22.11.2018

*49*

James nic nie mógł poradzić na uśmieszek samozadowolenia, który gościł na jego twarzy od kilku dni. Był szczęśliwy jak diabli i póki co, nic nie popsuło jego humoru. Miesiąc miodowy trwał w najlepsze i chociaż nigdzie się nie wybierali, to i tak lepiej nie mogli spędzać tego czasu.

Oboje mieli dużo obowiązków. Cieszył się, że rudowłosa warzy eliksiry dla Zakonu, bo przynajmniej nie odczuwała braku jego obecności wtedy, gdy miał treningi. Kiedy nie miał treningu siedział z nią w wydzielonym pomieszczeniu w piwnicy i pomagał jej... Lub przeszkadzał. W zależności, czy miał ochotę na widok zadowolonej, czy zdenerwowanej pani Potter. Chociaż doskonale wiedział, że Ruda nie poskarży się na niego, że w ten sposób jej przeszkadza.
Parsknął śmiechem, kiedy skończyła czyścić kociołek za pomocą zaklęcia.
– Bardzo śmieszne, Potter. Masz szczęście, że to nie veritaserum, ani nie Eliksir Wielosokowy. – W zabawny sposób pogroziła mu palcem przed nosem i ugryzł go szybko. Dziewczyna zachichotała i uderzyła lekko jego ramię. – Rozumiem, że wziąłeś sobie do serca to staranie się o dzidziusia, ale mógłbyś wybierać nieco odpowiedniejsze momenty.
– W nieco odpowiedniejszych momentach mogłabyś się zdenerwować i mogłoby nam nie wyjść. – Ucałował jej skroń i objął ją ramionami, kiedy się w niego wtuliła.
– Czy ty na wszystko musisz mieć odpowiedź? – zapytała i westchnęła ciężko.
– Na większość. – Pogłaskał tył jej głowy i złożył na ustach żony delikatny pocałunek. – Muszę już iść. Będziesz na siebie uważać?
– Jak zawsze, James. – Uśmiechnął się, kiedy Lily dała mu całusa w brodę. – Leć na trening. Zobaczymy się po meczu!
Kiedy przekroczył próg szatni wyczuł nerwową atmosferę. Drużyna musiała wygrać z Nietoperzami z Ballycastle, wtedy zapewniliby sobie, w najgorszym przypadku, drugie miejsce w lidze. Zjednoczeni chcieli jednak powtórzyć sukces sprzed dwóch lat i sprzątnąć Puchar Ligi sprzed nosa Srok z Montrose, które dwa dni wcześniej wygrały mecz z Pustułkami z Kenmare, i tym samym zagwarantowały sobie grę w finale.
Gdyby jednak przegrali ten mecz, to musieliby walczyć z Pustułkami o miejsce na podium i czasami bywało tak, że mecz o trzecie miejsce był równie wielkim widowiskiem co finał. Akurat w tym roku był ten przypadek, ponieważ, gdyby przegrali z Pustułkami, to musieliby rozegrać dogrywkę, która zdecydowałaby, która drużyna zagra na Mistrzostwach Europy w Quidditchu w przyszłym roku.
Trener Limus przekazywał uwagi podstawowemu składowi drużyny, więc miał jeszcze chwilę czasu na przebranie się i przyszykowanie sprzętu.
Poczuł uścisk w gardle, gdy na wielkiej tablicy pojawiła się tabela z punktacją. Zeszły rok dla Zjednoczonych nie był najgorszy i skończyli na trzecim miejscu, tym samym zgarniając 20 punktów. Wtedy wygrały Sroki za co dostały 40 punktów, a Nietoperze na drugim miejscu zebrały 30 punktów. Pieprzone Pustułki podniosły się po porażce dwa lata wcześniej, kiedy to zajmowały przedostatnie miejsce i rok temu były czwarte, za co miały 10 punktów.
Jedynie Sroki i Nietoperze mogły oddychać spokojnie, bo miały pewność, że wystąpią w Mistrzostwach.
– Musimy wygrać ten mecz panowie! Mistrzostwa Europy są naszym głównym celem, więc wywalczmy miejsce w finale! – krzyknął Limus i zawodnicy poparli go bojowymi okrzykami. – Rezerwowy skład, proszę do mnie!
James wstał z ławki i stanął obok obrońcy Zacka Barnesa.
– Drużyna rezerwowa niech powtórzy taktykę, którą katowaliśmy przez ostatni miesiąc. Wy macie wypróbować wszystko jak się da. Godzina powinna nam wystarczyć, panowie! Nie przebieramy w środkach, ale też nie faulujemy i niech rezerwowi pałkarze uważają jak uderzają tłuczki! Nie chcę na cztery godziny przed meczem zmieniać składu przez głupie kontuzje!
– Tak jest, trenerze! – krzyknęli chórem, na co on kiwnął głową.
– Na trybunach stanie kilku nowych rezerwowych drużyny i będą oni grali z nami od następnego treningu. – Do szatni, z gabinetu uzdrowicielki, weszły trzy osoby. James rozpromienił się na widok niskiej, drobnej blondynki o chłopięcej sylwetce. Idealna na ścigającego. Doskonale to wiedział, bo przecież sam ją wybrał na tę pozycję, mimo że nie miała dużego doświadczenia... Ale jaki miała wielki talent!
Uśmiechnął się na wspomnienie gry z nią, kiedy na siódmym roku w Hogwarcie grał na pozycji ścigającego. Trójka Gryfonów była nie do pokonania. W myślach zanucił sobie przyśpiewkę jaką wymyślili wspólnie: "Nie straszny nam tłuczek, nie straszna nam pałka, jesteśmy mocni jak gatki Smarka!"
– Powitajcie w drużynie Nicholasa Strettona, Taranisa Kinga i Mary Macdonald!
*******
– Naprawdę możemy być tak ubrane? – zapytała Lily, bo czuła się trochę głupio mając założoną brązową koszulkę z wyszytym nazwiskiem "Potter" na plecach.
– Naprawdę, Ruda. James jest członkiem tej drużyny i nawet jak się nie pojawi na boisku, to i tak można ubrać coś z jego nazwiskiem – wytłumaczyła Katherina, która również ubrana była w taką sama koszulkę. Lily zaczęła czuć niemałą ekscytację. Mecze quidditcha widziała jedynie w Hogwarcie i James nieraz jej mówił, że w profesjonalnych drużynach inaczej to wygląda. To znaczy, zasady były dalej takie same, ale dynamika gry była przerażająco szybka.
– Trzymajcie! – Łapa podał im po butelce Kremowego Piwa i stanął po jej prawie stronie. Evans tupała nerwowo nogą i rozglądała się z zaciekawieniem po stadionie. Siedzieli mniej więcej w połowie boiska i to dosyć wysoko. Syriusz twierdził, że to dobre miejsce do obserwacji. Ona czuła się jakby w ogóle wcześniej nie miała do czynienia z tą grą. A przecież czytała "Quidditch przez wieki" i Katherina przez pierwsze dwa lata nauki cierpliwie odpowiadała na pytania w czasie meczów i równie cierpliwie powtarzała reguły, gdy ta o nich zapomniała. Później Dorcas zaczęła dorastać i interesować się chłopakami, przez to, w czasie czwartego roku szkoły obserwowały treningi Ravenclawu, bo tam grał pierwszy chłopak Meadows. Na piątym roku dostrzegała nawet małe podobieństwa z piłką nożną, chociaż z niej była większą nogą. Na szóstym roku, kiedy zaczynała być bliżej z Jamesem, to uczył ją gry. Latała na miotle całkiem nieźle, ale jak do tego dochodziły te wszystkie manewry, uniki, odrywanie ręki od trzonka, to przed oczami miała wizje samej siebie spadającej z miotły i roztrzaskującej się na ziemi. Quidditch mogła jedynie oglądać.
– Uwierzysz, że przeczytałam "Biblię pałkarza" w dwa wieczory? – Lily zmarszczyła brwi zdziwiona, kiedy Katherina to powiedziała. – No wiesz... Lars po waszym ślubie chciał się ze mną umówić, więc późniejszą imprezę potraktuję jako randkę. O ile będzie miał czas.
– Ach, tak. James mi coś wspominał... – mruknęła rudowłosa starając się nie dać po sobie znać, że jest inaczej niż mówi. Mąż uraczył ją długim kazaniem na temat Larsa i czuła, że chciał o tym mówić jeszcze więcej, ale brakło im wieczora.
Fawley był miły i to chyba dlatego James miał problem z tym, że między kolegą z drużyny a kuzynką mogłoby coś być. U boku Katheriny widział kogoś twardego i stanowczego, i choć pałkarz Zjednoczonych to kawał chłopa, to nie pasował mu. Mówił coś o byciu pantoflem, spadkiem formy i czymś jeszcze, ale zajęła się lekturą i dużo jej umykało. Nie umknęło jej jednak zdanie, że: "ale i tak z dwojga złego, to lepszy on niż Syriusz". Przez dłuższą chwilę, oczywiście w sensie metaforycznym, próbowała zebrać szczękę z podłogi. Potter opowiedział jej, że od ponad roku ta dwójka krąży wokół siebie i obawia się, że jak Black w końcu dał sobie spokój z Dorcas, to może spojrzeć na Parkes inaczej niż do tej pory.
Od tej rozmowy z Jamesem minęły dwa dni i nie miała czasu na obserwację Syriusza i Katheriny. Teraz ich rozdzielała, więc też nie mogła stwierdzić, czy między nimi jest jakoś inaczej. Przypomniało jej się jak w zeszłe Boże Narodzenie Dorcas coś wspominała, że podobno ta dwójka zbliżyła się do siebie, ale ona twierdziła, że to niemożliwe, bo przecież nie skrzywdziliby Meadows.
Tylko, że one nie były w Anglii. Czytanie o wszystkich atakach, czy misjach, to nie to samo, co uczestniczenie w nich. Miała przeświadczenie, że nic się nie zmieniło, sami przyjaciele tak twierdzili, ale przez kilka ostatnich miesięcy odkryła, że nie jest tak jak wtedy, kiedy opuszczała Anglię. Wszyscy nagle wydali jej się dorośli. Nawet Jess, która do wszystkiego podchodziła lekko. Nadal był w niej luz. Była nawet bardziej towarzyska, ale w tym wszystkim dostrzegała u niej jakieś wyobcowanie.
– Ziemia do Potter! – Drgnęła, kiedy Black pomachał dłonią przez jej oczami, wyrywając ją tym samym z rozmyślań.
– Słucham?
– Pytałem, czy jak się przebiorę za rycerza to będzie dobrze? – zapytał, a ona kiwnęła głową. Impreza urodzinowa miała być dopiero w przyszłą niedzielę. Razem z Jess cieszyły się, że reszta na poważnie traktuje tą całą zabawę z przebieraniem.
– Chyba tak. A masz zbroję? – Spojrzała na Syriusza, który uśmiechnął się szelmowsko i kiwnął głową.
– W piwnicy mam pełno dupereli. Jak chcesz to możesz coś wybrać.
– Ja się przebieram za czarownicę. – Zachichotała, kiedy Parkes zakrztusiła się piwem.
– Przecież jesteś czarownicą. – Zauważyła blondynka.
– Pamiętasz, że mugole mają różne wyobrażenia na temat czarownic? Wiesz, że w mugolskich bajkach jest dobra wróżka, która potrafi zamienić dynię w powóz?
– Przecież to proste! – prychnęła z pogardą Katherina i Lily szczerze się roześmiała.
– A potrafisz dać biednej, stłamszonej dziewczynie kryształowe pantofelki? – zapytała ją i Parkes wyglądała jakby się nad czymś zastanawiała.
– Myślę, że tak...
– Merlinie... Podałam zły przykład – jęknęła i przez chwilę przypominała sobie inne bajki. – Była taka zła królowa, która dała najładniejszej dziewczynie zatrute jabłko...
– Łatwizna... Wystarczy pomoczyć jabłko w truciźnie i modlić się, żeby biedaczka miała katar. – Black parsknął śmiechem, tak samo jak ona, więc postanowiła wyciągnąć cięższe działo.
– Była też zła czarownica, która zjadała dzieci. – Lily zniosła poważne spojrzenie Katheriny i widziała, że blondynka nad czymś się zastanawia.
– Ale ugotowała je wcześniej, czy tak na surowo? – Potter jęknęła i walnęła czołem w ramię Syriusza, jakby to miało pomóc. Kiedy znów odwróciła się do Katy, ta patrzyła na nią błagalnie. – Masz może książkę o tym? Taką z ilustracjami. Nie mam w ogóle pomysłu na siebie, a nie chcę się przebierać za trola, albo wilę. Myślałam o wampirze, ale logiczne, że Jess będzie wampirem. Poratujesz jak masz? Albo kupisz?
– Mam kilka... – wypowiedziała, ale jej słowa zagłuszył komentator.
– Witam wszystkich na meczu Zjednoczonych z Puddlemere z Nietoperzami z Ballycastle! – Prawie zatkała uszy, kiedy czarne oraz brązowe sektory ryknęły entuzjastycznie. – Powitajmy drużynę Zjednoczonych: McKee, Sermon, Brown, Lemke, Reynolsd, Fawley i Unvang!
Siódemka zawodników w brązowych szatach wleciała na boisko i okrążyła je. Tempo ich lotu było może minimalnie szybsze od zawodników ze szkoły, więc podbudowała się trochę na duchu.
– A teraz Nietoperze: Smith, Simmons, Wahamaki, Graham, Wilder, Fletcher i Gore! – Teraz poczuła lekkie przerażenie, bo Nietoperze okrążyli boisko znacznie szybciej i czarne postacie rozmyły się przed jej oczami. – Sędzią tego meczu jest Vincent Clarke!
Mężczyzna w żółtej szacie podleciał do kapitanów drużyn i przez chwilę coś im mówił. Obrońcy odlecieli do pętli, których mieli bronić, a na środku boiska został sędzia i po jednym ze ścigających z każdej drużyny. Reszta zawodników ustawiła się za wysuniętymi ścigającymi, a sędzia otworzył skrzynię z piłkami i dwa tłuczki oraz złoty znicz wyleciały z niej. Kafel został wyrzucony w górę i kiedy był mniej więcej na wysokości zawodników, ścigający obu drużyn rzucili się, aby przechwycić piłkę.
– Wahamaki, Wilder, przerzuca do tyłu nad Sermonem do Wahamakiego... – Lily domyślała się, że musi mieć szeroko otwarte oczy, bo faktycznie, dynamika gry była dużo szybsza od tej w szkole. Dodatkowo kolory szat zlewały jej się, kafel był odrzucany, podawany, przejmowany tak szybko i w tak krótkim czasie, że nie widziała większego sensu koncentrowania się na ścigających, gdy ci nie byli blisko pętli, ale oni szybko zmieniali swoje pozycje i zaczęło ją to przerastać.
– To się dzieje naprawdę szybko! – krzyknęła do Katheriny, która odwróciła się do niej i rudowłosa miała chyba żałosny wyraz twarzy, bo przyjaciółka roześmiała się i zapiszczała głośno, gdy Lemke wbił pierwszego gola dla Zjednoczonych.
*******
Zaraz jak tylko mecz się skończył, teleportowała się razem z Syriuszem i Lily do hrabstwa Dorset, gdzie swoją siedzibę mieli Zjednoczeni. Drużyna zwyciężyła ten prawie pięciogodzinny mecz i nie dziwiła się, kiedy przed północą mało kto myślał o skończeniu imprezy.
Przez pierwsze dwie godziny trzymała się z Lily, Jamesem i Syriuszem. Później Potterowie poszli zwiedzać budynek i Rogacz miał pokazać żonie ich stadion, a ona została razem z Blackiem i tańczyli, robiąc sobie czasami przerwy na łyk alkoholu, czy rozmowę ze znanymi im graczami.
Podstawowy skład musiał odpocząć po meczu i niektórzy pewnie korzystali z pomocy uzdrowicielki, bo kilku zawodników miało bliski kontakt z tłuczkiem. James uprzedził ją, że jeszcze odbyła się krótka konferencja prasowa. Cała drużyna wraz z trenerem pojawiła się dopiero tuż przed dwudziestą trzecią.
Żałowała trochę, że reszta przyjaciół nie skusiła się na dołączenie choćby na imprezę po meczu, ale rozumiała ich. Oni na szczęście mieli luźniejszy piątek, a Lily miała zajęcia tylko od poniedziałku do czwartku.
– Zbieramy się? – zapytał głośno Black, a ona kiwnęła głową.
James uprzedził ją, że Lars po debiutanckim meczu może być rozchwytywany przez sztab i dziennikarzy sportowych, ale i tak czuła lekkie rozczarowanie. Miała nadzieję, że uda jej się z nim spotkać, ale popołudniami był zajęty trenowaniem do pierwszej rozgrywki z podstawowym składem, a ona od rana miała zajęcia na kursie. Fakt, zostawały jeszcze listy, ale nie chciała pierwsza do niego napisać, a on chyba nie wpadł na to, żeby z nią się bezpośrednio skontaktować. Dopiero trzy dni wcześniej James jej przekazał, że Lars pytał, czy będzie na meczu. No i nie obiecał spotkania, więc tłumaczyła sobie, że po prostu jest rozchwytywany i dlatego jeszcze do niej nie podszedł.
Odeszła z Syriuszem bliżej wyjścia i zaczęli się rozglądać za Lily i Jamesem, ale nigdzie nie dostrzegła rudych, długich włosów.
– Idę ich poszukać! – Kiwnęła znów głową, gdy usłyszała Syriusza i serce jej dosłownie podskoczyło, gdy zauważyła Larsa idącego w ich stronę. – Trzymaj kciuki, żebym im nie przeszkodził w Dublu.
– Ugh, Syriuszu... – jęknęła, gdy porównał obściskiwanie się do kombinacji taktycznej w quidditchu.
– Lars! Świetny mecz, stary! – Black klepnął Fawley'a w ramię kilka razy, a brunet podziękował mu. – Lecę ich szukać. Nie odchodźcie za daleko!
– Kończycie na dziś? – Pałkarz spojrzał na nią, a ona uśmiechnęła się lekko i przytaknęła.
– Tak, mieliśmy ciężki dzień. Wprawdzie nie tak ciężki jak wasz, ale hej! my zaczęliśmy świętować zaraz po meczu! – Przesunęła się bliżej ściany, gdy grupka dziennikarzy przeciskała się pomiędzy zawodnikami i ich znajomymi w stronę wyjścia. – Gratuluję! James miał rację, co do ciebie. Świetny z ciebie pałkarz.
– Znasz się na tym? – zapytał ją i dostrzegła zdziwienie na jego twarzy. O tak... Biblia Pałkarza się opłaciła.
– Oczywiście! James wydziedziczyłby mnie, gdybym nie znała się na quidditchu. Nawet miałam grać w szkole, ale ostatecznie nie dostałam się do drużyny. – Wzruszyła ramionami i postanowiła błysnąć zdobytą wczoraj wiedzą. – Perfekcyjnie opanowałeś pętelkę.
– Opanowałem wszystkie trzy pętelki – powiedział cicho opierając łokieć o ścianę po lewej stronie jej głowy. Roześmiała się i spuściła na chwilę wzrok. Miała wielką nadzieję, że się nie zaczerwieniła. – Naprawdę. Powiedz mi, w którą pętlę mam uderzyć i w którą stronę ma odlecieć tłuczek, a zrobię to. Specjalnie dla ciebie.
– Odbicie z dedykacją? – zapytała i przygryzła dolną wargę, gdy kiwnął głową. – Lewa pętla, a tłuczek ma odlecieć w stronę obrońcy.
– Tak będzie. Tylko dasz mi znać przed meczem, gdzie siedzisz? Zasalutuję ci, gdy wykonam ten trik. Katherina? – Spojrzała na niego pytająco i dostrzegła w jego oczach, że jest skrępowany. – Masz jakiś adres?
– Och... – Uśmiechnęła się przepraszająco i szczerze miała nadzieję, że on i James znają się nieco bardziej. – Mieszkam między innymi z Jamesem, więc tak jakby mam adres, ale go nie mam.
– Szkoda, miałem nadzieję, że uda nam się w przyszłym tygodniu spotkać, a nie wiem dokładnie jak teraz będziemy mieć treningi...
– Napisz mi tu swój adres. Albo chociaż jaki region, a moja sowa na pewno cię znajdzie.  – Wyciągnęła z kieszeni spodni kawałek pergaminu i rysik. Lars uśmiechnął się do niej szeroko i kiedy już ustawił sobie na ścianie pergamin, to zaczął pisać. Zwinął rulonik i wcisnął do jej wyciągniętej dłoni, głaskając przy tym jej palce. Cieszyła się, że ma długie rękawy, bo czuła dreszcze na rękach. Schowała pośpiesznie pergamin do kieszeni i nagle wpadła na świetny pomysł. – Może wpadniesz do nas na imprezę w przyszłą sobotę?
– A zabezpieczenia? – zapytał, a ona uśmiechnęła się szeroko, w sumie sama do siebie, bo to był jej pomysł, żeby świętować w jej domu rodzinnym, a nie w Kwaterze.
– To będzie u moich rodziców. Będziemy celebrować cztery dwudziestki. To będzie świetne przyjęcie! – powiedziała szybko czując ekscytację. – Przebierzemy się za różne postacie. Lily będzie czarownicą, Syriusz rycerzem, Jess, to moja kolejna przyjaciółka i ona pewnie będzie wampirem... Jej chłopak–nie–chłopak chyba też... Musisz koniecznie przyjść!
– Jasne... Chwileczkę! – zawołał do kogoś, kto krzyknął zza jej pleców. Odwróciła się i skrzywiła się, bo to trener Limus gestem ręki wzywał Larsa. – To napisz do mnie i umówimy się w przyszłym tygodniu.
– Oczywiście! Jeszcze raz gratuluję zwycięstwa. – Uśmiechnęła się i objęła go na pożegnanie.
– Dzięki, Katherina. – Ucałował jej policzek i odsunął się niechętnie, a potem odszedł, zostawiając ją samą. Odetchnęła głośno, powstrzymując się przed zapiszczeniem z radości i rozejrzała się za swoimi towarzyszami. Parsknęła pod nosem, gdy zauważyła ich przy stole, gdzie rozłożone były przekąski. Tak mnie szukają.
– Czemu się nie zbieramy? – zapytała, kiedy już do nich podeszła.
– Nie chcieliśmy ci przeszkadzać... – zaczęła Lily.
– ...Tak jak Syriusz – przerwał jej cicho James i Ruda zaczerwieniła się delikatnie.
– Mogłem się z tobą założyć. – Black uśmiechnął się wcale niespeszony.
– To mielibyśmy remis – rzuciła lekko na co Potter bardziej się zaczerwieniła. Katherina pokręciła karcąco głową. – Oj, dzieci...
*******
Spojrzała w lustro i na szyi zawiesiła stetoskop tak, że części douszne były na jej karku, a tuba znajdowała się na wysokości mostka. W sumie wyglądało to jak wymyślna ozdoba, bo w Mungu już chyba dawno nie stosowano takiego stetoskopu. Włosy zaczesała gładko do tyłu i spięła tak, że sama dałaby się nabrać na to, że są one krótkie. Dokleiła sztuczny wąsik i kozią bródkę, a na wierzch założyła szarą kamizelkę i poprawiła szelki, tak, aby były na kamizelce, a nie zwisały z jej bioder. Chwyciła w prawą dłoń skórzaną torbę lekarską, w której umieściła kilka lekkich rekwizytów.
– Bert! – krzyknęła i gdy chłopak wyszedł ze swojego pokoju to uśmiechnęła się zadowolona.
– Chodź tu, przystojniaku! – spojrzał na nią nieco groźnie i uśmiech na jej twarzy poszerzył się. Brunet był mocno rozczochrany. Ciemne oczy podkreślił czarną kredką którą roztarł i dodatkowo tworzyło to mocniejsze cienie w dolinach łez. Ubrany był tak wytwornie, że aż poczuła ból w sercu, że ten facet nie gustuje w płci przeciwnej.
– I jak? – wycedził przez zęby niby tajemniczo, niby groźnie i aż jęknęła.
– Każda laska będzie twoja... Tylko zachowuj się tak non stop! – Pociągnęła go za rękę w swoją stronę i podziwiała przez chwilę ich odbicie w zwierciadle. – Wyglądamy zajebiście.
– Noo... Wyglądasz tak męsko, że pewnie po pijaku chciałbym cię wyrwać. – Walnęła go w ramię i odsunęła się. Zawadiacko strzeliła szelkami na co roześmiał się głośno.
– Widać mi talię, no i cycki. – Stanęła bokiem i pomacała wspomniane partie ciała, żeby mieć pewność, że zauważa różnice, i każdy się zorientuje, że jest kobietą.
– Ciesz się, że je masz. Chodźmy już... – Wskazał ręką w kierunku drzwi i przepuścił ją przodem.
Teleportowali się przed bramą, za którą było Kamienne Wzgórze i ruszyli żwirową ścieżką w stronę domu.
Gdyby nie to, że przez okna na parterze we wschodniej części domu widziała poruszające się osoby, to nie powiedziałaby, że coś się szykuje.
Drzwi otworzyła im matka Katheriny, która ubrana była dość zwyczajnie, ale Jess wiedziała, że rodzice i dziadkowie przyjaciółki wkrótce zaszyją się w zachodniej części domu.
– Mamy kolejnego uzdrowiciela! – Pani Parkes uściskała ją i Berta. – Ale chyba nie jesteś z tego wieku?
– Cofnęłam się trochę w czasie. – Uśmiechnęła się do niej życzliwie i poszli za nią do salonu. – Na brodę Merlina!
– No co tam? – Poznała Jamesa tylko dzięki okularom. Rysy twarzy były kompletnie zgubione pod białymi włosami, wąsami i długą brodą. Domyśliła się, że nie łyknął Eliksiru Postarzającego, bo nie miał ani jednej zmarszczki. Jego wąsy połaskotały ją w policzek, gdy dał jej buziaka na przywitanie. Z Adalbertem uścisnęli sobie dłonie i James w dystyngowany sposób poprawił długie rękawy fioletowej szaty. Wypisz, wymaluj Merlin z karty z Czekoladowych Żab. Obok niego stanęła...
– Nie wierzę! – Rozpromieniła się na widok Lily ubraną w tradycyjną szatę czarownicy, ale zrozumiała jej strój, bo Potter miała zieloną skórę. – Zła Czarownica z Zachodu!
– Merlinie... – zaczęła Potter.
– Tak, Lily? – wtrącił James i razem z Adalbertem parsknęli śmiechem.
– ...Chociaż ty wiesz kim jestem i nie wiesz jak się cieszę, że tobie jedynej nie będę opowiadała o Krainie Oz. A ty i on? Uzdrowiciel i... Buntowniczy arystokrata? – Jess prawie podskoczyła, gdy Lily ją o to zapytała. Chwyciła pod ramię Adalberta, który zachowywał kamienny, wręcz pogardliwy wyraz twarzy.
– Ja jestem Doktor Jekyll, a on Pan Hyde!
– Merlinie... – Parkes podeszła do nich i dostrzegła, że przyjaciółka nie do końca wie, o co chodzi.
– No słucham! – rzucił niecierpliwie James i Katherina uderzyła go w ramię.
– To postacie z mugolskiej książki... Doktor stworzył miksturę, która rozdzieliła go od jego złego alter ego w postaci Pana Hyde'a. Uczą tego na mugoloznastwie? – spytała Lily, gdy skończyła tłumaczyć.
– Uczą tego w Portree... – parsknęła śmiechem. – Jestem bardzo ciekawa jak wygląda Jane... Jestem dumna z tego, że tak kreatywnie do tego podeszliście.
– Nawet mam busolę i hak! – Katherina przebrała się za pirata. Część włosów schowała pod kapeluszem kapitana statku, a prawe oko miała zasłonięte podobną opaską do tej, której używał Moody zaraz po tym, gdy stracił oko. I faktycznie... Z rękawa lewej ręki wystawał metalowy hak, a w prawej dłoni... – No i rum! Nie mogło go zabraknąć.
– Rum to podstawa u każdego pirata, złotko. – Puściła przyjaciółce oko.
– Chodź do kuchni... Rozkładamy na talerze jedzenie. Powiesz dokładnie co podgrzać, bo zgubiliśmy rozpiskę. Poradzicie sobie?
– Przecież jest z nami Merlin. – Lily przytuliła się do Jamesa, jakby miał ich ochronić przed całym złem tego świata.
– Ale mamy też Złą Czarownicę i Pana Hyde'a – przypomniał Adalbert.
– Merlin wszystko zwycięża. Mam nieskończoną ochronę przed złem, a wy? Zniszczenie dwa tysiące? – Parkes chwyciła ją za rękę i machnęła dłonią na Jamesa, który zaczął wyliczać, że ma jeszcze wiele atrybutów, które w mig zmiotą całe zło.
– Jesteśmy trochę w rozsypce. Mama zaczęła robić po swojemu, a nie po mojemu... – Cay roześmiała się, gdy Katherina przekręciła oczami. Przeszły przez udekorowany salon. W rogach zwisały złowieszczo pajęczyny, na stołach ustawione były świece, a po całym pomieszczeniu porozstawiano dwadzieścia wydrążonych dyń, które również dawały światło. – Patrz na to!
Jess aż się wzdrygnęła, gdy spojrzała na żyrandol, z którego do góry nogami zwisały nietoperze... Żywe.
– Tu jest kilka miejsc siedzących, kącik do wróżenia z kulą dla Adalberta... A tu... Tu jest kuchnia, w której Jane będzie pichciła, kiedy tu się przeprowadzi. – Przeszły kilka kroków przez korytarz i weszły do kuchni. Jane podbiegła do niej małymi kroczkami, a biała tutu śmiesznie się trzęsła. Ucałowały się w policzki i podeszły do blatów. 
– Zastanawiałam się po co ci trykoty, o które prosiłaś. – Jess dygnęła przed Łapą, który na ramiona zarzucił purpurową pelerynę, a na głowie miał złotą koronę. Ucałowała duży pierścień, gdy wyciągnął do niej dłoń. – Królu Syriuszu Pierwszy...
– Ej, nie musiałaś. – Chyba zrobiło mu się głupio, ale po chwili pochuchał sygnet i wytarł w pelerynę z wrodzoną nonszalancją. – A ty...
– Doktor Jekyll... Bert jest Panem Hydem. To takie mugolskie postacie. Ja jestem ta dobra, ze skłonnościami do zła i zrobiłam eliksir, który to zło oddzielił ode mnie, i stworzył się zły Hyde. Oczywiście wygląda bosko. – Syriusz kiwnął z uznaniem głową i pogłaskał jej wąsa, jakby sprawdzał, czy prawdziwy. – Kiedy początek?
– Za pół godziny – odpowiedziała Jane patrząc na zegar wiszący na ścianie. Katherina klasnęła w dłonie zwracając na siebie uwagę.
– Wy dwoje dalej wykładacie wszystko na talerze. Jess podgrzej to, co trzeba i jak znasz jakieś zaklęcie, dzięki któremu jedzenie będzie ciepłe przez kilka godzin, to rzuć je. Ja zacznę wynosić te zimne przekąski. Paul i Remus rozkładają picie, a mama miała ogarnąć naczynia. – Zasalutowali jej, na co uśmiechnęła się szeroko. Wyjęła hak z rękawa i położyła go na parapecie okna. – Uważajcie na niego, teraz potrzebne mi dwie ręce!
*******
Nie mógł uwierzyć, że uległ namowom Edgara i Cecily. To znaczy, miał zamiar uczestniczyć w dwudziestych urodzinach Katheriny, Paula, Syriusza i Jane, ale z całą pewnością nie miał zamiaru się przebierać. I to w dodatku za poltergeista. Ale kobietom w ciąży się nie odmawia.
Nie spodziewał się takiego tłumu i z trudem odnalazł solenizantów. Wręczył prezent piratce Katy, baletnicy Jane, starożytnemu czarodziejowi Paulowi i królowi tej imprezy Syriuszowi.
Chwilę bawił się w towarzystwie topielicy Amelii, ale porwały ją na parkiet dwa wyrośnięte leprokonusy Fabian i Gideon.
Minął kilka wil, mumię i jakiegoś rycerza bez głowy w drodze do stołu z przekąskami. Zapewne kilka lat temu zapachy zmieszałyby mu się w jedno, ale teraz doskonale potrafił je rozdzielić. Po lewej stronie poczuł zapach dziczyzny i wziął talerzyk, bo pieczeń pachniała wyśmienicie i teraz czuł tylko ją. Po chwili dołączył aromat cytrusów, ledwo wyczuwalny, ale wystarczyło, że przekręcił lekko głowę i czuł już wyraźnie cytrusy, i sosnę... Jessica Cay.
– Przepraszam... – dziewczyna musnęła dłonią jego ramię i chwyciła babeczkę dyniową. – O, cześć.
– Cześć. – Odsunął się nieco i odwrócił w jej stronę. Spodziewał się księżniczki, wili, albo jakieś fantastyczne zwierzę, ale nie spodziewał się uzdrowiciela... I to faceta. – Uzdrowiciel?
– Doktor Jekyll – ledwo zrozumiał, co powiedziała, bo przeżuwała babeczkę. – Taka postać z mugolskiej książki.
– Podasz mi pieczeń? – Dał jej talerzyk, gdy wyciągnęła do niego dłoń i nachyliła się w stronę półmiska z dziczyzną. – Co jest w nim takiego fascynującego?
– To, że zrobił jakąś miksturę i stworzył swoje złe alter ego, czyli Berta. – Podała mu talerzyk z miłym uśmiechem.
– Czyli...
– Ja jestem ta dobra, a on ten zły – rzuciła lekko. Ktoś krzyknął, że czas na wróżby i mała kolejka ustawiła się do stolika, przy którym usiadł Adalbert. Stali blisko, dodatkowo Jessica była niska, więc mógł przyjrzeć się chłopakowi. Faktycznie wyglądał mrocznie i chyba przez to, ta cała zabawa we wróżenie wydawała się być poważna. W końcu ktoś bardziej znany usiadł naprzeciwko McSweeney'a. Katherina z nieukrywaną ciekawością wpatrywała się w niego, jakby miał powiedzieć coś, co odmieni jej życie.
– Hmm... – Brunet spojrzał na nią szybko, a później znów na kulę. – Co chcesz wiedzieć? Magiczna kula prawdę ci powie...
– Będę aurorem?
– Tak – odpowiedział nawet nie patrząc w kulę. Parkes uśmiechnęła się radośnie i klasnęła w dłonie.
– Cudownie! – wstała z krzesła i teraz mumia czekała na swoją wróżbę. Blondynka podeszła do nich i stanęła obok Jess.
– On tam widział coś więcej, tak? – zapytała od razu, a Cay kiwnęła głową.
– Nic złego, tego jestem pewna. Raczej nie chciał, żeby wszyscy to słyszeli – zapewniła ją i nawet jej uwierzył. Katy przez chwilę wyglądała, jakby się nad czymś zastanawiała, ale w końcu kiwnęła głową.
– A ty idziesz, Leven? – Parsknął śmiechem, bo Parkes zapytała go całkiem poważnie.
– Daj spokój. To najbardziej sztywny poltergeist w historii. Depresji idzie dostać. – Uśmiechnął się, słysząc ironiczny komentarz Cay.
– Nie jestem sztywny tylko poważny – sprostował i zerknął na stolik. – Może ty pójdziesz... Magiczna kulę prawdę ci powie.
– Patrz jak to się robi, sztywniaku! – Dziewczyna usiadła naprzeciwko Adalberta, który roześmiał się.
– Co chcesz wiedzieć? – Brunet chwycił jej dłoń, a ona chyba myślała nad pytaniem.
– Czy będzie mieć chłopaka? – krzyknęła Katherina, a Jess odwróciła w ich stronę głowę i spojrzała karcąco na przyjaciółkę. Na twarzy pojawił się rumieniec i obserwował jej profil. – Uwielbiam ją peszyć.
– Zauważyłem – mruknął i upił łyk Ognistej, którą podał mu Remus przypominający trytona. Zwrócił uwagę na to, że Cay spojrzała z niepokojem na dłoń Adalberta, która wzmocniła uścisk. McSweeney zamknął oczy i nawet z tej odległości, Tobias dostrzegł, ruch jego gałek ocznych pod powiekami.
– Całe życie będziesz otoczona chłopakami, a biel przywdziejesz dwa razy... – Zdziwił się, bo chłopak praktycznie wycharczał te słowa, ale bardziej zaskoczyła go reakcja Jessiki, która wyrwała dłoń z jego uścisku i patrzyła na przyjaciela zszokowana. Ten otworzył powoli oczy i dopiero po chwili wpatrywania się w nią, uśmiechnął się delikatnie.
– Merlinie! – Dziewczyna odsunęła się gwałtownie na krześle i doskoczyła do Adalberta.
– Tu jestem! – krzyknął James, który stał przy wyjściu na korytarz i tym samym zwrócił na siebie uwagę.
– Coś mu jest... – Wyrwał go głos Katheriny i znów spojrzał na McSweeney'a, przy którym stała Jess. Lewą dłonią trzymała serwetkę przy jego nosie, a prawym rękawem od swojej koszuli ocierała mu chyba łzy.
– Merlinie... To krew – wyszeptała Parkes, bo zapewne zauważyła ciemnoczerwone plamy na rękawie przyjaciółki.


13 komentarzy:

  1. Oto jestem! Niestety Merlin nie był łaskawy i nie obdarzył mnie pustym przedziałem, powiedziałabym nawet, że chciał się raczej wyzłośliwić, bo siedzę obok starszej pani, która co każdą stację próbuje mnie poczęstować różnymi domowymi wyrobami mięsno-kapuścianymi... ich zapach czują chyba wszyscy w pociągu �� dobra, koniec marudzenia, ale musiałam się wyżalić ��

    Rozdział rozpoczyna się niezmiernie słodko. Jak ja lubię te ich czułe słówka, krótkie pocałunki. Mam nadzieję, że ta chemia między nimi pozostanie na dłuuuuuuuugo po zakończeniu miodowego miesiąca.

    Szczerze mówiąc, byłam trochę zawiedziona, że w opisie meczu nie pojawił się James na boisku. Ktoś z pierwszego składu mógłby porządnie oberwać tłuczkiem, albo spaść z miotły... Morgano, chyba dalej nie wyleczyłam się z tych okropnych tortur. Ale Jamesa pierwszy występ w składzie to byłoby coś. Ciekawe, czy Lily dostałaby zawału z emocji!

    Bardzo się cieszę, kiedy tylko widzę szansę na jakiś romansik Katy z kimkolwiek. Rozumiem, że James ma coś przeciwko związkowi swojego najlepszego kumpla z kuzynką (u nas przecież ten sam wątek w osi Jim-Mary-Black). Ten gość z drużyny wydaje się porządnym facetem, miłym, uprzejmym. Nie wiem, skąd Jamesowi mogło przyjść do głowy, że PAŁKARZE, którzy walą śmiercionośną żelazną kulą w innych zawodników, mogą być za mało stanowczy. Bardzo podobała mi się ich scena flirtu, zrób z tego coś więcej, skoro moje marzenia na Katy+Black oddalają się z każdą notką coraz bardziej!

    No i teraz mój od dłuższego czasu ulubiony wątek... Jess i Bert. (Nie wiem, czy pamiętasz, ale kiedyś na początku, kiedy Jess dopiero się pojawiła, to nie przepadałam za nią, jakaż odmiana o 180 stopni!) Merlinie, Ty robisz mi to specjalnie! Oni tak do siebie pasują, powinni być parą... a nie, jakieś orientacyjne fanaberie �� cóż, pozostaje mi znów czekać na odpowiedzi. Przepowiednia dotycząca Jess pewnie była prawdziwa, ale co się stanie i kiedy? Mam nadzieję, że Adalbert z tego wysiłku nie kopnął w kalendarz, szkoda by było chłopa.

    Pozdrawiam serdecznie i czekam na ciąg dalszy ❤
    Drama

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pociągi takie są :D Ja już dwa razy udawałam ciążę, żeby nikt nie próbował przekonywać mnie do picia alkoholu :D
      Współczuję strasznie zapachów :/ Ale zapewne już jesteś na miejscu, więc po wszystkim.
      Ja na szybko postaram się odpowiedzieć (o ile pozwoli mi czas, bo za godzinę mam pociąg :D), jak czegoś nie zdążę napisać, to dokończę w drodze.

      Póki co u Potterów będzie sielanka. Dopiero drobne problemy zaczną się początkiem 1980 r. (czyli około 2 miesiące czasu blogowego), ale to taki czas.

      Niestety quidditch rządzi się swoimi prawami i nie można zastąpić zawodnika innym zawodnikiem (dokładnie bym napisała regułę, ale nie mam książki pod ręką i goni czas). :D
      No i dokończę w drodze :D
      Część druga komentarza za około 1.5h :D

      Usuń
    2. Czas na drugą część 😁
      Ok., sprawdziłam szybko przed wyjściem i w „Quidditchu przez wieki” jest napisana zasada, że jak ktoś spadnie, to nie zastępuje się zawodnika i trzeba grać w osłabieniu.
      Także dopiero kontuzja przed meczem mogłaby sprawić, że James zagra w meczu. 🙂
      Tak, w końcu Katherina zacznie się podnosić po tej porażce, której na imię William. No i od przyszłej notki więcej Katheriny 😊

      James zna Larsa tylko jako kumpla z drużyny. Poczynił swoje obserwacje i obawia się, że się za bardzo rozkojarzą i pogorszą w swoich wynikach. No i naprawdę James go uważa za miłego, bardziej za taką ciapę. Świetny pałkarz, ale niedojda 😂
      Katherina za to go pozna poza boiskiem i wydaje mi się, że spodoba Ci się to 🙂

      Jess taka miała być. I w przyszłym rozdziale ona opowie komuś część swojej historii. Jak Mary pojawi się w Kwaterze, to dojdzie nam kolejna część jej historii. Będzie dalej dużo niewiadomych, ale, to jaka jest zostanie w pewien sposób wytłumaczone. 🙂

      Ostatniej sceny nie miałam w zamyśle. To w przyszłej notce bardziej wyjaśnię, ale tak jakby Bert od czasu do czasu się „zawiesza”. Kłopotliwe, ale od tego się nie umiera. ;D
      No i ta krew z nosa i z oczu, to jest mi potrzebne do akcji, która będzie za jakieś 3-4 lata czasu blogowego. 😂

      Dzięki wielkie za komentarz ❤️❤️
      Następny rozdział wstawię tak najpóźniej w noc z piątku na sobotę (za tydzień)😃
      Buziaki 😘
      SBlackLady

      Usuń
  2. Witaj SLadyBLack :)

    Dawno nie miałam okazji napisać, czas człowieka goni. Tych ostatnich kilku rozdziałów jeszcze nie zdążyłam przeczytać na raz, ale pamiętam że się tak umawiałyśmy i planuję do tego wrócić :)
    Wciąż czytam na bieżąco i wyczekuję kolejnych rozdziałów, tylko nie ma kiedy porządnych komentarzy napisać, za co szczerze przepraszam. Ale w końcu pod tym coś krótkiego uda się zostawić :)

    Urocze fragmenty z Jily zawsze chętnie :D na sercu się wtedy robi człowiekowi ciut cieplej :) Pani Potter tak słodko przeżywała swój pierwszy poważny mecz! :) Zdaje mi się, że masz naprawdę solidną wiedzę na temat quidditcha, zarówno jeśli chodzi o samą grę, jak i wszystkie te szczegół dotyczące całych zawodów i drużyn. Ja jestem w tym temacie kompletnie zagubiona, zupełnie jak Lily :D

    Wciąż chętnie zobaczyłabym romans Syriusza i Katy, lubię chemię, która jest między nimi. Myślę, że skoro po tylu latach znają się tak dobrze to mogliby stworzyć fantastyczną parę. Oboje zasługują na szczęśliwy związek. Choć ten pałkarz moim skromnym zdaniem zapowiada się też całkiem nieźle ;) bardzo fajnie opisana scena flirtu, Katy chyba faktycznie powoli wraca do swego żywiołu :D
    Kurcze, aż mi się wierzyć nie chce, że jeszcze nie tak dawno temu nie wyobrażałam sobie innych par niż Katy i Will, i Syriusz i Dorcas, a oni wzięli, wyjechali, i dupa blada, emocje uciekły i powoli popadają w niepamięć (normalnie z sentymentu chyba odpalę jakieś rozdziały z czasów szkolnych...) Człowiek się emocjonalnie angażuje w życie bohaterów, a tu potem takie dramaty! Jak żyć?! :D

    Jess i Adalbert mieli rewelacyjny pomysł na przebranie :) i fajnie, że mimo wszystko chociaż niektórzy zrozumieli o co chodzi. Co do wizji na razie nie komentuję, bo wciąż tylko podsycasz naszą ciekawość, więc będę cierpliwie czekać na więcej :) Ja osobiście miałabym ochotę zobaczyć Jess i Levena razem, chyba już kiedyś wspominałam, że czuję tam potencjał :D Jest na to szansa w ogóle? ;)

    I na koniec mam prośbę, mogłabyś mi przypomnieć kim u Ciebie jest Mary Macdonald? Bo jakoś nie wiem czy mi umknęło gdzieś wcześniej, czy po prostu nie pamiętam... A dobrze byłoby coś wiedzieć skoro ma się pojawiać w najbliższej przyszłości :) Z góry dziękuję za odpowiedź :)

    Dziś to chyba tyle, mam nadzieję, że zachowałam chociaż minimum składności wypowiedzi :D
    Pozdrawiam i czekam na odpowiedź :)
    Elizabeth

    P.S. Bardzo ubawił mnie gag z Jamesem odzywającym się na każde wezwanie Merlina :) Doceniam element komediowy :D
    P.S. 2 Tym razem zespołu nie znam, ale muzyka wciąż mi się podoba :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jak się cieszę, że Cię widzę! :D
      Napiszę szczerze, że się martwiłam, ale kiedy zobaczyłam kilka dni temu, że skomentowałaś post Dramy i Furii, to odetchnęłam z ulgą. To tylko remont i przeprowadzka 😊
      Mam nadzieję, że po ponownym przeczytaniu, całość wyda się lepsza, bo teraz nie jestem pewna… Ufam, że tak będzie.
      Cieszę się, że w końcu pod tym postem udało Ci się zostawić komentarz, bo już od przyszłego ruszam z poważniejszymi rzeczami, a jednak chciałam znać Twoją opinię, co do sielanki Jamesa i Lily, potencjalnego romansu Katy i Larsa, odpuszczenia sobie Dorcas przez Syriusza, no i oczywiście ostatnie gwiazdy tego opowiadania – Jess i Bert.
      Przy pisaniu scen wspomagałam się meczem na Mistrzostwach Świata w Quidditchu, który był w czwartej części HP no i Quidditchem przez wieki :D Resztę wymyśliłam sama (to z kwalifikacją na Mistrzostwa Europy itd.). Ostatnio jak był opisywany mecz, to trochę drętwo to wyszło, więc tu wprowadziłam trochę tego przeżycia, że od tego meczu zależy, czy Zjednoczeni będą brali udział w Mistrzostwach. No i, myślę, że pokazało też, że James traktuje qudditch poważnie i przeżywa razem z drużyną, pomimo że jest rezerwowym i nie jest na wszystkich treningach.
      Też lubię chemię pomiędzy Syriuszem i Katy, ale nie chcę już w tym momencie, i w ten sposób wprowadzać jakieś spory w tej paczce. Póki co, Syriusz będzie zajęty czymś innym, a Katerina kimś innym, więc no nie tym razem! :D Sorry :D
      Dramaty są potrzebne. Bez nich nie byłoby tego opowiadania :D
      Jess i Bert, to takie yin i yang. Dla mnie ich przyjaźń jest równie mocna jak ta pomiędzy Huncwotami. Oboje zawdzięczają sobie najwięcej i wkrótce zacznie być to opisywane, jak wiele dla siebie znaczą.
      Jess i Leven to temat rzeka. Sceny z nimi również dostarczają mi dużej frajdy, ale ta dwójka, to trochę jak Ron i Hermiona. Niby fajnie jakby byli razem, ale nie pasują do siebie :D
      Mary Macdonald nie było wcześniej u mnie wspomnianej, przynajmniej w tej wersji opowiadania. Jak miałam rozdziały jeszcze z szóstego roku, to tam się pojawiła raz, czy dwa. Ale tutaj, Mary jest rok młodsza od Huncwotów i reszty, była ścigającą drużyny Gryffindoru, Mugolaczka. Pojawi się jeszcze nieraz :D
      Gag z Jamesem też mnie bawi (nieważne ile razy to czytam :D). Moja playlista inspiracyjna jest długa (Lika może potwierdzić, bo przypadkiem jej wysłałam), ale lista z ulubioną muzyką, jest jeszcze dłuższa, także nieraz Cię pewnie jeszcze zaskoczę jakimś smaczkiem :P I mam nadzieję, że Ci się również spodoba :D
      Dziękuję Ci bardzo za komentarz (jest składny :D). Bardzo czekałam na coś od Ciebie i w końcu jest, i to w sumie pod ostatnim z luźniejszych rozdziałów :D
      Również pozdrawiam i ściskam mocno <3 :*

      Usuń
  3. Hej! :) Jako odrodzona na nowo blogerka chciałabym powiedzieć, iż już po pierwszych kilku linijkach bardzo, ale to bardzo polubiłam Twoje opowiadanie. Masz rozbudowane opisy, których Ci wręcz zazdroszczę, bo sama po kilku latach przerwy od pisania wypadłam z wprawy, jeśli chodzi o długość rozdziałów :D Duży plus, że mimo długich opisów, nie da się w nich pogubić, bo są jasne i czytelne :)
    Nie będę ukrywać, nie przeczytałam poprzednich rozdziałów - to by było chyba nierealne w jeden krótki wieczór, ale myślę, że w wolnych chwilach z chęcią będę sięgać do archiwum Twojego bloga.
    Rozmowa o mugolskich bajkach zdecydowanie podbiła mi serce :D Była bardzo zabawna i taka... lekka.
    Fajnie łączysz kilka wydarzeń w jednym rozdziale, jakby w ogóle nie sprawiało Ci problemu takie przejście z tematu do tematu.
    No i oczywiście końcówka z przytupem, czyli coś, co lubię najbardziej :D Z pewnością tu jeszcze zajrzę!
    A tymczasem pozdrawiam serdecznie i życzę weny :*
    Ada

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cześć :)
      Dziękuję Ci bardzo za miłe słowa. Staram się, żeby opowiadanie było czytelne, co przy moim słowotoku i roztrzepaniu jest trochę trudnym zadaniem :D
      Staram się, żeby wydarzenia przebiegały chronologicznie, więc to poniekąd pomaga mi w takim przejściu z perspektywy jednej osoby, do drugiej. Często jest tak, że przez długi czas nie opisuję którejś z postaci i wtedy wzmiankę o niej daję u kogoś innego, żeby mniej więcej wiadomo było co w trawie piszczy. Jednak mam dziewięciu głównych bohaterów i jakby tak w każdym rozdziale byli, to by rozdział miał z 30 stron, albo więcej. :D
      W sumie nadal często się gubię, ale pracuję nad tym :)
      Zakończenia z przytupem uwielbiam. Przyszły rozdział zamierzam skończyć też w podobny sposób. Będzie mniej krwawo, ale intrygująco. :D
      Cieszę się, że spodobał Ci się ten rozdział :) W "Bibliotece" jest dostępne streszczenie. Póki co, jest tam tylko osiem rozdziałów, ale wkrótce zacznę pracę nad resztą :)

      Na koniec Cię pocieszę :D W miarę postępu Twojego opowiadania, wyrobisz się i na pewno rozdziały będą coraz dłuższe, tego jestem pewna :)
      Też miałam dłuższą przerwę, ale udało mi się wrócić i myślę, że nawet w ładnym stylu, bo w tym roku wstawiłam rekordową ilość rozdziałów :D
      Jeszcze raz dziękuję za ten cieplutki komentarz w tak chłodny wieczór :)

      Buziaki :*
      SBlackLady

      Usuń
    2. No i przeczytałam rozdział jeszcze raz, tym razem z większym zrozumieniem :) :D
      James i Lily to takie gołąbeczki, że ja nie mogę, no <3 Ale z chęcią przeczytałabym u nich coś bardziej poważnego, jakieś takie rozmowy o dziecku właśnie :D
      Mecz - znowu jestem zachwycona tym opisem :D
      Rozmowę o przebierankach już komentowałam, znów miałam zaciesz jak to czytałam, mimo iż był to drugi raz :D
      Oj, co do Katheriny, to jeszcze nie wiem, czy chcę, by było z Larsem coś poważniejszego, ale bardzo bym chciała, żeby była szczęśliwa <3
      Tak samo zresztą jak Jess <3 Jestem ciekawa, co kryje się za przepowiednią Berta...
      No i mam nadzieję, że Bertowi nic się nie stanie :D

      Kochana, jutro się znowu tu zobaczymy, obiecuję :D
      Dobranoc :*

      Usuń
    3. PS "Fawley był miły i to chyba dlatego James problem z tym, że między kolegą z drużyny a kuzynką mogłoby coś być." chyba zjadłaś słówko "miał", więc wypluj je, słówka są jadalne! Truskawki będziesz jeść jutro :D :P :*

      Usuń
    4. Poważniejsze rozmowy u nich na pewno będą. I to już wkrótce :D
      Właśnie pracuję nad tym, żeby Parkes była szczęśliwa. Co będzie dalej, to się okaże ;P
      Na szczęście masz o tyle dobrze, że o Bercie dowiesz się już w 50, czyli jutro :P
      Jeju! Jesteś tak blisko!
      Dobranoc :*

      Usuń
    5. O faktycznie!
      Dzięki, już zaraz poprawię! :*

      Usuń
  4. Fragmen o Jamesie i Lily jest taki fajny, sielsko-anielski, bardzo przyjemnie się go czyta. Już sobie wyobraziłam to jak Ruda niby jest wkurzona na Rogacza, że jej przeszkadza, a ten patrzy na nią jak w obrazek. Przyjemna scenka. I ciekawa jestem jak bardzo wzieli sobie do serca te starania się o dzidziusia :D
    Systemu punktacji meczowej za cholerę nie zrozumiałam. Ale też nie sądze, żeby było to na tye istotne, bym musiała się wrócić i spróbować to ogarnąć. Rozumiem, że chcą wygrać i tyle, a jedynie ciekawa jestem jaką rolę odegra tu Mary Macdonald, bo rozumiem, że pojawia się celowo.
    Zawstydzenie Lily koszulką było trochę śmieszne, z jednej strony ją rozumiem, z drugiej przecież jest z todziny mugoli, więc to bardziej ona powinna coś taakiego proponować. Ale w sumie fajnie wyszło, bo pokazuje, że nie jest taką rozbestwioną panną, która próbuje podkreślić jak bardoz kocha Rogacza, tylko podchodzi do wszystkiego racjonalnie i w ogóle.
    Podejrzliwość Jamesa co do Syriusza i Katy trochę mnie zaskoczyła, przecież zna oboje i powinien wiedzieć, że oni są dla siebie bardziej jak brat i siostra, i to chyba ostatnia osoba, która powinna stwierdzi, że między nimi coś się kroi. BNardzo fajnie, że odniosłaś się do tego, że jak Evans i Dorcas tu nie było, to jednak między i w ludziach zaszły różne zmiany, fajnie to wplotłaś i bardzo trafna obserwacja. Niby każdy to wie, ale dobrze się czyta, jak również bohaterowie sobie zdają z tego sprawę.
    Chapeau bas, za ten fragment jak Potter usilnie próbowała wytłumaczyć Katy o co chodzi z jej przebraniem za czarownicę, i to jak Katy to negowała. Miły, komediowy akcencik :D
    W sumie to dobrze, że nie skupiałaś się na meczu, bo tutaj i tak dużo się bez tego dzieje, ale trochę mi brakuje meczu. Chętnie bym poczuła tę dynamike i w ogóle.
    Chłopak-nie chłopak zrobiło robotę rozdziału, śmieszne to było. Cała pogawędka z Larsem bardzo fajna, dobrze się to czytało i nie była sztywna, chociaż trochę mnie martwi to, że inni wiedzą, że są jakieś zabezpieczenia i w ogóle. Poczułam jakby on coś wiedział o Zakonie, a przecież chyba nie powinien? A no i mimo, że fajnie się ich czytało, to ja dalej jestem team Wiliam i prosze mi tutaj z żadnym Larsem nie wyjeżdżać! O! James ma racje, nie pasują do siebie!
    Pomysły na przebrania są mega! Dr Jekyll i Mr Hyde podbili wszystko. I James z tym swoim reagowaniem na Merlina, po raz drugi chapeau bas!
    Tak mnie zastanawia ta wzmianka o tym, że Leven kiedyś nie rozpoznałby zapachów, bo wszystkie zmieszałyby mu się w jedno, a teraz doskonale je rozpoznaje, chodzi o jego animagiczną postać? Trochę jak z Syriuszem? Między Levenem a Jess czuć wyraźnie mięte, mam nadzieję, że coś z tego będzie, i prawie udławiłam się herbatą, jak wyobraziłam sobie jak Jess-Dr Jekyll tanecznym krokiem idzie w stronę Berta, dumnie kręcąc biodrem. :D
    Końcówka jak zwyle trzymająca w napięciu. Przecież za to powinni Cię w Azkabanie zamknąć (za to, że każesz czekać), na szczęście... nowy juz jest i nawet go czytałam :D

    Dodam jeszcze, że przeczytałam Twoją odpowiedź na komenatarz Dramy i proszę mi tu nie nazywać Williama porażką. Okej, może im troszę nie pykło, ale bez takich! Nie zgadzam się i bronię go jak Rejtan!

    Ślę uściski,

    Panna Czarownica

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Masz rację, to z punktacją nie jest ważne, ale dla Rogacza było. W końcu z niego jest pasjonata quidditcha.
      Wiem, że opisów o tym mam mało, ale jestem z tego słaba i takie opisy się pojawią, kiedy po prostu będzie to potrzebne dla sytuacji/postaci ;)

      Mary pojawia się trochę dla Jamesa i tez trochę dla Jess, więc racja, mam dla jej postaci plan ;)

      Lily trochę nie odnajduję się w sytuacji, bo nigdy wcześniej nie była na takim profesjonalnym meczu. Jak tam napisałaś, że jest z rodziny mugoli i powinna to propoznować, to tu się nie zgodzę. Sama zaznaczyła, że z piłki nożnej tez nie jest dobra. To byl ten rodzaj 11 letniej dziewczynki, że jeszcze nie zaczęła interesować się sportem. Potem zaczęła Hogwart i żeby dogonić (a nawet przegonić innych) musiała poświecić wiele czasu na poznawanie świata, którego częścią się stała, zaniedbując i wycofując się ze świata mugolskiego.
      Wszyscy się zmieniają, można utrzymywać kontakt, pisać itd., ale dopiero spotkanie się z kimś pokazuje, czy nasz przyjaciel jest taki sam, czy też nie. No i to jeszcze ten czas. Zakończyło się pewien etap, zaczyna następny i człowiek się przystosowuje do nowych warunków. To trochę zmienia osobowość :)
      Lars wie tylko tyle (przy Świętach to poruszę), że ojciec Jamesa jest zastępcą Moody’ego a ojciec Katheriny to zastępca Croucha, więc tak sobie tłumaczy to, że są oni „przesadnie” chronieni.
      W 51 jest o Levenie i o tym jego rozpoznawaniem zapachów. To jest ta scena, którą postanowiłam dopisać, i że teraz rozdział 51, to takie 120%, a nie 100% ;D

      Mięty miedzy Jess a Levenem ma nie być i juz nie wiem jak to mam pisać. On jej dogryza, w przesadzony sposób komentuje jej wpadki, a ona, choć mi sie odpłaca, to dzięki temu czuje się jeszcze mniej warta i gorsza. Chyba tylko to ze facet jest zajebisty z wyglądu (a ona lubi proporcje, ładny wygląd itd, bo w końcu projektuje i szyje szaty, ale i tez jest artystka) sprawia, że chamuje te negatywne uczucia. No i Katy i Bones, z którymi Leven jest. Blisko ;P

      Z perspektywy Katheriny, Will to wieeelka porażka :)

      Cieszę się, że spodobały Ci się akcenty humorystyczne <3

      Buziaki ;*



      Usuń

Cześć Drogi Czytelniku!
Jeśli przeczytałaś/eś rozdział, podziel się ze mną swoją opinią i uwagami.
Przyjmuję konstruktywną krytykę – ale pamiętaj, żeby zachować kulturę wypowiedzi.
Jedna obelga, to jeden smutny labrador!

Masz jakieś pytania?
Czegoś nie pamiętasz lub nie do końca wiesz, co autorka miała na myśli?
Zapytaj o to w komentarzu – SBlackLady zawsze odpisuje!

KATHERINA (78) JESSICA (68) SYRIUSZ (67) JAMES (63) LILY (62) JANE (54) DORCAS (50) REMUS (47) ANGLIA (42) WILLIAM (42) ADALBERT (40) PAUL (38) TOBIAS (37) ZAKON FENIKSA (35) AUROR (31) MOODY (29) HOGWART (25) BONES (21) CHARLUS (20) DUMBLEDORE (19) AUSTRALIA (18) DOREA (18) MEADOWS (17) ŚMIERCIOŻERCY (15) POTTEROWIE (14) PARKESOWIE (13) CAROLINE (12) KURSY (11) MISJA (11) DAGNY (10) MCGONAGALL (10) INNE SZKOŁY (9) LISTY (9) ORGANIZACJA (9) informacja (9) LARS (8) PAESEGOOD (8) ROBERT (8) ELIZABETH PRONTON (7) TORIN (7) WAKACJE (7) REGULUS (6) ŚWIĘTA (6) ANN (5) HENRY (5) ROSJA (5) SNAPE (5) STANY ZJEDNOCZONE (5) VOLDEMORT (5) WALKA (5) 18+ (4) CLARE (4) GREGORY (4) OKLUMENCJA (4) PATRONUSY (4) POJEDYNEK (4) STEPHANIE (4) ŚLUB (4) ANDROMEDA (3) HUNCWOCI (3) KARTNEY'OWIE (3) MECZ (3) QUIDDITCH (3) BEATRISHA (2) IMPREZA (2) LAGERE (2) MICK (2) OIGHRIG (2) PIERWSZA WOJNA CZARODZIEJÓW (2) WIELKANOC (2) FRANCJA (1) HOGSMEADE (1) JACK (1) JULIETTE (1) KONKURS (1) NOC DUCHÓW (1) OWUTEMY (1)
Theme by Lydia | Land of Grafic