej mama weszła, cały czas uśmiechając się promiennie i zasmuciła się na widok córki.
 – Tak mi przykro, Katy! – Podeszła do niej i objęła ją delikatnie ramionami. Spojrzała na matkę i uśmiechnęła się.
 – Chciałam o tym porozmawiać. – Spojrzała na ojca, który patrzył na nią zmartwionym wzrokiem. – Jeśli jeszcze raz będziecie mi szukać narzeczonego, to odejdę od was.
 – Katherino! – Jej matka próbowała być oburzona, ale zaśmiała się, jakby córka złapała ją na gorącym uczynku. – Myśleliśmy, że będziecie świetną parą. Od dziecka byliście ze sobą związani, a ja i Mary marzyłyśmy o tym, żeby nasze dzieci się związały.
 – Nigdy więcej mi tego nie róbcie, proszę. – Spojrzała na nich błagalnie i zdziwiła się, gdy ojciec delikatnie się uśmiechnął, przez chwilę poczuła się jak mała Katy, której codziennie czytał książki historyczne na dobranoc.
 – Obiecuję. – Powiedziała jej matka uśmiechając się szeroko.
 – Co z dziadkami? – Zapytała i odetchnęła z ulgą, gdy jej mama parsknęła śmiechem.
 – Zaszyli się w Hiszpanii. Na wiosnę mają nas odwiedzić. – Odpowiedziała jej, a Katy ucieszyła się słysząc te wieści. Dziadkowie Paesegood od kilku miesięcy nie dawali jej o sobie znać.
 – Pozdrówcie ich. – Wzięła głęboki oddech i miała nadzieję, że głos nie będzie jej drżał. – Przepraszam za to, co się ze mną działo w wakacje i za to, co robiłam będąc w Hogwarcie. Jest mi bardzo przykro, że byłam tak głupia i nieodpowiedzialna. Zostałam już ukarana i zrozumiałam swoje błędy.
 – Och, córeczko. – Matka pogładziła jej policzek, a w oczach Katheriny zalśniły łzy. Spojrzała na ojca, który wyglądał na ucieszonego z jej postawy.
 – Ostatnia sprawa... – Zaczęła ze strachem. – Zadecydowałam, że po szkole będę chciała zacząć kurs aurorski...
 – Co takiego? – Zapytał ją ojciec, jakby nie usłyszał. – Miałaś po szkole zacząć pracę w Departamencie!
 – Jeżeli nie dostanę się na kurs, to pomyślę o tym. – Powiedziała i hardo spojrzała mu w oczy. – Tak postanowiłam i nic nie zmieni mojego zdania.
 – Katy, córeczko. – Zaczęła jej matka delikatnie. – Nie chcielibyśmy, żeby ci się coś stało, ale bycie aurorem to świadome narażenie się na niebezpieczeństwo.
 – Wiem. Jestem tego świadoma, ale chcę to zrobić. – Powiedziała i spojrzała na ojca błagalnie. – Nie jestem słaba i głupia. Zaufajcie mi proszę.
 – Znasz moje zdanie na ten temat i nie zmienię go. – Powiedział jej ojciec i wszedł do kominka. Chwycił garść proszku Fiuu. – Dziurawy Kocioł!
 – Przykro mi, Katy. – Matka pogładziła ją po policzku i weszła do kominka, kiedy zielone płomienie zniknęły. Chwyciła proszek Fiuu. – Bardzo się o ciebie martwimy i chcemy twojego bezpieczeństwa. Cieszę się, że wyszłaś na prostą. Wszystkiego dobrego, kochanie. Dziurawy Kocioł!
 – Wszystkiego dobrego. – Wyszeptała Katy, gdy jej mama zniknęła w zielonych płomieniach.
*******
 – Ładny dom. – Powiedziała Katherina, gdy już podniosła się ze śniegu. – Chyba nigdy nie nauczę się normalnie lądować po świstokliku.
 – Chodź. Pewnie nie zauważyli naszego... – Zaczął William, ale przerwał mu krzyk.
 – Will! – Zza domu dość szybkim krokiem szła starsza pani.
 – Babcia! – Blondyn podbiegł do niej i ją mocno przytulił.
 – Schudłeś od wakacji. Niech no cię dziadek tylko zobaczy. – Pieszczotliwie uszczypnęła go w policzek. – Ooch.
 – Dzień dobry! – Katherina pomachała staruszce, która spojrzała na Williama z wielkim uśmiechem.
 – Witaj, Katherino! – Blondynka podeszła wolno do babci Willa i podała jej dłoń. Mocno się zdziwiła, gdy ta przytuliła ją. – Jesteś taka piękna.
 – Dziękuję. – Uśmiechnęła się dość nieśmiało i przez chwilę stali w bardzo krępującym milczeniu.
 – Gdzie dziadek? – Zapytał blondyn.
 – Gra w karty. Będzie wieczorem. – Chodźcie do środka, szybko!
Katherina była pełna podziwu wigoru babci Williama. Weszli za nią do domu.
 – Tu jest cudownie. – Katy westchnęła chłonąc wnętrze kuchni urządzone w starym stylu. Suszone warzywa wisiały na ścianach, szpargały pochowane były w regałach i szafkach, a w pomieszczeniu unosił się przyjemny aromat przypraw.
 – Wiedziałem, że ci się spodoba. – Will podał jej kubek z kawą.
 – Każdemu się podoba. – Jego babcia usiadła naprzeciw z uradowaną miną.
 – Za każdym razem to mówisz. – Chłopak zaśmiał się i usiadł obok Parkes.
 – Nie wyglądasz mi na diabełka. – Posłała jej szczery uśmiech.
 – Babciu... – Zaczął Kartney.
 – No co? Jej rodzice przedstawiają ją w takim świetle jakby, groził jej Azkaban. – Podsunęła talerz z pierniczkami.
 – Pozory mylą. – Katherina zaśmiała się i poczęstowała się piernikiem.
 – A jak szkoła? – Zapytała staruszka nie drążąc tematu Katy.
 – Dobrze. Nawet bardzo dobrze. Uczę się być animagiem. – Wyprostował się dumnie a babcia dwa razy zaklaskała w dłonie.
 – Dodatkowy atut przy rekrutacji na kurs. Martwi mnie trochę to, że idziesz w ślady matki. – Pogładziła jego dłoń. – Po kursie przywiozła nam ciebie, ale nie oczekujemy, że zrobisz to samo.
 – Babciu. – Will jęknął wyraźnie przygaszony.
 – Żartuję kochanie... Nawet nie wiesz jaka jestem dumna. Wiesz jak sobie radzić z ciężkimi tematami, tak? – Posłała mu smutny uśmiech.
 – Jak? – Parkes spojrzała na nią.
 – Zacznij z tego żartować. Od razu się robi raźniej. – Puściła jej oczko i spojrzała na zegar. – Przykro mi, ale miałam dołączyć do dziadka. Niedzielne spotkania... Chcecie iść ze mną?
 – Odpoczniemy babciu. – William posprzątał kubki i talerzyki. – A ty baw się dobrze!
*******
 – James? – Lily weszła powoli do jego sypialni i zastała go na studiowaniu Mapy Huncwotów. – Coś ciekawego?
 – Nie wiem. – Mruknął cicho i stuknął końcem różdżki pergamin. – Koniec psot!
 – Jaki koniec? – Jęknęła. Chciała popatrzeć na mapę przez chwilę.
 – Jane ma się dobrze. Albo siedzi w bibliotece, albo w dormitorium, czasem idzie coś zjeść i patroluje korytarze. Nie powinnaś się martwić. – Przyciągnął ją do siebie i objął ramieniem.
 – Co z Sylwestrem? – Zapytała wtulając się bardziej w jego ciepły tors.
 – Kevin trochę namieszał, ale tata urabia dziadków i wujostwo. Jak się uda to tutaj urządzimy coś na szybko. Ściągniemy Dorcas, Syriusza, Jess, Katy i Williama. Jane chyba się nie uda wyciągnąć z Hogwartu. Z tego co mi wiadomo Dumbledore nikogo nie wypuści. Wiesz... Albo przed świętami albo wcale. – Objął ją mocniej i wciągnął głęboko powietrze. – Lily?
 – Tak? – Czuła jak się spina i nieco odsunęła się od niego.
 – Wiesz, że idzie wojna, prawda? – Zapytał drżącym głosem. Kiwnęła głową. – Boję się.
 – Nie ma czego. – Musnęła wargami jego podbródek. – I tak zwyciężymy.
Zwyciężymy? James objął ją mocniej, starając się nie rozpłakać. Musiał ją chronić, walczyć... A jak zwyciężymy to potem będzie musiał o nią walczyć. O przebaczenie.
Jak zwyciężymy.
*******
 – Patrzymy? – Katherina i William siedzieli na podłodze w pokoju chłopaka. Między nimi była koperta, którą zabrali z domu blondynki.
 – Dobra. – Wziął kopertę i wyjął z niej kilka kartek. Rozłożył je delikatnie na dywanie. Trafiły się cztery fotografie, trzy listy i pergamin z notatkami. Katherina popatrzyła na fotografie w czasie, gdy William zajął się czytaniem. Zauważyła zdjęcie ze szpitala jak była noworodkiem. Widziała już kilka swoich zdjęć z tego okresu, więc nie miała problemu z odgadnięciem kim jest dzidziuś na zdjęciu. Spojrzała na następną. Dość podobny dzidziuś tylko, że z widoczną plamką w kształcie kleksa na prawej piersi. Kolejne zdjęcie... To samo dziecko ale inne zbliżenie. Jeszcze jedno zbliżenie. Ona i to samo dziecko. Obok siebie w szpitalnym łóżeczku. I jej mama.
Katherina i William.
Oczy zaszły jej mgłą, a myśli szybko kotłowały się w jej głowie.
Tajemnice rodziców.
Zamknięty gabinet.
Pudło na strychu z rzeczami dla chłopczyka.
William...
Jego matka przyjechała już z nim.
 – Katy... – Williama głos się załamał.
 – Nic nie mów. – Nie zauważyła kiedy się popłakała. Wzięła kilka oddechów i odebrała od niego pergaminy.

Znaleziony.
Matka nie żyje.
Magicstadt.
Nikt nie wie kto jest ojcem.
Tak, przyjechała do nas już z synem.
Będziemy w kontakcie.
Testy wykazały zgodność materiału biologicznego, Maria Jerkins, pielęgniarka Szkoły Magii Magicstadt.

 – Bliźnięta.
**************
Przepraszam za wszelkie błędy.
Coś ruszyło.
Trzymajcie kciuki!
Tworzę!
Wesołych Świąt Kochani!

SBlackLady

6 komentarzy:

  1. Pod spodem pojawi się komentarz... Już miałam się poddać dzisiaj, ale długość mnie przekonała. Po raz pierwszy ucieszyłam się z krótkiego rozdziału :) Ogarniam się i biorę za czytanie :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Udało mi się! Komentarz miał być jeszcze później, ale współlokatory okupili łazienkę, więc stwierdziłam, że skorzystam z chwili.
      Na początku chciałabym powiedzieć, że odgapiłam pomysł i gdy dziś robiłam zakupy, weszłam szybko jeszcze po świeczki i także kupiłam pierniczkowe, tak mnie natchnęłaś! A teraz czytam sobie świąteczny rozdział i słucham kolęd i jeszcze gorącą herbatkę popijam :)
      Rozdział, mimo że krótki, spodobał mi się :)
      Może to dlatego, że był trochę szczęśliwszy od poprzedniego. Spodobały mi się zaręczyny. Czuć, że musiałaś cierpieć na mniejszą wenę, bo opisy były dużo krótsze, ale nie przeszkadza mi to, nie każdy rozdział musi mieć po 15 stron, a temu mniejsza ilość słów na jakości nie odejmuje :)
      Bardzo się też cieszę, że Katherina porozmawiała z rodzicami. Nawet jeśli ojciec wciąż nie do końca godzi się z jej decyzją, to przynajmniej mama coraz bardziej ją rozumie, a to zawsze coś :) Miła odmiana dla ich odwiecznych wymagań.
      James i Lily... Męska rozmowa Charlusa z Jamesem skradła moje serce, a później te przemyślenia Jamesa... Aż mi się serce krajało, bo te przemyślenia zawierały w sobie tylko jedno: "zrobię wszystko, żeby ją ochronić, nawet jeśli będę musiał zabić". Wzruszyło mnie to <3
      Co do Williama i Katheriny... Nosz toć ja w to nie wierzę, wmówiłam sobie, że to Paul jest bratem Katheriny i staram się nie dać sobie wody z mózgu zrobić :D Choć fakt, że mam coraz większy mętlik... No i fakt, że przeżyli swoje, a tu taka informacja... :O Nie chciałabym być teraz na ich miejscu :( :/
      No nic, zostaje mi tylko czytać dalej, żeby dowiedzieć się co i jak :)
      Choć nie wiem, czy jutro uda mi się tu dotrzeć, zapowiada mi się ciężki tydzień, więc za mniejszą aktywność z góry przepraszam :(
      Pozdrawiam cieplutko! Buziaczki! :*
      Ada

      Usuń
    2. Hey, how you doin'? :D
      Pierniczkowe świeczki? Taki plagiat to ja popieram! :D

      Nie wiem, czy wspominałam, ale rozdziały 1-10 pisałam praktycznie od początku i to w lutym tego roku, od 11 w górę są tylko lekko poprawiane, więc większość to już naprawdę z tego mojego "młodszego" okresu :D
      Katherina w tym rozdziale jest troszkę dojrzalsza :) Na spokojnie powiedziała rodzicom, nie robiąc przy tym awantury :D
      Co do Katheriny i Williama, to wszystko się powyjaśnia, tylko trochę cierpliwości :)

      Rozumiem :D Rzeczy ważne i mniej ważne :)
      Powodzenia! Przeczołgaj się jakoś przez ten tydzień! :D
      Buziaki! :*

      Usuń
    3. Mam wiele zalet, ale cierpliwość nie jest jedną z nich :( Zdradzisz mi chociaż, ile rozdziałów ta moja cierpliwość będzie musiała znieść? :(

      Usuń
    4. Ogólnie to Katherina nie będzie w to wierzyła, ale takie 100% pewności będzie miała w rozdziale 24 :D

      Usuń

Cześć Drogi Czytelniku!
Jeśli przeczytałaś/eś rozdział, podziel się ze mną swoją opinią i uwagami.
Przyjmuję konstruktywną krytykę – ale pamiętaj, żeby zachować kulturę wypowiedzi.
Jedna obelga, to jeden smutny labrador!

Masz jakieś pytania?
Czegoś nie pamiętasz lub nie do końca wiesz, co autorka miała na myśli?
Zapytaj o to w komentarzu – SBlackLady zawsze odpisuje!

KATHERINA (78) JESSICA (68) SYRIUSZ (67) JAMES (63) LILY (62) JANE (54) DORCAS (50) REMUS (47) ANGLIA (42) WILLIAM (42) ADALBERT (40) PAUL (38) TOBIAS (37) ZAKON FENIKSA (35) AUROR (31) MOODY (29) HOGWART (25) BONES (21) CHARLUS (20) DUMBLEDORE (19) AUSTRALIA (18) DOREA (18) MEADOWS (17) ŚMIERCIOŻERCY (15) POTTEROWIE (14) PARKESOWIE (13) CAROLINE (12) KURSY (11) MISJA (11) DAGNY (10) MCGONAGALL (10) INNE SZKOŁY (9) LISTY (9) ORGANIZACJA (9) informacja (9) LARS (8) PAESEGOOD (8) ROBERT (8) ELIZABETH PRONTON (7) TORIN (7) WAKACJE (7) REGULUS (6) ŚWIĘTA (6) ANN (5) HENRY (5) ROSJA (5) SNAPE (5) STANY ZJEDNOCZONE (5) VOLDEMORT (5) WALKA (5) 18+ (4) CLARE (4) GREGORY (4) OKLUMENCJA (4) PATRONUSY (4) POJEDYNEK (4) STEPHANIE (4) ŚLUB (4) ANDROMEDA (3) HUNCWOCI (3) KARTNEY'OWIE (3) MECZ (3) QUIDDITCH (3) BEATRISHA (2) IMPREZA (2) LAGERE (2) MICK (2) OIGHRIG (2) PIERWSZA WOJNA CZARODZIEJÓW (2) WIELKANOC (2) FRANCJA (1) HOGSMEADE (1) JACK (1) JULIETTE (1) KONKURS (1) NOC DUCHÓW (1) OWUTEMY (1)
Theme by Lydia | Land of Grafic