5.03.2017

*23*

[muzyka]
Katherina jako pierwsza wypadła z Pod Trzech Mioteł i zderzyła się z Remusem Lupinem, który osłaniał Jane i Jess. Dziewczyny wraz z kilkoma innymi uczniami wbiegły do pubu. Oglądała się na biegnących uczniów, którzy szukali schronienia w sklepach, czy nawet domach.

 – Co się dzieje? – William szybko pojawił się obok niej. Przycisnął ją bliżej siebie i Lupina. – Masz tu różdżkę? Zostawiłaś wszystko w środku.
 – Tak mam. – Wyciągnęła różdżkę z kieszeni spodni. Jak dobrze, że nie zostawiła jej w kurtce. – Co się dzieje Remusie?
 – Tyle, co wyszliśmy ze sklepu Gladraga. Zaczęło się w Gospodzie Pod Świńskim Łbem. Słychać było wrzaski, pomyślałem, że to jakaś burda, dopóki ktoś nie wybiegł wrzeszcząc, że to śmierciożercy. Pod Trzema Miotłami zawsze jest któryś z profesorów. Dlatego tu przybiegliśmy. – Wytłumaczył szybko, a Katy i Will ledwie go zrozumieli. – Jest ich coraz więcej.
 – Ubieraj się szybko, wzięłam ci kurtkę. – Dorcas przecisnęła się do niej, a Katherina szybko ubrała się. Evans stanęła po jej drugiej stronie i szybko plotła ze swoich włosów warkocza. Parkes pokręciła głową, właśnie dotarło do niej, że sama wybiegła z zamiarem pomocy.
 – Dziewczyny, do środka. Już! – Syriusz pociągnął ją i Lily za łokcie bliżej drzwi.
 – Ej! – Ruda wyrwała mu się z uścisku i przysunęła się bliżej Remusa.
 – Puszczaj mnie, Potter. – Katherina parsknęła śmiechem, bo James został kopnięty przez Dorcas, która stanęła po drugiej stronie Lupina. Black przystanął nadal trzymając Parkes za ramię. Westchnął ciężko i zdawało jej się, że usłyszała jak przeklina. Puścił ją i przeprosił cicho. Poklepała go po ramieniu i stanęła ponownie obok Williama.
 – Powinnyście być w środku. – Mruknął wściekle James, a Dorcas jedynie przewróciła oczyma.
 – Wy też. – Powiedziała Lily i odwróciła się, żeby obserwować wioskę. Krzyki były coraz bliżej i było kwestią czasu, aż Śmierciożercy pojawią się również bliżej sklepów.
 – Trzeba uważać na pub. – Powiedziała szybko Katy i odwróciła się, żeby zobaczyć, czy ktoś jeszcze tam wchodzi. – Jane!
 – Pomogłam zawiadomić profesorów! Co za dzień... Nie było nikogo w pubie. Razem ze mną wyszły może cztery osoby. Madame Rosmerta zamknęła pub, ale bez zaklęć ochronnych nic to nie da. – Elliot zapięła kurtkę i wyjęła różdżkę. – Dorcas rzuć jakieś zaklęcia.
 – Nie pomyślałam o tym. – Meadows odsunęła się od nich i zaczęła mamrotać formułki zaklęć pod nosem. Z jej różdżki wystrzeliła nitka białej mgły, która stworzyła nad pubem bańkę, która po chwili zniknęła. – Powinni być bezpieczni.
 – Idziemy tam? – Zapytała Lily drżącym głosem.
 – Nie... Poczekamy tutaj. – Katherina spojrzała na nią nieco zdenerwowana. – James i Syriusz, będziecie ze mną i Williamem z przodu. Lily i Jane zostaniecie bliżej Pubu. Remus i Dorcas będziecie między nami.
 – Powinnaś zostać z dziewczynami. – Powiedział James i patrzył na nią z troską.
 – James, przecież wiesz, że dobrze wychodzi mi walka. – Powiedziała łagodnie, a on kiwnął głową.
 – Uważajcie na siebie. – Syriusz spojrzał na pozostałych przyjaciół i zawiesił wzrok dłużej na Meadows. – Różdżki w pogotowiu.
 – Chodźmy. – Katherina pociągnęła Williama za rękę i odeszli od pubu. Trzymała jego ciepłą dłoń i starała się jak mogła wywołać stan idealny do walki. Ale nie czuła tego.
 – Uspokój się. – Powiedział Kartney i zatrzymał się blisko uliczki, skąd mieli lepszy widok na to, co się dzieje na krańcu wioski. Nieliczni starali się odeprzeć ataki, część uczniów i mieszkańców szukało schronienia, gdzieś w innej części wioski unosił się ciemny dym.
James i Syriusz przystanęli kilkanaście metrów od nich.
 – Gdzie do cholery są nauczyciele? – Zapytał Black obserwując z daleka uciekających ludzi.
 – Oby się pojawili. Gdyby tylko więcej osób zechciało powalczyć... Moglibyśmy tam pomóc. – James wskazał różdżką w uliczkę.
 – Dają radę... – Zaczął, ale przerwał bo kilka metrów przed nimi pojawiło się kilka osób. Ze zdziwieniem dostrzegł, że atak zaczęła Katherina. Zaklęcie trafiło dokładnie w momencie ich pojawienia się. James, William i Syriusz szybko do niej dołączyli, co pewnie nieco zdezorientowało ich przeciwników. Zakryci czarnymi szatami Śmierciożercy szybko odzyskali pion i zanim padł pierwszy, zaczęli odpierać atak.
 – Biorę tego po prawej. – Rzucił szybko James i dał kilka kroków do przodu, z zaciętością wymalowaną na twarzy, rzucał zaklęcia. Przeklął głośno, kiedy jedno zaklęcie powaliło go z nóg. – Drętwota!
 – Co Rogaczu? Nie ćwiczyłeś zaklęć niewerbalnych? – Syriusz zaśmiał się, bo jemu szło dość dobrze. Od zeszłego roku starał się jak najwięcej ćwiczyć zaklęcia niewerbalne, bo wiedział, że jako auror musiał być jak najmniej przewidywalny w pojedynku, a wypowiadanie zaklęć na głos, znacząco wpływało na pogorszenie szans w pojedynkach.
 – Od jutra się poprawię. – Potter zaśmiał się do niego, kiedy powalił swojego pierwszego przeciwnika. Szybko mina mu zrzedła, bo jak na złość zjawiało się coraz więcej przeciwników.
Katherina próbowała walczyć najlepiej jak potrafiła. Cieszyła się, że dobrze sobie radzi, mimo, że nadal nie osiągnęła tego stanu idealnego. Jak ćwiczyła z Paulem i Williamem było jej łatwiej. Może to przez sytuację? Była w kłopotach.
 – Szlag! – Warknęła, kiedy zauważyła, że pojawiło się więcej śmierciożerców.
 – Nadal nic? Depulso! – William posłał zaklęcie w stronę grupki śmierciożerców. Zostali odrzuceni, przez co Syriusz i James zyskali małą przewagę.
 – Czyżby prymus Dumbledore'a? – Zaśmiał się jeden ze sługusów Voldemorta i zaczął zasypywać Williama zaklęciami, które sprawnie unikał. Nie miał jednak szans na atak. Parkes starała się pokonać swojego przeciwnika, widząc, że blondynowi coraz trudniej przychodzi obrona. Sama oberwała jednym zaklęciem i chwilę leżała w śniegu nie mogąc się poruszyć. Z dołu obserwowała jak Syriusz i James, próbują ich ochronić, ale żaden nie zdołał powstrzymać śmierciożercę, który atakował Kartney'a. Uklękła na śniegu ledwo łapiąc oddech. Podbiegł do niej Remus, którego osłaniała Dorcas i pomógł jej wstać.
 – Katherina! – Poklepał ją po policzkach, a jej powoli wracała jasność umysłu. Lupin przytrzymywał ją w pasie jedną ręką. Drugą ręką trzymał różdżkę, którą teraz zaciekle wymachiwał. Starał się jak najbardziej ich bronić.
 – Przepraszam, oberwałam czymś. – Parkes stanęła pewnie na nogach i wzięła głęboki oddech. Wysłała Drętwotę w grupkę śmierciożerców, ale gładko odparli jej próbę ataku.
 – Broń się, nie mamy szans ich pokonać. – Warknął na nią Lupin, a ona kiwnęła głową i starała się jak najlepiej bronić. Tyle razy pojedynkowała się z Paulem i udawało jej się ujawnić swoje zdolności. Przeklęła głośno, bo zjawiło się więcej śmierciożerców. Garstka uczniów oraz kilkunastu mieszkańców broniła się, ale nadal nie nadchodziła pomoc.
Parkes nagle spostrzegła, że Williama teraz atakuje dwóch śmierciożerców i prawie krzyknęła, kiedy poślizgnął się, a jedno z zaklęć trafiło go. Szybko odzyskał równowagę i starał się odeprzeć atak. Kolejne zaklęcie trafiło go i usłyszała jego jęk bólu. Zauważyła jak z jego prawej ręki cieknie krew.
Odwrócił twarz w jej stronę. Został unieruchomiony, ranny, przed sobą miał dwóch śmierciożerców, a znikąd nie widać było wsparcia. Stała blisko Lupina i broniła się jak najlepiej potrafiła.
Dosłownie został wmurowany w ziemię, a myśli błądziły szybko w jego umyśle. Skupił całą uwagę tylko na niej, na rozwianych włosach i zaczerwienionych policzkach. Na jej ustach, które cicho mamrotały formułki zaklęć. Tak bardzo chciałby ją pocałować zanim...
 – Avada ke... – Po pierwszym słowie nagle odwróciła się w jego stronę i przerażenie w jej twarzy, zmroziło mu serce.
 – Nie! – Wrzasnęła dziko, a jego przeciwników odrzuciło do tyłu. Wylądowali z głuchym trzaśnięciem na ścianie jednego z domów, osunęli się bezwiednie na śnieg, a on przewrócił się. Odzyskał władzę w swoim ciele i wstał szybko.
Przez łzy widziała, to co się działo wokół niej. Głośno zaszlochała i machała różdżką w ogarniającej furii. Usłyszała charakterystyczne dla teleportacji trzaski gdzieś za sobą, a potem wrzaski i krzyki walczących.
 – Aurorzy! – Wrzasnął Remus i kontynuował atak. Niedaleko nich James i Syriusz pokonali jednego ze śmierciożerców. Dosłownie tuż obok Katheriny pojawiła się McGonagall i jeden z aurorów. Zaatakowali trzyosobową grupkę i wkrótce ich obezwładnili.
 – Parkes nie jesteś w stanie, wracaj do pubu! – Surowy ton profesorki rozbrzmiał w jej głowie. Spojrzała ponad nią i zauważyła czerwony błysk, który miał trafić w Minerwę. Ręka sama jej się poderwała, a z końca jej różdżki wytrysnął błękitny promień, który trafił w śmierciożerców przed nimi. Nie słyszała nic, widziała jedynie jak słudzy Voldemorta zamarli w bezruchu. Tępy ból w skroniach sprawiał, że miała wrażenie, że głowa jej eksploduje.
William patrzył na to z niedowierzaniem. Obok niego stał auror, który walczył z nim w parze, ale teraz wyglądał na równie zdezorientowanego, co on sam.
 – Moja dziewczynka. – Kartney mruknął cicho pod nosem i się zaśmiał. Spojrzał na Katherinę, która stała z opiekunką Gryfonów. Wiedział, co za chwilę nastąpi i szybko podbiegł do nich. Wziął ją pod ramię i przytrzymał, poczuł jak bezwiednie osuwa się na nim.
 – Zabierz ją stąd, to już koniec. – Kiwnął głową, a on wziął ją na ręce. Słodko ciążyła mu na rękach, poczuł łzy pod powiekami i zaśmiał się delikatnie. Wygrali.
*******
Lily pochylała się nad kociołkiem, przechyliła fiolkę z krwią salamandry i poczuła dumę, jak eliksir zmienił kolor z różowego na zielony. Od ponad trzech godzin siedziała w sali od eliksirów i pomagała Slughornowi w przygotowaniu odpowiednich eliksirów. Na szczęście udało się obronić wioskę, ale wiele osób było rannych. W Skrzydle Szpitalnym przebywali uczniowie, którzy najbardziej ucierpieli i na całe szczęście kilka łóżek było jeszcze wolnych. W Wielkiej Sali natomiast były osoby z mniej poważnymi obrażeniami i czekali oni jedynie na Eliksir Wiggenowy lub Eliksir Wzmacniający. Ucieszyła się, kiedy Slughorn przyjął jej pomoc, dzięki temu mogła pomóc wszystkim tym, którzy ucierpieli. W ten sposób, Slughorn mógł szybciej przygotować miksturę dla Katheriny, która jak zwykle zemdlała.
Lily nie widziała wszystkiego, ale wiedziała, że to dzięki jej przyjaciółce udało się obronić Hogsmeade. Minęło pięć godzin odkąd wróciła stamtąd. Od razu doczepiła się do Slughorna i Pomfrey. Nie wiedziała nawet co z niej przyjaciółmi. Widziała, że Dorcas i Jane są całe i zdrowe. Remus chyba miał kilka zadrapań. Syriusz, mimo że od początku był na czele pojedynków, był bez zadrapań. William miał paskudną ranę na przedramieniu. A James... Westchnęła cicho. Przez krótką chwilę widziała go i miała ochotę podbiec, mocno go objąć. Odetchnęła z ulgą, gdy zobaczyła jego zmęczoną, zadrapaną twarz i połamane okulary. Dostrzegła, że szuka kogoś w tłumie. Na moment zawiesił na niej wzrok i zdawało jej się, że ucieszył go jej widok. Ale znów zaczął się oglądać i wiedziała, że to tylko jej wyobraźnia.
Delikatnie mieszała w kociołku, czując coraz dokuczliwszy ból w ramieniu. Spojrzała na swój zasiniaczony, wybity obojczyk. Oberwała zaklęciem i niefortunnie upadła na ziemię.
 – Profesorze, już gotowe. – Odwróciła się do Slughorna, który mieszał w swoim kociołku.
 – Zdejmijcie kociołek ostrożnie z ognia i połóżcie na stojaku. – Powiedział profesor do aurorów siedzących przy ławce. – Lily, w biurku są fiolki. Przelej całość do nich i zanieś do Skrzydła Szpitalnego. Powiesz pani Pomfrey, że eliksir dla panny Parkes będzie za pół godziny.
 – Dobrze. – Zabrała się do napełniania fiolek i układania ich w skrzynce. Cieszyła się, że aurorzy zostali, bo była pewna, że nie poradzi sobie z doniesieniem wszystkiego do Wielkiej Sali. Ustawiła ostatnią fiolkę z Eliksirem Wiggenowym w skrzynce i jednym zaklęciem wyczyściła kociołek.
 – Dobra robota Lily. – Profesor posłał jej ciepły uśmiech. – Girdy, Bordford, weźcie skrzynki i zanieście do Wielkiej Sali. A ty Lily masz iść do Skrzydła z tym obojczykiem. Miejmy nadzieję, że nie jest za późno na nastawienie.
 – To nic profesorze. Cieszę się, że mogłam pomóc. – Uśmiechnęła się do niego i wyszła wraz z aurorami z sali.
 – Zdolna z ciebie dziewczyna. – Pochwalił ją Girdy. Mógł być niewiele starszy niż Charlus Potter.
 – Co będziesz robiła po zakończeniu szkoły? – Zapytał ją Bordford. Lily od razu poczuła do niego sympatię. Bardzo przypominał jej ojca.
 – Zamierzam się dostać na kursy medyczne. – Uśmiechnęła się z wdzięcznością za pochwały. – Chciałabym być Mistrzem Eliksirów w Mungu.
 – I na pewno będziesz. – Zapewnił ją Girdy. Przystanął przy schodach, gdzie mieli się rozdzielić. – Powodzenia, Lily Evans.
 – Czas teraz, żebyś pomogła sobie. – Bordford spojrzał na nią uważnie. – Do zobaczenia.
 – Dziękuję. – Uśmiechnęła się do nich i wspięła się na pierwsze stopnie. – Do widzenia.
*******
 – Dorcas! – Meadows odwróciła się do swojej babci. Stephanie podeszła do niej i przytuliła mocno.
 – Tak się bałam! Nie pozwolili mi iść do Hogsmeade. Musiałam zostać w razie ataku na szkołę. – Wytłumaczyła drżąc w ramionach wnuczki.
 – Babciu... – Brunetka uśmiechnęła się z czułością do niej. – Nic mi nie jest.
 – Wiem... Powiedzieli mi jaka byłaś wspaniała. – Dziewczyna zarumieniła się nieco. – Ale pamiętaj, żeby trzymać jak najmocniej różdżkę. Co z ręką?
 – Dobrze. – Uśmiechnęła się lekko i uniosła dłoń przed siebie. – Boli bardzo, ale wypiję eliksir i naprawi się.
 – Pani Pronton! – Stephanie odwróciła się do stołu nauczycielskiego, skąd wołał ją jeden z francuskich pedagogów.
 – Porozmawiamy potem. – Pogładziła jej policzek i oddaliła się. Dorcas odwróciła się w stronę ławek. Nie było żadnej z przyjaciółek. Jessica musiała iść do Pokoju Wspólnego, Jane jako prefekt musiała patrolować korytarze, Katherina wylądowała w Skrzydle, a Lily dołączyła do Slughorna. W Wielkiej Sali mieli zostać ci z drobniejszymi obrażeniami i ci co walczyli. Nikt poza tym.
 – Meadows! – Usłyszała jak ktoś krzyczy jej nazwisko. Serce prawie stanęło jej w miejscu.
 – Czego chcesz Black? – Odwróciła się powoli przybierając obojętną pozę.
 – Widziałaś Evans? – Zapytał, kiedy stanął naprzeciwko.
 – Nie. – Odpowiedziała od razu. Dostrzegała, że jego oczy wędrują prawie po całym jej ciele. Zatrzymał się dłużej na jej spuchniętej prawej dłoni, a potem na zdartych kostkach u lewej dłoni.
 – Nic mi nie jest. – Powiedziała cicho. Spuściła wzrok chcąc jak najszybciej skończyć ich rozmowę.
 – To dobrze. – Spojrzała mu w oczy i poczuła niemiłosierny uścisk w piersi. Widziała, że mu ulżyło.
 – Dorcas. – Chwilę trwało nim przeniosła wzrok na Jamesa.
 – Hej, James. – Rzuciła niby na luzie.
 – Dobrze, że nic ci nie jest. – Uśmiechnął się do niej i poprawił potłuczone okulary.
 – Reparo. – Wycelowała w jego oprawki i okulary były jak nowe. – Nie nauczyłeś się jeszcze?
 – I kto to mówi? Pojedynek u czarodziei, polega na trzymaniu w ręku różdżki, a ty ją zgubiłaś. – Wytknął jej James, a ona roześmiała się. Powoli jej ciało rozluźniało się. Nie rozmawiała z nim od prawie trzech tygodni.
 – James, każdy sobie radzi jak może. – Spojrzała na Syriusza, który nie spuszczał z niej wzroku. – Poza tym, znalazłam swoją różdżkę. Wyślizgnęła mi się.
 – Proponuję, żebyś smarowała dłoń klejem. – Zmrużyła oczy, kiedy jej były chłopak powiedział złośliwym tonem.
 – Proponuję, żebyś smarował usta klejem. – Rzuciła równie złośliwie.
 – Chodź James... Musimy znaleźć nasze dziewczyny. Jesteśmy teraz bohaterami. – Zaśmiał się Łapa i poklepał przyjaciela po plecach. Dorcas czekała aż odejdą. Prychnęła pod nosem i kopnęła ławkę. Cholerni farciarze. Jedyne szkody u Syriusza, to potargane włosy, a u Jamesa złamane okulary i kilka otarć na twarzy. Nic poważnego. A ona? Prawa dłoń paliła ją z bólu, ale nie kwalifikowała się o Skrzydła Szpitalnego. Usiadła na ławce i znudzona zaczęła liczyć świece nad sobą.
*******
Słyszała ciche głosy w swojej głowie. Słyszała przesuwane przedmioty po podłodze, otwierane i zamykane drzwi, kroki.
Potem poczuła ciepło, szczególnie na jej dłoni. Ktoś ją trzymał za dłoń i ani na chwilę nie puszczał. Otworzyła oczy i pierwsze co zobaczyła, to niebieskie oczy, które się w nią wpatrywały.
 – Udała nam się pierwsza randka, nie ma co. – Powiedziała zachrypniętym głosem. William pocałował ją w czoło i zaśmiał się miękko. Trzymał usta na jej czole.
 – Tak się bałem. – Poczuła ciepły oddech i mimowolnie rozluźniła mięśnie.
 – Ja bardziej. – Pogładziła jego policzek, kiedy odsunął się nieco. Łzy zasłoniły jej widok i poczuła na policzkach ich wilgoć.
 – Hej, Katy. – Usiadł obok niej i wziął ją w ramiona. Cicho zaszlochała, kiedy ciasto otulił ją swoimi ramionami. – Uratowałaś mnie.
 – Och... – Odsunęła się od niego i otarła łzy. – Nigdy więcej mi tego nie rób.
 – Nie chciałem. – Usiadł na krześle, nadal trzymając jej dłoń. – Byłaś niesamowita.
 – Trochę za późno. – Mruknęła niezadowolona. Za długo trwało nim jej zdolności dały o sobie znać. Nieprzyjemny dreszcz przeszył jej ciało. Patrzyła na Kartney'a i miała ochotę dalej płakać. Prawie go straciła... Słyszała jak jeden ze śmierciożerców zaczyna wypowiadać mordercze zaklęcie, na szczęście nie udało mu się skończyć. Patrzyła na niego uważnie szukając obrażeń. Pamiętała, że widziała krew, która skapywała na śnieg.
 – Nie myśl o tym, proszę cię. – Ścisnął mocniej jej dłoń, a ona znów spojrzała mu w pełne troski oczy.
 – Co z twoją ręką? – Zapytała i usiadła na łóżku.
 – Już dobrze. Miałem dość sporą ranę, ale Pomfrey już mnie opatrzyła. Będę miał bliznę. – Uśmiechnął się do niej dumnie. Parsknęła śmiechem, ale jęknęła, kiedy zaburczało jej w brzuchu. – Boli cię coś?
 – Nie... Chyba nic mi nie jest. Jestem tylko głodna. – Wyszeptała, ale nagle wyraz jej twarzy zmienił się. – Ile czasu byłam nieprzytomna?
 – Z cztery godziny. Pomfrey nie znalazła żadnych obrażeń, ale kazała Slughornowi przygotować dla ciebie eliksir, żebyś od razu stanęła na nogi. – Patrzyli na siebie przez chwilę w ciszy. Czuła jak poci jej się dłoń, akurat ta, którą trzymał William. – Jesteś niesamowita Katherina. Nigdy nie zapomnę, co zrobiłaś.
 – To na pewno. – William szybko puścił jej dłoń, a Katherina usiadła prosto. Zza parawanu wyszedł średniego wzrostu mężczyzna. Poczuła smutek widząc jego twarz naznaczoną bliznami. Słyszała o nim i to dużo. Był żywą legendą i mimo że, do tej pory jeszcze go nie widziała na żywo, był jej idolem... Chciała być jak on. Może niekoniecznie z tyloma bliznami. Podsunął wózek do łóżka. – Zapakuj ją.
 – Tylko mnie nie torturuj. – Mruknęła cicho pod nosem i skrzywiła się lekko, kiedy William wziął ją na ręce i posadził na podstawionym wózku. Żebra nieco ją bolały, ale przynajmniej nie były złamane.
 – To zależy od tego jak będziesz współpracowała. – Powiedział Moody i zaczął prowadzić jej wózek do gabinetu Pomfrey. Parkes rozejrzała się po Skrzydle i z ulgą stwierdziła, że nie wszystkie łóżka są zajęte. Zatem atak śmierciożerców nie przyniósł zbyt dużo rannych osób.
 – Ci z delikatnymi zranieniami są w Wielkiej Sali. Tutaj są ciężkie przypadki. – Alastor zamknął drzwi i zasunął żaluzje w okienkach z widokiem na salę. – Mów.
 – Byłam z Williamem w pubie Pod Trzema Miotłami. Nie zdążyłam nawet wypić połowy piwa, kiedy wbiegła jakaś dziewczyna z krzykiem, że w wiosce są śmierciożercy. Od razu wybiegłam na zewnątrz i wpadłam na Remusa Lupina. Powiedział, że wszystko zaczęło się w Gospodzie Pod Świńskim Łbem. Wcześniej dołączył William, potem Lily Evans, Dorcas Meadows, Syriusz Black, James Potter i Jane Elliot. Widzieliśmy dym palących się domów i ludzi, którzy szukali schronienia w sklepach, czy też domach. Słyszeliśmy krzyki. Było wiadomo, że prędzej, czy później dotrą do centrum wioski. Jane nam powiedziała, że pomogła zawiadomić profesorów. Jak na złość nikogo nie było w wiosce, a powinni być, bo przecież dużo uczniów było w Hogsmead. Dorcas rzuciła jakieś zaklęcia ochronne na pub i się rozdzieliliśmy. James, Syriusz, Will i ja byliśmy na przodzie, ponieważ dobrze sobie radziliśmy w pojedynkach z szkole. Remus i Dorcas za nami. Mieli zając się niedobitkami. Lily i Jane tuż przed pubem. Do Hogsmeade co chwilę teleportowali się śmierciożercy. Widziałam, że kilku mieszkańców broni wioski. My staraliśmy się, żeby nie dostali się do pubu. Nie dawaliśmy rady. – Wzięła głęboki wdech i pomasowała skroń. Miała obolałe gardło i chrypę. Niestety nie zauważyła nigdzie żadnego picia. – Pewnie już pan wie, że mam pewne zdolności. Na początku nie udało mi się ich wywołać, zapewne dlatego, że się bałam. Co innego na zajęciach, a co innego w praktyce. William się potknął i stracił możliwość obrony. Ja wiem, że mordercze zaklęcie jest ciężko poprawnie rzucić. Pewnie, gdybym teraz je na pana rzuciła, to dostałby pan trądziku, ale wiem, że Voldemort, to potrafi i uczy śmierciożerców, jak poprawnie rzucać to zaklęcie. A ktoś chciał go rzucić na Williama. Poza tym... Chyba to ważne. Oni wiedzieli, że Dumbledore uczy go animagii, to znaczy, chyba nie wiedzieli, że dokładnie tego. Nazwali go pupilkiem Dumbledore'a. I kiedy ten śmierciożerca rzucał na niego zaklęcie, to moje zdolności dały o sobie znak. Odrzuciło ich na budynek za nimi i stracili przytomność. Potem pamiętam jak przez mgłę, że odrzuciło też innych, że pojawili się aurorzy i nauczyciele. McGonagall coś do mnie mówiła i widziałam, że ktoś w nią celuje. Potem nie pamiętam.
 – Musisz to opanować Parkes. – Rzucił Moody i usiadł na fotelu. Patrzył na nią uważnie. – Nic nie pominęłaś.
 – Starałam się. – Rzuciła cicho. – Wie pan, co z moimi przyjaciółmi?
 – Nic im nie jest. – Wstał, nie spuszczając z niej wzroku. – Dumbledore i Potter powiedzieli mi o tobie jakiś czas temu. Nauczyciele pojedynku potwierdzili te informacje. Leven miał dać ci wyraźnie do zrozumienia, że masz ćwiczyć...
 –...Minął dopiero miesiąc. Staram się jak mogę. Dwa razy w tygodniu ćwiczę to z Parkersonem i Williamem i ostatnio się udawało. Wiem, że muszę ciężko pracować i robię to. – Przerwała mu, czując irytację.
 – Staraj się bardziej. Wkrótce dostaniesz bardziej wymagających przeciwników. Tylko muszę przekonać do tego Dumbledore'a. – Poruszył się niespokojnie. – I twojego ojca.
 – Mojego ojca? – Uniosła brwi zdziwiona. Nie miała pojęcia, że rodzice wiedzą, co się z nią dzieje.
 – Jest naprawdę ciężkim przypadkiem racjonalisty i strasznie boi się powtórki z pierwszej wojny. Może gdyby był aurorem, byłby bardziej otwarty na dziwne zjawiska i mniej martwiłby się o ciebie? Niewątpliwie jesteś dziwnym zjawiskiem. – Przez chwilę wydawało jej się, że się do niej minimalnie uśmiechnął. – Wyćwicz to Parkes.
 – Dobrze, panie Moody. – Kiwnęła głową, czując wzrastające poczucie wątpliwości i niepewności. Nie była taka dobra jak przypuszczała. Musiała jeszcze ciężej pracować, a czasu miała coraz mniej.

6 komentarzy:

  1. Rozdział cudowny, wiele bardzo się działo, cały ten pojedynek mega wciągający! Cieszę się, że nic więcej im się nie stało! Ciekawa jestem bardzo relacji Dorcas i Syriusza.. jak to wszystko potoczy się dalej!
    Pozdrawiam i czekam na więcej! :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hej,
      dziękuję bardzo za miłe słowa.
      W następnych rozdziałach będzie więcej scenek z nimi, także będziesz zadowolona!
      Również pozdrawiam!
      SBlackLady

      Usuń
  2. Mega się cieszę, że dalej wstawiasz rozdziały! Twoje opowiadanie jest bardzo wciągające, całym sercem kibicuję bohaterom. Życzę weny ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hej,
      cieszę się, że Ci się podoba.
      Mam teraz więcej czasu i systematycznie będę coś wstawiała. Na szczęście wena dopisuje, więc rozdział następny wstawię koło 15 marca :)
      Pozdrawiam!
      SBlackLady

      Usuń
  3. Jestem z powrotem <3
    Jejciu, jak mi serce waliło jak to czytałam!
    Całe szczęście, że nikomu nic poważnego się nie stało.
    Katherina to mój mistrz <3
    Konfrontacja Syriusza i Dorcas boska! Boli mnie serce, że nic więcej się nie podziało, ale no na wszystko trzeba czasu, wiem :)
    Chyba jeszcze dzisiaj coś poczytam :)
    Buziaki! :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Chyba każda konfrontacja Syriusza i Dorcas (do końca szkoły) będzie bardzo iskrząca :)
      Cieszy mnie Twoja wytrwałość <3 chyba moim hobby stanie się odpowiadanie na Twoje komentarze.
      I nadal bardzo się raduję, że podoba Ci się praktycznie każdy rozdział *.*
      Buziaki :*

      Usuń

Cześć Drogi Czytelniku!
Jeśli przeczytałaś/eś rozdział, podziel się ze mną swoją opinią i uwagami.
Przyjmuję konstruktywną krytykę – ale pamiętaj, żeby zachować kulturę wypowiedzi.
Jedna obelga, to jeden smutny labrador!

Masz jakieś pytania?
Czegoś nie pamiętasz lub nie do końca wiesz, co autorka miała na myśli?
Zapytaj o to w komentarzu – SBlackLady zawsze odpisuje!

KATHERINA (78) JESSICA (68) SYRIUSZ (67) JAMES (63) LILY (62) JANE (54) DORCAS (50) REMUS (47) ANGLIA (42) WILLIAM (42) ADALBERT (40) PAUL (38) TOBIAS (37) ZAKON FENIKSA (35) AUROR (31) MOODY (29) HOGWART (25) BONES (21) CHARLUS (20) DUMBLEDORE (19) AUSTRALIA (18) DOREA (18) MEADOWS (17) ŚMIERCIOŻERCY (15) POTTEROWIE (14) PARKESOWIE (13) CAROLINE (12) KURSY (11) MISJA (11) DAGNY (10) MCGONAGALL (10) INNE SZKOŁY (9) LISTY (9) ORGANIZACJA (9) informacja (9) LARS (8) PAESEGOOD (8) ROBERT (8) ELIZABETH PRONTON (7) TORIN (7) WAKACJE (7) REGULUS (6) ŚWIĘTA (6) ANN (5) HENRY (5) ROSJA (5) SNAPE (5) STANY ZJEDNOCZONE (5) VOLDEMORT (5) WALKA (5) 18+ (4) CLARE (4) GREGORY (4) OKLUMENCJA (4) PATRONUSY (4) POJEDYNEK (4) STEPHANIE (4) ŚLUB (4) ANDROMEDA (3) HUNCWOCI (3) KARTNEY'OWIE (3) MECZ (3) QUIDDITCH (3) BEATRISHA (2) IMPREZA (2) LAGERE (2) MICK (2) OIGHRIG (2) PIERWSZA WOJNA CZARODZIEJÓW (2) WIELKANOC (2) FRANCJA (1) HOGSMEADE (1) JACK (1) JULIETTE (1) KONKURS (1) NOC DUCHÓW (1) OWUTEMY (1)
Theme by Lydia | Land of Grafic