10.02.2018

*34*

Rzadko bywała w św.Mungu do tej pory, a w ciągu tych kilku dni już całkiem dobrze poznała oddział urazów pozaklęciowych. Katherina leżała w ostatniej sali i musiała przyznać, że była dobrze chroniona. Za każdym razem jak odwiedzała przyjaciółkę, sprawdzano ją przy wejściu i wyjściu z sali, i cały czas w sali przebywał Edgar Bones, albo Tobias Leven, a przed salą stały dwie osoby. Tylko raz udało jej się trafić na wartę, w której była kobieta. Zdziwiła się trochę, widząc Molly Weasley. Z tego co słyszała, to miała już piątkę dzieci, ale wiedziała, że musi być zdolną czarownicą, bo byle kto nie stał pod drzwiami Katy. Chciała porozmawiać z rudowłosą kobietą, ale nie była rozmowna.

Przez ostatnie cztery dni przychodziła do Katy zaraz po pracy i była z nią przez godzinę. Czasami wpadała na któregoś z chłopaków i wtedy rozmawiali, a gdy ich nie było, gawędziła z Edgarem. Dzień wcześniej matka Katheriny, poprosiła o częstsze doglądanie jej córki, bo przez kilka dni ona, i Dorea Potter były nieuchwytne.
Podobno Parkes oberwała czarnomagicznym zaklęciem i ograniczona liczba osób mogła wejść do Katheriny. Z tego co mówił James, do jej sali mogą wejść jedynie uzdrowiciele z jej oddziału i dwie pielęgniarki, oraz najbliższe osoby, które zostały wyznaczone przez jej matkę. Jess nie pytała dokładnie, jak i gdzie to się stało, bo doskonale wiedziała, że prędzej czy później jej przyjaciele dołączą do Zakonu Feniksa. Była pewna, że wszystko jest tak ułożone, żeby jak najmniej osób wiedziało o jej stanie, bo przecież to nie był jakiś atak, o którym pisały gazety, tylko jedna z tajnych misji.
Przystanęła przy drzwiach do sali, żeby uspokoić nieco oddech i zapukała. Otworzyła delikatnie drzwi i uśmiechnęła się do Bonesa, gdy tylko go zobaczyła.
 – Jessica! Dziś jesteś później. – Zauważył.
 – Najpierw mnie sprawdź, potem pogawędzimy. – Zamknęła drzwi, odwróciła się do niego i wyciągnęła torbę. Zdziwiła się widząc jeszcze jednego mężczyznę w pokoju. Ubrany był w szaty pracownicze aurorów i stanął za Edgarem.
 – Tak się składa, że Tobias mnie właśnie zmienia. –  Bones wziął jednak od niej torbę i podał ją Levenowi, zanim zdążyła się przesunąć i przyjrzeć Tobiasowi. Mężczyzna bezceremonialnie wywalił całą zawartość jej torby na stolik przy ścianie.
 – Hej! Ostrożnie z tym! – Ostrzegła, gdy przesunął buteleczkę z perfumami tak, że zaczęła się turlać i bała się, że spadną. Położył na niej rękę i odstawił z hukiem. Była prawie pewna, że spód nieco się ukruszył. – To dość ładne i drogie perfumy. Nie chciałabym ich stracić.
Spojrzała na Bonesa, jakby szukała u niego ratunku.
 – Ty byłeś bardziej delikatny z moimi rzeczami. – Rzuciła cicho, bo naprawdę bała się o te perfumy. Dostała je od Adalberta na osiemnaste urodziny i płakałaby, gdyby je straciła. Edgar otworzył usta, żeby coś odpowiedzieć, ale Tobias odwrócił się gwałtownie w jej stronę i zrobiła krok do tyłu. Brunet wyglądał na trochę zezłoszczonego, przez chwilę patrzył na jej prawą dłoń, która ściskała różdżkę. Nawet nie była świadoma, że ją wyciągnęła. Spojrzał w jej oczy i otworzyła delikatnie usta, bo pierwszy raz widziała taki kolor tęczówek. Niebieskie, a dodatkowo na lewym oku miał kilka dość widocznych brązowych plamek i z daleka można było stwierdzić, że jego oczy różnią się kolorem.
 – Skąd mam pewność, że to nie trucizna? – Zapytał ją podejrzliwie, ciepło brzmiącym głosem.
 – Czy ja wyglądam na kogoś, kto ma dostęp do trucizn? – Zapytała go i skrzyżowała ręce na piersiach. Zarumieniła się, gdy jego wzrok dosłownie zaczął ją lustrować. Uśmiechnęła się krzywo, gdy przyglądał się dłużej jej włosom blond z różowymi i fioletowymi pasemkami.
 – Tak właśnie wyglądasz. – Stwierdził i ponownie zaczął przeglądać jej rzeczy. Spojrzała jeszcze raz na Edgara, który uśmiechał się do niej ze zmieszaniem.
 – Takie mamy procedury. – Wzruszył ramieniem i westchnął. – Muszę się zbierać. Cecilia i ja musimy jeszcze zajrzeć do mojej siostry.
 – Jasne. Pozdrów dziewczyny. – Tobias odwrócił się, żeby pożegnać Edgara.
 – Trzymaj się, Jess. – Rudowłosy mężczyzna poklepał ją po ramieniu i szybko wyszedł z sali.
 – Ty też... – Mruknęła cicho i westchnęła. Nie zanosiło się, żeby brunet szybciej skończył rewizję. – Mogę już zająć się, Katy?
 – Odłóż jeszcze różdżkę. – Wyciągnął do niej dłoń, ale nie podała mu jej.
 – Będzie mi potrzebna. – Zaprotestowała. – Chciałabym umyć jej włosy, bez zamoczenia całego łóżka.
 – Różdżka. – Zrobił krok w jej stronę i niechętnie oddała mu różdżkę. Kiwnął głową na znak, że może zająć się Katheriną.
Podeszła do jej łóżka, które było zasłonięte parawanem i jak zawsze poczuła strach. Nie wiedziała, co jej dokładnie jest i nikt nie kwapił się, żeby jej powiedzieć. Syriusz jedynie powiedział jej, że oberwała jakimś zaklęciem i wtedy nie wiedzieli, czym dokładnie, a obecnie? Nawet nie pytała, bo nie chciała, żeby ją okłamywali.
Wzięła metalową miskę i podeszła do Tobiasa.
 – Potrzebuję wody... Najlepiej jakby była ciepła. – Poczuła się skrępowana, kiedy spojrzał na nią sceptycznie, ale nic nie powiedział, tylko rzucił jakieś zaklęcie i napełnił miskę wodą. Włożyła jednego palca i uśmiechnęła się słodko. – Za gorąca.
 – Naprawdę trzeba to dziś robić? – Zapytał szorstko a ona wzruszyła ramionami.
 – Jak pomyślę, że ja bym tak leżała, to jednak chciałabym, żeby ktoś mi mył włosy. Może nie codziennie, ale raz na dwa dni. Wczoraj jej malowałam paznokcie, więc dzisiaj tylko ją umyję.
Odeszła od niego i pokręciła głową. Towarzystwo Edgara było dla niej dużo przyjemniejsze. Szybko ją sprawdzał i nie patrzył na nią takim wzrokiem, jakby chciała zabić przyjaciółkę.
 – Hej, Katy. – Rzuciła miękko i pogładziła dłoń przyjaciółki z czułości. – Dziś będziemy się myły. Mam nadzieję, że będziesz ze mną współpracowała.
Caroline Parkes zapewniła ją, że uzdrowiciel nie widzi przeciwwskazań, żeby delikatnie podnosić Katherinę, więc nie bała się włożyć dłoni pod jej ramiona i unieść ją, żeby wyjąć poduszkę. Przytrzymała ją jedna ręką i włożyła pod głowę miskę z wodą. Drugą ręką nabierała wodę i moczyła jej włosy. Umyła je szybko i spłukała pianę za pomocą małego kubka. Starała się, żeby woda nie dostała się pod koszulę przyjaciółki, ale materac był zmoczony w kilku miejscach. Odstawiła miskę i zawołała niechętnie Tobiasa.
 – Trzeba wysuszyć materac i jej włosy. – Usiadł na krześle po drugiej stronie łóżka i machnął różdżką. Odetchnęła głośno, gdy opuściła Katherinę na suchy materac. Delikatnie podłożyła poduszkę pod jej głowę.
 – Włożyłem twoje rzeczy do torby. Starałem się, żeby nie były ułożone byle jak. – Jess parsknęła śmiechem i namoczyła gąbkę wodą.
 – Wiesz, że i tak wszystko się wymiesza? – Spojrzała na niego rozbawiona.
 – Nie przypominam sobie, żebyśmy przeszli na "ty". – Powiedział oschle, a Cay zarumieniła się upokorzona.
 – Przepraszam, panie Leven. – Odpowiedziała i korciło ją, żeby przed nim dygnąć, ale pewnie jego niechęć do niej zwiększyłaby się. Zbliżyła się do Katy i ostrożnie przemywała jej ciało. Wiedziała, że jej matka robiła to codziennie i jeszcze dodatkowo smarowała je jakimiś balsamami, żeby nie była tak blada. Jej zdaniem Caroline po prostu nie mogła usiedzieć na miejscu, więc robiła wszystko, byle tylko coś robić, tak samo jak ona. Odłożyła gąbkę i delikatną ściereczką wytarła jej twarz.
 – Niezłe SPA ci tu urządzam. Jesteś taka blada, Katy. – Wyszeptała cicho. Czuła się głupio, że mówi do pogrążonej w śpiączce przyjaciółce, ale czuła się lepiej, gdy coś do niej mówiła. Wklepała w jej twarz jeden z kremów i znów chwyciła gąbkę, aby umyć jej nogi. Gdyby nie było Tobiasa, który patrzy jej na ręce, odsłoniłaby jej nogi, a takto starała się umyć przyjaciółkę tak, aby nie zamoczyć pościeli. Dotarła do wewnętrznej strony ud i przesunęła po nich gąbką. Odchyliła lekko pościel, żeby nie umoczyć materiału i wypłukać gąbkę, ale zastygła w bezruchu, i usta zaczęły jej drżeć.
 – Wezwij uzdrowiciela... Ona krwawi. – Spojrzała na Tobiasa przerażona i odrzuciła gąbkę do wody. Spojrzała na twarz Katheriny i słyszała jak Leven wybiega z sali. – Och, Katy...
Do sali wpadło trzech uzdrowicieli i kazali jej wyjść na korytarz. Na miękkich nogach wyszła z sali i oparła się o ścianę.
 – Twoja torba. – Leven, praktycznie rzucił w nią jej torbą. – Nie ruszaj się stąd! Muszę zawiadomić kilka osób!
Stał obok dwójki ludzi, którzy pilnowali sali i na miękkich nogach wróciła do sali, gdzie uzdrowiciele próbowali coś zrobić.
 – Co pani tu jeszcze robi? – Zapytał ją jeden z nich i chwycił ją za łokieć.
 – Ona chyba poroniła. – Wyszeptała, a on spojrzał na nią, a potem na swoich kolegów.
 – Sprawdźcie, czy to krwotok wewnętrzny, czy poronienie. – Wyciągnął ją siłą na korytarz i zrównał twarz z jej twarzą. – Który to miesiąc?
 – Nie mam pojęcia... W połowie czerwca miała mdłości, więc pewnie czwarty, albo piąty. – Wyjąkała przerażona, a jej oczy wypełniły się łzami.
 – Stan pacjentki jest tajny. Tylko jej matka ma dostęp do informacji o jej stanie i to ona decyduje, co jest ujawniane. Rozumiesz? – Zapytał ją ostro, prawie krzycząc, ale ona kiwnęła głową. Oparła się o ścianę i spojrzała w sufit szybko mrugając, żeby odpędzić napływające łzy. Och, Katy...
*******
Patrzyła w okno i głaskała swój brzuch już od kilku dłuższych chwil. Było to silniejsze od niej i nie mogła się powstrzymać.
Wybudziła się ze śpiączki trzy dni wcześniej, kilka godzin po tym jak straciła dziecko. Oczy wypełniały jej się za każdym razem, gdy o tym pomyślała. Pierwszą rzeczą jaką zrobiła, jak już była po wszystkich badaniach i wszyscy dali jej spokój, to napisała list do Williama. Była zrozpaczona, rozbita i pragnęła jedynie jego obecności. Jej rodzice byli na misji i miała nadzieję, że Kartney pojawi się szybciej od nich.
Drzwi otworzyły się szybko i spanikowała, kiedy zauważyła matkę. Cóż za ironia...
 – Mama? – Zapiszczała i poczuła jak gardło jej się ściska.
 – Katy! –  Caroline podeszła do niej i ucałowała jej policzki. Przytuliła ją mocno i usłyszała jej westchnięcie. – Przybyłam jak najszybciej się dało. Ojciec będzie dopiero jutro. Dlaczego nikt cię tu nie pilnuje?
 – Nie ma takiej potrzeby. – Wyszeptała, starając się unikać jej wzroku. – Chciałam być sama.
 – Och, to całkiem zrozumiałe. Lepiej poczekać, aż dojdziesz do siebie. – Uśmiechnęła się do niej ciepło. Wyglądała na tak szczęśliwą i Katherinę zaczęło palić poczucie winy.
 – Bones przekazał mi list do ciebie. – Wręczyła jej kopertę i wstała z krzesełka. – Muszę iść do lekarzy. Widzę, że nie chcesz rozmawiać, a muszę się dowiedzieć co ci jest.
 – Dobrze mamo. – Starała się uśmiechnąć i wypuściła głośno powietrze, gdy matka wyszła. Rozerwała szybko kopertę i uśmiechnęła się z czułością na widok znajomego charakteru pisma.

Droga Katherino!
Jest mi bardzo przykro z powodu tego, co się stało.
Nie znajduję słów, aby opisać to, co teraz czuję i jest mi strasznie smutno, że nie mogę cię wesprzeć.
Kurs zaczął mi się pełną parą i niestety nie mogę teraz wrócić do Anglii.
Z drugiej strony...
Może tak miało być?
Już jakiś czas biję się z myślami, czy to w ogóle ma dalej sens?
Wiem, że mieliśmy być cierpliwi i wytrwali, że miało nam się udać, ale jest inaczej.
Oboje musimy się skupić i może strata dziecka była znakiem, że będzie nam lepiej jeśli się rozejdziemy?
Wiem, że to okrutne, ale tak będzie lepiej.
Skupimy się na kursach, bez rozpraszania, bez zastanawiania się, co robimy tysiące mil od siebie.
Przepraszam, że robię to w ten sposób, ale wyjdzie nam to na dobre. Kto wie? Może jak wrócę za pięć lat znów się zejdziemy?
Pamiętasz jak w kwietniu obiecaliśmy sobie, że nieważne jak się rozejdziemy, nie dotknie to naszych przyjaciół? Wiem, że będziesz wściekła, ale zależy mi na nich i mam nadzieję, że nie sprawisz, że mnie znienawidzą.
Jeszcze raz przepraszam, że kończę to w ten sposób, Katherino, ale tak będzie dla nas najlepiej.
Skup się na kursach, na udoskonaleniu swoich zdolności i bądź świetna na misjach Zakonu.
Mam nadzieję, że szybko wyzdrowiejesz, pozbierasz się po stracie dziecka i zostaniesz świetnym aurorem.
Pomyślności,
William.

Zakryła dłonią usta, czując wzbierające mdłości. Zmięła list i zaszlochała głośno, ukrywając twarz w dłoniach. Pierś paliła ją niemiłosiernie i ledwo łapała oddech. Nie spodziewała się, że otrzyma list zwrotny o takiej treści. Miała świadomość tego, że nie przybędzie od razu, ale może za kilka dni, tygodni... A on po prostu się odciął... Tak będzie dla nas najlepiej?
Rozprostowała i wygładziła pergamin. Schowała go koperty i znów wybuchnęła płaczem. Może jak wrócę za pięć lat to znów się zejdziemy?
Otarła łzy tak gwałtownie, że ją to zabolało, ale i tak nic to nie dało, bo po chwili miała znów mokre policzki. Pociągnęła nosem i wtuliła twarz w poduszkę.
 – Och, Katy... – Usłyszała jak jej matka weszła do sali. – Rozmawiałam z uzdrowicielem i z Edgarem.
 – Tak? – Zapytała Katherina i spojrzała na Caroline przez łzy.
 – Nie ma już żadnych przeciwwskazań, żebyś tu leżała. Jesteś nadal w szoku, to była twoja pierwsza misja, nie byłaś jeszcze przeszkolona i obeznana. Uzdrowiciele twierdzą, że twoje narządy wewnętrzne mają się dobrze po krwotoku, zareagowałaś dobrze na eliksiry i jesteś zdrowa. Wrócimy do domu i odpoczniesz od tej sali... Może pojedziesz z dziadkami do Hiszpanii na tydzień lub dwa? – Zaproponowała jej matka, gładząc dłonią jej policzek. Katy kiwnęła głową i kolejny raz zaszlochała.
*******
 – Jestem wykończona. – Jess opadła na ławkę obok Adalberta i oparła czoło o jego ramię. – Przypomnij mi, dlaczego ja to robię?
 – Pewnego dnia przejmiesz Madame Malkin, albo otworzysz swój własny sklep. – Powiedział chłopak i wyczuwała, że uśmiecha się przy tym.
 – Sklep? – Wyprostowała się i spojrzała na niego oburzona. – To będzie butik z prawdziwego zdarzenia! Jedyne, czego u mnie się nie kupi, to mundurku szkolnego. Nie chcę mieć urwania głowy w sierpniu.
 – Jeszcze tydzień. – Pocieszył ją i podał nowe szkice. – Myślałem o tobie.
 – Bert... – Spojrzała na niego znacząco, jak za każdym razem, gdy jego słowa miały podtekst. Zazwyczaj przekomarzała się z nim i brnęła w ten delikatny "flirt", ale ostatnio zdarzało mu się coś zainscenizować przy Huncwotach i cieszyła się, że Katy nie ma, bo na pewno starałaby się ją pchnąć w ramiona przyjaciela.
 – Wiesz, jak lubię to robić. Jesteś moją muzą. – Ucałował jej dłoń, a ona wybuchnęła śmiechem. Przyjaźń z McSweeney'em miała same zalety. Przez dwa miesiące zrobiła tyle projektów i tak udoskonaliła pod jego okiem rysunek, że sama była zdziwiona. – Naprawdę Jess. Robisz to, co chcesz robić i wierzysz w swój sukces...
 – ...Tylko dlatego, że wiele osób mnie wspiera. – Przerwała mu, co było zgodne z prawdą.
 – Znalazłem w Proroku ogłoszenie o sprzedaży jednego z budynków na Pokątnej. Właścicielem jest Elfias Doge, umówiłem się z nim na spotkanie i jak w ciągu roku zbiorę określoną kwotę pieniędzy, to lokal będzie mój. – Powiedział uśmiechając się szeroko, a ona zapiszczała w dłonie i zaklaskała.
 – To cudownie! – Uścisnęła go i przytuliła. – Ile musisz zebrać?
 – Trzy tysiące galeonów i przez minimum rok działalności mojej galerii, będę dzielił się zyskiem po połowie. – Uśmiech nieco mu przygasł, a ona skrzywiła się.
 – Ile już masz? – Zapytała go, bo wiedziała, że kwestia finansowa może być problemem.
 – Połowę. Przeliczyłem, że jeśli będę oszczędzał jak do tej pory i wezmę dodatkowe zlecenia to uzbieram maksymalnie dwa tysiące. – Spojrzał w jej oczy i spoważniał. – Mógłbym prosić mamę o pomoc i potem ją spłacać, ale pomyślałem... Mogłabyś dorzucić tysiąc galeonów i być współwłaścicielką.
 – Co? – Spojrzała na niego zszokowana.
 – Lokal jest naprawdę duży, a cena mogłaby być wyższa, bo lokalizacja jest bardzo dobra. Nadarzyła się prawdziwa okazja. – Spojrzał na nią błagalnie. – Rozważysz to?
 – Mogłam się uczyć na te pieprzone runy, to bym miała już siedemset. – Jęknęła żałośnie. – Skąd ja wezmę tysiąc galeonów?
 – Wierzę, że jak przemyślisz to, to wpadniesz na jakiś pomysł. – Uśmiechnął się pokrzepiająco.
 – Ale na wypadek wszelki poproś mamę o pożyczkę, gdybym nie dała rady. Jak się zgodzi, to wchodzę w to. Co mi szkodzi? – Wzruszyła ramionami. Bert uśmiechnął się do niej szeroko i ucałował jej policzek.
 – Zgodzi się na pewno. Mam nadzieję, że ci się uda wykombinować skądś tyle kasy. – Posłała mu spojrzenie pełne powątpienia.
 – A ja mam nadzieję, że jak będę miała jakiś cel, to uda mi się uzbierać. – Zamyśliła się chwilkę, ale stwierdziła, że jutro siądzie do rachunków.
 –Chciałem ci jeszcze coś pokazać. – Kiwnął głową na pergaminy, które przesunął bliżej niej. Spojrzała na nie uważnie i uśmiechnęła się na widok kilku szkiców.
 – Merlinie... – Chwyciła jeden pergamin i uśmiechnęła się na widok znajomej góry Sgurr nan Gillean. Spojrzała przed siebie i udawała, że porównuje widoczną z daleka górę, z konturem na rysunku.
 – Patrz. – Stuknął różdżką w pergamin i pisnęła, gdy zauważyła dwie postacie na miotłach, które trzymają kociołki i łapią w nie lecące szyszki. Stuknął jeszcze raz i na tle gór pojawiły się te same, dwie postacie, tym razem stały, trzymając miotłę i kociołek. W jej pokoju znajdowało się prawie identyczne zdjęcie.
 – Zrobisz mi to? – Poprosiła go i zdziwiła się, gdy podwinął bluzkę i pokazał jej lewy bok. Pogłaskała jego skórę, w miejscu gdzie znajdowała się jego nowa dermagrafika. Zachwyciła się, widząc, że po chwili postacie wzbiły się i zaczęły grać w Creaothceann – niebezpieczną szkocką grę. – Dobrze, że zakładaliśmy kaski i łapaliśmy w kociołki szyszki.
 – Raz graliśmy na kamienie. – Skrzywił się i pokazał jej bliznę za uchem. Pokręciła głową i uśmiechnęła się na samo wspomnienie. – Pomyśleć, że mogliśmy być za to wywaleni z Hogwartu.
 – Ile ja miałam lat? Trzynaście? – Parsknęła śmiechem.
 – Zmieniłaś się Jess od tamtej pory. – Objął ją ramieniem i przysunął się. – Nie chcę cię urazić, ale gdybym kilka lat temu pomyślał, jaka będziesz, to stwierdziłbym, że nadal byłabyś sobą.
 – Jestem sobą, Bert. – Obruszyła się, bo już kilka razy próbował przeprowadzić z nią taką rozmowę i zawsze udawało jej się wymigać.
 – Zaczynasz znów być sobą Jess. – Poprawił ją i wskazał na rysunek. – Gdzie chcesz zrobić?
 – Żebra po prawej stronie. – Spojrzeli na odległe góry, a Jess westchnęła.
 – Było mi ciężko, gdy mnie zostawiłeś. Nagle nie miałam komu się zwierzyć. Mieszkałam z Ann, Emily i Chrystal. Ann wzięła mnie pod swoje skrzydła, poświęcała mi swój czas i tak się zaczęło. Przez prawie dwa i pół roku byłam straszna, Bert. Mieszałam ludzi z błotem, byłam nachalna, niemiła i robiłam wszystko, co mówiła Ann, tylko po to, żeby mnie zaakceptowała. Porzuciłam rysunek, kiedy wyśmiała moje prace i sądziłam, że liczę się tylko ja... No i Ann. – Westchnęła, przypominając sobie, jaką jędzą była dla młodszych uczennic. – Teraz jak o tym myślę, to nie wiem jak mogłam być tak zaślepiona i głupia, że dałam sobą tak manipulować. W marcu musiałam wrócić do domu, bo mama zachorowała na Smoczą Ospę i nie spodobało się to Ann, bo to było blisko jej urodzin. Jocunda opiekowała się małą Jo i nie przechodziła tej choroby, i nawet ten argument nie pomagał. Wróciłam w kwietniu, a ona zdążyła nieźle namieszać z Lily i Jamesem. Wtedy się ocknęłam i stwierdziłam, że to koniec.
 – Ale nadal nie jesteś pewna, czy jesteś dobra? – Zapytał ją, a ona pokręciła głową.
 – Jestem pewna, że jestem dobra... Ale denerwuje mnie to, że ludzie mają mnie za idiotkę, tylko dlatego, że jedynie co mi dobrze w życiu wychodzi, to rysunek i szycie. – Otarła spływającą łzę i pokręciła głową, kiedy zaczął głaskać jej włosy. – Zgłosiłam się na owutemy, żeby nie odstawać za bardzo od dziewczyn i nawet nie wiesz jak żałuję. Wolę szwendać się po górach, bo w domu rodzice suszą mi głowę o pracę jaką załatwiła mi Jo. Nawet nie wiesz jakie masz szczęście, ze twoja mama cię wspiera.
 – Nie ma wyboru... Ma tylko mnie. – Zażartował, a ona spojrzała na niego sceptycznie. – Ciebie też wspiera... Poza tym masz jeszcze przyjaciół i szefową, i oni w ciebie wierzą.
 – Wiem... Ale rodzina powinna być dla mnie wsparciem. Oczywiście w innych aspektach są cudowni i kochani, ale akurat w tym najważniejszym, nie mogą się przemóc. – Spojrzała na niego smutnym wzrokiem. – A co do przyjaciół... Katherina jest w Hiszpanii i wraca za tydzień, chłopaków nie widziałam od kilku dni, Lily i Dorcas rzadko piszą, Jane w sumie też, ale ona też wraca za tydzień. Jedynie ciebie i Remusa widuję codziennie.
 – Wiesz, że w obecnej sytuacji niektóre sprawy muszą być tajemnicą? – Zapytał ją, a ona zmarkotniała jeszcze bardziej.
 – Wiem i właśnie przez to nie mogę zbyt wiele zrobić. Nawet nie wiesz jak bardzo bym chciała na coś się przydać. Ale mój jedyny talent to szycie. – Przyznała cicho, a Adalbert przysunął się do niej jeszcze bliżej. Mówiła mu o istnieniu tajnej organizacji, która stara powstrzymać się wpływy Voldemorta. Była świadoma tego, że jej przyjaciele już należą do Zakonu, a ona nie chciała ich prosić, aby załatwili jej miejsce. – A może bym się czegoś nauczyła?
 – Jess, głuptasie. – Powiedział miękko i ucałował jej skroń. – Ty nawet nie wiesz ile masz talentów.
*******
Kiedy babcia mówiła "domek w Hiszpanii" przed oczami widziała plażę, słyszała szum fal i czuła ciepłe promienie Słońca. Rzeczywistość okazała się być nieco inna. Domek znajdował się przy jeziorze w Pirenejach i dziękowała Merlinowi za to, że widok jest nieziemski. Często z dziadkami przechadzała się po łagodnych szlakach, czasami zostawali w domu i łowili ryby w jeziorze. Popołudniami kładła się na leżaku i obserwowała góry. Zdawało jej się, że widziała smoka lecącego ponad szczytami.
Widok gór ją uspokajał i napawał optymizmem.
Może też dlatego, że była tu tylko z dziadkami? Nie wiedziała nawet co dzieje się u rodziców i przyjaciół. Żadnych listów, żadnych gości, żadnych pytań o to jak się czuje. Fizycznie czuła, że jest już zdrowa. Rano biegała wzdłuż jeziora i miała nadzieję, że jej kondycja jest w dobrym stanie. Jej skóra nabrała złocistego odcieniu i jak patrzyła w lustro nie wyglądała na chorą. Miała nadzieję, że jak dołoży do całego wyglądu uśmiech, mało kto zapyta ją o to jak się czuje.
A czuła się tragicznie. Przed snem myślała o tym wszystkim co sie wydarzyło i długo trwało nim zmęczona płaczem, zasypiała. Od dwóch tygodni czuła nieustanny ból serca i zdawało jej się, że to wszystko się nie wydarzyło, że to tylko zły sen, ale kiedy otwierała kufer, to na dnie nadal leżał wymięty list od Williama, którego treść znała na pamięć. Pod listem były wyniki badań i notatka od uzdrowiciela, że oprócz małej anemii, jej i dziecku nic nie jest, a dziecko urodzi się w Wigilię Bożego Narodzenia.
Cały czas się łudziła, że wróci do domu i zastanie od niego setki nieprzeczytanych listów, które błagają ją o przebaczenie i powrót, a jak ona tylko kończy czytać te setki listów, on puka do drzwi jej pokoju, oznajmia, że wraca i zrobi ten cholerny kurs w Anglii, a ona rzuca mu się w ramiona i ma pewność, że kiedyś wszystko będzie dobrze. Potem się okaże, że jednak urok całkowitego porażenia nie wyrządził jej dziecku krzywdy, a krwotok wewnętrzny, to po prostu anomalia jej anatomii i nadal jest w ciąży. William by się ucieszył, rodzice musieliby to jakoś przełknąć, ale w końcu też ucieszyliby się. Wszyscy byliby szczęśliwi, że wreszcie się jej układa.
Ale wiedziała, że tak nie będzie.
Czuła pustkę w swoim brzuchu. Jeszcze trzy tygodnie wcześniej jej brzuch delikatnie się zaokrąglał i był twardy, a teraz znów był płaski i miękki.
 – Spakowałaś się już? – Zapytała ją babcia, a Katy kiwnęła głową i uśmiechnęła się smutno.
 – Nie chcę jeszcze wracać. – Przyznała cicho i westchnęła. Babcia usiadła na drugim leżaku i pogłaskała jej ramię.
 – Musisz wracać. Zaczniesz kurs, pamiętasz? – Spojrzała na staruszkę, która patrzyła na nią współczująco. – Odnajdź w sobie siłę dziecko i nie pozwól, żeby jedna porażka cię podcięła. Zanosi się, że będziesz na wielu misjach i po powrocie musisz zabrać się od razu do pracy.
 – Właśnie dlatego nie chcę wracać. – Katy znów spojrzała w stronę gór. – Mogłabym tu zostać, założyłabym ogródek i całe dnie spędzałabym na wędrówkach, z dala od tego co się dzieje w Anglii.
 – Kto by nie chciał? – Babcia zaśmiała się i zaczęła mówić nieco niewinnym tonem. – Nie wiem, czy wiesz, ale złapano wszystkich śmierciożerców, którzy was wtedy otoczyli.
 – Będą procesy? – Parkes spojrzała na nią zainteresowana i uśmiechnęła się, gdy kiwnęła głową. – Może powrót nie będzie taki zły?
Babcia poklepała ją po ramieniu, wstała i poszła w kierunku domku.
Zaczną się procesy, czyli oprócz ataku na ich misji mają coś jeszcze za uszami. Serce nieco jej drgnęło, gdy zauważyła ponad szczytem smoka, który przez kilka sekund zionął ogniem, a ona patrzyła na to z zachwytem i usłyszała cichy głosik w głowie.
Szczęściem jest zobaczyć smoka ziejącego ogniem w locie.
Jane z pewnością wzięłaby to za dobry znak.
*******
 – Witaj Jess! – Cay odwróciła się w stronę drzwi wejściowych i uśmiechnęła się do swojej siostry Jocundy. Odgarnęła różowy kosmyk z twarzy i wskazała na kanapę ustawioną pod oknem.
 – Hej, Jo. Usiądź i poczekaj chwilkę. Skończę zbierać miarę z tego uroczego młodzieńca i będę miała chwilkę. – Uśmiechnęła się uprzejmie do młodego chłopca, któremu zbierała miarę na szatę szkolną. – To który to już rok?
 – Drugi, proszę pani. – Jessica westchnęła marzycielsko.
 – Nawet nie wiesz jak ci zazdroszczę. Pewnie w twoim wieku chciałam być już dorosła, ale czekają cię najlepsze lata. Będziesz już mógł grać w quidditcha, zapisać się na zajęcia pozalekcyjne, och... A za rok będziesz mógł się wybrać do Hogsmead! – Pokręciła głową, żeby odgonić nieco melancholię. – W jakim jesteś domu?
 – Huffelpuff. – Odpowiedział jej i zrobił skrzywioną minę. – Wszyscy z nas się śmieją.
 – Tylko z pierwszorocznych. – Puściła mu oczko, a on parsknął śmiechem. – Widzisz tą panią, co siedzi na kanapie? Ona była Puchonką i zapewniam cię, że teraz nikt się z niej nie śmieje.
 – A pani gdzie była? – Zapytał ją zaciekawiony.
 – W Gryffindorze. – Zauważyła, że jest bardzo zdziwiony i rozbawiło ją to. – Do tej pory jestem zdziwiona, że tam wylądowałam. Tiara musiała chyba wtedy drzemać. Byłam przekonana, że też będę Puchonką, ale...
 – Mark! – Przerwał im dzwonek, który sygnalizował wejście klienta. Cay uśmiechnęła się do matki chłopca i szybko zdjęła ostatnią miarę.
 – Już jest wolny. – Pomogła chłopcu zejść z podwyższenia i podeszła do lady, gdzie zapisała wszystkie wymiary. – Pół godziny i szata będzie gotowa.
 – Dziękujemy bardzo. – Kobieta uśmiechnęła się, chwyciła chłopca za rękę i wyprowadziła na Pokątną.
 – Chodź, na zaplecze, muszę wykroić materiał i jeszcze nanieść zaklęcia rozciągające. – Jess przeszła od razu na tył pracowni i zabrała się za wybieranie materiału.
 – W Proroku miałabyś mniej pracy. – Powiedziała jej siostra z przekąsem, a ona spojrzała na nią sceptycznie.
 – Więc po to przyszłaś? Żeby mnie znów namawiać na pracę w Ministerstwie? – Zapytała ją, starając się dobrze rozłożyć materiał.
 – Chcę jedynie, żeby ci się dobrze żyło. Utknęłaś tu i zamierzasz szyć szaty do końca życia? – Zapytała ją brunetka. Jess spojrzała karcącym wzrokiem na siostrę, ale zacisnęła zęby, żeby nie powiedzieć słów, które cisną jej się na usta. – Rodzice powiedzieli mi, że chcesz od nich półtora tysiąca galeonów. Czyś ty oszalała?
 – Chcę od nich tyle pożyczyć, Jo! Oddawałabym im pieniądze, jak tylko butik przynosiłby zyski. – Obruszyła się i szybko zaczęła fastrygować materiał.
 – Och, na jedno wychodzi, bo wątpię, żeby udało ci się tyle uzbierać w ciągu twojego całego życia. – Blondynka zamknęła na chwilę oczy, starając się uspokoić.
 – Nie martw się, dam sobie radę. – Powiedziała sucho i zarzuciła materiał na manekin, nawlekła nić na igłę i rzuciła zaklęcie, aby igła zszyła zaznaczone fragmenty. Na dwie pozostałe szaty na manekinach też rzuciła zaklęcia, bo nie były jeszcze zszyte. – Kupimy z Adalbertem cały lokal, jest naprawdę duży i w świetnej lokalizacji. Pewnie minie trzy lata nim ruszę z własnym interesem, ale uda mi się Jo. Muszę się jeszcze wiele nauczyć, a Madame Malkin jest wspaniała, bo wie że nienawidzę mundurków szkolnych i szat pracowniczych, i pozwala mi tu rozwinąć skrzydła, bez obawy, że będę jej konkurencją. Niedługo zacznę się uczyć prowadzić księgi, zamawiać materiały, wybierać materiały i jestem pełna optymizmu.
 – Twój optymizm cię nie nakarmi. Na brodę Merlina, Jess... Adalbert zjawia się nagle po czterech latach i żąda od ciebie takiej kwoty? To trochę podejrzane, nie uważasz? – Cay podniosła rękę, żeby uciszyć siostrę i rzuciła pozostałe zaklęcia na szatę chłopca. Następnie na wszystkie trzy szaty rzuciła zaklęcie czyszczące oraz wygładzające i powiesiła je na osobnych wieszakach. Odwróciła się w stronę Jo i spojrzała w jej piwne oczy. Była jak kopia ich matki. Ten sam kolor oczu i włosów, ziemisty odcień skóry, niska, krępa sylwetka. Po porodzie zaokrągliła się jeszcze bardziej.
 – Znamy Berta praktycznie od zawsze, Jo. Poza tym, on ode mnie nie żąda pieniędzy. Jeżeli nie uda mi się zebrać tej kwoty, to jego mama mu pożyczy. Jeżeli ja zapłacę połowę, to będę współwłaścicielką lokalu, który jest tak duży, że zmieści się w nim jego galeria i mój butik. Poprosiłam rodziców o pożyczkę całej kwoty, bo oszczędności chcę władować w rozwój mojego interesu, a kiedy będą zyski, to oddam rodzicom, to co pożyczyłam. Jo, może myślicie, że to zły pomysł, ale nie rozumiem waszego zdziwienia tym, że chcę to robić. Odkąd pamiętam chciałam z tego żyć... To nie jest tak, że skończyłam Hogwart i nie mam innych możliwości. To jest naprawdę to, co mnie określa i to co kocham robić. – Spojrzała na siostrę i uśmiechnęła się, kiedy zauważyła, że oczy Jocundy się zaszkliły. – Prowadziłaś gazetkę w Hogwarcie, bo to lubiłaś. Teraz pracujesz w Proroku Codziennym i robisz to co lubisz. Poszłam w ślady starszej siostry i rozwijam swój talent, Jo. Poza tym... Ten biznes nie jest taki zły jak ci się wydaje. W ciągu tych kilkunastu minut, kiedy dyskutowałyśmy, zarobiłam pięć galeonów.
*******
James postawił przed Syriuszem szklankę z Ognistą Whisky i sobie też nalał alkoholu. Katherina siedziała z butelką wody i łapała głęboko oddech.
 – Powinniście sie umyć i coś zjeść. Potem pić. – Black machnął ręką na to i stuknął się z nim szklanką.
 – Za pierwszy tydzień na kursach! – Krzyknął James, a Katy uniosła butelkę w geście toastu i upiła kilka łyków wody. – Zastałaś się w Hiszpanii.
 – Biegałam codziennie, ale nie miałam nikogo do narzucenia tempa. – Wytłumaczyła się.
 – Kiedy się wprowadzisz? – Zapytał nagle Syriusz, a Potter spojrzał na Katy zdziwiony.
 – Wprowadzasz się tutaj? – Parkes spojrzała karcąco na Łapę i mruknęła "dzięki".
 – W następny weekend. Jeżeli ci nie przeszkadza. – Black pokręcił głową. – Jutro wraca Jane, w niedziele jest zebranie, a na tygodniu kursy, więc w wolnych chwilach się będę pakowała. Och, podrzucicie mi swoje kufry? Jednak spakuję całe moje życie, a jest tego dość dużo.
 – Czemu nie zostajesz w domu, Katy? – Zapytał ją James i trochę zrobiło mu się przykro, gdy posmutniała.
 – Ojciec przestał się do mnie odzywać. Wiecie... Obudziłam się ze śpiączki, wróciłam do domu i przy kolacji był taki szczęśliwy, że wróciłam, że jestem cała i że na pewno już mam wybity z głowy pomysł o zostaniu aurorem, po tym co mnie spotkało. Byłam wtedy trochę skołowana i wściekła, bo... Bo jednak było to dość ciężkie przeżycie... – Otarła spływające łzy, a Syriusz chwycił jej dłoń. – Oburzyłam się, bo przecież nawet przez myśl mi nie przeszło, żeby skreślić Zakon i kursy. Ojciec się wściekł, coś krzyczał, że się nie nadaję i że nawet to pokazałam na misji. Mama i Paul próbowali załagodzić sytuację, dziadek i babcia zaczęli mnie bronić. Od tamtego wieczoru ojciec się do mnie nie odzywa.
 – Może mama coś zdziała? – Zapytał ją, a Katherina pokręciła głową.
 – Babcia już tego próbowała. Mam już dość jego krzywych spojrzeń i tego, że wiecznie jest ze mnie niezadowolony. Będę robiła co do mnie należy i może mu przejdzie. Dlatego wolę się wyprowadzić. – Wzruszyła ramionami i ścisnęła mocniej dłoń Syriusza. – Dobrze, że mam gdzie.
 – Nieźle cię tu wyszkolę. – Black do niej mrugnął, a ona parsknęła śmiechem. Potter spojrzał to na nią, to na niego, to na ich złączone ręce. – Ty też się wprowadź James. Poddasze jest już prawie gotowe. Gdybyś był tu cały czas, szybciej by nam poszło z naszym planem na latanie.
 – Plan na latanie? – Zapytała Parkes i spojrzała na kuzyna. – Dużo mnie ominęło.
 – Latanie przydaje się w Biurze. Rozmawiałem już z Tobiasem, Edgarem i braćmi Prewett. Stwierdzili, że to dobry pomysł, żeby ćwiczyć walkę na miotłach. Wiedziałaś, że Edgar i Tobias byli ścigającymi, a bliźniaki pałkarzami? – James poczuł jak serce szybciej zaczyna mu bić i spojrzał przed siebie. Starał się chociaż raz w tygodniu latać na miotle dłużej niż kilkaaście minut, ale brakowało mu uchylania się przed tłuczkami, podawania kafla innym ścigającym, zwalania przeciwników z mioteł... Już dawno odkrył, że bycie szukającym nie było jego naturalnym talentem. Charlus był szukającym i pewnie myślał, że James pójdzie w jego ślady, i tak to się stało. Na piątym roku odkrył, że bycie ścigającym daje mu więcej frajdy, ale dopiero na szóstym roku zmieniał pozycję. Czasami grał jako ścigający, a czasami jako szukający...
 – Nawet nie wiesz jaki masz rozmarzony wyraz twarzy. – Katherina westchnęła, a kiedy spojrzał na nią myślał, że uśmiecha się kpiąco. Zdziwił się, bo jej twarz nie wyrażała nic... Jej twarz nie wyrażała nic od tygodnia. Czasem się uśmiechnęła, ale częściej jej twarz była jak z kamienia. – To też się wprowadzisz?
 – Może wtedy co ty? – Zapytał James i przez krótką chwilę cieszył się tym, że na jej ustach pojawił się uśmiech.
 – Zajmuję wieżę! – Powiedziała szybko Katherinę, a Black parsknął śmiechem.
 – Wieża już na ciebie czeka księżniczko. – Parkes spojrzała na niego i posłała mu wdzięczne spojrzenie. Potter znów spojrzał to na Syriusza, który patrzył na nią z troską i czułością, to na jej maślany wyraz twarzy, to na ich złączone dłonie.
Tak... Przeprowadzka tutaj, będzie dobrym pomysłem.
*******
 – Nie rozumiem dlaczego nie mogliśmy się spotkać u Syriusza. – Zapytała Jane, kiedy w dziewiątkę siedzieli w salonie u Potterów. – Jestem taka zmęczona!
 – Wreszcie bym chciała zobaczyć ten pałac. – Jess puściła oko Blackowi, a ten zmieszał się nieco. Bardzo nie na rękę mu było to, że niedługo będą tam mieszkali w piątkę, a Jessica jako jedyna nie może ich odwiedzić. Następne spotkanie pewnie odbędzie się u Adalberta i Jess, albo u Paula, lub u Petera bo jako jedyni u niego nie mieszkają.
 – Jak już skończę ze wszystkim i uporam się z napiętym grafikiem, na pewno urządzę parapetówkę. – Obiecał jej, choć wiedział, że długo jeszcze potrwa nim przekona Charlusa i Moody'ego, do tego, żeby Jess wiedziała, gdzie jest jego dom. Miał pewność, że jeśli znalazłby się z Dumbledorem na osobności, to ten nagiąłby pewne zasady i nie czułby się jak kretyn, gdy spławiał Jess.
 – Powiedz kiedy. Uszyję ci kilka zasłon do kompletu. – Zaśmiał się głośno i ostentacyjnym gestem poprawił sobie rękawy nowej marynarki, którą dla niego uszyła. Była zdolna jak cholera.
 – Dobra Jane... Opowiadaj. – Katy poprawiła się na kanapie i spojrzała zaciekawiona na przyjaciółkę.
 – Jak wiecie byłam w Afryce. – Uśmiechnęła się do nich promiennie, a Jess spojrzała na nią, jakby mówiła "no, nie wiedzieliśmy". – Ingerencja mugoli w pewnych częściach Afryki jest tak zaawansowana, że niszczy siedliska niektórych stworzeń. Panu Newtonowi udało się namówić kilka osób, żeby teren przy Wirungach wpisać na jakąś mugolską listę. No wiecie... Jak już jakiś teren, czy obiekt znajdzie się na tej liście, to jest tak jakby bezpieczny. Budowaliśmy nowe siedliska, udało nam się przewieźć kilka roślin, które tam posadziliśmy i powoli zostawały tam sprowadzane zwierzęta, które pod naszym okiem uczyły się życia na wolności w ich naturalnym środowisku. Zabezpieczyliśmy teraz zaklęciami, kilka osób zostało, żeby jeszcze przez miesiąc pilnować tego stanu, a potem zajmie się tym Ministerstwo Magii w Zairze.
 – Musiało być świetnie. Tyle zwierzątek, pewnie były urocze. – Jane parsknęła śmiechem, gdy usłyszała Jess.
 – Te które nie chciały mnie zabić, tak. były urocze. – Parsknęli śmiechem.
 – Co teraz zamierzasz? – Zapytał Remus.
 – Za tydzień zaczynam kurs i pracę w Wydziale Zwierząt. – Uśmiechnęła się radośnie.
 – Szkoda, że u nas nie ma kursu i pracy jednocześnie. – Jęknął James, a Katy kiwnęła głową.
 – A co się działo jak mnie nie było? – Zapytała Elliot. Syriusz chciał spojrzeć szybko na Katherinę, ale tak się złożyło, że wszyscy na nią patrzyli.
 – Och... – Szepnęła blondynka i poprawiła lok, który wysunął się zza ucha. – Oberwałam urokiem całkowitego paraliżu, osoba, która to rzuciła nie miała wprawy i wylądowałam w szpitalu.
 – Ale jak? Gdzie? Kto? – Zapytała Jane i spojrzała na przyjaciółkę zmartwionym głosem. Katherina dawała jej znaki wzrokiem, żeby nie drążyła tematu i przez chwilę trwała cisza.
 – Katy była na misji i zrobił to któryś ze śmierciożerców. – Odpowiedziała Jess pustym głosem patrząc na swoje dłonie. Syriusz znów poczuł się głupio, bo nakłamał trochę Cay, tak jak mu kazano, ale ona wiedziała doskonale o wszystkim. – Katherina była w śpiączce przez sześć dni, choć po tym uroku powinna być nieprzytomna najwyżej dzień. Miała krwotok wewnętrzny i kiedy w końcu udało im się to opanować, wybudziła się.
 – Naprawdę? – Zapytała Jane, a Katy spuściła głowę i nią kiwnęła. Podniosła ją i wyglądała na rozbitą.
 – Tak. To było straszne i nadal jestem nieco w szoku. – Powiedziała nie patrząc im w oczy i zauważył jak drżą jej dłonie.
 – To zrozumiałe. Co na to William? Przyjechał? – Kolejne pytanie Elliot zawisło w powietrzu. Łapa spojrzał szybko na Jamesa, kiedy Katherina głośno wciągnęła powietrze.
 – Zerwaliśmy. – Odpowiedziała po chwili ciszy, a Jess pisnęła. Rogacz przeklął głośno i zerwał się na nogi, a Parkes spojrzała na kuzyna ze strachem. – Uspokój się, James! Tak będzie lepiej. Muszę skupić się na kursach, doskonale widziałeś, że nie szło mi w walce. On jest w Stanach i nie wróci przez najbliższe pięć lat, a ja jestem tutaj i muszę walczyć! Ja nie będę się przejmowała co on tam robi, a i on nie będzie się martwił o mnie. Tak będzie lepiej.
 – Kto tak postanowił? – Zapytał twardo James zaciskając szczęki ze złości.
 – Ja. – Powiedziała Parkes i spuściła głowę. Potter westchnął ciężko i spojrzał na nią karcącym wzrokiem, usiadł powoli obok Syriusza nie spuszczając z niej wzroku.
 – Przez jakieś cztery miesiące suszyłaś głowę mi i Syriuszowi, że zerwaliśmy z dziewczynami, a teraz sama z nim zerwałaś, żeby było lepiej? Katy... – Parkes spojrzała na niego i Syriusz zdziwił się, kiedy dostrzegł, że jest roztrzęsiona.
 – James... To on chciał czegoś więcej, ja tylko chciałam dobrze się bawić. Chciałam być w porządku, zanim zaszłoby to za daleko. – Odpowiedziała ostro i było wiadome, że lepiej nie dyskutować o tym dalej. Przyglądał się jej opuszczonej głowie. Chodziło o coś więcej... Już dawno się zorientował, że ona świata nie widzi poza Williamem. Może i mieli na początku luźny układ, ale od balu było już pewne, że to jest całkowicie poważne. Z jej strony również.
 – Nie mogę uwierzyć, że to zrobiłaś, Katy. – Jess spojrzała na nią ze łzami w oczach, ale miał dziwne wrażenie, że ona wie coś więcej. Jane ścisnęła dłoń przyjaciółki i uśmiechnęła się smutno.
 – Tak będzie lepiej. – Powtórzyła Katherina, jakby próbowała przekonać samą siebie. Elliot kiwnęła głową na mały kufer, który stał koło kominka.
 – Przywiozłam kilka rzeczy. – Syriusz klasnął w ręce i zaoferował swoją pomoc w podaniu kufra Jane. Miał nadzieję, że zmiana tematu nieco zbije grobowy nastrój. Chwycił kufer i zdziwił się, bo sądził, że będzie lżejszy. Położył go na kanapie obok Jane i usiadł znów na fotel.
 – Chłopcy. – Zaczęła tajemniczo Elliot i otworzyła kufer. Wyjęła pierwszą rzecz i podała ją Syriuszowi. Spodziewał się większego prezentu, ale nie powiedział tego na głos. Odwinął szary papier i na jego kolana wypadł scyzoryk.
 – Nóż? – Zapytał James zdziwiony, a Jane spojrzała na niego urażona.
 – Nie byle jaki. Otwiera zamknięte zamki. – Powiedziała, a Black wyciągnął ostrze i przyjrzał się mu. Zamierzał sprawdzić to, więc poszedł do drzwi wejściowych, zamknął je i chwilę się wahał. Włożył ostrze między futrynę, a drzwi i zamek puścił.
 – I co? Działa? – Zapytał Rogacz, a Łapa otworzył drzwi i uśmiechnął się szelmowsko.
 – Działa. – Wrócił do salonu i ucałował policzek Jane. – Przydałby się w Hogwarcie.
 – Czuję, że jako przyszły auror będziesz miał wiele okazji, żeby go użyć. – Uśmiechnęła się do Rogacza i wyciągnęła mu nieco większy pakunek.
 – Kompas. – Syriusz parsknął śmiechem na widok wymuszonego uśmiechu Jamesa. – Czemu nie pokazuje północy, igła wariuje.
 – Można go użyć jako zwykły kompas i wtedy musisz wcisnąć taki mały przycisk z boku. Teraz jak pomyślisz o celu swojej podróży, to on wskaże ci drogę, a kiedy zboczysz z trasy to zacznie drżeć. No i możesz go powiesić na szyi, albo umieścić na trzonku miotły. – Powiedziała Jane, a Black spojrzał przez ramię przyjaciela i parsknął śmiechem.
 – Serio Rogacz? Wschód? Czyżbyś myślał o Evans? – Uchylił się szybko przed ręką Jamesa i oberwało się Peterowi. Paul parsknął śmiechem, a brunet schował kompas do kieszeni.
 – Remusie, dla ciebie chciałam wykupić pół Afryki. – Powiedziała Jane i wręczyła mu prezent zapakowany w smoczą skórę.
 – Książka? – Parsknął śmiechem James, ale zdziwili się kiedy Lunatyk odwinął skórę, a na kolanach umieścił ładnie zdobione, jasne pudełko. Chwilę się mocował, ale w końcu pudełko otworzyło się. Wyjął buteleczkę z atramentem oraz przedmiot, który wyglądał jak jajko.
 – Fałszoskop! – Powiedział Remus z entuzjazmem i położył go na stoliku. Od razu zaczął się kręcić, gwizdać i świecić. Jane zmarszczyła brwi i westchnęła.
 – Podobno nie działają zbyt dobrze. – Remus zabrał głośny przedmiot ze stołu i schował do kieszeni. Po chwili nie było już nic słychać.
 – A to? – Zapytał ją, a ona uśmiechnęła się podekscytowana, że może mu powiedzieć.
 – A to jest niewidzialny atrament, zakładam, że znasz zaklęcie, które potrafi je ujawnić. A to pudełko... Nie bez powodu było owinięte w smoczą skórę. Tylko ty możesz je otworzyć. – Powiedziała, a Remus powiedział ciche "wow". – Podejrzewam, że scyzoryk Syriusza też go otworzy.
Lupin szybko zamknął pudełko i podał Blackowi, który od razu wyjął scyzoryk. Tak, jak myślała Jane, pudełko otworzyło się.
 – Och, i podobno na to drewno działa zaklęcie zmniejszająco –zwiększające. – Powiedziała Jane, a Remus jej podziękował. Kolejny pakunek podała Katherinie i chwilę się wahała zanim cokolwiek powiedziała.
 – To jest buteleczka z atramentem, która jest połączona jakimiś zaklęciami z tym pergaminem. – Wytłumaczyła Jane, gdy Katy odpakowała pierwszą rzecz. – Jak wyleje się atrament, to pojawi się na pergaminie. Może jak będziesz na misjach, to zostawisz komuś pergamin i gdy coś się stanie, to można rozlać atrament.
 – Ciekawa rzecz. – Mruknęła Katy i na próbę wylała kroplę atramentu na spodnie. Pojawiła się mokra plamka na jej spodniach i na pergaminie. Parkes uśmiechnęła się i zamknęła szczelnie małą buteleczkę. Wyjęła jeszcze kilka drobiazgów i spojrzała na Jane.
 – Wiem, że to pierdoły. – Westchnęła Elliot. – Ta spinka do włosów na pewno ci się nie zsunie w czasie biegu, czy innych czynności. Rękawiczki są ze smoczej skóry, więc to super ochrona od niektórych roślin czy substancji, a dodatkowo różdżka nie wypadnie ci z rąk, chyba, że od zaklęcia. Ta apaszka ogrzeje cię, jak będzie ci zimno. Och, a ta spinka z bursztynami tak przypominała mi twoje oczy, że nie mogłam się oprzeć. Poza tym...
 – Tak? – Katy spojrzała na nią, gdy ta wręczyła Jessice chyba największy prezent.
 – Czy dostaniesz kolejny prezent, dowiemy się od Jess. – Cay spojrzała na nią i ledwo odwinęła skrawek papieru zapiszczała jak mała dziewczynka.
 – Na Merlina, Jane! – Uścisnęła mocno przyjaciółkę i wstała, żeby odwinąć starannie zapakowany, złożony materiał.
 – Powinno starczyć na was dwie. To skóra smoka Brunatnego Ugandyjskiego. Tutaj masz mocne jedwabne nici. Jeżeli użyjesz innych nici, to skóra może się rozejść i może nie mieć swoich właściwości. – Syriusz uśmiechnął się lekko, na widok szczęśliwej miny Jess.
 – O Merlinie! Do końca życia masz u mnie kiecki za darmo! – Powiedziała radośnie Jane.
 – A ty nie jesteś przeciwna zabijaniu smoków? – Zapytał delikatnie Remus, a Jess prychnęła.
 – Remusie... – Jęknęła, jakby miała do czynienia z jakimś głupkiem. – To jedyne smoki, które zrzucają swoją skórę, tak jak węże. Dlatego ma taki szary odcień. Powiedz mi Jane, że ktoś, kto wziął tą skórę był dobry dla smoków.
 – Uwierz mi, że tak było. Dostałam to od Pana Newtona. – Elliot zaśmiała się, gdy Cay opadła obok Adalberta i była bliska płaczu.
 – Uszyję nam kurtki... Dzięki niej mogę zapomnieć o noszeniu torebki. – Katherina spojrzała na nią i uśmiechnęła się lekko.
 – Zrób mi z niej tylko taki szeroki pas na talię, wiązany na rzemyki. – Poprosiła ją Parkes, a Jess kiwnęła szybko głową.
 – Adalbert, dla ciebie też mam fałszoskop oraz kilka farb. Podobno są dobre, ale ja się nie znam. – Elliot wręczyła mu małe pudełeczko i podziękował jej. – Wybacz Peter, ale nie sądziłam, że się spotkałam i mogę jedynie dać ci cukierki z żywicy z drzew lasów równikowych.
 – Dzięki Jane. – Na tłuściutkiej twarzy Glizdogona pojawił się niezręczny uśmiech. Syriusz był ciekawy, czy przeszło mu zauroczenie Jane.
 – A ja? – Zapytał Paul, a ona spojrzała na niego zawstydzona.
 – Twój prezent jest w mojej sypialni. – Syriusz parsknął śmiechem i na szczęście, nie był jedyny.
 – No co? – Obruszyła się Jane. – Byłam pewna, że zobaczymy się u Łapy, a trzymam to w innym kufrze!
Black spojrzał znów na Jess, która wymusiła uśmiech. Podniosła na niego wzrok i miał nadzieję, że ma przepraszającą minę. Jedynie kiwnęła głową i spuściła wzrok na smoczą skórę, którą głaskała z czułością.
Tak... Jak najszybciej musiał dostać się do Dumbledore'a.
*******
Lily powiesiła na wieszaku zamoczoną kurtkę i zdjęła kalosze ze stóp. Z maleńkiej kuchni wychyliła się jej współlokatorka Crystal i uśmiechnęła się radośnie.
 – Twój adorator przysłał dwa listy, dziewczyno! – Evans odwzajemniła uśmiech i przejrzała stosik pergaminów, który leżał na stoliku w przedpokoju. Rozpoznała pismo Jamesa. Nie kryła szerokiego uśmiechu, bo już dawno przestała udawać, że nie cieszą ją jego listy. Ostatnio pisał przed powrotem Jane. Pisał, że będzie się przeprowadzał, że będzie miał dużo na głowie i pewnie nie napisze przez tydzień, a minęły już trzy tygodnie. Czasami też dostawała listy z opóźnieniem, lub kilka na raz. Często ktoś z Zakonu przekazywał jej korespondencję od przyjaciół. Widywała się z niektórymi członkami Zakonu Feniksa raz na dwa tygodnie. Poznała też kilka innych osób, które obserwują jak się ma sytuacja w Rosji, ale póki co, nic nie wskazywało na to, żeby Voldemort tutaj działał.
Cza płynął jej bardzo szybko. Zaczynał się już październik i nie mogła uwierzyć, że te trzy miesiące tak zleciały. Tęskniła za przyjaciółmi. Za każdym razem drżącymi rękami otwierała Proroka Codziennego i miała nadzieję, że nie znajdzie tam informacji o kolejnych atakach, albo co gorsza... Że na liście zabitych będzie ktoś znajomy. Weszła do swojej malutkiej sypialni i usiadła przy biurku. Zapadła się w miękkim fotelu i otworzyła list ze wcześniejszą datą.

Kochana Lily,
wiem, że miałem napisać dopiero za tydzień, ale Jane dopiero co wróciła i Merlinie, uwielbiam tą dziewczynę. Przywiozła nam masę prezentów. Przez te dwa miesiące dużo się zmieniła, ale to sama ocenisz, jak się z nią spotkasz. Napiszę jedynie tyle: jeśli kiedykolwiek bałaś się, że jakieś zwierzę ją zabije, bo jest delikatna, to możesz przestać się bać.
Tata mówił mi, że wiesz o Katherinie, ale jestem pewny, że moja kuzynka nie napisała ci jednego... Usiądź Ruda, bo jak usłyszałem, to się zerwałem na nogi, więc zapewne jak stoisz, to zetnie cię z nóg.
Katy zerwała z Williamem. Nie wiem co jej odbiło, naprawdę. Od powrotu z Hiszpanii jest dziwna, markotna, mało co się uśmiecha. Rozumiem, że pewne rzeczy mogły nieco ją przestraszyć, ale to jest dziwne. Na kursach radzi sobie świetnie, stawia sobie wysoko poprzeczkę, ale nie widać tej dzikiej iskry w tym, która zawsze jej towarzyszyła. Boję się o nią.
Syriusz myśli, że zrobiła coś bardzo podobnego do tego, co my zrobiliśmy z Tobą i Dorcas. Łapa od razu napisał do Williama i czeka na odpowiedź od niego. Jeżeli napisze, że mamy wybić z głowy Katy te wszystkie głupoty bo "tak będzie lepiej", to postaramy się to zrobić. Zawsze była skryta jeśli chodziło o relację z nim i czuję, że coś ukrywa przed nami. Cóż... Czekamy na to, co napisze William.
Jesteśmy już po pierwszym tygodniu kursu i jest fantastycznie. Uczymy się przydatnych rzeczy, a najlepsze jest to, że dużo już umiemy.
Od wczoraj krąży mi głupi pomysł po głowie i jestem ciekawy twojej opinii. Tylko błagam, nie pisz do nikogo o tym pomyśle, bo jesteś jedyną osobą, z którą się tym dzielę.
Co ty na to Lily, jakbym zaczął grać w quidditcha zawodowo?
Wiem, że nigdy nie rozważałem na głos przejścia na zawodowstwo, ale jestem kompletnie skołowany bez moich dwóch Miłości.
Może chociaż jedna Miłość sprawi, że będę lepiej się czuł?
Czekam na twoją odpowiedź Lily. Trzymaj się ciepło i ucz się ładnie.
Twój James.
PS. Wszyscy cię pozdrawiają!

Policzki ją paliły, a serce szybko biło, gdy czytała raz za razem słowa "jestem kompletnie skołowany bez moich dwóch Miłości". Ale, że Katy zerwała z Willem? Drżącą ręką chwyciła pusty pergamin i zaczęła odpisywać.

Drogi Jamesie,
Oba listy dostałam dopiero dzisiaj, dlatego odpiszę na nie za jednym razem.
Nie miałam żadnych wiadomości od Katheriny od początku sierpnia i jedynie wiem, co nieco, od Jess oraz od paru znajomych, z którymi się tu spotkałam. Nie wiem kompletnie, co jej siedzi w głowie. Nie mogę uwierzyć, że to ona z nim zerwała... Przecież była tak rozbita po weselu Kevina, jak William dostał listy z kursów. Niestety siła perswazji nie działa na odległość i jestem pewna, że Katy mi nic nie napisze, i będę musiała długo czekać, aby osobiście z niej to wydusić.
Dobrze, że nie weszliście jej na głowę od razu, tylko napisaliście do Willa. Cały czas mam nadzieję, że to jej chwilowe zaćmienie umysłu.
Wiem, że nigdy nie pytałam cię o twoją karierę w quidditchu po szkole, ale w głębi serca wiedziałam, że prędzej czy później zatęsknisz za treningami i meczami. Jeśli nie masz żadnych innych przeciwwskazań to czemu nie? Zawsze możesz odejść, jak ci się nie spodoba, a takto długo byś sobie pluł w brodę, że nie spróbowałeś.
Ale przegadaj to z chłopakami i z ojcem, bo oni się lepiej znają na twoim grafiki, no i quidditchu.

Odłożyła pióro i otworzyła drugi list.

Kochana Lily,
Im naprawdę odbiło. William napisał i potwierdził, że Katy z nim zerwała. Co gorsza... On się z nią zgadza, że lepiej, żeby wszystko sobie ułożyli z karierą i w sumie na początku był trochę, zły, ale jednak lepiej mu idzie po tym wszystkim. Oni zwariowali! I to kompletnie! Napisał, żeby nie drążyć jej dziury w brzuchu, bo nie ma do niej o nic żalu i już się nawet z tym pogodził!
Ja rozumiem, że jednak od niej wymaga się więcej, ale żeby się tak poświęcać? Ostatnio Katy chodzi i wścieka się o wszystko, więc chyba powoli wraca do normy. Ma trochę pod górkę na kursach, bo jeden z prowadzących kurs dowiedział się, że chodziła na Wróżbiarstwo... Ale ogólnie idzie jej świetnie.
Nie ma co ukrywać – wymiatamy!
Nie dostałem od ciebie listu, więc podejrzewam, że jeszcze nie dotarł. Jane dostała długi list od Dorcas. Był naprawdę długi, ale i tak potrafiła streścić go w jednym zdaniu: U Dorcas jest wszystko dobrze, nie musimy się martwić. Mam nadzieję, że ty mi zdradzisz więcej szczegółów co u niej słychać, bo Łapa suszy mi głowę.
Wprowadziliśmy się do niego wraz z Katheriną i Remusem. Ogarniamy bibliotekę, co jest strasznie nudne i chyba zaczniemy sprzątać z Syriuszem schowek na miotły.
Jakbyś nie miała informacji od innych, to mi napisz, chętnie opiszę ci o kiełkującym romansie Jess i Berta.
Uśmiałabyś się, gdybyś kiedyś usłyszała, jak on do niej mówi, a ona udaje, że nie robi to na niej wrażenia.
Pozdrów Twoją współlokatorkę i nowych przyjaciół.
Twój James.
PS. Wszyscy cię pozdrawiają.

Parsknęła śmiechem i chwyciła znów list, który pisała przed chwilą.

Właśnie przeczytałam drugi list i cóż... Chyba lepiej zostawić ich w spokoju, skoro Will twierdzi, że wszystko jest ok. To smutne, ale nie mamy wpływu na ich uczucia i decyzje.
Jestem trochę zdziwiona tym, że Katy tak szybko się wyprowadziła, więc sądzę, że znów ma jakieś spięcie z ojcem... Ale z niej Buntownik.
Potwierdzam zdanie Jane: u Dorcas wszystko w porządku. Wysłała mi ostatnio zdjęcie swoich braci i wydaje się, że jest tam szczęśliwa. Dobrze radzi sobie na kursach, znalazła mieszkanie, dogaduje się z ojcem i resztą rodziny. Jadę do niej na Święta Bożego Narodzenia i od wczoraj zaczęłam odliczać czas. Zostało jeszcze 84 dni. Dwa tygodnie przed świętami zaczynają mi się egzaminy. Mam nadzieję, że nie będę aż tak podekscytowana i nie zawalę ich. Dor nie wspominała o żadnym chłopaku, więc możesz uspokoić Syriusza... Ale czemu on do niej nie napisze?
Książki nigdy specjalnie cię nie kręciły, co innego miotły, więc uciekaj z tej biblioteki, póki jej nie spaliłeś!
Póki co jestem na bieżąco ze wszystkimi, oprócz Willa i Katy.
Piszesz, że Jess i Bert? Nie dziwię się... Z tego co pamiętam, to gorący z niego facet i oczami wyobraźni widzę ich na ślubnym kobiercu.
Szkoda, że Jessica nie pisze mi takich szczegółów. Zapisuj, co ciekawsze teksty, bo od niej raczej się nie doczekam.
Crystal również cię pozdrawia.
Też pozdrów wszystkich!
Pozdrawiam i całuję (jako przyjaciółka),
Lily.

Od początku zarówno ona, jak i on, pisali takie samo powitanie i przywitanie w liście. Była pewna, że jak on czyta jej listy to uśmiecha się szelmowsko.
Złożyła starannie pergamin i wsadziła do koperty, którą zabezpieczyła paroma zaklęciami i zakleiła lakiem. Miała nadzieję, że nikt nie przejmuje ich listów. Starała się pisać, tak, żeby było jak najmniej informacji o Zakonie Feniksa i misjach. Była pewna, że James i Jane piszą do niej najbardziej szczere i aktualne listy, i zanotowała w myślach, żeby napisać Elliot o tym, żeby przekazała Potterowi ich szyfr.
Czuła, że dowiedziałaby się jeszcze ciekawszych informacji.
 – Zrobiłam obiad. – Crystal zapukała lekko w drzwi i uchyliła je. – Szybko się uwinęłaś.
 – Starałam się. – Powiedziała Ruda i podeszła do klatki z sową. Przywiązała jej do nóżki list i wypuściła przez okno. – James cię pozdrawia.
 – Liczę na to, że mi zapłaci za to, że odbieram pocztę. – Brunetka zaśmiała się, gdy szły do kuchni
 – Wspomnę o tym w następnym liście. – Mrugnęła do niej Ruda i jęknęła, gdy poczuła zapach lasagne. Czuła, że za trzy lata wróci do Anglii nie tylko z umiejętnościami ważenia Eliksirów, ale także z umiejętnością gotowania i dużo grubsza nim przybyła.
O ile będziesz miała do czego wrócić...
 *******

Nie spodziewaliście się mnie tak wcześnie?
Rozdział miał być w marcu, bo obawiałam się, że będzie gorzej z czasem i z weną. W tłusty czwartek po prostu usiadłam i zaczęłam pisać, i tak się wkręciłam, że mam już około połowę następnego rozdziału.
Edit z 11.02.2018 napisałam już rozdział 35 i 36, jak tak dalej pójdzie, to nie nadążycie z czytaniem. 
Jak zawsze – zapraszam do komentowania. Uwielbiam czytać Wasze komentarze i chętnie na nie odpowiadam. W sumie czasami nawet zdradzam tam, co się będzie działo.
No i jestem ciekawa, czy opowiadanie jest przewidywalne, więc jeśli podejrzewacie, co się będzie dalej działo – piszcie :D

Pozdrawiam Was serdecznie!
SBlackLady

12 komentarzy:

  1. Hej, bardzo dziękuję za komentarz na moim blogu. Dobrze wiedzieć, że blogsfera nie umarła do końca ;D Chciałam przeczytać u ciebie pierwszy rozdział, ale strasznie ciężko się go czyta, bo nie ma akapitów. Dałoby radę coś z tym zrobić? Przepraszam, że tak marudzę.
    Pozdrawiam i życzę dużo weny!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hej, akurat robię małe przygotowania do porządków i w Sowiej Poczcie napisałam parę słów :D

      Początkowe rozdziały są kopiowane jeszcze z onetu, po drodze miałam kilka szablonów i rożnych innych historii. Potem długo mnie nie było i wróciłam już tak na 100% w zeszłym roku. Od kilku miesięcy poprawiam początkowe rozdziały, szablonu też już nie zmienię (bo jest cudowny), z czcionkami będę jeszcze kombinowała i do 15 marca na pewno wszystko poprawię. Więc poprosiłabym Cię o cierpliwość i o to, żebyś odłożyła przeczytanie mojego opowiadania aż wszystko uporządkuję :)
      Mój deadline to 15 marca, jeżeli uporam się wcześniej to dam Ci info na Twoim blogu :)
      Przepraszam, że Cię o to proszę, ale uwierz, że będzie warto :)
      I byłoby mi miło, gdybyś informowała mnie w Powiadomieniach o nowych rozdziałach :)

      Daj znać, że przeczytałaś odpowiedź :)

      Również pozdrawiam i również dużo weny! :)

      Usuń
    2. Okej poczekam ;D

      Usuń
  2. No nie wierzę! Naprawdę nie sądziłam, że to zrobisz... Jak mogłaś?! Chyba powinnam po przeczytaniu zrobić sobie przerwę i ochłonąć przed napisaniem komentarza, ale normalnie nie mogę. Katy straciła dziecko. Dla kobiety to jedno z najgorszych przeżyć. I tak wydaje się bardzo silna i jakoś próbuje żyć dalej, nie popada w depresję i letarg. Ale powinna mieć wtedy przy sobie kogoś, kto ją kocha i wspiera. William okazał się największym dupkiem na świecie!!! No po tym rozdziale to go nienawidzę! I nie wiem, czy jest coś, co zrehabilituje go w moich oczach. Zawiódł wtedy, kiedy był najbardziej potrzebny. Totalna świnia. Może z perspektywy czasu to będzie lepsze dla Katy, bo może ona znajdzie sobie kogoś, na kim można polegać i kto jej tak bezczelnie nie wystawi. Gorzej by było, gdyby z kimś takim jak on wzięła ślub i wychowywała dzieci. Mam nadzieję, że on zrozumie, że zachował się jak palant i będzie chciał do niej wrócić, że padnie na kolana i pomyśli, że bez niej jego życie nie ma sensu, a ona pokaże mu środkowy palec, splunie pod nogi, odejdzie i więcej na niego nie spojrzy! SBlackLady, jak mi wytniesz taki numer, że ona mu wybaczy, to przysięgam na gacie Merlina, że przestaję czytać tego bloga xdd także pamiętaj!!! ;) zastanawiam się, co to za maślane spojrzenia pomiędzy Katy, a Syriuszem. Czyżby coś było na rzeczy? W sumie ładna byłaby z nich para. Chociaż przeważnie Syriusz Black ma tendencję do robienia głupich rzeczy, to mam nadzieję, że ze względu na ciężkie przeżycia Katy on stanie na wysokości zadania.
    No rozpisałam się na temat Katy, a w rozdziale jeszcze wiele wątków. Chociaż tak po prawdzie to ciężko mi się do nich odnieść przez moje wzburzenie. A więc po pierwsze - korespondencja Jamesa i Lily. Niby jako przyjaciele, ale Ruda już się martwiła, że on obiecał napisać wtedy, a list się spóźnił, a Jim nazywa ją tam swoją miłością (mega to słodkie). Myślę, że po skończeniu kursów przez Lily już nie będą mieli wątpliwości odnośnie tego, że to już nie jest przyjacielska relacja.
    A co do Jess i Berta, to mam cichą nadzieję, że wypali zarówno ich interes, że uda się uzbierać kasę, jak i ich mały romans. Niekanonowe związki są fajne do tworzenia, bo przecież można tam pisać, co ci się podoba (oni nie muszą jak Jily być razem pod koniec historii). Dziwi mnie tylko i smuci stosunek siostry Jess do pracy u Madam Malkin. Jeśli to jest to, co ona lubi, to jak można ją od tego odwodzić? W czym niby praca w gazecie jest lepsza? Jeśli chodzi o społeczne problemy, o których wspomniałaś w komentarzu u nas, to Ty masz teraz w tym rozdziale kolejny - myślę, że dużo częstszy. Rodzicielska ambicja. Rodzina Jess i ojciec Katy myślą, że wiedzą lepiej, co jest dla nich dobre, próbują wpływać na decyzje dziewczyn, choć one są już dorosłe. Jeśli dochodzi do tego, że one wręcz wolą się wyprowadzić, niż słyszeć taką gadkę codziennie, to problem jest już poważny. I wydaje mi się, że nie skłamię mówiąc, że w co trzeciej rodzinie w Polsce jest podobnie.

    No cóż by na koniec powiedzieć... Jeśli o czymś zapomniałam, to przepraszam. Fajnie, że Nowa notka wpadła tak szybko, niech Cię wena nie opuszcza. Czekam na więcej i serdecznie pozdrawiam
    Drama
    http://zawszeoddanizawszesilni.wordpress.com/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hej :D
      Ale miałam lekturę!
      Nie chcę cię stracić, więc możesz być pewna, że Katherina będzie bardzo, bardzo uparta w swojej nienawiści do Williama.
      Właśnie pisząc scenę z Katy i Syriuszem, wyobrażałam sobie jacy oni są razem piękni. Jeszcze sama nie wiem, czy wykorzystam to, że oboje są wolni. Póki co, ta dwójka będzie się trzymać naprawdę blisko.
      Lily doskonale wie, że to nie jest przyjacielska relacja i po prostu sobie kpi z Jamesa :D Serce mi się trochę ściska, że ich rozdzieliłam i nieprędko się zobaczą, ale koniec końców i tak będą razem :)
      Co do relacji rodziców i Jess, to jest to trochę spowodowane tym, jaka jest sytuacja w kraju i z tym, że pracuje na Pokątnej. Patrzą też na nią przez pryzmat ambitnej, starszej siostry, która pracuje w gazecie i chciałaby dla swojej młodszej siostry czegoś lepszego. Poza tym Jocunda nie jest jakąś Ritą Sceeter. W swojej pracy nie szuka sensacji. Jako pracownik Proroka ma dostęp do wielu informacji i po prostu chciałaby, żeby Jess podchodziła do życia z większą powagą, no i pragnie jej szczęścia. Koniec końców, Cay przekonała ją, że projektowanie i szycie, to jej droga do szczęścia :)
      Historia Jess i Adalberta jest skomplikowana. Wiele spraw jest przeze mnie niedopowiedzianych i mają one duże znaczenie w łączącej ich relacji. Uwielbiam o nich pisać, bo to, co ich łączy nie jest ogniste i wybuchowe, tylko słodkie i urocze. No i to z nim łączy ją najwięcej.
      Katherina i jej ojciec będą długo się ze sobą żarli :D I to nie jest tak, że on ma jakieś plany na jej życie, ale on naprawdę martwi się o nią, że coś może jej się stać, a ona odbiera to inaczej. I tu napiszę, że jak będę wstawiała poprawione pierwsze rozdziały, pojawi się prolog i teraźniejsze zachowanie Roberta nie będzie niezrozumiałe. No i on patrzy na Katy przez pryzmat matki. Nie dopuszcza do siebie myśli, że jednak Katherina wdała się w rodzinę Parkes, a nie Paesegood, no i charakterem bliżej jej do Dorei, niż do Caroline.

      Dziękuję za komentarz :) Wena mnie nie odpuszcza- napisałam już dwa rozdziały do przodu, więc do końca lutego na pewno coś się pojawi :D

      Również pozdrawiam! :*
      SBlackLady

      Usuń
    2. Nie, tak naprawdę nie przestałabym czytać, nawet gdyby oni znów się zeszli - ale to chyba wiesz. Tylko po prostu strasznie ciężko byłoby to znieść :p

      Usuń
    3. Cieszę się, że nie przestałabyś czytać :) Możesz spać spokojnie, staram się, żeby ich zachowania były racjonalne i myślę, że będzie jej bardzo trudno wybaczyć coś tak podłego :)

      Usuń
  3. Jestem ciekawa, kiedy będziesz miała mnie tu dość, bo oto ja, jestem z powrotem i czytam kolejny rozdział :D Jak miło jest wrócić do cieplutkiego domku, napić się cieplutkiej herbatki i zjeść cieplutką kolację <3
    Ale dobra, teraz już o rozdziale!
    Serce mi się kraja, jak pomyślę o tym, że Katherina straciła dziecko, ale rozumiem. Życie to nie bajka, a ona nie dość, że oberwała, to jeszcze wcześniej prowadziła zbyt intensywny tryb życia na utrzymacie ciąży. Moje serduszko jest jednak pogrążone w smutku :(
    Jak to jest, że kiedyś Williama tak bardzo kochałam, a dziś mam ochotę rozerwać go na strzępy? O matko, naprawdę. Gdybym mogła, wydłubałabym mu oczy! Jak on mógł?! Tak przez list zerwać?! To ja myślałam, że Syriusz zachował się okropnie, ale William?! To było podłe i nie wiem, czy szybko mu wybaczę. Jeszcze słowa, jakich użył... UGH, aż mnie strzela!!! Jestem zła na niego, nosz kurde!!! I jeszcze miał czelność prosić Katherinę, by nie stawiała go w złym świetle?! Aż mi się brzydkie słowa na usta cisną! I nawet nie przyznał się chłopakom do prawdy, tylko potwierdził, że to Katy z nim zerwała! A nie dość, że zrobił to on, nie dość że listownie, to jeszcze w tak cholernie ciężkim dla Katheriny momencie!
    Co do Jess i Adalberta, to coraz bardziej go lubię w ich relacji :D Ja wiem, z jednej strony nie powinnam mu tak szybko zaufać, bo faktycznie może to i dziwne, że się pojawia i od razu chce jakieś pieniądze, ale nie mogę nic na to poradzić. On jest taki słodki! *_* I takie naprawdę cudowne podejście ma do Jessiki! Stwierdziłam, że co tam, zaufam, że to naprawdę fajny facet i zobaczymy, co z tego wyjdzie :D
    Bardzo mi się podobały prezenty, jakie Jane podarowała przyjaciołom. Widać, że ich zna i wie, czego najbardziej w obecnej chwili potrzebują :) Szkoda, że nie było wielkiego reunion, no ale dorosłość nie wybiera. Nie można zawsze być tam, gdzie się chce.
    Co do Jamesa i Lily... "Jako przyjaciółka"... Tiaaaaaaaa, ja większej ściemy to w życiu nie słyszałam :D Urocze były te ich listy, zwłaszcza moment, w którym James wspomniał o jego dwóch Miłościach :D No rozpłynąć się można, cieszę się, że u nich powoli się układa i wróżę im dobrą przyszłość <3
    Odnośnie Lily, bardzo się cieszę, że planuje spędzić święta Bożego Narodzenia z Dorcas z dwóch powodów. Po pierwsze dlatego, że cieszę się, że ich przyjaźń przetrwała pierwszy rzut rozłąki, wciąż piszą, mają ze sobą kontakt. A po drugie też dlatego, że smutno mi było, że przy ostatnich świętach (to była chyba Wielkanoc, ale tracę powoli poczucie czasu, nigdy w datach dobra nie byłam) tak się trochę włóczyła sama po Pokątnej i było mi jej szkoda, choć nie było to nawet zbyt mocno podkreślone.
    W każdym razie jestem z rozdziału bardzo zadowolona. Z Willa nie jestem i koniec, kropka. Nie lubię go. Ale rozdział czytało mi się naprawdę bardzo dobrze. Był długi, ale nie odczułam tego.
    Dzisiaj niestety skromnie, bo tylko dwa rozdzialiki, ale wiedz, że to tylko dlatego, że czasu mi brakuje. Gdybyś mi dała kilka dni wolnego, to bym chyba spać nie poszła, dopóki bym nie skończyła tego bloga :D A powiem Ci, że Twoje opowiadanie stało się najlepszym przyjacielem moich posiłków :D
    Lecę się uczyć, zobaczymy się z pewnością jutro pod kolejnym rozdziałem :*
    Miłego wieczorku, pozdrawiam Cię cieplutko i przesyłam całusy! :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nigdy nie będę Cię miała dość! :)
      Na nowo przypominam Ci się zapomniane sceny <3

      W sumie, to Katherina już była dość mocno ogarnięta, kiedy nie wiedziała o ciąży, a w niej była. Tak ułożyłam ten wątek, żeby nie wyszło, że piła itd. w pierwszych miesiącach, bo tak nie było ;)
      No William tutaj się nie popisał i już zapomniałam jak gorące emocje wywowało to zagranie. Pocieszę Cię, Katherina dłuugo mu tego nie wybaczy i będzie go unikała jak ognia.

      Cieszę się, że polubiłaś Adalberta. Ma trochę tajemnic, ale fajny z niego facet :P

      A pisałam, że Lily i James będą słodcy i uroczy? :D Ruda, mimo że w Rosji to zostawiła serce w Anglii. Ale da sobie radę :)

      Chętnie podarowałabym Ci duuużo czasu, ale niestety Ministerstwo skonfiskowało mój Zmieniacz Czasu. :D
      Miód na moje oczy! Czytasz mnie do posiłków! Idealne połączenie :D

      Do zobaczenia jutro i dobranoc! I powodzenia!
      Buziaki :*

      Usuń
    2. Nosz, kurczę, chyba będę musiała złożyć podanie o własny zmieniacz czasu. Albo jest jeszcze jedno rozwiązanie! Jak będę więcej jadła, to będę miała więcej okazji do czytania :D

      Usuń

Cześć Drogi Czytelniku!
Jeśli przeczytałaś/eś rozdział, podziel się ze mną swoją opinią i uwagami.
Przyjmuję konstruktywną krytykę – ale pamiętaj, żeby zachować kulturę wypowiedzi.
Jedna obelga, to jeden smutny labrador!

Masz jakieś pytania?
Czegoś nie pamiętasz lub nie do końca wiesz, co autorka miała na myśli?
Zapytaj o to w komentarzu – SBlackLady zawsze odpisuje!

KATHERINA (78) JESSICA (68) SYRIUSZ (67) JAMES (63) LILY (62) JANE (54) DORCAS (50) REMUS (47) ANGLIA (42) WILLIAM (42) ADALBERT (40) PAUL (38) TOBIAS (37) ZAKON FENIKSA (35) AUROR (31) MOODY (29) HOGWART (25) BONES (21) CHARLUS (20) DUMBLEDORE (19) AUSTRALIA (18) DOREA (18) MEADOWS (17) ŚMIERCIOŻERCY (15) POTTEROWIE (14) PARKESOWIE (13) CAROLINE (12) KURSY (11) MISJA (11) DAGNY (10) MCGONAGALL (10) INNE SZKOŁY (9) LISTY (9) ORGANIZACJA (9) informacja (9) LARS (8) PAESEGOOD (8) ROBERT (8) ELIZABETH PRONTON (7) TORIN (7) WAKACJE (7) REGULUS (6) ŚWIĘTA (6) ANN (5) HENRY (5) ROSJA (5) SNAPE (5) STANY ZJEDNOCZONE (5) VOLDEMORT (5) WALKA (5) 18+ (4) CLARE (4) GREGORY (4) OKLUMENCJA (4) PATRONUSY (4) POJEDYNEK (4) STEPHANIE (4) ŚLUB (4) ANDROMEDA (3) HUNCWOCI (3) KARTNEY'OWIE (3) MECZ (3) QUIDDITCH (3) BEATRISHA (2) IMPREZA (2) LAGERE (2) MICK (2) OIGHRIG (2) PIERWSZA WOJNA CZARODZIEJÓW (2) WIELKANOC (2) FRANCJA (1) HOGSMEADE (1) JACK (1) JULIETTE (1) KONKURS (1) NOC DUCHÓW (1) OWUTEMY (1)
Theme by Lydia | Land of Grafic