26.03.2019

*56 cz. 1*

Syriusz odłożył na stół Proroka Codziennego i dopił kawę, mając nadzieję, że szybko go rozbudzi. Spojrzał na zegar, który wskazywał godzinę siódmą i postanowił, że to już czas na odwiedziny u brata.
Kilka dni wcześniej postanowił spotkać się z nim, bo miał nadzieję, że młodszy Black wie coś na temat Remusa.

Znalezienie Regulusa nie było trudnym zajęciem, bo dowiedział się od Andromedy, że jego brat pracuje w sklepie Jady i trucizny Shyverwretcha na ulicy Śmiertelnego Nokturnu. Udało mu się ustalić, że nie jest sprzedawcą, a twórcą asortymentu. Dowiedział się też, że w soboty pomiędzy siódmą a ósmą mają dostawy, więc udał się na Pokątną, żeby spotkać się z bratem.
Wszystkie sklepy były pozamykane o tej porze i nieliczni, mijający go czarodzieje rzucali mu podejrzliwe spojrzenia.
Minął studio z dermagrafikami w którym pracował Adalbert i wszedł w ulicę Śmiertelnego Nokturnu. Czuł, że tutaj nikt nie będzie na niego patrzył spod byka.
Nie mógł powstrzymać delikatnego uśmieszku, bo poczuł sentyment do tego miejsca. Za dzieciaka często tu bywał z rodzicami i wtedy ulica wydawała mu się straszna. Teraz uważał, że jest bardzo niepokojąca, ale na pewno nie aż tak, jak te kilkanaście lat temu.
Naciągnął kaptur peleryny, aby ukryć swoją twarz. Nie chciał być rozpoznany, a jednak nie wiedział, czy ktoś go tu przypadkiem nie dostrzeże. Chciał też uniknąć ewentualnego spotkania z patrolem aurorów. Wiedział, że dopóki obie dłonie ma na widoku, to nie powinni go zatrzymać do wylegitymowania.
Poruszył prawą dłonią, bo różdżka, którą ukrył w rękawie przesunęła się i przez to mógłby mieć trudności z wysunięciem jej. Niby dobrze już wyćwiczył tę sztuczkę, ale wolał mieć ją ustawioną w jak najwygodniejszej pozycji.
Minął aptekę i kiedy był przy pubie Biały Wiwern przystanął, i oparł się o ścianę budynku, aby obserwować sklep naprzeciwko.
Przed drzwiami stały skrzynie i po chwili wyszło dwóch pracowników. Wnieśli oni największą skrzynię do środka, ale nie zamknęli za sobą drzwi.
Rozejrzał się na boki, czy przypadkiem ktoś go nie obserwuje i ruszył, gdy kilku czarodziejów przeszło obok.
Stanął przy skrzyniach i udawał, że z zainteresowaniem przygląda im się.
– Towar nie jest jeszcze na sprzedaż. – Usłyszał i zerknął w stronę drzwi, w których stał pracownik sklepu. Syriusz włożył lewą dłoń do kieszeni i wyciągnął z niej garść złotych galeonów.
– Mam interes do Blacka – powiedział, mając nadzieję, że dobrze gra potencjalnego klienta, który chciałby coś zlecić.
– Zapraszam pana do środka. – Mężczyzna praktycznie ukłonił się przed nim i otworzył szerzej drzwi. Syriusz pewnie wkroczył do środka i nadal nie ściągając kaptura z głowy, rozejrzał się po wnętrzu.
Sklep wystrojem nie różnił się od innych sklepów z eliksirami. Tuż przy ścianach, od podłogi aż po sufit ciągnęły się półki wypełnione buteleczkami i fiolkami o różnych wielkościach, i o różnorodnych kolorach zawartości.
Lada za którą stali sprzedawcy była w kształcie litery "L". Na półkach za nią umieszczono trucizny.
Na środku sklepu ustawiono stoiska z koszykami i słojami, w których były różnego rodzaju składniki eliksirów.
– Paniczu Black! – zawołał pracownik idąc w kierunku drzwi, które znajdowały się za ladą. Po chwili wyszedł z nich jego młodszy brat.
Regulus przystanął, widocznie zdziwiony jego obecnością. Wytarł dłonie w materiałowe wstawki jego skórzanego kitla i zbliżył się do lady. Wydawało mu się, że brat urósł o kilka cali odkąd widział go ostatnim razem. Prawie półtora roku.
– Proszę, proszę... – zaczął były Ślizgon, uśmiechając się do niego kpiąco. – Urodziny mam dopiero w październiku.
– Nie wiem, czy wtedy wpadnę, także wszystkiego najlepszego, braciszku – powiedział i podszedł bliżej lady.
– Czego tu szukasz? – zapytał Regulus mrużąc podejrzliwie oczy. – Bo na pewno nie trucizny. Dobrze wiemy, że...
– ...Trucizna jest bronią kobiet i słabeuszów – dokończył razem z nim. – Słyszałem, że masz ciekawych kumpli.
– Czyżbyś wreszcie chciał dołączyć do naszego grona? – spytał brat i Syriusz dostrzegł, że jest całkowicie poważny. – Chętnie przyjmujemy takich ludzi. Młody, zdolny i toujours pure[1]. Powiedz słowo i okaż skruchę, a zostaną ci wybaczone twoje słabości.
– Nie wiedziałem, że zajmujesz się rekrutacją nowych śmierciożerców – prychnął i poprawił kaptur. – Potrzebuję kilku informacji.
– Szukaj ich, gdzie indziej, braciszku – odpowiedział mu cicho, ale z nutką groźby w głosie.
– Przez wzgląd na stare, dobre czasy... – rzucił również z nutką groźby w głosie. – Pamiętasz naszą słodziutką sąsiadkę? Jak jej było... Gwen? Glenn?
– Myślisz, że ktoś ci uwierzy? – syknął Regulus, a on klasnął w dłonie.
– Irene! Irene Wadsworth! Słodka mugolka Irene... – zaczął, a brat syknął na niego, żeby mówił ciszej. – Myślę, że każdy mi uwierzy, Reggie. Wydaje mi się, czy akurat la petite mort[2], to rodzaj śmierci, której nie stosujecie na mugolach? Jaka jest kara za tego typu zbrodnię?
– Zamknij się! – wysyczał były Ślizgon, a on uśmiechnął się kpiąco.
– Czy wiesz coś o zaginięciu Remusa? Kręcił się wokół wilkołaków.
– Nie mogę ci pomóc. Jak wiesz, nie mam ręki do zwierzątek i się nimi nie zajmuję – powiedział. Przez chwilę mierzyli się wzrokiem i uwierzył mu. – Dla własnego dobra nie wpadaj z kolejną wizytą, traître à son sang[3]!
– Zachwycasz uprzejmością, zupełnie jak nasza nieodżałowana mamusia. Dowiedz się czegoś, a może zapomnę o Irene.
*******
Ze stanu otępienia wyrwał go dźwięk uderzania metalem o metal. Ostrożnie otworzył oczy, obawiając się zbyt intensywnego światła.
Oczy zaszły mu łzami, ale w końcu przyzwyczaiły się do panującej jasności. W piwnicy zapalono wszystkie pochodnie, a to oznaczało jedno: mieli gości.
Ciche kroki odbijały się echem od podłogi, a ten czysty dźwięk metalu stawał się coraz głośniejszy.
Skulił się i przesunął bliżej zimnego muru, gdy dostrzegł pierwszą z postaci.
Antonin Dołohow wsunął klucz do zamka i przekręcił go, otwierając jego celę. Obok śmierciożercy stanęła Bellatriks Lestrange, piękna jak zwykle. Twarz jego gospodarza była nieprzenikniona, natomiast ona uśmiechała się pogardliwie.
Dźwięk nie ustępował i dopiero po chwili dostrzegł, że kobieta uderza ostrzem swojego sztyletu o kratę celi.
Przełknął ślinię, ale uścisk w gardle nie ustępował.
Prawie całym swoim prawym bokiem wciskał się w wilgotną i zimną ścianę. Znieruchomiał ze strachu, gdy Dołohow zrobił pierwszy krok w jego stronę i po chwili, wraz z Bellatriks, zbliżyli się do niego. Kilka zamaskowanych osób nadal czaiło się poza celą i przez myśl przebiegło mu jedno słowo.
Koniec.
Skupił się jeszcze bardziej niż przez ostatnie tygodnie. Wciągnął powietrze, charcząc przy tym.
– Cii, wilczku – wyszeptała Lestrange, niemal z czułością.
Crucio! – Niemiłosierny ból przeszył jego ciało i trwał w tym uczuciu przez kilka sekund. Czuł się, jakby jego skóra była zbyt ciasna i miała się za chwilę rozerwać. Nagle ból ustał, a on zorientował się, że już nie leży przy ścianie, a na środku celi.
Poczuł tępy ból w skroniach i siłą woli starał się wypchnąć ze swojej głowy intruza.
Crucio! – Tym razem usłyszał kobiecy głos wypowiadający klątwę i darł się w niebogłosy, czując jeszcze większy ból przeszywający jego ciało, jakby ktoś powoli wsadzał mu w miejsce wszystkich kości żelazne, rozgrzane do czerwoności pręty, które powoli wypalały jego wnętrzności.
Legilimens! – Usłyszał przez wrzask własnej agonii i mimo niemiłosiernego bólu kolejny raz, ostatkiem woli ochronił swoje myśli.
Crucio! – Trzecia fala bólu była najsilniejsza, bo przez półprzymknięte powieki dostrzegł dwa czerwone promienie zmierzające w jego stronę. Przez chwilę miał wrażenie, że serce mu stanęło, ale ono dosłownie kłuło go i z początku miał nadzieję, że wyrwą go z piersi i zgniotą, ukracając mu tym samym męki.
Słyszał swój własny wrzask, ale jakby należał do kogoś innego.
Czuł, jak skóra na plecach rozrywa się, a połamane kości rozrywają też inne części ciała i nagle wszystko ustało.
Miał wrażenie, że oczy ma otwarte, ale nic nie widział. Dopiero po chwili czerwone plamki, jakby zalały jego spojrzenie i w ciemnościach widział tylko to.
Zabij mnie. – Usłyszał swój własny głos w głowie, jakby mówił do kogoś.
Czaszka boleśnie zaciskała się na jego mózgu i wtedy zrozumiał, że nie jest tam sam.
Widział Kwaterę Główną i resztką sił spróbował przegonić intruza, ale wtedy poczuł palący ból w lewym udzie i dziwne ciepło, zalewające jego nogę.

Stał z boku i obserwował samego siebie, siedzącego w Pubie pod Trzema Miotłami. Siedział na tyłach sali i obserwował, jak pub zapełnia się od uczniów, którzy mogli tego dnia wyjść do wioski. Scena powoli przyspieszyła i zwolniła, gdy podszedł do niego Albus Dumbledore.
– Wybacz, Remusie, że czekasz, ale kilku uczniów urządziło bitwę na śnieżki i to nieco spowolniło mój spacer. – Dyrektor zachichotał i usiadł naprzeciwko, ściągając przy tym kapelusz, z którego spadło na podłogę trochę śniegu.
– Nie czekam długo – odpowiedział Remus i wyciągnął przed siebie rulonik pergaminu. – To wszystko, co zdołałem ustalić, profesorze.
– Dobrze... – Dyrektor nawet nie rozwinął pergaminu, tylko schował go do wewnętrznej kieszeni peleryny. – A jak się ma twoja podopieczna?
– Dagny tropi innych. Jest przekonana...
– NIE! – wrzasnął i scena, jakby rozmyła się.

Przez chwilę trwał w odmętach swojego umysłu, czując, że nadal nie jest tam sam.

Zacisnął oczy, gdy letnie słońce oślepiło go przez szybę. Był w domu.
Usłyszał wołanie matki i wyszedł z pokoju, aby przywitać profesora. Wymiana uprzejmości przyspieszyła. Patrzył jak kilkunastominutowa herbata i rozmowa jego, matki i dyrektora mija w kilka sekund, i myśl dopiero zwolniła, gdy zaczął prowadzić dyrektora do swojego pokoju.
Dumbledore usiadł na fotelu, a on na krześle przy biurku i słyszał swoją opowieść o tym, że Dagny jest już w stadzie i wkrótce też go tam zabierze.
Obraz znów przyspieszył, gdy dyrektor i on szkolili jego oklumencję.
– Bardzo dobrze, Remusie. Jesteś bardzo pojętnym i zdolnym uczniem. – Głos dyrektora przepełniony był pochwałą i ciepłem. Wtedy tego tak silnie nie odczuł, ale teraz to chwyciło go za serce, bo tak dawno nie czuł pozytywnych uczuć. – Jesteś gotowy na kolejny etap.
– Legilimencja?
– To też, aczkolwiek może ktoś inny mnie wyręczy, bo muszę skupić się na szkole, ale... – Dyrektor wyjął z kieszeni zwitek pergaminu. – Zastanawiałeś się czasami, jak udaje nam się utrzymać w ryzach Zakon mimo, że mamy tak dużo indywidualności, między którymi może dojść do zgrzytu?
– Szanują pana.
– Mnie, Czarnego Smoka i wielu innych, którzy mają wpływ na działania Zakonu. Gdyby nie to, byłaby nas garstka, a jak wiesz cenimy sobie ludzi. Rozwiń pergamin, Remusie – polecił dyrektor, a on rozwinął część ruloniku. – Ale cenimy też złoto. Bez złota nie byłoby informacji. Bez złota nie byłoby milczenia. Bez złota nie byłoby wsparcia dla misji. Bez złota nie mielibyśmy szans na opór.
– Bonesowie, Potterowie, Longbottomowie, Paesegoodowie... – zaczął cicho.
– Starcy, którzy nie mają wielu sił do walki, służą nam w inny sposób – rzucił z lekkim rozbawieniem dyrektor i teatralnie pogładził swą brodę. – Stawiamy na młodych, Remusie. Potrzebujemy kogoś, kto będzie trzymał pieczę nad ludźmi i szybko zorientuje się, gdy kogoś nam braknie. Potrzebujemy ciebie.
– Mnie?
– Tak, twoje miejsce jest w dowództwie.
*******
Bardzo lubiła te dni, kiedy miała różne ćwiczenia z panią Doreą i panią Caroline. Obie były niesamowicie ciepłe, cierpliwe i nie traktowały jej jak idiotki. Zachęcały ją do praktyki i spokojnie tłumaczyły jej zagadnienia z różnych dziedzin magii, czy to podstawy uzdrawiania, czy zaklęć.
Tego dnia było inaczej, bo Adalbert również był obecny na tych zajęciach, co ją nieco zdziwiło, ale i też onieśmieliło. Nadal nie wszystko jej wychodziło i nie chciała mieć świadków swojej kompromitacji.
Poczuła większe zdenerwowanie, gdy kilka minut później na strych Kwatery Głównej weszły Mary Macdonald i Meredith Bode.
Ucieszyła się, że jest też Meredith, bo dziewczyna, tak jak ona i Bert, pracowała na Pokątnej, więc umilili sobie czas oczekiwania pogawędką i plotkami o miejscu ich pracy.
Wstała z krzesła, gdy pani Dorea i pani Caroline wreszcie weszły do pomieszczenia.
Prawie od razu zaczęli ćwiczenia i poczuła, jak żołądek podchodzi jej do gardła. Stała naprzeciwko Adalberta i czekała aż rozpocznie pojedynek.
Nie usłyszała, jak wypowiada zaklęcie i czerwony promień ugodził ją w pierś. Poleciała do tyłu i z jękiem upadła na podłogę, i przez chwilę nie wiedziała, co się dzieje.
Chwyciła dłoń przyjaciela, bo podszedł do niej i podał jej rękę.
– Mogłeś mnie uprzedzić – wystękała i otrzepała ubranie z paprochów.
– Musisz być gotowa też na taki atak. Nic ci nie jest? – zapytał patrząc w jej oczy, jakby szukał oznak, że coś się jej stało.
– Wszystko dobrze.
– Teraz nie będę używał zaklęć niewerbalnych, więc uważaj, dobrze? Możesz oberwać trochę mocniej niż przed chwilą – poradził, a ona skrzywiła się.
– To akurat wiem – mruknęła pod nosem, bo to była jedna z jej pierwszych lekcji. Zaklęcia niewerbalne mogły działać nieco słabiej, niż te wypowiedziane na głos.
– Gotowa? – zapytał. Wzięła głęboki oddech i wypuściła spokojnie powietrze. Poczuła się nieco lepiej, ale nadal czuła delikatny stres, bo pani Caroline uważnie ją obserwowała.
– Gotowa.
Drętwota! – krzyknął.
Protego! – Machnęła różdżką i uśmiechnęła się, widząc jak czerwony promień uderza w niewidzialną tarczę, nie dosięgając jej. Mina jej zrzedła, gdy Adalbert ponownie przystąpił do ataku.
Expelliarmus! – Usłyszała i zanim zdążyła wypowiedzieć zaklęcie tarczy, różdżka wyleciała z jej dłoni i Bert zręcznie ją złapał.
Oddał ją bez słowa, jedynie uśmiechał się do niej ciepło, jakby chciał dodać jej tym samym wsparcia.
Znów stanęli naprzeciwko siebie.
Impedimenta! – krzyknęła i turkusowy promień rozproszył się tuż przed Adalbertem. – Miałeś nie używać niewerbalnych!
– Wybacz! – Roześmiał się, a ona ponownie rzuciła to samo zaklęcie, ale Adalbert znów użyl zaklęcia tarczy. – Drętwota!
Protego! – krzyknęła i od razu machnęła różdżką, ale nie wypowiedziała ani słowa. Żółtozielone iskry wyleciały z końca jej różdżki i ugodziły go w twarz.
– Nie wierzę! – krzyknął, zasłaniając twarz dłońmi i usłyszała jego zduszony śmiech.
– Upiorogacek? – Usłyszała dobrze znany jej, kpiący głos. Odwróciła się w stronę drzwi i wzruszyła jedynie ramionami.
Finite Incantatem! – Wycelowała w Adalberta, kiedy już jeden nietoperz wyleciał z jego nosa.
– Widać odrobiłaś pracę domową – powiedział do niej Edgar o wiele przyjaźniejszym tonem niż Leven. Zaśmiała się cicho, przypominając sobie, że nie potrafiła cofnąć skutków tego zaklęcia, gdy interweniowali u Madame Malkin.
– Kiedyś musiałam – odpowiedziała i spoważniała, gdy podeszła pani Caroline.
– Następnym razem znów zabierzemy się za pojedynki. Musisz być ostrożniejsza i nie odpuszczać, Jess, bo zrobiłaś postępy, ale łatwo się rozpraszasz – upomniała ją mama Katheriny i poczuła się trochę głupio, że słuchają tego Bones i Leven. – Chodźcie chłopcy. Trzeba ustalić kilka rzeczy.
– W porządku? – zapytała Jess, podchodząc do Adalberta, który nadal wydawał się być rozbawiony.
– W jak najlepszym! – zapewnił z entuzjazmem i poczuła się nieswojo, bo patrzył na nią dziwnym wzrokiem. Gdyby nie to, że wiedziała, jak to jest z nim i jego uczuciami, to pomyślałaby, iż się w niej zakochał. Pokręciła głową i spojrzała uważnie na panią Doreę, która poprosiła ich bliżej siebie.
– Jak wiecie, pilne informacje w Zakonie przesyłane są za pomocą patronusów i dziś zaczniemy się tego uczyć. Z tego co wiem, to chyba wam wszystkim udało się chociaż raz wyczarować cielesnego patronusa, ale tak dla przypomnienia spróbujecie, dobrze? – zapytała ich pani Potter, a ona kiwnęła, tak jak Bert i dziewczyny. – Adalbert?
Expecto patronum! – powiedział po chwili pewnym głosem i pojawiła się oślepiająca, srebrna poświata, która zaczęła formować się w jakiś kształt. Patrzyła urzeczona na dużego srebrnego zwierza, tak podobnego do konia.
– Kelpia? – zapytała Mary, a ona odpowiedziała kiwnięciem głowy. Kilka sekund później patronus zniknął i wyrwała się przed szereg, żeby spróbować.
Zrobiło jej się głupio, bo w ogóle nie pomyślała o najszczęśliwszym wspomnieniu i teraz stała przez moment z zamkniętymi oczami, i szukała właściwego wspomnienia.

Rozgrzała się po podróży z Hogwartu i nieco odświeżyła. Wyciągnęła szkicownik, ale szybko odłożyła go, gdy usłyszała hałas na parterze. Prawie przewróciła krzesło, gdy zerwała się z miejsca i biegiem pokonała korytarz, schody i część przedpokoju. Stanęła w wejściu do salonu i uśmiechnęła się delikatnie widząc Jo i Charliego oraz...
– Poznaj małą Jo, Jess – wyszeptała Jocunda i blondynka powoli podeszła do siostry, i ostrożnie wzięła na ręce opatulone dziecko.
– Jest taka malutka – szepnęła, patrząc na śpiącą siostrzenicę.

Expecto patronum! – powiedziała pewnie i spokojnie, ale nadal z zamkniętymi oczyma. Dostrzegła, że zrobiło się dużo jaśniej i uniosła powieki, aby spojrzeć, czy jej się udało. Otworzyła usta ze zdziwienia, widząc jaką formę przybrał patronus i czuła się mocno zdezorientowana.
– Przecież... – zaczął Adalbert, kiedy ona szarpnęła różdżką i patronus zniknął.
– Moim patronusem był lis – powiedziała i spojrzała na Doreę, szukając odpowiedzi.
– Kiedy ostatni raz przybrał formę lisa?
– Na siódmym roku – odpowiedziała i pani Dorea uśmiechnęła się do niej smutno.
– Czasami przez różne wydarzenia formy cielesnego patronusa mogą się zmienić, a od tamtego czasu przydarzyło ci się kilka złych sytuacji, Jess – wytłumaczyła i Cay zrozumiała, co miała na myśli. Faktycznie wiele się wydarzyło. – Porozmawiamy o tym później, dobrze? Teraz Mary.
Na chwilę wyłączyła się i nawet nie zarejestrowała jakie patronusy mają dziewczyny. Czuła, że coś jest nie tak z jej patronusem i odnosiła wrażenie, że gdzieś już spotkała się z czymś podobnym.
Uczucie niepokoju niemal ją sparaliżowało i usilnie starała sobie znaleźć jakiś punkt odniesienia do tej sytuacji.
– Jess? – Adalbert dotknął jej ramienia.
– Mam jakieś dziwne deja vu, nie jest to miłe uczucie, Bert – wyszeptała, tak, żeby tylko on ją usłyszał. Pokręciła głową, gdy chciał coś powiedzieć, bo Meredith już skończyła ze swoim patronusem i pani Potter wstała, żeby kontynuować ich naukę.
– Trudna część jest już za nami, ale niestety teraz nie będzie lekko. Ważna jest koncentracja na szczęśliwym wspomnieniu, ale też na tym, co chcecie przekazać i do kogo. Połączenie tego, to nieco trudna sztuka. Lubię porównywać ją do teleportacji. Cel, wola, namysł, zamieniamy na wola, cel, namysł. Na początku musicie od razu myśleć o tym, że to będzie patronus niosący wiadomość, więc należy dość szybko przywołać wspomnienie i praktycznie od razu pomyśleć nad treścią wiadomości. Im krótsza i konkretniejsza, tym lepiej. Później myślimy o celu. Najlepiej pomyśleć o osobie, a nie o miejscu, gdzie ten patronus ma się znaleźć. Na samym końcu używamy namysłu, przekazując tym samym naszą wcześniejszą wolę i cel w siłę zaklęcia, gdy je wypowiadamy oraz w to, aby zaklęcie osunąć w nicość, bo musi zniknąć i pojawić się gdzieś indziej – wytłumaczyła powoli pani Dorea. Wspomnienie, wiadomość, cel, namysł, zaklęcie. – Teraz pokażę wam dwa razy, jak to się robi. Za pierwszym razem będę postępowała powoli, ale za drugim trochę szybciej. Gotowi?
– Tak – powiedziała jednocześnie wraz z Mary i Meredith.
– Myślę o szczęśliwym wspomnieniu oraz o treści wiadomości, którą zamierzam posłać za pomocą patronusa do Caroline – zaczęła i Jess obserwowała jej skupienie. – Expecto patronum!
Srebrzystobiała foka pojawiła się dosłownie na trzy sekundy i zniknęła niczym pęknięta bańka mydlana.
– I już? – zapytała Meredith, a pani Dorea kiwnęła głową. Po chwili, przed panią Potter pojawiła się srebrna łuna i Cay starała się dostrzec kształt patronusa. Chomik?
– Świetna robota, Doreo. – Usłyszała głos pani Parkes i uśmiechnęła się szeroko, bo nie miała pojęcia, że to działa tak szybko.
– Dobrze, więc teraz zrobię to tak, jak zwykle. – Jessica nawet nie zdążyła skupić na niej ponownie wzroku, a pani Potter machnęła różdżką. – Expecto Patronum!
Jess spojrzała na Adalberta z przerażoną miną, bo czuła, że trudno jej będzie tego dokonać.
Przez następne pół godziny próbowali połączyć te wszystkie kroki. Pod koniec, miała ochotę cisnąć różdżką w kąt, bo nie udawało jej się nawet wyczarować cielesnego patronusa. Jedynie delikatna, srebrna mgiełka pojawiała się na końcu jej różdżki i szybko znikała. Pocieszające było to, że Mary i Meredith też nie wyczarowały cielesnego patronusa, ale miały tej mgiełki więcej.
Chciała też wyzywać Adalberta od kujonów, bo dość szybko załapał, o co w tym wszystkim chodzi.
Po zajęciach zeszli do kuchni i zjedli zupę, którą przyszykowała pani Caroline.
– Jak poszło, Jess? – zapytała ją matka Katy, a ona wzruszyła ramionami, bo nie wiedziała jak jej poszło.
– Chyba dobrze, jak na pierwszy raz – odpowiedziała po chwili. – Zmienił mi się patronus.
– Tak bywa, kochanie – powiedziała pani Parkes, jakby w ogóle nie była zdziwiona i uścisnęła jej dłoń. – Jednak przydarzyły ci się wstrząsające rzeczy. Może nie widać tego po tobie, ale to miało na ciebie duży wpływ.
– Kiedyś straciłam patronusa na kilka lat – wyznała nagle pani Dorea, a Jess zakrztusiła się. Bert zaczął klepać ją po plecach i po kilku odkaszlnięciach, otarła łzawiące oczy. – Po śmierci rodziców nie byłam w stanie użyć tego zaklęcia. Nie wiem, kiedy mogłam ponownie, ale było to na pewno po narodzinach Jamesa. Musiałam załatwić coś w Azkabanie i pojawiłam się zanim strażnicy wiedzieli, że ktoś z Biura przybędzie. Byłam postawiona pod ścianą, bo do dementorów nie da się tak łatwo przemówić. Na początku uciekałam, ale miotła była zbyt wolna, a byłam już w tym miejscu, gdzie nie można się teleportować. Spróbowałam rzucić zaklęcie i się udało.
– A zmienił swoją formę? – zapytała Jess.
– Właśnie nie. To mnie chyba jeszcze bardziej zadziwia niż to, że mi się udało – rzekła, śmiejąc się cicho. – To naprawdę nic strasznego, Jess...
– Nie o to chodzi... Wiem, że takie rzeczy się zdarzają i nie dziwię się, że to się przydarzyło akurat mi. Po prostu, patrzyłam na tego wilka i miałam wrażenie, że to coś bardzo znajomego. Na myśl o nim, czuję się dziwnie – powiedziała, ale to chwilowe rozmyślanie nadal nie przyniosło efektów. – Może tylko mi się wydaje?
*******
Luty był dla niej nieco spokojniejszy niż styczeń. Miała więcej wolnego czasu i chociaż z Kwatery wypuszczała się tylko na zajęcia na kursie, to nie czuła się tak źle, jak sądziła, że się będzie czuła. Nie powiedzieli jeszcze o ciąży, bo dowództwo czekało na jakieś informacje, ale miała nieodparte wrażenie, że i tak nic nowego nie ustalą.
Jej spokój był też spowodowany tym, że nie musiała się martwić o przeprowadzkę. Któregoś dnia przed snem, poruszyli z Jamesem ten temat i zaczęli myśleć o potencjalnej lokalizacji ich domu. Minęła chyba godzina i po uśmiechu Pottera wiedziała już, że ten sądzi, iż wpadł na genialny pomysł. I faktycznie tak było.
Poryczała się, bo rozumowanie Jamesa było bardzo romantyczne. Zaproponował jej, żeby przeprowadzili się do Doliny Godryka. Miejsca, w którym urodził się Godryk Gryffindor, założyciel ich domu w Hogwarcie. Dodatkowo tam, Bowman Wright wynalazł Złotego Znicza, a ta malutka, latająca piłeczka była nieodzownym atrybutem Jamesa w latach szkolnych.
Oprócz tego, Dolina Godryka znajdowała się jakieś pięćdziesiąt mil od Kwatery Głównej, więc James czasami mógłby tę odległość pokonywać na swoim Nimbusie.
Piątkowe zebranie podsumowałaby jednym słowem: cisza. Znów nikt nic nie widział ani nie słyszał. Udało się schwytać jednego wilkołaka odpowiedzialnego za atak na mugolu, ale cały czas na wolności było całe stado.
Dowództwo przypomniało o jak najczęstszym ponawianiu zaklęć ochronnych i większej uwagi, bo w ostatnim tygodniu Moody'emu i Charlusowi udało się dostać do czterech domostw w mniej niż kwadrans, a domownicy nie zorientowali się, że zaklęcia są złamane.
Zachowanie Moody'ego czasami ją przerażało, ale też podziwiała go, kiedy tak grzmiał do ludzi, pewny tego, że gdyby chcieli sprawdzić więcej domów, to ten wynik byłby większy.
O Remusie nadal nikt nic nie wiedział. Były same plotki, które tylko ich denerwowały, ale na szczęście tylko nieliczni otwarcie twierdzili, że Remus na pewno jest zdrajcą. Reszta zdawała się na dowództwo, u którego dało się wyczuć niepewność w osądzie.
Myślała, że może jej się to wydaje, ale Katherina kilka dni wcześniej powiedziała im, że z kolei Leven powiedział jej, iż nadal go poszukują, a z zeznań osób, które nie są związane z Zakonem dowiedzieli się kilku nowych faktów i wiele im się nie zgadza.
James i Syriusz byli wściekli i teraz jak na nich patrzyła, to dostrzegła zaciętość w ich minach. Przed zebraniem mieli porozmawiać z Charlusem, żeby przyznali, iż może pomylili się, co do Lupina, ale do tej pory Moody nic nie powiedział na ten temat. Rzekł jedynie, że nadal aurorzy go szukają. Tyle. Dostrzegła porozumiewawcze kiwnięcie głową pomiędzy Jamesem a jego ojcem, jakby jej mąż mówił "może być".
Poczuła małe ukłucie w sercu na myśl, że z początku James jej nie zrozumiał. Nie mieściło jej się to w głowie jak mógł sądzić, iż byłaby w stanie tak pomyśleć o Lupinie. To, że była oszczędna w słowach na ten temat i raczej ukracała wszelkie rozmowy o nim, to nie oznaczało, że już go skreśliła. W sypialni więcej o tym rozmawiali, ale nadal się obawiała, że nie są tam sami. Coś im zagrażało. Jemu, jej i tej małej osóbce rosnącej w jej brzuchu.
W Kwaterze nadal był zdrajca. Tego była pewna.
Piątkowe zebranie szybko dobiegło końca i jak zawsze zostali tylko domownicy, Jane, Paul, Bert, Jess i Peter. Siedli w salonie i wtuliła się od razu w ramię Jamesa.
Delikatnie się uśmiechała, starając się, nie zasnąć.
Jess i Katherina rozmawiały o jutrzejszym ślubie Ann Winsborn. Lily szczerze się zdziwiła, gdy Jess w czasie pomagania jej przy eliksirach powiedziała, że Ann zaprosiła ją na ten ślub.
Jeszcze bardziej była zdziwiona, gdy Katy oznajmiła iż dziadkowie jej i Jamesa też idą.
– Dwie imprezy w tej samej sukience, Jess? – zakpiła Katherina, gdy Cay opowiadała w jakiej stylizacji się pojawi. – Może podepnę się z dziadkami i też pójdę?
– Już widzę jak cię wpuszczają. – Zaśmiał się James i pogłaskał jej dłoń.
– Och, daj spokój, James. To było dawno. Widzisz, Jessica i Ann to teraz najlepsze przyjaciółki!
– Jesteś zazdrosna! – zauważyła Jess i zaśmiała się głośno. Parkes zrobiła naburmuszoną minę, jakby ją przyłapano na złym uczynku i Jessica objęła Katherinę. – Uszyłam jej tylko suknię i chciałaby widzieć jakieś młode twarze. Z tego co wiem, to większość gości, to znajomi jej dziadków.
– Szkoda, że nie rodziców. Tak to byśmy się widzieli jutro ślubie – powiedział Potter, a ona podniosła głowę, żeby spojrzeć na niego ze zdziwieniem. – Pan Fredrick przez kilka lat partnerował tacie, a ciocia i on spotykali się w Hogwarcie...
– Byli tylko przyjaciółmi! – syknęła Parkes i rzuciła w Jamesa małą poduszeczką. – Podobno nawet się nie całowali.
– Fuj! – Paul wydał z siebie dźwięk jakby było mu niedobrze. – Mówisz o naszej mamie, Katy.
– Merlinie... Mam ci przypomnieć skąd się biorą dzieci? – zapytała Katherina i spojrzała na brata z politowaniem.
– Przynosi je smok? – zapytał Syriusz na co zachichotała razem z Jane.
– Myślałam, że jednorożce – powiedziała Jess takim tonem, jakby była zawiedziona, a Parkes pokręciła głową. Lily poprawiła się, bo zaczął boleć ją kręgosłup i wyczekiwała, co odpowie Katy.
– Jednorożce przynoszą dziewczynki, a chłopcy są rozdawani przez gnomy.
– Ej! Przez smoki! – James rzucił w kuzynkę poduszką i trafił w kieliszek z winem, który wyleciał jej z dłoni i zawartość wylała się na dywan.
– Ej! – jęknęła i odłożyła kieliszek na stół. – Panu więcej nie lejemy. Lily, pilnuj pana!
– Tak jest! – Zasalutowała jej i uśmiechnęła się czule do Jamesa, gdy ten spojrzał na nią karcąco. Uniósł brwi do góry i zrobiło jej się gorąco, gdy uśmiechnął się figlarnie. O tak, temu panu już nie lejemy.
*******
– Pierdzielę takie imprezy – warknęła Jessica i walnęła Adalberta bukietem w ramię, gdy zaczął się cicho śmiać. Uśmiechnęła się uroczo do Enid Longbottom, która tańczyła obok nich wraz z mężem i posłała im rozbawione spojrzenie, i zamrugała sugestywnie brwiami. – Na brodę Merlina i Dumbledore'a! Jak długo mam jeszcze łapać te bukiety? Znajdź osobę, która zrobi coś z tą klątwą bukietową! To nie jest śmieszne! To upokarzające!
– To tylko bukiet, Jess.
– To nie jest tylko bukiet, Bert! To kwintesencja mojego życia uczuciowego. Ile mam jeszcze złapać bukietów, żeby wreszcie mieć swój własny, hę? – zapytała z przesadną żałością. Kolejny raz złapała pieprzone badyle, którymi rzucała panna młoda i co ostatnie cztery razy były nawet zabawne, tak ten utwierdził ją w przekonaniu, że to chyba jedyne, na co może liczyć. Na ślubne kwiatki kogoś innego, nie jej własne! – Myślisz, że mogę jeszcze trochę wypić? Wydaje mi się, że już wlałam w siebie wystarczająco dużo wina, ale nie czuję tego i nadal chce mi się płakać.
– Ale tylko trochę – powiedział i poprowadził ją w stronę stołów. Podał jej kieliszek z winem, a dla siebie wziął szklankę Ognistej i poszli w stronę Amelii Bones, która siedziała samotnie przy swoim stoliku.
– Piękna sukienka! – zagadała do niej i rudowłosa zachichotała, i podziękowała za komplement.
– Twoja również... – Jess dygnęła przed nią w ciemnozielonej sukience ze srebrnymi dodatkami, w której bawiła się na ślubie Lily i Jamesa. Amelia też przyszła w sukience, którą miała na ślubie Potterów. – Przyszliście dotrzymać mi towarzystwa?
– Jasne! Gdzie twój partner? – zapytała ją Cay.
– Gdzieś w tłumie, ale jeszcze nie wiem kim on jest – westchnęła Bones. – Tobias miał do mnie dołączyć, gdy skończyłby pracę, ale rodzice uznali, że może jak będę sama to kogoś poznam. Jednak Leven to nie materiał na mojego męża, także czekam, aż podejdzie do mnie miłość mojego życia.
– Wydaje mi się, że skrycie pragniesz tego, żeby nikt nie podszedł – powiedziała cicho Jess, jakby to był sekret, a Amelia zaśmiała się głośno i kiwnęła głową.
– Gdybym wiedziała, że też idziecie, to wzięłabym Syriusza – wyznała Bones, a Jessica przyznała, że to byłby świetny pomysł, bo może też lepiej by się bawiła.
– Nie to, że z Bertem mi źle, ale Syriusz umiałby coś z tym zrobić – mruknęła i pomachała bukietem. – To mój piąty.
– A wy?
– Och! Chcemy pojeść chleba z wielu pieców... – zaczęła Cay rumieniąc się. – Wiesz, jak jest.
– Hmm... – westchnęła Amelia i Jess widziała, że koleżanka próbuje zakamuflować uśmiech i zbiera myśli. – Właśnie nie wiem, jak jest.
– Nie każ jej tego tłumaczyć. Zwłaszcza po winie – wtrącił Adalbert i objął ją ramieniem w pasie, za co znów uderzyła go bukietem w ramię tak, że kilka płatków róż poleciało na podłogę.
– Merlinie, rodzice na mnie machają – jęknęła Amelia i wstała z miejsca. – Och nie... Stoją z Crouchami i ich synem.
– Połamania nóg! – Jess poklepała ją pokrzepiająco po ramieniu i przez chwilę obserwowała, jak rudowłosa odchodzi w stronę rodziców oraz Crouchów.
Dopiła resztę wina z kieliszka i odłożyła go na stół.
– Chodź, wytańczymy promile! – powiedziała do Adalberta, łapiąc go za rękę ciągnąć na parkiet.
*******
Tobias objął na przywitanie Cecile i ucałował jej rumiany policzek, a następne pogłaskał małego Marcusa po rudych włoskach.
– Weźmiesz go? – zapytała go i nie czekając na odpowiedź, praktycznie wepchała malca w jego ramiona. – Och, jaka ulga.
– Usiądź i odpocznij trochę. Odgrzeję nam obiad – powiedział Edgar i poprowadził żonę do kuchni, a on ruszył za nimi.
– Umie już coś powiedzieć? – spytał, gdy malec zaczął gaworzyć.
– Tylko "nie" – odpowiedziała Cecile, siadając przy stole. Leven wyciągnął różdżkę i zaczął puszczać bańki mydlane, które malec próbował złapać w dłonie. – Do twarzy ci z dzieckiem.
– Bo przestanę do was przychodzić – mruknął z przekąsem i uśmiechnął się lekko, widząc zachwyconą minę dzieciaka.
– Szybko byś zgłodniał – stwierdziła rudowłosa, a on parsknął śmiechem.
– Przeżyłbym – zapewnił i odłożył Marcusa na wyższe krzesełko do karmienia. – Ale niewątpliwie stęskniłbym się za chrześniakiem i jego mamą.
– A moją żoną – wtrącił Edgar i postawił przed nim talerz z makaronem z serem. Kolejny raz się zaśmiał, gdy przyjaciel usiadł obok żony i wycisnął na jej policzku mocny pocałunek. – Jak Victoria?
– Strasznie ruchliwa... – zaczęła marudzić, że ten dzień jej nie oszczędził, bo Marcus rozrabiał, a dziewczynka, która jeszcze się nie urodziła, kopała. – Czuję się jakbym miała ją urodzić jutro, a nie za półtora miesiąca...
– Co u diabła?! – przerwał Edgar, wstając z krzesła, gdy usłyszeli, jak ktoś z impetem otworzył drzwi wejściowe. Szybko wstał i wyciągnął różdżkę, tak jak jego przyjaciele.
Do kuchni wpadła Amelia. Dół sukni miała rozdarty w kilku miejscach, a na gołych ramionach widniało kilka zadrapań, z których sączyła się krew.
Praktycznie rzuciła się w ramiona brata.
– Zabili ich! Wybili ich wszystkich, Edgarze!


Tłumaczenia z języka francuskiego:
[1] Toujours pure – zawsze czysty (rodowe motto Blacków).
[2] La petite mort – mała śmierć (jest to określenie często używane w odniesieniu do orgazmu).
[3] Traître à son sang – zdrajca krwi.

12 komentarzy:

  1. Hejo! W ten śnieżny dzień postanowiłam sobie umilić czas i zerknąć, skoro już tak ładnie spełniasz moje prośby <3
    Oderwałam się na chwilę od podręcznika, by trochę się rozerwać, a pewnie jak skończę czytać i komentować rozdział to stwierdzę, że czas się położyć (tak wygląda u mnie cała druga połowa marca, wieczne zmęczenie nicnierobieniem - najbardziej produktywna rzecz w ostatnim tygodniu to obejrzenie całego sezonu The Legacies).
    Ale do rzeczy!

    Syriusz taki trochę badass, każda chciałaby takiego chłoptasia :D Jestem bardzo ciekawa, czy jego współpraca z Regulusem potrwa dużo dłużej i czy Regulus będzie u Ciebie podobny do kanonicznego Regulusa :P Wiem, że on już tam kiedyś się przewijał w opowiadaniu, ale to starce czasy i jestem ciekawa, jak to będzie teraz. Ale Syriuszek dobrą robotę odwalił, nadaje się chłopiec na aurora, wie, co robić :D <3

    Jeju, jak Ty ranisz mojego biednego Remusa :( Serce mi się kraja :( Normalnie to co czytam to Cruciatus dla duszy :( :( :(
    Wspomnienia z Dumbledorem lekko złapały mnie za serce. On zawsze tak "lekko" podchodzi do spraw, tu rozbawiony, tu uśmiechnięty <3 Ach... Choć trochę ciepła w tej okrutnej chwili... No i zaproponował Remusowi miejsce w dowództwie, aaaach!

    Aaaaaaa, patronusem Jess jest wilk! No, nie! Zaraz znów zacznę shippować (szipować?, nigdy nie wiem, jak to poprawnie napisać) z Remusem, jak za starych dobrych czasów! Swoją drogą propsy za pokazanie nauki wyczarowywania patronusa przekazującego wiadomość. Tłumaczenia były naprawdę mega profesjonalne :D Śmiem twierdzić, iż zaliczyłaś Obronę Przed Czarną Magią na Wybitnego :P

    Och, Lily już po ślubie, a wciąż tak szczęśliwie zakochana <3 Dalej mi przykro za to, w jaki sposób poruszyła w ostatnim rozdziale temat Lupina, ale no... To jest Lilka, ja jakoś nie potrafię się zbyt długo na nią gniewać :D

    Może i Jess jest już trochę podirytowana tym swoim łapaniem bukietów, ja obstaję przy Bercie, bo wciąż mnie to śmieszy :D Ale wiesz, mogłabyś się nad nią wreszcie zlitować, bo zła passa ciąży na niej już tak długo :P
    O! MMłody Crouch! Musisz wiedzieć, że ja bardzo, ale to bardzo kocham Davida Tennanta! Jest cudowny w każdej roli, a jego głos, z tym jego szkockim akcentem, uzależnia! <3 <3 <3 (będąc przy nim, polecam serial Broadchurch <3)

    O MATKO! Toż to okrucieństwo, teraz kazać czekać na drugą część rozdziału! Już miałam się rozwodzić na Tobiasa trzymającego bobasa (co za rymy!), ale wszystko wypadło mi z głowy! Jak ja teraz wytrzymam?! Ach! Boziu drogi... Aż się rozbudziłam!

    Kochana, naprawdę teraz nie mogę się doczekać części drugiej :P Wrzucaj tak szybko, jak tylko się da :D Ja tymczasem, zgodnie z moimi przewidywaniami, idę do łóżeczka <3

    Dużo weny Ci życzę!
    Pozdrawiam i ściskam mocno! <3

    Dobranoc :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Czeeeść!
      Ale z nas nocne Marki! :D
      Mój marzec wygląda podobnie, aczkolwiek pochłaniam się grą w kości (od dziś/jutra robię sobie odwyk ;P).
      Och, jak masz czas to polecam The Umbrella Academy (pochłonęłam calutki sezon w półtora dnia). Jest świetny, przezabawny i ma dobrze dobraną muzykę! :D
      Ale do rzeczy!

      Do Regulusa jeszcze wrócę kiedyś (59-60), a jak poprowadzę tą postać to zobaczysz (ale tu napomknę, że pojawi się jeszcze za jakiś czas w kontekście Jess :P :P :P).
      Moje ego jest połechtane za te słowa o Syriuszu i w sumie tu aż chcę zdradzić, że będą sytuacje w których miłość do niego będzie rosła. :D

      Remus niestety nie ma teraz najlepszego czasu i ta passa będzie się utrzymywała. Niestety.
      Wybacz ;(
      Tak, Remusa zdolności są widoczne i chłopak się wykazał. :)

      Tak, tak, tak patronusem Jess jest wilk i w 57 do tego powrócę. :D
      Uf uf, cieszę się, że to tłumaczenie gadających patronusów Ci się spodobało.
      Jee! Jeden przedmiot to przodu!

      Lily póki co ma nadal sielankę. Trochę tam zmąconą obawami, ale jednak to nadal sielanka.
      Tutaj co do Remusa, to nie wprost wytłumaczyłam, o co jej chodziło, ale tylko napiszę, że:
      1. Do tego wrócę po 60.
      2. Akurat to się poniekąd sprawdziło.
      No i pamiętaj, że to nie była jej perspektywa, a Jamesa i to on tak odbierał jej słowa, i zachowanie. :P

      Bert nie macza paluszków przy bukiecie. Po prostu ona już tak ma. :D
      Cóż, Jess z facetami nie ma teraz łatwo, ale już w cz. 2 los się trochę do niej uśmiechnie :D

      Musisz wiedzieć, że ja bardzo, ale to bardzo kocham Davida Tennnta też! Jest cudownym aktorem i tak, jego głos przepiękny, i tu powiem, że mój fioł na punkcie szkockieg akcentu zaczął się właśnie od niego. :D
      Jak mi smutno to sobie oglądam na yt filmik z rozdania nagród NTA Special Recognition. ojeju! Jest tam taki uroczy i zabawny! Polecam gorąco! No i w tle grają Proclaimersi, co sprawia, iż filmik jest lepszy. :D
      Broadchurch jest na mojej liście "musze obejrzeć" na filmwebie i chyba serio muszę się za niego zabrać, bo kilka osób już mi ten serial poleciło, a ja nadal nie obejrzałam. :P

      Uspokajam Cię: kolejna część za równiusieńki tydzień! W sumie to już sześć dni! Także bliżej niż dalej.
      Tobias z bobasem to chyba najpiękniejszy widok na świecie ;) Specjalnie dla Ciebie jeszcze kiedyś dam coś takiego, żebyś się mogła porozwodzić.

      Dziękuję bardzo <3 <3
      Dobrej nocy życzę!

      Buziaki! :*

      Usuń
    2. David na rozdaniu nagród NTA to najlepszy widok na świecie! Zaraz po nim jest u mnie Olivia Colman dostająca Oscara :D A że w Broadchurch razem grali, to już w ogóle :D
      Ach, to jednak nie wszystkich wybili, ha! Skoro do Jess los ma się uśmiechnąć w części drugiej... :D Aż mi ulżyło :D
      Na Tobiasa z bobasem będę czekać z niecierpliwością *_*
      Buziaczki!

      Usuń
    3. Szczerze Ci napiszę, że ostro kibicowałam na Oscarach Glenn Close i kiedy Olivia Colman wygrała no to było takie "meh", "Faworyty" nie oglądałam, więc no wie wiedziałam, czy jej się należy :P Ale jak zaczęła mówić, to płakałam razem z nią :D I to też wystąpienie do którego wróciłam już kilka razy :D
      W sumie to jakbym miała wskazać takie top 3 odbierania jakichś nagród to tak: Tennant, Olivia i Twenty One Pilots w 2017 na Grammy :P

      Już tyle planów zdradziłam w komentarzach, więc wiadomo, że Jess dożyje do około 60 rozdziału. :P
      Niedługo pojawi się u Bonesów drugi bobas, także już niebawem! :D

      Buziaki! :*

      Usuń
  2. No jak mogłaś zakończyć rozdział w takim momencie! Ja po prostu w to nie wierzę, teraz będę musiała czekać na kontynuację cały tydzień i przez ten calutki tydzień nie będę wiedziała, kto nie zalicza się do owych "wszystkich". Jestem ciekawa, czy w końcu postanowiłaś zabić któregoś ze swoich bohaterów? To nie Jess i nie Bert, ale może właśnie dziadkowie Jamesa i Katy? Ten ostatni fragment zapowiadał się spokojnie i uroczo, a tu na koniec taki zwrot akcji... to była naprawdę niespodziewane i nie wiem, czy przez to nie zmienię zdania co do rozdzielania notek na części ;)

    Podobała mi się lekcja z paniami Doreą i Caroline. Patronusy to zawsze fajny pomysł, trudna magia i można do nich dorabiać sobie fantastyczne teorie. Jak już kiedyś wspominałam w którymś z komentarzy, my też miałyśmy w planie u jednego z bohaterów utratę Patronusa, ale skoro Ty już ją masz u siebie, to musimy się z Furią porządnie zastanowić, czy tego nie usunąć z naszych wątków. Nie chciałybyśmy potem kiedyś być posądzone przez osobę, która przeczyta oba nasze opowiadania, o podprowadzanie Twoich pomysłów :) a kolejna część z Jess była przesympatyczna. Te bukiety muszą coś znaczyć i ona na pewno już niedługo sobie kogoś znajdzie. Rozbawił mnie fragment o Bercie, kiedy Cay myśli, że gdyby nie wiedziała o jego orientacji, to pomyślałaby, że się w niej zakochał xd

    Syriusz trochę mnie zawiódł na początku. Myślałam, że usilniej wystara się o te informacje na temat Lupina. Pogrozi mu, przystawi różdżkę do gardła... ale w sumie potem mi przeszło. To przecież jego młodszy braciszek. Ogólnie bardzo lubię ich konfrontacje i te wtrącenia po francusku. To takie w bardzo szlachetnym i starożytnym stylu.

    Fragment z perspektywy Lily niewiele wnosi, albo przesłanie ukryte jest na tyle, że mój mózg o 23.29 nie jest w stanie tego wyłapać. Nie będę się tu rozwodzić, ciężarne kobiety na ogół są lekko irytujące, i na tym zakończę ten temat xdd

    No i w końcu Remus. Szkoda mi go, że tak cierpi. I tak wykazał niesamowitą siłę, że udało mu się opierać nawet po drugim zaklęciu torturującym. Wielki szacun dla niego. Mo i oczywiście również za to, że coraz częściej awansuje na dowódcę Zakonu ;>

    Przepraszam za ten kompletny chaos w komentarzu, ale zawsze kiedy końcówka jest emocjonująca, to burzy mi całą koncepcję wypowiedzi. Czekam niecierpliwie na dalszy ciąg, chcę poznać tożsamości ofiar Krwawych Godów. Pozdrawiam!
    Drama

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Lubię kończyć w cliffhangerem i jednak jak miałam możliwość takiego zakończenia, to wiadomo, iż tak skończę ;)
      Kto taki zalicza się do "wszystkich"? To będzie wiadomo już we wtorek! :)
      Hahaha :D Spodobało mi się to dzielenie rozdziałów, także wybacz, już klamka zapadła. :D

      Bardzo mi miło, że lekcja z Doreą i Caroline Ci się spodobała. Tutaj miałam mały stresik, bo jednak uwielbiam u Was tłumaczenie wszelkich tajników magii i dopieszczałam ten fragment przez kilka dni, żeby miał ręce i nogi, coby Dramie się spodobało <3 :D :D
      Jeśli o mnie chodzi, to ja bardzo chcę u Was temat patronusów, tak jak miałyście w zamyśle, nawet jeśli są jakieś podobieństwa (jednak i tak wiele mieliśmy w kanonie). Jak napisałam wyżej: lubię Wasze teorie i teraz, jak wiem, że macie ją na temat patronusów, to chcę ją poznać. :)
      A jeśli ktoś dopatrzy się podobieństw, to trudno, może zauważy, że pierwszy komentarz pod Waszą notką należy właśnie do mnie (zazwyczaj tak jest ;P myślę, że wtedy też będzie :D).
      Klątwa bukietowa nigdy jej nie opuści, ale na szczęście tę klątwę da się zdjąć. :D Och! Do tego wzroku nawiążę już w części drugiej i cóż... Jess poniekąd ma rację. To wzrok pełen miłości <3

      Niestety, ale Regulus też nie wie nic o Remusie i tak naprawdę od 57 już będą jakieś konkrety. Tutaj zdradzę, że Voldemort i praktycznie cała śmietanka nie wiedziała o tym, że u Dołohowa w piwnicy jest ktoś z Zakonu, więc dlatego tak ciężko o ustalenie czegokolwiek.
      Uf, dobrze, że tak później odebrałaś ich spotkanie. Jednak ze względu na te przeszłe ich spotkania i też to, że jednak Syriusz próbował jakoś na niego wpłynąć, to lepiej chyba było tak to załatwić. Ale co będzie w przyszłości? :D

      Przesłania u Lily musiałabyś chyba szukać mikroskopem. :D Tutaj chciałam jednak wyjaśnić, że nie ma Remusa za zdrajcę i James trochę opacznie ją zrozumiał.

      Ojeju! U Was Remus jest dowódcą! Jak coś, to nie podpatrzyłam od Was tego pomysłu. :P

      Jest! Krwawe Gody! Wreszcie ktoś to nazwał, tak jak chciałam to nazwać! Nawet nie wiesz jak mnie kusiło, żeby na muzykę przewodnią dać "The Rains of Castamere". :D

      Chaos is a ladder :D Jeju, musiałam to napisać. :D
      Och, i dobrze, że jednak piszesz, iż chcesz poznać tożsamości ofiar. Tu już uprzedzę, że zbiorczej listy nie będzie, ale przez cały rozdział przewiną się te nazwiska. No i w 57 też tam trochę o tym będzie. :)

      Cieszę się, że rozdział przypadł Ci do gustu <3

      Buziaki! :*

      Usuń
  3. No jak mogłabym nie być ciekawa, w końcu Ty tak nie lubisz zabijać swoich bohaterów! Czy to oznacza, że tych, których zabijasz, to najmniej lubisz? Bo nie wiem, jak mam to interpretować xd a w kwestii "Deszczy Castamere" to ja się zastanawiam od bardzo dawna już, czy oryginalny tytuł brzmi "Rains of...", czy "Reynes of..." no bo przecież tak się nazywał tamten wybity do nogi ród. Nie jestem jakąś specjalistką w dziedzinie wymowy angielskiej, a trochę nie chce mi się czytać od początku całej sagi w obcym języku, żeby to sprawdzić ;p

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Och nie, zdecydowanie nie jest tak, że tych co zabiłam to nie lubię (świadczy o tym ilość wylanych łez przy pisaniu rozdziału ;( ).
      Na jakiejś anglojęzycznej stronie znalazłam, że pieśń miała tytuł "The Rains of...", ale fakt fonetycznie Rains i Reynes brzmią podobnie, więc to raczej nie jest przypadek, że to taki tytuł i chyba można go dwojako interpretować. :)

      Usuń
  4. Hej, hej! Trafiłam tu poszukując końca internetu, bo już dawno nie siedziałam na blogach. Pierwszy raz czytam jakiś Twój wpis i jestem... zachwycona! Bardzo ładna narracja, a czytając mam wrażenie, że mam w łapkach prequel do Harrego Pottera napisany przez JKR. Jak wyżej wspominałam wcześniej nie czytałam żadnych twoich wpisów, więc jeszcze gubię się w fabule i postaciach,ale myślę że szybko to nadrobię, bo bardzo zaciekawiło mnie twoje opowiadanie. :) A ten Syriusz z tymi francuskimi wstawkami normalnie boski, taki trochę mafiozo i Alvaro w jednym. :D Pozdrawiam serdecznie! I zapraszam na mój "koniec internetu" https://spojrzenie-syriusza-blacka.blogspot.com
    PS. Obiecuję, że następne komentarze będą bardziej konstruktywne, jak przeczytam już wszystko. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cześć!
      Dziękuję Ci bardzo za tak miłe słowa <3 Mam nadzieję, że nie są one primaaprilisowym żartem ;)
      Cieszę się, że Syriusz zdołał skraść Twoje serce tym małym fragmentem, bo z tego co widzę, to masz do niego słabość :D
      Z przyjemnością do Ciebie zajrzę :)
      Mam nadzieję, że całość opowiadania nie zmąci tego pierwszego wrażenia :)

      Buziaki! :*

      Usuń
  5. Czołem!

    wróciłam, po bardzo długiej nieobecności i szybciutko skomentuję, bo mam masę do nadrabiania:
    Syriusz, niegrzeczny chłopiec, marzenie niejednej niewiasty, ale ktoś kto wreszcie wziął sprawy w swoje ręce. Podobał mi się pomysł spotkania z bratem sam w sobie, ale... Black pałający się pracy? I to jeszcze w sklepie? To nie przystoi takiemu paniczowi. Sama rozmowa bardzo mi się podobała, ale ten jeden aspekt mi nie leży.
    Potem Remus - jeżu w morelach, jak mi jest go strasznie, strasznie szkoda. Długo się chłopaczyna opierał, szkoda że finalnie nie pykło, ale kurczę nikt nie jest cyborgiem. Byłam tam z nim, cierpiałam z nim i liczę, że niedługo będzie jakiś przełom w jego sprawie.
    Jess - ten wilczek jest intrygujący. Fajnie to opisałaś i wyjaśniłaś. Szczególnie to przekształcenie CWN (:D), podobała mi się ta scena i ciekawa jestem do czego ją planujesz, bo obie wiemy, że u Ciebie wszystko ma swój początek, rozwinięcie i koniec. No i ta klątwa bukietowa :D
    Zebranie Zakonu, fajny przerywnik i wstawka, że coś się odbywa, ale nie mam co tu więcej komentować.
    Końcówka - Ty to umiesz w Cliffhangery :D

    Z uwag: to na końcu strasznie rudo ci się zrobiło i miałam problemy z ogarnięciem o kim teraz mowa, zwróć może na to uwagę.

    ślę uściski,
    Panna Czarownica

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No cześć! :D

      Syriusz u mnie akurat chyba nie jest bardzo niegrzeczny, ale cóż... nadal pozostaje marzeniem niejednej niewiasty. :D
      Regulusa aspiracją nie jest raczej leżenie i pachnienie, także tak. Młodszy Black ma pracę i mam w planach kiedyś nieco ją przybliżyć. :D Na szczęście jego rola w sklepie jest bardzo znacząca i według mnie nie ujmuje mu godności. :D

      Myślałam, że będziesz bardziej ubolewała nad Remusem, ale wiem też, że szybko chcesz nadrobić zaległości, więc przez pośpiech nie będziesz się nad nim rozwodziła. Mam nadzieję, że jak wstawię 58 to będziesz już na bieżąco i tam trochę nad nim pojęczysz, no bo lubię jak tak nad nim jęczysz. :D

      Hehe :D Jak było to o CWN ostatnio no to mi się skojarzyło i nie pamiętam, czy Ci o tym powiedziałam, ale chyba nie, bo nie chciałam spoilować :p
      Wilk nieraz się u Jess pojawi, ale cóż.. Oighrig mówiła o wilku xD
      Czy akurat w kontekście patronusa będzie dalej jakieś rozwinięcie, to nie wiem. Możliwe, że tak, ale nie obiecuję.

      Uwielbiam klątwę bukietową. :D
      Postaram się uważać na powtórzenia, ale wiesz jaka jestem. :D Czasami tego nie widzę, po prostu. :D
      I tak, lubię cliffhangery. :D

      Buziaki! :*

      Usuń

Cześć Drogi Czytelniku!
Jeśli przeczytałaś/eś rozdział, podziel się ze mną swoją opinią i uwagami.
Przyjmuję konstruktywną krytykę – ale pamiętaj, żeby zachować kulturę wypowiedzi.
Jedna obelga, to jeden smutny labrador!

Masz jakieś pytania?
Czegoś nie pamiętasz lub nie do końca wiesz, co autorka miała na myśli?
Zapytaj o to w komentarzu – SBlackLady zawsze odpisuje!

KATHERINA (78) JESSICA (68) SYRIUSZ (67) JAMES (63) LILY (62) JANE (54) DORCAS (50) REMUS (47) ANGLIA (42) WILLIAM (42) ADALBERT (40) PAUL (38) TOBIAS (37) ZAKON FENIKSA (35) AUROR (31) MOODY (29) HOGWART (25) BONES (21) CHARLUS (20) DUMBLEDORE (19) AUSTRALIA (18) DOREA (18) MEADOWS (17) ŚMIERCIOŻERCY (15) POTTEROWIE (14) PARKESOWIE (13) CAROLINE (12) KURSY (11) MISJA (11) DAGNY (10) MCGONAGALL (10) INNE SZKOŁY (9) LISTY (9) ORGANIZACJA (9) informacja (9) LARS (8) PAESEGOOD (8) ROBERT (8) ELIZABETH PRONTON (7) TORIN (7) WAKACJE (7) REGULUS (6) ŚWIĘTA (6) ANN (5) HENRY (5) ROSJA (5) SNAPE (5) STANY ZJEDNOCZONE (5) VOLDEMORT (5) WALKA (5) 18+ (4) CLARE (4) GREGORY (4) OKLUMENCJA (4) PATRONUSY (4) POJEDYNEK (4) STEPHANIE (4) ŚLUB (4) ANDROMEDA (3) HUNCWOCI (3) KARTNEY'OWIE (3) MECZ (3) QUIDDITCH (3) BEATRISHA (2) IMPREZA (2) LAGERE (2) MICK (2) OIGHRIG (2) PIERWSZA WOJNA CZARODZIEJÓW (2) WIELKANOC (2) FRANCJA (1) HOGSMEADE (1) JACK (1) JULIETTE (1) KONKURS (1) NOC DUCHÓW (1) OWUTEMY (1)
Theme by Lydia | Land of Grafic