30.12.2018

*52*

Siedziała na kanapie w salonie już chyba od dwóch godzin, słuchając muzyki i popijając Kremowe Piwo. Stosunkowo szybko zrobiło się ciemno jak w uchu goblina, ale nie obeszło ją to zbytnio. Edith Piaf umilała jej wieczór i przy wtórze francuskich piosenek czekała aż Adalbert wróci.
Była przekonana, że jej przyjaciel jest z Samuelem, ale gdy opuściła Bonesów, to wpadła na chwilę do Kwatery i zastała tam wokalistę Fatalnych Jędz, który pracował z Katheriną nad paroma tekstami. Zapytała go, czy może widział się z Bertem, ale odpowiedział, że nie spotkał go od imprezy urodzinowej. Zatem wróciła do mieszkania w Londynie, zjadła coś i zrobiła małe przemeblowanie w salonie.

Teraz siedziała z doskonałym widokiem na wejście i miała nadzieję, że Adalbert nie zdoła jej opanować, i wreszcie się wykrzyczy. A miała powód. Nawet kilka.
Usłyszała głośne tupanie przed drzwiami. Zapewne McSweeney oczyszczał swoje buty. Słyszała jak wkłada klucz do zamka, więc odłożyła butelkę Kremowego Piwa na stół i chwyciła różdżkę. Drzwi otworzyły się w tym samym momencie, w którym ona użyła zaklęcia niewerbalnego. Lumos!
– Na brodę Merlina! – wrzasnął Bert i złapał się za pierś przestraszony. – Przeraziłaś mnie.
– Gdzie byłeś? – zapytała go od razu i zmrużyła oczy, gdy jednym machnięciem różdżki zapalił wszystkie lampy. Nox!
– Z Samem -odpowiedział, kiedy zamknął drzwi. Jess prychnęła i zaśmiała się krótko.
– Widziałam się z nim w Kwaterze. Podobno nie widzieliście się już dość długo... – Uniosła brwi i patrzyła na niego wyczekująco. – Czekam.
– Jess... – Chłopak westchnął ciężko i spojrzał na nią miękko. Póki co była z siebie dumna, bo jego mina nie sprawiła, że odpuściła. – Nie mogę powiedzieć.
– Czyli to nie wizja. – Starała się, żeby jej wzrok przekazał mu, jak bardzo jest urażona. Przecież mówił jej prawie o wszystkim! Jeżeli pytała o coś, co było w wizjach, to widziała, że chce powiedzieć, ale wtedy przeszkadzały mu te wszystkie objawy, a teraz nic takiego się nie działo, więc miała pewność, że to nic z wizjami.
– Masz zaczerwienione oczy, stało się coś? – zapytał cicho, a ona znów prychnęła, tym razem bardziej sfrustrowana.
– Powiedziałam Timowi, że jestem czarownicą i niezbyt dobrze to przyjął. Rzuciłam kilka czarów, żeby opanować sytuację, ale nie wyszło. – Wzruszyła ramionami, kiedy przez zaciśnięte zęby wycedziła te słowa. Powoli czuła, jak krew dopływa do jej policzków i rumieni się.
– Coś ty zrobiła?! – syknął, a ona kolejny raz tego wieczora parsknęła i wiedziała, że jeszcze nie raz to zrobi.
– Tim, nasz sąsiad, mój niedoszły chłopak, z którym tak świetnie bawiłam się w ostatnim czasie, dowiedział się, że ja... – tu wskazała obiema dłońmi na siebie – jestem czarownicą.
– Daruj sobie tę ironię, Jess. – Wiedziała, że McSweeney jest trochę zaskoczony jej zachowaniem, ale miała już tego wszystkiego dość. – Jak to się wydarzyło?
– Rano znalazł moją różdżkę, kiedy między nami było naprawdę gorąco. Wtedy mu powiedziałam. Później zaczął dzwonić na policję, więc musiałam go trochę uciszyć. – Znów wzruszyła ramionami i otarła spływającą łzę. – Teleportowałam się do Kwatery, bo nie radzę sobie z większymi zaklęciami. Edgar się nim zajął.
– Sądząc po tym, że tu jesteś, to nie zostało to zgłoszone do Ministerstwa... Dobrze, że rozeszło się po kościach... – westchnął i choć doskonale wiedziała, że wydźwięk tych słów powinien być inny, to i tak parsknęła, i odeszła w stronę okna. – Co znów, Jess?
– Co znów? Widzę coś, czego mi nie chcesz powiedzieć, Bert! No dalej! Powiedz, że to moja wina, a ty mnie ostrzegałeś! – krzyknęła nie zważając już na to jak mówi. McSweeney ruszył powoli w jej stronę, a ona uniosła dłoń, aby się zatrzymał.
– Nie myślę tak, Jess. Przecież wiesz... – powiedział uspokajającym tonem, a ona zaśmiała się histerycznie. – O co tak naprawdę jesteś zła, Jessie?
– O to, że mi nic nie mówisz, do cholery! Od września czy października znikasz gdzieś wieczorami i poważnie się zastanawiam, czy ty na pewno jesteś wtedy z Samem, a dziś się wydało! Ja dla ciebie tu zostałam, do cholery! Zostawiłam rodziców i Joannę! I tak, dopiero później obiecałam ci te pieprzone trzy lata, a tak naprawdę nic nie robimy, a czas płynie! – wrzasnęła wyrzucając z siebie wszystko, co ją bolało przez ostatnie tygodnie. – Ostatnio więcej przebywałam z Timem czy z Katheriną, bo ty nie masz dla mnie czasu... Dlatego pytam ostatni raz: gdzie byłeś?
– Jess, skarbie... – Pozwoliła mu się przytulić i miała gdzieś, że zapewne jasny puder i wilgoć łez zostawią ślad na jego pelerynie. – Jutro coś załatwię i wtedy ci powiem, tyle ile mogę. Obiecuję, kochanie.
*******
Katherina zaśmiała się perliście, kiedy Lars instruował Jessicę o kolejności wykonywanych prac. Cay upierała się przy swoim, że tapety i wszystkie listwy należy zerwać, a podłogę wycyklinować i pokryć lakierem, którego używa się przy produkcji Zmiatacza 6.
– Nimbusy mają ładniejszy kolor – powiedział Fawley, a jej przyjaciółka jęknęła.
– Może jeszcze będę witała klientów w ciepłych papciach i fartuszku w róże? No litości! Całość będzie w stylu francuskim, nawet ta sypialnia. A to oznacza, że bierzemy się za zrywanie tapet, żeby Bert mógł później je otynkować, pomalować i przymocować na nich sztukaterię. – Parkes ochoczo chwyciła nożyk i razem z Jess zaczęły nacinać tapetę. Uśmiechnęła się szeroko, kiedy brunet stanął obok niej i zaczął pracę.
– Pamiętaj, że my tu tylko pracujemy. Ona w głowie już wie, jak to miejsce ma wyglądać. – Puściła mu oczko.
– Mała terrorystka... – rzucił pod nosem, a ona zachichotała.
– Bądź grzeczny... – Trąciła go biodrem i zabawnie zamachała nożem przed jego twarzą. – Bo pomyślę, że wcale się nie cieszysz z tego, że tu jesteś.
– Nie narzekam! – Uniósł ręce do góry i zaśmiał się, gdy Jess rzuciła coś pod nosem. Nie zrozumiała tego mamrotania, ale wyczuła, że ich przedrzeźniła. Odwróciła się znów do ściany i kontynuowała nacinanie tapety.
– Ej, a Bert przyjdzie? On przecież zna te wszystkie zaklęcia... – zaczął Lars, kiedy Jess podała im wiadro z ciepłą wodą.
– Nie mam pojęcia... W sumie, to chyba nie wie, że postanowiłam ogarnąć piętro. Mieliśmy to zrobić po rozpoczęciu, ale wiecie jak było ostatnio. – Katherina wzięła pędzel i zaczęła namaczać tapety. – Jestem straszna, że was tak wykorzystuję.
– Daj spokój, Jess. Jest sporo zabawy – zapewnił Lars i chyba, żeby zapewnić ją, że tak jest "przypadkowo" kilka kropel wody skapało z jego pędzla na głowę Katheriny.
– Nie w przedziałek! – trzepnęła go w ramię i rękawem zaczęła sobie wycierać włosy. Gdy odwrócił się od niej, Jess puściła jej oczko i zerknęła szybko na wiadro. W żółtych oczach przyjaciółki pojawiły się chochliki i Katherina wyszczerzyła się do niej, przykładając palec do ust, ale i tak wiedziała, że Cay się nie zdradzi. Parkes ostrożnie pochyliła się i powoli, bezgłośnie podniosła wiadro z wodą z podłogi. Chwyciła go pewniej i w tym momencie Jess zdradziła się chichotem, Lars odwrócił się, a ona chlusnęła mu wodą prosto w twarz.
– Katherina! – krzyknął oburzony, a ona uśmiechnęła się niewinnie i pogładziła go po mokrym policzku.
– Ups, ale ze mnie niezdara... – zaczęła piszczeć, gdy rzucił się na nią, ale wymknęła się i uciekła na korytarz. Nadal piszcząc i śmiejąc się, biegła w kierunku schodów, odwracając się co chwilę na Larsa.
– Uwaga! – usłyszała zanim wpadła na McSweeney'a, który przytrzymał ją przed upadkiem. Parkes szybko stanęła za nim, kurczowo trzymając się jego szaty. Ponad jego ramieniem spojrzała na Larsa, który suszył sobie włosy i ramiona za pomocą zaklęcia. Patrzył na nią z uroczym uśmiechem na ustach, więc wyszła zza Adalberta, bo miała pewność, że nie odwdzięczy się jej czymś podobnym lub wymyślnymi torturami z łaskotek. – Co wy tu robicie?
– Szefowa zarządziła zdzieranie tapet – odpowiedział Lars, i gdy ruszyli w stronę pokoju objął ją w pasie. – Jeszcze z tobą nie skończyłem.
– Mam nadzieję – wyszeptała czując przyjemny dreszcz przebiegający po jej ciele. Nie potrafiła powstrzymać szerokiego uśmiechu, gdy palce bruneta głaskały jej lewy bok.
*******
Pożegnali się z Katy i Larsem, i teleportowali się w zaułek blisko mieszkania. Dochodziła dwudziesta i zapewne normalnie siedzieliby trochę dłużej, ale wprowadzono godzinę policyjną od ósmej wieczorem do szóstej rano w tygodniu oraz od dziesiątej wieczorem do szóstej rano w weekendy.
Rano pojawiły się ulotki, że osoby, które pracują na Pokątnej lub są właścicielami lokali, mogą złożyć wnioski o to, aby godzina policyjna zaczynała się dla nich od północy a kończyła o piątej rano.
Chociaż oni nigdy o tej porze nie wychodzili z lokalu, to była pewna, że wielu czarodziejów z tego skorzysta, bo jednak dostawy nowego towaru były albo późnym wieczorem, albo wczesnym rankiem.
Z mocno bijącym sercem szła po schodach na trzecie piętro. Od wczorajszego poranka nie widziała Tima i nie miała pojęcia jak zareaguje na spotkanie z nim.
Edgar zmodyfikował mu pamięć, ale nadal nie mogła uwierzyć, że naprawdę usunął ją i Adalberta ze wspomnień chłopaka. Jakaś cząstka jej miała nadzieję, że coś jednak pamięta, ale wiedziała, że nie dowie się tego dopóki go nie zobaczy.
McSweeney przepuścił ją w drzwiach i weszła do mieszkania. Jak zawsze podeszła do kanapy i zaczęła opróżniać kieszenie ze wszystkich rzeczy, które zdążyła nagromadzić w ciągu dnia. Ostrożnie wyciągnęła rolkę z materiałem. Udało jej się nabyć za śmieszną cenę piękną włoską koronkę, którą chciała użyć do wykończenia sukni ślubnej Jane. Odłożyła ją na stolik, upewniając się wcześniej, że jest czysty.
– Jess... – Adalbert odezwał się cicho, ale nie spojrzała na niego. Od wczoraj starała się go ignorować przy każdej okazji. Na Pokątnej zrobiło się trochę niezręcznie, gdy ją wypytał o pokój, a ona w ogóle mu nie odpowiadała. – Możemy porozmawiać?
– Chyba wyraziłam się wczoraj jasno, Bert. Nie odezwę się do ciebie, dopóki nie powiesz mi, co się dzieje. – Już odwracała się, żeby odejść do sypialni, ale słowa, które wypowiedział zatrzymały ją.
– Mogę ci powiedzieć...
– ...Ty masz tego chcieć – wtrąciła i stanęła przodem do niego.
– W tym przypadku chcieć, to nie znaczy móc. Nie myśl, że nie chciałem ci powiedzieć, Jess, ale dowództwo stwierdziło, że gdybyś się dowiedziała, to pewnie zechciałabyś brać w tym udział. Cóż... Jestem pewny, że będziesz chciała brać w tym udział i wynegocjowałem fajne warunki – powiedział uśmiechając się lekko, a ona zmarszczyła brwi. Spojrzała na niego ponaglająco, bo z kontekstu to tylko dowiedziała się, że ma misję z Zakonu i to coś zdecydowanie świetnego, skoro twierdzi, że zechciałaby mu towarzyszyć. A jednak na każdym spotkaniu bała się, że każą jej gdzieś walczyć, czy coś, chociaż doskonale wiedziała, iż jest ostatnią osobą, której by to zaproponowano.
– Konkrety, Bertie. – Zrobił sceptyczną minę, gdy usłyszał to zdrobnienie jego imienia.
– Trenuję, żeby brać udział w nielegalnych wyścigach – powiedział całkowicie poważnie, a ona parsknęła śmiechem. Spojrzała na niego po chwili, bo nie roześmiał się.
– Przecież to nielegalne! – syknęła i dopiero wtedy zaśmiał się krótko.
– Przecież powiedziałem, że to nielegalne wyścigi. – Cay usiadła na oparciu kanapy i chwilę patrzyła na niego w milczeniu.
– A jak cię złapią? Możesz pójść do Azkabanu. – Chłopak usiadł obok niej i chwycił jej dłonie.
– Gdybym wpadł, mam się powoływać na aurorów, że jestem ich informatorem. Chłopaki z Biura potwierdzą – odpowiedział, a ona pokręciła głową z niedowierzaniem, jak z wszystkiego można się łatwo wywinąć mając odpowiednie znajomości.
– W takim razie, też chcę – rzuciła z entuzjazmem i McSweeney wybuchnął głośnym śmiechem. – Ja nie żartuję!
– Wiem, Jess, ale to naprawdę ryzykowne i niebezpiecznie. – Spojrzała na niego starając się unieść prawą brew do góry, ale nadal jej to nie wychodziło.
– To dlaczego wybrali ciebie? – zapytała i dostała od niego klapsa w udo.
– Może dlatego, że już kiedyś to robiłem? – odpowiedział pytaniem, a ona otworzyła usta zaskoczona. – To było w Japonii. Wziąłem udział z pięć, może sześć razy.
– Teraz mi to mówisz?! – oburzyła się.
– Znam cię Jess... Od razu byś się chciała ścigać...
– No jasne! Teraz też chcę! – Zrobiła do niego słodkie oczka. – Proszę!
– Bądź poważna, Jess – upomniał ją i westchnęła. – Dowództwo pozwoliło, żebyś ze mną była w czasie ćwiczeń. Tylko musisz obiecać, że nawet nie będziesz próbowała dostać się w miejsce, w którym odbywają się wyścigi. Tylko treningi.
– Merlinie! Jasne! – Podekscytowała się, chociaż jakaś jej część wiedziała, że to nie jest powód do aż takiej radości. – O Merlinku siwobrody... Opowiedz mi coś więcej. Od kiedy tak w ogóle ćwiczysz? I jak udaje ci się wynieść miotłę? I jak to się odbywa? Startowałeś już?
– W sierpniu zwrócono się do mnie z tą misją i wtedy też dostałem namiary na osobę, która będzie mnie trenowała. We wrześniu tylko go obserwowałem, a w październiku zaczęliśmy działać regularnie. Mieliśmy przerwę, bo byłem we Francji. Przedwczoraj późno skończyliśmy i spałem w Portree u mamy, bo wiedziałem, że tutaj cię nie ma, i wieczorem znów trenowałem. – Zaczął odpowiadać, a ona kiwała głową. Miała nadzieję, że nie pokazuje tego, jak bardzo jest zadowolona z tego, iż w końcu jej powiedział. – Startowałem raz, ale miałem za słaby wynik, żeby przejść dalej. Teraz czekamy na informację o tym, gdzie jest następny wyścig.
– No, dobra... A kiedy ja zaczynam?
– Dowództwo musi jeszcze ustalić, co i jak, i wszystko nam przekazać. Błagam Jess... Obiecaj, zgodzić się na to, co zaproponują i nie waż się domagać udziału w wyścigach. – Kiwnęła głową. Dla niej, to i tak dobre rozwiązanie, bo przynajmniej mogli zrobić coś razem. Tylko na tym jej zależało.
– Z kim trenujesz? – zapytała, bo raczej nie znała nikogo, kto mógłby mu pomagać. Chyba, że to Limus...
– Ale obiecaj, że nie będziesz piszczeć.
– Obiecuję! – Wyprostowała się i czekała, aż wreszcie jej powie, bo sądząc po jego minie, był to ktoś strasznie fajny.
– Biały Róg.[1] – Zaczęła głośno piszczeć i klaskać.
– O Merlinie! Poznam Białego Roga!
*******
Obudziło go białe oślepiające światło. Wziął głęboki oddech przez spękane usta i z jego gardła wyrwał się charczący dźwięk. Niewidzialna siła uniosła go w powietrzu i dopiero po chwili, gdy mroczki przed oczami zniknęły, zauważył przed sobą pięć zamaskowanych postaci i Fenrira Greybacka.
Bardzo chciał oblizać wargi, ale knebel uniemożliwił mu to.
– Oj, nasz wilczek wreszcie się obudził! – zacmokała wysokim, kobiecym głosem jedna z postaci.
– Nie mów tak na niego! – Zdziwił się, kiedy Greyback warknął na nią, ale ona odpowiedziała mu zimnym śmiechem i szybkim ruchem wyciągnęła różdżkę, i wbiła końcówkę w pierś Fenrira.
– Nie będziesz mi rozkazywał, mieszańcu! – syknęła na niego i lewą dłonią ściągnęła maskę z twarzy oraz kaptur z głowy. Czarne, gęste, kręcone włosy wysypały się na jej szatę. Brunetka podeszła do niego i ułożyła usta w dziubek. – Kogo nam tu przyprowadziłeś?
– To Remus Lupin – Fenrir przedstawił go, a Bellatriks Lestrange chwyciła jego brodę, wbijając w nią palce. Przypatrywała się w niego swoimi czarnymi oczyma z zainteresowaniem.
– Remus Lupin, Remus Lupin... – Jeszcze kilka razy powtarzała jego nazwisko, aż w końcu zacmokała widocznie zadowolona. – Powitałabym cię, ale to nie ja jestem panią tych skromnych progów! Co o nim wiemy, mieszańcu? Oprócz tego, że zadaje się z moim plugawym kuzynem i jest wilczkiem?
– Mówiłem ci... – zaczął Greyback, ale zamilkł, gdy ona gwałtownie się odwróciła. Lupin jęknął z bólu, gdy nagle upadł lewym bokiem na parkiet. – Szpiegował dla Dumbledore'a.
Bellatriks wybuchnęła piskliwym, głośnym śmiechem i Remus skrzywił się, bo zaczęła go boleć głowa.
– Czyń honory, Antoninie... W końcu ty tu jesteś panem domu – zwróciła się do jednego z zamaskowanych mężczyzn.
– Głośniej, Bella... Może przedstawisz mu nas wszystkich? – mruknął cicho i groźnie, i choć stał kilka kroków od niego, to i tak go usłyszał.
– A dlaczego nie? Ściągajcie maski, panowie! – Klasnęła w dłonie ponaglająco i kiwnęła na niego głową. – To jest Remus Lupin, wilczek, domniemany zakonnik.
– Nie jest domniemany, Bellatriks – upomniał ją Greyback i zmniejszył dzielącą ich odległość. – Przypominam, że to ja go tu przyprowadziłem.
– Bo nie jesteś pewny! – Odsunęła się od niego bynajmniej nie ze strachu, bo nie kryła odrazy, gdy na niego patrzyła. Lestrange podeszła do Remusa i ściągnęła knebel z jego ust, i ponownie chwyciła palcami jego podbródek. Lupin na chwilę opuścił powieki, aby skupić się na uspokojeniu emocji i oddechu. Spojrzał w jej ciemne oczy pamiętając o tym wszystkim, czego się nauczył. "Bądź czujny, Remusie. Zawsze bądź gotowy na obronę swojego umysłu."
Brunetka wycelowała w niego różdżkę i w praktycznie w tym samym momencie poczuł nieprzyjemny ból skroni, ale starał się nie myśleć. Nie skupiał się nawet na bólu. Patrzył w jej oczy i widział, jak marszczy brwi niezadowolona. Odsunęła się od niego, praktycznie odpychając jego twarz i nadal kontynuowała na nim próbę dostatnia się do jego myśli, ale czuł, że kobieta trafia na ten metaforyczny mur, który wzniósł wokół swojego umysłu.
– Nie uczą tego w Hogwarcie... – wyszeptała kpiąco i zmrużyła oczy wyraźnie zaskoczona. Odwróciła się do towarzyszy i podwinęła rękawy szaty.
– I?
– Wilczek potrzebuje małej zachęty. Zdejmijcie te cholerne maski... – Spojrzała znów na niego i uśmiechnęła się złowieszczo. – Szpiegujesz dla Zakonu?
– Tak... – odpowiedział za niego Greyback, bo on milczał.
– Nie ciebie pytałam! – krzyknęła na niego Lestrange i machnęła różdżką na swoich kompanów, którym pospadały maski z twarzy. Remus jedynie rozpoznał Antonina Dołohowa i Rudolfa Lestrange'a. Reszta była mu obca. – Załatwmy to po dobroci, wilczku. Ja jestem Bellatriks Lestrange, a to mój mąż Rudolf. Antonin Dołohow jest twoim gospodarzem. Tych dwóch nie musisz znać, bo panowie zaraz wychodzą. Bądź grzeczny, wilczku, a kolekcja twoich blizn nie zwiększy się, za to grono twoich przyjaciół, owszem!
– Skończ ten teatrzyk, Bella – Antonin stanął obok niej, a ona roześmiała się i wycelowała w Remusa różdżką.
– Wymień nazwiska! – rozkazała, a Remus dalej patrzył w jej oczy, nie odzywając się ani słowem.
– Wszystko przekazywał Dumbledore'owi – odpowiedział Greyback, a Lestrange wrzasnęła niecierpliwie i rzuciła w niego zapewne Drętwotą, bo z jej różdżki posypały się czerwone iskry. Fenrir jedynie dał krok do tyłu, ale nic poważnego mu się nie stało.
– Wynoś się stąd! Wynoś się! – wrzasnęła Lestrange nadal celując w wilkołaka.
– Wyjdź, Fenrirze -powiedział spokojnym tonem Antonin.
– Ja go tu przyprowadziłem i to ja decyduję o jego losie – powiedział Greyback podchodząc do mężczyzny i kobiety.
Remus zaczął uspokajająco oddychać, czując narastający strach, ale też poczucie nadziei, że Fenrir go stąd zabierze. Nie miał pojęcia, gdzie miałby większe szanse.
– Róbcie z nim co chcecie, ale kiedy znów do mnie trafi, ma wiedzieć kim jest... Czarny Pan na pewno pozwoliłby na to, żeby moją twarz zobaczył przed śmiercią – syknął Greyback i przez chwilę Remus czuł obezwładniający strach.
– Czarnego Pana tu nie ma... – Bellatriks zbliżyła się do wilkołaka, ale Antonin szybko ją odciągnął.
– Zamknij się, Bella! Jesteśmy u mnie i to ja decyduję na jakich warunkach to sie odbywa – syknął na nią. – Możecie iść. Jak okaże się ważny, to Czarny Pan postanowi, co dalej.
"Graj na czas. Jesteś o wiele wytrzymalszy niż sądzisz, a oni tego nie wiedzą. Wykorzystaj to. Niech pomyślą, że jesteś ważny."
Obserwował jak trójka mężczyzn wychodzi z pomieszczenia i miał zostać sam z Bellatriks, Rudolfem i Antoninem. Spojrzał na swoje związane ręce i skupił wzrok na węźle, ponownie oczyszczając swój umysł z myśli i przede wszystkim, oczyszczając go ze strachu.
Podniósł wzrok na nich, gdy usłyszał dźwięk zamykanych drzwi.
Antonin Dołohow stanął jeszcze bliżej i wycelował w niego różdżkę.
– Crucio!
*******
Bycie w dowództwie Zakonu Feniksa miało dużo zalet. Wiedział o wiele więcej niż większość członków tej grupy i w czasie ogólnych spotkań nie musiał wsłuchiwać się w to, co mówi Charlus czy Moody, którzy najczęściej przekazywali ważne informacje. W tym czasie przybierał nieprzenikniony wyraz twarzy i obserwował twarze zgromadzonych. Zazwyczaj stawał też w takim miejscu, żeby mieć widok na wszystkich. Czasami ktoś kogoś zasłaniał, ale wtedy zmieniał swoje miejsce i niby stał z kimś innym, zagajał krótką rozmowę, i dalej obserwował tych, którzy byli zasłonięci.
Od kilku tygodni częściej obserwował Adalberta McSweeney'a. Chłopak nie wydawał się być zaskoczony wieloma informacjami. Prawie wszystkie wieści przyjmował ze stoickim spokojem. Nieważne czy informowano o stanie wojennym, zaginięciu pracownika z apteki na Pokątnej, czy ataku wilkołaków na dzieciaka członka Wizengamotu.
Z kolei Jessica Cay, druga osoba, którą uważniej obserwował wydawała się być aż za nadto ekspresyjna.
Zobaczył ją tuż przed spotkaniem, po tym jak ćwiczył z Katheriną legilimencję. Dziewczyna widocznie była podekscytowana i skakała wokół Adalberta, więc wiedział, że zażegnali już ten swój mały kryzys. Oczywiście domyślił się dlaczego dziewczyna jest aż tak podniecona, bo to jego wystosowali do tego, aby omówić z nią jej rolę w tej całej misji. Chociaż dla niego, to nie była żadna rola, bo przecież McSweeney i tak ostatecznie sam miał wszystkiego dokonać.
Zerknął na Cay, która siedziała na kanapie z Katheriną i nową członkinią Zakonu, Mary Macdonald. Zmarszczył brwi, bo był przekonany, że Jessica będzie siedziała jak na szpilkach, zapewne nie mogąc się doczekać końca zebrania. W końcu dowiedziałaby się o szczegółach treningów z McSweeney'em. Dosłownie pół godziny wcześniej była radosna jak szczeniak, a teraz siedziała obok Parkes. Wykręcała palce u dłoni, widocznie była czymś zawstydzona i zasmucona.
Zwrócił uwagę na Charlusa, który powitał w Zakonie Mary Macdonald i zaczął prosić do siebie kilka osób, w tym McSweeney'a i Cay. Potter kiwnął na niego i on odpowiedział tym samym.
– Wasza dwójka, chodźcie do gabinetu – powiedział do Adalberta i Jess, i nie czekając na nich ruszył w stronę gabinetu. Usiadł na fotelu i położył przed sobą teczkę. Przysuwali sobie krzesła, dlatego w tym czasie ułożył teczkę równo do krawędzi stołu. – Możemy zaczynać?
– Jasne – powiedziała dziewczyna, a chłopak kiwnął głową.
– Zatem... – otworzył teczkę zanim rozpoczął mówić szczegóły zadania Jess, bo miał tam wypisaną listę kwestii, które musiał poruszyć. Spojrzał na nią, w duchu błagając, żeby poszło gładko. – Zaczynasz w styczniu...
– Dopiero? – zapytała go cicho.
– ...Zawdzięczasz to pani Parkes, która stwierdziła, że i tak masz nawał pracy u Madame Malkin, i do tego dochodzą przygotowania do ślubu Jane i Paula. – Poczuł delikatną irytację, gdy prawie od razu mu przerwała. Postarał się, żeby tego nie okazać, bo jednak jej cała postawa świadczyła o tym, że nie będzie się kłóciła. – Bierzesz udział tylko w treningach, nie w wyścigach...
– Przepraszam, że ci przerwę... – zaczęła znów cicho i odkaszlnęła. Spojrzał ponaglająco, bo na chwilę zamilkła i zerknęła z obawą na Adalberta. – Wydaje mi się, że mogłabym mu towarzyszyć.
– Masz rację... Wydaje ci się. – Zabrzmiał teraz trochę jak Moody, który często łapał tak za słówka swoich rozmówców i poczuł satysfakcję, bo nieczęsto miał okazję zbić ją z pantałyku. Poczerwieniała na policzkach i dostrzegł iskry złości, które niedosłownie zaczęły sypać się z jej szarozielonych tęczówek. Poprawiła okulary i kiedy odsunęła rękę od twarzy, zmrużyła oczy.
– Moim zdaniem to świetny pomysł, bo kojarzę ludzi i zapamiętuję ich. Przez sklep przewija się mnóstwo osób i ci, którzy czekają choćby kilka godzin na szaty podają swoje dane. Niektórzy są nawet gadatliwi i wiem, czym się zajmują. Znam naprawdę dużo osób z widzenia i mogłabym tam być tylko po to, żeby się rozglądać. – Mierzyła go nadal wściekłym spojrzeniem i na chwilę zapadła cisza. McSweeney podobno miał załatwić, żeby nie dyskutowała, bo i tak szli im na rękę. Zadanie Adalberta nie wymagało zaangażowania kolejnej osoby. Rozumiał, że chłopak martwi się o nią, szczególnie po tej całej akcji z mugolem i chociaż Moody trochę pomarudził, to koniec końców zgodził się, ale na jego warunkach. – Doskonale wiesz, że tak jest, w końcu podaję Edgarowi te nazwiska... Możesz to chociaż rozważyć?
– Mogę. Dam wam znać przy najbliższej okazji – powiedział i dopisał do punktu trzeciego kilka słów odnośnie ewentualnej zmiany. – Nikomu o tym nie mówicie. Nie spóźniasz się. Trening jest dwa lub trzy razy w tygodniu i jest dostosowany do grafiku Torina, bo nie może zawalić swoich obowiązków...
– Torina? – znów mu przerwała zaskoczona i miał wielką ochotę przewrócić oczami.
– To z nim mam treningi – odpowiedział spokojnym tonem głosu Adalbert.
– Mówiłeś, że trenuje cię Biały Róg! – rzuciła patrząc oskarżycielsko na przyjaciela.
– Myślałaś, że on ma na imię Biały, a na nazwisko Róg? – zakpił Tobias, a ona odwróciła głowę w jego stronę.
– Nie... Myślałam, że jego imię to Róg, a nazwisko to Biały. – Zamrugał szybko, kiedy teraz ona z niego zadrwiła. Opadła plecami na oparcie krzesła i wpatrywała się w niego z naprawdę wkurzoną miną.
– Jess... – Adalbert parsknął śmiechem i położył dłoń na ramieniu dziewczyny. Spuściła wzrok na swoje ręce i gdyby nie fakt, że oddychała głęboko, to pomyślałby, że już jest spokojna. – Kontynuuj.
– Dobrze... – Odetchnął głośno i dziwnie mu było mówić nie utrzymując z nią kontaktu wzrokowego. – Biały Róg, to pseudonim...
– ...No co ty nie powiesz. – Usłyszał jej ciche prychnięcie. Otworzył usta, żeby coś powiedzieć, ale zanim to zrobił spojrzał na McSweeney'a, który kręcił głową. Policzył zatem do pięciu i nie skomentował tego, że znów mu przerwała.
– Biały Róg tak naprawdę nazywa się Torin Leven – zaczął ponownie, a ona podniosła głowę i patrzyła na niego zdziwiona. Rzucił jej ostre spojrzenie, gdy teraz ona otworzyła usta, żeby coś powiedzieć, ale zamknęła je szybko. – To mój starszy brat. Nie muszę chyba ci mówić, że jeżeli piśniesz komukolwiek słówko, że nam pomaga, to osobiście się tobą zajmę?
– Oczywiście.
– Resztę ustalicie sobie właśnie z nim – powiedział i wyciągnął z teczki fotografię brata, i przesunął ją w jej stronę. – Tak dla jasności, to tak on właśnie wygląda.
Zerknęła na zdjęcie przelotnie i znów wpatrywała się w swoje dłonie.
– Dam wam znać, jak tylko omówię z kimś jeszcze obecność Jess na wyścigach. Możemy już wyjść. – Zamknął teczkę, złożył ją na pół i włożył do wewnętrznej kieszeni marynarki.
– Dzięki – powiedział Adalbert czekając na niego. Cay wyszła bez słowa, jakby się paliło. – Coś ją dzisiaj ugryzło.
– Nie szkodzi – mruknął i wzruszył ramionami. Chłopak kiwnął na niego głową i ruszył szybciej do przodu, wołając Jess. McSweeney pociągnął ją w stronę korytarza prowadzącego do dawnej części dla skrzatów domowych. Przeszedł dalej, ale coś go tknęło, rzucił na siebie zaklęcie kameleona i ruszył za nimi. Wytężył słuch przy pierwszych drzwiach do jednego z pokoi i rzucił czar, dzięki, któremu mógł bez problemu usłyszeć o czym mówią.
– ...powiedz, Jess. – Uśmiechnął się słysząc wyraźny głos McSweeney'a. – Co się stało?
– Mary Macdonald się stała! – odpowiedziała mu zdenerwowana dziewczyna. Chwilę milczeli, aż w końcu Jess westchnęła i kontynuowała – myślałam, że mam to już za sobą. W końcu zmieniłam się już na piątym roku, później odcięłam się od Ann i zaczęłam się z nimi przyjaźnić.
– Co ci zrobiła Mary? – Zdziwił się, kiedy głos Adalberta zawierał w sobie nutkę groźby.
– Co JA jej zrobiłam! – jęknęła Cay wybuchając płaczem. – Byłam taką suką! Przez czwarty rok dręczyłam ją i poniżałam, Bert!
– Merlinie, Jess... Przecież ty taka nie jesteś! Co się z tobą, do diabła, działo? – Rzucił oskarżycielskim tonem Adalbert i zaraz po tym usłyszał odgłos uderzenia. Miał już wejść, myśląc, że chłopak znów ją uderzy, ale ona zaczęła mówić.
– Nie mów do mnie takim tonem! Nie po tym, co zrobiłeś! – Z kontekstu tej wypowiedzi zrozumiał, że to ona uderzyła swojego przyjaciela, a nie na odwrót. – Zwinąłeś się zostawiając mnie z tym całym syfem! Kiedy ty się świetnie bawiłeś w świecie, ja tu byłam i oszukiwałam wszystkich, że nie, nie wiem, czemu cię tak nagle wywiało!
– Jess, przesadzasz...
– Ja przesadzam?! – prychnęła wściekle i coś ciężkiego uderzyło w drzwi. Dwa razy. – Zwaliłeś to wszystko na mnie! Najpierw wizja o twoim ojcu! Potem o tym całym gównie z nim związanym! A potem... Potem złamałeś mi serce! Miałam wtedy tylko czternaście lat i nie mogłam sobie poradzić, bo to było dla mnie za dużo! Więc wyżywałam się na młodszych! Mogłam zrobić to, albo powiedzieć Jocundzie, twojej mamie czy choćby Oighrig!
– Dlaczego tego nie zrobiłaś, Jess? – zapytał drżącym tonem Adalbert i Tobias był prawie pewny, że chłopak zaczął płakać.
– Bo cię kocham. Bo jesteś mi najbliższy. Bo nie chciałam cię zranić. Bo zawsze miałam cię chronić – szeptała kolejne wyznania.
– Jess, wybacz...
– Już dawno to zrobiłam, Bertie... I staram się nie przypominać sobie o tym, ale obecność Mary tak na mnie działa. Przypominam sobie do czego byłam zdolna, gdy mnie zostawiłeś i to mnie przeraża. Przeraża mnie to, że potrafię być taka zła. – Nasłuchiwał uważnie, bo ostatnie słowa mówiła bardzo cicho.
– Nie jesteśmy już tymi samymi osobami, Jess. I nikt nie jest kryształowy. Ważne, żebyś potrafiła w porę się ogarnąć i przeprosić...
– Przepraszałam ją z milion razy... – przerwała mu.
– Wiem, skarbie... Co na to Mary?
– Przyjęła je, ale wiesz... Niesmak chyba pozostał. To znaczy... Twierdziła, że i tak Ślizgoni byli dużo gorsi ode mnie... Merlinie, próbuję to teraz załagodzić. – Dziewczyna westchnęła ciężko i pociągnęła nosem. – Nieważne, jest mi po prostu nadal przy niej głupio i dopadają mnie te wszystkie smętne myśli z tamtego okresu, i boję się, że kiedyś to się znów wydarzy, a jestem starsza, Bertie, i moja siła rażenia może być dużo większa. Poza tym, cała reszta też nie wygląda ciekawie.
– Wszystko będzie dobrze Jess... Wytrzyj oczy. Mieliśmy jeszcze zostać chwilkę, ale możemy wracać. Zrzucimy wszystko na okres, albo na Levena... – Dziewczyna parsknęła krótkim śmiechem. – No, już jest lepiej...
Odsunął się szybko od drzwi i pospiesznie ruszył w stronę wyjścia.
Zimne powietrze owiało jego twarz i stuknął w siebie różdżką, żeby znów był widoczny. To co usłyszał było niepokojące, ale uśmiechnął się pod nosem z satysfakcją. Do konkretów było daleko, lecz w końcu miał jakieś wskazówki.
*******
Katherina obserwowała, jak z salonu wychodzi Leven, a za nim Jessica i Adalbert. Zamrugała szybko kilka razy, żeby powstrzymać napływające łzy. Obok niej siedziała Mary Macdonald, która i tak patrzyła na nią dziwnym wzrokiem, bo jej humor od razu się zmienił, jak tylko usłyszała, że wujek woła do siebie Cay i McSweeney'a. Poprosił też inne osoby, ale to nie był nikt z jej paczki, ani nie był młodszy od niej, więc to jeszcze przełykała.
Ale Jess? Sami mieli do niej obiekcje, a teraz wychodzi na to, że coś jej szykują.
Poczuła rumieniec upokorzenia, bo czuła się bezużyteczna. Chciała iść w teren, niekoniecznie na obserwacje, czy jakąś większą akcję. Potrzebowała czegoś więcej niż rzadkich spotkań ze Snape'em. Od ślubu Jamesa i Lily widziała go raptem dwa razy, i w sumie nadal nic ważnego jej nie przekazał. Powiedziała Levenowi, że mogłaby zająć się czymś jeszcze, ale on jej odparł, że to nie zależy od niego.
Wiedziała, że to zależy od jej rodziców. Głównie od ojca.
Mary rzuciła jej kilka słów na pożegnanie i odeszła, a ona siedziała, i czekała aż inni też wyjdą.
Spojrzała na Blacka, który usiadł po prawej stronie, a potem na Jamesa siadającego po lewej stronie. Rozejrzała się za Jane i Lily, ale pewnie były w kuchni, bo dosłyszała jak mówią o jedzeniu. Peter zajął fotel i to ją jeszcze bardziej wkurzyło. Bo w myślach porównała się do niego. On też nie miał żadnego ważnego zadania, zupełnie jak ona.
– Wszystko dobrze? – zapytał ją kuzyn i kiwnęła głową zaciskając usta. – Twoja mimika na to nie wskazuje.
– Naprawdę, James? Robisz mi przesłuchanie? – zakpiła.
– Widzę, że coś się dzieje i martwię się – rzucił Potter przepraszająco i zrobiło jej się głupio.
– Jess i Bert zostali wezwani – przyznała cicho. – Po co ja tu właściwie jestem?
– Jeszcze będziesz miała dość akcji... – Syriusz poklepał ją pocieszająco po ramieniu i uśmiechnęła się do niego z wdzięcznością. – Po kursie będziesz bardziej doświadczona. Będziemy rasowymi zabijakami, zobaczysz.
– Dzięki – mruknęła, gdy skończyła chichotać. – Chciałabym się czymś zająć... Na święta mogliby mi coś dać.
– Ej! – Odwróciła się do Jane, gdy usłyszała jej oskarżycielski ton. Przyjaciółka stała w drzwiach z talerzem kanapek w lewej dłoni, a prawą rękę oparła na biodrze. – A mój ślub?
– Przecież wróciłabym na godzinkę czy dwie – zażartowała, a Elliot spojrzała na nią z powątpieniem. – Poza tym, będziesz tak pochłonięta moim bratem i gośćmi, że nawet mnie nie zauważysz.
– Będzie mało gości... Z pewnością zauważę twoją nieobecność. – Jane postawiła talerz na stoliku i wcisnęła się pomiędzy nią a Jamesa.
– Na twój ślub wstałabym nawet z grobu – zapewniła ją Katherina i oparła głowę na ramieniu przyszłej bratowej. – Rodzice zaprosili mnie na obiad pierwszego dnia Świąt... Dość oficjalnym tonem. Ostatni raz jak mnie tak zapraszali, to próbowali zaaranżować mi oświadczyny. Mam nadzieję, że nie postawią Larsa w tej niezręcznej sytuacji.
– Zabierasz go? – zdziwiła się, że Potter wydaje się być zaskoczony. Kiwnęła głową w odpowiedzi.
– William też będzie? – zapytał ostrożnie Syriusz, a ona uśmiechnęła się złośliwie.
– Mam nadzieję – mruknęła mściwie. Podobno nadal o nią wypytał Dorcas, ale ile w tym prawdy, a ile małego kłamstwa Meadows, tego nie wiedziała. Na szczęście z Larsem układało jej się świetnie i wszystko wskazywało na to, że w Święta nie będzie już samotna. Zamierzała być bardzo zaabsorbowana swoim chłopakiem. Nieważne jak bardzo zgorszeni poczują się inni goście. No może nie aż tak, ale zamierzała nie szczędzić czułości swojemu chłopakowi.
– Rozmawiacie już? – zapytała Lily, której wejścia nie zaobserwowała. Chyba dlatego, że usiadła na oparciu kanapy obok Jamesa.
– Oczywiście, że nie – zapewniła i chwyciła jedną z kanapek. – Ale przynajmniej w końcu pojawił się ktoś, kto skutecznie odwróci moją uwagę od tego dupka.
– Może nam powiesz... – zaczął formułować pytanie Syriusz i przerwała mu, wiedząc jak chce skończyć.
– Jak z przygotowaniami, Jane? – Spojrzała na przyjaciółkę i chociaż doskonale wiedziała, co i jak, to miała nadzieję, że ją uratuje.
– Świetnie. Suknia jest już prawie gotowa, lista gości też. Zaproszenia wam rozdaliśmy. Mamie powiedziałam, że twoi rodzice zapraszają ich na obiad. Dopiero po waszym ślubie powiedzieliśmy o zaręczynach i znów się zaczęło – westchnęła Elliot. – Na szczęście Mick jest na miejscu i uspokoił jej zapał. Czuję się głupio, że ją tym zaskoczę, ale w obecnej sytuacji nie wyobrażam sobie inaczej. Zaczęłaby się chwalić i nie wiadomo jakie licho by na nas sprowadziła.
– A Mick wie? – zapytała ją.
– Tak... Tacie też powiedziałam i obiecał jej nie mówić. Póki co, chyba nie puścił pary z ust... Jess! Jak moja suknia? – Parkes drgnęła, gdy Cay i McSweeney wrócili.
– Kupiłam koronki i pewnie pojutrze ją skończę. – Katherina uważnie obserwowała, jak siadają na podłodze na przeciwko niej. Dziewczyna miała zaczerwienione policzki i oczy.
– Płakałaś? – spytała czując niepokój.
– Mam okres... Za późno wzięłam coś na ból – wytłumaczyła szybko Jessica krzywiąc się lekko.
– Oj... Współczuję. Może zaczniesz też brać eliksir? Mi pomógł... Czasami już zapominam jaki to był ból... No i już nie jest nieregularny – Cay kiwnęła głową i mruknęła pod nosem, że chyba to rozważy. – Po co was wezwał Tobias?
– Pytał o tego gościa z apteki. Wiesz... Pracuję praktycznie naprzeciwko, ale mało co widzę na zewnątrz, bo idą Święta i jest tłok. A przedwczoraj ktoś nam ukradł jedną szatę... – paplała Jess i w duchu poczuła się trochę lepiej, że to jednak nie misja. – Och, Jane! A jaki welon? Krótki, czy długi?
– Mick ma mi przynieść fascynator, który mama miała w dniu ślubu. Mam nadzieję, że mama mi wybaczy – Katherina ścisnęła jej dłoń. Wspierała ją całym sercem i zawsze okazywała jej, że robi słusznie, gdy napadały ją wątpliwości. Była pewna, że gdyby nie te zapewnienia płynące zewsząd, to Elliot powiedziałaby mamie o ślubie. – Właśnie, Jess... Mogłabyś wpaść do Remusa i dać mu zaproszenie?
– Merlinie, nawet nie wiem, gdzie on mieszka... – zaczęła Jess.
– A w pracy?
– Przecież Remus nie ma pracy – Katherina wciągnęła ze świstem powietrze, gdy usłyszała odpowiedź Cay.
– Że co?! – wycedziła i patrzyła na Jessicę.
– No... Chyba jakoś od października, ale nie wiem dokładnie... – Dosłyszała zawahanie w głosie przyjaciółki i Katy zmrużyła oczy na Petera.
– Co o tym wiesz?
– Myślałem, że wiecie! – pisnął zapewne przestraszony jej postawą.
– Nie, nie wiemy. – Syriusz poruszył się obok niej i zerknęła na niego. Patrzył na Petera takim samym wzrokiem, jak ona przedtem. – Skąd ty to wiesz?
– Od jego mamy. W soboty pomaga mi z papierkową robotą, bo nadal sobie nie radzę. – Pettigrew zaczerwienił się i trochę zrobiło jej się go żal. Trochę nawet go podziwiała, że nadal pracuje w Ministerstwie i jakoś sobie radzi. Oczywiście z pomocą Lupina.
– Dziwię, że wasza dwójka o tym nie wie – powiedziała do Syriusza i Jamesa, ale spojrzała tylko na Łapę, który wyglądał na zakłopotanego.
– Dużo się dzieje. Jednak zawsze widujemy się w soboty, no i wiesz... – przerwał wypowiedź i domyśliła się, że chodzi o misję. Wiedzieli, że robi coś dla Zakonu, ale nie mieli pojęcia, co to takiego. – Mówił, że go nie będzie?
– Był trochę drażliwy przed pełnią, więc pewnie dlatego go nie ma. Wziął tylko papiery i ma mi je odesłać – odpowiedział Peter. – Za tydzień też się mamy widzieć, to mogę mu przekazać zaproszenie.
– Albo my. Możemy się do niego wybrać – zaproponował James, a Jane kiwnęła głową. Parkes ziewnęła przeciągle i znów oparła głowę na ramieniu Elliot. Temat rozmowy znów stał się luźniejszy, ale i tak czuła dziwny niepokój, i przymknęła powieki, żeby pomyśleć o tym dziwnym uczuciu. Jess i Adalbert zdecydowanie nie byli tego źródłem, bo przecież wyjaśniło się, że chodziło o zniknięcie aptekarza, a nie o misję. O Remusa bardzo się martwiła już od kilku tygodni, ale zawsze się pojawiał i widziała, że jest z nim dobrze. Dziś w prawdzie go nie było, ale Peter się z nim spotkał, więc miała pewność, iż nic mu się nie stało.
Kolejne myśli spowodowały ucisk w jej piersi i wzięła głęboki wdech przez usta, mając nadzieję, że dzięki temu to uczucie zelżeje. Niestety tak się nie stało.
Myślała, że już ma pewne rzeczy za sobą, ale widocznie to nigdy miało nie minąć.
I chociaż chciała zobaczyć Williama, i dać temu draniowi mocny sygnał, że zaczęła sobie układać życie, to bała się tego spotkania jak cholera.
*******
Dorcas od kilku dni chodziła w naprawdę dobrym humorze. Ze względu na egzaminy półroczne miała mniej zajęć i ten czas wolny był jej bardzo potrzebny. Terapia z Miriam dawała bardzo powolne efekty, bo praktycznie na każdej sesji miała ataki paniki. Na szczęście uzdrowicielka nie kłamała i potrafiła sobie z nimi radzić. Wtedy, kiedy pierwszy raz otworzyła się na Dimeru, nie miała pojęcia, że jest aż tak popieprzona. Kobieta poradziła jej, żeby przez godzinę dziennie skupiała się na jednym problemie i starała się zapamiętać swoje przemyślenia, którymi chciała się z nią podzielić.
Meadows cieszyła się, że w miarę układa sobie i planuje życie na te kilka dni do przodu, więc wygospodarowała sobie taki czas. Oczywiście nie przed snem, bo nadal miała problemy z zasypianiem i starała się nie myśleć o tym wszystkim wieczorem, bo wtedy znów popadłaby w bezsenność.
Ze względu na egzaminy, rzadziej odwiedzała ojca w Thundelarra, ale czasami widywała się z nim w sklepie, którego był właścicielem. Cieszyła się, bo Grace też tam bywała i zawsze miała od niej kawałek ciasta. Lorcana i Laurentego nie widziała już jakiś czas, ale miała zamiar tuż po egzaminach wybrać się do nich z torbą pełną słodyczy z Anglii, które dosłała jej Jessica.
Uśmiechnęła się szerzej na myśl o ostatniej poczcie. Największą radość sprawiło jej zaproszenie na ślub Jane i Paula, i już dała znać babci Stephanie, żeby załatwiła jej Świstoklik. Ucieszyła się też bardzo ze słodyczy, które przesłała Cay i miała nadzieję, że to nie jest forma przekupstwa, aby trzymała buzię na kłódkę, co do Adalberta. Z kolei największym zaskoczeniem był list właśnie od McSweeney'a. Od czasu do czasu dopisywał coś do wiadomości od Jess, ale nigdy nie wysłał jej osobistego listu. Przede wszystkim podziękował jej za to, że jednak pierwszą osobą z którą się podzieliła swoim odkryciem była Cay. Zapewniał, że postara się robić wszystko, żeby jej przyjaciółka jak najmniej cierpiała z jego powodu. Napisał jej też o Timie, za co była mu bardzo wdzięczna, bo w liście od Jess nie było nic o ich sąsiedzie, a jednak na bieżąco informowała ją o postępach w ich relacji. Cay niewątpliwie miała pecha do facetów.
Drgnęła, gdy drzwi od gabinetu Miriam otworzyły się i wyszła z nich młoda kobieta o pięknym, karmelowym kolorze skóry, na którą Dorcas od razu zwróciła uwagę. Po charakterystycznym tatuażu na brodzie rozpoznała, że jest ona rdzenną Nowozelandką. Gdy kilka miesięcy wcześniej odwiedzili ją Jess, Bert i Juliette, Francuzka bardzo paliła się do tego, żeby zahaczyć o Nową Zelandię, bo chciała zobaczyć jak się robi moko, i jakby się dało, to dałaby sobie zrobić taki tatuaż.
– Dimeru już prosi do środka – powiedziała po chwili kobieta i Meadows poczuła się głupio, bo wpatrywała się w nią jakiś czas.
– Dziękuję. – Wstała z miejsca i ruszyła w stronę drzwi. – Ma pani naprawdę świetne moko.
– Och, dziękuję – z początku kobieta wydawała się być zaskoczona, ale jej twarz rozjaśnił się od uśmiechu. Pożegnały się i Dorcas weszła do gabinetu, który wciąż pachniał melisą.
– Cześć, Miriam – przywitała radośnie uzdrowicielkę i usiadła od razu na wygodnej kanapie.
– Jak egzaminy? – zapytała ją i zaczęła przygotowywać jej lemoniadę.
– Nawet dobrze... Jane i Paul się pobierają w Święta! – krzyknęła podekscytowana, co nieco przestraszyło Dimeru, bo rozlała kilka kropel lemoniady na stolik. – Przepraszam, ale wczoraj dostałam od nich zaproszenie! Teraz na pewno znów się z nimi spotkam, bo nie do końca wiedziałam, czy uda się załatwić Świstoklik, bo przecież są kontrole, ale jak mam zaproszenie, no i druga babcia mieszka w Anglii to nie będzie problemu. I też wracam praktycznie od razu, więc raczej uda się.
– Zwolnij Dorcas... Znów są problemy ze Świstoklikami?
– W Wielkiej Brytanii wprowadzono stan wojenny i są jeszcze ostrzejsze przepisy. Jakbyś chciała tam się udać, to radzę od razu dać wniosek o Świstoklik powrotny i jakbyś chciała jakąś podkładkę, to powiedz. Babcia coś wymyśli – poradziła jej Dorcas już nie uśmiechając się tak bardzo. Pan Doge wytłumaczył im jakie środki zastosowano i teraz mieli się z nim zobaczyć dopiero w styczniu. Istniała też możliwość, że to nie z nim się spotkają, a z kimś innym. Miała nadzieję, że rozległe kontakty Doge'a będą mocną podkładką, bo nie wyobrażała sobie spotkań z kimś innym. Mężczyzna przekazywał im dużo informacji, był życzliwy i nie marudził, że czasami miał dla nich dużo przesyłek od przyjaciół i babci.
– Ten region trochę mi nie po drodze, ale będę pamiętała. – Miriam wyprostowała się i chwyciła za pióro. Dorcas już wiedziała, że kobieta taktycznie ucięła temat i poczuła jak jej żołądek kurczy się z nerwów. – Odrobiłaś pracę domową?
– Tak. Wczoraj i dzisiaj wstałam o siódmej. Zrobiłam sobie śniadanie i przez ponad godzinę myślałam, bo w międzyczasie znów miałam atak. – Dimeru kiwnęła głową, zachęcając ją do mówienia. – Wiem, że tata ci mówił, co się wydarzyło. I nawet rozrysowałam ci moje drzewo genealogiczne, żebyś się nie pogubiła, bo mój tata i jego ojciec nazywali się tak samo. Uznajmy, że tata to tata, a jego ojciec to Edward.
– Nie będziemy go nazywać dziadkiem?
– Nie... Nie mam ani jednego dziadka, Miriam – powiedziała hardo i wyciągnęła pergamin z rozrysowanym drzewem. Czuła narastający ciężar w klatce piersiowej i szybko bijące serce. – Mam masę problemów, ale wszystko zaczyna się od Elizabeth i Edwarda, Miriam. Ja w końcu wiem, gdzie jest początek tego wszystkiego...
– Oddychaj głęboko, licz swoje oddechy. Jestem tutaj z tobą – Dorcas słyszała ją jak przez mgłę. Liczyła w myślach swoje oddechy kurczowo trzymając się dłoni Dimeru. – Jesteś bezpieczna, Dorcas... Wyciszyłam pomieszczenie, więc nie powstrzymuj się.
Z jej ust wyrwał się głośny szloch. Przetrwam to.
*******
Lily była jakaś dziwna odkąd wróciła. Przygotowywała kolację w kompletnej ciszy i nawet Katherina zapytała go szeptem, czy mają jakieś problemy, ale on również był zdziwiony zachowaniem żony.
Uśmiechnął się pod nosem z zadowoleniem. Syriusz dla zabawy każdego dnia przypominał mu o tym, że Lily nadal jest jego żoną. Potter mocno się wkurzyła, gdy Black zaczął go podpuszczać, żeby obstawiali, za jaki czas się rozstanie z żoną. Łapa musiał teraz myć naczynia po każdym wspólnym posiłku, ale na szczęście Ruda już się nie złościła. W sumie był przekonany, że wtedy udawała tylko po to, żeby zapędzić Blacka do obowiązków domowych.
Jęknął, gdy pomyślał ile razy on tak dał się podejść i już nie było mu tak wesoło, że Łapa nie wyczuł podstępu.
– Idziemy już do sypialni? – zapytała Ruda, gdy skończył już jeść. Zdziwił się, bo dochodziła dziewiętnasta i miał jeszcze z Łapą polatać, ale coś mu mówiło, że jak teraz nie pójdzie, to ten dziwny nastrój Lily może się pogłębić, a nadal nie wiedział czy jest spokojna, czy przerażona.
– Jasne – odpowiedział i rzucił Syriuszowi przepraszające spojrzenie.
– Ja też już pójdę... Było pyszne, Lily, jak zawsze. – Peter również wstał i pożegnali się z nim, bo on jeszcze czekał, aż Katherina poda mu kawałek ciasta drożdżowego.
Dziwny nastrój żony zaczął mu się udzielać, gdy w milczeniu wchodzili po schodach. Minęli sypialnię Syriusza i weszli do ich pokoju. Lily od razu zapaliła lampy i w pokoju zrobiło się jaśniej.
Objął ją w pasie i wtulił twarz w jej kark.
– Co się dzieje, kochanie? – zapytał szeptem, a ona odwróciła się do niego i zaczęła palcami skubać jego sweter tuż przy kołnierzu. – Spójrz na mnie.
– Udało nam się... – oznajmiła drżącym tonem i zmarszczył brwi.
– Eliksir Wielosokowy? – spytał, bo czasami pomagał jej przy warzeniu go.
– Dziecko, James! – pisnęła nerwowo i aż otworzył usta ze zdziwienia. Patrzył na nią, próbując odgadnąć, czy czasami sobie z niego żartów nie stroi, ale przecież to była Lily, a ona by czegoś takiego nie zrobiła. Oczy Rudej zalśniły i dostrzegł zbierające się w kącikach łzy. Odsunął się od niej, nie wypuszczając ją z objęć. Prawą dłonią podciągnął jej bluzkę i odsłonił brzuch. Pogładził miękką skórę delikatnie i uspokajająco, bo Lily zadrżała. Patrzył jak urzeczony w jej jeszcze płaski brzuch i westchnął cicho.
Spojrzał na nią, gdy tylko poczuł łzy w swoich oczach i przyciągnął ją blisko siebie.
– Będę tatą... – powiedział przez ściśnięte ze wzruszenia gardło i oparł swoje czoło o jej. Uśmiechnął się szeroko, trochę jeszcze niedowierzając. – Będę tatą!
Lily zaśmiała się, ale urwała, gdy pocałował ją mocno. Starał się włożyć w ten pocałunek wszystkie uczucia, które nim owładnęły. Uniósł ją do góry i okręcił się z nią kilka razy, nie odrywając od niej warg.
Nawet nie myślał o tym, żeby ją postawić.
Posłał jej szelmowski uśmiech niosąc ją w stronę łóżka. Wydawała się być zdziwiona, gdy delikatnie położył ją na materacu i wyprostował się, aby zdjąć sweter.
– Cieszysz się? – zapytała całkiem bezbronnie i poczuł w piersi, jak serce mu się topi.
– Nawet nie masz pojęcia jak bardzo, kochanie – wyszeptał i ostrożnie ułożył się nad nią, podpierając się łokciami i kolanami po obu jej bokach. Złożył na jej ustach powolny, subtelny pocałunek i poczuł smak jej łez. – Spełniasz moje marzenia, Lily Potter.
*******
Serce biło jej szybko z podekscytowania i już nawet nie kryła się ze swoją radością.
Tydzień wcześniej zapytała Larsa czy pójdzie z nią na ślub Paula oraz Jane i zgodził się. Oczywiście nie była tym zaskoczona, bo doskonale wiedziała to, że nie pogrywa sobie z nią i bierze ją na poważnie. Gdyby było inaczej, to James zauważyłby to już dawno.
Zawsze starał się ją bronić, a odkąd zaczęła się spotykać z pałkarzem Zjednoczonych, to nie zgłosił swojego sprzeciwu. I tak pewnie by go olała, ale doceniała to, że tym razem nie próbuje jej zniechęcić do niego. Albo, co gorsza, nie przestraszył Larsa.
James wprawdzie wydoroślał, ale czuła obawę, że przypadkiem mógłby powiedzieć o niej za dużo. A przecież aniołkiem nie była. Wolała jednak sama decydować, kiedy i czego się o niej dowiaduje.
Na tydzień przed Świętami została zaproszona na obiad do Fawley'ów. Prawie odmówiła, bo w ostatniej chwili Snape dał jej znać, że musi się z nią zobaczyć. I to drugi raz w tym tygodniu. Od razu powiedziała, że niestety musi być o siedemnastej w domu, bo coś jej wypadło przed ślubem brata.
Polubili ją. Przynajmniej takie odniosła wrażenie. Trochę się bała, że może być sztywno, ale Jess podnosiła ją na duchu, bo przecież Longbottomowie i Bonesowie są w Nienaruszalnej Dwudziestce Ósemce, a to fajne rodziny. Jej obawa dotyczyła jednak czegoś innego, bo pamiętała z podręczników, że jego dziadek musiał zrezygnować z urzędu Ministra Magii po tym, jak zignorował zagrożenie ze strony Grindelwalda. Niektórzy historycy twierdzili, że gdyby zareagował od razu, to cały konflikt przebiegłby inaczej. Ona podzielała ich zdanie i miała nadzieję, że nie poruszą tematu polityki. Przynajmniej nie na pierwszym spotkaniu.
Miała jeszcze godzinę do spotkania ze Snape'em, ale już pożegnała się z rodzicami Larsa oraz jego siostrą i jej rodziną. Razem z brunetem miała przejść się po Fawley. James i Syriusz żartowali sobie, że facet ma to szczęście, że on i wieś w której mieszka, nazywają się tak samo, bo gdy jest się pijanym, to jest to dużym udogodnieniem.
Trzymali się za ręce i przez chwilę rozmawiali o jej kursach. Nie mogła doczekać się stycznia, bo wtedy mieli mieć już zajęcia w Biurze, na co Moody strasznie psioczył. Mieli mieć też mniej zajęć, bo zaraz po skończeniu obserwacji pracy Biura, odbywały się egzaminy, a po nich wstępne testy do wybranych wydziałów. Na pytania o to, jaki wydział wybierze odpowiadała, że nie wie. Najpierw chciała zobaczyć jak wygląda ta praca i potem zadecydować, w czym będzie dobra, i co będzie dostarczało jej satysfakcję.
Lars miał teraz trochę więcej czasu od niej, bo treningi po sezonie były trzy razy w tygodniu.
Zakazano wszelkich masowych wydarzeń, więc pod dużym znakiem zapytania stały rozgrywki quidditcha w następnym sezonie. Miała nadzieję, że drużyny będą grały choćby na zamkniętych stadionach, ale najważniejsze było bezpieczeństwo.
Lars ścisnął mocniej jej dłoń, kiedy dzielił się z nią obawami dotyczącymi jego przyszłości.
– Ludzie z Siedziby Głównej przekonują trenerów, że drużyny nie będą rozwiązane, ale wielu graczy na pewno będzie chciało uciec za granicę do innych klubów, żeby tylko grać. – Skrzywiła się słysząc w jego głosie rozżalenie. Kochał grać i wiedziała, że całkowite zaprzestanie rozgrywek złamałoby mu serce.
– Ty też byś wyjechał? – zapytała cicho, kiedy nawiedziła ją myśl, że pewnie innego wyboru nie ma.
– Nie mam tu za dużo możliwości – powiedział równie cicho. Zatrzymał się przed jego domem i stanął naprzeciwko niej. Uśmiechnęła się lekko, nie chcąc, żeby zauważył, że trochę ją zasmucił. Chwycił jej dłonie i przybliżył się. – Ale nie mogę cię tu zostawić.
– Co?!
– Zawsze mogę zostać testerem akcesoriów i sprzętu sportowego. Trochę się na tym znam... – Cała się rozpromieniła, słysząc jego słowa i poczuła, że rumieni się. Objęła go ramionami i wtuliła się w zagłębienie jego szyi.
– Nie zostawisz mnie tu? – zapytała, a kiedy czekała na jego odpowiedź, łaskotanie w brzuchu stawało się nie do zniesienia. Uwielbiała to uczucie.
– Byłbym kretynem, gdybym cię zostawił, Katy – przyznał i westchnęła kompletnie rozczulona. On by dla ciebie został... Serce zabiło jej mocniej, bo poczuła dłonie na swoich policzkach. Patrzył na nią, jakby pytając przyzwolenie. Przymknęła powieki i poruszyła się w jego stronę. Delikatnie musnęli się ustami i w myślach przybiła samej sobie piątkę. Przysunęła się do niego jeszcze bardziej i znów westchnęła, gdy nadal powoli ją całował, ale zdecydowanie nie był delikatny.
Pieprzony Snape...
Odsunęła się od niego i przygryzła wargę, starając się powstrzymać szeroki uśmiech na twarzy. Nie wyszło jej to.
– Chyba muszę lecieć... – Zerknęła na zegarek. Była już spóźniona. – Do jutra?
– Jak najbardziej – odpowiedział z entuzjazmem i ostatni raz pocałowała go szybko. Cieszyła się, jak głupia, bo i on wyglądał na równie uradowanego. Zrobiła krok w tył i puściła mu jeszcze oczko zanim teleportowała się do Londynu.
Szary opuszczony budynek wyglądał jeszcze upiorniej o tej porze roku. Wiatr targał jakimś materiałem i miała wrażenie, że jest na łodzi.
Czarna postać stała przy zrujnowanych schodach.
Cholera... Na szybko starała się nieco uspokoić myśli, bo chociaż do tej pory nie użył na niej oklumencji, to i tak mu nie ufała.
– Po pierwsze, spóźniłaś się... – cedził akcentując każde słowo i zdziwiła się, bo mogła mu zarzucić małomówność oraz wycofanie, ale pierwszy raz widziała go wściekłego. – A po drugie, tutaj kończy się nasza współpraca. Przekaż to profesorowi.
– Chwileczkę... Co?! – zapytała oniemiała. Cofała się szybko, kiedy szybkim, sprężystym krokiem ruszył w jej stronę. Dostrzegła rządzę mordu w jego oczach. Dyskretnie wyciągnęła różdżkę, a palce u lewej dłoni rozłożyła i napięła, gotowa odeprzeć potencjalny atak na jej osobę.
– Miałaś mnie o wszystkim informować, a przedwczoraj nie powiedziałaś mi, że ona jest z nim w ciąży! – zatrzymała się nagle, gdy dotarło do niej, co powiedział.
– Nie... – Patrzyła na niego zdumiona. Sam zatrzymał się ze trzy jardy od niej. – Merlinie! Przecież JA o tym nie wiem! O Merlinie...
Łzy poleciały jej z oczu i zaczęła dosłownie wyć. Miała zamazany obraz, ale widziała, że Severus nawet nie drgnął. Przyłożyła zimne dłonie do twarzy i otarła mokre policzki.
– Uwierz mi... To niemożliwe, że mi nie powiedzieli – starała się go przekonać, ale też samą siebie. – Kiedy się dowiedziałeś?
– Dzisiaj... Ale ktoś wiedział już wcześniej, więc to wypłynęło na pewno wcześniej. – Nadal mówił zdenerwowanym tonem, ale jego postawa zmieniła się, więc rozluźniła się trochę.
– Przecież ich nie zapytam... Lily będzie przerażona... – mamrotała pod nosem zastanawiając się, co zrobi. Dumbledore...
– Powiedz profesorowi – poradził jej, a ona kiwnęła głową, bo sama miała to na myśli. – Widzimy się za dwa tygodnie w piątek lub wcześniej, jeżeli będzie wymagała sytuacja. Spróbuję powęszyć.
– Dobrze... – mruknęła pod nosem i obserwowała jak wychodzi z budynku.
Usiadła na niezawalonym schodku i ukryła twarz w dłoniach. Kto u licha im doniósł, skoro ja jeszcze nic nie wiem? Kto mógłby wiedzieć wcześniej?
– Nie... – wyszeptała i wstała czując, że zaczyna wpadać w paranoję. Syriusz?


[1] Biały Róg (ang. Whitehorn) – pseudonim Torina Levena to przetłumaczone nazwisko panieńskie jego matki, która jest siostrą Davlina Whitehorna (założył firmę produkującą miotły Nimbus).

13 komentarzy:

  1. Dzień dobry! Nareszcie jest i rozdział *_* Zaraz no zabieram się za czytanie :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Witam ponownie! Och, na początku muszę przeprosić, bo... Zaczęłam czytać w nocy rozdział na telefonie i... zasnęłam! :( Tak więc dzisiaj wstałam, zrobiłam co trzeba i usiadłam ponownie do notki :)
      Co prawda długo musiałam czekać, a raczej nie długo lecz dłużej, niż przypuszczałam. Ale długość rozdziału mnie nie zawiodła za to :D
      Jak przystało na mnie - będę komentować na bieżąco :D

      Widać, że Jess jest jednym wielkim kłębkiem nerwów. Życie wali się jej na głowę. Bardzo się z nią utożsamiam, bo ona wiele w sobie dusi, nie wszystko powie od razu. Czasami mam wrażenie, że ona czasem naprawdę myśli, że ma tylko Berta i zapomina, że może wyżalić się innym przyjaciołom. Nie mówię, że zawsze, bo bym wtedy zgrzeszyła kłamstwem. Ale kurczę, ja tak bardzo lubię tą dziewuchę, trzymam za nią mocno kciuki, by udało się jej ułożyć życie na nowo. Małymi kroczkami do sukcesu. A co do tajemnic Berta, to na razie podchodzę do tego z dystansem, bo wciąż bardzo lubię, a jego postać jest bardzo intrygująca. Każdy z nas czasem trochę pokłamie. Mam nadzieję, że ten chłopak ma ku temu jakiś porządny powód.
      O, proszę! No i o to właśnie mi chodziło :D Mam Jess z Katie :D Myślę, że zajęcie się pracą zrobi Cay dobrze, nie będzie musiała tak myśleć o prywatnym życiu, oderwie się od problemów (choć wciąż brzęczą mi w uszach słowa, że ona nawet nie rozpoczęła swojej żałoby... i wciąż nie wiem, czy to dla niej lepiej czy gorzej - okaże się; pewnie nas zaskoczysz).
      Swoją drogą coraz bardziej Katherina i Lars pasują mi do siebie. Nie żebym teraz chciała ich zeswatać. Muszę się przyzwyczaić do tego, że to nie Will. Wciąż mam na niego focha i szybko mi nie przejdzie (o ile w ogóle przejdzie) i nie chcę, by Katie do niego wracała, a jednocześnie jak jest z kimś innym to czuję się tak... dziwnie... nieswojo...? Lecz co by nie było, ona i Lars stanowią przyjemny dla oka obrazek :)
      "- Trenuję, żeby brać udział w nielegalnych wyścigach.
      - Przecież to nielegalne.
      - Przecież powiedziałem, że to nielegalne wyścigi."
      FACEPALM! Ja się naprawdę pacnęłam w czoło! Słowo daję! :D

      Usuń
    2. No proszę, proszę. Jestem ciekawa, czy oprócz udziału w treningach Jess będzie miała jakiś większy udział w misji. Póki co jest w Zakonie, bo jest. Chciałabym czegoś więcej.
      Remus, mój biedny Remus... :( Sama nie wiem, gdzie byłby bezpieczniejszy, u Greybacka czy Lestrange. Prawda jest taka, że nigdzie. Podobał mi się konflikt wilkołaka ze Śmierciożerczynią. Tak, jakby każdy z nich starał się ubiegać o względy Voldemorta. A wewnętrzna walka Remusa... Opisałaś po mistrzowsku jak zbierał się na odwagę, naprawdę. Widać, że to nie tylko ciało, że to także jest człowiek, który myśli i czuje. Mimo iż mnie zmroziło, rozpłynęłam się przy tych opisach. Uwielbiam takie <3
      "– Myślałaś, że on ma na imię Biały, a na nazwisko Róg?
      – Nie... Myślałam, że jego imię to Róg, a nazwisko to Biały."
      Klep, klep, klep. Pac prosto w czoło XD
      Co do rozmowy w gabinecie... Z jednej strony rozumiem, że Jess pragnie czegoś więcej, chciałaby udziału w jakiejś misji. Sama tego dla niej chcę. Z drugiej jednak to nieładnie tak wszystkim wokół przerywać, zwłaszcza swoim przywódcom. Musi się nauczyć, żeby trzymać język za zębami wtedy, kiedy jest to konieczne, może wtedy będą patrzeć na nią inaczej. A co do tego, co podsłuchał Leven... Mam nadzieję, że Jess nie będzie osądzana za błędy z młodości. Każdy kiedyś zrobił coś złego, ale uważam, że skoro zrozumiał swoje błędy i zadośćuczynił je, nie powinien być za nie karcony. A obawiam się, że Leven będzie do tego jeszcze nieraz pił.
      Ej, no! Katie też powinna coś dostać! Tak naprawdę należy się jej bardziej niż Jessice! A co do spotkania z Williamem... Także się go obawiam. Ugh, aż mnie skręca.
      O, a jak w poprzedniej części była wzmianka o Dorcas, to właściwie myślałam, że to będzie rozdział bez niej, a tu taka niespodzianka :)
      A jak mi jej szkoda... Podziwiam ją za ten ogromny krok i trzymam mocno kciuki. Nasza nieco zagubiona Dorcas ma już mapę i powoli czyta jej legendę. Niedługo będzie potrafiła odnaleźć właściwą drogę do szczęścia. Wierzę w to bardzo mocno! :)

      Usuń
    3. Lily i James! Aaaaa! *_* Czysta euforia! *_* Aaaaaa! *_* Czy to będzie Harry?! I to jest ten moment, w którym zaczyna mi się robić smutno. Bo wiemy wszyscy, co się zadziało po narodzinach Harry'ego... Mam nadzieję, że nam tego nie zrobisz! A druga sprawa to moja biedna Katie... Wiem, że będzie się cieszyć szczęściem przyjaciół. Ale jednocześnie może być przygnębiona stratą swojego dziecka...
      Wciąż jednak to najszczęśliwsza wiadomość w tym rozdziale <3 :D
      Aaaaaaaaaa! *_* Lars zostałby dla Katie w Angli! Aaaaaaaaa <3 <3 <3 No i moje serce mięknie i coraz bardziej go lubię... <3
      O matko... Kto mógł wiedzieć? Kto? Kto? Kto? Boziu drogi, jak ja się denerwuję teraz. Pewnie z kilka dobrych rozdziałów... Leven niby podsłuchiwał, ale coraz bardziej wątpię, że on jest szpiegiem. Syriusz? Nieeee... Nie zrobiłabyś nam tego. Peter? To takie kanoniczne, ale może właśnie to robisz? Zakładasz, że odrzucimy najprostszą teorię, a później zrobisz nam niespodziankę! Remusa nie ma. Zostają dziewczyny. Katherina odpada. Jessica? Wątpię. Po co miałaby to robić? Poza tym, czemu ona by wiedziała? Jane? Ostatnio gra drugie skrzypce, więc nie wydaje mi się. To musi być ktoś spoza paczki. Aaaaaaa! Mój umysł płonie, nie wiem, co o tym wszystkim myśleć! Ale sobie z nami pogrywasz! Jak tak możesz?! :(

      Kochana, świetny rozdział! Chciałam popsioczyć, że musiałam czekać, ale naprawdę jest świetny, więc w trakcie czytania odechciało mi się psioczenia :D Więc nie pozostaje mi nic innego jak czekanie na kolejny :D A tymczasem życzę Ci zawczasu wszystkiego dobrego w zbliżającym się wielkimi krokami Nowym Roku! <3 :*

      Pozdrawiam cieplutko, przesyłam moc uścisków i buziaki! :*

      PS No i podejrzewałam coś tak, że nie uda mi się zmieścić w jednym komentarzu, wybacz :D Tylko nie pomyśl, że ze mnie jakaś psychofanka :P

      Usuń
    4. Powiem tak: w bardzo ładnym stylu kończysz ten rok. Korzystam z chwilki wolnego i szybko odpisuję ;)
      Nie masz za co przepraszać. Okres między Świętami a Nowym Roku jest wyjęty z życia :P
      Rozdział ma 19,5 strony w tym stylu, co piszę, także ładnie mi wyszło. :D Trochę mi źle, że tyle to zajmuję, ale muszę wypełniać plan.
      Jess wie, że kiedyś nadejdzie czas jej otwarcia, ale to jeszcze nie pora. Teraz na szczęście między nią a Bertem już będzie dobrze i weźmie się w garść. Sęk w tym, że właśnie nie może się im wyżalić, bo źródłem jej zmartwienia jest Adalbert, a gdyby się wydało to wszystko, co tak starają się ukrywać, to połamie niejedno serduszko, ale niczego nie zdradzam!
      Lokal już powoli na wykończeniu, więc trochę będzie do roboty. Tutaj mi się szykuje ładna scena i aż mam świeczki w oczach jak pomyślę. :P
      Jess tak naprawdę nie opłakała swojej siostry oraz szwagra i kiedyś do tego wrócę jeszcze, ale to musi trochę czasu minąć. Ten ból ją zżera, ale musi być silna dla Adalberta, bo tak samo jak on wspiera ją, to ona jest dla niego największym wsparciem. Katherina polubiła Larsa i dodatkowo jest przystojny, więc jest nim mocno zauroczona, ale jednak trochę się boi, bo jednak zakończenie ostatniego związku nie było przyjemne. Williamowi ufała, kochała go i tak skończyła.
      Hahaha :D Nie mogłam się powstrzymać. Wydaje mi się, że Jess ma trochę ze mnie. Czasami za szybko coś powie, a dopiero potem myśli :P
      Remus w sumie to nie zbiera się na odwagę, raczej o przetrwanie. Naprawdę chciałabym jego wątek potoczyć inaczej, bardziej brawurowo, ale to raczej nie w jego stylu. Zobaczymy jak to będzie dalej. Póki co, trochę z rezerwą do tego podchodzę, bo przy nim muszę uważać na każde słowo jakie piszę, żeby wyszedł mi jak najbardziej spójnie.
      Dla Jess jest to silniejsze, tym bardziej, że to Leven, którego czasami karmi, z którym jednak ma bliższy kontakt niż z takim Moodym. No i wyobraź sobie, co by było, gdyby to był Paul. Ta scena byłaby na pewno dłuższa :P
      Leven trochę pogrzebie w jej przeszłości i jednak czwarty rok i połowa piątego, będą bardzo niepokojące. Co jednak zrobi ze zdobytą wiedzą, to zobaczysz :)
      Zdecydowanie Katherina coś powinna dostać, ale dlaczego nie dostaje, to będzie wytłumaczone. Niestety u niej dużo zawala komunikacja z rodzicami. Duma i chęć pokazania, że też jest świetna, nie pozwalają jej na to, aby iść do nich i powiedzieć, co jej leży na sercu. Jedna rozmowa dużo by zmieniła.
      Dorcas już powoli idzie do przodu. Teraz musi powiedzieć tylko przepracować z Miriam całe swoje życie.
      Tak, to będzie Harry! :D Z całą pewnością nie zakończę opowiadania kanonicznie. Będzie się jeszcze trochę działo.
      Hahaha, Lars myśli poważnie o Katherinie <3
      Katherina wie, że u Jamesa w hierarchii jest na podium z Syriuszem. Wydaje jej się, że do niej pierwszej by przyszedł, bo jednak przyjaźni się z Lily, a tu wyszło, że ktoś dowiedział się wcześniej od niej. Rozum podpowiada, że Syriuszowi mogliby powiedzieć pierwszemu, ale nawet nie chce myśleć o Łapie jak o zdrajcy.
      Leven podsłuchiwał tylko Jess i Berta, bo ich próbuje rozszyfrować.
      Sęk w tym, że w sumie nie będzie wiadomo kto. Okaże się przez przypadek.
      No niestety muszę trzymać się planu i czasami jest tak, że pół rozdziału piszę w jeden wieczór, a drugą połowę w dwa tygodnie :P
      Zauważyłam zależność, że im dłuższy rozdział i więcej wątków, to tym dłuższy komentarz, także nie mam Cię za psychofankę :D
      Dziękuję bardzo za komentarz i za życzenia!
      Szczęśliwego Nowego Roku! :D
      Buziaki :*

      Usuń
    5. Uffff, całe szczęście :D Bo czasem ja siebie jako taką psychofankę postrzegam :P Ale raczej w tym pozytywnym znaczeniu tego określenia :D Także za życzenia dziękuję <3

      Usuń
  2. Rozdział jak zwykle dobry, bardzo podobają mi się Twoje opisy i wartkość akcji.

    Lily i James - gratuluję!

    Żałuję, że tak mało było Remusa i mam nadzieję, że niedługo się wszystko wyjaśni.

    Ślę uściski,

    Panna Czarownica

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję :*
      Czy niedługo się wyjaśni to niestety nie wiem :/

      Buziaki! :*

      Usuń
    2. Poprawiam się z komentarzem z pełnego zdarzenia:

      Jak ja uwielbiam te porównania przy opisach Jess i te płynące z jej ust. One tak bardzo oddają jej charakter! Bardzo propsuję za wprowadzanie francuskiego klimatu i Edith Piaf, uwielbiam ten język i tę złożoną kobietę (kiedyś oglądałam na francuskim film o niej, co prawda po francusko, więc nie wiem czy wszystko zrozumiałam jak należy, ale kurczę, polecam się wgłębić w jej życiorys). Bardzo podobała mi się kłótnia Jess z Adalbertem, widać że jej bardzo na nim zależy i wszystko to ją boli, i ma mega niepoukładane życie. Szkoda tylko, że tak szybko ją udobruchał, bo dalej go nie lubię (chociaż przyznaję, sama bym się tutaj od razu dała udobruchać). Ale bardzo mi się nie podoba to jak on ją traktuje. W sensie, przyjaźnią się i w ogóle, ale mam trochę wrażenie, że on jej robi kisiel z mózgu, a ona, chociaż mam nadzieję, że się mylę, dalej coś do niego czuję i zadowala się takimi, hmmm ochłapami?
      Larsa to ja też nie lubię. I nie lubię tego, że zbliża się do Katy, i że ona mu na to pozwala. Bardzo mnie wkurza! I ja ciągle #teamWilliam, więc niech Katy mi się tutaj nie wygłupia, no! To nie w przedziałek tak bardzo zajechało mi "nie w szczepionkę" :D
      Jeju! Dlaczego Ty mi tak męczysz Remusa? Czy on już nie ma wystarczająco słabego życia, żebyś musiała się jeszcze tak nad nim pastwić? To znaczy, żeby nie było, cieszę się, że ta rola przypadła mu w udziale, ale najzwyczajnej w świecie mi go szkoda. To zachowanie Greybacka, żeby nie mówiła na Remusa wilczek trochę mnie zastanowiło. Czy chodzi o to, że on mimo wszystko też traktuje go jako wilkołaka, czyli poniekąd "swojego" (może to za mocne określenie), i mimo całej awersji i niechęci nie pozwala tak traktować ludzi podobnych sobie, bo to obelga w mniemaniu Fenira?
      W ogóle nie spodziewałam się, że to będzie Bellatriks, już nawet miałam Ci napisać, ej SBlackLady, ale Dagny to na pewno nie miała kręconych włosów, a tu proszę. Zaskoczyłaś mnie.
      Scena, gdy Remus opierał się Bellatriks jest mistrzowska, to jest naprawdę bardzo silny i bardzo doświadczony facet. Mimo że usposobieniem totalnie rózni się od reszty Huncwotów, bo w końcu nie jest taki, hmm rozrywkowy? szalony? Jak oni, to jednak ma tak samo jak oni dużo woli walki w sobie, dużo samozaparcia i dużo siły. I chyba do tej pory przeszedł najwięcej z nich wszystkich, więc w moim skromnym mnieaniu jest z nich jednak najsilniejszy psychicznie. I tak jak już pisałam w tamtym mikrokomentarzu, to liczę na szybkie rozwiązanie sprawy Lupina, bo nie wytrzymam jak będzie poddawany długim torturom.

      Usuń
    3. Bardzo lubię Twojego Levena, on jest taki zimny, a zarazem taki uroczy w tym. W dalszym ciągu czuję miętę między nim i Jess i mam nadzieję, że wreszcie ich spikniesz razem, bo podobieństwa się przyciągają i ta dwójka dla mnie rewelacyjnie do siebie pasuje. Argument Jess o tym, że by się przydała, bo ma pamięc do twarzy jest moim zdaniem słuszny i powinien zostać wzięty pod rozwagę. Muszę też przyznać rację komuś z komentarzy wyżej (chyba Adriannie), że to jej nieokrzesanie i wchodzenie innym w słowo jest urocze i dobrze ją oddaje, ale zarazem jest mega irytujące, i wiem że to nie był Moody, ale mimo wszystko powinna umieć trzymać język za zębami i emocje na wodzy w takich sytuacjach. W końcu nie ma już 15 lat... Rozmowa o Białym Rogu była mistrzowska. Ale Adalberta dalej nie lubię, mówiłam to juz? :P
      Jakoś ciężko mi sobie wyobrazić Jess jako prześladowczynie, czuję sie z tym dosyć niezręcznie. Fajnie, że w dalszym ciągu ma wyrzuty sumienia i poczucie winy, to pokazuje, że faktycznie źle sę z tym czuła, i że żałuje tego co robiła, chociaż nie może się całe życie zadręczać, każdy z nas kiedyś popełnił jakieś głupstwo, którego teraz żałuje, albo będzie żałował (och, jak ja dobrze o tym wiem), i zadręczanie się nie przyniesie niczego dobrego, lepiej jesli postanowi zrobić wszystko by jakoś zadośuczynić, to będzie miało lepszy pożytek niż roztrząsanie tego. Strasznie mnie ciekawi czego takiego szuka Leven, w senise trochę się niby domyślam, że jakiegoś haka na Jess, etc, ale zastanawiam się po co mu to.
      Katherina, nie wiem co o niej sądzić, bo trochę traci w moich oczach przez to, że nie jest razem ze mną w #teamWilliam. Rozumiem jej rozgoryczenie, że nie ma żadnej aktywnej misji, ale kurczę, powinna sobie zdawać sprawę, że misja współpracy ze Snapem musi być cholernie ważna, i że to nie byle co, a dwa, że zaraz będzie aurorem, nie ma jeszcze tak super dużego doświadczenia i nie wszystko umie, a trochę głupio, gdyby się spaliła jeszcze bez pracy. Jako pełnoprawny auror bardziej im się przyda. Mam nadzieję, że Katy wyczuła, że coś jest nie tak z Remusem, w końcu ona też jest bardzo dobrym obserwatorem, i że to pomoże go uratować. Po tej rozmowie Petere jeszcze bardziej pasuje mi na tego przyjaciela, co to go ostatnio ujrzał Lupin i na zdrajcę.
      Widzę, że Dorcas zaczyna nad sobą pracować i bardzo dobrze. Mam nadzieję, że w końcu to da jakieś efekty, bo brakuje mi starej, poczciwej Dor.
      Małego Pottera już gratulowałam, więc na tym się skupiać nie będe, zastanawia mnie kto mógł donieść Snapowi o tym, że ona jest w ciązy. Tzn znów domyślam się, że to Peter, bo to on mi pasuje idealnie w profil zdrajcy. Poza tym jako jedyny czekał na coś, i myślę, że istnieje szansa, że wrócił sie i podsłuchał ich rozmowę, w końcu Potterowie nie wyciszyli pokoju. Niech no Katy się walnie ręką w tę swoją pustą głowę, jak ona może o to Syriusza podejrzewać? Dobrze, że Snape się opamiętał i nie zerwał współpracy między nimi.


      Dobra, to to chyba na tyle. Muszę przyznać, że chyba musze przystopować z tą długością komentarzy, bo zauważyłam, że sklejenie go zajmuje mi więcej czasu niż samo czytanie :D

      ślę styczniowe uściski,

      Panna Czarownica

      Usuń
    4. Przy Jess mogę trochę popłynąć z opisami, bo to luźna postać i naprawdę szanuję siebie za dzień, w którym ją wymyśliłam :D Francuski klimat i Edith Piaf nieraz będziesz miała przy niej, także to nie był ostatni raz.
      Nie to, że Bert jej robi kisiel z mózgu. Jess nie poukładała sobie jeszcze paru spraw w głowie, próbuje zrobić kilka rzeczy naraz, do tego dochodzi jeszcze Bert i takie mamy efekty. Niewątpliwie ona go kocha, ale raczej to nie jest ten rodzaj miłości, że chciałaby z nim ślubu i dzieci. Kocha go jak najlepszego przyjaciela i bardzo jej na nim zależy. Poza tym, wie też, że są do siebie podobni, mają dużo wspólnych zainteresowań i tylko z nim może być tak naprawdę sobą, a tego jej brakuje.
      Lars jest miły. Daj szansę chłopakowi.
      Hmm... Czemu tak męczę Remusa? Bo mogę. Więc to robię. :)
      Greyback nadal traktuje Remusa jak "swojego". Jest jego stwórcą i na pewno czuje do niego pewien poziom sympatii, więc trochę go tam broni.
      Lupin jest silny psychicznie, ale pewnie bez odpowiedniego przygotowania nie dałby sobie rady. Na pewno cechuje go duży spokój i to mu kupi trochę więcej czasu. Niestety muszę cię zmartwić, ale Remus będzie dopiero w 54 i będzie go mało. :(
      Leven nie jest zimny. W mojej głowie to naprawdę gorący facet! :D Nie no... Przecież on i Jess by się pozabijali, gdyby coś razem spróbowali, także nope.
      O tak, Cay go zaskoczyła z tym argumentem, bo chyba pierwszy raz w jego obecności przemówiła jak dorosła odpowiedzialna osoba. :P Czy to doceni? Zobaczymy w 53 lub 54.
      Jess była chyba pierwszy raz w takiej sytuacji, więc też nie wiedziała jak się zachować. Fakt... Obiecała Adalbertowi, że nie będzie się wtrącała, ale spotkanie Mary mocno ją wstrząsnęło i nie do końca potrafiła utrzymać ust zamkniętych. Tak teraz sobie myślę, że ona chyba nigdy nie będzie wiedziała jak się zachować w takich sytuacjach :P W końcu to Jess :D
      Jess ma trochę grzeszków na koncie, ale po SUMach zaczęła już wychodzić na prostą z nimi. Jess poniekąd czuje się też źle, bo jednak czuje, że ludzie ją lubią i jest teraz sympatyczna, a jednak te kilka lat wcześniej była okrutna dla niektórych uczniów, no ale to Mary od niej obrywała najbardziej. No i boi się, że mogą wydarzyć się rzeczy, które sprawią, że coś takiego może znów mieć miejsce.
      A tu może już napiszę, bo w sumie wielki spoiler to nie będzie. Leven uważa, że Jess może mieć z kimś układ na zasadzie informacje na informacje, albo że nieświadomie komuś mówi za dużo. No i trochę intryguje go to dziwne zachowanie Adalberta i Jess. To trochę taka Katherina. Wystarczy mu pomachać jakąś tajemnicą przed nosem, on ją zwęszy i nie spocznie, dopóki tego nie rozwiąże. :)
      Kochana... Katherina już dawno nie jest z tobą w #teamWilliam. :P Póki co, nie widzi tej ważności swojej misji, bo nie dostała od niego żadnych konkretów, a ona informuje go tylko o tym jak się miewa Lily. Dla niej te spotkania, bardziej przypominają takie przypadkowe wpadanie na nielubianego znajomego na mieście i pogawędkę "bo wypada".
      Jest też świadoma swoich umiejętności i zdolności. Trenuje z ojcem i wujkiem, którzy też widzą, że jest piekielnie świetna, i boli ją to, że tak naprawdę blokuje ją osoba, która doskonale wie, że jest gotowa na szansę. Aurorem będzie dopiero za takie minimum półtora roku, więc to nie jest znów takie zaraz, bo zaczyna robić się gorzej. No i nie tylko aurorzy dostają misje, więc dla niej ten argument, że po szkoleniu będzie lepsza jest pocieszający, ale niewystarczający.
      Niestety ale nikt nie wyczuł, że coś jest nie tak z Remusem. To znaczy, martwią się, ale martwili już wcześniej.
      W przyszłym rozdziale lub 54 będzie mała burza mózgów, kto mógł donieść śmierciożercom, że jest w ciąży.
      Katherina wie, że jedyną osobą, której mogliby powiedzieć wcześniej, jest Syriusz i jakaś jej część zaczyna nabierać podejrzeń.
      E tam, takie komentarze są supcio :D
      Dzięki wielkie, że wpadłaś tu znów, żeby trochę się rozpisać :*
      Lecę pisać 53, chociaż pewnie wyjdzie tak jak wczoraj i znów sobie odpuszczę :P

      Buziaki! :*

      Usuń
  3. Po pierwsze ległam na łopatki przytłoczona długością rozdziału. Jak Ty możesz tyle pisać??? Ja nie mogę naskrobać czasu na 4 tysiące słów u siebie, a tutaj był ich chyba z milion! Tak naprawdę to nie wiem ile, ale czytałam na 3 razy :D i to jeszcze jaka częstotliwość publikowania, nie mogę się nadziwić... tylko tak dalej!

    A co do treści po pierwsze gratuluję potomka. Radość Jamesa i Lily była cudowna. Aż mi serce pęka, kiedy myślę, że id razu jakaś menda poleciała donieść o tym śmierciojadom. Mam wielką nadzieję, że nie będzie kanonicznej przepowiedni i kanonicznego końca tej rodziny.

    Odcinki z Katheriną były urocze, choć widzę, że ma ona coraz mniej wspólnego z Syriuszem. Cóż, Lars na razie wydaje się porządnym gościem. Denerwuje mnie to jej zazdrosne podejście do wszystkich misji Zakonu. Rozumiem, że może czuć się trochę pomijana, ale robi z tego straszną aferę w swoim małym rozumku. Przecież jeszcze zdąży się nawalczyć, naszpiegować i oby nie zginąć do końca wojny.

    Co do Jess to fajnie, że odsłoniłaś którąś z tajemnic. Widać, że nie miała łatwego dorastania i takie z tego konsekwencje. Zastanawia mnie tylko, (a może po prostu to przegapiłam) jaka dla wojny korzyść z nielegalnych wyścigów?

    Lubię Levena, cieszę się z postępów Dorcas oraz wielkimi krokami zbliżającym się ślubem Jane. I jeszcze został tylko Remus. Podzielam tu zdanie Liki, to bardzo niedobrze, że pozostał w łapskach Bellatrix i lepiej byłoby chyba, gdyby Greyback nie odpuścił. Mam nadzieję, że on to wytrzyma, w końcu Lupin jest przyzwyczajony do cierpienia jak mało kto. Masz zamiar zrobić jakąś wielką akcję odbijania go z rąk złoczyńców???

    Pisz nam tak więcej, czekam na kontynuację wątków. Może tym razem trochę więcej Syriusza?
    Serdecznie pozdrawiam ❤
    Drama

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nieświadomie mi wychodzą tak długie rozdziały. Mam plan i się go trzymam, i ja naprawdę sądziłam, że niektóre sceny będą krótkie, takie żeby tylko przekazać, co mam w planie, ale jak siadam do pisania to wychodzi samo. No i nie było milion słow. Przed chwilą sprawdziłam że ciut ponad 8.5tyś.
      Od początku zapowiadam, że w temacie Potterów nie polecę kanoniczne, bo chyba by mi serce pękło ;)
      Lars to sympatyczny kawaler i już niedługo pozna się z jej rodzicami, no i Williamem, i zrobi się już tak fajnie i poważnie <3
      O tak, Parkes jest w bardzo gorącej wodzie kąpana i uwielbia być w centrum wydarzeń. Jest też pewna swoich umiejętności i chciałaby je wypróbować z kimś innym, a nie z ojcem czy wujem, przy których też nieco musi się kontrolować. Przeszłość jednak nauczyła, że jak Katherina zaczyna czuć frustrację, to nie wróży to nic dobrego.
      Nielegalne wyścigi zbierają wokół siebie dużo osób "spod ciemnej gwiazdy", które mogą mieć cenne informacje. Trochę trudne to będzie zadanie, żeby znaleźć kogoś, kto może coś wiedzieć i go odnaleźć, ale może się uda. :D
      Nie wiem do końca jak to będzie z Remusem, czy to będzie wielka akcja, czy też to wszystko będzie przypadkowe. Staram się skupić na najbliższych 5-6 rozdziałach, bo myślami ostatnio jestem w bardzo dalekiej przyszłości i bliższa przyszłość, jest trochę dla mnie zagadką :D
      Co do pisania więcej, to cóż... Chyba nie wyjdzie, ale o tym będzie po 53.
      Och, będzie trochę Syriusza :D I w sumie myślę, że się spodoba. :)
      Ściskam cieplutko!
      Buziaki! :*

      Usuń

Cześć Drogi Czytelniku!
Jeśli przeczytałaś/eś rozdział, podziel się ze mną swoją opinią i uwagami.
Przyjmuję konstruktywną krytykę – ale pamiętaj, żeby zachować kulturę wypowiedzi.
Jedna obelga, to jeden smutny labrador!

Masz jakieś pytania?
Czegoś nie pamiętasz lub nie do końca wiesz, co autorka miała na myśli?
Zapytaj o to w komentarzu – SBlackLady zawsze odpisuje!

KATHERINA (78) JESSICA (68) SYRIUSZ (67) JAMES (63) LILY (62) JANE (54) DORCAS (50) REMUS (47) ANGLIA (42) WILLIAM (42) ADALBERT (40) PAUL (38) TOBIAS (37) ZAKON FENIKSA (35) AUROR (31) MOODY (29) HOGWART (25) BONES (21) CHARLUS (20) DUMBLEDORE (19) AUSTRALIA (18) DOREA (18) MEADOWS (17) ŚMIERCIOŻERCY (15) POTTEROWIE (14) PARKESOWIE (13) CAROLINE (12) KURSY (11) MISJA (11) DAGNY (10) MCGONAGALL (10) INNE SZKOŁY (9) LISTY (9) ORGANIZACJA (9) informacja (9) LARS (8) PAESEGOOD (8) ROBERT (8) ELIZABETH PRONTON (7) TORIN (7) WAKACJE (7) REGULUS (6) ŚWIĘTA (6) ANN (5) HENRY (5) ROSJA (5) SNAPE (5) STANY ZJEDNOCZONE (5) VOLDEMORT (5) WALKA (5) 18+ (4) CLARE (4) GREGORY (4) OKLUMENCJA (4) PATRONUSY (4) POJEDYNEK (4) STEPHANIE (4) ŚLUB (4) ANDROMEDA (3) HUNCWOCI (3) KARTNEY'OWIE (3) MECZ (3) QUIDDITCH (3) BEATRISHA (2) IMPREZA (2) LAGERE (2) MICK (2) OIGHRIG (2) PIERWSZA WOJNA CZARODZIEJÓW (2) WIELKANOC (2) FRANCJA (1) HOGSMEADE (1) JACK (1) JULIETTE (1) KONKURS (1) NOC DUCHÓW (1) OWUTEMY (1)
Theme by Lydia | Land of Grafic