24.07.2013

*7*

[muzyka]
Czuła potrzebę wyjścia z zamku i przewietrzenia umysłu. Może nie było to mądre posunięcie, bo padał deszcz i wiał wiatr, a ona narzuciła na siebie jedynie cienki płaszczyk, który nie chronił ją przed chłodnym powietrzem i deszczem. Od tygodnia dusiła się w zamku, a kilkuminutowy spacerek do szklarni na zielarstwo nie wystarczał jej w zupełności.
Siedziała na trybunie i patrzyła w niebo. Twarz miała mokrą od deszczu, ale nie przejmowała się tym. Po powrocie zamierzała przebrać się w coś ciepłego i wypić Eliksir Pieprzowy, żeby się nie przeziębić.

Rano otrzymała kolejny list od matki i już miała pewność, że to wszystko zaszło za daleko. W przerwie spotkała się z Jackiem i oczywiście znów się pokłócili. Ona zarzucała mu to, że nie potrafi sprzeciwić się matce i daje sobie wejść na głowę, a on jej zarzucał to, że nie wie czego chce w życiu.
Jane Elliot może i nie wiedziała do końca czego chce w życiu, ale wiedziała czego nie chce. Na pewno nie chciała, żeby jej związek kierowany był przez kogoś innego. Nieważne z jakich pobudek i z jakimi intencjami. Było jej najzwyczajniej w świecie przykro, bo jednak jej narzeczony chyba miał inne spojrzenie na ich związek.
 – Przemokłaś. – Odwróciła głowę w stronę przybysza, wcześniej szybko wycierając policzki.
 – Nic mi nie będzie. – Uśmiechnęła się delikatnie do Williama i spostrzegła, że w ręku trzyma miotłę Jamesa. – Zawsze wychodziłam z założenia, że z jego miotłą jest jak z Lily. Nie dzieli jej z innymi mężczyznami.
 – Dla przyjaciół robi wyjątek. Jeśli chodzi o miotłę. – Zdjął z siebie kurtkę i okrył jej plecy. – Coś się stało?
 – Dużo się dzieje. – Odpowiedziała wymijająco i kusiło ją, żeby westchnąć. – Moja przyszłość jednym słowem stoi pod wielkim znakiem zapytania, bo moje plany chyba ulegną zmianie. Ogólnie to muszę trochę przemyśleć i myślałam, że tu dam radę.
 – I dałaś? – Zapytał, a ona zaśmiała się smutno.
 – Nie.
 – No to chodź do zamku. Za godzinę mam przedostanie zajęcia z Katheriną. – Wstał z miejsca i podał jej dłoń, żeby wstała.
 – Dzięki. – Powoli schodziła przed nim z trybun i to wtedy pojęła, że jej zimno. Ramiona mimowolnie jej zadrżały. – Jak sobie radzi? Nam mówi, że jest wszystko dobrze, ale Katherina czasami nagina rzeczywistość, żeby nas nie martwić.
 – Możesz być spokojna. Jest świetna. – Powiedział i uśmiechnął się lekko. Wydawało jej się, że usłyszała w jego głosie, coś więcej niż pewność. – W sumie, to nie potrzebuje mojej pomocy, ale McGonagall jednak chciała, żeby nie miała zaległości.
 – McGonagall jest super. – Powiedziała Jane, a William parsknął śmiechem.
 – Powiedz to Katy. – Elliot pokręciła głową i uśmiechnęła się lekko.
 – Zapytaj ją o to. Sama ci powie. – Powiedziała tajemniczo i jej uśmiech poszerzył się, gdy wpatrywał się w nią zdziwiony.
*******
Prawie godzinę udawało jej się skupić na transmutacji i była zadowolona z tego wyniku. Jeszcze przy obiedzie William posyłał jej kolejną dawkę gorących spojrzeń, nawet zasugerował, że mogłaby się pospieszyć z odpowiedzią, za co miała ochotę go zabić, bo Syriusz dziwnie im się potem przyglądał, a tuż przed tym, jak miała zacząć się szykować na ich korepetycje, to on sobie wchodzi do Pokoju Wspólnego w towarzystwie Jane i wydawało jej się, że nie wyglądali, jakby na siebie przypadkiem wpadli.
Nie była zazdrosna, no bo nie miała o co. Po prostu się zdziwiła i kompletnie nie wiedziała dlaczego tak ją to obeszło. Teraz sprawdzał esej, który chciała oddać na szlabanie u McGonagall i ucieszyła się, gdy kiwał głową, i wyglądał na zadowolonego.
 – Powinno wystarczyć na wybitnego. – Oddał jej wypracowanie, a ona zmusiła się do uśmiechu i zwinęła pergamin.
 – To dobrze. – Odpowiedziała, chowając pracę do torby. – Jak lekcje z Dumbledorem?
 – Dobrze. – Odpowiedział po chwili ciszy, a ona podniosła na niego wzrok. – Świetnie uczy.
 – To dobrze. – Znów odpowiedziała czując się niezręcznie. – Już wiesz w co się zmienisz?
 – W ptaka. – Zarumieniła się, gdy zauważyła jak kąciki ust mu drgają.  – Wiesz... Możemy sobie darować piątkowe zajęcia, jeśli McGonagall się zgodzi. Chciałbym dokończyć prace domowe, żeby w sobotę iść do Hogsmeade bez myśli, że mam coś do zrobienia po powrocie.
 – Jasne. – Odpowiedziała czując lekkie rozczarowanie. – Zapytasz ją? Ja sie trochę boję.
 – Jasne. – Uśmiechnął się do niej i wstał od stolika. Myślała, że wyjdzie z sali, ale zdziwiła się, gdy zatrzymał się tuż obok niej i kucnął. Czuła, że policzki ma czerwone, gdy położył dłoń na jej udzie i palce muskały ją przez materiał spodni. – Zastanowiłaś się już Katy?
 – Jeszcze nie... – Powiedziała cicho, wstydząc się. Wstydziła się tego, że myślała o tym tak długo i w głębi serca wiedziała, że nie powie "nie". Czekała chyba aż, nabierze odwagi, żeby powiedzieć "tak".
 – Szkoda, że nie dałem ci czasu. – Uśmiechnął się trochę złośliwie, a ona wzruszyła ramionami nieporadnie. – Będę czekał dalej.
Wstali prawie jednocześnie i cieszyła się, że nie zachwiała się ni nic. Kartney patrzył na nią z góry i powoli się przysunął. Pozwoliła się objąć, czując przyjemne ciepło rozchodzące się po całym ciele. Dłonie położyła mu na ramionach i ścisnęła je lekko. Jego oddech łaskotał jej włosy i miała ochotę się podrapać.
 – Chuchasz mi w czoło. – Mruknęła w jego kołnierzyk. Dmuchnął nieco mocniej i zaśmiał się lekko, kiedy klepnęła go jedną dłonią. Ucałował ją w czoło i wtulił się nieco mocniej, co ją mocno zaskoczyło.
 – Bo się jeszcze zakochasz. – Zażartował cicho i trochę się przestraszyła, ale nadal trwała w objęciu.
 – Uważaj żebyś ty się nie zakochał. – Zakpiła i cieszyła się, że nie widzi jej czerwonej twarzy. Rozluźniła się, gdy jego dłoń zaczęła masować jej plecy. Przymknęła oczy i instynktownie wtuliła twarz w jego ciepłą szyję.
 – Widzisz jak przyjemnie? – Poczuła miłe drganie, gdy to powiedział i miał rację. Było bardzo przyjemnie i prawie na niego fuknęła, gdy nagle się od niej odsunął. – Czekam na odpowiedź, Katy.
Ucałował ją w czoło jeszcze raz i zostawił samą w sali.
*******
Zdziwił się, kiedy na początku przerwy przyszła do niego profesor McGonagall i poprosiła go o wpuszczenie i pilnowanie siódmego rocznika na jej zajęciach. Ona miała się chwilę spóźnić i zależało jej tylko, żeby uczniowie z Gryffindoru i Slytherinu nie pozabijali się w czasie jej nieobecności. Zgodził się bo i tak nie miał nic ciekawego do roboty. Raportował postępy po dwóch tygodniach rozpoczęcia kursu, a w międzyczasie uczył się materiału ze swojego kursu.
Wpuścił grupę do sali i czekał bezczynnie na przyjście profesorki. Gdy minął kwadrans wstał z krzesła za biurkiem i stanął pod tablicą. Ogarnął wzrokiem całą grupę i zastanawiał się, co dalej robić. Widocznie byli zbyt zajęci swoimi sprawami i nie zauważyli, że wstał. W sali brakowało jedynie panny Parkes, która była zawieszona.
Przeszedł się wzdłuż podestu, kiedy zdrętwiała mu noga. Klasa nadal była pogrążona w rozmowach by zauważyć jakikolwiek jego ruch. Oprócz jednej osoby. Spojrzał w kocie oczy ciemniej blondynki, która siedziała w środkowym rzędzie. Jej koleżanka czytała Czarownicę, a tamta musiała być znużona i obserwowała go od początku lekcji. Spuściła wzrok, kiedy ich spojrzenia skrzyżowały się. Próbował przypisać do jej twarzy imię i nazwisko... Nie było to trudne. Była dosyć dobra na jego zajęciach, była prefektem, a większość wolnego czasu spędzała w bibliotece, gdzie czasami był świadkiem tego, jak odrabiała prace domowe.
Wiedział też, że przyjaźni się właśnie z Katheriną Parkes i z początku się dziwił, z tak nietypowej przyjaźni, ale potem już spuścił z tonu.
Pierwsze zajęcia nie przebiegły, tak jakby sobie tego życzył. Był zdziwiony tym, że jedynie garstka uczniów potrafi naprawdę dobrze się bronić, a w pojedynku jedynie nieliczni byli dobrzy. Pannę Parkes z początku chciał przydzielić do najsłabszej grupy i nie krył rozczarowania jej postawą. Wydawała się być arogancka i rozpieszczona, i nie tego się spodziewał po córce Roberta Parkesa.
Druga część zajęć odkryła jej potencjał i przez chwilę miał wrażenie, że chce go zabić. Miotała zaklęciami tak silnymi, że był pełen podziwu, że daje radę.
Chociaż jak długo o tym myślał, to nie dziwił się tak bardzo. Było coś w tym nadzwyczajnego, ale sam był zdolny i ona widocznie też była. Było mu głupio, że tak na nią naskoczył, a potem pokazała, co potrafi. W Skrzydle chciał ją nawet przeprosić, ale bał się przy profesor McGonagall przyznać, że jego zachowanie nie było profesjonalne i czuł się winny, że wylądowała w Skrzydle Szpitalnym.
Profesor McGonagall weszła sprężystym krokiem do sali i uśmiechnął się lekko, gdy uczniowie nagle spoważnieli, i uciszyli się.
 – Dzień dobry. – Powiedziała tym swoim surowym tonem idąc między rzędem ławek. – Przepraszam, że zajęłam panu czas. Panna Parkes znów jest w Skrzydle i chciałam wiedzieć, czy to coś poważnego. Na szczęście nic jej nie jest i będzie na pana zajęciach.
 –Dobrze słyszeć. – Powiedział czując lekki niepokój. Od pierwszych zajęć jej podejście do tych zajęć raczej się nie zmieniło. Ćwiczyła w parze z Kartney'em i szło jej dobrze, ale widział, że to nie było to, co na początku. – Może to coś po tym wypadku?
 – Och, nie. To zupełnie coś innego. – Zapewniła McGonagall surowo i stuknęła różdżką w tablicę. Spojrzała na niego i zrozumiał, że już pora na niego. – Jeszcze raz dziękuję, panie Parkerson.
 – Do usług, pani profesor.
*******
Od samego rana nie czuła się najlepiej. Kręgosłup bolał ją tak, że ledwo wstała z łóżka, a w dodatku czuła jakby jej głowa ważyła tonę. Pożegnała się z przyjaciółmi po śniadaniu i poszła do Filcha, żeby zacząć przedostatni dzień jej szlabanu u niego. Dostała wiadro z pastą, ścierki i drabinę, i miała wypolerować wszystko w zbrojowni. Polerowała ramę obrazu i po prostu zasłabła. Podobno narobiła dużo huku, bo przewróciła jedną ze zbroi i w pobliżu był akurat Filch.
Zdziwiła się, kiedy kazał jednemu z uczniów iść po profesor McGonagall, a opiekunka Gryfonów zaprowadziła ją do pani Pomfrey. Uspokoiła Minerwę, bo doskonale wiedziała co jej jest.
W duchu przeklinała nieregularność swojego okresu. Nie dość, że się spóźniał to jeszcze był taki bolesny! W tych dniach nienawidziła swojego organizmu. Bolała ją każda kość i każdy mięsień, a ona nie mogła na to nic poradzić. McGonagall zostawiła ją z pielęgniarką i przygotowała się na ogień pytań.
 – Dobrze się czujesz od czasu tamtego wypadku? Bóle głowy nasiliły się? Mdlejesz?
 – Nie, nie. – Próbowała się uśmiechnąć. – Wszystko ze mną dobrze, ale w czasie okresu wydaje mi się, że umieram. Wszystko mnie boli, a tabletki nie działają...
 – Eliksir tak? – Zapytała i odetchnęła z ulgą, gdy Pomfrey sama to zaproponowała. – Muszę wiedzieć co i jak, żeby wpisać w dokumentację.
 – Nieregularny i bolesny okres. Wystarczy? – Zapytała, kiedy tamta wyciągnęła jakieś sprzęty do badania.
 – Ach. – Schowała je od razu i spojrzała na nią. – Kiedy miałaś ostatni?
 – Dwa miesiące temu. – Powiedziała i patrzyła jak pielęgniarka idzie do swojego gabinetu. Chwilę trwało zanim wróciła z małą skrzynką.
 – W dodatku są bolesne, tak? – Zapytała, ale nie czekała na odpowiedź. Parkes i tak kiwnęła głową, chociaż przed chwilą powiedziała to ze dwa razy. Wyjęła małą fiolkę i podała jej. – Zanim zacznie działać minie godzina, może dwie. W tym czasie ubierz się ciepło, albo połóż się w łóżku. Jak skończy ci się okres to przyjdź do mnie. Wtedy dam ci eliksir antykoncepcyjny...
 – Co? – Blondynka spojrzała na nią jak na wariatkę. – Przecież ja...
 – Och... On reguluje okres i sprawia, że miesiączki są mniej bolesne. Tylko musisz pamiętać, żeby go zażywać regularnie, ale opowiem ci jak go stosować jak przyjdziesz. No pij, to! – Nakazała nieco głośniejszym tonem, a blondynka wypiła całą fiolkę. Skrzywiła się nieco, kiedy poczuła jego niemiły smak.
 – Wypij wodę. – Podała jej kubek z płynem, a ona szybko opróżniła cały. – Lepiej?
 – Tak. – Uśmiechnęła się do niej i wstała z łóżka. – Dziękuję.
 – Przyjdź jak się skończy, a tu masz eliksir jakbyś jutro też była cała obolała. – Podała jej fiolkę i uśmiechnęła się do blondynki. – Już nie będziesz tak cierpieć.
 – Mam nadzieję. – Odpowiedziała i miała naprawdę nadzieję, że jej pomoże. – Mam jeszcze szlaban i zajęcia po południu...
 – Och, szlaban sobie odpuść, a na zajęciach powinnaś już się dobrze czuć. – Powiedziała jej pielęgniarka i Katherina kiwnęła głową.
 – Dziękuję, pani Pomfrey. – Uśmiechnęła się czując jak eliksir rozgrzewa jej podbrzusze. Wyszła ze Skrzydła i zdziwiła się, gdy zauważyła profesor McGonagall.
 – Powiedziałam panu Filchowi, że jutro dokończysz zbrojownię i dziś już nie musisz odrabiać szlabanu. Co do kursu... – Zaczęła opiekunka Gryffindoru, a Katherina przerwała jej.
 – Pani Pomfrey nie widzi zastrzeżeń, więc będę. – Powiedziała i kiedy kobieta kiwnęła głową podziękowała za troskę i pożegnała się z nią. Gdy odchodziła uśmiechnęła się szeroko, że jednak nie będzie musiała czyścić obrazów przy Wielkich Schodach.
*******
 – Jak myślisz... Czy za dziesięć lat nasze życie też tak będzie wyglądało? – Zapytała Dorcas patrząc jak Gryfoni trenują quidditcha.
 – To znaczy? – Lily spojrzała na nią nie wiedząc o co rozchodzi się przyjaciółce. Meadows wyciągnęła ją na trening, bo miały już dość siedzenia w zamku, a oprócz kursu z obrony nie miały planów na popołudnie.
 – Możliwe, że zostaną znanymi sportowcami, a z ich wyglądem szybko będą sławni. Pewnie będziemy siedzieć na trybunach pilnując żeby któraś z fanek ich nie uwiodła. – Wytłumaczyła brunetka patrząc na nią, jakby to było oczywiste.
 – Przecież my jesteśmy na treningu. Nie pilnujemy ich. – Zaprzeczyła Ruda patrząc jak James rozmawia z grupką chłopaków z trzeciego roku. Któryś z nich miał go zastąpić w następnym meczu.
 – Tak sobie wmawiaj. – Mruknęła brunetka posępnie. – Mam rację Lily. Kiedy jestem na trybunach to wiem, że Syriusz podczas robienia widowiskowych manewrów, myśli, żeby zaimponować tylko mnie. A gdybym była teraz gdzie indziej?
 – Przesadzasz. – Podsumowała Evans i przyjrzała jej się uważnie.
 – Nie przesadzam. – Dor patrzyła przed siebie z zaciętą miną. – Czuję jakbyśmy stali w miejscu. Nic się nie dzieje. Wszędzie jesteśmy razem. Nawet na niektórych zajęciach siedzimy razem. Kiedy zajęłam się zegarkami, to był sobą. Pojedynkował się na korytarzu, wyśmiewał się ze Snape’a, zarobił szlaban...
 – To chyba dobrze, że dużo nie broi jak jest z tobą. – Lily starała się ukryć rozbawienie.
 – No właśnie wydaje mi się, że ograniczamy naszych chłopów Lily. – Meadows spojrzała w jej oczy, a ona westchnęła.
 – Szukasz dziury w całym Dorcas. Syriusz jest takim facetem, że powiedziałby ci, gdyby czuł się źle. Mi się z kolei wydaje, że lubi być z tobą i się zmienił. – Powiedziała spokojnie i starała się uśmiechnąć przekonywująco. – Tak jak James. Teraz nie broją, bo Katherina ma szlaban u Filcha i czekają, aż jej się skończy, żeby jego humor nie wpłynął na to, co każe jej robić. Poza tym, to przecież nie jest uwiązany twojej nogi. Może ci się wydaje, że tak jest, bo przecież dużą część dnia spędzacie razem, ale przecież popołudnia i wieczory spędza głównie z chłopakami, Dorcas. Uwierz mi, Syriusz nie czuje się ograniczony.
 – Wiedziałam że tak powiesz. Za dużo czasu spędzamy razem. – Zamilkła nieco przygaszona. – Czasem mam wrażenie, że się ze mną nudzi.
 – Zauważyłam, że on bardzo lubi się z tobą nudzić. – Lily uśmiechnęła się do Dorcas. – Zazwyczaj wtedy zaczynacie się łaskotać, albo popychać i to mu sprawia radość. Bardzo dużo czasu spędzamy razem. Wręcz jesteśmy nierozłączni, ale czego się spodziewać, skoro też są w Gryffindorze?
 – Trochę mi to przeszkadza... I jemu chyba też. A ty nie uważasz, że ograniczasz wolność Jamesa? – Dorcas nie dawała za wygraną i drążyła coraz bardziej ten temat.
 – O co ci konkretnie chodzi? – Lily zamknęła mocno książkę i spojrzała na brunetkę dość nieprzychylnym wzrokiem. – Nie miota w uczniów zaklęciami, bo jest ze mną. Wiem, że mnie nie zdradza, bo też jest ze mną. będę spędzała z nim kolejne pięćdziesiąt czy sześćdziesiąt lat.
 – Oj, nie unoś się tak. Po prostu uważam, że między mną a Syriuszem nie jest jak kiedyś. Stoimy w miejscu z naszym związkiem, bo on do cholery czeka na odpowiedni moment, który znając życie nigdy nie nastąpi, bo zawsze coś! – Wyrzuciła z siebie Dorcas. – Jak widzę twoją minę gdy wracasz od Jamesa, to mam ochotę krzyczeć ze złości, bo jednak wydaje się, że to Black jest większym chojrakiem. Kto by pomyślał co?
 – Merlinie, Dorcas. Może spieszy ci się tylko dlatego, że wiesz jak to smakuje i ci tego brak? – Meadows zarumieniła się, a Lily zachichotała. – Znam Syriusza na tyle, by móc cię teraz zapewniać, że na pewno się z tobą nie nudzi i naprawdę jest mu z tobą dobrze.
 – Dzięki Lily. – Mruknęła brunetka, choć Ruda wątpiła, żeby w pełni ją uspokoiła. Rzuciła okiem na Remusa i Jess, którzy siedzieli trzy rzędy przed nimi. Byli bardzo blisko siebie i kiedy Cay coś mówiła, on patrzył na nią uważnie.
 – Tych dwoje ma się ku sobie. – Szepnęła jej do ucha Dorcas i jej zły humor już całkiem wyparował. Patrzyła się na przyjaciół i uśmiechała się szeroko.
 – Jesteś niemożliwa. – Ruda zaśmiała się głośno i wcisnęła przyjaciółce torbę w dłonie. – Trening się już skończył. Zwijamy się!
*******
Znów siedziała w bibliotece. Znów sama i w duchu śmiała się ironicznie z tego, że mimo postanowienia zmiany ciągle narzeka na monotonię. Parsknęła pod nosem do swoich myśli. Monotoniczna Jane! Taki miałaby przydomek, gdyby została królową lub bohaterką jakiejś romantycznej powieści. Śmiała się już tak od dłuższej chwili nie zdając sobie sprawy z tego, że ktoś ją obserwuje.
Potrząsnęła głową i znów zaczęła skrobać piórem po pergaminie. Nie lubiła Obrony Przed Czarną Magią i to częściowo ta niechęć sprawiała tyle oporu przy odrabianiu pracy domowej.
 – Jane? – Usłyszała za sobą szept i w duchu przeklęła siarczyście... Tak, znała przekleństwa.
 – Witaj Jack. – Nawet nie odwróciła głowy, żeby spojrzeć na swojego narzeczonego. W myślach modliła się, żeby odszedł, bo zmiana jaką chciała dokonać dotyczyła też jego osoby.
 – Unikasz mnie? – Zapytał, kiedy usiadł na przeciw niej. Niech to diabli...
 – Tak. – Spojrzała na niego dzielnie odkładając pióro. Chyba mocno go zaskoczyła. – Jack. To nie ma już sensu.
 – Co? – Patrzył na nią zaskoczony i zastanawiała się, czy on naprawdę nie wie, czy udaje.
 – Nasz związek nie ma już sensu. Przepraszam, że cię zwodziłam, ale to wszystko działo się za szybko. Od dwóch miesięcy tylko się o to kłóciliśmy i nie potrafimy dojść do porozumienia. Ja nie ustąpię ze swojego stanowiska i ty też, dlatego musimy to zakończyć. – Powiedziała cicho, od razu wywalając kawę na ławę. Miała jedynie nadzieję, że nie łamie mu serca. Patrzył na nią i widziała, jak rumieni się również na szyi.
 – Mieliśmy wziąć ślub, Jane! – Syknął starając się być cicho.
 – Wiem, dlatego to takie trudne! – Szepnęła, a on parsknął drwiącym śmiechem.
 – Trudne? – Warknął głośniej i już wiedziała, że to nie będzie tak miłe, jak sobie wyobrażała. – Co jest z tobą?
 – Co jest ze mną? – Zapytała zdziwiona i patrzyła na niego nie mrugając powiekami. – To po prostu było za szybko, Jack!
 – Nie protestowałaś... – Zaczął, a ona mu przerwała.
 – Nie protestowałam? Przez całe wakacje próbowałam coś zrobić z moją matką i od tamtego czasu robiłam, co mogłam, Jack! Prosiłam cię wiele razy, żebyś ze swoją matką coś zrobił, bo obie się nakręcają i robią coś, co jest wbrew mojej woli, a ty umywasz od tego ręce! – Powiedziała trochę za głośno, bo kilka osób patrzyło na nich z zainteresowaniem. Zatrzasnęła książkę i wsadziła szybko swoje przybory do torby. – Dlatego zrywam nasze zaręczyny i kończę ten związek, zanim to wszystko zabrnie za daleko i będziemy nieszczęśliwi, Jack! Możesz twierdzić, że oszalałam i możesz mnie znienawidzić, ale kiedyś zrozumiesz, że to było jedyne wyjście.
Zdjęła z serdecznego palca u lewej dłoni pierścionek z brylantem i położyła przed nim na stoliku. Starała się spojrzeć na niego przepraszająco i zanim cokolwiek powiedział, szybko wyszła z biblioteki.
*******
Na kursie z obrony od samego początku sparowana była z Williamem i w sumie podobało jej się to. Ćwiczyli razem i wiedziała, że robi dużo, żeby ona przy nim też dobrze wypadała.
Parkerson chodził między nimi i przez całe zajęcia zachęcał ich do ruchu przy pojedynkowaniu się, bo to dobry sposób na zmylenie przeciwnika i zyskanie przewagi.
Uśmiechnęła się z wyższością, kiedy William chciał ją zmylić, ale ona go przejrzała i zdołała szybko się ochronić, a potem rozbroiła go.
 – Bardzo dobrze, panno Parkes! – Usłyszała za sobą i miała ochotę się odwrócić, i nawet uśmiechnąć, ale nadal była zła na Paula. Miło jej było, że nie jest uszczypliwy i chociaż raz w czasie zajęć ją chwali, ale nadal mu nie wybaczyła. – Możecie skończyć na dziś.
 – Skorzystam. – Powiedziała i podniosła różdżkę Willa. Usiadła na ławce pod ścianą, obserwując jak radzą sobie inni. James i Syriusz co zajęcia byli gwiazdami. Była ciekawa kiedy zmienią partnerów, bo jednak każdy już znał mocne i słabe strony swoich przeciwników, i czuła, że nie jest to dobre dla ich umiejętności.
Zdziwiła się, gdy Jane obok niej usiadła.
 – Poprosiłam o koniec. – Wyznała i oparła głowę o jej ramię. – Zerwałam z Jackiem, Katy.
 – Och, Jane. – Parkes pogłaskała ją po włosach uśmiechając się lekko. – Wiem, że tak będzie dla was lepiej.
 – Cieszę się, że rozumiesz i mi nie trujesz. – Gorzki ton Elliot nieco ją uraził.
 – Wiesz co sądziłam o waszych zaręczynach. – Powiedziała i starała się nie brzmieć zbyt surowo. Nie była osobą, która narzuca innym swoim zdanie, więc tylko od czasu do czasu mówiła Jane, że to za szybko. Uspokoiła się, kiedy przyjaciółka oznajmiła, że pobiorą się za minimum dwa lata, ale od września, kiedy dowiedziała się, że Jane prawie wzięła ślub, martwiła się bardzo, że ta nie da rady się przeciwstawić. – Nawet nie wiesz, jak się cieszę, że znalazłaś w sobie siłę, Jane. Pewnie teraz czujesz się jak gówno, że go skrzywdziłaś, ale nie miałaś wyjścia.
 – Merlinie, Katherina. Jeśli kiedykolwiek kogoś zabiję, to przyjdę do ciebie, bo bardzo dobrze wyciszasz wyrzuty sumienia. – Próbowała zażartować Elliot. – Jest mi przykro, że do tego doszło, ale najbardziej, to jestem zła, że on naprawdę wydawał się być zdziwiony...
 – O czym plotkujecie? – Syriusz podszedł do nich, kiedy Paul powiedział, że też mogą już usiąść.
 – Znów jestem wolna. – Jane skrzywiła się i nie czekała nawet na reakcję chłopaka. – Kłóciliśmy się od września i jeżeli ja mu powtarzałam, co według mnie robi źle, to powinien liczyć się z tym, że jeśli nic nie będzie zmieniał, to ja w końcu odejdę. Chyba nie wierzył, że jestem do tego zdolna.
 – Jesteś prefektem, więc każdy wie, że nie dajesz sobie wejść na głowę, Jane. – Parkes uśmiechnęła się do Syriusza, kiedy to powiedział. Wzruszył ramionami, jakby jego spostrzeżenie nie było jakimś odkryciem. – Byłaś pierwszym prefektem, którego nie zdołałem przekonać, żeby nie dawał mi szlabanu.
 – A potem sama wylądowałam z tobą na moim pierwszym szlabanie. – Mruknęła Elliot z równie tęsknym tonem, co on.
 – Szlabany łączą ludzi. – Westchnęła Katherina. – Ciekawe, czy Filch też mnie będzie tak wspominał, jak wy siebie.
*******
Poszła za radą Lily i stwierdziła, że to ona weźmie sprawy w swoje ręce. No nie sądziła, że Black jej to ułatwi i kiedy przechodzili przez Pokój Wspólny, dziwiła się, że tak ciągnie ją do swojego dormitorium mówiąc, że ma niespodziankę i coś jej pokaże.
Zarumieniła się, kiedy jakiś pierwszoroczniak wskazał na nich palcem i powiedział coś do swoich kolegów. Zachichotali cicho i pewnie myśleli, że nie dostrzegła tego. Miała nadzieję, że ich dziecięca wyobraźnia nie podsuwa im takich obrazów, jakie sama miała w głowie.
Wprowadził ją do dormitorium i zamknął powoli drzwi. Czuła ciepło rozlewające się po jej ciele, gdy zlustrował ją spojrzeniem.
Opadła na jego łóżko, uważnie go obserwując. Nie mówił nic i przez chwilę zdawało jej się, że chyba jest niepewny, albo że się wstydzi.
Powoli uklęknął tuż przed nią i poczuła się, jakby nagle krew odpłynęła z jej mózgu. Oczy zapiekły ją i otworzyła usta, żeby coś powiedzieć, ale nie dała rady.
Drgnęła, kiedy jego dłoń musnęła jej lewą kostkę. Wstrzymała oddech, gdy pochylił się do przodu i jego pierś przyległa do jej kolan. Zmrużył szare oczy i rękoma szukał czegoś pod łóżkiem.
Może nie było to jakieś urocze, ale cała ta sytuacja wydawała jej się być taka romantyczna!
 – Auć! – Schyliła się, żeby rozmasować sobie bolącą kostkę. Black wyjął spod łóżka duże pudło i położył je obok niej. Uśmiechnął się zawadiacko i serce zabiło jej szybciej.
Otworzył pudło i minęło kilkanaście sekund, zanim zrozumiała, co się dzieje. Dziękowała Merlinowi, że kiedy tak patrzyła na to pudło, to włosy opadły jej na bok i nie widział jej miny.
Łapa wyjął jedno z czasopism z motocyklami i kartkował zawzięcie, a ona w tym czasie starała się przełknąć łzy rozczarowania.
 – Kupiłem. – Słyszała w jego głosie radość i dumę. Patrzyła chwilę w milczeniu na zdjęcie mugolskiego motocyklu. – Jest teraz u Andromedy i Ted go udoskonala.
 – Och... – Próbowała coś wymyślić... Coś mądrego. – Wspaniały!
 – Wiedziałem, że ci się spodoba. – Coś jeszcze do niej mówił, ale zainteresowała się czymś innym, co skrywało pudło. Pochłonięty opowiadaniem o tym, co Ted zrobi tej maszynie, nie zauważył jak wyciągnęła kilka czasopism. Patrzyła chwilę to na niego, to na te czasopisma i zaczęła robić się purpurowa ze złości, a on nadal nawijał o tym pieprzonym motorze!
Gwałtownie wstała przewracając go przy tym, bo nadal przed nią klęczał. Wyszła z dormitorium głośno trzaskając drzwiami, a odległość dzielącą ich dormitorium pobiła w rekordowym czasie. Weszła do swojej sypialnie jeszcze bardziej wściekła i kiedy zatrzasnęła drzwi trochę tynku odpadło tuż przy futrynie.
 – Co się stało? – Dopiero jak usłyszała Lily, to ją zobaczyła. Katherina wychyliła głowę zza kotary swojego łóżka, tak samo jak Jane i Jess.
 – Myślałam, że mi się oświadcza, bo klęczał przede mną i szukał czegoś pod łóżkiem. Potem pokazuje mi jakąś gazetę z motorami i mówi, że kupił sobie i Tonks go ulepsza, a ja patrzę w to pudło, i co widzę? – Meadows zawiesiła dramatycznie głos i wciągnęła głośno powietrze. – Inne czasopisma z nagimi paniami!
 – Dor, spokojnie. To na pewno jakieś... – Zaczęła Evans, a brunetka wściekła się, bo przyjaciółki wydawały się być rozbawione.
 – Nieporozumienie? – Dokończyła i opadła na łóżko ze złością. – Ciekawe, co być mówiła, gdybyś znalazła coś takiego u Jamesa? Niby nie chce się z niczym spieszyć, bo nie chce mnie potraktować, jak dziewczyny przede mną. Niby jest mu z tym dobrze... To po co to trzyma?
 – Dorcas... Czy chodzi tylko o to? – Zapytała Katherina, a Meadows posłała jej mordercze spojrzenie. – Może o to, że jednak ci się nie oświadczył?
 – Przestań Katy. – Rzuciła krótko i starała się uspokoić szybkie bicie serca, biorąc głębokie wdechy. – To byłoby za szybko.
 – Co powiedział Syriusz? – Zapytała ją Jane, a ona znów parsknęła.
 – Nie wiem, bo wyszłam, jak tylko do mnie dotarło, co zobaczyłam. – Odpowiedziała, a Jess parsknęła śmiechem. – To nie jest śmieszne, Jess.
 – Troszeczkę jest. – Mruknęła dziewczyna. – Powinnaś dać mu szansę na wytłumaczenie się.
 – Nie zamierzam! – Fuknęła zła i wstała szybko, żeby wejść do łazienki. Gorąca kąpiel i sen wydawały jej się najlepszym rozwiązaniem.
*******
Weszła do wieży Gryffindoru tuż przed tym jak wybiła cisza nocna i uśmiechnęła się do siebie, że jest taka punktualna.
Ostatnie trzy dni jej zawieszenia ciągnęły się w nieskończoność i cieszyła się, że już jutro wróci na zajęcia. Chociaż martwiło ją to, że zacznie od wróżbiarstwa.
Usłyszała jak ktoś odchrząka i zauważyła Williama, który siedział na fotelu i uśmiechał się do niej radośnie.
 – Gratulacje Katy! – Parsknęła śmiechem, gdy klasnął kilka razy w dłonie. – Dałaś radę.
 – Marzę o jutrzejszych zajęciach. – Wyznała i usiadła obok niego. – Nie śpisz jeszcze?
 – Czekałem na ciebie, bo nie chcę już czekać, Katy. – Spojrzała mu w oczy i zarumieniła się. Nadal mu nie dała odpowiedzi.
 – A kilka dni temu mówiłeś, że będziesz czekał. – Mruknęła z przekąsem, a on jedynie wzruszył ramionami.
 – Zmieniłem zdanie. – Powiedział i przysunął się bliżej niej. – Więc?
Westchnęła, starając się nie spuścić wzroku, gdy się w niego wpatrywała. Nadal nie miała jednoznacznej odpowiedzi i wahała się między "nie wiem" a "tak".
 – To trudne. – Wyszeptała i czuła jak się rumieni. – Rozmowa na ten temat... I... I w ogóle.
 – Rozmowa na ten temat nie jest trudna. – Uśmiechnął się lekko, kiedy spojrzała na niego zdziwiona. – Ale rozpoczęcie tego tematu, tak. A więc? Co zdecydowałaś?
 – Merlinie. – Ukryła twarz w dłoniach żeby nie widział jak czerwona jest na twarzy. – Tak.
 – Co? – Wyglądał, jakby nie wierzył w to co słyszy. Cóż... Ona nie wierzyła, że to mówi.
 – Nie każ mi powtarzać. To krępujące. – Położyła dłonie na kolanach odsłaniając przed nim czerwoną twarz. – Przestań tak się szczerzyć, bo to naprawdę krępujące!
 – Przepraszam. – Próbował nieco zminimalizować swój wielki uśmiech, ale nie dał rady. Miała nadzieję, że jej wzrok oddaje to, jak bardzo chce go zabić. – Nie ma się czego wstydzić.
 – Will... – Wyszeptała cicho i przymknęła oczy, kiedy jego dłoń dotknęła jej policzka i przysunął się jeszcze bliżej. Podobało jej się to jak na nią działał. Normalnie nie przyznałaby tego nikomu, ale sam jego dotyk dłoni powodował, że tworzyły się w jej ciele jakieś iskry.
 – Ładniej jest ci w rozpuszczonych. – Otworzyła gwałtownie oczy, kiedy odpinał klamrę trzymającą jej włosy. Mówił całkowicie poważnie, a ona siedziała tam przed nim kompletnie niezdolna wypowiedzieć cokolwiek. Kilka kosmyków włosów połaskotało ją po policzku. I zdała sobie sprawę, że polubiła to uczucie. Uśmiechnęła się do niego lekko i obserwowała jego wzrok, który błądził po jej twarzy i zatrzymał się na ustach. Mocno się zdziwiła, kiedy przybliżyła się do niego twarzą i musnęła jego wargi swoimi. Była świadoma jak trzęsą jej się ręce, kiedy jedną dłoń kładła na jego karku, a drugą położyła na jego ramieniu. Oddał jej delikatnie pocałunek i tak kilka razy, rozpalając mały płomyk czułości, której nie czuła od dawna. Smakował jak sok dyniowy i zakręciło jej się w głowie, gdy wciągnęła powietrze przez nos, i poczuła jak przyjemnie pachnie. Odsunęła się od niego powoli, czując na swoich ustach jego smak i zapach.
 – Powinnam iść spać. Jutro już mam zajęcia i testy. – Wyjąkała, kiedy się od niego odsunęła. Nadal była blisko niego i nie odważyła się spojrzeć mu oczy.
 – Kiedy ustalimy co i jak? – Zapytał równie cicho.
 – Och... No tak. – Usiadła prosto i spojrzała w kominek. Nic nie mogła poradzić na nierówny oddech i szybko bijące serce. – Sobota wieczór, znów się wymykam z zamku?
 – A ja umawiam się z jakąś Krukonką. – Parsknął śmiechem i poczuła, że trochę się rozluźnia.
 – W Pokoju Życzeń, zobaczysz, że to całkiem fajne miejsce. – Powiedziała, bo wiedziała, że chłopaki jeszcze go tam nie zabrali. – Weź ze sobą mapę, spotkamy się po kolacji na siódmym piętrze.
 – W każdą sobotę? – Spojrzała na niego i rozczuliło ją to, że wygląda, jakby błagał ją o to, żeby była to każda sobota.
 – Zobaczymy. – Odpowiedziała i wstała ze swojego miejsca. – Dobranoc Will.
 – Dobranoc Katy. – Uśmiechnął się ciepło i czuła, że odprowadzał ją wzrokiem do schodów.

7 komentarzy:

  1. Jestem z powrotem!
    Pierwsza część opowiadania była bardzo przyjemna. Spodobała mi się rozmowa Jane-William, bo to coś nowego. Niby wszyscy z wszystkimi się przyjaźnią, ale jednak zawsze w grupie są grupki/pary, więc tu miłe zaskoczenie, że jakaś nowa interakcja :)
    Ale potem William wrócił do Katheriny i moje zadowolenie przemieniło się w zachwyt! <3 Boziu, jak uwielbiam ich razem <3
    Za tym Parkersonem jakoś nie przepadam, przynajmniej na razie :/
    Zaskoczyło mnie wyznanie Dorcas podczas jej rozmowy z Lily. Może dlatego, że wszyscy parują jej postać zawsze z Syriuszem. Ale też fajnie, że nie jest to związek usłany różami, bo byłby trochę surrealistyczny :) A tak to taki życiowy, choć wydaje mi się, że Dorcas troszkę jednak wyolbrzymia i powinna szczerze porozmawiać z Syriuszem, a nie się wściekać z kobiecym "domyśl się". No ale my dziewczyny już tak po prostu mamy :D
    Cieszę się, że Jane zerwała zaręczyny z Jackiem. W końcu postawiła na swoim i to była dobra decyzja.
    I ostatnia scena to po prostu spełnienie moich marzeń :D :D :D
    Mam trochę wrażenie, że bez rodziców, którzy "faworyzują" Willa Katherina wreszcie jest w stanie spojrzeć na niego jak na drugiego człowieka, a nie tylko rywala. Bardzo przyjemny rozdział :) Pozdrawiam, Ada

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja też tu jestem :D Robię małe porządki, więc odpowiem od razu :D
      Ominę część, co do Jane, Willa, Katy i Parkersona, bo to się wszystko wyjaśni. :D

      Co do Dorcas i Syriusza, to jeszcze do tej pory się nie wyjaśniło, i chyba dopiero za 2-3 lata czasu blogowego będzie trochę więcej o tym jacy byli w tym związku.

      No i co do rodziców oraz Katy, to bliżej 56-57 rozdziału będzie :)

      Buziaki :*
      SBlackLady

      Usuń
    2. Tyle czekać! :O To niesprawiedliwe! :( No ale przynajmniej do tego czasu będę na bieżąco :D

      Usuń
  2. Wiesz, ja nie wiem jak to się wszystko potoczy, ale... Co za dupek! Bardzo lubiłam Willa, naprawdę. Ale nie wyobrażam sobie takiej sytuacji. Jest zły na faceta, że wykorzystał Katy, a sam chce zrobić dokładnie to samo. A ta, niemądra, w to wchodzi. Masakra. Nie pojmuję.

    Poza tym, mam takie wrażenie, że bohaterowie powinni być parę lat starsi. Wszystkie sytuacje byłyby bardziej naturalne. A może to ja byłam po prostu nudziarą jak miałam siedemnaście lat?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak... ten wątek Katheriny i Williama wymaga korekty, i to sporej.
      I tak, masz rację, dużo sytuacji jest takich "nie na ich wiek".
      Wtedy, jak miałam te "naście" lat, to w głowie miałam, że czarodzieje po prostu jakoś mentalnie byli dojrzalsi, a potem jak już sama zmieniłam o tym zdanie, to nie poprawiłam tego w opowiadaniu. :)

      Chyba nie wyjdę spod kołderki dopóki nie nadrobisz opowiadania. xD

      Usuń
    2. Ojej, nie zaszywaj się ;D Generalnie opowiadanie jest świetne, i wciąga strasznie. Po prostu komentuję zwykle te minusy albo rzeczy, które się jakoś tam dla mnie wyróżniają. Tak już mam. :)
      Poza tym, nie mogę się doczekać tego, co piszesz obecnie.

      Usuń
    3. Oj, droczyłam się z tą kołderką. :D
      Bardzo się cieszę, że punktujesz mi te minusy, bo już zaczęłam tworzyć worda z rzeczami do poprawki i też kilka punktów da się rozwiązać wprowadzając pewne wątki w dalszej części opowiadania, więc Twoje komentarze są dla mnie bardzo pouczające i bardo Ci za nie dziękuję. :)

      Usuń

Cześć Drogi Czytelniku!
Jeśli przeczytałaś/eś rozdział, podziel się ze mną swoją opinią i uwagami.
Przyjmuję konstruktywną krytykę – ale pamiętaj, żeby zachować kulturę wypowiedzi.
Jedna obelga, to jeden smutny labrador!

Masz jakieś pytania?
Czegoś nie pamiętasz lub nie do końca wiesz, co autorka miała na myśli?
Zapytaj o to w komentarzu – SBlackLady zawsze odpisuje!

KATHERINA (78) JESSICA (68) SYRIUSZ (67) JAMES (63) LILY (62) JANE (54) DORCAS (50) REMUS (47) ANGLIA (42) WILLIAM (42) ADALBERT (40) PAUL (38) TOBIAS (37) ZAKON FENIKSA (35) AUROR (31) MOODY (29) HOGWART (25) BONES (21) CHARLUS (20) DUMBLEDORE (19) AUSTRALIA (18) DOREA (18) MEADOWS (17) ŚMIERCIOŻERCY (15) POTTEROWIE (14) PARKESOWIE (13) CAROLINE (12) KURSY (11) MISJA (11) DAGNY (10) MCGONAGALL (10) INNE SZKOŁY (9) LISTY (9) ORGANIZACJA (9) informacja (9) LARS (8) PAESEGOOD (8) ROBERT (8) ELIZABETH PRONTON (7) TORIN (7) WAKACJE (7) REGULUS (6) ŚWIĘTA (6) ANN (5) HENRY (5) ROSJA (5) SNAPE (5) STANY ZJEDNOCZONE (5) VOLDEMORT (5) WALKA (5) 18+ (4) CLARE (4) GREGORY (4) OKLUMENCJA (4) PATRONUSY (4) POJEDYNEK (4) STEPHANIE (4) ŚLUB (4) ANDROMEDA (3) HUNCWOCI (3) KARTNEY'OWIE (3) MECZ (3) QUIDDITCH (3) BEATRISHA (2) IMPREZA (2) LAGERE (2) MICK (2) OIGHRIG (2) PIERWSZA WOJNA CZARODZIEJÓW (2) WIELKANOC (2) FRANCJA (1) HOGSMEADE (1) JACK (1) JULIETTE (1) KONKURS (1) NOC DUCHÓW (1) OWUTEMY (1)
Theme by Lydia | Land of Grafic